Warszawa: Rafał Trzaskowski chce ubiegać się o reelekcję na prezydenta stolicy

Prezydent stołecznego miasta zapowiada, że w 2023 r. chce znów stanąć w wyścigu o urząd prezydenta Warszawy. Podkreśla jednak, że przyszła sytuacja polityczna może zmienić jego plany.

W czwartkowym wywiadzie dla TOK FM Rafał Trzaskowski zadeklarował, że ma zamiar ubiegać się o reelekcję na urząd prezydenta Warszawy. Mimo to, zaznaczył, że jego plany może zmienić sytuacja polityczna:

Jestem prezydentem miasta stołecznego i tak, planuję ubieganie się o reelekcję. Natomiast nauczyło mnie życie polityczne tego, żeby nie podejmować decyzji kilka lat wcześniej w sposób definitywny, bo wszystko się może zmienić. Przede wszystkim nieznana jest sytuacja polityczna. Ale mam nadzieję, że będzie mi dane ubiegać się o kolejną kadencję w Warszawie – mówił prezydent stolicy.

Co więcej, Rafał Trzaskowski wypowiedział się również na temat rządowych planów odbudowy Pałacu Saskiego w Warszawie. Stwierdził m.in., że PiS chce podjąć się tych działań samodzielnie, bez współpracy z ratuszem:

Mam do tego bardzo ostrożny i ambiwalentny stosunek. Jak zwykle PiS chce robić coś sam bez współpracy z miastem. (…) Toczą się rozmowy, ale boję się, że będzie tak jak zawsze, czyli PiS zrobi swoje, nie pytając się warszawianek i warszawiaków o zdanie – podkreślił Rafał Trzaskowski.

N.N.

Źródło: TOK FM

Ukryte Skarby – 15.07.2021

Tym razem redaktor Elżbieta Ruman zabiera słuchaczy w podróż do Zwolenia. Miasta, z którym powiązany jest Jana Kochanowski oraz, w którym odkryto szczątki nosorożca i mamuta z czasów neolitu.

W czwartkowych „Ukrytych Skarbach” goszczą dyrektor Muzeum Regionalnego w Zwoleniu, Krystyna Madejska, burmistrz Zwolenia, Arkadiusz Suliman oraz ks. proboszcz Bernard Kasprzycki. Goście audycji wspominają o związanym ze Zwoleniem niezwykłym rzeźbiarzu, Wincentym Flaku. Co ciekawe, dziennikarz z Ilustrowanego Kuriera Codziennego określił tego artystę mianem „Wieśniaka ze wsi Zielonka Nowa”, a rzeźbiarz gościł nawet u samego cesarza Franciszka Józefa. Był to przede wszystkim skromny gospodarz przejęty losami ojczyzny i rzeźbiarz-samouk.

Jego rzeźby były ogromnie cenione w wielu miejscach Europy i świata. Nawet sam Ignacy Mościcki namawiał Flaka żeby przeniósł się do Belwederu, ale mistrz zdecydowanie odmówił. A dzieła jego w tym czasie zostały wycenione na 100 tys. zł – wtedy, kiedy prezydent RP zarabiał 5 tys. – przytacza Elżbieta Ruman.

Poza tradycją artystyczną i powiązaniami z Janem Kochanowskim, Zwoleń to stolica archeologicznych skarbów. Jest to jedyne miejsce w Polsce, gdzie odkryto szczątki nosorożca i mamuta z czasów neolitu. Krystyna Madejska opowiada m.in. o wyjątkowych zbiorach zwoleńskiego muzeum:

Mamy w swoich zbiorach niestety kopie, ponieważ oryginały są przechowywane w Polskiej Akademii Nauk – zaznacza szefowa placówki.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Ukryte Skarby

Wróbel: Polacy chyba nigdy szczególnie emocjonalnie nie reagowali na to, co się dzieje w TSUE

Prezes Fundacji Republikańskiej mówi o wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i odpowiedzi polskiego Trybunału Konstytucyjnego, a także o szeroko komentowanym „efekcie Tuska”.


Marek Wróbel komentuje wyrok TSUE i reakcję TK. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zobowiązał Polskę do natychmiastowego zawieszenia stosowania przepisów krajowych odnoszących się do uprawnień Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Trybunał Konstytucyjny zaś zdecydował, że stosowanie środków tymczasowych w sprawach dotyczących ustroju sądów nakładanych przez TSUE jest niezgodne z polską konstytucją. Zdaniem naszego gościa wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wzbudził raczej małe emocje w naszym społeczeństwie. Dodaje również, że jest niskie prawdopodobieństwo na zmianę w postanowieniach polskiego organu:

Polacy chyba nigdy jakoś szczególnie emocjonalnie nie reagowali na to co się dzieje w TSUE, czy w podobnie abstrakcyjnych dla ogromnej większości instytucjach. Oczywiście, że mieliśmy różne zamieszania, okupację Sejmu i tym podobne zjawiska, natomiast one, w przeciwieństwie do Czarnych Protestów, nie wzbudzały masowych emocji wśród zwykłych ludzi – stwierdza Marek Wróbel.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego mówi też o politycznych kosztach, jakie może ponieść polski rząd za sprzeciw wobec wyroku TSUE oraz o tendencjach sprzeciwu wobec centralizacji w państwach członkowskich UE:

Takie combo może rzeczywiście być przesileniem z tymże, wydaje mi się, że może pójść to w różnych kierunkach. (…) W bardzo licznych środowiskach, politycznych, (…) luminarskich środowiskach w Europie następuje bunt przeciwko przejmowaniu najróżniejszych uprawnień przez organy unijne – zaznacza gość audycji.

Nasz gość komentuje również powrót Donalda Tuska do Polski. Według niego efekt Tuska nie jest spektakularny, ponieważ Platforma Obywatelska nie podskoczyła na tyle w sondażach, na ile oczekiwano.

Na razie z sondaży najróżniejszych (…) wynika, że ten efekt Tuska nie jest silny albo też nie poszedł w tę stronę, na którą Tusk mógłby liczyć. Mamy na razie nie taki znowu wielki spadek notowań ruchu Polska 2050, to wszystko – podkreśla Marek Wróbel.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N./K.T.

Anna Zalewska: Propozycje KE są nie do zrealizowania. Wszystkie koszty są przerzucone na obywatela

Kto zapłaci za propozycje KE? Eurodeputowana PiS o unijnej reformie systemu opłat od emisji CO2 i problemach z nią związanych.

Anna Zalewska komentuję propozycje Komisji Europejskiej, której celem jest zredukowanie do 2030 roku emisji CO2 o co najmniej 55 proc. w stosunku do roku 1990.  Nazywa ją „ekonomicznym ekoterroryzmem”. Zarzuca KE, że ich pomysły są niepoliczone i nie do zrealizowania. Handel emisjami ma objąć transport i budownictwo.

W pandemii prawie trzykrotnie zwiększyła się opłata za dwutlenek węgla.

Europosłanka wskazuję, że do handlu emisjami mają być dołączeni ludzie zajmujący się transportem morskim i lotniczym. Dodaje, że od półtora roku trwają prace dotyczące mierzenia emisji samochodu. Obecna technologia nie pozwala na ustalenie ile konkretny samochód emituje dwutlenku węgla.

Jest polityczna dyskusja, szczególnie niemiecka.

Zalewska podkreśla, że realizacja propozycji Komisji będzie oznaczało wzrost kosztów życia dla obywateli UE.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Echaust o fotoradarach na Moście Poniatowskiego w Warszawie: Zostały one zgłoszone przez nas jako „samowola budowlana”

Daniel Echaust powraca do sprawy fotoradarów na Moście Poniatowskiego w Warszawie. Jak zaznacza varsavianista, zostały one zainstalowane niezgodnie z prawem.

W „Kurierze w Samo Południe” gości varsavianista i redaktor naczelny portalwarszawski.com.pl, Daniel Echaust. Rozmówca Adriana Kowarzyka opowiada o sześciu błędnie zainstalowanych fotoradarach na Moście Poniatowskiego w Warszawie. Nasz gość mówi o zgłoszeniu fotoradarów do kontroli odpowiedniego organu:

Przede wszystkim zostały one zgłoszone do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego i zostały one zgłoszone przez nas jako „samowola budowlana”, jakiej dokonał zarządca obiektu – stwierdza Daniel Echaust.

Przewodnik wyjaśnia także na czym polegała wspomniana samowola budowlana. Jak podkreśla varsavianista, chodzi o brak pozwolenia na budowę:

Polegała przede wszystkim na braku pozwolenia na prowadzenie tejże roboty – zaznacza Daniel Echaust.

Rozmówca Adriana Kowarzyka tłumaczy jaka może być przyszłość sześciu fotoradarów na stołecznym moście. Jak podkreśla, wszystko zależy od decyzji Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego – jedynego organu, który może wydać w tej sprawie opinię:

W ustawie, w obiekcie budowlanym wpisanym do rejestru zabytków wymagają decyzji o pozwoleniu na budowę, prawa budowlanego. Wysłaliśmy to pismo (…) 7 czerwca i czekamy też przede wszystkim na kontrolę inwestycji. Wtedy ta kontrola powie nam co dalej, dlatego, że Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego jest jako jedyny władny opiniować w tych sprawach – komentuje nasz gość.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Ks. Mąka o sytuacji w Kolumbii: W tym momencie wiele osób zastanawia się o co tak naprawdę chodzi

Mieszkający w Kolumbii polski ksiądz opowiada o mających tam miejsce brutalnych protestach przeciwko podwyższeniu podatków, które przerodziły się w falę przemocy.

W porannej audycji Ks. Mąka opowiada o bieżącej sytuacji w Kolumbii. Jak podkreśla duchowny, od trzech miesięcy trwają tam intensywne protesty, które zagrażają bezpieczeństwu mieszkańców:

Mieliśmy w ostatnim czasie dość trudną sytuację społeczną i nadal jest oczywiści dość trudno. Zamieszki, które pojawiły się trzy miesiące temu i trwają nadal w różnych częściach Kolumbii sprawiły, że sytuacja stała się dość trudna dla wielu osób jeśli chodzi o bezpieczeństwo na ulicy, (…) powstanie z lockdownu – komentuje duchowny.

Ksiądz mówi również o genezie strajków. Było nimi podwyższenie podatków przez rząd w czasie pandemii:

Niezadowolenie powstało na podstawie jasnych przesłanek, ponieważ rząd przedstawił wzrost podatków właśnie w tym czasie pandemii, co oczywiście wzburzyło głównie studentów i osoby z niższej sfery społecznej – wspomina ks. Mąka.

Według ks. Mąki protesty doczekały się ogromnej eskalacji przemocy, w wyniku której niszczone są mienie i sklepy. Zdaniem duchownego, trudno przewidzieć do czego to doprowadzi:

To jest oczywiście zrozumiałe, ale niestety te protesty, które nastąpiły potem (…) w tym momencie nie mają już żadnego sensu, bo kończą się zniszczeniem mienia wielu osób, sklepów. W tym momencie wiele osób zastanawia się o co tak naprawdę chodzi – mówi kaznodzieja.

N.N.

Studio Olimpijskie. Tomański: Nawet w wiosce olimpijskiej na stołówce sportowcy nie mogą między sobą rozmawiać

W „Poranku Wnet” Rafał Tomański opowiada o trudnych warunkach w olimpijskiej wiosce oraz o wczorajszej pomyłce szefa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który nazwał Japończyków Chińczykami.

Japonista, Rafał Tomański mówi o panującej w olimpijskiej wiosce atmosferze pustki. Jak zaznacza rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego, nawet okoliczni mieszkańcy nie spodziewali się, że w rejonie igrzysk będzie tak spokojnie:

Mieszkańcy okoliczni wioski olimpijskiej twierdzą, że spodziewali się, że będzie głośniej, że otwarcie będzie huczne. (…) Nawet zastanawiają się ludzie co będzie z ceremonią otwarcia i zamknięcia, skoro nic nie można i nawet na trybunach nikogo nie będzie – komentuje nasz gość.

Gość „Poranka Wnet” przytacza przykłady epidemicznych obostrzeń, które mają obowiązywać wśród sportowców. Mimo ich nader rygorystycznego charakteru, japonista podkreśla, że nie chodzi tu o złą wolę mieszkańców Japonii, ale strach przed wirusem:

Nawet w wiosce olimpijskiej na stołówce sportowcy między sobą nie mogą rozmawiać. (…) Trzeba to przeczekać. Japończycy nie chcą źle – przyznaje Rafał Tomański.

Ponadto, Rafał Tomański opowiada co dzieje się w środowisku Komitetu Olimpijskiego. Przytacza m.in. wczorajsze faux-pas, które padło ze strony szefa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który w swojej wypowiedzi pomylił Japończyków z Chińczykami:

Dziś jest taki niesmak społeczny, ponieważ wczoraj skończyła się kwarantanna szefa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, Thomasa Bacha. Oni go nie lubią w Japonii, bo wielokrotnie pokazywał, że nie rozumie Japończyków, a wczoraj podczas spotkania z prezes Japońskiego Komitetu Olimpijskiego powiedział, że „to będzie wielki wysiłek chińskiego narodu” – mówi japonista.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Zalski: Rosja i Chiny czują słabość administracji Joe Bidena

W rozmowie z redaktorem Krzysztofem Skowrońskim Ryszard Zalski opowiada o pro tajwańskiej polityce Joe Bidena. Nasz gość twierdzi, że kontynuuje on kierunek wyznaczony przez Donalda Trumpa.


W środowym „Poranku Wnet” polski dziennikarz mieszkający na Tajwanie, Ryszard Zalski, ocenia pół roku prezydentury Joe Bidena. Jak wskazuje nasz gość, mimo początkowego sceptycyzmu, jest raczej zadowolony z przyjaznej Tajwanowi polityki nowej administracji USA:

Ja początkowo byłem dosyć negatywnie do niego, ale teraz znacznie lepiej. (…) Sprawdził się, ale myślę, że czekają Zachód ciężkie chwile, bo i Rosja i Chiny czują słabość administracji Bidena. Przecież on ani fizycznie ani mentalnie nie przekazuje sobą siły – komentuje dziennikarz.

Polski mieszkaniec Tajwanu porównuje również gospodarki Dalekiego Wschodu i Zachodu, stwierdzając, że te drugie zdecydowanie bardziej ucierpiały na pandemii. Według rozmówcy Krzysztofa Skowrońskiego, jest to kolejny powód do tryumfu dla Chin:

Gospodarka Stanów Zjednoczonych nie wygląda najlepiej, także wydaje mi się, że Chiny czują się bardzo pewnie nie tylko swoją siłą, ale słabością Zachodu – podkreśla Ryszard Zalski.

Mimo to, Ryszard Zalski zaznacza, że długoletnia pro tajwańska polityka Stanów Zjednoczonych wzmocniła Tajwan i jego niektórych sąsiadów. To z kolei budzi niezadowolenie Chińskiego mocarstwa:

Jego administracja jest pro tajwańska. Popiera Tajwan, wysyłają tu różnych przedstawicieli, wysłali szczepionki. Nawet dają różne oświadczenia, które na pewno nie podobają się Chińczykom – zaznacza gość audycji. Skutkuje to tym, że sąsiedzi Tajwanu czy alianci USA w regionie czują się silni – przyznaje Ryszard Zalski.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!


N.N.

„Kręte ścieżki polskiej energetyki”. Mądra dywersyfikacja dostaw energii elektrycznej oparciem dla suwerenności

W nawiązaniu do pojawiających się medialnych informacji o możliwej reaktywacji projektu elektrowni jądrowej w Okręgu Kaliningradzkim w kontekście zaspokajania rosnących potrzeb rynku polskiego.

Ogólna sytuacja na rynku energii w Polsce

W związku z przyspieszeniem realizacji celów polityki klimatycznej przez UE Polska została poddana rosnącej presji politycznej, ekonomicznej i prawnej, by szybciej zrezygnowała z węglowych bloków energetycznych.

Rosnące ceny tzw. zielonych certyfikatów zwiększają koszty utrzymywania elektrowni węglowych. Rząd musi wygaszać stare instalacje produkcji energii elektrycznej, ale nie ma możliwości szybkiego zastąpienia mocy z nowych inwestycji, które właśnie w związku z rosnącymi cenami zielonych certyfikatów, mimo większej sprawności przy mniejszym zanieczyszczaniu środowiska, przestają być opłacalne.

Ostatnio doszły problemy z elektrownią na węgiel brunatny w Turowie, której funkcjonowanie zawisło na włosku w związku z postanowieniem TSUE odcinającym ją od dostaw surowca z pobliskiej kopalni.

Polski miks energetyczny musi być wzbogacony o elektrownie jądrowe, które z czasem mogą zastąpić elektrownie węglowe i gazowe w stabilizowaniu systemu produkcji energii opartego na OZE.

Prognozy rynku nie nastrajają optymistycznie. W Polsce w najbliższej przyszłości nastąpi deficyt energii.  Może to mieć negatywny wpływ na dalszy rozwój wytwórczości w Polsce i skutkować obniżeniem wzrostu gospodarczego i podniesieniem kosztów energii także dla ludności.

Rozwiązaniem w średnim horyzoncie czasowym może być import energii. Z punktu widzenia interesów państwa polskiego nie jest jednak obojętne, z jakiego kierunku będzie ten import realizowany.

Skąd Polska może pozyskiwać energię elektryczną?

Think tank pod nazwą Forum Prawo dla Rozwoju (Law4Growth) w opracowaniu sygnowanym przez Konrada Herlinga, byłego członka grupy doradczej przy Premierze RP, zarekomendował zakupy energii elektrycznej za granicą. Zaproponowane kierunki importu to Ukraina i Białoruś.

Na portalu Biznesalert została z kolei podana informacja, że polski biznesmen Zygmunt Solorz, posiadający już elektrownię (PAK) zasilaną węglem brunatnym w okolicach Konina, wspólnie z węgierskim koncernem energetycznym MVM (który eksploatuje elektrownię atomową niedawno rozbudowywaną przez rosyjski Rosatom) wyszli z propozycją skierowaną do polskiego rządu i Polskich Sieci Energetycznych (PSE) budowy atomowych bloków energetycznych w okręgu kaliningradzkim.

Solorz i OVM chcą odkupić od rosyjskiej spółki Rosatom część udziałów w Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej – projekcie zawieszonym ze względu na brak zbytu na energię elektryczną w samym okręgu kaliningradzkim. To, czego im potrzeba, to gwarantowany przez państwo polskie długoterminowy kontrakt z PSE na stabilne odbiory energii w określonych cenach, umożliwiających zwrot poniesionych nakładów finansowych.

Wydaje się, że polski biznesmen i węgierski partner są potrzebni Rosjanom tylko jako wygodny parawan dla sfinalizowania dawno odkładanego projektu ze środków polskich konsumentów energii.

Ryzyka dla importu energii elektrycznej z FR i Białorusi

Trzeba tu wspomnieć, że energia elektryczna może być użyta przez Kreml jako broń przeciw Polsce i Litwie. Polska doświadczyła już prób wykorzystania rosyjskich wód terytorialnych na Zalewie Wiślanym, przez które przebiega trasa żeglugi do Elbląga, do wywierania nacisków na Polskę. To był jeden z powodów inwestycji w tzw. przekop Mierzei Wiślanej.

Wiara, że rynek energii elektrycznej będzie wolny od polityki, może być w przypadku FR złudna. Kierunek importu energii elektrycznej z Kaliningradu czy Białorusi, gdyby tyczył się normalnych partnerów, uprawiających wobec sąsiadów politykę pokojową, opartą na wzajemnych korzyściach, byłby wart rozważenia.

Niestety każde zwiększenie strumienia dewiz dla Moskwy czy Mińska będzie skutkować szybszą modernizacją struktur siłowych i możliwą eskalacją demonstracji siły w regionie, tworząc niestabilności, których wpływ na Polskę nie będzie bez znaczenia.

Jakie rozwiązania deficytów energii można zarekomendować Polsce?

Polska może i powinna powrócić do oferty złożonej swego czasu przez rząd Ukrainy, która w skrócie sprowadzała się do możliwości uruchomienia mostu energetycznego łączącego ukraińską elektrownię atomową w Chmielnickim z Rzeszowem i wejścia na zasadzie przejęcia udziałów w tej elektrowni.

Z punktu widzenia naszych interesów na wschodzie, wejście kapitałowe na Ukrainę ma sens, bo wzmacnia proeuropejskie środowiska w tym kraju, rozbudowuje ekosystem biznesu związany z rynkiem polskim, a nie rosyjskim, a także przyczynia się do stabilizacji budżetu ukraińskiego.

Z drugiej strony tani prąd ukraiński pozwoli na wzrost konkurencyjności polskiej wytwórczości, zwłaszcza w Polsce Południowo-Wschodniej, a także na terenach byłego Centralnego Okręgu Przemysłowego.

Warto tu nadmienić, że inwestycja w działającą już elektrownię jądrową da stronie polskiej dostęp do know how, możliwości kształcenia kadr dla przyszłej energetyki jądrowej w Polsce. Lepiej to robić siłami kraju, który przejawia aspiracje europejskie i do członkostwa w NATO niż we współpracy z rządami nie kryjącymi niechęci do naszego państwa.

Nie wiedzieć czemu, propozycja ta była przez polskie koncerny energetyczne odrzucana, a perspektywa prądu z FR czy Białorusi uznawana za pociągającą.

Inne możliwe kierunki to Skandynawia połączona z Polską za pośrednictwem linii elektroenergetycznych przechodzących przez Litwę. Także Niemcy dysponują nadwyżkami mocy, niestety z ograniczoną możliwością predykcji dostępności. Łagodzeniu deficytu energii mogą także służyć połączenia ze Słowacją i Czechami.

Wnioski i rekomendacje

Mam nadzieję, że pomysły dalszego uzależniania się od rosyjskiej energetyki (od wielu już lat FR jest dominującym dostawcą ropy naftowej do polskich rafinerii i znaczącym eksporterem gazu na nasz rynek) nie wyjdą poza sferę rozważań.

FR jest w stanie zapłacić spore pieniądze, by mieć kolejny lewar na polską gospodarkę i polityków. Polski rząd przy podejmowaniu decyzji o imporcie energii elektrycznej powinien brać pod uwagę całokształt interesów kraju, nie tylko wąski interes grup biznesu.

Możliwości importu energii elektrycznej nie powinny zmniejszać motywacji do budowy energetyki jądrowej w Polsce – tak tej dużej, realizowanej przez państwo, jak i tej mniejszej, będącej w zainteresowaniu kapitału prywatnego.

Warte wsparcia są inicjatywy wykorzystujące energetykę wiatrową pozyskiwaną z farm lokowanych na morzu.

Na swój czas czeka płytka i głęboka geotermia, a także instalacje fotowoltaiczne wspierające indywidualnych konsumentów prądu.

Mariusz Patey
Ośrodek Myśli im. Romana Rybarskiego

Papież Franciszek pomimo pobytu w szpitalu przygotowuje się do kolejnej wizyty apostolskiej

4 lipca w poliklinice Gemelli papież Franciszek poddał się operacji okrężnicy. Mimo pobytu w szpitalu przygotowuje się do kolejnej wizyty apostolskiej tym razem do Bułgarii i na Słowację.

Pobyt Ojca Świętego w szpitalu (choć wywołał zaskoczenie) był zaplanowany.  Nie wynikał z nagłego pogorszenia zdrowia, a z przewidzianej na ten czas operacji uchyłków jelita grubego. Powstają one u osób dorosłych po wielu latach spożywania diety typowej dla współczesnych zwyczajów żywieniowych.

Jeśli nie wywiążą się komplikacje, nie wpłynie on znacząco na codzienność Franciszka i nie przeszkodzi w kolejnych Jego planach. Lipiec dla Ojca św. jest miesiącem mniej aktywnym,  toczy się spokojniejszym rytmem. Jak co roku w tym czasie zostaje zawieszona środowa audiencja, ale pozostaje coniedzielna południowa modlitwa Anioł Pański.

Jeszcze przed operacją, podczas jednej z nich na placu św. Piotra,  Papież ogłosił, że kolejną swoją podróż apostolską planuje na 12-15 września do Bułgarii i Słowacji.

12 września rano w Budapeszcie Franciszek odprawi Mszę św. na zakończenie Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego. Popołudniu uda się na Słowacje do Bratysławy i w kolejnych dniach odwiedzi Preszowice, Koszyce i Šaštinie.

Tym czasem dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej Matteo Bruni podał do wiadomości, że Ojciec Święty ma się dobrze i aby zapewnić optymalną rekonwalescencję  pozostanie w szpitalu jeszcze przez kilka dni.

Źródło: portal wnet.fm

K.L.