Prof. Stępkowski: Skala naruszeń nie mogła w żaden sposób podważać wyniku wyborów

Czemu 90% protestów wyborczych nie spełniało wymogów formalnych? Przeciwko czemu najczęściej protestowali wyborcy? Prof. Aleksander Stępkowski o orzeczeniu SN ws. ważności wyborów prezydenckich.

Dr hab. Aleksander Stępkowski zapowiada, że Sąd Najwyższy dzisiaj przed południem ogłosi orzeczenie ws. ważności wyborów prezydenckich. Jak mówi, znaczna część protestów wyborczych miało treść podobną do wzorów dostępnych w internecie. Wiele nie spełniało wymogów formalnych, które to wymogi przypomina. Rzecznik SN dodaje, że niektóre protesty zawierały treści nienadające się do publicznego omawiania. Większość miała charakter publicystyczny. Część skarg zostało uznanych za zasadne, jednak, jak wskazuje, są to jednostkowe przypadki, tak, że

Skala naruszeń nie mogła w żaden sposób podważać wyniku wyborów ogłoszonego przez Państwową Komisję Wyborczą.

Wskazuje, że w protestach dominowały zarzuty o to, że wybory nie miały prawa odbyć się w tym roku. Zauważa, że „obywatele traktują to jak okazję do zamanifestowania swych poglądów politycznych”. W rezultacie tylko 10 proc. protestów spełniało wymogi formalne. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego zdradza, że wśród pozytywnie rozpatrzonych spraw były takie, że np. komuś komisja nie wydała karty, bo ktoś wcześniej podpisał się w kratce przy nazwisku tej osoby na spisie wyborców. Sąd Najwyższy rozpatrzył także protest Koalicji Obywatelskiej, uznając, że nie może nadać mu dalszego

Jako dowód załączono dość mechaniczny wydruk z formularza internetowego. Były tam dość rozmaite treści.

Skład pochylił się nad ośmioma tomami wydruków z internetu, jednak zawarte w nich oskarżenia zostały ocenione jako nieweryfikowalne. Same zarzuty, jak zauważa prof. Stępkowski, były precyzyjnie opisane.

Poruszony zostaje również temat kwestionowania przez część sędziów Sądu Najwyższego członków niedawno utworzonych izb. Sędziowie wystąpili z pytaniami prejudycjalnymi do TSUE ws. stosunku pracy nowych sędziów. Wskazuje, że

Sprawy ewidentnie nie były zawisła, gdyż nie doręczono pozwów stronom.

Ocenia to jako formę presji na sędziów orzekających o ważności wyborów prezydenckich. Prof. Stępkowski mówi również o nieprawidłowościach w użytkowaniu służbowych mieszkań przez sędziów SN w stanie spoczynku.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K./A.P.

Dwóch więźniów planowało zamach na prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego

Śmierci Bogdana Święczkowskiego i jego rodziny chcieli dwaj przestępcy osadzeni opolskim zakładzie karnym. Wykonawcą zamachu miała być osoba trzecia. Prokuratora postawiła mężczyznom zarzuty.

Jak informują źródła PAP, prokuraturze udało się wykryć plany zamordowania prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego oraz jego rodziny. Motywem Bogdana G. i Grzegorza P., więźniów zakładu karnego w Strzelcach Opolskich, miała być zemsta i obawa, że Święczkowski doprowadzi do skazania jednego z nich na dożywotnią karę więzienia. Zamachowcem miała być osoba przebywająca na wolności, dla której więźniowie zdążyli przygotować broń z tłumikiem i amunicję.  Jej tożsamość nie jest znana, ale śledczy przypuszczają, że jest to człowiek poszukiwany.

Na trop planów zabójstwa śledczy wpadli badając sprawę korupcji, której miał się dopuścić funkcjonariusz Straży Więziennej Krzysztof N. Robił on zakupy dla osadzonych używając karty płatniczej dostarczonej przez Roberta G. Obaj mężczyźni nie mieli nic wspólnego z planowanym zabójstwem, choć razem z  niedoszłymi zamachowcami obejmuje ich akt oskarżenia skierowany przez prokuraturę do sądu.

A.P.

Ustawa 447: Polska jedynym krajem UE bez całościowych rozwiązań ws. zwrotu mienia ofiarom Holocaustu i ich spadkobiercom

W środę opublikowano raport Departamentu Stanu USA dot. roszczeń żydowskich. Chwali on nasz kraj za upamiętnianie Holocaustu, ale też zwraca uwagę na „powolne tempo zwrotu” mienia gminom żydowskim.

[related id=86675 side=right]

Kwestia amerykańskiego raportu dotyczącego mienia pożydowskiego w Polsce od 2018 r. jest przedmiotem kontrowersji. Na temat ten wypowiadali się także rozmówcy Radia Wnet dzielący się swoimi przewidywaniami dotyczącymi tej sprawy. W środę Raport Just Act – Polska został upubliczniony, także w nieoficjalnym tłumaczeniu polskim. Możemy w nim przeczytać, że obecnie

Polska nie dysponuje odrębnym mechanizmem lub procedurami rozpatrywania roszczeń dotyczących własności prywatnej poza tzw. ustawą zabużańską, lub uregulowaniami dla obszaru Warszawy. Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego szacuje, że wypłacono łącznie 2,55 mld zł (680 mln dol.) na rzecz wnioskodawców za wszystkie nieruchomości znajdujące się w obecnych granicach Polski, ale poza Warszawą.

Zwraca się uwagę na złożoność procesu odzyskiwania mienia, który jest uciążliwy dla obywateli amerykańskich. W dokumencie zostaje poruszone wzbudzająca szczególne emocje kwestia mienia bezspadkowego:

Polska nie przyjęła ustawy dotyczącej znacznej ilości własności prywatnej pozostawionej bez spadkobierców w wyniku Holokaustu. Zamiast tego, majątek bezspadkowy podlega polskiemu prawu spadkowemu, na mocy którego majątek ten wraca do samorządu lokalnego lub Skarbu Państwa.

Wcześniej opisane zostają przyczyny aktualnego stanu rzeczy. Raport zaczyna się on od przypomnienia o losach Polski pod niemiecką i sowiecką okupacją:

Nazistowska okupacja Polski była brutalna i pochłonęła życie milionów Polaków, zarówno żydowskiego, jak i nieżydowskiego pochodzenia.

Zwraca uwagę na zaangażowanie Polaków i polskich władz w walkę z hitlerowcami, o których zbrodniach rząd na uchodźstwie informował aliantów oraz w ratowanie Żydów, gdy było to zagrożone było karą śmierci. Raport przypomina polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Wskazuje, że

Podczas wojny zniszczona została znaczna część Polski, w tym Warszawa, którą naziści zrównali z ziemią po powstaniu warszawskim w 1944 roku. […] Powojenny reżim komunistyczny znacjonalizował następnie własność prywatną i przemysł, a na niesłusznie zajętych gruntach prywatnych oraz na terenach należących do gmin i związków wyznaniowych zbudował infrastrukturę publiczną, publiczne budynki mieszkalne i obiekty przemysłowe, co skomplikowało przyszłe wysiłki na rzecz reprywatyzacji.

Odnosząc się do zwrotu własności gmin wyznaniowych Amerykanie podkreślają, że właściwa komisja do grudnia 2018 r. rozstrzygnęła w całości 2810 z 5554 wniosków złożonych przez gminy żydowskie, podczas, gdy do 2011 r. „wspólna komisja majątkowa dla kościoła katolickiego nie rozstrzygnęła jedynie 216 wniosków spośród całkowitej liczby 3063 wniosków zgłoszonych do komisji”.

Autorzy przyznają, że w 1960 r. rządy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Stanów Zjednoczonych podpisały umowę odszkodowawczą na mocy której strona polska przekazała amerykańskiej 40 mln dolarów na pokrycie roszczeń wywłaszczonych obywateli USA. Jednak, zdaniem autorów raportu:

Umowa ta nie obejmowała osób, które były obywatelami polskimi w momencie przejmowania ich majątku, a dopiero później zostały naturalizowanymi obywatelami amerykańskimi.

A.P.

Prof. Czarnek: Gdyby Małgorzata Gersdorf stała na czele SN to wyrok ws. wyborów prezydenckich mógłby zostać skręcony

Jak ma się konwencja stambulska do realnych powodów przemocy domowej? Czy reforma sądownictwa się udaje? Prof. Przemysław Czarnek o tym, czym można by zastąpić konwencję antyprzemocową i o wyborach.

Ta konwencja stambulska niczemu nie służy […]. Te przepisy dotyczące przemocy domowej, przemocy wobec kobiet są w Polsce realizowany.

Prof. Przemysław Czarnek odnosi się do sprawy wypowiadanej przez rząd konwencji stambulskiej. Zauważa, że nie zmieniła ona nic na lepsze w krajach, gdzie została przyjęta, a które mają większy problem z przemocą domową niż Polska. Według naszego gościa nie adresuje ona faktycznych powodów przemocy domowej do których należą:

Seksualizacja życia, pornografia, domy publiczne na masową skalę- tzw. legalne na Zachodzie, rozpowszechniona antykoncepcja, alkoholizm i narkomania.

Konwencja zaś zamiast tego doszukuje się źródeł przemocy domowej w tradycyjnej rodzinie. Poseł PiS mówi, że obecnie jesteśmy pod pręgierzem lewackich ideologów. Wskazuje, że należy się odciąć od ideologicznej warstwy w konwencji, nie potępiając przy tym wszystkiego co w niej jest:

W miejsce konwencji stambulskiej można przyjąć konwencję pokazującą tradycyjną rodzinę w dobrym świetle. Konwencja stambulska pokazuje tradycyjną rodzinę w złym świetle, co jest głupotą samą w sobie.

Następnie tłumaczy, dlaczego rząd dokona rekonstrukcji. Chodzi o usprawnienie procesu decyzyjnego. Na pytanie, czy sam może znaleźć się w rządzie, odpowiada że jest wielu polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy mogą obejmować posady rządowe. Prof. Czarnek wyjaśnia Prawo i Sprawiedliwość nadal nie cieszy się sympatią w wielkich miastach. Zauważa, że podczas wyborów prezydenckich:

Elektoraty zmobilizowały się obydwa, dlatego nie udało się wygrać w I turze.

Polityk zauważa, że trzeba przebijać się z przekazem do ludzi, gdyż ci nie wiedzą ile zrobił dla nich rząd. Podaje przykład młodego człowieka, który stwierdza, że nie będzie ze swych podatków płacił na dzieci w 500+. Stwierdza, że

Młody człowiek nie płaci podatków, bo zwolnił go z podatków rząd Mateusza Morawieckiego.

[Z podatku dochodowego do 26 r. życia, nie ze wszystkich podatków, jakie w Polsce są-przyp. red.]

Prof. Czarnek ocenia, że reforma sądownictwa jest skuteczna zauważając, że gdyby na czele Sądu Najwyższego stała Małgorzata Gersdorf to możnaby się obawiać „skręcenia” wyroku ws. oceny ważności wyborów prezydenckich. Obecnie, gdy SN, jak mówi, jest już niezależny i niezawisły, nie trzeba się tego obawiać.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

RPO interweniuje ws. fotoradarów. Kierowca nie powinien być zmuszony do donoszenia na siebie lub swych najbliższych

Jeśli fotoradar zidentyfikuje auto, które przekroczyło prędkość, ale nie jego kierowcę, to tego ostatniego winien wskazać właściciel pojazdu pod rygorem kary grzywny. RPO żąda zmiany tych przepisów.

Adam Bodnar ocenia, że obecne przepisy drogowe naruszają prawo do zachowania milczenia, które jak podkreślał, jest uniwersalnie uznawane na świecie. Jak wyjaśniał, cytowany przez Dziennik.pl:

Zgodnie z art. 96 § 3 Kodeksu wykroczeń karze grzywny podlega ten, „kto wbrew obowiązkowi nie wskaże na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd do kierowania lub używania w oznaczonym czasie”.

W 2019 r. do biura Rzecznika Praw Obywatelskich wpłynął wniosek o wystąpienie do Trybunału Konstytucyjnego ws. zgodności tego przepisu z Konstytucją RP. Bodnar zauważył, że

Sprawę tę TK rozstrzygnął w wyroku z 12 marca 2014 r. (sygn. akt P 27/132). Uznał, że art. 96 § 3 K.w. jest zgodny z art. 2 Konstytucji oraz nie jest niezgodny z jej art. 42 ust. 1 – odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia.

W związku z tym rzecznik zwrócił się do Krzysztofa Kwiatkowskiego stojącego na czele senackiej Komisji Ustawodawczej o inicjatywę ustawodawczą w tej sprawie, która wzmocniłaby gwarancje procesowe obwinionego. Jak wyjaśnił RPO:

Chodziłoby o dodanie do art. 96 K.w. nowego § 4, w którym wskazano by, że „nie podlega karze z § 3 ten, kto nie wskaże na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd do kierowania lub używania w oznaczonym czasie, gdy udzielona w ten sposób informacja, mogłaby stanowić dowód w postępowaniu w sprawie o wykroczenie przeciwko niemu samemu

[related id=94569 side=right] Obecny model nakładania kar za przekroczenie prędkości stwierdzone przez fotoradary jest problematyczne nie tylko ze względu na prawa obywatelskie. Na styczniowej konferencji Głównego Inspektoratu Zarządu Drogowego wskazano na, że niewskazanie kierowcy umożliwia uniknięcie mandatu. W związku z tym Alvin Gajadhur zaproponował by kary na właścicieli samochodów były nakładane automatycznie w przypadku, gdyby nie wskazali innej osoby jako kierującej.

A.P.

Były minister transportu Sławomir N. zatrzymany ws. korupcji. Stanisław Żaryn: Śledztwo zaczyna łapać wiatr w żagle

Minister transportu w rządzie Donalda Tuska oraz Dariusz Z., b. dowódca jednostki GROM i biznesmen Jacek P. zostali zatrzymani w akcji polsko-ukraińskich służb. Sprawę komentuje Stanisław Żaryn.

W dniu dzisiejszym CBA zatrzymało trzy osoby związane ze wspólnym polsko-ukraińskim badaniem działalności Sławomira N. na Ukrainie.

Tak zatrzymanie Sławomira N. komentuje w Radiu Wnet Stanisław Żaryn. Jest to, jak podaje prokuratura, wynik współpracy służb ukraińskich (NABU) i polskich (CBA). Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mirosława Chyr poinformowała PAP, że

Były minister transportu Sławomir N. został w poniedziałek zatrzymany w związku z podejrzeniem korupcji, kierowania zorganizowaną grupą przestępczą i prania brudnych pieniędzy.

Współpraca służb obu krajów wynika, jak zauważyła Chyr, „na transgraniczny charakter działalności zorganizowanej grupy przestępczej”. Poza byłym szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zatrzymani zostali też Dariusz Z., były dowódca jednostki GROM i  Jacek P., biznesmen z Gdańska.

W październiku 2016 r. Sławomir N. został prezesem Ukrawtodoru przyjmując ukraińskie obywatelstwo. Wcześniej w latach 2011-13 był ministrem transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. Poddał się do dymisji w związku z wątpliwościami wokół jego oświadczenia majątkowego, do którego nie wpisał zegarka za ponad 10 tys. zł. Kwestie związane z nieprawidłowościami w oświadczeniu majątkowym zakończyły także karierę Sławomira N. jako szefa  ukraińskiej Państwowej Służby Dróg Samochodowych. Ukraińska Narodowa Agencja ds. Zapobiegania Korupcji skierowała we wrześniu 2019 r. sprawę do sądu ws. oświadczenia majątkowego byłego polskiego polityka z 2017 r.

Stanisław Żaryn odpowiada na pytanie kto wystąpił o wspólne śledztwo Polski i Ukrainy. Wyjaśnia, że obie strony prowadziły wcześniej własne śledztwa.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Krokodyle łzy Zbigniewa Girzyńskiego w Radiu Wnet, bo ks. Isakowicz-Zaleski nie znalazł się w komisji ds. pedofilii

Poseł Girzyński może sobie pozwolić na takie wyssane z palca opowieści, bo wie, że biskupom nie będzie wypadało z nim polemizować. Ale katolicy nie powinni dawać się na to nabierać.

„Prof. Zbigniew Girzyński żałuje, że ksiądz Isakowicz-Zaleski nie zasiądzie w powołanej komisji. Niestety jest to decyzja Kościoła i hierarchów, którzy nie chcieli, aby ksiądz Isakowicz-Zaleski znalazł się w tej komisji” – czytamy na portalu Wnet. [related id =119752]

Wszystko wskazuje na to, że strona kościelna w ogóle nie chce uczestniczyć w tej komisji. Zbyt oczywiste jest po prostu, iż ma ona charakter wyłącznie instrumentalny. Nie ma ona jakichś oddzielnych kompetencji, a jedynie dubluje to, co powinna robić prokuratura. Z góry więc można przewidzieć, iż będzie przede wszystkim miejscem politycznych rozgrywek. A biskupi, słusznie, nie chcą być traktowani jako przedmiot tej rozgrywki.

Powody, dla których ks. Zaleski dał się wciągnąć w takie gry, powinien wyjaśnić on sam. Najpierw uczestnictwo w filmie Sekielskich. Potem współpraca z Terlikowskim, który niespecjalnie kryje, że problemu pedofilii chce używać do uruchamiania walki o władzę w Kościele, a może i nie tylko.

Na całym świecie realizowana jest kampania mająca na celu sianie przekonania, iż Kościół jest strukturą zła, generującą ze swej istoty pedofilię. Przy tej okazji prowadzi się walkę z instytucją kapłaństwa, strukturą Kościoła – władzą biskupów, itd. Jasne, że chodzi też po prostu o pieniądze – milionowe odszkodowania, przy których niejeden wyobraża sobie swój zarobek. Realizowane są przeróżne cele wewnątrzkościelne, jak i systemowe podporządkowywanie Kościoła państwom (łatwo sobie wyobrazić, że przy minimalnej nowelizacji taki właśnie kierunek zostanie nadany komisji w Polsce. Czemu Kościół miałby dobrowolnie w tym uczestniczyć?).

Na świecie z takich pozycji wyprowadzono nawet żądanie (abp Vigano), by Ojciec Święty Franciszek złożył rezygnację, bo nie dość intensywnie z pedofilią walczy. Co się dziwić, że są tacy, którzy chcą, powołując się na głos ludu, poodwoływać sobie biskupów w Polsce?

Wszystko to jest możliwe, bo większość ludzi nie jest w stanie przejrzeć skomplikowanych meandrów tych gier. Zapytajmy jednak prosto. Na początku ci, którzy nagle dostrzegli wielki problem pedofilii w Kościele, odwoływali się wyłącznie do dobra ofiar. W miarę jak las gęstnieje, o tym akurat mówi się coraz mniej. Samo to powinno dawać do myślenia…

W imieniu Stowarzyszenia Europa Tradycja

Ryszard Skotniczny, Prezes

Fundamenty reformy: transparentny system powoływania sędziów, sprawiedliwe sądzenie, uchylanie niesprawiedliwych wyroków

W Polsce są najszersze immunitety w Europie, minister sprawiedliwości nie ma nic do powiedzenia, bo to sędziowie sądzą sędziów, a to u nas, a nie w Pradze czy Berlinie, sędziowie wychodzą na ulice.

Mariusz Patey, Filip Januszewski, Marcin Warchoł

Wywiad z Marcinem Warchołem – sekretarzem stanu i pełnomocnikiem Rządu ds. praw człowieka. Rozmawiał Mariusz Patey. Przygotowanie: Mariusz Patey i Filip Januszewski.

Mamy 26 sędziów na 100 tysięcy obywateli, ale jeśli spojrzymy na efekty pracy, to niestety jesteśmy blisko końca listy. W 2013 roku minister Jarosław Gowin przeprowadził badania dotyczące wpływu zwiększenia liczby asystentów na pracę sądów. Co się okazało? Sądy z największą ilością asystentów pracowały najwolniej.

Bez zmiany modelu, bez odejścia od korporacjonizmu, system sądowniczy nie będzie ani skuteczniejszy, ani sprawiedliwy. Zarówno przywołane diagnozy sędziów Rzeplińskiego i Stępnia, jak i wyrażane w sondażach opinie społeczeństwa jedynie to potwierdzają.

Jakie są zatem fundamenty przeprowadzanej przez Was z takim zaangażowaniem reformy?

Są trzy filary. Pierwszym jest zmiana modelu wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa z korporacyjnego na demokratyczny. Członkowie KRS są powoływani przez Sejm większością trzech piątych głosów – ta procedura została stworzona na wzór hiszpański. Warto zaznaczyć, że koalicja rządząca nie miała takiej większości w Sejmie.

Drugim jest wprowadzenie nowego modelu postępowania dyscyplinarnego przez stworzenie Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, niepowiązanej organizacyjnie ani osobowo z innymi sądami, w myśl zasady nemo iudex in causa sua. Izba ta w pierwszym roku jej orzekania wydała wiele orzeczeń pozbawiających immunitetu bądź usuwających z zawodu sędziów łapówkarzy, złodziei, pijanych kierowców czy stosujących przemoc domową. Jej rozstrzygnięcia o wydaleniu z zawodu zapadały często na jednej rozprawie, podczas gdy wcześniej sądom średnio półtora roku zabierało samo pozbawienie immunitetu sędziów nadużywających zaufania publicznego.

Sąd Najwyższy pozostawił w zawodzie sędziego, który na stacji benzynowej dopuścił się kradzieży 50 złotych, czy innego sędziego, który ukradł część do wkrętarki. Należy zadać pytanie: jaką moralną legitymację ma sędzia, który jest złodziejem, do sądzenia innych złodziei? Dlatego nowa Izba Dyscyplinarna zyskała szybko aprobatę społeczną, w przeciwieństwie do Sądu Najwyższego.

Jest wreszcie trzeci filar, czyli Izba Kontroli Nadzwyczajnej. Ta izba uchyla niesprawiedliwe wyroki. Ostatnio prokurator generalny wygrał tam w sprawie ochrony przed lichwą, gdzie pewna pani padła ofiarą oszustwa. Odsetki były czterokrotnie zawyżone. Ta izba wprowadza elementarną sprawiedliwość, uchylając wyroki sądów, które stają po stronie – choćby jak w tym przypadku – lichwiarzy.

Transparentny system powoływania sędziów, sprawiedliwe sądzenie i uchylanie niesprawiedliwych wyroków wydawanych w sądach powszechnych – to są trzy fundamenty naszej reformy. (…)

Jaki jest Pana zdaniem wpływ Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i europejskich środowisk prawniczych na kształt reform w Polsce? Czy Trybunał Federalny Niemiec ma silniejsze umocowania traktatowe niż polski Trybunał Konstytucyjny?

Dane porównawcze z różnych krajów pokazują, że tam, gdzie nie ma rad sądownictwa w polskim rozumieniu albo gdzie są one powoływane przez władzę wykonawczą lub ustawodawczą, sądownictwo cieszy się największym zaufaniem. Niemcy, Czechy, Austria i Luksemburg pozostają w czołówce rankingu zaufania do wymiaru sprawiedliwości, a w krajach tych nie ma w ogóle rad sądowniczych. Demokratyzacja procesu wyboru do rad sądowniczych jest kluczem do poprawy kondycji sądownictwa i do odzyskania społecznej akceptacji dla sądów.

W Niemczech sędziów do sądu najwyższego powołują politycy – komitet wyboru sędziów składa się z 16 przedstawicieli Bundestagu i 16 ministrów landowych. W Hiszpanii sędziów do krajowej rady sądownictwa powołuje parlament, w Szwecji i Danii rady sądownictwa powołują ministrowie sprawiedliwości, a w Irlandii sędziów sądu najwyższego rekomenduje rząd, a powołuje prezydent przy niewiążącej opinii rady sądownictwa.

W Polsce grupka stanowiąca niewielką część środowiska sędziowskiego, która jest za korporacyjnością, sabotuje reformy, wykorzystując hasło „ulica i zagranica”. Uważają, że skargi w Unii Europejskiej i anarchizacja wymiaru sprawiedliwości są ich najlepszą bronią. Teraz wpadli na pomysł kwestionowania statusu sędziów wybranych w sposób demokratyczny. Groteskowość tej sytuacji polega na tym, że to sędziowie wybrani korporacyjnie lub wręcz przez Radę Państwa PRL kwestionują mandat demokratyczny. To jest oś całego sporu. Kwestionowanie statusu sędziego to również kwestionowanie wydanych przez niego wyroków w sprawach zwykłego obywatela, który stał się w tym sporze zakładnikiem. Sprawy są odwlekane, a sędziowie, tacy jak Igor Tuleya, realizują swoje polityczne interesy na forum Unii Europejskiej.

A jeśli chodzi o Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, to wydał on 19 listopada ubiegłego roku wyrok, który został instrumentalnie wykorzystany przez to środowisko, bo w żadnym miejscu TSUE nie zakwestionował ani Izby Dyscyplinarnej, ani KRS. Co więcej, wskazał w punkcie 130., że nie ma jednego modelu ani rad sądowniczych, ani sądownictwa dyscyplinarnego.

Ponadto w punkcie 145. wprost zaznaczył, że decyzje prezydenta w sprawach powołania sędziów SN nie mogą być przedmiotem kontroli sądowej. Ten wyrok „nadzwyczajna kasta” przedstawia jednak w sposób kłamliwy i wykorzystuje go do podważania statusu sędziów. Dlatego ustawa grudniowa chroni ład i porządek, zakazując podważania decyzji innych sędziów. Ustawa wskazała za niezgodne z konstytucją i ustawami kwestionowanie statusu jednego sędziego przez drugiego. Jest to sprawa dla Izby Dyscyplinarnej, bowiem trudno oczekiwać akceptacji takiego zachowania. Co do kwestii odpowiedzialności dyscyplinarnej, to nasze rozwiązania nie poszły tak daleko, jak ma to miejsce w niektórych krajach. W Czechach postępowanie dyscyplinarne wszczyna minister sprawiedliwości lub prokuratura, nie ma też rad sądownictwa. Niemcy czy Austria nie mają sędziowskich immunitetów. W Polsce są najszersze immunitety w Europie, a minister sprawiedliwości nie ma nic do powiedzenia, bo to przecież sędziowie sądzą sędziów, a mimo to, to u nas, a nie w Pradze czy Berlinie sędziowie wychodzą na ulice. Paradoks.

Cały wywiad Mariusza Pateya z wiceministrem sprawiedliwości Marcinem Warchołem, pt. „Polskie sądownictwo: korporację zastąpić demokracją”, znajduje się na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


 

  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Mariusza Pateya z wiceministrem sprawiedliwości Marcinem Warchołem, pt. „Polskie sądownictwo: korporację zastąpić demokracją”, na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nagroda Fundacji Solidarności Dziennikarskiej dla Aleksandry Tabaczyńskiej z „Wielkopolskiego Kuriera WNET”!

„Za cykl odważnych, szczegółowych i wnikliwych relacji prasowych i internetowych z procesu w najbardziej zagadkowej i dramatycznej dla polskich dziennikarzy sprawie zabójstwa red. Jarosława Ziętary”.

Jolanta Hajdasz, Aleksandra Tabaczyńska

Olu, jesteśmy z Ciebie dumni!

„Za cykl odważnych, szczegółowych i wnikliwych relacji prasowych i internetowych z procesu ochroniarzy firmy Elektromis i byłego senatora Aleksandra Gawronika, sądzonych w najbardziej zagadkowej i dramatycznej dla polskich dziennikarzy sprawie zabójstwa redaktora Jarosława Ziętary. Przez ponad 28 lat wymiar sprawiedliwości nie ukarał nikogo za tę śmierć, a do dziś nawet nie odnaleziono ciała zamordowanego dziennikarza śledczego. Rzetelnie i systematyczne relacje Aleksandry Tabaczyńskiej z kolejnych rozpraw procesu w Poznaniu przypominają tragiczne losy zamordowanego oraz skalę niejasnych powiązań polityki i biznesu z początku transformacji ustrojowej w Polsce” – w ten sposób Jury Główne tegorocznego Ogólnopolskiego Konkursu Dziennikarskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich uzasadniło przyznanie nagrody Fundacji Solidarności Dziennikarskiej Aleksandrze Tabaczyńskiej, naszej koleżance z redakcji „Wielkopolskiego Kuriera WNET”. Rozmawia z nią Jolanta Hajdasz.

Jak przyjęłaś informację o nagrodzie Fundacji Solidarności Dziennikarskiej dla Ciebie?

Aleksandra Tabaczyńska, laureatka Nagrody Fundacji Solidarności Dziennikarskiej 2020. Fot. archiwum prywatne

Przyjęłam ją z wielką radością oczywiście, a także wzruszeniem. Ma ona dla mnie jeszcze dodatkowy wydźwięk, jest po prostu oddaniem szacunku i pamięci młodemu, zamordowanemu dziennikarzowi. Jest swoistym aktem solidarności społeczności zawodowej z krzywdą i okrutnym losem Jarosława Ziętary. Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim osobom, które zdecydowały o przyznaniu mi tej nagrody. Dzięki niej kolejny już raz można przypomnieć opinii publicznej o młodym dziennikarzu, który za swoją pracę zapłacił życiem. Ta historia bowiem od blisko 28 lat wciąż trwa.

W uzasadnieniu nagrody jury napisało, iż jest to nagroda „za cykl odważnych, szczegółowych i wnikliwych relacji prasowych i internetowych z procesu ochroniarzy firmy Elektromis i byłego senatora Aleksandra Gawronika sądzonych w najbardziej zagadkowej i dramatycznej dla polskich dziennikarzy sprawie zabójstwa redaktora Jarosława Ziętary”. Co Ty na to?

Mogę tylko jeszcze raz podziękować i zapewnić, że jestem bardzo wdzięczna za te słowa. Relacje, które publikuje Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich na swoich stronach oraz artykuły w „Kurierze WNET” to próba udokumentowania zeznań świadków, a więc tego, co słyszy skład sędziowski. Słowa i całe historie wybrzmiewające na sali sądowej zostaną przez sąd ocenione pod względem wiarygodności, a oskarżeni – osądzeni.

Przy okazji zeznań świadków powstaje obraz, jak budowała się w Poznaniu gospodarka rynkowa.

Przedsiębiorstwo Elektromis, którego działalnością interesował się Jarosław Ziętara, zostało założone w roku 1987, a więc na dwa lata przed transformacją ustrojową w Polsce. Pierwsze hurtownie rozpoczęły działać już w 1990 roku i w krótkim czasie została stworzona cała sieć hurtowni Elektromis. W tamtym momencie była największą siecią hurtowni w Polsce. Proces pokazuje między innymi, kto tworzył środowisko wokół i w samym Elektromisie – okazuje się, że głównie osoby związane z Milicją Obywatelską, Służbą Bezpieczeństwa, ZOMO, a nawet ówczesną prokuraturą czy klubem sportowym także związanym z policją. Czy ludzie tworzący ten światek byli w stanie skrzywdzić innych, stojących na drodze ich rozwoju finansowego? Moim zdaniem – z pewnością tak.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałaś historię zamordowanego dziennikarza?

W 1992 roku, z doniesień telewizyjnych. Wtedy to były jeszcze informacje o zaginięciu Jarka Ziętary, które można było przeczytać w prasie czy obejrzeć w poznańskiej telewizji. Te obrazy sprzed lat wróciły do mnie szczególnie, gdy tuż przed procesem „ochroniarzy” przeczytałam książkę kolegów Jarosława Ziętary: Piotra Talagi i Krzysztofa Kaźmierczaka Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa, nagrodzoną w 2015 roku przez jury konkursu SDP.

Dlaczego zainteresowałaś się tym tematem?

Dobrze pamiętałam emocje, które wywoływał jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych. Jednak gdyby nie to, że procesy sądowe zostały objęte obserwacją przez CMWP SDP, nie wróciłabym aż tak szczegółowo do tragicznego losu poznańskiego reportera. Warto też dopowiedzieć, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich od lat czynnie wspiera wszystkie działania, które służą wyjaśnieniu tej sprawy. Uhonorowany został też Społeczny Komitet im. Jarosława Ziętary.

Dzięki objęciu obserwacją procesu „ochroniarzy” i Aleksandra G., jest ogromna szansa, że to, czego nie zdążył opisać Ziętara, zostanie jednak opublikowane nie tyle w formie artykułów śledczych, ale relacji z sali sądowej.

Które z zeznań wydają Ci się najważniejsze?

Zeznania Macieja B. ps. Baryła z pewnością robią wrażenie. Mam tu na myśli nie tylko ich treść, która poraża, ale także sam sposób przekazu. Stara się on za wszelką cenę przekonać sąd, a także dziennikarzy, że mówi prawdę, uwiarygadniając swoje słowa wieloma szczegółami. Z pewnością Baryła jest na swój sposób charyzmatyczny. Jednak najmocniej poruszył mnie jego ostatni apel do dziennikarzy, wygłoszony podczas styczniowej rozprawy przeciwko Aleksandrowi G. Brzmiał on tak: „Ja nie pogrążyłem żadnego bandziora czy gangstera, tylko klawisza i ubeka. Bił ludzi. Był dobry w biciu ludzi, gdy był klawiszem. Ciągle piszecie najbogatszy, senator, a to klawisz i ubek. Jego pogrążyłem”.

Pozostali świadkowie to także w zdecydowanej większości albo osoby karane, albo odsiadujący właśnie wyrok więźniowie, którzy przyjeżdżają w asyście policji. Mają – średnio – pięćdziesiąt lat lub więcej i masę własnych kłopotów, tak że obserwujący proces dziennikarze są dla nich najmniejszym problemem.

Na jakim etapie jest sprawa? Kiedy zapadnie wyrok?

Obecnie przed Sądem Okręgowym w Poznaniu toczą się dwie sprawy. Jedna to tak zwany „proces ochroniarzy”. Oskarżonymi są bowiem dwaj byli ochroniarze nieistniejącego obecnie poznańskiego holdingu Elektromis. Mirosława R. pseudonim Ryba i Dariusza L. pseudonim Lala obwinia się o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Obaj oskarżeni nie przyznają się do winy. Rozprawy trwają od stycznia 2019 roku. Ze względu na pandemię odwołano zaplanowane w 2020 roku posiedzenia, które mają być wznowione we wrześniu.

Druga sprawa to trwający od 2016 roku proces, w którym oskarża się Aleksandra G. o podżeganie do zabójstwa poznańskiego dziennikarza. Oskarżony nie przyznaje się do winy. Rozprawy również zostaną wznowione we wrześniu.

W listopadzie 2019 roku Prokuratura Krajowa, Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie podała, że umorzyła postępowanie w sprawie zabójstwa Ziętary wobec niewykrycia sprawców. Innymi słowy, nie można postawić zarzutu zamordowania, bo człowiek, który zadał śmiertelny cios Jarkowi, nie żyje. Miał to być rosyjskojęzyczny gangster.

Z tego wynika jasno, że na wyroki z pewnością jeszcze długo poczekamy.

Czy jest szansa, że poznamy prawdę o śmierci Jarka?

Procesy, które toczą się przed sądem okręgowym w Poznaniu, mają odpowiedzieć na pytania: czy Aleksander G. podżegał do zabójstwa Jarosława Ziętary oraz czy ochroniarze „Lala” i „Ryba” brali udział w uprowadzeniu dziennikarza, którego następnie przekazali mordercom. I mam nadzieję, że w tym zakresie otrzymamy odpowiedź nie budzącą wątpliwości.

Jest jeszcze jeden wątek tej sprawy, który na sali sądowej wybrzmiewa w szczątkowej formie albo wcale. Jarosław Ziętara „czekał” na swoją śmierć, według „Baryły”, trzy dni. Myślę, że był pewien, że ktoś się o niego upomni. Miał prawo liczyć nie tylko na rodzinę czy kolegów – tu się nie zawiódł – ale przede wszystkim na policję i służby specjalne, z którymi miał kontakty. Nic takiego się nie stało. Ktoś jednak powinien się z tego wytłumaczyć.

Jak trafiłaś do dziennikarstwa? Czym prywatnie i zawodowo zajmujesz się na co dzień?

Ukończyłam Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu i przez 10 lat pracowałam w zawodzie. W międzyczasie rodziły się dzieci i może zabrzmi to banalnie, ale pracowałam w domu, zajmując się rodziną. Studia podyplomowe dziennikarskie skończyłam, mając już czworo dzieci. Zaczęłam publikować, podejmując tematykę społeczną i historyczną dotyczącą społeczności, wśród której mieszkałam. Publikowałam swoje teksty od prasy parafialnej przez tygodniki, dwutygodniki, miesięczniki, a nawet kwartalniki społeczno-kulturalne. Angażowałam się w życie społeczne, które następnie opisywałam. Tak trafiłam do „Kuriera WNET”, konkretnie do jego wydania poświęconego Wielkopolsce.

Reasumując, nie mam za sobą błyskotliwej kariery dziennikarskiej, raczej zwykłą, żmudną pracę w terenie. Jednak lat bycia mamą na pełen etat nie zamieniłabym nigdy na żaden sukces zawodowy. I wszystkim matkom, które teraz „siedzą z dziećmi w domu”, dedykuję tę nagrodę. Być może teraz omija was wiele szans, ale z pewnością przyjdą następne.

Kim dla Ciebie jest dziennikarz, jaka jest misja tego zawodu? A może jej nie ma, może to tylko sposób na zarabianie pieniędzy, zawód jak każdy inny?

Podejście do etyki dziennikarskiej niestety odzwierciedla spory światopoglądowe w społeczeństwie. Tak oczywiście nie powinno być. Dziennikarz ma służyć swoją pracą wspólnemu dobru, a nie ochraniać jakiekolwiek interesy; czyli prawda, obiektywizm i pokora to podstawowe wytyczne w tej pracy. Lubię powiedzenie „słowo napisane, nieszczęście zasiane”. To działa jak przestroga.

Zbiór opowiadań Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Armia księdza Marka”. Można go nabyć przez internet: www.facebook.com/Armia-Ksiedza-Marka. Kontakt z autorką: [email protected].

Jesteś także autorką fantastycznych, wesołych opowiadań z życia ministrantów, pt. Armia księdza Marka, które drukujemy na lamach Wielkopolskiego Kuriera WNET i które zostały wydane w formie książki. Opowiadania uderzają autentyzmem i niebanalnym humorem. Skąd się biorą te anegdoty?

Inspiracją byli moi chłopcy, którzy przez kilka lat służyli przy ołtarzu. Większość postaci występujących w tych opowiastkach to prawdziwi ministranci. Jest to niezwykle wesoła i dynamiczna wspólnota w Kościele katolickim, a rzadko opisywana. Ministranci są oczywistością dla wiernych i mało kto się nad tym zastanawia. Dlatego chciałabym też bardzo, żeby w dalszym ciągu tworzyli ją tylko chłopcy. Moim zdaniem, gdy pojawią się dziewczyny, zawsze uczesane, wymyte i świetnie zorganizowane, to bardzo szybko wygryzą biednych chłopaków.

Czego sobie życzysz? Jako dziennikarka i jako osoba prywatna, żona i matka czwórki dzieci?

Jak każdy, mam wiele marzeń i planów. Chyba takie najważniejsze, to nie zmarnować otrzymanego życia i zasłużyć sobie na Niebo. A dziennikarsko – cudnie byłoby się jeszcze na coś przydać.

Wywiad Jolanty Hajdasz z Aleksandrą Tabaczyńską, laureatką Nagrody Fundacji Solidarności Dziennikarskiej, pt. „Olu, jesteśmy z Ciebie dumni!”, znajduje się na s. 1 i 6 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.


 

  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Jolanty Hajdasz z Aleksandrą Tabaczyńską, laureatką Nagrody Fundacji Solidarności Dziennikarskiej, pt. „Olu, jesteśmy z Ciebie dumni!” na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Od września normalne zajęcia w szkołach. Piontkowski: Trudno żeby nauczyciel poznawał nową I klasę wyłącznie wirtualnie

Dariusz Piontkowski o powrocie dzieci do szkół, petycji ich rodziców w tej sprawie, niedostatkach kształcenia zdalnego, wycieku matur i o tym, czym się będzie różnić nowy rocznik uczniów.

Dariusz Piontkowski odnosi się do obaw rodziców, że po wakacjach kształcenie będzie kontynuowane na odległość. Zauważa, że petycja w tej sprawie „nie jest potrzebna, gdyż podobnie na to patrzymy”. Szef MEN podkreśla, iż kształcenie na odległość ma swoje minusy, takie jak ograniczenie kontaktów dziecka z rówieśnikami.

Trudno sobie wyobrazić, żeby nauczyciel poznawał nową pierwszą klasę wyłącznie wirtualnie.

[related id=115776 side=right] Część rozwiązań, takich jak materiały elektroniczne będzie można wykorzystać także po powrocie do normalnego trybu kształcenia. Polityk wyjaśnia, że choć rekrutacja jest przesunięta ze względu na epidemię, to nowe klasy będą miały liczebność taką, jak przed epidemią. Zauważa, że rozpoczynający naukę od września rocznik będzie pierwszym idącym według nowej podstawy programowej. Gość „Kuriera w samo południe” odnosi się wycieku arkuszy maturalnych do jakiego miało rzekomo dojść na Podlasiu:

Mamy przecieki medialne na ten temat. Prokuratura zajęła się sprawą. To do niej należy okoliczności i sprawdzenie czy rzeczywiście taki ewentualny przeciek miał miejsce.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.