Okiem Jastrzębskiego: Irańska dyplomacja uważa najbliższą, planowaną na luty Konferencję Bliskowschodnią za „cyrk”

Lutowa konferencja bliskowschodnia w Warszawie skierowała uwagę świata arabskiego na Polskę w sposób bezprecedensowy. Jak uważają, celem prezydenta Trumpa jest nie tylko Iran, ale też osłabienie EU

Agencja prasowa Al-Arabiya z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich podała, że Irański minister spraw zagranicznych Javad Zarif nazwał konferencję bliskowschodnią “cyrkiem”.

Nie wszyscy irańscy politycy są jednak tak krytyczni. Były ambasador Iranu do biura europejskiego ONZ Ali Khorram przestrzegł, że konferencja w Warszawie to nie żarty i że jej celem jest poinformowanie świata o wrogich posunięciach Stanów Zjednoczonych.

Ze swojej strony, minister Rady Spraw Zagranicznych Kamal Kharrazi skrytykował Unię Europejską za odwlekanie wdrożenia rozwiązań specjalnego przeznaczenia (special purpose vehicle), mających pozwolić Unii obejść sankcje USA nałożone na Iran.

Kharrazi powiązał te opóźnienia z organizowaną przez Warszawę konferencją, twierdząc, że celem prezydenta Trumpa jest nie tylko wywieranie presji na Iran, ale również osłabienie i podział Europy.

Kharrazi powiedział również, że “uległość Europy wobec Ameryki wywrze na niej dodatkową presję w przyszłości, zakwestionuje umowę nuklearną i zagrozi bezpieczeństwu Europy.”

Natomiast rzecznik MSZ Iranu Bagram Qasimi nazwał odwołanie festiwalu filmów polskich w Iranie “nerwową, bezrefleksyjną i wyzutą z woli pojednania reakcją wobec Polski”.

Protesty w Sudanie trwają

Tymczasem w Sudanie, od grudnia 2018 roku trwają demonstracje antyrządowe. Al-Arabiya poinformowała, że pogrzeb sudańskiego demonstranta przekształcił się w falę nowych protestów po tym jak policja sudańska oddała strzały do jego uczestników.

Podczas pogrzebu 60-letniego Muawiyi Al-Uthmana, demonstranta zmarłego od ran odniesionych w trakcie antyrządowych demonstracji, tłum obrzucił policję kamieniami i wywrócił pojazd policyjny. Do otworzenia ognia doszło właśnie w tamtym momencie.

W pogrzebie brało udział około 5000 osób.

Turcja odgrzewa sprawę Chaszodżdżiego

Katarska agencja prasowa Al-Jazeera informuje o zapowiedzi tureckiego ministra spraw zagranicznych Mauloud Dżawiszoglu, że Turcja podejmie własne działania w celu zorganizowania międzynarodowego śledztwa w sprawie zabójstwa dziennikarza Washington Post Dżamala Chaszodżdżiego.

Chaszodżdżi został zamordowany 2 października 2018 roku w konsulacie Królestwa Arabii Saudyjskiej w Istambule. Według Dżawiszoglu to presja Turcji zmusiła Arabię Saudyjską do przyznania się do popełnionej zbrodni.

Baszar Al-Asad anuluje wizy dyplomatów UE

Według Al-Jazeery trzech starszych dyplomatów UE poinformowało, że prezydent Baszar Al-Asad anulował specjalne wizy dyplomatom i oficjelom unijnym regularnie podróżującym między Bejrutem a Damaszkiem, co utrudniło im rozprowadzenie pomocy pośród ofiar wojny.

Wizy zostały anulowane na początku stycznia bez podania powodu. Anonimowi europejscy dyplomaci wyrazili swoją opinię, że była to próba zmuszenia rządów europejskich do ponownego otwarcia swoich ambasad.

Anulowanie wiz nastąpiło po tym jak UE dodała 11 businessmanów i 5 spółek do listy 72 syryjskich firm i 270 osób, których aktywa zostały zamrożone a wstęp na terytorium Unii zakazany.

Unijne sankcje obejmują również zakaz kupna syryjskiej ropy i technologii oraz zablokowanie aktywności Centralnego Banku Syrii.

Jeden z dyplomatów powiedział, że jest to niebezpieczny problem dla pomocy humanitarnej udzielanej przez Unię Europejską.

Al-Jazeera pisze, że od wybuchu konfliktu w Syrii w roku 2011, Unia Europejska wykorzystuje stolicę Libanu jak swoją bazę dyplomatyczną.

Polska po arabsku

Prowadzony w języku arabskim i poświęcony wydarzeniom polsko-arabskim portal Bulanda b-il-Arabii (Poland in Arabic) napisał, że Kuwejckie pułkownik imieniem Khalid odwiedził kuwejckich kadetów uczących się w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni.

Do wizyty doszło dzięki zaproszeniu polskiego dowódcy, najprawdopodobniej autor newsa miał na myśli inspektora marynarki wojennej wiceadmirała Jarosława Ziemiańskiego.

Prócz Kuwejtczyków, do Akademii uczęszczają Katarczycy, Algierczycy i obywatele Arabii Saudyjskiej.

Bulanda bi-l-Arabii poinformował również, że egipski Uniwersytet w Mansurze podpisał umowę o współpracy z Politechniką Białostocką.

Maciej Maria Jastrzębski

Liban: osiemnaście wyznań, jeden naród / Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Markiem Cieślikiem, „Kurier WNET” 54/2018

W Libanie interpretacja Koranu jest rzeczą bardzo, bardzo delikatną. Nie wszyscy się na nią zgadzają. Ci, którzy próbują podjąć egzegezę Koranu, czasami nawet muszą opuścić kraj. Rzecz nie jest łatwa.

Antoni Opaliński
Marek Cieślik

Liban: osiemnaście wyznań, jeden naród

Z jezuitą ks. profesorem Markiem Cieślikiem, wykładowcą i dziekanem Instytutu Nauk Muzułmańsko-Chrześcijańskich na Uniwersytecie Świętego Józefa w Bejrucie, rozmawia Antoni Opaliński.

Jak długo przebywa Ojciec na Bliskim Wschodzie i na czym polega Księdza misja?

Na Bliskim Wschodzie jestem od ponad dwudziestu pięciu lat. Mój pobyt rozpoczął się w Egipcie, gdzie byłem prawie dziesięć lat, ucząc się przede wszystkim arabskiego, pracując w jednej z naszych szkół, uczestnicząc w różnych inicjatywach o charakterze społecznym. Od około dziesięciu lat mieszkam w Libanie. Moją podstawową misją jest praca w szkołach jezuickich w Dolinie Bekaa oraz na Uniwersytecie Świętego Józefa w Bejrucie. Od kilku lat jestem dziekanem jednego z wydziałów, prowadzę wykłady. Uniwersytet św. Józefa w Bejrucie jest największym uniwersytetem prywatnym w Libanie i jednym z najlepszych na Bliskim Wschodzie. Został utworzony około 150 lat temu. Jednym z jego założycieli był ojciec Ryło, polski jezuita. Obecnie studiuje na nim około 12 000 osób.

Jakie najbardziej dramatyczne wydarzenia przeżył Ojciec w Libanie?

Kiedy przyjechałem tu dziesięć lat temu, toczyły się walki między sunnitami a szyitami. Wielu uczniów szyickich z jednej z naszych szkół opuściło naszą szkołę, ponieważ musieli przejeżdżać przez jedną z wiosek sunnickich, gdzie toczyły się walki. Tragicznym wydarzeniem była śmierć jednego ze znajomych. W miejscu, przez które kilka razy w tygodniu przejeżdżałem, doszło do wybuchu miny-pułapki. I ta osoba wraz z kilkoma innymi zginęła. Przejeżdżam często kilka metrów od tego miejsca i nadal budzi to we mnie emocje.

Czym różniła się praca w Egipcie od pracy w Libanie?

W Egipcie byłem jeszcze na etapie formacji. Nie miałem tylu obowiązków, co tutaj, w Libanie. W Egipcie miałem okazję pracować z Koptami-katolikami, w grupach, których zadaniem była różnego rodzaju pomoc socjalna. W Libanie pracuję w szkołach i na uniwersytecie, zajmuję się pracą administracyjną i nauczaniem. To jest pierwsza i podstawowa różnica.

Druga różnica jest fizycznie odczuwalna – to klimat. W Egipcie – pustynia, a w Libanie – góry, czasami nawet śnieg i deszcze. W Libanie można się poczuć jakby bliżej Polski. Poza tym w Egipcie kultura jest bardziej jednolita. Jest jeden język. Są dwie wspólnoty – sunnicka i koptyjska. Tymczasem tu, w Libanie, jest oficjalnie osiemnaście wyznań. Oficjalnym językiem jest arabski, ale różnice między arabskim używanym w Bejrucie, a tym na północy czy na południu, są czasami bardzo duże.

Poza tym w Libanie mieszka również duża wspólnota francuskojęzyczna i wiele osób spoza Libanu. Islam w Libanie też bardzo różni się od tego w Egipcie. Około 30% całej populacji to są sunnici. Kolejne 30% to jest wspólnota szyicka, troszeczkę mniej niż 30% to chrześcijanie z różnych Kościołów. Jest też około 5% Druzów, nie mówiąc o licznych mniejszych grupach, które są też oficjalnie uznawane, mają wolność, swoje kulty, własne instytucje, są reprezentowane również w parlamencie, w polityce.

Czy te osiemnaście grup wyznaniowych, w dodatku podzielonych często trudną historią, tworzą jeden naród?

Tak, tworzą jeden naród. Faktem jest, że istnieje bardzo dużo konfliktów, a przynajmniej konkurencja. Ta konkurencja przybiera czasami formę bardzo dramatyczną. Wspominałem o walkach między wspólnotą sunnicką a szyicką, których miałem okazję w jakiś sposób doświadczyć tu, w Libanie – to jest jeden z przykładów, dramatyczny, ale takich brutalnych konfliktów jest bardzo dużo.

Wśród chrześcijan również jest sporo podziałów, co widać zwłaszcza na scenie politycznej. Ale mimo tych trudności i dramatów, różnorodność jest dużym bogactwem Libanu. Nie występuje ona praktycznie w innych krajach arabskich. Myślę, że to warto dostrzec i podkreślić.

Jaki jest w Libanie stosunek muzułmanów do chrześcijan? Kiedy się słyszy o tych osiemnastu wyznaniach, wygląda to, jak mówił Jan Paweł II, na przesłanie dla świata. A jak jest w życiu codziennym?

W życiu codziennym wszystko zależy oczywiście od osób. Myślę, że wspólnota muzułmańska, z całą swoją różnorodnością, widzi również, że sytuacja chrześcijan na Bliskim Wschodzie, również w Libanie, nie jest łatwa. Moim zdaniem większość wspólnoty muzułmańskiej postrzega obecność chrześcijańską jako bogactwo – kulturalne, religijne. Obecność chrześcijan pozwala zachować równowagę między różnymi wspólnotami muzułmańskimi. Widzę to na przykład poprzez kontakt z uczniami i ich rodzinami w naszych szkołach jezuickich w Dolinie Bekaa. W jednej z największych szkół, jakie tam mamy, 85% uczniów pochodzi z rodzin muzułmańskich. Fakt, że uczą się u nas, wiąże się z przekonaniem, że szkoły chrześcijańskie zapewniają dobrą formację w sensie wiedzy, ale również wartości, otwarcia na świat, na drugiego człowieka. Tak że spojrzenie muzułmańskie na obecność chrześcijańską generalnie jest bardzo pozytywne.

Oczywiście, co widać od wielu lat, islam boryka się z problemami, które on przede wszystkim powinien podjąć, a które wyrażają się w przeróżnego rodzaju ekstremizmach. Ogromnym problemem sunnitów jest łatwość, z jaką pewien ich procent się radykalizuje – w Syrii, w Iraku, czy obecnie w Jemenie, czy też w Sudanie.

Skąd bierze się ten radykalizm? Czy to jest dziecko naszych czasów, czy ma korzenie historyczne? Zrodził go islam, czy wpłynęły na to jakieś czynniki zewnętrzne?

Pytanie jest proste. Odpowiedź jest złożona i wymagałaby skupienia się na wielu czynnikach. Oczywiście generalnie można mówić o słabości ludzkiej. Że serce ludzkie, zdolne do wielkiego dobra, jest również zdolne do czynienia zła. Niestety taka jest natura ludzka. I to nie jest związane wyłącznie z islamem, ale również z innymi religiami, w tym oczywiście z chrześcijaństwem. Ta łatwość czynienia zła może w każdej chwili w sposób w miarę łatwy się ujawnić.

Z drugiej strony czynnik społeczny – bieda – ułatwia przeróżnym radykałom podsuwanie rozwiązań bardzo dalekich od sprawiedliwości, pokoju, szacunku. Takie łatwe rozwiązania niestety wiążą się szukaniem winnego i to w sposób, który odwołuje się do przemocy. Czyli różnego rodzaju problemy społeczne, ekonomiczne odgrywają negatywną rolę w przybieraniu postaw przemocy.

Myślę również, że w islamie nie dokonała się, tak jak to miało miejsce w chrześcijaństwie w odniesieniu do Biblii, interpretacja Koranu, w którym można znaleźć, według wielu muzułmanów, nawoływanie do wojny. Dziś te słowa powinny być interpretowane jako wezwania do walki wewnętrznej, duchowej. Są osoby, które odnoszą je do życia społecznego, do relacji z innymi i to w sposób bardzo brutalny.

Egzegeza Biblii, która się dokonała i dokonuje, pozwala chrześcijanom czytać Pismo Święte w perspektywie nie tylko literalnej, ale również duchowej, która wiąże się z szacunkiem, z miłością do drugiego człowieka. W Libanie interpretacja Koranu jest rzeczą bardzo, bardzo delikatną. Nie wszyscy się na nią zgadzają. Ci, którzy próbują podjąć egzegezę Koranu, czasami są zagrożeni, nawet muszą opuścić kraj. Rzecz nie jest łatwa. I to można uznać za trzeci czynnik, który powoduje, że są osoby, które w imię islamu są zdolne do przemocy.

Pewnie można byłoby znaleźć inne czynniki, związane np. z geopolityką. Takie kraje jak Arabia Saudyjska czy Iran prowadzą swoją politykę, używając pewnych brutalnych środków. Faktem również jest to, że w wielu krajach arabskich jeszcze kilka lat temu nie istniała władza demokratyczna. Mieliśmy przeróżnego rodzaju dyktatury, które Wiosna Arabska w niektórych krajach zmiotła albo ich usuwanie trwa, ale też raczej nie udało się tam dokonać zmian, jakich oczekiwały społeczeństwa. I do tej pory na przykład w Syrii wojna trwa, mimo że może od dwóch lat jest znacznie spokojniej niż wcześniej. Czyli wprowadzanie systemu demokratycznego, który tam dotąd nie istniał, również przyczyniło się do tego, że przeróżne radykalizmy mają i chyba, niestety, będą jeszcze miały miejsce.

Czy w islamie demokracja w europejskim wydaniu jest możliwa?

Mimo przeróżnych problemów, o których nie sposób w tej chwili rozmawiać, Liban uchodzi za przykład demokracji kraju arabskiego. Nie wiem, czy jest inny kraj arabski z taką dozą wolności, jak w Libanie. Niektórzy uważają, że w krajach arabskich trudno jest o dojrzałą demokrację, z wyborami, gdzie każdy mógłby wyrazić swoje zdanie, a kraj rozwijałby się w sposób stabilny, respektując przeróżne grupy wyznaniowe. Nawet Turcja, która jest krajem bardzo prężnym, też nie wydaje się zbytnio demokratyczna. Nie jestem specjalistą od spraw geopolitycznych. Myślę, że jest to możliwe, ale bardzo, bardzo trudne.

Czy w Libanie widać wpływy saudyjskie? Nie tylko polityczne, ale na przykład promowanie ich wizji islamu?

Większość wspólnoty sunnickiej jest związana z Arabią Saudyjską i przez nią wspierana. Mam wrażenie, będąc odpowiedzialnym za Instytut Nauk Muzułmańsko-Chrześcijańskich, że wsparcie, jakie otrzymuje wspólnota sunnicka z Arabii Saudyjskiej, nie wiąże się z wymaganiem postawy czy formy sunnizmu, jaki istnieje w Arabii Saudyjskiej. Tu, w Libanie, panuje większy liberalizm. Wahabizm, uznawany za system oficjalny w Arabii Saudyjskiej, ma w Libanie bardzo mało zwolenników. Przy czym ekonomicznie, geopolitycznie i społecznie wspólnota sunnicka jest oczywiście za Arabią Saudyjską. Ma w niej duże oparcie.

Swoją wizję islamu promuje także szyicki Iran.

Istnieje napięcie między islamem szyickim, reprezentowanym przede wszystkim przez Iran, a islamem sunnickim, reprezentowanym głównie przez Arabię Saudyjską. Bardzo związany z Iranem jest Hezbollah. Jest on mocną partią, zmilitaryzowaną, ma broń. Ich postawa nie jest jednak wyłącznie reprezentowaniem w Libanie tego, czego życzyłby sobie Iran, ale wiąże się również, a może przede wszystkim, z obroną interesów tutejszej wspólnoty szyickiej. Krytyka Zachodu wobec Hezbollahu jest niekiedy zbyt prosta, zbyt łatwa i nie bierze pod uwagę różnych zagrożeń, na które tutaj, w Libanie, są wystawieni szyici. To jest druga strona medalu, o której warto pamiętać. Oczywiście to tylko jeden, ale nie jedyny z wielu aspektów. Rzecz na pewno jest bardzo skomplikowana.

A jaki jest stosunek Hezbollahu do chrześcijan? Z ich punktu widzenia w ogóle nie powinno chyba tutaj być żadnego krzyża.

Tak bym tego nie ujął. Tu też odwołam się do mojego doświadczenia pracy w szkołach w Dolinie Bekaa. W jednej z naszych szkół mamy około 40% sunnitów, 35% szyitów, kilka procent z innych wyznań i około 15% chrześcijan. Ojcowie niektórych dzieci z rodzin szyickich byli w Hezbollahu. Mówi się, że Hezbollah blokuje powstanie rządu w Libanie; przeróżne decyzje polityczne wydają się bardzo negatywne dla Libanu. To, co się słyszy, widzi, broń, o której się mówi –budzi lęk, niepokój. Tymczasem, paradoksalnie, moje doświadczenia spotkań z osobami związanymi z Hezbollahem były pozytywne. Często można było z nimi stawiać sprawy jasno, nazywać wprost pewne problemy. Tak więc, jeśli chodzi o kontakt codzienny, związany z pracą, współpracą, to byłem pozytywnie zaskoczony, bo był bardzo dobry.

Liban jest też krajem uchodźców; kiedyś Palestyńczycy, teraz Syryjczycy. Jak to wpływa na kraj?

Z tego, co słyszę, co czytałem, wojna domowa w Libanie w 1975 roku wybuchła przede wszystkim z powodu obecności Palestyńczyków w Libanie. Było ich czy jest do tej pory kilkaset tysięcy; mówi się o 450 000. Do niedawna Liban liczył około 4,5 miliona ludzi, a więc 450 000 to 10% społeczeństwa. Jeśli chodzi o Syryjczyków, którzy tutaj zaczęli napływać masowo kilka lat temu, po wybuchu wojny domowej w Syrii, mówiło się, że jest ich od miliona do dwóch milionów. To ilość w stosunku do liczby rodowitych mieszkańców ogromna. Przy czym właśnie Liban, który był początkowo bardzo otwarty na uchodźców syryjskich, po kilku latach, widząc, z jakimi to się wiąże problemami, wprowadził wiele praw, które uniemożliwiają Syryjczykom osiedlenie się w Libanie na stałe. Większość z nich żyje w bardzo trudnych warunkach, pod namiotami. Podobno mniej więcej od roku ilość Syryjczyków w Libanie się zmniejsza. Część z nich wraca do Syrii, część wyjeżdża do krajów zachodnich, tak że uchodźców syryjskich w Libanie nie przybywa, a polityka państwa libańskiego powoduje, że raczej są oni zainteresowani tym, żeby opuścić Liban, niż tu zostać. Nie przysługuje im bardzo wiele praw socjalnych, żadne polityczne, mimo że część partii libańskich popiera reżim Baszara al-Asada, tak że Syria jest reprezentowana zarówno jeśli chodzi o współpracę z rządem, jak i o opozycję syryjską, która też tutaj funkcjonuje.

Jakie jest zdanie Ojca na temat konfliktu syryjskiego? Kto tam jest dobry, kto zły, kto ma rację, a kto nie?

Kolejne pytanie, na które nie jest łatwo odpowiedzieć. Faktem jest, że przed tak zwaną Wiosną Arabską Syrią rządziła prawdziwa dyktatura, również w tym negatywnym znaczeniu. Przy czym paradoksalnie był spokój, stabilizacja dla tych mniejszych wspólnot religijnych – alawitów czy chrześcijan. Każdy mógł w sposób wolny pracować czy uzyskać formację. Obecnie kraj jest zdewastowany i wielu Syryjczyków jeśli nie opuściło kraju, to opuściło miejsca, w których pracowało czy mieszkało, tak że nie sposób rozmawiać o Syrii inaczej jak w kontekście tragedii.

Kto jest za to odpowiedzialny? Na pewno do tego, co widać obecnie w Syrii, przyczyniła się niesprawiedliwość społeczna czy polityczna. Ale swoją rolę odegrały również wpływy Arabii Saudyjskiej, Iranu; Rosja, Turcja też mają tam swoje interesy; Kurdowie, którzy od wielu lat szukają możliwości stworzenia swojego państwa, a jest ich przecież kilkanaście milionów, mają swój język, swoją kulturę. Wszystkie te czynniki, tak przecież złożone, przyczyniają się do tego, że sytuacja w Syrii jest rzeczywiście tragiczna i nie wiadomo, w jaki sposób będzie możliwe ją uregulować, tak aby przede wszystkim zapanował pokój, który jest podstawą do tego, by zapewnić pracę, rozwój, bezpieczeństwo dla rodzin i tak dalej.

Czy zdaniem Ojca te miliony, które opuściły Syrię, wrócą do niej, czy raczej ta fala rozleje się po świecie?

Ta fala już się rozlała. Może jakaś część myśli o tym, żeby wrócić do Syrii. Niedawno ktoś na konferencji powiedział, że w ciągu ostatniego roku około 90 000 Syryjczyków z ponad półtora miliona mieszkających od kilku lat w Libanie wróciło do Syrii. To jest dużo, a jednocześnie nie aż tyle, żeby mówić o znaczącej tendencji. Ci, którzy wracają, to także dlatego, że tutaj są na zasiłku, nie mają możliwości pracować, wysyłać dzieci do szkoły, zapewnić im dobrą formację. To nie dlatego, że w Syrii wiele się zmieniło na lepsze – po prostu w Libanie nie mają żadnych perspektyw.

Na północy jest Syria, a na południu kraj, którego oficjalnie nie ma – terytoria okupowane. Czy Liban rzeczywiście całkowicie nie uznaje Izraela?

Jakieś 15 lat temu Izrael wycofał się z terenów, które okupował przez kilkadziesiąt lat. Nie jest tak, że jest on tu całkowicie nieuznawany jako państwo, ale uważa się go za wroga, z którym nie sposób nawet rozmawiać. Liban w porównaniu z Izraelem jest oczywiście bardzo słabym państwem, niezdolnym, by się obronić. Izrael bowiem na swoich sąsiadów patrzy zawsze z perspektywy ministerstwa obrony.

Od kilku lat mówi się o złożach gazu w części morza, która należy do Libanu, ale jest kontrolowana przez Izrael. Oczywiście chodzi o pieniądze i jeśli wiadomo, że na przeszkodzie w ich pozyskaniu stoi Izrael, to może to stwarzać tylko same problemy. Tak że Izrael jest w Libanie postrzegany bardziej jako zagrożenie niż ten, z którym można współpracować.

Jaka jest kondycja duchowa chrześcijaństwa libańskiego? Wczoraj byłem na mszy maronickiej. Kościół niewielki, ludzi pełno, głównie młodzi. Uczestniczyli bardzo aktywnie, do mszy służyły dziewczyny. Jak to tutaj wygląda?

Kiedy przyjechałem do Libanu, pierwsze, co mnie uderzyło jako rzecz bardzo pozytywna, to dynamizm Libańczyków. I to również odnosi się do różnych Kościołów libańskich. Największy w Libanie jest Kościół maronicki. Podobno około 60% wszystkich chrześcijan w Libanie to są maronici i to widać nie tylko w uczestnictwie chrześcijan w mszach, w życiu Kościoła, ale również w przeróżnego rodzaju ruchach, w pomocy społecznej, w obecności maronitów w mass mediach. Chrześcijanie w Libanie są bardzo związani z Kościołem, ponieważ Kościół to nie tylko kwestia religii, ale również bezpieczeństwa, podkreślenia własnej tożsamości wobec wspólnoty muzułmańskiej, w stosunku do innych wspólnot religijnych.

Trzeba też powiedzieć, że Kościół czy Kościoły chrześcijańskie w Libanie usiłują także, jak wszędzie, sprostać wyzwaniom współczesnego świata. W Libanie występują te same przeróżne problemy, jakie można dostrzec na Zachodzie. Laicyzacja niekiedy ma swoje plusy, ale również minusy. Jest na przykład duża, coraz większa ilość rozwodów, również wśród chrześcijan libańskich.

Wielu ludzi zastanawia się, czy wspólnoty chrześcijańskie rozsiane po Bliskim Wschodzie przetrwają ten dzisiejszy czas wojen, kolejnych prześladowań, zmian władzy. Jak Ksiądz uważa?

Konflikty, do których dochodziło czy dochodzi na przykład w Iraku czy Syrii, powodują zmniejszanie wspólnot, liczby chrześcijan w tych krajach. Przed wojną domową ponad 60% całego społeczeństwa w Libanie to byli chrześcijanie. Obecnie mówi się, że jest ich około 30%. Niedawno miałem okazję uczestniczyć w pewnej sesji, podczas której mówiono, że za dziesięć lat chrześcijan będzie tutaj 25%.

W Libanie panuje wolność religijna, ale chrześcijanie systematycznie, być może teraz trochę mniej w porównaniu z czasem wojny, ale systematycznie opuszczają ten kraj, jeśli oczywiście mają taką możliwość, bo widzą, że w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, we Francji – generalnie na Zachodzie – jest spokojnie, jest stabilizacja. I to nie chodzi tylko o konflikty zbrojne, ale również o system społeczny, o pracę, edukację. Tu chrześcijanie czują się zagrożeni przez przeróżne radykalizmy ze strony głównie sunnitów, ale również przez brak stabilności w kraju, przez ogromną korupcję. To są czynniki, które powodują, że wspólnoty chrześcijańskie powoli, ale systematycznie stają się coraz mniej liczne, mimo że chrześcijaństwo tutaj się narodziło.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z o. Markiem Cieślikiem pt. „Osiemnaście wyznań, jeden naród” znajduje się na s. 14 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z o. Markiem Cieślikiem pt. „Osiemnaście wyznań, jeden naród” na s. 14 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ks. Cisło: Więcej Syryjczyków ginie dzisiaj z braku dostępu do leków i procedur medycznych niż od bomb [VIDEO]

Jeśli nie damy syryjskim dzieciom książki do ręki, to ktoś inny da im karabin – mówi ks. Waldemar Cisło, podsumowując kolejny rok działalności polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie.


Ks. Waldemar Cisło, dyrektor polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie, podsumowuje w Poranku kolejny rok jej działalności. Stwierdza, że 2018 r. przyniósł synergię organizacji świeckich i kościelnych. Przyczyniło się do niej powołanie przez rząd ministra do spraw pomocy humanitarnej i uchodźców, którym została Beata Kempa, a także przeznaczenie na pomoc środków z budżetu premiera.

Gość Poranka wymienia inicjatywy, które udało się zrealizować sekcji w mijającym roku.  Były to głównie działania w Syrii, o szczególnym znaczeniu dwóch projektów: Syria 2, dzięki któremu wyleczono 6 tysięcy osób, oraz Mleko dla Aleppo, w ramach którego 3 tysiące matek codziennie przychodziło po mleko w proszku dla swoich dzieci.

Sekcja w nadchodzącym roku nie zamierza spoczywać na laurach – ma nadzieję, że w 2019 r. uda jej się m.in. dofinansować szpital w libańskiej Zahle oraz wybudować w Syrii szkołę. Druga inicjatywa ma być zrealizowana dzięki współpracy z Węgrami.

Jeśli my im [dzieciom – przyp. red.] nie damy książki do ręki, to ktoś inny da im karabin.

Duchowny zaznacza, że nie zakończenie wojny w Syrii nie jest jeszcze jednoznaczne. Sytuacja może ulec znacznej zmianie po wycofaniu się z kraju wojsk amerykańskich. Dyrektor Pomocy Kościołowi w Potrzebie podkreśla nadal istniejący w państwie problem kurdyjski – sytuacja wojenna sprawiła, że Kurdowie ze zwiększonym zapałem podjęli starania o utworzenie zamieszkałego przez siebie państwa.

Gość Poranka stwierdza, że kolejnym krajem na Bliskim Wschodzie o trudnej sytuacji wewnętrznej jest Irak. Grozi mu rozerwanie na trzy części przez Iran, słaby rząd w Bagdadzie i Kurdów.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Gajowy: Od czasów rzymskich na Bliskim Wschodzie zimą się nie wojuje. Naloty na Syrię z wtorku to jedynie próba sił

Na Bliskim Wschodzie ta tradycja sięga bardzo zamierzchłych czasów rzymskich. Zimą wojen się nie prowadzi na tym terenie – mówi o obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie Abuna Kazimierz Gajowy.

Znajdujący się w Bejrucie Abuna Kazimierz Gajowy, prezes Fundacji Fenicja, komentuje najnowsze wydarzenia w stosunkach syryjsko-izraelskich. We wtorek w pobliżu Damaszku obrona przeciwlotnicza pierwszego z wymienionych państw odpierała atak powietrzny drugiego. Izrael nie podziela tej wersji wydarzeń stwierdzając, że bronił się przed pociskami z Syrii wystrzelonymi w kierunku jego terytorium.

Gość Poranka uważa, że działania obydwu krajów stanowią jedynie próbę sił i nie noszą znamion ostrzejszego konfliktu. Swoją opinię argumentuje długą obserwacją wydarzeń na Bliskim Wschodzie oraz regionalną, sięgającą jeszcze czasów rzymskich tradycją, w  myśl której zimą nie prowadziło się wojen.

Prezes Fundacji Fenicja mówi, że jednym z powodów napiętych relacji syryjsko-izraelskich jest decyzja prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa o opuszczeniu Syrii. Krok ten uważany jest za jedną z przegranych politycznych premiera Izraela Benjamina Netanjahu.

Gajowy odnosi się również do ogłoszonej trzy dni temu decyzji o samorozwiązaniu się izraelskiego parlamentu – Knessetu. Wskazuje na dwie interpretacje tego wydarzenia. Według jednej z nich ukazuje ono słabość rządu, natomiast według drugiego koalicja rządowa podjęła ten krok w celu wzmocnienia przez premiera Netanjahu swojego mandatu, głównie dla realizowania założeń polityki zagranicznej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Czeczen podejrzany o terroryzm i współpracę z ISIS zatrzymany w areszcie na trzy miesiące. Aresztowały go ABW i Policja

Choć od zatrzymania Alvi A., Czeczena związanego z ISIS minęły ponad dwa tygodnie, ABW i Policja informują o tym po wczorajszym zamachu w Strasburgu. Alvi A. zajmował się m.in. nielegalną migracją

Polskie specsłużby nie mają wątpliwości, że złapały powiązanego z tzw. Państwem Islamskim terrorystę, który – co ma być udokumentowane – walczył po stronie ISIS na Bliskim Wschodzie. Miał również działać w organizacjach terrorystycznych w Turcji i Syrii.

Zatrzymano go w Polsce 28 listopada dzięki współpracy funkcjonariuszy Policji i ABW. Zgodnie z decyzją Sądu został aresztowany na trzy miesiące.

Stanisław Żaryn, rzecznik prasowy Ministra Koordynatora Służb Specjalnych zapewnia również, że Czeczen już na terenie Polski utrzymywał kontakty z osobami o radykalnych poglądach. Także te osoby zostały wcześniej uznane za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i były poddane obserwacji. Część z nich została już z Polski deportowana w ostatnich miesiącach.

W Polsce Alvi A. zajmował się wsparciem logistycznym organizacji terrorystycznych w Unii Europejskiej, choć główny zarzut pod jakim obserwowały go polskie służby to organizowanie nielegalnej migracji.

– Mamy świadomość, i to jest kolejna historia, która tego dowodzi, że Polska jest częścią świata zagrożonego terroryzmem. Polska ma odpowiednie narzędzia, tutaj głównie służby mają odpowiednie metody pracy, żeby to zagrożenie terrorystyczne neutralizować – mówi Stanisław Żaryn.

Wobec cudzoziemców podejrzewanych o związki z terroryzmem ABW może prowadzić niejawnie podsłuchy, sprawdzać ich korespondencję, w tym również elektroniczną. Oprócz odcisków palców i wizerunku twarzy od cudzoziemców będzie można pobierać materiał biologiczny do badań DNA.

Uprawnienia służb specjalnych w tym zakresie krytykowały organizacje społeczne zajmujące się prawami człowieka.

Waszczykowski o spotkaniu Trump – Putin: Nie doszło do „Małej Jałty”. To było spotkanie rozpoznawcze

– Dobrze, że przywódcy się ze sobą spotykają – twierdzi minister. A histeria po spotkaniu przywódców w Helsinkach spowodowana jest w dużej mierze przez niezaspokojenie oczekiwań niektórych środowisk.

Gość Poranka WNET z  odniósł się do komentarzy w światowych mediach na temat spotkania Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Były minister uważa, że w dużej mierze krytyka po spotkaniu na szczycie w Helsinkach spowodowana jest „samym” istnieniem Trumpa i tego, że wygrał on wybory. Krytyka ta ma pochodzić głównie ze środowisk liberalno – lewicowych.

Drugim powodem, jaki podaje Witold Waszczykowski jest niezaspokojenie różnorakich oczekiwań obserwatorów. Jedni wyczekiwali drugiej Jałty, inni zaś stanowczego potępienia działań Rosji na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, czy odniesienia się do kwestii budowy gazociągu Nord Stream II.

– To było spotkanie rozpoznawcze – oznajmił.

Natomiast, kwestionowanie wiarygodności amerykańskich służb specjalnych, według byłego ministra, wpisuje się w wewnętrzną dyskusję USA na temat prezydentury Trumpa i jego polityki, głównie gospodarczej, która prowadzona jest na przekór interesom części amerykańskiej elity oraz pewnym kręgom Europy Zachodniej.

Dalej Witold Waszczykowski zapewnia, że z punktu widzenia Polski  w spotkaniu Trumpa z Putinem nie ma nic niepokojącego. Odbyło się ono zaraz po równie ważnym szczycie NATO, gdzie zdecydowano o przyszłości obrony europejskiej przez siły sojusznicze i powołano kolejne dowództwa, wzmacniające obronę Wschodniej Flanki NATO.

– Na spotkaniu w Helsinkach problemy Europy Wschodniej nie były przedmiotem rozmów czy jakiegoś porozumienia i interesów – przekonuje – Głównym tematem był kompleks wydarzeń na Bliskim Wschodzi; przyszłość Syrii i relacji z Iranem.

W dalszej rozmowie minister wyjaśniał rolę polityki Iranu i Izraela, jej znaczenie na Bliskim Wschodzie oraz relacji tych państw ze Stanami Zjednoczonymi. Iran ma wielorakie ambicje, które stoją w sprzeczności z interesami USA. Natomiast Izrael zdaje się być naturalnym sprzymierzeńcem Donalda Trumpa.

lk

Caritas: Blisko 8 mln. spośród 13 mln Syryjczyków pozostaje bez podstawowej pomocy humanitarnej

Wojna w Syrii pochłonęła już pół miliona ludzkich żyć. Ludzie uwięzieni w oblężonych miastach, bez środków do życia, odcięci od pomocy przeżywali dramat. Rośnie również znieczulenie na ich los.

Caritas Polska zaprezentowała wstrząsający raport o aktualnej sytuacji w Syrii.  Wedle zawartych w nim danych, m.in. 35% populacji nie ma dostępu do wody pitnej, a 10,5 mln osób głoduje, a 82% dzieci musi pracować, aby wesprzeć budżet rodziny.

Caritas Polska, którego czołowym programem pomocowym jest „Rodzina Rodzinie” prowadzi również szereg projektów rozwojowych, mających na celu przywrócenie normalnych warunków życia i rozwój przedsiębiorczości.

Michał Żakowski, który powiedział konferencję opowiedział o braku wsparcia dla osób, które chcą odbudować Syrię: – Wszyscy w pewnym momencie zaczynają zapominać. Jak byłem tam w grudniu nagle się okazało, że Władimir Putin obwieścił światu, że jest koniec wojny. W związku z tym większość organizacji międzynarodowych stwierdziło „to kończymy pomoc”

 

Ks. Marcin Iżycki, dyrektor Caritas Polska, odnosząc się do raportu, przyznał, że jest zszokowany jego liczbami: – Osiem milionów osób pozostaje bez pomocy humanitarnej. Osiem milionów osób codziennie musi zmagać się z najbardziej podstawowymi problemami, jak przeżyć kolejny dzień, co zjeść, w co się ubrać, jak ogrzać swoje mieszkanie czy to co z niego pozostało.

Zwrócił również uwagę, że ta wojna trwa już dłużej niż trwała II Wojna Światowa, a skala pomocy dla Syrii wymagała zmian struktury Caritas Polska. Zaznaczył również, że wszystkie podjęte działania maja wsparcie papieża Franciszka. „Na koniec chciałbym podziękować wszystkim darczyńcom programu Rodzina Rodzinie, wszystkim ludziom dobrej woli, bo tylko dzięki nim możemy ten program prowadzić i pomagać mieszkańcom Syrii”.

 

Dane raportu przedstawiła Sylwia Hazboun przedstawiła raport. Przypomniała również historie konfliktu, który rozpoczął się w marcu 2011 roku, a sami Syryjczycy nie wiedzą kto z kim walczy, ponieważ ścierają się ze sobą również ugrupowania opozycyjne. Z terenów Syrii uciekło 5,5 mln osób z czego 5,3 mln z nich mieszka w krajach ościennych Syrii, a 6,1 mln osób jest uchodźcami wewnętrznymi w Syrii. 69% Syryjczyków żyje w skrajnym ubóstwie, czyli za mniej niż 1,9 dolara dziennie. Ceny żywności wzrosły średnio o 800 % (chleb o 1000%).

Brakuje miejsc pracy, mieszkań, szpitali, ale także placówek szkolnych: – Mówi się o straconym pokoleniu (…) ponadto chociażby dzieci mogły chodzić do szkoły, to są zatrudniane.

Spadło również zainteresowanie wsparciem programu „Rodzina Rodzinie”: – Mogliśmy objąć pomocą tylko 4570 rodzin, czyli połowę, co się oczywiście wiąże z tym, że trzeba odmawiać pomocy ludziom, którzy nadal jej bardzo potrzebują.

 

W konferencji brał udział także abp Joseph Tobji, duchowny kościoła maronickiego z Aleppo. Wojna w sposób naturalny ma również wpływ na życie tamtejszych chrześcijan, a pomoc osobom dotkniętymi wojną jest praktycznym realizowaniem nauki Chrystusa. Emigrację dwóch trzecich chrześcijan określił jako krwawiącą ranę. „Myślę że liczba chrześcijan nadal będzie spadać” – stwierdził.

Opowiedział o codziennych problemach Syryjczyków, którzy znajdują się w strefach pokoju. Oprócz problemów gospodarczych, jak brak pracy, czy brak osób wykwalifikowanych w konkretnym zawodzie jest brak prądu, który jest wyłączany na kilkanaście godzin dziennie, co w połączeniu z brakiem młodych osób do pracy skutecznie uniemożliwia zakładanie firm. W Syrii nie ma również ubezpieczenia zdrowotnego i emerytur. Wojna wpłynęła również na obniżenie moralności tego konserwatywnego społeczeństwa.

 

Swoje pełne nadziei zdanie wyrazili również przedstawiciele Hope Center – ośrodka monitorującego z siedzibą w Aleppo, z którą Caritas współpracuje od stycznia 2018 roku.

Safir Salim opowiedział historię starszej kobiety, która zmarła, bo nie było przy niej nikogo kto mógłby jej pomóc. Przedstawił również historię swojej rodziny. „Kiedyś dzieci radośnie krzyczały widząc samolot. Dzisiaj się boją”

 

Freddy Yousef stwierdził, że w tej wojnie krzyczał Bóg, krzyczał do sumień ludzi w Syrii i na całym świecie. Wyraził również przekonanie że to wolą Boga jest, aby chrześcijanie pozostali w Syrii.

 

Chrześcijanie nadal są najbardziej prześladowaną religią na świecie – rozmowa z ks. prof. Waldemarem Cisło [VIDEO]

– Armia Izraelska pokazała swój poziom humanitaryzmu, strzelając do dzieci oraz ostrzeliwując szkoły i szpitale – Powiedział ks. Waldemar Cisło w Poranku WNET.

Według nowego raportu o prześladowaniach Chrześcijan na świecie, średnio co 5 minut ginie jeden Chrześcijanin. Choć jest to zauważalna poprawa (poprzedni raport wskazywał na męczeńską śmierć co 3 minuty), to Chrześcijanie wciąż są najbardziej prześladowaną religią na świecie. Ks. Waldemar Cisło, przewodniczący polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie, przedstawił statystyki: „Pamiętamy liczby, które prezentował stały przedstawiciel Watykanu przy ONZ, które mówiły o 170 tysiącach ofiar, ostatnie dane są nieco lepsze 105 tysięcy chrześcijan jest zabijanych rocznie.”

Ks. Waldemar Cisło opowiedział również o innych przykładach łamania praw człowieka, szczególnie w Arabii Saudyjskiej. Również kraje Unii Europejskiej oraz innych krajów zrzeszonych w organizacjach międzynarodowych, ks. Cisło określił jako, te, które mają „usta pełne frazesów”.

– Kiedy przedstawiciele największych kościołów z Syrii i z Iraku byli w parlamencie Europejskim, to wyjechali zażenowani poziomem wiedzy i poziomem dyskusji, która tam panowała. Działo się to obliczu wypędzenia z okolic Mosulu około stu tysięcy Chrześcijan. (…) Odpowiedź jednego z „bardziej wykształconych” eurodeputowanych brzmiała: „To po co oni tam jeżdżą”.

Ksiądz odnosząc się do praw człowieka przytoczył również sytuację z roku 2014, która dotyczyła Jazydek i chrześcijanek, były one porywane i sprzedawane na rynku w Mosulu jako niewolnice seksualne, a na szyjach miały powieszone kartki z ceną. Istniały grupy ludzi którzy wykupowali te kobiety aby im pomóc. Najmłodsza wykupiona niewolnica seksualna miała 5 i pół roku.

Sytuacja w Syrii od lat się nie polepsza, ludzie nie mają pracy, więc rodzinom brakuje pieniędzy do życia. „Pensja spadła dwunastokrotnie w porównaniu do tej przed rozpoczęciem wojny”- w efekcie brakuje pracy, a do utrzymania rodziny trzeba mieć je dwie powiedział ks.Waldemar Cisło, podkreślając rolę pomocy humanitarnej świadczonej przez PKWPCaritas.

Ksiądz odniósł się również do sformułowań uznających prezydenta Syrii jako winnego wojny, jako nieprawdziwe. Przypomniał słowa biskupa Syrii, który apelował o pozwolenie Syrii na życie w pokoju oraz wypowiedź rosyjskiego generała, który przyznał, że przez Syrię miano poprowadzić ropociąg i gazociąg, który ominąłby Rosję.

Gość Poranka WNET bardzo zdecydowanie odniósł się również do działań Izraela, które uważa za nieludzkie i przerażające:„Armia Izraelska pokazała swój poziom humanitaryzmu, strzelając do dzieci, ostrzeliwując szkoły i szpitale. Oczywiście jest to teren wojny ale strzelanie do dzieci, ostrzeliwanie szkół i szpitali i potem każda forma krytyki jest uznawana za antysemityzm, więc bądźmy realistami. Opinia międzynarodowa powinna zejść do poziomu właściwej dyskusji nad tym co robi Izrael. Zresztą nie tylko u siebie w kraju ale też w krajach ościennych.”

 

MW/WJB

Widziałem, jak Syria się zapaliła/ Antoni Opaliński rozmawia z misjonarzem Zygmuntem Kwiatkowskim, „Kurier WNET” 47/2018

Chrześcijanie obawiali się bliższych kontaktów z muzułmanami, bo byli słabsi prawnie. Stąd wielkie rody chrześcijańskie stawały się muzułmańskimi. Dlatego chrześcijaństwo się stopniowo wycofywało.

Antoni Opaliński
Zygmunt Kwiatkowski SJ

Widziałem, jak Syria się zapaliła

Z ojcem Zygmuntem Kwiatkowskim SJ, misjonarzem, który ponad trzydzieści lat pracował na Bliskim Wschodzie, autorem książki Za Daleki Bliski Wschód (Wydawnictwo Święty Wojciech, 2017), w której opisuje swoje doświadczenia i początek wojny w Syrii, rozmawia Antoni Opaliński.

Spotykamy się w Warszawie, w klasztorze Jezuitów przy sanktuarium św. Andrzeja Boboli. Ojciec przyjechał, aby odprawić mszę świętą w języku arabskim.

Tak jest, raz w tygodniu przyjeżdżam do Warszawy z intencją, aby spotkać się z osobami, które znają język arabski, a także z Polakami, którzy mają związek z Bliskim Wschodem, szczególnie z Syrią.

Jak wiele osób przychodzi na taką mszę w Warszawie?

Dwadzieścia kilka osób, to jest mała grupa… po mszy świętej jest spotkanie, oni potrzebują takich spotkań w swoim gronie.

Z jakiego okresu pochodzą teksty liturgii w języku arabskim?

To jest liturgia, która była najczęściej praktykowana przeze mnie w Syrii; to jest liturgia w obrządku łacińskim, ale w języku arabskim. Będąc w Syrii, odprawiałem również mszę w obrządku bizantyjskim i maronickim. Jednak okazało się, że prostota liturgii łacińskiej jest najbardziej do przyjęcia na co dzień, a dla mnie najbliższa. Podobną mszę mamy w Łodzi, co tydzień w czwartki. Nazywam to mszą ze św. Charbelem.

Cały czas słyszymy o kolejnych etapach konfliktu w Syrii. Jakie są korzenie tej wojny i dlaczego trwa tak długo?

Podoba mi się pytanie o korzenie. Na ogół sądzi się, że wszystko już wiemy i tylko myślimy o rezultacie, a więc – jak pomóc tym ludziom. Tymczasem konieczne jest zapytanie, skąd to się bierze? Najprościej mówiąc, tak samo jak przy niedomaganiach fizycznych, czymś zasadniczym jest diagnoza, żeby później odbyło się leczenie. Mam duże przekonanie – i to sprawia ból – że tyle cierpienia, taki bezmiar katastroficznych skutków tej wojny, i w zasadzie nikt nie wyjaśnił, jakie są przyczyny. Najpierw optymistycznie mówiono, że to jest wiosna arabska, że to jest coś dobrego, że zaraz zobaczymy tego owoce, zakwitnie, zazieleni się, będzie demokracja i postęp… Tym bardziej, że to jest rejon, który obfituje w bogactwa naturalne. Skądinąd wiadomo – nie jesteśmy naiwni – że tam się koncentrują te główne wektory polityczne, że tam jest obecny i Wschód, i Zachód, albo – jeśli tak wolimy powiedzieć – Rosja i Stany Zjednoczone. Plus potęgi regionalne – a więc Izrael, Iran, Turcja, a więc Arabia Saudyjska. Zaangażowana jest polityka światowa. Tym bardziej to jest przykre, jeśli chodzi o Syryjczyków. Bo patrzy się na nich jak na ludzi, którzy zafundowali sobie taki bałagan, bili się między sobą i w efekcie musimy im pomagać. Tymczasem oni chcieliby pokoju i jest dużo znaków porozumienia się. Przecież oni nie byli jedynym podmiotem, który jest odpowiedzialny za to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. I teraz widać, że to nie w ich gestii jest zakończenie tej wojny. Ludzi myślących to nie dziwi, bo świat jest coraz bardziej globalny i liczą się przede wszystkim globalne potęgi. I tu jesteśmy u źródeł konfrontacji, próby sił, jakiegoś ustalania tego, co nawet oficjalnie nazywano Nowym Porządkiem Świata, ogłoszonym jeszcze przez prezydenta Busha. Ten świat jest jakoś porządkowany; to oczywiście jest eufemizm, to porządkowanie raczej przypomina trzęsienie ziemi – to jest po prostu wojna, bez owijania w bawełnę.

Ksiądz spędził w Syrii ponad trzydzieści lat. Jak tam się żyło? Rządy były raczej surowe…

Ks. Zygmunt Kwiatkowski SJ | Fot. Wydawnictwo Święty Wojciech

Najpierw osobiście – to był kraj, do którego nie miałem wielkiego sentymentu i nigdy nie myślałem, że tam pojadę. Pojechałem, ponieważ zostałem wysłany na misję, wcale nie chciałem tam się udać. Rok 1982 w Polsce to był rok intensywnej pracy, byłem duszpasterzem akademickim na KUL-u, w środowisku lubelskim wrzało: bardzo dużo ciekawych ludzi, zaangażowanych, zatroskanych o Polskę, chcących coś robić. A więc widziałem, że jest potrzeba, podobała mi się ta praca. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z tego, że mam 37 lat. Zaczynać język, który jest zupełnie obcy… ja już miałem dosyć studiowania. Studiowałem, zanim wstąpiłem do zakonu, później w zakonie. I rzeczywiście, pojechałem do tego kraju jak na pustynię, nie znając języka arabskiego, słabo znając język francuski. Żeby poznać arabski, trzeba było dużo energii i równocześnie wyciszenia poza aktywnością szkolną. To, co mnie pociągało w tym kraju, to świadomość, że jestem blisko Ziemi Świętej, że to jest ziemia biblijna, Damaszek i nawrócenie Szawła, który tam został Pawłem.

Z Biblii wiem, że monarchia Salomona sięgała jeszcze poza Damaszek, aż do Homs. Świadomość tego, że Kościół stamtąd się wywodzi, miała dla mnie znaczenie i to było coś pozytywnego. Później natomiast, o dziwo, to przyjaźnie, ludzie, szczerość tych przyjaźni sprawiły, że moje samopoczucie było dobre i odnalazłem się w tym kraju. To był kraj według naszych pojęć zacofany, ale istniał tam olbrzymi potencjał rozwoju i rzeczywiście nastąpiła kolosalna zmiana, przy czym warte jest zauważenia, że nie zdradzili samych siebie, że ich tożsamość pozostała nienaruszona. To był rzeczywiście rozwój, nie tylko dlatego, że zaczęli dysponować wysokimi technologiami. Ale pozostali ludźmi – nie chcę powiedzieć, że byli święci – ale ludźmi, którzy nie gardzili świętością. Szczególnie widziałem ten rozwój wśród chrześcijan, którzy byli dumni z tego, że świat Zachodu jest im bliski, a z drugiej strony nie utożsamiali się z wyraźnie negatywnymi znamionami tej cywilizacji. Byli do nich krytycznie ustosunkowani – mówię o Syryjczykach w ogólności. Oni bardzo dbają o rodzinę, mieli kontakty, wielu ludzi mieszkało w Europie, nie mówiąc o takich kontaktach, jak telewizja i internet. Sfera moralna była bolesna, i to coraz bardziej.

Początkowo chrześcijaństwo wniosło ze sobą szkolnictwo, szkolnictwo wyższe, szpitale, troskę o zdrowie. Tak więc kojarzyło się z postępem o ludzkiej twarzy. Później, kiedy pojawiła się telewizja satelitarna i dostęp do programów obscenicznych, do programów, które Syryjczyków szokowały, łatwo było kaznodziejstwu, które było przeciwko Zachodowi i chrześcijaństwu, udowadniać: zobaczcie, czym jest Zachód, co proponują nam tak zwani chrześcijanie. Ten szok miał duże znaczenie w przewartościowaniu: od aprecjacji i uznania dla kultury i cywilizacji zachodniej do niechęci i obawy, że ona może zniszczyć ich środowisko moralne i wartości, którymi żyją.

Jak w porównaniu z Polską wygląda poziom ich wiary, staranność liturgii, świadomość historii Kościoła?

To jest bardzo ciekawe i pewnie związane również z ich charakterem. Bo z jednej strony widziałem nadzwyczajne symptomy przywiązania do swojej tradycji. Chciało im się uczyć języka liturgicznego, np. aramejskiego, albo u Koptów – koptyjskiego. Powtarzali całe frazy i mieli tę radość, że mogą modlić się w tym języku, który na co dzień nie jest używany. Z drugiej strony widziałem nadzwyczajną wolność wewnętrzną. Oni nie mili kłopotu, żeby pójść do kościoła o innym rycie i tam uczestniczyć w modlitwie. W naszym Centrum, które prowadziliśmy w kilku miastach – byli z nami na co dzień, ale w czasie świąt całą rodziną chodzili do swojego kościoła. Nie było kwestii, czy są związani z kościołem syriackim, maronickim czy prawosławnym. Przychodzili do nas ze względu na konferencje, na formację, na udział we wspólnotach czy grupach, na inicjatywy, które tam były podejmowane. Uważam, że to było zdrowe podejście. Na tym powinien polegać dialog, żeby nie wykorzeniał ze swojej tradycji, ze swojego Kościoła, ale z drugiej strony nie zamykał też, nie patrzył takim krytycznym wzrokiem na tych, którzy są odmienni. Stąd, jeśli mowa o tym, jacy oni są: z jednej strony przywiązani do tradycyjnych modlitw, z drugiej strony mają łatwość, żeby zaakceptować nową propozycję.

Jak układały się stosunki chrześcijan z muzułmanami? Ojciec był świadkiem tego przez wiele lat.

Odpowiedź jest łatwiejsza, jeśli ktoś wie, na czym polega ideologia multikulti. To było bardzo atrakcyjne – wszyscy jesteśmy bliscy, wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy się nawzajem szanujemy… a sprawa religii i wierzeń – to jest sprawa prywatna, o tym się nie mówi, o tym nie powinniśmy mówić, bo to dzieli… Tymczasem okazało się, że w Europie to się nie sprawdziło. W sferze idei ładnie się prezentowało, ale wiara u człowieka o aspiracjach wewnętrznych i orientacji życiowej idzie dalej niż sprawy praktyczne – nie jest tylko sprawą prywatną, ona promieniuje poprzez osobowość, obojętnie, czy jest on w świątyni, czy sam w swoim pokoju, na wakacjach czy w pracy. Szczególnie u muzułmanów są pewne nakazy, żeby eksterioryzować wiarę, dotyczące stroju czy jedzenia. Oni nie mają żadnego problemu, żeby modlić się w parku na trawie czy w innych miejscach użytku publicznego. Czyli nie dało się tego zamknąć tylko w sferze prywatnej. I nie tylko praktycznie. Z antropologicznego punktu widzenia zamknięcie religii w sferze prywatnej to jest ograniczenie, coś, co blokuje osobowość człowieka. Wschód posiada pod tym względem inne doświadczenie. Niedawno ukazała się książka, która jest wywiadem z patriarchą maronitów, kardynałem Becharą Raim. Pierwszy raz spotkałem się ze sformułowaną w takim wymiarze propozycją, jak Kościół Wschodni widzi współżycie między różnymi wspólnotami świeckimi i religijnymi. To zdawało egzamin. I to niesie więcej szacunku do człowieka.

Okładka książki o. Zygmunta Kwiatkowskiego SJ

Nie mówię tu o spojrzeniu muzułmańskim, bezpośrednio związanym z Koranem. Tam wyraźnie są dwie kategorie ludzi – wierzący i niewierni – nie niewierzący, ale właśnie niewierni. I ten niewierny jest człowiekiem drugiej kategorii, a jego prawa są ograniczone. Ale ja mówię o spojrzeniu chrześcijańskim, które respektuje odrębność religijną drugiego człowieka i uznaje za coś naturalnego wspólnoty, które posiadają swoją wiarę i jednocześnie są członkami tej samej zbiorowości narodowej, tworzą określony naród i państwo, w związku z czym przekonania religijne drugiego człowieka zasługują na szacunek.

Rzeczywiście ja to widziałem: w czasie świąt chrześcijańskich muzułmanie odwiedzali rodziny czy składali życzenia w miejscu pracy. Tak samo zachowywali się chrześcijanie w okresie ramadanu – bez żadnego nacisku, bo w Syrii nie było obowiązku jego przestrzegania. W niektórych krajach, jeżeli ktokolwiek podczas ramadanu w dzień spożywa jedzenie, jest traktowany jak przestępca. Natomiast chrześcijanie w Syrii z własnej inicjatywy nie pili w pracy kawy czy herbaty, ewentualnie gdzieś dyskretnie, żeby wspierać muzułmanów, być solidarnymi z ich postem. Nieraz byłem w Syrii uczestnikiem takich spotkań, gdzie nawet biskup i księża organizowali kolację ramadanową dla duchowieństwa muzułmańskiego. To nie był ani przymus, ani teatr, tylko wyraz szacunku dla kogoś drugiego.

Bardzo często na uniwersytecie, jak chrześcijanie byli w swojej grupie i przychodzili muzułmanie, to oczywiście byli życzliwie przyjmowani: „witamy naszego brata w wierze”. Dopiero później zrozumiałem, że chodziło o to, żeby dać znać, żeby nikt z obecnych nie powiedział czegoś nieprzyjemnego. To był wyraz szacunku, a jednocześnie obawa, żeby nie zapaliła się iskra konfliktu, wzajemnej niechęci. To się wyczuwało, że kwestia przynależności do wspólnoty religijnej jest istotna. Oni od razu to widzą: jak dziewczyna jest zakwefiona, to wiadomo, że muzułmanka; jeżeli ma odkryte włosy to chrześcijanka. Poza tym pewne imiona mają tylko muzułmanie, inne chrześcijanie, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Jeżeli imię jest neutralne, to wystarczy kilka zdań i już się orientują i wiedzą, jak rozmawiać. Czyli jest w tym wszystkim element obcości, ale ja bym tego nie wyolbrzymiał.

A jak to się przekładało na sytuację prawną, bo jednak chrześcijanie byli w mniejszości, nawet jeżeli pod pewną opieką państwa?

Ponieważ źródłem prawodawstwa w Syrii był Koran, więc pewne elementy prawa były dla chrześcijan krzywdzące. Ogólnie – muszę to jeszcze raz podkreślić – było dużo szacunku i wzajemnej życzliwości. To wpływało na pewną kulturę, która była przez wszystkich przyjmowana i praktykowana. Stąd życie w Syrii i kontakty z Syryjczykami były bardzo przyjemne. Poza tym byli bardzo gościnni. Bardzo często w autobusie, kiedy chciałem płacić za bilet, przychodził konduktor i mówił, że już ktoś zapłacił. Ot dlatego, że jestem cudzoziemcem.

Przede wszystkim prawo małżeńskie i rodzinne były regulowane przez prawo religijne. Nie byłoby problemu, gdyby chrześcijanie mogli żyć po chrześcijańsku, muzułmanie po muzułmańsku. Ale prawo państwowe musi regulować też kwestie pomiędzy odmiennymi wspólnotami religijnymi. I tutaj muzułmanie byli górą. Najbardziej drastyczne kwestie to takie, że jeśli chrześcijanin chciał poślubić muzułmankę, musiał zmienić religię i zostać muzułmaninem. Nieraz tak się dzieje – nie dlatego, że ktoś planuje, że ożeni się z muzułmanką, tylko po prostu się zakocha. Wtedy jest zgroza, bo taki chrześcijanin, nie mając najmniejszej ochoty, żeby być muzułmaninem, jest do tego zmuszany. Natomiast muzułmanin może swobodnie ożenić się z chrześcijanką i nie tylko nie musi zmieniać religii, ale też jego dzieci będą wręcz pilnowane, żeby były muzułmanami. Chrześcijanka może pozostać chrześcijanką, jeśli poślubi muzułmanina, ale on może poślubić drugą i trzecią, i kolejną żonę, i może się z nią rozwieść. Ona, nawet pozostając jego jedyną żoną, nie ma możliwości dziedziczenia. Takie elementy sprawiały, że chrześcijanie obawiali się bliższych kontaktów z muzułmanami, ponieważ byli słabsi prawnie. Stąd, takie jest doświadczenie historii, wielkie rody, początkowo chrześcijańskie, stawały się muzułmańskimi. Dlatego chrześcijaństwo się stopniowo wycofywało.

Najpierw byłem oburzony na to, że chrześcijanie boją się muzułmanów, tworzą coś w rodzaju getta. Później zrozumiałem, że to ma znaczenie. Boją się dalej idących relacji i przyjaźni ze względu na dzieci. Żeby się nie zdarzyło, że syn zakocha się i wtedy prawo zmusza go do tego, żeby stał się muzułmaninem, a jego rodzina muzułmańska.

I od tego świata, w którym, mimo nierówności prawnej, chrześcijanie żyli w pewnej harmonii, przeszliśmy do wojny i groźby zagłady wspólnot chrześcijańskich. Jak to się stało?

No właśnie, byłoby śmieszne mówić teraz: myśleliśmy, że będzie wiosna, a nadeszła zima. Widziałem, że stosunki z muzułmanami były dobre. Co więcej, przyjechał Jan Paweł II i Syria, która jest w większości muzułmańska, przyjęła go z wielkim szacunkiem. Niektórzy mówili do nas: „jesteście szczęśliwi, że macie takiego przywódcę”; mówili, że światło biło z Jego twarzy.

Niedawno słynna mistyczka Myrna Nazzour zapytana, jakiej Syrii pragnie, odpowiedziała: takiej, jaką była. My nie chcemy państwa chrześcijańskiego, choć nieraz nam się proponuje kanton chrześcijański. Niech wróci to, co było, byle był szacunek. I to mówiła kobieta, która wiedziała o tych nierównościach, np. o takich, że chrześcijanin nie może zostać prezydentem. Ale chrześcijanie w tym kraju byli szanowani, respektowani, mogli się uczyć. Bardzo dbali o wykształcenie, wiedzieli, że to jest ich ostoja.

Ale w to wkradł się element ideologiczny i pieniądze. Syryjczycy wiedzieli, czym jest wojna w Iraku; w Syrii było dwa miliony Irakijczyków. Wiedzieli, co się stało z Irakiem, jaka tam nastąpiła olbrzymia katastrofa. Pojawiły się protesty i wcale nie ukrywano, że były one opłacane, ktoś za to płacił. Za każdy protest, który wychodził z meczetu, płacono każdemu pięćset albo tysiąc lirów. Chrześcijanki mówiły, że słyszały od muzułmańskich sąsiadek: „teraz mam dobrze, bo moi synowie pracują, chodzą na te pokojowe protesty, otrzymują pieniądze, już kupiłam lodówkę” itd.

Sam widziałem, jak rebelianci w maskach, z karabinami zatrzymali autobus. Jeszcze wtedy się uratowałem, bo to nie była „kreska” na cudzoziemców. Nawet nie wiem, czy mnie rozpoznali. Oni szukali młodych ludzi, którzy mogli być żołnierzami po przeciwnej stronie. Później, wychodząc, powiewali banknotem i mówili: „jak dojedziecie do miejsca zamieszkania – w całej Syrii są protesty i za każdy płacimy pięćset albo tysiąc lirów”. To były pieniądze za pokojowe manifestacje, które potem okazały się niezbyt pokojowe.

Płacone przez kogo – Arabię Saudyjską, Turcję, Amerykę, Rosję, Europę?

Myślę, że dobrze, jak zakończymy nasze spotkanie tak, jak rozpoczęliśmy. Uważam, że to jest dobre pytanie, które jest konieczne. Nie należy tylko klajstrować i myśleć, jak pomóc. Trzeba odpowiedzieć, skąd to się bierze. Kwestia odpowiedzialności jest ważna. Teraz w Polsce tak dużo się mówi o historii, o tym, że byliśmy ofiarami i nie można nas rozliczać jako sprawców. Jeżeli po siedemdziesięciu latach pytanie o przyczyny jest ważne, to tym bardziej Syrii nie można tylko pomagać i uspokajać, bo to może być zamiatanie pod dywan.

Kto to zapoczątkował, dlaczego została dokonana inwazja w Iraku, pod sfingowanym pretekstem? Wiadomo, że to jest newralgiczny punkt świata. Papież nie jest politykiem, ale kilkakrotnie powiedział, że to jest trzecia wojna światowa. To coś znaczy… Wojna hybrydowa. Jak przyjeżdżam do Polski, mam inną wrażliwość na wojnę na Ukrainie. U nas się przyjęło, że tam gdzieś jest problem. Ale to nie jest tylko problem Ukrainy. Ja widziałem, jak Syria się zapaliła, a miała się nie palić. Oni tego nie chcieli.

Jeżeli świat jest globalny, to wojna światowa nie musi być od razu z czołgami, czerwonymi gwiazdkami i innymi emblematami państw. W Syrii jest sto organizacji bojowych, które wydają się nie do opanowania. One reprezentują któreś z tych potęg. Nawet jeśli nie wprost, żołnierze tych państw uczestniczą w tej wojnie, a te potęgi nią kierują.

Wywiad został przeprowadzony w lutym br.

 

Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Zygmuntem Kwiatkowskim SJ pt. „Widziałem, jak Syria się zapaliła” znajduje się na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018,

wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Zygmuntem Kwiatkowskim SJ pt. „Widziałem, jak Syria się zapaliła” na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Szczątki ISIS znikają z Syrii. Może przeistaczają się w inną, równie okrutną formację, która odrodzi się w innym miejscu

To nie jest wojna domowa. Tu liczy się ropa naftowa – twierdzą nasi syryjscy rozmówcy. Dla chrześcijan z Syrii to Stany Zjednoczone są ich głównym wrogiem i władcą marionetek z Państwa Islamskiego.

Luiza Komorowska

Amal zdecydowała się opuścić swoją ojczyznę po czterech i pół roku wojny. Wspomina, że było to życie w ciągłym strachu i niepewności. Naokoło spadały wciąż bomby. Wraz z najbliższą rodziną trafiła do Polski. Mieszkają na południu Polski pod opieką instytucji związanej z Kościołem. Rodzina syryjskich chrześcijan bardzo polubiła nowe miejsce, mimo zdarzających się nieporozumień. (…)

– Polacy nie wierzą, że jesteśmy chrześcijanami. Chcielibyśmy im powiedzieć, że naprawdę nimi jesteśmy, a jeśli chodzi o muzułmanów, to nie wszyscy są terrorystami.

Umiarkowani muzułmanie nie akceptują terroryzmu. Poza tym Polacy uważają nas za przybyszów z dżungli, a my mamy dobre wykształcenie. Edukacja w Syrii jest obowiązkowa do dziewiątej klasy. (…)

Wyobrażenie tych, którzy tutaj przybyli, nieco minęło się z rzeczywistością, jaką zastali. Na drodze prawnej i administracyjnej pojawiały się trudności, by tu pozostać; nie wszyscy okazywali serdeczność, czasem wręcz dawało się odczuć niechęć. Bywa, że imigranci na status uchodźcy czekają bardzo długo, sprawy ciągną się miesiącami. Mimo to są bardzo wdzięczni wszystkim, którzy pomogli im się tu osiedlić.

– Mamy możliwość wyjazdu do Niemiec, jak inni Syryjczycy, ale wolimy zostać w Polsce. Podoba nam się tutaj, bo to „cichy i spokojny kraj”… tak jak Syria przed wojną. (…)

– Nie potrafisz sobie wyobrazić ogromu cierpienia, które znosiliśmy. Każdego dnia martwiłam się o swoje dzieci, że zostaną porwane w drodze na studia czy do pracy. – opowiada Hiba. Ona także nie chce zdradzać nazwiska z obawy o swoje bezpieczeństwo. W Polsce jest od trzech lat. Pochodzi z Homs, gdzie mieszkała i uczyła w szkole dzieci języka arabskiego. Wojna trwała już około czterech lat, kiedy pewnego ranka Hiba poszła do pracy jak co dzień – nie wiedząc, czy wróci. Samochód z ładunkiem wybuchowym eksplodował tuż przy szkole, w której uczyła. Zginęło więcej niż pięćdziesięcioro dzieci. Ich ciała, krew i plecaki w szczątkach spadały na pobliskie ulice, drzewa i domy. Po tym wydarzeniu nie mogła mówić przez dwa dni. Nie wytrzymała. (…)

– Gdyby tylko USA i Rosja zechciały skończyć tę wojnę, mogłyby to zrobić w każdej chwili. Ale to jest polityka, nie zrozumiesz tego. To nie jest wojna domowa. Tu liczy się ropa naftowa – twierdzą nasi syryjscy rozmówcy. Dla chrześcijan z Syrii to Stany Zjednoczone są ich głównym wrogiem i władcą marionetek z Państwa Islamskiego. Arabia Saudyjska, Katar, Turcja i Izrael są jego sprzymierzeńcami.

Fot. Pomoc Kościołowi w Potrzebie

Baszar al-Asad jako alawita zapewniał wolność i bezpieczeństwo zarówno chrześcijanom, jak i umiarkowanym muzułmanom. Opozycja wspierana przez USA to radykalni muzułmanie należący do sunnitów, którzy innym wyznaniom nie zapewnią podstawowych praw.

Ten obraz powtarza się w kolejnych rozmowach. Chrześcijanie z Syrii i misjonarze nie idealizują syryjskiego dyktatora, twierdzą po prostu, że jego rządy zapewniały bliskowschodnim chrześcijanom spokojne życie. Wojna przyniosła widmo zagłady dla wspólnot, których historia sięga często czasów apostolskich. Nasi rozmówcy nie wierzą, że atak chemiczny w Dumie został przeprowadzony przez siły rządowe – Asad nie byłby taki głupi, przecież wie, że wszyscy patrzą mu na ręce – przekonują chrześcijanie z Syrii, chroniący się w Polsce. Nasi rozmówcy kwestionują informacje z mediów. Sekwencja wydarzeń i krótki czas ich realizowania nie przekonuje o ich autentyczności. Nieudowodniony do końca atak chemiczny, komediowe odgrażanie się Donalda Trumpa na Twiterrze, ewakuacja bazy Rosjan i… rakiety lecą z amerykańskich okrętów. Specjaliści nazywają to wyreżyserowanym spektaklem. Wielu obserwatorów przypomina amerykańską inwazję na Irak, której towarzyszyły nigdy niepotwierdzone zarzuty posiadania przez reżim w Bagdadzie broni masowej zagłady. (…)

W Syrii nie giną tylko chrześcijanie, ale bombarduje się głównie ich dzielnice, gdyż stanowią najsłabsze ogniwo. Kiedy chce się zemścić na Zachodzie, uderza się w chrześcijan.

Geopolityczny kontekst przedstawił w Poranku WNET arabista Franciszek Bocheński. Jego zdaniem – niezależnie od tego, czy syryjski reżim użył broni chemicznej, czy nie – Amerykanie dążą do zniszczenia Syrii jako ostatniej pozostałości po „arabskim ruchu narodowym”. Z kolei Rosjanie bronią rządu w Damaszku jako przyczółka zapewniającego im obecność na Bliskim Wschodzie.

– Syria przed wojną była wzorcowym przykładem wzajemnych relacji różnych wyznań. To Europa wyhodowała największe ekstrema religijne – dodaje ks. Cisło – Nauczanie imamów w krajach naszego kontynentu nie było kontrolowane. Korzystali oni z przywilejów kraju, w którym gościli, jednocześnie nawołując do podbijania go.

Przed wojną w Syrii było ponad 20 mln mieszkańców. Do tej pory wyemigrowało 5 milionów. Według niemieckich służb 1–2 procent uchodźców to terroryści, natomiast libańskie służby twierdzą, że terrorystów jest nawet 5 procent.

Od 2013 roku Polska przyjęła 506 uchodźców z Syrii (dane na początek marca 2016). 348 wniosków zostało rozpatrzonych odmownie.

Cały artykuł Luizy Komorowskiej pt. „Wrócą, kiedy skończy się wojna – nie ich wojna” znajduje się na s. 8 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Luizy Komorowskiej pt. „Wrócą, kiedy skończy się wojna – nie ich wojna” na s. 8 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl