Europa Środkowa: Złota gorączka na rynku prywatnych usług medycznych. Wyścig po dane zdrowotne

Jak informuje Reuters, Polska, Węgry i Rumunia to kraje, gdzie rośnie liczba osób korzystających z prywatnych firm medycznych. To okazja dla firm ubezpieczeniowych.

Wzrost zainteresowania prywatną opieką zdrowotną nad Wisłą i nad Dunajem tłumaczyć można wzrostem płac z jednej i niską jakością publicznych służb zdrowia z drugiej strony. Najważniejsze grupy ubezpieczeniowe PZU, Generali, Vienna Insurance Group (VIG) i Allianz rozpoczęły rozgrywkę o pozyskanie danych na temat zdrowia pacjentów. Jak powiedziała Gabriella Almassy z węgierskiego oddziału VIG:

Dane to podstawa przyszłości.

Dzięki nim możliwe będzie ustalenie, gdzie szukać zysku na coraz bardziej konkurencyjnym rynku ubezpieczeń zdrowotnych. Ubezpieczycielom może pomoc technologia taka jak ta opracowana przez polską firmę Infermedica, która opracowała program wystawiającą wstępne diagnozy na podstawie anonimizowanych danych medycznych. Maciej Malenda z Infermedici, współpracujący z PZU i Allianzem, stwierdził, że:

Widzimy boom na dane zdrowotne, który przypomina ten na dane finansowe sprzed 10-15 lat, kiedy sektor bankowy bardzo się zmienił.

Powszechny Zakład Ubezpieczeń jest największym ubezpieczycielem w regionie. Rozgląda się on za tuzinami innych start-upów, które pomogły by mu rozwinąć zdrowotny biznes. Zdobycie danych nie jest jednak łatwe, o czym Reutersowi powiedział Attila Hevesi z węgierskiej gałęzi Generali. Porównując dane ubezpieczeń zdrowotnych do tych z ubezpieczeń samochodowych, stwierdził, że:

To jak delfin kontra płetwal błękitny. Ale może nawet delfin jest wyolbrzymieniem.

Problem ze zdobyciem wiarygodnych danych medycznych ma także należąca do VIG czeska Kooperativa, o czym mówił członek jej zarządu Filip Kral. Innym wyzwaniem dla inwestorów jest konieczność odpowiedniego zabezpieczenia wrażliwych danych, których ochronę określa prawo unijne. Reuters przypomina w tym kontekście atak hakerski na węgierski Narodowy Instytut Farmacji i Żywienia w wyniku którego wyciekły tysiące danych pacjentów.

A.P.

Waszczykowski o amerykańskim zamachu: Sulejmani przez 20 lat łamał prawo międzynarodowe. Demokracje muszą się bronić

Witold Waszczykowski o tym, jak demokracje muszą bronić się przed terroryzmem i czemu nie należy opuszczać Iraku oraz o izraelskich obchodach 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz-Birkenau.

Witold Waszczykowski opowiada o gen. Sulejmanim i stwierdza, że zabójstwo jego przez USA nie było złamaniem prawa międzynarodowego, ponieważ irański dowódca był terrorystą.

Demokracje muszą się bronić.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej odnosi się do możliwości osądzenia Sulejmaniego, tak jak stało się to z Slobodanem Miloševiciem. Podkreśla, że „Sulejmani przez 20 lat łamał prawo międzynarodowe podburzając od akcji antyamerykańskich”. Odnosi się także do przyjętej przez iracki parlament rezolucji wzywającej wszystkie obce wojska do wycofania się z kraju. Zaznacza, iż nie ma ona mocy prawnej, a jest jedynie sygnałem dla rządy, by podjął stosowne negocjacje. Amerykańskie żądania finansowe wobec Bagdadu Waszczykowski uznaje za uzasadnione. Uważa przy tym, że wyjście z Iraku byłoby błędem.

Wycofanie się operacji amerykańskiej, natowskiej doprowadziłoby do tego, że Irak zostałby podporządkowany faktycznie Iranowi […], który dominując w Iraku zyskał by dostęp do Syrii.

Opuszczenie Iraku przez siły NATO doprowadziłoby, zdaniem polityka, do jeszcze większego chaosu niż jest obecnie.

Europoseł zgadza się z prezydentem Andrzejem Dudą w kwestii obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, które odbędą się w Izraelu. Albowiem strona żydowska nie zezwala na wystąpienie naszej głowy państwa, kiedy przemawiać będą prezydenci Rosji, Niemiec i Francji, a więc krajów, które wojnę wywołały lub jak Francja z nimi kolaborowały. Waszczykowski zauważa, że już w 2009 r. prezydent rosji pozwalał sobie na oskarżenia względem Polski, jeśli chodzi o wywołanie II wś.

Ówczesny rząd polski uważał, że najważniejsze jest by Putin przyjechał do Polski.

Dodaje, iż Polska jest i powinna być wiarygodnym sojusznikiem dla Stanów Zjednoczonych. Dzięki staraniom Warszawy wzmocniona została wschodnia flanka NATO.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

K.T./A.P.

Prof. Miszczak: Musimy jako UE mieć własną politykę bezpieczeństwa. Inaczej Europa zostanie zmielona przez Stany i Chiny

Prof. Krzysztof Miszczak o polityce amerykańskiej, jej rezultatach dla NATO, któremu grozi rozpad i UE, które potrzebuje własnej strategii oraz o problemach z jakimi zmagają się Chiny.

Polityka America First została zapoczątkowana przez Kennedy’ego, Obama bardziej ją uracjonalnił. Trump jest pochodnym tych procesów.

Prof. Krzysztof Miszczak zwraca uwagę, że „Trump reprezentuje swoje własne interesy narodowe”, co nie jest żadną nowością, gdyż taka polityka jest prowadzona przez Stany od lat i będzie kontynuowana po Trumpie. Problemem jest to, że wycofywanie się Stanów Zjednoczonych tworzy „luki strategiczne, w które wchodzi Rosja i inne kraje autorytarne jak Turcja, korzystająca z tego, że jest członkiem NATO”. Przypadek Turcji jest novum, gdyż mamy do czynienia z konfliktem między członkami Paktu.

W strategicznych planach USA przestało odgrywać rolę, to jest petent, Ameryka inwestuje w to, a nie inwestuje w siebie.

Gość „Poranka WNET” mówi, że perspektywa rozpadu lub przynajmniej dezorganizacji NATO już w ciągu następnej kadencji Trumpa jest realna. Na sytuację tą nie jest gotowa Unia Europejska, która nie potrafi zdefiniować własnej polityki bezpieczeństwa.

Unia Europejska od jej tworzenia przy ochronie jej interesów bezpieczeństwa przez Stany Zjednoczone przestała funkcjonować jako organizacja definiujące własną politykę bezpieczeństwa.

Prof. Miszczak zarzuca Unii Europejskiej brak strategii wobec świata dążącego do bipolarności, gdzie dwie siły stanowią Chiny i USA. Podkreśla, że trzeba stworzyć wspólnotę bezpieczeństwa, która teraz nie istnieje, gdyż Unia nie ma komponentu militarnego.

Jeżeli Europa dzisiaj tego nie wykorzysta jako gracz międzynarodowy […] zostanie zmielona między dwoma blokami. Przez Stany Zjednoczone i Chiny i przestanie istnieć w wymiarze wspólnotowym.

Potrzebę budowania nowych multilateralnych relacji dostrzegają Niemcy, które mówią o sojuszu państw budujących nowy porządek międzynarodowych, do których należą: Chiny, Indie, Japonia i Francja. Ekspert ds. polityki niemieckiej dodaje, że UE przestała być atrakcyjna dla młodego pokolenia. Widzą bowiem, iż Unia ogranicza się do elit politycznych. Problem nie reprezentatywności społeczeństwa dostrzega także w kontekście kryzysu CDU i SPD, które tracą poparcie na rzecz nowych sił politycznych.

Sinolog mówi także o zbliżającym się IV Plenum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin, na którym omówione zostaną najważniejsze dla Chin kwestie, takie jak problem niestabilnej chińskiej gospodarki. Państwo Środka bowiem ma problemy z wzrostem gospodarczym oraz z konkurowaniem ze Stanami Zjednoczonymi w wymiarze cybernetycznym. Niemniej jednak USA może przegrać ten wyścig, ponieważ swoje fabryki z najnowszymi technologiami umieściła w… ChRL. Ponadto innymi problemem dla Chińczyków są: nieumiejętność życia w nowoczesnym świecie, niechęć do zakładania rodziny będąca pokłosiem polityki jednego dziecka. Uwidaczniają się nierówności społeczne- całkiem inna jest pozycja „czerwonym książątek”- dzieci dygnitarzy partyjnych, a zwykłych robotników. 400 mln Chińczyków krąży po kraju, szukając pracy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Górny: Gdy rząd Orbána zakazał gender studies, środowiska LGBT+ nie protestowały. Większość to zaakceptowała [VIDEO]

– Rząd Orbána stwierdził, że gender studies to ideologia, a nie nauka. Jeśli na uniwersytetach nie wykłada się marksizmu-leninizmu, to tego też nie powinno – mówi Grzegorz Górny.


Grzegorz Górny, publicysta związany z tygodnikiem „W Sieci”, relacjonuje 30. edycję węgierskiego Uniwersytetu Letniego, który odbył się w Siedmiogrodzie w Rumunii. Jak co roku, również i tym razem pojawił się na nim obecny premier Węgier Viktor Orbán. Na imprezie przedstawił on orędzie, w którym zawarł swoje przemyślenia na temat demokracji. Podobnie jak w 2015 r. uznał on, że Węgry powinny wprowadzić system demokracji nieliberalnej. W tegorocznym przemówieniu wskazał na potrzebę opracowania nowego modelu ustrojowego, który nazwał demokracją chrześcijańską. Zaznaczył przy tym jednak, że nie chodzi mu o współczesną chadecję, lecz o pewien system, na czele którego nie stoją wartości liberalne, lecz słowa z Ewangelii wg św. Mateusza: „Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie” (Mt 7, 12).

„Tutaj Orban wskazał to jako pewne wyzwanie – jako coś, przed czym teraz stoimy w obliczu kryzysu demokracji liberalnej. On skonstatował, że ten model, który panuje dzisiaj w Europie Zachodniej, jest źródłem coraz to nowych kryzysów, w związku z tym należy teraz szukać nowych rozwiązań. W tej chwili bardziej to wygląda jako pewien drogowskaz, jako pewna inspiracja do szukania nowych rozwiązań, niż jako gotowa recepta z wypracowanymi wszystkimi rozwiązaniami”.

Górny przypomina również o wprowadzonym w 2018 r. przez rząd Orbána zakazie wykładania na uniwersytetach gender studies. Stwierdził on, że nie jest to nauka, a ideologia. Porównał ten kierunek do marksizmu-leninizmu mówiąc, że jeśli ten drugi nie jest nauczany na uczelniach wyższych, to gender studies też nie powinny. Gość Popołudnia zwraca tutaj uwagę na pewien paradoks – środowiska LGBT+ nie protestowały przeciwko tej decyzji pomimo faktu, że Węgry są państwem bardziej zlaicyzowanym niż Polska.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Powstał Raport o wolności mediów w krajach Inicjatywy Trójmorza / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 60/2019

Wyniki raportu SDP ujawniają wykluczanie w krajach Trójmorza z debaty publicznej dziennikarzy o konserwatywnych, prawicowych poglądach i pokazują, jak dobrze w mediach tych krajów ma się postkomunizm.

Jolanta Hajdasz

Nowe media i stare problemy. Wolność słowa w krajach Trójmorza

Przygotowany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich „Raport o wolności mediów w krajach Inicjatywy Trójmorza” jest gotowy. Jego wyniki są zaskakujące – ujawniają wykluczanie z debaty publicznej dziennikarzy o konserwatywnych, prawicowych poglądach i pokazują, jak mocno w mediach tych krajów trzyma się postkomunizm.

Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu (Chorwacja). Nasze media są prozachodnie, czyli identyfikują się z wartościami LGBT i robią kopiuj-wklej z maszynerii liberalnej Zachodu (Rumunia). Znów mamy nowomowę, która jest narzędziem władzy, słowa homofobia, islamofobia, mowa nienawiści to jej przykłady (Słowenia).

W mediach nie można mówić o chrześcijańskich korzeniach Europy (Chorwacja) – to zdania, które mnie zaskoczyły najbardziej wśród setek zdań zawartych w ankietach, stenogramach z konferencji i opracowaniach zebranych w czasie pracy nad Raportem o wolności mediów w krajach Inicjatywy Trójmorza, jaki w ramach projektu „Debata Dziennikarzy II” został przygotowany w Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Podsumowując kilkumiesięczną pracę całego zespołu nad Raportem, pragnę na koniec przedstawić kilka swoich refleksji.

Daleko od mainstreamu

Na początek zastrzeżenie. Nasz Raport nie jest całościowym opracowaniem naukowym, ponieważ w stosunkowo krótkim czasie jego tworzenia nie sposób opracować tego tak obszernego zagadnienia w sposób całościowy i potwierdzony kwerendą np. w krajowych archiwach. Jego wartość jest jednak niepodważalna. Po raz pierwszy bowiem udało się zebrać w formie opracowania o charakterze materiału źródłowego ulotne i niedostrzegane często opinie i doświadczenia dziennikarzy nie reprezentujących jedynie tzw. mediów mainstreamowych, czyli tych o największym audytorium (najwyższa sprzedaż w sektorze prasy drukowanej, najwyższa słuchalność w radiu, największa oglądalność wśród nadawców telewizyjnych, czy najwyższa tzw. klikalność w internecie) w danym kraju.

Wśród krajów Inicjatywy Trójmorza (poza Austrią), wszystkie mają za sobą doświadczenie ustroju komunistycznego, co w znaczący sposób determinuje do dziś wszystkie etapy przekazywania każdego komunikatu „od nadawcy do odbiorcy” – od decyzji, które z wydarzeń dnia codziennego trafią do mediów, jaki to będzie przekaz, który z bohaterów tego przekazu będzie pozytywny, a który negatywny i jakie emocje całe zdarzenie powinno wywołać wśród odbiorców. Wbrew pozorom swobodne dziennikarskie wypowiedzi i opinie zebrane w Raporcie mają w mojej ocenie ogromne znaczenie.

Pokazują bowiem świat osób wykluczanych z debaty publicznej w sposób wręcz systemowy, nie można bowiem uznać za przypadkowe tego, iż powtarzają się w rozmowach i w wypowiedziach dziennikarzy te same tematy, te same nierozwiązywalne na poziomie krajowym problemy. Nie powinniśmy tych opinii lekceważyć, bo wiele wskazuje na to, że właśnie ci pomijani w głównych mediach dziennikarze są blisko obywateli swoich państw, znają ich problemy i… nie mają tylko gdzie ich prezentować.

Mimo mnogości mediów, setek tytułów prasowych, portali internetowych i fortun ich właścicieli. Przytoczone na wstępie opinie: nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu (Chorwacja); nasze media są prozachodnie, czyli identyfikują się z wartościami LGBT i robią kopiuj-wklej z maszynerii liberalnej Zachodu (Rumunia) czy znów mamy nowomowę, która jest narzędziem władzy, słowa homofobia, islamofobia, mowa nienawiści to jej przykłady (Słowenia); w mediach nie można mówić o chrześcijańskich korzeniach Europy (Chorwacja) – powinny być jak alarm, sygnalizujący, iż daleko jeszcze do wolności mediów, wolności słowa w krajach, gdzie można sformułować i usłyszeć takie zdania.

W sytuacji, w której los, a przede wszystkim zatrudnienie wypowiadającego ten osąd dziennikarza jest niepewny, trudno opublikować tzw. twarde dowody na poparcie tych opinii, ale za ich wiarygodność w naszym opracowaniu odpowiadają doświadczeni dziennikarze z Polski, którzy mają bogaty i udokumentowany dorobek zawodowy. Warto ich relacje potraktować bardzo poważnie, bo rzadko ten głos ma szanse znaleźć się w przestrzeni publicznej i to poza własnym krajem. Liczba zatrudnionych dziennikarzy i zagranicznych korespondentów, długi okres funkcjonowania na rynku prasy, wielkość kapitału, jakim się dysponuje oraz odpowiednie pozycjonowanie w wyszukiwarkach w sieci sprawiają, iż jedynym źródłem wiedzy o problemach mediów danego kraju są media mainstreamowe, największe, w których interesie nie jest dopuszczanie do głosu oponentów.

Dla porównania, to tak jakby rynek i system polskich mediów opisywać jedynie na podstawie informacji „Gazety Wyborczej”, bardzo jednoznacznie sprofilowanej pod względem światopoglądu, więc jednoznacznie oceniającej zjawiska życia publicznego w sposób zgodny z własnym systemem wartości, z którego istnienia odbiorca, szczególnie zagraniczny, może w ogóle nie zdawać sobie sprawy. Dlatego w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich postanowiliśmy opracować Raport o wolności mediów krajów Inicjatywy Trójmorza, kontaktując się bezpośrednio z dziennikarzami, pracownikami i współpracownikami mediów, koncentrując się na próbie dotarcia także do rozmówców poza mediami mainstreamowymi i najpopularniejszymi wyszukiwarkami internetowymi.

Kto, co kiedy i jak?

Trójmorze to międzynarodowa inicjatywa gospodarczo-polityczna skupiająca 12 państw Europy położonych w pobliżu mórz Bałtyckiego, Czarnego i Adriatyckiego, w skład której wchodzą: Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry. Wszystkie te kraje, poza Austrią, łączy doświadczenie funkcjonowania w ustroju komunistycznym, dlatego postanowiliśmy wyłączyć z tego opracowania Austrię, jedyny kraj, którego społeczeństwo, a co za tym idzie także środki masowego komunikowania, nie mają za sobą doświadczeń komunizmu i postkomunizmu.

Nawiązaliśmy kontakty z dziennikarzami z 11 krajów, odbyliśmy 11 podróży, by się z nimi spotkać. Podstawą przygotowania Raportu końcowego są ankiety dla dziennikarzy – uczestników spotkań i dyskusji panelowych w krajach uczestniczących w projekcie oraz raporty tzw. koordynatorów, osób z Polski odpowiedzialnych za przygotowanie opracowania w poszczególnych krajach.

To znani i doświadczeni dziennikarze, m.in. Grzegorz Górny, Wiktor Świetlik, Wojciech Mucha, Jadwiga Chmielowska, Wojciech Pokora, Iwona Sznajderska, Piotr Hlebowicz, Andrzej Klimczak czy Monika Pietraszkiewicz. Łącznie w okresie listopad 2018 – marzec 2019 odbyło się 11 podróży studyjnych do Budapesztu, Bukaresztu, Wiednia, Rygi, Tallina, Zagrzebia, Lublany, Pragi, Bratysławy, Sofii i Wilna. Koordynatorzy i członkowie SDP uczestniczący w spotkaniach z miejscowymi dziennikarzami zebrali łącznie 43 ankiety od czynnych zawodowo dziennikarzy oraz opracowali 11 raportów na temat wolności mediów w poszczególnych krajach. W opracowaniu przeanalizowano także blisko 11 godzin zapisu audio-video z Międzynarodowej Konferencji „Wolność ( słowa) kocham i rozumiem”, jaka odbyła się w Warszawie w Domu Dziennikarza w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dniach 28 luty – 1 marca 2019 r. Materiały te zostały poddane analizie jakościowej i ilościowej, przy czym koniecznie należy zaznaczyć, iż analiza ilościowa nie jest przeprowadzona na reprezentatywnej próbie, więc jej wyniki są jedynie uzupełnieniem analizy jakościowej. Warto jednak zauważyć, iż dziennikarze w każdym kraju to bardzo specyficzna i – mimo pozorów otwartości – hermetyczna grupa zawodowa, niezbyt liczna; możliwość poznania jej poglądów i ocen wygłaszanych w swobodnej atmosferze zawodowego spotkania „kolegów po fachu” jest więc bardzo cenna.

Staraliśmy się dotrzeć do dziennikarzy także z mediów niszowych, prezentujących konserwatywne wartości i prawicowe poglądy. Wszyscy ankietowani są czynnymi zawodowo dziennikarzami wszystkich rodzajów środków masowego komunikowania, zdecydowana większość z nich – 24 osoby – pracują w swoim zawodzie ponad 10 lat. Na 43 osoby, które zdecydowały się wypełnić ankiety, 13 osób to dziennikarze ze stażem pracy między 10 a 20 lat pracy w mediach, a 11 osób pracuje ponad 20 lat, co oznacza, iż większość ankietowanych pracuje w zawodzie dziennikarskim na tyle długo, by znać wiele jego aspektów z perspektywy praktyka, osoby czynnej zawodowo w dłuższym czasie. 14 dziennikarzy ma staż pracy krótszy niż 10 lat. Pozostali – 5 osób – to ci, którzy nie podali informacji o tym, jak długo pracują w swoich zawodach. Najstarszy z ankietowanych pochodzi z Węgier i w zawodzie pracuje od 1978 r., najmłodszy ze Słowacji, pracuje ok. 1 roku. Ponad połowa z nich poinformowała o tym, iż co najmniej dwu-trzykrotnie zmieniali pracę, nierzadko tracąc ją wbrew swojej woli. „W zawodzie jestem od 1991 r. przeszedłem drogę od reportera do redaktora naczelnego i z powrotem” – napisał obrazowo jeden z ankietowanych. Ankiety były anonimowe, ale każdy z uczestników spotkań, który zdecydował się ją wypełnić, opisywał własne doświadczenia zawodowe.

Co z tego wynika?

Z naszego opracowania wynika jednoznacznie, iż pomimo geograficznej bliskości, dziennikarze z krajów Inicjatywy Trójmorza mają niewielką (lub zgoła żadną) wiedzę na temat realizacji zasady wolności słowa w innych niż własny krajach, brakuje bowiem usystematyzowanych opracowań na ten temat.

Potwierdziło się także, iż stałą praktyką w naszych krajach stało się czerpanie wiedzy o stanie wolności mediów, nawet u bliskich sąsiadów, z raportów międzynarodowych organizacji, takich jak Freedom House czy Reporterzy Bez Granic, których ustalenia np. na temat stanu wolności mediów w Polsce są w ocenie SDP niezgodne ze stanem faktycznym, a przy tym oparte na niejasnych kryteriach oraz subiektywnych ocenach osób przygotowujących opracowania dla tych organizacji.

Przykładowo organizacja Freedom House informuje, że media w Polsce, na Węgrzech, w Rumunii, Bułgarii i Chorwacji są tylko „częściowo wolne” (partly free), a organizacja Reporterzy Bez Granic w 2018 roku po raz kolejny obniżyła notowania Polski – w rankingu wolności słowa za rok 2018 Polska była dopiero na 58 miejscu ze 180 krajów, a rok później, czyli w roku 2019, jest sklasyfikowana na 59 miejscu, co oznacza spadek o 41 miejsc w porównaniu do roku 2015. W rzeczywistości nie ma powodów, które racjonalnie mogłyby uzasadnić tak drastyczny spadek. W innych krajach jest jeszcze gorzej – w rankingu Reporterów Bez Granic w 2018 r. Węgry zajmowały miejsce 73, Chorwacja 69, a Bułgaria 111. Jeśli opis sytuacji w tych krajach jest tak „rzetelny” jak ten dotyczący Polski, to jest to sytuacja w najwyższym stopniu niepokojąca. Oznacza bowiem, że niewiele o sobie nawzajem wiemy, a przez to trudniej może się nam współpracować i przeciwdziałać zagrożeniom.

Wnioski płynące z opracowania „Raportu” są następujące:

  • We wszystkich krajach Inicjatywy Trójmorza transformacja środków masowego komunikowania przebiegła inaczej i doprowadziła do powstania odmiennych systemów prasowych mimo pozorów ich podobieństwa. Stowarzyszenia dziennikarskie, redakcje, medialne instytucje nie mają swoich odpowiedników w poszczególnych krajach, a nawet pozornie podobne organizacje mogą różnić się genezą i wartościami, które reprezentują. Powszechna jest niewiedza, kto de facto reprezentuje czyje interesy.
  • Brak aktualnych, wiarygodnych analiz ekonomicznych dotyczących szeroko rozumianego świata mediów. Nawet doświadczeni, od lat związani z profesjonalnymi mediami dziennikarze nie wiedzą, kto i w jaki sposób finansuje ich miejsca pracy i zarobkowania. Niewielka jest wiedza o mechanizmach powstawania nawet najbardziej znanych mediów w poszczególnych krajach Inicjatywy Trójmorza i przyczyn upadku innych. Nie ma powszechnej wiedzy, gdzie takie informacje można znaleźć. Praktycznie nikt nie zna właścicieli mediów, nawet ci dziennikarze, którzy potrafią wskazać (rzadko) kraj, z którego wg nich pochodzą właściciele mediów, w których pracują, rzadko potrafią wskazać nazwy konkretnych firm, korporacji, spółek czy nazwisko rodziny właścicieli.
  • Ciągle jeszcze występuje bariera językowa. Mimo składanych powszechnie deklaracji o znajomości języka angielskiego, w praktyce sprowadza się ona do poziomu komunikatywności. W każdym przypadku, gdy była możliwość posługiwania się w rozmowach tłumaczem z języka miejscowego, zmieniała się w sposób lawinowy liczba przekazywanych przez dziennikarzy informacji. Mają oni ogromną wiedzę o współczesności swoich krajów, o współczesnych mediach i dzielą się nią mimo realnego dla wielu ryzyka utraty pracy lub dochodów w sytuacji, gdy dadzą się poznać jako reprezentanci „niewłaściwych”, czy „politycznie niepoprawnych” poglądów
  • Wskazane byłoby opracowanie metodologii dla tworzenia własnego dla krajów Inicjatywy Trójmorza raportu na temat realizacji zasady wolności słowa. Raportu tworzonego wg jednolitych kryteriów dla wszystkich krajów, np. na wzór raportu Reporterów bez Granic, ale z własnymi, niezależnymi od istniejących organizacji dziennikarskich metodami analizy i przede wszystkim niezależnymi źródłami informacji. Powstające dotychczasowe raporty Freedom House i Reporterów bez Granic są podporządkowane tezom ideologicznym; potwierdzają to dziennikarze z wielu krajów (nie wszyscy). Pragnę także zaznaczyć, że nie oznacza to odrzucenia raportu Reporterów bez Granic ani opinii, iż organizacja ta świadomie wypacza obraz wolności mediów, oceniając poziom wolności słowa w krajach naszego regionu, ale wiele wskazuje na to, iż w okresie ostatnich 30 lat wytworzyła ona stałe mechanizmy pozyskiwania informacji z danego kraju i nie uwzględnia alternatywnych do mainstreamowych źródeł informacji. Protesty przeciwko nieuzasadnionemu obniżaniu miejsc w rankingach wolności słowa (płynące np. z Polski czy Węgier) są zupełnie nieskuteczne, widoczna jest więc potrzeba stworzenia alternatywnego narzędzia do opisu sytuacji w mediach
  • W żadnym kraju nie występują problemy techniczne z dostępem do infrastruktury. W tej dziedzinie dotyczącej świata mediów z pewnością udało się krajom postkomunistycznym, jakim są kraje Inicjatywy Trójmorza, dogonić Zachód, co tak głośno i powszechnie postulowano w latach 90. i późniejszych. Nie ma generalnie żadnych problemów z dostępem do gazet papierowych, szerokopasmowego internetu, naziemnej telewizji cyfrowej. Warto jednak przypomnieć, że media to nie tylko nowoczesna technika, ale także, a raczej przede wszystkim, treść przekazu. Warto ponownie zacząć walczyć o jego jakość i prawdziwość.

W mojej ocenie wszystkie wskazane powyżej zagadnienie wymagałyby przeprowadzenia pogłębionych interdyscyplinarnych badań empirycznych w przyszłości. Konieczne byłyby także opracowania historyczne, ponieważ tylko analiza faktów z przeszłości mogłaby dać nam prawdziwy obraz obecnych mediów. Wyrażam nadzieję, iż SDP będzie zajmowało się nadal tą problematyką i za rok powstanie Raport nr 2 na temat wolności słowa w krajach Inicjatywy Trójmorza. Ufam, że będzie bardziej optymistyczny.

„Raport o wolności mediów w krajach Inicjatywy Trójmorza” dostępny jest w całości wraz z załącznikami na stronie cmwp.sdp.pl w zakładce „do pobrania”.

Dr Jolanta Hajdasz jest profesorem Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu, dyrektorem CMWP SDP.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Nowe media, stare problemy. Wolność słowa w krajach Trójmorza” znajduje się na s. 4–5 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Nowe media, stare problemy. Wolność słowa w krajach Trójmorza” na s. 4–5 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rachoń: Projekt Trójmorza jest klinem wbitym między interesy niemiecko-rosyjskie

Michał Rachoń mówi o tym, jakie znaczenie ma dla Stanów Zjednoczonych Polska w utrzymaniu Pax Americana.

Dziennikarz odnosi się do niedawnych umów polsko-amerykańskich, zawartych przy okazji wizyty Andrzeja Dudy w Stanach Zjednoczonych.

To, z czym mamy teraz do czynienia to jest z jednej strony bardzo konkretne decyzje militarne, które są sprzeczne i stoją absolutnie w poprzek wszystkiego, czego chciała w tej części Federacja Rosyjska, a z drugiej strony deklaracja Donalda Trumpa: „Tak spotkam się z Putinem w czasie G20”.

Rachoń podkreśla, że decyzja amerykańskiego prezydenta o rozlokowaniu amerykańskich wojsk i sił specjalnych w Polsce jest bezprecedensowo antyrosyjska. Jednocześnie odnosząc się do wywiadu, jaki przeprowadził ze Stevem Bannonem, wskazuje na sprzeczność amerykańskich deklaracji. Bannon jednocześnie umniejsza znaczenie zagrożenia rosyjskiego, stwierdzając, że rosyjska gospodarka jest porównywalna z tą stanu Nowy Jork, a jednocześnie popiera projekt Trójmorza, który jest „klinem wbitym między interesy niemiecko-rosyjskie”. Ten dysonans wynika zdaniem rozmówcy Radia WNET ze stosowania się Amerykanów do sentencji Theodore’a Roosevelta: „mów w miły sposób, ale trzymaj w ręce gruby kij”.

Pax Americana istniejący na świecie nie może zostać zakwestionowany przez pojedynczego gracza.

Rachoń podkreśla, że ani Rosja, ani Chiny, ani Iran nie są w stanie same przełamać dominacji USA. Z tego powodu Stany muszą dążyć do tego, by jego rywale nie mogli się porozumieć, gdyż połączanie rosyjskich surowców, chińskiej gospodarki i niemieckiego przemysłu byłoby dla nich groźne. Polska jest istotna w tej układance dla Stanów zarówno pod względem militarnym, jak i gospodarczych. Wobec faktu, że jak stwierdza Rachoń, „Niemcy są dziś dystrybutorem rosyjskiego gazu w Europie”, Ameryka potrzebuje w Unii Europejskiej partnera na rynku energetycznym, w którą to rolę wchodzi Polska.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Roman Dmowski to jeden z tych Polaków wielkiego formatu, których powinniśmy umieć dobrze „sprzedać” na zachodzie Europy

Żeby Polska odzyskała niepodległość, miała dostęp do morza, Wielkopolskę, Śląsk – Niemcy muszą wojnę przegrać. I to było kanoniczne zdanie, które prowadziło Dmowskiego przez meandry lat 1914–17.

Jan Żaryn

Roman Dmowski, niepodległość i idea Międzymorza

Gdybyśmy potrafili dobrze sprzedać Romana Dmowskiego na zachodzie Europy, w stulecie traktatu wersalskiego, czyli w czerwcu 1919 roku, moglibyśmy pokazać Europie, że byli Polacy, którzy wskazywali możliwość takiego zabezpieczenia fundamentu pokoju europejskiego, żeby Europa nie stała się świadkiem i ofiarą takich tragedii jak spotkanie z dwoma totalitaryzmami i II wojna światowa.

Roman Dmowski wpisał się w dzieło odbudowy Niepodległej w dwóch wymiarach. Pierwszy wymiar, dziś mniej zauważany, to jest prowadzenie długofalowej, czynnej polityki, której celem było unarodowienie wspólnoty tak, by warstwy ludowe stały się częścią tego wielkiego dziedzictwa, któremu na imię Polska – mimo iż nie posiadaliśmy wówczas własnego państwa.

Co więcej, państwa imperialne, które nas pochłonęły 100 lat wcześniej, były zainteresowane, by warstwy ludowe depolonizować albo wręcz rusyfikować bądź germanizować. I taka była główna idea powstania Ligi Narodowej w 1893 roku – przeciwstawienie się tej rzeczywistości zewnętrznej, a jednocześnie unarodowienie mas. Jej głównym patronem, przywódcą, liderem i myślicielem był właśnie Roman Dmowski.

Stworzył potężną strukturę organizacyjną. W 1905 roku liczyła ona około czterystu osób. Można powiedzieć, że zbierała polską elitę z trzech zaborów, ze wszystkich możliwych grup społecznych.

Odnajdziemy tam kapłanów i ziemian, Wincentego Witosa i Wojciecha Korfantego, a więc ludzi, których słusznie kojarzymy z warstwą chłopską i robotniczą śląską. Odnajdziemy tam bardzo wielu inteligentów wielkomiejskich, takich, jakim mimo pochodzenia drobnoszlacheckiego i mieszczańskiego stał się sam Roman Dmowski, jak Jan Ludwik Popławski czy Zygmunt Balicki – to ta trójka najbardziej znana – i odnajdziemy tam też autorytet, z którego oni wyrastali, czyli Zygmunta Miłkowskiego, pułkownika powstania styczniowego. Powstanie bardzo mocno wpłynęło na Pokolenie Niepokornych – i jako pamięć o tragicznym wydarzeniu, i przekonanie, że celem działania publicznego musi być odzyskanie przez Polskę niepodległości.

I to jest to długie trwanie, które wiąże się z dwoma podstawowymi terminami: wszechpolskość i wszechstanowość. Czyli nie ma trzech polityk polskich, tylko jest jedna, niepodległościowa, realizowana w trzech zaborach. I nie ma żadnej warstwy społecznej, która by mogła mieć wyższe racje swojego istnienia. Racją nadrzędną jest dobro narodu, czyli wspólnoty, która we wzajemnych relacjach między grupami społecznymi ma wytwarzać solidarność jako wartość podtrzymującą i tworzącą wspólnotę narodową.

Z tym dorobkiem Dmowski wchodzi w I wojnę światową. Do tej wojny jako konfliktu międzynarodowego intelektualnie przygotowywał się co najmniej od 1905 roku. Wydarzenia rewolucji 1905 roku obnażyły pewną rzeczywistość polityczną, społeczną i międzynarodową. Efektem analizy tej rzeczywistości była książka, którą wydał ostatecznie w 1908 roku – Niemcy, Rosja i kwestia polska. Zawarł w niej trzy podstawowe myśli dotyczące kondycji międzynarodowej sprawy polskiej. A przypomnijmy, że sprawy polskiej wówczas nie było. Ona była wewnętrzną sprawą trzech zaborców i żaden nie był zainteresowany, żeby ją uaktywniać i w ten sposób strzelać sobie w plecy.

Dmowski uznał, że dojdzie do konfliktu zbrojnego między Niemcami a Austro-Węgrami z jednej strony a Rosją i państwami zachodnimi z drugiej. I że ten konflikt siłą rzeczy uruchomi sprawę polską jako jedną z najważniejszych.

W rozmowie w salonie angielskim w 1917 roku na pytanie jednego z angielskich profesorów „Dlaczego sprawa takiego narodku tworzy taki szum?” Dmowski odpowie, że to nie jest kwestia jednego z „narodków” europejskich, tylko kwestia wielkiego narodu, od której będzie zależał los całego kontynentu.

I rzeczywiście z taką perspektywą wchodzi Dmowski już w czas I wojny światowej – że kwestia polska będzie musiała stać się kwestią międzynarodową. Czyli ta polityka czynna wraz z wielkim dorobkiem 900-letniego istnienia I Rzeczypospolitej w polskiej pamięci wytworzy takie zjawisko w przestrzeni międzynarodowej, że nie da się tego zatrzeć. Także zaborcy będą musieli się do faktu istnienia narodu polskiego odnieść w momencie, kiedy wybuchnie wojna.

To był pierwszy, kanoniczny punkt zawarty w jego książce. Drugi jest taki, że Niemcy są groźniejsi cywilizacyjnie i kulturowo, zagrażają naszej niepodległości bardziej niż Rosjanie, którzy są słabsi cywilizacyjnie. A w związku z tym trzeci postulat: że pierwszym etapem, na który powinniśmy się przygotować, jest zjednoczenie ziem polskich pod berłem carskim. To zjednoczenie będzie początkiem odzyskiwania niepodległości.

Potem, gdy wybuchnie wojna, Dmowski będzie błyskawicznie reagować na pojawianie się nowych zmiennych, związanych z przebiegiem działań wojennych. Jego przygotowanie intelektualne pozwoli mu rozumieć tę rzeczywistość w sposób może nie idealny, ale na pewno wyjątkowo celny. Dlatego też stanie się przywódcą całej orientacji, którą można nazwać orientacją prorosyjską, proentencką. Orientacją związaną z następującym zdaniem fundamentalnym: żeby Polska odzyskała niepodległość, miała dostęp do morza, Wielkopolskę, Śląsk – a to wszystko jest synonimem suwerenności – Niemcy muszą wojnę przegrać. I to było kanoniczne zdanie, które prowadziło go przez meandry lat 1914–17. Już w 1917 roku było wiadomo, że jego koncepcja wygrała. Przyjęta przez Dmowskiego w książce z 1908 roku analiza wywołała daleko idące sprzeciwy samych zwolenników narodowej demokracji, Ligi Narodowej.

W naszej tradycji XIX-wiecznej ewidentnie istniał najwyższy wróg – Rosja. Przeciwko niemu występowali insurekcjoniści z pokolenia na pokolenie, a także ci, którzy razem z Dmowskim konspirowali w Lidze Narodowej. I teraz on nagle ujawnia plan, w którym trzeba zapomnieć o niechęci do Rosji po to, żeby Polska odzyskała niepodległość.

Było to trudne, zwłaszcza dla nosicieli tradycji insurekcyjnych, którzy byli związani przede wszystkim z nurtem PPS-owskim. Mam na myśli oczywiście Józefa Piłsudskiego, ale także np. konserwatystów galicyjskich, przyzwyczajonych, że to zabór austriacki wypracował najlepsze warunki życia dla Polski i Polaków. Tu elita urzędnicza, elita oświatowa i uniwersytecka, czyli inteligencja polska, jest i może się kształcić dzięki autonomii. To jest ten naturalny – zdaniem przede wszystkim konserwatystów galicyjskich – przyczółek, z którego wyrośnie przyszła Polska. Zatem trzeba iść z Austrią.

I jedni, i drudzy, jak się okazało, nie rozumieli kwestii zasadniczej. Mianowicie zwolennicy projektów austriackich zupełnie nie zrozumieli niczego z geopolityki. To znaczy tego, że Austria nie jest w ogóle suwerenną stroną tego konfliktu, tylko służy projektowi Mitteleuropy dyktowanemu przez Niemców. Ten projekt wygrał w Europie Środkowo-Wschodniej w pewnym momencie wojny. W lutym i marcu 1918 roku, gdy Niemcy podyktowali Rosji bolszewickiej pokój brzeski i ujawnili swoje plany, Austro-Węgry w tych planach nie istniały jako podmiot o statusie mocarstwa. Jedynym mocarstwem gospodarczym, wszechświatowym, które miało funkcjonować na bazie istnienia Mitteleuropy, były Niemcy. Europa Środkowa była Niemcom potrzebna do tego, by mieć bezpośredni kontakt z Turcją, a przez Turcję jako swojego sojusznika – z całą sferą kolonialną, gdzie starali się rywalizować z Francją i Anglią. A zatem tutaj podmiot był jeden: Niemcy.

Niepodległościowa strona proaustriacka bardzo długo nie rozumiała, że wobec tych planów niemieckich zwycięstwo Niemiec przyniesie Polakom jedynie złudę niepodległości. Najszybciej zorientował się w tym Józef Piłsudski, który w 1917 roku postanowił zbuntować wojsko, by nie składało przysięgi.

Ze współpracownika strony niemiecko-austriackiej stał się ofiarą niemieckiego reżimu imperialnego i został uwięziony, co stało się dla niego osobiście i dla jego formacji niewątpliwym plusem. Jako ostatni zbuntuje się generał Józef Haller, który w 1918 roku, na wieść o traktatach brzeskich, wyprowadzi swoją brygadę, choć niezbyt szczęśliwie, ze szczęk austriacko-niemieckich, z próbą przejścia na drugą stronę frontu, czyli po stronie rosyjskiej. Jemu samemu udało się ocalić z tego niełatwego zadania i przenieść przez Murmańsk aż do Francji, żeby tam stanąć na czele Błękitnej Armii i zostać dowódcą z ramienia Komitetu Narodowego Polskiego, któremu przewodził prezes Roman Dmowski.

Frakcja prorosyjska, czyli właśnie orientacja Romana Dmowskiego, nie rozumiała, bo chyba nie mogła, że sprawy aż tak pozytywnie się potoczą z punktu widzenia ich orientacji. Dmowski w 1914 r. zakładał, że Rosja w łączności z Anglią i Francją zwycięży i że ziemie polskie zostaną zjednoczone pod berłem carskim. Czyli pod berłem państwa, które jako zwycięskie – podobnie jak Niemcy, gdyby zwyciężyły – nie będzie zainteresowane oddaniem zakresu swojej suwerenności ani terytoriów, które do niej należały. A zatem można było liczyć na zjednoczenie ziem polskich, ale na pewno nie zdobycie suwerenności. To nie było do przewidzenia w 1914 roku. W momencie, kiedy w 1915 roku Rosja zaczyna bardzo wyraźnie przegrywać, wojska austriackie i przede wszystkim niemieckie wchodzą na terytorium Królestwa Polskiego i zajmują Warszawę, potem następne ziemie na wschodzie. Rosja carska ma coraz większe problemy wewnętrzne, które owocują wybuchem dwóch kolejnych rewolucji 1917 roku. Tego zjawiska, jako nadzwyczaj pożądanego, nikt 1914 roku przewidzieć nie mógł; Dmowski oczywiście też.

Natomiast w 1915 roku, kiedy ruszyła ta lawina, działacze jego orientacji w Petersburgu natychmiast, w ciągu miesiąca podejmują decyzję o wyjeździe na Zachód. Już jesienią 1915 roku Dmowski objeżdża wszystkie najważniejsze miejsca, także polskie, jak Vevey Sienkiewicza i Morges Paderewskiego; jedzie do Lozanny do Erazma Piltza. Dojeżdża oczywiście wcześniej do Londynu, do Paryża, żeby zorientować się, jak te państwa, sojusznicze wobec Rosji, można by zaktywizować na rzecz sprawy polskiej.

Już na początku 1916 roku składa memoriał, w którym stawia sprawę niepodległości Polski jako warunek sine qua non pokoju powojennego.

Zostaje bardzo szybko sprowadzony na ziemię, ponieważ protest ambasad rosyjskich jest jednoznaczny – sprawa polska jest wewnętrzną sprawą rosyjską. Francja i Anglia, jeśli chcą honorować swojego sojusznika, muszą sprawę polską traktować wyłącznie w taki sposób. To jest oczywiście czytelny szantaż Rosji, która będzie Francję i Anglię szantażowała ewentualnością podpisania separatystycznego pokoju z Niemcami, czyli ze stroną, która zdaniem Dmowskiego musi przegrać.

Tak rozumiana geopolityka prowadzi Dmowskiego do bardzo ścisłego sojuszu z Ignacym Janem Paderewskim, który stał się członkiem Komitetu Narodowego Polskiego i w imieniu tego środowiska, ze względu na swoją wyjątkową pozycję w Stanach Zjednoczonych, rozpoczął politykę propolską na tamtym terenie.

Stany Zjednoczone były miejscem bardzo ostrych walk dyplomatycznych między stronami europejskiego konfliktu. Miały pozycję neutralną, ale Paderewski i Dmowski bardzo szybko odkryli, że administracja prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona chciała zachęcić własne społeczeństwo i środowiska biznesowe do tego, żeby Stany Zjednoczone włączyły się do wojny. Jednak w demokratycznym porządku amerykańskim trzeba społeczeństwo do tego przekonać. Wilson przekonał Kongres amerykański w słynnej mowie ze stycznia 1917 roku. Fragment przemówienia Wilsona był oparty na notatce Ignacego Jana Paderewskiego, który wprowadził sprawę polską do tego przemówienia.

Stany Zjednoczone weszły do wojny wiosną 1917 roku. Równocześnie po rewolucji rosyjskiej Rząd Tymczasowy uznał prawo do samostanowienia Polaków. W aspiracjach późniejszej białej Rosji ta suwerenność Polska miała być ograniczona do przymusowej przyjaźni z Rosją, ale rosyjski rząd rewolucji lutowej poszedł dalej niż carska Rosja. Sprawa Polska stała się umiędzynarodowienia także dzięki Niemcom, po akcie 5 listopada 1916 roku.

W perspektywie projektu Dmowskiego i Paderewskiego sytuacja wyglądała w tym momencie tak, że Francja i Wielka Brytania nie były poddane już tylko szantażowi rosyjskiemu, zresztą coraz słabszemu, ponieważ Rosja mogła im coraz mniej zaproponować. Miały nowego sojusznika – Stany Zjednoczone, które wprowadzały tzw. 14-punktowy plan Wilsona, gdzie w 13. punkcie sprawa polska jest zapisana jako cel wojny: odzyskanie przez Polskę niepodległości z wolnym dostępem do morza. To już nie był wybór strony rosyjskiej czy polskiej. Bo oczywiście Polacy nie mieli do zaproponowania nic, co by przyspieszyło zwycięstwo Francji i Anglii. Ale Stany Zjednoczone miały do zaproponowania wszystko.

Polityka Dmowskiego i Paderewskiego oparcia się o Francję i Anglię, a jednocześnie wyzwolenia w Stanach Zjednoczonych pragnienia stworzenia sprawiedliwego pokoju na terenie Europy, zaowocowała także pewnym fenomenem – powołaniem Armii Polskiej, czyli Błękitnej Armii, przez prezydenta Francji w czerwcu 1917 roku, przez państwo francuskie, pod dowództwem francuskim. Główną stroną, z którą państwo francuskie negocjowało powołanie tejże armii, była rewolucyjna Rosja – żeby armia ta nie stała się powodem konfliktu dzielącego Anglię i Francję z Rosją. Polityka Dmowskiego polegała na tym, żeby wykorzystać Paderewskiego, jego pozycję w Stanach Zjednoczonych, żeby do tej armii zaczęli napływać ochotnicy z Ameryki Północnej.

To fenomen, że prezydent państwa biorącego udział w wojnie godzi się na to, żeby jego obywatele weszli do armii, która nie będzie podlegała temu państwu. Nie było świecie innego dyplomaty, któremu się udało czegoś takiego dokonać. Na dodatek dyplomaty państwa, którego nie ma.

Jest to oczywiście olbrzymia zasługa Paderewskiego, ale także cierpliwości negocjacyjnej Dmowskiego, od sierpnia 1917 roku prezesa Komitetu Narodowego Polskiego. Dmowski krok po kroku zdobywał przyczółki, co polegało np. na tym, że on się obraził, że armia powołana przez Francję nie znalazła się od razu pod polskim dowództwem; nie na to, że nie będzie początkowo podlegała Komitetowi Narodowemu Polskiemu. On się cieszył, że Francja uznała Komitet Narodowy Polski jako oficjalną reprezentację przyszłego państwa polskiego. Następnym krokiem miało być, żeby ta armia polska powstająca u boku armii francuskiej stawała się coraz bardziej podległa Komitetowi Narodowemu Polskiemu.

Stany Zjednoczone i Francja musiały się dogadać, bo tworzyły de facto układ pozwalający na zasilanie Błękitnej Armii przez ochotników ze Stanów Zjednoczonych. Kiedy armia ta liczyła ponad 50 tysięcy żołnierzy i oficerów, na dodatek wyposażonych w najlepsze uzbrojenie ówczesnego świata, czyli uzbrojenie francuskie (broń, artylerię i lotnictwo), dopiero w tym momencie – jak pisze Dmowski w swojej pracy, w najlepszym momencie – generał Haller znalazł się na terenie Francji. U boku Romana Dmowskiego nie było innego dowódcy o takim doświadczeniu, któremu można było tę armię przekazać. Kiedy Haller się zgłosił, natychmiast został przyjęty do Komitetu Narodowego Polskiego i przez Romana Dmowskiego mianowany generałem i naczelnym wodzem wojsk polskich. Francja przekazała mu wojsko istniejące już od ponad roku, niektóre formacje już walczące i w stu procentach gotowe do oddania stronie polskiej.

To są dwa fenomeny polityki Dmowskiego – wykorzystanie potencjału USA i utworzenie polskiej armii, która w 1919 r. trafiła do Polski i stała się jednym z najważniejszych składników jednoczącego się wojska polskiego, dzięki któremu wygraliśmy wojnę 1920 roku.

I trzecia bardzo ważna zasługa polityki Dmowskiego: nie tylko znał świetnie języki francuski i angielski, co pozwalało mu na przebywanie w salonach politycznych elity angielskiej i francuskiej, ale także rozumiał geopolitykę, czego najmocniejszym dowodem jest jego memoriał z lipca 1917 roku. Ten memoriał, dotyczący uporządkowania Europy Środkowo-Wschodniej, jest odpowiedzią Dmowskiego dla Francji i Wielkiej Brytanii na politykę niemiecką. Co zrobić, żeby nie tylko nie doprowadzić do utworzenia Mitteleuropy w wersji niemieckiej, czyli w wersji pokoju brzeskiego – o którym on jeszcze wiedzieć nie mógł, bo pokój brzeski nastąpił kilka miesięcy później – ale w to miejsce wprowadzić zjawisko Międzymorza, które dzisiaj jest nam też bliskie i znajome, między Bałtykiem a Morzem Czarnym i Adriatykiem. Międzymorze ustanowiłoby sojusz gospodarczy między Europą Środkową a dwiema potęgami: Anglią i Francją, jako przeciwwaga trzeciej potęgi europejskiej, jaką pozostaną po wojnie nawet ograniczone terytorialnie Niemcy. Ten memoriał dał również impuls polityce francuskiej lat następnych, aż do 1921 roku, czyli do podpisania z Polską umowy wojskowej i politycznej.

Wielka Polska miała być gwarantem uporządkowania Europy Środkowo-Wschodniej, gwarantem jedności wartości z Francją i Anglią, czyli wartości demokratycznych, które podzielały także Stany Zjednoczone; a jednocześnie silna Polska była ważnym elementem suwerenności państw Europy Środkowej, nie zdominowanych ani przez Rosję, ani przez Niemcy.

Dzięki temu, że Gdańsk i Triest według planów Dmowskiego pozostały w rękach narodów Europy Środkowej, mieliśmy dwa okna na świat gospodarczy, przez Morze Bałtyckie i Morze Śródziemne, które dały Francji, Anglii i nam także możliwość komunikowania się ekonomicznego jako przeciwwaga sojuszu niemiecko-tureckiego, dalej stanowiącego dla Francji i Wielkiej Brytanii przeszkodę w panowaniu. I w tym się mieściła też zasada równowagi. Dmowski podkreślał, że zachowanie równowagi spowoduje, że żadna ze stron nie będzie zainteresowana burzeniem ładu europejskiego.

Dmowski nie został na Zachodzie do końca wysłuchany. Gdybyśmy go potrafili dzisiaj dobrze sprzedać na zachodzie Europy, w stulecie traktatu wersalskiego, czyli w czerwcu 1919 roku, moglibyśmy pokazać Europie, że byli Polacy, którzy wskazywali możliwość takiego zabezpieczenia fundamentu pokoju europejskiego, żeby Europa nie stała się świadkiem i ofiarą takich tragedii jak spotkanie z dwoma totalitaryzmami i II wojna światowa. I że warto w związku z tym, także stulecie traktatu wersalskiego, by państwa europejskie Zachodu, które traktują Europę Środkową przedmiotowo, zrozumiały, że jesteśmy jednym kontynentem, który powinien budować równowagę właśnie w duchu memoriału Romana Dmowskiego, oczywiście przy wszystkich różnicach, jakie dzisiaj istnieją na terenie Unii Europejskiej. Te różnice nie są aż takie wielkie, bo nadal problemem, który najmocniej nas dotyka, jest dominacja Niemiec nad Unią Europejską.

Opracowała Luiza Komorowska.

Artykuł Jana Żaryna pt. „Roman Dmowski, niepodległość i idea Międzymorza” znajduje się na s. 8 i 9 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Jana Żaryna pt. „Roman Dmowski, niepodległość i idea Międzymorza” na s. 8 i 9 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Możliwości Polski przeciwdziałania zagrożeniom hybrydowym skierowanym przeciw państwom naszego regionu

Rosja ukrywa użycie własnych oddziałów wojskowych, posługując się oddziałami specjalnymi, agencjami wywiadowczymi, grupami militarnymi o nieustalonym pochodzeniu. (tzw. zielone ludziki, separatyści).

Mariusz Patey

Procesy budowy własnych państwowości, społeczeństw obywatelskich przez państwa Europy Wschodniej napotykają trudności związane z prowadzeniem polityki rewizjonizmu i rewanżyzmu przez polityków Federacji Rosyjskiej. Polska także może czuć się zagrożona, bowiem jej doświadczenia historyczne wskazują, że wszelki rewizjonizm i rewanżyzm prowadzi do kataklizmów wojennych i potwornych strat dla polskiego państwa i społeczeństwa. (…)

Państwa Europy Środkowo-Wschodniej nie są w stanie przeciwstawić się agresji militarnej ze strony Federacji Rosyjskiej. Te z nich jednak, które są członkami NATO, mogą liczyć na skuteczną osłonę i adekwatną odpowiedź, jeśli nastąpiłoby naruszenie ich granic.

Z tej przyczyny wywieranie przez Rosję wpływu metodami militarnymi odbywa się w stosunku do krajów będących poza strukturami atlantyckimi. Narzędzia miękkie, takie jak nacisk ekonomiczny, korupcja polityczna, wykorzystywanie mediów, internetu do osłabienia woli oporu społeczeństw zaatakowanych krajów, do prób obniżania poziomu sympatii, izolowania ofiary na scenie politycznej – mają na celu zminimalizowanie kosztów użycia środków militarnych.

W związku z dużym uzależnieniem gospodarki FR od eksportu do krajów UE, politycy Kremla muszą się liczyć z zachodnią opinią publiczną. Sankcje obejmujące eksport surowców mogłyby wywołać gwałtowny spadek dochodów ludności i w konsekwencji zaburzenia społeczne w Rosji. Działania wobec krajów regionu mają więc ograniczony charakter i są osłaniane propagandowo, osłabiając możliwy międzynarodowy oddźwięk. Często Rosja ukrywa używanie własnych oddziałów wojskowych, posługując się grupami militarnymi bez oznaczeń, o nieustalonym pochodzeniu. (tzw. zielone ludziki, separatyści itp.). W użyciu są oddziały specjalne i agencje wywiadowcze. (…)

W wielu krajach regionu, w tym w Polsce, istnieją deficyty organizacyjno-prawne uniemożliwiające taką efektywną współpracę. Polskie prawodawstwo i organizacja bezpieczeństwa państwa nie są przygotowane na zagrożenia hybrydowe. Ograniczenia Polski, jeśli chodzi o możliwości aktywnej pomocy dla krajów objętych hybrydową agresją, polegają także na szczupłości zasobów, wynikają również z podpisanych umów międzynarodowych, w tym umowy atlantyckiej, mającej charakter obronny.

Istnieje na przykład brygada litewsko-polsko-ukraińska, jednak jej działania mogą być prowadzone tylko podczas misji pokojowych. Zezwolenie przez Polskę i Litwę na udział tej brygady w działaniach zbrojnych na Donbasie postawiłoby te dwa kraje w charakterze strony w konflikcie niebędącym bezpośrednio obroną ich granic. (…)

Ustawodawstwo ukraińskie jest pod pewnymi względami lepiej dostosowane do odpowiedzi na zagrożenia hybrydowe. Umożliwia na przykład służbę obywateli obcych państw w armii ukraińskiej. Polskie prawodawstwo tego nie przewiduje.

Wprowadzenie możliwości służby polskich obywateli w armiach państw, z którymi Polska podpisałaby stosowne umowy, mogłoby umożliwić ochotnikom z Polski, posiadającym odpowiednie przeszkolenie i doświadczenie, pomoc napadniętym bez ponoszenia konsekwencji prawnych. Dziś obywatel polski, zaciągający się do formacji zbrojnych nawet w krajach zaprzyjaźnionych, ryzykuje karę pozbawienia wolności.

Polska mogłaby również zezwolić na służbę w polskiej armii obywatelom państw, z którymi miałaby podpisane odpowiednie porozumienia. Ochotnicy mieliby zagwarantowane prawa kombatanckie krajów, w których odbywaliby służbę. Państwa, z których pochodziliby ochotnicy, nie stawałyby się przy tym formalnie stroną konfliktu. Takie rozwiązania prawne mogłyby prowadzić do bardziej efektywnego wykorzystania zasobów ludzkich krajów regionu.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Polska a kraje regionu wobec hybrydowych zagrożeń” znajduje się na s. 6 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Polska a kraje regionu wobec hybrydowych zagrożeń” na s. 6 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Trójmorze szansą na Europę Schumana. Obecnie Europa działa w oparciu o „lewe płuco”, podczas gdy prawe jest niewydolne

Przed dopuszczeniem Niemiec do partnerstwa w Trójmorzu należy żądać, aby najpierw wycofały się z działań zagrażających jedności i solidarności Europy. Inaczej będzie to przysłowiowy lis w kurniku.

Zbigniew Krysiak

Kolejny Szczyt Narodów Trójmorza odbył się w Bukareszcie w dniach 17–18.09.2018 r. (…) Filary inicjatywy Trójmorza, obejmującej państwa z regionu między Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym, mają trzy aspekty: rozwój gospodarczy, spajanie Wspólnoty Narodów Europy i więzi transatlantyckie. Zgodnie z decyzją zawartą w warszawskiej wspólnej deklaracji postanowiono ponadto, że równolegle ze szczytem w Bukareszcie odbędzie się Forum Biznesu, jako rozszerzenie formuły Szczytu Trójmorza. (…)

Forum Biznesowe jest ważną platformą dla porozumienia między ważnymi interesariuszami z regionu Trójmorza, takimi jak decydenci, środowiska biznesowe, ośrodki analityczne, środki masowego przekazu, środowiska akademickie, organizacje pozarządowe i inni przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego. Integracja wymiaru akademickiego z biznesowym stanowi idealną kombinację pragmatycznego podejścia społeczności biznesowej i analitycznego podejścia ośrodków analitycznych, tworząc użyteczny koncepcyjny wkład w Inicjatywę Trójmorza. Liczne środowiska, które wzięły udział w Forum Biznesowym, oraz ich nastawienie są świadectwem wielkich potrzeb angażowania różnych i szerokich kompetencji oraz głębokiego pragnienia wspólnoty w formule współpracy i wzajemnego wsparcia, a nie konkurowania i egoistycznych postaw lub traktowania innych z góry. Wydaje się, że klimat i funkcja celu tego Forum można wyrazić słowami Roberta Schumana: Konsekwencją współzależności pomiędzy narodami jest to, że nie da się pozostać obojętnym wobec szczęścia i nieszczęścia wielu ludzi. Myślący Europejczyk nie może się cieszyć lub być złośliwym w obliczu nieszczęścia bliźniego swego i wszyscy powinniśmy jednoczyć się na dobre i złe, znosząc wspólny los i niosąc solidarnie wspólne ciężary. (…)

Niektórzy znawcy Roberta Schumana twierdzą, że był on nieświadomym spadkobiercą I Rzeczypospolitej. Dogłębna analiza idei Schumana i analiza praktycznych efektów jego działania wskazuje na spójność z istotą Rzeczpospolitej od morza do morza.

Swego rodzaju pojednawczy charakter koegzystencji wielu narodów, kultur i religii w tamtym okresie owocował w wymiarze solidarności, czyli dzielenia się dobrami i wzajemną pomocą. W efekcie tworzył znakomity grunt do pokojowego współistnienia przez ok 400 lat takiej wspólnoty, która była w pewnym sensie wspólnotą ducha. WNT ma przypominać Europie i realizować powrót do jej korzeni chrześcijańskich.

Europejski duch oznacza bycie świadomym przynależności do kultury chrześcijańskiej rodziny i gotowym do służenia tej społeczności w duchu całkowitej wzajemności, bez żadnych ukrytych motywów hegemonii bądź egoistycznego wykorzystywania innych (Robert Schuman).

Powracanie do korzeni Europy jest przywracaniem prawidłowego funkcjonowania „prawego płuca Europy”, a poprzez to i właściwej roli „lewego płuca”, które nie może rościć sobie pretensji do dominacji i dyktowania całemu organizmowi swojego charakteru i rytmu. W ten sposób Europa może odzyskać równowagę i braterski styl funkcjonowania. (…)

Wielka dysproporcja między Europą Zachodnią a Wschodnią jest porażką. Może to niewątpliwie wynikać ze skupienia uwagi urzędników i liderów w Brukseli na ideologii zamiast na solidarności.

Po ok. 14 latach od wejścia wielu krajów Europy Środkowej do UE, nadal rosną różnice (od pięcio- do trzydziestokrotności zarobków) między poziomem dochodów mieszkańców Europy Wschodniej i Zachodniej. Przed wejściem państw z naszej części Europy do UE spodziewano się, że celem współpracy w Europie będzie solidarne zarządzanie europejską gospodarką. Bruksela nie poradziła sobie z tym, więc narody Wspólnoty Trójmorza muszą się tym zająć.

(…) Prezydent Rumunii Klaus Iohannis podkreślał istotny element funkcjonowania Wspólnoty Trójmorza – sojusz transatlantycki w zakresie współpracy gospodarczej i militarnej. Silna reprezentacja różnych instytucji rządowych z USA oraz firm biznesowych udowadnia, że kierunek ten jest już realizowany.(…)  Trójmorze ma pomagać reformować się Europie oraz instytucjom UE, które powinny wrócić do działania służebnego, a nie autorytarnego. (…)

Przed dopuszczeniem Niemiec do partnerstwa w Trójmorzu należy żądać, aby Niemcy się najpierw wycofały z NordStream 2 i innych działań zagrażających jedności i solidarności Europy. Brak „żalu za grzechy”, „postanowienia poprawy” i zadośćuczynienia nie tworzy podstaw do zaufania Niemcom w ich roli jako partnera Trójmorza, gdyż będzie to po prostu przysłowiowy lis w kurniku.

W takim wypadku rola Niemiec nie będzie polegać na zablokowaniu Trójmorza, lecz na takim jego deformowaniu, że stanie się repliką UE w kształcie nieakceptowanym przez coraz większe grupy społeczne w Europie. Robert Schuman wielokrotnie przestrzegał takim działaniem, jakie wykazują Niemcy:

Strzeż się tych, których czar prowadzi cię do bierności. Strzeż się tych, którzy chcą uśpić cię w fałszywym poczuciu bezpieczeństwa. Strzeż się dostarczycieli pustych zapewnień dotyczących środków realizacji bezpieczeństwa. Oni starają się wprowadzać etapami i krok po kroku to, co zdrowy duch narodu odrzuca i się temu sprzeciwia. Ostateczny ich cel jest jasny. Oni starają się zgasić życie religijne w kraju i w ludziach. Z miłości do naszych dzieci chcemy zapobiec tym następstwom. Taka nasza postawa, którą przyjmujemy, nie powinna wynikać tylko z przeciwstawienia się, ale przede wszystkim dlatego, że nie możemy zdradzić duszy naszego narodu.

(…) Owoce tego szczytu można podsumować jako przejście od koncepcji i dyskusji do realizacji i praktyki. Taki akcent w sesji końcowej postawił Rick Perry z upoważnienia Prezydenta Donalda Trumpa. Wizyta prezydenta Dudy 18 września 2018 r. w USA, podczas drugiego dnia szczytu, miała także na celu przekazanie ustaleń na szczycie w Bukareszcie. W ten sposób Prezydent RP był „ambasadorem Szczytu” w USA. (…)

Przedsięwzięcie Trójmorza nie jest łatwe, a dla wielu może niemożliwe, podobnie jak myślano o Wspólnocie Węgla i Stali realizowanej pod kierunkiem Roberta Schumana. Tak jak Wspólnota Węgla i Stali, tak też Wspólnota Narodów Trójmorza realizuje się w obliczu perspektywicznego dużego potencjału gospodarczego i jednocześnie wysokiego potencjału intelektualnego Europy Wschodniej.

Cały artykuł prof. Zbigniewa Krysiaka pt. „Trójmorze szansą powrotu do Europy Schumana” znajduje się na s. 8 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł prof. Zbigniewa Krysiaka pt. „Trójmorze szansą powrotu do Europy Schumana” na stronie 8 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Adam Bielan dla Radia Wnet: Nie przewidujemy nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, aby szukać kompromisu z Brukselą

Zdaniem wicemarszałka Senatu polski rząd pokazał gotowość do zawarcia kompromisu z Komisją Europejską w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości. Jednak ręka do zgody została odtrącona.

 

Komisja Europejskiej zdecydowała się na wystosowanie skargi wobec Polski na reformę Sądu Najwyższego do TSUE. Zdaniem wicemarszałka Senatu, polski rząd nie będzie nowelizował ustawy o SN, w ramach szukania kompromisu z KE: Polska pokazała gotowość do kompromisu z Komisją Europejską, to był bardzo ważny krok ze strony naszego parlamentu i premiera. Ta ręka wyciągnięta do zgody została odrzucona. […] Premier jest zawsze gotowy rozmawiać o ważnych problemach dotyczących UE, natomiast potrzeba jest dobra wola z drugiej strony.

Tematem rozmowy była również kwestia powstania stałych baz wojsk USA w Polsce: Jeśli chodzi o kwestię stałej obecności wojsk, to jest to proces dość skomplikowany w USA, ponieważ bierze w tym udział szereg różnych instytucji, nie tylko Biały Dom. Wiemy, że ten proces nie zakończy się w tym roku.

Polska procuje nad projektem baz USA już od wielu miesięcy. Zyskaliśmy bardzo cenne doświadczenia z przerzutu wojsk amerykański do Polski sprzed kilku miesięcy i jesteśmy coraz lepiej przygotowani do przyjęcia wojsk sojuszniczych – podkreślił Adam Bielan.

Zdaniem wicemarszałka Senatu już obecna rotacyjna obecność wojsk amerykańskich stanowi znaczne wzmocnienie bezpieczeństwa Polski: Jakakolwiek obecność amerykańska, zwiększa poczucie naszego bezpieczeństwa, dlatego, że ewentualny agresor ze wschodu musiałby się liczyć, że bezpośrednio popada w konflikt z najpotężniejszych państwem na świecie. „Nas zadowala już to, co mamy, ale stała i zwiększona obecność uszczęśliwiłaby nas jeszcze bardziej”.

Nie ma potrzeby obchodzenia funduszy z europejskich w ramach projektów realizowanych w ramach Trójmorza, natomiast życzylibyśmy sobie większego zaangażowania inwestorów amerykańskich – wskazał marszałek Bielan.

ŁAJ