„Wolę być inwalidą intencji, Sokratesem” / O Cyprianie Kamilu Norwidzie rozmawiają Konrad Mędrzecki i prof. Karol Samsel

Cyprian Kamil Norwid, płaskorzeźba na Wawelu Fot. A. Barabasz, CC A-S 2.0, Wikimedia.com

Usiłować pojąć Norwida w całości, poszukiwać u Norwida słów strzelistych, aforyzmów, czytać Norwida tak jak wieszczów, a więc w poszukiwaniu jakiegoś rodzaju objawienia słowa, to jest błąd.

Konrad Mędrzecki, Karol Samsel

Norwid w wielu obszarach swej liryki pozostaje niedostępny

Z profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, norwidologiem Karolem Samselem rozmawia Konrad Mędrzecki

Dwudziestego trzeciego maja minęła 140 rocznica śmierci Cypriana Kamila Norwida. Jest Pan autorem rozprawy doktorskiej Epika Cypriana Norwida a epika Josepha Conrada w perspektywie modernizmu oraz zbioru esejów Inwalida intencji. Studia o Norwidzie.

W ostatnim roku pojawiła się również bardzo istotna dla mnie książka, zawierająca moje eseje w zakresie badań nad Norwidem pt. Norwid. Formy odczytywania. Wiele z myśli tam zawartych niejako dojrzewało we mnie przez całe życie.

Proponuję na początek, żebyśmy rozszyfrowali ten fascynujący i frapujący tytuł: Inwalida intencji.

To jest tytuł, który wywoływał ogromne kontrowersje również w gronie norwidologów, co jest na swój sposób zdumiewające, jako że są to słowa samego Cypriana Norwida. Tak zareagować miał w eseju Jasność i ciemność, odpowiadając na pierwsze – uczciwie – w swoim życiu zarzuty, na krytykę swoich tekstów. Te zarzuty przyszły z najmniej spodziewanej strony, mianowicie od Zygmunta Krasińskiego i Augusta Cieszkowskiego, których do tej pory uznawał za przyjaciół i sympatyków swojej twórczości. To działo się w roku 1850. Usłyszawszy, że Krasiński i Cieszkowski jego eseju Jasność i ciemność nie akceptują ze względu przede wszystkim na hermetyczność treści, Norwid odpowiedział krótko:

„Wolę być inwalidą intencji niż czystym, jasnym mówcą, zwracającym się wprost do publiczności. Wolę być Sokratesem”. Chodziło mu oczywiście o finał losów Sokratesa, oskarżenie go przez Ateny o zdradę stanu.

W tym równaniu miejsce Sokratesa zajmuje Norwid, a miejsce ateńskich oskarżycieli Sokratesa – Krasiński i Cieszkowski. Tak więc Norwid woli to inwalidztwo intencji jako drogę ku prawdzie niż zwykłą romantyczną, można powiedzieć postromantyczną drogę wieszcza, rapsoda, którą podążali, którą praktykowali jego romantyczni poprzednicy – wielkoludy, jak to określił w wierszu Klaskaniem mając obrzękłe prawice.

Norwid jest bardzo trudny. Miałem przyjemność słuchać Pańskich rozmów na temat Norwida. Pan też, wybitny norwidolog, przyznał się, że docierał do Norwida bardzo długo. Wiele osób ma z tym problem.

To jest bardzo rzadka sytuacja. Fortepian Chopina, oczywiście Bema pamięci żałobny rapsod… Istotna jest forma podawcza, istotna jest ekspresja, czasami zapożyczona: Wanda Warska wykonuje wiersz W Weronie, a my za nią, można powiedzieć, ten wiersz przyjmujemy. Ale Norwid w ogromnym obszarze swojej codziennej liryki, którą uprawiał na co dzień, jest dla nas niedostępny.

No właśnie, jest trudny. Czasami spędzam dużo czasu nad Norwidem i się głowię, ale on był też przecież krytykowany i nierozumiany przez takich ludzi jak Słowacki, Mickiewicz, prawda? Oni go jakby nie przyjmowali.

No właśnie, a przecież to on, Cyprian Norwid, walczył o miejsce Słowackiego w polskiej kulturze, w 1860 roku wygłaszając w Czytelni Polskiej w Paryżu wykłady poświęcone Słowackiemu, pięć wykładów, w których wychodząc od Byrona, dokonywał bardzo skrupulatnych egzegez utworów takich jak Król Duch, Anhelli, Beniowski.

Wiemy również o pisemnym dodatku o Balladynie, o rozbiorze Balladyny, który był również dla Norwida niezwykle istotnym przykładem interpretacji Słowackiego. Antoni Małecki, kiedy wydał pisma pośmiertne Słowackiego w 1866 roku, osiągnięcia Norwida w tym zakresie zignorował, to znaczy uznał jego interpretację Słowackiego, sprzed sześciu lat raptem, za przejaw szarlatanerii.

A jeśli chodzi o Mickiewicza: Norwid, zdaje się, bardzo źle oceniał jego przyjaźń z Towiańskim i całą tę sektę.

Mickiewicz zyskał w planie literatury poczesne miejsce w twórczości Norwida, między innymi w Czarnych kwiatach. Jeden z epizodów Czarnych kwiatów jest poświęcony ostatniej wizycie poety u Mickiewicza. Oczywiście mamy oddzielny wiersz w poemacie SalemDo A.M., czyli do Adama Mickiewicza, z sąsiadującym wierszem Do A.T. – Andrzeja Towiańskiego. Stosunek Norwida do Towiańskiego jest w przeważającej mierze negatywny, zwłaszcza im bliżej roku 1848. Jednakże w okresie, kiedy Norwid wrócił do Paryża, miał już dystans do Koła Sprawy Bożej, znalazł się poza epicentrum rozgrywanych interesów Towiańskiego, jego dosyć klaustrofobicznej przecież roli w sytuacji Mickiewicza; kiedy Norwid był już poza Wiosną Ludów, czyli w latach 50. – jego stosunek do Andrzeja Towiańskiego uległ znacznemu złagodzeniu, a charakter przewodnictwa i misji Towiańskiego zaczął postrzegać jako filozoficzne, tak to bezpiecznie ujmę.

Pamiętam opinie, że Norwid jest wyjątkiem wśród polskich poetów romantycznych, że był bardziej filozofem, myślicielem niż poetą.

Zgadza się, aczkolwiek trzeba podkreślić, że inaczej niż romantycy, Norwid wyrażał sprzeciw wobec filozofii jenajskiej, czyli filozofii Schlegla, Schellinga, która ugruntowała romantyków. Norwid mówił o całkowitej ciemności czy niezrozumiałości filozofii jenajczyków.

Oczywiście jest filozofem, ale tak jak w poezji, tak i w filozofii pozostaje na swojej odrębnej drodze.

I dobrze, bo wbrew pozorom, gdyby sprzyjał filozofii w sposób tak wyrazisty, jak wielcy romantycy, np. Krasiński, byłby po prostu historiozofem, tak jak Krasiński w Przedświcie czy Mickiewicz w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego. Norwid poszedł własną drogą, co oznaczało raczej filozofowanie niż uprawianie wielkich systemowych filozofii, takich jak heglowska.

Często wydaje mi się, że Norwid łamie kanony literackie, kiedy zależy mu na wypowiedzeniu pewnych treści.

Tak, ale to oczywiście nie znaczy, że gwałci tradycję literacką czy ma do historii literatury stosunek rewolucyjny.

Norwidowi absolutnie nie chodzi o to, aby w jakiejkolwiek mierze dokonywać rewolucji w wymiarze idei czy w wymiarze społecznym, broń Boże. Norwidowi idzie o to, by ustrzec się przed przekleństwem systemowości, która charakteryzuje dotychczasowe historie literatury. Ale nigdy nie znajdziemy u niego regularnej krytyki literackiej.

Do końca życia fascynować go będzie chociażby jego przyjaciel Tomasz August Olizarowski, autor Bruna, Zaweruchy – pisarz ukraiński, jak ochrzcił go Michał Grabowski. Olizarowskiego Norwid spotka w ostatnich latach swojego życia i będzie on kompanem jego ostatnich dni w domu Świętego Kazimierza w Ivry. Tam spotkają się twarzą w twarz, spędzą wiele długich wieczorów na wspólnych rozmowach.

Co by Pan polecił, żeby wejść w Norwida głębiej i nie zderzyć się ze ścianą? Fortepian Chopina czy W Weronie – to wiadomo, ale kolejny krok – może Listy do Marii Trembickiej?

Oczywiście listy. Listy młodzieńcze, zwłaszcza do Marii Trembickiej, następnie listy do Joanny Kuczyńskiej – do muz, a jednocześnie w pewnym sensie kochanek Norwida, kochanek w znaczeniu tych, którym Norwid powierza wszystkie swoje intelektualne i nie tylko intelektualne zapatrywania. Te listy są wielką szkołą formacyjną światopoglądu Norwida. Przygotowując dla Państwowego Instytutu Wydawniczego w Roku Norwidowskim Pisma wybrane poety, cały V tom zbudowaliśmy właśnie z tego rodzaju formacyjnych, kształtujących światopogląd Norwida listów. To jest sto pięćdziesiąt korespondencji, skrzętnie przeze mnie i prof. Wiesława Rzońcę wybranych. One rzeczywiście dają obraz intymnej etyki autora Vademecum, intymnej i nieosłoniętej już żadnym wymiarem poetyckiej fikcji.

Z pewnością musimy porzucić nasze szkolne ambicje w stosunku do Norwida. Mam na myśli to, że usiłować pojąć Norwida w całości, że poszukiwać u Norwida słów strzelistych, aforyzmów, czytać Norwida tak jak wieszczów, a więc w poszukiwaniu epifanii literackich, jakiegoś rodzaju objawienia słowa, to jest błąd. W tym wymiarze Norwid nie jest nawet artystą postromantycznym.

Norwid domaga się oddzielnej uwagi i raczej uwagi bezwzględnie związanej z dyskrecją, subtelnością, realizmem nowo rodzącej się epoki, która rewolucjonizuje nie tylko obraz podmiotu lirycznego, ale i przedmiotu opisu. Nie bez powodu mój promotor, prof. Wiesław Rzońca, tak wiele swoich wysiłków w trakcie pracy naukowej poświęcił zbliżaniu Norwida do francuskiego parnasizmu. Ten związek Norwida z parnasizmem sugeruje ogromną dozę jego skupienia na poetyckim szczególe.

Przede wszystkim na czymś, co można by nazwać heroizmem obojętności, niechęcią do darcia kulis, niechęcią do wywoływania skandalu. A więc nie wielkie słowa, nie poszukiwanie wielkich historiozofii, ale coś z pogranicza, coś ze środka, coś, co będzie detalem, szczegółem świata przedstawionego, co urośnie do rangi symbolu, ale nigdy nic, co jest z góry symboliczne lub symbolizowane, tak jak u romantyków, tylko coś dyskretnego, subtelnego, delikatnego.

W tym duchu należałoby przeczytać Vademecum – cykl poetycki, którego Norwid oczywiście za życia nie wydał, a który został wydany najpóźniej, bo dopiero ocalony cudem przez Wacława Borowego z obozu jenieckiego w Pruszkowie w 1945 roku, po zbombardowaniu mieszkania Zenona Miriama Przesmyckiego. Vademecum dopiero wówczas, pod koniec drugiej wojny światowej mogło zaistnieć w umysłach czytelników. Oczywiście te wiersze istniały wcześniej, natomiast samo Vademecum jako format, jako coś, co Norwid we wstępie do tego cyklu nazwał „skrętem koniecznym w poezji polskiej” – nie istniało. I format tego tekstu – centonu, czyli cyklu składającego się ze stu wierszy, nasuwa nam najszlachetniejsze wówczas, obecne m.in. we Francji tendencje – przypomnę, że Kwiaty zła Charlesa Boudelaire’a również składały się ze stu wierszy. Nie bez powodu Juliusz Wiktor Gomulicki sugerował tak wydatnie związek Vademecum z Kwiatami zła.

Jak mówili badacze, w Vademecum Norwid proponuje wizję wędrówki przez piekło współczesności. I w tym sensie dochodzi do istotnego nawiązania Vademecum do Boskiej komedii. Kwiaty zła Baudelaire’a to też wędrówka przez piekło współczesności, bez może tak intensywnego ewangelicznego odesłania jak u Norwida, ale ten sam trop – poszukiwanie piekła, patologii, nowoczesności – znajdujemy i u Baudelaire’a, i u Norwida.

Mnie się wydaje, że poszukiwanie w ten sposób podejmowane, czyli czytanie Vademecum bez ambicji, bez jakiegoś rodzaju erotycznych roztrząsań, a przede wszystkim nie w kodzie postromantycznym, nie za Mickiewiczem i Słowackim, ale jako poezji nowej epoki, poezji reformującej, która miała dokonać „skrętu koniecznego w literaturze”, to jest chyba nasze zobowiązanie względem Norwida 200 lat po jego narodzinach i w obliczu 140 rocznicy śmierci poety.

Wprowadzę jeszcze jeden wątek – fascynacji Jana Pawła II Norwidem. On bardzo często cytował Norwida i wracał do niego. I on też sprawił, że wiele osób do Norwida sięgnęło.

Jan Paweł II odegrał ogromną rolę w promowaniu Norwida. Myślę, że potrzebna jest wrażliwość badacza, by dowiedzieć się, w jaki sposób recepcja Jana Pawła II wpłynęła na recepcję Norwida w Polsce. W jaki sposób Jan Paweł II – Karol Wojtyła jeszcze – ugruntował popularność Norwida w polskich kręgach odbioru.

Dość powiedzieć, że tu nie tylko chodzi o interteksty, o nawiązania, cytaty, aluzje, ale o wymiar aktywnej kontynuacji norwidowskiego etosu, etosu pracy w twórczości Norwida. Żeby przekonać się o tym , jak istotne, jak aktywne to są kontynuacje, można by odnieść się chociażby do poematu Karola Wojtyły Kamieniołom. Bardzo ten poemat cenię. Wydaje mi się niezwykle, po dziś dzień, ożywczym tekstem Wojtyły i warto by Kamieniołom zderzyć z Promethidionem, żeby się przekonać, jak diametralnie różne są wyznania wiary w pracę, w Ewangelię pracy i jak bardzo Kamieniołom, czerpiąc z Norwida, wyrasta zarazem z osobistych przeżyć Wojtyły pracy w kopalniach Solvayu.

Panie Profesorze, bardzo dziękuję za rozmowę. Kłaniam się.

Wywiad Konrada Mędrzeckiego z norwidologiem prof. Karolem Samselem pt. „Norwid w wielu obszarach swej liryki pozostaje niedostępny” znajduje się na s. 38–39 czerwcowego Kuriera WNET” nr 108/2023.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Konrada Mędrzeckiego z norwidologiem prof. Karolem Samselem pt. „Norwid w wielu obszarach swej liryki pozostaje niedostępny” na s. 38–39 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 108/2023

40 lat temu skończyła się II pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Ks. Zelga: papież przekazał wtedy teologię zwycięstwa

foto: Todd Ehlers/flickr.com (CC BY-NC-ND 2.0)

Dzisiaj brakuje nam tego, co wtedy. Ludzie nie byli do siebie odwróceni plecami. Trzeba do tego wrócić – mówi proboszcz parafii bł. Edmunda Bojanowskiego w Warszawie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Piotr Dmitrowicz o rocznicy drugiej pielgrzymki Jana Pawła ll w Polsce: to była pielgrzymka nadziei

Dr Błażewicz: 500 tajnych współpracowników bezpieki inwigilowało wiernych w czasie I pielgrzymki Jana Pawła II do Polski

Jan Paweł II

W 44 rocznicę pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski dr Paweł Błażewicz z Instytutu Pamięci Narodowej rozmawiał w Poranku Wnet o przebiegu i konsekwencjach wizyty papieża w Polsce.

Zachęcamy do wysłuchania całej audycji!

Gość Poranka Wnet zwrócił uwagę na to, że obchody Milenium Polski oraz pielgrzymka papieża w Meksyku miały ogromny wpływ na znaczenie wizyty Jana Pawła II w Polsce w 1979 roku, która była początkiem tworzenia Solidarności.

Zobacz także:

„Kronika Paryska” Piotra Witta: Polska coraz wyraźniej rysuje się jako przywódca krajów Europy Wschodniej

 

Zamiast stawiać pomniki św. Janowi Pawłowi II, czytajmy z uwagą jego encykliki / Sławomir Matusz, „Kurier WNET” 106/2022

Pedofili kryły stowarzyszenia psychologów i psychoterapeutów, celebryci związani z Zatoką Sztuki, która miała być kulturalną wizytówką Sopotu. Pedofili z Dworca Centralnego kryła warszawska policja.

Sławomir Matusz

Lewica właściwa czy zdegenerowana?

Robert Biedroń udał się na początku marca z delegacją Nowej Lewicy do Finlandii, gdzie zostali przyjęci na krótkiej, kurtuazyjnej wizycie przez panią premier Sannę Marin. Podobno podczas spotkania rozmawiano zakazie aborcji w Polsce i rzekomej dyskryminacji osób LGBT.

Po spotkaniu Biedroń pochwalił się na Twitterze: „Gabinet Sanny Marin chce pomóc Polkom w dostępie do ich podstawowych praw. Nasze rodzime partie, Nowa Lewica i Socjaldemokratyczna Partia Finlandii, rozpoczynają rozmowy o szczegółach technicznych. W nowej kadencji fińskiego rządu sfinalizujemy sprawę”. Spotkało się to z ripostą Kancelarii Premier Finlandii, która natychmiast sprostowała w dzienniku „Ilta-Sanomat”: „Było to grzecznościowe spotkanie, trwające około 10 minut. Polska delegacja opisała pani premier sytuację praw człowieka w kraju i wyraziła nadzieję, że w przyszłości uda się zintensyfikować współpracę w obronie praw kobiet w Europie. Podczas spotkania nie padły żadne obietnice”.

Wpadka podobna do tej, jaką zaliczył Rafał Trzaskowski po wizycie prezydenta Bidena w Polsce, kiedy tylko przywitał się z prezydentem USA, a chwalił się długimi z nim rozmowami. To typowa postawa kelnera, a nie polityka. Bowiem kelner będzie do końca życia opowiadał, jakie to rozmowy prowadził z głową wielkiego państwa lub mafii, przyjmując zamówienie na alkohol.

Dwaj niedawni kandydaci na stanowisko prezydenta RP pokazali, jak w ich rozumieniu i wykonaniu wyglądałaby polityka zagraniczna i jakie byłyby priorytety. Biedroń zamierza organizować turystykę aborcyjną, a Trzaskowski – który też wspiera środowiska LGBT – chce najpierw ograniczyć, a następnie całkowicie zakazać Polakom spożywania mięsa i nabiału

Powinniśmy jeść robaki, jak więźniowie obozów koncentracyjnych i łagrów, dla których było to często jedyne źródło białka.        Obaj to politycy lewicy, raz konkurujący ze sobą, a innym razem wspierający się ideologicznie. Swoją drogą, jeżeli Rafał Trzaskowski chce wprowadzić w życie postulaty C40, gdy obejmie władzę, zastąpić mięso i nabiał owadami, to trzeba publicznie podać mu taki posiłek i sprawdzić jego reakcję.

Wpadkę Biedronia skomentowała Päivi Räsänen, przewodnicząca fińskiej parlamentarnej grupy Chrześcijańskich Demokratów: „Obietnica aborcji jest bezsensowna i bez serca – nasza służba zdrowia jest potrzebna Finom, a nie do odbierania życia polskim dzieciom”.

Biedroń chciał być takim bohaterem, jak ambasador Polski w Szwajcarii w 1943 roku, Aleksander Ładoś – „szef grupy fałszerzy”, rozdającej Żydom paszporty, by ocalić im życie. A tymczasem został uznany w Finlandii za oszusta, który chciał organizować dzieciobójstwo na dużą skalę i jeszcze je sankcjonować umowami międzynarodowymi. Czy to jest lewica, czy przejaw jej degeneracji?

Po emisji w TVN reportażu Franciszkańska 3 tak mówił w wywiadzie: „Zachód o grzechach Kościoła, w tym grzechach Jana Pawła II, dyskutuje od dawna. (…) Jest kojarzony z dogmatem cywilizacji śmierci, ponieważ sprzeciwiał się pomocy w Afryce w kwestii antykoncepcji podczas pandemii AIDS. Sprzeciwiał się w stanowczy sposób prawu kobiet do decydowania o przerywaniu ciąży. Potępiał związki jednopłciowe. Ukrywał i przenosił sprawców pedofilii”.

W tej wypowiedzi Biedroń dokonuje zawłaszczenia terminu „cywilizacja śmierci”, którego autorem był papież Jan Paweł II, opisując w encyklice Evangelium vitae w 1995 roku „cywilizację śmierci” – z aborcją, eugeniką, aprobatą eutanazji, antykoncepcją, upadkiem i zagładą rodziny, wartości ludzkich, będącą całkowitym zaprzeczeniem „cywilizacji miłości” Pawła VI.

Dla Biedronia „cywilizacja życia” wiąże się z prawem do aborcji, eutanazji, nieskrępowanej wolności seksualnej, małżeństw jednopłciowych, demoralizacji dzieci pod pozorem uczenia tolerancji dla wszystkiego i wpajania im, że płeć mogą sobie wybrać w każdej chwili z podanego im menu, oraz z wyrzuceniem z języka ludzkiego matek i ojców.

Tylko po co im małżeństwa jednopłciowe, skoro według lewicowych myślicieli jest 56 płci lub może więcej? Czy w tej wielości płci małżeństwa są możliwe i dopuszczalne? Ile jest możliwych związków pomiędzy nimi? Jeżeli lewica domaga się uznania małżeństw jednopłciowych, to o które z tych płci chodzi?

Antykoncepcja zaś jest sprzeczna z ekologią. Ma zabijać życie, niszczyć je, rozpuszczać. Dlaczego lewicowy ideolog i polityk chce organizować wyjazdy aborcyjne, a nie domaga się zwiększenia pomocy dla matek, dla kobiet w ciąży? Ograniczenie prawa do aborcji nie jest zamachem na wolność kobiety, nie odbiera jej możliwości decydowania o własnym ciele. Kobieta decyduje o własnym ciele, „otwierając się” dla mężczyzny w akcie miłosnym. Jeśli dojdzie w wyniku tego aktu do poczęcia, dziecko w jej ciele jest „gościem”, którego nie można ot, tak wyrzucić. Oboje kochankowie kiedyś podobnie gościli w łonach matek, zanim przyszli na świat.

Dalej Biedroń mówi: „Papieżowi zrobiono krzywdę w Polsce. Wyidealizowano jego obraz. Wręcz go zdehumanizowano, zrobiono z niego nadczłowieka. (…) Niestety, ale uczestniczył w tym systemie, w którym Kościół katolicki stał się jedyną instytucją na świecie, która stworzyła mechanizm ukrywania przestępców zbrodni pedofilii”. Otóż Biedroń się myli. Pedofili ukrywała Służba Bezpieczeństwa i Milicja Obywatelska.

Dwóch bohaterów reportażu Franciszkańska 3 pracowało dla SB i chodzili bezkarni. Wystarczyło tylko współpracować z MO i SB, donosić na opozycję i Kościół. Gdyby ówczesny krakowski biskup Karol Wojtyła tolerował pedofilię, władze zrobiłyby wszystko, by go zdyskredytować. Ale pedofilami byli współpracownicy SB, więc sprawy nie można było nagłośnić i użyć przeciw Kościołowi.

Ukrywanie pedofilii to współcześnie większy problem. Pedofili kryły inne instytucje w Polsce – jak stowarzyszenia psychologów i psychoterapeutów, jak przyjaciele i koledzy skazanego za pedofilię Andrzeja Samsona; jak celebryci związani z Zatoką Sztuki, która miała być kulturalną wizytówką Sopotu. Pedofili z Dworca Centralnego ukrywała warszawska policja – co opisali w serii artykułów dziennikarze „Wprost” w 2003 roku i pokazał Sylwester Latkowski w filmie Pedofile (2005). Zdaje się, że nikogo w tej sprawie do tej pory nie skazano.

Pedofili ukrywają środowiska teatralne i filmowe (nie tylko w Hollywood), szkoły, instytucje kultury, a także organizacje i stowarzyszenia LGTB, które pod pozorem edukacji seksualnej i uczenia tolerancji deprawują, osaczają, a potem molestują dzieci. Sam przed kilku laty dwukrotnie bezskutecznie próbowałem zainteresować prokuraturę w Mysłowicach na Śląsku przypadkiem pedofila zatrudnionego w domu kultury – instruktora teatralnego, późniejszego dyrektora kultury instytucji podległych marszałkowi województwa. Sytuacja była podobna do tej w zachodniopomorskim.

W czasach PRL-u homoseksualiści szukali swoich ofiar w pobliżu dworców, w ciemnych bramach, koło lokali gastronomicznych. Zaczepiali chłopców, częstując alkoholem i papierosami, pokazując im karty z wizerunkami nagich kobiet, zagraniczne czasopisma pornograficzne, tzw. świerszczyki, badając zainteresowanie i podatność na manipulację potencjalnych ofiar.

Dzisiejsi „edukatorzy” i „terapeuci” częstują ofiary alkoholem i podają im narkotyki – jak pedofil ze Szczecina, wieloletni współpracownik marszałka województwa. Na warsztatach edukacji seksualnej nastolatki mogą usłyszeć dużo więcej, niż wie i nawet chciałoby wiedzieć wielu dorosłych.

O to właśnie chodzi: rozbudzić zainteresowania dzieci, pobudzić ich wyobraźnię, zachęcić – zamiast uczyć się matematyki, fizyki, historii, biologii, dowiedzą się, że niekoniecznie są dziewczynkami i chłopcami; do czego jeszcze mogą być przydatne różne domowe przedmioty; że wolno im wszystko w imię tolerancji i wolności seksualnej; zostaną też zaproszone na warsztaty poza szkołą i na wulgarne manifestacje. Potem zwichrowani młodzi ludzie, ofiary tych eksperymentów, zasilą nie tylko szeregi pacjentów terapeutów, ale i prostytutek, niewolników seksualnych i narkomanów.

Na stronie edukacjaseksualna.com jej twórcy piszą: „Tworzymy sieć edukatorek/ów seksualnych z małych i średnich miast Polski, którzy w swoich regionach działać będą na rzecz samorządowych rozwiązań dla edukacji seksualnej i równościowej”. Ta deklaracja pokazuje, jak zorganizowana, groźna dla społeczeństwa jest „tęczowa rewolucja” i dokąd zmierza. Polskie szkoły pod hasłami nowoczesnej edukacji mają być terenem „łowów” na dzieci. Zaczynają się one już w klasach 1–5.

Szczeciński pedofil Krzysztof F. był pełnomocnikiem marszałka województwa pomorskiego odpowiedzialnym za kontakty z organizacjami społecznymi, a jednocześnie terapeutą i edukatorem. Kierował pieniądze do organizacji, w których był sam zatrudniony.

Klaudia Jachira domaga się „odjaniepawlenia” naszych ulic i miast, języka polityki w Sejmie i Senacie. Częściowo się z nią zgadzam. Czytajmy encykliki, w skupieniu i z uwagą, zamiast stawiać pomniki.

Jan Paweł II tak pisał w Evangelium vitae:

„Niestety te niepokojące zjawiska bynajmniej nie zanikają, przeciwnie, ich zasięg staje się raczej coraz szerszy: nowe perspektywy otwarte przez postęp nauki i techniki dają początek nowym formom zamachów na godność ludzkiej istoty, jednocześnie zaś kształtuje się i utrwala nowa sytuacja kulturowa, w której przestępstwa przeciw życiu zyskują aspekt dotąd nieznany i – rzec można – jeszcze bardziej niegodziwy, wzbudzając głęboki niepokój; znaczna część opinii publicznej usprawiedliwia przestępstwa przeciw życiu w imię prawa do indywidualnej wolności i wychodząc z tej przesłanki, domaga się nie tylko ich niekaralności, ale wręcz aprobaty państwa dla nich, aby móc ich dokonywać z całkowitą swobodą, a nawet korzystając z bezpłatnej pomocy służby zdrowia”.

Jak nie w Polsce, to w Finlandii.

Artykuł Sławomira Matusza pt. „Lewica właściwa czy zdegenerowana?” znajduje się na s. 15 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Matusza pt. „Lewica właściwa czy zdegenerowana?” na s. 15 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Ksiądz Blachnicki nie wierzył w ostrzeżenia, bo był bardzo ufny, otwarty. Uważał, że należy działać jawnie

Ks. Franciszek Blachnicki i kard. Karol Wojtyła. Źródło: IPN/Instytut im. ks. Franciszka Blachnickiego | Za: Dzieje.pl

Jeśli to prawda, że ktoś wsypał mu truciznę – zrobił to na polecenie sowieckich służb. Sowieci uważali, że ksiądz Blachnicki z papieżem chcą zorganizować krucjatę przeciwko państwom socjalistycznym.

Krzysztof Skowroński, Piotr Jegliński

Czy zaskoczyła Pana informacja o tym, że ksiądz Franciszek Blachnicki został otruty?

Jestem zdziwiony, że ktoś może być zdziwiony, bo od 1987 roku, od śmierci księdza Franciszka Blachnickiego, wszyscy, którzy byli z nim blisko, nie mieli żadnej wątpliwości, że został otruty. Ale trzeba było 30 lat, żeby ktoś wpadł na pomysł i odkrył na nowo coś, co było wiadome. (…)

Sprawa księdza Franciszka Blachnickiego została na nowo otwarta. Prokurator, który dokładnie sprawę zbadał, stwierdził: ksiądz Franciszek Blachnicki został zamordowany. Za tym pójdzie dalsze śledztwo.

Czy pójdzie, to zobaczymy.

Gdyby ktokolwiek z nas popełnił morderstwo, byłby natychmiast zatrzymany, prawda? A co się dzieje z tymi osobami podejrzanymi? Nic się nie dzieje.

Czy Pan znał księdza Franciszka?

Jakżeż bym nie znał? Poznałem go jeszcze w czasie studiów na KUL-u. On już wtedy prowadził różne wspólnoty, oazy. A bliżej go poznałem, kiedy byłem na emigracji i kiedy on w 1980 roku przyjechał do Paryża i przywiózł mi wspaniały prezent, a mianowicie kopię filmu Robotnicy ʾ80. Wielokrotnie przyjeżdżał i nie nocował w żadnym klasztorze, tylko u mnie w domu, gdzie była redakcja. Był to człowiek niezwykłej skromności. I biła z niego energia; mało powiedziane: to był niewątpliwie Boży człowiek. Wiele nocy przegadaliśmy, opowiadał mi o swoim życiu, bo byłem bardzo ciekaw.

Pytałem go, jak doszedł do Boga? Powiedział mi, że w czasie II wojny światowej, jako młody człowiek, był członkiem organizacji wojskowej na Śląsku. Został złapany, skazany na karę śmierci i czekało na wykonanie wyroku w więzieniu w Katowicach. Na Śląsku wykonywano te wyroki przez ścięcie toporem.

Powiedział mi, że jeśli chodzi o wiarę, był człowiekiem dosyć letnim. Ale po paru miesiącach oczekiwania w celi śmierci zawarł takie porozumienie z Najwyższym: jeżeli Najwyższy uzna, że on miałby z tego wyjść, to on Mu całe życie poświęci. I tak też zrobił.

Po czterech czy pięciu miesiącach, kiedy nie wykonano tego wyroku, stała się rzecz niebywała. Bo z jednej strony Niemcy rozwalali ludzi bez żadnych wyroków, a z drugiej – stosowali przepisy prawa niemieckiego, które mówiło, że jeżeli w oznaczonym terminie nie został wykonany wyrok śmierci, to skazany był stawiany przed trybunałem. I ten trybunał uznał, że nie będzie ścięty. Wylądował w Oświęcimiu. Przeżył i zaraz po wojnie wstąpił do seminarium. Dalsze jego losy są znane.

Współpracował z księdzem Karolem Wojtyłą, potem jako kardynałem i papieżem. Trafił też do komunistycznego więzienia. Był pod stałą obserwacją.

W Krościenku były organizowane oazy. Kardynał opiekował się tym ruchem na terenie diecezji. W latach 60. i 70. władze szykanowały księdza Blachnickiego, nasyłały kontrole. Albo na przykład odmówiono mu sprzedaży węgla – a on organizował oazy przez cały rok. Więc ogłosił apel, żeby ludzie wysyłali mu węgiel pocztą, w paczkach. Po paru miesiącach poczta była sparaliżowana, poproszono go, żeby zaprzestał akcji i dostarczono mu ileś ton węgla. To był tego typu człowiek. To był człowiek, który realizował wszystkie swoje projekty.

Jest rok 80. Stan wojenny. Ksiądz Franciszek zostaje na Zachodzie.

Spotkałem go w Rzymie, przyjechał tam latem 1981 roku, no i został, kiedy doszły go informacje, że miał być aresztowany. Myślę, że odbył rozmowę z Ojcem Świętym Janem Pawłem II i poradzono mu, żeby został, bo dużo więcej zrobi na wolności i będzie mógł działać też dla Polski. Na początku miał obiecany taki teren na wzgórzu, gdzie miał zbudować ośrodek ruchu oazowego. To się nie udało i wtedy zaproponowano mu wolny ośrodek w Carlsbergu. I od 1982 roku osiadł w Carlsbergu. (…)

On był bardzo ufny, otwarty, niczego nie ukrywał, mimo że go ostrzegaliśmy. Kiedyś przyjechałem i widzę: kilkanaście osób pakuje ciężarówkę, między innymi książki, które ja tam wysyłałem. Mówię: to się przecież skończy jakąś wpadką! Ale on taki był.

Na pamiątkę marszów wolności, które odbywały się w połowie XIX wieku do zamku Limbach, organizował takie symboliczne pielgrzymki z udziałem przedstawicieli narodów z okupowanej części Europy; szli, potem były modlitwy, przemówienia itd. I tam też poznałem małżeństwo Gontarczyków.

Myślę, że to wszystko zdecydowało, że postanowiono go zamordować. Nie mam na to dowodów, ale sądzę, że to wyszło z sowieckich służb. Że jeśli to prawda, że ktoś wsypał mu truciznę – Gontarczykowie czy ktokolwiek inny; to musi stwierdzić prokuratura – zrobił to na polecenie sowieckich służb. Sowieci uważali, że ksiądz Blachnicki razem z papieżem chcą zorganizować krucjatę przeciwko państwom socjalistycznym.

Widział Pan księdza Franciszka Blachnickiego na dwa tygodnie przed jego śmiercią.

Może nawet mniej niż dwa tygodnie. Akurat wtedy miałem ze sobą aparat. Nie wiem, dlaczego nigdy wcześniej tego nie robiłem i potem żałowałem. Zrobiliśmy sobie zdjęcie na pamiątkę i jemu też zrobiłem parę zdjęć.

Aparat mi się zaciął, skończył się film, a ja byłem przekonany, że film jest prześwietlony. Oddałem go do wywołania już po śmierci księdza. Okazało się, że na tym ostatnim zdjęciu przez głowę księdza Franciszka przechodzi taka czerwona smuga. Ja uznałem, że to jest coś symbolicznego.

Wiadomo, że w ciągu tych dwóch tygodni państwo Gontarczykowie mieli codzienny kontakt z księdzem.

To był mały ośrodek, była tam drukarnia, mieszkali ludzie związani z tym ruchem i Gontarczykowie bez problemu mogli się z nim spotykać. Uczestniczyli również w mszach, które przecież ksiądz Franciszek codziennie odprawiał. Oczywiście chodzili, żeby pozyskać jego zaufanie.

Były sygnały z Solidarności Walczącej, ja również dużo wcześniej, jak poznałem tych Gontarczyków, ostrzegałem go, że to towarzystwo nie bardzo mi się podoba. Tam się kręcił jeszcze jakiś emerytowany generał peerelowski, nie pamiętam w tej chwili nazwiska. Też bardzo dziwna postać. Mówiłem wielokrotnie księdzu Franciszkowi, ale on to ignorował. Uważał, że żeby coś robić, trzeba być otwartym.

Potem zdecydował się odbyć rozmowę z Gontarczykami. Przy tej rozmowie nikogo nie było. Nie wiem, co się tam działo. W każdym razie zaraz po wyjściu Gontarczyków ksiądz zasłabł, poszedł do siebie i wezwano lekarza. No i zmarł.

Lekarz, który wystawił akt zgonu, napisał, że to był zator płuc, bo tak się wydawało. Ale to dziwne, bo tuż przed śmiercią wydobywała się z jego ust jakaś piana.

Kiedy okazało się, że małżeństwo było agentami Służby Bezpieczeństwa?

Były różne przecieki. Ona była niemieckiego pochodzenia. Zresztą wiedziałem, że dlatego przyjechali z dzieckiem do Niemiec i dostali od razu obywatelstwo niemieckie. Przenieśli się do Carlsbergu i tam zabiegali o przychylność ojca Blachnickiego. Jedno z nich bodajże pracowało w drukarni, bo ksiądz założył bardzo prężnie działającą drukarnię. Tam drukowano Pismo Święte i różnego typu materiały religijne, które były przesyłane na wschód, do republik bałtyckich. Ja zresztą pomagałem księdzu w przesyłaniu różnych materiałów via Polska na teren Sowietów.

W pewnym momencie zaczęły się tam różne awarie maszyn, jakieś dziwne rzeczy. Wszyscy mówili księdzu, że to jest robota Gontarczyków, że oni są sprawcami. Jakiś czas po śmierci księdza zniknęli. Wywiad peerelowski ich ewakuował.

Czy w ogóle ktoś widział papiery Gontarczyków?

Otrzymałem pół roku przed jego śmiercią informacje, że tam są agenci. Jeszcze byłem bardzo ostrożny, bo przychodziły do nas również fałszywe donosy na różnych ludzi. Natomiast wiem, że potem Solidarność Walcząca dowiedziała się z pewnego źródła, że małżeństwo Gontarczyków współpracuje ze Służbą Bezpieczeństwa albo wręcz są pracownikami wywiadu.

Znany jest fakt, że pani Jolanta Lange, dawniej Gontarczyk, ma swoją fundację. W Wikipedii napisane jest, że jest doktorem socjologii, działaczką na rzecz praw człowieka. I na końcu wzmianka: współpracowała ze Służbą Bezpieczeństwa. A jej fundacja dostaje bardzo dużo pieniędzy – bo milion dwieście tysięcy to nie jest mało – z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z wydawcą i działaczem opozycji z czasów PRL Piotrem Jeglińskim pt. „Niewyjaśnione zbrodnie założycielskie” znajduje się na s. 16 i 17 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z wydawcą i działaczem opozycji z czasów PRL Piotrem Jeglińskim pt. „Niewyjaśnione zbrodnie założycielskie” na s. 16 i 17 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Zniszczono zorganizowaną przez „Solidarność” wystawę poświęconą św. Janowi Pawłowi II

Jan Paweł II podczas pobytu w Brazylii I Fot. José Cruz/Abr, CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons

To nie był zwykły akt wandalizmu. Zniszczeń dokonano z pełną premedytacją – mówi rzecznik związku Marek Lewandowski.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Piotr Dmitrowicz:: ataki na św. Jana Pawła II uderzają w polską wspólnotę narodową. Próbujmy przekuć je w coś dobrego

Polacy poddani są rewolucyjnemu zabiegowi przekształcenia ich tożsamości / Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” 106/2023

Jan Paweł II w Sejmie w 1999 r. | Fot. Kancelaria Sejmu, CC A-S 2.0, Wikimedia.com

Ataki na świętego papieża to nie eksperyment ani sensacja dziennikarska, ale walec, którym przy okazji zamierza się zniszczyć polski katolicyzm jako element naszej narodowej tożsamości.

Piotr Sutowicz

Zniszczyć katolicyzm

O tym, że Jan Paweł II przeszkadza komuś, kto pamięć o nim oraz o jego dziedzictwie myślowym próbuje Polakom obrzydzić, było widać od dawna.

Różni spece od ataku na Kościół dobierali się do tego tematu na wiele sposobów. W użyciu były, że się tak wyrażę, kije w postaci już to jego rzekomego konserwatyzmu, nienowoczesności, czasem również antysemityzmu; z drugiej strony pojawiały się próby „zagłaskania” pamięci o świętym, sprowadzenia jego historycznego dorobku do kremówek.

Ostatnio, wraz z nowymi modami, zaczęto wprowadzać do asortymentu narzędzi antypapieskich kwestię pedofilii. I na naszych oczach historia przyśpieszyła. Ataki, a właściwie ohydne bluzgi osiągnęły rozmiary kosmiczne. A poziom zorganizowania akcji każe nie tyle podejrzewać, co mieć pewność, że mamy do czynienia ze zorganizowaną kampanią, w trakcie której przyłbice, maski i co tam jeszcze nosili różni ludzie, opadły.

Operacja Kościół

Po pierwsze widać wyraźnie, że ataki na papieża to nie eksperyment, sensacja dziennikarska czy też kampania reklamowa lepszej czy gorszej, z naciskiem na to drugie, książki. To po prostu walec, którym przy okazji ataku na świętego papieża zamierza się zniszczyć Kościół, czy – używając szerszej, według mnie, perspektywy – katolicyzm polski jako element naszej narodowej tożsamości. W tym miejscu przywołam dwa, ważne z mojego punktu widzenia, przykłady historyczne, które mogą posłużyć do rozjaśnienia zjawiska.

Pierwszym z nich są słowa Romana Dmowskiego z broszury Kościół, naród i państwo, wydanej w 1927 roku – przepraszam tu Czytelników, że może nazbyt często się na tę pozycje powołuję, ale rzecz jest kluczowa. Otóż autor skonstatował tam, że „katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, ale w znacznej mierze stanowi jej istotę”. Przykładem drugim jest jedna z Pięciu Prawd Polaków spod Znaku Rodła, proklamowanych na Berlińskim Kongresie Związku Polaków w Niemczech 6 marca 1938 roku. Na tym krótkim katalogu, rodzaju najprostszego katechizmu, Polacy w Niemczech opierali swą tożsamość. Prawda druga tego „pentalogu” brzmiała: „Wiara naszych ojców jest wiarą naszych dzieci”. W jednym i drugim wypadku chodziło o wyrażenie przekonania, iż oderwanie od katolicyzmu spowoduje upadek tożsamości narodowej.

Nie chcę tu wchodzić w szczegóły tego, czym jest religia obywatelska, trochę niezależna od tego, czy ktoś w Boga wierzy, czy nie. Ważne jest to, że Polacy, tak jak mieszkańcy całej dawnej łacińskiej Europy, poddani są rewolucyjnemu zabiegowi przekształcenia ich tożsamości, a to, co widzimy w ostatnich tygodniach, to tylko jeden z epizodów, czy też etapów tej kampanii.

Operacja „zniszczyć Kościół” trwa od wielu lat, widzieliśmy, jak przyśpieszała w czasach pandemii w postaci ogromnych marszów i protestów, ale to był tylko jeden z elementów działań obrzydzających religię, podejmowanych na bardzo licznych polach.

Narzędzi jest wiele

Żeby było jasne: uważam, że problem pedofilii wśród części kleru istnieje, ale jego funkcja w atakach na Kościół jest znacznie większa niż on sam. Do uderzenia pedofilią w papieża przymierzano się już od jakiegoś czasu. Teraz poszło ono po prostu „na rympał”. Niemal wszystkie media zgodnym chórem powtarzały to samo, zwykły ich odbiorca nawet się nie zorientował w meritum: czy papież pedofilów chronił, czy sam miał skłonności; powstał misz masz, z którego wyłoniło się jedno słowo: pedofilia, a za nim drugie: Kościół.

W tym miejscu warto chyba przypomnieć jeden z przykładów takiego uderzenia tym właśnie narzędziem. Chodzi mi o świętej pamięci kardynała George’a Pella, którego w Australii, ale też i w reszcie świata bezpodstawnie uczyniono winnym przestępstw seksualnych względem nieletnich.

Kardynał spędził w więzieniu ponad rok, skazany na podstawie całkowicie spreparowanych zarzutów. Jednocześnie został zaszczuty przez media, a ludzie przyzwoici, świadczący o jego niewinności, bywali poddawani represjom.

Na koniec Sąd Najwyższy Australii wykazał, że rzecz jest całkowicie nieprawdziwa. Ale co by było, gdyby sędziowie tego ostatniego organu też dali się zaszczuć? Zresztą dzień uwolnienia kardynała został przez niektórych naszych komentatorów nazwany czarnym dla ofiar księży pedofilów. Czyli – jeśli fakty przeczą jakieś tezie, tym gorzej dla faktów.

Jeszcze gorsze jest to, że w tle procesu Pella czaił się jakiś skierowany przeciw niemu spisek purpuratów watykańskich; to też coś pokazuje, a mnie daje powód do wielokierunkowej nieufności.

Wspomnienie osobiste

Wracając wszakże do samej sprawy Jana Pawła II, nie mogę się w tym miejscu powstrzymać od pewnej złośliwości, choć na smutno.

W tym, co widzę przez ostatnie dni, dużą rolę odgrywają ludzie i środowiska, które za życia świętego udawały ślepe w niego zapatrzenie, stawiając mu pomniki i odsądzając od czci i wiary tych, którzy czasem się ze stanowiskiem papieża nie zgadzali albo choćby nie wykazywali nakazanego wówczas entuzjazmu.

Kiedy Jan Paweł II zachęcał nas do głosowania na rzecz wstąpienia Polski do UE, miałem inne zdanie i zgodnie z nim postąpiłem w trakcie referendum. Nie kryłem się z tym i wtedy ci sami ludzie, którzy dziś na pamięć po papieżu plują, w imię troski o jego nauczanie pluli na takich jak ja, bez mała chcieliby nas wykluczyć ze wspólnoty Kościoła. Wiele się zmieniło, ale wygląda na to, że wtedy byłem względem nich po drugiej stronie barykady i dziś też jestem, a więc wszystko jest jakby w porządku.

Żeby zakończyć optymistycznie: widać, że Polacy nie do końca dali się zmanipulować, że nie można im ot tak pluć w oczy, śmiejąc się bezczelnie. Dobrze, że są wśród nas ludzie przyzwoici, zarówno wierzący, jak i niewierzący, którzy zachowują się godnie i nie udaje się ich uciszyć. Tego twórcy rzeczonej kampanii chyba się nie spodziewali.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Zniszczyć katolicyzm” znajduje się na s. 25 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Zniszczyć katolicyzm na s. 38 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Pierwszy prorok, który od dwóch tysięcy lat chodził po Ziemi Świętej / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 106/2023

„Na szczęście” powstał film Gutowskiego i mam wrażenie, że pozwolił Janowi Pawłowi II zejść z pomników i wrócić nie tylko na ulice miast, ale do serc wielu, którzy już o nim prawie zapomnieli.

Krzysztof Skowroński

Po śmierci Jana Pawła II uczestniczyłem, na zaproszenie Bronisława Wildsteina, w dyskusji dotyczącej pokolenia JP II. Gospodarz programu zadał pytanie, czy ono istnieje. Wtedy, wbrew jego sceptycyzmowi, starałem się udowodnić, że tak. Po 18 latach od 2 kwietnia 2005 roku możemy stwierdzić, że nawet jeśli istnieje, to pod ziemią.

Wprawdzie były dwa momenty – beatyfikacji i kanonizacji – które pokazały siłę świętego Jana Pawła II, a raz do roku obchodzimy Dzień Papieski, ale generalnie Jan Paweł II został zamknięty w obrazach i pomnikach, od czasu do czasu występując w debatach publicznych jako tarcza lub miecz wymierzony w politycznego przeciwnika.

W tym samym czasie powstało pokolenie anty-JP II. Dużo zorganizowanego wysiłku włożono w to, by najpierw uczynić świętego papieża obiektem kpin nastolatków, a w końcu spróbować go posadzić na ławie oskarżonych. 16 października 2016 roku poprosiłem Jana Brewczyńskiego, by przeprowadził radiową sondę wśród młodzieży spacerującej po ulicy Grodzkiej w Krakowie. Okazało się, że na pytanie, kim był Jan Paweł II, część odpowiedziała: obrońcą pedofilii. To było na kilka lat przed filmem wyświetlonym w TVN i stanowiło emanację niszczycielskiej siły internetu.

„Na szczęście” powstał film Gutowskiego i mam wrażenie, że pozwolił Janowi Pawłowi II zejść z pomników i wrócić nie tylko na ulice miast, ale do serc wielu, którzy już o nim prawie zapomnieli. Ja też sięgnąłem do archiwum i przypomniałem sobie pewną impresję, którą napisałem bezpośrednio po pogrzebie świętego Jana Pawła II. Postanowiłem ją tutaj przytoczyć:

Dostałem nowy magnetofon Grundig. Z radością i ekscytacją postawiłem go na biurku. Z nabożeństwem włączyłem do kontaktu, nacisnąłem na klawisz z napisem „radio” i zacząłem powolnym ruchem poszukiwać jakiejś słyszalnej stacji. Szedłem przez szum fal i zbiór niezrozumiałych dźwięków, aż w końcu trafiłem. Głos po polsku, choć jakby z oddali, odczytywał: „Papieżem został Polak, kardynał z Krakowa, Karol Wojtyła”. Natychmiast pobiegłem do drugiego pokoju, by podzielić się tą informacją z mamą. Nie pamiętam, czy od razu uwierzyła, pamiętam za to, że mnie ta wiadomość napełniła dumą, ale też wydawała się czymś oczywistym.

Wtedy, w październiku 1978 roku, było dla mnie zupełnie naturalne, że papieżem zostaje Polak, ale euforia pozostała euforią. Po szkole maszerowaliśmy z kolegami do cukierni radośnie i lekko, jakbyśmy unosili się nad ziemią.

Dwadzieścia dwa lata później patrzyłem na starych Żydów wychodzących ze spotkania z Janem Pawłem II w muzeum Yad Vashem. Oni też podskakiwali. Mieli czerwone ze wzruszenia twarze i oczy, z których płynęły łzy. Gdy zapytałem o wrażenia ze spotkania, profesor Gutman odpowiedział mi jednym zdaniem: „To święty człowiek”.

Nie pamiętam, czy tego samego wieczoru, czy może dzień lub dwa później stałem ze swoim synkiem i żoną w bramie Jaffy, czekając na wjazd Papieża do starej Jerozolimy. Znajdowałem się wśród wiwatujących Palestyńczyków i śpiewających Hiszpanów, a ponieważ mój syn miał niewiele ponad dwa lata, odsunąłem się trochę od tłumu, stanąłem z boku i czekałem, patrząc.

Gdy wjeżdżała kawalkada samochodów, wąskie uliczki Jerozolimy zmusiły ją do zatrzymania się – akurat w takim miejscu, że stałem metr od Jana Pawła II i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Przeszył mnie dreszcz od stóp do głowy i od głowy do stóp. W tej jednej chwili zrozumiałem wszystko, co się działo i dzieje. Chaos myśli uporządkował się, zastąpiły go spokój i jasność.

Poszedłem do hotelu położonego na wzgórzu, z widokiem z okna na starą Jerozolimę, otworzyłem Ewangelię i przeczytałem fragment dotyczący wjazdu Jezusa. I tam wtedy czekał na Niego tłum, a w tłumie dawało się słyszeć pytanie „Kim jest ten człowiek?”.

Z tym samym pytaniem zwróciłem się do rabina Rosengartena (ze Starego Sącza, ukończył wydział arabistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, w Armii Andersa był do końca), jednego z czterech gości mojej radiowej audycji. Zapytałem: „Kim jest ten człowiek?”. Rabin chwilę się zastanowił i odpowiedział: „Święty!3”.

A potem rabin zapytał mnie: „Czy pan wie, co znaczy nazwa miasta, w którym urodził się Karol Wojtyła?”. Oczywiście nie wiedziałem. A on uśmiechnął się i powiedział, że dla studiujących Pismo jest to oczywiste. Wadowice to VA DEO VICIT. Idź, Bóg zwycięży!

I Bóg zwyciężył.

To było widać 8 kwietnia na placu Świętego Piotra, gdy wiatr wertował Ewangelię i gdy zamknął ją na brzegu trumny Jana Pawła II. To był ten sam wiatr, bez którego nie byłoby ani Starego, ani Nowego Testamentu. Wiatr, który powiedział nawet więcej niż kardynał Ratzinger w swojej pięknej homilii. Wiatr, który wiał w obecności przedstawicieli wszystkich największych religii świata. I ten wiatr powiedział: On tu jest.

I ON TU JEST!!!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Legenda trwa. Jan Paweł II u kresu ziemskiej posługi. Wspomnienie z kwietnia 2005 roku. 18 lat temu odszedł Jan Paweł II

Wielki Tydzień 2005 roku, który poprzedzał radosne święta Wielkiej Nocy, był czasem bólu, wielkiego cierpienia i rachunku sumienia dla Karola Wojtyły, największego Polaka w historii naszej Ojczyzny. W pamięci wszystkich ludzi, i to nie tylko chrześcijan, na wieczność pozostanie obraz umęczonego starca, który poprzez swoje cierpienie śle we wszystkie strony świata posłanie miłości, solidarności i […]

Wielki Tydzień 2005 roku, który poprzedzał radosne święta Wielkiej Nocy, był czasem bólu, wielkiego cierpienia i rachunku sumienia dla Karola Wojtyły, największego Polaka w historii naszej Ojczyzny. W pamięci wszystkich ludzi, i to nie tylko chrześcijan, na wieczność pozostanie obraz umęczonego starca, który poprzez swoje cierpienie śle we wszystkie strony świata posłanie miłości, solidarności i dobra dla wszystkich istnień.

Podczas wielkanocnego błogosławieństwa słowa „…w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” zostały uwięzione w gardle. Rozpacz, słabość, kruchość i przemijalność – te stany można było wyczytać z cierpiącej twarzy Ojca Świętego.

Milczące błogosławieństwo Jana Pawła II, pełne dramatyzmu i niemego wysiłku, zrobiły na wszystkich wstrząsające wrażenie. Zwłaszcza, że wielkanocne pozdrowienie Naszego Papieża w kilkudziesięciu językach świata w czasie radosnej pory Alleluja, rozbudzały w mieszkańców całego globu wielkie poczucie jedności i solidarności. Walka Jana Pawła II z krzyżem cierpienia, jest paradoksalnie afirmacją wiary w życie. Życie wieczne tożsame ze spełnieniem.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania cały program wspominkowy:

 

KRONIKA ZAPOWIADANEGO ODEJŚCIA

Kryzys przyszedł kilka dni po Niedzieli Zmartwychwstania. W nocy z czwartku na piątek stan zdrowia Ojca Świętego dramatycznie się pogorszył. Ukrywano przez kilka dni fakt, iż jest karmiony za pośrednictwem sondy nosowo – żołądkowej. Dramatyczny spadek masy ciała, wysoka gorączka, infekcja dróg moczowych, wreszcie zakażenie krwi dokonały dzieła zniszczenia.

Oczy całego świata za pośrednictwem mediów zwrócone zostały na Watykan. Z niepokojem obserwowano okno papieskiej sypialni, z drżeniem serca nasłuchiwano kolejnych komunikatów watykańskich służb prasowych. Strapiona twarz Joaquina Navarro – Vallsa, jednego z najbliższych współpracowników i przyjaciół papieża, potęgowała stan przygnębienia i beznadziei.

 

STOLICA SOLIDARNA Z CIERPIENIEM OJCA ŚWIĘTEGO

Jan Paweł II
Domena Pobliczna/ autor Rob Croes (ANEFO)

 

W Warszawie od wczesnych godzin porannych w świątyniach i kościołach rozpoczęto modły o zdrowie naszego Wielkiego Rodaka.

Tak było również w małej świątyni pod wezwaniem świętego Aleksandra na Placu Trzech Krzyży, który był świadkiem wizyt papieża w Ojczyźnie.

Twarze warszawian zasmucone, jakby nieobecne. Kobiety płaczą pieszcząc paciorki różańca, głosy kapłanów pełne rozpaczy żarliwie odmawiają słowa modlitwy, mężczyźni zastygli w niewierze, że to czego są świadkami dzieje się naprawdę.

„Nigdy nie dopuszczałem do siebie tej myśli, że przeżyję Naszego Ojca. – mówi emerytowany żołnierz AK, powstaniec warszawski, którego spotykam w Kościele Chrystusa Zbawiciela. Zawsze wierzyłem w to, że Papież będzie zawsze…  – jego słowa przerywa spazm płaczu – Jestem starszy od Niego o 3 lata, z radością oddałbym je Jemu. Świat go potrzebuje”.

Takich głosów jest więcej.

Warszawa o świcie nie przypomina wielkiej metropolii. Ludzie wyciszeni, smutni, zamyśleni, nieobecni, przypominają bardziej zjawy. Dopiero teraz widać, patrząc na reakcje naszych rodaków, jak Jan Paweł II jest dla nich ważny. To przecież On 2 czerwca 1979 roku, podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski, na Placu Zwycięstwa w Warszawie powiedział

„Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi”.

To jedne w najważniejszych słów, które wypowiedziano u progu wielkich zmian w naszym kraju. Dość powiedzieć, że 14 miesięcy później lider Solidarności Lech Wałęsa podpisywał porozumienie z rządem długopisem z fotografią Jana Pawła II. Ojciec Wacław Oszajca, jezuita, wówczas redaktor naczelny Przeglądu Powszechnego, mówi wprost:

„ Te słowa sprawiły, że Polacy uwierzyli, iż mogą żyć godnie, w wolności i pełnej harmonii”.

 

Tutaj do wysłuchania program „Cienie W Jaskini” o 7 grzechach głównych:


 

Kraków wieczorem.

W DRODZE DO KOLEBKI KAROLA WOJTYŁY

Ekipa wyjeżdża ze stolicy w kierunku Wadowic, do miejsca, gdzie cytując słowa Karola Wojtyły, z roku 1999 – kiedy odwiedził swoje rodzinne miasto

„Wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła. I studia się zaczęły, i teatr i kapłaństwo się zaczęło”.

Po drodze postój w Krakowie, jednym z najukochańszych miast Białego Pielgrzyma Świata. Często mawiał, iż nie istniałby w pełni tak naprawdę, gdyby nie Kraków, Wawel, jego kościoły i świątynie. Królewski gród pogrążony w smutku, ale i nadziei, że choroba ustąpi a Jan Paweł II jeszcze tutaj zawita.

Kard. Henryk Gulbinowicz i kard. Franciszek Macharski/ Foto. Piotr Drabik/CC BY 2.0

Kardynał Franciszek Macharski, metropolita krakowski,  wezwał wiernych do modlitwy o zdrowie Papieża. Starzy i młodzi, mężczyźni i kobiety, dzieci i młodzież gromadzą się wokół budynku Kurii Metropolitarnej, Pałacu Biskupiego.

Wszyscy wpatrują się w „papieskie okno”, przy ulicy Franciszkańskiej 3, z którego Ojciec Święty błogosławił krakowianom, modlił się z nimi i żartował. Szczególnie Jan Paweł II w tym magicznym miejscu ukochał spotkania z młodzieżą. Modlitwy w intencji następcy św. Piotra trwają także w zacisznym kościółku u stóp Krzemionek, pod wieżą telewizyjną.

W kościelnych ławach siedzi głównie młodzież. Studenci adorują Najświętszy Sakrament. Atmosfera smutku i wielkiego żalu, przetykana zapachem płonących świec i  oddechem gotyckiej świątyni sprawia niepowtarzalne, choć przygnębiające wrażenie. Na ustach wiernych słowa ukochanej pieśni Papieża „Barka”. Podczas śpiewania refrenu

„O Panie to Ty na mnie spotkałeś; Twoje usta dziś wyrzekły me imię…”

oczy wszystkich szklą łzy. Przy ołtarzu przybywa coraz więcej bukietów złożonych z żółtych kwiatów – róż, żonkili, tulipanów.

 

PAPIESKIE MIASTO – BIJACE SERCE MIŁOŚCI I MIŁOSIERDZIA

 

Wadowice,_kościół_parafialny pod wezwaniem Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny.

Wadowice witają aurą przygnębienia i skupienia. Już od wczesnego rana, kiedy po rodzinnym mieście papieża rozeszły się wieści o jego ciężkim stanie, na rynku, placu przy farze zaczęli zbierać się ludzie.

Pierwsi wierni przyszli do kościoła już przed godziną 6 rano. W części szkół nauczyciele odwołali zajęcia, prosząc uczniów o nieustanne uczestnictwo w czuwaniu w bazylice.

Plac przy Wadowickiej Farze jest szczelnie wypełniony ludźmi już o godzinie 10.30.. O tym, aby wejść do świątyni bez problemu można jedynie pomarzyć. W tym kościele na zawsze bić będzie serce Karola Wojtyły, Piotra naszych czasów.

Tutaj przy zabytkowej chrzcielnicy został przyjęty w poczet rodziny chrześcijańskiej. Przy ołtarzu bazyliki poznawał tajniki ministrantury i sztuki lektorskiej.

W tym murach po raz pierwszy przyjął komunię świętą i odprawił swoja mszę prymicyjną tuż po przyjęciu święceń kapłańskich. Do Wadowic powracał zawsze. Nie gdzie indziej, tylko „tu pośród swoich”, świętował srebrny jubileusz kapłaństwa odziany w sakrę arcybiskupa krakowskiego.

Podczas pierwszej wizyty w Wadowicach, już jako zwierzchnik Kościoła Powszechnego, prosił mieszkańców miasta o modlitwę w intencji jego posługi papieskiej. Kilka lat później słowa Papieża – Pielgrzyma uwieczniono po wieczne czasy w marmurowej płycie przy Kaplicy Świętokrzyskiej.

„Ozdobą kaplicy jest wizerunek Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, który Ojciec Święty  koronował w 1999 roku.” – mówi ksiądz prałat Jakub Gil.

W bazylice Ofiarowania Najświętszej Marii Panny trwają modlitwy o zdrowie i siłę dla Pielgrzyma Tysiąclecia. Obraz kontemplacyjnego wyczekiwania psują niestety młodzi ludzie ze szkół średnich i gimnazjów, rozkrzyczani, hałaśliwi, nie zdający sobie sprawy, że są świadkami ważnego wydarzenia w historii kraju i świata.

O godzinie 11 w piątkowe przedpołudnie w Kościele Farnym w Wadowicach kapłani i wierni rozpoczynają odmawianie Koronki do Miłosierdzia Bożego. „Miłosierdzie i współczucie, szczere współczucie to możemy ofiarować Naszemu Ojcu w Rzymie.” – mówi ksiądz Jakub Gil.

 

AMERYKAŃSKIE MEDIA ZADZIWIONE POTĘGĄ MIŁOŚCI DO PAPIEŻA

 

Fot. Itto Ogami (CC A-S 3.0, Wikipedia)

 

Spacerują po tym papieskim mieście dziennikarze ze Stanów Zjednoczonych. Emilly Harris, reporterkę Public National Radio w Chicago, zadziwia oddanie Polaków dla Ojca Świętego, ich spontaniczność i wielka miłość i oddanie. To co dzieje się w sercach i duszach Polaków, na wieść o ciężkiej chorobie Jana Pawła II, jest dla niej prawdziwym fenomenem. Jej zdziwienie staje się jeszcze większe, kiedy z depesz agencyjnych i portali internetowych dowiaduje się, że cały świat, chrześcijanie, muzułmanie i wyznawcy religii mojżeszowej modlą się w intencji naszego Rodaka.

„ To niesamowite mówi z entuzjazmem jak to możliwe, że jeden człowiek wzbudza tyle pozytywnych uczuć i wielkich emocji!”

Emilly Harris i jej ekipa techniczna zamiast przygotowywać duży reportaż na temat roszczeń majątkowych obywateli Niemiec w stosunku do śląskich kamienic, skwerów i placów, przyjechała do Wadowic, aby na gorąco przekazywać za Atlantyk to co dzieje się w sercu papieskiej Ojczyzny.

Zdecydowana większość Amerykanów ma problemy z umiejscowieniem Polski na mapie świata, i powiedzeniem czegoś sensownego na temat naszego kraju. Dla mieszkańców USA synonimem Polski jest przede wszystkich charyzmatyczna postać pielgrzymującego papieża Jana Pawła II.

 

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO WADOWIC

 

Wielu pielgrzymów przyjechało do Wadowic z innych stron kraju. Najwięcej osób jest z Krakowa, Oświęcimia, Myślenic i Zakopanego.

Ważnym miejscem dla wiernych nauki apostolskiej Jana Pawła II jest dom przy ulicy Kościelnej 7. To tutaj 18 maja 1920 roku urodził się następca świętego Piotra. Przy wejściu do budynku granitowa tablica informuje o niezwykłości tego miejsca. Od kilkunastu lat dom rodzinny Wojtyłów służy jako papieskie muzeum prowadzone przez siostry zakonne.

Siostra Magdalena, kustoszka muzeum Rodziny Wojtyłów, jest już bardzo zmęczona, ale nie może pójść spać po nieprzespanej nocy spędzonej na żarliwej modlitwie o zdrowie dla Następcy Chrystusa. Przez cały czas muzeum tętni życiem, szczególnie teraz, gdy papież zbliża się do mrocznej zasłony śmierci.

Zdaniem sióstr – opiekunek inna niż zwykle panowała atmosfera w domu papieskim. Tylko w piątek odwiedziły miejsce dzieciństwa Karola Wojtyły m.in. wycieczki z Chorwacji, Austrii, Niemiec i Stanów Zjednoczonych.

„ Zwykle turyści – pielgrzymi są gwarni, czasem aż trzeba uciszać i prosić o skupienie. A dzisiaj cisza jak makiem zasiał, wszyscy poważni, bez uśmiechów” – komentowały siostry zakonne przypatrujące się tłumom pielgrzymów.

Siostra Magdalena, z zakonu nazaretanek, płacze. Przez łzy mówi:

„Możemy być wdzięczni Bogu, że dane było nam żyć w cieniu Naszego Ukochanego Papieża. Jednego jestem pewna – dodaje już żaden Polak w przyszłości nigdy nie zasiądzie na tronie Stolicy Piotrowej. Musimy jednak wiedzieć, że Ojciec Święty idzie do lepszej ojczyzny, tej niebieskiej. Wieczność czeka”.

 

JAN PAWEŁ II – WZÓR NIEDOŚCIGŁY

 

Jan Paweł II / Fot. joaoaugustof (domena publiczna), Pixabay

Na schodach bazyliki klęczą młode licealistki. Twarze skupione, oczy pełne bólu i łez. O 16.30. rozpoczyna się w bazylice papieskiej kolejna Msza święta w intencji zdrowia Jana Pawła II. Wielu uczestników ofiary eucharystycznej odmawia różaniec.

Dziennikarze wskazują na klęczącego w bocznej kaplicy młodzieńca, który od dobrych kilkunastu godzin nieprzerwanie w palcach przekłada paciorki z tajemnicami różańcowymi. Nie zgadza się na krótką rozmowę. Na pytanie – dlaczego tutaj jest? – pada zdecydowana odpowiedź:

„Papież jest moim duchowym  ojcem. Dzięki Niemu i różańcowi  stałem się lepszym człowiekiem”.

Zamyka oczy i powraca do modlitewnych rozmyślań.

W tłumie zasmuconych wiernych przed bazyliką nie brakuje osób ze słuchawkami na uszach, które z lękiem nasłuchują radiowych depesz z Watykanu. Najważniejszym przesłaniem modlitewnego czuwania wokół Ojca Świętego stają się słowa kardynała Franciszka Macharskiego

„W tych chwilach próby bądźmy myślami z Janem Pawłem II i bądźmy ze sobą”.

Te słowa znajdują swoje odzwierciedlenie w Wadowicach. Dla mieszkańców miasta Ojciec Święty jest domownikiem i członkiem wielkiej rodziny. Wszyscy wiedzą, że papież jest ciężko chory, że organizm 85 latka jest coraz słabszy a choroba nie ustępuje.

„Wielkie zafrasowanie i zmartwienie maluje się na każdej twarzy, ale – jak podkreśla prałat Jakub Gil nie ma histerii. Jest nadzieja i wieczna młodość w Chrystusie”.

 

SPRZECZNE INFORMACJE O STANIE ZDROWIA OJCA ŚWIĘTEGO

 

0koło 19.27 służby prasowe Watykanu wydały oświadczenie, że „papież jest umierający”. Na twarzach osób zgromadzonych w bazylice Ofiarowania i placu farnym maluje się niedowierzanie, rozpacz i niewypowiedziany smutek.           

„ A obiecał, że jeszcze przyjedzie do nas, do Wadowic, na kremówki”   szlocha starsza kobieta ściskająca kurczowo biało –żółtą chorągiewkę.

Starsi wadowiczanie są spokojni, ale pod fasadą opanowania widać grę wielkich emocji, gdzie miłość i zrozumienie dla tego co nieuniknione potyka się z krzykliwym buntem i złością.  Modlą się już o spokojną śmierć dla swojego Ojca, Najukochańszego Papy.

„ Na zawsze Jan Paweł II pozostanie w naszych sercach. Pamiętać go będziemy jako szczęśliwego staruszka, uśmiechającego się do nas z ojcowską miłością podczas ostatnich odwiedzin w Wadowicach. – padają głosy. Mówił o naszym mieście, szkole, ulicach, kremówkach i teatrze, który tak kochał. My zawsze będziemy kochać Jego. Jestem przekonany, że szybko powiększy grono świętych”.

 

NA SZAŃCU MODLITWY I SOLIDARNEGO CZUWANIA

 

O 20.00. trwa jeszcze w bazylice nabożeństwo różańcowe. W powietrzu wisi nieuchronność zdarzeń. Wszyscy zdają sobie sprawę, że stoją u progu sieroctwa. Uczucie to, zdaniem metropolity krakowskiego, towarzyszyć będzie całemu Kościołowi Powszechnemu.

W rękach wiernych pojawiają się płonące świece i małe znicze. Kobiety płaczą, mężczyźni zaciskając usta tępo patrzą w świątynną posadzkę. 20.28. wszyscy przekazują sobie nieoficjalną informację watykańskich służb medycznych, że czynności życiowe papieża ustały.

Rozpacz i niewypowiedziany żal opanował serca wszystkich. Kwadrans potem kolejna informacja, też nieoficjalna, ale dobra dla wszystkich rozkochanych w osobie Jana Pawła II : mózg papieża pracuje a Jego serce bije.

Mijają kolejne godziny a w Wadowicach nie pustoszeją kościoły. Tak jak przez cały dzień tak również wieczorem i w nocy odprawiane są msze święte. O 21.00. w wypełnionej po brzegi bazylice Ofiarowania Najświętszej Marii Panny wierni odmówili apel jasnogórski. Przez cały czas trwają żarliwe modlitwy o zdrowie Jana Pawła II, ojca współczesnego chrześcijaństwa.

W trakcie wieczornego kazania niezmordowany ksiądz Janusz Żmuda przypomniał zebranym w świątyni ten radosny dla nas, Polaków dzień 16 października 1978 roku, kiedy to nastał kolejny Piotr, kardynał Karol Wojtyła.

„Ty Jesteś Piotr, usłyszał arcybiskup krakowski Wojtyła, tyś jest opoką – powiedział mu Chrystus.rozpoczął kazanie ks. Żmuda. –  Człowiek jest tylko człowiekiem. Przychodzi na człowieka cierpienie, choroba. Przyjdzie pewnie też i śmierć. A my stajemy dziś przy Chrystusie, przy ołtarzu, aby powiedzieć: Ojcze Święty, jesteśmy przy Tobie. Jesteśmy razem z Tobą, tu w tym miejscu szczególnie. Tyle razy tu przyjeżdżałeś i zawsze mówiłeś: proszę was o modlitwę. Nie zapomnieliśmy. Chcemy być przy Tobie! Wadowice się modlą w Twojej intencji”.

Oczekiwanie na finał dobrego i pełnego poświęcenia życia Papieża – pielgrzyma udziela się wszystkim. Serca wiernych zebranych w wadowickiej bazylice Ofiarowania N.M.P. biją w rytm jednej modlitwy, właściwie prośby do Jezusa Miłosiernego:

„My dziś prosimy Ciebie : bądź wola Twoja. A jeśli taka będzie wola Twoja, Panie – zabierz Go. Ale jeśli zechcesz, to Go jeszcze zostaw, bo nam jest również potrzebny, jak woda, chleb, jak powietrze.”

Przez całą noc w bazylice trwało modlitewne czuwanie. Świątynia, w której Jan Paweł II przyjął chrzest, była wypełniona po brzegi. O godzinie 22.00. przez środek budowli przeszła procesja księży i ministrantów.  W dymie kadzideł, oparach stearyny ze świec wierni zaintonowali pieśń Zwycięzca śmierci, piekła i szatana.

 

SOBOTNIE MODLITEWNE CZUWANIE

Drugiego dnia solidarnego czuwania mieszkańcy Wadowic nie ustają w modlitwie w intencji Jana Pawła II. W sobotę kilka minut przed 5 rano  w bazylice  Ofiarowania N.M.P. zakończyło się całonocne czuwanie. Proboszcz parafii ksiądz prałat Jakub Gil odprawił mszę świętą połączoną z wystawieniem Najświętszego Sakramentu.

Z upływem czasu Bazylika Ofiarowania nie pustoszeje. Wręcz przeciwnie przychodzą kolejni wierni, nie tylko z Wadowic.
Przed wejściem do rodzinnego domu Jana Pawła II – tuż obok bazyliki – przez całą noc paliły się świece i znicze. Nie zabrakło wiązanek kwiatów. Przeważają tulipany i zwiastuny wiosny – żonkile.

Wielkie zainteresowanie dziennikarzy, którzy licznie zjechali do Wadowic jest ksiądz kanonik Jakub Gil. Poproszony o komentarz na temat kolejnego już biuletynu na temat stanu zdrowia Ojca Świętego odpowiada:

„Mieszkańcy Wadowic są przygotowani na śmierć Papieża. Nikt z nas tu obecnych i świadomych powagi sytuacji nie robi z tego żadnej tajemnicy, bo  sam Jan Paweł II nie robi z tego tajemnicy”.

Sobota późne popołudnie. W bazylice Ofiarowania cały czas modlą się tłumy ludzi. Praktycznie życie całych Wadowic kumuluje się w świątyni i na rynku, który nosi nazwę Plac Jana Pawła II.

 

POGODZENI Z TYM CO NIEUNIKNIONE

 

W zgodnej opinii kapłanów wadowickich, jak i burmistrza miasta Ewy Filipiak mieszkańcy miasta przyjmują wieści ze stolicy katolickiego świata – Watykanu-  w sposób „godny”. To co nieuniknione musi się stać, taka kolei rzeczy, albowiem rodząc się przybliżamy do chwili odejścia na poetycką „drugą stronę luster”.

Pomimo nadchodzących z Rzymu coraz bardziej niepokojących komunikatów o stanie zdrowia Ojca Świętego mieszkańcy miasta z całego serca modlą się. Nie brakuje łez, smutku i żalu, że ziemska wędrówka ich Ukochanego Krajana dobiega końca, ale z drugiej strony ostatnie wydarzenia wszyscy znoszą z wielką godnością i pogodą ducha.

Jan Paweł II umiera z godnością i poczuciem życiowego spełnienia, tak jako kapłan, ale i jako człowiek. Umieranie Ojca Świętego jest dla nas wszystkich wielkim przeżyciem, uczestniczeniem we współczesnej drodze krzyżowej Duchowego Przewodnika Chrześcijaństwa.

To przyczynek do tego, aby każdy z nas zrobił w skrytości serca i duszy oczyszczający rachunek sumienia. By stać się lepszym, by stać się godnym obcowania z ludźmi, którzy nas kochają i są blisko. Miłość to największe przykazanie, dlatego „…śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”.


 

Ciało Jana Pawła II, wystawione w Bazylice św. Piotra; w tle widać prezydentów USA: George’a W. Busha (z żoną Laurą), George’a H.W. Busha i Billa Clintona oraz sekretarz stanu Condoleezzę Rice i Andy’ego Carda. Fot. Eric Draper.

21.37. – 02.04.2005PAPIEŻ WRACA NA ZAWSZE DO DOMU

 


 

Na wieść o chwalebnej śmierci Jana Pawła II wierni, modlący się za jego zdrowie i spokój duszy, zebrani na placu jego imienia i w bazylice Ofiarowania N.M.P. zaczęli rozpaczliwie i przejmująco płakać. Oceany łez popłynęły z oczu wadowiczan. Prałat Jakub Gil rozpoczął odmawianie modlitwy „wieczny odpoczynek”. Przez ponad godzinę wszyscy żarliwie się modlili klęcząc.

Całe miasto wyległo na plac i farze a sama świątynia pękała w szwach. Biły dzwony, zawyły syreny, auta zatrzymały się. Przy ulicy Kościelnej 7 , przed rodzinnym domem Karola Wojtyły rósł z minuty na minutę kopiec kwiatów. Przybywało świec, zniczy i wiecznych ogni pamięci.

Pielgrzymi, których serca zmroziła ta przejmująca wieść o odejściu Naszego Papy, wkładali za kraty dziedzińca domu rodzinnego papieża kartki z napisami : „Jesteś (już) w domu”.

Na tych symbolicznych, pożegnalnych listach często drżące ręce rysowały serca i anioły. Siostry nazaretanki, opiekunki muzeum rodziny Wojtyłów, około północy zaczęły układać na dziedzińcu, tuż za kratą, wielki krzyż ze zniczy, świec i kwiatów, przyniesionych przez ludzi dla których papież Jan Paweł II był nadzieją, miłością i najczystszą wiarą.

W bazylice Ofiarowania cały czas trwają modlitwy. Wiernych i pogrążonych w bólu przybywa. Prałat Gil z ambony ogłasza:

„Cały czas będziemy się za Naszego Wielkiego Rodaka modlić, podczas mszy i wieczornych czuwań. Tak jak rodzina czuwa nad zmarłym, tak my jesteśmy rodziną Ojca Świętego, wielką wadowicką rodziną. – powiedział do wiernych z trudem powstrzymując łzy.

W oknach wadowickich domów i mieszkań pojawiają się portrety Jana Pawla II, opasane czarnymi wstążkami i bibułą w tym samym kolorze. Obok fotografii Papieża Tysiąclecia płoną świece i znicze. Kapłani ogłaszają, iż w niedzielę o 21.00. wszyscy w sposób duchowy, w tym miejscu, w Bazylice, jak jeden mąż staną przy Ojcu Świętym.

Mimo, że trwa noc burmistrz Ewa Filipiak wydaje polecenie, aby flagi na urzędach zawisły w połowie masztów i szturmówek ozdobione czarnym kolorem żałoby i rozpaczy.

Cieszę się, że moja ukochana Córeczka Julka, mimo, że ma dopiero dwa latka, będzie mogła powiedzieć swoim dzieciom i wnukom, iż

żyła w czasach, gdy na stolicy Piotrowej zasiadał nasz wielki rodak Polak, JAN PAWEŁ II, którego wyśnił nasz romantyczny wieszcz.

 

Warszawa – Kraków – Wadowice 1 – 3 kwietnia 2005

 

Tomasz Wybranowski

Współpraca : S. BARTCZAK

Za pomoc w realizacji reportażu podziękowania dla Emilly Harris i ekipy PUBLIC NATIONAL RADIO Chicago i Berlin.

Krzyżak: zarzuty wobec św. Jana Pawła II opierają się o pobieżną lekturę dokumentów, bez próby analizy

Jan Paweł II podczas pobytu w Brazylii I Fot. José Cruz/Abr, CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons

W źródłach nie doczytałem się tego, co chcieli wyczytać Ekke Overbeek i Marcin Gutowski – mówi dziennikarz „Rzeczpospolitej”.

Opowiadanie o tym, jak było naprawdę, zajmuje dużo więcej czasu niż kłamanie – podkreśla Tomasz Krzyżak.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Wstańcie, chodźmy! Marsz Papieski w Warszawie