Szef MSZ Włoch wobec kryzysu politycznego nad Tybrem: teraz wątpię w to, czy będziemy mogli posłać broń na Ukrainę

Kapitol, Rzym / fot.: serghei_topor, pixabay

W czwartek premier Włoch Mario Draghi podał się do dymisji. Prezydent nie przyjął jej. Zdaniem Luigi Di Maio, upadek rządu Draghiego może mieć poważne konsekwencje.

W czwartek Mario Draghi, premier Republiki Włoskiej, wobec słabnącego poparcia dla swojego rządu, postanowił podać się do dymisji. Jednak prezydent Sergio Mattarella nie przyjął dymisji Draghiego. Losy szefa rządu rozstrzygną się w środowym głosowaniu w parlamencie.

Włoski minister spraw zagranicznych zawirowania na scenie politycznej w Rzymie uważa za niezwykle szkodliwe – zarówno dla mieszkańców Półwyspu Apenińskiego, jak i dla, walczącej z Rosją, Ukrainy. Luigi Di Maio w wywiadzie dla „Politico” stwierdził:

Teraz wątpię w to, czy będziemy mogli posłać broń na Ukrainę. […] To jeden z wielu poważnych problemów.

Jeśli w środę rząd upadnie, nie będziemy mieli uprawnień do podpisania nowych kontraktów energetycznych, a to jest poważna sprawa, bo nadejdzie zima.

W podobnym tonie, na antenie Radia Wnet wypowiadał się korespondent Polskiego Radia Piotr Kowalczuk. Dziennikarz przypomniał, że Włochy starają się o pieniądze z Unii Europejskiej.

Włosi muszą zrealizować szereg postulatów, obietnic, by otrzymać transzę od Unii Europejskiej. Te wydarzenia temu nie sprzyjają.

Czytaj także:

Piotr Kowalczuk: Włosi wolą, by premier Draghi został na stanowisku. Przez chaos polityczny już tracą pieniądze

Luigi Di Maio za rozsądne wyjście uważa poparcie premiera, by rząd mógł bez przeszkód kontynuować swoją pracę do czasu przyszłorocznych wyborów parlamentarnych.

Muszą [głosujący – przyp. red.] odłożyć na bok weta i sztandary po to, by Draghi mógł iść dalej. Możemy uchwalić budżet, a kadencja parlamentu może mieć swój naturalny koniec w przyszłym roku.

K.K.

Źródło: dziennikpolski24.pl

 

Większość mieszkańców Estonii wspiera Ukrainę. Dotyczy to nawet części rosyjskojęzycznej mniejszości – mówi ekspert OSW

Tallin/Fot. Eleanor Nelson / publicdomainpictures.net

Bartosz Chmielewski komentuje rozpad estońskiego rządu. Mówi o stosunku do wojny na Ukrainie mieszkańców Estonii, w tym rosyjskojęzycznej mniejszości.

Rozpadł się dotychczasowy rząd zbudowany przez premier Kaję Kallas. Powodem miały być ciągnące się od dłuższego czasu spory w koalicji. Członkowie Partii Centrowej nie czuli się dostatecznie dobrze traktowani. Uważali, że nie uważa się ich za równoprawnego sojusznika.

Od wczoraj mamy de facto nowy rząd. Zapowiedział on już reformy w sektorze energetycznym. Uboższym mieszkańcom mają być przyznane dodatki socjalne, które mają ochronić ich przed wysokimi cenami energii. Nowy rząd będzie musiał zmierzyć się też z wysoką inflacją. W czerwcu wyniosła ona 22%.

Czytaj też: 

Dmytro Antoniuk: być może ofensywa na odcinku chersońskim będzie w sierpniu

Mówi Bartosz Chmielewski, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. W Estonii zmienił się skład rządu, nie zmieniło się jednak podejście jej mieszkańców do wojny na Ukrainie. Większość z nich wyraźnie opowiada się przeciw Rosji. Dotyczy to nawet części rosyjskojęzycznej mniejszości, która stanowi 25% estońskiej populacji.

Występują w niej podziały. Młodsze pokolenie wspiera Ukrainę, starsze albo pozostaje neutralne, albo opowiada się po stronie rosyjskiej.

Dużym skupiskiem rosyjskojęzycznej mniejszości jest Narva. 90% mieszkańców mówi tam po rosyjsku. Z tego powodu niektórzy zastanawiają się czy miasto nie stanie się kolejnym Krymem. Bartosz Chmielewski uważa jednak taki scenariusz za niemożliwy do spełnienia się. Mieszkańcy Narwy nie przejawiają dążeń separatystycznych.

Jak długo trwał kryzys w rządzie? Czy nowa koalicja ma szansę utrzymać się do wyborów? Wysłuchaj koniecznie całej rozmowy z naszym gościem!

K.B.

Biały dym nad Barceloną. Lewandowski piłkarzem Dumy Katalonii!

Robert Lewandowski/Fot.: Sven Mandel - CC BY-SA 4.0, creativecommons.org

Saga z transferem Roberta Lewandowskiego do FC Barcelony dobiega końca. Kapitan polskiej reprezentacji ma jutro podpisać kontrakt z Blaugraną.

Przeciąganie liny między Robertem Lewandowskim a władzami Bayernu trwało od dłuższego czasu. Niezadowolenie naszego kapitana, wynikające z braku odpowiedniej propozycji przedłużenia kontraktu, narastało. Sytuację skrzętnie wykorzystała Barcelona, która już w lutym porozumiała się z naszym kapitanem w sprawie warunków indywidualnego kontraktu. Teraz pozostało już tylko przekonać Bawarczyków do sprzedaży swojego najlepszego gracza.

Czytaj także:

FIA traci swój autorytet? Środowisko F1 wylicza błędy Międzynarodowej Federacji Samochodowej

Otwarta Wojna

Lewandowski postanowił pójść na wojnę z klubem z Monachium. W czerwcu na konferencji prasowej przed meczem Polaków z Belgami stwierdził, że jego przygoda z Bayernem dobiegła końca. Te słowa wywołały prawdziwą burzę w Niemczech. Zaczęto zastanawiać się, jak zachowają się Oliver Kahn (prezes klubu) i Hasan Salihamidzić (dyrektor sportowy). Czy uprą się i nie zgodzą się na transfer napastnika (który mógłby też nie wkładać 100% serca w grę dla Bayernu), tracąc możliwość zarobku? Ostatecznie zarząd klubu zgodził się na transfer, postanowił jednak lekko musztrować piłkarza. Lewandowski musiał więc pojawić się na pierwszym treningu drużyny przed nowym sezonem, mimo że już wtedy musiało być wiadome, że jego odejście to kwestia kilku godzin.

Szczęśliwy Finał

Po tym jak Bayern zgodził się na transfer, musiał już tylko porozumieć się z Barceloną, co do wysokości odstępnego. Negocjacje trwały długo, ale zakończyły się szczęśliwie dla Polaka i Katalończyków. Wliczając wszystkie możliwe bonusy Bawarczycy zarobią na transferze Roberta Lewandowskiego 50 mln. euro. Będzie on zatem najdrożej sprzedanym piłkarzem Bayernu Monachium w całej historii istnienia klubu.

K.B.

Źródło: Twitter

Tomasz Sowa: w Kijowie życie zdaje się toczyć normalnie. W Charkowie, pomimo ostrzałów, też jest pewna poprawa

Wolontariusz Tomasz Sowa relacjonuje jak wygląda sytuacja na odwiedzonych przez siebie obszarach Ukrainy.

Zachęcamy do wysłuchania całej audycji!

Jest to drugi wyjazd Tomasza Sowy z pomocą humanitarną. Zaznacza, że od ostatniego pobytu sporo się zmieniło.

Widać, że nastąpiła pewna adaptacja ludzi do tej sytuacji. Kijów jest oczywiście wolny, już życie wręcz wydaje się nawet takim normalnym. Więc tam wróciło poczucie bezpieczeństwa. Również  zwycięstwo w bitwie o Kijów zapewniło mieszkańcom tego miasta zupełny spokój. 

Jak podaje wolontariusz, w Charkowie sytuacja wygląda podobnie.

 W Charkowie też jest poprawa. Widać, że jednak, czy to z konieczności, czy to po prostu już przez adaptację, ludzie  zaczęli w jakiś sposób funkcjonować.

Znaczącą różnicą jest to, że miasto jest nadal bombardowane. Życie w permanentnym stresie i ataki rakietowe wywołują powszechne zaburzenia snu. Mimo tego, tylko nieliczni mieszkańcy Charkowa decydują się na opuszczenie miasta, głównie z dzielnic południowych, które są ciągle ostrzeliwane.

Tomasz Sowa stwierdza, że w Charkowie brakuje przede wszystkim leków i pomocy lekarskiej, a także wody i żywności. Zapowiada zorganizowanie kolejnej wyprawy z pomocą humanitarną.

Czytaj także:

Romuald Szeremietiew: pałki nuklearnej nie można użyć tylko w jedną stronę

K.P.

Marcin Buchna: Wybrzeże jest naszym dobrem narodowym, musimy robić dużo, by je chronić

Prezes stowarzyszenia „Nasza Ziemia” sygnalizuje zagrożenia dla rybołówstwa nad Zatoką Pucką.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Marcin Buchna alarmuje, że w związku z wprowadzeniem Programu Rybackiego 2023-2027 najbardziej zagrożenie będą rybacy małoskalowi. Brak ryby oraz dofinansowania ze strony państwa może spowodować zniknięcie dziedzictwa kulturowego północnych Kaszub.

Prezes stowarzyszenia „Nasza Ziemia” widzi możliwe rozwiązanie w zdiagnozowaniu i odbudowaniu zasobów na Bałtyku południowo-wschodnim. Zgodnie z informacjami Międzynarodowej Rady Badań morza inne obszary Bałtyku są w lepszym stanie. Naukowcy twierdzą, że jest to związane z ociepleniem klimatu i braku wlewek z Morza Północnego.

Trzeba przede wszystkim zdiagnozować, ustalić inne dodatkowe przyczyny, które spowodowały tak gwałtowne zmiany w tym środowisku.

Marcin Buchna stwierdza, że dany problem przekłada się również na inne gałęzi gospodarki: przede wszystkim turystykę, z której słynie ten region.

Staramy się w jakiś sposób wpłynąć na ceny, bo patrząc chociażby na nasze rybółówstwo tradycyjne; dostarczało nam rybę do tej pory z tych najbliższych obszarów i było to tanie. = Wszyscy mogli skosztować, a dzisiaj importujemy rybę i wiemy, że po prostu te koszty zdecydowanie rosną. 

Czytaj także:

W gdańskim Śródmieściu brak miejsca kąpielowego dla osób wykluczonych społecznie – mówi Piotr Połoński

K.P.

FIA traci swój autorytet? Środowisko F1 wylicza błędy Międzynarodowej Federacji Samochodowej

Tor Spa-Francorchamps, fot.: Pixabay

Kierowcy F1 ostatnio dają do zrozumienia, iż nie są zadowoleni z działań FIA. Jakie kwestie podnieśli? Tymczasem FIA potwierdza termin wprowadzenia dyrektywy technicznej, mającej ograniczyć porpoising

Piękny, sielankowy krajobraz austriackich łąk przyozdobionych mleczami – to okolice styryjskiego Spielbergu, gdzie co roku na torze Red Bull Ring odbywa się wyścig F1 o GP Austrii. Tegoroczny weekend w tym błogim zakątku Europy stał pod znakiem uwag adresowanych do organizatora Mistrzostw Świata Formuły 1 – Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA).

Najwięcej emocji wzbudziły wydarzenia piątkowe. Czterokrotny mistrz świata, Sebastian Vettel, podczas odprawy, w trakcie której kierowcy rozmawiali z przedstawicielami FIA, postanowił wstać i wyjść. Za ten wybryk został ukarany grzywną 25 000 euro w zawieszeniu. Przyczyny postawy Vettela nie są znane, jednak prawdopodobnie chciał w ten sposób wyrazić swoje niezadowolenie wobec ostatnich dział, albo raczej braku działań, FIA.

Przejdźmy do kwintesencji tegoż sportu, czyli rywalizacji na torze. W piątek Sergio Perez, kierowca Red Bulla, dostał się do ostatniej części kwalifikacji. Jednakże czas, który dał mu ten awans, uzyskał na okrążeniu, w którym przekroczył limit toru (w tym sezonie wyznacza go zawsze biała linia).

Czytaj także:

Antoni Piechniczek w Radiu Wnet: aby odnosić sukces, trzeba nakreślić sobie prawie rygorystyczną klauzulę

Sędziowie o tym przewinieniu dowiedzieli  się już po rozpoczęciu Q3, a samą decyzję o anulowaniu czasu ogłosili już po zakończeniu kwalifikacji, które Perez zakończył na czwartym miejscu.

W efekcie usunięcia najlepszego czasu z Q2, wszystkie czasy Meksykanina z Q3 spotkał taki sam los. Ostatecznie kierowca Red Bulla został sklasyfikowany na 13. miejscu – tym, które zajmował przed swoim ostatnim „kółkiem” w drugim segmencie kwalifikacji.

Norma, do jakiej przywykliśmy, nakazuje niemal automatyczne usunięcie czasu Pereza i niedopuszczenie go do startu w Q3. Jeśli sędziowie wyjątkowo nie zdążyli zrobić tego przed rozpoczęciem sesji Q3, to mogli to zrobić jeszcze podczas jej trwania. Przegranymi są zespół Red Bulla, który na marne eksploatował bolid z ekstremalnymi, kwalifikacyjnymi ustawieniami i Pierre Gasły, Francuz z AlphyTauri, który powinien powalczyć w Q3 w miejscu Pereza.

Limity toru były bolączką kierowców na dystansie całego weekendu w Austrii. Podczas niedzielnego wyścigu kierowcy złamali je 43 razy, a czterech dostało za swoje wyczyny karę czasową.

Aktualny mistrz świata, Max Verstappen uważa, że przepisy w tym obszarze są zbyt restrykcyjne. Ironicznie sugeruje, iż jeśli chcemy aż tak pilnować kierowców, to można by wprowadzić inne środki…

Nie sądzę, że tak powinno to wyglądać. Przekraczasz linię o 1 mm i od razu dostajesz karę. Dajcie tam po prostu ścianę lub przywrócić żwir na poboczu. Dla sportu nie wygląda to dobrze.

Christian Horner, szef Verstappena i Pereza, uważa, że następna runda Formuły 1 (GP Francji) oznacza jeszcze większe problemy z przestrzeganiem limitów toru, z uwagi na szerokie asfaltowe pobocza toru Paul Rcard.

Czytaj także:

Carlos Sainz wygrał swój pierwszy wyścig w F1. Czy możemy spodziewać się po nim czegoś więcej?

Pył z włóknem węglowym

Sebastian Vettel w Austrii podjął inny temat. Powietrze chłodzące hamulce zawiera w sobie włókno węglowe – pochodzi ono z kanałów chłodzących. Niemiec po wyścigu miał na twarzy czarny pył. Jak zauważa serwis „F1 Dziel Pasję” już w 2002 roku tę kwestię podjął Mika Salo. Lekarz w płucach byłego kierowcy F1 odnalazł dużo pyłu węglowego. Z kolei jego rodak, Valtteri Bottas, w 2019 roku mówił o swojej dolegliwości:

Zawsze kiedy kicham po wyścigu wydmuchiwane powietrze jest czarne. Nie wiem, jaki to ma wpływ na ciało, gdy jeżdżę tak rok w rok.

W tym sezonie problem ten stał się poważniejszym, gdyż od 2022 roku powietrze chłodzące hamulce wylatuje nie na bok, lecz w tył – z osi przedniej trafia w okolice kokpitu. Po słowach Vettela, FIA poinformowała, że poruszy ten problem na najbliższym spotkaniu Sportowego Komitetu Doradczego.

Karuzela interpretacji

Z kolei George Russell nie popiera nowego personalnego rozwiązania stosowanego przez Federację. Po fatalnej, kontrowersyjnej ostatniej rundzie sezonu 2021 z posady dyrektora wyścigu zwolniony został Michael Masi. Australijczyk ma teraz dwóch następców – Nielsa Witticha oraz Eduardo Freitasa. Panowie ci pracują w systemie rotacyjnym – niektóre wyścigi kontroluje Wittich, inne Freitas. Zdaniem kierowcy Mercedesa powoduje to rozbieżności w interpretacji przepisów.

Musimy mieć bardziej spójne decyzje sędziowskie. Przybywamy na kolejny wyścig i często nie ma tam już sędziów z poprzedniego wyścigu. Nie ma więc żadnej odpowiedzialności, żadnego wyjaśniania decyzji.

Czytaj także:

Mija 40 lat od Mundialu w Hiszpanii. Polska została trzecią reprezentacją świata

Porpoising

Przy całym sportowym i marketingowym sukcesie, jaki odnosi Formuła 1, trzeba przyznać, że niektóre rzeczy zadziwiają. Jak to jest, że zespoły mające tak wykwalifikowany personel, często czołowych inżynierów z zakresu aerodynamiki czy mechaniki, nie przewidzieli efektu tzw. porpoisingu. Zaawansowane maszyny, przedmioty westchnień fanów motorsportu, komicznie podskakuje na prostych. Problem dał się we znaki zdrowiu kierowców. FIA zaczęła działać – „Zmiany wprowadzamy od Wielkiej Brytanii”, „Jednak nie, poczekamy do Francji”, „Wiecie co, odłóżmy to do wyścigu na Spa”.

W piątek, 15 lipca, FIA w końcu potwierdziła, iż nowa dyrektywa techniczna będzie obowiązywać od GP Belgii (rundę na torze Spa-Francorchamps zaplanowano na dni 26-28 sierpnia). Od pierwszego wyścigu po wakacyjnej przerwie zespoły będą musiały przestrzegać wskaźnika oscylacji aerodynamicznych (AOM), ma to ograniczyć podskakiwanie samochodów.

Źródło: „F1 Dziel Pasję”

Kamil Kowalik

Zobacz także:

Porozmawiajmy o sporcie – 10.07.2022 r.

Borys Tynka: mówi się o odblokowaniu portu odeskiego

Odessa/ Fot. Pixabay/reksik004

Autor przewodnika po Odessie o sytuacji w mieście.

Borys Tynka mówi o dostawach pomocy humanitarnej na Ukrainę. Zauważa, że zainteresowanie tą kwestią spadło w Polsce. Gość Kuriera w samo południe zauważa, że

Odessa cały czas jest w miarę bezpieczna.

Miasto jest świetnie przygotowane do obrony. Dalej pozamykane są wszystkie plaże.

Mówi się o odblokowaniu portu odeskiego.

Według pojawiających się informacji mają zostać odblokowane trzy czarnomorskie porty Ukrainy: Czarnomorsk, Jużne i Odessa.

Czytaj także:

Borys Tynka: Dla rosyjskich żołnierzy nie ma żadnej świętości. Odessa jest atakowana nawet w Wielkanoc

Trzeba wznowić dostawy zboża do biednych państw, aby uchronić je przed głodem.

A.P.

Romuald Szeremietiew: pałki nuklearnej nie można użyć tylko w jedną stronę

Prof. Romuald Szeremietiew, fot.: Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Były minister obrony na antenie Radia Wnet mówi o ryzyku wojny nuklearnej oraz przesmyku suwalskim.

Profesor Szeremietiew, opisując siłę armii rosyjskiej, mówi o obserwacji, którą podzielają niektórzy komentatorzy działań Federacji Rosyjskiej.

Kiedy Rosja zdaje się słaba, to wcale taka nie jest. Kiedy wygląda na potężną, to w rzeczywistości jest słaba.

Rozmówca Jaśminy Nowak zauważa, że przed wojną na Ukrainie eksperci wskazywali na siłę rosyjskiego wojska. Okazało się, że armie Moskwy jest daleko do doskonałości.

Czytaj także:

Jan Piekło o wyłomach w antyrosyjskich sankcjach: Unia Europejska jest głównie unią wielkich biznesów

Romuald Szeremietiew mówi o ewentualnym zagrożeniu użyciem broni nuklearnej.

Od momentu, kiedy wynaleziono broń nuklearną, od momentu kiedy użyły jej Stany Zjednoczone, świat cały czas żyje w cieniu wojny nuklearnej, która nie wybuchła.

Okazało się, że tej pałki nuklearnej nie można użyć tylko w jedną stronę.

Uważam, że broni nuklearnej się nie użyje, bo nie gwarantuje ona zwycięstwa, a wręcz przeciwnie – klęskę.

Gość „Kuriera w samo południe” jednoznacznie wypowiada się na temat zmiany na militarnej mapie Europy, jaka wiąże się z dołączeniem Szwecji i Finlandii do NATO.

Teraz Bałtyk staje się wręcz NATO-wskim morzem.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.K.

Czytaj także:

Janusz Kowalski: Musimy całkowicie odrzucić unijną politykę klimatyczną. Inaczej Polaków czeka bankructwo

Korea Południowa liczy na rozwiązanie historycznych sporów z Japonią

Prezydent Republiki Korei Lee Myung-bak i premier Japonii Taro Aso na szczycie Korea-Japonia w Seulu, 2009 r./Fot. Korea.net / Korean Culture and Information Service/CC BY-SA 2.0

W przyszłym tygodniu minister spraw zagranicznych Republiki Korei odwiedzi Japonię. Seul liczy, że wizyta ta przyniesienie przełom w relacjach z Tokio.

W latach 1910-1945 Korea była posiadłością Cesarstwa Wielkiej Japonii. Korea Południowa i Japonia znormalizowały swoje stosunki w 1965 r., jednak zaszłości historyczne nie przestały ich dzielić. W obliczu zagrożeń ze strony Korei Północnej i Chin na poprawienie wzajemnych relacji Seulu i Tokio naciska Waszyngton.

Czytaj także:

Moon Jae In: Korea Południowa nie powinna mieszać problemów historycznych do współpracy z Japonią, która jest niezbędna

W maju prezydentem Republiki Korei został Yoon Suk-yeol, który zapowiadał, że będzie dążyć do poprawy relacji z Japonią. Według jednego z południowokoreańskich urzędników Yoon może zdecydować o wysłaniu delegacji na uroczystości upamiętniające śmierć w zamachu byłego premiera Japonii Shinzō Abego.

Były premier Japonii Shinzō Abe zmarł po postrzale

Południowokoreański prezydent chętnie skorzystałby z tegorocznych obchodów Dnia Wyzwolenia (15 sierpnia), aby wystosować pojednawczy przekaz w stronę Tokio.

A.P.

Źródło: Reuters