Wiech: Niemcy usiłują zbudować iluzję jedności UE wokół Nord Stream 2 i złagodzić stanowisko USA

Wicenaczelny portalu Energetyka24.pl mówi o wznowieniu prac przy budowie gazociągu. Nie przewiduje, by Stany Zjednoczone zmieniły nastawienie do tej inwestycji.

 

Jakub Wiech mówi o owianym tajemnicą wznowieniu budowy gazociągu Nord Stream 2.

Nie mamy informacji o tym, co dzieje się w kontekście tej inwestycji. Wiemy jedynie, że statki są w pobliżu brakującego odcinka.

Mimo prób ominięcia amerykańskich sankcji, stają się ona coraz ostrzejsze. Dodatkowo, pod koniec roku moc straci pozwolenie na prowadzenie prac budowlanych na niemieckich wodach terytorialnych.

Pierścień sankcji się zacieśnia, nie wiadomo czy Rosjanom uda się znaleźć luki w tym gorsecie, by kontynuować budowę gazociągu.

Gość „Kuriera w samo południe” komentuje wypowiedź Heiko Maasa, który usiłował pokazać, że niemieckie stanowisko nt. amerykańskich sankcji odzwierciedla podejście całej UE. Ocenia, że jest to ze strony szefa niemieckiego MSZ „sprytny wybieg” mający rozciągnąć interesy Niemiec na płaszczyznę paneuropejską, jednak:

Grono państw unijnych wyrażających swój sprzeciw wobec Nord Stream 2 jest dość spore. Niemcy usiłują stworzyć iluzję jedności.

Jakub Wiech przestrzega, że realizacja Nord Stream 2 otworzyłaby Kremlowi drogę do całkowitego opanowania Ukrainy, co byłoby zagrożeniem dla całego regionu Europy Środkowej i Wschodniej.

W opinii eksperta amerykańska polityka wobec niemiecko-rosyjskiego gazociągu nie zmieni się po zmianie w Białym Domu. Do zakończenia inwestycji zostało 160 km.

Joe Biden zapowiedział, że będzie przeciwnikiem Nord Stream 2. Wszystko wskazuje, że również Kongres będzie antyrosyjski.

Kursu Waszyngtonu nie złagodziły, jak mówi Jakub Wiech „niemieckie próby gazowego przekupstwa”. W dalszej kolejności można się spodziewać restrykcji skierowanych przeciwko nabywcom gazu przesyłanego przez Nord Stream 2.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Postkobieca rewolucja październikowa – wydanie polskie, z zewnątrz wspierane/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 77/2020

Wulgarność i antykatolickie, bluźniercze ekscesy pokazały, że rzekome kobiety będące w wypowiedziach propagandowych „rewolucją”, swoje zrobiły i mogą odejść. Ich miejsce zajęła tłuszcza.

Piotr Sutowicz

Rewolucja październikowa

W czasach komunizmu rocznica rewolucji październikowej w Rosji była obchodzona niezwykle hucznie. Nie miała, co prawda, rangi święta państwowego, co nakazywało obywatelom iść do pracy, a uczniom do szkół. Ci ostatni bywali tam w tym listopadowym – zaraz przypomnę dlaczego – dniu po to, by uczestniczyć w okolicznościowych akademiach, na których recytowano stosowne wiersze radzieckich i polskich komunistycznych poetów, tudzież śpiewano pieśni i piosenki rzekomo rewolucyjne. Sam byłem, widziałem, pamiętam. Mnie też kazano śpiewać i recytować. Szczególnie jakoś zapamiętał mi się stosowny okolicznościowy wierszyk Władysława Broniewskiego, zaczynający się od słów: „Kłaniam się rosyjskiej rewolucji czapką do ziemi, po polsku: radzieckiej sprawie, sprawie ludzkiej, robotnikom, chłopom i wojsku”.

Co do samej rocznicy, obchodzona była u nas 7 listopada, chociaż przez cały tydzień, w którym wypadała, organizowano jakieś imprezy towarzyszące, akademie, spektakle, w telewizji puszczano stosowne okolicznościowe filmy, zarówno dokumentalne, jak i fabularne, a w ramach teatru telewizji zdarzały się premierowe spektakle o Leninie. Starszym przypominać nie trzeba, a może… W końcu odzwyczailiśmy się od kalendarza juliańskiego i niezbędnej dla nas, łacinników, wiedzy, że kiedy w Rosji, obojętnie czy carskiej, komunistycznej, czy obecnej, jest jeszcze październik, my cieszymy się listopadem. Komuniści w Polsce, organizując swoje obchody, mieli z tym niejaki problem. Otóż 7 listopada dzieli od jedenastego tylko kilka dni, a jak się domyślamy, w tym drugim dniu obchodów żadnych robić nie należało. Co prawda, od czasu do czasu pojawiały się narracje w rodzaju „wpływ rewolucji październikowej na niepodległość Polski”, ale to był margines. Generalnie było jak z pierwszym maja: flagi, zarówno biało-czerwone, jak i te całkiem czerwone, mogły wisieć właśnie w tym dniu, ewentualnie drugiego do południa, ale w żadnym wypadku nie mogły pozostać do trzeciego.

Po co takie „popeerelowe” październikowe reminiscencje?

Ano, przypomniało mi się o nieboszczce sowieckiej rewolucji przy okazji naszej rodzimej. Ta wybuchła mniej więcej w tym samym czasie co sowiecka, tyle że w naszym czasie. Jej celem też było i chyba jest zniszczenie starego świata, i też na pewno stoi za nią zagraniczna propaganda, kapitał i polityka. Analogie są coś zanadto ewidentne, by z czystym sumieniem powiedzieć, że jako państwo i społeczeństwo nie za wiele nauczyliśmy się od historii.

Kobiety jako siła napędowa rewolucji

Proletariaty, będące siłą napędową rewolucji, mogą być różne: ten klasyczny, znany z rewolucji komunistycznych z przeszłości, lub nowy – zastępczy. Do rewolucji można zagnać np. aryjską większość przeciwko semickiej mniejszości – chociaż to też jest melodia przebrzmiała – młodzież, która wystąpi przeciwko starym, można do tego użyć ludzi z tzw. ruchu LGBT, ale można i kobiety przeciwko… no właśnie, czemu? Wmówić kobietom, że ich wrogami są mężczyźni, którzy nie chcą aborcji, jest hasłem chwytliwym, ale na dłuższą metę trudnym do utrzymania. We wszelkich protestach feministycznych i proaborcyjnych mężczyźni również uczestniczą. Można, co prawda, powiedzieć, że pełnią rolę, jaką w klasycznej interpretacji marksizmu państwowego okresu PRL pełniła tzw. postępowa inteligencja, która nie była klasą pracującą miast i wsi, ale za to ją wspierała i wraz z nią budowała socjalizm, a potem pewnie to samo miała robić z komunizmem. Niemniej wroga trzeba zdefiniować jakoś inaczej. Mężczyzna nadaje się do tej roli wtedy, gdy jest katolikiem albo żyje we własnej rodzinie, którą kocha. Źle, jeśli ma dziecko niepełnosprawne, bo nie można mu nic zarzucić. Wtedy można powiedzieć, że jest wsteczny, opresyjny, sprzyja pedofilom w sutannach i do tego zmanipulował bądź zmusił swoja żonę (partnerkę) do cierpień związanych z urodzeniem chorego „płodu”, bo do tego sprowadzała się początkowa retoryka postkobiecej rewolucji.

Później wszakże, jak w każdej rewolucji, hasła się radykalizowały. Po jakimś czasie trudno je było jednoznacznie zracjonalizować, trudno też podejrzewać, by stały za nimi autentycznie bojące się urodzenia ciężko chorego dziecka panie. Wulgarność i antykatolickie, bluźniercze ekscesy, które wtargnęły w przestrzeń publiczną, czyniąc przedmiotem wrogości wszystkich dookoła, łącznie z tymi, którzy odmawiali różaniec, pokazało jedno: rzekome kobiety będące, w wypowiedziach propagandowych „rewolucją”, swoje zrobiły i mogą odejść. Ich miejsce zajęła tłuszcza, która – i tu znowu cytat – „wyrażała swój słuszny gniew”.

Od początku wiadomo, że nie o kobiety tu szło. Tak jak nikogo z twórców tej kampanii nie obchodzi ich prawo wyboru do urodzenia chorego dziecka. Co najwyżej może chodzić o nieskrępowaną możliwość dokonywania aborcji, choć trzeba zaznaczyć, że jest to tylko jeden z celów rewolucji.

Ona

Ta rewolucja, gdybyśmy ją uosobili, chce tego co zwykle: zburzenia porządku i zastąpienia go innym ładem, czy raczej przeciwieństwem ładu. O to chodziło kiedyś bolszewikom, nazistom, ale i ruchom kontrkulturowym, Pol Potowi, aktywistom LGBT i tak dalej. Po prostu nadarzyła się okazja i wykorzystano ją maksymalnie, zarządzając irracjonalnym strachem przed zniewoleniem rzekomo serwowanym przez rząd i Kościół.

Rewolucja jest najczęściej ładnie opakowana. Na pudełku napisane jest „wolność”, a jej się generalnie chce. Niestety w dzisiejszym ponowoczesnym świecie to pojęcie sprowadza się do zwykłej anarchii, wynikającej ze słynnego „róbta co chceta”. Jedni w związku z tym chcą ćpać i prawa do ćpania się domagają, drudzy chcą afirmacji swoich odmiennych od większościowych postaw seksualnych czy ogólnie obyczajowych. Im bardziej coś jest dziwne, im trudniejsze do estetycznej czy moralnej akceptacji, tym jaskrawiej się eksponuje. Jeszcze inni nie wiedzą, czego chcą, ale – chcą.

Wszystko, co tu piszę, jest pewną oczywistością, widzieliśmy to w mediach, zarówno tych starego typu, jak i nowszych, tzw. społecznościowych. Tam też można było najbardziej jaskrawo zobaczyć falę nienawiści do świata, jaka wylewała się spod palców piszących na klawiaturach. Pogardę tę widać było na zdjęciach i filmikach.

Obrazki te nie są taką znowu nowością, w Polsce też mieliśmy przygrywki do tego, co się działo. Do nich należy zaliczyć wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu sprzed 10 lat, ale też ekscesy z lata tego roku, których symbolem stał się facet drapiący się publicznie po jajkach (przepraszam za słowa, ale to tylko opis tego, co i tak wszyscy widzieli). Takie zachowania są stare jak świat. Objawy dekadencji w takiej postaci towarzyszyły wszystkim rewolucjom rozwalającym zastany porządek. Tak było w rewolucji francuskiej czy towarzyszyło przewrotowi komunistycznemu w Hiszpanii w latach trzydziestych; o bolszewikach w tym tekście napisałem już wystarczająco wiele.

Gdybyśmy weszli głębiej w historię, to być może trzeba by sobie zadać pytanie: czy dekadencja jest narzędziem rewolucji, czy też odwrotnie, istnieje sama z siebie i ją tylko wykorzystuje? Dekadencki Rzym na przełomie starożytności i średniowiecza upadł pod naporem barbarzyńców, ale nie był przecież ich dziełem.

Pewnie prawda leży pośrodku, niemniej jestem zdania, że pewne zjawiska występujące samoistnie są z zewnątrz wspierane.

Jedno jest pewne. To nowe, które idzie, nie jest propozycją nowej organizacji życia społecznego, to prosta droga do jego dezorganizacji. Zakłócanie możliwości przemieszczania się ludzi, organizacji gospodarki, a przy okazji zaburzanie funkcjonowania łańcucha dostaw, który w czasie medialno-politycznej pandemii i tak był zakłócony, ma służyć jednemu: obaleniu władzy.

Cui bono?

W tym miejscu trzeba zadać to stare prawnicze, choć może również polityczne pytanie: Kto tak naprawdę na rozróbie w Polsce korzysta? Po pierwsze ci, którzy chcą zmiany władzy w Polsce. Na pewno do tej grupy zaliczają się wszelkie globalne ośrodki lewicy, ogromnie możne i w takim samym stopniu bogate. Zmiana władzy czy wręcz anarchizacja życia w Polsce może też być na rękę różnym ośrodkom siły, globalnym jak i regionalnym. Na pewno za PiS-em nie przepadają Niemcy, którzy mimo przeprowadzonej denazyfikacji i wizualnym pozbyciu się atrybutów mocarstwowości nie porzucili swych marzeń o panowaniu na wschodzie. Nie chodzi o to, że partia ta w swym programie czy gospodarczych przedsięwzięciach jest jakoś szczególnie antyniemiecka, ale w dyskursie wewnętrznym na pewno na taką się kreuje. Jeśli chodzi o konkrety, to prawdopodobnie bardzo irytuje naszych zachodnich sąsiadów blokowanie możliwości dokończenia budowy rurociągu Nord Stream 2, która to blokada identyfikowana jest z polsko-amerykańską zmową. Poza tym polityka niemiecka, tak na użytek wewnętrzny, jak i na eksport, zdaje się być mocno lewicowa i lewicowość wspiera, z wyjątkiem sytuacji, w której zagrożone są czysto niemieckie interesy. Z jednej strony jest to dość dziwaczny balans, z drugiej jednak trudno go krytykować, gdyż do tej pory przynosił temu krajowi i jego narodowemu kapitałowi zdecydowane korzyści.

Skoro wymieniłem ów fatalny rurociąg i jego beneficjentów, to trzeba uczciwie przyznać, że Rosja też nie przepada za władzą w Polsce, którą może obarczać kilkoma swoimi międzynarodowymi porażkami, a kwestia wydarzeń smoleńskich z kwietnia 2010 roku zdaje się być ciągle niezabliźnioną politycznie raną. Poza tym pamiętajmy, że dla części rosyjskich polityków Polska jest bliską zagranicą, która winna być objęta strefą wpływów.

Oba ośrodki na pewno starają się mieć wpływ na media i propagandę. Bez wątpienia dysponują tu swoimi narzędziami.

Nie przypadkiem ekolodzy w Polsce nie protestują przeciwko budowie gazociągu czy ściekom w Wiśle, ale przeciw przekopowi Mierzei Wiślanej

To już jest oczywiście tylko jeden, stosunkowo mały przykład. Na pewno można jeszcze dla ilustracji dodać znaną wypowiedź lewicowego polityka, obecnie prezydenta stolicy, który kwestionował konieczność budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego wobec istnienia eleganckiego lotniska w Berlinie. Nietrudno odnieść wrażenie, że wojna światopoglądowa, jaka obecnie się u nas rozpętała, może mieć korzenie geopolityczne.

Na arenie międzynarodowej Polska jest sojusznikiem, o ile nie wasalem Stanów Zjednoczonych. Wydaje się więc, że tam nie znajdziemy chętnych do destabilizowania sytuacji. Twierdzenie takie jest jednak naiwnością. W USA też trwa spór polityczny o podłożu ideologicznym i ma on swe odzwierciedlenie w koncepcjach polityki zagranicznej. Było to widać w trakcie kampanii prezydenckiej i na pewno będzie widoczne w późniejszym czasie. Polityka USA wobec Polski jest wyraźnie niekonsekwentna. Z jednej strony mamy wypowiedzi Donalda Trumpa o tym, jak jesteśmy ważni, z drugiej – połajanki pani ambasador mówiącej o tym, że stoimy po złej stronie historii. Może to być zaplanowana strategia, zabawa w dobrego i złego glinę, trudno powiedzieć. Nie należy zapominać, że w Stanach Zjednoczonych są różne globalne ośrodki finansowe, także te rewolucyjne, co każe nam brać pod uwagę, że i stamtąd może płynąć bezpośrednia inspiracja i pieniądze dla potencjalnej rewolucji w Polsce.

Wszystkie te wymienione przeze mnie powierzchownie możliwości łączy nacisk światopoglądowy, jakby niezależny od geopolityki; albo inaczej: światopogląd staje się narzędziem walki geopolitycznej. Tak już w historii bywało. Przecież panowanie komunizmu w Polsce wiązało się z przynależnością naszych ziem do określonego bloku geopolitycznego.

Zmiana oblicza światopoglądowego Polski jest na rękę podmiotom na pozór nie mającym ze sobą wiele wspólnego. Wspierają one różne grupy nacisku, które przypadkiem, albo i nie przypadkiem, spotkały się przy okazji rewolucji październikowej.

Dlaczego?

Czy to można było przewidzieć? Trudno powiedzieć. Przynajmniej z mojej perspektywy skala zjawiska każe przypuszczać, że wybuch został gdzieś przygotowany i zorganizowany. To, że nie było go widać na poziomie mediów, to nic dziwnego, ale czy na pewno nie wiedziały o tym służby? Wydaje się to rzeczą dziwną. Możemy mieć do czynienia z kilkoma możliwościami: albo służby wiedziały i sprzyjały nowemu ruchowi, w sensie – nie są lojalne wobec rządzących w Polsce, albo wiedziały i rzecz całą koordynowały, co daje pole do różnych domysłów, które na razie pozostawię na boku, albo nie wiedziały, co oznacza, że nasze państwo, mimo rządowych deklaracji, jest w stanie opłakanym. Ponieważ nie jestem władny tej kwestii rozstrzygnąć, zajmę się czym innym: dlaczego grunt pod protesty był tak podatny?

Otóż przede wszystkim mogliśmy jasno zobaczyć efekty kilku dziesiątek lat działalności systemu szkolno-wychowawczego i pracy mediów liberalnych i lewackich. To, że protesty tak masowo poparła młodzież, oznacza też kompletną klęskę np. katechezy szkolnej i wszystkich modeli i programów duszpasterskich. Oczywiście mam tu na myśli ich wymiar społeczny i nie odnoszę się do indywidualnego nawrócenia określonych ludzi.

Niestety poległo zupełnie wychowanie patriotyczne oparte na historii. Młodzież, która przeszłości nie zna i znać nie chce, jest gotowa na wszystko i podatna na każdy głos namawiający ją do najbardziej szkodliwych działań. Nie jest to oczywiście zjawisko wyłącznie polskie.

Pisze o tym choćby Papież Franciszek w swej ostatniej encyklice Fratelli tutti jako o problemie globalnym. Być może jest to kolejna podpowiedź pozwalająca nam poszukiwać źródła rewolucji w bezdusznym, globalnym kapitalizmie, bawiącym się ideologiami i wykorzystującym je do swoich egoistyczno-finansowych celów. Jest to więcej niż prawdopodobne. Najprawdopodobniej Papież wie, o czym pisze. To z powodu tego zagrożenia nawołuje on do powrotu do wartości narodowych osadzonych właśnie w historii, tyle tylko, że jego też upolityczniono i wsadzono do wora z ekologami i różnymi dziwakami.

Ta ostatnia konstatacja oczywiście nie na wiele nam się przyda. Stracone lata bardzo trudno będzie odrobić, o ile w ogóle okaże się to możliwe. Kolejne miesiące coraz bardziej ukażą nam przesunięcie dyskursu społecznego na lewo, w stronę anarchizacji, a to bardzo szybko może się skończyć narodową katastrofą. Ponieważ przedział pomiędzy dniem, kiedy piszę ten tekst, a dotarciem tych słów do czytelnika dzieli spora przepaść czasowa, to być może, że ta oto moje projekcja już się zrealizowała.

Wracając na koniec do mojego wstępu poświęconego recepcji obchodów rocznicy rewolucji październikowej w okresie mojego dzieciństwa: przyszedłem na świat i dorastałem w czasie i na obszarze, gdzie obowiązującą narracją była ta o determinującej roli walki klas w historii. W Polsce była ona wręcz zadekretowana prawnie. Na szczęście to się skończyło, ponieważ mało kto w nią wierzył, a jeśli nawet tacy byli, to większość tej wiary nie podzielała. Zapewne częściowo był to niezawiniony sukces szkoły, gdzie sztuczność państwowych obchodów budziła raczej politowanie bądź opór zamiast akceptacji.

Niestety lata mijają i sytuacja się odwróciła. Być może wielkimi krokami zbliżamy się do rzeczywistości, w której walka klas stanie się praktyką życia. Oby nie.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja październikowa” znajduje się na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja październikowa” na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Keresztes: W sprawie Szájera mówi się o prowokacji służb. W negocjacjach nad budżetem piłka jest po stronie Niemiec

Przedstawiciel Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka o skandalu homoseksualnym w Fideszu, spotkaniu premierów Polski i Węgier oraz możliwości obejścia weta obu państw przez UE.

Gáspár Keresztes komentuje homoseksualny seks-skandal w Brukseli z udziałem europosła Fideszu. József Szájer wystąpił z partii po tym jak przyłapano go na orgii, w której brało udział 30 innych mężczyzn i gdzie nie brakowało narkotyków. Premier Viktor Orbán stwierdził, że docenia dotychczasową pracę polityka dla Węgier, ale

To, co robił po prostu nie mieści się w systemie wartości partii  rządzącej.  W związku z tym przyjęli do wiadomości jego ustąpienie nie tylko z miejsca w europarlamencie, ale również z Fideszu.

Opozycja będzie podkreślać hipokryzję węgierskiego polityka. W prasie mówi się o prowokacji służb. Przedstawiciel Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka odnosi się także do  negocjacji unijnych na temat budżetu. Poniedziałkowe spotkanie premierów Polski i Węgier, miało na celu, jak ocenia, pokazanie jedności obu krajów.

Piłka jest po stronie prezydencji niemieckiej.

Angela Merkel w udzielonym w poniedziałek wywiadzie stwierdziła, że polityka jest domeną kompromisu. Nasz gość przedstawia komentarze mediów węgierskich na ten temat:

Coraz bardziej słychać na Węgrzech głosy, że być może Unia szykuje rozwiązanie, które po prostu obejdzie weto Polski i Węgier.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Jan Bogatko: Zamachu w Trewirze dokonał samotny, zaburzony psychicznie człowiek

Korespondent Radia WNET w Niemczech mówi o wczorajszym zamachu w Niemczech, pomysłach na biznes w dobie pandemii, i krytyce niemieckiej prasy wobec rządów Polski i Węgir

Jan Bogatko mówi o wtorkowym zamachu w Trewirze.

Nie wiemy, jakie były motywy sprawcy. W ostatnim okresie mieszkał w samochodzie, nie miał żadnych krewnych ani przyjaciół.

W zamachu zginął ojciec z 9-tygodniowym dzieckiem, ranna jest jego żona i drugie, 1,5-roczne dziecko. Ranne zostały 3 kobiety.

Podczas nabożeństwa żałobnego w trewirskiej katedrze było nawet więcej osób niż zezwalają przepisy pandemiczne.

Korespondent Radia WNET w Niemczech zwraca uwagę na to, że gdyby w mieście odbywał się tradycyjny jarmark adwentowy, ofiar byłoby zdecydowanie więcej.

Jan Bogatko opowiada również o zarabianiu na pandemii koronawirusa w Niemczech.

Akcje niektórych spółek giełdowych wzrosły ostatnio aż o 145%.

Najlepszym ostatnio pomysłem na biznes jest produkcja i sprzedaż masek. Niektóre firmy odzieżowe przestawiły się wyłącznie na tego rodzaju działalność:

Niemcy w tym roku wydali na maski średnio  53 euro na osobę. W 2019 na koszule przeznaczyli dwa razy mniej. Maski są jak kura znosząca złote jaja.

Nasz korespondent omawia także o najnowsze doniesieniach o Polsce z niemieckiej prasy. Na jej łamach łatwo można spotkać krytykę polskiego i węgierskiego rządu w związku z ich niezgodą na mechanizm powiązania wypłaty środków z praworządnością. Jeden z tekstów napisał Piotr Buras, powiązany z think-thankiem, którego zaplecze stanowią m.in. Leszek Balcerowicz, Radosław Sikorski, Andrzej Olechowski i Henryka Bochniarz.

Europopulistyczne nastawienie tej „elity” znane jest chyba wszystkim.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.W.K.

Zamach w Trewirze. Dr Ozdyk: Wygląda na to, iż władze miasta troszeczkę darowały sobie wielkie zabezpieczenia

Pięć osób nie żyje, a 15 jest rannych. Dr Sławomir Ozdyk o zamachu, który miał miejsce we wtorek po południu na miejskim deptaku w Trewirze, o braku zabezpieczeń i o tym, kim jest sprawca.

Pięćdziesięciojednoletni Niemiec Bernd W. wjechał samochodem marki Range Rover na deptak w centrum miasta. Przejechał przez ten deptak zygzakiem-slalomem i specjalnie celował w ludzi, którzy na tym deptaku się znajdowali.

Dr Sławomir Ozdyk informuje, że wśród ofiar jest dziewięciomiesięczne dziecko, trzy kobiety: 25-latka, 52-latka i 72-latka, a także 45-letni mężczyzna. Rannych zostało 15 osób. Sprawca był pod wpływem alkoholu. Miał we krwi 1,4 promila.

Jak donoszą media, krótko przed tym zamachem upił się w budce z kebabem i po kłótni z innymi osobami, z którymi spożywał alkohol, wyruszył na deptak w Trewirze,  gdzie dokonał tego strasznego czynu.

Zabójca był najprawdopodobniej chory psychicznie i dlatego dokonał ataku. W związku z tym prawdopodobnie nie zostanie aresztowany, tylko umieszczony w szpitalu psychiatrycznym.

Specjalista ds. terroryzmu wskazuje, że prawa strona sceny politycznej wkrótce po zamachu sugerowała, że dokonał go zapewne muzułmanin. Metoda jest bowiem typowa dla zamachów islamistycznych. Opis podobnej metody walki w świętej wojnie przytaczało już kilka lat temu czasopismo on-line, który radziło dżihadystom, by do SUV-a przyczepić z tyłu i przodu noże rzeźnickie. Zachęcano, aby

przez otwarte okno strzelać jeszcze dodatkowo do rozjeżdżanych ludzi, pamiętając o tym, aby ostatnią kulę zostawić dla siebie, gdyż śmierć podczas dżihadu jest tym, do czego powinien dążyć każdy muzułmanin.

Tymczasem lewica dopatruje się możliwych powiązań między obecnych zamachem a strzelcem z Haunau, który przez jakiś czas mieszkał w Trewirze. Dr Ozdyk zauważa, że dla lewicy i prawicy istotne jest, czy zamachowiec miał niemieckie imię i nazwisko:

Wielka dyskusja pomiędzy tymi dwoma obozami politycznymi  zapewne będzie się zaostrzać, gdyż oczywiście każda ze stron przy tego typu zamachach wykorzystuje dane osobowe zamachowca do przedstawienia swoich teorii.

Dr Ozdyk zastanawia się, jakim cudem 51-latek mógł wjechać samochodem na deptak po zamachach dokonywanych za pomocą pojazdów. Do podobnych ataków dochodziło już na moście londyńskim, w Nicei, a także w samych Niemczech: w Berlinie, Bottrop, Volkmarsen i Münster. Po tych wydarzeniach w Niemczech

Władze miasta starają się zabezpieczyć deptaki, główne miejsca spotkań, czy też ryneczki.

Miejsce w niemieckiej stolicy, w którym w 2016 r.  dokonano zamachu, otoczone jest „ordynarnymi zabezpieczeniami”, tak że „wygląda jak Fort Knox”.

Wygląda też na to, iż troszeczkę sobie władze miasta darowały te wielkie zabezpieczenia.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Karnowski: Zgoda na unijny mechanizm sprowadzi nas do roli województwa UE. Lepiej oddać władzę niż coś takiego podpisać

Publicysta tygodnika „Sieci” o sytuacji w obozie Zjednoczonej Prawicy, frustracji społecznej związanej z pandemią oraz o negocjacjach ws. unijnego budżetu, ambicjach Niemiec i polityce Joego Bidena.


Michał Karnowski komentuje sytuację wewnętrzną w obozie Zjednoczonej Prawicy. Nie sądzi, że w rządzie trwa poważny kryzys. Dziennikarz informuje, że w rządzie toczą się rozmowy na temat rekonstrukcji. Nie sądzi, aby ten scenariusz został zweryfikowany. Dodaje, iż kryzys związany jest również z sytuacją w 2020 r., czyli zmęczeniem pandemią koronawirusa.

Dzisiaj jesteśmy na dnie nastrojów społecznych i to jest oczywiste, to było do przewidzenia.

Gość Poranka Wnet wskazuje, że lawinowo wzrasta zapotrzebowania na paczki żywnościowe. Zachęca do pomocy tym ludziom. Zaznacza, że frustracja społeczna związana z epidemią to problem o skali światowej:

Od Tajlandii przez Niemcy, Anglię – wszędzie napięcia społeczne.

Dziennikarz komentuje spór wokół budżetu unijnego budżetu. Ocenia, iż nasze pole manewru jest niewielkie. Zgoda na mechanizm powiązania wypłat unijnych z praworządnością oznacza sprowadzenie Polski do roli unijnego województwa.

Lepiej oddać władzę niż coś takiego podpisać.

Karnowski zaznacza, że inne państwa członkowskie mogą zaskarżać Polskę według art. 7. Nie można jednak zgodzić się na nowy, poza traktatowy i arbitralny mechanizm karania za rzekomy brak praworządności. Przypomina słowa Katariny Barley, która mówiła o zagłodzeniu finansowym Węgier.

Niemcy są już zmęczone ciągłymi debatami, chcą władzy.

Publicysta zauważa, że Polska jest na tyle dużym krajem, iż nie można jej łatwo przekupić. Komentuje wygraną Joego Bidena w wyborach prezydenckich. Wskazuje, że będzie pewne zbliżenie amerykańskie z UE, natomiast polityki względem Rosji się nie zmieni.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego mówi o wzrastającej agresji na protestach Strajku Kobiet. Uczestniczki widząc spadek zainteresowania demonstracjami eskalują konflikt.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Dr Brzeski o wecie: Mówimy o wojnie. Niemcy chcą upadku rządu PiS. Koszty w tej grze nie grają roli

Politolog o dążeniu Niemiec do dominacji w Europie, oporze Polski i Węgier, sytuacji państw Południa oraz o budowie Nord Stream II, wyborach w USA i pochodzeniu koronawirusa.

Dr Rafał Brzeski zapowiada wizytę Viktora Orbana w Warszawie. Premierzy Polski i Węgier będą konsultować stanowisko w negocjacjach nad nowym unijnym budżetem w kontekście projektowanej klauzuli wiążącej wypłatę środków z funduszu odbudowy z praworządnością. Zablokowanie tego funduszu byłoby poważnym problemem zwłaszcza z krajów południa Europy. Tymczasem zbliża się szczyt UE. Nasz gość przytacza opinię szefa działu zagranicznego „Süddeutsche Zeitung” Stephana Corneliusa, który napisał, że

Ambicje zachowania suwerenności przez Polskę i Węgry są śmiertelnym zagrożeniem dla brukselskich elit. Elity te nie mają bowiem żadnej demokratycznej legitymacji, a źródłem ich znaczenia i wpływów jest wyłącznie wsparcie ich berlińskich patronów.

Cornelius dodaje, że polscy i węgierscy „nacjonaliści i populiści” są w stanie „poważnie uszkodzić Unię Europejską”. Politolog wskazuje, że stawką rozgrywki wokół budżetu jest suwerenność państw członkowskich, zagrożona przez dominację Niemiec:

Jeżeli zgodzimy się na to zniewolenie,  zostaniemy zredukowani do roli taniej siły roboczej.

Zauważa, że Polska w przeciwieństwie do krajów południowych ma zdolność kredytową pozwalającą jej na pożyczanie pieniędzy bez pośrednicta Komisji Europejskiej. Mamy także niewykorzystane środki z trwającej perspektywy budżetowej, które możemy zużytkować do 2023 r. Jak wskazuje dr Brzeski:

Zdesperowanym krajom Południa Berlin może tłumaczyć, że to wina Warszawy i Budapesztu.

Dla krajów Południa liczyć się jednak będzie to, że nie otrzymają pieniędzy ze względu na skąpstwo państw Północy. Dr Brzeski mówi, że Niemcy będą dążyć do obalenia rządu Mateusza Morawieckiego, by uniknąć wizerunkowej porażki, jaką byłoby odrzucenie budżetu podczas ich prezydencji. Informuje także, iż z projektu budowy gazociągu Nord Stream 2 wycofują się kolejne firmy.

Przed kilkoma dniami wskutek groźby sankcji z projektu wycofało się norweskie towarzystwo klasyfikacyjne Det Norske Veritas.

Z kolei prezydent Brazylii Jair Bolsonaro zapowiedział, że wstrzyma się z uznaniem wyników wyborów prezydenckich w USA, ze względu na poważne wątpliwości dotyczące przebiegu głosowania.

Poruszony zostaje również temat pochodzenia koronawirusa SARS-CoV-2. Chińskie rządowe piszą, że wirus nie wywodzi się z Wuhan. Wskazuje się na Indie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K./A.P.

Dr Targalski: Polska musi pokazać Unii siłę. Niemcy zaproponowali, że zastąpią USA militarnie w Europie

Bundeswehra będzie pilnować Europy? Dr Jerzy Targalski o praworządności, sile Niemiec w UE i ich propozycjach dla USA, tym, co znaczą one dla Trójmorza oraz o tym, co Rosjanie planują dla Białorusi.

Sama zasada praworządności nie jest zła pod warunkiem, że to my będziemy decydowali co jest praworządne.

Dr Jerzy Targalski mówi, że gdybyśmy to my decydowali, kto jest najmniej praworządny w Unii Europejskiej, to zadecydowalibyśmy, że Niemcy. Przeciwko nim obawiają się wystąpić inne kraje. Politycy innych państw członkowskich związali swe kariery z Brukselą, a część podziela lewicowe poglądy unijnych elit.

Inni nie czują się zagrożeni przez Berlin, bo zostali przez niego zneutralizowani.

Publicysta podkreśla, że należ odrzucać ideę, że musimy dogadać się z Niemcami za wszelką cenę. Stwierdza, że Polska powinna nie tylko zawetować unijny budżet, a w ostateczności zawiesić wpłacanie polskiej składki dla UE. Kiedy pokażemy swoją determinację inne kraje, które teraz boją się wystąpić, nas poprą.

Trzeba pokazać siłę. […] Z tego punktu widzenia ostatnie pięć lat było zmarnowanie, ponieważ panowała zasada dogadania się za wszelką cenę.

Wskazuje, że PiS zarzucił program reform państwa, co wykorzystuje Solidarna Polska. W ten sposób walczy o twardy elektorat PiS-u. Z tego powodu

PiS cały czas szuka koalicjantów, którzy mogliby Solidarną Polskę zastąpić.

Tych jednak nie ma więc PiS gra na czas, licząc, że jakiegoś uda się zdobyć. Wówczas SP nie będzie mogła ich szantażować.

Gość „Popołudnia WNET” komentuje wystąpienie  Annagret Kramp-Karrenbauer, która stwierdziła, że Bundeswehra powinna pilnować porządku w Europie i na Morzu Śródziemnym odciążając Amerykanów, którzy mogliby zająć się sferą Pacyfiku. Przyjęcie przez Waszyngton tej propozycji byłoby, jak zauważa dr Targalski, nierozsądne, gdyż

Kto zagwarantuje, że Niemcy będą prowadziły taką politykę, jaką Amerykanie sobie życzą?

RFN mogłaby wkrótce po otrzymaniu tego co chce od Amerykanów, zwrócić się w kierunku ChRL. Sama szefowa niemieckiego MON mówiła o chęci wejścia niemieckiego sektora bankowego na rynek Państwa Środka.

To rozwiązanie proponowane przez Kramp-Karrenbauer jest dla nas śmiertelnie niebezpieczne.

Polska musi przetrwać niebezpieczny okres negocjacji między nową administracją amerykańską a Berlinem. Jak dodaje, projekt Trójmorza stoi obecnie pod wielkim znakiem zapytania. Zamiast Trójmorza możemy mieć Mitteleuropę.

Bez Stanów Zjednoczonych Trójmorze od razu stanie się przedłużeniem wpływów niemieckich.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej komentuje spotkanie Siergieja Ławrowa z Alaksandrem Łukaszenką w Mińską. Rosjanie zdają sobie sprawę, że popieranie prezydenta Białorusi im szkodzi.

Myślę, że właśnie przystępują do działań innych niż dyplomatyczne.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K./A.P.

„Wy przeklęci mordercy dzieci i ludzi starszych”. Samochód uderzył w bramę Kancelarii Niemiec w Berlinie

Zatrzymać politykę globalizacji” – tak brzmi jeden z napisów na aucie, które w środę uderzyło w bramę Urzędu Kanclerskiego. Kierowca został zatrzymany, a policja wyjaśnia sprawę.

Uderzenie auta w bramę budynku, w którym urzęduje Angela Merkel dokonało się raczej przy małej prędkości, na co wskazują niewielkie zniszczenia. Berlińska policja poinformowała na Twitterze, że obecnie ustala, czy kierowca celowo wjechał w bramę. Ciemnozielony Volkswagen Golf był kierowany przez 54-letniego mężczyznę. Do zdarzenia doszło krótko po godzinie 10.

Samochód zarejestrowany jest w powiecie Lippe w landzie Nadrenia Północna – Westfalia.

A.P.

 

Niemiecki dziennikarz: To Unia Europejska szantażuje Polskę i Węgry. UE to wspólnota państw, a nie Stany Zjednoczone

Marsz Niepodległości, Strajk Kobiet i negocjacje ws. budżetu unijnego. Jan Bogatko o szkalowaniu Polski przez polską dziennikarkę i bronieniu jej przez dziennikarza niemieckiego.


Jan Bogatko komentuje artykuł Moniki Sieradzkiej dla Mitteldeutscher Rundfunk. Zauważa, że Niemcy szkalowanie Polski zostawiają piszącym dla nich polskim dziennikarzom. Autorka artykułu „Nacjonaliści demonstrują mimo koronawirusa” krytykuje Marsz Niepodległości. Nie przeszkadzają jej przy tym odbywające się także w czasie pandemii protesty Strajku Kobiet, o których wspomina pod koniec. Korespondent zwraca uwagę na artykuł Henryka M. Brodera, który w Die Welt pisze, że

Niemal wszyscy moi koledzy i koleżanki zgadzają się, że Polska i Węgry chcą wziąć Unię Europejska jako zakładnika w tej walce ideologicznej.

Zdaniem niemieckiego dziennikarza jest dokładnie odwrotnie – to Bruksela szantażuje Budapeszt i Warszawę. Wskazuje, że jeśli faktycznie wspomniane kraje nie wykonują żadnych obowiązków wynikających z ich członkostwa w Unii, to nie powinny być dłużej jej członkami. To jednak byłoby zbyt kosztowne. Nie należy więc traktować Unii Europejskiej jak odpowiednika Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jest ona bowiem wspólnotą interesów państw, które przekazały tylko część swych kompetencji.

Większość komentarzy pod artykułem jest przychylna dla Brodera i Polski.

Jan Bogatko mówi także o wydarzeniu kulturalnym, które organizuje Ferdinand von Schirach. Ma ono na celu promocję eutanazji. Dziennikarz zauważa, że niemiecki pisarz jest wnukiem Baldura von Schiracha, stojącego na czele Hitlerjugend. Można więc powiedzieć, że kontynuuje tradycje rodzinne.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!