Stefanik: Około 1 tys. francuskich numerów było szpiegowanych przez co najmniej trzy lata. Chodzi m.in. o numer Macrona

Korespondent Radia Wnet we Francji omawia ustalenia dziennika „Le Monde”, według których jedną z ofiar szpiegowania za pośrednictwem oprogramowania Pegasus był Emmanuel Macron.

W środowym „Kurierze w Samo Południe” gości korespondent Wnet we Francji, Zbigniew Stefanik. Dziennikarz mówi o doniesieniach dziennika „Le Monde”, według których francuski prezydent wraz z kilkunastoma ministrami był celem potencjalnej inwigilacji poprzez oprogramowanie szpiegujące Pegasus:

Jest to afera, która wpisuje się w o wiele szerszą aferę. Mówi się o dwudziestu państwach, które mogły zlecać korporacji NSO szpiegowanie polityków, businessmenów, dziennikarzy, działaczy na rzecz organizacji pozarządowych – przytacza nasz gość.

Rozmówca Adriana Kowarzyka opowiada o ustaleniach wynikających ze śledztwa przeprowadzonego przez konsorcjum 17 wielkich redakcji w związku z aferą dot. Pegasusa. Jak zaznacza dziennikarz, oprogramowanie szpiegowało 50 tys. numerów telefonów z różnych państw:

50 tys. numerów telefonów znalazło się na celowniku programu Pegasus na zlecenie dwudziestu państw. Oskarża się o to Arabię Saudyjską, Maroko, Węgry, Indie i nie tylko. Zdaje się, iż ta lista się wydłuża – komentuje Zbigniew Stefanik.

Ponadto, Zbigniew Stefanik nawiązuje do ustaleń dziennika „Le Monde”. Według ustaleń francuskiej redakcji jedną z ofiar szpiegowania był sam prezydent Francji:

Zdaje się, iż około tysiąca francuskich numerów było szpiegowanych przez co najmniej trzy lata. Chodzi m.in. o numer Emmanuela Macrona – podkreśla korespondent.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Dr Ozdyk: Mówi się, że rząd niemiecki wiedział już 9 dni przedtem mniej więcej gdzie będą powodzie i jak będą wyglądały

Ekspert ds. bezpieczeństwa komentuje ostatnie dramatyczne powodzie w Niemczech. Jak podaje nasz gość, sytuacja była wyjątkowo trudna, bo na metr kwadratowy ziemi spadło od 120 do 200 litrów wody.

Gościem redaktora Adriana Kowarzyka jest ekspert ds. bezpieczeństwa, dr Sławomir Ozdyk, który mówi o wielkich ulewach, które przeszły ostatnio nad Niemcami. Gęste opady doprowadziły do licznych powodzi, które pozbawiły życia 165 osób. Zdaniem eksperta, w ciągu ostatnich godzin nastąpiła poprawa trudnej sytuacji:

Sytuacja w tej chwili się uspokoiła – stwierdza nasz gość

Dr Sławomir Ozdyk opisuje także skale klęski żywiołowej. Jak zaznacza, takich powodzi nie było w Niemczech od ponad połowy wieku:

Niemcy spotkały powodzie nieznane od sześćdziesięciu lat. Na metr kwadratowy ziemi spadło od 120 do 200 litrów wody – podkreśla dr Sławomir Ozdyk.

Ponadto, rozmówca Adriana Kowarzyka dotyka tematu satelit, które miały wykryć nadchodzące ulewy z ponadtygodniowym wyprzedzenie. Jak komentuje dr Sławomir Ozdyk, niemiecki rząd prawdopodobnie wiedział zatem o zbliżającej się katastrofie i nic z tym nie zrobił:

Następny punkt, który jest teraz bardzo głośno omawiany w Niemczech to jest system ostrzegawczy, który nie zadziałał. Mówi się, że rząd niemiecki wiedział już 9 dni przedtem mniej więcej gdzie będą powodzie i jak będą wyglądały – mówi ekspert.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Gołębicka: doszliśmy do momentu, w którym wygodniej ludziom nie mieć dzieci

Gościem „Kuriera w samo południe” była Anna Gołębicka, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Porozmawialiśmy z nią o szeroko pojętej kwestii dzietności i problemów, z którymi się ona dzisiaj boryka.

Rozmowę z naszym gościem rozpoczęliśmy od poruszenia tematu współczynnika dzietności – w 2015 roku mieliśmy trzeci od końca wskaźnik na świecie, który wynosił on 1,29 dziecka na kobietę. Między 2019 a bieżącym rokiem waha się on między 1,41 a 1,37 – poprawa jest więc nieznaczna, a tendencja niezbyt optymistyczna. Anna Gołębicka wyjaśnia, na czym ten współczynnik się opiera.

Ten wskaźnik mówi o tym, ile jedna kobieta urodzi średnio dzieci. Zatem w 2015 roku każda kobieta miała 1,29 dziecka, co oznacza, że nie odtwarzaliśmy populacji.

Mimo iż statystyka ta od tamtego czasu zdążyła się nieznacznie poprawić, nie mamy zbyt dużo powodów do optymizmu. Na chwilę obecną nie jest widoczna żadna przeważająca tendencja -ani w dół, ani w górę.

W tym momencie są to wahania na poziomie błędu statystycznego i nie można mówić ani o trendzie wzrostowym, ani spadkowym. Raczej w długim trendzie idziemy w dół.

Wskaźnikiem, do którego osiągnięcia powinna dążyć populacja, jest 2,0 – ewentualna perspektywa zrealizowania tego celu sięga 2040 roku, jednak i to stoi pod dużym znakiem niepewności. Przyczyn trudności w przerwaniu tego demograficznego impasu upatrywać można upatrywać między innymi w kwestiach ekonomicznych, natomiast Anna Gołębicka zaznacza, że warto też spojrzeć nieco szerzej.

To jest trochę upraszczanie. Przyczyną nie jest problem tylko i wyłącznie małych domów, lecz także i wyznawanych wartości. My w Europie sobie tak podnieśliśmy tę poprzeczkę tego, jak mają być te dzieci wychowywane, że potrzebują wielu rzeczy, a dodać do tego należy też ocenę społeczną dotyczącą tego, jak wychowujesz dzieci. Dochodzi do takiego momentu, że wygodniej ludziom jest jednak dzieci nie mieć.

Ekspert Centrum im. Adama Smitha opowiedziała również o dwóch obowiązujących na świecie doktrynach dotyczących kwestii dzietności.

Są dwie doktryny – jedna to jest właśnie ta Smithowska – która mówi o tym, że rynek jest systemem znaczeń połączonych, samoregulującym się. Tworzy się równowaga w punkcie przecięcia krzywych popytu i podaży. Natomiast jest też druga teoria, która mówi o tym, że jeżeli jest słaba sytuacja gospodarcza to dobrze wpuścić na rynek pieniądze w postaci danin publicznych, które będą aktywizować gospodarkę.

Wspominając o drugiej z wyżej wymienionych doktryn, nasz gość nawiązuje do wprowadzonego przez rząd Prawa i Sprawiedliwości programu 500+ na każde dziecko.

W przypadku 500+, mimo że miał to być program prodemograficzny, nie spełnił on planu odbudowy. Natomiast mimo wszystko wprowadzenie danin publicznych sprawiło, że przeszliśmy nieco łagodniej przez kryzys.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

PK

 

 

Skoczek: Działalność artystyczna nie jest nastawiona na zysk. Opłata reprograficzna to rekompensata za dozwolony użytek

Jakie są założenia ustawy o statusie artysty zawodowego i kto za to zapłaci? Dyrektor SFP-ZAPA o opłacie reprograficznej, mechanizmie solidarnościowym i o tym, czemu artyści sami się nie ubezpieczą.

Dominik Skoczek komentuje Apel środowisk twórczych w sprawie systemu wsparcia artystów zawodowych z dnia 15 lipca 2021 r. Podpisały się pod nim 53 organizacje apelując do rządu ws. ustawy o statusie artysty zawodowego. Gość Kuriera w samo południe zauważa, że

Ustawa wprowadza wiele ułatwień dla twórców: wspiera zabezpieczenie socjalne, wprowadza ubezpieczenie zdrowotne dla twórców i artystów, szereg ułatwień podatkowych

Dyrektor Stowarzyszenia Filmowców Polskich Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych wskazuje, że większość artystów jest poza systemem ubezpieczeń. Przyznaje, że mają oni możliwość się ubezpieczyć, jednak to wymagałoby założenia działalności gospodarczej. Tymczasem, jak wyjaśnia,

Działalność artystyczna to nie jest działalność nastawiona na zysk.

Skoczek podkreśla, że opłata reprograficzna to nie podatek. Stwierdza, że to rekompensata za to, że można udostępniać i kopiować utwory w ramach użytku prywatnego. Tłumaczy, że obecna lista czystych nośników objętych opłatą jest przestarzała. Z tego powodu należy dodać do niej nowe nośniki.

Prosimy jedynie o to, żeby dokonać pewnej aktualizacji i dostosowania tej listy do zmieniającej się rzeczywistości, zmieniającej się technologii.

Rozmówca Adriana Kowarzyka mówi, że cena smartfonów nie musi wcale wzrosnąć po wprowadzeniu opłata od nich.

Czy wzrośnie, czy nie, to decyzja biznesowa importerów.

Stwierdza, że po wprowadzeniu opłaty ekologicznej na pralki cena ich nie wzrosła, a konsumenci mają ekologiczne pralki. Dodaje, że nawet jeśli cena wzrośnie, to mówimy tylko o 1 proc. wartości.

Wyjaśnia, że połowa ma trafiać na Fundusz Artystów Zawodowych, a druga połowa będzie kierowana za pośrednictwem organizacji zbiorowego zarządzania prawami bezpośrednio do twórców wykonawców i producentów. Wyraża nadzieję, że opłata reprograficzna wejdzie w życia.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Bąk: Wodór jako surowiec jest przyszłością nie tylko Polski, ale i świata

Gościem „Kuriera ekonomicznego” był inż. Tadeusz Bąk, prezes C-GEN, który opowiedział o stale postępującym wzroście znaczenia wodoru jako surowca i możliwych koncepcjach pracy z nim.

Prezes C-GEN spytany o przyszłość wodoru jako surowca zaznaczył, że na chwilę obecną wydaje się on być priorytetowy dla większości państw, z uwagi na możliwość zastosowania go w sposób znacznie mniej inwazyjny dla środowiska.

Wszystkie kraje dzisiaj koncentrują się na pozyskaniu i wykorzystaniu wodoru z uwagi na fakt, że przy jego wytwarzaniu nie emitujemy dwutlenku węgla.

Inżynier podkreślił również mnogość dostępnych dla wodoru zastosowań, zahaczających o różne gałęzie przemysłu.

Wodór może być wykorzystany w szeregu gałęzi przemysłu, od wytwarzania energii elektrycznej, np. do pojazdów, jak i przemysł spożywczy, metalurgiczny, chemiczny itd.

Tak więc motywacja powoli zarysowujących się na horyzoncie zmian na rynku surowców energetycznych wydaje się być uzasadniona. Są jednak pewne kontrowersje, dotyczące głównie przechowywania wodoru – proces ten podlega naturalnym ograniczeniom związanym z prawami fizyki, jak tłumaczy nasz gość.

Wodór jest jedynym we wszechświecie pierwiastkiem tak silnie dyfundującym przez stal, plastik, wszelkiego rodzaju bariery mechaniczne i ciała stałe. W związku z czym na dłuższą metę magazynowanie i utrzymywanie wodoru jest ograniczone prawami fizyki i trzeba to brać pod uwagę.  Podobnie przesył wodoru – ponieważ dyfunduje przez różnego rodzaju przeszkody – np rurociągi, z tego względu można tą koncepcję przesyłu uznać za nieporozumienie.

Inż. Tadeusz Bąk przyznaje, że wyżej wymieniony transfer wodoru mógłby być na pewnym poziomie możliwy – konieczna byłaby budowa specjalnych, stalowych rur, jednak wciąż wiązałoby się to ze sporym ryzykiem.

Wodór ma tą cechę charakterystyczną, że powoduje korozję wewnętrzną, osłabiając strukturę ścianek, np. jeśli pod ciśnieniem jest wodór tłoczony, to ścianka się rozwarstwia.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

PK

Świdziński: Interesy Niemiec i Chin są zbyt poważne, by Niemcy mogły bez wahania przystąpić do amerykańskiego obozu

Albert Świdziński mówi o ostatnim spotkaniu Angeli Merkel i Joe Bidena. Zdaniem eksperta, podczas jednej z ostatnich wizyt zagranicznych niemieckiej kanclerz, padło więcej słów niż propozycji zmian.

W poniedziałkowym „Kurierze w Samo Południe” dyrektor analiz w Strategy&Future, Albert Świdziński, mówi o czwartkowej wizycie kanclerz Niemiec Angeli Merkel w Waszyngtonie. Rozmówca Adriana Kowarzyka dotyka m.in. tematu skomplikowanych relacji amerykańsko-niemiecko-chińskich. Niemiecka kanclerz podtrzymała swoje stanowisko, że dla Niemiec stosunki handlowe z Rosją  i Chinami są najważniejsze:

Wydaje mi się, że przyniosła głównie słowa, bo strukturalnie w trójkącie Stany Zjednoczone – Niemcy – Chiny, interesy Niemiec i Chin są zbyt poważne żeby Niemcy mogły zupełnie zaakceptować narrację czy przystąpić bez wahania do amerykańskiego obozu – komentuje nasz gość.

Według gościa audycji, Angela Merkel preferuje dziś jedynie okazjonalną, werbalną aprobatę dla działań administracji Joe Bidena w kontekście działań prodemokratycznych. Ekspert sądzi, że wszelkie inne działania, które mogłyby być początkiem ewolucji wzajemnych relacji państw, tamuje strach Niemiec o własne interesy:

Niemcy będą raczej zadowolone z możliwości retorycznego wspierania Stanów Zjednoczonych w ich demonstrowanych wielokrotnie próbach obrony demokracji – stwierdza Albert Świdziński.

Jak podsumowuje Albert Świdziński, wizyta rządzącej od szesnastu lat niemieckiej kanclerz była wyczekiwana z niecierpliwością, lecz nie można stwierdzić, że zakończona została konsensusem. Co najważniejsze, w istotnych kwestiach jak choćby międzynarodowe bezpieczeństwo – porozumienia nie osiągnięto. USA i Niemcy nie zgadzają się m.in. w temacie NSII lub wspomnianej rywalizacji z Chinami:

To była jedna z ostatnich wizyt zagranicznych Angeli Merkel. (…) Gościło ją w Białym Domu aż czterech kolejnych gospodarzy. (…) Wizyta Merkel była wyczekiwana przez komentatorów szczególnie w kontekście podejmowanej przez Joe Bidena- przynajmniej w sferze retorycznej – próby odnowy relacji transatlantyckich i oparcia ich na Niemczech.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Puda: Polscy eksporterzy stoją u progu możliwości dużego rozwoju

Gościem „Kuriera ekonomicznego” był Grzegorz Puda, poseł PiS i minister rolnictwa i rozwoju wsi, który opowiedział nam o sytuacji na rynku eksporterów towarów.

Minister rolnictwa i rozwoju wsi Grzegorz Puda w ramach „Kuriera ekonomicznego” wyraził swoją opinię na temat sytuacji polskiego rolnictwa w tym trudnym i wymagającym umiejętności szybkiego dostosowywania się do zmiennych warunków czasie oraz całokształtu transformacji, jaką wymusiła na nim pandemia. Sytuacja jego zdaniem nie jest podbramkowa i można z niej wyciągnąć jeszcze nieco pozytywów.

Pandemia dotknęła nas ze skutkiem nieco mniej doskwierającym, jeśli porównamy się do krajów zachodnich. Warto dodać, że przy pandemii okazało się, że długie łańcuchy dostaw żywności nie sprawdziły się i Komisja Europejska zmieniła swój kierunek – w tym momencie jest on zbieżny z rządem PiS i zakłada wspieranie małych i średnich gospodarstw oraz skracania łańcuchów dostaw. To wszystko powoduje, że tak naprawdę jesteśmy krajem stojącym u progu możliwości dużego rozwoju.

W rozmowie poruszono także temat uwolnienia rolniczego handlu detalicznego, czyli zezwolenia rolnikom na bezpośrednią sprzedaż wyprodukowanych przez siebie produktów bez ograniczeń terytorialnych. Nasz gość podaje przykład sytuacji, w której wspomniane ograniczenia zablokowały możliwość bezpośredniej sprzedaży.

Producenci oscypków nie mogli ich sprzedawać w sezonie letnim, np. w kurortach czy terenach nadmorskich a wiemy przecież, że dobry oscypek sprzeda się wszędzie. Chcemy to zmienić, chcemy, aby ten przysłowiowy góral z Podbeskidzia mógł zanieść swoje oscypki na plażę i tam je sprzedawać.

Kolejną istotną dla sedna tematu kwestią była relacja między eksporterem/dostawcą – w tym wypadku rolnikiem – a klientem. Powinna ona być przeprowadzona z obustronnymi korzyściami. W praktyce jednak największym beneficjentem w takiej sytuacji nie jest niestety żadna ze stron, a pośrednik. W związku z tym faktem minister zdrowia i rozwoju wsi zachęca do kupowania żywności bezpośrednio od jej wytwórców, np. na bazarach.

Jeśli pośrednicy mają prawo funkcjonowania, niech sobie funkcjonują i sprzedają produkty. Natomiast jeśli chodzi o żywność, zwłaszcza produkty pierwszej potrzeby, namawiam wszystkich do tego, aby jednak odchodzić od dużych sieci handlowych i kupować to na bazarach w małych miejscowościach, bezpośrednio u rolników.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

PK

Dr Jabłonka: Bitwa pod Grunwaldem to największa bitwa średniowiecznej Europy

W czwartkowym „Kurierze w Samo Południe” historyk mówi o 611. rocznicy Bitwy pod Grunwaldem – największej bitwy średniowiecznej Europy. Wielka armia polsko-litewska mogła liczyć nawet 40 tys. ludzi.

15 lipca wypada 611. rocznica Bitwy pod Grunwaldem, zdaniem dr Krzysztofa Jabłonki – największej bitwy średniowiecznej Europy. Dziś liczebność rycerstwa polskiego pod Grunwaldem szacowana jest na 20 tys., podczas gdy pod litewskimi 40. chorągwiami walczyło około 10 tys. ludzi. Mowa tu jedynie o wojownikach konnych, do których należałoby doliczyć również obsługę taborów oraz czeladź obozową. Wielką armię mogło współtworzyć nawet 40 tys. ludzi:

To największa bitwa średniowiecznej historii Europy z wielu powodów. (…) To było prawie 10 km wojska – podkreśla dr Jabłonka.

Nasz gość opisuje obie strony konfliktu, charakterystykę wojska oraz przygotowanie. Jak wskazuje dr Krzysztof Jabłonka, armia Zakonu Krzyżackiego była podzielona na dwa oddzielnie dowodzone korpusy:

Armia Krzyżacka składała się z dwóch oddzielnych korpusów, oddzielnie dowodzonych, które właściwie nie miały ze sobą wiele wspólnego poza jednym polem – mówi dr Krzysztof Jabłonka.

Historyk mówi także o przypadkowości pola bitwy. Jak zaznacza rozmówca Adriana Kowarzyka, początkowo bój miał rozegrać się gdzie indziej:

Bój był trochę przypadkowy. (…) Bitwa miała się rozegrać pod Kurzętnikiem, tam się spotkały wojska, ale Jagiełło szybko się zorientował, że cały brzeg Drwęcy jest jedną wielką pułapką. (…) Armia zrobiła w tył zwrot – tłumaczy historyk.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Polskie farmy wiatrowe na Bałtyku. Monika Morawiecka: inwestycja może zapewnić 70 tys. miejsc pracy

Ile prądu wyprodukują nowe farmy wiatrowe? Prezes zarządu PGE Baltica o zaawansowaniu projektów Baltica 2 i Baltica 3, korzyściach dla polskiej gospodarki i potrzebie transformacji energetycznej.

PGE Baltica realizuje razem z duńską firmą Ørsted projekty Baltica 2 i Balita 3. Monika Morawiecka informuje, że przygotowania są już dość mocno zaawansowane.

Jesteśmy co najmniej w połowie drogi jeśli nie dalej.

Udało się już uzyskać zgodę środowiskową i szereg innych potrzebnych zezwoleń. Jeszcze nie wybrano podwykonawców.

Będziemy w najbliższych kilku miesiącach uruchamiać największe przetargi na dostawy najważniejszych elementów.

Chodzi o turbiny, stacje transformatorowe, czy kable. W 2026 ma się zakończyć budowa Baltici 2, a w 2027 r. Balitici 3. Mają one łącznie produkować  2,5 gigawata mocy. Prezes zarządu PGE Baltica wskazuje, że elektrownia Bełchatów, największa w kraju, produkuje 5 gigawatów. Zauważa, że elektrownia węglowa pracuje cały czas, podczas gdy elektrownia wiatrowa będzie działać z pełną mocą przez 40 proc. roku.

Morawiecka wskazuje, że sektor offshore generuje szansę dla szerszego rozwoju gospodarczego. Skorzysta z tego branża stoczniowa i cała logistyka morska.

To jest bardzo duży potencjał inwestycyjny.

Zaznacza, że Polska ma bardzo dobry potencjał techniczny w przemyśle. Jest wielu wykształconych ludzi. Gość Kuriera ekonomicznego zaznacza, że

Inwestycja może zapewnić 70 tys. miejsc pracy.

Rozmówczyni Adriana Kowarzyka odpowiada na pytanie o opłacalność inwestycji. Wskazuje na wieloletnią pewność prognozy pogody. Choć w ciągu roku może dojść do wahań, to jak zaznacza,

Statystycznie jesteśmy bardzo dobrze w stanie przewidzieć ile wiatru będzie w danym czasie.

Morawiecka wskazuje na duże oparcie polskiej gospodarki na eksporcie. Polskie firmy będą musiały produkować niskoemisyjnie, aby zachować konkurencyjność.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Jaczewska-Golińska: System głosowania w budżecie obywatelskim potrzebuje weryfikacji

Gościem „Kuriera w samo południe” była Agnieszka Jaczewska-Golińska, radna m.st. Warszawy, członkini KO, z którą porozmawialiśmy o głosowaniu w budżecie obywatelskim i projektach z nim związanych.

Radna m.st. Warszawy Agnieszka Jaczewska-Golińska złożyła w ostatnich dniach interpelację dotyczącą nieprawidłowości w procesie głosowania w budżecie obywatelskim. Jego rezultaty, w postaci projektów przegłosowanych przez mieszkańców, będą znane dziś po godzinie 18. Nasz gość opowiedział o motywacji towarzyszącej złożeniu wspomnianej interpelacji.

Dotyczy ona sposobu weryfikacji osób głosujących. ponieważ doszły mnie słuchy, że podczas głosowania w tej edycji budżetu była możliwość zagłosowania nieprawdziwymi danymi. Napisałam taką interpelację, aby CKS sprawdził, czy faktycznie takie głosowanie miało miejsce i o jakiej skali mówimy.

Istnieją podejrzenia, że w procesie głosowania zabrakło niezbędnej weryfikacji – do oddania głosu wystarczyło wpisać jakiekolwiek imię i nazwisko oraz pesel. Stworzyłoby to dogodne warunki do manipulacji na mniejszą lub większą skalę. Na chwilę obecną jest wiadome, czy jest to przypadek bez precedensu.

W poprzednich edycjach nie było takich sygnałów, nie mam jednak wiedzy czy system informatyczny został zmieniony. Stąd też moja prośba o zweryfikowanie całego systemu informatycznego, który obsługuje proces głosowania.

Radna m.st. Warszawy została również zapytana o samą ideę głosowania, które umożliwia obywatelom miasta pewien – ograniczony, ale jednak – wpływ na wybór inwestycji, które realizowane będą z jego budżetu.

Idea jest czymś rewelacyjnym, ponieważ mieszkańcy mają realny wpływ na to, co się dzieje w ich okolicy, aktywizują się i są włączani w proces rozdysponowania środków. Idea jest więc zupełnie słuszna i powinna zostać kontynuowana.

Zapraszamy do odsłuchania całej rozmowy!

PK