Studio Lwów 31.01.24: Kolędowanie u św. Antoniego. Danuta Stefanko o pracy CKPiDE w Iwano-Frankiwsku

o. Sławomir Bystry, kościół św. Antoniego we Lwowie // fot.: Marian Frużyński

Studio Lwów tym razem oprócz Lwowa odwiedziło również Stanisławów. Przybliżyliśmy kolędowanie w parafii św. Antoniego i pracę Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Międzykulturowego.

Stanisława Lech (Pnikut) wykonała kolędę, która napisał jej przodek w czasie I wojny światowej.

Sławomir Bystry, proboszcz parafii św. Antoniego we Lwowie:

Mamy jubileusz 800 lat od pierwszego – można tak powiedzieć – Bożego Narodzenia w Greccio. Franciszkanie mają w tym roku wiele jubileuszy. Najważniejszy dla nas jest jubileusz 800 lat naszej reguły franciszkańskiej, czyli takiego bardzo ważnego dokumentu, który otrzymał Franciszek od papieża i dzięki temu stworzył zakon. To podstawa, ważny dokument dla naszego zakonu. No i właśnie Franciszek wracał z Rzymu do Asyżu, to po drodze zatrzymał się, bo było Boże Narodzenie, było święto, zatrzymał się w Greccio. (…)Wymyślił sobie, że zrobi i to, co było w Betlejem, czyli szopka. Był żłóbek, były zwierzęta, takie jakby pierwsze jasełka, pierwsza szopka. Więc dzisiaj w tym roku my świętujemy 800 lat od tego wydarzenia, czyli początek szopek, jasełek, różnego rodzaju, wszystkiego.


Danuta Stefanko o pracy Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego (Stanisławów/Iwano-Framkiwsk):

Wojna zmieniła troszeczkę kierunek naszej działalności, a w zasadzie uzupełniła dlatego, że od założenia Centrum prowadziliśmy działalność kulturalną, oświatową, kursy języka polskiego, różne wydarzenia dotyczące upamiętnienia ważnych rocznic czy też obchody świąt narodowych. Natomiast od 2022 roku, w zasadzie od 25 lutego, zaczęliśmy też działalność humanitarną, działalność pomocową. 25 lutego Pierwsza Dama pani Agata Kornhauser-Duda zadzwoniła do pani dyrektor Marii Osidacz z pytaniem czego potrzebujemy, w jaki sposób można nam pomóc? No i właśnie od tego dnia zaczęliśmy sprowadzać pomoc humanitarną, jedzenie, leki, w miarę możliwości też środki higieny. I te wszystkie rzeczy były przekazywane i nadal są przekazywane żołnierzom, też osobom cywilnym, które potrzebują. W strefach frontowych też bardzo często trafiają na front do żołnierzy.


Audycję prowadzili  Wojciech Metody Jankowski i Artur Żak.


Wspieraj Autora na Patronite


Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Pomyślmy przy choince, jak żylibyśmy dzisiaj, gdyby dwa tysiące lat temu nie narodził się Jezus z Nazaretu

Henryk Siemiradzki, Pochodnie Nerona (fr.) | Fot. domena publiczna

Gwałtowny i krwawy rozwój chrześcijaństwa nie był wynikiem militarnych zwycięstw chrześcijan. To krew męczenników – jak pisał już na początku III wieku Tertulian – była nasieniem chrześcijaństwa.

Zbigniew Kopczyński

Boże Narodzenie

Koniecznie karp, prezenty pod choinkę, jeszcze opłatek, odpalić kolędy i już można świętować. No właśnie – co? Czym jest Boże Narodzenie? Wiadomo, święta rodzinne, może jedyny w ciągu roku czas, który możemy poświęcić rodzinie, a kontynuując tradycję pozostawiania pustego nakrycia i dzielenia się opłatkiem, może również pomyślimy o tych, których nie stać na tak wystawne święta. Dlaczego jednak świętujemy, pozbawiając gospodarkę narodową dwóch, a właściwie trzech dni roboczych?

Dla chrześcijan odpowiedź jest prosta. Boże Narodzenie, jak wskazuje nazwa, jest świętem upamiętniającym ziemskie narodziny Boga, który przyjął postać Jezusa Chrystusa, aby swym życiem i śmiercią dać nam wszystkim szansę zbawienia.

To chrześcijanie. Dlaczego jednak nie idą do pracy niewierzący lub wyznający inne religie? Chęć uzyskania dodatkowych dni wolnych i uprzejmość wobec chrześcijan to dwie narzucające się w sposób oczywisty odpowiedzi. Czy jest jednak jakiś powód, aby niechrześcijanin świętował Boże Narodzenie? Oczywiście jest. Zwykle jednak nie wiemy lub nie chcemy o tym wiedzieć.

Jezus z Nazaretu, od urodzin którego liczymy nasze lata, był założycielem chrześcijaństwa, religii, która stworzyła naszą europejską cywilizację, zwaną do niedawna chrześcijańską. Cywilizację niespotykaną w dziejach ludzkości.

Żyjąc w tej cywilizacji na co dzień, doświadczamy jej wad, od których, jak każdy twór ludzki, nie jest wolna. Jeśli jednak oderwiemy się od spraw bieżących i, korzystając ze świątecznego czasu wolnego, spojrzymy z dystansem na chrześcijaństwo na tle innych religii i cywilizacji, zobaczymy jego wyjątkowość.

To była niewyobrażalna rewolucja w ówczesnym świecie. Gwałtowny i krwawy rozwój chrześcijaństwa nie był wynikiem militarnych zwycięstw chrześcijan. To krew męczenników – jak pisał już na początku III wieku Tertulian – była nasieniem chrześcijaństwa.

W starożytnym Rzymie, gdzie pomimo całej jego wysublimowanej kultury, obowiązywała zasada vae victim – biada zwyciężonym, a ulubioną rozrywką tłumów było oglądanie pożerania skazańców przez dzikie zwierzęta lub walk gladiatorów na śmierć i życie, gdzie stosowane dziś rękawice bokserskie lub kostiumy szermierzy, by nie zrobić zbytniej krzywdy przeciwnikowi, po prostu nie mieściły się w głowach, pojawili się ludzie idący spokojnie i bez oporu na śmierć, modlący się za swoich oprawców i przebaczający im. W świecie, gdzie zemsta uważana była za rozkosz bogów.

W miejsce kilku tuzinów bogów na każdą okazję, chrześcijaństwo wprowadziło pojęcie jedynego Boga – stwórcy wszechświata. Takiego Boga znali już Żydzi, lecz chrześcijaństwo w przeciwieństwie do judaizmu – religii plemiennej, jest uniwersalne.

W świecie, gdzie niewolnika traktowano jak sprzęt domowy, chrześcijanie głosili, że zarówno niewolnik, jak i jego właściciel są takimi samymi dziećmi bożymi. Co więcej, Żyd stawał się równy Rzymianinowi, barbarzyńca Grekowi, a kobieta mężczyźnie. Władca nie był już bogiem, panem życia i śmierci poddanych, a jedynie pomazańcem bożym, który, tak jak i inni, miał określone prawa i obowiązki w życiu społecznym.

Modne ostatnio prawa człowieka nie są więc wynalazkiem „sił postępu”, a wprowadzane w konstytucje państw przez socjalistów przeróżnych odmian, często są tych praw zaprzeczeniem. „Siły postępu” zwykle nadają lub zapewniają obywatelom prawa, lecz wiadomo: kto daje, może też i zabrać. Co już nieraz bywało.

W cywilizacji chrześcijańskiej władza nie daje obywatelom czy poddanym żadnych praw. Pochodzą one bowiem od Boga. Władza natomiast, bez względu na jej rodzaj, ma psi obowiązek praw tych strzec.

O cywilizacyjnej sile chrześcijaństwa świadczy przykład Europy Środkowej. To właśnie barbarzyńskie plemiona Germanów, Słowian, Bałtów i innych dzikusów, napadające na siebie nawzajem, rabujące i mordujące bezlitośnie pokonanych, a kobiety traktujące jak łup na równi z bydłem i trzodą chlewną, w krótkim czasie po przyjęciu chrześcijaństwa zbudowały społeczeństwa feudalne z ideałem rycerza gotowego bić się i ginąć w obronie czci swojej damy. Rycerz nie zabijał bezbronnych, nie dobijał rannych, nie znęcał się nad zwłokami. Bezbronny czy ranny przeciwnik przestawał być wrogiem, a stawał się bliźnim, któremu należało pomóc.

Oczywiście różnie bywało z realizacją tych pięknych zasad. Chodzi jednak o wzory, do których dążyć nakazuje chrześcijaństwo i do których, pomimo całych swych ułomności, jego wyznawcy lepiej lub gorzej jednak dążyli.

Trudno znaleźć inną religię, dla której spoiwem życia społecznego jest miłość bliźniego, nawet tego, który wyrządza nam krzywdę; w której ludzie są absolutnie równi, zarówno władca, jak i niewolnik, święty i grzesznik.

Dziś świat zapomina o przykazaniach bożych, a egzaltuje się prawami człowieka, co chwila dopisując do nich, co komu do głowy przyjdzie. Jest to kontynuacja działalności uzurpatorów, którzy w czasach przed rewolucją francuską spisali uniwersalne zasady etyki, mające obowiązywać całą ludzkość. Nie przyszło im do głowy, że etyka i prawo wynikają z wyznawanych wartości, inaczej mówiąc: z wyznawanej religii.

Mówić o wolności, równości i braterstwie i być zrozumiałymi mogli jedynie wśród cywilizacji chrześcijańskiej. Gdzie, poza światem chrześcijańskim, można było zrozumieć, że każdy człowiek jest bratem, bez względu na pozycję społeczną, pochodzenie etniczne czy wyznawaną religię?

Gdzie było tyle wolności wyboru, poglądów, sposobu życia? A o równości, nawet w wielkich cywilizacjach Azji, Afryki, czy przedkolumbijskiej Ameryki, możemy w ogóle zapomnieć. Da się oczywiście przytoczyć wiele przykładów ograniczania u nas wolności i równości, porównajmy to jednak z innymi.

Jeśli dodamy do tego fakt, że teologia chrześcijańska jest nauką, a jej studiowanie nie polega – jak w innych religiach – na wkuwaniu formułek, lecz na rozumowym dowodzeniu, stosując żelazne zasady logiki, łącząc to z gromadzeniem i przekazywaniem, głównie przez zakonników, dorobku wcześniejszych pokoleń oraz niespotykaną w innych cywilizacjach zdolność wykorzystywania osiągnięć nauki do ułatwiania życia codziennego, czyli rozwoju techniki, otrzymamy obraz fundamentów, na których opiera się nasz dzisiejszy świat.

To wśród średniowiecznych scholastyków, nieodróżniających wtedy teologii od filozofii, stworzone zostały zasady naukowego dyskursu, logicznego dowodzenia twierdzeń, dyskutowania o meritum, krytycznej oceny hipotez i wykluczenia argumentów personalnych. Bez tego nie byłoby późniejszego rozkwitu nauk ścisłych, również społecznych.

Niestety ostatnio, wraz z dechrystianizacją społeczeństw, obserwujemy odejście od tych zasad. Dzieje się to szczególnie w naukach społecznych, gdzie pojawiają się wydumane teorie, budowane na a priori przyjętych założeniach, przyjmowanych najczęściej bezrefleksyjnie, pochodzących z autorytetów ich głosicieli. A już św. Tomasz uważał dowód z autorytetu za najsłabszy.

Zaczęło się to już w oświeceniu, a wybuchło wraz z marksizmem, który sam uznał się za teorię naukową i tylko taki związek z nauką mu pozostał. Na jego bazie wystrzeliły kolejne klony niszczące nasze życie społeczne i dorobek pokoleń, obrażające logikę i zdrowy rozsądek, z najkrzykliwszą i najbardziej destrukcyjną, określaną wciąż rosnącym ciągiem liter.

Na naszych oczach upada wspaniała budowla naszej cywilizacji, zbudowanej na nauczaniu Chrystusa. Niszczony jest dorobek pokoleń poszukiwaczy prawdy.

Zalewa nas potop barbarzyńskiej dziczy. Nie tylko z zewnątrz. My sami dziczejemy. Ilu z nas czyta klasyków? A ilu za autorytety uważa głupkowatych influencerów, gwiazdy estrady czy sportu?

Jeśli nie chcemy ostatecznego upadku, musimy wrócić do źródeł, do nauki Chrystusa i tego, co na niej zbudowały pokolenia naszych przodków. Nie dotyczy to tylko wierzących. Dotyczy też tych, którzy nie doznali łaski wiary, czują się jednak chrześcijanami w sensie kulturowym. Walczmy z uleganiem instynktom, modom i fałszywym prorokom, czyli z głupotą. Kierujmy się logiką, krytycznym osądem rzeczywistości, również nas samych, i korzystajmy z tego, czego dokonały poprzedzające nas pokolenia.

Feliks Koneczny określił cywilizację łacińską – tę część cywilizacji chrześcijańskiej, gdzie dominuje katolicyzm – jako najbardziej rozwiniętą. Uzasadnił to tym, że cywilizacja ta najwięcej wymaga od swoich członków. Miłość bliźniego nie pozwala na myślenie tylko o sobie, uleganiu tylko swoim zachciankom i popędom.

Cywilizacja wyższa, jak twierdzi Koneczny na podstawie wieloletnich studiów nad cywilizacjami, w zderzeniu cywilizacji ulega niższej. Dziś widzimy zderzenie z neopogańską cywilizacją negacji wszystkiego, na czym opiera się nasza cywilizacja, a z drugiej napiera cywilizacja islamu.

Jeśli nie obronimy naszej cywilizacji, obudzimy się w Europie kryzysu i chaosu, gdzie nie będą obowiązywać żadne prawa, prócz prawa silniejszego. W najlepszym wypadku chaos zostanie uporządkowany przez prawo szariatu.

Śpiewając przy choince kolędy o narodzinach Zbawiciela – Boże Narodzenie jest przecież świętem religijnym – pomyślmy czasami, jak żylibyśmy dzisiaj, gdyby dwa tysiące lat temu nie narodził się Jezus z Nazaretu.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Boże Narodzenie” znajduje się na s. 15 świątecznego, styczniowego Kuriera WNET” nr 115/2023.

 


  • Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Boże Narodzenie” na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 115/2024

A gdyby tak zaprosić do stołu wigilijnego przodków, zaangażować młodzież – i przywrócić trochę dawnego ducha świąt?

Fot. domena publiczna, Wikipedia

Przed świętami można poprosić o pomoc we wspólnym przygotowaniu starego rodzinnego przepisu. Smak potrawy zostanie zapamiętany dużo silniej niż czegoś idealnego, ale kupionego w sklepie.

Marcin Niewalda

Zaproś przodków na Wigilię

To niezwykle smutne obserwować, jak dawne zwyczaje odchodzą w niepamięć, stają się coraz bledsze, coraz mniej atrakcyjne. Jeszcze 30 lat temu wieczerza wigilijna kojarzyła się tylko z ciepłem rodzinnego spotkania w odcięciu zaspami śniegu od pędu świata, blisko sianka, na którym Mały Bóg się rodzi. Jeszcze 100 lat temu dzieci z drżeniem zaglądały przez dziurkę od klucza na palące się na choince świeczki, radowały z jabłek otoczonych złotą bibułką, a plecione ozdóbki ze słomek były najpiękniejsze.

Jeszcze 250 lat temu śpiewano pieśni, strojąc „świat” wiszący z bielonej powały, jeszcze 500 lat temu przygotowywano świąteczne tłókno – rodzaj kisielu z rozgotowanych ziaren z mlekiem, orzechami i leśnymi owocami i spożywano je na stojąco, na bosaka, dla uszanowania Dzieciątka.

Potem z biegiem czasu wszystko to odchodziło w niepamięć, stawało coraz bardziej niewyraźne, niezrozumiałe, aż zapomniano, kim jest święty Mikołaj – ten prawdziwy; po co mamy drzewko życia w domu; że mak symbolizuje mnogość bożych łask i że najważniejsza na ziemi jest miłość łącząca wspólnotę, troska o siebie nawzajem i wybaczanie.

Wigilia w chacie | Fot. domena publiczna

A gdyby tak spróbować zaprosić do stołu wigilijnego przodków i przywrócić trochę tamtego świata? Ale nie wirującymi talerzykami i seansami spirytystycznymi, nie przez wywoływanie rzekomych duchów, ale słowami babć, dziadków, sięgnięciem do starych albumów, przygotowaniem czegoś z dawnych przepisów, nauczeniem się kolędy, która odeszła w niepamięć, przeczytaniem Ewangelii z najstarszego polskiego przekładu, tzw. Biblii Leopolity?

Co zrobić aby to się udało? Żeby młodzież wytrzymała chwilę bez swoich telefonów w ręce? Historie rodzinne mogą być ciekawą inspiracją.

Warto nauczyć się opowiadać tak, aby pokazywać prawdziwe uczucia, to, co było piękne, radosne, smutne, ciekawe, co zaskoczyło, co było nowe, a co śmieszne.

Starajmy się opowiadać krótkimi zdaniami, opisywać plastycznie wygląd dawnego domu, to, co było widać, gdy się wchodziło do pokoju, jak zachowywał się pradziadek, co mówiła ciotka, przychodząc w odwiedziny.

A jeśli gdzieś tam między tymi historiami pojawi się ucieczka przed wojną, spotkanie z partyzantami, nalot i chowanie się w piwnicy, strach przed wybuchami… to zostaną one zapamiętane lepiej niż cała historia o martyrologii. Bądźmy dla wnuków wyrozumiali, pamiętajmy, że są niecierpliwi, że nie znali naszych dziadków, nie mają dla nich wielkiego sentymentu – bardziej żałują, że nie oglądali jeszcze „wczorajszego nowego bloga”.

Możemy też trafić do młodzieży, prosząc kogoś z nich o pomoc – czyli doceniając ich zaradność, np. w pracach na komputerze. Może mogliby zapisać niektóre historie, aby je utrwalić „dla potomnych”; może potrafią je nagrać, może skorzystamy z ich znajomości Excela lub programu graficznego do zrobienia drzewa genealogicznego?

Przed świętami można dobrze wykorzystać czas i poprosić o pomoc we wspólnym przygotowaniu starego rodzinnego przepisu. Smak potrawy zostanie zapamiętany dużo silniej niż czegoś idealnego, ale kupionego w sklepie – i to nawet jeśli wyjdzie zakalec w cieście, a barszcz będzie przesłodzony.

Internet jest kopalnią wiedzy. Młodzież na pewno potrafi znaleźć odpowiedni fragment Ewangelii św. Łukasza w wersji archaicznej do czytania przy stole wigilijnym, a najlepiej, gdyby był to skan pięknej starej karty ozdobionej grafikami. Można ją wydrukować, rozdać każdemu do przeczytania jednego zdania. Będzie to nawiązanie do dawnych czasów. Zwróćmy tu jednak uwagę, aby były to wydania uznane przez Kościół.

Rodzinny album i zbiór zdjęć to kolejna motywacja i inspiracja. Być może trzeba by tu uzupełnić ołówkiem opisy na zdjęciach, być może warto by zdjęcia zeskanować, przynajmniej te najważniejsze? Nagrać na jakiś nośnik, aby zachowały się kopie. A może wprawnym oczom młodzieży uda się odgadnąć, kto jest na tych niepodpisanych zdjęciach

A może ktoś znajdzie sposób, jak „ożywić” dawną fotografię, znaleźć stronę, na której sztuczna inteligencja nadaje zdjęciom kolory, a nawet tworzy ruchome filmiki uśmiechających się i rozglądających się twarzy?

Bronisława Rychter-Janowska, Zapomniana Wigilia | Fot. domena publiczna

Czasem w tych historiach rodzinnych pojawi się ochotnik z Legionów Piłsudskiego, czasem Powstaniec Styczniowy albo legenda rodzinna o jakimś żołnierzu z czasów Napoleona. Dobrze wtedy wiedzieć, że są strony w internecie, gdzie można znaleźć wiele informacji, a także gromadzić własne, łączyć je z innymi i w ten sposób odkrywać nowe ciekawostki.

Jedną z nich jest portal Genealogia Polaków, prowadzony przez Fundację Odtworzeniową Dziedzictwa Narodowego. Jest tu leksykon wszystkiego, co mogą spotkać genealodzy, mapa z tysiącami miejsc z dawnymi nazwami miejscowości, są słowniki biograficzne, spisy, wielkie archiwum zdjęć. Szczególną wartością jest olbrzymi katalog Powstańców Styczniowych – oferujący już ponad 60 000 wypisów z literatury, archiwów i przekazów rodzinnych i wiele innych – m.in. gigantyczna baza starych przepisów kulinarnych.

Kiedyś dzieci miały szansę codziennie wieczorem przyjść do babci i poprosić: „opowiedz mi tę historię, jak byłaś mała”. Jeszcze dawniej we dworze czy w wiejskiej chacie mały szkrab mógł wejść na kolana starego wiarusa, wujka mieszkającego „na gracji”. Ten ściągał wtedy ze ściany swoją szablę, pozwalał ostrożnie jej dotykać i mówił, jak zapominając o strachu, pędził nią wrogów zagrażających bezpieczeństwu Ojczyzny.

Dzisiaj świat się zmienił. Brakuje tej codziennej obecności, ale w dnie takie, jak Wigilia czy Boże Narodzenie, można trochę to zmienić. Można zaprosić w krąg swojej uwagi tych, z którymi, wydaje się, że niewiele nas łączy, i w ten sposób zaprosić do wszystkich serc także Małego Boga.

Artykuł został przygotowany przez portal „Genealogia Polaków” www.genealogia.okiem.pl, Fundacji Odtworzeniowej Dziedzictwa Narodowego, w ramach programu wspierania edukacji historycznej. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, ze środków rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Zaproś przodków na Wigilię” znajduje się na s. 10 świątecznego, styczniowego Kuriera WNET” nr 115/2023.

 


  • Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Zaproś przodków na Wigilię” na s. 10 grudniowego „Kuriera WNET” nr 115/2024

Należy bronić Mikołaja, choinki i karpia, a niechby i nawet łososia / Sławomir Zatwardnicki, „Kurier WNET” 103/2023

Z leżącym u stóp Jezuskiem można zrobić, co się chce. Ale Słowo, które stało się ciałem, jest już u Ojca i stamtąd przyjdzie w chwale. Zatem drugie Jego przyjście będzie innego rodzaju niż pierwsze.

Sławomir Zatwardnicki

Merry Parousia!

Życie współczesne przerasta nawet najbardziej purnonsensowne gagi kabaretowe. Monty Python traci rację bytu, gdy życie zamienia się w kabaret. Można ewentualnie w twórcach Latającego Cyrku postrzegać kogoś w rodzaju proroków realizujących się na naszych oczach absurdów.

Z takim nastawieniem – życie niedoścignionym kabaretem – trzeba by też oglądać skecz Kabaretu Na Koniec Świata wystawiony osiem lat temu. Nosi on tytuł „Prezydent Komorowski” i tytułowa postać nie jest w nim bez znaczenia, choć znaczenie to niknie, gdy dokopać się do głębszej, prześmiewczo proroczej właśnie, warstwy czarnego humoru.

Rzecz jest do wyjutubowania, można obejrzeć. Ustawiony przez pomagierów, zwraca się prezydent w końcu przodem do publiczności i wygłasza przemówienie. Rozpoczyna się owo orędzie sielsko-anielsko, tradycyjnie niemal, z akcentem na „niemal” (Didaskalia: poniższym słowom towarzyszy niewerbalna mowa – nabożno-okazjonalnie złożone dłonie i uroczyście wydymane wargi):

„Kochani, do rzeczy. Święta. Wigilia, rodzina, radość, miłość…, barszcz. Pierogi, kutia, łosoś (karp już jest passé). Kochani, te słowa przy świętach wymieniamy jednym tchem, prawda. Łosoś, kutia, Ranigast”.

Bohater zmierza jednak do meritum i już po dwóch minutach słuchacz zostaje skonfrontowany z tym, co w świętach najważniejsze. Czytając poniższe słowa, proszę zwrócić uwagę na moje didaskalijne wtrącenia w nawiasie:

„Kochani, co jest najistotniejsze? Kto jest najistotniejszy? Kochani, bez kogo tych świąt by nie było? Kto jest podstawą? Kto jest tym kimś, że kiedy mówimy »Boże Narodzenie«, myślimy o nim? Oczywiście święty Mikołaj, prawda? (salwy śmiechu na sali). Kochani, przypomnijmy, jak to się zaczęło. Święty Mikołaj, malutki, narodził się w Betlejem (wybuchy śmiechu), w stajence, w ubóstwie, prawda? Nie miał pieniążków”.

I tak dalej. Najpoważniejszy – wszak kabaret nie jest przede wszystkim dla zabawy, nie dajmy się zwieść pozorom – jawi mi się właśnie ten śmiech przetaczający się po sali. Kpina z „Bronka” ustępuje tutaj miejsca proroczemu odczytaniu rzeczywistości, która dzieje się, ale jeszcze w pełni nie wydarza, w naszym pokoleniu. Błogosławione oczy, które to widzą?

Jeśli czytelnik posądził mnie o zamiar psioczenia na dokonującą się ewolucyjnie rewolucję, to się pomylił. Raczej chciałbym, pozostając wierny proroctwu kabaretowemu i jego odbiorowi przez publiczność, ucieszyć się tym pomyleniem porządków.

Jeszcze Polska katolicka nie zginęła, póki do takich pomieszań dochodzi, tym bardziej że zostają one odnotowane adekwatnym chichotem. Należałoby wręcz roztoczyć jakąś ochronę nad tym rezerwatem coraz bardziej egzotycznego i coraz mniej przypominającego chrześcijaństwo chrześcijaństwa. Kiedyś możemy za tym, co dziś mamy, zatęsknić.

Należy bronić Mikołaja, choinki i karpia, a niechby i nawet łososia. Szanować ludzi łamiących się opłatkiem na świątecznych imprezach w pracy. Kupować na potęgę w galeriach handlowych do jinglebellsowej muzyki, żeby nasi kaznodzieje mieli punkt wyjścia do swoich kazań. Pocieszać słabnących w przekonaniu, że najważniejsze przygotowanie do świąt polega na starciu kurzu ze stolika i postawieniu na nim dwunastu potraw (sprawa śmiertelnej wagi, a kto zdradzi dwunastkę, ten Judasz!). Co pobożniejszych utwierdzać w wierze, że miał rację pewien tatuś, który wskazując palcem na rzeźbę Miłokajka (tfu, Jezuska) w szopce, tłumaczył córeczce: zobacz, to Bóg. (Taki malutki Bóg nazywa się chyba bożek?).

Paradoksalnie dopiero ugruntowany pogląd, że najistotniejszy w czasie świąt jest Mikołaj, pozwoli na poważne podważenie tego przekonania. Nie inaczej, niż pochwalając pielęgnowanie nie wiadomo skąd wziętych tradycji okołoświątecznych, można poddać w zwątpienie ich sens. Dopiero adwentowe oczekiwanie na Boże Narodzenie otwiera pole do tłumaczenia, co znaczą wspominane wydarzenia.

I w końcu, co najważniejsze, dopiero kolędowe rozczulenie w stajence umożliwia przekierowanie uwagi również na to, kim dziś jest Ten, który dwa tysiące lat temu narodził się w Betlejem. To właśnie pierwsze przyjście woła o drugie!

PS Już po zakończeniu pisania felietonu wyskoczył mi przed oczy tweet Tomasza Wróblewskiego o treści:

„Kiedy myślałeś, że wszystko już wiedziałeś. W Taylor w środkowym Teksasie władze zorganizowały tęczową bożonarodzeniową paradę drag queens – mężczyźni przebrani za biuściaste kobiety w krótkich spódniczkach szli przez miasto i śpiewali kolędy”.

Merry Christmas, chciałoby się rzec? Zacytowany ćwierk potwierdza tezę o życiu, które transcendowało kabaret. Ale przy okazji ten dwustuczterdziestopięcioznakowy wpis stawia pod znakiem zapytania to, co nawypisywałem wyżej. Zdaje się, że są jednak granice profanacji świąt, poza które wyszedłszy, może już nie być powrotu do Betlejem.

Zgodnie z prawidłami Wcielenia, z leżącym u stóp Jezuskiem można zrobić, co się chce. Ale Słowo, które stało się ciałem, jest już u Ojca i stamtąd przyjdzie w chwale. Zatem drugie Jego przyjście będzie innego rodzaju niż pierwsze. Żarty się wtedy skończą, pozostanie już tylko radość, choć nie dla wszystkich.

„Przychodząc na końcu czasów sądzić żywych i umarłych, chwalebny Chrystus objawi ukryte zamiary serc i odda każdemu człowiekowi w zależności od jego uczynków oraz przyjęcia lub odrzucenia łaski” – powiada niebieska książeczka (nr 682).

Zatem, jak w tytule: Merry Parousia!

Felieton Sławomira Zatwardnickiego pt. „Merry Parousia!” znajduje się na s. 19 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023.

 


  • Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Sławomira Zatwardnickiego pt. „Merry Parousia!” na s. 19 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023

Niezwykła kolekcja fotografii wigilijnych z pierwszej połowy ubiegłego wieku / Marcin Niewalda, „Kurier WNET” 103/2023

Przekazujemy sobie przepisy na makowce czy karpia, ale z pamięci unikają szczegóły, np. sposób wykonania świątecznych ozdób, przystrojenia stołu, ubiór świąteczny. Lukę tę mogą zapełnić fotografie.

Marcin Niewalda

Chyba w każdej rodzinie, a szczególnie o korzeniach kresowych, pamięć o tradycji świątecznej w okresie Bożego Narodzenia jest bardzo ważna. Wielu z nas ma przed oczami bacie i ciocie, których życie na ziemi zakończyło się już, a które przygotowywały potrawy przekazane im przez ich własne babcie. Przy okazji świąt starsze osoby opowiadały ze łzą w oku, „jak to dawniej bywało”. To najcieplejsze ze wszystkich świąt zawsze łączyło nie tylko rodziny, ale też pokolenia i epoki.

O ile jednak przekazujemy sobie starodawne przepisy na makowce czy karpia w galarecie, opowiadamy wydarzenia z wieczerzy wigilijnej czy Pasterki, to z czasem z pamięci umykają takie szczegóły, o których się rzadko wspomina, np. sposób wykonania świątecznych ozdób, przystrojenia stołu, ubiór świąteczny. Lukę tę mogą zapełnić fotografie przedwojenne, które dopełniają obrazu i pozwalają lepiej wczuć się w świat, który odszedł.

Widać na nich np. świeczki i sposób ich rozmieszczenia na choince, ilość ozdób i sposób ich mocowania; mundury, odświętne stroje, rodziny, które zgromadziły się w szerokim gronie, prezenty, niezwykłe szopki, dzieci przebrane za anioły, świąteczne obrusy. Co ciekawe, widać też, że przed wojną nie było jeszcze powszechnego zwyczaju wstrzemięźliwości od alkoholu przy wigilijnym stole.

Zdjęcia są niekiedy niewyraźne, mają wiele skaz wynikających ze starości i świadczących o kolejach ich losu. Warto zauważyć, że prawie nie zachowały się zdjęcia wigilijne z dworów ziemiańskich sprzed 1900 roku. Pomimo wagi święta, często nie robiono przy tej okazji zdjęć, traktując tę uroczystość jako prywatną. W prasie jednak pojawiały się rysunki i o tym warto będzie opowiedzieć może przy kolejnej Wigilii.

Dodać należy jeszcze jedną istotną kwestię. Nie jest prawdą, że stawianie choinki jest zwyczajem niemieckim lub skandynawskim, zaadaptowanym w Polsce. Drzewkami przystrajano domy czy kaplice w kościołach w Polsce już w średniowieczu, i to nie tylko z okazji Bożego Narodzenia. Jednak – co jest wiedzą powszechnie nieznaną – rzadko używano w tym celu świerków, gdyż po prostu nie rosły one na większości terenów polskich. Świerk rozpowszechniony został na naszych ziemiach dopiero przez zaborców, którzy niszczyli rodzime lasy i wprowadzali tu szybkorosnące drzewa.

Świerki oryginalnie rosły w Prusach czy w województwie bełskim (skąd np. pozyskiwano maszty dla okrętów), ale nie było ich choćby w Tatrach. Dlatego w czasie Wigilii stawiano w kącie np. brzózki, oczywiście bez liści, lub sosenki czy inne małe drzewka. Symbolizowały one drzewo życia. Dekorowano je jabłkami, orzechami, kolorowymi ozdobami ze słomy. Na znak pochodzenia „z Nieba” często zawieszano takie drzewko u sufitu.

Jednak we wspomnianych rejonach również w średniowieczu stosowano świerki – zielone w zimie.

Unikalna kolekcja przedwojennych zdjęć wigilijnych jest gromadzona przez Fundację Odtworzeniową Dziedzictwa Narodowego, portal Genealogia Polaków. Artykuł sfinansowany przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, ze środków Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030.

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Niezwykła kolekcja fotografii wigilijnych” znajduje się na s. 20 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023.

 


  • Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Niezwykła kolekcja fotografii wigilijnych” na s. 20 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023

Po chińskiej putinowska zaraza roznosi się po świecie / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 103/2023

Puste nakrycie na stole wigilijnym, przeznaczone dla niespodziewanego gościa, będzie nam przypominało, że za naszą wschodnią granicą są rodziny, których najbliżsi zginęli podczas walk i bombardowań.

Krzysztof Skowroński

Następne wydanie „Kuriera WNET” będzie już w nowym formacie. Wiem, że niektórzy nasi stali Czytelnicy się zmartwią. Wielki, tradycyjny format i trud związany z jego czytaniem sprawiał im przyjemność. Niewygoda rozkładania i składania „Kuriera” kojarzyła się im z latami, w których gazeta była królową informacji. Te lata niestety minęły. Decyzja zmiany formatu nie była łatwa, a prośby o to pojawiły się tuż po pierwszym numerze. I w końcu po wielu latach okazały się skuteczne. Na kolegium redakcyjnym nie było nikogo, kto by protestował przeciw zmianie i wszyscy jednogłośnie orzekli: ma być mniejszy! Więc będzie mniejszy.

Ale  zmieni się nie tylko wielkość naszej Gazety Niecodziennej. Więcej wolności twórczej będzie miał nasz grafik, Wojciech Sobolewski. Do niego będzie należała okładka. A cały „Kurier WNET” będzie bardziej związany z Radiem Wnet i jego redakcją.

Co nie oznacza, że dotychczasowi autorzy znikną. Będzie po prostu inaczej. I oczywiście mamy nadzieję, że to ‘inaczej’ będzie oznaczało lepiej. Że starzy Czytelnicy nas nie porzucą, a zyskamy nowych. To tyle na temat przyszłości „Kuriera WNET”.

A teraz żegnamy rok 2022, o którym mieszkający w Stanach Zjednoczonych historyk rosyjski Jurij Felsztinski powiedział, że jest rokiem początku III wojny światowej. Życzymy sobie, by słowa te nie były prorocze, choć dopóki Putin i KGB rządzą Rosją, niestety wszystko jest możliwe. Po chińskiej putinowska zaraza roznosi się po świecie. Smutnym przykładem jest postawa prezydenta Turcji, który, korzystając z politycznej „koniunktury”, postanowił wprowadzić swoje czołgi na tereny zamieszkałe przez Kurdów.

Niestety i tym razem wygląda na to, że nie znajdzie się sprawiedliwy, który by za Kurdami się wstawił, a Erdogan, mimo że Turcja jest członkiem NATO, bezczelnie prosi Putina o wsparcie.

Erdogan jest tylko przykładem tego, że coraz trudniej w świecie o jednoznaczność. A powinniśmy być jednoznaczni. Dla nas, dla Polski, najważniejsze w 2023 roku jest zwycięstwo Ukrainy w wojnie. I dlatego w każdym „Kurierze WNET” powtarzamy, że nie wolno nam chować rąk do kieszeni i nie możemy przestać pomagać Ukraińcom w walce. I myślę, że do tych zwykłych bożonarodzeniowych życzeń będziemy dodawać zdanie życzące Ukraińcom zwycięskiego zakończenia wojny, a puste nakrycie na stole wigilijnym, przeznaczone dla niespodziewanego gościa, będzie nam przypominało, że za naszą wschodnią granicą są rodziny, których najbliżsi zginęli podczas walk i bombardowań, a wielu naszych sąsiadów jest pozbawionych domu, prądu czy wody.

Niestety od pewnego czasu, a na pewno od 24 lutego, w naszych myślach nie ma miejsca na beztroskę. Tym bardziej, że wojna toczy się nie tylko za naszą wschodnią granicą, ale również w Polsce. Wprawdzie nie jest ona krwawa, ale w nadchodzącym roku wyborczym poziom politycznej agresji może przekroczyć wszelkie granice.

No dobrze. Ale są Święta. Jest śnieg. Dwa tysiące dwadzieścia dwa lata temu urodził się Jezus Chrystus. I z tego faktu mamy czerpać pocieszenie, siłę, nadzieję i radość. Dlatego ten wysnuty ze smętnych myśli wstępniak zakończę dawno nieużywanym zdaniem: Nie zapominajmy, że życie jest piękne!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023.

 


  • Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023

Boże Narodzenie w rytmie merengue / Navidad al ritmo de merengue

Bavaro RD/Mustang Joe/flickr.com/domena publiczna

W dzisiejszym wydaniu República Latina o tym, jak obchodzone są Święta Bożego Narodzenia w Republice Dominikany.

Karaiby. Upalne słońce, palmy kokosowe, błękitne wody Morza Karaibskiego i plaża z białym piaskiem. Widoczek jak z pocztówki z wakacji, nie bardzo kojarzący się z Bożym Narodzeniem.

A jednak istnieją i takie kraje, w których klimat nie zbiega się ze stereotypowymi wyobrażeniami Bożego Narodzenia. Jednym z nich jest Republika Dominikany, do której, jeszcze w czasach kolonialnych, chrześcijańskie tradycje trafiły wraz z hiszpańskimi konkwistadorami.

W dzisiejszym wydaniu República Latina dowiemy się, jak Boże Narodzenie świętowane jest właśnie na Dominikanie. Czy jest to kulturowy metysaż chrześcijańskich wierzeń, tradycji ludów rdzennych oraz kultur afrokaraibskich? O obchodach jednego z najważniejszych chrześcijańskich świąt w swojej ojczyźnie opowie nam nasz dzisiejszy gość: pochodząca z republiki Dominikany Paloma Rene. Razem z naszym gościem porozmawiamy o tym, jak Dominikańczycy przygotowują się do obchodów tego święta. Co znajduje się na wigilijnym stole? Czy Boże Narodzenie jest świętem rodzinnym? Co śpiewają i tańczą Dominikańczycy podczas Bożego Narodzenia? Kto przynosi prezenty dzieciom? Co dostają grzeczne, a co niegrzeczne dzieci? Które dominikańskie tradycje bożonarodzeniowe mogłyby zostać przeszczepione do Polski, a co z naszego kraju mogliby zaadaptować Dominikańczycy? Wreszcie opowiemy też o obchodach Nowego Roku na tej pięknej karaibskiej wyspie.

A to wszystko podlane muzyką merengue, nieodłączną podczas dominikańskiego Bożego Narodzenia. Już dziś o godz. 22H00! Po polsku i hiszpańsku!

Resumen en castellano:

Caribe. Sol ardiente, palmas de coco, aguas azules del Mar Caribe y una playa de arena blanca. Una imagen como una postal de vacaciones, no asociada realmente con la Navidad.

Pero también hay países donde el clima no coincide con las imágenes estereotipadas de la Navidad. Uno de ellos es la República Dominicana, donde, en la época colonial, las tradiciones cristianas llegaron con los conquistadores españoles.

Hoy en República Latina, les contaremos cómo se celebra la Navidad en la República Dominicana. Es un mestizaje cultural de creencias cristianas, tradiciones indígenas y culturas afrocaribeñas? Nuestra invitada de hoy: oriunda de la República Dominicana, Paloma René, nos contara sobre la celebración en su patria de una de las fiestas cristianas más importantes. Junto con nuestra invitada, hablaremos de cómo se preparan los Dominicanos para celebrar esta fiesta. ¿Qué hay en la mesa de Navidad? Es la Navidad una fiesta familiar? Qué cantan y bailan los Dominicanos en Navidad? Quién lleva los regalos a los niños? Qué reciben los niños buenos y los traviesos? Qué tradiciones navideñas dominicanas podrían trasplantarse a Polonia, y qué de nuestro país podrían adaptar los Dominicanos? Por último, también hablaremos de las celebraciones de Año Nuevo en esta bella isla caribeña.

Y todo esto al ritmo de merengue, la música típica para la Navidad en la RD. Les invitamos para escucharnos hoy a las 10PM UTC+1! Vamos a hablar polaco y español!

Bożonarodzeniowe potrawy peruwiańskie / Platos navideños de Perú

Plato peruano/erin/flickr.com/CC BY 2.0

W República Latina opowiemy o regionalnej różnorodności potraw na peruwiańskich bożonarodzeniowych stołach oraz o potrawach, które możnaby „przeszczepić” na polskie świąteczne stoły.

Kuchnia peruwiańska nie bez powodu uważana jest za jedną z najlepszych na świecie. Regionalna i historyczna mnogość potraw zachwycić może każdego smakosza z nawet najdelikatniejszym podniebieniem.

W dzisiejszym wydaniu República Latina opowiemy o różnorodności potraw na bożonarodzeniowych stołach Perú. I to zarówno w ujęciu historycznym, jak i regionalnym. Nasz gość, Aldo Herrera, przedstawi nam kulinarne zwyczaje Peruwiańczyków, związane z Bożym Narodzeniem. Wspólnie z naszym gościem zastanowimy się również czy i ewentualne które peruwiańskie potrawy miałyby szansę zagościć na świątecznych stołach także i w Polsce.

A to wszystko już dziś o godz. 22H00! Po polsku i hiszpańsku!

Resumen en español:

La cocina peruana seguramente podemos incluir a las mejores cocinas del mundo. Gran variedad histórica y regional de los platos puede fascinarle a todos los fanáticos más ortodoxox de buena gastronomía.

Hoy en República Latina les vamos a presentar la diversidad de los platos navideños en Perú. Tal por el punto de vista histórico, como regional. Nuestro invitado, Aldo Herrera, va a presentarnos los costumbres navideños de los Peruanos. Junto con nuestro invitado vamos a pensar también si y cuáles de los platos peruanos podríamos adaptar para la cocina navideña en Polonia.

Les invitams para escucharnos hoy a las 10PM UTC+1! Vamos a hablar polaco y español!

Stefanik: we Francji zakłada się, że wojna w Ukrainie zakończy się jakimś porozumieniem

Korespondent polskich mediów we Francji o rozmowach Emmanuela Macrona z Władimirem Putinem, relacjach francusko-rosyjskich i postulatach Marine Le Pen.

Zbigniew Stefanik przedstawia propozycje liderki Zjednoczenia Narodowego.  Mówi o jej związkach z Władimirem Putinem. Marine Le Pen nie ukrywała ich wcześniej i dalej nie ukrywa.

Marine Le Pen stwierdziła, że Rosja jest istotnym aktorem dla bezpieczeństwa Europy i właściwie potęga rosyjska jest gwarantem europejskiego bezpieczeństwa.

Kontrkandydatka Emmanuela Macrona deklaruje, że chciałaby doprowadzić do zbliżenia Rosji z NATO, aby nie Moskwa nie była sojusznikiem Pekinu.

Na konferencji zapowiedziała de facto zakończenie współpracy niemiecko-francuskiej.

Chciałaby także zmniejszenia składki francuskiej do Unii Europejskiej.

Marine Le Pen chciałaby rozszerzyć Radę Bezpieczeństwa ONZ o kolejne kraje, np. takie jak Indie.

Kolejnym postulatem podnoszonym przez Le Pen jest zmuszenie Algierii do przyjmowania swoich obywateli, których nie będzie chciała przyjąć Francja, z powrotem. Uważa, że

Francja nie potrzebuje algierskiego gazu.

Halicki: racją stanu jest odcięcie się od rozbijających solidarność UE – od Orbana, przez Le Pen na Salvinim nie kończąc

Stefanik przedstawia także stosunki Paryża z Moskwą. Zauważa, że od czasów Charlesa de Gaulle’a panuje przekonanie, że Rosja jest niepewnym partnerem handlowym.

Francja patrzy na Rosję jako na ciekawy rynek atrakcyjny rynek, ale niekoniecznie jak na partnera.

Tak, gdzie jest to korzystne oba państwa współdziałają ze sobą.

Francuskie siły zbrojne współdziałały z Grupą Wagnera wspierając oddziały gen. Chaftara.

Dziennikarz wskazuje, że Renault posiada większość rosyjskiego systemu motoryzacyjnego, a francuskie sieci handlowe zdominowały rynek w Rosji. Wyjaśnia, czemu Macron prowadzi rozmowy z Putinem.

We Francji przyjmuje się założenie, że wojna w Ukrainie zakończy się jakimś porozumieniem, a porozumienie musi być efektem procesu politycznego.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.P.

Nie-Boże Narodzenie, czyli o innych Świętach

Jak Boże Narodzenie świętowane jest w krajach dalekich od chrześcijańskiej kultury i co ze świętami ma wspólnego kurczak z KFC? Wyjaśniamy w tym artykule.

Choć Boże Narodzenie jest chrześcijańskim świętem, to obchodzą je nie tylko chrześcijanie. Choinki można spotkać w domach syryjskich i libańskich alawitów. Ten synkretyczny odłam szyizmu przejął z chrześcijaństwa obchody Bożego Narodzenia (pod nazwą Nocy Narodzin), Wielkanocy i Epifanii. Jezus Chrystus nie jest dla nich, podobnie jak dla innych muzułmanów Bogiem, lecz najważniejszym z proroków poprzedzających przyjście Mahometa.

Ze względami religijnymi, poza chrześcijańską mniejszością, niewiele wspólnego ma odbiór Bożego Narodzenia w krajach takich jak Chiny, Japonia, czy Korea Południowa. Jednak także tam ludzie na swój sposób je „obchodzą”.

W Japonii i Republice Korei Boże Narodzenie nie jest uznawane za święto rodzinne. Traktowane jest ono bardziej jak Walentynki – spędza się je z drugą połówką, ewentualni z przyjaciółmi, a dopiero w ostateczności z rodziną. Zakochani obdarowują się nawzajem prezentami. Do wniosku, że Boże Narodzenie to romantyczne święto mieszkańcy Korei i Japonii mogli dojść pod wpływem popularnych anglosaskich komedii romantycznych o tematyce świątecznej.

Z oddziaływaniem kultury amerykańskiej wiąże się też nietypowa japońska potrawa świąteczna jaką jest kurczak z KFC. Sieć fastfoodów przeprowadziła w 1974 r. niezwykle skuteczną kampanię reklamową promującą ich produkty jako dobry wybór na Boże Narodzenie. Przekonanie Japończyków, że kurczak to tradycyjne danie świąteczne mogło ułatwić skojarzenie z indykiem jedzonym na amerykańskie Święto Dziękczynienia. W Korei Płd. 25 grudnia jest dniem wolnym od pracy, a w Japonii nie.

W Chinach Boże Narodzenie jest dość młodym świętem. Sprowadza się ono głównie do świątecznych piosenek i dekoracji w supermarketach.

A.P.