Studio 37 Dublin Radia Wnet – Świat opisany po polsku – informacja

Informujemy, że Studio 37 Radia Wnet, z siedzibą w Dublinie otrzymało dofinansowanie ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu „Polonia i Polacy za Granicą 2023”.     Nazwa zadania publicznego: Świat opisany po polsku – wsparcie mediów polskojęzycznych na świecie. Kwota dotacji: 18 000 PLN Całkowita wartość zadania publicznego: 431 579,00 PLN. Zadanie […]

Informujemy, że Studio 37 Radia Wnet, z siedzibą w Dublinie otrzymało dofinansowanie ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu „Polonia i Polacy za Granicą 2023”.

 

 

Nazwa zadania publicznego: Świat opisany po polsku – wsparcie mediów polskojęzycznych na świecie. Kwota dotacji: 18 000 PLN Całkowita wartość zadania publicznego: 431 579,00 PLN.

Zadanie publiczne pod nazwą „Świat opisany po polsku – wsparcie mediów polskojęzycznych na świecie” polega na dofinansowaniu kosztów związanych z wydaniem mediów polonijnych: tytułów drukowanych, internetowych oraz radiowych.

 

Programy w ramach projektu będą realizowane we wrześniu i październiku 2023 roku.

Poza granicami Polski obecnie żyje co najmniej 20 milionów Polaków i osób przyznających się do polskiego pochodzenia. Łączy ich polska kultura, język i historia. To wielki potencjał kulturowy, społeczny i gospodarczy.

Nasi rodacy, żyjący poza granicami ojczyzny, pozostają częścią narodowej wspólnoty i troska o przyszłość Polski, pozostaje także ich udziałem. Częścią wielkiej polonijnej rodziny poza Ojczyzną jest także Studio 37 Dublin Radia Wnet.

Tutaj do wysłuchania jedna z wielu rozmów przeprowadzonych przez Tomasza Wybranowskiego, dyr. muzycznego sieci Radia Wnet i szefa Studia 37 Dublin Radia Wnet z prezesem Stowarzyszenia WSPÓLNOTA POLSKA panem Dariuszem Bonisławskim:

 

Studio 37 Dublin na antenie Radia WNET gości od października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątek, zawsze po Poranku WNET ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak i Jakub Grabiasz. Przyjacielem i partnerem naszych medialnych działań jest Stowarzyszenie „WSPÓLNOTA POLSKA”. 

Lech Janerka i Jego 70. urodziny! Opowieści, których nie słyszeli inni. Tomasz Wybranowski i Sławomir Orwat zapraszają

Który z szanujących się fanów polskiej muzyki rockowej, tej klasycznej i najważniejsze, nie zna lidera i jedynego spadkobiercę chwały Klausa Mitffocha. Lech Janerka to jeden z najoryginalniejszych artystów polskiej scenie rockowej i autor tekstów, które określam mianem „poezji rocka”. Artysta, który ukochał swój Wrocław to wokalista, basista, kompozytor i autor tekstów w jednym. Zawsze zachwyca, […]

Który z szanujących się fanów polskiej muzyki rockowej, tej klasycznej i najważniejsze, nie zna lidera i jedynego spadkobiercę chwały Klausa Mitffocha. Lech Janerka to jeden z najoryginalniejszych artystów polskiej scenie rockowej i autor tekstów, które określam mianem „poezji rocka”.

Artysta, który ukochał swój Wrocław to wokalista, basista, kompozytor i autor tekstów w jednym. Zawsze zachwyca, przyciąga uwagę i intryguje swobodnymi acz zaskakującymi skojarzeniami metaforycznymi, w których bawi się materią słowa i fonetyką.

Lech Janerka zaszczycił swoją obecnością dzień swoich 70. urodzin w siedzibie Radia Wnet we Wrocławiu. Gospodarzem był Sławomir Orwat. Wielkie podziękowania dla Wojciecha Konikiewicza.

Tomasz Wybranowski

Tutaj do wysłuchania pierwsza część urodzinowej audycji:

 

Tutaj do odsłuchu dla Państwa II. część programu:

Lech Janerka urodził się 2 maja 1953 roku we Wrocławiu, gdzie pracował jako fotograf w biurze geodezyjnym. Na scenie zadebiutował pod koniec lat 70. XX wieku z żoną Bożeną, znakomitą wiolonczelistką. A działo się to podczas jednego z festiwali piosenki studenckiej.

Później stanął na czele legendarnego Klausa Mitffocha, z którym nagrał jeden z najważniejszych albumów w historii polskiej muzyki rockowej: „Klaus Mitffoch”. Wcześniej zyskał popularność za sprawą szlagieru „Jezu jak się cieszę”.

Po serii nieporozumień opuszcza zespół Klaus Mitffoch w roku 1984 i rozpoczyna działalność pod własnym nazwiskiem. Ze wspomnianą żoną Bożeną oraz Wojciechem Konikiewiczem, Januszem Rołtem i Jarosławem Woszczyną (T. Love) podbił serca widzów Festiwalu Muzyków Rockowych Jarocin ’85.

Z tym samym składem muzyków muzykami i gitarzystą Krzysztofem Pociechą (ex-Klaus Mitffoch), nagrał wydany w 1986 album „Historia podwodna”, która stała się objawieniem! Melanż niespiesznych partii basu w polewie klawiszy i riffowej wiolonczeli przydały polskiej muzyce rockowej wielką siłę wyrazu i magię. Teksty z aluzjami do polskiej nocy stanu wojennego, zamieszek ulicznych i poczucia stagnacji oraz beznadziei końca PRLu zyskały miano kultowych. Szczególnie dwie:

 „Ta zabawa nie jest dla dziewczynek”, który był autorskim komentarzem do zamieszek ulicznych z reżimem komunistycznym, z przepięknym odniesieniem muzycznym do Stinga i The Police („Tea In The Sahara”) oraz „Jest jak w niebie” stały się manifestacją talentu Lecha Janerki i jego credo.

Album „Historia podwodna” zajął pierwsze miejsce w plebiscycie „Magazynu Muzycznego” wśród redaktorów i dziennikarzy na polski album lat 80. XX wieku. Na krążku pojawiła się gościnnie ówczesna wokalistka Lombardu Małgorzata Ostrowska.

W tym samym 1986 roku Lecha Janerka z zespołem zagrali jedne z dwóch swoich najważniejszych koncertów, podczas Rock Opolu i Festiwalu Muzyki Rockowej w Jarocinie.

W roku 1987 Lech Janerka nagrał krążek „Piosenki”, który ze względu na problemy z cenzurą ukazał się dopiero po dwóch latach.

W naszym specjalnym programie „Muzyczny Wtorek – 70. urodziny Lecha Janerki” artysta opowiedział nieznane wydarzenia, przytaczał anegdoty i dzielił się swoimi spostrzeżeniami o życiu, scenie, przemijaniu i ukochanym Wrocławiu.

W ręką na sercu twierdzę, jako radiowy dziennikarz i krytyk muzyczny, że był to jeden z najważniejszych programów z moim udziałem.

Tomasz Wybranowski

 

Wodny grabieżca – ChatGPT.

Wodny grabieżca – ChatGPT W czasach walki z ociepleniem klimatu, chociaż to stwierdzenie coraz rzadziej używane jest przez świat nauki i ten, który prowadzi nas na skraj energetycznej przepaści, czyli polityki, mówi się o walce o środowisko, żeby temat rozciągną i trochę go rozmyć. To z kolei daje wielkie pole manewru, bo przecież w aspekt […]

Wodny grabieżca – ChatGPT

W czasach walki z ociepleniem klimatu, chociaż to stwierdzenie coraz rzadziej używane jest przez świat nauki i ten, który prowadzi nas na skraj energetycznej przepaści, czyli polityki, mówi się o walce o środowisko, żeby temat rozciągną i trochę go rozmyć.

To z kolei daje wielkie pole manewru, bo przecież w aspekt środowiskowy można wtłoczyć wszystko, czego tylko polityczna dusza zapragnie, a i nie będzie niczym nadzwyczajnym przemycenie w tym całym tzw. oczyszczającym planetę zamieszaniu, ukrycie prób ograniczenia swobód obywatelskich, co nawiasem mówiąc, poniekąd już się dzieje.

To też kwestia zastanawiająca, przynajmniej obserwatorów wydarzeń w skali światowej, ponieważ niewiele osób reaguje na coraz nowsze wydumki tuzów polityki, a to oni kształtują nasz los, choć na naszą własną prośbę, bo to my ich wybraliśmy i będziemy wybierać w latach kolejnych.

Powinienem też zaznaczyć, gdyż może to nie być dostatecznie jasne, że wrogiem technologii nie jestem, ale moje obawy związane są z tak szybkim rozwojem oraz jej kierunkami, co w rachunku końcowym napawa mnie niepokojem. Dzieje się tak z powodu w jaki młode pokolenia zaczęły z tych zdobyczy cywilizacji korzystać, więc dali ponieść się fali rozwoju, przestając określać swój ziemski byt poprzez świadomość. Teraz określa ich technologia, więc najnowsze modele telefonów komórkowych, ilość laików w mediach społecznościowych, ale też sztuczność, jaką zaczęła generować także sztuczna inteligencja.

 

Zacznijmy jednak od podstaw. Czym jest ChatGPT

Jest to oprogramowanie potrafiące m.in. udzielać odpowiedzi na pytania, jednak wcześniej należy określić, w jakim kierunku układ scalony powinien rozpocząć poszukiwania. Tzw. sztuczna inteligencja, jest obecnie niczym innym, jak przeszukującym z dużą prędkością ogrom baz danych oprogramowaniem zapisanym na krzemowej płytce, następnie pobieraniem odnalezionych informacji w postaci fraz i całych zdań, co kończy się generowaniem odpowiedzi.

Źródło: Gerd Altmann / Pixabay

W mojej opinii, bo na taką sobie pozwolę, jest to najzwyklejsze kopiowanie, więc plagiat w czystej formie, ale w tekstach opisujących Generative Pretrained Transformer twierdzi się, że wykorzystywana jest technologia uczenia się, by stworzyć tekst łudząco podobny do napisanego ludzką ręką.

To też nadużycie słowne, gdyż GPT nie jest jeszcze w stanie wytworzyć autorskiego tekstu, a prawdopodobnie jeszcze przez wiele lat posiłkować się będzie materiałami, jakie już wcześniej znalazły się w interencie i bytują sobie w centrach danych rozlokowanych na całym świecie.

Sam ChatGPT, jak i centra do przechowywania danych zużywają energię, a zdaje się, że funkcjonowanie niektórych pochłania tyle prądu, co niewielkie miasto, więc nie można także mówić, iż są przyjazne środowisku. Naukowcy z University of Colorado Riverside i University of Texas Arlington w USA obliczyli niedawno, że używając ChatuGPT, jako ludzie, tak po prawdzie sami robimy sobie krzywdę, a nie chodzi w tym przypadku akurat o energię i zużycie paliw do jej wyprodukowania w podstawowym znaczeniu, ani nie chodzi też o stopniową utratę umiejętności samodzielnego myślenia, bo zasadniczo o wodę.

Sztuczna inteligencja i jej wejście do naszej rzeczywistości to dziedzina, która jest całkiem nowa, więc i nie ma wielu opracowań w tej sprawie, co prowadzi nas do wniosku, iż należy poczekać, aby potwierdzić lub zaprzeczyć tezie postawionej przez naukowców, w której przekonują, że tylko ChatGPT zużywa na każde z 20 do 50 zadanych pytań butelkę czystej wody. Chodzi o wodę do chłodzenia urządzeń, czyli rosnąca ilość użytkowników ChatuGPT, wpływać może na ogólny bilans hydrologiczny świata, bo należy się spodziewać, iż ilość użytkowników stale będzie wzrastać.

 

Ile wody kosztuje sztuczna inteligencja?

Nie będzie więc miało to wiele wspólnego z ekologią, a ważny jest też sam proces, w którym używana jest woda nadająca się do spożycia. Dane, jakie są obecnie dostępne, mówią o wodzie używanej do wytwarzania energii elektrycznej, ale też do chłodzenia szaf serwisowych i innej aparatury, do której zasilania wykorzystywany jest prąd, a ten w całym procesie indukowania siły elektromotorycznej wytwarza ciepło.

To kieruje nas do tych wszystkich serwerowni, gdzie przechowuje i przetwarza się dane, a w takim przypadku łatwo jest nazwać je zakładami produkującymi w dużych ilościach czynnik w postaci śladu węglowego, a i zużywające potężne ilości wody do chłodzenia urządzeń.

Serwerownie w ujęciu globalnym idą w tysiące, a służą komputerom do uzyskiwania odpowiedzi, jakie zadajemy, wpisując np. adres „www” lub używając najnowszego wynalazku, jakim jest ChatGPT. Ważne jest w tym przypadku, że uczymy algorytmy, aby w odpowiedni sposób wykonywały polecenia i zadania, jakie przed nimi stawiamy, co też pochłania dodatkowe ilości energii, wytwarza dodatkowe ilości ciepła i wymaga większej ilości płynu chłodzącego, by temperatura nie przekroczyła wartości krytycznych, potrzebnych do sprawnej pracy układów elektronicznych.

Jak obliczono na University of Colorado Riverside i University of Texas Arlington w USA, podczas jednej rozmowy ze sztuczną inteligencją, kiedy zadaje się wymienione już od 20 do 50 pytań, ta zużywa do schłodzenia swojego elektronowego mózgu pół litra wody.

Może się to wydawać ilością niewielką, ale przeliczając na ilość użytkowników w sensie globalnym, suma strat wody w naszym systemie hydrologicznym staje się kolosalna.

Naukowcy w swoim opracowaniu powiedzieli:

– Chociaż butelka wody o pojemności 500 ml może nie wydawać się zbyt duża, całkowity wnioskowany i łączny ślad wodny jest nadal bardzo duży, biorąc pod uwagę miliardy użytkowników ChatuGPT.

Według badaczy z obu uniwersytetów podczas prac przygotowawczych do uruchomienia technologii GPT-3 w jednej z największych firm technologicznych na świcie, podczas uczenia jej nowych zadań, zużytych zostało prawdopodobnie 700 000 litrów wody, a dla porównania typowa wanna w europejskiej łazience zawiera od 120 do 150 litrów życiodajnego płynu.

 

Fot CC0, Pixabay

To jednak nie wszystko, na co wskazują naukowcy, gdyż technologia GPT-4, podczas treningów, może zużywać znacznie większe ilości wody. Tu jednak dodano, że nie sposób jest obecnie sprawdzić, jaki wpływ ma to na zasoby wodne na naszym globie, albowiem ilość danych dotyczących tego zagadnienia jest szczątkowa.

Można z tego jednak wyciągnąć wniosek, że szacunki są mocno nieprecyzyjne i do dokładności jest im raczej daleko, gdyż firmy niechętnie dzielą się takimi informacjami.

Twórcy badania są przekonani, że nie można postępować w taki właśnie sposób, czyli odrzucać pewnych zagrożeń, niwelując inne i zaapelowali do firm zajmujących się obróbką danych, żeby „przyjęli odpowiedzialność społeczną i dawali przykład”, co wiązać się będzie z ochroną światowych zasobów wody oraz znanymi od dawna jej niedoborami.

W pierwszych miesiącach 2023 roku pojawił się także raport Globalnej Komisji ds. Ekonomii, a to w nim właśnie wskazano, że światowe zużycie wody do końca trwającej dziesięciolatki wzrośnie o kilkadziesiąt procent i ma potencjał przewyższenia jej podaży nawet o 40%.

Dane jasno pokazują, że nie tylko odbiorcy detaliczni, czyli gospodarstwa domowe, powinny oszczędzać wodę, ale również wszystkie gałęzie przemysłu powinny przeprowadzić analizy, w jaki sposób stosują praktyki przeciwdziałające marnotrawstwu wody zdatnej do picia.

Wracając na koniec do naukowców z University of Colorado Riverside oraz University of Texas Arlington przytoczyć trzeba ich opinię, w której z dużą mocą wskazują na dane, jakie powinny charakteryzować się przejrzystością, o ile chodzi o wpływ na środowisko systemów sztucznej inteligencji, aby możliwe stało się wykonanie pełnej oceny oddziaływania na niektóre aspekty naszego życia.

To jednak jest pieśnią przyszłości, o ile w ogóle będzie miało miejsce, albowiem ludzkość zachłysnęła się obecnie sztuczną nowoczesnością i nie dba o żaden aspekt ochrony środowiska, przynajmniej pochodzący z tego kierunku. Powód wydaje się prosty, centra danych są najczęściej niepozornymi budynkami i wyglądają jak magazyny, ale też nie dymią, nie hałasują i nie produkują nieprzyjemnych zapachów. Do tego wszystkiego otoczone są zazwyczaj zielenią, co sprawia wrażenie, iż są oazą ekologicznej radości. Nie są i nigdy nie będą, a tylko dlatego, że nie mamy jeszcze technologii pozyskiwania prądu ze źródeł odnawialnych na taką skalę, aby zapewnione były jej stałe i na wymaganym poziomie dostawy.

Jak się natomiast teraz dowiadujemy, oprócz prądu, który serwerownie, ale też sztuczna inteligencja pożera w dużych ilościach, podkradają nam wodę, a bez niej, w przeciwieństwie do ChatuGPT ludzkość nie przetrwa.

Bogdan Feręc

Źródło: Euronews

„Żydki się palą”, czyli o polskich żydożercach słów kilka. Felieton

Ostatnio burzę w polskiej debacie publicznej wywołały słowa niejakiej profesor (sic!) Barbary Engelking, która w kontekście obchodów 80. rocznicy powstania w getcie warszawskim udzieliła wywiadu redaktor (sic!) Monice Olejnik. Muszę przyznać, że nie bez oporów zmusiłem się do obejrzenia wystąpienia wspomnianej profesor, gdyż dbając o higienę intelektualną staram się unikać TVN w niemniejszym stopniu niż […]

Ostatnio burzę w polskiej debacie publicznej wywołały słowa niejakiej profesor (sic!) Barbary Engelking, która w kontekście obchodów 80. rocznicy powstania w getcie warszawskim udzieliła wywiadu redaktor (sic!) Monice Olejnik.

Muszę przyznać, że nie bez oporów zmusiłem się do obejrzenia wystąpienia wspomnianej profesor, gdyż dbając o higienę intelektualną staram się unikać TVN w niemniejszym stopniu niż grypy, ospy czy innych chorób zakaźnych. Tym razem jednak postanowiłem się przełamać, co okupiłem niemałym, nie tylko wizualno – estetycznym, ale i intelektualnym cierpieniem.

O profesor Engelking część z Państwa mogła już słyszeć za sprawą jej poprzednich wystąpień u redaktor Olejnik, kiedy to z rozbrajającą szczerością wyznała, że dla Polaków śmierć to kwestia biologiczna, nic nadzwyczajnego, natomiast dla Żydów… No to już coś innego – „to spotkanie z najwyższym”, „tragedia”, „metafizyka”.

Rasizm? Antypolonizm? E tam! Niepomni tego skandalu redaktorzy TVN, odparowujący jeszcze po niedawnym festiwalu ob*rywania Jana Pawła II postanowili zaprosić prof. Engelking by w sposób merytoryczny i zgodny z historiografią porozmawiać o powstaniu w getcie i upamiętnić jego ofiary… Nie no, żartowałem. Zaprosili ją w najlepszym czasie antenowym po to, aby tym razem kolektywnie obsrać nie tyle co jakiś tam polski autorytet, ale cały polski naród.

Nieszczęśnicy, którym zły los nie oszczędził obejrzenia w akcji tego duetu mogli między innymi usłyszeć, że w okupowanej Warszawie największe zagrożenie groziło Żydom ze strony… No właśnie, jak myślisz, Czytelniku? Niemców, hitlerowców a może mitycznych nazistów? Niby tak, ale jakby powiedział prowadzący Familiadę Karol Strasburger: „to nie jest najwyżej punktowana odpowiedź”.

 

Otóż według Engelking dla Żydów największe zagrożenie stanowili…Polacy.

 

Błogosławiona Rodzina Ulmów.

Czego jeszcze możemy się dowiedzieć z tego wywiadu? Ano chociażby tego, że Polacy to byli głównie nieżyczliwi żydożercy i szmalcownicy, którzy tylko czekali by zadenuncjować ukrywających się Żydów. I tu być może zaprotestujesz, Drogi Czytelniku, bo przecież Polacy otrzymali najwięcej medali Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, a jak wiemy tytuł ten przyznawany jest przez Instytut Jad Waszem osobom, które z narażeniem własnego życia ratowały Żydów w czasie II wojny światowej.

Jednak dla profesor Engelking liczba ponad siedmiu tysięcy Sprawiedliwych to za mało! I nie ważne, że w krajach takich jak Niemcy czy Austria ogólna liczba udokumentowanych przypadków ratowania Żydów to zaledwie 10 procent liczby polskich Sprawiedliwych.

A nie można przecież nie wspomnieć o nieporównywalnej wręcz dysproporcji w karach jakie groziły za pomoc Żydom w Polsce w porównaniu z tymi przewidzianymi na Zachodzie. W Polsce, a także na terenach dzisiejszej Ukrainy, Białorusi i Serbii za jakąkolwiek pomoc Żydom groziła bezwzględna kara śmierci. No, ale przecież czymże jest śmierć dla Polaka, nieprawdaż?

Marek Edelman stwierdził niegdyś, że „12 tysięcy Żydów przeżyło w Warszawie do powstania. Żeby 12 tysięcy Żydów przeżyło, musiało być zaangażowanych co najmniej 100 000 ludzi. Warszawa liczyła wtedy 700 000. Co 7 Polak był zaangażowany. Myślę, że drugiego takiego miasta w Europie nie ma”.

Jednak ten ogromny akt heroizmu i odwagi Polaków, doceniony przez Edelmana, jest dla pani Engelking niewystarczający, a Polacy według niej „rozczarowali” Żydów. Ostatecznym dowodem na zezwierzęcenie Polaków jest „fakt”, że po wielkanocnej mszy ochoczo udawali się na „widowisko” pod mury getta, gdzie rzekomo „najczęściej” z ust Warszawiaków można było usłyszeć, że „Żydki się palą”. Swoją drogą zastanawia mnie z jakiej metody badawczej korzystała pani psycholog (bo historykiem/historyczką przecież nie jest) aby stwierdzić, że tego typu stwierdzenia padały z ust Warszawiaków najczęściej.

Nie powinien dziwić również fakt, że gdy w stolicy okupowanego kraju dochodzi do zbrojnego powstania, to wokół zbiera się tłum gapiów ciekawych „widowiska”. Założę się, że gdyby Polacy w żaden sposób nie okazywali swojego zainteresowania wydarzeniami w getcie, to pani Barbara Engelking oskarżyłaby ich o bezduszną obojętność.

Wygląda na to, że cokolwiek by Polska zrobiła dla ratowania Żydów, dla niektórych środowisk to wciąż będzie zbyt mało. Polskie Państwo Podziemne oraz rząd polski w Londynie robiły co w ich mocy, aby dokumentować niemieckie zbrodnie i zaalarmować świat o dokonywanych na Żydach mordach.

Fot. A. Grycuk (CC A-S 3.0, Wikipedia)

Polscy kurierzy tacy jak słynny Jan Karski udawali się z misją do USA i Wielkiej Brytanii. Bezskutecznie prosili o interwencję. To Polacy jako pierwsi poinformowali świat o tragedii Żydów.

Organizowali dla nich pomoc, angażując w to struktury państwa podziemnego, ratowali rodziny żydowskie od zagłady ryzykując życie swoje i swych najbliższych. A wszystko to w ponurym anturażu okupacyjnego terroru i nieustannych represji, którym poddawany był polski naród.

W wywiadzie ani razu nie poruszono kwestii pomocy Polskiego Państwa Podziemnego udzielanej walczącym Żydom. Mowa tu o przekazywaniu broni, szkoleniach lub działaniach dywersyjnych. Nie padło ani jedno słowo na temat Żegoty, która jako jedyna taka organizacja w Europie pomagała w wyszukiwaniu mieszkań ukrywającym się Żydom, rodzin opiekuńczych dla dzieci, czy załatwianiu fałszywych dokumentów.

Według Engelking Polacy „zawiedli” a solidarnościowa postawa Polaków była „niespodziewana”, „rzadka”, „niezwykła”. Naprawdę?

Za pomoc udzielaną Żydom niemiecki okupant przewidział karę śmierci lub wywózkę do obozu koncentracyjnego. Dobitnie przekonały się o tym rodziny Ulmów, Kucharskich, Książków

Ukrywanie osób pochodzenia żydowskiego w warunkach okupacyjnego terroru wymagało ogromnej odwagi i poświęcenia. Czy mamy moralne prawo wymagać od wszystkich ludzi takiego heroizmu? Polacy, podobnie jak i Żydzi chcieli przetrwać.

Nie podlega dyskusji, że w polskim społeczeństwie znajdowali się ludzie obojętni, podli i co najgorsze-żerujący na tragedii narodu żydowskiego. Byli i szmalcownicy. Tacy z rozkazu władz konspiracyjnych mieli być rozstrzeliwani. W każdym narodzie znajdą się ludzie o podłych charakterach. Czy Żydzi po 17 września 1939 roku nie witali entuzjastycznie Armii Czerwonej? Nie tworzyli list proskrypcyjnych na podstawie których polscy patrioci byli wywożeni na Sybir? A co z haniebną rolą żydowskiej policji i Judenratów? Czy na podstawie tych przykładów można stwierdzić, że większość narodu żydowskiego to kolaboranci i zdrajcy?

Na koniec chciałbym zadedykować pani profesor cytat, którym sama posłużyła się w rozmowie z Moniką Olejnik.

„Jak nie wiesz jak się zachować, to zachowaj się przyzwoicie. Warto być przyzwoitym”.

Cichą nadzieją może jedynie napawać fakt, że na koniec rozmowy obie panie musiała chyba najść pewna refleksja, gdyż na pytanie Moniki Olejnik – „czy fałszujemy historię?” – pani Engelking w nagłym przypływie szczerości odrzekła:

„tak, oczywiście, że fałszujemy historię. Na wiele rozmaitych sposobów”. Pani Profesor, nie można było tak od razu!?

Jacek Wanzek /Studio 37

 

Spotkać Bono i… rozmowa z Maciejem Chmielem, pierwszym polskim dziennikarzem, który rozmawiał z wokalistą U2.

Maciej Chmiel w latach 80. był uczestnikiem ruchu trzeciego obiegu i organizował festiwal „Róbrege”. Z poezją i literaturą mu zawsze było po drodze, bowiem pracował w redakcji pisma „Brulion”.

W 1989 r. Maciej Chmiel pojechał do Amsterdamu, by zaprosić zespół do Polski, a przy okazji przeprowadzić wywiad. Wówczas grupa U2 po wydaniu krążka „Joshua Tree” była na rockowym parnasie świata.

Maciej Chmiel jest dla mnie osobiście jednym z najważniejszych dziennikarzy muzycznych. Z wypiekami na twarzy wsłuchiwałem się w kolejne odsłony kultowej audycji w Trójce przełomu lat 80. i 90. XX wieku „Radio Clash”, której był współautorem i współprowadzącym. Dał się także poznać jako znakomity organizator i manager naszego punk – rockowego dobra narodowego – grupy Dezerter.

Tomasz Wybranowski

Tutaj do wysłuchania cała rozmowa z Maciejem Chmielem:

 

Z branżą mediów i rozrywki jest związany od ponad 35 lat. W latach 80. był uczestnikiem ruchu trzeciego obiegu i organizował festiwal „Róbrege”. Z poezją i literaturą mu zawsze było po drodze, bowiem pracował w redakcji pisma „Brulion”.

Maciej Chmiel życie dziennikarza godził z bytem producenta. Założył i zarządzał z innym tuzem polskiego dziennikarstwa Andrzejem Horubałą (a potem już sam) firmą Casablanca Studio. W latach 90. związany był m.in. z „Gazetą Wyborczą”, „Tygodnikiem Literackim” i wspomnianą radiową Trójką, a także a w latach 1994-1996 pracował w dziale rozrywki TVP1. W publicznej tv współprowadził program kulturalny „Łossskot”. W końcu został także szefem TVP2.

Zawsze podkreślam, że to człowiek renesansu i persona bardziej niż niezbędna i zasłużona polskiej scenie muzycznej. Dlaczego? Oto odpowiedź (tylko jedna z wielu): Maciej Chmiel był pomysłodawcą Fryderyków, a także wicedyrektorem festiwali w Opolu i w Sopocie.

Jego wiedza, smak i doświadczenie dały mu przepustkę by być ekspertem i jurorem wielu festiwali (m.in. Cartoon Forum we francuskiej Tuluzie czy Animateka w Lublanie).

Ile ma na koncie wyprodukowanych i poprowadzonych programów telewizyjnych, godzin spędzonych przy radiowym mikrofonie, zrealizowanych filmów dokumentalnych i teledysków, tego nie zliczy sam.

 

Obecnie jest dyrektorem państwowego Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej.

Spotkać Bono i zaprosić U2 do Polski – misja AD 1989/1990

 

Moje radiowe obchody na antenie Radia Wnet 40. rocznicy albumu „War” U2 nie mogły odbyć się bez niego. To właśnie mój gość Maciej Chmiel był pierwszym dziennikarzem z Polski wracającej do rodziny wolnych narodów, któremu udało się dwukrotnie spotkać i porozmawiać z wokalistą i tekściarzem U2 – Bono.

W 1989 r. pojechał do Amsterdamu, by zaprosić zespół do Polski, a przy okazji przeprowadzić wywiad. Wówczas grupa U2 po krążkach „War”, „The Unforgetabble Fire” a zwłaszcza „Joshua Tree” była najjaśniejszym punktem na rockowym parnasie świata.

Liczyłem ja i grono wielu osób, że uda mi się zaprosić U2 na koncert. Czułem się jak wysłannik odrodzającej się Polski, niczym rzecznik ruchu „Solidarność” i uciskanego do niedawna narodu. Przecież U2 zawsze śpiewało o wolności i nadziei. – mówi Maciej Chmiel.

Trudno wyobrazić sobie Lecha Wałęsę w roli promotora rocka i koncertów halowych, ale wabikiem na Bono miał być właśnie list od ówczesnego prezydenta Rzeczpospolitej.

Zaproszenie do Polski podpisane przez Wałęsę ukryłem w kieszeni koszuli i wsiadłem do samolotu. Uprzednio od wielkiej fanki U2 z Warszawy otrzymałem bilet na koncert U2. – wspomina Maciej Chmiel. – Przez kilka godzin koczowałem w tłumie fanów przed hotelem, gdzie zatrzymał się irlandzki kwartet.

Gdy Bono wreszcie podjechał pod hotel, wyrwał się tłumu. Bono od razu zauważył naklejkę Solidarności na mojej teczce i mikrofon. Po wielu próbach i zdarzeniach wreszcie udało się przez prawie pół godziny porozmawiać z wokalistą U2.

O kulisach tej wyprawy pod niebo Niderlandów, sieci przyjaznych kontaktów i szczerych ludzi, nieszczerości managerów i oficerów prasowych gwiazd, wreszcie samym spotkaniu oko w oko z Bono opowiedział mi szczegółowo tutaj:

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątek, zawsze po Poranku WNET ok. 9:10. Na Muzyczny Wtorek ekipa Studia 37 zaprasza zawsze we wtorki od 13:00 i od godziny 19:00.

Pożegnanie (moje) z U2 – w oktawie 40. rocznicy premiery albumu „War”. Tomasz Wybranowski

W czasie ostatnich 10 – 15 lat modnie jest krytykowanie albo jak kto woli „jechanie” po grupie U2 jak „po łysej kobyle”. Jako wielki fan zespołu robię to znacznie dłużej a muzycy U2 dolewają paliwa,

Moja krytyka dublińczyków opiera się na straconych złudzeniach samego siebie, dojrzałości idącej z wiekiem i naiwnej wierze (jednak!), że U2 jeszcze nagrają znakomity album, który szczerze zauroczy i odmieni świat.

Od 1982 roku, kiedy jako dziesięciolatek po raz pierwszy usłyszałem nagranie „Gloria”, stałem się fanem U2. Ten stan trwa do dziś, bo grupa stała się bandem mojego życia, a i losy zawiodły na Szmaragdową Wyspę. Fakt wyjątkowości U2 dla mnie nie uwiera i nie przeszkadza, aby być wobec nich krytycznym. U2 przebyli wielką podróż w czasie i przestrzeni. Z nikomu nieznanych irlandzkich post – punkowych rebeliantów, którzy nie mieli nic prócz marzeń, stali się gwiazdami rocka najwyższego formatu.

Tomasz Wybranowski

 

Niestety ostatnie ich albumy jak „No Line On The Horizon”, „Songs of Innocence” a zwłaszcza „Songs of Experience” udowadniają tezę, że marka związana z nazwą U2, zasługi i dotychczasowy dorobek gwiazdorski nie zwalniają z obowiązku tworzenia po prostu dobrych piosenek.

 

 

Bono, The Edge, Adam Clayton i Larry Mullen junior uczynili swój specyficzny muzyczny świat i rozpoznawalny styl. Gitara Edge’a i jej dźwięki, urywane, cięte i drapieżne, przepełnione efektami poczciwego delaya czy reverba, zna każdy.

Bono, „rockowy apostoł” – jak czasami pisano o nim dawniej – obdarzony głosem pełnym pasji i zadziorności, był niedościgłym wzorem dla wielu wokalistów i jednocześnie poetów rockowych piszących z głębszym przesłaniem. Niezwykła sekcja Adam Clayton – Lary Mullen Jnr, czyli fundament równo odmierzająca melodyczna machina rytmu, stanowią szkielet U2. Oto stare i korzenne U2. Stare, niestety! Stare…

Pamiętam, jak czekałem w 2014 roku na album „Songs of Innocence” wierząc, że oto U2 dokona zwrotu przez rufę po raz czwarty w karierze. Niestety rozczarowałem się. Sam siebie pytałem (czemu dałem smutny wyraz w pewnej recenzji na portalu wPolityce.pl), jak jest możliwe, że legenda rocka nagrywa album odarty z jakiejkolwiek oryginalności, finezji czy muzycznych zaskoczeń, tak miłych uszom (i sercom) słuchaczy?

U2 stroi się w szaty cesarza z pamiętnej baśni, kiedy tak naprawdę są nadzy i niczego ożywczego i wartościowego na ostatnich albumach nie oferują. Chemia i braterska więź, o której wielokrotnie mówili w wywiadach muzycy U2, zniknęła jak poranna mgła, jak śnieg który czasem przyprószy majową trawę. A to właśnie dzięki braterstwu i wzajemności pragnień i marzeń o „swojej muzyce” stworzyli swój styl. Niepowtarzalny, jedyny i oryginalny, bo w młodości, nad granie coverów tych wielkich, woleli tworzyć swoją muzykę. Muzykę!!!

Teraz zostaje odcinanie kuponów od sławy, czego dowodem zestaw „Songs of Surrender”, który ukaże się 17 marca, w dniu św. Patryka patrona Irlandii.

 

„Songs of Surrender” to zestaw szlagierów U2 znanych z poprzednich płyt nagranych na nowo, czasami ze zmienionymi aranżami, a nawet słowami (patrz „With or Without You”).

Kocham U2 od ponad 40 lat. Wielbiąc ich za wiele emocji związanych z ich nutą, przeżycia i oceany radości związanych z ich wyśmienitymi koncertami, muszę napisać, że obecnie

Nie ma teraz (chyba?) bardziej pozerskiego zespołu, niż U2!

Karierę U2 dzielę na trzy etapy. Pierwszy, kiedy byli biednymi, młodymi i naiwnymi Irlandczykami – idealistami przekonanymi, że wymachiwaniem białą flagą i antywojennymi tekstami swoich piosenek wzmocnionymi charakterystycznymi rockowymi riffami zmienią świat. To wtedy nagrali najbardziej fenomenalne krążki jak „War” (1983), „The Unforgettable Fire” (1984), czy „The Joshua Tree” (1987).

Już wówczas mieli na swoim koncie masę przebojów, albumy na szczytach sprzedaży i coraz szybciej sprzedające się bilety na ich koncerty. Nie kryli też, że świadomie chcą docierać ze swoim przekazem do masowego odbiorcy.

Etap drugi nastąpił po wydaniu albumu „Zooropa” (1993). W latach 90. XX wieku, czego ucieleśnieniem był krążek „Pop” (1997), z pozytywnie nawiedzonego rockowego zespołu pacyfistycznego zmienili się w biznesmenów i skomercjalizowanych, stechnicyzowanych i totalnie urentownionych mesjaszy na pokaz.

Gdzieś tak od 1995 roku porzucili natchnienie, kreację siebie i misyjnego rocka, który słuchaczom dawał moc antycznego katharsis.

W latach 80. i jeszcze na krążku „Achtung Baby” dawali słuchaczom możliwość odreagowania stłamszonych wyścigiem zbrojeń i wojnami wiszącymi w powietrzu napięć, emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń.

U2 byli wówczas tym, kim dla antycznych Greków Ajschylos, który w finale tragedii „Król Edyp” napisał:

„A więc bacząc na ostatni bytu ludzi kres i dolę,
Śmiertelnika tu żadnego zwać szczęśliwym nie należy,
Aż bez cierpień i bez klęski krańców życia nie przebieży.”

Ich płyty z lat 80. budziły mocne emocje. Bono, Edge, Adam Clayton i Larry Mullen Junior przedstawiali w swoich piosenkach sytuacje z życia i skrajne, i drastyczne, tak dobrze znane pokoleniu dwudziesto i trzydziestolatków.

U2 wówczas, być może instynktownie (a być może za sprawą boskiego magicznego dotknięcia i wieszczego artyzmu), okazywali milionom słuchaczy i widzów to, co mogło niepokoić ich świadomość.

Takie nagrania jak „Sunday Bloody Sunday”. „Seconds”, czy „Refugee” (z albumu „War”), „Wire” i „Bad” (z krążka „The Unforgettable Fire”), oraz „Bullet the Blue Sky”, „Running To Stand Still” i „Mothers of Disappeared” (płyta „The Joshua Tree”) przywracały balans psychiczny.

Oto U2 twórcy przedstawiali aspekty świata z przyporządkowanymi przez nich emocjami, zaś słuchacze otrzymywali proces katartyczny, czyli przeżycie intelektualno-uczuciowe tegoż świata przedstawionego.

Ja wyciągnąłem z tych albumów szacunek dla pokoju, pogardę dla tyranów i sprzedajnych polityków, odrazę dla hipokryzji i hipokrytów, szczególnie dla tych, którzy niby to niosąc pokój i wolność w miejsce dyktatorów osadzają na tronach spolegliwych prezydentów, którzy kochają mamonę i wielkie korporacje… Przypadek?

Tak dzieje się i dzisiaj, tylko wrzuceni w wiry kategorycznego opowiadania się za kimś (lub czymś) w każdej możliwej dziedzinie i sytuacji, zapomnieliśmy o logicznym myśleniu i możliwości porzucania stada, zwłaszcza wtedy, kiedy biegnie ku przepaści.

W latach 90. XX wieku U2 zaczęli podążać za modami. W głowach członków U2 zwyciężyły względy komercyjne. Nie piszę „niestety”, ponieważ każdy wybiera własną drogę, mając wolną wolą i serce.

Dysonans poznawczy pojawił się na albumie „Pop”. Mimo, że w nagraniach jak „Miami” i „The Playboy Mansion” otwarcie krytykują konsumpcjonizm (wysłuchaj wersów o „big macach” i „coca-coli”) i megalomański styl życia, to cała trasa PopMart była tego zaprzeczeniem.

Mark Fisher, projektant sceny dla U2, próbował ideę przewodnią opisać za pomocą rozpoznawalnych symboli, takich jak połowa znaku McDonalds i gigantyczny kij koktajlowy z oliwką symbolizującą nadmiar picia. Pomysł polegał na wykorzystaniu ogromnego ekranu LED i nasyceniu widza niezwykle szybko zmieniającymi się obrazami i maksymalizacją efektów.

Zespół tłumaczył, że to memento dla nadmiernego konsupcjonizmu i hedonistycznych pobudek otaczania się wszystkim co modne. Zamysł iście chwalebny a pobudki moralitetowe warte braw, ale sama trasa rozczarowała. Nie tyle koncertami, bo te były widowiskowe i wyprzedzające epokę, ale promocją słabych piosenek ze słabiutkiej płyty „Pop”.

131 koncertów, mimo problemów z frekwencją w kilku miastach USA, przyniosło wielkie zyski. Box office zamknął się kwotą ponad 173 milionów dolarów. Przy okazji U2 po raz pierwszy zagrali w Polsce. Stało się to 12 sierpnia 1997 roku, na warszawskim Służewcu.

 

 

Bazgrzę, palę cygara, piję wino, czytam Biblię i występuję w zespole. Taki sobie pozer [śmiech]… który lubi malować to, czego nie widzi. Mąż, ojciec, przyjaciel biednych, czasem też bogatych. Społecznik, wędrowny handlarz pomysłów. Szachista, gwiazda rocka na pół etatu, śpiewak operowy najgłośniejszego zespołu folkowego na świecie. I co ty na to? –Bono o sobie samym. Cytat z książki „Bono about Bono”, która jest zbiorem rozmów z francuskim dziennikarzem Michki Assayasem.

 

Muzycznie ostatnim albumem w całości, jaki da się jeszcze posłuchać jest „Zooropa”, potem to już dała o sobie znać znużenie i rutyna. Wyróżnić można trzy nagrania na „All That You Can’t Leave Behind”, pół materiału z „How To Dismanttle An Atomic Bomb” i dwa nagrania z „Songs of Innocence”. Bezbarwne granie do antrykotu mody dla słuchaczy mainstreamu weszło (niestety!) U2 w krew. Zwłaszcza, że Coldplay czy Jay-Z zaczęli odsuwać czterech dublińczyków od skarbca i splendorów.

Starzy i dozgonni fani U2, jak i ja (bo zawsze będę!), mówią i piszą wprost: „muzyczny statek U2 odpłynął”. Wielu podejrzewa, że sprawia to sytość i spełnienie grupy, która szczerymi i znakomitymi albumami z lat 80. XX wieku wspięła się nie tylko na szczyty list sprzedaży płyt, najchętniej kupowanych singli, ale przede wszystkim zdobyła serca słuchaczy.

Od czasu „Pop” stało się jasne, że U2 stało się już wielką fabryką z korporacyjnymi przybudówkami na niemal każdym kontynencie. Marka U2 ma zarabiać i zarabia, a koncerty, mimo spadku jakości i braków zachwytów nad kolejnymi studyjnymi krążkami, same się kręcą.

Dla wielu fanów U2 to smutny przykład upadku z naprawdę dużej wysokości grupy, która z kultowej zmieniła się w korporacyjną maszynkę do robienia kasy.

Jeszcze surowiej oceniany jest Bono, zwłaszcza w rodzinnej Irlandii. Nie brakuje głosów, że z charyzmatycznego wokalisty przemienił się w najbardziej irytującego przedstawiciela przemysłu rozrywkowego, który sprawia wrażenie omnibusa.

O spełnieniu i niespełnieniu mówi Bono, w cytowanej już książce „Bono AboutBono” tak:

Można nas [U2] porównać do boksera, któremu zabrakło ze sześć cali do trafienia przeciwnika prawym sierpowym. Przeważnie właśnie tak się czuliśmy jako zespół. Bardzo rzadko, dlatego że działaliśmy szybko, jakaś wewnętrzna siła pozwalała nam osiągnąć jeden czy drugi z naszych celów, ale zwykle zamiary były ambitniejsze niż rzeczywiste osiągnięcia.

 

U2 i The Joashua Tree Tour 2017, Tokio. Fot. witryna u2.com

Korporacyjny „rock” od U2 kontratakuje. Apple, Apple, Apple…

Korporacjonizm to trzeci rozdział w dziejach grupy U2. Podczas  „PopMart World Tour” zaczęli romansowanie na całego z nową technologią. Okazało się jednak, że sympatycy U2, zgodnie stwierdzili, że zabrnęło to za daleko.

Oto firma Apple miała zapłacić U2 100 milionów dolarów za album „Songs Of Innocence”, który trafił na konta iTunes 9 września 2014 roku. Przypadek? Zbieg okoliczności? Koincydencja czasu i przestrzeni? Ani trochę. Oto mniej więcej w tym samym czasie hegemon Apple wypuszcza na rynek iPhone’a 6.

 

Bono poczas trasy U2 360° TOUR z 2009. Fot. witryna u2

Starzy fani uznali to za zdradę ideałów z przeszłości kwartetu z Dublina. Jeszcze ostrzej zareagowali młodzi użytkownicy. „Songs Of Innocence” został automatycznie pobrany na konta iTunes ponad 500 milionów użytkowników. To wywołało wielkie oburzenie! Ortodoksyjni fani oniemieli twierdząc, że „muzyka U2 i ich płyta nie może być swoistą reklamówką nowych produktów Apple”! Młodzi użytkownicy sklepu iTunes i często niesłuchający dublińczyków oburzyli się owym „darmowym darem muzycznym”.

Młodzi protestowali, ponieważ 11 nagrań z nowej płyty U2 pojawiło się w ich urządzeniach bez ich wiedzy. Potraktowano to słusznie jako ingerencję w prywatność. Ale brak wiedzy, skąd pochodzi album i dlaczego się znalazł w przenośnych urządzeniach to jedno, bowiem drugim i znacznie większym problemem była niemożliwość usunięcie piosenek U2 z kont.

Firma Apple wypuściła na rynek specjalną aplikację sześć dni po premierze, która wymagała od użytkowników zalogowania się na swoje konta AppleID, aby usunąć wszystkie niechciane 11 utworów U2. Tydzień po zdarzeniu Bono przeprosił. Powiedział, że to wyłącznie jego wina i bierze na siebie pełną odpowiedzialność za wywołane przez niego zamieszanie i oburzenie.

 

 

Ostatnią studyjną płytą, którą nagrali panowie z U2 jest „Songs of Experience” (premiera 1 grudnia 2017 roku). W recenzji sprzed pięciu lat napisałem, że

[…] poza trzema nagraniami: „Lights of Home”, cudną balladą „The Little Things That Give You Away” i „The Blackout” o reszcie nie warto się rozpisywać. I jak to jest, że najlepsza piosenka „Book of Your Heart” jest tylko dodatkiem w wersji Deluxe? Źle nie jest a dobrze wcale – jak mawia mój tata Józef. Tak samo można ocenić ten album, który jest znakomitym, bezbarwnym wypełnieniem tła, gdy potrzebujemy muzyki towarzyszącej. Nic nadto prócz wspomnianych piosenek”. […]

Przestraszyłem się tych słów sprzed lat. Pisząc ten tekst sięgnąłem po płytę i przesłuchałem ją dwa razy. Efekt? Nie zmieniam zdania, z jednym wyjątkiem. Piosenka „Landlady” wybija się ponad miałką średnią. Smutno robi się, kiedy wielcy U2 chcą brzmieć jak Coldplay, który także stał się muzyczną karykaturą siebie.

Jak zwykle łapię się na tym, że polegam wciąż (mimo pięćdziesiątki na karku) łapię się na lep mojej naiwności, która liczy na przebłysk U2 i objawienia kolejnych „War”  czy „Achtung Baby”. Wciąż wierzę, że to się wydarzy! Swoją drogą Bono, Adam, The Edge i Larry wiedzą doskonale, że każda ich nowa płyta będzie konfrontowana z ich muzycznymi szczytami. A to może być nad wyraz stresujące.

Wierzę też, że Bono, ten rockman z kompleksem mesjasza i zbawcy przez muzykę porzuci uniform sarkastycznego weterana o własną sławę i przypomni sobie, że był największym idolem mojej (naszej?) młodości?

Pierwszy krok ku temu już zrobił wydając autobiografię „Surrender. 40 piosenek, jednak opowieść” i wyznając:

„Urodziłem się z sercem ekscentryka i ego większym od poczucia własnej wartości”. – Bono.

Polecam tę książkę absolutnie do przeczytania. Inaczej spojrzymy na Bono, czyli Paula Davida Hewsona i – wierzę, że dacie mu jeszcze jedną szansę. Tak jak ja… od 39 lat.

Tomasz Wybranowski

 

To On powinien był dostać Nobla. Nie Miłosz… 24. rocznica śmierci Zbigniewa Herberta. Opowiada Tomasz Wybranowski

Zbigniew Herbert zarzucał Miłoszowi pisanie „bardzo niesmacznych artykułów” w czasach stalinowskich. Miał też, jak mawia Bohdan Urbankowski, pretensje o pracę Miłosza dla PRL-owskiej dyplomacji. Krytykował również rozumienie roli poety przez późniejszego noblistę Cz. Miłosza, jako służebnej wobec polityków. Herbert i Miłosz to jak Mickiewicz i Słowacki. Ich drogi były równoległe, ale rozbieżne.

Wczoraj smutno rozmyślałem o cesarzu polskich poetów. Wczoraj (28 lipca 2022) przypadła 24. rocznica śmierci Zbigniewa Herberta. Dlaczego dziś wspomnienia?

To proste, osobiście byłem ciekaw, ile mediów, ile redakcji wspomni cesarza polskich poetów ostatnich 150 lat.

Zbigniew Herbert był poetą, który przetrwa stulecia. Był przede wszystkim mądrym człowiekiem i prawdziwym erudytą, który zawsze sprzeciwiał się systemom zniewolenia.

Twierdzę, że to On powinien był dostać Nobla. Wszystkie Noble począwszy od Czesława Miłosza, Lecha Wałęsy, Wisławy Szymborskiej po Olgę Tokarczuk, oddałbym wiedząc, że On otrzymał to wyróżnienie. W przeciwieństwie do innych artystów, tak jak Czesław Miłosz czy Wisława Szymborska, Zbigniew Herbrt nigdy nie uległ stalinizmowi w poezji. Jako powstaniec warszawski i żołnierz AK. – powiedział Tomasz Wybranowski. 

Tutaj do wsyłuchania montaż słowno – muzyczny Tomasza Wybranowskiego poświęcony Zbigniewowi Herbertowi:

 

W programie pojawiły się dwa nagrania z albumu „Herbert”. To niezwykły hołd muzyków dla Zbigniewa Herberta, kiedy w 2009 roku przypadała jego 85. rocznica urodzin. Premiera książki z płytą miała miejsce 29 października 2009 roku.

Pomysłodawcą projektu i kompozytorem jest Karim Martusewicz – basista Voo Voo i lider międzynarodowego kolektywu muzycznego Karimski Club.

Zaproszenie do śpiewania i recytowania poezji Herberta przyjęli: Sylwia Wiśniewska, Gaba Kulka, Jan Nowicki, Maciej Stuhr, Rafał Mohr, Wojciech Waglewski, Adam Nowak, Muniek Staszczyk, Sebastian Karpiel – Bułecka oraz rozliczni przyjaciele z Karimski Club, którzy w swoich ojczystych językach interpretują tę niesłychanie dojrzałą twórczość.

Dzięki archiwalnym nagraniom Polskiego Radia, na płycie można też usłyszeć głos samego Zbigniewa Herberta. 

 

 

A oto mój poetycki hołd dla mojego mistrza Zbigniewa Herberta, bo drugim przecie Ernest Bryll.

NOCNE CZUWANIE

Mojemu Mistrzowi Zbigniewowi Herbertowi

Największemu polskiemu poecie

Teraz Książę

Kiedy jesteśmy sami

Możemy porozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną …

Leżysz i to jest właśnie koniec

Martwe i puste dłonie

Półotwarte oczy odbijające gasnące światło

Któż cię wspomni?

Brzydka i zapłakana studentka literatury

Żałująca, że nie miała wymarzonych 5 minut

Sam na sam z tobą?

Chorobliwie rozmarzeni młodzieńcy

Śniących o buncie, złej miłości

I lekkim życiu?

Kim byłeś Książe ?

Oszustem, łgarzem i prowokatorem

Złych zdarzeń

Nie pragnąłeś zemsty, ale władzy

Oszukałbyś wszystkich gdyby nie Leartes

I trochę zroszonej stali

Dziękuję ci Książe!

Bo wiem jak żyć nie należy, choć

z piekielnych czeluści szydzisz

Że to tylko „słowa, słowa, słowa…”

Być może, ale ja wracam do życia

Do wierszy i spacerów w cieniu domów wariatów

Żebrzących bosych dzieci i szklanych wieżowców

Kościołów i fabryk szczęścia

Małych dyktatorów w stroju demokraty

I zwykłych ludzi

Na dnie duszy która kurczy się

od spazmów wymuszonego śmiechu

Odkrywam życie

Tam, gdzie ty musiałeś odejść

Książe…

Wiersz ze zbioru „Nocne Czuwanie” [wydawnictwo Kontury, 2021].

Tutaj do obejrzenia i wsyłuchania rozmowa Oto moja rozmowa z panem Sławomirem Szenwaldem, dyrektorem nadzwyczajnej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zbigniewa Herbarta w Gorzowie Wielkopolskim.

 

Bogdan Feręc – parlament w Irlandii chce wprowadzić podatek, który karałby firmy za nadmierne podnoszenie cen energii

Redaktor naczelny portalu Polska – IE.com wyjaśnia jak wysokie temperatury wpływają na życie mieszkańców Irlandii. Mówi o podatku, który tamtejszy parlament chce nałożyć na firmy energetyczne.

Republika Irlandii zmaga się z wysokimi temperaturami. W Galway czy Dublinie temperatury sięgają 29 stopni Celsjusza, a nawet rekordowo przekraczają 33 stopnie.

Tak stało się dziś 18 lipca 2022 roku. A rekordową temperaturę odnotowała stacja meterologizna w mieście Trim, znanym fanom filmu Mela Gibsona „Braveheart”.

Wyniosła ona 33,4 stopnia Celsjusza!

Z jednej strony skwar panujący na Szmaragdowej Wyspie podoba się mieszkańcom (jako ludzie lubimy raczej jak jest ciepło), z drugiej nie są do niego przyzwyczajeni.

Tak wysokie temperatury niedługo się skończą. Termometry znów wskażą maksymalnie 19 stopni. Ma tez pojawić się wiatr.

Mówi redaktor naczelny portalu Polska – IE.com Bogdan Feręc. Wysokie temperatury niedługo znikną, jednak skutki przez nie spowodowane mogą trwać znacznie dłużej. W całym kraju panują obecnie niedobory wody. Szczególnie odczuwają to rolnicy.

Proszą stosowne władze o dostarczanie wody beczkowozami, gdyż nie mają jak napoić zwierząt. To jednak nie jedyne kłopoty irlandzkich farmerów. Przez to, że wiosna dość późno zawitała na Szmaragdową Wyspę, plony zboża mogą być w tym roku nieznacznie niższe.

Irish Water wystosowało apel do irlandzkiego społeczeństwa, aby w najbliższych dniach oszczędzać wodę i nie używać jej do

„celów innych niż niezbędne, czyli ograniczyło podlewanie ogrodów i mycie samochodów, co pozwoli uniknąć wprowadzenia zaostrzonych zasad dostaw wody.”

Tutaj znajdziecie archiwalne programy ze Studia 37 Dublin: mixcloud.com/TwojeRadioDublin/Wnet37Studio/ 

 

 

O ile jednak mieszkańcy Irlandii nadal zużywać będą nadmierne ilości wody, konieczne może okazać się wprowadzenie pewnych ograniczeń, w tym obniżenia ciśnienia w rurach lub czasowych przerw w dostawach.

Linie energetyczne/Fot. Wikimedia Commons

 

Z mniejszymi zbiorami będą zmagać się głównie rolnicy, cały kraj może odczuć na sobie kryzys energetyczny.

Chcąc zapobiec nadmiernemu wzrostowi cen, parlament w Irlandii chce wprowadzić specjalny podatek.

Płaciłaby go każda firma, która zdaniem odpowiedniego regulatora podniosłaby cenę jedynie dla maksymalizacji swoich zysków.

Kwestia podatku od przedsiębiorstw energetycznych, omówiona została już przez ministra Ryana i ministra finansów Paschala Donohoe. Panowie doszli do porozumienia, iż podatek powinien się pojawić wraz z kolejnym budżetem Republiki Irlandii i wprowadzony być natychmiast, gdyż

przewiduje się skokowy wzrost cen na nośniki energii, nastąpić ma już jesienią.

Podatek skłaniać ma firmy energetyczne, aby to one stały się poniekąd regulatorem rynku, czyli ograniczyły swoje zyski, a w konsekwencji o ile podwyżki będą konieczne, nie były na poziomach, jakie obserwowano do tej pory.

Jeżeli chcesz dowiedzieć się o kryzysie najmu nieruchomości w Irlandii oraz o problemach przewodniczącego Fianna Fáil Michaela Martina, koniecznie wysłuchaj całej rozmowy z redaktorem Bogdanem Feręcem, szefem portalu Polska-IE.com i Studia Riverside Radia Wnet.

Język polski został wprowadzony do irlandzkich liceów w 2020 roku. Niewiele osób o tym wie – mówi Agnieszka Grochola

Magdalena i Agnieszka Grochola. Fot. arch. Polska Szkoła w Galway.

Doradca metodyczny w Post-Primary Languages Ireland opisuje rozwój popularności języka polskiego w irlandzkich szkołach.

Agnieszka Grochola o nauczaniu języka polskiego w irlandzkich szkołach. Został on wprowadzony do irlandzkiego systemu edukacji. Nauczany jest w 26 irlandzkich liceach.

Jest to po prostu historyczna szansa dla nas, dla polskich dzieci tutaj w Irlandii, dla polskich nauczycieli.

Czytaj także:

Agnieszka Grochola: języka polskiego można się uczyć w 24 szkołach w Irlandii

Doradca metodyczny w Post-Primary Languages Ireland wyjaśnia, że cztery irlandzkie szkoły prowadzą wspólne zajęcia on-line z polskiego.

Z tego programu skorzystało siedemnastu polskich maturzystów. Ten projekt się rozrasta.

Na kolejny rok chętnych jest 26 uczniów z siedmiu szkół.

K.B./A.P.