Ukraiński żołnierz z frontu chersońskiego: Rosjanie rozstrzeliwują cywilów. Będziemy bronic tych ziem do końca

Chcemy żeby Europa i USA wspierały nas nie tylko słowami ale także humanitarnie. Liczyliśmy na większą pomoc – mówi żołnierz walczący o wolność Ukrainy.

My się znajdujemy na swojej ziemi. Tutaj dorastaliśmy. Nikt nie będzie mógł nas stąd wygonić. Na okupantów czeka tylko śmierć. Nie mamy innego wyjścia, nie ma innej opcji. Jesteśmy przygotowani na wszystko – mówi ukraiński żołnierz walczący na froncie chersońskim. Rosjanie dopuszczają się zbrodni wojennych.

 

Opuszczenie Chersonia to śmiertelne zagrożenie.

Walczący oczekują zdecydowanych działań ze strony wolnego świata. Ukraina liczyła na większe wsparcie.

B. szef ostrołęckiego UB: USA pomyliło się, zrzucając bombę atomową na Hiroszimę, powinni byli zrzucić ją na Ostrołękę

Jacek Karczewski opowiada o tworzonym Muzeum Żołnierzy Wyklęty w Ostrołęce. Samo miasto, jak i powiat były miejscem, które poniosło ogromny ciężar w walce z systemem komunistycznym.


Jacek Karczewski, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych, które powstaje w Ostrołęce. Inwestycja związana z odnowieniem historycznego budynku oraz dostosowaniem go do potrzeb muzealnych pochłonęła 28 milionów złotych:

Myślę, że efekt jest dobry. Budynek nie nie zakończył swojego żywota, będzie żył. Dalej warto przypomnieć fakt, że jest to obiekt, który został otwarty w 1903 roku. To jest ponad stuletnia historia, również osób uwięzionych w tym obiekcie z przyczyn politycznych. Ściany mury tego budynku na pewno kryją też niezwykle tragiczne historie.

Powodem, z którego to właśnie w Ostrołęce powstaje takie muzeum, jest fakt, że jest to miejsce, które poniosło ogromny ciężar w walce z systemem komunistycznym:

Region Ostrołęcki przez wielu historyków jest jednym z takich miejsc, gdzie te walki z systemem komunistycznym były niezwykle intensywne. Jest to również ofiara złożona przez mieszkańców, ludzi zaangażowanych w tę walkę. Poprzez to muzeum chcemy oddać hołd tym wszystkim miasteczkom, które zebrały się do tej walki.

Jak dodaje dyrektor, na terenie powiatu ostrołęckiego ostatni żołnierze zginęli 11 Listopada 1953 roku. Z kolei przez pierwsze powojenne lata komuniści właściwie nie byli w stanie normalnie funkcjonować, zarówno w mieście, jak i poza nim:

Może warto to podkreślić, cytując słowa szefa Ostrołęckiego UB z 46 roku, które dziś może brzmią troszeczkę groteskowo, ale ja zawsze przypominam o tym, że w jednym z raportów kierowanych do Warszawy stwierdził, że „amerykanie pomylili się, zrzucając bombę atomową na Hiroszimę, bo powinni byli zrzucić ją na Ostrołękę.” to chyba pokazuje skalę i obraz tego, co tu się działo – dodaje Jacek Karczewski.

Jak wynika ze źródeł IPN-u, na terenie Ostrołęckim, tylko w latach 45-47, w podziemiu działało co najmniej 3500 ludzi. Spośród osób zidentyfikowanych na łączce, 10% stanowią ludzie walczący właśnie w tym obszarze:

Skala jest po prostu ogromna i myślę, że w ten sposób warto oddać hołd, ale też warto, żeby ta historia przetrwała, żeby taka placówka, jak to powstające muzeum mogło przede wszystkim utrwalać tę historię, zbierać wszystkie informacje przekazywać i zachować je następnym pokoleniom.

A.M.K.

Bobołowicz: Tynne to polskie Termopile. Polscy żołnierze przez 4 dni bohatersko walczyli tutaj z Armią Czerwoną

Na miejscu nie znajduje się żadna informacja o toczących się tam walkach i śmierci polskich żołnierzy. Sowiecka propaganda wmówiła mieszkańcom, że Polacy walczyli tu z Niemcami.


Paweł Bobołowicz podsumowuje swój pierwszy tydzień zwiedzania Polesia w ramach korespondencji Ukraińskiego zwiadu WNET. Przez pierwsze przejechane 1000 kilometrów, korespondent Radia WNET odwiedził m.in. Somine, Łuków-Maciejów, Włodzimierz, Kowel, Kamień Koszysrki, Lublieszów, oraz okolice Tynnego.

Dzisiaj Paweł Bobołowicz  jest w Korosteniu. Jest to 63 tysięczna miejscowość, położone nad rzeką Uż – jest to prawy dopływ Prypeci:

W mieście, w granitowej skale (18 metrów granitu i 20 metrów ziemi) znajdował się zapasowy punkt dowodzenia Armią Czerwoną, z 30 pokojami, wśród których znajdował się również gabinet, który był przygotowany dla samego Stalina. Przed II wojną światową Korosteń lezął po sowieckiej stronie granicy, a do Polski było stąd 60 km.

Po drodze do Korostenia, na parkingu pod Manewiczami nasz korespondent spotkał grupę motocyklistów z Polski, z którymi udało mu się przeprowadzić spontaniczny wywiad. Dowiedzieliśmy się z niego, że napotkani motocykliści od 10 lat pędzą jednośladami przez głównie białoruskie i ukraińskie bezdroża. Uwielbiają również jeździć dzikimi szosami. W rozmowie z Bobołowiczem mówią, że nie ma żadnych napięć między Ukraińcami a Polakami. Nasi sąsiedzi miło ich witają i pozdrawiają.

Następnie Paweł Bobołowicz pojechał zwiedzić Bunkry Korpusu Ochrony Pogranicza w Tynnem. To tam stoczył heroiczną walkę ppor. Jan Bołbott, broniąc Polskiej granicy na rzece Słucz, przed sowieckim agresorem. Sama bitwa nazywana jest Polskimi Termopilami:

Od 17 września 1939, po agresji ZSRR na Polskę, przez cztery dni walczył z Armią Czerwoną. Zginął 20 września 1939 w wysadzonym bunkrze w okolicach wsi Tynne. Bołbott do samego końca miał z bunkra kontakt radiowy z dowództwem. I przed śmiercią, w chwili ostatecznego natarcia, powiedział „przekażcie mojej żonie, że myśląc Ojczyzna, myślałem także o Niej”.

Na miejscu nie znajduje się żadna informacja o toczących się tam walkach i śmierci polskich żołnierzy. Historii nie znają też okoliczni mieszkańcy, którzy uważają, że bunkry były bombardowane przez Niemców. Jest to kłamstwo historyczne, które jak zauważa Bobołowicz — było upowszechniane przez Sowietów na tych terenach. Polacy z Niemcami w tym miejscu nie walczyli:

Ta pamięć nie obudzi się i nie będzie zgodna z faktami historycznymi, jeśli tu nie pojawi się upamiętnienie tych wydarzeń. Powinny znajdować się tu informacje o walkach Polaków z Bolszewikami. To miejsce trzeba zobaczyc i upamiętnić, pamiętając o bohaterkich Polakach walczących po 17 września z sowietami.

Więcej zdjęć z tego niezwykłego miejsca znajdą państwo na profilu Pawła Bobołowicza:

#ukrainskizwiadwnet

P.B. / K.T. / A.M.K.

Kordian Kolbiarz: Nasze 500+ zaczęło działać kilka miesięcy wcześniej niż rządowe [WIDEO]

Dobra praca, tanie mieszkania i wsparcie dla rodzin – to główne cele, jakie stawia przed sobą burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz.

Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy, mówi o życiu w mieście oraz postępujących inwestycjach.

Od 5 lat naszym hasłem przewodnim jest hasło „Nysa to ludzie”. Wsłuchujemy się w to, czego potrzebują mieszkańcy.

Burmistrz Nysy skupił się na trzech ważnych elementach, które mają poprawić jakość życia w tym mieście, a dokładnie na dobrej pracy, wsparciu rodzin i tanich mieszkaniach. Gość Poranka chwali się również, że lokalne świadczenie 500+, zaczęto realizować kilka miesięcy wcześniej, niż zrobił to rząd polski. Jak podkreśla Kordian Kolbiarz, mieszkańcy Nysy chcą żyć w dobrym mieście, które jest przyjazne dla ludzi, a zwłaszcza dla rodzin:

Konsekwentnie od kilku lat to realizujemy. Obecnie jesteśmy w trakcie kilku ogromnych inwestycji.

Aktualnie trwa duży remont Śródmieścia Nysy, w planach jest również budowa mieszkań dla rodzin, a także realizowane są prywatne inwestycje komercyjne, które do tej pory nie miały szansy by zaistnieć.

Jak dodaje gość Poranka, coraz więcej osób decyduje się mieszkać w Nysie. Ponadto władze miasta starają się zachęcić dawnych mieszkańców do powrotu na te tereny:

Miasto się otowrzyło i to widać, dlatego nasz główny cel to budowa mieszkań.

Kordian Kolbiarz podkreśla również, że stawia on na rodziny, których zalążkiem jest dla niego małżeństwo. Jak sam przyznaje, walka o rodzinę jest naprawdę trudna:

Małżeństwa są dyskryminowane na tle ekonomicznym, podatkowym, ale trzymamy się dzielnie tej naszej reduty.

Burmistrz miasta zaznacza także, że Nysa stawia na elektromobilność, a dokładnie na elektryczny transport publiczny. Miasto zakupiło już dwa pierwsze autobusy tego typu, a w planach ma kolejne:

Wciąż powoli idziemy do celu.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K./M.K.

Ks. prof. Dariusz Oko: Genderyzm – musimy obronić się przed tym neobolszewizmem z Brukseli

Dziś, gdy ktoś skrytykuje genderyzm, zarzuca mu się, że jest chuliganem, faszystą i nazistą. To właśnie jest metoda komunistów.

Ksiądz prof. Dariusz Oko wypowiada się na temat przejawów agresji wobec uczestników marszu równości w Białymstoku. Jak podkreśla, Kościół zajął już jasne stanowisko przeciwko przemocy:

Kościół oczywiście potępia wszystkie akty chuligaństwa.

Musimy jednak pamiętać, że wszystkie akcje organizowane przez genderystów to pewnego rodzaju prowokacja. Sam Janusz Palikot zachęca do uczestnictwa w marszach, a nawet namawia do stania się ofiarą przemocy.

Profesor Oko studiuje „genderyzm” od 15 lat. Jak sam zaznacza, dostrzega wiele podobieństw w tej ideologii do ideologii komunizmu. Co więcej, ci sami ludzie, którzy organizowali pochody 1-majowe, organizują marsze równości  i są ich  wielkimi zwolennikami.

Chodzi o to, by sprowokować chuligańskie zachowanie, a potem zarzucić, że każdy, kto powie słowo przeciwko genderyzmowi, to faszysta i nazista.

W podobny sposób działali właśnie bolszewicy w Polsce. Tym, którzy krytykowali komunizm, zarzucali, że są hitlerowcami i skazywali ich na śmierć.

Genderyści chcą w ten sposób uniemożliwić mówienie prawdy o tym czym jest „homoideologia”.

W dzisiejszych czasach, szczególnie młodzi ludzie ulegają wpływom tych środowisk. Często wynika to z braku doświadczenia życiowego młodzieży.

Młodzi ludzie są bardziej podatni na malipulacje.

Jak zaznacza ksiądz, w czasie, gdy Europa Zachodnia popełnia „zbiorowe samobójstwo”, Europa Wschodnia, a szczególnie Polska ma duże szanse, by obronić się przed tą ideologią.

Jeśli udało się obronić przed bolszewizmem z Moskwy, tak też możemy obronić się przed neobolszewizmem z Brukseli. Bóg i Maryja są po naszej stronie.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.