Wydrzyński: Wałęsa to cwaniaczek wyszkolony przez służby. Upadek Stoczni Szczecińskiej zaplanowano przy Okrągłym Stole

Rozmowa Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej z Lechem Wydrzyńskim, stoczniowcem, prezesem Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego.

To nie był zryw robotniczy, to było wykalkulowane w Komitecie Centralnym, żeby obalić Edwarda Gierka.

Lech Wydrzyński komentuje artykuł według którego strajki w Stoczni Szczecińskiej były zaplanowane przez władze komunistycznego. Stwierdza, że

Jedynym niekontrolowanym strajkiem w ówczesnej Polsce był ten drugi w Stoczni Gdańskiej.

Dawny działacz „Solidarności” wspomina początki swojego zaangażowania opozycyjnego. Wskazuje, że porozumienia szczecińskie, w przeciwieństwie do porozumień gdańskich nie były przedstawione do zatwierdzenia Komitetowi Centralnemu.

To oni- członkowie PZPR i młodzieżówki ZMS zorganizowali strajk w stoczni w Szczecinie.

Działacze Związku Młodzieży Socjalistycznej, jak mówi rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej, chodzili z wydziału na wydział i mówili: „kończymy pracę i zaczynamy strajk”. Zauważa, że

W komitecie strajkowym znaleźli się w większości działacze PZPR.

Strajkujący nie patrzyli, czy ktoś był w Partii, czy nie. Wydrzyński przypomina, że są dwie Solidarności, ta założona w październiku 1980 i ta utworzony na zasadzie porozumienia gen. Jaruzelskiego z Lechem Wałęsą. O tym ostatnim nasz gość:

Mniej niż zero to mało powiedziane. To cwaniaczek wyszkolony przez służby do zadań specjalnych.

Podkreśla, że kontynuacją Solidarności była Solidarność 80, której rejestrację blokował Wałęsa. Przypomina, jak wyglądał upadek Stoczni Szczecińskiej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.U.G./A.P.

Słomka: Ani jeden sędzia czy prokurator komunistyczny nie poniósł odpowiedzialności

Adam Słomka o marszu tysiąca tóg, nierozliczonych za procesy polityczne sędziach peerelowskich i różnicy między TVN a TVP.

Powróciliśmy pod Sąd Najwyższy żeby przypomnieć, kto jest katem, a kto ofiarą.

Adam Słomka o sobotnim proteście pod Sądem Najwyższym, który był kontrmanifestacją wobec „Marsza tysiąca tóg”. Uczestniczyło w pikiecie kilkaset osób. Działacze KPN protestują przeciwko wywieszaniu portretów sędziów orzekających za czasów komunizmu. Nasz gość przypomniał o haśle: „Zamknąć Michnika, uwolnić Miernika” pod jakim protestowało miasteczko namiotowe pod SN, domagając się uwolnienia Zygmunta Miernika. Były opozycjonista w 2013 r. rzucił tortem w sędzię orzekającą o zawieszeniu procesu byłego szefa MSW w rządzie PRL. Za to został skazany w pierwszym procesie na dwa, a w drugim na 10 miesięcy więzienia.

Ani jeden sędzia czy prokurator komunistyczny nie poniósł odpowiedzialności.  Dziwne, że środowisko samo się nie upomina. W sądach cały czas króluje system peerelowski.

Przewodniczący KPN-Niezłomni przypomina, że w sądach orzeka wciąż 400 sędziów, którzy za PRL sądzili w procesach politycznych, a żyje 200 z tych, którzy wydawali w nich wyroki śmierci, tak jak np. Stefan Michnik.

Sędzia Iwulski skazał Mariana Stacha, który był szefem Konfederacji Polski Niepodległej, za to, że planował doprowadzić do demokracji i niepodległości w PRL.

Słomka stwierdza, że wbrew temu co mówi dzisiaj prezes SN Małgorzata Gersdorf, sędziowie za PRL mieli wyjście i mogli odmówić sądzenia w procesach politycznych. Przywołuje przypadek Opola, gdzie „była spora grupa sędziów, która odmówiła skazywania w procesach politycznych, oni wszyscy rzucili legitymacjami PZPR i odmówili”. Dodaje, że to „na nich należałoby oprzeć reformę, a nie ta takich sędziach jak sędzia Iwulski”.  Gość „Poranka WNET” zaznacza, że na manifestację sędziów „TVN przez dwa tygodnie namawiał do przyjścia”, tymczasem TVP nie robiło czegoś podobnego w odniesieniu do kontrmanifestacji.

Cały czas w Telewizji Publicznej reklamuje się zbrodniarzy, dewiantów, histeryków […] , którzy opowiadają bajki, że są represjonowani.

Podkreśla, iż największe ofiary słusznie minionego ustroju pozostają niedocenione i „zupełnie ich nie ma w przestrzeni medialnej”. Tymczasem w latach 1979-1983 kilkaset ludzi walczyło o polską niepodległość i należy im się pamięć, taka jak tym, którzy polską niepodległość budowali sto lat temu.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Adam Borowski o Grudniu 1970: Te zbrodnie w ogóle nie zostały osądzone

Adam Borowski o wydarzeniach grudniowych, stanie wojennym i tym jak je wspomina, o nieosądzeniu tych zbrodni oraz o obserwowanej obecnie „recydywie komunizmu”.

Adam Borowski wspomina Zbyszka Godlewskiego, który został zastrzelony w czasie wydarzeń Grudnia 1970 (dokładnie 17 dnia tego miesiąca). We wtorek przypada 49. rocznica jego śmierci. Przypominamy, że „Ballada o Janku Wiśniewskim” mówi o śmierci 18-latka.

Te zbrodnie w ogóle nie zostały osądzone.

Nasz gość, podkreśla, że gen. Wojciech Jaruzelski nie doświadczył nawet politycznych konsekwencji swoich działań w czasie pacyfikacji Wybrzeża i później. Mówi jak wspomina tamte wydarzenia.

Z uchem przy głośnikiem Radia Wolna Europa, z napięciem słuchałem wiadomości płynących z Gdańska. Wychowawca z klasy groził nam, że każdy kogo się złapie uczestniczącego w jakichś zamieszkach zostanie relegowany ze szkoły. […] Miałem poczucie, że Warszawa nie wspiera Wybrzeża.

Borowski stwierdza, że „ten sam pluton strzelał do górników z Manifestu Lipcowego”, który później brał udział w pacyfikacji kopalni Wujek. Odnosząc się do skazania jednego ze strzelających tam funkcjonariuszy, stwierdza „co to jest 3 lata za zabójstwo?”.

Tam w Wujku to była egzekucja. Tylko po to, żeby społeczeństwo przestraszyć.

Działacz opozycji czasów PRL mówi także o „recydywie komunizmu”, z którą mamy do czynienia współcześnie. Przejawia się to m.in. w przywracaniu zdekomunizowanych przez PiS nazw ulic. Do polityki wrócili postkomuniści tacy jak Leszek Miller i Włodzimierz Cimoszewicz. Ten ostatni sam był członkiem PZPR, a także synem „umacniacza” władzy ludowej zwalczającego partyzantów antykomunistycznych i wnukiem komunisty przeciwnego niepodległości Polski.

Jak można tamten system usprawiedliwiać i wybielać? Potrzebna jest edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Synów komunistów nie przekonamy, bo oni wtedy żyli i mieli się świetnie.

Podkreśla, że trzeba edukować nowe pokolenia żeby wyrobiły sobie one mocny kręgosłup moralny.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Zielke: W przypadku Krzysztofa Sadowskiego zawiodły służby

Mariusz Zielke o czynach, które jak mówi, popełnił Krzysztof Sadowski. Chodzi o liczne przypadki wykorzystywania seksualnego małoletnich. Mówi o dotarciu do informacji i o trudzie ich ujawnienia.

Mariusz Zielke mówi o sprawie Krzysztofa Sadowskiego. Podkreśla, że od czasów Polski Ludowej był człowiekiem bardzo wpływowym, grającym zarówno dla przywódców partii, jak i dla hierarchów kościelnych. Tłumaczy na czym polega „zabezpieczenie powództwa”. Podkreśla, że może on być ono  traktowane jako cenzura prewencyjna. Zgodnie z zakazem, który otrzymał, nie mógł w ogóle nic pisać o możliwości, iż Krzysztof Sadowski jest winien pedofilskich nadużyć seksualnych. Mówi o książce „Lobbysta”. Pojawia się w niej wzmianka o tym, że Monika, główna bohaterka, była „ofiarą molestowania i gwałtu przez muzyka i autora programów telewizyjnych”. Dziennikarz ustalił, że były jeszcze dwie ofiary tego sprawcy.

Rok temu pierwszy raz pojawiło się nazwisko Krzysztofa Sadowskiego w tym kontekście. Zielke ustalił krąg osób zainteresowanych i próbował dowiedzieć się od nich czegoś. Otworzyły się ona bardziej po publikacji pierwszego, ogólnikowego artykułu. Podkreśla, że jest pewien, iż Sadowski jest winny. Po rozmowie z żoną Sadowskiego nabrał wątpliwości, co do prawdziwości zeznań ofiar. Opowiadały one bowiem, że sypiały w domu sprawcy i tam też dochodziło do wykorzystywania seksualnego. Żona Sadowskiego zaprzeczyła żeby w ich domu kiedykolwiek sypiały dzieci. Gość „Popołudnia WNET” opowiada, że wręcz musiał „szantażować” polskie media, by chciały pisać o sprawie Sadowskiego. Pisał do nich, że jeśli oni nie będą o tym, pisać to zrobią to pierwsze zagraniczne media.

Ludzie się bali, wyrzucano dziennikarzy z mediów, którzy chcieli o tym informować.

O Sadowskim mówi, że potrafił wejść w różne gremia, umacniając swoją pozycję. Podkreśla, że tekst na temat czynów muzyka powinien powstać 20 lat temu. Dziennikarz nie chce ujawniać swych źródeł, żeby ofiary nie musiały się tłumaczyć z działań Krzysztofa Sadowskiego.

Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa wpłynęło rok temu.

Dodaje, że śledztwo idzie bardzo wolno. Sam Zielke nie dostał jeszcze wezwania do prokuratury, choć chętnie by się na takowym pojawił. Podkreśla, że chce pomóc prokuraturze. Zawiadomienie dotyczy gwałtu na dwóch kobietach poniżej 15. roku życia.

Wśród ofiar Sadowskiego są, jak mówi dziennikarz, także jego chrześniak i dwóch innych mężczyzn. Rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej opowiada o tym, co syn chrzestny mu zdradził. Było to „bardzo intensywne molestowanie” (doprowadzenie do innych czynności seksualnych).

W autobusie brał dzieci na kolana i wkładał im ręce w majtki.

Podkreśla, że już w 1992 r. pojawiały się informacje o takich bulwersujących zachowaniach jazzmana. Już wtedy powinien skończyć on w więzieniu, ale niestety, jak zauważa Zielke, „służby zawiodły”.

Sprawa Polańskiego jest dobrym przyczynkiem do dyskusji.

Dziennikarz mówi, że podziwia twórczość reżysera podkreślając przy tym, że nie przekreśla ona tego, co zrobił i za co nie poniósł kary.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Wójtowicz: W Jastrzębskiej Spółce Węglowej nie można dostać pracy nie będąc w związku, a ciężarówki z węglem znikają

O układach panujących w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, „znikaniu” węgla i potrzebie niezależnego audytu mówi Wiesław Wójtowicz – przewodniczący Federacji Związków Zawodowych „Jedność”.

Wiesław Wójtowicz wprowadza słuchaczy w wewnętrzne problemy Jastrzębskiej Spółki Węglowej, w ramach której dochodzi do uwłaszczania narodowego majątku. W spółce występują lokalne układy, w ramach których wyprowadza się środki ze spółki.

Są to lokalne powiedzmy układy, wyprowadzane środki ze spółki. Jest to kontrola, audyt pana dyrektora Mireckiego, który za wyniki kontroli został zwolniony. Są to np. wybory do władz spółki z ramienia pracowników, gdzie zwalnia się kandydata w marcu tego roku.

Sytuację, jaka panuje w spółce, gość „Poranka WNET” określa jako „mini PRL”. W czasach PRL-u trzeba było być w Partii, dziś, aby robić karierę, a nawet zwyczajnie podjąć pracę w JSW, trzeba należeć do odpowiedniego związku zawodowego. Wójtowicz podkreśla, że w tym i zeszłym roku nie zatrudniono ani jednego pracownika, który nie wstąpiłby do któregoś ze związków. Kiedy pewien górnik, ojciec szóstki dzieci, postanowił wystąpić ze związku, to został przeniesiony do gorszego sektora.

Niektóre z samochodów nawet nie docierały do sąsiedniej kopalni, tylko znikały po drodze. Były sytuacje, że samochód wyjechał, co wynikało z kontroli audytorów, a już po dwóch minutach był wpisany, że wjechał do innej kopalni oddalonej o kilkanaście kilometrów. Tak to znikało.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego przytacza casus jednej z kopalń, w której od trzech lat nie działa waga, a wagę węgla wpisuje w blankiecie kierowca. Zgodnie z wynikami audytu ilość niezarejestrowanego węgla to 120 tys. ton. Jego wartość jest szacowana na 100 mln zł.

Żeby oszacować straty, musi być audyt niezależny, na który nie będzie miał wpływu zarząd. Nie można audytora zwalniać, straszyć i szykanować.

Wójtowicz podkreśla, że żeby dobrze ocenić wszystkie poniesione przez spółkę straty potrzeba faktycznie niezależnego audytu, którego kierownikowi nie będzie się grozić zwolnieniem. Przewodniczący FZZ „Jedność” mówi także o postępującym w spółce nepotyzmie, w ramach którego zatrudnia się członków rodzin posłów oraz lokalnych polityków. Jak dodaje, należy przypilnować związkowców i lokalnych działaczy oraz dusić w zarodku tego typu szkodliwe działania.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Krzysztofik: Cud lubelski był wydarzeniem całkowicie niekontrolowanym przez władzę

Dziś 70-ta rocznica Cudu lubelskiego, wielkiego wydarzenia społeczno-religijnego, opowie o nim gość „Poranka WNET” – Marcin Krzysztofik.

 

 

Dyrektor działu lubelskiego IPN – Marcin Krzysztofik, goszcząc w „Poranku WNET” opowiada o cudzie lubelskim mającym miejsce 70 lat temu. Jak podkreśla rozmówca:

Cud lubelski było to wielkie wydarzenie społeczno-religijne, jakie miało miejsce w Lublinie na początku lipca 1949 roku.

Siostra Barbara Sadkowska dnia 3 lipca na obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej dostrzegła łzy, po czym udała się z tą wiadomością do księdza. Cud trwał przez cały okres lipca i sierpnia. Wieść o cudzie rozległa się po całym Lublinie, jednak zanim doszło do potwierdzenia tego wydarzenia skończyła się legalnie działająca opozycja, komuniści przystąpili do rozprawy z kościołem katolickim.

Tłumy mieszkańców Lublina, jak także mieszkańców innych miast, odbywały pielgrzymki do lubelskiej katedry. Niepokojące dla rządu było to, że wśród pielgrzymów znajdowali się również członkowskie PZPR i działacze ZNP. Działacze komunistyczni dążyli do zmniejszenia napływu tłumów do miejsca cudu. Cud lubelski był wydarzeniem całkowicie niekontrolowanym przez władzę dodatkowo stał się oddolnym ruchem nieinspirowanym inspirowany przez nikogo. W związku z cudem zostało zatrzymanych i skazanych ok. 600 osób.

Jak podkreśla nasz rozmówca, za okazji 70-lecia cudu lubelskiego, na rynku Lublina będzie można zobaczyć wystawę poświęconą temu wydarzeniu. Dodatkowo Instytut Pamięci Narodowej przygotował publikację Marioli Błasińskiej – współorganizatorki wystawy.

Gość „Poranka WNET” na koniec rozmowy powiedział o działalności IPN w Lublinie oraz o wydarzeniach, które będą miały miejsce w lipcu oraz w sierpniu. Jednym z nich będzie rajd brygady pancerno-motorowej pułkownika Stefana Roweckiego.

M.N.

Lasota: Cieszy mnie że Wiosna Biedronia a nie Konfederacja dostała się do europarlamentu

Irena Lasota podsumowuje wybory do Europarlamentu oraz mówi o najbliższej wizycie Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem, którzy mają się spotkać w czerwcu.

 


Rozmówca Poranka WNET porusza temat wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie. Lasota przewiduje pojawienie się konkretnych deklaracji odnośnie budowy bazy amerykańskiej w Polsce:

Jest to bardzo prawdopodobne, dużo bardziej prawdopodobne niż kiedykolwiek w przeszłości. Prezydent Trump będzie decydował o ogólnych zarysach i sposobie rozmieszczenia wojsk amerykańskich. Czy ma być dużo wojsk, czy baza będzie stała, czy raczej postawi na lotne brygady. Ważne jest, żeby Polska stała się ważnym sojusznikiem stanów zjednoczonych z dostateczną ilością wojsk, która jest trudna do zdefiniowania.

Lasota odniosła się także do opinii amerykańskich dziennikarzy i polityków odnoszących się do wyborów do Parlamentu Europejskiego:

Główna prasa amerykańska nie bardzo się orientuje w szczegółach tego, co się dzieje w Europie. Pojawiły się informacje o tym, że prawica wygrywa. Polska nie jest na tworzonych przez dziennikarzy mapach określana jako kraj, który przesuwa się w złym kierunku. Większą uwagę Amerykanów zwróciły Węgry.

Gość Poranka WNET stwierdziła także, że wynik Cimoszewicza, który okazał się być najlepszym w Warszawie to spore zaskoczenie:

Było mi przykro. Cimoszewicz, Miller i Czarzasty to wysocy działacze PZPR. Oni tworzyli, kreowali i podtrzymywali komunizm. Aż 200000 ludzi głosuje na Cimoszewicza, nie rozumiem jak można, nawet z niechęci do innej partii głosować na niego, mimo tego, że na liście były nazwiska mniej bolesne dla polskiej historii.

Lasota wyraziła również zadowolenie z faktu przekroczenia progu wyborczego przez partię Wiosna Roberta Bedronia:

Uważam, że on nie jest poważnym politykiem i nie może zaszkodzić, ale jestem zmęczona tym, że muszę ciągle w Stanach tłumaczyć, że Polska jest tolerancyjnym, niehomofobicznym krajem. Ponad pół miliona ludzi na niego zagłosowało i to mnie cieszy. Dobrze, że tyle osób nie zagłosowało na Konfederację, bo znowu musiałabym tłumaczyć wypowiedzi Grzegorza Brauna, które dziwią Amerykanów.

Posłuchaj całej wypowiedzi już teraz.

K.T. / A.M.K.

Cejrowski: Poprzez nową Konstytucję RP należy odebrać prawa obywatelskie kolaborującym z okupantem, w tym członkom PZPR

– Uchwalenie ustawy 447 jest wynikiem zaniedbania polskiej dyplomacji. Naród w kraju i za granicą musi zająć się tą sprawą, bo władza dba jedynie o własne interesy – mówi Wojciech Cejrowski.

 

Głównym zagadnieniem poniedziałkowej audycji „Studio Dziki Zachód” był kryzys wolności słowa. Wojciech Cejrowski poruszył ten temat odnosząc się do słów Krzysztofa Śmiszka – partnera lidera partii „Wiosna” Roberta Biedronia. Polityk stwierdził, że jeśli jego ugrupowanie dojdzie do władzy, wprowadzi ono karę więzienia dla homofobów.

„To [wolność słowa – przyp. red.] zaczyna się rozpadać poprzez takie rzeczy, jak tam kochanek kochanka mówi, że zakażemy wypowiadania pewnych myśli. Zakażemy wyznawania pewnej idei, bo religia rzymskokatolicka to jest pewna idea, do której człowiek dobrowolnie wstępuje i może się z niej wypisać w każdej chwili. To jest coś, czego żaden rząd, żadna władza i żaden paragraf nigdy nie powinien regulować”.

Podróżnik podkreśla również rolę wielkich korporacji we wprowadzaniu cenzury informacji. Jego zdaniem receptą na ograniczanie przez nie dostępu do określonych treści jest ich podział na mniejsze spółki.

„W tej chwili tracimy wolność słowa w Ameryce poprzez ogromne korporacje, których nikt nie przewidział (…). Nikt nie przewidział korporacji i monopoli takich jak Facebook, YouTube, Google, które jawiły nam się przyjemnym dodatkiem do życia (…). Nikt nie cenzurował w Ameryce twojej rozmowy telefonicznej, bo istniało wiele kompanii telefonicznych, (…) natomiast nie istnieje drugie Google, nie istnieje drugi Facebook i nie istnieje drugi YouTube”.

Gospodarz „Studio Dziki Zachód” komentuje również protesty amerykańskiej Polonii w sprawie ustawy 447 dotyczącej restytucji mienia żydowskiego. Nie szczędzi także słów krytyki wobec doboru kandydatów do Parlamentu Europejskiego z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej, będącej częścią Koalicji Europejskiej.

„Ja uważam, że konstytucyjnie trzeba by, pisząc nową konstytucję, odebrać prawa obywatelskie hurtowo za współpracę z okupantem”.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

A.K.

Andrzej Gwiazda o działaniach Frasyniuka: Razem z KOD-em zapisałeś się nawet nie do PZPR, ale do Służby Bezpieczeństwa

Dzieci i wnuki komunistów, którzy dostali Polskę w prezencie od Stalina, nie chcą oddać tego lukratywnego prezentu i o to naprawdę toczy się walka – podkreślił w „Popołudniu Wnet” Andrzej Gwiazda.

W czasie obchodów 86 miesięcznicy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu doszło do próby zablokowania uroczystości przez działaczy Komitetu Obrony Demokracji i Obywateli RP, przy poparciu niektórych opozycyjnych partii politycznych. Twarzą blokady został były polityk Unii Wolności i działacz „Solidarności” Władysław Frasyniuk, którego policja musiała przenieść z trasy przemarszu uczestników miesięcznicy.

[related id=24361]

– Udział Frasyniuka wyjaśnia sytuację. Dotychczas te rozróby były robione przez margines. Ale udział Frasyniuka, który był przewodniczącym Unii Wolności, reprezentuje dość wpływową grupę i pokazuje, kto boi się prawdy o katastrofie smoleńskiej i kto chce tę prawdę ukryć – podkreślił Andrzej Gwiazda.

Jego zdaniem działania KOD-u i opozycji są wywołane strachem przed ujawnieniem prawdy o [related id=”24165″]katastrofie smoleńskiej. – To jest walka o to, aby prawda o tej katastrofie nie wyszła na jaw. To jest sprawa polityczna i znaczący politycy są zainteresowani w ukryciu prawdy.

Andrzej Gwiazda wskazał, że nie było realnej możliwości weryfikowania, kto zapisuje się do „Solidarności” i dlatego w szeregach opozycji mogli się znaleźć tacy ludzie, jak Frasyniuk czy Milczanowski. – Frasyniuka wybrali (do Komisji Krajowej „NSZZ Solidarności” w 1981 roku) wrocławianie i to oni powinni się teraz bić w piersi za to, kogo wtedy wybrali.

Komitet Obrony Demokracji już się przypisał jednoznacznie do bezpieki, nawet nie do PZPR, tylko do SB – podkreślił w „Popołudniu Wnet” Andrzej Gwiazda.

Zdaniem gościa „Popołudnia Wnet” prawdziwym powodem ataków opozycji na obecny rząd jest utrata zysków z rządzenia Polską, jakie czerpała do tej pory postkomunistyczna elita. – Komuniści dostali Polskę w prezencie od Stalina i to był lukratywny prezent. Ich dzieci lub wnuczkowie twierdzą, że tego prezentu Polakom nie oddadzą. O to idzie walka. (…) Okazało się, że zmienił się minister gospodarki, to państwowe spółki mogą przynosić ogromne zyski. Te pieniądze z państwowych spółek gdzieś trafiały; pieniądz się nie rozwiewa i trafiał do czyjejś kieszeni. O to właśnie toczy się spór.

 

ŁAJ