Prorok, anioł i nietoperz. Debata w stulecie urodzin Jerzego Nowosielskiego
Goście Konrada Mędrzeckiego: Michał Bogucki – malarz i przyjaciel Jerzego Nowosielskiego, Łukasz Hajduczenia – teolog i kantor cerkiewny, biskup Michał Janocha – historyk sztuki specjalizujący się w ikonach, Krystyna Czerni – autorka biografii Jerzego Nowosielskiego Nietoperz w świątyni, Ryszard Czyżewski – dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie.
Kiedy Pan poznał Jerzego Nowosielskiego?
Michał Bogucki: Jerzego Nowosielskiego poznałem we wczesnej młodości, chyba w Galerii Krzysztofory w Krakowie w pięćdziesiątym szóstym roku. Miałem wtedy 10 lat. To była po okresie socrealizmu pierwsza ważna galeria sztuki współczesnej, związana ze środowiskiem Grupy Krakowskiej. Moi rodzice należeli do Grupy Krakowskiej jako teoretycy sztuki i moja matka tworzyła tę galerię w podziemiach pałacu Krzysztofory. Na pierwszej wystawie Grupy Krakowskiej poznałem jeszcze zdecydowanie młodego wtedy Jerzego Nowosielskiego.
W maksymalnym skrócie: po całym dniu przygotowań do wernisażu byłem już zmęczony. Chodziłem i prosiłem, żebyśmy poszli już do domu, bo jestem zmęczony, a matka mówiła: nie, bo tu zaraz przyjdzie wielki malarz Jerzy Nowosielski i pójdzie z nami do nas na kolację. No i mijały minuty. W tej galerii są takie schody, spływające z góry na dół.
I na tych schodach pojawia się w otoczeniu jakichś pań malarz Jerzy Nowosielski, w nastroju rozanielenia. I widząc mamę, takim trochę dramatycznym głosem mówi: Marylko, z dzisiejszej kolacji chyba nic nie będzie. A ja wtedy powiedziałem: Mama, chyba nie będziesz tego pijaka brała do nas do domu. I w ten sposób poznałem mego duchowego ojca. (…)
Pytanie do Łukasza Hajduczeni: Kim jest dla Pana Jerzy Nowosielski?
Łukasz Hajduczenia: Mój tata, kapłan prawosławny, znał oczywiście Jerzego Nowosielskiego, który pojawiał się w naszym domu. W domowym notesie telefonicznym był zapisany jego numer. W wieku dziecięcym dostrzegałem oczywiście jego specyficzne, przynajmniej na tamte czasy, malarstwo ikon, ale moje osobiste spotkanie z nim odbyło się, kiedy już studiowałem w seminarium, gdzieś na początku tego seminarium prawosławnego. Dotarła do mnie książka z rozmowami Jerzego Nowosielskiego. No i byłem zafascynowany tym, że wszystkie tematy, które są omawiane w seminarium, dotyczące i teologii, i sztuki cerkiewnej, i historii Kościoła, są przez Nowosielskiego traktowane jakby w troszkę inny sposób. Ten inny sposób był takim ożywieniem. Powiedziałbym, że to jest inspiracja względem samego pojmowania chrześcijaństwa.
To jest niezwykle szerokie, uniwersalne chrześcijaństwo i chyba to właściwe, bo gdyby Chrystus nie był zbawcą uniwersalnego genotypu człowieka, to by w ogóle nie był zbawcą, a właśnie Nowosielski takiego Chrystusa-zbawcę postuluje.
Poza tym cała gama wspaniałych myśli o sztuce, tych wspaniałych myśli o sztuce cerkiewnej… Też jako wyjątek w naszych czasach nie oddzielał sztuki cerkiewnej od pojęcia sztuki w ogóle, w historii ludzkości. W ten sposób afirmował sztukę cerkiewną, a nie umniejszał tylko do pojęcia sacrum czy nie-sacrum. O dlatego Nowosielski jest w moim osobistym życiu niezwykle ważny. Najważniejsza jest oczywiście jego sztuka, jego przekaz, ten niewerbalny. Ale o tym lepiej nie mówić – lepiej oglądać.
MB: Przypomniało mi się takie zdarzenie z połowy lat siedemdziesiątych. To był zjazd duchowieństwa prawosławnego w Warszawie na Pradze. Przyjechało 150 poważnych uczestników. Cały kler i ówczesny metropolita Bazyli, który rozumiał Nowosielskiego i się z nim przyjaźnił. Zaprosił go, żeby temu gronu powiedział, na czym polega prawdziwa sztuka sakralna, na czym polega w ogóle sztuka.
Pamiętam całe zdania z tego; np. najciekawsze dla mnie, że jest istotna różnica między realizmem rzeczywistości duchowej, która wyraża się głównie poprzez abstrakcję i ikony, a pozornym realizmem rzeczywistości wzrokowej.
I tu odnosił się tych wszystkich obrazów, zwanych niesłusznie ikonami, zapełniających cerkwie, do których oczywiście i wierni, i duchowni byli przyzwyczajeni, bo praktycznie nic innego nie widzieli. I może z wyjątkiem dziesięciu, piętnastu słuchaczy reszta w ogóle nie rozumiała, o czym on mówi. Ci, którzy rozumieli, to oczywiście ksiądz Jerzy Klinger, ksiądz Jerzy Teofiluk, ksiądz Maksymowicz z Krakowa.
On nie używał łatwego języka, mówił tak, jak myślał. I to był dla mnie dysonans, bo widziałem, że nie był rozumiany przez to środowisko, które powinno go przede wszystkim rozumieć. Człowiek nie jest prorokiem wśród swoich, prawda? Istniała taka intelektualna blokada. Wtedy w cerkwiach 90% obrazów sakralnych, jak byśmy to nazwali, i co dzisiaj też jest dominujące ilościowo, to było takie, jak ja to tak nazywam – słodko kwaśne malarstwo realistyczne, sentymentalne, o niemieckiej proweniencji, które w XIX wieku stało się głównym stylem malarskim na Rusi i w Rosji i de facto wyparło ikonę. I Nowosielski był jednym z pierwszych, który tę całą niewiedzę usuwał i wprowadzał rzeczywiste pojęcie, co to jest ikona. (…)
Ja pamiętam wypowiedź Jerzego Nowosielskiego, że ikona to po prostu obraz.
ŁH: Tak, bo nasze pojęcie o ikonie tak naprawdę pochodzi w teoretycznej i pewnej ideologicznej formule dopiero z XX wieku, bo to dopiero wtedy odkryto na nowo tę starą ikonę, zaczęto odnajdywać w niej coś niezwykłego. To dopiero czas, kiedy dokonano renowacji ikony Trójcy Świętej Rublowa, czasy ojca Pawła Florenckiego. Trzeba zdać sobie sprawę, że to byli ludzie, którzy dopiero to odkrywali, a sami jeszcze tkwili w romantycznym, dziewiętnastowiecznym pojęciu ikony. I Nowosielski był chyba jednym z pierwszych. Tak naprawdę, pomimo tego, że żył i tworzył w daleko powojennych czasach, był jednym z pierwszych, którzy dokonali weryfikacji w pojmowaniu ikony. Na przykład jeśli chodzi o jej pewną sztuczną sakralizację.
Ikona jest być może najświętszą sztuką, ale pewne teologizowanie ikony, tłumaczenie np. w kluczu symbolicznym jest swego rodzaju błędem, dlatego że to wszystko po prostu nie istniało w czasach, kiedy ikona była sztuką dominującą.
Nowosielski to wszystko przewertował i miało to wpływ na jego rezultat twórczy. On nie był osobą, która maluje z powodów takich, że kolor czerwony coś tam oznacza, ale dlatego, że on w sposób malarski czuł całą formę i język plastyczny ikony. Język, który gdzieś tam wtórnie tłumaczy nam, co jakie elementy oznaczają. (…)
Czy najpierw spotkał Pan teologa, czytając książki na przykład, czy najpierw widział Pan ikony?
Robert Czyżewski: To dla mnie dosyć trudne pytanie, bo na poziomie estetycznym jestem tradycjonalistą i historykiem dziewiętnastego wieku. W konsekwencji w sposób naturalny zwracam się w kierunku sztuki dosyć tradycyjnej, ale powiem szczerze, że w sztuce Nowosielskiego, najpierw w tej części artystycznej, urzekły mnie dwie rzeczy absolutnie fundamentalne.
Nowosielski prowadzi stały dialog z tradycją, i to dialog poważny. To nie jest odrzucanie tradycji ze wstrętem i manifestacja surowości, ale kompozycja dialogu. I to widać. To nie jest sztuka współczesna, która kłóci się z tradycją. To jest dobra współpraca, czerpanie z niej.
Ale jest druga rzecz, dosyć silnie z tym związana. Współczesny artysta bardzo często jest elitarny, a jeśli nawet tworzy coś dla widza bardziej masowego, czy to będzie jakaś grafika, czy właśnie sztuka sakralna, to jest to zupełnie oderwane od jego działalności artystycznej. Nowosielski cały czas utrzymywał swój styl i był zmuszany do dialogu z wiernymi w kościołach, w których były jego dzieła. I dla niego był to dialog czasami dosyć bolesny, ale traktował wiernych zawsze poważnie. To nie było tak, że mówiąc kolokwialnie, robił gdzieś w kościele jakąś chałturę, a dla elity malował coś innego.
Mieliśmy w Kijowie wystawę. To była wystawa w pewnym sensie informacyjna, ale bogato zdobiona ikonami. I widać było kobiety w chustach, które czytały i przyglądały się tym ikonom. I myślę, że Nowosielskiemu o to chodziło. A więc gdybym miał te moje wrażenia artystyczne podsumować, to powiedziałbym: pozytywny dialog z tradycją i otwarcie na masowego odbiorcę przez sztukę sakralną. Ale przyznam, że dla mnie najciekawszy jest Nowosielski-teolog.
Uważam, że jest jednym z oryginalniejszych teologów. Niektórzy twierdzą, że jego teologiczna wizja zahacza prawie o herezję, ale nie jest to wizja antyteologiczna, tylko głębokie dostrzeżenie w chrześcijaństwie potężnego potencjału intelektualno-egzystencjalnego.
Chyba to drugie nawet jest ważniejsze w jego przypadku, bo on cały czas widzi chrześcijaństwo z perspektywy siebie, konkretnego człowieka. Nie czuję się na siłach mówić o teologii Nowosielskiego. Zresztą nie ma systematycznego jej wykładu, pojawiają się tylko jakieś fragmenty jego teologii. Ale ten Nowosielski jako teolog w pewnym sensie jest ciekawie ilustrowany jego sztuką – tak bym to powiedział. A jego sztuka chwilami, jak np. w cerkwi w Lourdes we Francji, jest niemalże mroczno prowokacyjna, jako człowieka grzesznego. To jest oczywiście fascynujące. (…)
Ale chciałbym przejść do tematów, które dla mnie są szczególnie ważne, bo kilka osób w Polsce mówiło mi, żeby z Nowosielskiego nie robić na siłę Ukraińca. Kwestia narodowości Nowosielskiego jest dosyć istotna. Wydaje mi się, że on swoimi życiowymi wyborami był do pewnego stopnia ponadnarodowy, w pozytywnym sensie tego słowa. Zakładając, że człowiek wchodzi na pewien poziom teologiczny, można powiedzieć, że podziały narodowe przestają go interesować z perspektywy niebiańskiej. Nowosielski miał korzenie częściowo ukraińskie, jego ojciec był Łemkiem i chciał mu tę ukraińskość przekazać, podczas gdy matka była Polką i katoliczką.
I jeżeli zakładać, że w człowieku to nieświadome dominuje, to w Nowosielskim oba te światy, polski i ukraiński, galicyjskie, były obecne. Został na terenie Polski, wychował się w polskim środowisku, prawdopodobnie myślał również po polsku, a jednak wybrał dla siebie ostatecznie świat wschodni. Jest jednym chyba z ostatnich przedstawicieli wspólnego świata, którego już nie ma: przenikającego się światła polsko-ukraińskiego.
To był kilkusetkilometrowy pas wspólnego zamieszkania. To wszystko zniknęło po drugiej wojnie światowej, przesiedlono półtora miliona ludzi. Rzadko o tym pamiętamy i rzadko ta liczba się pojawia. Mniej więcej po połowie Polaków i Ukraińców zostało wyrzuconych ze swoich domów. Znikła ta przestrzeń spotkania Wschodu z Zachodem.
I być może Nowosielski ze swoją biografią jest ostatnim przedstawicielem tego spotkania polsko ukraińskiego, jakie miało miejsce przez setki lat. Ja na niego patrzę z tej perspektywy i dlatego on jest dobrym ambasadorem Polski na Ukrainie, ambasadorem polskiej kultury, znowu może jednym z wielu, ale na poziomie malarskim.
A przecież tych malarzy, którzy mogą reprezentować Polskę na Ukrainie, jest sporo, Kossakowie na przykład czy Siemiradzki. Ale właśnie Nowosielski, wydaje mi się, jest świetnym reprezentantem tego spotkania Wschodu z Zachodem. (…)
O pierwsze spotkanie z Jerzym Nowosielskim pytam teraz Panią Krystynę Czerni, autorkę rewelacyjnej biografii malarza.
Krystyna Czerni: W Krakowie wszyscy się trochę znamy. Nowosielski był niejako osobą publiczną, więc bywał widywany na wernisażach i miał różne spotkania, a ja studiowałam historię sztuki. Ponieważ trafiłam pod skrzydła profesora Porębskiego, potem profesora Krakowskiego, był silny Zakład Sztuki Nowoczesnej, to siłą rzeczy moje zainteresowania poszły w tamtym kierunku. (…)
Drugą osobą, która sprzyjała tej mojej fascynacji, był duszpasterz, ojciec Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, który był – też nie wszyscy wiedzą – historykiem sztuki, prawie z doktoratem. (…) Dostałam od niego pierwsze wydanie Rozmów Nowosielskiego z Podgórcem. To była dla mnie niesamowita lektura. Do tej pory mam ten egzemplarz. Oni mówili tak nieszablonowo, tak ciekawe rzeczy. Ja wtedy zrozumiałam z tego jedną trzecią, gdyby mi ktoś powiedział, że będę redagować rozszerzoną drugą wersję tych rozmów, to bym nie uwierzyła.
Te dwa drogowskazy sprawiły, że dla mnie zawsze Nowosielski był bardziej motywującym teologiem niż malarzem, który ma zainteresowania jakieś takie ezoteryczne, religijne, dziwne. Więc zawsze, zawsze ten background, taki teologiczno-religijny, był w jego odbiorze jego sztuki dla mnie bardzo istotny. No a potem przyszła pora na osobiste spotkania i trochę na prośbę profesora Porębskiego robiłam różne wywiady z Nowosielskim. (…)
Michał Janocha: (…) Gdy chodzi o Nowosielskiego jako teologa, to przede wszystkim trzeba powiedzieć to, co może dla katolików jest nieoczywiste, że teologia nie jest dyscypliną akademicką uprawianą za biurkiem, chociaż oczywiście ma również ten wymiar. Nowosielski nie był teologiem w takim znaczeniu. Kościół wschodni ma widzenie teologii całościowe. Teologia jest przede wszystkim tym, o czym mówi. Źródłosłów tego terminu jest życiem, Słowem Bożym i w tym znaczeniu Nowosielski był teologiem par excellence, chociaż nie był akademikiem.
Zmarły papież Benedykt był profesorem teologii, ale myślę, że również to widzenie było mu bliskie, bo teologia jest przede wszystkim doświadczeniem. I w tej perspektywie trzeba widzieć Nowosielskiego. To według mnie jeden z najciekawszych prawosławnych teologów w Polsce, na pewno absolutnie niekonwencjonalny, wychodzący naprzód, bardzo często kontrowersyjny, ale nie bojący się podstawowych kwestii i podstawowych pytań, których my w teologii bardzo często nie lubimy sobie stawiać.
Podobno Jerzy Nowosielski przez 10 lat był ateistą…
MB: Ja się uśmiecham, bo też przeżywałem, chyba jak każdy, takie okresy. Ale nie byłem w stanie wytrwać 10 lat w niewierze. To też było duże doświadczenie, a niewątpliwie powrót nastąpił dzięki Nowosielskiemu i dzięki księdzu Zwingerowi. (…)
Pani Krystyno: dlaczego Nietoperz w świątyni? Czy nietoperzem jest właśnie Jerzy Nowosielski?
KC: To jest cytat, który zawdzięczam Tadeuszowi Różewiczowi. Książkę zawdzięczam, nie tylko tytuł. Jeździłam do Tadeusza Różewicza rozmawiać o Nowosielskim. Najpierw dostałam od niego korespondencję, którą udało się wydać kilka lat przed napisaniem biografii. I tam były tak istotne przemyślenia i spory, że jeździłam potem i drążyłam te tematy. Tak naprawdę widzeniu Różewicza – czułemu, ale też bardzo przenikliwemu – swojego przyjaciela zawdzięczam bardzo wiele w spojrzeniu na tę postać. Różewicz napisał bardzo piękny tekst notatki do Nowosielskiego, gdzie starał się jak w pigułce nazwać to, co czuje, patrząc na jego sztukę. I tam właśnie napisał, że czuje, że Nowosielski jest rozdarty. Rozdarty nie tyle na powierzchni obrazu, co w swojej świadomości poza tym obrazem. I że czasem przypomina anioła, a czasem nietoperza, który wisi gdzieś w zapajęczonych piwnicznych zakamarkach świątyni. I ten obraz wydał mi się bardzo trafny.
Nietoperz i anioł. My wszyscy mamy w sobie takie pęknięcie, pewnie będące skutkiem grzechu pierworodnego. Ale Różewicz to wyczuł w Nowosielskim i bardzo pięknie poetycko nazwał. A ja starałam się także to jego wewnętrzne pęknięcie pokazać w książce.
I jeszcze tylko powiem, że paradoksalnie, mimo iż jestem historykiem sztuki, i na mnie największe wrażenie robi myśl Nowosielskiego. Czytajcie Nowosielskiego! Ja bardzo wiele mu zawdzięczam, także w rozwoju duchowym.
Niesamowita suwerenność myśli, odwaga, wiara. Czytajcie Nowosielskiego!
Cała debata Konrada Mędrzeckiego, Michała Boguckiego, Łukasza Hajduczeni, Krystyny Czerni, bpa Michała Janochy i Ryszarda Czyżewskiego w stulecie urodzin Jerzego Nowosielskiego, pt. „Prorok, anioł i nietoperz”, znajduje się na s. 32–36 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023.
- Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
- Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
- Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
- Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
