Oskarżanie ofiar i zaprzeczanie sprawstwu nie prowadzi do pojednania w prawdzie / Mariusz Patey, „Kurier WNET” 85/2021

Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów od 1943 r. prowadziła działania maskujące swoje zbrodnie. Istnieje aż nadto dokumentów świadczących o planowaniu i realizowaniu eksterminacji polskiej ludności.

Mariusz Patey

W cieniu Wołynia

Polacy często są zaskakiwani informacjami z Ukrainy o kolejnych upamiętnieniach już nie tylko Stepana Bandery, ale także Romana Szuchewycza czy Dmytra Klaczkiwskiego. W polskiej opinii zwłaszcza ci dwaj ostatni są uważani za winnych zorganizowania niezwykle brutalnych masowych mordów na polskiej ludności cywilnej, w tym kobiet i dzieci. Z drugiej strony często na Ukrainie podnosi się potrzebę współpracy ze współczesną Polską. Myślę, że aby zrozumieć tę sprzeczność, warto przeczytać książkę profesora Romana Drozda Ukraińska Powstańcza Armia, wydaną przez Burchard Edition.

Roman Drozd jest historykiem pochodzenia ukraińskiego, mieszkającym w Polsce i od dawna zaangażowanym w dialog polsko-ukraiński. Trudno go podejrzewać o chęć psucia współczesnych polsko-ukraińskich stosunków, wręcz przeciwnie. W swojej książce przytoczył deklarację Antoniego Podolskiego: „Są wszystkie dane ku temu, by Polska i Ukraina zaprzyjaźniły się jak jeszcze nigdy w historii”. Odwołał się też do stwierdzenia prof. Zbigniewa Brzezińskiego: „Niepodległa Ukraina jest kluczem do stabilizacji i pokoju w Europie Środkowej, w tym także bezpieczeństwa Polski”. Trzeba zgodzić się z wydawcą książki R. Drozda, iż „nie można się przyjaźnić, nie znając się wzajemnie”. I tu dochodzimy do sedna problemu.

Profesor R. Drozd postawił sobie za cel upiększyć wizerunek UPA w polskim społeczeństwie. Wierząc głęboko w postawione przez siebie tezy i mając na uwadze tylko dotarcie do prawdy – czego nie wykluczam – uderza w dorobek pracy wielu polskich badaczy.

Dla osób pochodzenia ukraińskiego, których rodziny przeżyły Akcję Wisła, UPA jawi się często jako obrońca ukraińskiej ludności przed komunistyczną przemocą. Sami Ukraińcy określają się jako ofiary totalitaryzmów, a UPA postrzegają jako formację narodowowyzwoleńczą, jakich powstało wiele w tej części Europy. Polską narrację historyczną traktują jako powielanie „kłamstw, jakie na temat UPA szerzyła czerwona propaganda”. A zatem według wydawcy książki, jak i jej autora, „Ukraińska Powstańcza Armia była wojskiem. Poległym żołnierzom UPA należy się szacunek, jak wszystkim żołnierzom poległym w walce o wolność swej ojczyzny”.

Polska opinia publiczna nie twierdzi, że zmarłym nie należy się spokój i prawo do grobu. „Świętość” cmentarzy jest powszechnie akceptowana w Polsce. A „świętokradcy” niszczący groby (choć i tacy się zdarzają) spotykają się z potępieniem. I tak w Polsce mamy cmentarze żołnierzy niemieckich, a nawet członków szczególnie źle zapisanego w polskiej pamięci zbiorowej oddziału SS Dirlewangera (cmentarz niemiecki w Nadolicach Wielkich na Śląsku). Mamy także groby enkawudzistów czy zbrodniarzy komunistycznych.

Polska opinia publiczna mogłaby się tu zgodzić z R. Drozdem co do potrzeby ochrony grobów także członków UPA. Natomiast już trudno przejść do porządku nad hagiografią osób uwikłanych w masowe zabójstwa kobiet i dzieci.

Tymczasem historycy, publicyści piszący o zbrodniach UPA są traktowani przez autora książki jak co najmniej inspirowani przez obce agentury. Autor i wydawca wierzą, iż pomimo aktywności tych „agentur”, „przyjaźń Ukraińców i Polaków rozwinie się, wbrew plugawym kłamstwom różnych prusów i poliszczuków”.

R. Drozd oczywiście nie uważa, iż morderstwo jest czymś dobrym, ale z przekonaniem próbuje znaleźć okoliczności łagodzące czy wręcz podważa sprawstwo OUN w ludobójczej polityce czystek na Wołyniu.

W części pierwszej swojej książki generalnie słusznie krytykuje politykę władz polskich wobec mniejszości ukraińskiej, prowadzoną w czasach międzywojnia. Do czynników zaogniających relacje polsko ukraińskie zaliczył politykę asymilacji państwowej uderzającą w szkolnictwo ukraińskie, tworzenie szkół dwujęzycznych utrakwistycznych w miejsce ukraińskich, ograniczanie działalności ukraińskich organizacji niepodległościowych, utrudnianie funkcjonowania Cerkwi prawosławnej, a nade wszystko akcje policyjno-wojskowe wymierzone w ludność ukraińską (w reakcji na wzrost działań sabotażowych ze strony ukraińskich nacjonalistów i komunistów).

Podana przez autora liczba 800 spalonych przez oddziały polskie ukraińskich wiosek od września do października 1930 r. jest zupełnie niewiarygodna, jednak pamięć o stosowanej polityce odpowiedzialności zbiorowej i polskich represjach była żywa wśród Ukraińców.

Bohdan Hud w swojej książce Polacy i Ukraińcy na Naddnieprzu, Wołyniu i Galicji Wschodniej w XIX w i pierwszej połowie XX w., wydanej po polsku, przyznaje: „Chociaż oczywiście to, co zostało powiedziane, nie uzasadnia roli OUN i UPA w tej tragedii, jak napisali między innymi ukraińscy uczestnicy Danyło Szumuk, Jewhen Stachów i Petro Poticzny”.

W prasie OUN, na przykład w piśmie „Rozwój Narodu”, tak komentowano sytuację: „Zbliża się nowa wojna, do której winniśmy się przygotować. Z chwilą, kiedy ten dzień nadejdzie, będziemy bez litości, zobaczymy powstających Żeleźniaków i Gontę, i nikt nie znajdzie litości, a poeta będzie mógł zaśpiewać »ojciec zamordował własnego syna«. Nie będziemy badali, kto bez winy, tak jak bolszewicy, będziemy najpierw rozstrzeliwali, a potem dopiero sądzili i przeprowadzali śledztwo” (Florentyna Rzemieniuk, Unici Polscy 1596–1946, Siedlce 1998, s. 202, 204, 210.).

Temat nadużyć polskich żołnierzy na Wołyniu poruszył także w rozmowie ze mną Jurij Szuchewycz, podając je jako jedną z przyczyn ukraińskiej niechęci do Polaków. Jednak nie próbował usprawiedliwiać mordów na polskiej ludności cywilnej chęcią odwetu. Swoje wieloletnie więzienie skomentował krótko: „dzieci nie powinny odpowiadać za winy ojców”. Dlatego niepokoi u R. Drozda próba tłumaczenia stosowania logiki odpowiedzialności zbiorowej przez działaczy OUN i dowódców UPA wobec ludności polskiej.

W rozdziale III swojej książki tak opisał stosunek OUN–UPA do Polaków: „UPA nadal realizowała program spychania ludności polskiej za Bug, a szczytowe nasilenie akcji przypadło właśnie na lipiec-sierpień 1943 r.” (s. 119) i „Moim zdaniem liczby poniesionych ofiar po obu stronach będą bardzo przybliżone. Oczywiście trudno tutaj wskazać, kto był stroną atakującą, a kto broniącą się…”. Można zapytać, czy R. Drozd nie rozumie, co zapisano w przytoczonym przez niego dokumencie (kwiecień 1943 r.): „we wsi Knuty w rejonie sztumskim spalono całą polską kolonię (86 zagród), a ludność zlikwidowano za współpracę z gestapo i władzą niemiecką” (s. 123). Czy polskie dzieci z Knut też współpracowały z gestapo?

Trzeba się zgodzić z twierdzeniami ukraińskich historyków, że nie wszyscy członkowie OUN popierali brutalne czystki na ludności polskiej. Nie oni jednak mieli wpływ na politykę organizacji. Jedni, jak Ivan Mitrynga (mimo, że będąc w OUN niejednokrotnie wygłaszał rasistowskie poglądy) czy Boris Lewickyj, wystąpili z OUN i przyłączyli się do oddziałów petlurowskich Tarasa „Bulby” Borowca. Inni, jak Jewhen Stakhiv, pracowali na obszarach, na których polsko ukraińskie problemy etniczne nie istniały.

OUN, mając scentralizowaną strukturę narzucało swoją politykę całej organizacji. Politykę tworzoną przez – trzeba przyznać – wąskie grono prominentnych przywódców. Analizując prace programowe działaczy OUN, Marek Wojnar, w pracy Myśl polityczna Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w drugiej połowie lat trzydziestych w świetle nowych dokumentów” (M. Wojnar, Instytut Studiów Politycznych PAN) zauważył, iż działacze OUN już w II połowie lat 30. byli zafascynowani osiągnięciami systemów totalitarnych, a swoje cele zamierzali realizować wszelkimi metodami. Problem pojawia się, kiedy odchodzimy od dekalogu moralnego, w imię „wyższych celów”. I usprawiedliwiamy stosowanie przemocy wobec grup etnicznych, religijnych, społecznych, a zwykłe państwo prawa zostaje zastąpione logiką odpowiedzialności zbiorowej…

Po 1945 r. (a więc za późno dla tysięcy niewinnych ofiar) do części przywódców OUN dotarło, iż nie polscy wieśniacy są wrogiem idei ukraińskiego państwa narodowego, ale władza radziecka. Podjęto spóźnione próby porozumienia między polskim podziemiem niepodległościowym a UPA, które skutkowały zmniejszeniem ilości wzajemnych napadów na ludność cywilną.

Porozumienie zostało dostrzeżone jako realne zagrożenie przez polskie i radzieckie władze komunistyczne, jednak wobec sprawnie działających służb komunistycznych oraz oporu dużej części działaczy polskiego podziemia antykomunistycznego nie wyszło poza lokalne struktury podziemne. Rów wykopany na Wołyniu był zbyt głęboki do przeskoczenia.

Analizując poglądy R. Drozda, można zrozumieć mechanizm psychologiczny wypierający fakty zaburzające percepcję ukochanych dziadków, opowiadających wnukom o ich bohaterskiej walce za niepodległą Ukrainę. Niestety człowiek może być dobrym, kochającym ojcem, bratem, mężem, patriotą, a jednocześnie krwawym mordercą. Ta uwaga nie dotyczy tylko członków OUN. Aby usprawiedliwić godne pożałowania czyny swoich bohaterów, trzeba oskarżyć ofiary. Można też zaprzeczać sprawstwu. Takie zabiegi jednak nie doprowadzą do pojednania w prawdzie. Bowiem „prawda ofiar” żyje w ich dzieciach i wnukach, w setkach wspomnień i miejscach kaźni. Przykład Katynia pokazuje, jak zafałszowanie historii z równoczesną próbą budowy „przyjaznych stosunków z bratnimi narodami” zatruło polsko-rosyjskie stosunki.

R. Drozd ma rację, że współcześnie jest więcej obszarów wspólnych niż dzielących między Polakami i Ukraińcami, ale pytanie, jak zakopać rów wykopany przez sprawców zbrodni sprzed 80 lat, pozostaje otwarte. Jego książka nie przekona Polaków, daje natomiast pogląd, jakie sprawcy już wtedy podejmowali działania, próbując ukryć swoje zbrodnie i tłumaczyć swoje czyny sprzeczne z nauką Kościołów chrześcijańskich.

I tak autor publikuje odezwę do Polaków podpisaną przez przywódców OUN, w której oskarża się Polaków o współpracę z Niemcami i radziecką partyzantką. R. Drozd nie podejmuje jednak refleksji, iż to nie członkowie niemieckich formacji policyjnych czy partyzanci radzieccy polskiego pochodzenia byli ofiarami ataków na polskie wsie i przysiółki, ale zwykle bezbronni wieśniacy. Według szeroko propagowanych w polskim społeczeństwie ustaleń polskich historyków, szczytne ideały walki o wolność narodów zostały przez kierownictwo OUN skompromitowane użyciem metod nie różniących od polityk państw takich, jak nazistowskie Niemcy, Chorwacja rządzona przez ustaszy czy stalinowski ZSRR.

Słusznie pisał Taras „Bulba” Borowiec w swym liście z 10 VIII 1943 r do „Prowidu OUN”: „zamiast tego, żeby prowadzić działania zgodnie ze wspólnie nakreśloną linią, oddziały wojskowe OUN, pod marką UPA, w dodatku niby to z rozkazu Bulby, w haniebny sposób zaczęły wyniszczać polską ludność cywilną i inne mniejszości narodowe. (…) gestapo i NKWD tego sojuszu zniewolonych narodów boją się, dlatego też napuszczają jeden naród na drugi i tumanem nowych idei rozbijają narody, dzieląc je na wrogów politycznych”.

Taras „Bulba” Borowiec zaproponował OUN-B kolektywnie zarządzaną radę polityczną złożoną z przedstawicieli różnych środowisk politycznych, mającą kontrolę nad zjednoczonymi oddziałami partyzanckimi. Pomysł przypominał plan scaleniowy AK i polityczną nadbudowę porozumienia stronnictw w ramach KRN Polskiego Państwa Podziemnego. Nie godził się także na politykę wyniszczenia polskiej ludności cywilnej. Autorytarne władze OUN-B odpowiedziały przejęciem popularnej nazwy UPA, siłowym wcieleniem do swojej organizacji oddziałów Tarasa „Bulby” Borowca, a opornych mordowały.

Opinia Tarasa „Bulby” Borowca o metodach kierownictwa OUN-B nie została przez R. Drozda wzięta pod uwagę. Na łamach swojej książki przedstawia on OUN–UPA jako otwartą na współpracę z Polakami organizację, która jednak musiała bronić Ukraińców przed współpracującą z okupantem niemieckim i sowieckimi partyzantami polską ludnością.

Powołuje się przy tym na liczne propagandowe dokumenty OUN. Z dokumentów wewnętrznych wybrał te, które świadczą o „dobrych intencjach” kierownictwa OUN. Problem w tym, iż OUN już w 1943 r. prowadziła działania maskujące swoje zbrodnie. Trudno zatem wierzyć treści ulotek propagandowych przeznaczonych dla Polaków. Mimo wszystko istnieje aż nadto dokumentów świadczących o planowaniu i realizowaniu eksterminacji polskiej ludności.

Warto tu przytoczyć badania Grzegorza Motyki zebrane np. w książce: Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”.

Spotykając się z żyjącymi jeszcze świadkami historii, byłymi członkami OUN, odczuwało się poczucie winy, ale i strach przed oceną współczesnych. Dlatego sprawcy swoją wiedzą niechętnie się dzielili nawet po latach.

Wiele zbrodni zostanie pewnie do końca nie wyjaśnionych. Nie można jednak nie próbować dociekać prawdy, a tym bardziej nie można uciekać od prawdy.

Pacyfikacje według R. Drozda były narzędziem walki oddziałów partyzanckich nie tylko ukraińskich, ale i polskich. Usiłuje on bronić poglądu o pełnej symetrii w doborze metod i ilości ofiar. Można się zgodzić, iż polskie podziemie od początku 1943 r., zwłaszcza na Chełmszczyźnie i Zamojszczyźnie, stosowało godne pożałowania metody wyniszczenia świadomych narodowo Ukraińców. Zwalczano nie tylko tych służących w niemieckiej policji, ale też zaangażowanych w rozwój struktur samorządowych czy tworzenie ukraińskiej oświaty pod osłoną kontrolowanych przez Niemców ukraińskich organizacji. Od początku 1943 r. atakowano także kolonistów ukraińskich przesiedlanych przez Niemców w miejsce wysiedlanych Polaków.

Na Wołyniu jednak do 1943 r. nie było masowych mordów na Ukraińcach organizowanych przez polskie podziemie czy nieliczne samoobrony.

Tego podziemia w polskich wsiach nie było. Do wiosny 1943 r. były niemieckie akcje pacyfikacyjne, jednak nie uczestniczyli w nich w znaczącej ilości polscy policjanci, gdyż Polacy w jednostkach policyjnych pojawili się dopiero po dezercji i ucieczce policjantów pochodzenia ukraińskiego wiosną 1943 r. A wtedy już oddziały OUN atakowały i dokonywały grupowych mordów na Polakach.

Inną metodę obrony OUN przyjął Bohdan Hud, który w swej książce wydanej w języku polskim Polacy i Ukraińcy na Naddnieprzu, Wołyniu i Galicji Wschodniej w XIX w i pierwszej połowie XX w. znakomitą część winy przerzucił na ukraińskich chłopów, którzy to już w 1942 r. mieli „spontanicznie” dokonywać ataków na „polskich agronomów” wysługujących się Niemcom.

B. Hud pisał: „Dziś ze względu na brak wystarczającej liczby wiarygodnych dokumentów nie można oczywiście zrekonstruować każdego detalu ówczesnych wydarzeń, ocenić rzeczywistej siły, a także skali spontaniczności wystąpień chłopskich” (s. 340). Winne wg niego były także organizacje dokonujące napadów na wioski ukraińskie, nie zawsze w celach odwetowych.

Można zgodzić się, iż OUN dostrzegła na Wołyniu potencjał społeczny dla swoich postulatów monoetnicznej Ukrainy. Kiedy do tego doszedł program agrarny przejmowania ziemi po polskich sąsiadach, mogła konkurować ze swoim radykalizmem na ukraińskim rynku polityki.

Cynizm polityków OUN rozgrywających kartą polską polegał na tym, iż zamiast osłabiać emocje i powstrzymywać przemoc wobec w przeważającej większości bezbronnych chłopów polskich, wykorzystano niskie instynkty dla zdobycia przewagi nad konkurentami politycznymi. Walka narodowowyzwoleńcza nie upoważnia do odstąpienia od zasad etycznych.

B. Hud doszukiwał się także śladów sowieckiego sprawstwa (s. 341), niejako podejmując się polemiki z rzetelnie napisaną pracą Ihora Illiuszyna pt. ZSRR wobec ukraińsko-polskiego konfliktu narodowościowego na Ukrainie Zachodniej w latach 1939–1947.

Powołując się na odezwę do ludności ukraińskiej, wydaną w 1939 r. przez generała Kowaliowa: „Już od 20 lat policyjny but piłsudczyków bezkarnie depcze rodzinne ziemie naszych braci Białorusinów i Ukraińców. Ziemie te nigdy nie należały do Polaków. Te rdzenne ziemie białoruskie i ukraińskie zagarnęli polscy generałowie i obszarnicy w te dni, gdy republika sowiecka, broniąc się przed licznymi siłami kontrrewolucji, była jeszcze niedostatecznie silna. […] W zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainie wniósł się czerwony sztandar powstania. Zapłonęły dwory obszarnicze. Zaczęli miotać się generałowie. Skierowali oni karabiny maszynowe i działa przeciw powstańcom. Ale nic nie jest w stanie ugasić gniewu narodów zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy” oraz na przykład dowódcy sotni UPA, agenta NKWD, Wasyla Łewoczki ps. Jurczenko, Dowbusz (dowodził antypolską akcją w Porylsku 12 VII 1943 r., w której zginęło 200 Polaków), wywiódł wniosek o możliwej radzieckiej inspiracji.

Ślady radzieckiej polityki dezintegracji środowisk polskich i ukraińskich oraz budowania wzajemnej nieufności można też znaleźć w dokumentach polskiego podziemia. Płk L. Okulicki w 1941 r. relacjonował: „Moskwa lawiruje, największe niebezpieczeństwo dla niej stanowią Ukraińcy, przeciwko którym w ostatnim czasie rozpoczęto ostre masowe represje. Polaków starają się przekonać do współpracy i podburzają ze strony Kijowa do występowania przeciwko ukrainizacji…”. Ale nie usprawiedliwia to polityki OUN i postawy dowódców sotni UPA uczestniczących w mordach od początku 1943 r.

Na pewno atak na polskie wsie był w interesie Związku Sowieckiego. W bliższej perspektywie czasowej wprowadzał chaos na zapleczu frontu, a w dalszej – pomagał skomunizować ludność polską, która już nie pamiętała lat 1939–1941 wobec ogromu zbrodni 1943 r. i chętniej wyjeżdżała z terenów ZSRR do pojałtańskiej Polski. Także koszt tych wywózek po antypolskiej akcji OUN był niższy.

To jednak jeszcze nie dowodzi współudziału służb radzieckich w eksterminacji polskiej ludności w 1943 r. Nie można jednak wykluczyć, iż dalsze badania przyniosą nowe spojrzenie na rolę służb radzieckich. Trzeba się przy tym zgodzić z B. Hudem, iż niemiecka polityka „dziel i rządź”, brutalne pacyfikacje, logika odpowiedzialności zbiorowej – miały destrukcyjny wpływ na postawy ludzkie.

Dla współczesnej Ukrainy odwoływanie się do totalitarnych ideologii czy to stalinowskiej ZSRR, czy OUN, stanowi zagrożenie dla realizacji jej prozachodnich, proatlantyckich aspiracji.

Na miejscu służb rosyjskich wspierałbym wszelkie ruchy bezwarunkowo heroizujące OUN, SS Galizien czy NKWD. Takie aktywne, skrajne środowiska osłabiają nie tylko polskich przyjaciół Ukrainy, ale i wszystkich w Europie zaangażowanych w pomoc Ukrainie. To skuteczniej izoluje Ukrainę i blokuje jej wstąpienie do NATO i UE niż nawet rosyjskie działania militarne w Donbasie czy aneksja Krymu.

Niektóre kraje Zachodu musiały przejść trudny proces denazyfikacji, Polska przechodzi dekomunizację, a Ukraina ma przed sobą detotalitaryzację. Społeczeństwa zachodnie zaś boją się totalitaryzmów.

Trzeba tu dodać, że nie tylko Ukraina ma problemy z historią. W Rosji odtwarza się kult Stalina. W Polsce polityka pamięci nie dokonała rozliczenia działań organizacji podziemnych skutkujących niepotrzebnymi ofiarami wśród ludności cywilnej (na przykład zamachy bombowe na niemieckie dworce kolejowe, mające znamiona akcji terrorystycznych, w których ginęli cywile, często dzieci; akcje przeciwko niemieckim i ukraińskim kolonistom, kończące się śmiercią całych rodzin na Hrubieszowszczyźnie, Zamojszczyźnie; różne akcje „odwetowe”, „prewencyjne” itp.).

Zachodni alianci dotąd toczą dyskusje o sens i etyczność nalotów na niemieckie czy japońskie miasta pod koniec wojny (Drezno, Hiroszimę i Nagasaki), w których zginęli głównie cywile. Nawet w Izraelu postać honorowanego tam Abrahama Sterna, założyciela organizacji „Lechia”, walczącej o niepodległy Izrael, powinna skłaniać do refleksji o granicach kompromisów moralnych.

Historii nie zmienimy, ale trzeba ją znać i wyciągać z niej wnioski, by w przyszłości nie powtarzać błędów naszych przodków. Działacze OUN-B i OUN-M, żołnierze SS Galizien mieli intencję walczyć na rzecz niepodległej Ukrainy i byli gotowi oddać dla niej życie, ale niektórzy wyrządzili przy tym wiele złego nie tylko „wrogom ojczyzny”. To samo dotyczy członków różnych formacji radzieckich, które walka z „wrogami ludu” pchnęła do potwornych zbrodni.

Siła państwa nie opiera się tylko na wielkości dokonań minionych pokoleń. Nie zależy od długości listy nazwisk w panteonie narodowym, od autorytetu tej czy innej osoby, ale od determinacji obecnie żyjących, by posiadać własne państwo.

Dziś jedyną drogą prowadzącą do bogactwa społeczeństw i rozwoju niezależnych, demokratycznych państwowości w Europie Środkowo-Wschodniej jest pokojowa, wzajemnie korzystna współpraca, nie wojna – tu można zgodzić się z profesorami Romanem Drozdem i Bohdanem Hudem.

Mam nadzieję, że dialog będzie kontynuowany dla dobra naszych społeczeństw, by przyszłość była lepsza.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „W cieniu Wołynia” znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Mariusza Pateya pt. „W cieniu Wołynia” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

78. Rocznica Rzezi Wołyńskiej. Studio Dublin: Nie można budować wspólnej przyszłości na kłamstwie historycznym

11 lipca 1943 roku doszło do czystek etnicznych zwanych dziś „krwawą niedzielą”. Ukraińscy nacjonaliści zaatakowali 99 miejscowości, a akty terroru kosztowały życie kilkadziesiąt tys. Polaków i Żydów.

W piątkowej audycji „Studia Dublin” redaktor Tomasz Wybranowski przypomina wydarzenia tzw. „krwawej niedzieli”, która stanowiła kulminację Rzezi Wołyńskiej. Jak komentuje dziennikarz, było to ludobójstwo tym bardziej okrutne, bo dokonali go nasi sąsiedzi, współmieszkańcy Kresów:

Pamiętać należy o ludobójstwie dokonanym na Polakach z Kresów przez ukraińskich nacjonalistów, sąsiadów – a przecież przez lata i Polacy i Ukraińcy żyli na tych naszych dawnych Kresach – mówi gospodarz audycji.

Autor „Studia Dublin” wskazuje, że istnieje wyraźna potrzeba dialogu na ten temat Rzezi Wołyńskiej. Co więcej, redaktor zwraca również uwagę na niemożność dalszego pogłębiania współpracy i przyjaźni polsko-ukraińskiej w obliczu negowania tamtejszych wydarzeń:

Dzisiaj budujemy wspólną przyszłość. Natomiast, nie można budować tej przyszłości i przyjaźni na kłamstwie historycznym i negowaniu zbrodni. A na Wołyniu doszło do nie czystek etnicznych a ludobójstwa – podkreśla Tomasz Wybranowski.

Ponadto, dziennikarz rozwija bardzo wiele aspektów związanych z mającymi miejsce na Wołyniu aktami ludobójstwa. Mówi m.in. o genezie zbrodni, która miała swoje źródło w dążeniach radykalnych ukraińskich nacjonalistów do utworzenia niepodległego, autorytarnego państwa ukraińskiego.

Tomasz Wybranowski twierdzi również, że za plan czystek odpowiedzialna jest ówczesna ukraińska inteligencja:

Tę zbrodnię zaplanowali ukraińscy inteligenci, a dzisiaj niektóre środowiska inteligencji ukraińskiej robią wszystko by zablokować prawdę o tej zbrodni. A polskie elity często temu ulegają – podsumowuje Tomasz Wybranowski.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Program Wschodni: obserwujemy rosnącą rywalizację Rosji i Turcji w Libii

W „Programie Wschodnim” prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski mówi o wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Turcji i w Gruzji. Ekspert przybliża słuchaczom temat nowej, polsko-tureckiej współpracy.

Prowadzący: Paweł Bobołowicz

Realizacja: Michał Mioduszewski


Goście:

Dr Mariusz Zajączkowski – historyk, Zakład Studiów Politycznych PAN

Dr Tomasz Lachowski – redaktor naczelny Obserwatora Międzynarodowego, Uniwersytet Łódzki

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski – pracownik naukowy Uniwersytetu Łódzkiego

Dymitr Antoniuk – pisarz, współpracownik Redakcji WNET


Pierwszym gościem audycji jest dr Mariusz Zajączkowski, który opowiada o 75. rocznicy ataku na NKWD i UB w Hrubieszowie. W nocy z 27 na 28 maja 1946 r. żołnierze Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość wspólnie z Ukraińską Powstańczą Armią (UPA) dokonali tam ataku na rosyjskie służby, NKWD i UB. Historyk tłumaczy genezę nietypowego sojuszu UPA i WIN na Wołyniu w związku z akcją w Hrubieszowie:

To dosyć skomplikowana sytuacja. Porozumienie nastąpiło rok wcześniej, wiosną 1945 r. Działo się to w zmienionej sytuacji politycznej, kiedy Polacy doszli do wniosku, że ani oni ani Ukraińcy nie będą decydowali o przebiegu granicy i kształcie przyszłych, niepodległych państw – tylko ktoś trzeci.

Dr Mariusz Zajączkowski opowiada o organizacji akcji w Hrubieszowie. Jak komentuje ekspert, brało w niej udział prawie pół tysiąca polskich i ukraińskich partyzantów:

W maju 1946 r. doszło do największej i najbardziej spektakularnej akcji zbrojnej połączonych sił WIN i UPA, jak również bojówek służb bezpieczeństwa UN. (…) W akcji na Hrubieszów brało udział ponad 450 partyzantów – mówi dr Mariusz Zajączkowski.

Jak podkreśla dr Mariusz Zajączkowski, akcja w Hrubieszowie miała kilka celów, z których nie wszystkie udało się osiągnąć:

Celów akcji było kilka. Dla podziemia ukraińskiego był to garnizon MWD oraz siedziba Komisji Wysiedleńczej. Ze strony polskiej był to Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, komenda milicji, gmach PPR-u. Sukcesem było UBP oraz uwolnienie przetrzymywanych tam więźniów – to było ponad 20 osób, w tym 5 Ukraińców.

Drugim gościem Pawła Bobołowicza jest dr Tomasz Lachowski, który opowiada o wydarzeniach z 23 maja, kiedy reżim Łukaszenki zmusił do zmiany kursu i awaryjnego lądowania w Mińsku samolotu linii Ryanair. Według oceny eksperta działania Mińska zasługują na międzynarodowe potępienie:

Rzeczywiście wydarzenia z Mińska czy z przestrzeni powietrznej nad Białorusią są bez precedensu. Zasługują na potępienie i negatywną ocenę też z tego względu, że Białoruś naruszyła wiele umów międzynarodowych, w tym tych dotyczących lotnictwa – komentuje dr Tomasz Lachowski.

Dr Tomasz Lachowski dotyka również problemu pojęcia terroryzmu państwowego, którym inne państwa określają uprowadzenie samolotu Ryanair przez białoruskie władze. Jak zaznacza , jest to zupełnie nowy termin stworzony na potrzeby zaistniałej sytuacji:

Rzeczywiście, pojęcie terroryzm państwowy w prawie międzynarodowym do tej pory nie funkcjonowało – podkreśla dr Tomasz Lachowski.

Dr Tomasz Lachowski analizuje termin terroryzm. Według niego był on dotychczas zarezerwowany dla ugrupowań niezwiązanych z państwowością:

Wynika to z faktu, że mamy wiele dokumentów, konwencji w celu walki z działalnością terrorystyczną, ale tak naprawdę do tej pory zakładano, że terrorem posługują się jednostki pozapaństwowe, domagające się swoich politycznych celów – mówi dr Tomasz Lachowski.

Ekspert pochyla się również nad tematem nałożonych na Białoruś sankcji. Według opinii historyka sankcje za jakiś czas mogą zostać zniesione:

Stan sankcji uzależniony jest od relacji politycznych. Nie ma tutaj terminu, który nakazywałby ich odwołanie (…) W tym przypadku, ocena moja jest taka, że wszystko zależy od stanu relacji politycznych. Jeśli Łukaszence albo Putinowi uda się jakoś przekonać Zachód być może sankcje będą zniesione.

Trzecim gościem „Programu Wschodniego” jest prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, który mówi o wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Turcji i w Gruzji. Ekspert przybliża słuchaczom m.in. temat nowej, polsko-tureckiej współpracy w związku z zakupem dronów TB2:

Kupiliśmy od Turcji cztery zestawy. W skład każdego zestawu wchodzi 6 płatowców, czyli razem kupiliśmy 24 płatowce – zaznacza prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.

Ekspert porusza także temat wymiaru politycznego wizyty polskiego prezydenta w Turcji. Według eksperta Polsce zależy na silnym przywiązaniu armii tureckiej do NATO:

Jest to dosyć naturalny krok związany z szerszą sytuacją. Polska jako państwo wschodniej flanki NATO jest zainteresowana aby najpotężniejsza armia NATO, czyli armia turecka – na dodatek posiadająca unikalną cechę określaną w NATO jako dying capability, czyli zdolność do tolerowania przez opinię publiczną strat krwawych była silnie związana z NATO i stanowiła solidny filar na południowo-wschodniej flance.

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski poszerza perspektywę relacji polsko-tureckich o kwestie ostatniej, pogłebionej rywalizacji Turcji z Rosją:

Obserwujemy rosnącą rywalizację Rosji i Turcji w Libii, gdzie przy użyciu wspomnianych dronów została zatrzymana ofensywa rebeliantów popieranych przez Rosję. Z kolei na Kaukazie, gdzie Turcja popierała Azerbejdżan. Na dodatek Turcja wspiera materiałowo (dronami) Ukrainę.

Na koniec audycji Dymitr Antoniuk opowiada o swojej audycji „Wspólne Skarby” i o swojej nowej książce „Rzymsko-katolickie klasztory na Ukrainie”, która została wydana w tym tygodniu w Winnicy:

Książka zawiera 472 strony, z czego połowę stanowią zdjęcia. W części zdjęciowej jest ponad 750 moich autorskich fotografii – przybliża Dymitr Antoniuk.

Ostatni rozmówca Pawła Bobołowicza opowiada o chakterze swoiej nowej książki oraz o celu, który przyświecał mu przy opracowywaniu publikacji:

To nie jest stricte naukowa publikacja. To raczej moje podróżnicze refleksje, z elementami historii tych historycznych zabytków. Moim marzeniem i celem było to, żeby zachęcić Ukraińców do podróżowania po Ukrainie, śladem klasztorów rzymsko-katolickich i pokazać ich dzisiejszy stan.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji w formie podcastu!

N.N.

Jan Piekło: Pierwsze mordy na Polakach miały miejsce na Wołyniu w 1920, gdy Armia Czerwona szła na Warszawę

Bolszewicka agitacja, nacjonalizm w II RP, niemieckie i sowieckie agentury oraz obietnica ziemi. Jan Piekło o kulisach rzezi wołyńskiej.

W nocy z 22 na 23 lutego 1944 r. oddział UPA zamordował 131 Polaków w Berezowicy Małej (woj. tarnopolskie). W rocznicę ludobójstwa przeprowadzonego przez ukraińskich szowinistów na polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej Jan Piekło przybliża kulisy tych tragicznych wydarzeń, kiedy to ludzie byli mordowani w okrutny sposób.

Zauważa, że mordy na polskiej ludności Wołynia miały miejsce już w 1920 r., kiedy zajmujący te ziemie bolszewicy zachęcali miejscową rusińską ludność chłopską do mordowania polskich panów. Dotknęło to także, jak zdradza nasz gość, jego rodziny.

Akurat dotyczy to również mojej rodziny również w sposób okrutny wtedy została zamordowana rodzina najbliższa moja rodzina ze strony ze strony matki dzieci i rodzice.

[related id=115809 side=right] Na mocy traktatu ryskiego Wołyń wrócił do odrodzonej Rzeczypospolitej. Ziarno jednak zostało zasiane. Józef Piłsudski, zdając sobie z tego sprawę mianował swego przyjaciela Henryka Józewskiego na wojewodę wołyńskiego. Ten w latach 1930-1938 prowadził politykę obliczoną na pozyskanie Ukraińców dla państwa polskiego.

Gdy umarł Piłsudski, kiedy rządy przejęła sanacja i właściwie można powiedzieć, że narodowa demokracja doszła do głosu i wtedy zaczęły się znowu prześladowania Ukraińców zaczęły się historie nieprzyjemne, które po prostu budowały wrogość.

[Sanacją nazywa się obóz rządzący w II RP po zamachu majowym. Endecja była w opozycji do rządu, za to nacjonalizm był obecny w ideologii Obozu Zjednoczenia Narodowego- przyp. red.] Wrogość tą chcieli zagospodarowywali sąsiedzi Polski.

Po rozpoczęciu II wojny światowej Wołyń był pod okupacją sowiecką, a potem niemiecką. W czasie rzezi wołyńskiej Polacy tworzyli samoobrony. Z jednej strony dołączali oni do niemieckiej policji pomocniczej, a z drugiej do sowieckiej partyzantki. Dawało to propagandzie UPA kolejny argument, by wzywać do rozprawy z Polakami. Były ambasador na Ukrainie zauważa, że

Na Wołyniu wcale UPA nie była bardzo silna, żeby przeprowadzić tego rodzaju eksterminację Polaków. Należało ich użyć do tego lokalnej ludności i tego hasła, że odbierzecie Polakom ziemie- jak ich zabijecie, to będzie ona wasza.

Podkreśla, że mordowano całe rodziny, aby nie został nikt, kto o majątek mógłby się upomnieć.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Na Kaukazie rozejm – z Moskwą i Ankarą w tle. Program Wschodni z Kijowa

W Programie Wschodnim m.in. o rozejmie między Armenią a Azerbejdżanem, oczekiwaniach przed wizytą prezydenta Andrzeja Dudy na Ukrainie, oraz o polskich inwestycjach na Ukrainie

Goście Programu Wschodniego:

Wołodymyr Cybulko – publicysta;

Marek Sierant – dziennikarz;

Dmytro Antonuk – dziennikarz, inicjatywa „Rok 1920 pamięć w czasach zarazy”’;

Dariusz Górczyński – Dyrektor Departamentu Rozwoju Sieci Plastics-Ukraina Sp. z o.o.


Prowadzący: Paweł Bobołowicz

Realizator: Franciszek Żyła


Wołodymyr Cybulko mówi o uzgodnieniach pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem, a także przedstawia sytuację w Kirgistanie.

Dziś o godzinie 12 wejdzie w życie rozejm między Armenią a Azerbejdżanem. Moskwa próbowała i wciąż próbuje występować jako adwokat w zawieszeniu broni pomiędzy tymi krajami.

Trzeba podkreślić, że dla Armenii najważniejsza jest gospodarka, dlatego też porozumienie jest dobrym wyjściem dla tego kraju – dodaje.

Gość „Programu Wschodniego” mówi również o relacjach  Turcji z Azerbejdżanem i Ukrainą. Turcja pozostaje ważnym dostawcą technologii wojskowych dla Azerbejdżanu. Ukraina jest zainteresowana rozwojem współpracy z Turcją i już uczestniczy w kilkudziesięciu wspólnych projektach przemysłowych i militarnych. Turcja może odegrać ważną rolę jako pośrednik w sprawach Krymu.

Na obszarze postsowieckim ważną rolę odgrywają Chiny

Kirgistan jest pod wpływem chińskiego i rosyjskiego czynnika. Chiny dominują w gospodarce tego kraju. Elity kirgiskie boją się chińskiej ekspansji. Myślę, że wydarzenia w Górskim Karabachu pokazują, że projekt ruskiego miru maleje – mówi Wołodymyr Cybulko.

Dmytro Antoniuk opowiada o inicjatywie „Rok 1920 pamięć w czasach zarazy”’.

W tej chwili przemierzyliśmy 2/3 miejscowości. Byliśmy w ponad 50-ciu miejscach gdzie są upamiętnienia związane z 1920 rokiem. W przyszłym tygodniu odwiedzimy Wołyń. Myślę, że będziemy również w Korosteniu, gdzie w 1920 roku doszło do słynnego „zagonu na Korosteń”- mówi Dmytro Antoniuk.

Jak dodaje: Polska Fundacja Narodowa, Spółka Plastics-Ukraina oraz Międzynarodowe Stowarzyszenie Przedsiębiorców pomaga nam w akcji upamiętniającej rok 1920.

Marek Sierant mówi o wizycie prezydenta Andrzeja Dudy na Ukrainie. Trzeba rozumieć, że Ukraińcy mają inną wrażliwość historyczną. Gość Pawła Bobołowicza podkreśla, że Polska i Ukraina nie mogą mówić jedynie o tematach historycznych.

Podczas tej wizyty, prezydenci obydwu krajów nawiążą do postaci Anny Walentynowicz, która w ostatnim czasie pojawiła się w przestrzeniach publicznych. „Jest również wiele innych postaci, które są bliskie obu narodom” – podkreśla Marek Sierant.

Jak zaznacza: Dziś na świecie mamy mnóstwo bieżących tematów, o których trzeba mówić. Energetyka, biznes, przejścia graniczne, wymiana handlowa są to tematy, które trzeba omawiać.

Dariusz Górczyński mówi o społecznej części działalności polskich inwestorów na Ukrainie

Spółka Plastics-Ukraina jest spółką o 100-procentowym polskim kapitale.

Kwestie biznesowe to obszary działalności, które dają nam możliwości współpracy z wieloma organizacjami. Wspieramy również akcję „Rok 1920 pamięć w czasach zarazy”’. W 2015 roku firma współorganizowała wystawy poświęcone paktowi Piłsudski-Petlura. Jesteśmy otwarci na współpracę i zachęcanie inne przedsiębiorstw do takich działań.

Nasza sieć umożliwia nam wspieranie inicjatyw na większą skalę. Przykładem jest polska pomoc humanitarna dla Ukrainy w dobie Covid  19 – podkreśla gość „Programu Wschodniego”.


Posłuchaj całego „Programu Wschodniego” już teraz!


 

Kamienny sztandar z napisem po rosyjsku: „cała władza w ręce rad”. To swoiste upamiętnienie wydarzeń 1920 roku…

Przejechaliśmy już 4000 km, odwiedzając dziesiątki miejsc od zachodniej Ukrainy do Ostra na lewym brzegu Dniepru, gdzie w maju 1920 roku najdalej dotarły sojusznicze wojska Petlury i Piłsudskiego.

Paweł Bobołowicz

4 maja wieczorem dotarliśmy z Dmytrem Antoniukiem do Równego. Zaczynamy od zapalenia zniczy pod tablicą poświęconą generałowi Markowi Bezruczce. To wybitny wojskowy wojsk Ukraińskiej Republiki Ludowej. W maju 1920 r. w randze pułkownika dowodził 6. Siczową Dywizją Strzelców Armii URL i razem z generałem Śmigłym-Rydzem 9 maja 1920 roku odbierał paradę ukraińskich i polskich wojsk na kijowskim Chreszczatyku, a w sierpniu 1920 roku dowodził bohaterską obroną Zamościa. W Zamościu Ukraińców wspomagał w obronie 31 Pułk Ułanów Kaniowskich.

Dzięki świetnie zorganizowanej linii obrony, zasiekom i setkom min ułożonych przez ukraińskich saperów oraz wykorzystaniu do obrony umocnień twierdzy zamojskiej, Armii Konnej Budionnego nie tylko nie udało się zająć miasta, ale ostatecznie została ona okrążona i zwyciężona w bitwie pod Komarowem 31 sierpnia 1920 roku. Konna Armia, która przez miesiące siała strach i śmierć, po bitwie pod Komarowem już nie odzyskała pełnej zdolności bojowej.

Ostatecznie z 20-tysięcznej 1. Armii Konnej przetrwało ok. 3 tys. żołnierzy. Marko Bezruczko w październiku 1920 roku został awansowany na generała chorążego armii URL. W 1944 roku zmarł w Warszawie i spoczywa na cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli. Upamiętnienie jego postaci w Równem to dzieło m.in. Sergiusza Porowczuka, który przez całą naszą wyprawę nie pozwala zapomnieć o wydarzeniach 1920 roku i… o sobie: setki wiadomości i telefonów czasem wręcz denerwują, ale pan Sergiusz, dzięki swojemu uporowi, potrafił też doprowadzić do tego, by pamięć o wielkim ukraińskim żołnierzu trwała w Równem, mieście, w którym nie zawsze łatwo jest się przebić przez nagromadzone warstwy propagandy i mitów.

Jedziemy z Dmytrem na rówieński cmentarz. Zatrzymujemy samochód przy potężnym pomniku: pędzący w galopie kawalerzyści z szablami w dłoniach… charakterystyczne budionówki i kamienny sztandar z napisem po rosyjsku: „вся власть советам” – „cała władza w ręce rad”. To niewątpliwie swoiste upamiętnienie wydarzeń 1920 roku…

Wielki memoriał nie został zdekomunizowany – znajduje się na cmentarzu i jako element grobów nie może być zdemontowany. Jego istnienie ma zapewne też tłumaczyć umieszczony przed memoriałem napis: „Jesteśmy winni szacunek i pobożność dla przelanej krwi, bez względu, kim oni byli”.

Jednak nie ma przy pomniku żadnych dodatkowych wyjaśnień, żadnego opisu wydarzeń 1920 roku.

Kilkaset metrów dalej w kierunku, w którym pędzi pomnikowa konnica Budionnego, wzrok przyciągają białe krzyże. Ponad 100 krzyży bez nazwisk, bez dat. Tak, to jest kwatera polskich żołnierzy, zapewne poległych w walach o Równe na początku lipca 1920 roku. Pomimo wielu heroicznych wyczynów naszych żołnierzy, Budionny zajął Równe 10 lipca. Ze znacznymi stratami po polskiej stronie. Miasto w ręce Polaków powróciło we wrześniu 1920 roku po bitwie pod Klewaniem – ostatnią polską potyczką z Konarmią. 17 września 1920 roku Polacy pokonali bolszewików w nietypowym starciu z kawalerią – nie na wolnym polu, ale pośród zabudowań. Klewań to jedna z miejscowości, do których musimy jeszcze dotrzeć w ramach naszej akcji. Dziś Klewań najczęściej kojarzy się z „tunelem miłości”– uroczą linią kolejową spowitą łukiem drzew. W Klewaniu jest też zamek będący główną siedzibą Czartoryskich herbu Pogoń Litewska. W czasach sowieckich był w nim zakład psychiatryczny. Historia Klewania z roku 1920 na Ukrainie pozostaje nieznana.

Wśród bezimiennych mogił na rówieńskim cmentarzu przykuwa uwagę biała płyta z inskrypcją: „Alfred Kelle Szeregowiec WP”. Z wykutych dat wynika, że żołnierz miał niespełna 23 lata: „Wielkieś nam uczynił pustki w domu naszym, nasz drogi Alfredzie, tem zniknięciem swojem. Pełno nas, a jakby nikogo nie było. Jedną duszą swoją tak wiele ubyło”. Wśród ponad 300 bezimiennych grobów tylko szeregowy Alfred Kelle został upamiętniony w ten inny sposób. Nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało. Wydaje się jednak, że krzyże przed wojną mogły mieć imienne tabliczki. (…)

Z księdzem Tomaszem Czoporem wymyśliliśmy, że 9 maja, w setną rocznicę kijowskiej parady, powinny zadzwonić dzwony od Dniepru do Wisły. Szczególnie w tych miejscach, gdzie są pochowani nasi żołnierze.

Prosimy Aleksandra, by zorganizował bicie dzwonów w Zdołbunowie. Odpowiedź Aleksandra najpierw dziwi, a potem zachwyca „Dzwony nie zabiją, bo ich nie ma… ale ja zagram na trąbce”. Tak, 9 maja 2020 roku Aleksander Radica w samo południe zagrał na trąbce, wtedy gdy biły dzwony w soborze św. Michała Archanioła w Kijowie i w kościele pod wezwaniem Krzyża Świętego w Warszawie, i w wielu innych miejscach. O tym jeszcze napiszemy…

Cały reportaż Pawła Bobołowicza pt. „Pamięć w czasach zarazy. Przez Wołyń i Ziemię Lwowską” znajduje się na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Reportaż Pawła Bobołowicza pt. „Pamięć w czasach zarazy. Przez Wołyń i Ziemię Lwowską” na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Na Ukrainie trwa dyskusja nad przeniesieniem świąt na kalendarz zgodny z gregoriańskim

Mieszkańcy Lwowa opowiedzieli się za świętowaniem Bożego Narodzenia 25 grudnia. Cerkiew prawosławna wydaje się przychylać do tego pomysłu.

 

Eugene Salo, dziennikarz „Kuriera Galicyjskiego” opowiada, jak wygląda poranek wigilijny we Lwowie oraz jakie potrawy pojawią się dzisiaj na stołach:

Barszcz z uszkami, pierogi, ryba. Wszystkie rzeczy są oczywiście bardziej wigilijne, czyli postne. […] Z obrzędów wschodnich bardzo popularna jest u nas Kutia.

Tradycji świętowania Bożego Narodzenia nie udało się wyplenić w czasach ZSRR, choć sowieci mocno walczyli z wiarą oraz kulturą narodową i religijną:

Starsi ludzie zawsze opowiadali że było trudno, zabraniano im chodzić do kościoła […] oni wbrew wszystkiemu chodzili do kościoła, na pasterkę, starali się spotyklać razem, modlić, spiewać, kolędować. […] Ludzie czasami po kilka kilometrów szli pieszo aby dojść na pasterkę.

Od zeszłego roku na Ukrainie zaczyna się przyjmować czas świąteczny, a cerkiew prawosławna zastanawia się, czy nie przenieść świąt na kalendarz zgodny z tym gregoriańskim:

Ostatni miesiąc trwa cała dyskusja o tym kiedy świętować. Były różne badania i we Lwowie ponad 50% osób chce świętować 25 grudnia Boże Nardodzenie. Wystosowano nawet petycję do mera Lwowa w tej sprawie aby świętować tak, jak w całej europie. […] Związane jest to także z migrantami Ukraińskimi którzy musza wracać z europy na święta.

Od dnia dzisiejszego do 6 stycznia na Wołyniu w cerkwiach będą odprawiane msze, co podkreśla się tym, że „Pan Bóg rodzi się każdego dnia”.

A.M.K.

Ks. Isakowicz-Zaleski: Zakulisowe działanie osób to złamanie wszystkich zasad, które obowiązują w cywilizowanym świecie

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski wypowiada się na temat wycofania książki Piotra Zychowicza z konkursu na Polską Książkę Historyczną Roku. Określa tę decyzję mianem „skandalicznej”.

 

 

Wycofanie książki przede wszystkim jest bardzo smutną sprawą, bo sam pomysł konkursu książki roku jest bardzo ważny, zwłaszcza że wielu ludzi coraz bardziej interesuje się historią. Świetnie, że obok głosowania fachowców i profesorów było także głosowanie internetowe. Jednak sposób, w jaki utrącono tę książkę jest skandaliczny – mówi gość „Popołudnia WNET”.

Jak dodaje: Jury, które zakwalifikowało te książki, nie wydawało oceny pokazującej, czy jest ona dobra, czy zła, ale że jest ciekawa i warta głosowania. To właśnie profesorowie i internauci mieli zadecydować, która z tych książek zostanie wybrana.

W trakcie wyniku zakulisowych działań osób, które nie są pracownikami naukowymi, książkę utrącono. To złamanie wszystkich zasad, które obowiązują w cywilizowanym świecie. „Jestem krytyczny co do tej książki, natomiast nie zmienia to faktu, że to właśnie internauci mieli także szanse wyboru jej wyboru” – podkreśla rozmówca.

Nie można mówić „Wołyń zdradzony”, dlatego że to nie była zdrada podjęta świadomie, tylko była to głupota i brak wyobraźni ówczesnych władz Armii Krajowej. Mamy tu do czynienia z błędami, zaniedbaniami, natomiast nie ze zdradą. Z wieloma fragmentami tej książki zgadzam się w zupełności. Twierdzę, że gdyby AK inaczej podeszłaby do tej sprawy i potrafiła przeciwdziałać, to pewna część ludności zostałaby uratowana z ludobójstwa – zaznacza ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Mówienie, że książka jest antypolska, jest fałszywe. Dziwie się osobie, która wypowiadała takie słowa, bo moim zdaniem jest to zamykanie drogi do dyskusji – mówi. Podkreślając pewien krytycyzm wobec autora, solidaryzuje się z nim wobec nagonki części publicystów. Ks. Isakowicz-Zaleski odnosi się również do aktualnego stanu stosunków polsko-ukraińskich. „Dobre imię narodu polskiego powinno być troską wszystkich”– wskazuje. „Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest w rozpadzie”– ocenia duchowny.

M.N.

Kownacki: Niemcy w czasie II wś wykazywali się okrucieństwem przywodzącym na myśl zbrodnie UPA na Wołyniu

Bartosz Kownacki o niemieckich zbrodniach na Pomorzu ( i nie tylko) w czasie II wś oraz o stanie i perspektywach polskiego przemysłu zbrojeniowego.

Bartosz Kownacki, poseł PiS, były wiceminister MON, opowiada o wyjątkowości Bygdoszczy i całego województwa kujawsko-pomorskiego, które w dużej części było pod zaborem pruskim, co miało konsekwencje w chwili wybuchu II wojny światowej:

Ludzie żyli przez dziesiątki setki lat razem obok siebie i kiedy wybuchła II wojna światowa, to z dnia na dzień, ci, którzy chodzili razem do szkoły, razem pracowali, stali się wrogami. To oni tworzyli listy osób  listy polskiej elity, która miała zostać wymordowana.

Te tereny zamieszkiwała mocno wymieszana ludność. W Koralewie  Niemcy utworzyli pierwszy obóz koncentracyjny na tych terenach, gdzie co najmniej 1780 osób brutalnie zamordowano, z których kilkaset po ekshumacji nie miało głów. Jak mówi poseł, pokazuje to niezwykłe bestialstwo Niemców, kojarzące się z tym, które znamy z mordów UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Podkreśla, że czy to na Pomorzu, czy na warszawskiej Woli okrucieństw dopuszczali się nie tylko, jak się czasem to przedstawia gestapowcy, esesmani, czy oddziały RONA, ale też jednostki Wermachtu.

Gość „Poranka WNET” przypomina także historię pierwszego w Polsce rozstrzelania cywili w trakcie II wojny światowej. Na rynku zostało rozstrzelanych od 600 do 800 Polaków. Mieszkańcy Bydgoszczy dobrze znają również historię tzw. Doliny Śmierci, czyli miejsca masowego mordu i jednocześnie grobu mieszkańców Bydgoszczy i okolic wymordowanych jesienią 1939 r. przez członków pomorskiego oddziału Selbstschutzu oraz SS-manów z oddziału Einsatzkommando 16. Fordońska „Dolina Śmierci” jest największą mogiłą zbiorową na terenie Bydgoszczy. Bartosz Kownacki ten mord nazywa wprost „Bydgoskimi Palmirami”. Mord ten był odpowiedzią Niemców na wydarzenia, które miały miejsce w Bydgoszczy 3 września 1939 r., które geobbelsowska propaganda ochrzciła mianem bydgoskiej krwawej niedzieli. Według jej twierdzeń Polacy mieli zamordować w Bydgoszczy tysiące cywili niemieckiego pochodzenia. W rzeczywistości w tym dniu niemieccy dywersanci ostrzelali wycofujący się oddział Wojska Polskiego, który odpowiedział ogniem. Jak dodaje poseł, kolejnym barbarzyństwem Niemców popełnionym w imię odwetu, było wyszukiwanie wśród wziętych do niewoli polskich żołnierzy tych pochodzących z Bydgoszczy i mordowanie ich.

W drugiej części rozmowy poseł porusza temat zbrojeń. Wysoko ocenia decyzję związaną ze zwiększeniem wydatków na obronność do dwóch i pół procent PKB. Jak dodaje, należy wydawać tyle, aby czuć się bezpiecznym oraz realizować największą ilość zleceń przez Polski przemysł zbrojeniowy:

Trzeba myśleć o tym, żeby zakupy w jak największej części były jednak realizowane w Polsce. To jest wyznacznik dla każdego Ministra Obrony Narodowej.

Bartosz Kownacki podkreśla, że dla rozwoju przemysłu zbrojeniowego potrzebna jest konsekwentna wizja realizowana przez dekadę lub dwie, co pokazuje przykład krajów takich jak Turcja czy Korea Płd., które jeszcze odpowiednio w latach 90. i 80. nie były tak rozwinięte pod tym względem, jak dzisiaj. Jak dodaje, nie ma sensu kupowanie najnowocześniejszego sprzętu, jeśli nie będziemy w stanie serwisować go w Polsce:

To jest kwestia nie tylko tego, że ten sprzęt jest wyprodukowany, ale później, w przypadku wojny, serwisowany w kraju. Co z tego, że będziemy mieć nawet najlepszy sprzęt, skoro nie będzie gdzie go serwisować, gdy dojdzie do konfliktu.

Jak stwierdza, polski przemysł zbrojeniowy ma ogromny potencjał.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Cejrowski: Państwo nie było w łóżku z rodzicami, więc dlaczego ma płacić 500+?

– Jeśli się daje komuś 500+, to proporcjonalnie spadają płace innym. Nie dziwi więc, że „Solidarności” zależy na podniesieniu pensji nie tylko dla nauczycieli – mówi Wojciech Cejrowski.

W poniedziałkowej audycji „Studio Dziki Zachód” Wojciech Cejrowski odnosi się do trwającego strajku nauczycieli. Radzi wprost rodzicom, by trzymali się od szkół jak najdalej i uczyli swoje dziecko w domu. Zwraca uwagę na dużą popularność tego rozwiązania w Stanach Zjednoczonych, która związana jest m.in. ze zideologizowaniem placówek oświatowych. Podróżnik mówi, że lewicowe szkoły w tym kraju często ograniczają dostęp do edukacji osobom o odmiennych poglądach.

Cejrowski dzieli się swoim sposobem na rozwiązanie impasu w negocjacjach pomiędzy Związkiem Nauczycielstwa Polskiego a rządem. Jego zdaniem należy zmienić przepisy dotyczące tego, kto może być nauczycielem i zawiesić prawo wykonywania zawodu osobom, które nie spełniają określonych warunków. Gospodarz „Studio Dziki Zachód” sądzi, że powinno się osłabić ZNP do tego stopnia, by przy stole negocjacyjnym obecni byli jedynie przedstawiciele NSZZ „Solidarność”.

Podróżnik komentuje również wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich, która odbyła się 31 marca na Ukrainie. Jego zdaniem przewaga aktora i komika Wołodymyra Zełenskiego nie jest niczym dobrym. Stwierdza, że polscy politycy nie wykorzystali należycie poprzedzającej głosowania kampanii. Według prowadzącego „Boso przez świat” powinni byli oni zaprosić na debatę trzech najpopularniejszych kandydatów – Julię Tymoszenko, Wołodymyra Zełenskiego i Petro Poroszenkę. W ramach przeprowadzanych rozmów należało by stwierdzić, że Ukraina nie może liczyć na pomoc Polski w akcesji do NATO czy Unii Europejskiej dopóty, dopóki na korzyść drugiego z wymienionych państw nie zostaną rozwiązane spory dotyczące m.in. postaci Stepana Bandery odpowiedzialnego za zorganizowanie w latach 1943–1944 ludobójstwa polskiej ludności cywilnej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Cejrowski porusza także temat cen nieruchomości w Stanach Zjednoczonych i świadczeń socjalnych Prawa i Sprawiedliwości.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.