prof. Jan Żaryn: Środowiska LGBT czują się bezkarne – audycja „Jesteśmy razem”

Rozmówcy dyskutowali o idei przyświecającej tej audycji, a mianowicie umiejętności bycia razem i wspólnego działania na rzecz dobra zarówno w naszym kraju, jak i na całym świecie.

W sobotę 27 lipca w południe rozmówcą Marka Kalbarczyka w audycji był laureat konkursu na najbardziej cenionego gościa „Jesteśmy Razem” – profesor Jan Żaryn. W dwóch kwietniowych programach profesor podzielił się swoimi refleksjami na temat stosunków polsko-żydowskich oraz o Janie Karskim, który wydostał się z okupowanego kraju, by powiadomić Zachód o holokauście. Tym razem rozmawialiśmy o granicy kompromisu.

Katolicy doświadczają w Gruzji ucisku / Jolanta Hajdasz, ks. Zurab Kakachishvili, „Wielkopolski Kurier WNET” 61/2019

Gruzini prawosławni zabrali nam kościoły, które budowali katolicy, nasi przodkowie. Dlaczego akurat nas, katolików, tak prześladują? Na to nie ma odpowiedzi. Takich problemów nie mają np. muzułmanie.

Jolanta Hajdasz, Zurab Kakachishvili

Między Gruzją i Polską

Gruzini są tacy jak Polacy. Kochają wolność – mówi ks. dr Zurab Kakachishvili w rozmowie z Jolantą Hajdasz. Ks. Zurab to pierwszy katolicki kapłan-Gruzin wyświęcony po rewolucji październikowej. W tym roku obchodzi 20-lecie swojego kapłaństwa. Był wyświęcony w Polsce, od 16 lat z powrotem mieszka i pracuje w Gruzji.

Księże Zurabie, jak Ksiądz ocenia ostatnie wydarzenia polityczne w Gruzji?

Prawdę mówiąc, nie mieszam się do polityki, ale myślę, że ostatnie wydarzenia polityczne w Tbilisi chyba dla każdego Gruzina były wstrząsające. To było 20 czerwca 2019 roku, kiedy w fotelu przewodniczącego parlamentu Gruzji nieoczekiwane zasiadł poseł rosyjskiej Dumy, komunista Sergiej Gawriłow. Gwałtowny protest naszego, gruzińskiego społeczeństwa, manifestacje przeciwko temu były całkowicie zrozumiałe, co potwierdziła nawet obecna władza w Gruzji i czym uzasadniono dymisję przewodniczącego parlamentu gruzińskiego. Ale naszego społeczeństwa to nie uspokoiło i ludzie nadal domagają się kolejnych dymisji, np. ministra spraw wewnętrznych, tego, który brutalnie próbował rozpędzić protestujących.

Te sceny przypomniały pewnie niektórym w Gruzji dramatyczne wydarzenia z 1989 r., prawda?

Dokładnie tak. Gdy obserwowałem to, co działo się w nocy 20 czerwca, miałem te przykre wspomnienia w głowie. Pamiętam dobrze, co wydarzyło się w Tbilisi wtedy, praktycznie w tym samym miejscu, przed

Ks. dr. Zurab Kakachishvili | Fot. J. Hajdasz

gmachem budynku naszego parlamentu, w nocy 9 kwietnia 1989 roku. Wtedy Gruzini, wykorzystując ówczesną konstytucję ZSSR, zaczęli domagać się wystąpienia ze Związku Radzieckiego. W konstytucji ZSRR było przecież napisane, że te 14 krajów tworzących ZSRR dołączyło dobrowolnie do starszego brata – Rosji i że każdy z nich może dobrowolnie wystąpić z Związku Radzieckiego, kiedy będzie chciał, w pokojowy sposób. Kilka osób zaczęło w tej sprawie głodówkę. Ja wtedy byłem studentem i bardzo starałem się angażować w przywracanie niepodległości naszej ojczyzny. Cała stolica była wówczas wręcz sparaliżowana, przestały funkcjonować szkoły, uczelnie, różne urzędy. Protest trwał tylko kilka dni, ale 9 kwietnia nad ranem, około godziny 4.00, radziecka jednostka antyterrorystyczna rozpoczęła „oczyszczanie” placu przed parlamentem. Zabito wówczas 21 osób, przeważnie kobiet i dziewcząt, a ponad 1500 osób zatruło się z powodu użycia przez Rosjan nieznanego gazu.

Ja cudem tego uniknąłem. Kilka godzin przed pacyfikacją ludzi na placu poszedłem do domu, bo byłem już bardzo zmęczony. Dopiero rano dowiedziałem się, jak straszna rzecz się wtedy wydarzyła.

Dziś myślę, że Pan Bóg mnie oszczędził, by potem powołać mnie do kapłaństwa. Nie wiem, co może się teraz wydarzyć. W naszym kraju jest jeszcze bardzo niespokojnie, ale ufam, że Gruzinom wystarczy mądrości i rozwagi, by się porozumieć ze sobą bez przemocy. Jak wielu, mam nadzieję, że nastąpią w Gruzji pozytywne zmiany. Wszyscy na to czekamy.

Jaka jest Gruzja dzisiaj?

Jednym słowem trudno to określić, ale… życie u nas jest trudne. Po prostu jest wielka bieda, duże bezrobocie. Dwa lata temu Gruzja dostała pozwolenie na bezwizowe wyjazdy do krajów Unii Europejskiej i dużo ludzi z tego korzysta. Uciekają, szczególnie młodzież, uciekają, szukając pracy w Polsce i innych krajach Europy. Obecna władza niestety nie daje szans, by ludzie mogli godnie żyć. Widać na każdym kroku, że ciągle jeszcze jesteśmy krajem postkomunistycznym. Nie ma pracy w kraju. Ludzie szukają pracy za granicą, to naprawdę stała tendencja. W Gruzji zostaje coraz mniej Gruzinów, bo wyjeżdżają, szukając pracy. Jest poczucie ogromnej beznadziejności i rozczarowania wobec obecnej władzy, bo jeszcze pięć, sześć lat temu, wtedy, gdy na czele państwa stał Saakaszwili, jeszcze była w ludziach nadzieja, że coś się odbudowuje, było widać, że kraj się rozwija. I ludzie, może nie na stałe, ale choć dorywczo znajdowali jakąś pracę. Obecnie, niestety, nawet tego nie ma, bo jest zastój, kraj się nie rozwija. To rodzi frustrację.

A co na to Kościół? Czy Gruzini są religijni?

Jeśli chodzi o religijność w Gruzji, co czytelnicy „Kuriera WNET” pewnie wiedzą, to oczywiście dominuje prawosławie. Gruzja jest prawosławna, chyba ponad 90 procent mieszkańców Gruzji to wyznawcy Gruzińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, taka jest jego oficjalna nazwa. On ma swojego patriarchę, swoją hierarchię i surowe zasady, jeśli chodzi o kontakty z innymi wyznaniami. I ten Kościół rozpowszechnia pogląd, że Gruzin powinien być tylko prawosławny. I często Gruzin innej wiary jest traktowany jako człowiek drugiej kategorii.

Co Ksiądz przez to rozumie?

5. Katedra Sweti Cchoweli w Mcchecie, centrum życia religijnego współczesnej Gruzji. Fot. J. Hajdasz

Są to takie specyficzne formy prześladowania nas, katolików, bardzo poniżające. Trwają jeszcze od lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku… Wtedy, gdy upadł komunizm, mieliśmy jeszcze nadzieję, że wszystkie kościoły będą otwarte, że będzie można praktykować wiarę bez problemów. Ale tak nie jest. Podam przykład. Wtedy, gdy odzyskiwaliśmy niepodległość, gdy upadał komunizm, w tym czasie prawosławny Kościół gruziński zajął – i można powiedzieć, że nam zabrał – sześć kościołów katolickich, sześć budynków. Katolikom najpierw zabrało je państwo komunistyczne, a potem Kościół prawosławny… Dla nas to bardzo dużo, bo w całej Gruzji dzisiaj są tylko trzydzieści cztery parafie katolickie.

I nie można tego odzyskać?

Z Kościołem prawosławnym nie udaje się nawet o tym rozmawiać. Dla nas jest to tragedią, że nasi rodacy, Gruzini prawosławni, zabrali nam kościoły, które budowali katolicy, nasi przodkowie. A teraz twierdzą, że to jest własność Kościoła prawosławnego.

To jest problem zasadniczy. Problemów jest zresztą jeszcze więcej. Na przykład prawosławny Kościół gruziński nie uznaje naszego chrztu – ani naszego, ani ormiańskiego, nic. Oni twierdzą, że tylko ich chrzest jest prawdziwy

Ja w ogóle dostrzegam traktowanie katolików jako „gorszych” obywateli w różnych miejscach – w szkołach, na uczelniach, w miejscach pracy, w mediach.

Na przykład na uczelniach, jeśli student odważy się przyznać, że jest katolikiem, to wiadomo, że wykładowcy będą mu stawiali niższe oceny. Tak samo w szkołach. Taka prawidłowość. W pracy mówią im, że powinni się przechrzcić. Przejść na prawosławie. Po to, żeby mieć święty spokój, by móc pracować. Jak ktoś tego nie zrobi, to tak będą kombinować, że go w końcu wyrzucą z pracy. To jest bardzo bolesne. Ogromnym problemem jest też zawieranie małżeństwa, gdy jedno z narzeczonych jest katolikiem. Ta osoba musi się przechrzcić, przejść na prawosławie.

Sweti Cchoweli, „Życiodajna Kolumna” – jeden z najważniejszych i najstarszych zabytków chrześcijańskich w Gruzji. Znajduje się w katedrze w dawnej stolicy Gruzji, Mcchecie. Katedra pochodzi z XI w., ale została wybudowana w miejscu świątyni z V w.. Gruzja przyjęła chrzest już w IV w. Katedra stanowiła w ciągu wielu stuleci miejsce koronacji i pochówków władców Gruzji. Obecnie jest siedzibą prawosławnego arcybiskupa Mcchety i Tbilisi, sprawującego urząd Katolikosa Gruzji. Według legendy Elizeusz, Żyd z Mcchety, wyruszył do Jerozolimy, by bronić Chrystusa przed sądem Piłata, lecz zdążył dopiero w chwili Ukrzyżowania. Od rzymskiego żołnierza odkupił szatę Chrystusa, o którą żołnierze rzymscy rzucali losy, i zabrał ją ze sobą do Gruzji. W Mcchecie oddał szatę swojej siostrze Sydonii, która otuliwszy się nią, zmarła i została w niej pochowana. Na jej grobie wyrósł wielki cedr. Z jego pnia powstała kolumna, dająca życiodajny sok. Fot. J. Hajdasz

Czyli musi się wyrzec swojej wiary? Dlaczego?

U nas, w Gruzji, w rodzinach jest patriarchat, czyli mężczyzna jest głową rodziny. To jest bardzo mocno zakorzenione i jeśli chłopak jest prawosławny, a dziewczyna katoliczka i chcą się pobrać, to automatycznie idą do kościoła prawosławnego, żeby zawrzeć ślub. Jeśli pop się dowie, że ona jest katoliczką, to im nie udzieli ślubu, dopóki jej nie przechrzci, nie udzieli jej chrztu w obrządku prawosławnym. To jest bardzo przykre, bo co ma ta dziewczyna robić? Zostawić przyszłego męża, uciekać? Trudność z prawosławnymi polega na tym, że nie da się z nimi nawet usiąść i porozmawiać, mam na myśli rozmowy formalne, na oficjalnym poziomie. Nie jest praktycznie możliwe, żeby przedstawiciele Kościoła katolickiego i prawosławnego spotkali się i porozmawiali o tych problemach. O przechrzczeniach, o odzyskaniu kościołów. Kilka lat temu udało się nawet stworzyć taką specjalną wspólną komisję, po cztery osoby z obu stron. Ja też należałem do tej komisji. Ale po trzecim spotkaniu wszystko się przerwało.

Dlaczego?

Nie wiem. Na drugim spotkaniu zadaliśmy konkretne pytania. Postawiliśmy jasno problemy do dyskusji – chcemy odzyskać nasze kościoły. I chcemy porozmawiać o przechrzczeniach. Oni poprosili, by to dać im na piśmie. Na następne spotkanie przynieśliśmy to pismo i po nim wszystko się skończyło. Kolejnego spotkania nie było. Potem przez długi czas próbowaliśmy wrócić do tych rozmów, starał się nasz nuncjusz i nasz biskup, ale oni po prostu nam powiedzieli, że nie mają o czym z nami rozmawiać. Pytanie, dlaczego akurat nas, katolików, tak prześladują? Na to nie ma odpowiedzi. Takich problemów nie mają np. muzułmanie, którzy też przecież są w Gruzji, ale ich zostawiają w spokoju.

To bardzo smutne, co Ksiądz mówi.

Widzę to na co dzień, na przykład w mojej wiosce, gdzie pracuję jako proboszcz. To jest na południu Gruzji, region Meschedi, wioska Arali. To jest wioska, w której kiedyś wszyscy mieszkańcy byli katolikami. I całe regiony wiedziały, że to jest wioska, której nie można złamać, że tu ludzie nie zmienią wiary. Ale powoli odchodzą od katolicyzmu, bo w wiosce pojawili się prawosławni. I oni np. zaczęli buntować katolickie dziewczyny, które chcą wychodzić za mąż za chłopaków prawosławnych. Wmawiają im, że ślub katolicki nie jest ważny, że musi być prawosławny i że muszą przyjąć chrzest prawosławny, jeśli chcą ślubu kościelnego…

A co na to przedstawiciele Kościoła katolickiego?

W pojedynczych, konkretnych sprawach niewiele możemy zrobić. Jest oczywiście w Gruzji przedstawiciel papieża, jest nuncjatura i nuncjusz apostolski, który jest nuncjuszem dwóch krajów, Gruzji i Armenii, a jego siedzibą jest Tbilisi, czyli stolica Gruzji. Mamy biskupa, który jest narodowości włoskiej, ale w całej Gruzji jest nas tylko 20 kapłanów katolickich. Połowa z nich to Polacy, jest pięciu Gruzinów i pięciu Włochów. My po prostu próbujemy głosić dobrą nowinę. Wszędzie, w naszych parafiach, na różnych spotkaniach, katechezach, w homiliach. Ale sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana przez media, do których praktycznie nie mamy dostępu.

Dlaczego Ksiądz uważa, że katolicy nie mają dostępu do mediów, a np. wyznawcy prawosławia mają?

Prawosławni w mojej ocenie często przez media i prasę prowadzą antykatolicką agitację. Często słyszy się o tym, że katolik się nie zbawi, pójdzie do piekła, że katolicy służą szatanowi itd. A my nie mamy gdzie mówić i pokazywać, czym naprawdę jest katolicyzm, czy chociaż przypomnieć gruzińskiemu społeczeństwu jak wiele dobrego zrobili gruzińscy katolicy w historii Gruzji.

Podam jeszcze inny przykład. Gdy są jakieś wielkie uroczystości, np. Boże Narodzenie czy Pascha, czy muzułmańskie święta, prezydent czy premier chętnie idą składać tym grupom wyznaniowym życzenia, składają też innym, na przykład Żydom – ale nam, katolikom, nie, nie składają życzeń. Dla nas jest to bardzo upokarzające.

Dwa lata temu dwie dziennikarki z telewizji państwowej, jej pierwszego kanału, przyjechały do mojej wioski zrobić film o nas, bo my mieszkamy tuż przy granicy z Turcją. Mamy do niej tylko siedem kilometrów. Dwa dni u nas były, kręciły co chciały, wszystko im pokazaliśmy, nasi parafianie też się wypowiadali. Umówiliśmy się, że one przed emisją pokażą nam ten materiał, ale wykręciły się od tego potem, mówiąc, że nie mają na to czasu. Po czym puścili w telewizji ten film pod tytułem „Francuzi‟. Dla nas, katolików, było to bardzo obraźliwe, że o nas mówią, że jesteśmy Francuzami.

Dlaczego Was to oburzyło?

Im chodziło o to, by pokazać, że katolicy w Gruzji to są obcy. Jest to związane z tym, że od trzynastego wieku, jak zaczęli przyjeżdżać do nas misjonarze, międzynarodowym językiem dla nich był francuski. Tak się na naszych terenach porozumiewali, podobnie jak dziś, powiedzmy, po angielsku. I wtedy u nas ludzie wiarę katolicką identyfikowali z językiem francuskim, ale dziś mówienie, że jesteśmy Francuzami, ma na celu obrażanie nas. Dla mnie jako dla katolickiego księdza jest to szczególnie przykre.

Podam inny przykład. W mojej parafii żyła jedna babcia, katoliczka, która przetrwała komunizm. Komuniści namawiali ją wiele razy, by się tej wiary wyrzekła, ale ona nie zgadzała się na to i do tej pory zachowała swoją wiarę. Ale poprzez agitację prawosławnych jej dzieci przechrzciły się, a swoje dzieci ochrzciły w kościele prawosławnym i w tej rodzinie praktycznie tylko ona została katoliczką. Gdy była już umierająca, jej dzieci przyszły do niej i prosiły: „Mamo, przechrzcij się, bo jak umrzesz jako katoliczka, my jako prawosławni nie będziemy mogli się modlić za ciebie. Nasza modlitwa do ciebie nie dojdzie”. Ale ona się nie zgadzała. Tuż przed jej śmiercią, gdy już praktycznie nie mogła nawet mówić, jedna z jej córek pobiegła po księdza prawosławnego, by przechrzcił matkę: „Szybko, szybko, ojcze, bo umiera, mama umiera, a dopóki żyje, trzeba przechrzcić!”. No to ten prawosławny ksiądz przyszedł i zaczął obrzęd przechrzczenia. Ta babcia już nie mogła mówić, ale zrozumiała, co on robi i łzy jej pociekły po twarzy, zaczęła płakać. Ten ksiądz prawosławny skomentował, że ona tak się cieszy, bo prawdziwą wiarę przyjmuje. I ta kobieta zmarła.

Dowiedziałem się o tym, bo miesiąc później przyszła do mnie ta córka z pytaniem, co ma zrobić, bo śni jej się mama, która we śnie jej wyrzuca: „Córko, co mi zrobiłaś? Teraz nigdzie nie mam miejsca, nigdzie mnie nie przyjmują, ani tam, ani tam”. Ma teraz wyrzuty sumienia, ale co się stało, to się nie odstanie.

Dwadzieścia lat temu, w 1999 roku, był w Gruzji Jan Paweł II, trzy lata temu, w 2016 roku był w Gruzji Papież Franciszek. Czy te wizyty zmieniały coś w waszym położeniu?

4. Panorama Tbilisi, stolicy Gruzji, z widokiem na Most Pokoju na rzece Mkwari. Fot. J. Hajdasz
Popiersie Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi. Zostało odsłonięte w drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Skwer, na którym stanął pomnik, został nazwany jego imieniem. Imię Lecha i Marii Kaczyńskich nosi także ulica przylegająca do skweru, którą jedzie się z lotniska do centrum miasta. Ówczesna prezydentowa Gruzji Sandra Saakaszwili tak wspominała Lecha Kaczyńskiego: „Ryzykował życiem, żeby przylecieć do Gruzji i wesprzeć nas w czasie wojny. On zawsze bronił gruzińskich spraw”. Fot. J. Hajdasz

Uczestniczyłem już jako ksiądz w obu. Zacznę więc od tej pierwszej. Punktem centralnym wizyty w Gruzji była Msza św. „Pro Ecclesia” odprawiona przez Jana Pawła II. Do Pałacu Sportu, gdzie sprawowano Eucharystię, przybył prezydent Eduard Szewardnadze, przedstawiciele rządu i korpusu dyplomatycznego oraz wierni z całego niemal Kaukazu z Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu. Papież wygłosił po włosku homilię, która była tłumaczona na gruziński, a wcześniej spotkał się z Katolikosem – Patriarchą, zwierzchnikiem Kościoła prawosławnego i udał się nawet do prawosławnej katedry patriarchalnej w Mcchecie, zbudowanej w XI w., gdzie według naszej tradycji przechowywana jest szata Chrystusa. Na zakończenie spotkania Ojciec Święty i Katolikos-Patriarcha podpisali wspólną deklarację w sprawie pokoju na świecie i na Kaukazie. Ta wizyta to było wielkie wyróżnienie dla nas, katolików, ale zauważyłem, że po pierwszej wizycie papieża Jana Pawła II prawosławni jakby bardziej zacięcie zaczęli walczyć przeciwko nam. Oni stali się bardziej aktywni. Wtedy katolików w Gruzji było około 2 procent, teraz jest nas niecały 1 procent.

A wizyta Ojca św. Franciszka? Jak Ksiądz ją wspomina?

Wizyta Franciszka była nam bardzo potrzebna. Papież nas bardzo wyróżnił, postąpił tak ewangelicznie, bo Ewangelia mówi, że pasterz zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i idzie szukać tej jednej. Przecież są kraje na świecie, gdzie są miliony katolików, a on przyjechał do nas, do Gruzji, gdzie nas, katolików, jest tylko jeden procent, nawet niecały jeden procent mieszkańców. Pamiętam, jaka była medialna nagonka trzy lata temu, jak miał przyjechać papież Franciszek. Media mówiły, że przyjeżdża jeszcze jeden najeźdźca. Kontekst był taki: nie chcemy tej wizyty, po co on przyjeżdża? A on przyjechał dla nas; to było bardzo budujące. Pokazał wobec świata, wobec wszystkich, że dla niego jesteśmy ważni, choć jest nas tu tak mało. Myślałem, że dużo ludzi przyjdzie na to spotkanie z Papieżem, ale przyszło według mnie bardzo mało. Może maksimum dziesięć tysięcy; ale co się dziwić, ciągle nas ubywa.

Ale to w czasie tej wizyty Papież Franciszek przestrzegł przed nawracaniem na siłę, określając prozelityzm jako wielki grzech przeciw ekumenizmowi.

Pamiętam te słowa Papieża „Nigdy nie wolno uprawiać wobec prawosławnych prozelityzmu!”. Według mnie papież to powiedział do prawosławnych, żeby oni uświadomili sobie to, co robią przeciwko nam.

Jest też taki problem w Gruzji, że tylko z katolikami rząd w Gruzji nie podpisał do tej pory konkordatu, choć był nawet moment w 2003 roku, że wszystko było już przygotowane i przybył do nas nawet kardynał z Watykanu. Jednak w ostatniej chwili, na skutek protestu Kościoła prawosławnego, rząd się wycofał i dokument nie został podpisany. Oburzony kardynał pojechał od nas do Azerbejdżanu i tam wszystko przebiegło bez problemów, tak jak było przygotowane. Okazało się, że w kraju chrześcijańskim nie można podpisać konkordatu z Watykanem, a w muzułmańskim jest to możliwe.

Jak wobec tego sobie radzicie, co robią katolicy w Gruzji?

Mamy jeszcze uniwersytet katolicki w Gruzji, który jest fundowany przez Kościół katolicki, ale w nazwie nie ma określenia „katolicki”, jak na przykład KUL. To jest prywatna uczelnia, jest malutkim uniwersytetem, mamy około ośmiuset studentów. Rektorem jest katolik, niektórzy profesorowie są katolikami, a dziewięćdziesiąt pięć procent studentów to prawosławni.

Działa u nas w Gruzji Caritas, który w tym roku obchodzi dwadzieścia pięć lat swojego istnienia, jest bardzo aktywny, realizuje różne projekty. Katolicy prowadzą w Gruzji różne charytatywne organizacje, centrum rehabilitacyjne dla niepełnosprawnych, a w Armenii szpital, bardzo dobry, miejscowi lekarze tam pracują. Szpital ten został zbudowany po tym strasznym trzęsieniu ziemi, które było w Armenii w 1988 roku, a w którym zginęło kilka tysięcy ludzi. Wtedy papież ufundował ten szpital, przyszła pomoc z Watykanu i on do dziś służy Armenii i Gruzji.

Jakiego rodzaju pomocy oczekuje ksiądz z Polski?

Będzie Pani o tym pisała? Naprawdę?

Tak.

Przede wszystkim proszę Polaków o modlitwę za Gruzję i za nas, gruzińskich katolików, żebyśmy nie tracili wiary, żeby Bóg dał nam cierpliwość i rozwijał się Kościół katolicki w Gruzji. Mówię to dlatego, że Polska inaczej przeszła przez komunizm niż kraje takie jak nasz. W Polsce komunizm przyszedł późno, dopiero po II wojnie światowej. A u nas już w 1921 roku. Armia Czerwona przyjechała do Gruzji i od tego czasu, można powiedzieć, wierzący mają ciężko. To trwa już co najmniej dwa, trzy pokolenia. I ci, którzy wtedy mieli wiarę, już nie żyją, choć kto jak umiał, starał się ją przekazywać. Ale moje pokolenie, w średnim wieku, czy młode pokolenie, które teraz dojrzewa, nie mają fundamentu wiary.

A jak nie masz fundamentu wiary, jak nie ma wychowania religijnego w domach, w rodzinie, to jest bardzo trudno to zmienić. Ewangelia mówi, że ziarno rzucone do ziemi żyznej da dobry owoc, a jeśli jest rzucone na drogę lub na skałę, to byle wiatr może to ziarenko wywiać i nic z niego nie wyrośnie. Nie jest łatwo tu ewangelizować i dlatego proszę o modlitwę.

Jest Ksiądz pierwszym gruzińskim kapłanem wyświęconym po rewolucji październikowej. Stało się to w 1999 roku, w Warszawie, czyli w tym roku mija 20 lat od tych święceń. Jak ksiądz ocenia te swoje dwadzieścia lat kapłaństwa?

Po święceniach dwa lata pracowałem w Warszawie, w parafii świętej Anny w Wilanowie. Potem następne dwa lata byłem w seminarium bo pisałem doktorat i pomagałem trochę jako prefekt, a teraz jestem z powrotem w Gruzji; już szesnasty rok, jak w Gruzji pracuję. Po przyjeździe potrzebowałem czasu, by na nowo jakby oswoić swój kraj, bo wcześniej przez dwanaście lat byłem w Polsce. Przyznam, że nie było łatwo wrócić do siebie i zacząć pracę kapłana. Dziwnie się poczułem, gdy po studiach i zrobieniu doktoratu biskup przydzielił mi pracę wikariusza w mojej rodzinnej wiosce… Myślałem, że należy mi się jakieś lepsze miejsce, może w Tbilisi, bo doktorat – a tu wioska i mieszkanie dwieście metrów od rodziców na plebanii z proboszczem. Ale po dwóch latach zostałem proboszczem, a potem przez siedem lat byłem praktycznie sam, miałem cztery parafie do obsłużenia. Bardzo trudno było i doświadczyłem tego, co mówi Ewangelia, że trudno być prorokiem w swoim kraju.

W czym to się przejawiało?

Mówiłem do ludzi, a to do nich nie docierało. Wiele razy płakałem z bezsilności. To było takie dziwne, że na przykład odprawiam mszę i mam głosić homilię, a w kościele patrzę i widzę przed sobą swoich rodziców, moje rodzeństwo, rówieśników, moich nauczycieli…

Dziś się nawet z tego śmieję, ale np. jedna nauczycielka, która uczyła mnie od pierwszej do czwartej klasy, bała się przyjść do mnie do spowiedzi (śmiech). Moi rówieśnicy, z którymi razem byłem w klasie, też się wstydzili. Jak to, mam się u niego spowiadać, przecież byliśmy kolegami, razem rozrabialiśmy w szkole. A zakrystianem w mojej wiosce był mój ojciec. Do tej pory jest.

A tu ja zostaję proboszczem i jestem szefem swojego ojca. No, ale doktorat pisałem o prześladowaniach chrześcijan w Gruzji, to wiedziałem, czego mogę się spodziewać (śmiech).

3. Plakat z Gruzińskiego Muzeum Narodowego w Tbilisi, w którym jest obszerna i ciekawa ekspozycja o Polsce i naszej walce o niepodległość. Jedyny w muzeum film pochodzi z 2008 r. i pokazuje wyjazd rosyjskich czołgów z Gori w kierunku stolicy oraz akcję prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który razem z prezydentami Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy w geście solidarności z Gruzją przemówił na wiecu w Tbilisi. Rosjanie zajęli wówczas 1/5 terytorium Gruzji, ale Gruzini bardzo często wspominają z wdzięcznością tamto wydarzenie i mówią „Lech Kaczyński, nasz bohater”. Fot. J. Hajdasz

Czy kiedyś Ksiądz żałował, że wybrał taką drogę?

Nie, kapłaństwa nigdy nie żałowałem. Tylko czasem zastanawiałem się, dlaczego muszę pracować w Gruzji, dlaczego akurat w swojej wiosce. Ale u nas się mówi, że jak człowiek chce zerwać różę, to musi się pokłuć, bo są kolce. I tego doświadczam.

Jestem w Gruzji pierwszy raz i uderza mnie niezwykła serdeczność, z jaką Gruzini odnoszą się do Polaków, praktycznie na każdym kroku można tego doświadczyć: w hotelu, w restauracji, w taksówce, w sklepie, na przystanku autobusowym i w metrze… Wszędzie ogromna życzliwość.

Gruzini są bardzo przyjaznym dla wszystkich narodem, ale do Polaków mają wręcz ogromną miłość od 2008 roku. Wtedy, kiedy praktycznie wybuchła wojna, bo Rosja najechała Gruzję, wtedy wasz ówczesny prezydent, świętej pamięci Lech Kaczyński, wykazał się bohaterstwem. Zrobił wielką rzecz. Jego przyjazd z prezydentami z Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy był dla nas zbawienny. Przecież on ryzykował swoim życiem, bo mogli wysadzić w powietrzu ten samolot z pięcioma prezydentami, a wystąpienie na wiecu w Tbilisi, pokrzyżowało, czy wręcz zablokowało plany Putina.

Wtedy z Gori, miasta, gdzie urodził się Stalin, już jechały na naszą stolicę rosyjskie czołgi, a to jest przecież tylko osiemdziesiąt kilometrów od Tbilisi. Lech Kaczyński powiedział wtedy na wiecu przed parlamentem w centrum Tbilisi te piękne i mocne słowa, że teraz jesteśmy tu dlatego, że nasi bracia Gruzini potrzebują pomocy. Jesteśmy tu, bo jeśli byśmy nie przyjechali tutaj, może jutro będzie Ukraina przeżywać to samo, potem może Estonia, a potem może przyjdzie czas na moją ojczyznę, Polskę.

I wtedy Kaczyński dostał ogromne oklaski, bo nikt nie oczekiwał, że w takiej sytuacji, kiedy byliśmy już prawie bezbronni, ktoś przyjdzie i wystąpi w naszej obronie. Naprawdę to dla nas było zbawienie.

W Tbilisi jest ulica Lecha Kaczyńskiego i jest skwer jego imienia, gdzie jest też popiersie, pomnik Lecha Kaczyńskiego. Kiedy z lotniska w Tbilisi wjeżdżasz do centrum, to musisz jechać najpierw ulicą prezydenta Busha, a potem prezydenta Lecha Kaczyńskiego; to jest bardzo symboliczne.

W mieście Batumi z kolei nowy bulwar nazwano imieniem Marii i Lecha Kaczyńskich. Jest dość długi, liczy kilka kilometrów. A wcześniej, gdy tylko po I wojnie światowej Gruzja odzyskała niepodległość, jednym z pierwszych krajów, który ją uznał, była Polska. I bardzo szybko powstało Towarzystwo Gruzińsko-Polskie. I jak w 1921 r. Czerwona Armia zajęła Gruzję, to dzięki temu Towarzystwu wielu Gruzinów mogło uciec do Warszawy przed bolszewikami. My to pamiętamy.

Charakter też chyba mamy podobny.

Też tak myślę. I Gruzini, i Polacy to takie walczące narody. I lubimy, jak to się mówi, biesiady z przyjaciółmi. Lubimy być samodzielni. Mamy wspólnego wroga. A jeszcze dodam, że w carskim wojsku bardzo wielu Polaków służyło i oni potem zostawali w Gruzji. Główny kościół katolicki w Tbilisi, pw. świętego Piotra i Pawła, zbudowali właśnie Polacy. Był on zresztą jedynym kościołem katolickim, jaki pozostał otwarty przez cały okres komunizmu. Uczęszczali do niego w przeważającej części Polacy mieszkający w Tbilisi, stąd jest on powszechnie znany jako „kościół polski”.

Czego Księdzu życzyć na nadchodzące lata, na nadchodzący czas? Czego sobie Ksiądz życzy?

Cierpliwości, cierpliwości i jeszcze raz cierpliwości. I mocnej wiary.

Ks. dr Zurab Kakachishvili Pierwszy katolicki kapłan Gruzin wyświęcony po rewolucji październikowej, autor książki pt. Świadkowie Chrystusa w Gruzji od IV do X wieku, wydanej przez Editions Spotkania pod patronatem Radia WNET i Kuriera WNET. Urodził się w czasach ZSRR, jego ojczyzna – Gruzja była jedną z radzieckich republik. W wieku 3 lat został potajemnie ochrzczony, ale jego rodzice nie mogli wyznawać swojej wiary, byli nauczycielami, więc gdyby się przyznali do swojego katolicyzmu, straciliby pracę. Ks. Zurab jako 25-latek nawrócił się i wziął udział w Światowych Dniach Młodzieży w Częstochowie. Jak mówił w wywiadzie udzielonym Magdalenie i Andrzejowi Słoniowskim z „Kuriera WNET”, wówczas, w 1991 roku, prosił na Jasnej Górze Matkę Bożą, by dała Gruzji choć jednego gruzińskiego księdza katolickiego. Przez myśl mu nie przeszło, że tym kapłanem będzie on sam. Jeszcze w tym samym roku (1991) wstąpił do Archidiecezjalnego Seminarium Misyjnego „Redemptoris Mater” w Warszawie. W 1999 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk kard. Józefa Glempa. Dziś nadal jest kapłanem Archidiecezji Warszawskiej i pracuje jako misjonarz w swojej ojczyźnie, Gruzji. Jest proboszczem 5 parafii i duszpasterzem akademickim na Uniwersytecie Pedagogicznym Sulkhan-Saba Orbeliani w Tbilisi.

Wywiad Jolanty Hajdasz z ks. dr. Zurabem Kakachishvilim, pt. „Między Gruzją i Polską”, znajduje się na s. 4-5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Jolanty Hajdasz z ks. dr. Zurabem Kakachishvilim, pt. „Między Gruzją i Polską” na s. 4-5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Marcin Nowak: Od 1290 r. Nysa stała się stolicą jednego z najbogatszych księstw, dlatego nazywana była Śląskim Rzymem

Wyjątkowość Nysy polega na tym, iż to właśnie ona, stała się ostoją katolicyzmu w czasach reformacji, a także siedzibą dla biskupa Wrocławskiego, który sprawował władzę na tym terenie.

Marcin Nowak historyk, przewodnik turystyczny, podkreśla, że z turystyką związał swoje życie już wiele lat temu:

To jest taka pasja, która staram się realizować na co dzień.

Gość Poranka wyjaśnia również, dlaczego Nysa nazywana jest Śląskim Rzymem. Okazuje się, iż przydomek ten przylgnął do miasta bardzo dawno temu:

W dawnych czasach panowała moda na porównania.

Na Śląsku bywało, że Ślązacy bardzo często porównywali np. Śląska Jerozolima to Góra Świętej Anny, Śląskie Carcassonne to Paczków, a nazwa Śląski Rzym powstała ze względu na to, że już od roku 1290 Nysa stała się stolicą samodzielnego, potężnego, jednego z najbogatszych księstw na Śląsku:

W okresie rozbicia dzielnicowego powstało kilkanaście potężnych samodzielnych księstw, między innymi Nysa.

Była ona o tyle wyjątkowa, iż na jej „tronie” zasiadał biskup Wrocławski, który de facto rządził tymi terenami. Biskupi z Wrocławia sprowadzili się na te tereny w XIII wieku. Te obszary stały się dla nich miejscem do polowania i odpoczynku. Z czasem zaczęły przebiegać tutaj szlaki handlowe, a także odkryto w tej okolicy złoto. To spowodowało, że biskupi z Wrocławia właśnie w tym miejscu postanowili utworzyć swoje księstwo, swoje miasto.

W późniejszych czasach Śląsk został przejęty przez protestantów. Był to reformacji. Wtedy to właśnie Nysa stała się miejscem, gdzie biskupi rezydowali, podejmowali decyzje o losach diecezji i prowadzili akcję kontrreformacji:

Nysa stała się ostatnia ostoja katolicyzmu

Jak zaznacza gość Poranka, w samej Nysie znajduje się również wiele obiektów, które nawiązują do tych, które możemy zobaczyć w samym Rzymie i we Włoszech:

Takich porównań jest bardzo dużo.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K./M.K.

 

Paweł Bobołowicz: Gdyby nie rodzina pani Lucyny Kawałko, Kościół Świętego Michała Archanioła przestałby istnieć

Po 1944 r. Kościół w Kamieńcu Koszyrskim został rozgrabiony i przekształcony w całkowicie inny obiekt. Wtedy na tych terenach przestało bić polskie serce.

Paweł Bobołowicz w ramach Ukraińskiego Zwiadu WNET wizytuje dziś w Kamieniu Koszyrskim, w którym znajduje się wybudowany w XVII wieku przez Adama Aleksandra Sanguszkę kościół i klasztor dominikanów:

Co ciekawe ojciec Adama – Grzegorz Sanguszko, był wielkim orędownikiem prawosławia i na tym terenie fundował cerkwie prawosławne

Historia budynków była mocno zawiła, najpierw Moskalski zaborca zlikwidował klasztor, a później kościół jeszcze długo służył długo wiernym. W 1944 roku przez wydarzenia, które na tych terenach spowodowały, że przestało bić polskie serce, kościół w Kamieniu Koszyrskim przestał pełnić swoją funkcję. Kościół Świętego Michała Archanioła został zmieniony na całkowicie inny obiekt:

Dzisiaj dobrym aniołem tej świątyni jest pani  Lucyna Kawałko

Pani Lucyna wspomina czasy, kiedy Kościół został rozgrabiony, a następie przerobiony na cukiernię i piekarnię:

Pieczono tam chleb, a później go sprzedawano.

Przez około 2,5 roku Msze Święte odbywały się w domu pani Lucyny. Później, po 1993 r. zdecydowano, że obok starej świątyni zostanie wybudowany nowy Kościół. Odbudowano również dawną kaplicę:

To zasługa pani Lucyny i jej męża.

Niestety, jak dodaje Paweł Bobołowicz, dziś nowy kościół wciąż pozostaje pusty. Na Mszy Świętej nigdy nie ma zbyt wielu wiernych. Jeżeli chodzi o stary kościół, został on oddany w ręce regionalnego muzeum:

Dziś jest szansa, że będzie to obiekt muzealny, do którego powróci wiele przedmiotów. Dziś jest szansa,że ten piękny obiekt przetrwa, ale w postaci zmienionej. Miejmy nadzieje, że uda cię przywrócić choć część jego dawnego blasku.

Paweł Bobołowicz przyznaje, że te tereny są dla niego bardzo ważne, gdyż stąd pochodzi jego rodzina. W tym kościele chrzczony był jego ojciec:

Gdy patrze na te miejsca, myślę też o historii rodzinnej.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K./M.K.

Czy istnieje prawda obiektywna w historii, w życiu moralnym, w nauce i nauczaniu? Czy w ogóle warto dociekać prawdy?

Zdezorientowani, rozbici brakiem adekwatnych reakcji i zróżnicowanymi opiniami, wygłaszanymi także w mediach katolickich, rozstrzygamy, że roztropniej jest milczeć, aby „nie nagłaśniać sprawy”.

Katarzyna Purska USJK

„Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, aby szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, Ewangelią i jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności; jest to czas próby, w który musi wejść Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów”.

Słowa te wypowiedział w 1976 w Stanach Zjednoczonych Karol Wojtyła – wówczas jeszcze kardynał. Przypomniałam je sobie podczas oglądania relacji filmowej z tegorocznego Marszu Równości, który odbył się w u stóp Jasnej Góry 16.06. Ujrzałam prześmiewczą procesję aktywistów spod znaku LGBT, idących naprzeciw stojących jak mur z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej parafian wraz ze swoim księdzem. Stały tak naprzeciw siebie dwie: „Tęczowa Matka Boska” i ta z Jasnogórskiej Ikony Bogurodzicy. Konfrontacja. Słowo to pochodzi od łac. ‘confrontare’ – to znaczy ‘być naprzeciw czegoś, graniczyć z czymś’. „Non possumus” napisał w 1953 roku ks. Prymas Stefan Wyszyński w memoriale do Bolesława Bieruta, wystosowanym w odpowiedzi na ataki wymierzone w Kościół. Po latach „non possumus” powtórzyli po nim polscy katolicy. (…)

Zjawiska, które opisuję, są obecne od 1968 r. w całej Europie, a jednak na gruncie polskim wciąż słychać pobłażliwe komentarze o wojence pomiędzy PiS-em a PO, w której politycy walczą ze sobą na podobieństwo chłopców w piaskownicy.

Niejednokrotnie wypowiada się też opinie o „brudnej polityce”, w której chodzi tylko o „kasę” i władzę. Ja jednak, kiedy słyszę o „polonezie równości” warszawskich maturzystów podczas balu studniówkowego, o karcie LGBT podpisanej przez Rafała Trzaskowskiego, która powołując się na standardy WHO, chce wprowadzać do szkół wczesną seksualizację dzieci, o oficjalnym podziękowaniu dla uczniów warszawskiej szkoły za ich za udział w paradzie LGBT, czy wreszcie o przyjętym z aplauzem wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego na Uniwersytecie Warszawskim – w żaden sposób nie mogę się zgodzić z tymi, którzy sprowadzają konflikty publiczne do waśni międzypartyjnych. Przychylam się raczej do tych, którzy piszą o wojnie cywilizacyjnej. Wojnie, którą przed laty trafnie przewidział i opisywał polski historyk i twórca oryginalnej koncepcji cywilizacji – prof. Feliks Koneczny (1862–1949), a po nim rozwinął wybitny amerykański politolog – prof. Samuel Huntington w swojej słynnej publikacji z roku 1993. pt. Zderzenie cywilizacji.

Tęczowy marsz na Jasną Górę odbywał się w czasie, gdy trwała XX Pielgrzymka Podwórkowych Kół Różańcowych. Trasa ich marszu miała przebiegać tuż obok miejsca spotkania dzieci. Jeden z organizatorów tego marszu – Dominik Puchała – powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”: „Początek przy Jasnej Górze jest symbolicznym powiedzeniem »nie« paulinom, którzy uważają, że to miejsce jest godne nacjonalistów, ale nas tam widzieć nie chcą. – A termin też jest nieprzypadkowy? – W zeszłym roku marsz odbywał się, gdy na Jasnej Górze trwała pielgrzymka dorosłych słuchaczy Radia Maryja. W tym roku na Jasnej Górze będą się wtedy modlić dzieci ze związanych z Radiem Maryja podwórkowych kółek różańcowych… Przyznam, że rozbawiło mnie, gdy się dowiedziałem, że na Jasnej Górze podczas naszego marszu znowu będzie o. Tadeusz Rydzyk”. (…)

Właśnie na taką rzeczywistość – jak sądzę – chciał przygotować Polaków papież Jan Paweł II podczas swojej I pielgrzymki do ojczyzny w roku 1979. Słuchaliśmy go, biliśmy brawa, cytowaliśmy wielokrotnie wypowiedziane wówczas słowa, a potem tak jakbyśmy o nich zapomnieli. Odniosłam takie wrażenie i dlatego wróciłam do tekstów wystąpień i homilii sprzed 40 lat. Czytałam je, analizowałam treści i ze zdumieniem odkrywałam, że słyszę w nich coś innego, a raczej coś więcej niż przed laty.

Z całą pewnością wtedy uważnie śledziliśmy słowa papieża i zachwyceni biliśmy brawo zawsze, ilekroć odkrywaliśmy w nich aluzję do sytuacji Polski zduszonej przez reżim komunistyczny. Łaknęliśmy wolności jak świeżego powietrza i dlatego byliśmy zachwyceni, że nasz Papież jest naszym głosem. Sądzę, że on wtedy widział dużo dalej i głębiej.

Teraz wreszcie może nadszedł czas, aby dojrzeć, że słowa ojca świętego były głosem prorockim kierowanym do rodaków w nadziei, że uchroni ich przed niebezpieczeństwami, które niesie współczesna cywilizacja.

Cały artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Jan Paweł II do współczesnych usłyszany po 40 latach” znajduje się na s. 6 i 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Jan Paweł II do współczesnych usłyszany po 40 latach” na s. 6 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ks. prof. Dariusz Oko: Genderyzm – musimy obronić się przed tym neobolszewizmem z Brukseli

Dziś, gdy ktoś skrytykuje genderyzm, zarzuca mu się, że jest chuliganem, faszystą i nazistą. To właśnie jest metoda komunistów.

Ksiądz prof. Dariusz Oko wypowiada się na temat przejawów agresji wobec uczestników marszu równości w Białymstoku. Jak podkreśla, Kościół zajął już jasne stanowisko przeciwko przemocy:

Kościół oczywiście potępia wszystkie akty chuligaństwa.

Musimy jednak pamiętać, że wszystkie akcje organizowane przez genderystów to pewnego rodzaju prowokacja. Sam Janusz Palikot zachęca do uczestnictwa w marszach, a nawet namawia do stania się ofiarą przemocy.

Profesor Oko studiuje „genderyzm” od 15 lat. Jak sam zaznacza, dostrzega wiele podobieństw w tej ideologii do ideologii komunizmu. Co więcej, ci sami ludzie, którzy organizowali pochody 1-majowe, organizują marsze równości  i są ich  wielkimi zwolennikami.

Chodzi o to, by sprowokować chuligańskie zachowanie, a potem zarzucić, że każdy, kto powie słowo przeciwko genderyzmowi, to faszysta i nazista.

W podobny sposób działali właśnie bolszewicy w Polsce. Tym, którzy krytykowali komunizm, zarzucali, że są hitlerowcami i skazywali ich na śmierć.

Genderyści chcą w ten sposób uniemożliwić mówienie prawdy o tym czym jest „homoideologia”.

W dzisiejszych czasach, szczególnie młodzi ludzie ulegają wpływom tych środowisk. Często wynika to z braku doświadczenia życiowego młodzieży.

Młodzi ludzie są bardziej podatni na malipulacje.

Jak zaznacza ksiądz, w czasie, gdy Europa Zachodnia popełnia „zbiorowe samobójstwo”, Europa Wschodnia, a szczególnie Polska ma duże szanse, by obronić się przed tą ideologią.

Jeśli udało się obronić przed bolszewizmem z Moskwy, tak też możemy obronić się przed neobolszewizmem z Brukseli. Bóg i Maryja są po naszej stronie.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Staroń: To Skoczów dał początek współpracy ewangelików i katolików. Stało się to dzięki pielgrzymce JP II do tego miasta

– Śmierć św. Jana Sarkandra z rąk ewangelików przyczyniła się do ich zjednoczenia z katolikami. Przed poświęconą mu homilią JP II spotkał się bowiem z ewangelickim biskupem – mówi Jakub Staroń.

 

 

Jakub Staroń z Muzeum im. św. Jana Sarkandera w Skoczowie opowiada o przecięciu się w tym mieście dróg dwóch żyjących w różnych czasach świętych – św. Jana Sarkandra i św. Jana Pawła II. Pierwszy z nich był żyjącym na przełomie XVI i XVII w. męczennikiem, a obecnie jest patronem Skoczowa. Po raz pierwszy „spotkali się” oni w 1992 r., kiedy to na mocy bulli Totus Tuus Poloniae populus Ojciec Święty utworzył diecezję bielsko-żywiecką. Jej patronem uczynił wtedy właśnie św. Jana Sarkandra. Ich drogi ponownie przecięły się trzy lata później, gdy św. Jan Paweł II udał się na jedyną prywatną pielgrzymkę do Polski.

„Jeżeli tutaj dotykamy już właśnie osoby św. Jana Pawła II, należy przypomnieć wielką wizytę, która była tutaj w Skoczowie 22 maja 1995 r. Otóż w tym dniu jakby otworzyły się nowe drzwi historii dla tego regionu, gdyż przybywał tutaj nasz wielki rodak Jan Paweł II z jedyną prywatną wizytą i najkrótszą wizytą w swoim pontyfikacie, gdyż trwała niecałe 10 godzin. Ojciec Święty odwiedził Skoczów, następnie Bielsko oraz Żywiec. Tutaj w Skoczowie mieliśmy szczęście, że na Kaplicówce papież odmówił mszę dziękczynną za kanonizację Jana Sarkandra”.

Gość Poranka stwierdza również, że paradoksalnie zamordowanie św. Jana Sarkandra przez ewangelików przyczyniło się do zjednoczenia przedstawicieli dwóch wyznań w Skoczowie – ewangelików augsburskich i katolików. Przed homilią na Kaplicówce św. Jan Paweł II spotkał się tam bowiem z ewangelickim biskupem cieszyńskim Jakubem Anweilerem.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Poseł Stanisław Szwed: Widoczna jest niekonsekwencja PO, które nazywało 500+ rozdawnictwem, a teraz chce jego utrzymania

Jak zaznacza Stanisław Szwed, to Platforma Obywatelska, a nie Prawo i Sprawiedliwość, nie potrafi realizować swoich obietnic wyborczych.

Stanisław Szwed poseł PiS dzieli się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa związanymi ze Skoczowem:

To piękne miasto, piękny region.

To właśnie w tym miejscu w 1995 r. po raz pierwszy spotkał się ze św. Janem Pawłem II podczas uroczystości na Kaplicówce. Poseł jest zdania, że obecnie miasto jest dobrze zarządzane, a współpraca Skoczowa z rządem układa się pomyślnie.

Skoczów jest dobrze zarządzany przez pana burmistrza i panią sekretarz.

Stanisław Szwed odnosi się również do planów wykonania bezkolizyjnego rozjazdu w Skoczowie, by mógł on przebiegać płynnie, a także by nie utrudniał powrotów do domów i dojazdów do pracy mieszkańcom miejscowości.

W nadchodzących wyborach parlamentarnych Prawo i Sprawiedliwość ma szanse na zdobycie 5-6 mandatów w tym rejonie. Pan Stanisław Szwed podkreśla, że jego partia chce uzyskać jak najlepsze wyniki:

Będziemy robić wszystko, by zdobywać kolejne mandaty.

Burmistrz miasta Mirosław Sitko również potwierdza, że współpraca z rządem przebiega bardzo dobrze. Ostatnio miastu udało się pozyskać środki na budowę dróg, a wsparcie pana ministra Szweda jest odczuwalne.

Gość Poranka ocenia też przedstawioną 13 lipca na Forum Programowym Platformy Obywatelskiej „szóstkę Schetyny”. Jednym z jej postulatów jest utrzymanie programu 500+ wprowadzonego przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Poseł zwraca uwagę na niekonsekwencję tego ugrupowania – wcześniej bowiem nazywało ono to świadczenie „rozdawnictwem”,  które nie miało szans, na sprawne funkcjonowanie.  Jak zaznacza Stanisław Szwed, to Platforma Obywatelska, a nie Prawo i Sprawiedliwość, nie potrafi realizować swoich obietnic wyborczych.

Trzeba patrzeć nie na to co się mówi, ale jakie są efekty działania.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./M.K.

Wygląda na to, że fala hejtu, która miała zatopić wyborców PiS, ruszy na licheńskich pielgrzymów. Czy nie o to chodziło?

Oskarżyciel pozostaje anonimowy. Sprawa toczy się zakulisowo od sześciu lat, kiedy to oskarżyciel odmówił oskarżonemu spotkania twarzą w twarz, o co ten – przez pośrednictwo przełożonych – zabiegał.

Krystyna Lubieniecka-Baraniak

W filmiku panów Sekielskich o przewrotnym tytule „Tylko nie mów nikomu”, wrzuconym do Internetu tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w nadziei, że wpłynie na ich wynik (nie wpłynął!), napiętnowano kilku katolickich kapłanów, oskarżając o czyny pedofilskie. Znalazł się wśród nich ksiądz Eugeniusz Makulski, wieloletni kustosz i budowniczy Sanktuarium Matki Boskiej Licheńskiej, Bolesnej Królowej Polski, oraz tamtejszej bazyliki (…). Jako autorka biograficznej książki „Pałac dla Królowej” (Fund. Polskie Gniazdo, Wrocław 2010) o tym wyjątkowo zasłużonym dla Kościoła i Ojczyzny kapłanie (polecam tę lekturę, gdyby ktoś zechciał poznać jego życie i dokonania), czuję się w obowiązku zabrać głos.

Zastanawiające, że – w tym wyłącznie przypadku – oskarżyciel pozostaje anonimowy. Warto również podkreślić, że sprawa toczy się zakulisowo od sześciu już lat, kiedy to oskarżyciel odmówił oskarżonemu spotkania twarzą w twarz, o co ten – przez pośrednictwo przełożonych – zabiegał.

Zarzucił wówczas (w liście z 24 października 2013 r.) księdzu Makulskiemu molestowanie seksualne, grożąc upublicznieniem, jeśli do 30 października 2013 r. nie otrzyma rekompensaty finansowej, a następnie, nie doczekawszy się reakcji, w dniu 15 listopada 2013 r. powiadomił o „przestępstwie” Przełożonego Generalnego Zgromadzenia Marianów, który przekazał rzecz do Kongregacji Doktryny Wiary w Rzymie. W odpowiedzi miano orzec, iż sprawa (wg prawa kościelnego i państwowego) jest przedawniona i zalecono odizolowanie ks. Makulskiego w domu zakonnym, pod kontrolą przełożonych, bez prawa pełnienia obowiązków duszpasterskich – orzeczenie z dnia 22 lipca 2014 r.).

Wcześniej, 9 lipca 2014 r., oskarżyciel pisze do oskarżonego kolejny list, grożąc kompromitacją, jeśli nie dostanie pieniędzy. Cytuję: „Domagam się od księdza konkretnego zadośćuczynienia, które przekażę na cel charytatywny”. Będzie jeszcze jeden list, z dnia 23 lipca 2014 (dzień po orzeczeniu rzymskiej Kongregacji), pełen odrazy i pomówień o czyny seksualne, również zakończony groźbą szantażu. Cytuję: „Oświadczam jeszcze raz. Domagam się odszkodowania, które przekażę na cele charytatywne. Jeśli nie będzie reakcji do końca sierpnia, nagłośnię sprawę publicznie”.

Mimo to milczał do maja 2019 roku (anonim musiał wysłać grubo wcześniej), do momentu wyemitowania obrazu panów Sekielskich.

(…) Autorom „Tylko nie mów nikomu” (i nie tylko im) wystarczył jeden anonim. Nawet współbracia odżegnali się od pomówionego natychmiast. A co z zasadą domniemania niewinności?

Zapomniano o niej, zasłaniając pośpiesznie, a następnie usuwając sprzed bazyliki pomnik świętego papieża, Jana Pawła II – dzieło znanego artysty rzeźbiarza, prof. Mariana Koniecznego z Krakowa, ufundowane przez Grzegorza Tuderka, dyrektora Budimexu – firmy budującej bazylikę – dedykowane papieżowi Polakowi jako wyraz wdzięczności za nawiedzenie Lichenia w 1999 roku i konsekrowanie budującej się (rzecz bez precedensu!) świątyni. (…) Zgodnie z medialną zapowiedzią, monument powróci na swoje miejsce przed frontonem bazyliki po… oddzieleniu figury „grzesznika” (a co z prawami autorskimi artysty?!). (…)

W tym kontekście dziwi promowanie skazanego sądownie celebryty o światowej sławie, przestępcy seksualnego, Romana Polańskiego. Czymże innym jest wyemitowanie (31 maja 2019 godz. 20:00 w TVP KULTURA – pora najlepszej oglądalności) jego filmu „Wstręt”, poprzedzone panegirycznym słowem wstępnym grona krytyków? I ani pary z ust na temat innych upodobań reżysera. Uznano, jak mniemam, że amoralność twórcy nie deprecjonuje jego dzieła. Zgoda. Tylko skąd ta różnica w traktowaniu różnych twórców?

Czy domniemane przestępstwo księdza Makulskiego (przypisane mu bez procesu sądowego, na podstawie anonimowego pomówienia – słowo przeciw słowu – podczas, gdy przysługuje mu status podejrzanego) przekreśla jego zasługi?

Zdaniem „ciskających biblijnymi kamieniami” – to oczywiste. Idąc tym tropem, musielibyśmy zniszczyć wiele cennych pomników kultury, łącznie z dziełami Leonarda da Vinci.

Cały artykuł Krystyny Lubienieckiej-Baraniak pt. „Rykoszetem w Licheń” znajduje się na s. 1 i 2 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krystyny Lubienieckiej-Baraniak pt. „Rykoszetem w Licheń” na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zubek, Grelok: Górale zawsze szukali swojego Jagiełły. Śmiało można powiedzieć, że dziś jest nim Andrzej Duda

– Górale od dawna potrzebowali lidera, szukali swojego Jagiełły. Dziś jest nim Andrzej Duda, którego wspieraliśmy, wspieramy i wspierać będziemy – mówią Marcin Zubek i Maciej Motor Grelok.

Marcin Zubek, prezes Związku Podhalan w Zakopanem i Maciej Motor Grelok, była głowa tego ugrupowania, opowiadają o organizacjach zakładanych przez polskich górali. Pierwszy z gości Poranka mówi, że przesłanką do ich tworzenia było odwieczne przywiązanie górali do patriotyzmu i wartości. Pierwszym ugrupowaniem założonym przez tę grupę było Towarzystwo Tatrzańskie, które rozpoczęło swoją działalność w 1873 r. W jego ramach wyodrębnił się w 1904 r. Związek Górali. W tym roku natomiast, a dokładnie 4 sierpnia, stulecie istnienia obchodzić będzie Związek Podhalan. Obchody rocznicowe, na które obydwaj goście Poranka serdecznie zapraszają, odbędą się tego dnia w Nowym Targu.

Zubek przybliża historię ostatniej z wymienionych organizacji:

„To źródło właśnie tu wypłynęło, tu, pod Giewontem, pod tym krzyżem, rozlało się na całe Podhale. I właśnie kiedy nastąpiła wolność, kiedy przyszedł 1918 r. górale już myśleli o tym, aby powołać organizację, która służyłaby dobru Góralszczyzny i Polsce. I właśnie tam powstało, zacni nasi ludzie Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Władysław Orkan, Jakub Zachemski, Feliks Gliszcz. Każda ta postać związana jest też i osobno z walką o niepodległość Polski”.

Grelok mówi natomiast o konieczności posiadania przez górali swojego przywódcy.

„Jak dawno potrzebowali górale lidera i obzierając teraz na ten pomnik pogromcy Krzyżaków, szukali takiego Jagiełły. No i tak śmiało można powiedzieć, że takim Jagiełłą dzisiejszym jest prezydent nasz Andrzej Duda, którego my wspieraliśmy, wspieramy i wspierać będziemy”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.