Aby przerwać drut, wystarczy go wyginać na przemian w przeciwne strony aż do skutku. Jak się to ma do ofensywy lewactwa?

Vladimir Volkoff radzi nie przyjmować do wiadomości niczego bez sprawdzenia, nabrać zwyczaju czytania gazet, z którymi się nie zgadza i zawsze zadać pytanie, komu dana informacja czy komentarz służy.

Herbert Kopiec

Znamienne, że encyklopedie i słowniki na Zachodzie ignorują termin ‘dezinformacja’. We Francji – pisze Vladimir Volkoff – zaczęto go używać dopiero w 1963 r. w kontekście pojęcia dezinformacja techniczna, oznaczającego metodę stosowaną przez tajne służby w celu ukrycia lub przekręcenia prawdziwych celów politycznych, ekonomicznych czy dyplomatycznych danego państwa. Samo słowo – informuje „Le Monde”– pojawiło się dopiero, kiedy KGB powołało specjalny wydział mający dezinformować co do rzeczywistych celów politycznych Związku Sowieckiego.

O ile Zachód usłyszał o dezinformacji dopiero w 1963 roku, określenie to figurowało już wcześniej w sowieckich słownikach i encyklopediach.

Okazuje się, że strategia rozszyfrowania dezinformacji jest dość prosta i oczywista, choć wymaga sporo czasu i mozolnego wysiłku. Kluczowe jest to – pisze V. Volkoff – że trzeba zdać sobie sprawę z samego istnienia dezinformacji, jej systematycznego i szkodliwego charakteru. Nie należy przy tym wpadać w paniczną manię dezinformacyjną, odrzucać każdą informację pod pretekstem, że może być ona fałszywa, podejrzewać wszystkich zatrudnionych w środkach masowej komunikacji, że są agentami wpływu.

V. Volkoff doradza przyjąć postawę skrupulatnej nieufności, nie przyjmować do wiadomości niczego bez sprawdzenia, nabrać zwyczaju czytania gazet, z którymi się nie zgadza, a czytając je, zawsze zadać pytanie, komu dana informacja czy komentarz służy. Należy sporządzić – pisze dalej V. Volkoff – listę wszystkich ważniejszych tekstów, artykułów czy emisji autorstwa osoby, którą zamierzamy analizować. W rubryce „ma” należy umieścić te z nich , które stoją w sprzeczności z polityką komunistyczną; w rubryce „winien” te, które są z nią zgodne. Wiele pozycji w rubryce „winien” wyda się opartych na niepodważalnych faktach; komuniści często rozpętują swe kampanie propagandowe na gruncie, na którym fakty zdają się potwierdzać słuszność ich słów (na przykład korupcja czy brak demokracji w jakimś małym kraju będącym celem komunistów). Jeśli jednak okaże się – konkluduje Volkoff – że rubryka „winien”, prokomunistyczna, jest przepełniona, podczas gdy „ma” prawie lub zupełnie pusta, to nawet jeśli nie będzie dowiedzione, że analizowana osoba jest agentem, wszystko świadczy o tym, że jej działalność jest pożyteczna dla ZSRS. (…)

Mimo że książka Volkoffa ukazała się prawie trzydzieści lat temu, nabiera nowej, niepokojącej aktualności. Czytamy w niej, że to, co nazywane bywa dezinformacją, obejmuje też demonstracje, strajki, zamieszki, mające zdyskredytować rządy i podkopać morale społeczeństw.

Skąd my to znamy? Z analizy sowieckiej polityki zagranicznej wynika, że szczególnie użyteczne są demonstracje. Mimo że nigdy nie są one spontaniczne, sprawiają takie wrażenie i zawsze odbijają się szerokim echem wśród opinii publicznej. Dobrze zorganizowana demonstracja może stworzyć całkowicie fałszywy obraz rzeczywistych nastrojów społecznych w danym kraju i przekonać niezdecydowanych. Demonstracja pod ambasadą amerykańską w Londynie (październik 1968 r.) przeciw wojnie w Wietnamie zgromadziła 6000 osób, podczas gdy pod ambasadą ZSRS przeciw agresji na Czechosłowację protestowało 7 osób. Dezinformacja, wykorzystując najprzeróżniejsze środki, zmierza do wmówienia pewnych określonych rzeczy zawsze za pośrednictwem massmediów.

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Przypowieść o wyginaniu drutu” znajduje się na s. 5 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Przypowieść o wyginaniu drutu” na s. 5 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jacek Ozdoba: Trzaskowski nie wyklucza startu w wyborach na prezydenta kraju. Chyba źle czuje się jako gospodarz stolicy

– Trzaskowski być może wystartuje w wyborach na prezydenta kraju. Świadczy to o tym, że źle czuje się w roli gospodarza stolicy. Samorząd to nie miejsce na kwestie światopoglądowe – mówi Jacek Ozdoba.

 

Jacek Ozdoba, radny Warszawy z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, komentuje udział prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego w sobotniej Paradzie Równości. Gość Popołudnia stwierdza, że lansowanie ideologii związanej ze środowiskami LGBT+ nie jest oficjalną polityką Warszawy. Zaznacza, że promowanie tej opcji światopoglądowej jest częścią strategii politycznej Platformy Obywatelskiej. Podkreśla, że skręt partii w lewo związany jest z jej konkurowaniem o głosy wyborców z „Wiosną” Roberta Biedronia.

Ozdoba przypomina także, że Trzaskowski nie wyklucza startu w wyborach na prezydenta Polski. Zdaniem radnego świadczy to o tym, że głowa stolicy źle czuje się w pełnionej przez siebie roli. Zwraca przy tym uwagę na fakt, że samorząd nie jest miejscem na poruszanie kwestii światopoglądowych, w tym tych niezgodnych z konstytucją.

Gość Popołudnia mówi również o szansach Koalicji Europejskiej w wyborach do parlamentu krajowego. Sądzi, że ugrupowania wchodzące w jej skład nie będą w stanie wystosować wspólnego programu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Czy Stalin dla Polaków jest bardziej do przyjęcia niż Bandera, a 9 maja jest dla Polski dniem zwycięstwa?

Polityków poznaje się po owocach ich pracy. Bywa, że ci, co odwołują się do haseł patriotycznych, faktycznie szkodzą swojemu krajowi, a odwołujący się do haseł narodowych – szkodzą swojemu narodowi.

Wlad Kowalczuk

Wyobraźmy sobie, że służby specjalne państw NATO zaczynają dzielić terrorystów na „prawdziwych”, którzy mają zakaz wjazdu do strefy Schengen, i tych, którzy są tylko ich „sympatykami”, po prostu spędzającymi z nimi wolny czas. I ci sympatycy dostają wszystkie niezbędne do wjazdu dokumenty i bez przeszkód podróżują po państwach strefy, obnosząc się z symboliką np. państwa islamskiego. Okazuje się, że ta political fiction jest dzisiaj realizowana. Chodzi o tak zwany rajd motocyklowy klubu Nocne Wilki, odbywający się pod nazwą „Drogi Zwycięstwa”. Członkowie tej kontrowersyjnej grupy motocyklowej już kolejny raz wjechali na terytorium Polski.

Dla nikogo, a tym bardziej dla Polaków nie jest tajemnicą że członkowie tego klubu, a zwłaszcza jego lider Aleksander Załdostanow, brali aktywny udział w aneksji Krymu i mają swoje przedstawicielstwa na okupowanym Krymie, w Doniecku i Ługańsku.

Załdostanow jest osobiście zaprzyjaźniony z Putinem. Sam przywódca Nocnych Wilków jest na liście osób niepożądanych USA i Kanady. Te fakty w żaden sposób nie przeszkadzają władzom Polski w wydaniu pozwoleń na wjazd członków nielegalnych zbrojnych ugrupowań działających na terenie sąsiedniej Ukrainy.

Jeszcze ciekawszy jest fakt, że podczas swojego rajdu przez Polskę Nocne Wilki używają zakazanej sowieckiej symboliki, żeby uczcić tych, którzy razem z nazistami dopuścili się okupacji Polski. Polska Straż Graniczna swoją decyzję motywuje tym, iż uczestnicy rajdu „Drogi Zwycięstwa” posiadają wszystkie niezbędne dokumenty do przekroczenia granicy Schengen. (…)

Niestety, pomimo ostrzeżeń i próśb ze strony polskich aktywistów i działaczy społecznych, w 2019 roku Polska ponownie bez żadnych problemów wpuszcza członków nielegalnych zbrojnych ugrupowań, wśród których są osoby, które brały udział w wojnie na Donbasie po stronie terrorystów, wspierają okupację sąsiednich państw i mają swoje przedstawicielstwa na kontrolowanych przez rosyjskich terrorystów terytoriach, motywując to tym, że ich dokumenty są w porządku.

Polski rząd stosuje podwójne standardy, zakazując wjazdu tym, którzy co prawda upamiętniają UPA we Lwowie czy w Kijowie w kontekście jej walki narodowo-wyzwoleńczej z sowieckim imperium, nie zaprzeczając przy tym jej krwawej karty w polsko-ukraińskiej historii, ale zamyka oczy na tych, którzy otwarcie upowszechniają symbolikę sowieckich okupantów i czczą kata narodów – Stalina – na polskiej ziemi. Czy Stalin dla Polaków jest bardziej do przyjęcia niż Bandera, a 9 maja jest dla Polski dniem zwycięstwa? Widocznie dużo łatwiej opowiadać o niebezpieczeństwie ze strony ukraińskiego nacjonalizmu i szukać zagrożenia w ludziach, którzy krzyczą politycznie niepoprawne hasła na marszach, niż zauważyć, że realne zagrożenie jest po stronie tych, którzy biorą udział w zbrojnej agresji, okupacji i morderstwach na obywatelach sąsiednich państw.

Cały artykuł Wlada Kowalczuka pt. „Separatyści i putinowskie Nocne Wilki” znajduje się na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wlada Kowalczuka pt. „Separatyści i putinowskie Nocne Wilki” na s. 7 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Lisicki: Radykalna decentralizacja proponowana przez PO to droga do zniszczenia państwa

Paweł Lisicki mówi o ostatnich działaniach i deklaracjach opozycji oraz o tym, dlaczego pozycja partyjna Grzegorza Schetyny jest mocna, mimo jego błędów.

Lisicki stwierdza, że gdańskie wystąpienie Donalda Tuska z okazji 30. rocznicy wyborów kontraktowych w Polsce było „Bardzo słabe, merytorycznie puste, politycznie bez znaczenia”.

Pomysł tak daleko idącej decentralizacji państwa wydaje mi się zwyczajnie szkodliwy i uderza w interes Polski.

Gość WNET odnosi się do 21 postulatów przedstawionych przez związanych z Platformą prezydentów miast. Wśród nich są pomysły zastąpienia senatu izbą samorządową i likwidacji urzędów wojewódzkich i wojewodów. Lisicki wyraża obawę, że ich realizacja oznaczałaby kapitulację, już osłabionego państwa narodowego, które jest ostatnią obroną polskiego społeczeństwa przed samowolą międzynarodowych korporacji.

Schetyna pozabezpieczał się na różnych frontach, kontroluje cały czas grono swoich zaufanych, którymi obsadził najważniejsze stanowiska i w związku z tym zagrożenie dla niego jest niewielkie.

Redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” ocenia także możliwą roszadę w Platformie Obywatelskiej. Gdyby w zamian za Grzegorza Schetynę liderem Platformy Obywatelskiej zastałby Rafał Trzaskowski, to mógłby się on wyżej plasować w rankingach zaufania, ale jego skrajnie lewicowe poglądy odstraszałyby wyborców, którzy nie chcą w Polsce rewolucji obyczajowej.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.P.

„To nie jest święto Okrągłego Stołu. To jest propaganda!” – mówi Krzysztof Wyszkowski w Popołudnie Wnet 03.06.2019r.

Krzysztof Wyszkowski – polski polityk, publicysta, działacz opozycji w PRL, od 2016 członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej komentuje gdańskie obchody 4 czerwca 89′.

„To nie jest święto Okrągłego Stołu. To jest propaganda!” – mów Krzysztof Wyszkowski w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim.

„To są ludzie, którzy dzięki Okrągłemu Stołowi, dzięki sojuszowi z komunistami zajęli poważne pozycje polityczne”

„Po moim „koledze” z Solidarności, Lechu Wałęsie, spodziewam się wiele- może kosmos poruszy! Nada temu wydarzeniu wymiar epokowy – kulturowy. Wałęsa kosmiczny, nadkosmiczy – zielone ludziki mu po głowie chodzą! ”

Natomiast na pytanie czego spodziewać się po wystąpieniu Donalda Tuska, Wyszkowski kwituje krótko:

„Tusk powie co mu zadano, wygłosi lekcję, którą ktoś mu napisał i tyle.”

„To byłoby rewelacyjne gdyby jutro ujawniono skład Komisji Porozumiewawczej! Wiemy tylko tyle, że szefem ze strony Solidarności był Jacek Kuroń. Człowiek, który we Wrześniu 80 roku próbował zablokować powstanie Solidarności.” – dodaje Wyszkowski.


„Zakłamanie tego co tu się dzieje jest niesamowite!”


„Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm” / Jan Martini, „Kurier WNET” nr 59/2019

Pod względem środowiskowo-kadrowym (a kadry, wg klasyka, są najważniejsze) istnieje pełna kontynuacja. Beneficjenci transformacji ustrojowej 1945 r. są beneficjentami transformacji ustrojowej 1989 r.

Jan Martini

Upadek czy „upadek” komunizmu?

Zbliża się 30 rocznica dnia, który pewna aktorka – blondynka – ogłosiła zakończeniem komunizmu w Polsce.

Ponieważ dzień ten został uznany przez licznych myślicieli za najbardziej znaczące wydarzenie w tysiącletniej historii Polski, z pewnością w dziesiątkach artykułów poddane zostaną szczegółowej analizie przemiany społeczne, polityczne i gospodarcze ostatnich 30 lat. Ja zaś tym razem chciałem się skupić na moim indywidualnym „trzydziestoleciu”, ze szczególnym uwzględnieniem procesu wychodzenia z „matriksu”, w którym się znalazłem – zresztą w towarzystwie milionów rodaków. Wielu z nich, „nabitych w bańkę” informacyjną, prawdopodobnie nigdy się nie wyzwoli.

Pochodząc ze środowiska niedomordowanej inteligencji lwowskiej sądziłem, że jestem odporny na miazmaty komunizmu (lwowiacy poznali komunizm w najczystszej formie 5 lat przed resztą Polski), a moja matka – historyczka – na bieżąco korygowała mi „wiedzę” zawartą w podręcznikach do historii autorstwa Heleny Michnik (z „tych” Michników). Uczyli mnie w większości przedwojenni nauczyciele, którzy oprócz przekazywania wiedzy potrafili nauczyć logicznego myślenia i rozumienia związków przyczynowo-skutkowych.

Jak dałem się uwieść red. Michnikowi i jego drużynie?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto nakreślić rys historyczny. Komuniści zawsze wiedzieli, że „na początku było słowo” i doceniali wagę informacji. Jednak pod koniec lat pięćdziesiątych toporna propaganda autorstwa Żdanowa zaczęła tracić skuteczność. Dlatego polecono szefowi KGB Szelepinowi opracowanie nowej strategii informacyjnej. Nowe założenia „prop-agit” zostały zatwierdzone na jednodniowym 28 Kongresie KPZR w dniu 6 I 1961 roku jako element III Programu Partii.

Był to najważniejszy program sowieckiej partii komunistycznej, bo jego skutki wciąż trwają (jest realizowany do dziś, choć nie ma już ZSRR ani partii komunistycznej).

Zrezygnowano w nim z brutalnych represji jako nieefektywnych środków kontroli populacji, na rzecz „zarządzania postrzeganiem” i rozwoju agentury. Niepomiernie miała wzrosnąć rola funkcjonariuszy medialnych – dziennikarzy zatrudnionych przy przetwarzaniu informacji (dezinformacji) służących do manipulacji medialnych.

W Polsce w ramach nowej strategii w 1969 roku oddano do użytku Centrum Radiowo-Telewizyjne w Warszawie przy ul. Woronicza. Zgodnie z uchwałą Komitetu Centralnego PZPR, telewizja miała stać się głównym medium „umacniającym zaufanie społeczeństwa do partii i władzy ludowej”. Jednak u nas komuniści nie mieli monopolu na informację, gdyż Polacy powszechnie słuchali Radia Wolna Europa. Dzięki temu w latach osiemdziesiątych oficjalne media utraciły resztki możliwości oddziaływania na społeczeństwo i stały się kompletnie bezużyteczne jako kanał komunikacji między rządzącymi a rządzonymi. Wyrazem tego były tłumy demonstracyjnie spacerujących na ulicach o godzinie 19.30, w czasie emisji Dziennika Telewizyjnego. Aż nadszedł rok 1989, a wraz z nim zniesienie cenzury, powstanie „pierwszej niekomunistycznej gazety między Łabą a Pacyfikiem” i rozpasany pluralizm medialny.

Pluralizm dość szybko się skończył – pisma opozycyjne, nawet dobrze sprzedające się, nie były w stanie przetrwać bez reklam, których dystrybucja odbywała się przez tzw. domy mediowe, kierujące strumień pieniędzy do właściwych tytułów. Funkcjonariusze przygotowujący pierestrojkę skutecznie zabezpieczyli swój monopol informacyjny, ponieważ wiedzieli, że panowanie nad przestrzenią medialną jest niezbędne do osiągnięcia celów politycznych. Dlatego gen. Kiszczak w 1990 roku mógł mówić: „naszych przeciwników politycznych medialnie wdepczemy w ziemię”. Ale tego wówczas nie wiedzieliśmy. Ponadto błędnie sądziliśmy, że najbardziej zwalczani przez komunistów jako „ekstrema” Kuroń i Michnik są antykomunistami. Nie zorientowaliśmy się, że zwalczanie może służyć uwiarygodnieniu i to było wielkim osiągnięciem organizatorów pierestrojki.

Jako człowiek światły, w świecie bywały, nisko ceniący zaściankowość, zacofanie, parafiańszczyznę i ciasnotę horyzontów, a w dodatku będący długoletnim czytelnikiem „Tygodnika Powszechnego” (który pełnił rolę pisma koncesjonowanej opozycji), stanowiłem idealny target dla Michnika i jego kompanów.

Nic dziwnego, że wpadłem w łapy redaktora – destruktora polskiej wspólnotowości, piewcy indywidualizmu i otwartości (a pochodzącego z bardzo hermetycznego środowiska), który zajął miejsce Jerzego Urbana w roli wychowawcy Polaków. Nastąpił ciemny okres mojego życiorysu – zostałem czytelnikiem „Gazety Wyborczej” (kto nie był, niech pierwszy rzuci kamieniem). Muszę jednak stwierdzić, że antypolskie i antykatolickie trendy tego pisma były wprowadzane metodą salami, tak że czytelnicy dopiero po jakimś czasie orientowali się, dokąd prowadzi ich Redaktor. Mnie zaprowadził w szeregi Unii Wolności, partii będącej ugrupowaniem postsolidarnościowym (…) UW, zaliczana do ugrupowań centroprawicowych i określana często jako partia inteligencka, a jej członkowie opowiadali się za ideami konserwatywnymi, chrześcijańskimi, liberalnego centrum (Wikipedia o Unii Wolności).

Jako jedyny członek Zarządu Regionu Solidarności – więzień polityczny, w regionalnym oddziale Unii Wolności „robiłem” za „człowieka-legendę” i listek figowy, bo choć sporo było w UW solidarnościowców, to z czasem pojawiało się coraz więcej świeżo nawróconych komunistów (a każdy z „Gazetą Wyborczą” pod pachą). My, ludzie Solidarności, patrzyliśmy z sympatią na „synów marnotrawnych”, którzy zrozumieli swój błąd – w końcu nasz przewodniczący Balcerowicz też kiedyś był sekretarzem PZPR. Nie przeszkadzało nam, że człowiek kierujący sekretariatem regionalnym UW do niedawna zajmował analogiczne stanowisko w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Czyż nie pogodziliśmy się „jak Polak z Polakiem” przy okrągłym, suto zastawionym stole? Kiedyś po powrocie z półrocznego kontraktu za granicą dowiedziałem się, że ów sekretarz skreślił mnie z listy członków, ponieważ zalegałem ze składkami. I tak skończyła się moja przygoda z Unią Wolności.

„Wywrotowe” książki

Likwidacja cenzury niewiele zmieniła w funkcjonowaniu mediów, w których zasadnicza cenzura odbywała się zawsze na poziomie redakcji i dlatego długo mieliśmy dalekie od pluralizmu, jednolite, przemawiające sforą Michników media. Wyjątek stanowiła skromna „Gazeta Polska” i ubożuchne „imperium medialne” ojca Rydzyka. Jednak „zarządzanie postrzeganiem” i filtrowanie informacji jest niemożliwe w dobie internetu i wolnego rynku wydawniczego. Dlatego każdy mający ciekawość świata ma szansę na wydobycie się z medialnej bańki informacyjnej, gdyż wiedza, znajomość faktów jest najlepszą szczepionką na manipulacje medialne. W miarę poznawania nowych faktów zaczynają się one układać niczym mozaika w większą całość i w końcu możemy doznać iluminacji (być może niezbędne jest także działanie Ducha Św.).

Jednak większość notorycznych czytelników „Wyborczej” nie szuka wiedzy poza gazetą, która serwuje całościowy ogląd rzeczywistości, oferując także (dla aspirujących do bycia inteligentem) rozmaite „niezbędniki inteligenta”.

Mnie wychodzenie z matriksu zajęło kilka lat, a pomogła mi w tym przypadkowo napotkana książka Stanisława Remuszki Gazeta Wyborcza – początki i okolice, totalnie zamilczana przez media – wręcz ukryta przed opinią publiczną. Remuszko był pierwszym dziennikarzem, który opisał fenomen GW i na hucznie obchodzone 10-lecie gazety zadał niewygodne pytania. Nigdzie nie mógł znaleźć wiadomości, w których zakładach karnych i w jakich okresach przebywał Adam Michnik – czołowa postać ówczesnej opozycji politycznej? Uważał, że opublikowanie źródłowej, wiarygodnej informacji o dokładnych okresach i miejscach uwięzienia Adama Michnika przez wymiar sprawiedliwości PRL definitywnie rozwiałoby pojawiające tu i ówdzie rozmaite wątpliwości i spekulacje na ten temat.

Remuszko pracował w GW od samego początku. Kiedy chciał przypomnieć listę organizacji popierających wprowadzenie stanu wojennego – sygnatariuszy PRON, takich jak ZNP, Naczelna Rada Adwokacka, Zrzeszenie Prawników Polskich, kynolodzy, filateliści i wiele innych, materiał „nie poszedł”. Widoczna była niechęć redakcji do poruszania pewnych tematów (np. „nieprawidłowości” stanu wojennego). Dziennikarz zorientował się, że gazeta nie jest ani solidarnościowa, ani opozycyjna, a jej celem jest ocieplanie wizerunku komunistów. Parasol ochronny Adama Michnika nad „ludźmi honoru” umożliwił komunistom spokojne konsumowanie owoców transformacji, a z kolei koledzy gen. Kiszczaka i „rozgrzani sędziowie” zapewniali „kryszę” nad gazetą. Przekonali się o tym ci, którzy mieli pecha znaleźć się w sporze prawnym z red. Michnikiem. Negatywne treści na temat Adama Michnika, redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” oraz wydawcy tej gazety Agory SA są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego – tak orzekł 26 IX 2005 r. w pisemnym wyroku Wysoki Sąd w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej (sygn. III C 1225, sędzia Agnieszka Matlak).

Redaktor wytoczył kilkadziesiąt procesów ludziom, którzy go krytykowali (za mowę nienawiści?), a pierwszym był… Roman Giertych. Dopiero niedawno Michnik przegrał pierwszy proces. Kończy się pewna epoka?

W roku 1989 „Gazeta” – mając monopol – weszła na rynek. Było to możliwe dzięki kontraktowi Okrągłego Stołu. Dekadę potem wpływowi ludzie „Gazety” pobrali na własność akcje Agory (w przypadku niektórych osób o wartości kilkunastu i więcej mln dolarów). (R. Bugaj) Tak się złożyło, że wśród najbardziej wpływowych ludzi GW i największych akcjonariuszy zdecydowanie nadreprezentowana jest progenitura stalinowskich funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego. Dlatego Stanisław Michalkiewicz nazywa „Gazetę Wyborczą” „żydowską gazetą dla Polaków”.

W czasach ponurej nocy stanu wojennego z szumów i trzasków Wolnej Europy dowiadywaliśmy się, że Michnik walczy, Michnik głoduje i nie daje się skusić wygodnym życiem na emigracji. Dlatego nie uwierzyliśmy wieściom, że redaktor pławi się w jacuzzi z Urbanem i pije z Kwaśniewskim, a na wieść, że zrezygnował z należnych mu akcji Agory, motywując to troską o swoją niezależność dziennikarską – zawyliśmy z zachwytu nad szlachetnością redaktora. Któż z nas, małych ludzi, byłby w stanie zrezygnować z 34 milionów dolarów? (Ponoć pieniądze te zagospodarowała koleżanka redaktora, p. Łuczywo, żeby się nie zmarnowały).

W dziesiątą rocznicę transformacji ustrojowej z apelem o abolicję dla autorów stanu wojennego wystąpili równocześnie Adam Michnik i Lesław Maleszka w „Gazecie Krakowskiej”. Ten konfident już po zdemaskowaniu znalazł ciepłe przytulisko w „Gazecie Wyborczej”, w której zatrudniono go „z pobudek humanitarnych”… Redaktora darzyliśmy bezgranicznym zaufaniem, toteż nie przeszkadzało nam, gdy w towarzystwie swoich kolegów o nazwiskach Kroll, Ajnenkiel, Holzer jako pierwszy człowiek zstąpił do archiwów SB, by po dwóch miesiącach wyjść i opublikować dwustronicowe sprawozdanie z badań, jakie tam prowadził. Może szukał zaginionych 3 szyfrogramów na temat swojej moskiewskiej wizyty przed rokowaniami okrągłego stołu? Był jednym z trzech ludzi (obok Urbana i Wajdy) odwiedzających Moskwę w tym czasie. Stefan Kisielewski pierwszy postawił szokującą tezę, że nie tylko Wałęsa, ale i Michnik pracuje dla Kiszczaka. Widocznie wcześniej niż inni znalazł tekst, w którym Michnik pisze o „fundamentalnej zbieżności interesów kierownictwa politycznego ZSRR, kierownictwa politycznego w Polsce i polskiej demokratycznej opozycji”.

Gazeta oprócz lokalu, telefonów, przydziału papieru otrzymała coś najcenniejszego – życzliwość ludzi, którzy właśnie „oddali władzę”. W zamian otrzymali ochronę medialną przed lustracją, dekomunizacją czy próbami karania zbrodniarzy komunistycznych.

3 lipca ʼ89 w GW ukazał się artykuł redaktora naczelnego Wasz prezydent, nasz premier, postulujący „sojusz demokratycznej opozycji z reformatorskim skrzydłem obozu władzy”, aby się wypełniło to, co było napisane w Księdze. Konkretnie w kompletnie przemilczanej książce uciekiniera z KGB, płk. Anatolija Golicyna, pt. New lies for Old, w której m. in. przewidział (w 1984 roku!) pojawienie się młodego sekretarza-reformatora (Gorbaczow), liberalizację, pojednanie z Zachodem, zjednoczenie Niemiec, zmianę nazwy ZSRR i KGB. Współczynnik trafności prognoz Golicyna wynosi 94 procent!

Odnośnie do Polski – Golicyn przewidywał przywrócenie Solidarności i powstanie „rządu koalicyjnego”, w którym znaleźliby się „konstruktywni” opozycjoniści, „reformatorzy partyjni”, katolicy oraz kilku „liberałów”. Książkę przełożono na polski w wydawnictwie Kontrwywiadu Wojskowego, ale cały nakład poszedł na przemiał, gdy stara, sprawdzona ekipa wróciła do władzy w 2007 roku. Płk Golicyn ujawnił zalecenia dla tajnych służb, by wylansowały artystów, pisarzy, hierarchów Kościoła i „autorytety moralne”. Według niego KGB od wielu lat przygotowywało wielką operację (dziś znamy ją jako „pierestrojkę”), której celem była zmiana niewydolnego systemu gospodarczego przez przyjęcie mechanizmów rynkowych.

W swojej późniejszej książce Perestroika deception (Oszustwo pierestrojki) Golicyn pisze, że jednym z najważniejszych celów było wprowadzenie w błąd ludzi Zachodu, aby nabrali przekonania, że komunizmu już nie ma i Rosja nie jest zagrożeniem. (Br. Geremek: Komunizm? Partia komunistyczna? Te rzeczy już nie istnieją). Wycofanie się Rosjan z Europy Wschodniej nie oznacza, zdaniem autora, utraty kontroli nad tym obszarem, bo pozostały tam wielkie zasoby kadrowe (np. tajni współpracownicy służb na ważnych stanowiskach).

Warto przypomnieć, że w „pierwszym niekomunistycznym” rządzie T. Mazowieckiego tylko nieliczni (np. gen. Kiszczak i gen. Siwicki) NIE byli tajnymi współpracownikami…

Zdaniem Golicyna do kontroli kraju wielkości Finlandii wystarczy 800 dobrze „rozstawionych” osób.

Inną książką, która zmieniła mój ogląd rzeczywistości, była praca Adama Frydrysiaka Solidarność w województwie koszalińskim, a w niej opis obozu internowania w Jaworzu, w wojskowym ośrodku wypoczynkowym na terenie poligonu drawskiego nad jeziorem Trzebuń. W chwili przyjazdu do Jaworza nie było wytycznych dotyczących postępowania z internowanymi, zastosowano zatem regulamin ośrodka obowiązujący wczasowiczów podczas turnusu wypoczynkowego. Niedzielną mszę odprawiał przyjeżdżający z Koszalina biskup, a Bronisław Geremek otrzymywał swój ulubiony holenderski tytoń do fajki. Przywieziono również owoce południowe: pomarańcze, banany, cytryny, ananasy. Dary przywoził również sekretarz episkopatu ks. biskup B. Dąbrowski, z którym znani opozycjoniści byli na ty. W Jaworzu zdobywali status pokrzywdzonego m. in.: Wł. Bartoszewski, A. Małachowski, T. Mazowiecki, Br. Geremek, St. Niesiołowski, B. Komorowski, A. Celiński, A. Czuma, W. Kuczyński, J. Jedlicki, A. Drawicz (TW „Kowalski”), A. Szczypiorski (TW „Mirek”), L. Maleszka (TW „Ketman”), H. Karkosza (TW „Monika”), J. Holzer (TW „Jam”). Dlaczego najgroźniejszych wrogów reżimu represjonowano (?) w lepszych warunkach?

W oddalonym o 5 km hotelu dla kadry wojskowej w Głębokiem był jeszcze jeden ośrodek internowania. Przetrzymywano tam inną elitę – najwyższych aparatczyków partyjno-rządowych PRL z E. Gierkiem i P. Jaroszewiczem na czele.

Ciekawostką może być informacja, że pani Gierkowa, przylatując z Warszawy helikopterem w odwiedziny, „podwoziła” przy okazji panią Szczypiorską – żonę „opozycjonisty”.

Tak więc decyzją jakiegoś centrum po sąsiedzku spotkały się dwie elity: odchodząca i ta, która miała być zainstalowana za 8 lat. Widać, że ekipy kierownicze III RP były dobierane z dużym wyprzedzeniem, a więc wypełniło się to, co było napisane w Księdze. Tym razem w książce Against all enemies Richarda Clarke’a – doradcy ds. bezpieczeństwa prezydentów USA – że uwiarygodnianie „dysydentów” wymaga lat. Z kolei Golicyn pisał, że dysydent mający dostęp do zachodnich środków przekazu jest „trefny”. I tu warto wspomnieć o magicznym telefonie Jacka Kuronia, przekazującym wszelkie wiadomości z kraju do szefa sekcji polskiej BBC – E. Smolara (KO „Korzec”). Waldemar Łysiak zastanawiał się, dlaczego władze po prostu nie wyłączyły Kuroniowi telefonu.

Z książki Clarke’a dowiedziałem się też, że to z inicjatywy KGB w 1975 roku zorganizowano Europejską Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy w Helsinkach (KBWE). Jej deklarowanym celem było rozbrojenie i „budowa wzajemnego zaufania”, ale dla sowieckich organizatorów najważniejszy był tzw. „trzeci koszyk”, dotyczący praw człowieka, gdyż umożliwił powstanie legalnej opozycji niezbędnej do „przekazania władzy” po „upadku komunizmu”. Clarke pisał, że Rosjanie równocześnie przystąpili do organizacji różnych „ruchów pokojowych”, „obrony praw człowieka” czy ekologicznych.

Internet „pełen nienawiści”

Kopalnią wiedzy na temat naszych szemranych autorytetów jest internet (jaki będzie po ACTA II – nie wiadomo). Kto zna takie ciekawostki?

  • Najważniejszy postulat strajku sierpniowego – utworzenie niezależnych związków zawodowych – został osiągnięty WBREW staraniom doradców. Przeciwstawiali się oni również tworzeniu ogólnopolskiej struktury związkowej i usiłowali dopisać w statucie związku paragraf o „kierowniczej roli PZPR”. Eksperci działali konsekwentnie na rzecz osłabienia związku.
  • Ci sami doradcy (z których żaden nie był członkiem Solidarności) odgrywali wiodącą rolę przy rokowaniach okrągłego stołu. Pięciu zaproszonych przez Kiszczaka związkowców (łącznie z Wałęsą) stanowiło tylko „decorum”.
  • Wiadomość wyszperana w archiwum KC PZPR: Rakowski zaleca sekretarzom wojewódzkim stonowanie ataków na Wałęsę „bo to nasz człowiek, podstawiony”.
  • Gdy wprowadzono stan wojenny, obradowała Komisja Krajowa Solidarności. Internowano wszystkich, ale czwórka najważniejszych potem polityków (Bujak, Frasyniuk, Borusewicz, Hall) zdołała cudownie ujść siepaczom, by „kontynuować walkę w podziemiu”. Rakowski w swoich pamiętnikach napisał, że władze wiedziały, „gdzie się ukrywa Bujak”.
  • Gen. Kiszczak do przestraszonych towarzyszy: Spokojnie, towarzysze, scenariusz okrągłego stołu napisała partia, a jego realizacja przebiega niezmiennie na warunkach przez nas dyktowanych.
  • Jacek Kuroń w wywiadzie dla rosyjskiej TV: My obradujemy w pałacu Rady Ministrów. Opozycjoniści wchodzą do pałaców władzy albo na czele zbrojnego ludu i wtedy przychodzą zabrać władzę. albo na zaproszenie władzy i tylko dlatego, że władza widocznie uważa, że sojusz z opozycją ją wzmocni.
  • Na liście Macierewicza znalazło się 66 polityków (posłów, senatorów, ministrów) uwikłanych we współpracę z komunistycznymi służbami ze wszystkich ugrupowań oprócz Porozumienia Centrum Kaczyńskiego.
  • Na naradzie ministrów spraw wewnętrznych Układu Warszawskiego w Pradze gen. Kiszczak powiedział, że JEDYNYM celem stanu wojennego była zmiana kierownictwa Solidarności – pozbycie się niewygodnych ludzi. To dlatego w 1989 roku orzeczono wygaśnięcie mandatów członkom kierownictwa Solidarności (oprócz Wałęsy!) i odtworzono związek, mianując „od góry” przywódców (w przeciwieństwie do demokratycznych wyborów „pierwszej” Solidarności). Cieszący się wciąż wielkim zaufaniem, związek był potrzebny, by żyrować reformy Balcerowicza powodujące gwałtowny spadek poziomu życia ludności.

Te więc książki i internet były podstawowymi narzędziami umożliwiającymi wyzwolenie się z wirtualnej rzeczywistości demiurga Michnika. Wiele z powyższych wiadomości już znałem i moje zaufanie do mediów „głównego nurtu” zaczynało erodować, gdy zobaczyłem wielkie, czarne ogłoszenie: „Rządzi PiS, a Polakom wstyd”. I wtedy doznałem iluminacji. Ten wściekły wykwit pedagogiki wstydu ostatecznie uwolnił mnie z niewoli medialnej.

Wówczas, w 2007 roku, nie mówiło się o „łamaniu konstytucji”, tylko o „psuciu państwa”, wspominając też, że „z nas się śmieją” (w Europie i na świecie).

Kiedyś po powrocie zza oceanu natrafiłem u znajomych na numer „Gazety Polskiej” z bardzo kompetentnym artykułem na tematy amerykańskie i od tej pory ukradkiem podczytywałem wstydliwe gazetki. Wreszcie zrobiłem to. Z pewną taką nieśmiałością i zażenowaniem kupiłem „Gazetę Polską”.

Gdzie ci komuniści?

Są w europarlamencie i wielu krajach Europy (np. w Czechach), tylko nie w Polsce, która jawi się niczym dwór Sikorskiego w Chobielinie – „strefą zdekomunizowaną” (A. Kwaśniewski: nigdy nie spotkałem żadnego komunisty). U nas nie było partii komunistycznej (jak w innych „demoludach”), tylko „robotnicza”, wskutek decyzji Stalina, ponieważ komuniści – przeciwnicy istnienia państwa polskiego – kojarzeni byli jednoznacznie z agenturą. W 1989 roku Szimon Peres podczas swojej warszawskiej wizyty zalecił, by PZPR zmieniła nazwę i wstąpiła do Międzynarodówki Socjaldemokratycznej, której był wiceprzewodniczącym. I rzeczywiście – 2 dni po sławetnym „wyprowadzeniu sztandaru” powstała Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej z przewodniczącym A. Kwaśniewskim na czele, a na jej „rozruch” Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego udzieliła tzw. „pożyczki moskiewskiej”. Walizkę pieniędzy Leszkowi Millerowi (na liście KE do Europarlamentu) wręczył rezydent KGB Ałganow w mieszkaniu kontaktowym SB.

Dziś towarzysze socjaldemokraci wydają się najbliżsi rasowo czystym komunistom, ale istnieje też wyraźne powinowactwo duchowe między SLD a „chrześcijańskimi demokratami” w rodzaju UW czy Platformy Obywatelskiej. Może wspólne pisanie konstytucji 1997 roku scementowało ich miłosny związek? Towarzysze z bratnich partii często głosowali identycznie w Sejmie, a na zarzuty, że partia o rodowodzie solidarnościowym głosuje jak SLD, Geremek opowiedział: nieprawdą jest, jakoby Unia Demokratyczna głosowała tak jak komuniści. Natomiast problemem Unii jest fakt, iż komuniści głosują tak jak Unia. Nie podobał im się bardzo także pomysł dekomunizacji. Postanowili więc wspólnie strzec zasad „państwa prawnego” i zaskarżyli ustawę dekomunizacyjną do Trybunału Konstytucyjnego (który ją „odrzucił w całości”). Wielokrotnie byli towarzysze Kwaśniewski i Geremek wykazali „całkowitą zgodność poglądów we wszystkich kwestiach”.

Dziś wszyscy „wrócili do korzeni” i spotkali się na listach KE do europarlamentu – chrześcijańscy demokraci, socjaliści, liberałowie, ludowcy, a także TW „Carex”, TW „Buer”, TW „Znak”, TW „Karol”, TW „Belch”. Ich jedność ideowa nie jest bynajmniej zdobyczą ostatnich czasów, bo już kilkanaście lat temu niezależnie od siebie antykomunista R. Sikorski i komunista Wł. Cimoszewicz postulowali „usunięcie z polityki raz na zawsze Kaczyńskich”. I po dziś dzień jest to najważniejszy punkt programu wszystkich odmian „komunistów reformowanych dnia czwartego” (czerwca ʼ89).

Czy komunizm upadł, czy tylko się przeobraził?

Pod względem środowiskowo-kadrowym (a kadry, wg klasyka, są najważniejsze) istnieje pełna kontynuacja i tak się złożyło, że środowisko beneficjentów transformacji ustrojowej 1945 roku jest również beneficjentem transformacji ustrojowej 1989 roku.

W historii zazwyczaj los przegranej ekipy jest ciężki – w najlepszym razie usuwają się w cień. Nasi „przegrani” z 1989 roku nie musieli się usuwać – są „jedynkami” na listach wyborczych.

Pod względem ideowym zaś sowiecki marksizm-leninizm aplikowany Zachodowi od lat pięćdziesiątych za pomocą tysięcy agentów i pożytecznych idiotów, przekształcony tam w marksizm kulturowy, niszczy społeczeństwa Europy i z flanki zachodzi Polskę. Starzy komuniści z powodzeniem implementują nowe komunistyczne trendy pod hasłami demokracji i praworządności.

Jurij Bezmienow w swoim wykładzie Jak zniszczyć państwo opisuje wojnę psychologiczną, jaką Rosja toczy przeciw zachodnim społeczeństwom. Wojna ta rozłożona jest na etapy:

  1. demoralizacja (niszczenie systemu wartości – trwający ok. 25 lat okres już się zakończył nadspodziewanym sukcesem),
  2. destabilizacja (obecnie w toku),
  3. kryzys,
  4. normalizacja, czyli przejęcie władzy przez komunistów.

Służby przeznaczają ogromną większość środków nie na szpiegostwo, lecz na dywersję ideologiczną realizowaną przy pomocy rozmaitych fundacji i „organizacji pożytku społecznego”. Zachodnie demokracje nie posiadają narzędzi prawnych pozwalających przeciwstawić się tej agresji. Dlatego Bezmienow radzi: „Trzymaj się swojej religii”, bo to najskuteczniejsza broń w wojnie psychologicznej.

Od wielu lat następuje proces przesuwania się WSZYSTKICH partii centrowych w Europie na lewo (PO już nie organizuje rekolekcji w Łagiewnikach). Czy to chęć nadążania za „duchem czasu”? A może jakaś międzynarodówka za pomocą armii Michników popycha tego ducha w pożądanym kierunku?

Chociaż do komunizmu w Polsce nikt się nie przyznaje, jednocześnie wspominany jest z nostalgią, a nawet – co stwierdziła posłanka hrabina – może imponować. Przepoczwarzony w nową formę marksizmu kulturowego, kontynuuje swoją misję destrukcji cywilizacji europejskiej. Brytyjski sowietolog Christopher Story był zdania, że rozszerzenie Unii Europejskiej umożliwiło rosyjskim służbom penetrację Zachodu choćby przez obecność wschodnioeuropejskich „zasobów kadrowych” w ciałach unijnych (np. Wł. Cimoszewicz kandydował na Sekretarza Generalnego NATO!).

Zadaniem Gorbaczowa jest wywieranie wpływu na zachodnie elity. Zajmuje się on tym od chwili przybycia do Ameryki na czele licznej delegacji w 1987 r. Gorbaczow jest prezesem tzw. Gorbachev Foundation, mającej siedzibę w San Francisco, gdzie pracują różni eksperci pod kierunkiem Hansa Grafa Hune – znanego w świecie niemieckiego eksperta. Zaangażowali się oni w projekt wyraźnie nawiązujący do pomysłu Lenina powołania superpaństwa – Forum Światowego, promując ideę rządu światowego, kontroli nad światem w imieniu ekologów. (…) Najważniejszą kwestią jest, czy w miarę szybko znajdą się ludzie zdający sobie sprawę z destrukcji systemu władzy na Zachodzie i zorientują się w mistyfikacji, której celem jest przekonanie ludzi Zachodu, że w Rosji nie ma politycznej kontynuacji ZSRR (Ch. Story dla McIlhany Report 2003).

Ciągle nie wiemy, czy komuniści są nieszkodliwym folklorem, czy groźną mafią. Obyśmy się kiedyś nie obudzili w świecie, „gdy związek nasz bratni ogarnie ludzki ród”.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Upadek czy »upadek« komunizmu?” znajduje się na s. 1 i 5 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Upadek czy »upadek« komunizmu?” na s. 1 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ostrożnie z duszą! Co do duszy – najlepiej wydać dyrektywę unijną, komu wolno się do niej odwoływać, a komu nie

Prymat nad duszą ma ciało, co widać w głośnych przypadkach odbierania dzieci i oddawania ich w opiekę zastępczą. Co tam dusza, nikt jej przecież nie widział, a siniak – jak najbardziej.

Henryk Krzyżanowski

Czasy współczesne uczyniły z ludzkiego ciała obiekt nieustającego kultu, ignorując przy tym duchowy wymiar człowieka. A pamiętamy, że jeszcze nie tak dawno, za bezbożnej komuny, tak skarżyła się Kalina Jędrusik: „Choć oprócz ciała mam przecież i duszę”.

Siłownie, maratony, kijki, kolejne arcyzdrowe diety (wszystkie zgodne z najświeższymi, sprzed miesiąca, ustaleniami nauki), walka z cukrem, tłuszczem, tytoniem, samochodami – no, wszystkim, co nie sprzyja hodowli krzepkiego osobnika o idealnie kontrolowanym wskaźniku masy ciała – wszystko to są obrzędy nowej religii ciała.

Religia ta zdaje się zdobywać coraz to nowych wyznawców. W końcu w coś trzeba wierzyć, prawda? Prymat ciała nad duszą widać także w głośnych przypadkach odbierania dzieci i oddawania ich w opiekę zastępczą. Podejrzenie o przemoc uzasadnione sińcem czy zadrapaniem wystarcza, by pracownicy socjalni bez wahania wyrządzali dziecku nieodwracalną szkodę duchową, jaką jest wyrwanie go z rodziny, nawet rodziny dalekiej od ideału. Co tam dusza, nikt jej przecież nie widział, a siniak – jak najbardziej. Można go nawet sfotografować do akt.

Czy zatem z duszy da się już całkiem zrezygnować? O nie, w żadnym razie. W postępowych krajach Zachodu duchowa strona człowieka przydaje się, kiedy trzeba uzasadnić aborcję zupełnie zdrowego dziecka. Z powodów zdrowotnych, rzecz jasna. Cóż bowiem z tego, że ciąża ciału nie szkodzi, jeśli stanowi śmiertelne zagrożenie dla psychiki niedoszłej matki? Tak, tak, nieważne ciało, dbajmy o duszę nieszczęsnej kobiety, której przytrafiła się (się?) ciąża.

Drugim obszarem, gdzie życie duchowe wykazuje swą przydatność, są rozmaite fobie, z tzw. homofobią na czele. Staroświecka wolność słowa jest może i ważna, ale przecież nie powinna być pretekstem do tolerowania negatywnych uwag pod adresem naszych drogich homoseksualistów. Ich dusze są o wiele wrażliwsze na zranienie niż dusze prostych heteryków, czyż nie? Więc dla dobra wspólnego lepiej, żeby tym drugim po prostu zakazać krytyki. Albo pochwały i zachwyt, albo morda w kubeł. Tak bronimy tolerancji.

A przy tym pamiętajmy jednak, że z duszą trzeba ostrożnie. Bo mogą pojawić się księża czy wychowawcy, którzy będą domagać się eliminacji lektur szkodliwych dla duszy wychowanka, ba, będą nawet gotowi palić szkodliwe książki. Palić książki! – słyszeliście? Tym barbarzyńcom trzeba powiedzieć zdecydowane NIE. A co do duszy – najlepiej wydać dyrektywę unijną, komu wolno się do niej odwoływać, a komu nie.

Tak, tak, dusza jest sprawą zbyt poważną, by puścić ją na żywioł.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Ostrożnie z duszą” znajduje się na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Ostrożnie z duszą” na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jastrzębski: Iran odrzuca 12 punktów Pompeo, starożytne miasto Apamea rozgrabione, Bolton oskarża Solejmaniego

Wiceminister spraw zagranicznych Iranu odrzucił zaproszenie USA do negocjacji w sprawie nowego porozumienia, tymczasem John Bolton zapewnia Iran: wszelki przejaw agresji spotka się z konsekwencjami.

Al-Jazeera

1. Niektóre związki zawodowe w Sudanie rozpoczęły dwudniowy strajk

Wśród strajkujących są pracownicy usług transportu powietrznego i ziemnego, a także usług komunikacyjnych. W odpowiedzi na wezwanie Sił Wolności i Zmiany, sudańscy piloci rozpoczęli strajk we wtorek rano. Siły wojskowe wzmocniły swoją obecność na lotnisku w Chartumie i innych kluczowych punktach.

Strajk miał potrwać do nocy ze środy na czwartek i dotyczył wszystkich lotów krajowych jak i zagranicznych.

Dwie firmy lotnicze zaprzestały realizowania lotów, a jedna nie wzięła udziału w strajku i kontynuowała loty. Firmą tą jest Sudan Air, zaś jej dyrektor Yasir Taymou stwierdził, że uczestnictwo w strajku jest sprawą indywidualną i że firma nie weźmie w nim udziału in corpore.

 

2. Washington informuje, że nacisk na Teheran będzie kontynuowany dopóki ten nie usiądzie przy stole negocjacyjnym

Tym samym USA poinformowały, że są gotowe do negocjacji z Iranem w sprawie nowego porozumienia, gdyby Iran wyraził taką chęć. Rzeczniczka departamentu stanu Morgan Ortagus oznajmiła, że potencjalne negocjacje dotyczyłyby 12 punktów zaproponowanych przez sekretarza stanu Mike’a Pompeo.

Całkowite zaprzestanie wzbogacania uranu, wycofanie się z Syrii, powstrzymanie się od interwencji w regionie Bliskiego Wschodu, a także zakończenie wspierania grup terrorystycznych to niektóre z 12 warunków, jakie musiałby spełnić Iran.

Podczas spotkania w Dosze z katarskim ministrem spraw zagranicznych Mohammedem bin Abdul Rahmanem at-Thanim, wiceminister spraw zagranicznych Iranu Abbas Araghchi powiedział, że “Iran zawsze wypełniał swoją rolę polegającą na zapewnieniu bezpieczeństwa w regionie, natomiast USA, Izrael i ich sojusznicy muszą ponieść konsekwencje swych prowokacyjnych działań.”

Podczas tegoż spotkania, Araghchi odrzucił zaproszenie do negocjacji z USA, podkreślając, że priorytetem dla Iranu jest dialog z państwami Zatoki Perskiej.

Region Zatoki Perskiej jest obecnie rozdarty pomiędzy USA a Iran, który postanowił zablokować Cieśninę Ormuz będącą bramą eksportową dla 40 procent światowych zapasów ropy naftowej po tym jak Washington zaostrzył sankcje przeciwko Iranowi.

 

3. Siły marszałka Haftara przekazują Egiptowi szefa organizacji terrorystycznej “al-Murābiṭūn”

Kair poinformował o przejęciu byłego oficera egipskiego wojska i przywódcy organizacji terrorystycznej zwanej “al-Murābiṭūn” (pl. “Strażnicy”) mężczyzny imieniem Hiszam ‘Aszmawi od sił libijskiego marszałka Chalify Haftara.

Do ekstradycji ‘Aszmawiego doszło w wyniku wtorkowej wizyty szefa egipskiego wywiadu generała Abbasa Kamela, podczas której spotkał się z marszałkiem Haftarem.

Egipska telewizja poinformowała późną wieczorową porą we wtorek, że ‘Aszmawi został przetransportowany samolotem ze wschodniej Libii. Terrorysta został uwięziony w libijskim mieście Derna pod koniec roku 2018. Kair już od dłuższego czasu starał się o ekstradycję byłego oficera odpowiedzialnego za zorganizowanie śmiertelnych ataków na egipską policję i cywili.

Hiszam, z opaską na oczach i nausznikami wygłuszającymi, został wyprowadzony z samolotu w obstawie uzbrojonych funkcjonariuszy egipskich sił specjalnych. Gdy aresztowanemu zdjęto nauszniki, jeden z obecnych spikerów telewizyjnych zwrócił się do niego słowami “Jesteś teraz w Egipcie Hiszamie. Niech Bóg ma Cię w opiece.”

Al-Murābiṭūn byli afrykańską organizacją terrorystyczną powstałą w 2013 roku w wyniku połączenia się Ahmed Ould Amer/Ruchu na Rzecz Jedności i Dżihadu w Zachodniej Afryce Ahmeda al-Tilemsiego oraz grupy Mokhtar Belmokhtara zwanej “Al-Mulathamin”.

Al-Murābiṭūn dołączyli do Al-Kaidy czwartego grudnia 2015, mając na celu zaimplementowanie Sza’arii w Mali, Algierii, południowo-zachodniej Libii oraz Nigerii. Od drugiego marca 2017 roku organizacja funkcjonuje pod nazwą Jama’at Nasr al-Islam wal Muslimin (Grupa Zwycięstwa Islamu i Muzułmanów).

 

Al-Arabiya

1. Walka o władzę grozi upadkowi największego lewicowego bloku w Tunezji

Dziewięciu parlamentarzystów koalicji Frontu Ludowego złożyło swoje rezygnacje w związku z dysputą na temat tego, kto ma zostać kandydatem partii w nadchodzących wyborach prezydenckich. Zdarzenie to jest ciosem dla największego lewicowego sojuszu w Tunezji i grozi jego upadkiem na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi, które odbędą się odpowiednio 6 października i 10 listopada 2019 roku.

Główną kością niezgody była kandydatura Manjiego ar-Rahawiego wysunięta przez Narodową Partię Demokratyczną będącą członkiem sojuszu Frontu Ludowego. Inna frakcja Frontu Ludowego wysunęła kandydaturę Hamma Hammamiego byłego kandydata w wyborach prezydenckich 2014 roku.

 

2. Bolton oświadczył, że irański generał Solejmani nakłonił irackie oddziały paramilitarne do zaatakowania sił USA

Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA John Bolton oświadczył, że Arabia Saudyjska, ZEA i USA są zgodne co do niebezpieczeństwa, jakie pociąga za sobą posiadanie przez Iran broni atomowej.

Podczas środowej konferencji prasowej w ambasadzie USA w Abu Dhabi powiedział: ,,Jesteśmy bardzo zaniepokojeni faktem, że Qasim Soleimani wykorzystał szyickie milicje w Iraku, aby nas zaatakować,” dodając “prowadzimy obecnie dyskusję na temat odpowiedzi na działania Iranu i +proxies+ w regionie.”

Qasim Solejmani jest dowódcą Brygady al-Quds będącej jednostką specjalną w strukturach Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Jako dowódca tejże formacji organizował zamachy w Tajlandii, Nowym Delhi, Lagos i Nairobi, zaś w 2011 bez powodzenia próbował zorganizować zamach na ambasadora Arabii Saudyjskiej w Stanach Zjednoczonych Adila al-Dżubajra. Amerykański Departament Skarbu obłożył Solejmaniego sankcjami za udział we wspieraniu rządów Baszszara al-Asada oraz za wspieranie terroryzmu. Najwyższy Przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei wielokrotnie nazywał go publicznie „żywym męczennikiem rewolucji”.

Jako dowódca tejże formacji organizował zamachy w Tajlandii, Nowym Delhi, Lagos i Nairobi, zaś w 2011 bez powodzenia próbował zorganizować zamach na ambasadora Arabii Saudyjskiej w Stanach Zjednoczonych Adila al-Dżubajra. Zacieśnił związki jednostki z Hezbollahem i jego dowódcą Hasanem Nasr Allahem; żołnierze brygady skierowani przez Solejmaniego pomagali w szkoleniu bojowników Hezbollahu i planowaniu jego działań partyzanckich.

Dowodzona przez Solejmaniego formacja nawiązała również podobne kontakty z Hamasem. Organizował działania sabotażowe i ataki na żołnierzy amerykańskich w Iraku po obaleniu rządów Saddama Husajna w 2003; dokonywali ich bezpośrednio żołnierze Ghods oraz wspierana przez nich organizacja Badr. Solejmani utrzymywał również kontakty z czołowymi irackimi politykami szyickimi.

Bolton podkreślił, że jego kraj zdecydowanie odpowie na jakiekolwiek zagrożenie ze strony Iranu lub jego regionalnych popleczników. “Wyciągniemy konsekwencje ze wszelkich możliwych ataków Brygady Al-Quds,” zapewnił Bolton.

Amerykański polityk stwierdził iż “jest niemal pewne, że Iran stoi za atakiem na statki niedaleko wybrzeża ZEA,” dodając że cztery statki zostały zaatakowane “przy użyciu min podwodnych, które niemal na pewno pochodziły z Iranu.”

 

SANA

1. Terroryści dokonali licznych zniszczeń w antycznym mieście Apamea w Syrii

Przed wycofaniem się ze starożytnego miasta Apamei, zwanej po arabsku Afamia, położonej na północ od syryjskiego miasta Hama, terroryści uszkodzili kolumnady wzdłuż centralnych ulic miasta i zaburzyli porządek warstw archeologicznych. Ponadto, terroryści zniszczyli lokalne muzeum i znajdujące się w nim mozaiki, a także dokonali rabunku artefaktów i nielegalnych wykopalisk.

Szef Departamentu Antyków i Muzeów w Hamie Abd al-Qadir Farzat powiedział reporterowi SANA, że licząca 1850 metrów kolumnada złożona niegdyś z 1200 kolumn zaliczanych do najbardziej unikalnych w skali światowej ucierpiała najbardziej z rąk terrorystów. Wyjątkowość kolumn polegała na ich spiralnej, korkociągowej można rzec, geometrii.

Poza biegnącą z północy na południe kolumnadą będącą tak zwaną Cardo Maximus, uszkodzony został jeden z największych rzymskich teatrów mogący pomieścić 20,000 ludzi oraz późnorzymski kościół.

Farzat poinformował, że terroryści przemycali zabytki do Turcji, gdzie wystawiali je na sprzedaż.

 

Autor: Maciej Maria Jastrzębski

Poprawność polityczna to dialektyka marksistowska o postaci, sile i prymitywizmie umysłowego młota pneumatycznego

Komuna sowiecka „starego, leninowskiego typu” dawała satyrykom asumpt do wspaniałych dowcipów, wobec marksizmu kulturowego zaś wszyscy zachowują się jak zahipnotyzowani przez węża.

Celina Martini

Kiedy obserwuję dyskusje na gorące obecnie tematy polityczne, uderza mnie kompletne nieprzygotowanie pojęciowe strony konserwatywnej do dialogu ze stroną „liberalną”.

Problem z grubsza polega na tym, że konserwatyści, jak na konserwatystów przystało, używają technik dyskusyjnych przyjętych jeszcze w czasach Platona, a więc: wymiany racjonalnych argumentów, poszanowania przeciwnej strony, dążenia do znalezienia prawdy i do uzgodnienia wspólnego stanowiska. Tymczasem strona liberalna opiera się w polemice na wynalazku dialektyki marksistowskiej, która w drodze rozwoju, czy też może – odwrotnie – uproszczenia, uzyskała formę poprawności politycznej, będącej umysłowym młotem pneumatycznym (z całą siłą i prymitywizmem tego narzędzia), służącym ideologii marksizmu kulturowego.

Dlatego nasi antagoniści w głębokiej pogardzie mają przeszłe i teraźniejsze fakty, o których usiłują wspominać ich polemiści; na argumenty odpowiadają inwektywami, bez mrugnięcia zaprzeczają prawom logiki, lansując absurdalne opinie, kłamią i bluźnią, czym bezlitośnie nokautują swych nieszczęsnych rozmówców, wprowadziwszy ich przedtem w osłupienie. (…)

MARKSIZM KULTUROWY – ideologia wywiedziona w latach 20. ubiegłego wieku z marksizmu-leninizmu, jako odpowiedź na mierne sukcesy klasycznego komunizmu wśród robotników Europy Zachodniej. Jej autorami są Gramsci, Spinelli, a kontynuatorzy to tzw. szkoła frankfurcka – Fromm, Adorno, Marcuse, korzystający z prac Wilhelma Reicha – pomysłodawcy edukacji seksualnej dzieci i ogólnej seksualizacji i demoralizacji społeczeństwa. Celem marksizmu kulturowego jest totalna przebudowa cywilizacji europejskiej w oparciu o rewolucję seksualną i stworzenie nowego człowieka, wyzwolonego z dotychczasowej tożsamości. Głównymi wrogami tej rewolucji są rodzina, naród i Kościół katolicki, jako instytucje „zniewalające” człowieka i hamujące jego swobodny rozwój. Środkiem zapewniającym panowanie tej ideologii jest

POPRAWNOŚĆ POLITYCZNA – totalna cenzura ludzkiej świadomości, ignorująca istniejącą rzeczywistość, podstawiająca zamiast faktów ideologiczne klisze. Fundamentem tego myślenia jest negacja istnienia obiektywnej prawdy czy stałych wartości, lekceważenie racjonalnego wywodu, pogarda dla logiki, oparcie myślenia na emocjach, manipulacja umysłami wyznawców. (…)

DYSKRYMINACJA – normalnie: ucisk i brak równych praw jakiejś grupy czy jednostek. DYSKRYMINACJA w ujęciu marksistów: nieposiadanie wiodącej roli społecznej czy politycznej, do której aspirują pewne grupy. Wobec braku rzeczywistego ucisku tych grup, tworzy się medialną mitologię rzekomego ucisku, aby potem walczyć z nim, niszcząc porządek społeczny i moralny (jego zniszczenie jest głównym celem marksizmu kulturowego). (…)

LIBERALIZM – w różnych kontekstach zawsze dotąd oznaczał opcję wolnościową. W języku marksistów kulturowych oznacza totalitarną przemoc stosowaną w celu zniszczenia dotychczasowych norm moralnych i społecznych. (…)

WALKA ZE STEREOTYPAMI jest równoznaczna z walką z normami i zasadami cywilizacji chrześcijańskiej. Jest to między innymi:

  1. Zanegowanie obiektywnej prawdy, wprowadzenie relatywizmu w każdej dziedzinie, a co za tym idzie – zniszczenie racjonalnego myślenia.
  2. Niszczenie silnej, dającej oparcie tradycyjnej rodziny heteroseksualnej przez teorię gender (twierdzenie, że płeć nie jest cechą biologiczną, lecz społeczną). Konsekwencją jest walka z wszelkimi przejawami różnic między płciami i udawanie, że nie istnieją tzw. drugorzędne cechy płciowe, destabilizacja tożsamości płciowej u dzieci, wyśmiewanie tradycyjnych ról w rodzinie, zamiana tradycyjnych zadań męskich na kobiece i odwrotnie, zarzucanie normalnym rodzinom złego wpływu na dzieci.
  3. Walka z religią i Kościołem katolickim jako instytucją utrwalającą porządek moralny i etyczny.
  4. Twierdzenie, że narody są niepotrzebne i szkodliwe. Skutkiem jest walka z patriotyzmem i poczuciem przynależności narodowej oraz pedagogika wstydu. (…)

MOWA NIENAWIŚCI, HOMOFOBIA, ANTYSEMITYZM, RASIZM – są to obelżywe określenia stosowane wymiennie, często bez żadnego związku z treścią inkryminowanego stwierdzenia, na każdą wypowiedź niezgodną z poprawnością polityczną lub krytykę stanowiska strony lewicowo-liberalnej. Jest to forma cenzury prewencyjnej, pozwalająca uniknąć merytorycznej dyskusji.

Cały artykuł Celiny Martini pt. „Mały słownik marksizmu kulturowego” znajduje się na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Celiny Martini pt. „Mały słownik marksizmu kulturowego”, na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zachwyt niemieckiej lewicy wobec napływu do Niemiec uchodźców nie miał sobie równych. Teraz ustępuje bolesnemu kacowi

Krytyka Warszawy za odmowę uczestnictwa w tym szaleństwie królowała na pierwszych stronach gazet. Teraz po balu przyszedł kac. Ten i ów woli nie wspominać tamtych dni, a jeśli już, to niechętnie.

Jan Bogatko

Ci lepiej wykształceni osadnicy odpłynęli na zachód, do Berlina i jeszcze dalej, tam, gdzie mieli oczekujących na nich krewnych czy znajomych. Ci bez wykształcenia, których Bruksela przewidziała do eksportu na wschód celem ubogacenia zacofanych, katolickich plemion, niewpuszczeni do Polski dalej niż do supermarketów w Zgorzelcu, musieli pozostać w niemieckiej części Zgorzelca, wzbogacając przede wszystkim kroniki kryminalne (o ile, rzecz jasna, nie mieli krewnych w Berlinie, Kolonii, Monachium czy w Hamburgu). Albo w Rüsselsheim.

Rüsselsheim, ostatni weekend kwietnia, centrum miasta, noc z piątku na sobotę. Około czwartej nad ranem zaniepokojona mieszkanka dzwoni na policję. Wydaje się jej, że słyszy strzały. To nie omamy – strzały padają realnie. Policjanci udają się na Europaplatz (a jakże!), z którego właśnie na jej widok czmycha grupa kilkunastu osób. Najmłodsza z zatrzymanych przez stróżów prawa to 13-latek. W języku urzędowym określa się ich jako „Niemców o tle imigranckim” – eufemizm ten określa głównie mahometan z Azji Mniejszej z niemieckim paszportem w kieszeni. Niektórzy z nich są już policyjnie notowani. Akcja poszukiwawcza trwała wiele godzin. Broni nie znaleziono. Mieszkanki nie odwieziono na psychiatrię ani nie aresztowano za islamofobię, bo po strzałach pozostały realne ślady – w murach i futrynach okiennych.

„BILD-Zeitung” pisał o wojnie rodzin. Ale szybko wycofał się – policja mówi tylko o „rodzinach”. „Wojna” brzmi bardzo nieładnie. Rodziny określa się mianem „klan“, a definiuje jako wielkie rodziny o szczególnym systemie wartości i powiązaniach o charakterze zorganizowanej przestępczości. Te grupy „oderwały się od codziennych realiów, jakie znamy” – przekonywał minister sprawiedliwości w sąsiedzkiej Nadrenii Północnej i Westfalii, Peter Biesenbach.

Kiedy tak mówił o tym zjawisku w polskim Sejmie Jarosław Kaczyński, nazwano go tu faszystą. Ale czasy się zmieniają. Epitety jednak pozostają.

Wspólne operacje przeciwko klanom policji, urzędów porządkowych oraz innych służb (a jest nich w Niemczech bez liku!) w barach shisa czy w biurach zakładów „sportowych”, wywołały wprawdzie surową krytykę organizacji islamskich i lewackich, ale przyniosły pożądany skutek: pokazały one przestępcom czerwoną linię, jakiej nie mogą (jak się chwilowo wydaje) na razie przekraczać bez spuchniętych łap. A obywatele – zwłaszcza przed wyborami do Parlamentu Europejskiego – mogą odnieść wrażenie, że Niemcy na razie zawiesiły samolikwidację, o której pisze Thilo Sarrazin w swej poczytnej książce, wydanej 9 lat temu.

Obudził się także z politycznego letargu Federalny Urząd Kryminalny i postanowił zbadać przyjacielskie relacje między tutejszymi muzułmańskimi gangami a ich odpowiednikami w innych kalifatach w Europie, jak w Szwecji czy w Danii. Zaskoczona policja musiała przyznać, jak mało zna te zakonspirowane struktury (łatwiej jej przecież ścigać „groźnych” neonazistów, w których władzach zasiadają agenci policji politycznej RFN, czyli Urzędu Ochrony Konstytucji, niż organizacje przestępcze z prawdziwego zdarzenia). Niemcy padają tym samym ofiarą własnej perfekcji i własnej definicji demokracji.

Problem jest znany w Niemczech od lat. Znany był zarówno politykom, którzy nie mogli o nim mówić wprost, bojąc się oskarżeń o rasizm, jak i dziennikarzom, którzy nie mogli o nim pisać z uwagi na obowiązującą cenzurę poprawności politycznej. Tym samym przez wiele lat wokół przestępczości imigrantów w Niemczech panowała korzystna dla gangsterów zmowa milczenia (może kiedyś dowiemy się, że nie była ona całkiem bezinteresowna). Latami nie dziwiły nikogo luksusowe samochody, prowadzone przez młodocianych, ledwie pełnoletnich facetów w swych dzielnicach, do których państwo nie mało dostępu (jak czytam teraz we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, przypominając sobie ataki na PiS, kiedy w toku sejmowej debaty w 2015 roku politycy tej partii utrzymywali to samo).

Teraz szczegóły „multikulturowości” wychodzą na jaw: w tych dzielnicach nie obowiązuje niemieckie prawo! Tamtejsi „sędziowie” sami rozstrzygają spory, a nawet wyrokują o zbrodniach między klanami! A teraz, jak gdyby nigdy nic, czytam w niemieckiej prasie: „Polityka (?), a po części i wymiar sprawiedliwości latami zamykali oczy i zawiedli w zakresie ścigania. Ze strachu przed zarzutem dyskryminacji mniejszości etnicznych przyglądali się jedynie ich działaniom”. Te śmieją się z nich w kułak. (…)

Gwiżdżą one na porządek prawny, z jakiego są dumni tubylcy. On ich nie interesuje, drwią z niego publicznie. To „państwo prawa” wychodzi im naprzeciw, zgadzając się posiłkowo na stosowanie prawa szariatu w sprawach rodzinnych dotyczących muzułmanów.

Kryminalistom ułatwia to działanie liberalne (czyli durne) społeczeństwo: policja może tylko w wielkich formacjach interweniować przeciwko sprawcom wchodzącym w skład klanów; w innym wypadku dziesiątki krewniaków przepędzą ich tam, gdzie pieprz rośnie. Trudno uwierzyć w to, że klany nie mają w policji swych agentów, kryjących działalność islamskich rodzinnych przedsiębiorstw, parających się zorganizowaną przestępczością, od dzieci i młodzieży po bandy najcięższego formatu.

Cały felieton Jana Bogatki pt. „Kochani bandyci, czyli świat równoległy” – jak co miesiąc, na stronie 3 „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr majowy 59/2019, gumroad.com.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia  na gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Bogatki pt. „Kochani bandyci, czyli świat równoległy” na s. 3 „Wolna Europa” majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego