„Opiekun” – jak powstawał film i dlaczego warto go obejrzeć – rozmowa z autorką scenariusza, Aleksandrą Polewską

Zwiastun filmu "Opiekun", zrzut ekranu

Jestem przekonana, że mimo wszystkich przeciwności, z którymi musieli się mierzyć, Święta Rodzina była najszczęśliwszą rodziną na świecie, a w związku z tym święty Józef też był szczęśliwy .

Magdalena Wójcik, Konrad Mędrzecki, Aleksandra Polewska-Wianecka

MW: Jak to się stało, że Pani pomysł na scenariusz trafił do Stowarzyszenia Rafael i do producenta, pana Andrzeja Sobczyka?

Pan Andrzej Sobczyk, Rafael Film i ja znamy się już od 2007 roku. Opublikowałam wtedy pierwszą książkę w wydawnictwie Rafael i od 2007 roku opublikowałam ich wiele. Wydawnictwo nie miało chyba jeszcze wtedy swojej „córki”, którą jest Rafael Film. Przyszłam do Rafaela z myślą, że będę pisać wyłącznie książki dla dzieci – takie miałam marzenie i takie plany. Natomiast pan Tomasz Balon-Mroczka stawiał przede mną przeróżne wyzwania. Najpierw mi zaproponował, żebym spróbowała pisać dla dorosłych, później, żebym pisała scenariusze do komiksów, aż wreszcie Przemek Wręźlewicz, który był moim opiekunem w wydawnictwie i jednym ze współtwórców Rafael Film, zaproponował mi napisanie scenariusza do filmu o św. Józefie Kaliskim. Nigdy nie pisałam scenariuszy, ale ponieważ wydawnictwo ciągle podnosiło mi poprzeczkę, stwierdziłam, że spróbuję.

Kocham kino i należę do osób, które uważają, że filmy mogą zmieniać życie. Ale nigdy nie planowałam współtworzyć żadnego filmu. Pomyślałam, że nie jestem scenarzystką i jeśli mi się nie uda, to po prostu wyrzucę scenariusz do kosza, nikt się nie dowie. A jeżeli się uda, no to dobrze.

I tak to wyglądało. Był chyba rok 2018. Pierwsza wersja scenariusza, którą przedstawiłam Rafaelowi, to była taka historyczna panorama kultu.

MW: W 2021 roku została podjęta decyzja o realizacji filmu. PISF się tym nie zajmował. Film powstawał dzięki darczyńcom.

Z datków zwyczajnych osób i to jest piękne, że właściwie każda z tych osób, które złożyły ofiarę czy datek na ten film, jest w pewnym sensie jego współproducentem.

MW: Od czego zaczął się kult w Kaliszu? Bo akcja filmu dzieje się w Kaliszu, gdzie znajduje się sanktuarium Świętego Józefa z cudownym obrazem z 1796 roku, przedstawiającym Świętą Rodzinę; właśnie Józefa Kaliskiego. No i tutaj pojawia się wątek obrazu. On jest dosyć ważny.

Bez niego by nic nie było. Obecnie specjaliści orzekają, że ten obraz mógł powstać w pierwszym ćwierćwieczu XVII wieku, a więc dużo wcześniej niż w 1796 roku. Badania wykazują, że mógł zostać namalowany już przed rokiem tysiąc 1625. Cała historia zaczęła się od tego, że w pewnej wsi pod Kaliszem, o nazwie Solec, chorował bardzo ciężko jej sołtys, który jest nam znany tylko z nazwiska. Nazywał się Stobienia. Z zachowanego opisu jego choroby wynika, że prawdopodobnie chorował na jakiś rodzaj paraliżu i modlił się o to, by Bóg albo go uzdrowił albo żeby go zabrał do siebie, ponieważ on bardzo się z tą chorobą męczył, a oprócz tego miał świadomość, że męczą się też z nim bardzo jego najbliżsi w domu.

Pewnej nocy w odpowiedzi na tę modlitwę przyśnił mu się jakiś starszy mężczyzna z brodą. I jeszcze ten Stobienia, opisując go, podkreślił, że ten człowiek był wesoły. To świetnie brzmi w tym opisie, że człowiek był wesoły i wesoło powiedział do niego: będziesz uzdrowiony, ale musisz zrobić pewną rzecz. Wynajmiesz malarza i powiesz mu, żeby namalował obraz Świętej Rodziny.

Święty Józef – bo za chwilę oczywiście się okaże, że to był święty Józef – opisał mu bardzo dokładnie, co na tym obrazie ma być, po której stronie ma być święty Józef, po której ma być Maryja, gdzie ma być Dzieciątko, że nad nimi ma być Bóg Ojciec i Duch Święty. I wszystko po kolei opisał i powiedział: zlecisz namalowanie tego obrazu, a potem, jak już będzie gotowy, zawieziesz go do kolegiaty kaliskiej, czyli do dzisiejszego sanktuarium świętego Józefa – to była kolegiata Najświętszej Marii Panny wówczas – i będziesz uzdrowiony.

Stobienia był człowiekiem zamożnym. Rzeczywiście zamówił ten obraz. Do dzisiaj trwają badania i spekulacje, gdzie ten obraz powstawał, kto go malował? Czy został przywieziony do Solca i dopiero stamtąd Stobienia go zawiózł do Kalisza, czy może powstał w Kaliszu? Tego nie wiemy. Wiemy tylko z tego zachowanego opisu, że kiedy Stobienia zobaczył ten obraz, bardzo się ucieszył, że jest taki piękny i w postaci świętego Józefa na tym obrazie on rozpoznał człowieka, który mu się przyśnił i który mu to wszystko kazał zrobić. I z radości go ucałował, a kiedy go ucałował, został uzdrowiony. Obraz został początkowo umieszczony w bocznym ołtarzu kolegiaty. Dzisiaj to wszystko wygląda zupełnie inaczej, ale święty Józef zaczął działać w Kaliszu w taki sposób. (…)

MW: Podobno w na parę dni przed pierwszym klapsem okazało się, że brakuje dosyć znaczącej kwoty. Pani Diana z promocji opowiadała mi, że już zaczęła nawet szukać listy darczyńców, żeby rozsyłać jakieś prośby, ale chyba następnego dnia na koncie nagle pojawiła się ta kwota plus ekstra 5500 złotych.

Wszyscy, którzy mieliśmy jakiś udział w powstawaniu tego filmu, doświadczyliśmy pewnie niejednej takiej sytuacji, kiedy w momentach podbramkowych święty Józef interweniował. Ja na przykład, tak jak już mówiłam, najpierw zgodziłam się optymistycznie na napisanie scenariusza, potem pierwsza wersja ta panorama historyczna, którą przedstawiłam Rafaello, okazała się zbyt droga w realizacji. Był taki moment, kiedy miałam poczucie, że doszłam do ściany, że w ogóle nie wiem, co robić.

Wtedy powiedziałam do świętego Józefa: słuchaj, jeśli nie pomożesz, to ja niczego nie wymyślę. Po prostu w ogóle nie wiem, co zrobić. I rzeczywiście poczułam, że bardzo szybko przyszedł z pomocą. To był moment. Jeszcze tego samego dnia wszystko stało się dla mnie jasne: co mam robić, w którą stronę pójść. Skonsultowałam to z Rafaelem i pomysł przypadł im do gustu.

KM: Chciałbym zapytać o pierwsze reakcje na ten film. Jak jest odbierany przez publiczność?

Byłam i na premierze w Kaliszu, i też u siebie, w Koninie. Widziałam na własne oczy, jak ludzie płakali na tym filmie, co było dla mnie bardzo poruszające. I też jak spontanicznie, kiedy seans się skończył, bili brawo. Ale łzy były dla mnie o wiele bardziej znaczące. Przez ten pierwszy weekend, kiedy był film wyświetlany, moi przyjaciele z Poznania czy z Wrocławia przysyłali mi esemesy: wchodzimy na twój film. A potem wychodzili i pisali głównie o tym, że ludzie płakali. Moja przyjaciółka z Poznania napisała, że ludzie w Poznaniu siedzą na schodach, bo brakło miejsc siedzących, ale i tak chcieli kupić bilet. I że ogólnie odbiór jest bardzo dobry.

Słyszałam już od moich znajomych z Rafaela, że ten film dał do myślenia małżonkom, którzy byli w trakcie rozstawania się, w trakcie rozwodu. Nie wiemy jeszcze, czy oni się na pewno zejdą, czy ich rodziny zostaną ostatecznie uratowane, ale ten film zaczął w nich bardzo pracować. I takie są te pierwsze sygnały. (…)

KM: Dla mnie postać świętego Józefa to takie dwie odsłony. Pierwsza, świętego Józefa zafrasowanego, kiedy dowiaduje się, że jego małżonka jest w stanie błogosławionym. W ikonografii jest przedstawiony, jak siedzi zestresowany, broda oparta na dłoni itd. A druga odsłona świętego Józefa, już w ucieczce do Egiptu czy w Świętej Rodzinie – pogodny, uśmiechnięty – jak Pani opowiadała. Częściej do mnie przemawia ten frasobliwy. A do, Pani, widzę, że ten drugi, tak?

Tak, to prawda. Ja współtworzę też media społecznościowe w Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu. Jest marzec i właśnie prowadzimy taki cykl „Marzec ze świętym Józefem”, który jest poświęcony objawieniom świętego Józefa i objawieniom, które dotyczą świętego Józefa. I właśnie wczoraj czytałam objawienia Sługi Bożej Marii z Ágredy, hiszpańskiej mniszki, która opisuje, jak było jej dane cudownie zobaczyć, jak święty Józef dowiaduje się o tym, że Maryja jest w ciąży i jak on ma strasznie złamane serce. To się czyta jak Cierpienia młodego Wertera.

Ale ja rzeczywiście postrzegam świętego Józefa przez pryzmat wesołości i pogody. Sama jestem człowiekiem bardzo pogodnym, tak że jego pogoda jest mi bliska. Ale też myślę sobie, że święty Józef był bardzo szczęśliwym małżonkiem, był bardzo szczęśliwy jako ojciec i jako jako małżonek. Jestem przekonana, że mimo wszystkich przeciwności, z którymi musieli się mierzyć, Święta Rodzina była najszczęśliwszą rodziną na świecie, a w związku z tym, siłą rzeczy, święty Józef też był szczęśliwy jako jej członek i jako jej głowa. Więc ta postać kojarzy mi się jak najbardziej pogodnie.

MW: A czego Panią nauczył święty Józef?

Ja akurat nie mam dzieci, ale jestem w małżeństwie i bardzo wiele święty Józef mnie nauczył, jeśli chodzi właśnie o życie w małżeństwie.

To jest nadzwyczajne, bo ja widzę, jak święty Józef mi pomaga, po prostu. Mówiłam przed chwilą o widzeniach historycznych Sługi Bożej Marii z Ágredy, które są bardzo podobne do tych, które miała Anna Katarzyna Emmerich i według których Mel Gibson nakręcił Pasję

W tych objawieniach są też cudownie przedstawione relacje między Maryją a Józefem. Maria z Ágredy pisze, że oni byli bardzo w sobie zakochani i że się prześcigali w służeniu sobie nawzajem. I są dosłownie takie sceny, kiedy święty Józef nie chciał pozwolić Maryi, żeby ona myła naczynia albo żeby zajmowała się sprzątaniem domu. Bardzo mnie to ujęło, nie ukrywam. Ale też chodzi o ich postawy związane ze służeniem.

Bo my dzisiaj jesteśmy generalnie takim społeczeństwem i takimi ludźmi, którzy są skupieni na tym, żeby mnie było jak najlepiej i żeby dbać o swój dobrostan, także w relacjach. To jest oczywiście bardzo ważne, ale kiedy poznałam w chrześcijańskich małżeństwach, w chrześcijańskich rodzinach tę opowieść o służeniu, bardzo mnie to dotknęło.

I naprawdę codziennie modlę się do świętego Józefa o to, żeby czynił moje małżeństwo szczęśliwym. Żeby mnie przemieniał tak, żebym ja mogła być taką dobrą żoną, jakim on był dobrym mężem. To jest najważniejsze, o co proszę świętego Józefa.

MW Tak więc módlmy się do świętego Józefa. Zwłaszcza jeżeli w naszych rodzinach, a szczególnie w małżeństwach, przytrafiają się jakiekolwiek przeciwności. I bardzo polecam ten film. Dziękujemy za rozmowę.

Cała rozmowa Magdaleny Woźniak i Konrada Mędrzeckiego z Aleksandrą Polewską-Wianecką pt. „Święty Józef jest wśród nas” znajduje się na s. 34-35 i 38 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa Magdaleny Woźniak i Konrada Mędrzeckiego z Aleksandrą Polewską-Wianecką pt. „Święty Józef jest wśród nas” na s. 34–35 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Jakub Małek, historyk sztuki: Jasnogórska Madonna wskazuje na Chrystusa

Fot. Przykuta (domena publiczna, Wikipedia)

Gościem Radia Wnet na szlaku pielgrzymki na Jasną Górę był tym razem mediewista z Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, Jakub Małek. Przed naszymi słuchaczami odkrył sekrety „Czarnej Madonny”.

We wsi Imielno, na szlaku dwóch pielgrzymek pieszych: warszawskiej i elbląskiej, Liliana Wiadrowska i Konrad Mędrzecki przeprowadzili ciekawą rozmowę na temat cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Obrazu znanego każdemu Polakowi, którego historia narosła jednak wieloma mitami i legendami… Dla przykładu, nazwa miasta Częstochowa ma pochodzić od rzeczonego obrazu, który miał być chowany często w ziemi w czasie wojen, żeby nikt go nie zniszczył. Ciemna twarz Madonny ma być rezultatem zakopywania obrazu w ziemi. Co na to historyk?

Na pewno tak cenny obraz nie byłby chowany bezpośrednio w ziemi. […] Tak ważny obraz nie mógłby zostać skażony poprzez kontakt z ziemią – mówi Jakub Małek

Dalsza część audycji poświęcona jest między innymi legendom z pierwszych wieków chrześcijaństwa.

Świętemu Łukaszowi przypisuje się autorstwo 200 obrazów. Najwięcej obrazów ponoć przez niego namalowanych znajduje się w Rosji – mówi historyk

O tych i o innych zagadkach w „biografii” Jasnogórskiej Madonny można posłuchać w naszej audycji. Zapraszamy do odsłuchania!

[ARP]

Pożar kościoła w Brzuchowicach pod Lwowem. Ks. Jerzy Limanówka SAC: straty są bardzo poważne

Prezes Fundacji Salvatti.pl apeluje o pomoc w odbudowaniu świątyni.

Róża zaklęta w drewnie – kościół-Pomnik Historii w Oleśnie / Fundacja „Dla Dziedzictwa”, „Śląski Kurier WNET” nr 86/2021

Wzniesiono go na niezwykłym rzucie, co czyni z tej budowli unikat na skalę krajową. Jego kształt, interpretowany jako pięciopłatkowa róża, związany jest z wielowarstwową symboliką chrześcijańską.

Fundacja „Dla Dziedzictwa”

Kościół odpustowy pw. św. Anny w Oleśnie – Pomnik Historii

Nie tylko jest Pomnikiem Historii, pomnikiem polskości, ale także wyjątkowym symbolem wolności w architekturze. Od ponad 500 lat urzeka swoją historią, pięknem i wyjątkowym klimatem. Jest jak drogocenny klejnot, skarb dany w depozyt Ziemi Oleskiej. Przez miejscowych jest nazywany „różą zaklętą w drewnie”.

Fot. Sławomir Mielnik

Kościół odpustowy pw. św. Anny w Oleśnie jest jedną z najoryginalniejszych drewnianych budowli sakralnych w Polsce. Sanktuarium ku czci uwielbianej na Śląsku św. Anny jest jednym z piękniejszych kościołów drewnianych na historycznym Górnym Śląsku, a także jednym z najważniejszych kościołów odpustowych w Diecezji Opolskiej. Wzniesiono go na niezwykłym rzucie, niespotykanym zarówno na Śląsku, jak i w całej Polsce, co czyni z tej budowli unikat na skalę krajową. Jego kształt, interpretowany jako pięciopłatkowa róża, związany jest z wielowarstwową symboliką chrześcijańską (monstrancja) i dawną nazwą Olesna „Rosenberg”.

Kościół pw. św. Anny w Oleśnie znajduje się w pierwotnym miejscu lokalizacji i pełni wciąż tę samą funkcję kultową. Jest świadkiem burzliwej historii historycznego Górnego Śląska.

Świątynia jest świadectwem ludzkich umiejętności, ale także pomnikiem kontemplacji Absolutu w sztuce i pięknie stworzenia. Oryginalność architektoniczna tego kościoła to efekt talentu cieśli Marcina Snopka (pochodzącego z Krakowa, a osiadłego w Gliwicach) oraz uwarunkowań historycznych, które umożliwiły powstanie tak niecodziennej formy. Jego realizacja nastąpiła na krótko przed wprowadzeniem pruskich regulacji budowlanych, w okresie szczytowego rozwoju drewnianej architektury sakralnej o funkcji odpustowej. W czasach późniejszych budowniczowie nie zdobyli się już na bardziej ciekawe rozwiązania architektoniczne. Kościół pw. św. Anny w Oleśnie jest zatem symbolem wolności w architekturze. Jest wreszcie materialnym świadectwem polskiego kunsztu budowlanego, którego tradycja była od czasów piastowskich przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Fot. Paweł Uchorczak

Jego powstanie związane jest z legendą o cudownym ocaleniu przed zbójcami dziewczyny o imieniu Anna, przez wstawiennictwo św. Anny. W miejscu cudownego ocalenia rodzina w poczuciu należnej wdzięczności ufundowała drewnianą rzeźbę św. Anny Samotrzeć. Zawieszono ją na sośnie, na której dziewczyna znalazła schronienie. Miejsce to wkrótce stało się celem pielgrzymek wiernych z okolicy. W 1444 r. mieszczanie olescy wznieśli poświęconą św. Annie drewnianą kaplicę, która miała wielkość prezbiterium dzisiejszego kościoła i otaczała „cudowną sosnę”, której obcięto koronę, a na jej pniu umieszczono białą, owalną tabliczkę z napisem: „Czcigodna stara sosna, pod którą jedna panienka za wstawiennictwem Anny Świętej od śmierci uratowana była. Lipiec 1444”. Pień sosny do dziś wtopiony jest w ołtarz kaplicy.

Z przeprowadzonych w 2018 r. badań dendrochronologicznych zabytku wiemy, że pierwotny kościół, składający się z prezbiterium i krótkiej nawy, wzniesiono w 1514 r. W 1517 r. ufundowano gotycki tryptyk nieustalonego autorstwa. W środkowej części ołtarza, nad tabernakulum, postawiono figurę św. Anny Samotrzeć. Na belce tęczowej widnieje napis: „Erecta et consecrata 1518”. Świątynię konsekrował 18 kwietnia 1518 r. biskup wrocławski Jan V Turzo, który był czcicielem św. Anny i w 1509 r. na synodzie we Wrocławiu podniósł dzień św. Anny do rangi liturgicznego święta. Kościół odpustowy w Oleśnie był wówczas najważniejszą świątynią pielgrzymkową ku czci św. Anny, patronki matek, kobiet rodzących, wdów, żeglarzy, ubogich oraz szkół chrześcijańskich. Jego znaczenie ucierpiało dopiero wraz z rosnącą sławą bazyliki i kalwarii na Górze św. Anny.

Fot. Paweł Uchorczak

Z przekazów źródłowych wiemy, że w 1619 r. proboszcz Hieronim Perca kazał do południowej ściany kościoła dobudować kaplicę w konstrukcji szkieletowej, z której otwartego okna głoszono kazania w językach: polskim, czeskim, morawskim i niemieckim. Dokumenty wizytacyjne parafii z 1679 r. podają liczbę 10 tysięcy pątników w dzień odpustu. Oleska św. Anna rywalizowała w tym czasie z sanktuarium maryjnym na Jasnej Górze.

Po okresie wojny trzydziestoletniej (1618–1648) stan kaplicy był tragiczny (groziła zawaleniem) i w 1668 r. rada kościelna postanowiła ją rozebrać i wybudować w jej miejscu nową świątynię, gdyż po zniszczeniach wojennych ruch pątniczy przeżywał renesans. W 1668 r. proboszcz (prepozyt) Andrzej Pechenius (Pichenius), w porozumieniu z przeorem zakonu kanoników regularnych w Oleśnie Janem Pateciusem (Petetiusem) i radą miejską, po uzyskaniu aprobaty właściciela Olesna hrabiego Jerzego Adama Franciszka von Gaschin, podjął decyzję o rozbudowie kościoła. 6 grudnia 1668 r. proboszcz Andrzej Pechenius wraz z subprzeorem Michałem Ochotskim, seniorem i prezesem konwentu kanoników regularnych w Oleśnie, zawarli umowę z mistrzem budowlanym i cieślą Marcinem Snopkiem (Sempkiem), pochodzącym z Krakowa (ale mieszkającym w Gliwicach, gdzie jako architekt należał do miejscowego cechu). Zgodnie z zawartą umową, cieśla podjął się zbudować kościół „w postaci róży pięciolistnej, pięć kaplic zawierającej”. Do budowy świątyni użyto drewna sosnowego (najpowszechniej występującego w okolicach Olesna) pochodzącego z pobliskiego lasu. Prace budowlane rozpoczęto we wtorek 19 marca 1669 r., a ukończono w połowie roku przed dniem św. Anny, czyli przed 26 lipca 1670 roku.

Fot. Paweł Uchorczak

 

Rewelacyjne informacje przynoszą badania dendrochronologiczne Aleksandra Koniecznego. Okazuje się bowiem, że w latach 1669–1670 przy kościele (z 1514 r.) wzniesiono z sosny pierwotnie wolno stojący zespół pięciu kaplic, który wtedy jeszcze nie miał łącznika ze średniowieczną świątynią. Południowa część obecnego łącznika była po prostu szóstą kaplicą, zamkniętą – jak pozostałe – dwubocznie lub ścianą prostą. Do 1707 r. wzniesiono obecną zakrystię, o czym świadczy wyryty napis w języku polskim „ZBVDOWANO 1707”, co poświadczają badania A. Koniecznego, z których wynika, że drewno sosnowe na budowę zakrystii pozyskano w 2 poł. 1705 r. W przestronnej zakrystii umieszczono też konfesjonał dla penitentów mających problemy ze słuchem. Nad zakrystią znajdował się chór (loża) – z widokiem na sosnę i ołtarz główny – do którego można było się dostać po schodach umieszczonych na zewnątrz kościoła.

Co ciekawe, ze względu na konieczność pomieszczenia dużej liczby wiernych, kościół w Oleśnie nie został wyposażony w ławki. Dwie ambony rozmieszczono tak, aby ksiądz głoszący kazanie był z każdego miejsca dobrze widoczny i słyszany. W 1700 r. proboszcz Krzysztof Biadoń polecił pokryć kaplicę gontami, a świątynię otoczono sobotami.

W 1755 r. kościół rozbudowano, wydłużając nawę o ok. 7,3 m w kierunku zachodnim. Na powiększonej części nawy wzniesiono wieżę. W 1759 r. zakończono modernizację kościoła, doprowadzając do ostatecznej integracji budowli – kościół z 1514 r. połączono nowym łącznikiem z kompleksem kaplic wykonanych przez cieślę Marcina Snopka. Zdaniem A. Koniecznego, nowy łącznik połączył kaplicę północną z południową ścianą kościoła.

Rys. Janina Kłopocka. Zbiory Muzeum Regionalnego w Oleśnie

Warto odnotować jeszcze poważniejszy remont kościoła w 1873 r., kiedy to pomalowano wnętrze świątyni zieloną farbą oraz przebudowano ołtarz główny. W 1880 r. przeprowadzono również prace w obrębie otoczenia kościoła i wybudowano 14 neogotyckich kapliczek ze stacjami Drogi Krzyżowej i kaplicę z fundacji barona von Reiswitz z Wędryni. Pismem z 6 maja 1968 r. sanktuarium św. Anny w Oleśnie zostało obdarzone przez Świętą Penitencjarię Apostolską specjalnym przywilejem odpustowym.

We wnętrzu i wyposażeniu kościoła pw. św. Anny wprawne oko może dostrzec mariaż prądów artystycznych importowanych z Włoch i Flamandii. Zabytek charakteryzuje się również niezwykle bogatymi treściami niematerialnymi (legendami), co dodatkowo podnosi jego wartość.

Kościół pw. św. Anny ma ogromne znaczenie dla okolicznych mieszkańców, a także pielgrzymów ze Śląska, Polski, Niemiec i Czech. Jest znakiem rozpoznawczym Olesna – jego wizerunek widnieje w logotypach wielu kampanii promujących miasto i region. Ogromną wartością jest codzienna troska okolicznych mieszkańców o ten zabytek. Jest to wyraz świadomości społeczności lokalnej wartości sanktuarium, a także odpowiedzialności za jego dalsze losy. Zabytek został uznany za Pomnik Historii rozporządzeniem Prezydenta RP z 10 grudnia 2018 roku. Pięknieje w oczach dzięki staraniom ks. proboszcza Waltera Lenarta i Gminy Olesno.

Fot. Paweł Uchorczak

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Kościół odpustowy w Oleśnie” znajduje się na s. 1 i 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Kościół odpustowy w Oleśnie” na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

120 rocznica urodzin kardynała Wyszyńskiego. Piotr Dmitrowicz: przejdziemy przez miejsca ważne w życiu prymasa i Polski

Rok 2021 rokiem Prymasa Tysiąclecia.Piotr Dmitrowicz, dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie o wydarzeniach organizowanych z tej okazji.

Uchwałą Sejmu i Senatu RP prymas Stefan Wyszyński został patronem 2021 roku.  Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie zorganizowało wiele wydarzeń popularyzujących wiedzę o tej niezwykłej postaci. Piotr Dmitrowicz mówił m.in. o wystawie plenerowej „Czas to miłość” upamiętniającej prymasa Stefana Wyszyńskiego. Do połowy sierpnia na skwerze ks. Jana Twardowskiego w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu można ją oglądać.

Szczególnie zależy nam na docieraniu do tych najmłodszych – podkreślił Dmitrowicz

We wrześniu odbędzie się przełożona z uwagi na pandemię beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia. Rok 2021 to także czas, w którym przypada 40 rocznica śmierci kardynała Wyszyńskiego, a także, dokładnie 3 sierpnia,  dwudziesta rocznica jego urodzin. Z tej okazji dziś o godzinie osiemnastej wolontariusze  Muzeum przygotowali  dwugodzinny spacer po Warszawie śladami prymasa Wyszyńskiego.

Przejdziemy przez te wszystkie miejsca, które były niezwykle ważne w życiu prymasa i w życiu Polski – powiedział Dmitrowicz.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.N.

Ks. Boguszewski: Tylko państwa mogą mieć wpływ na ludobójstwo

W „Kurierze w Samo Południe” duchowny omawia najnowszy raport Amerykańskiego Departamentu Stanu, z którego wynika, że nad Afryką Północną, a także Bliskim i Dalekim Wschodem ciąży widmo ludobójstwa.

Ks. Mariusz Boguszewski z Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” komentuje nowo opublikowany raport Amerykańskiego Departamentu Stanu ws. działań przeciwdziałających ludobójstwu w krajach, gdzie ryzyko zbrodni jest największe. Duchowny widzi wiele dobrego w zainteresowaniu Stanów Zjednoczonych tematem ludobójstwa. Nasz gość wyraża również nadzieję, że nie skończy się jedynie na słowach i raportach:

Każde mówienie o tych strasznych rzeczach, które dzieją się przede wszystkim na Chrześcijanach, ale i na wszystkich ludziach jest ważne – podkreśla ks. Mariusz Boguszewski.

Według rozmówcy Adriana Kowarzyka, wpływ na ograniczenie tych aktów eksterminacji mogą mieć tylko najwyższe struktury polityczne, czyli państwa. Ks. Mariusz Boguszewski zaznacza również, że ludobójstwo jest najokrutniejszym ze wszystkich rodzajów przemocy jakich może doświadczyć człowiek:

Ludobójstwo jest – według tych raportów, które wydajemy – tą najgorszą formą, na którą mogą mieć wpływ tylko państwa, (…) najwyższe czynniki władzy – podkreśla ksiądz.

Przedstawiciel „Pomocy Kościołowi w Potrzebie” mówi również o miejscach, w których w najbliższym czasie może dojść do aktów ludobójstwa. Duchowny wskazuje także na związek między eksterminacją a fundamentalizmem religijnym czy totalitaryzmem:

W tym raporcie, który teraz został opublikowany, oczy naszej wyobraźni przenoszą się jak zwykle na północ Afryki, na Bliski Wschód i na Daleki Wschód. Jest to związane z działaniami różnych fundamentalizmów. Tam gdzie działają reżimy totalitarne, tam gdzie po prostu zaplanowana jest ta eksterminacja – mówi ks. Mariusz Boguszewski.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Wolińska-Riedi: dzień Gwardii Szwajcarskiej to w Watykanie wielkie święto

Magdalena Wolińska-Riedi relacjonuje obchody Święta Gwardii Szwajcarskiej. W tym roku mija 515 lat od utworzenia „wojska watykańskiego”.

Dzień Gwardii Szwajcarskiej to coroczne święto „watykańskiego wojska”, czyli przybocznej armii papieża, obchodzone 6 maja na pamiątkę historycznego wydarzenia. 6 maja 1527 Rzym został najechany przez dziesięciotysięczną armię najemników cesarza Karola V. Dzięki bohaterskiej postawie Szwajcarów papież Klemens VII zdołał ujść z życiem.

Na pamiątkę tego wydarzenia 6 maja w Watykanie obchodzone jest  święto Gwardii Szwajcarskiej. Papież przyjmuje wówczas gwardzistów na prywatnej audiencji, a nowo przyjęci rekruci składają uroczystą przysięgę podczas parady na Dziedzińcu św. Damazego.

Każdy kandydat, który chce zostać członkiem Gwardii Szwajcarskiej musi spełnić pewne warunki.

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.N.

Zbiórka na remont zabytkowego kościoła. Mieszkańcy Michałowa proszą o pomoc!/ „Śląski Kurier WNET” 82/2021

Mimo uznanej wartości zabytku, wizyt ważnych osobistości i ok. 10 wniosków na dotacje w ramach różnych konkursów, nie udało się uzyskać dofinansowania. Mieszkańcy muszą brać sprawy we własne ręce!

Tekst i zdjęcia Fundacja „Dla Dziedzictwa”

Kościół pw. św. Józefa Robotnika w Michałowie popada w ruinę. W sobotę 27 lutego 2021 r. mieszkańcy zorganizowali publiczną zbiórkę na remont unikatowej świątyni leżącej na tzw. Szlaku Polichromii Brzeskich. Chcą powstrzymać degradację murów obiektu i średniowiecznych malowideł ściennych znajdujących się pod tynkiem we wnętrzu zabytkowego kościoła.

Cegiełkę dołożyć można na numer konta 49 88700005 2004 0198 4718 0001, z dopiskiem „remont kościoła”.

Mieszkańcy niewielkiego Michałowa w Gminie Olszanka w powiecie brzeskim nie kryją żalu, iż mimo uznanej wartości zabytku, wizyt ważnych osobistości i ok. 10 wniosków na dotacje w ramach różnych konkursów, nie udało się uzyskać dofinansowania. Muszą brać sprawy we własne ręce!

Darczyńcy – osoby prywatne, firmy i instytucje – którzy przekażą najwięcej pieniędzy w ramach zbiórki, zostaną upamiętnieni tabliczką na lipie drobnolistnej. Będzie to specyficzna forma podziękowania ze strony Parafii pw. św. Jadwigi i Fundacji „Dla Dziedzictwa”, które planują zorganizowanie akcji sadzenia młodych lip drobnolistnych w Michałowie. Lipy przekazało Nadleśnictwo w Brzegu.

Kościół pw. św. Józefa Robotnika w Michałowie ostatni raz remontowano w 1936 r. Od czasu II wojny światowej zabytek nie był przedmiotem troski ze strony służb konserwatorskich i państwa.

Unikatowej klasy zabytek, pamiątka po Piastach Śląskich i okresie, kiedy Michałów miał prawa miejskie, popada w ruinę, a niewielka społeczność wiejska ma ograniczone możliwości finansowe.

Michałów 27.02.2021. kościół. fot. Mariusz Przygoda

Miejscowość (Michelau) została założona w XIII w. i w średniowieczu była własnością rodzimego rodu Panów z Pogorzeli, wiernych popleczników książąt z dynastii piastowskiej. Jako Michalovo wymieniona jest w dokumentach w 1210 r., przy okazji fundacji klasztoru kanoników regularnych w Kamieńcu Ząbkowickim. Panowie z Pogorzeli przekazali kościół w Michałowie cystersom z Kamieńca Ząbkowickiego w 1276 r. i odebrali im go w 1533 r. Budynek pełnił funkcję kościoła katolickiego, następnie protestanckiego. W 1571 r. nowy właściciel Michałowa (od 1557 r.), Hans von Gruttschreiber (dokumenty tego rodu znajdują się w archiwum we Wiedniu, a koszt ich pozyskania to 700 euro), do gotyckiego prezbiterium dostawił nową nawę. Ówczesny gospodarz nie szczędził pieniędzy na remont kościoła: kazał m.in. wznieść dwie dobudówki po obu stronach prezbiterium, mieszczące loże oraz posiadające odrębne wejścia. Dobudówki te nakryto dachami pulpitowymi. Wieżę nakryto nowym, blaszanym, strzelistym, renesansowym hełmem, wzbogaconym u podstawy galerią. Na wieży umieszczono zegar. Nowy właściciel we wnętrzu kościoła ufundował ławy, chór oraz organy oraz założył bibliotekę.

Kres rozwojowi osady położyła wojna trzydziestoletnia. W 1692 r. (po dwumiesięcznej walce z protestantami) kościół odzyskali katolicy. Na katolicyzm przeszedł ostatni właściciel Michałowa, wywodzący się z rodziny von Gruttschreiberów – Anton Heine, który nawiązał kontakty z cystersami z Kamieńca Ząbkowickiego

Świadom wygasania swojego rodu, w 1717 r. dokonał renowacji kościoła, dla upamiętnienia której wmurowano w ścianę prezbiterium pamiątkową tablicę. Opiekę nad kościołem powierzył cystersom z Kamieńca. Zobowiązał ich również do zachowania i renowacji wszystkich pomników rodzinnych, epitafiów, tablic inskrypcyjnych, napisów, obrazów, a także godła miejskiego nad dużą bramą w cmentarnym murze.

Ponadto kamieniecki klasztor miał nadal opłacać sześciu muzyków, którzy z kościelnej wieży wygrywali cogodzinny hejnał. Zakonnicy zostali również zobowiązani do odprawiania raz na kwartał mszy za spokój duszy Antona Heinza von Gruttschreibera.

Stan ten utrzymywał się do 1810 r., kiedy to nastąpiła sekularyzacja dóbr klasztornych cystersów. W 1812 r. kościół został objęty patronatem państwowym. W latach 1823–1828 r. kościół przebudowano w stylu neogotyckim. Była to jedna z pierwszych tego typu realizacji na Śląsku, a projekt przebudowy wykonał wybitny architekt niemiecki C.F. Schinkiel. Obecnie budowla porównywana jest z dziełami wczesnego niemieckiego neogotyku C.F. Schinkla, czołowego niemieckiego architekta pierwszej połowy XIX w. Ponadto w kościele znajdują się unikalne dzieła śląskiej renesansowej (XVI w.) rzeźby: kamienna ambona oraz chrzcielnica.

W ściany prezbiterium wmurowany jest zespół epitafiów złożonych z dzieł renesansowych, późnorenesansowych oraz barokowych. Co najważniejsze jednak, w XIII-wiecznym prezbiterium pod tynkiem znajdują się średniowieczne polichromie ścienne, które czekają na odsłonięcie i konserwację.

Będzie to kolejny i najważniejszy element renowacji zabytkowego kościoła w Michałowie, w którym mieszkańcy docelowo chcą urządzić muzeum rodu von Gruttschreiberów.

Fundacja „Dla Dziedzictwa”

 

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Mieszkańcy Michałowa proszą o pomoc!” znajduje się na s. 4 i 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 82/2021.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Mieszkańcy Michałowa proszą o pomoc!” na s. 4 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 82/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego