Dr Zbigniew Kuźmiuk: Jeśli chodzi o negocjacje w sprawie KPO, to jestem bardzo ostrożnym optymistą

Europoseł PiS na naszej antenie rozmawia o negocjacjach między rządem RP a Komisją Europejską w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Kiedy wreszcie otrzymamy te pieniądze? O tym w audycji.

Zbigniew Kuźmiuk stwierdza, że w sprawie KPO jest „bardzo ostrożnym optymistą”. Zastrzega, że problemem jest przede wszystkim negatywne nastawienie w Komisji Europejskiej.

Powiedzmy sobie uczciwie – jeśli w Unii nie zostanie zniesiona blokada polityczna, to nawet wysłanie przez nas wniosku o płatność nic nie da.

– twierdzi europoseł.

Europoseł komentuje również osłabienie Niemiec na arenie międzynarodowej. Jego zdaniem winę za to ponosi ich błędna polityka zagraniczna.

Za kilka miesięcy będziemy mieć wiarygodny obraz kondycji gospodarczej Niemiec. Wiemy, że swoją konkurencyjność Niemcy zawdzięczali tylko tanim rosyjskim surowcom i taniej sile roboczej ze Wschodu.

[ARP]

Posłuchaj:

Czytaj też:

Kolinda Grabar-Kitarović: Nie uważam, że Unia Europejska się rozpadnie. Zamiast tego nastąpi jej ewolucja

Andrzej Rafał Potocki: Polskie wojsko nie miało szans, by zestrzelić pocisk zmierzający na nasze terytorium

Źródło fotografii: Pixabay

A.R. Potocki, publicysta („W Sieci”, wpolityce.pl) komentuje dla nas najnowsze ustalenia w sprawie incydentu w Przechodowie.

Cały czas napływają do nas nowe informacje na temat tragicznego wypadku na naszej granicy. Jak mówi nasz gość:

Fizycznie nie byłoby możliwe wystrzelenie takiego pocisku z terytorium Rosji. Rosjanie mogliby teoretycznie wystrzelić ją z terytorium Białorusi. Bardzo prawdopodobne jest zatem, że tą rakietę (bądź dwie rakiety, jak się przypuszcza) wystrzelili Ukraińcy.

– mówi nasz gość.

Andrzej Potocki dodaje, że jego zdanie odpowiedzialność za śmierć 2 cywili spada na Rosjan:

To była obrona ukraińskiego terytorium przed rosyjską agresją. To winą Rosjan jest, że rakieta była niecelna, bo to oni ją wyprodukowali.

[ARP]

Posłuchaj:

Marek Biernacki: Źle się stało, że o wydarzeniu w Przewodowie dowiadujemy się przede wszystkim z mediów amerykańskich

Prosto z Sejmu: Łukasz Jankowski pyta Marka Biernackiego (Koalicja Polska) o zdanie opozycji w sprawie eksplozji pocisku rakietowego w Przewodowie.

Marek Biernacki – poseł na Sejm, były minister spraw wewnętrznych i były minister sprawiedliwości komentuje dla naszego Radia tragiczne zdarzenie w przygranicznym Przewodowie. Jak Państwo pewnie wiecie, w tej przygranicznej miejscowości spadł pocisk rakietowy i zabił dwie osoby. Przyczyny tego wypadku nadal są niewyjaśnione. Marek Biernacki ocenia:

Nieważne, czy rakietę wystrzelili Rosjanie czy Ukraińcy. Trzeba przyjąć założenie, że jest to konsekwencja brutalnej wojny, która się toczy tuż za naszą granicą. Na Bali trwa szczyt G20, najważniejsi politycy toczą rozmowy, a tymczasem Rosjanie mordują ludność cywilną na terytorium ukraińskim.

Nasz gość wskazuje na złą komunikację kryzysową ze strony rządowej:

Trzeba powiedzieć jasno, że ten kryzys został źle rozegrany w mediach. Zabrakło dobrej komunikacji rządu z mediami. Źle się stało, że o eksplozji w Przychodowie dowiadujemy się głównie z CNN, a nie od przedstawicieli administracji.

– ocenia Marek Biernacki.

[ARP]

Posłuchaj!

Przeczytaj też:

Dmytro Antoniuk: przeprawa wojska na lewy brzeg Dniepru wymaga dużo wysiłku

Moskale chcą zniszczyć, zagłodzić i zamrozić Ukrainę, ale to się nie uda / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 101/2022

Putinowi wnet pozostanie tylko wystrzelenie się w kosmos za pomocą jednej z zardzewiałych rakiet i nikt, nawet w Moskwie, nie będzie mu życzył szczęśliwej podróży. Oby tak się stało!

Krzysztof Skowroński

Stworzona przez Dzierżyńskiego i Stalina, a przystosowana do nowych czasów przez Andropowa i jego uczniów i puszczona w ruch przez Putina zaborcza maszyna rosyjskich służb działa. Może nie tak perfekcyjnie, jak palce chińskiego wirtuoza uderzającego w klawiaturę fortepianu, ale wystarczająco, by naciskane przez nią klawisze wydobywały odpowiedni dźwięk. Niewprawne ucho może pomylić utwór Chopina z sykiem żmii wpuszczanym do ludzkiego umysłu.

Może to nietrafione porównanie do tego, co robią służby Putina, może lepsze byłoby z rozpalaniem ognia, ale wiadomo, o co chodzi: tam, gdzie pojawia się jakakolwiek myśl czy działanie, które może służyć Putinowi, tam zjawiają się oni. Nie każdy, kto mówi ich językiem, mówi dlatego, że jest ich. Ale każdego, kto mówi tak, jak oni chcą, by mówił, będą wspierać i dbać o to, by jego myśl zamieniła się w ogień, który niszczy.

Teraz celem nadrzędnym Firm (FSB) jest zniszczenie solidarności, która wytworzyła się między krajami zachodu po 24 lutego. Wprawdzie ruski mir odnosi pewne sukcesy, ale na razie nawet niechętny zburzeniu budowanego między Berlinem a Moskwą mostu kanclerz Scholz zmienił sposób myślenia i zaczął popierać walczących Ukraińców.

Może to znak, że Putin już przegrał, bo nawet mając zakopane miliardy dolarów, nie będzie mógł kupić w Moskwie nowego mercedesa. Zmieniło się też coś w chińskiej narracji. Zjazd milczących komunistów w Pekinie zakończył się umocnieniem władzy Xi, który opowiedział się za poprawą stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. To może oznaczać, że Chińczycy jeszcze nie są gotowi do światowej wojny i nadal będą przejmować panowanie nad światem metodą rynkową, taką jak zakup udziałów w największym niemieckim porcie w Hamburgu.

Propozycja Pekinu normalizacji stosunków z Waszyngtonem i szybka ugodowa odpowiedź prezydenta Bidena może świadczyć o tym, że „wieczna miłość”, którą przyrzekli sobie przywódcy Chin i Rosji, należy już do przeszłości.

Xi, podobnie jak Scholz, rad czy nierad, zdał sobie sprawę, że wielki Putin już może szukać sobie mieszkania w pudełku od zapałek. A Rosja, która w ręku trzymała coraz więcej atutów, przewracając stolik, sama sobie wytrąciła je z ręki.

Na razie nie zmienia to sytuacji na Ukrainie. Moskale postanowili ją zniszczyć, zagłodzić i zamrozić. Ale to z Kadyrowem, irańskimi dronami i modlitwą patriarchy Cyryla się nie uda. A Putinowi wnet pozostanie tylko wystrzelenie się w kosmos za pomocą jednej z zardzewiałych rakiet i nikt, nawet w Moskwie, nie będzie mu życzył szczęśliwej podróży. Oby tak się stało!

Czeka na to cały świat, który już chciałby dalej prowadzić politykę niewolenia ludzi poprzez budowanie państw opiekuńczych, w których grzeczni, zaszczepieni pacjenci spokojnie czekaliby w domach na przyjazd odpowiednich służb z energetycznym i kalorycznym pokarmem nowej generacji.

To jest jeden ze scenariuszy wytworzony przez sztuczną inteligencję, badaną i opisywaną w tym numerze „Kuriera” przez Lecha Rusteckiego, który podczas naszej wielkiej wyprawy straszył, że wnet nawet teksty kurierowe będą pisane tylko przez komputery.

Ale jeszcze nie teraz, Panie Lechu! Jeszcze jest czas Stefana Truszczyńskiego, Jana Martiniego, Piotra Witta, Jana Bogatki i innych znakomitych autorów publikujących w naszej Gazecie Niecodziennej.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 listopadowego „Kuriera WNET” nr 101/2022.

 


  • Listopadowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Wojna wietnamska – niechciane analogie” na s. 6 listopadowego „Kuriera WNET” nr 101/2022

Jan Parys: NATO pokazało, że jest bardziej klubem dyskusyjnym, a nie sojuszem obronnym

Featured Video Play Icon

Niektóre państwa Sojuszu, jak Niemcy czy Francja, nie chcą przegranej Rosji, gdyż mają w tym swoje interesy – mówi były minister obrony narodowej.

Zdaniem Jana Parysa, ministra obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego, są w NATO dwa kraje, które nie chcą pomagać Ukrainie. Są to Francja i Niemcy. Jak mówi nasz gość:

Oba te kraje mają bardzo rozbudowany przemysł zbrojeniowy i olbrzymi eksport broni. Nie chcą jednak tej broni wysyłać Ukraińcom. Kraje te nie chcą przegranej Rosji, gdyż mają w tym swoje interesy.

Jan Parys ocenia porównuje także potencjały militarne Rosji i Ukrainy. Przyznaje, że siły zbrojne Rosji się skompromitowały, ale nie oznacza to jej porażki w wojnie przeciwko Ukrainie:

Konwencjonalna siła zbrojna Rosji jest słabsza niż siła zbrojna Ukrainy. Trzeba jednak zauważyć, że Rosja ma o wiele większe zasoby gospodarcze niż Ukraina. Jeśli wojna będzie się przedłużać, może się to okazać zgubne dla Ukrainy.

Zgadzacie się z prognozami naszego gościa? Dajcie nam znać w komentarzach:

Posłuchaj:

Czytaj też:

Czego dotyczył Szczyt ministrów obrony państw NATO w Brukseli? Opowiada Dominika Cosić

 

 

 

 

Demokracja jest przystosowywana do zmieniających się warunków i ideologii / Marian Smoczkiewicz, „Kurier WNET” 100/2022

Polska musi walczyć o poszanowanie zasad i traktatów unijnych. Jest to tylko kwestia przetrwania, wraz z innymi państwami, naporu grupy ludzi we władzach, ogarniętych szalonymi pomysłami.

Marian Smoczkiewicz

Między młotem a kowadłem

Ostatnie lata są niezwykle bogate w wydarzenia o zasięgu globalnym, czyli mają wpływ na życie społeczne i gospodarcze całego świata. Pierwszym było ogłoszenie przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) pandemii wywołanej przez koronawirusa. Spowodowało to na niespotykaną skalę w historii ludzkości wyhamowanie życia społecznego, kontaktów rodzinnych, religijnych, sportowych, kulturalnych oraz zastój w wielu dziedzinach gospodarki: rzemiośle, gastronomii, turystyce, hotelarstwie. Liczne zakłady przemysłowe zostały czasowo zamknięte. Skutki tego ponosimy do dziś, tym bardziej, że infekcja nie ustąpiła i nikt nie odwołał zakażenia.

Restrykcje na szczęście obecnie mocno ograniczono lub całkowicie zniesiono, gdyż okazało się, że dały niewiele albo nic.

W każdym razie szok dla społeczeństw był ogromny i skutki negatywne będą jeszcze długo odczuwalne. Pytania, czy decyzja WHO o wstrzymaniu normalnego życia na ziemi była słuszna i czym była podyktowana, będą do nas wracać i szybko pewnej odpowiedzi nie należy oczekiwać.

Drugą sprawą, która wstrząsnęła opinią światową, zaskoczyła wszystkich analityków, zachwiała całą gospodarką świata, jest agresja zbrojna Rosji na Ukrainę. Tego nikt się nie spodziewał. Po ponad 70 latach unikania globalnych konfliktów zbrojnych powstała sytuacja, która może się przerodzić w wojnę światową.

Napięcie w stosunkach między Rosją a Ukrainą panowało od dłuższego czasu. Liczne inicjatywy wielkich tego świata (prezydentów, kanclerzy, premierów) nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Nie powstrzymały agresywnych przywódców Kremla od wszczęcia inwazji zbrojnej na sąsiada.

Wszystkie szczytne idee europejskie o poszanowaniu suwerenności państw, możliwości decydowania o swoim losie po prostu okazały się pustymi sloganami, bo wielcy nie muszą się do nich stosować.

To wyłamanie się z ogólnie przyjętych form relacji międzynarodowych wywołało wstrząs i oburzenie, i doprowadziło do ograniczenia stosunków dyplomatycznych z państwem agresora, zamrożenia relacji kulturalnych oraz nałożenia restrykcji gospodarczych. Restrykcje mają wywołać poważne komplikacje w funkcjonowaniu gospodarki kraju, którego dotyczą. Są bardzo dotkliwe, ale uderzają również w tego, który je wprowadził. Działają obustronnie.

Sankcje skutkują wtedy, kiedy są powszechne, odpowiednio długotrwałe i dotyczą wrażliwych obszarów gospodarczych. I tu jest problem. Wiele państw robi większe czy mniejsze uniki. Inni widząc, że powstała luka, chętnie wskakują w wolne miejsce i cała misternie zaplanowana akcja nacisku ekonomicznego kruszy się, nie przynosząc oczekiwanych rezultatów.

W dodatku Rosja zajmuje prawie 1/6 powierzchni ziemi i tak wielkiego państwa nie da się nagle wyłączyć z funkcjonowania świata, jakkolwiek jego poczynania z punktu widzenia współżycia międzynarodowego byłyby nieakceptowalne.

Ten sposób na agresora wydaje się nie do końca skuteczny.

Przebiegu i wyników działań wojennych nie da się dokładnie przewidzieć i rezultaty mogą wszystkich zaskoczyć. Churchill powiedział: „Demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego”. Jest to bardzo trafne stwierdzenie, ale z dwoma zastrzeżeniami. Po pierwsze dotyczy to naszego kręgu kulturowego, tzw. cywilizacji zachodniej, która wyrastała przez wieki w społecznościach żyjących w podobnych warunkach życia i kierujących się zasadami etyki chrześcijańskiej, co pozwoliło na wzajemne zrozumienie, pomimo często sprzecznych interesów.

Drugie zastrzeżenie wobec demokracji wynika z pierwszego. W społecznościach żyjących w innych warunkach geograficznych, kulturowych, rodzinnych i religijnych system demokratyczny jest abstrakcją, nie pasuje do ich zwyczajów i mentalności. Demokracja nie wynika tam z wielowiekowej tradycji społecznej, ale jest czymś zaproponowanym z zewnątrz, obcym.

To jest wielki problem naszych czasów; nie można serwować wszystkim demokracji, bo nam się wydaje, że jest najlepsza.

Najbardziej spektakularnym tego dowodem była tzw. wiosna arabska, kiedy to podburzono ludność arabską do obalenia reżimów, obiecując demokrację. Oczywiście nic to nie dało poza morderstwami, grabieżami, niszczeniem dorobku kulturalnego i destabilizacją państw. To nie było wyzwolenie, ale tragedia, z której ludzie do dziś nie mogą się podnieść.

Demokracja w swej historii sięga starożytnej Grecji i Rzymu. Z biegiem czasu przybierała różne formy i dodatkowe określenia, np. demokracja szlachecka, czy do niedawna w naszym regionie – demokracja ludowa. Obecnie najbardziej popularna i lansowana jest demokracja liberalna. To pokazuje, że demokracja jest odpowiednio zmieniana i przystosowywana do zmieniających się warunków i, co najważniejsze, do promowanych ideologii.

Na przestrzeni wieków narody pozostające pod wpływem kultury greckiej i chrześcijańskiej, pomimo licznych wojen i kataklizmów, osiągnęły bardzo wysoki poziom rozwoju kulturowego, naukowego i technicznego. Ustroje państwowe przez wieki zmieniały się wielokrotnie.

Nie ma żadnego dowodu, że obecny, na ogół wysoki komfort życia w państwach zachodnich zawdzięczamy demokracji.

Dlaczego uważamy, że ustrój liberalnej demokracji trzeba wszędzie wprowadzać, nawet pod silną presją, nie tylko ideologiczną? Na jakiej podstawie mamy innym społeczeństwom narzucać nasz punkt widzenia?

Zaskakująca jest siła, z jaką wysocy urzędnicy Unii starają się narzucić innym swoje rozwiązania dotyczące gospodarki i związanej z tym ideologii. Ideologia jest ściśle związana z ekonomią, ponieważ zmusza do przyjęcia wielu rozwiązań, których w inny sposób nie dałoby się wprowadzić, jako że kłócą się poczuciem zdrowego rozsądku, np. zielona energia, wygaszanie kopalń itp. Trudno powiedzieć, czy decydentami kieruje troska o naszą przyszłość, o dobro Ziemi, czy wielkie pieniądze, które za tym stoją.

Wysocy urzędnicy unijni nie są wybierani demokratycznie i nie podlegają żadnym procedurom demokratycznym, takim jak odwołanie. Są to ludzie często przypadkowi, promowani przez układy, mający doświadczenie tylko urzędnicze i bywa, że zamieszani w skrzętnie wyciszane afery pieniężne.

Presja Unii dotyczy nie tylko organizacji państwa, ale również spraw światopoglądowych, poprawności politycznej, w tym problemów tzw. mniejszości seksualnych, podnoszonych przez ruch LGBT. Idee przez niego głoszone niewiele mają wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.

Chodzi o złamanie zasad i relacji społecznych, jakie od wieków ukształtowała kultura chrześcijańska. Społeczeństwami, dla których wszystko jest względne, łatwo manipulować.

Apodyktyczna postawa Unii Europejskiej często jest dla jej pełnoprawnych członków nie do zniesienia. Jej skutki odczuwa ostatnio bardzo mocno państwo polskie. Demokratyczna ponoć Unia popiera opozycję, a nie uznaje dwukrotnie demokratycznie wybranego rządu w Polsce. Przypomina się referendum sprzed ponad 10 lat, które Irlandia odrzuciła w głosowaniu i tym samym zablokowała dalszą integrację Unii. Władze Unii unieważniły więc wynik głosowania, uzasadniając to brakiem wystarczającej informacji. Będziecie tak długo głosować, aż wynik będzie taki, jak my chcemy.

Naciski na Polskę są bardzo bolesne i upokarzające. To zwykłe bezprawie, które ma doprowadzić do zmiany rządu, wyhamowania dynamicznej polskiej gospodarki (pamiętamy zamknięcie stoczni polskich, bo były konkurencyjne dla niemieckich) i stworzenie państwa słabego ekonomicznie, które stanie się kondominium dla bogatszych. Europie nie potrzeba następnego silnego gospodarczo państwa, niech zyski zostaną przy obecnych „prawdziwych” demokracjach, takich jak Niemcy, Holandia, Francja… Frajerom trzeba życie urządzić, bo sami nie umieją. Mają być dużym rynkiem zbytu i zapleczem siły roboczej.

Opozycja w Polsce jest wyjątkowa, nigdzie niespotykana. Zwyczajową rolą opozycji jest proponowanie odmiennych koncepcji rządzenia państwem niż realizowane przez aktualnie rządzących. Obecna polska opozycja w większości nie ma propozycji politycznych, społecznych ani gospodarczych, oprócz zdobycia władzy dla siebie.

Na arenie międzynarodowej jej przedstawiciele zachowują się, jakby nie byli Polakami – typowa targowica. Prócz nienawiści do własnego kraju muszą się za tym kryć duże pieniądze lub obietnice wysokich stanowisk. Układ jest bardzo szczelny, współpracuje z wymiarem sprawiedliwości, co zapewnia mu swobodę działania. Współdziałają z nimi media, w Polsce w dużym procencie finansowane przez kapitał zagraniczny, co jest ewenementem w skali Europy. Inne państwa dbają o to, aby rynek medialny pozostawał w rękach państwa. U nas właścicielem największej stacji telewizyjnej jest kapitał zagraniczny (niemiecko-amerykański), który aktywnie popiera opozycję i ogranicza wolność słowa.

Z jednej strony straszna, krwawa wojna, która nie wiadomo jak się potoczy, kogo jakim stopniu dotknie, jaki świat pozostawi po sobie. Z drugiej strony pełzająca lewacka ideologia, pozbawiająca człowieka tożsamości i podmiotowości. W środku Polska, która ma idee i perspektywy na wolne i godne życie.

Unia to dobry pomysł na współżycie wszystkich państw europejskich, pod warunkiem przestrzegania zasad jej założycieli.

Polska jest pełnoprawnym członkiem tej wspólnoty i musi walczyć o poszanowanie zasad i traktatów unijnych. Jest to tylko kwestia przetrwania, wraz z innymi państwami, naporu grupy ludzi we władzach, ogarniętych szalonymi pomysłami.

Na zakończenie opiszę wyobrażoną sytuację, która uporczywie do mnie powraca. Zaistniała szansa na zakończenie wojny między Rosją a Ukrainą na warunkach do przyjęcia dla obu stron. W negocjacjach biorą udział delegacje wszystkich znaczących państw. Polska delegacja została zaproszona w nielicznym składzie i tylko jako obserwator. Nieważne, że jesteśmy sąsiadem Ukrainy, że ponieśliśmy największe obciążenia finansowe w związku z wojną za miedzą, że cały czas byliśmy aktywni na scenie międzynarodowej, optując za Ukrainą, że znamy jej społeczność od wieków. Ci, co ustalają warunki traktatu, wiedzą lepiej i muszą być pierwsi do podziału korzyści z nowego pokojowego współistnienia. Po podpisaniu umowy uczestnicy konferencji wychodzą z sali obrad w dobrych nastrojach. W bocznym korytarzu słychać hałasy i krzyki: to liczna delegacja rosyjska bije garstkę Polaków, obserwatorów spotkania. Na pytanie, co się dzieje, pada odpowiedź: nic ważnego, Rosjanie mają z Polakami jakieś sprawy do wyjaśnienia.

Oby pokój nastał jak najszybciej, a my obyśmy zostali istotnym graczem w tej dobrej sprawie.

Prof. dr. hab. Marian Smoczkiewicz, chirurg i gastroenterolog, był m.in. pionierem zabiegów laparoskopowych w Polsce.

Artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Między młotem a kowadłem” znajduje się na s. 13 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Między młotem a kowadłem” na s. 13 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022

W Europie zaczęły się masowe protesty pokojowe. To rezultat jednej z podstawowych umiejętności rosyjskiej agentury

Dopóki nie pojawi się nowy McCarthy i nie rozpoczną się zdecydowane działania na rzecz „desowietyzacji” Europy, perspektywa Euroazji wg Dugina jest nadal aktualna, z Rosją pod kierownictwem Putina.

Jan Martini

Euroazja – taka piękna idea…

(…) W 1920 roku szef sztabu niemieckiej armii, generał Hans von Seeckt, pisał: „Istnienie Polski jest nie do zniesienia, gdyż nie można go pogodzić z przetrwaniem Niemiec. Polska zniknąć musi i zniknie wskutek swych wewnętrznych słabości i presji Rosji – z naszą pomocą. Dla Rosji istnienie Polski jest jeszcze trudniejsze do zniesienia niż dla nas: żaden rosyjski rząd nie może zgodzić się na istnienie Polski”. (…)

Choć przemyślenia generała von Seeckta pochodzą sprzed 100 lat, ich złowrogie przesłanie ciągle nas straszy, a współcześnie znajdujemy je w projekcie Euroazji Aleksandra Dugina.

Dziś, w obliczu wojny na Ukrainie, może wydawać się, że idea Euroazji została ostatecznie skompromitowana, ale są przesłanki, by sądzić, że realizacja projektu postępuje, choć dyskretnie.

Świadczą o tym dziwne zachowania Niemiec i Francji odnośnie do pomocy wojskowej dla Ukrainy i sankcje finansowe stale nakładane na Polskę – państwo będące najbliższym sprzymierzeńcem Ukrainy i najbardziej zaangażowany w pomoc dla tego kraju. Projektantom Euroazji trudno się rozstać z swoją ideą, bo w jej realizację na przestrzeni paru dziesiątków lat wyłożono miliardy. Aby jednak Euroazja mogła zaistnieć, potrzebne są dwa warunki wstępne, bez spełnienia których kontynuacja projektu jest niemożliwa:

  1. Dokończenie „sprawy Ukrainy” przez spacyfikowanie jej przez Rosję lub w wypadku zwycięstwa Ukrainy – przyjęcie jej do UE.
  2. Zjednoczenie UE w jeden organizm państwowy pod kierownictwem Niemiec.

(…) ‘Euroazja’ to termin, który pojawił się stosunkowo niedawno, ale nie jest niczym innym jak elegancką, działającą na wyobraźnie nazwą Europy „zjednoczonej” i zdominowanej przez kagiebowską Rosję. Według Christophera Story’ego powstanie Unii Europejskiej stworzyło wielkie możliwości rosyjskiej ekspansji na Europę. Proces pełzającego podboju jest rozciągnięty w czasie i składa się z takich elementów, jak uzależnienie energetyczne, zakupy gazet i stacji telewizyjnych przez rosyjskich oligarchów, wejście rosyjskiego kapitału do zachodnich przedsiębiorstw, wykupywanie atrakcyjnych nieruchomości, osiedlanie się wielkiej ilości Rosjan w krajach europejskich itp. Elementem tego procesu jest także usuwanie z życia politycznego (czy nawet fizyczna eliminacja) niewygodnych ludzi – na skalę hurtową zastosowano to wobec polskiej elity narodowej w Smoleńsku.

Największą przeszkodą na bieżącym etapie prac nad Euroazją – zjednoczenia Europy – jest obecny polski rząd, którego usunięcie, według słów Sorosa, „będzie trudne”, ale prace trwają.

Ostatnio byliśmy świadkami wielkiej ofensywy, która przyniosła wymierne rezultaty – poparcie dla Platformy osiągnęło 30%. Zaczęło się od rewelacji płk Pytla, który ujawnił w „Gazecie Wyborczej”, że „Rosja już tu jest” (w szeregach PiS). Później TVN wyemitowała „porażający” materiał o „kłamstwach Macierewicza” na temat katastrofy smoleńskiej, ale najważniejsze było wystąpienie Tuska w Poczdamie z płomienną mową, w której przekonywał, że od zawsze „przestrzegał Europę” przed Rosją. Moją teorią spiskową jest, że całe to wydarzenie – uroczyste wręczenie nagrody narodowi ukraińskiemu na ręce boksera Kliczki z laudacją Tuska – było „ustawką na rynek polski” i miało na celu „dopompowanie” przewodniczącego PO. Tusk przemawiał po polsku (dlaczego po polsku?), a na koniec Wołodymir Kliczko, który wiele lat pracował w Niemczech i ma tam mnóstwo ustosunkowanych znajomych, podziękował „Donaldowi i Platformie Obywatelskiej” za to, co zrobili dla Ukrainy…

Platforma Obywatelska to partia, która najpełniej realizowała założenia i plany budowy Euroazji (zabójczej dla Ukrainy) i prawdopodobnie powstała właśnie w tym celu.

W parlamentaryzmie partie są zakładane przez grupy ludzi skupione wokół pewnej idei czy pomysłu na organizację państwa. Gdy założycielom uda się przekonać do swego programu dostateczną ilość ludzi, dzięki mechanizmom wyborczym demokracji partia zdobywa władzę i ma szansę realizować swój program. W wypadku PO wszystko działało niejako na odwrót; celem miało być zdobycie władzy. Dlatego najważniejszy był wizerunek, a program był rzeczą wtórną (zresztą nie musiano go realizować). Partia została wymyślona w elitarnym gronie generałów służb komunistycznych i specjalistów od marketingu politycznego czy pijaru. Zanim przystąpiono do tworzenia partii, grupa jej twórców-ekspertów musiała sobie odpowiedzieć na pytanie, na jaką partię najchętniej zagłosują Polacy. Ustalono, że partia musi być nowoczesna, europejska, niekomunistyczna (ale nie antykomunistyczna), „centrowo-prawicowo-liberalno-lewicowa”, ideologicznie na tyle niekonkretna, że możliwa do zaakceptowania przez wszystkich, co są „za, a nawet przeciw”.

(…) Blokowanie wypłaty KPO dla Polski, by nie stała się „funduszem wyborczym PiS-u” i uporczywe, czy wręcz bezczelne popieranie Tuska i Platformy Obywatelskiej przez brukselskich funkcjonariuszy, świadczy o tym, że projekt Euroazji wciąż jest realizowany. Fakt, że potęga instytucji europejskich jest wykorzystywana do walki politycznej w Polsce (szef rządzącej w Unii Europejskiej partii EPP był także przywódcą polskiej opozycji!), powinien szokować. (…)

Aby Ukraina mogła się skutecznie bronić, potrzebne jest stałe, bardzo kosztowne wsparcie. Jednak Europejczycy nie wydają się zmotywowani w obronie Ukrainy na tyle, by ryzykować obniżenie swej stopy życiowej. Wiedzą o tym Rosjanie i dlatego można się spodziewać, że niebawem rozpoczną się w Europie masowe protesty ludności „przeciw wojnie i drożyźnie”, a celem ich będzie skłonienie Ukrainy do kapitulacji. Sprawna organizacja masowych protestów to jedna z podstawowych umiejętności sowieckiej agentury. W 1983 roku jeden z szefów KGB, Władimir Semiczastny, organizował w Niemczech milionowe demonstracje „pokojowe”, posługując miejscowym pomagierami w rodzaju marksistowskiego działacza młodzieżowego Olafa Scholza.

Z pewnością dziś Rosjanie dysponują możliwością zorganizowania podobnych protestów. Zresztą prorosyjskie „protesty pokojowe” już się pojawiły – na razie w Niemczech i Czechach, a więc w państwach, gdzie mieszka najwięcej Rosjan. W Pradze żyje ich ponoć 100 tysięcy, Karlove Vary są w dużym stopniu wykupione przez tzw. nowych Ruskich (czyli starych kagiebowców), a w Niemczech Rosjanie mają nawet swoje gazety.

Dlaczego bronimy się przed piękną ideą „zjednoczenia Europy” pod przewodnictwem Niemiec? Bronimy się, gdyż wielokrotnie w historii doświadczaliśmy skutków współdziałania Niemiec i Rosji w naszej sprawie. Dopiero wtedy możemy uznać, że projekt „wspólnego europejskiego domu od Władywostoku po Lizbonę” nam nie grozi, gdy w Europie rozpocznie się usuwanie rosyjskich agentów i lobbystów z życia publicznego, politycznego i gospodarczego. Ale czy to jest jeszcze możliwe? Dopóki nie pojawi się nowy McCarthy i nie rozpoczną się zdecydowane działania na rzecz „desowietyzacji” Europy, perspektywa wizji Dugina jest nadal aktualna, choć wydaje się chwilowo niemożliwa, z Rosją pod kierownictwem Putina. Jednak gdyby wkrótce pojawił się w Rosji jakiś nowy, miłujący demokrację, sympatyczny przywódca…?

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Euroazja – taka piękna idea…” znajduje się na s. 9 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Euroazja – taka piękna idea…” na s. 9 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022

Domen Mezeg, dziennikarz: W Słowenii nie przeprowadzono lustracji

Fot. Wikimedia Commons

Gościem Krzysztofa Skowrońskiego jest Domen Mezeg, dziennikarz pochodzący ze Słowenii. W rozmowie wyjaśnia, jak na politykę najbogatszego kraju byłej Jugosławii wpływa jego najnowsza historia.

Jak mówi Domen Mezeg, partie prawicowe są bardziej zainteresowane współpracą z krajami Grupy Wyszehradzkiej, zaś partie lewicowe stawiają na kontakty z krajami zachodniej Europy i Rosją. Wskazuje też, że lewica ma dominujący wpływ na życie medialne Słowenii. Ma teorię, dlaczego tak jest:

Chodzi o to, że w Słowenii nie przeprowadzono lustracji. W Polsce – przynajmniej częściowo, według mojej wiedzy – taka lustracja została przeprowadzona. Było tak, bo Polska była satelitą Związku Radzieckiego, ale jednak osobnym krajem – zaś Słowenia nie. Dlatego u nas ocalały stare struktury i powiązania.

– mówi dziennikarz.

Istotną rolę w słoweńskim życiu politycznym grają (post)komuniści. Nazywa się ich tam „lewicą tranzycyjną – lewicą w stanie przejściowym”. Domen Mezeg wyjaśnia, dlaczego tak jest:

Energia poszła na odzyskanie niepodległości. W jej obronie stoczyliśmy krótką, trwającą dziesięć dni wojnę. Wtedy panowało przekonanie, że najważniejsza jest jedność narodowa. U nas zawsze był problem z komunizmem.

– konstatuje smutno Mezeg.

Posłuchaj, jak Doman Mezeg opowiada o historii politycznej Słowenii – i to świetną polszczyzną!

Posłuchaj:

Czytaj także:

Pierwszy premier wolnej Słowenii: myślę, że w ostateczności napad Putina do końca ukonstytuuje wolną Ukrainę

Turanizm wraca. Rosjanie najpierw spróbują zebrać ziemie tradycyjnie ruskie, a z czasem podejmą dalsze podboje

Według Konecznego, cywilizacja turańska ginie, kiedy zmuszona jest do pokojowego funkcjonowania nie bardzo w ten sposób bytować. Podbój staje się więc koniecznym narzędziem globalizmu.

Piotr Sutowicz

O ideologii globalizmu mówią i piszą prawie wszyscy. Wiele ośrodków definiuje ją na swój obraz i dopasowuje go do swoich punktów widzenia. W kontekście wojny na Ukrainie i przebudowy świata, jaka chyba się zaczęła, najzabawniejsi w sposób oczywisty wydają się być ci, którzy wieszczyli roztopienie się poszczególnych wizji interesów narodowych, doktryn geopolitycznych i ideologii innych niż liberalna, interpretowana w określony sposób, w czymś, co miało być ni to końcem historii, ni to jakimś postmodernistycznym „marksizmo-leninizmem” zrealizowanym z niejakimi poprawkami.

Okazało się, że ich chęć widzenia globalizmu jako konstruktu, który w sferze gospodarczej oprze się na nieskrępowanym, kontrolowanym z perspektywy tzw. Zachodu łańcuchu dostaw, służącym wzrostowi konsumpcji, a w światopoglądzie – na mgławicowym kręgu pojęć mającym na celu osłabienie jakiejkolwiek mocniejszej tożsamości, rysuje się jako zwykłe oszustwo i to dokonane na samym sobie.

Można jeszcze przez jakiś czas udawać, że „wartości europejskie” i „walka o klimat” są ważniejsze niż mordowanie ludzi w imię budowania przez kogoś swojej wizji ładu światowego, ale za chwilę siermięga takiego patrzenia na świat dojdzie do oczu najbardziej opornych na rzeczywistość konsumentów tej wizji globalizacji.

Tymczasem to nie globalizacja przegrywa, tylko jej różne wizje walczą ze sobą, a właściwie ludzie przystąpili do budowy odmiennych wizji ładu światowego. Historia pokazała, że toczy się ciągle w tym samym nurcie, który Feliks Koneczny określiłby mianem ścierania się cywilizacji. Te zrzeszenia bowiem niewątpliwie mają globalne aspiracje, a ich przedstawiciele tworzą ideologie, które mogą być narzędziami pokonania jednej cywilizacji przez drugą. (…)

Rzym zawsze jest globalny

Idea Świętej Romy jest stara, nie chcę powiedzieć, że jak sam Rzym, ale jej początki giną w mrokach dziejów. Swoisty globalizm towarzyszył dziejom ludzkości, od kiedy pojawiły się państwa.

Pożądanie panowania nad wszystkim pod słońcem było charakterystyczne dla wschodnich despocji i chyba stamtąd przeniknął do europejskiej republiki, infekując ją tym, co Koneczny zaobserwował jako napór Orientu na Zachód.

Zresztą Aleksander Macedoński też dał się zwieść owemu wschodniemu mirażowi globalizmu, tworząc na użytek swojego panowania namiastkę uniwersalnej religii i idei. Już jego bliscy następcy skupili się jednak na promocji hellenizmu, a przynajmniej tak im się wydawało.

Rzym miał więcej czasu na wykuwanie swojej idei naczelnej. Panowanie nad światem w imię takiego czy innego uniwersalizmu imponowało wodzom legionów, które podbiły kawał świata i dużo widziały. Skoro zdobyły go tak łatwo, to znaczy, że Romie należy się, by wszyscy podbici jej służyli. Jednocześnie całkiem sporej części podporządkowanych ludów pozwolono być Rzymianami. To rozwiązanie okazało się atrakcyjne dla wielu i pozwalało na budowanie egalitarnych społeczeństw. Jednak znowu przywołam Feliksa Konecznego, który twierdzi stanowczo: cywilizacje się ścierają i któraś pokonuje którąś.

Rzym został pokonany z jednej strony przez barbarzyńców, na co wpływ miał czynnik demograficzny oraz permisywny styl życia rzymskich elit, a z drugiej strony – przez bogaty wschód cesarstwa. Wtedy, w przeciwieństwie do czasów obecnych, obszary Bliskiego Wschodu, Azja Mniejsza i wybrzeża Lewantu były symbolem bogactwa, tu dokonywała się produkcja i wymiana dóbr, wreszcie tu była stara filozofia, której nie przemogło nawet chrześcijaństwo. W Konstantynopolu ulokował się drugi Rzym, też chcący panować nad światem. (…)

Rzym trzeci

Twórcą koncepcji Trzech Rzymów miał być niejaki Filoteusz z Pskowa, zmarły w 1525 roku. Według niego dwa poprzednie „Rzymy” upadły na skutek herezji i zdrady wiary, a trzecim Rzymem miała być Moskwa.

Politycznie rzecz cała zaczęła być eksploatowana w czasach Iwana Srogiego, który przybrał tytuł cara w roku 1478, ale wydaje się, że cywilizacyjnie pochodzenie ideologii państwa moskiewsko-ruskiego należy wiązać nie z fundamentami wziętymi z cywilizacji bizantyjskiej, na co wskazywałoby prawosławie jako religia państwowa, lecz z turanizmu Złotej Ordy, z której państwo carów wyłoniło się nieco wcześniej. Co prawda Feliks Koneczny wykluczał syntezy cywilizacji; jego zdaniem społeczność może być cywilizowana na jeden tylko sposób. Niby logiczne, ale w niewątpliwie turańskim sposobie funkcjonowania państwa pierwszych carów były również elementy bizantyjskie i one też w pewnych momentach dochodziły do głosu. Niemniej to nie one stały się siłą napędową Rosji.

Od państw budujących w ten sposób swój byt nie jest wymagane tworzenie społeczeństwa, jego zalążki są tłumione znacznie szybciej niż w bizantynizmie. System prawny również nie musi być wysublimowany, ba!, może być oparty na prostym założeniu, że wola władcy będącego suwerenem staje się prawem, bo to on podporządkowuje życie całej zbiorowości własnym celom. Ponieważ jednak sam jest tejże cywilizacji wytworem, jego cele nie mogą odbiegać od podstawowego założenia ludów Turanu, jakim jest podbój.

Według Konecznego, cywilizacja turańska ginie, kiedy zmuszona jest do pokojowego funkcjonowania, zresztą nie bardzo potrafiłaby w ten sposób bytować. Podbój staje się więc czymś w rodzaju koniecznego narzędzia globalizmu.

Rosja, która stopniowo zbierała ziemie ruskie, najpierw te cywilizacyjnie bizantyjskie, a potem te do pewnego stopnia zlatynizowane, korzystała z ich rozwiązań gospodarczych i społecznych, ale ich nie rozwijała (…). Tak jak Chanat Krymski nie był w stanie przekształcić się w nowoczesny byt państwowy, mimo wysiłku niektórych jego władców, tak samo stało się z Rosją carów. Ich wysiłki skończyły się reakcją, która doprowadziła do rewolucji bolszewickiej, ta zaś w sferze ideologicznej wprost odwołała się do globalizmu.

Bez względu na to, czyim narzędziem była rewolucja jako zdarzenie polityczne, w rzeczywistości jej zwycięstwo oznaczało realny powrót czystego turanizmu, który nie ukrywał aspiracji globalnych.

W tym względzie, oczywiście, był on sukcesorem caratu, ale dużo mniej wysublimowanym niż państwo rosyjskie w wieku XIX.

To, że przy okazji bolszewizmu na terenie Rosji ujawniły się też inne siły, każe niektórym myślicielom twierdzić, że bolszewizm nie jest turanizmem, jak uważał Koneczny, lecz osobną historyczną cywilizacją, powstałą jako synteza kilku składowych. Być może; na pewno powinno to kiedyś zostać przebadane bardzo szczegółowo. W każdym razie sposób globalizacji realizowanej z perspektywy władzy w Moskwie jest niezwykle ważny dla przyszłości całego świata.

Cały artykuł Piotra Sutowicza pt. „Trzeci Rzym globalny” znajduje się na s. 14 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 99/2022.

 


  • Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Trzeci Rzym globalny” na s. 14 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 99/2022

Radio Wnet obchodzi 2. rocznicę „białoruskiej wiosny”.

Od "rewolucji godności" upłynęły dwa lata
Od "rewolucji godności" upłynęły dwa lata

Minęły dwa lata od buntu białoruskiego społeczeństwa przeciw władzy Aleksandra Łukaszenki. O tamtych wydarzeniach i o perspektywie na przyszłość rozmawiali goście Radia Wnet.

Przypomnijmy – do protestów doszło po wyborach prezydenckich na Białorusi w 2020 r. O reelekcję ubiegał się rządzący od lat 90. Aleksander Łukaszenka oraz kandydaci opozycji, których kampania wyborcza była jednak utrudniana przez rząd. Gdy publicysta i kandydat na prezydenta Siergiej Cichanouski został aresztowany, jego żona postanowiła kandydować za niego. Swietłanę Cichanouską poparli inny opozycjoniści, tworząc wspólny front demokratyczny. Ostatecznie Centralna Komisja Wyborcza podała, że wybory wygrał Łukaszenka. Według niezależnych obserwatorów prawdziwe poparcie dla niego liczyło ok. 3%, a wybory powinna wygrać kandydatka opozycji. Wówczas rozpoczęły się protesty, które zostały jednak brutalnie stłumione. Wydarzenia te doprowadziły do kolejnej fali emigracji opozycji demokratycznej.

Rusłan Szoszyn to białoruski dziennikarz od wielu lat mieszkający w Polsce. Współpracuje między innymi z „Rzeczpospolitą”. W naszym plenerowym studiu we wsi Solina nad Jeziorem Myczkowskim omawia sytuację na Białorusi po „wygaszonej” rewolucji.

Dziennikarz wskazuje, że właśnie w 2020 r. była szansa na obalenie Łukaszenki przez siły prozachodnie.

To było wcześniej bardzo bierne społeczeństwo. Ale wtedy to [protesty – przyp. red.] się udało. Dzięki nowym twarzom, dzięki temu, że na czele tego ruchu pojawiła się kobieta.

Szoszyn dodaje, że reżim znajdujący się wówczas na krawędzi upadku stłumił jednak nie tylko opozycję na ulicach, ale również w kręgach władzy.

Przez te dwa lata, gdy skazywano ludzi na łagry, nie zbuntował się żaden sędzia, […] żaden minister. […] A rząd białoruski to nie tylko Łukaszenka. To też około 30 ministerstw. I nikt w tym potężnym aparacie władzy się nie zbuntował. Nikt!

Najświeższych informacji z Białorusi od Rusłana Szoszyna możecie wysłuchać w Radiu Wnet.

ARP

 

Czytaj także:

Czy Białoruś weźmie udział w wojnie? Aleksy Dzikawicki: Łukaszenka tylko udaje podwyższoną aktywność