Program Wschodni 02 XII 2023 r.: Decyzja IPN cofa nas do czasów, kiedy Polską rządził Wojciech Jaruzelski

Grzegorz Motyka | fot. Paweł Bobołowicz

Tak w audycji skomentował, umorzenie śledztwa ws. przesiedlenia w 1947 r., w ramach akcji „Wisła” mieszkańców południowo-wschodniej Polski, prof. dr hab. Grzegorz Motyka.

Paweł Bobołowicz, Dmytro Antoniuk i Artur Żak rozmawiają z prof. Grzegorzem Motyką, członkiem Kolegium IPN, o decyzji Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie, o odpowiedzialności personalnej za tę decyzję prokuratora Andrzeja Pozorskiego, dyrektora Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, o skutkach relatywizacji zbrodni systemów totalitarnych i szkodach, które wyrządzają Rzeczpospolitej Polskiej, a także o jej przyczynach i o tym jaki wpływ będzie miała ta decyzja na stosunki polsko-ukraińskie.

prof. dr hab. Grzegorz Motyka:

Mam świadomość, że prokurator działa niezależnie, w tym przypadku, niezależnie od faktów historycznych. Przede wszystkim uważam, że należy po prostu twardo mówić, twardo oceniać, co się wówczas stało. Znaczy ja sobie nie wyobrażam, że będę teraz udawał, że ten komunikat spełnia jakiekolwiek historyczne czy naukowe standardy. On wprost przeciwnie. On cofa polską wiedzę historyczną o kilkadziesiąt lat, do czasów, kiedy naszym krajem rządził Wojciech Jaruzelski. Po drugie, będę również protestował, no niestety tak się złożyło, że 28 listopada było posiedzenie Kolegium, nie wiedziałem o tym, żeby została podjęta taka decyzja, nikt nas o tym nie poinformował, w związku z tym mogę to zrobić dopiero na następnym posiedzeniu Kolegium. Nie ukrywam, że uważam też, że szef pionu prokuratorskiego Andrzej Pozorski jest w tej chwili osobą, która została skompromitowana i uważam, że najlepiej jakby się albo sam podał do dymisji, albo został odwołany przez ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, bo tylko oni mają taką możliwość. Nie wyobrażam sobie relatywizowanie zbrodni komunistycznych przez prokuratora. Być może będzie to wołanie na puszczy.


Olga Siemaszko, szefowa Białoruskiej Redakcji Radia Wnet, prezentuje najważniejsze wiadomości z Białorusi.


Artur Żak emituje wywiad, który przeprowadziła Daria Hordijko z Hanną Derewjanko, ukraińską działaczką społeczną, lobbystką i dyrektorem wykonawczym Europejskiego Stowarzyszenia Biznesu, na temat polsko-ukraińskich stosunków gospodarczych i o tym jaki wpływ na nie wywiera blokada granicy.

Hanna Derewjanko:

Biznes i gospodarka często pokazują takie rzeczy, których nie trzeba udowadniać – to jest jak aksjomat – jeśli nie ma określonego produktu, to będą substytuty. Robimy z Wami biznes. Cóż, podchodzimy do tego pragmatycznie. Oczywiście firmy będą starały się przywrócić podaż, aby zaspokoić popyt. Zapewnią podaż polskimi towarami albo innymi. To kwestia czasu, zanim dostosują się do nowych warunków. Warto zaznaczyć, że biznes na Ukrainie był w stanie się dostosować trudności, pracować z ograniczeniami, z wielkimi trudnościami, pod ciągłymi ostrzałami, z przerwami w dostawach prądu, ale mimo to środowisko biznesowe na Ukrainie jakoś się zjednoczyło. Nawet konkurenci pomagali sobie nawzajem, zwłaszcza na początku… Na przykład myśleliśmy, że bez niektórych ukraińskich towarów na rynkach światowych świat sobie nie poradzi. Ale w rzeczywistości, w nowoczesnych warunkach istnieje wiele możliwości zastąpienia tego czy innego produktu. Dlatego uważam, że pożądany jest zdrowy rozsądek i mądrość, aby jakoś wycofać się z tych strajków, przywrócić normalną równowagę. Tak aby ułatwić zarówno Ukrainie, jak i Polsce, korzystania z normalnych dobrosąsiedzkich relacji. Ponieważ nie mamy na celu stawianie kogoś w bardziej niekomfortowych warunkach, wręcz przeciwnie, chodzi o to, aby wszyscy odnieśli korzyści z dobrosąsiedzkich stosunków.


Wspieraj Autora na Patronite


Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Paweł Bobołowicz: Kijów wystąpi z propozycją utworzenia polsko-ukraińskiej rady ds. Wołynia

Felietony Pawła Bobołowicza można czytać co tydzień w Kurierze Lubelskim

Informacja o prawdopodobnej inicjatywie ukraińskich władz pochodzi od Ołeha Dundy, deputowanego do Rady Najwyższej z ramienia prezydenckiego ugrupowania Sługa Narodu.

Deputowany Rady Najwyższej Ukrainy Ołech Dunda (Sluga Ludu) zapowiedział powstanie na Ukrainie Rady ds Tragedii Wolynskiej. W skład Rady mieliby wejść przedstawiciele środowisk naukowych i władz Polski i Ukrainy. Rada miałaby „raz na zawsze zamknąć sprawę Wołynia” i uniemożliwić wykorzystywanie tej kwestii w rosyjskiej dezinformacji. Szefem Rady ma być dr Pawło Haj-Nyżnyk. Rada wg deputowanego ma też wyznaczyć proces realizacji ekshumacji.

Deputowany Rady Najwyższej Ukrainy Ołeh Dunda w czasie Forum Ekonomicznego w Karpaczu zaprzeczył informacjom jakoby ukraińscy deputowani mieli zakaz wyjazdu do Polski ze względu na polskie stanowisko w sprawie eksportu ukraińskiego zboża.

Deputowany stwierdził, że pozwolenia na wyjazd z Ukrainy są związane z sytuacją wojenną Ukrainy i tygodniem pracy Rady Najwyższej i podejmowanymi w tym czasie decyzjami personalnymi. Jako dowód, że nie ma żadnego specjalnego zakazu wskazał na swoją obecność na Forum Ekonomicznym w Karpaczu.

Wywiad z Ołehem Dundą zostanie wyemitowany w Popołudniu Wnet.

W. Zełenski zaapelował do władz Polski, Rumunii, Bułgarii, Słowacji i Węgier o zniesienie embarga na produkty rolne

80. rocznica rzezi wołyńskiej. Upamiętnienie w Radiu Wnet

Cmentarz w Ostrówkach / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

W tym miejscu znajdą Państwo wszystkie audycje poświęcone rzezi wołyńskiej wyemitowane na naszej antenie w okrągłą, 80. rocznicę tej zbrodni oraz inne materiały jej dotyczące.

Paweł Bobołowicz: część mojej rodziny została zamordowana przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu

Program Wschodni 08.07.2023 – „Nikt, kto wspiera Ukrainę w walce z Rosją, nie poświęca pamięci o ludobójstwie wołyńskim”

Prof. Grzegorz Motyka: część Ukraińców neguje zorganizowany charakter operacji antypolskich na Wołyniu

Ks. Isakowicz-Zaleski: bez decyzji o zniesieniu zakazu ekshumacji nie będzie przełomu ws. Wołynia. Zakaz służy Rosji

Paweł Kukiz: Jeżeli ukraińskie władze nie zgodzą się na ekshumacje, to powinniśmy blokować im drogę do UE i NATO

Macierewicz: współpraca polsko-ukraińska jest czymś koniecznym. Bez rozwiązania kwestii Wołynia będzie bardzo trudna

Raport z Kijowa 11.07.2023: „Traktując wszystkich Ukraińców, jako sprawców mordów, popełniamy bardzo duży błąd”

Fotoreportaż Pawła i Piotra Bobołowiczów z wizyty na terenach rzezi wołyńskiej

Ks. Isakowicz-Zaleski: bez decyzji o zniesieniu zakazu ekshumacji nie będzie przełomu ws. Wołynia. Zakaz służy Rosji

Featured Video Play Icon

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Prezydent Zełenski mógłby rozwiązać ten problem jednym pociągnięciem pióra. Nie rozumiem, czemu do tej pory tego nie zrobił. Po stronie ukraińskiej wyraźnie brakuje dobrej woli – mówi duchowny.

Nie chodzi o żadne gesty ze strony ukraińskiej, bo one są puste. Chodzi o konkretne decyzje. Dobrze, żeby zapadły jeszcze zanim umrą ostatni świadkowie.

Krzyż wetknięty przez premiera Morawieckiego w Ostrówkach zaraz zniknie. Takie są realia – przestrzega ks. Isakowicz-Zaleski.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Prof. Grzegorz Motyka: część Ukraińców neguje zorganizowany charakter operacji antypolskich na Wołyniu

Raport z Kijowa 11.07.2023: „Traktując wszystkich Ukraińców, jako sprawców mordów, popełniamy bardzo duży błąd”

Pomnik ofiar ukraińskich nacjonalistów na cmentarzu w Ostrówkach na Wołyniu

Powiedział Gość audycji, Witold Szabłowski, polski dziennikarz i reportażysta.

Paweł Bobołowicz rozmawia z Gościem na temat jego książki „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” poświęconą Ukraińcom ratującym Polaków na Wołyniu, a także jego wieloletnim badaniom tego co w 1943 r. wydarzyło się na Wołyniu.

Witold Szabłowski:

To, że traktujemy wszystkich Ukraińców wrzucając do jednego worka jako sprawców mordów, to myślę, że to jest bardzo duży błąd, ponieważ bardzo wielu Ukraińców, przede wszystkim Ukraińcy na Wołyniu, w dużej większości zachowali się po prostu obojętnie. Nawet nie tyle obojętnie. Po prostu chcieli przeżyć. Wiedzieli, że się dzieje rzecz straszna i naturalnym instynktem była próba przetrwania. Była część, która się rzeczywiście do banderowców przyłączyła. Byli tacy, którzy mieli z tego korzyści majątkowe, którzy później się po prostu na tych Polakach, na ich ziemi bogacili. Ale była też grupa, która ryzykując absolutnie wszystkim, bo banderowcy od Niemców widzieli, co Niemcy robią z ludźmi ukrywającym Żydów i dokładnie ten schemat zastosowali wobec Ukraińców, którzy próbowali im przeszkadzać w zabijaniu Polaków.

Dmytro Antoniuk, kijowski korespondent Radia Wnet:

Panie Witoldzie serdecznie dziękuję za to co Pan robi. Ja jako Ukrainiec nie pochodzę z Wołynia. Nie mam także korzeni z Galicji, ale uważam, że jako Ukrainiec, mogę wypowiedzieć od Ukraińców słowa podziękowania dla Pana za to, co Pan robi.


Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Ks. Isakowicz-Zaleski: bez decyzji o zniesieniu zakazu ekshumacji nie będzie przełomu ws. Wołynia. Zakaz służy Rosji

Prof. Żurawski vel Grajewski: Niemcy od 30 lat finansują ukraińską debatę dotyczącą historii i polityki międzynarodowej

Featured Video Play Icon

Jak doprowadzić do zbliżenia stanowisk Warszawy i Kijowa ws. zbrodni wołyńskiej? Czego należy się spodziewać po szczycie NATO w Wilnie? Odpowiada politolog.

Przewidywania, że najbliższy szczyt Sojuszu Pólnocnoatlantyckiego będzie przełomowy, są według mnie prognozami na wyrost.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Pojednanie i postęp w relacjach polsko-ukraińskich: Modlitwa za ofiary Wołynia. Komentuje bp Edward Kawa

Raport z Kijowa 10.07.2023 r. : bez modlitwy nie da się zmierzyć z tragedią zbrodni wołyńskiej

Fragment muralu upamiętniającego ludobójstwo na Wołyniu /Warszawa ul Młynarska/ autor: Mikołaj Ostaszewski

Musimy z Ukraińcami rozmawiać z dużą wrażliwością, bez złości. Zmierzenie się ze złem dokonanym przez rodaków jest dla nich bardzo trudne – mówi wicemarszałek Sejmu Małgorzata Gosiewska.

Wicemarszałek Sejmu Małgorzata Gosiewska mówi o swoim pobycie na Wołyniu celem upamiętnienia zbrodni dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów w 1943 roku.

Przez lata ludzie na tych terenach żyli ze sobą w zgodzie. Do tych dramatycznych wydarzeń doszło nagle. Bez modlitwy nie da się z tym zmierzyć.

Rozmówczyni Pawła Bobołowicza uwypukla postawę tych Ukraińców, którzy próbowali powstrzymać dokonywane na Polakach mordy. Jak wskazuje, ich postawa może być fundamentem pełnego pojednania między naszymi narodami.


Dr Leon Popko ocenia, że łuckie obchody z udziałem prezydentów Polski i Ukrainy są dobrym krokiem w stronę godnego upamiętnienia zbrodni wołyńskiej. Jak podkreśla, należy dążyć do jak najszybszego rozpoczęcia ekshumacji i przygotowań do godnego pochówku ofiar.

Od 30 lat słyszę od Ukraińców że czas jest nieodpowiedni. Wojna nie jest żadnym usprawiedliwieniem.


Prof. Walenty Bałuk podkreśla, że do momentu zakończenia wojny nie jest możliwa akcesja Ukrainy do NATO. Ocenia, że istnieje szansa na udzielenie Ukrainie twardych gwarancji bezpieczeństwa podczas szczytu Sojuszu w Wilnie.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Rafał Dzięciołowski: naszym sposobem na rozwiązanie problemu Wołynia powinno być wygenerowanie dialogu wewnątrz Ukrainy

Raport z Kijowa 07.07.2023 r.: premier Mateusz Morawiecki na Wołyniu

Pomnik ofiar ukraińskich nacjonalistów na cmentarzu w Ostrówkach na Wołyniu

Każdy człowiek ma prawo do godnego pochówku – mówi towarzyszący szefowi polskiego rządu na uroczystościach w Ostrówku ks. Jan Buras.

Ksiądz Jan Buras, proboszcz parafii Trójcy Przenajświętszej w Lubomlu relacjonuje przebieg uroczystości upamiętniającej ofiary zbrodni wołyńskiej w Ostrówkach. W ceremonii uczestniczył premier Mateusz Morawiecki. Duchowny dzieli się swoim doświadczeniem uczestnictwa w ekshumacjach ofiar. Podkreśla, że najważniejszą do przeprowadzenia sprawą jest godne pochowanie ich wszystkich. Jak wskazuje, relacje polsko-ukraińskie na poziomie czysto ludzkim są dzisiaj bardzo dobre. Dodaje, że:

Mamy świadomość, że wśród Ukraińców było wielu ludzi, którzy ostrzegali polskich sąsiadów. Wielu Ukraińców dzisiaj odcina się od antypolskich działań UPA.


Dmytro Antoniuk przypomina zeszłoroczną akcję sprzątania miejsc pamięci ofiar zbrodni wołyńskiej. Przyznaje, że trudno będzie doprowadzić do pełnego pojednania polsko-ukraińskiego, ze względu na ogromną różnicę w postrzeganiu Ukraińskiej Powstańczej Armii w obu społeczeństwach.

Raport z Kijowa 06.07.2023 r.: nocny atak na Lwów. Nie żyją co najmniej 4 osoby

Znamy nazwiska odznaczonych medalem Virtus et Fraternitas

Medal Virtus et Fraternitas / Fot. Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego

6 lipca 2023 r., w Pałacu Belwederskim w Warszawie zostało uhonorowanych piętnaścioro bohaterskich Ukraińców, którzy w czasie Rzezi Wołyńskiej ratowali swoich polskich sąsiadów.

6 lipca 2023 r., w Pałacu Belwederskim w Warszawie zostało uhonorowanych piętnaścioro bohaterskich Ukraińców, którzy w czasie Rzezi Wołyńskiej ratowali swoich polskich sąsiadów przed śmiercią z rąk członków OUN-UPA. 11 lipca mija 80 lat od straszliwej zbrodni, do jakiej doszło na Wołyniu latem 1943 roku. Ratowanie Polaków wiązało się dla Ukraińców z ryzykiem utraty życia własnego i bliskich, mimo to podejmowali takie niebezpieczeństwo w imię miłości do drugiego człowieka. Dzięki działaniom Instytutu Pileckiego poznajemy dziś nazwiska tych dobrych, dzielnych ludzi, i zapisujemy je w polskiej pamięci. Medalem Virtus et Fraternitas odznaczony został również Wołodymyr Kryżuk – strażnik polskiej pamięci na Wołyniu. Od jutra przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie będzie można oglądać wystawę plenerową przybliżającą losy Ukraińców, którzy od roku 2019 zostali odznaczeni medalem Virtus et Fraternitas.

W czasie uroczystości zorganizowanej w Belwederze medale wręczyli Szef Gabinetu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Paweł Szrot w imieniu Prezydenta RP Andrzeja Dudy wraz z Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Piotrem Glińskim. Wołodymir Kryżuk jako jedyny żyjący odebrał medal osobiście, towarzyszyła mu żona Irina Kryżuk. W imieniu osób odznaczonych pośmiertnie medale odebrali członkowie ich rodzin: Raisa Protsiuk – wnuczka Semena Biliczuka, Tamara StepanienkoWiktoria Taranko – krewne Oksany Karpiuk oraz JewheniiProkopa Bondaruków, wnuczka UstynySawy Kowtyniuków Melityna Żyżko, Tamara Łysenko – wnuczka Herasyma Łukiańczuka. Piotra Parfeniuka reprezentowała Ludmiła Hurska wraz z synem Pawło, a LubowAntona Parfeniuków – prawnuczki Lubow MaksymiukOksana Martynyk. Tetiana Kowaliuk przyjęła medale w imieniu AnastasijiMykoły Koreniów oraz SofiiPawło Kyców, medal zaś dla Paraskewy Padlewskiej zostanie wręczony w późniejszym terminie.

Członkowie rodzin odznaczonych medalem VeF / Fot. materiały Instytutu Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego

W liście skierowanym do odznaczonych bohaterów premier Rzeczypospolitej Polskiej Mateusz Morawiecki podkreślił: „W tym roku mamy przywilej i honor poznawać tych, którzy przed 80 laty w trakcie tragicznych wydarzeń na Wołyniu nie pozwolili na odebranie sobie człowieczeństwa i zachowali gotowość do – jak głosi dewiza wyryta na medalu – mierzenia miarą serca”. Dodał też, że: „Nikt nie ma wątpliwości, że odznaczeni medalem Virtus et Fraternitas byli darem dla naszych prześladowanych rodaków. Takim samym darem są też dzisiaj dla nas. Jest to dar szlachetnego człowieczeństwa, który budzi w sercach wdzięczność i nie pozwala o sobie zapomnieć. Dlatego pamięć o nim przekażemy następnym pokoleniom, bo głęboko czujemy, że naprawdę trudno o większy. Chylę czoła przed dzisiaj uhonorowanymi i jeszcze raz bardzo Im oraz Ich Rodzinom dziękuję” – zakończył. Podczas gali odczytane zostały również listy Prezydenta RP Andrzeja Dudy oraz Marszałek Sejmu Elżbiety Witek.

Uroczystość uświetnił występ Krzesimira Dębskiego – syna uratowanych przez odznaczonych dziś ukraińskich sąsiadów podczas Rzezi Wołyńskiej Włodzimierza Sławosza Dębskiego i Anieli Dębskiej z domu Sławińskiej. Maestrowi towarzyszył kwartet smyczkowy Orkiestry Kameralnej PRIMUZ oraz sekstet wokalny, w wykonaniu których usłyszeliśmy utwory: „Benedictus” z mszy „Missa brevis” skomponowanej przez Krzesimira Dębskiego na zamówienie Solvguttene Cor z Oslo, hymn „Laudate Dominum” oraz „Sarabandę żałobną” z filmu Jerzego Hoffmana „Bitwa Warszawska 1920”.

Krzesimir Dębski / Fot. Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego

Poniżej znajdą Państwo sylwetki uhonorowanych.

Wszędzie było cicho” – Paraskewa Padlewska wraz z mężem prowadziła gospodarstwo rolne w Kisielinie. Wówczas było to miasteczko, jakich na Wołyniu spotykało się wiele: tętniące życiem i wieloetniczne. Gospodarstwo prawosławnego sąsiadowało z domem katolika, zupełnie tak, jak cerkiew św. Michała Archanioła z kościołem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Ale latem 1943 roku ta barokowa świątynia zamieniła się w zgliszcza. 11 lipca, po niedzielnej mszy świętej, kościół otoczyli członkowie OUN-UPA. W wyniku brutalnego ataku zginęło około 90 osób. Część wiernych skryła się na plebanii, próbując powstrzymać napastników. Wśród Polaków, którzy zostali ranni podczas oblężenia, był Włodzimierz Sławosz Dębski. Przez następne kilka dni ranny wraz ze swoimi rodzicami przebywał w gospodarstwie Lubow i Antona Parfeniuków. Jego stan się pogarszał, w pewnym momencie stało się jasne, że wymaga szpitalnej opieki. W okolicy wciąż grasowali banderowcy, mimo to Paraskewa podjęła się przewiezienia Włodzimierza do lecznicy w oddalonych o 20 km Łokaczach. Dzięki rozsądkowi i zręczności Paraskewa dotarła do szpitala, ratując życie rannemu. Zmarła około 1960 roku.

Prosiłem o zawiezienie mnie do szpitala. Podjęła się tego Ukrainka – Paraska Padlewska. Konie dał mój przyszły teść, Antoni Sławiński. Załadowali mnie na wóz, usiadła też matka. Pojechaliśmy koło cmentarza, potem polną drogą do traktu oździutyckiego, nim do Zapustu i w lewo przez Trystak i Rudnię do szosy włodzimierskiej. Wszędzie było cicho” – Włodzimierz Sławosz Dębski, W kręgu kościoła kisielińskiego, czyli Wołyniacy z parafii Kisielin, Lublin 1994

Idem[o]. Można…” – Ustyna i Sawa Kowtoniukowie z dwójką dzieci mieszkali w zachodniej części Kisielina. W niedzielę 11 lipca 1943 , kiedy członkowie OUN-UPA napadli na Polaków zgromadzonych w kościele Kowtoniukowie ukryli u siebie rodziny Sławińskich, Romanowskich, Maciaszków oraz Okólskich, zapewniając wszystkim posiłki, choć wyżywienie tak dużej grupy było nie lada wyzwaniem. Cztery dni później, gdy członkowie OUN-UPA atakowali Polaków w innych miejscowościach, Sawa poprowadził część grupy w bezpieczne miejsce: „Z południowego skraju lasu widać było zabudowania majątku Lipińskiego w Zaturcach, cel naszej ucieczki. W majątku tym stacjonowali Niemcy. Tak, by ratować życie, trzeba było schronić się u innego wroga. Tu pożegnaliśmy się, jak się później okazało – na zawsze”, relacjonowała Stanisława Sławińska. Inni Polacy pozostali u Kowtoniuków do 8 sierpnia. Sawa pomógł również Romanie Jurkowskiej – wspólnie odkopali ciało jej ojca z prowizorycznego grobu i przenieśli je na cmentarz. Kowtoniuk, by uniknąć śmierci za pomoc Polakom, dobrowolnie wyjechał na roboty do Niemiec. Po wojnie przez pewien czas przebywał w Polsce, ale ostatecznie wrócił do Kisielina, gdzie pracował jako listonosz. Zmarł około 1970 roku. Jego żona doczekała spotkania z rodziną Sławińskich, którzy w 1975 roku przyjechali do Kisielina.

Gdy ustał ruch patroli UPA, wtedy nie wiedzieliśmy, że oni są zajęci mordowaniem w Woronczynie, Aleksandrówce i Adamówce. Sawa Kowtoniuk, który nas przechowywał u siebie w stodole lub w zbożu, po południu wziął kosę na plecy i (…) zniknął w lesie. Po godzinie powrócił i powiedział: »Idem[o]. Można…«” – relacja Stanisławy Sławińskiej [w:] Włodzimierz Sławosz Dębski, W kręgu kościoła kisielińskiego, czyli Wołyniacy z parafii Kisielin, Lublin 1994

Idźcie w świat, bo tu życia dla was nie będzie” – Semen Biliczuk, wójt Kisielina, mieszkał wraz z żoną i trzema córkami w sąsiedztwie rodziny Sławińskich. W niedzielę 11 lipca 1943 roku członkowie OUN-UPA napadli na Polaków zgromadzonych na mszy świętej w Kisielinie, mordując około 90 osób. Sławińscy przeżyli, a cztery dni później Semen dał im schronienie w swojej stodole. Kiedy dowiedzieli się o tym banderowcy, przyszli do Biliczuków, nalegając na rozmowę z Antonim Sławińskim. Jak wspominała jego córka Aniela Dębska zapewniali, że nie ma powodu uciekać, że można spokojnie wrócić do domu, jednak po ich wyjściu Semen powiedział, żeby natychmiast uciekali, co uratowało im życie. Rok później, gdy do miejscowości zbliżała się Armia Czerwona, Biliczukowie wyjechali do wsi Studynie. Powrócili do Kisielina, kiedy wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło, jednak kiedy Semen wszedł do domu, budynek – prawdopodobnie zaminowany przez opuszczających front czerwonoarmistów – wybuchł, a mężczyzna zginął na miejscu. Żona i córki Biliczuka pozostały w Kisielinie.

Przyszedł Biliczuk do stodoły. I ojca zaprosił do domu. Mówił, że chcą ojca ci uzbrojeni ludzie, partyzanci, chcą z ojcem rozmawiać. Ojciec poszedł, myśmy zostali. Wrócił, to mówił, że namawiali, żebyśmy nigdzie nie uciekali, nie mamy się czego bać, niech wracamy do domu… Później oni, ci wojskowi, odjechali i Biliczuk przyszedł do stodoły. Mówi do ojca: »nie słuchajcie, co oni mówią, tylko zbierajcie, co możecie wziąć, i idźcie w świat, bo tu życia dla was nie będzie«” – relacja Anieli Dębskiej z filmu Oczyszczenie (2003 r.) w reżyserii Agnieszki Arnold.

Nie dała im naszych rzeczy” – Lubow i Anton Parfeniukowie wytwarzali najlepszy twaróg i śmietanę w Kisielinie. Wśród sąsiadów, którzy chętnie kupowali u Lubow i Antona, była rodzina Dębskich. Kisielin był znany nie tylko z urodzajnych gleb, ale również z barokowego kościoła. Mury przestronnej świątyni mogły pomieścić zarówno miejscowych Polaków, jak i tych z okolicznych wsi oraz przysiółków. W niedzielę 11 lipca 1943 roku po mszy świętej do kościoła wdarła się liczna grupa uzbrojonych banderowców. Podczas ataku zamordowali około 90 osób, jednak część wiernych zdołała dobiec na piętro plebanii, która na 11 godzin stała się ich twierdzą. W trakcie oblężenia zginęły kolejne cztery osoby, a sześć zostało rannych. Odłamek granatu trafił w nogę Włodzimierza Sławosza Dębskiego. Następnego dnia Włodzimierz został przewieziony do domu Lubow i Antona Parfeniuków: „Tam leżałem w stodole do czwartku, kiedy wywieziono mnie do szpitala. Ukrywał się tu też mój ojciec i tu złożone były nasze osobiste rzeczy i niektóre przedmioty wartościowe”, relacjonował Dębski. Banderowcy dowiedzieli się o pomocy, jakiej udzielali Parfeniukowie. Wielokrotnie zastraszali Lubow, domagając się wydania przedmiotów pozostawionych przez Polaków, ale ona konsekwentnie odmawiała. Anton zmarł w 1947 roku, Lubow przeżyła męża o 20 lat.

Przewieziono mnie do jej [Lubow] gospodarstwa. Tam leżałem w stodole do czwartku, kiedy wywieziono mnie do szpitala. Ukrywał się tu też mój ojciec i tu złożone były nasze osobiste rzeczy i niektóre przedmioty wartościowe. […] Upowcy wielokrotnie napastowali Lubę, by wydała nasze rzeczy, ale nie dała” – Włodzimierz Sławosz Dębski, Siedmiu sprawiedliwych z Kisielina [w:] Bracia zza Buga. Wspomnienia z czasu wojny, Lublin 2018

Ochronił Czerwinków i rodzinę Sławińskiego” – Piotr Parfeniuk przez większość swojego długiego życia używał imienia Piotr, choć rodzice nazwali go Petro. Jeszcze przed wojną poznał swoją przyszłą żonę Stasię z polskiej rodziny Czerwinków. Latem 1943 roku, zdawszy sobie sprawę z niebezpieczeństwa grożącego polskim sąsiadom, postanowił działać. Z relacji Jadwigi Sławińskiej wynika, że nie chciał pozostać biernym obserwatorem wydarzeń: „W niedzielę rano 11 lipca przyszedł Petro Parfeniuk i powiedział, żebyśmy nie szli dziś do kościoła, bo mogą napaść. Alka [siostra Jadwigi] na to swoim ciepłym, niskim głosem powiedziała: »Jestem przygotowana na śmierć« i poszła. Nie wróciła”. Banderowcy zabijali również poza kościołem, w obrębie wsi. Piotr uratował przed rozstrzelaniem młodą Polkę – skłamał, że dziewczyna jest Ukrainką. Pomógł też przenieść rannego Włodzimierza Dębskiego do domu stryjostwa, Lubow i Antona Parfeniuków. Ponadto wyprowadził z Kisielina bliskich swojej żony i rodzinę Piotra Sławińskiego. Pomagał także w następnych tygodniach. Z relacji Teresy Siedlickiej, mieszkającej w Zapuście nieopodal Kisielina, wynika, że we wrześniu sąsiad o nazwisku Parfeniuk ostrzegł ją przed atakiem OUN-UPA – najprawdopodobniej był to Piotr. Zemsta banderowców za pomoc udzieloną Polakom była straszliwa – rodzice Piotra oraz jego brat Pawło z rodziną zostali zamordowani. Piotr zdecydował się na ucieczkę i z żoną osiadł we wsi na Zamojszczyźnie, gdzie mieszkał do końca życia. W 1993 roku spoczął na cmentarzu w Zamościu.

Pozostali Polacy z Kisielina znikali po kryjomu lub w pojedynkę. Niektóre rodziny przeprowadzili Ukraińcy. Zasłużyli się w tym głównie […] Petro Parfeniuk, który ochronił Czerwinków i rodzinę Piotra Sławińskiego ” – Włodzimierz Sławosz Dębski, W kręgu kościoła kisielińskiego, czyli Wołyniacy z parafii Kisielin, Lublin 1994

Chodziła po polu i szukała nas” – Oksana Karpiuk, Jewhenia i Prokop Bondarukowie, czyli matka i córka z mężem mieszkali w sąsiadujących domach we wsi Sieniawka. W nieodległej Aleksandrówce swoje gospodarstwo prowadziła polska rodzina Adamowiczów. Polacy przetrwali atak oddziału OUN-UPA w nocy z 15 na 16 lipca 1943 roku i od tamtej pory pozostawali w ukryciu. Czworo ich dzieci w ciągu dnia chowało się w zbożu, co nie umknęło uwadze Oksany. Pod koniec sierpnia w Sieniawce ponownie rozległy się strzały. O zmroku kobieta odnalazła dzieci. Z pomocą córki i zięcia ukryła je u siebie dzieci wraz z ich rodzicami i babcią. Adamowiczowie postanowili się rozdzielić: z trójką młodszych dzieci schronili się w bunkrze ukrytym w polu, a Teresa (najstarsze dziecko) wraz z babcią Teklą ukryły się w stodole Bondaruków. Teresa tak relacjonowała przeszukiwanie stodoły przez członków OUN-UPA: „Chodzili po słomie i kłuli bagnetami. W miejscu naszego ukrycia natrafili na belkę, dlatego nie przekłuli nas bagnetem”. Państwo Adamowiczowie oraz trójka ich dzieci zostali zamordowani, Tekla Adamowicz, nie chcąc dłużej narażać życia wnuczki oraz Bondaruków, w ukraińskim stroju przedostała się z Teresą na Zamojszczyznę. W 1944 roku dołączył do nich Michał, mąż Tekli, którego uratowała ukraińska rodzina Kyców. Jewhenia i Prokop Bondarukowie przeżyli wojnę. Przenieśli się do Czerwonogrodu, gdzie dożyli lat 90. XX wieku.

Zupełnym już zmrokiem Ukrainka Prokop[owa] [Oksana Karpiuk] chodziła po polu i szukała nas, widziała bowiem, jak uciekaliśmy. Prokop[owa] była wdową, jej córka Żenia była moją koleżanką. U niej czekali na nas moi rodzice z resztą rodzeństwa i babcia. Tutaj też zapadła decyzja, że ja z babcią pójdziemy do [zięcia] Prokopowej [Prokopa Bondaruka], a rodzice z resztą rodzeństwa ukryją się w innym miejscu” – relacja Teresy Radziszewskiej, Kiedy przyszli nas zabijać, Archiwum Ośrodka Karta, AW II/1914

Nie ma Polaków, wyszli” – Anastasija i Mykoła Koreniowie wraz z trojgiem dzieci mieszkali w Aleksandrówce. Wieczorem 15 lipca do domu Koreniów zapukał szwagier Mykoły, Pawło Kyc. Przyprowadził dzieci sąsiadów, Adamowiczów: dziewięcioletnią Teresę, pięcioletniego Janusza, trzyletnią Stasię oraz półtorarocznego Henia. Koreniowie ukryli dzieci w spiżarni, ale Teresa nie mogła zmrużyć oka. Słyszała, jak „bandyci wpadli do domu, pytając o Polaków, lecz kiedy padła odpowiedź, że nie ma takich, wyszli”. Koreniowie wiedzieli, że za to kłamstwo mogą zapłacić życiem, mimo to przez kilka tygodni ukrywali nocami dzieci Adamowiczów w swojej stodole. W sierpniu powróciły do rodziny i wtedy zapadła decyzja, aby rozdzielić rodzeństwo. Teresę wraz babcią ukryto u rodziny Bondaruków – obie przeżyły wojnę. Jej rodzice, siostra i bracia ukryli się w bunkrze na polu. Niestety, po opuszczeniu kryjówki wszyscy zostali zamordowani. W 1944 roku Koreniom urodziło się ostatnie dziecko, córka Nina. W tym samym roku Mykoła zachorował i zmarł. Anastasija sama wychowywała dzieci i pracowała w gospodarstwie, nie wyszła powtórnie za mąż. Zmarła w 1967 roku – została pochowana z mężem.

Kyc zaraz zaprowadził nas szybko do Korenia, obok, i tam nas ukryli w komorze, zamykając drzwi na klucz […]. Zamarliśmy z przerażenia, kiedy bandyci wpadli do domu, pytając o Polaków, lecz kiedy padła odpowiedź, że nie ma takich, wyszli […]. Kiedy strzały ucichły, a banda odeszła, Koreń zaprowadził nas do stodoły, gdzie była zrobiona kryjówka. W zapolu było ułożone siano, przez środek zrobione przejście do ściany, a tam dość duża luka, gdzie swobodnie można było siedzieć […]. Przez okres trzech czy czterech tygodni w dzień siedzieliśmy w zbożu, a w nocy w tym schowku u Korenia” – relacja Teresy Radziszewskiej, Kiedy przyszli nas zabijać, Archiwum Ośrodka Karta, AW II/1914

Nie nocujcie w domu” – Sofia i Pawło Kycowie; o tym, co 11 lipca 1943 roku wydarzyło się w kisielińskim kościele, kilka dni później w Aleksandrówce słyszeli już wszyscy. Wieczorem 15 lipca Pawło postanowił pomóc dwóm rodzinom, które mieszkały w sąsiedztwie. Kamila Ziółkowska wspominała, że kiedy „Zbliżał się wieczór, przyszedł sąsiad Ukrainiec Kyc i mówi, by nie nocować w domu”. Pawło Kyc ostrzegł również rodzinę Adamowiczów – dziewięcioletnia wówczas Teresa zapamiętała, jak „zaprowadził nas szybko do Korenia obok, tam nas ukryli w komorze, zamykając drzwi na klucz”. Z kolei dziadek Teresy, Michał Adamowicz, ukrył się u Pawła i Sofii. Małżeństwo miało świadomość, że ryzykuje nie tylko swoim życiem – wychowywało przecież dwójkę nastoletnich dzieci: Olhę oraz Mychajła. Mimo pomocy udzielonej przez Sofię i Pawła Kyców nie wszystkich z rodziny Adamowiczów udało się ocalić. We wrześniu 1943 roku z rąk OUN-UPA zginęli rodzice i trójka rodzeństwa Teresy. Przeżyła ona i jej dziadkowie, Tekla oraz Michał, którego Pawło i Sofia ukrywali aż do 1944 roku.

Przyszedł też zaraz do nas Kyc, [ostrzec], by nie nocować w domu, bo nigdy nie wiadomo, [co może się jeszcze wydarzyć], a najlepiej by było, gdyby mamusia z dziećmi udała się do nich na noc. Zbliżał się już bowiem wieczór, udaliśmy się więc z mamą za Kycem, tatuś pozostał [w domu]. Ledwie zdołaliśmy dotrzeć do ich zabudowań, jak w drugim końcu Aleksandrówki rozległy się strzały. Kyc zaraz zaprowadził nas szybko do Korenia, obok, i tam ukryli nas w komorze, zamykając drzwi na klucz” – relacja Teresy Radziszewskiej, Kiedy przyszli nas zabijać, Archiwum Ośrodka Karta, AW II/1914

Wieczorem przyjdę po ciebie” – Herasym Łukiańczuk urodził się i mieszkał z rodziną w Sieniawce, jednej z wiosek położonych nad rzeką Stochód, która opływa wołyńskie ziemie. W nocy z 15 na 16 lipca 1943 roku członkowie OUN-UPA wymordowali w pobliskiej Kolonii Aleksandrówka kilkanaście polskich rodzin. Nowakowiczom udało się uciec, rozdzielili się: 10-letnia wówczas Leokadia dobiegła do zagonu pszenicy, jednak pocisk z karabinu zranił ją w nogę. W takim stanie ukrywała się wśród zbóż przez około dwa tygodnie; dopiero po tym czasie Ukraińcy postanowili pogrzebać zabitych Polaków. Wśród osób, które szukały ciał był Herasym Łukiańczuk. Dostrzegł Leokadię, córkę sąsiada, i obiecał jej pomóc. W jego gospodarstwie ukrywał się już jej brat Stanisław. W worku zarzuconym na plecy Herasym zaniósł wieczorem dziewczynkę do swojego domu. Gdy tylko obejrzał jej nogę, zdecydował, że należy odwieźć dziecko do szpitala w Kowlu. Leokadia tak zapamiętała przezorność Łukiańczuka: „przysypał mnie obrokiem i położył na wóz. Natomiast mego ukrywanego brata Stanisława, który był ranny w brodę w czasie ucieczki przed rezunami, posadził obok siebie i ruszyliśmy w drogę”. Banderowcy zatrzymali wóz. Herasym przekonał ich, że wiezie do lecznicy chorego syna, dzięki czemu cała trójka dotarła do Kowla. Łukiańczuk nie zapomniał o rannej dziewczynce i odwiedzał Leokadię w trakcie jej leczenia w szpitalu. Po zakończeniu wojny Herasym pozostał w Sieniawce. Zmarł w 1953 roku, został pochowany na cmentarzu w Ośmigowiczach.

Prześladowcy byli coraz bliżej mnie, a ja przerażona nie wiedziałam, co mam robić i w tym momencie usłyszałam nad sobą głos jednego z Ukraińców, z którym moi rodzice też zawsze żyli w sąsiedzkiej zgodzie. Nazywał się on Harasym [Łukiańczuk]. Szedł wolno i dyskretnie mówił do mnie: »Nie ruszaj się stąd, może cię nie zauważą. Wieczorem przyjdę po ciebie. Twój brat jest już u mnie«. Poszedł dalej, a ja miałam szczęście, bo nikt więcej nie zbliżał się do mojej kryjówki. Wieczorem [Łukiańczuk], tak jak obiecał, przyszedł do mnie” – relacja Leokadii Skowrońskiej, Wspomnienia dzieci Kresów, Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego.

Do dziś jest ukraińskim opiekunem miejsc polskich pamięci” – Wołodymyr Kryżuk, nauczyciel, wychowawca, aktywista, wolontariusz i samorządowiec od początku lat dwutysięcznych pomagał Polakom, którzy przyjeżdżali porządkować mogiły ofiar mordu dokonanego 30 sierpnia 1943 roku przez członków OUN-UPA we wsiach Ostrówki i Wola Ostrowiecka. Jako przewodniczący rady wiejskiej w Równem angażował się w organizowane przez Instytut Pamięci Narodowej ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej, w wyniku których odnaleziono szczątki około 300 Polaków. Jest strażnikiem pamięci o dawnych mieszkańcach Wołynia. Opiekuje się pomnikiem poświęconym zamordowanym Polakom i cmentarzem w Ostrówkach. Po rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2022 roku włączył się w działania lokalnej organizacji samoobrony.

Wołodia Kryżuk uczestniczył bardzo czynnie w obu ekshumacjach; włączał się w prace, pośredniczył w kontaktach z ukraińską gminą, powiatem i obwodem w Łucku, pomagał zabezpieczać logistykę przedsięwzięcia. A potem godnie, jako gospodarz tej ziemi, brał udział w uroczystych pochówkach dawnych, polskich sąsiadów, których szczątki spoczęły na ostrowieckim cmentarzu. Pomagał także przy budowie ogrodzenia i pomnika na ostrowieckim cmentarzu. Do dzisiaj jest ukraińskim opiekunem polskich miejsc pamięci w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Jako wójt podjął także partnerską współpracę z lokalną gminą polską, po drugiej stronie Bugu w Rudzie Hucie, przyczyniając się do nawiązania dobrosąsiedzkich i serdecznych kontaktów” – opinia wystawiona przez dr. Leona Popka, Zastępcę Dyrektora Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN.

 

O idei

Medal „Virtus et Fraternitas” jest nagrodą przyznawaną przez Prezydenta RP obcokrajowcom zasłużonym w niesieniu pomocy osobom narodowości polskiej lub obywatelom polskim innych narodowości, które były ofiarami zbrodni sowieckich, nazistowskich zbrodni niemieckich, zbrodni z pobudek nacjonalistycznych lub innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości oraz zbrodni wojennych, popełnionych w okresie od 8 listopada 1917 r. do 31 lipca 1990 r. Odznaczenie mogą także otrzymać osoby podejmujące działania dla upamiętnienia tych, którzy nieśli pomoc i ocalenie. Medal Virtus et Fraternitas to symbol pamięci i wdzięczności wobec cudzoziemców, którzy nieśli pomoc polskim ofiarom, udzielali schronienia, dzielili się żywnością, wystawiali fałszywe dokumenty, zabiegali o lepsze warunki w obozach dla uchodźców czy dokumentowali działania wojenne. Wręczany jest przez Prezydenta RP na wniosek Dyrektor Instytutu Pileckiego po uzyskaniu pozytywnej opinii Rady Pamięci. Od 2019 roku uhonorowano 55 osób – obywateli wielu krajów na kilku kontynentach. Dziś dołączyło do nich szesnaścioro. Każda uhonorowana Medalem osoba to odrębna historia, wszystkie łączy autentyczna i bezinteresowna chęć pomocy.

Medal Virtus Et Fraternitas zaprojektowała Anna Wątróbska-Wdowiarska. W otoku medalu biegnie napis będący cytatem słów Jana Pawła II: Człowieka trzeba mierzyć miarą serca.

Rekomendacje do odznaczeń Dyrektor Instytutu Pileckiego przedstawiła Rada Pamięci w składzie: dr hab. Grzegorz Berendt, dr Sławomir Dębski, dr Adam Eberhardt, Andrzej Gelberg, Grzegorz Górn, prof. Marek Kornat, Jan Ołdakowski, Albert Stankowski, dr Mateusz Szpytma, prof. Zofia Zielińska (przewodnicząca), dr hab. Przemysław Żurawski vel Grajewski.

 

 

Fogiel: niezależność Tuska kończy się tam, gdzie zaczynają interesy grupy Webera

Featured Video Play Icon

Radosław Fogiel / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Naszą rolą jest pamiętanie o polskich ofiarach na Wołyniu, ale mamy też większą odpowiedzialność, żeby takich ofiar nie było w przyszłości – mówi poseł PiS w kontekście zbliżającej się rocznicy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Gierej: Platforma prawdopodobnie dotarła do szczytu swojego poparcia. Obaj potencjalni koalicjanci mogą wypaść z Sejmu