Kamienny sztandar z napisem po rosyjsku: „cała władza w ręce rad”. To swoiste upamiętnienie wydarzeń 1920 roku…

Przejechaliśmy już 4000 km, odwiedzając dziesiątki miejsc od zachodniej Ukrainy do Ostra na lewym brzegu Dniepru, gdzie w maju 1920 roku najdalej dotarły sojusznicze wojska Petlury i Piłsudskiego.

Paweł Bobołowicz

4 maja wieczorem dotarliśmy z Dmytrem Antoniukiem do Równego. Zaczynamy od zapalenia zniczy pod tablicą poświęconą generałowi Markowi Bezruczce. To wybitny wojskowy wojsk Ukraińskiej Republiki Ludowej. W maju 1920 r. w randze pułkownika dowodził 6. Siczową Dywizją Strzelców Armii URL i razem z generałem Śmigłym-Rydzem 9 maja 1920 roku odbierał paradę ukraińskich i polskich wojsk na kijowskim Chreszczatyku, a w sierpniu 1920 roku dowodził bohaterską obroną Zamościa. W Zamościu Ukraińców wspomagał w obronie 31 Pułk Ułanów Kaniowskich.

Dzięki świetnie zorganizowanej linii obrony, zasiekom i setkom min ułożonych przez ukraińskich saperów oraz wykorzystaniu do obrony umocnień twierdzy zamojskiej, Armii Konnej Budionnego nie tylko nie udało się zająć miasta, ale ostatecznie została ona okrążona i zwyciężona w bitwie pod Komarowem 31 sierpnia 1920 roku. Konna Armia, która przez miesiące siała strach i śmierć, po bitwie pod Komarowem już nie odzyskała pełnej zdolności bojowej.

Ostatecznie z 20-tysięcznej 1. Armii Konnej przetrwało ok. 3 tys. żołnierzy. Marko Bezruczko w październiku 1920 roku został awansowany na generała chorążego armii URL. W 1944 roku zmarł w Warszawie i spoczywa na cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli. Upamiętnienie jego postaci w Równem to dzieło m.in. Sergiusza Porowczuka, który przez całą naszą wyprawę nie pozwala zapomnieć o wydarzeniach 1920 roku i… o sobie: setki wiadomości i telefonów czasem wręcz denerwują, ale pan Sergiusz, dzięki swojemu uporowi, potrafił też doprowadzić do tego, by pamięć o wielkim ukraińskim żołnierzu trwała w Równem, mieście, w którym nie zawsze łatwo jest się przebić przez nagromadzone warstwy propagandy i mitów.

Jedziemy z Dmytrem na rówieński cmentarz. Zatrzymujemy samochód przy potężnym pomniku: pędzący w galopie kawalerzyści z szablami w dłoniach… charakterystyczne budionówki i kamienny sztandar z napisem po rosyjsku: „вся власть советам” – „cała władza w ręce rad”. To niewątpliwie swoiste upamiętnienie wydarzeń 1920 roku…

Wielki memoriał nie został zdekomunizowany – znajduje się na cmentarzu i jako element grobów nie może być zdemontowany. Jego istnienie ma zapewne też tłumaczyć umieszczony przed memoriałem napis: „Jesteśmy winni szacunek i pobożność dla przelanej krwi, bez względu, kim oni byli”.

Jednak nie ma przy pomniku żadnych dodatkowych wyjaśnień, żadnego opisu wydarzeń 1920 roku.

Kilkaset metrów dalej w kierunku, w którym pędzi pomnikowa konnica Budionnego, wzrok przyciągają białe krzyże. Ponad 100 krzyży bez nazwisk, bez dat. Tak, to jest kwatera polskich żołnierzy, zapewne poległych w walach o Równe na początku lipca 1920 roku. Pomimo wielu heroicznych wyczynów naszych żołnierzy, Budionny zajął Równe 10 lipca. Ze znacznymi stratami po polskiej stronie. Miasto w ręce Polaków powróciło we wrześniu 1920 roku po bitwie pod Klewaniem – ostatnią polską potyczką z Konarmią. 17 września 1920 roku Polacy pokonali bolszewików w nietypowym starciu z kawalerią – nie na wolnym polu, ale pośród zabudowań. Klewań to jedna z miejscowości, do których musimy jeszcze dotrzeć w ramach naszej akcji. Dziś Klewań najczęściej kojarzy się z „tunelem miłości”– uroczą linią kolejową spowitą łukiem drzew. W Klewaniu jest też zamek będący główną siedzibą Czartoryskich herbu Pogoń Litewska. W czasach sowieckich był w nim zakład psychiatryczny. Historia Klewania z roku 1920 na Ukrainie pozostaje nieznana.

Wśród bezimiennych mogił na rówieńskim cmentarzu przykuwa uwagę biała płyta z inskrypcją: „Alfred Kelle Szeregowiec WP”. Z wykutych dat wynika, że żołnierz miał niespełna 23 lata: „Wielkieś nam uczynił pustki w domu naszym, nasz drogi Alfredzie, tem zniknięciem swojem. Pełno nas, a jakby nikogo nie było. Jedną duszą swoją tak wiele ubyło”. Wśród ponad 300 bezimiennych grobów tylko szeregowy Alfred Kelle został upamiętniony w ten inny sposób. Nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało. Wydaje się jednak, że krzyże przed wojną mogły mieć imienne tabliczki. (…)

Z księdzem Tomaszem Czoporem wymyśliliśmy, że 9 maja, w setną rocznicę kijowskiej parady, powinny zadzwonić dzwony od Dniepru do Wisły. Szczególnie w tych miejscach, gdzie są pochowani nasi żołnierze.

Prosimy Aleksandra, by zorganizował bicie dzwonów w Zdołbunowie. Odpowiedź Aleksandra najpierw dziwi, a potem zachwyca „Dzwony nie zabiją, bo ich nie ma… ale ja zagram na trąbce”. Tak, 9 maja 2020 roku Aleksander Radica w samo południe zagrał na trąbce, wtedy gdy biły dzwony w soborze św. Michała Archanioła w Kijowie i w kościele pod wezwaniem Krzyża Świętego w Warszawie, i w wielu innych miejscach. O tym jeszcze napiszemy…

Cały reportaż Pawła Bobołowicza pt. „Pamięć w czasach zarazy. Przez Wołyń i Ziemię Lwowską” znajduje się na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Reportaż Pawła Bobołowicza pt. „Pamięć w czasach zarazy. Przez Wołyń i Ziemię Lwowską” na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze