Jan Piekło: Pierwsze mordy na Polakach miały miejsce na Wołyniu w 1920, gdy Armia Czerwona szła na Warszawę

Bolszewicka agitacja, nacjonalizm w II RP, niemieckie i sowieckie agentury oraz obietnica ziemi. Jan Piekło o kulisach rzezi wołyńskiej.

W nocy z 22 na 23 lutego 1944 r. oddział UPA zamordował 131 Polaków w Berezowicy Małej (woj. tarnopolskie). W rocznicę ludobójstwa przeprowadzonego przez ukraińskich szowinistów na polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej Jan Piekło przybliża kulisy tych tragicznych wydarzeń, kiedy to ludzie byli mordowani w okrutny sposób.

Zauważa, że mordy na polskiej ludności Wołynia miały miejsce już w 1920 r., kiedy zajmujący te ziemie bolszewicy zachęcali miejscową rusińską ludność chłopską do mordowania polskich panów. Dotknęło to także, jak zdradza nasz gość, jego rodziny.

Akurat dotyczy to również mojej rodziny również w sposób okrutny wtedy została zamordowana rodzina najbliższa moja rodzina ze strony ze strony matki dzieci i rodzice.

[related id=115809 side=right] Na mocy traktatu ryskiego Wołyń wrócił do odrodzonej Rzeczypospolitej. Ziarno jednak zostało zasiane. Józef Piłsudski, zdając sobie z tego sprawę mianował swego przyjaciela Henryka Józewskiego na wojewodę wołyńskiego. Ten w latach 1930-1938 prowadził politykę obliczoną na pozyskanie Ukraińców dla państwa polskiego.

Gdy umarł Piłsudski, kiedy rządy przejęła sanacja i właściwie można powiedzieć, że narodowa demokracja doszła do głosu i wtedy zaczęły się znowu prześladowania Ukraińców zaczęły się historie nieprzyjemne, które po prostu budowały wrogość.

[Sanacją nazywa się obóz rządzący w II RP po zamachu majowym. Endecja była w opozycji do rządu, za to nacjonalizm był obecny w ideologii Obozu Zjednoczenia Narodowego- przyp. red.] Wrogość tą chcieli zagospodarowywali sąsiedzi Polski.

Po rozpoczęciu II wojny światowej Wołyń był pod okupacją sowiecką, a potem niemiecką. W czasie rzezi wołyńskiej Polacy tworzyli samoobrony. Z jednej strony dołączali oni do niemieckiej policji pomocniczej, a z drugiej do sowieckiej partyzantki. Dawało to propagandzie UPA kolejny argument, by wzywać do rozprawy z Polakami. Były ambasador na Ukrainie zauważa, że

Na Wołyniu wcale UPA nie była bardzo silna, żeby przeprowadzić tego rodzaju eksterminację Polaków. Należało ich użyć do tego lokalnej ludności i tego hasła, że odbierzecie Polakom ziemie- jak ich zabijecie, to będzie ona wasza.

Podkreśla, że mordowano całe rodziny, aby nie został nikt, kto o majątek mógłby się upomnieć.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Eksperyment wołyński jako czynnik rozstrzygający o losach Polski/ Wojciech Pokora, „Kurier WNET” 73/2020

Dla przeciętnego Polaka Wołyń jawi się jako kraina zdominowana przez ukraińskich nacjonalistów, którzy przez lata sposobili się do tego, by w wielkiej rzezi wymordować swoich polskich sąsiadów.

Wojciech Pokora

Między komunizmem a nacjonalizmem

Przyczyny zbrodni katyńskiej cz. 4

Dla przeciętnego Polaka Wołyń jawi się jako kraina zdominowana przez ukraińskich nacjonalistów, którzy przez lata sposobili się do tego, by w wielkiej rzezi wymordować swoich polskich sąsiadów. Równocześnie popularna jest też dziś teza, jakoby obecnie kresy wschodnie były okupowane przez obcy naród, który pojawił się tam w wyniku zawieruchy wojennej i tychże rzezi właśnie. Rysuje się obraz II Rzeczpospolitej spójnej etnicznie, której terytorium sięgało niemalże od morza do morza, a jej jedynym problemem był nagły konflikt zbrojny rozpętany przez jednego lub dwóch totalitarnych sąsiadów, w zależności od wyznawanej wersji wydarzeń.

To bardzo uproszczony obraz historii, często romantyczny, odwołujący się do narodowych symboli i mocno nacechowany emocjonalnie. I nieprawdziwy. W poprzednich numerach „Kuriera WNET” pisałem m.in. o tym, jak wyglądała struktura narodowościowa Wołynia, gdzie Ukraińcy stanowili niemalże siedemdziesięcioprocentową większość, i których polityka narodowościowa naszego kraju pchała w ręce komunistów. Zauważył to Piłsudski i jego najbliżsi współpracownicy, i dlatego opracowali nową politykę wobec mniejszości narodowych. W miejsce idei inkorporacyjnej, zakładającej zasymilowanie i spolonizowanie wcielonych do Polski ziem, zaproponowali nowe rozwiązanie. Osobą, która miała je wdrożyć jako eksperyment na Wołyniu, był mianowany w 1928 roku wojewoda wołyński Henryk Józewski.

Nowy wojewoda znał Ukrainę z racji swojego urodzenia. Jako były członek rządu Semena Petlury cieszył się także zaufaniem niektórych kręgów politycznych. I znał Wołyń, spędził tam bowiem dwa lata jako osadnik wojskowy. Znał zatem specyfikę wołyńskich problemów, obserwując je z wielu perspektyw. Przede wszystkim wiedział, że największe zagrożenie dla Polski czai się dalej na wschodzie, a na Wołyniu buduje ono jedynie przyczółki w postaci Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. I do zwalczania tego zagrożenia wysłał go na Ukrainę Piłsudski.

Skompromitowany komunizm

Jednym z głównych celów eksperymentu wołyńskiego było zyskanie lojalności Ukraińców wobec państwa polskiego. Józewski miał świadomość, że naród, który na danym terenie jest większością, potrzebuje jedynie iskry do przebudzenia się. W zależności od tego, kto tę iskrę podłoży, takiego charakteru nabierze proces zdobywania samoświadomości.

W Galicji były to w dużej mierze wpływy ruchów nacjonalistycznych, na Wołyniu dominowali komuniści. Trzecią drogą była Polska. Jednak, by stała się ona alternatywą dla mieszkańców tych ziem, trzeba było im ją wskazać. W tym celu należało usunąć wszelkie ekstrema polityczne, mogące podburzać miejscowych przeciwko ich nowej ojczyźnie. Przede wszystkim komunistów.

Nie było to trudne, ze względu na czas, w którym przyszło Józewskiemu sprawować swój urząd. Jak już pisałem, w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy doszło do rozłamu spowodowanego „odchyleniem nacjonalistycznym”. Duża część ukraińskich komunistów nie widziała możliwości działania w partii, w której nie mogą sami sobie przewodzić. Uznali, że skoro to Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy, to na jej czele powinni stać Ukraińcy. Tymczasem nowe, ustanowione przez Sowietów władze w znacznym stopniu składały się z Żydów. Walki wewnętrzne w partii spowodowały wzmożone zainteresowanie policji, która we Lwowie dosyć szybko wyłapała jej kierownictwo. Do 1930 roku skłócona i podzielona partia komunistyczna praktycznie straciła na znaczeniu. Dzieła zniszczenia jej wizerunku dokonali uciekinierzy z sowieckiej Ukrainy, którzy zaczęli masowo pojawiać się na Wołyniu, opowiadając o kolektywizacji. W miejscowościach, gdzie przesiedlano zbiegłych zza wschodniej granicy chłopów, komunistyczni agitatorzy nawet nie podejmowali prób swojej działalności.

Komuniści spróbowali jeszcze fortelu. Mając świadomość, że jawna działalność komunistyczna grozi więzieniem, postanowili stworzyć legalną organizację fasadową, która stanie się taranem dla komunistycznej idei w Polsce. Powołano do życia Włościańsko-Robotnicze Zjednoczenie (Sel-Rob), które miało łączyć ukraiński patriotyzm i socjalizm. Jednym z głównych haseł tego ugrupowania było… żądanie rozdania ziemi ukraińskim chłopom.

Ci sami komuniści, którzy w stworzonym przez siebie raju wprowadzali kolektywizację, w Polsce głosili przewrotne hasła o rozdawaniu ziemi bez odszkodowania dla obszarników. Ugrupowanie zaczęło odnosić polityczne sukcesy, udało mu się nawet wprowadzić do Sejmu czterech przedstawicieli, z czego trzech było członkami Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Co ciekawe, dwóch z wybranej czwórki przebywało w tym czasie w więzieniu.

Do roku 1932 Józewski doprowadził do zdelegalizowania tej organizacji. Na Wołyniu działać mogło od tej pory jedynie Wołyńskie Zjednoczenie Ukraińskie, które powstało przy wsparciu wojewody i które zdobywało mandaty do Sejmu i Senatu z listy Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem.

Nacjonalizm za niemieckie marki

Jak wspomniałem na początku, Wołyń kojarzy się dziś Polakom przede wszystkim z 1943 rokiem i z akcjami pacyfikacyjnymi OUN-UPA. Jak widać, nacjonalizm nie był jednak domeną tego regionu. Tu funkcjonowali komuniści. Nacjonalizm rodził się w południowych województwach i związany był bardziej z Galicją Wschodnią. Weterani wojny polsko-ukraińskiej z 1918 roku utworzyli Ukraińską Wojskową Organizację, która z czasem przekształciła się w Organizację Ukraińskich Nacjonalistów, która uznawała polskie rządy za bezprawne. Podobnie jak komunistyczna partyzantka na Wołyniu (np. tzw. banda Piwnia, a w rzeczywistości operująca na Polesiu sowiecka partyzantka), nacjonaliści sięgali do metod terrorystycznych. W 1930 roku w Galicji miał miejsce szereg akcji sabotażowych, których celem było zradykalizowanie nastrojów. Nastąpiło setki wystąpień zbrojnych przeciwko polskim majątkom i gospodarstwom w całym regionie. W pierwszych 191 aktach sabotażowych w 19 przypadkach ucierpiał skarb państwa. Były to np. zerwane linie telegraficzne. W pozostałych 172 incydentach zniszczeniu uległ dorobek ludności cywilnej. Część akcji została zwrócona także przeciw Żydom.

Dla Piłsudskiego nie była to sytuacja komfortowa i długo zwlekano z reakcjami. Jednak brak odpowiedzi na działalność terrorystyczną mógł doprowadzić do wojny domowej, na co zapewne liczyli szowiniści. Mimo sympatii do Ukraińców, która miała swój wyraz w działaniach na Wołyniu, w Galicji trzeba było zareagować. We wrześniu 1930 roku zarządzono pacyfikację Galicji Wschodniej. Do 450 wiosek wysłano tysiąc policjantów, którzy mieli za zadanie wyłapanie agitatorów. Podczas przeszukań ujawniono duże ilości broni i materiałów wybuchowych, co nie przeszkodziło nacjonalistom w uznaniu akcji policyjnej za agresję ze strony państwa i wysyłaniu protestów do społeczności międzynarodowej.

Spór, który się wówczas wywiązał, zmusił Polskę do ujawnienia dokumentów dowodzących, że ukraińskie partie były finansowane przez Niemcy. Mało tego, istniał związek między tymi akcjami sabotażowymi a niemiecką akcją antypolską, prowadzoną w tym okresie w Europie.

I o ile organizacje nacjonalistyczne nie były same z siebie zagrożeniem dla Polski, to już wszechstronna pomoc – logistyczna, szkoleniowa, finansowa – a także poparcie rządów i sfer wojskowych Niemiec, Czechosłowacji, Litwy, a nawet Rosji dla tych ugrupowań stanowiły problem.

Jeszcze większy problem ukraiński terror stanowił dla stosunków między Ukraińcami a państwem polskim. Szczególnie, gdy dotknął jednego z głównych architektów pojednania. 29 sierpnia 1931 roku kule zamachowców dosięgły przebywającego w sanatorium Tadeusza Hołówkę. Usunięto tym samym człowieka, którego polityka osłabiała ukraiński sprzeciw wobec polskich rządów. Istnieje koncepcja – pisze o niej Timothy Snyder – że za zabójstwem Hołówki stali jednak Sowieci, nie nacjonaliści. Argumentuje to tym, że przywódcy emigracyjni byli zaskoczeni tym wydarzeniem. Wybrano bardzo zły termin na dokonanie tej zbrodni, Ukraińcy bowiem złożyli skargę do Ligi Narodów w sprawie pacyfikacji w Galicji Wschodniej i taka zbrodnia na rozpoznawalnej w Europie postaci krzyżowała im plany i nie miała najmniejszego sensu. Podobnie zbrodnia ta nie służyła Niemcom, którzy przedstawiali Polskę jako państwo nieodpowiedzialne i gwałcące prawa człowieka.

Śledztwo Oddziału II zakończyło się wnioskiem, że prawdopodobnymi sprawcami byli jednak Sowieci. To zabójstwo wyeliminowało bowiem jednego z największych, obok Józewskiego, wrogów Związku Sowieckiego. To właśnie oni dwaj, Hołówko i wojewoda wołyński, stali na stanowisku, że przyszłość Polski zależy od poparcia Ukraińców i od wspólnego sojuszu. Komuniści w Polsce nie kryli radości na wieść o tej zbrodni. Morderstwo to uosabiało ich zdaniem prawdziwą walkę z faszystowskim okupantem.

Propaganda niezmienna od lat

„Ukrainiec, budując współżycie polsko-ukraińskie na terenie Wołynia, nie jest w niezgodzie z myślą o Ukrainie Niepodległej na sąsiadujących z nami obszarach”. Zdanie to pochodzi z wygłoszonego przez Henryka Józewskiego wystąpienia inaugurującego jego kadencję wojewody na Wołyniu. Stanowi ono klucz do jego polityki i do ówczesnej polityki wschodniej państwa.

Należało spowodować oderwanie sowieckiej Ukrainy od Związku Radzieckiego. Jak to zrobić? Czyimi rękami? Odpowiedź na te pytania także pojawiły się w exposé, bowiem Józewski odwoływał się w nim do śp. atamana Petlury, „który na długo pozostanie świecznikiem idei niepodległościowej ukraińskiej”: oderwać Ukrainę od Związku Radzieckiego i zrobić to rękami Polaków i Ukraińców idących za ideą niepodległości Petlury. „Istnieje bowiem nurt podziemny, nurt głęboki, który łączy w sobie tendencje rozwojowe obu narodów, polskiego i ukraińskiego. Istnieje wspólnota podświadoma, niezawodna w swojej linii rozwojowej”. Jak się domyślamy, takie słowa nie mogły się podobać w Sowieckiej Rosji. Ale nie mogły także podobać się środowiskom nacjonalistycznym w Polsce.

Nacjonalistyczna prasa w Polsce nagłośniła przemówienie wojewody, które było przełomem w polityce wobec mniejszości narodowych. Jak twierdził później Józewski, to właśnie polscy nacjonaliści zwrócili na nie uwagę Sowietów. Rozpoczęła się nagonka i wykpiwanie zarówno samej osoby wojewody, jak i jego poglądów. Sowiecka prasa pisała o imperialnych zapędach Piłsudskiego, o przygotowywanym ataku na Związek Radziecki („Prawda”). Inni pisali o wykorzystywaniu ukraińskich imigrantów politycznych jako oddziałów szturmowych na Wołyniu w celu najechania na Sowiety („Izwiestia”). Rysowano także karykatury wykpiwające wojewodę i nazywające go jednym z największych faszystów na świecie. Równocześnie ruszyła ofensywa dyplomatyczna. Sowiecki komisarz wojny zaprotestował przeciwko obecności i działalności petlurowców na Wołyniu, a komisarz spraw zagranicznych złożył formalny protest.

I trzeba przyznać, że Sowieci mieli intuicję. Józewski jak nikt inny rozumiał, jaki jest sens sowieckich działań afirmacyjnych na sowieckiej Ukrainie. W swojej polityce wprowadzał działania będące lustrzanymi odbiciami działań, które przeprowadzali Sowieci w celu zjednania sobie ukraińskiego narodu.

Gdy Sowieci wykorzystywali Ukraińców ze Lwowa, by prowadzili działania z zakresu kultury w ówczesnej stolicy komunistycznej Ukrainy – Charkowie, Józewski ściągał z Kijowa petlurowców do pracy w Łucku i na Wołyniu. Rozumiejąc znaczenie religii i Cerkwi w życiu mieszkańców podległego mu województwa, inicjował i wspierał ruch dążący do utworzenia Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, którego językiem liturgicznym byłby ukraiński. Ten ruch zresztą wskazywał, że wiedział doskonale, czym jest Cerkiew dla Moskwy i jaki wpływ na obywateli innych narodów można wywierać, odpowiednio tego narzędzia używając.

Józewski uznawał eksperyment wołyński za element polityki zagranicznej, bowiem w jego opinii na Kresach Wschodnich rozstrzygały się losy Polski jako mocarstwa. Tam miał zapaść wyrok, czym będzie Polska w dziejach Europy i jaka będzie jej rola na Wschodzie po rozpadzie Związku Sowieckiego. Życie szybko zweryfikowało te plany.

Ciąg dalszy w następnym numerze.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Między komunizmem a nacjonalizmem. Przyczyny zbrodni katyńskiej cz. IV” znajduje się na s. 14 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Między komunizmem a nacjonalizmem. Przyczyny zbrodni katyńskiej cz. IV” na s. 14 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stalin wiedział, że Polska wpływała na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm

Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana.

Wojciech Pokora

Gdy w 1926 r. Józef Piłsudski wrócił do władzy, dawno straciliśmy inicjatywę wywiadowczą na kierunku wschodnim. Polska, podobnie zresztą jak Estonia, Łotwa, Finlandia, Rumunia, a nawet Francja i Wielka Brytania (oczywiście w różnym stopniu), była zinfiltrowana przez wywiad sowiecki, który co najmniej od 1921 r. prowadził wielką akcję dezinformacyjną pod kryptonimem „Trust”. (…) W Polsce agenci „Trustu” wniknęli głęboko w struktury państwa, czego przykładem niech będzie fakt, że np. legalnie otrzymywali polskie paszporty i posługiwali się polską pocztą dyplomatyczną. Jak pisał Władysław Michniewicz, polski oficer wywiadu pracujący w Estonii, sowietom udało się nawet przesłać zaszyfrowany polskim kodem komunikat. W szczytowym okresie operacji zaangażowali w nią niewyobrażalną na tamte czasy liczbę 5 tysięcy agentów i funkcjonariuszy.

I chociaż wielu ekspertów twierdzi, że operacja „Trust” bądź jej pochodne trwają do dzisiaj, oficjalne jej zakończenie zbiegło się w czasie z powrotem do polityki Józefa Piłsudskiego. Od tego momentu Polska próbowała na nowo odzyskać kontrolę na kierunku wschodnim.

Problem dziurawej granicy zauważono już wcześniej, dlatego w 1924 r. podjęto decyzję o powołaniu wojskowej formacji do jej ochrony. Piłsudski planował rozbudowę koncepcji systemu ochrony granic przez wojsko o kolejne kierunki (północ, południe i zachód), ale spotkało się to z silnym oporem wewnętrznym i zewnętrznym. Od tej pory KOP kojarzyć się miał tylko i wyłącznie z granicą wschodnią.

Na posiedzeniu Rady Ministrów 16 sierpnia 1926 r. Piłsudski dokonał zmiany kursu wobec mniejszości narodowych. Wówczas właśnie zlecono gruntowną rewizję polskiej polityki wobec obywateli innych narodowości. O ile koncepcja endecka opierała się na przekonaniu, że mniejszości da się zasymilować, o tyle obóz Piłsudskiego postanowił włączyć je w ustrój państwa polskiego i uczynić lojalnymi obywatelami Rzeczypospolitej. (…)

Piłsudski jeszcze na początku lat 20. przygotował własną ofertę dla Ukraińców. Kluczowa była w tym postawa Rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej na Emigracji. Postanowiono zainspirować Ukraińców do wyciągnięcia wniosków z prowadzonej w sowietach polityki ukrainizacji, której postawiono w pewnym momencie tamę.

Uświadomienie mieszkańcom republik radzieckich, że w ramach tego państwa nie osiągną niepodległości, stało się zalążkiem większej strategii, nazwanej prometeizmem.

W 1926 w Paryżu założono organizację „Prometeusz”, w skład której weszli z czasem przedstawiciele Azerbejdżanu, Kozaków Dońskich, Gruzji, Idel-Uralu, Ingrii, Karelii, Komi, Krymu, Kubania, Kaukazu Północnego, Turkiestanu i Ukrainy.

Prometeizm nie stał się nigdy oficjalnym programem ani rządu, ani żadnej partii w Polsce, jednak po przewrocie majowym Piłsudski zaczął go wdrażać w życie. Koordynację projektu powierzył zaufanym ludziom umieszczonym w różnych resortach – Spraw Zagranicznych, Obrony, Spraw Wewnętrznych oraz Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a koordynację przedsięwzięcia powierzył Tadeuszowi Hołówce. Prometejczycy otrzymali na działanie tajny budżet.

Uruchomienie tego programu wskazywało wprost na kierunki polityki zagranicznej Piłsudskiego, który bagatelizował zagrożenie ze strony Niemiec, a jego głównym zadaniem było dążenie do rozbicia Rosji na wiele państw narodowych.

Działania te realizowane były na szeroką skalę. Hołówko nawiązywał relacje z przedstawicielami państw, które mogły wesprzeć Piłsudskiego w jego dążeniach. Nawiązano także bliskie stosunki z Teheranem i Ankarą, gdzie utworzono przyczółki programu prometejskiego. Ważnym ośrodkiem był Paryż.

Duży nacisk położono na kraje kaukaskie, silnie obsadzając konsulat w Tbilisi, którego aktywność została zauważona. Już w 1927 r. przed sądem w Charkowie stanęła grupa Gruzinów zaangażowanych w program prometejski, których zeznania obciążyły Hołówkę. Moskwa wzięła go na celownik. Wcześniej zrobiła to samo z Petlurą, który został zamordowany przez sowieckiego agenta 25 maja 1926 r. W 1927 r. na terenie Polski odtworzono armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, w skład polskiej armii weszło zaś trzydziestu pięciu Ukraińców na stanowiskach oficerów kontraktowych. Jednym z nich był Pawło Szandruk.

Na sowieckiej Ukrainie utworzono tajną placówkę wywiadowczą o kryptonimie „Hetman”, na której czele stanął Mykoła Czebotariw, były szef osobistej ochrony Petlury podczas wyprawy na Kijów. Czebotariw raportował o sukcesach wywiadowczych, a jednocześnie prowadził grę z formalnym następcą Petlury Andrijem Liwyckim o przywództwo w Ukraińskiej Republice Ludowej. Oznajmił, że Ukraińcy w Związku Radzieckim pragną odtworzenia URL, ale przywódcy na uchodźstwie są oderwani od ich spraw, w związku z tym ci, z którymi się kontaktuje, nie chcą utrzymywać relacji z oficjalnymi władzami państwa podziemnego. Czebotariw raportował, że nawiązał bliską łączność z działającym na terenach dawnego URL Związkiem Walki o Niezależną Ukrainę, tajną organizacją, która szukała możliwości zbudowania sojuszu z Polską. Działalność Czebotariwa w połączeniu z akcją w Polsce dawała obraz dobrze przygotowanego planu na odbicie Ukrainy spod władzy sowieckiej. Jednak znów nie doceniono bolszewików.

Do dziś do końca nie wyjaśniono sytuacji związanej z działalnością placówki „Hetman”, jednak najbardziej prawdopodobnym wydaje się, że mieliśmy do czynienia z mistyfikacją podobną do sowieckiej operacji „Trust”.

Najpewniej Czebotariw był sowieckim agentem, który od początku działał na niekorzyść URL i Polski. Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana. Mimo że na skutek mistyfikacji Czebotariwa wiele działań okazało się pozornymi, nie ulega wątpliwości – i wiedział o tym także Stalin – że Polska prowadziła politykę wywierania wpływu na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm.

Cały artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” (II) znajduje się na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” (II) na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak zrodził się pomysł na zbrodnię katyńską? Dlaczego wymordowano elity? / Wojciech Pokora, „Kurier WNET” 70/2010

Czy Katyń był osobistą zemstą Stalina za klęskę w wojnie z 1920 roku? A co, jeśli stał się zwieńczeniem całej serii wydarzeń i zbrodni na Polakach, które były elementem jeszcze szerszej gry?

Wojciech Pokora

Dlaczego doszło do Katynia?

2 marca 1940 roku Ławrientij Beria – Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR (szef NKWD) skierował do Józefa Stalina tajną notatkę nr 794/B (794/Б), w której poinformował, że polscy jeńcy wojenni w liczbie 14 736 osób ( w tym 97 proc. narodowości polskiej) oraz więźniowie w więzieniach Zachodniej Białorusi i Ukrainy w liczbie 18 632 osoby, z tego 1207 oficerów i 5141 policjantów (w tym 57 proc. obywateli narodowości polskiej), stanowią zdeklarowanych i nie rokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej.

W związku z powyższym stwierdził, że

NKWD ZSRR uważa za uzasadnione: rozstrzelanie 14,7 tys. jeńców i 11 tys. więźniów bez wzywania skazanych, bez przedstawiania im zarzutów, bez decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia

oraz zlecenie rozpatrzenia spraw i podejmowania decyzji trójce NKWD w składzie: Wsiewołod Mierkułow, Bogdan Kobułow, Leonid Basztakow. Notatkę swoimi podpisami zatwierdziły cztery osoby: Stalin, Woroszyłow, Mołotow i Mikojan. Ponadto z dopisku sekretarza dowiadujemy się, że Kalinin i Kaganowicz zagłosowali „za”. Zgodnie z notatką Biuro Polityczne KC WKP(b) w dniu 5 marca 1940 roku wydało tajną decyzję nr P13/144 z zaproponowaną przez Berię treścią:

I. Polecić NKWD ZSRR:

1) Sprawy 14 700 znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych byłych polskich oficerów, urzędników państwowych, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i dozorców więziennych, 2) Jak też sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi w liczbie 11 000 członków różnych k-r [kontrrewolucyjnych; W.P.] organizacji szpiegowskich i dywersyjnych, byłych obszarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników państwowych i zbiegów – rozpatrzyć w trybie specjalnym z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania. II. Rozpatrzenie spraw przeprowadzić bez wzywania zatrzymanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia – w następującym trybie: a) wobec osób znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych – na podstawie informacji przedłożonej przez Zarząd ds. Jeńców Wojennych NKWD ZSSR, b) wobec osób zatrzymanych – na podstawie informacji z akt przedłożonej przez NKWD Ukraińskiej SRR i NKWD Białoruskiej SRR.

III. Rozpatrzenie spraw i powzięcie uchwały zlecić trójce towarzyszy w składzie: Mierkulow, Kobułow i Basztakow (naczelnik I Wydziału Specjalnego NKWD ZSRR).

14 marca 1940 r. w gabinecie Bogdana Kobułowa, szefa Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD, spotkali się szefowie zarządów NKWD obwodu smoleńskiego, kalinińskiego i charkowskiego, ich zastępcy oraz naczelnicy tzw. wydziałów komendanckich wymienionych zarządów obwodowych NKWD. Uczestniczył w niej również Piotr Soprunienko, szef powołanego przez Berię we wrześniu 1939 roku Zarządu do spraw Jeńców Wojennych Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR, jeden z głównych organizatorów mordu katyńskiego. Soprunienko zmarł w Moskwie w 1992 roku.

22 marca 1940 r. Beria wydał tajny rozkaz nr 00350 „O rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR”.

3 kwietnia 1940 roku z obozu w Kozielsku wyruszył pierwszy transport jeńców kierowanych na egzekucję do Katynia. Rozstrzeliwań dokonywano w ścisłej tajemnicy w Katyniu, Miednoje koło Tweru, Piatichatkach na przedmieściu Charkowa i Bykowni koło Kijowa. Wciąż nieznane jest miejsce mordu i pochowania ok. 7 tys. ofiar z tzw. białoruskiej i ukraińskiej listy katyńskiej.

Tak wygląda zorganizowanie i przebieg zbrodni w encyklopedycznym skrócie. Jednak najważniejsze zostaje pytanie – dlaczego do tego doszło? Skąd pomysł na masową zbrodnię w takim kształcie? Dlaczego postanowiono zgładzić polską elitę? Czy faktycznie należy na poważnie brać tezę, że wydarzenia z 1940 roku były osobistą zemstą Stalina za klęskę bolszewików w wojnie 1920 roku? W tej legendzie jest ziarnko prawdy, ale prawda może zdumiewać. A co, jeśli Katyń jest zwieńczeniem całej serii wydarzeń i zbrodni na Polakach, które były elementem jeszcze szerszej gry? Polsko-sowieckiej rozgrywki o Ukrainę? Taką tezę postawił amerykański historyk Timothy Snyder i wydaje się ona całkiem prawdopodobna.

Polska Organizacja Wojskowa

Przed wybuchem I wojny światowej we Lwowie powołano do życia dwie organizacje, których wpływ na późniejsze wydarzenia skutkujące odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. jest nieoceniony.

Pierwszą z nich była powołana przez działaczy Organizacji Bojowej PPS tajna organizacja wojskowa o nazwie Związek Walki Czynnej. Inicjatorem powołania Związku był Kazimierz Sosnkowski (z inspiracji Piłsudskiego), który w 1908 r. rozpoczął tworzenie tej organizacji na bazie kół milicyjnych PPS. W 1909 r. na czele ZWC stanął osobiście Józef Piłsudski.

W tym samym roku, także we Lwowie, powstała Organizacja Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie”, która dwa lata później powołała do życia Polskie Drużyny Strzeleckie. Już w 1911 r. doszło do spotkania Komendy Naczelnej Drużyn Strzeleckich z Komendą Główną Związku Walki Czynnej, na którym uchwalono wspólną linię szkoleniową dla rekrutów. Nawiązana wówczas współpraca zaowocowała tym, że po wybuchu I wojny światowej, w sierpniu 1914 r. obie organizacje połączyły się w Warszawie w jeden podmiot uznający zwierzchnictwo komendanta Wojsk Polskich Józefa Piłsudskiego. W październiku tego samego roku dowództwo nad organizacją przejął emisariusz Piłsudskiego, ppor. Tadeusz Żuliński, który nadał jej nazwę Polska Organizacja Wojskowa. Opracowano dokument programowy POW, w którym stwierdzano, że „celem POW jest zdobycie niepodległości Polski drogą walki zbrojnej”. Za głównego przeciwnika uznano wówczas imperium rosyjskie.

Polska Organizacja Wojskowa działała do 1921 roku. Członkowie POW najpierw zasilili Legiony Polskie, a od 1917 roku brali udział w walce z państwami centralnymi o niepodległą Polskę. Na tym etapie działalności jej komendantem został Edward Rydz-Śmigły. W 1918 roku Polska Organizacja Wojskowa wraz z Pogotowiem Bojowym PPS stała się główną formacją Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej w Lublinie. Dzięki oddziałom POW rządowi Daszyńskiego udało się przejąć kontrolę m.in. nad Lublinem. Komendant Główny POW, Edward Rydz-Śmigły, został ministrem wojny. Jednak już 11 listopada 1918 r. rozkazem Rydza-Śmigłego rozpoczął się proces likwidacji POW. Jej członkowie zostali wcieleni do Wojska Polskiego. Jednak działalność kontynuowała jedna komenda – Komenda Naczelna nr 3 w Kijowie.

Na Wschodzie bowiem pojawił się nowy wróg, w związku z czym nie zaprzestano pracy wywiadowczej na tyłach wojsk sowieckich. Komendę KN-3 POW ulokowano w Warszawie i podporządkowano ją Naczelnemu Dowództwu Wojska Polskiego. Komendantami naczelnymi KN-3 byli kolejno: Przemysław Barthel de Weydenthal, Henryk Józewski i Stefan Bieniewski. POW w 1920 r. podzielono na Wschodzie na pięć terenów i siedem okręgów: Teren A – ukraiński z okręgami kijowskim i charkowskim, Teren B – Zagłębie Donieckie, Teren C – czarnomorski z okręgami odeskim, krymskim i besarabskim, Teren D – bliskiego wschodu z okręgami konstantynopolskim i tyfliskim oraz Teren E – kozacki w Rostowie nad Donem. Istniały również struktury w Moskwie, Mińsku (KN-5) i na Bałkanach. Wszystkie te struktury zlikwidowane zostały do 1921 roku. Jednak w propagandzie sowieckiej działały o wiele dłużej.

Piłsudski wygrał wojnę z bolszewikami, by przegrać pokój z narodowcami

W 1918 roku, po 123 latach, Polska ponownie stała się niepodległym państwem. Państwem bez unormowanych stosunków z sąsiadami, z praktycznie niewytyczonymi granicami. Jednak ówczesna sytuacja Polski, mimo spodziewanych konfliktów o granice, była o wiele pewniejsza niż sytuacja dążącej do niepodległości Ukrainy. Po wycofaniu się wojsk niemieckich na Ukrainie zapanował stan niepewności i próżni.

Scenariusze były różne. Ukraina mogła zostać wchłonięta przez bolszewicką Rosję, mogło się jeszcze odbudować imperium rosyjskie, które także upomniałoby się o te tereny, a mogła także – na wzór polski, stać się niepodległym krajem. Po tym, jak bolszewicy odrzucili traktat brzeski, jasne stało się, że wyciągną ręce po Ukrainę.

Należało więc działać. W grudniu 1918 r. ukraińska armia pod wodzą Symona Petlury, po wznieceniu powstania przeciwko wspieranemu przez Niemców Hetmanatowi Skoropadskiego, wkroczyła do Kijowa.

Polska uznała, że niepodległość Ukrainy jest warunkiem polskiego bezpieczeństwa i poparła sprawę ukraińską. W lipcu 1919 r. wojska generała Antona Denikina odbiły Kijów z rąk ukraińskich i odpierały ataki napierającej Armii Czerwonej. Polska – czwarty uczestnik sporu, zbierała informacje wywiadowcze właśnie przez Komendę Naczelną III Polskiej Organizacji Wojskowej. W chwili, gdy bolszewicy zaczęli przeważać nad białymi Denikina, Polska przystąpiła do działania, choć fizycznie na Kijów wyruszono dopiero w kwietniu 1920 r., po formalnym zawarciu sojuszu z Symonem Petlurą – głównodowodzącym armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wiceministrem spraw wewnętrznych ukraińskiego rządu został Henryk Józewski – pochodzący z Kijowa członek POW, późniejszy wojewoda wołyński, współtwórca eksperymentu wołyńskiego. Ruszono na Kijów. Józewski dostał od Petlury zadanie przygotowania elity kulturalnej Ukrainy na powrót Ukraińskiej Republiki Ludowej. Do tego zadania miał zwerbować ludzi z kręgu ukraińskiego historyka literatury, członka Rady Najwyższej Ukraińskiej Republiki Ludowej – Serhija Jefremowa, który obiecał mu swoje wsparcie.

Armia Czerwona opuściła Kijów bez walki. Jednak nie na długo. Po przegrupowaniu się odbiła miasto już w czerwcu 1920 roku. Skutecznie także wykorzystano wyprawę kijowską w celach propagandowych, przedstawiając ją jako imperialistyczną próbę przywrócenia własności polskim obszarnikom. Wojska sprzymierzone opuściły Kijów. Na zachód ruszyła ofensywa Armii Czerwonej. Dla Polski zaczęła się wojna o wyznaczenie ogromnego pogranicza pomiędzy Polską a państwem bolszewickim. Najlepiej, gdyby ta przestrzeń politycznie nie była zależna od Rosji. Armia Czerwona natomiast miała postawioną za cel ogólnoświatową rewolucję i pod takimi sztandarami parła, by zmiażdżyć Polskę i po jej trupie ruszyć dalej. Na czele partii stał wówczas Lenin, komisarzem wojny był Trocki, Dzierżyński kierował Czeka.

Za ukraiński front odpowiedzialność polityczną ponosił jednak Józef Stalin. I na nim spoczywała, przynajmniej w części, odpowiedzialność za klęskę, którą Armia Czerwona poniosła w wyniku polskiej kontrofensywy.

W 1921 roku w Rydze podpisano polsko-bolszewicki układ pokojowy, kładący kres dążeniom Ukrainy do niepodległości. Piłsudski, rozumiejąc zagrożenie ze strony sowieckiej Rosji, dążył do oddzielenia od niej Polski państwami sprzymierzonymi lub sfederowanymi. Narodowa Demokracja większe zagrożenie widziała ze strony Niemiec i Żydów. Dla nich Ukraińcy nie byli narodem, ale surowcem etnicznym, który mógł zasilić Rosję lub Polskę. Ale zbudowana na tym surowcu niepodległa Ukraina szybko, ich zdaniem, stałaby się państwem marionetkowym w rękach Niemiec. W związku z tym postanowiono ugłaskać Moskwę, oddając jej tereny, na których Piłsudski widział niepodległe państwa. Polsce zostawiono jedynie pogranicze, które w opinii Endecji dałoby się zasymilować. Mówiono, że obóz Piłsudskiego wygrał wojnę z bolszewikami, by przegrać pokój z narodowymi demokratami.

Bitwa o Wołyń, Polskę, Ukrainę…

Traktat położył kres sojuszowi Piłsudskiego z Petlurą. Polska zobowiązała się do internowania swoich dotychczasowych sprzymierzeńców. Na wschodzie zachowały się, co prawda, resztki struktur POW i doszło nawet do próby inwazji na bolszewików pod przywództwem oficera Komendy Naczelnej III POW, Jerzego Kowalewskiego, i Jurko Tiutiunnyka z Ukraińskiej Komendy Powstańczej, ale Pochód Zimowy z 1921 r. był katastrofą. Co ważne, Kowalewski działał oficjalnie na własną rękę i gdyby nawet wrócił żywy z tej awantury, zapewne zostałby aresztowany. Polska Organizacja Wojskowa przestała istnieć. Polska rozpoczęła mozolny proces odbudowy państwa po latach niewoli i wojen. Na wschodzie, za nowo uformowaną granicą zamieszkał wróg. Piłsudski wycofał się z polityki, bolszewicy utworzyli Związek Radziecki, obejmujący Ukraińską Socjalistyczną Republikę Radziecką, a Polska pod przywództwem narodowych demokratów budowała państwo monoetniczne, mimo że zamieszkiwały ją różne narody. Traktat ryski podzielił granicami nie tylko tereny zamieszkiwane przez Białorusinów czy Ukraińców, ale także serce żydowskiej Europy.

Nikt nie z rządzących nie miał pomysłu, jak zagospodarować kilka milionów Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Pomysł na to mieli natomiast komuniści, których poczynaniom przyglądali się odsunięci od władzy piłsudczycy.

W 1926 roku doszło w Polsce do wydarzeń, które przewróciły scenę polityczną. Piłsudski w wyniku zamachu stanu przejął władzę i zamierzał ją sprawować poprzez swoich zaufanych ludzi. Najbardziej ufał tym, których sprawdził w boju, więc nie dziwi, że sięgnął po legionistów, którzy rekrutowali się w dużej mierze z Polskiej Organizacji Wojskowej. Peowiacy wrócili do gry. Do gry chcieli przyłączyć się także komuniści. W chwili, gdy Piłsudski dokonywał przewrotu, na terenie Rzeczpospolitej działały trzy partie komunistyczne: Komunistyczna Partia Polski, Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi i Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Podczas przewrotu majowego komuniści poparli Piłsudskiego – przywódcy partyjni zaoferowali mu swoje usługi, strajki na kolei uniemożliwiły wsparcie strony rządowej przez próbujące przedostać się do Warszawy wojsko.

Wszystko wskazuje na to, że polskim komunistom wesprzeć Piłsudskiego nakazał Stalin, sądząc, że szybko uda się go obalić i dokończyć rewolucję. I to był kolejny błąd Stalina. Piłsudski „dokonał rewolucji bez rewolucyjnych konsekwencji”, bo masy robotnicze nie podchwyciły rewolucyjnych haseł. Stalin nie chciał pamiętać, że Polska Partia Komunistyczna wywodziła się z organizacji socjalistycznych o dłuższym rodowodzie niż rewolucja bolszewicka i u swojego zarania były one wymierzone przeciw caratowi. Zatem i przeciw Moskwie. Trudno było przekonać ludzi, by spojrzeli w stronę Moskwy życzliwiej.

Gdy Stalin to zauważył, Piłsudski już zainstalował się z nową władzą. Zostało zatem obciążyć odpowiedzialnością za swój błąd polskie struktury partyjne. Natychmiast wycofano komunistyczne poparcie dla Marszałka i już w czerwcu 1926 roku narzucono nową retorykę – Piłsudskiego zaczęto nazywać faszystą.

Równocześnie postanowiono wzmocnić rewolucyjną agitację w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, bardzo aktywnej na południowo-wschodnich krańcach Polski – w Galicji i na Wołyniu. I nie pomylono się.

Na tych obszarach Ukraińcy i Żydzi stanowili większość, zatem agitacja przeciwko polskim obszarnikom trafiała na podatny grunt. Szczególnie jeśli chodzi o Ukraińców, bo ich regionalne powstanie było o wiele bardziej prawdopodobne niż ogólnokrajowa rewolucja komunistyczna. Wystarczyło ich wesprzeć, wzniecić niepokoje społeczne na pograniczu i usprawiedliwić w ten sposób interwencję wojskową. Poza tym Ukraińcy z Galicji nie tak dawno toczyli już z Polską wojnę. W latach 1918–1919 próbowali przecież wywalczyć swoją niepodległość. Zatem tendencje nacjonalistyczne były tu dość silne.

Z kolei na Wołyniu bardzo popularna była Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Pojawił się zresztą na tym terenie nowy, charyzmatyczny przywódca – Tiutunnyk. Ten sam, który wyruszył z ofensywą zimową w 1921 roku, po czym przeszedł na stronę bolszewików, wracając na tereny Rzeczpospolitej jako sowiecki partyzant. W 1924 roku Wołyń był miejscem nasilonych ataków sowieckiej partyzantki. Dochodziło do setek napadów na placówki graniczne, na posiadaczy ziemskich i ich mienie, a nawet na pociągi, którymi podróżowali oficerowie Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli zajmujący się wywiadem. Sowieci szykowali plan przyłączenia terenów wschodnich Rzeczpospolitej, nazywanych przez nich Zachodnią Ukrainą, do sowieckiej Ukrainy, nazywając to zjednoczeniem i wyzwoleniem narodowym. I trafiali z tym przekazem do zamieszkujących południowo-wschodnie terytorium Polski Ukraińców.

W chwili, gdy rząd polski zamykał ukraińskie szkoły, odbierał cerkwie, które trafiały w ręce Kościoła rzymskokatolickiego, zasiedlał wschodnie tereny wojskowymi osadnikami, Sowieci prowadzili zmasowaną akcję propagandową, pokazującą, jak w Związku Radzieckim wspierana jest ukraińska kultura, a ukraińskim chłopom żyje się dostatnio.

Komunizm odnosił sukces. Żeby temu zapobiec, należało jak najszybciej wprowadzić na tym terenie reformy, które usuną społeczne i narodowe zaplecze komunizmu. W ten sposób narodził się pomysł eksperymentu wołyńskiego Henryka Józewskiego, który miał na celu wyrwać Ukrainę z rąk bolszewików. Józewski, który pełnił funkcję Szefa Gabinetu Prezesa Rady Ministrów, został przeniesiony do Łucka na stanowisko wojewody wołyńskiego. Po objęciu tej funkcji napisał w pamiętniku: „W oczach niejednego z moich przyjaciół przeniesienie na Wołyń (…) było degradacją. Nikt się nie domyślał, że właśnie w Łucku przyjdzie do mnie i będzie ze mną wielka przygoda mego życia. …Rozpocząłem bitwę o Wołyń, Polskę, Ukrainę, bitwę o samego siebie”.

Cdn.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego