Olga Tokarczuk o sytuacji na Białorusi, strefach wolnych od LGBT i aborcji w Polsce. Internauci odsyłają książki

W wywiadzie dla „Corriere della Sera” Olga Tokarczuk wypowiedziała się o bieżących wydarzeniach na Białorusi, a także o sytuacji kobiet i społeczności LGBT w Polsce. Jest odpowiedź internautów.

W rozmowie dla włoskiego „Corriere della Sera”, zatytułowanej „Białoruś jak Polska: Płaci za powolność Europy”, polska noblistka skomentowała trwający na Białorusi konflikt. W pierwszej kolejności zaznaczyła, że bardzo przeżywa sytuację wschodnich sąsiadów. Stwierdziła też, że międzynarodowa społeczność podjęła zbyt mało działań wspierających białoruskich opozycjonistów, ale to nie wszystko. W wywiadzie Olga Tokarczuk komentowała również sytuację społeczności LGBT w Polsce. Zdaniem noblistki:

Zbyt mało działań jest podejmowanych również wobec Polski. W naszym kraju ataki na środowiska LGBT wymykają się spod kontroli. Niektóre gminy mogą ogłosić się „Strefami Wolnymi od LGBT”. Jest to sprzeczne z duchem UE. Ale przede wszystkim przeciwko prawu cywilnemu – przekazała „Corriere della Sera” Tokarczuk.

Olga Tokarczuk wspomniała również, że prawo aborcyjne w Polsce jest barbarzyńskie, a pandemia koronawirusa przyczynia się do wsparcia „reżimów takich jak w Polsce czy na Białorusi”, ponieważ „społeczeństwo, które się obawia, łatwiej podporządkowuje się nakazom i zakazom”.

Słowa polskiej noblistki głęboko poruszyły część polskich internautów, którzy natychmiast w licznych komentarzach zaczęli krytykować wypowiedź Tokarczuk.

W tych okolicznościach narodziła się akcja #OdeslijOldzeKsiazke. Inicjatywa internautów zyskała już szeroki rozgłos w sieci i doczekała się upamiętnienia w postaci licznych memów.

W odpowiedzi na akcję #OdeslijOldzeKsiaze pisarka ogłosiła, że odesłane książki zostaną zlicytowane na aukcji charytatywnej na rzecz organizacji walczących o prawa osób LGBT+:

Drodzy Państwo! W związku z licznymi pytaniami dotyczącymi akcji odsyłania książek, a także możliwości skorzystania z nich w zamian za wpłatę na rzecz Fundacji Olgi Tokarczuk informujemy, iż wszystkie nadesłane do nas egzemplarze przekażemy w ramach wsparcia na aukcję charytatywną na rzecz organizacji walczących o prawa osób LGBT+ – napisała w mediach społecznościowych Olga Tokarczuk.

Źródło: Ofeminin.pl

N.N.

Cichanouska odpowiada Terleckiemu: Teraz nie walczycie przeciwko sobie. Białoruś jednoczy w tym wyjątkowym momencie

„Jeżeli Cichanouska chce reklamować antydemokratyczną opozycję w Polsce i występować na mityngu Trzaskowskiego, to niech szuka pomocy w Moskwie” – napisał na Twitterze Ryszard Terlecki. Co było dalej?

Swiatłana Cichanouska będzie gościć na wydarzeniu organizowanym przez prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego – Campus Polska. Między sierpniem a wrześniem, przez tydzień, tysiąc młodych osób weźmie udział w warsztatach, debatach, koncertach, spektaklach teatralnych, zajęciach sportowych i panelach edukacyjnych. Campus Polska Przyszłości odbędzie się w miasteczku akademickim Kortowo nieopodal Olsztyna. Udział Cichanouskiej w wydarzeniu zdecydował się skomentować w piątek 4 czerwca na swoim Twitterze Ryszard Terlecki:

Jeżeli Cichanouska chce reklamować antydemokratyczną opozycję w Polsce i występować na mityngu Trzaskowskiego, to niech szuka pomocy w Moskwie, a my popierajmy taką białoruską opozycję, która nie staje po stronie naszych przeciwników – pisał Ryszard Terlecki.

Słowa posła PiS wywołały wrzenie w Internecie. Spotkały się także z krytyką niektórych polityków, m.in. posła PO, Sławomira Nitrasa:

Politycznie niegodny sprawowania funkcji Marszałka Sejmu. A po ludzku podły – komentował Sławomir Nitras.

Z kolei wicepremier Jarosław Gowin skupił się na genezie kontrowersyjnej wypowiedzi. Zdaniem wicepremiera, ktoś włamał się na konto na Twitterze Ryszarda Terleckiego:

Jestem przekonany, że doszło do jakiegoś włamania, bo nie wyobrażam sobie, żeby spod jego palców mógł wyjść taki wpis. Każdy polityk zagraniczny ma prawo spotykać się z politykami, jakimi chce. Rafał Trzaskowski nie jest przedstawicielem antydemokratycznej opozycji, jest wybrany zgodnie z prawem – mówił na antenie TVN24 Jarosław Gowin.

W sprawę kontrowersyjnego wpisu włączył się również szef KPRM, Michał Dworczyk, który stanął pośrednio po stronie Ryszarda Terleckiego:

Nie wiem jakie były intencje Rafała Trzaskowskiego, ale niezależnie od nich mieszanie przedstawicieli opozycji białoruskiej do wewnętrznego polskiego sporu politycznego jest nieetyczne. Przede wszystkim wobec tych ludzi, którzy walczą o wolność. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca – zaznaczył szef Kancelarii Premiera.

Wreszcie, do słów Ryszarda Terleckiego postanowiła ustosunkować się sama bohaterka wpisu, Swiatłana Cichanouska. Na antenie TVN24 stwierdziła:

Teraz nie walczycie przeciwko sobie, tylko za Białorusinów. Nie wydaje mi się, byśmy musieli być w centrum sporu. Na Białorusi pojawia się pytanie, dlaczego mielibyśmy być. To bardzo dziwny tweet. (…) Nie sądzę, że to w porządku wobec sytuacji, w której są Białorusini. Jest porozumienie pomiędzy wszystkimi partiami politycznymi. Białoruś jednoczy w tym wyjątkowym momencie – mówiła liderka białoruskiej opozycji.

Wreszcie, po kilku godzinach od publikacji wpisu, własną wypowiedź skomentował Ryszard Terlecki, który w poście na Facebooku podtrzymał swoje słowa:

Oburzonym moim tt wyjaśniam, że w czasie gdy polski rząd upomina się w Europie o wsparcie dla wolnej Białorusi, walczy o prawa polskiej mniejszości, finansuje niezależną telewizję, udziela białoruskim działaczom różnorodnej pomocy, pani Cichanouska zgadza się brać udział w mityngu opozycji, która w Polsce nie uznaje wyniku demokratycznych wyborów, kwestionuje legalność państwowych instytucji i wspiera łamiących prawo sędziów. W dodatku pani Cichanouska ma tam występować razem z liderem opozycji wobec rządu Viktora Orbana. Gratuluję pomysłu. Co innego spotykać się z kim tylko ma ochotę, a co innego brać udział w werbunku antyrządowych kadr. Oto jak łatwo stracić sympatię większości Polaków.

N.N.

Źródło: media/Twitter/Facebook

Olga Zubrzycka: Jedno szkolenie w Anglii otworzyło mi oczy odnośnie piwa beczkowego. To było zupełnie inne niż sejsmika

W najnowszej audycji „Studia Dublin” naukowiec i browarmistrzyni, Olga Zubrzycka opowiada o swoich pasjach związanych z sejsmiką, ropą naftową, a także z browarnictwem.

Olga Zubrzycka to absolutnie niezwykła kobieta w renesansowym ujęciu. – przedstawił swojego gościa w „Studiu Dublin” Tomasz Wybranowski.

 

Olga Zubrzycka (na fotografii) jest mistrzynią browarnictwa i bimbrownikiem.

Olga jest także sędzią podczas konkursów piwnych i złotą medalistką. Złoto wywalczył jej limonkowy stout dla mikrobrowaru we wschodniej części Londynu. Ale nie zwalnia ona nawet na chwilę tempa! Właśnie teraz otwiera swój biznes w Polsce. 

W piątkowym programie „Studio Dublin”, zanim Tomasz Wybranowski przepytał Olgę o początki jej przygód związanych z bimbrownictwem i warzeniem piwa, to  najpierw odpowiedziała na pytania o początki swojej pasji do poszukiwania ropy naftowej i sejsmiki:

To było w czasie  moich studiów z fizyki w Krakowie na AGH. (…) Mieliśmy na uczelni krótkie panele odnośnie specjalizacji, jaką geofizykę mogliśmy wybrać. I na prezentacji dotyczącej sejsmiki zobaczyłam statki badawcze, helikoptery, podróżowanie. Jako osoba, która potrzebuje adrenaliny od razu zakochałam się w sejsmice.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Olgą Zubrzycką, kobietą wielu talentów:

 

Rozmówczyni Tomasza Wybranowskiego mówi o swojej działalności zawodowej związanej z sejsmiką. Olga Zubrzycka rozwija m.in. temat przetwarzania danych na statkach badawczych:

Na statkach badawczych współpracowałam ze wszystkimi departamentami np. nawigacja, zbieranie danych, źródło akustyczne. Ja byłam tą osobą, która zbiera to wszystko w całość, przetwarza te dane, sprawdza czy są one prawidłowe i byłam ostatnią linią, która nagrywa te dane i wysyła na ląd. Najczęściej do Houston.

Olga Zubrzycka przybliża również słuchaczom jak za pomocą sejsmiki można odnaleźć złoża ropy naftowej:

Przetwarza się sygnały. Wszystko odnosi się do czasu podróży fali akustycznej. Jest ona inna przez medium wody, piaski, skały metamorficzne (…). Wobec tego, ta różnica czasu w przebiegu fali akustycznej kreuje nam obraz 3D. Można by ten kawałek naszej ziemi porównać do czekoladowego tortu z wisienkami w środku. Cała nasza analiza polega na tym, żeby tak kroić ten tort Ziemi by, pośród tych wszystkich warstw znaleźć wisienkę, którą jest depozytem ropy naftowej.

W dalszej części rozmowy Olga Zubrzycka rozwija temat swoich pasji związanych z browarnictwem. Browarmistrzyni i sędzia piwny opowiada o początkach nietypowej kariery:

Wszystko zaczęło się gdy w geofizyce byłam już kilkanaście lat. To co było dla mnie najtrudniejsze to brak matki natury. Było mi ciężko z tym, że jedyną dostrzegalną naokoło siebie zieloną rzeczą to kawałek sałaty na moim talerzu. (…) Tęskniłam za naturą i stwierdziłam, że to jest moment by się przekwalifikować.

Rozmówczyni Tomasza Wybranowskiego opowiada o swoich doświadczeniach z różnymi alkoholami, a także o czasie spędzonym w szkole browarniczej. Olga Zubrzycka podkreśla uczucie niesamowitości, jakie wywołało w niej stworzenie od początku aż po finał swojej pierwszej, własnej i niepowtarzalnej butelki piwa:

W czasie moich zawodowych podróży po całym świecie pijałam najbardziej egzotyczne. Zachwycałam się i likierami i aperitivami i piwem. Jednak dopiero jedno szkolenie w Anglii otworzyło mi oczy odnośnie piwa beczkowego, piwa żywego. (…) Piwo zafascynowało mnie na tyle, że poszłam do szkoły browarniczej. Tam, kiedy po raz pierwszy stworzyłam własną recepturę piwa, zabutelkowałam je, rozdałam znajomym i dotknęłam tej butelki. To było zupełnie co innego niż sejsmika.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy tutaj:

opracowała: Nina Nowakowska

współpraca: T. Wybranowski

Tutaj rozmowa z Olgą Zubrzycką z Alexem Sławińskim (Studio Londyn):

dr Jarosław Płachecki: Niedługo będziemy świętować 30-lecie Ambasady RP w Dublinie

Gościem nowej audycji „Studia Dublin” jest dziekan Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie, dr Jarosław Płachecki, który mówi m.in. o historii polsko-irlandzkich stosunków dyplomatycznych.

Dr Jarosław Płachecki w rozmowie z redaktorem Tomaszem Wybranowskim w „Studiu Dublin” powrócił do tematu swojej nowej książki „Dom Polski w Dublinie. Ilustrowana kronika”. Były prezes stowarzyszenia Irish Polish Society na antenie Radia WNET zapowiedział, że polsko-irlandzkich publikacji poświęconych historii wspólnych stosunków dyplomatycznych będzie znacznie więcej:

Przygotowujemy wraz z zespołem redakcyjnym już dwunastą, większą polonijną publikację. (…) Na 30-lecie ambasady i uczczenie rozwoju polsko-irlandzkich stosunków dyplomatycznych przygotowujemy 60-stronnicową książeczkę, na wzór „Domu Polski w Dublinie”. Ma się ukazać już jesienią tego roku.

Tutaj do wysłuchania cała rozmowa z doktorem Jarosławem Płacheckim:

 

Hanna Dowling, były prezes Irish-Polish Society J. Płachecki i wspominana w wywiadzie „Trybuna Ludu” wydana w dniu wizyty Jana Pawła II w Warszawie, w 1979 roku | Fot. archiwum H. Dowling

Dr Jarosław Płachecki opisuje jak będzie wyglądać nowa pozycja wydana przez Irish Polish Society. Jak podkreśla rozmówca Tomasza Wybranowskiego, w tej książce nie zabraknie wartościowych ilustracji:

Będzie to ilustrowany album ukazujący rozwój stosunków polsko-irlandzkich. Za chwile będziemy świętować 100 lat tych relacji. Dokładnie 80 lat relacji dyplomatycznych i 30 lat istnienia polskiej ambasady. Także jest co świętować. – komentuje dr Jarosław Płachecki.

Kronika poświęcona Domowi Polskiemu w Dublinie i cieszące się już uznaną estymą, także naukową kolejne „The Irish Polish Society Yearbook” to nie jedyne pole wydawniczej działalności członków stowarzyszenia i osób związanych z doktorem Jarosławem Płacheckim.

W planach jest również edycja i wydanie cyklu wywiadów z szefami polskiej ambasady Irlandii:

Będziemy również przygotowywać cykl wywiadów z ambasadorami, także pojawi się m.in. rozmowa z obecną ambasadorką, Anną Sochańską – zapowiada dr Jarosław Płachecki.

Gość „Studia Dublin” odniósł się również do tematu powrotu do edukacji stacjonarnej w Staropolskiej Szkole Wyższej w Dublinie, naszej polskiej naukowej chlubie na irlandzkiej ziemi.

Jak wskazuje dziekan uczelni dr Jarosław Płachecki, wyczekiwany powrót jest zależny od sytuacji epidemicznej oraz decyzji rządu:

Wszystko będzie zależne od tego czy rząd zezwoli na spotkania twarzą w twarz. W tej chwili, od dwóch lat system nauczania został zmieniony na system hybrydowy, studenci uczą się online – podkreśla dr Jarosław Płachecki.

Rozmówca Tomasza Wybranowskiego opowiada o przebiegu edukacji zdalnej w ciągu blisko dwóch lat trwania pandemii. Zdaniem dra Jarosława Płacheckiego, mimo zalet systemu online, nie zastąpi on tradycyjnych form nauczania:

Przyzwyczailiśmy się do systemu online, lecz czas się odzwyczajać. Nic nie zastąpi kontaktu międzyludzkiego. Uczymy się zarówno tego, co się mówi, w jaki sposób się mówi, ale i w jaki sposób się zachowujemy. Ten realny kontakt jest bardziej potrzebny niż online, ale nim także będziemy się posiłkować.

Co więcej, dr Jarosław Płachecki zdradza informację o otwierającym się w tym roku nowym kierunku studiów w Staropolskiej Szkole Wyższej w Dublinie. Zdanie dziekana uczelni, to dobry kierunek dla młodych interesujących się karierą w menagemencie:

Od tego października będziemy ruszać z nowym kierunku. To będzie nadal ekonomia, ale ze specjalizacją zarządzania. (…) To będzie dobra oferta dla studentów, którzy myślą o własnej firmie albo o karierze zawodowego menedżera czy to w Irlandii czy w Polsce.

opracowanie: Nina Nowakowska

Wiech o duńskiej blokadzie Baltic Pipe: taka sytuacja może rzutować na harmonogram realizacji

Jakub Wiech mówił na antenie Radia WNET o skutkach cofnięcia przez Duńską Komisję Odwoławczą ds. Środowiska i Żywności pozwolenia środowiskowego dla rurociągu Baltic Pipe.


Jakub Wiech o cofnięciu pozwolenia środowiskowe przez duńską Komisję Odwoławczą ds. Środowiska i Żywności dla rurociągu Baltic Pipe, którym ma płynąć gaz z Norwegii przez Danię do Polski. Poskutkowało to wstrzymaniem budowy rurociągu.  Ta nieoczekiwana sytuacja może rzutować na budowę inwestycji – na razie nie wiadomo w jak dużym stopniu.

Przyczyną decyzji duńskiego urzędu jest próba przeprowadzenia dodatkowych badań, wedle których będzie można ocenić, czy inwestycja może zniszczyć lub uszkodzić tereny rozrodu lub odpoczynku niektórych gatunków myszy i nietoperzy występujących na obszarze lądowej części planowanego gazociągu.

Jak zauważa wstrzymanie realizacji inwestycji jest wyjątkowo niekorzystne z polskiego punktu widzenia.

Komentatorzy zauważają, że zgoda na budowę tego odcinka została wydana w 2019 r., więc taka decyzja może dziwić.

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.N.

Kto komuś imputuje ciemnotę, musiał sam poznać dobrze jej barwę / Zygmunt Zieliński, „Kurier WNET” 84/2021

Państwo jest po to, by każdemu obywatelowi zapewnić odpowiednie dla niego bytowanie, czego nie może naruszać wolność traktowana jako swawola jednostki uzurpującej sobie prawo szkodzenia innym.

Zygmunt Zieliński

Przywilej czy należność?

Od rewolucji francuskiej 1789 r. problem religii w strukturach społecznych, rozumianych zwłaszcza jako państwo, zasady jego funkcjonowania, jego stosunek do obywateli i ich z kolei wpływ na sprawowanie władzy, zajmuje nie tylko umysły teoretyków tych dziedzin, ale także zwykłego zjadacza chleba. Inna rzecz, że ten ostatni, którego problem sumienia dotyczy bezpośrednio, w tych sprawach nie ma nic do powiedzenia albo niewiele.

Rewolucja francuska stanowi granicę oddzielającą społeczeństwo średniowieczne od – nazwijmy to mniej ściśle, ale umownie – nowoczesnego. Władza z Bożej łaski ustępuje władzy z woli ludu. W obu przypadkach mamy do czynienia z mistyfikacją. Monarcha nie mógł sobie rościć pretensji do posiadania swej władzy z woli Stwórcy. Nadużywając jej, co w monarchiach absolutnych było wręcz regułą, i powołując się na mandat boski, podkopywał nie tylko swój autorytet, ale także powagę Boga i dyktowanych przez religię zasad życia.

Mistyfikacją było również twierdzenie, że źródłem władzy jest lud. Jedno się jako skutek rewolucji zgadzało. Tam, gdzie ona się umocniła, a także gdzie zasady rewolucyjne, przerobione przez Napoleona, zostały narzucone państwom i ludom, jednostka mogła nazwać siebie obywatelem. Na ile wolnym i uwłaszczonym, to inna sprawa. A jeszcze inna, na ile głos jego liczył się na forum politycznym.

W dziedzinie ideologicznej obserwujemy rozerwanie więzi tronu z ołtarzem. Tu także decydował pragmatyzm i oportunizm. Jeśli, nie licząc krótkiego czasu Restauracji, władca – Napoleon w pierwszym rzędzie – czynił w stosunku do religii gesty pojednawcze, to zawsze dawał do zrozumienia, iż to, co daje, jest przywilejem.

W miarę jak idee rewolucyjne stawały się uciążliwym dziedzictwem dla wybijającej się na widownię życia publicznego burżuazji, pojawiał się trend wprowadzania demokracji jako czynnika regulującego porządek w państwie i stwarzającej bardziej wiarygodny gest w kierunku tzw. stanu trzeciego.

W istocie demokracja była zasłoną dla władzy sprawowanej przez rozmaite korporacje i grupy interesów.

Kościół, który, mając ustrój monarchiczny, z natury rzeczy w monarchiach – nawet tych szafujących cezaropapizmem, jak np. monarchia habsburska, zwłaszcza w dobie józefińskiej – czuł się dobrze, a w dodatku korzystał z ważnych przywilejów w wielu państwach protestanckich, utrzymujących dłużej niż państwa katolickie charakter wyznaniowy, do czasu napotykał na wrogość jedynie ze strony demokratów. Wyjątek stanowiła Ameryka Północna, gdzie pod względem wyznaniowym panował parytet.

Zdecydowany zwrot na niekorzyść religii w systemie państwowym dokonał się wskutek rewolucji w Rosji po I wojnie światowej. Tutaj zjawił się ateizm wojujący, a rozdział państwa od Kościoła polegał na pełnej ingerencji państwa w sprawy kościelne przy całkowitym obezwładnieniu Kościoła i postępującej eksterminacji duchowieństwa, ewentualnie wprzęganiu jednostek w system państwa ateistycznego.

W wielu państwach oddzielonych od Sowietów tzw. kodonem sanitarnym społeczeństwa w swej masie były katolickie, nawet we Francji, gdzie w 1905 r. liberalna burżuazja doprowadziła do pełnej laicyzacji państwa i poddała Kościół niszczącej go materialnie kurateli rządu, w dodatku totalnie go wywłaszczając. W społecznościach większości państw religia cieszyła się swobodą wypracowaną przez liczne wówczas konkordaty. Jednak religijność często była sformalizowana. Zwłaszcza tzw. sfera akademicka – pojęcie dość szeroko rozumiane – i partie socjaldemokratyczne były albo Kościołowi wrogie, albo religijnie totalnie indyferentne. To była spuścizna Oświecenia, a jeszcze bardziej pozytywizmu. Walnie przyczyniała się do tego sformalizowana indoktrynacja kościelna. Oznaki pewnej poprawy w tym względzie dały o sobie znać po I wojnie światowej, podobnie zresztą jak po II wojnie światowej religijność, a konkretnie praktyki religijne, doznały znacznego ożywienia.

Zupełnie specyficzna sytuacja w dziedzinie religijności nastała w bloku sowieckim po II wojnie światowej. Większość państw tegoż bloku poszła śladem ZSRR w kierunku państwa ateistycznego, przy czym ateizm, względnie poniechanie praktyk religijnych, były wymogiem warunkującym karierę życiową obywateli. Można więc mówić o odejściu od Kościoła w wyniku stawianego przez państwo wymogu. Jednak na dłuższą metę religijność indywidualna zamierała lub pozostawała w głęboko ukrywanej prywatności. Ten proces utrwalał się i po upadku państw komunistycznych obojętność religijna nabrała tu i ówdzie cech stałości.

Polska była jedynym krajem, gdzie reżim nie zdołał narzucić ateizacji masowej, natomiast spowodował, że duża cześć społeczeństwa prowadziła albo podwójne życie, gdy chodzi o praktyki religijne, albo rezygnowała z nich w ogóle, nie zdradzając jednak wrogości wobec religii i Kościoła.

Jedynie aktyw partyjny, ten z wyższej półki, był w stosunku do Kościoła, a jeszcze bardziej ludzi Kościoła, autentycznie wrogi. Tutaj chodziło o to, jak głęboko sięgała ateizacja i o kojarzenie Kościoła – często nie bez racji – z rządem dusz, w pojęciu tych środowisk należnym wyłącznie warstwie rządzącej.

W komunizmie panowała jednak swoista pruderia. Znamy to z filmów sowieckich, gdzie pocałunek to już była prawie rozpusta. W życiu było tam wręcz odwrotnie. Używano sobie, tyle że bez szumu. Kościół zwalczano, przeciwstawiając mu tzw. światopogląd naukowy. Słabo to szło, bo często prelegenci nie bardzo wiedzieli, na czym on polega. Jednak, co trzeba przyznać, nie dopuszczano do profanacji, a jeśli chodzi o uczucia religijne – dość skrupulatnie dbano, by ich manifestacyjnie nie obrażać. Wszystko to nie z powodu szacunku dla religii, ale na potwierdzenie praworządności socjalistycznej. Ta wrażliwość wobec kultu i Kościoła nie sprawdzała się w ZSRR, gdzie dechrystianizacja miała także swą postać fizycznej anihilacji, a wiarę porzucano niejako z nakazu władzy.

Po roku 1989 w tej materii zmieniło się wiele i nadal się zmienia, W pewnych kołach wyczuwa się chęć powrotu do praktyki komunistów wobec Kościoła.

Tym razem atak idzie szerokim frontem, zwracając się także przeciw państwu sprzeciwiającemu się próbom anarchizacji polityki podejmowanym przez grupy lewacko-libertyńskie. Obecnie mamy zatem nowe pola walki: LGBT, strajk kobiet, różnego rodzaju ekscesy, charakteryzujące się wprost niewyobrażalnym rozpasaniem przy takim środku napędowym jak narkotyki, alkohol i porno wszelkiej maści.

W sumie nazywa się to wolnością, wyzwoleniem, odwrotem od średniowiecza, ciemnogrodu. Perwersje wiodące człowieka do zatracenia siebie samego są dziś tak przerażające, że wyznanie jednego z ocalonych musiano w internecie obwarować napisem: tylko dla dorosłych. Opowiadał o orgiach zwanych chemsex. Czym jest?

Cytuję: Chemsex (lub PNP od „party-and-play”, czyli w wolnym tłumaczeniu „imprezuj i baw się dobrze”), to termin, który oznacza uprawianie seksu najczęściej (choć nie zawsze) z co najmniej dwiema osobami – tym praktykom zawsze towarzyszy zażywanie narkotyków bądź picie alkoholu. Bardziej precyzyjna definicja chemsexu mówi o trzech konkretnych rodzajach narkotyków zażywanych przez osoby go uprawiające – te substancje to: GHB/GBL (nazywana potocznie pigułką gwałtu), mefedron i metaamfetamina. Chemsex przez jedną grupę ludzi jest też praktykowany szczególnie często – chodzi o homoseksualnych mężczyzn (MSM – mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami).

W relacji „ocalonego” opis jest bardziej drastyczny, bo relacjonuje orgię wieloosobową i praktyki, dla których najbogatszej wyobraźni byłoby za mało.

Tak więc środkiem radykalnym i skutecznym, mającym na celu laicyzację państwa i wykorzenienie wiary w Boga z ludzi, zwłaszcza młodych, okazało się „wyzwolenie” człowieka z wrodzonych mu skłonności do zachowania własnej godności, tęsknoty za życiem rodzinnym, za miłością, która z nadużyciami seksualnymi nie tylko nie ma nic wspólnego, ale ginie w konsekwencji takich praktyk. Żeby osiągnąć „doskonałość” w pokonywaniu swego człowieczeństwa, trzeba jednak wykarczować wrodzoną człowiekowi skłonność do dobra.

Zasada obowiązująca ponad wierzeniami i nawet kulturami: „bonum faciendum, malum vitandum” – należy czynić dobrze, a unikać złego – to przecież w porządku ludzkiego bytowania najważniejsze przykazanie. Uznając jego wartość, potrafimy się porozumieć jako ludzie ponad wszelkimi podziałami. To ono, nawet nie Bóg, wywołuje wściekłość u wszystkich, którzy nie potrafią nawet dla siebie zdefiniować dobra i zła. Jest w nich tylko negacja.

Posłużę się wpisem na internecie, gdyż nie chcę, by mnie posądzono o fabrykowanie czegokolwiek:

„Adam »Nergal« Darski, znany bardziej z kontrowersyjnego podejścia do kwestii wiary i Kościoła Katolickiego, niż z muzyki, protestuje przeciwko karaniu za obrazę uczuć religijnych. Właśnie oplakatował Warszawę w ramach zorganizowanej akcji, domagając się zmian w prawie. Darski od lat znany jest z balansowania na krawędzi łamania zapisów artykułu 196 kk, nic więc dziwnego, że tak zależy mu na jego usunięciu. Profanował już wizerunki świętych chrześcijańskich, znak krzyża, darł i palił Biblię podczas koncertów.

Na jego profilu na Instagramie pojawiła się fotorelacja z wymyślonej przez niego akcji »Ordo Blasfemia« [»Porządek Bluźnierczy«, prawdopodobnie nazwa na wzór instytutu »Ordo Iuris« – przyp. red.]. Billboardy zawisły nieopodal hotelu Mariott i przynajmniej w trzech innych miejscach. Oprócz hasła »Wolna sztuka w świeckim państwie« znajduje się na nich kontur Polski z napisem »NIE« stylizowanym na krzyż w literze »I« oraz zapis paragrafu 196, w którym dwie ostatnie cyfry spięte są w kajdanki”.

W potocznym rozumieniu nazywa się to opętaniem. Ale jest tu także pewna niekonsekwencja, bo co to znaczy „świeckie państwo”? To jest slogan bez pokrycia. Państwo jest po to, by każdemu obywatelowi zapewnić odpowiednie dla niego bytowanie, czego nie może naruszać wolność traktowana jako swawola jednostki uzurpującej sobie prawo szkodzenia innym.

Państwo więc musi czuwać nad tym, by Nergala za jego występy nie zlinczowano, jak i nad tym, by on z kolei nie stwarzał powodów, by tak się stało. By to pojąć, nie potrzeba żadnych studiów, wystarczy zdrowy rozsądek i pozbycie się nienawiści jako motywu swego działania i myślenia.

Bez niej i bez wolności, jaką proponuje Nergal, nie można jednak zniszczyć chrześcijaństwa. Nergal chce, by mu w tym sekundowało państwo „świeckie”; oczywiście dla niego, a nie dla wszystkich. To jest obłęd.

Każda akcja wywołuje reakcję. Reakcja ze strony katolików jest dla świeckich „apostołów” wolności nie do przyjęcia: Oto przykład – przyznam – niecodziennej inicjatywy:

„Z punktu widzenia idei reewangelizacji Europy emigracja Polaków na masową skalę może być źródłem nadziei. (…) W związku z tym chciałbym przygotować podjęcie prac nad przygotowaniem swego rodzaju paszportu katolickiego”. Tyle na ten temat prof. Krzysztof Szczerski. Nie mniej ważny jest komentarz do tego:

„Katolicki paszport?” Olgierd Łukaszewicz komentuje pomysł ministra. Cytując kolejne fragmenty książki, Olgierd Łukaszewicz przyznał, że smuci go zapominanie przez część polityków, iż Konstytucja Polski w preambule dopuszcza „inne źródła dla wywiedzenia wartości, celu itd.”, a nie tylko wiarę chrześcijańską. „Dla mnie to już naprawdę śmieszne, bo ten duch ewangeliczny »czyń drugiemu dobrze«, »kochaj bliźniego swego jak siebie samego«, wyparował kompletnie” – zauważył Olgierd Łukaszewicz. Aktor zasmucił się też obecną sytuacją polityczną w Polsce. Stwierdził: „Jestem zrozpaczony tym, że najwyżsi nasi dostojnicy po prostu posługują się fake newsami, bezczelną nieprawdą, lekceważąc wszelkie dane. To my obserwujemy i żeśmy się w pewnym stopniu wyeksploatowali w tym sprzeciwie”.

Olgierd Łukaszewicz podkreślił, że dla niego wstąpienie Polski do Unii Europejskiej ma taką samą wagę, co chrzest Polski. W dalszej części rozmowy dodał, że także wewnątrz polskiego Kościoła pojawia się coraz więcej sporów, a głos chrześcijaństwa w Polsce nie jest już jednolity. „Przekonaliśmy się, że Kościół nie jest monolitem, że są wspaniali księża, rozumiejący człowieka i jego uwarunkowania, egzystencję, ciało. (…) Oczywiście ta większość jest bliższa Torunia, księdza Rydzyka. (…) Ciemnota kleru, o której kiedyś uczyłem się w socjalistycznej szkole, kiedy wydawało mi się, że to tylko szyderstwo, zaczęła pokazywać się w naszej epoce” – wyznał.

Ciekawe, o których tak skorumpowanych najwyższych dostojnikach państwa aktor mówi? Z pewnością nie o tych, którzy z Tuskiem na czele wprowadzili państwo w sytuację nieledwie kolonii ich europejskich sponsorów. Może po prostu razi go obecna prosperity Polski, jak wielu patriotów sui generis.

Trudno oceniać ewentualną skuteczność takiego paszportu katolickiego, bo trzeba by jeszcze umieć się nim posługiwać, ale nie to jest ważne. Tutaj uderza ciekawa proweniencja wypowiedzi aktora. Aż dusi zapach PRL-u i jeszcze bardziej jego epigonów, których na szkodę Polski przytuliła ekipa dziedziców tamtej Polski sowieckiej w 1989 roku. Każdy, kto chce Polski wolnej od ciemnoty tamtych „elit”, które jak Burboni niczego się nie nauczyły i niczego nie zapomniały, musi pilnie im patrzeć na ręce i śledzić, co mówią. Szkoda, że tak wielu ludzi, którzy mienią się reprezentantami kultury, tęskni za kosmopolityzmem, rabunkiem mienia społecznego i oświeconą siermiężnością, jakie nawiedziły III RP.

Dla Łukaszewicza jest to „śmieszne, bo ten duch ewangeliczny »czyń drugiemu dobrze«, »kochaj bliźniego swego jak siebie samego«, wyparował kompletnie”. Tylko zapomniał dodać, z jakiej perspektywy on to obserwuje. Może z perspektywy owych wspaniałych księży „rozumiejących człowieka i jego uwarunkowania, egzystencję, ciało”. Ale szydło z worka wychodzi dopiero, kiedy wjechał na Toruń i ks. Rydzyka, łopatologicznie skojarzonych z ciemnotą kleru.

Oczywiście nie negujemy, że Kościół przeżywa jeden z trudniejszych okresów w nowożytności. Nie negujemy, że przyczyniają się do tego także duchowni, ale nie ci w rodzaju o. Rydzyka, lecz wręcz przeciwnie – ci, których tak wysławia Łukaszewicz. Jego pochwała jest najgorszą cenzurką, jaką można dziś księdzu wystawić.

Jesteśmy też świadomi, że dziś koncertuje chór, jak zawsze różnymi śpiewający głosami, ale w jednej zgodnej harmonii wrogiej chrześcijaństwu. Powinniśmy sobie jednak zdać sprawę z tego, że nie jest to niczym nowym i że ten chór nie tylko bluźniercze wyśpiewuje pieśni, ale głosi też chwałę tych, którzy nasz kraj oddali w niewolę, a targowicką zdradą obłowili się dobrze z rąk zaborcy. Podobnych karmili później ludzie Stalina; dziś karmią ci, którzy nie mogą patrzeć na Polskę odzyskującą swą tożsamość. Dobro kraju zawsze denerwowało tych, którym psuło ich szemrane interesy. Kto był ciemniakiem, a kto patriotą? W wodzie mąconej przez te lumpenelity (Pawełczyńska) trudno było i jest odróżnić rybę od szczura. Wiadomo jedno: kto komuś imputuje ciemnotę, musiał sam poznać dobrze jej barwę.

Jedno jest pewne – chrześcijaństwo w granicach między Odrą i Bugiem to nie przywilej dla nikogo, ale niekwestionowana należność – ugruntowana wiekami i okupiona krwią. Zatem porównanie Chrztu Polski ze wstąpieniem do Unii Europejskiej – to też bluźnierstwo. Tym razem – panie Łukaszewicz – na szczęście laickie.

Artykuł Zygmunta Zielińskiego pt. „Przywilej czy należność?” znajduje się na s. 6 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł Zygmunta Zielińskiego pt. „Przywilej czy należność?” na s. 6 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Włoski artysta sprzedał niewidzialną rzeźbę za 18 tys. dolarów

Włoski artysta Salvatore Garau stworzył rzeźbię, której fizycznie nie ma lub jak uważa artysta, która jest próżnią. Co więcej, nie jest to pierwsze niewidzialne dzieło Włocha.

Włoski artysta Salvatore Garau stworzył rzeźbię, której fizycznie nie ma lub jak uważa artysta, która jest próżnią. Rzeźba została sprzedana na aukcji za 15 tys. euro, czyli niemalże 67 tys. zł. Jedynym bezsporny dowód zakupu „wytworu artystycznego” stanowi certyfikat autentyczności.

 Salvatore Garau swoją nieistniejącą rzeźbę nazwał „Io sono”, co po włosku znaczy dosł. „Jestem”. Chociaż dzieło nie ma fizycznej formy artysta zaprzecza zarzutom, że jego rzeźba jest „niczym”. Zdaniem Włocha „Io sono” to próżnia, czyli „przestrzeń pełna energii”.

Jak tłumaczy na stronie as.com Salvatore Garau:

Próżnia to nic innego jak przestrzeń pełna energii, a nawet jeśli ją opróżnimy i nic nie pozostanie, zgodnie z zasadą nieoznaczoności Heisenberga, to „nic” ma wagę. (…) Dlatego ma energię, która jest zagęszczana i przekształcana w cząstki, czyli w nas.

Jak informuje Italy24News, zgodnie z wolą artysty, rzeźba powinna być wyeksponowana we wnętrzu wolnym od jakichkolwiek przeszkód, na powierzchni o długości 5 stóp i szerokości 5 stóp (około 1,5 m na 1,5 m). Z uwagi na to, że dzieło fizycznie nie istnieje, Salvatore Garau nie ma specjalnych wymagań odnośnie oświetlenia lub temperatury w pomieszczeniu ekspozycji.

Z kolei w „Newsweeku” czytamy, że „Io sono” jest już kolejną, niewidzialną rzeźbą, jaką stworzył Salvatore Garau. Z pierwszą rzeźbę Włocha można zapoznać się na Instagramie. Tam, artysta opublikował film „ukazujący” swoje dzieło. Rzeźbę zatytułowną „Budda w kontemplacji” Salvatore Garau umieścił na Piazza della Scala w Mediolanie.

N.N.

Źródło: Business Insider Polska

Donald Trump zamyka swojego bloga. Powodem negatywne komentarze i niskie zasięgi

Były prezydent USA zdecydował się po niespełna miesiącu działalności zamknąć bloga. Według wyliczeń ekspertów przez tydzień na witrynę wchodziło tyle osób, ile wcześniej reagowało na jeden wpis.

Blog byłego prezydenta USA, „From the Desk of Donald J. Trump” miał być odpowiedzią na zablokowanie kont Donalda Trumpa przez Twitter i Facebook. Dawna głowa państwa stworzyła bloga, na którym od początku maja publikowała wpisy w typowym dla siebie, czasem kontrowersyjnym. Jednakże ten etap internetowej aktywności Donalda Trumpa nie trwał długo, bo bloga już w sieci nie znajdziemy.

 „From the Desk of Donald J. Trump” wystartował oficjalnie 5 maja. Wraz z uruchomieniem serwisu sympatycy byłego prezydenta rokowali nadchodzącą „nowa jakość” i „wyzwanie rzucone Twitterowi i Facebookowi”.

Na swoim blogu Donald Trump przez niecały miesiąc publikował liczne wpisy, komentujące m.in. bieżącą sytuację polityczną w Stanach Zjednoczonych. Na witrynie nie zabrakło m.in. krytyki skierowanej wobec Republikanów, którzy – zdaniem Donalda Trumpa – zdradzili swojego kandydata.

Mimo hucznego startu blog nie został odebrany jako poważne medium, a z czasem zaczął służyć do wyszydzania wypowiedzi byłego prezydenta przez internautów.

Niedawno, według doniesień „Washington Post” okazało się, że serwis został wygaszony. Jak podaje amerykański dziennik Donald Trump miał dosyć lekceważenia i bardzo niskiego zaangażowania swoich czytelników. Małą popularność bloga potwierdzają również eksperci, którzy obliczyli, że przez tydzień na witrynę wchodziło tyle osób, ile wcześniej reagowało na pojedynczego tweeta polityka. Stąd decyzja o likwidacji medium.

Warto zaznaczyć, że Facebook i Twitter zablokowały oficjalne konta Donalda Trumpa z powodu nieodpowiedzialnych wpisów podczas szturmu jego zwolenników na Kapitol 6 stycznia 2021 r.

N.N.

Źródło: Business Insider Polska

Sałek: jeśli nie będziemy dokonywać żadnych zabiegów na terenach przyrodniczych, dojdzie do zaniku siedlisk i gatunków

Polski system ochrony przyrody (…) jest chyba najlepszym przykładem w Europie tego, jak można chronić lasy (…) jednocześnie tych lasów używając – mówił Paweł Sałek, doradca prezydenta RP.

Paweł Sałek mówił o gospodarce leśnej w Polsce. Ocenił, że pod względem dbałości o przyrodę polscy leśnicy, rolnicy i myśliwi mogą stanowić wzór dla całej Europy.

Zdaniem gościa „Popołudnia WNET” cele dotyczące bioróżnorodności nie powinny być takie same dla krajów, które zachowały swoją przyrodę w dobrym stanie, i dla krajów, które ją w dużym stopniu zniszczyły.

 

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy !

A.N.

O wolności słowa trzeba przypominać i o nią walczyć / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 84/2021

Dyscyplinuje się dziś media i państwa w sposób, który jest wręcz zaprzeczeniem zasady wolności słowa i który dąży do wykluczenia części dziennikarzy i mediów z sytemu obiegu informacji.

Jolanta Hajdasz

Na początek chciałabym przedstawić historię pewnego dziennikarza z Sosnowca. Wisi nad nim wykonanie wyroku więzienia, jest skazany w procesie karnym z artykułu 212 kk za zniesławienie. Sławomir Matusz procesuje się z instytucjami samorządowymi Sosnowca od 2016 roku. Ich zniesławienia red. Matusz rzekomo dopuszczał się w pismach oraz w mailach kierowanych do tych instytucji. Zwracał uwagę na nieprawidłowości w ich działaniach, np. wskazywał wady prawne w ich statutach.

Mimo że Wojewódzki Sąd Administracyjny wydał aż pięć wyroków, w których potwierdził błędy w tych dokumentach, przyznając tym samym rację red. Matuszowi, skazujący wyrok dla niego został utrzymany.

Orzeczono karę grzywny i rok więzienia zamieniony na karę zastępczych prac społecznych. Dziennikarz nie ma stałych dochodów, więc komornik nie ma czego ściągać z jego konta. Sławomir Matusz miał więc po prostu, jak się to mówi, „odsiedzieć” wyrok. Sądy nie widziały nic niestosownego w tym, że za wysłanie kilku czy kilkunastu maili dziennikarz będzie siedział w więzieniu. Wykonanie wyroku udało się powstrzymać dosłownie w ostatniej chwili.

Na razie Sąd odroczył podjęcie decyzji w tej sprawie do lipca. Wielokrotnie publicznie w jego imieniu występowało Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Nie do zaakceptowania w demokratycznym państwie jest bowiem sytuacja, w której za głoszenie opinii idzie się do więzienia.

W tej zaś konkretnej sprawie orzeczenia sądowe najmocniej przyczyniały się do zniesławienia wymienianych w mailach osób, bo upubliczniły okoliczności sprawy w stopniu o wiele większym niż pierwotne działanie dziennikarza.

Obrona Sławomira Matusza to jedna z setek spraw, jakimi dziś zajmuje się CMWP SDP, instytucja, która obchodzi w tym roku jubileusz 25-lecia istnienia. To skromny jubileusz, ale pozwala już stwierdzić, czy instytucja wpisała się na trwałe do polskiego systemu prasowego i czy potrafi działać skutecznie.

Oczywiście nie jestem w tych ocenach obiektywna, bo szefuję tej organizacji od 4 lat, ale przyglądając się z bliska procesom dziennikarzy i różnym problemom, jakie mamy z realizacją zasady wolności słowa, pozwolę sobie jednak na jednoznaczną opinię – tak, taka instytucja jest potrzebna, szczególnie w sytuacji, gdy zajmuje się sprawami, którymi nie chcą się zająć inne organizacje. Tylko w ubiegłym roku CMWP interweniowało publicznie poprzez publikację stanowisk 37 razy, a pomocą w procesach objęło 19 dziennikarzy.

To kropla w morzu potrzeb, bo warto sobie uświadomić, iż wymiar sprawiedliwości niespecjalnie lubi dziennikarzy. W ostatnich latach liczba spraw wytyczanych im z artykułu 212 kk wzrosła blisko trzykrotnie. Pod pretekstem naruszania zasady wolności słowa dyscyplinuje się dziś media i państwa w sposób, który jest wręcz zaprzeczeniem tej zasady i który dąży do wykluczenia części dziennikarzy i mediów z sytemu obiegu informacji.

Najczęściej dzieje się to w sposób mało zauważalny dla odbiorców mediów, po prostu nagłaśnia się maksymalnie tezę, że jakieś medium albo państwo narusza zasadę wolności słowa i tyle, choć nieraz trudno znaleźć fakty, które by tę tezę ilustrowały, bo tak bardzo są naciągane.

Niestety na terenie całej Unii Europejskiej wśród organizacji pozarządowych zajmujących się wolnością słowa zdecydowana większość to organizacje o charakterze liberalnym, wręcz lewackim, które prawie nigdy nie staną w obronie dziennikarza prawicowego czy konserwatywnego, które nie będą bronić tzw. prawicowych mediów. Warto dostrzegać tę prawidłowość.

Wolność słowa i prawo do korzystania z niej dotyczą nie tylko liberalnych mediów i ich dziennikarzy. Trzeba o niej przypominać i o nią walczyć. I nie dać jej sobie odebrać.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego