Jarosław Sachajko: Systemy Patriot powinny być umieszczone po stronie ukraińskiej. To jedyna racjonalna decyzja

Jarosław Sachajko / Fot. Radio Wnet

W Kurierze w Samo Południe poseł Kukiz’15 przedstawia swoje zdanie na temat polskiej obrony antyrakietowej oraz struktur polskiego rolnictwa i przetwórstwa.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Jarosław Sachajko zgadza się z ministrem Błaszczakiem odnośnie tego, gdzie powinny trafić zaoferowane Polsce przez Niemcy systemy Patriot. Należy rozmieścić je na terytorium Ukrainy, co powodowałoby, że rakiety rosyjskie spadające przy granicy z Polską byłyby wyłapywane już po stronie ukraińskiej.

Nie mamy możliwości za pomocą Patriotów przechwycenia tych rakiet które spadają zaraz przy granicy. A tam też żyją Polacy którzy chcą żyć spokojnie.

W drugiej części wywiadu Jarosław Sachajko zwraca uwagę na to, że chęć maksymalizacji zysku przez przedsiębiorców przyczynia się do tego, że wolą oni importować zboża z Ukrainy, niż inwestować w polskie rolnictwo i zwraca uwagę na wynikający z tego zły stan struktur polskiego przetwórstwa.

To pokazuje jak słabi są polscy politycy którzy nie potrafią zbudować tego rynku od początku. 

Polityk Kukiz’15 wskazuje na to, że nie jest za późno na zmiany systemowe, ale organizacje i izby rolnicze muszą zacząć działać na rzecz rolników a nie wedle własnych interesów.

KW

Czytaj także:

Ardanowski: nie wolno dopuścić, by Polska stała się dziadem ekonomicznym i zamiast pomagać innym, chodziła po prośbie

Maciej Wośko: Jesteśmy w momencie przełomu, będzie on dla nas trudny. Wszyscy odczujemy zmiany w portfelach

Źródło fotografii: Pixabay

Siła nabywcza złotego spada, tymczasem inflacja rośnie. Czy (i kiedy) Polska wyjdzie z kryzysu? O tym w rozmowie Łukasza Jankowskiego z redaktorem naczelnym „Gazety Bankowej”.

Maciej Wośko, redaktor naczelny „Gazety Bankowej”, komentuje najnowsze doniesienia Głównego Urzędu Statystycznego. Są one niewesołe dla naszego kraju – wchodzimy w okres spowolnienia gospodarki.

Szykujemy się na okres ochłodzenia gospodarki po covidowym kryzysie. Nie uważam jednak tych danych za bardzo negatywne. Zgodzę się z prezesem Glapińskim, że te dane „nie są ani optymistyczne, ani pesymistyczne”.

Nasz gość surowo ocenia koncepcje „ekonomicznych jastrzębi” w Radzie Polityki Pieniężnej.

Pomysły profesor Tyrowicz przypominają mi „terapię szokową” autorstwa Leszka Balcerowicza. Pomysł, żeby zdusić inflację za wszelką cenę, nie oglądając się na obywateli jest bardzo niebezpieczny. Takie szybkie wychłodzenie gospodarki boleśnie odczuje klasa średnia.

– ocenia surowo ekspert.

Posłuchaj:

Czytaj też:

Dr Janusz Wdzięczak: Polska gospodarka nie znajduje się w złej sytuacji, ale potrzebuje stabilizacji

Dr Zbigniew Kuźmiuk: Jeśli chodzi o negocjacje w sprawie KPO, to jestem bardzo ostrożnym optymistą

Europoseł PiS na naszej antenie rozmawia o negocjacjach między rządem RP a Komisją Europejską w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Kiedy wreszcie otrzymamy te pieniądze? O tym w audycji.

Zbigniew Kuźmiuk stwierdza, że w sprawie KPO jest „bardzo ostrożnym optymistą”. Zastrzega, że problemem jest przede wszystkim negatywne nastawienie w Komisji Europejskiej.

Powiedzmy sobie uczciwie – jeśli w Unii nie zostanie zniesiona blokada polityczna, to nawet wysłanie przez nas wniosku o płatność nic nie da.

– twierdzi europoseł.

Europoseł komentuje również osłabienie Niemiec na arenie międzynarodowej. Jego zdaniem winę za to ponosi ich błędna polityka zagraniczna.

Za kilka miesięcy będziemy mieć wiarygodny obraz kondycji gospodarczej Niemiec. Wiemy, że swoją konkurencyjność Niemcy zawdzięczali tylko tanim rosyjskim surowcom i taniej sile roboczej ze Wschodu.

[ARP]

Posłuchaj:

Czytaj też:

Kolinda Grabar-Kitarović: Nie uważam, że Unia Europejska się rozpadnie. Zamiast tego nastąpi jej ewolucja

Studio Dziki Zachód: Odcinek mocno ekonomiczny

Ten odcinek „Studia Dziki Zachód” jest dla tych, którzy kochają zapach pieniędzy. „Pierwszy kowboj III RP” opowiada o kryptowalutach i magnatach finansowych, trochę czasu zostawiając na politykę.

Wiele dzieje się w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Zaledwie świat dowiedział się o wyniku „midterm elections”, a już padła szokująca informacja – FTX, jedna z największych giełd kryptowalut na świecie, złożyła wniosek o upadłość. Sprawa jest poważna, bo z funduszu zniknęło, bagatela, miliard dolarów! Co o tym sądzi nasz korespondent z Arizony?

Od kilku lat ludzie mi przysyłają jakieś skrypty czy filmiki, które mają w prosty sposób, w kilka minut, jak działają kryptowaluty. Miałem jedno wrażenie – że jak nie rozumiem, jak to działa, to nie powinienem inwestować. Co do FTX i kryptowalut – z daleka widać, że ktoś zrobił numer w stylu Amber Gold… Najpierw ten „ktoś” pozwalał grupie ludzi sporo zarabiać, a gdy liczba inwestorów osiągnęła masę krytyczną, to uciekł z pieniędzmi do Argentyny (pojawiły się już takie przypuszczenia).

To tylko fragment rozmowy o kryptowalutach, ale w rozmowie pada także wiele ciekawych uwag na temat spotkania szefów agencji wywiadowczych Rosji i Stanów Zjednoczonych. Wprawdzie oficjalny przekaz jest taki, że nie były to rozmowy pokojowe, ale wokół tak sensacyjnego wydarzenia musiały powstać rozmaite teorie. Swoją zaprezentował na antenie Wojciech Cejrowski:

Chodzą słuchy, że administracja Bidena naciska na Ukrainę, by zaczęła stawiać sobie realistyczne cele w wojnie. Możliwe, że Amerykanie się tą wojną zmęczyli lub wojna spełniła już swoje założenia…

[ARP]

Posłuchaj:

Czytaj też:

Gen. Samol: Jeżeli Ukraińcy utrzymają Bahmut, to być może pod koniec zimy uda im się odbić Krym

Hel to letnia erupcja, a potem marazm. Może i coś drgnęło, może drgnie… / Stefan Truszczyński, „Kurier WNET” nr 101/2022

Plaża na Helu | Fot. B. Bulicz, CC A-S 3.0, Wikimedia.com

Polska jest odwrócona czterema literami do morza. Zmarnowano dorobek. Dźwiga się to wszystko mozolnie. Ale szczury lądowe nie czują wiatru od morza ani nawet interesu, jaki można na nim zrobić.

Stefan Truszczyński

Hel jest hen

– Panie, ten Wądołowski truje Dudę!

– Jak to?

– Widzi pan to żelastwo sterczące z wody? O tu, na prawo, kilkadziesiąt metrów od brzegu. Po dnie idą tam rury z wodą ściekową z ulic Helu. Wszystko do Zatoki, a tam dalej to już rezydencja prezydencka. Kąpią się i szleją skuterami ich goście.

W ratuszu zarzekają się, że wszystko jest OK, że rynsztokowa woda jest odcedzona. Wiadomo jednak – przykład to zatruwana przez lata Odra, co doprowadziło do zarazy – że kontrola ścieków w naszym kraju to fikcja. Inspektorzy ochrony środowiska nie mogą samodzielnie badać zanieczyszczeń odprowadzanych z oczyszczalni do wód lub ziemi. Panta rhei.

Hel – cudo natury

To natura jak najbardziej chciała i helską kosę usypała. Ponad czterdziestokilometrowa peninsula (tak po angielsku nazywany jest półwysep) cienką i grubiejącą nitką zdobi nasz kraj, osłania od północy Polskę.

Zarząd Portu Hel | Fot. S. Truszczyński

Zachwyty nad tą kaszubską ziemią zacząć trzeba wcześniej. Już od Pucka, leżącego po przeciwnej stronie Zatoki. To piękne, reklamowe miasteczko, dopieszczone, z wielkim rynkiem otoczonym kolorowymi kamieniczkami, ze wspaniałą, wiekową farą, jest co roku w czerwcu miejscem rybackich pielgrzymek. Płyną wówczas kutry i łodzie udekorowane bogato, a przy sterach i rumplach mają tabliczki „Bóg z nami”. Radośnie i smacznie jest tu w lipcu, gdy zjeżdżają się w porcie Kaszubi w swoich barwnych ludowych strojach, grają kapele, a stoły zastawione są przysmakami tej ziemi i morza.

Niedaleko Swarzewo. Z zabytkowym kościołem, strzelistą wieżą z dala prowadzącą rybaków i żeglarzy do portu. Tam też nad ołtarzem jest mała figurka Matki Bożej, traktowana od wieków jak relikwia, do której wędrują pielgrzymki.

Dalej Władysławowo. Nazwane na pamiątkę imienia króla, który wiązał nas z morzem. Tutaj przed ponad pół wiekiem, w szczerym polu na wyżynie ówczesny minister żeglugi o nazwisku Popiel wybudował wielki Dom Rybaka, z wieżą. Ze szczytu można oglądać półwysep i nasze bałtyckie morze – hen, hen. To już dziś zabytek. Wspaniały. Mógłby być super hotelem, ale jest urzędniczym biurem.

W lecie plaża „Władka” zapełnia się okrutnie. Przybysze z całej Polski leżą jak śledzie. Szkoda, że władza nie pomyślała o ciuchci, która za darmo rozwoziłaby wczasowiczów na prawo i lewo wzdłuż brzegu.

Dalej są słynne, również dzięki Wodeckiemu – Chałupy. To dziś mekka windsurfingowców i kajciaży. Rośnie tu wielkie drzewo na wydmie. Może i stuletnie, dzielnie opiera się wiatrom sztormowym. Ale niestety nie widać, by o nie dbano. Wbito tu w dno przy brzegu w ostatnich latach tysiące łamaczy fal, które nie dają morzu zbyt łatwo zabierać piach.

Wkrótce dalej, przed Kuźnicą, z rybacką zabudową po części, powstanie wał ochronny od strony morza. Już głazy i kamienie zwieziono, piramida ciągnie się na plaży na kilkaset metrów. Te wszystkie niezbędne dla ochrony półwyspu prace wykonuje renomowana – stuletnia – austriacka firma Poor, budująca na całym świecie. Tyle, że polskimi rękami pracowników świetnych i ważnych naszych Hydrobudów. Bo je sprzedano jak naszą flotę, stocznie. Polacy budują, polską ziemię chronią zwiezione z kraju polskie głazy, a pieniądze kosi Austriak.

Jeszcze pięć kilometrów złocistym brzegiem i jesteśmy w Jastarni. Mijamy po drodze niedokończoną bunkrową linię obronną zbudowaną w ʹ39. Na plaży bałtyckiej podmywany drapieżny „Sęp”, w lesie „Saratoga” i „Sabała”, nad zatoką „Sokół”. Tylko jeden z nich wykorzystywany jest turystycznie. I tylko dlatego, że zajął się nim hobbysta, który w lecie przyjeżdża tu z południa Polski i zrobił małe muzeum.

Od strony zatoki miasteczko ma popularny wśród żeglarzy port. Ale woda się podnosi z roku na rok i chroniące go falochrony mogą okazać się dla przystani i miasta zbyt niskie. I oto – nie wiem jak to zrobili jastarniacy na czele z burmistrzem, rodowitym tu od pokoleń, Tyberiuszem Narkowiczem – bo pozyskali miliony złotych na wielką przebudowę nabrzeża, falochronu, wałów ochronnych.

Fot. S. Truszczyński

Wędruję po budowie. Imponujący rozmach. Pierwszy etap ma być ukończony już na najbliższy sezon. Następny rok później. To będzie nowa od strony zatoki Jastarnia z wielką plażą, bezpiecznym brzegiem.

W drodze na Hel kolej na Juratę, ze słynną „Bryzą” Niemczyckiego. Rozrosła się, ale i obok zbudowano za morskimi wydmami dziesiątki nowych pensjonatów. Między nimi wciśnięte stare domki modnego w okresie 20-lecia kurortu. Było skromnie, choć gustownie. Teraz jest bogato. Bo i milionerów mamy więcej.

Tyle wędrówki brzegiem puckiej zatoki, którą od gdańskiej oddziela długa łacha piaskowa. To teraz wyspa kormoranów. Ciągnie się na wysokości Rewy do Kuźnicy niemal. Wymyślono doroczny Marsz Śledzia przez wodę zatoki. Trzeba kawał drogi przeczłapać i trochę przepłynąć przez dwie głębie. Chętnych jest więcej niż miejsc. Świetna zabawa. Przed tą kilkumetrową, wąską wyspą jest złomowisko starych kutrów, łodzi rybackich, a nawet sterczy rozbity pociskami kiosk okrętu podwodnego. Bo jeszcze pół wieku temu ćwiczono tu strzelanie z samolotów. Teraz panuje cisza i można tu przypłynąć. W ciągu ostatnich lat byłem tam wielokrotnie w towarzystwie tysięcy kormoranów.

Pora na Hel, czyli koniec albo początek Polski. Mijamy osadę Bór, garaże i obiekty po wojsku, prezydenckie tereny w lesie, od których opowieść zacząłem.

Jedziemy wąską, krętą drogą, upstrzoną ograniczeniami nawet do 30 kilometrów na godzinę, choć to ruchliwa trasa i nakazu utrzymywania takich prędkości się nie przestrzega. W lecie droga ta jest permanentnie zakorkowana. Obok jezdni, nawet w odległości kilkudziesięciu centymetrów, rosną drzewa. Wiele z nich ma korę obdartą przez samochody. Na poboczach często kapliczki po ofiarach wypadków, krzyże i znicze. Tu stale giną ludzie! Wszyscy o tym wiedzą, od lat nic się nie zmienia. Władze lokalne, leśne, drogowe oglądają się jedne na drugich. Pasa bezpieczeństwa o szerokości 1–2 metry nikt nie wycina. Głucho też o przesunięciu trasy, którą rocznie przejeżdżają setki tysięcy pojazdów za wydmy. A do tego wszystkiego biegnący wzdłuż drogi, kilkucentymetrowy rowek w asfalcie jest nieczyszczony, woda deszczowa wylewa się i w zimie zamarza. Ilu ludzi ma tu jeszcze zginąć?

Helskie porządki

Fot. S. Truszczyński

Z dogadywaniem się władzy na Helu też jest źle. Kaszubska wymowa mieszkańców jest zróżnicowana, ale oni porozumiewają się bez problemu. Natomiast funkcyjni – to już gorzej. Napisałem niedawno do marszałka województwa pomorskiego, Mieczysława Struka, w sprawie rury gazowej na półwyspie. W końcu on rodem stąd i mógłby pomóc. Brak około 14 km rury gazowej między Władysławowem a Kuźnicą. Walczą o to od lat mieszkańcy Chałup. Nadaremno. Słyszą tylko obiecanki cacanki. Poznańska firma, z którą władza negocjowała, teraz, po wielu latach mówi, że nieuporządkowane są nadal sprawy prawne gruntów, przez które ta rurka (zaledwie kilkunastocentymetrowej średnicy) miałaby przebiegać. Poznaniacy mieli zainwestować i eksploatować z zyskiem. Może teraz perypetie gazowe w skali makro ich odstraszają. Czekają. A gaz wożony jest przez cały półwysep z Władysławowa w butlach. Kosztuje to tysiące. Marszałek Struk zapomniał w Gdańsku o rodakach.

Jest jeszcze podobny skandal na Helu – benzynowy. Otóż to prawie nie do wiary, ale miasteczko Hel nie ma stacji benzynowej ani bazy paliwowej dla morskich jednostek. Po benzynę trzeba się najeździć. Jest dostępna dopiero w Jastarni.

 

Orlen chce zbudować stację benzynową i bazę paliwa dla statków, ale trzeba poprowadzić około 200 metrów rury boczną uliczką. Blokuje to restaurator, wietrząc zysk za odszkodowanie. Nieporadne władze Helu nie potrafią sprawy rozwiązać. Tak jak i kwestii parkowania śmieciarek. Ich zagroda zajmuje teren wyjątkowy – styk miasta i lasu. Tędy wędrują ludzie na helski cypel i plażę. Tu zaczyna się historyczna ulica Wiejska. To zabytkowe, stu i więcej letnie domki rybackie. Niestety te śliczne i odnowione chałupki przysłonięte są doczepionymi od frontu budami i namiotami restauracyjnymi. Powinno to poszerzenie lokali mieć miejsce za domkami rybaków, a jeśli już to stać tu tylko w sezonie. Letnie atrapy powinny być rozbierane jesienią. A tak się nie dzieje. Miasto nie egzekwuje konieczności likwidowania zasłaniających domy namiotów. Jak na ironię nawet zarząd miasta pod własnymi oknami pozwala na ustawianie wyjątkowo paskudnych bud. Urzędnicy na to patrzą z okien.

Nie pomoże cacuszko w postaci wystawionej przez burmistrza Mirosława Wądołowskiego dwumetrowej bursztynowej latarni między budynkiem helskiej władzy a posągiem Neptuna. Siedzę z burmistrzem pod przyrodzeniem króla mórz. Dowiaduję się, że przyrodzenie trzeba było przykleić, bo pijani wandale je ułamali. Dużo zresztą o planach miasta nie wiadomo. Hel to letnia erupcja, a potem marazm. Nie ma wojska, nie ma przetwórstwa, wieje wiatr.

W czasie ostatnich wyborów było rozgoryczenie. Tak jak i teraz, chodziłem i słuchałem ludzi. Nie chcieli nowego wielkiego hotelu w lesie, w strefie chronionej. Poprzednik Wądołowskiego zgodził się, by przyjeżdżały tu i parkowały tabuny aut. Wądołowski był ośmieszony aferą z Sawicką. Ale sąd go uniewinnił. I nowy-stary (był burmistrzem przez 4 kadencje) wygrał wybory. Kipiał energią. Ludzie mu jeszcze raz zawierzyli. Niestety zrobił niewiele. Być może nie odzyskał również zaufania u władz i inwestorów.

Fot. Stefan Truszczyński

Nie wiadomo, co dalej będzie z portem rybackim. Rybaków oszukano. Przetwónia ryb – wielka fabryka niszczeje, podobnie jak wytwórnia lodu. Ktoś prywatnie to kupił, ale gruntu nie dostał. Pat trwa. Od trzydziestu lat tam, gdzie kończy się port, stoją nad zatoką ogromne hale warsztatowe i budynki po zakładach rybnych „Koga”. Był to wielki, wspaniały zakład przetwórczy. Dziś jest jak po wybuchu bomby. „Koga” zatrudniała i żywiła Hel. Zniszczona bandyckimi decyzjami złodziejskiej władzy, stanowi dowód, jak zamieniono „władzę” na „własność”. Uwłaszczyli się ci, którzy po ʹ89 mieli dojścia. Ale nie do końca, bo ziemia po niszczejących przetwórniach, wytwórniach lodu, warsztatach naprawczych jest nadal własnością miasta.

Przy nabrzeżu portu cumują duże i małe jednostki połowowe. Jest ich kilkadziesiąt, łowią kilkakrotnie więcej niż kiedyś, ale cały ten urobek nie jest przerabiany na Helu. Rano zabierają go potężne chłodnie samochodowe, zdolne przewieźć do 20 ton ryb. To wszystko jedzie do nowych przetwórni, nowych właścicieli i jest przerabiane na mączkę. Trudno uwierzyć, że trasy tych wędrówek ryb to nawet do 100 km. Trudno uwierzyć, że w miasteczku rybackim nie ma nawet sklepu rybnego, nie mówiąc o hali rybnej: owszem, jest piękny, stylowy budynek opisany na ścianie jako „Suszarnia”, ale stoi pusty, albo też jest kolejnym magazynem, od kilkunastu lat nie wiadomo po co stojącym na terenie ważnej portowej strefy.

Hel jest czysty. To trzeba przyznać. Mówią mi, że facet od utrzymywania czystości to były wojskowy, pedant i czyścioszek. Wszystko sprawdza. Widzi papierek, to go podnosi.

Ale jest problem. Na cmentarzu vis-à-vis przebudowanego pięknie w starym stylu dworca kolejowego postanowiono zlikwidować kilkadziesiąt nieopłaconych grobów. Wśród nich 20 mogił małych dzieci, które pochowano tu już bardzo, bardzo dawno i władzy komunalnej nie udało się odnaleźć rodzin. Powieszono – zgodnie z przepisami – czerwone świstki papieru i nagrobki będą pozostawione tylko do końca roku. Ludzie samorzutnie je odnowili i pielęgnują. To już zabytki. Może władza wysupła kilka złotych i zachowa pamiątki po swoich malutkich obywatelach sprzed lat.

Podobno to Rosjanie wymusili na nas likwidację wojsk na Helu. Natowskie ustalenie. Rakietowe ruskie siły i nasze jednostki były – ponoć – zbyt blisko Kaliningradu. Jak to dziś ocenić – to oddzielna sprawa. Tak czy owak podejście od strony zatoki do pozostających tu jeszcze nabrzeży portu wojennego jest wystarczająco głębokie i to w przyszłości może okazać się bardzo ważne. Co z naszym wojskiem, marynarką na półwyspie – myślę, że do końca nie wiadomo. Niestety, póki co wojska na Helu już od dawna nie ma, a w ciągu ostatnich lat wyburzanie na tym całym 80-hektarowym obszarze postępuje coraz szybciej.

Warto wiedzieć, że półwysep w tym rejonie liczy aż 3,5 km szerokości. Pokrywa go las i obronne niegdyś wydmy.

Rozszarpywanie

Jeżdżę leśnymi drogami. Trafiam na ośrodek wypoczynkowy „Kormoran”. Ośrodek to tu był. Teraz jest to zbiorowisko przyczep kempingowych i przeróżnej zabudowy. Tak po prostu – w lesie. Słyszę, że instaluje się tu głównie wpływowa warszawka. Ziemię sprzedaje Agencja Mienia Wojskowego. Jeszcze przez kilka lat olbrzymie tablice w rejonie ul. Przybyszewskiego informowały, co i gdzie jest do sprzedania. Teraz widać intensywność wyburzania całkiem jeszcze zdrowych budynków po wojsku – dużych i małych.

Fot. S. Truszczyński

Czepiam się? Może. Ale jest sprawa kompromitująca już nie tylko malutki w końcu, uzależniony od kaprysów władzy Hel. To nadal wspaniały i niezniszczony jak gospodarka rybna port wojenny na Helu. Jest większy niż akweny portu rybacko-żeglarskiego. Był zbudowany przed wojną. Świetnie zlokalizowany od strony zatoki, chroniony więc w znaczącym zakresie przez półwysep. To powinna być najważniejsza Polska wypadowa na Bałtyk baza marynarki wojennej. Od dziesiątek lat falochrony tej wojennej przystani są rozkradane. Dopiero rok temu ogrodzono i podzielono port.

Różne głupoty władza wciska ludziom: że nie dość przed falą chronione jest wejście, że nabrzeże główne nie jest prostopadłe, ale wypukłe i trudne do cumowania, że teraz ma poradzić sobie z obiektem… Uniwersytet Gdański (!), któremu ponoć połowę akwenu sprzedano. (A tak na marginesie: rybacy, z którymi rozmawiałem, mówili mi, że opieka Morskiego Instytutu Rybackiego była przydatna w przeciwieństwie do tego, co robi teraz „nowy” opiekun, czyli UG).

Rok temu wokół portu wojennego były jeszcze obiekty budowlane w zupełnie dobrym stanie. M.in. pralnia koszarowa, sprzed której to właśnie zabrać miała Lecha Wałęsę do Stoczni Gdańskiej motorówka admirała Janczyszyna w sierpniu 1980. Bo to był skok przez zatokę, a nie przez płot. Ta pralnia – słyszę od przedstawicieli władz miasta – podobno stanowiła niebezpieczeństwo, bo kręcili się tam… menele i mogliby się uszkodzić. Choć pamiętam, że jeszcze rok temu trwały tam jakieś prace budowlane. A nawet teren ten stanowił bazę dla historycznych pojazdów wojskowych, bowiem od kilku lat na Helu organizowany jest przez urząd miasta D-Day, taka wojenna zabawa ku uciesze wczasowiczów. Ponoć nawet niewiele kosztuje, bo tylko 80 tysięcy złotych. Zjeżdżają się na nią miłośnicy militariów. Również z Niemiec.

A jeśli już o militariach, to znowu bomba. Polska – bo to nie jest sprawa na miarę miasteczka – ma swojego rodzaju skarb podwodny. On nie nam służył. Ale znajduje się od 20 września 1943 roku wbity na głębokości 60 metrów w polskie żywe ciało, właśnie w nasz Półwysep Helski, zaledwie pół mili od wybrzeża na wysokości historycznego morskiego punktu świetlnego Góry Szwedów. To ostatni już na świecie – w całości, nieuszkodzony U-boot typu VII C. Jest wart dziś co najmniej 5–10 milionów dolarów, właśnie jako zabytek, relikt strasznej wojny. Jest w doskonałym stanie, bo zatonął w wyniku wypadku w czasie ćwiczeń. To był rejon treningowy niemieckich okrętów podwodnych.

Telewizja Polska w latach 70. przy pomocy Marynarki Wojennej podejmowała akcję wydobycia. Byliśmy nawet blisko celu, zyskując materialne zainteresowanie Niemców. Niestety, gdy dochodziło do finalizowania akcji historia – sierpień ʹ81, stan wojenny – zniweczyła plany. U-boot ciągle czeka. Oczywiście nie na niedołęgów niepotrafiących zarobić stosunkowo łatwych pieniędzy. Na ludzi z wyobraźnią.

Dupą do morza

Często rozmawiam z tzw. ludźmi morza. Ze starymi wilkami morskimi, którzy przepływali – przeżyli życie na morzu i z młodymi marynarzami, oficerami marynarki cywilnej i wojskowej, z rybakami, stoczniowcami. Polska – mówią – jest odwrócona czterema literami do morza. Zmarnowano dorobek. Dźwiga się to wszystko mozolnie. Może i coś drgnęło, drgnie. Ale szczury lądowe nie czują wiatru od morza ani nawet interesu, jaki można na nim zrobić.

Monety znalezione w żołądku foki Krysi z fokarium na Helu Fot. MOs810, CC A-S 4.0, Wikimedia.com

Defekują larwami nicienia helskie foki z fokarium. Osobiście nie cierpię zniewolenia zwierząt. Tu miała być tylko ich lecznica. Dziś u wylotu Wisły żerują ich tysiące. Niech płyną sobie do bogatej Szwecji. Morskie zoo przyciąga, ale przykład niewolnictwa to nic wychowawczego. Obok jest malutka plaża, zatoka i stłoczeni, kąpiący się tam ludzie. Miasto ją sprzedało… gdańskiemu uniwersytetowi (!). Szkoda, że nie Sanepidowi.

Jest 4 rano, rybacy wypływają na połów. Duże i małe jednostki. Widzę za sterem niewielkiej łodzi połowowej kobietę. Rybaczka wypływa na połów. Portem teraz kieruje również kobieta. Urzęduje w budynku – kilkunastometrowym jaju – na falochronie. Piękny to urząd ze wspaniałym widokiem. Kilkanaście lat stał bezczynnie. Właśnie go zagospodarowują. Na dole sanitariaty. Szkoda tylko, że miasto za skorzystanie z prysznica nawet od harcerzy i studentów bierze aż 10 zł. Bez ulgi. To nie jest popieranie żeglarstwa.

Wprawdzie pchają się do miasteczka różni notable. Ale ich obietnice kończą się po zakupie penthousu. Kupują i spędzają tu miesiąc – dwa. Nie wiedzą, że 7 km za cyplem na 70 metrach leży bomba z opóźnionym zapłonem. To „Frankel”, tankowiec niemiecki zatopiony przez rosyjskie samoloty w ostatnich dniach wojny. Miał ponad 200 metrów długości, jest rozwalony na trzy części i rozwleczony po dnie. W ładowniach ma nadal tysiące ton skawalonego mazutu. Wszyscy tu o tym wiedzą. Władze miasta z tym niebezpieczeństwem same sobie nie poradzą, Marynarka Wojenna – olewa, władze centralne mają inne problemy i tak już jest od 1945 roku. Następnym pokoleniom zostawia się problem. Tak samo przecież bałtyckie kraje odnoszą się np. do iperytu w głębinach, m.in. koło Bornholmu, gdzie teraz przebiegają rury Nord Stream i nasza Pipe.

W lesie na cyplu istnieje polana planowana pod lądowisko dla helikopterów ratowniczych. Potem chciano tu wcisnąć hotel. Teraz jest składowisko materiałów budowlanych. Wszystko w pobliżu najpiękniejszej polskiej, strzelistej, ceglanej latarni morskiej, wybudowanej w dwudziestoleciu międzywojennym. Obok stylowy dom latarnika. Ale wszystko przebiła sławna „działka Sawickiej”, którą turystom pokazują, choć nie wiadomo, co z nią będzie.

Niedaleko potencjalnego lądowiska znajduje się ukryty wśród drzew wielki militarny zabytek. To ogromny bunkier, zbudowany pod koniec lat 40. już dla ludowego wojska. I może dlatego pogardzony. W schronie był punkt koordynujący ogień artylerii helskiej. Jeśli uda się tam wcisnąć przez zaporowe wrota, jest co zwiedzać – labirynt korytarzy i pomieszczeń nie do końca jeszcze rozkradzionych przez złomiarzy. Kilkudziesięciocentymetrowe ściany. Kilkudziesięciometrowej szerokości i długości obiekt.

Na jednym ze wzgórz przed plażą, zachowany nieźle punkt artyleryjski. Kilkudziesięciometrowej wysokości. Z góry byłaby fantastyczna panorama na cały umocniony rejon obronny, długie linie okopów i schrony – gdyby nie wyłamane schody.

Latarnia morska na Górze Szwedów | Fot. T. Lerczak, CC A-S 4.0, Wikimedia.com

Brzegiem na północ dochodzimy do historycznej wieży. To punkt świetlny dla żeglarzy, sprzed wieków – Góra Szwedów. Zakneblowany i porzucony. Mógłby być atrakcją turystyczną, jest ruiną. Nazwa pochodzi od bitwy morskiej. Najpierw daliśmy Szwedom łupnia, ale nie do końca. Zlekceważono odwet. Tymczasem Szwedzi wrócili i spalili nasze okręty. Bolesna nauczka. Ten dawny punkt świetlny przez kilkaset lat był ważny dla marynarzy i rybaków. Dziś jest zapomniany.

Gdy pytałem o te sprawy miejscową władzę, patrzyła na mnie zdumiona. Niestety sami sobie nie poradzicie. Następuje wyludnienie. Potrzebny jest plan strategiczny. Potrzebny jest ktoś na miarę Eugeniusza Kwiatkowskiego. Na te grunty dybią liczni, by podzielić i zawłaszczyć. Ale szczury lądowe nawet z wielką kasą to zła opcja. Władza samorządowa musi mieć zaufanie i autorytet.

Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Hel jest hen” znajduje się na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET” nr 101/2022.

 


  • Listopadowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Hel jest hen” na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET” nr 101/2022

Prof. Bogdan Góralczyk: Chińską gospodarkę czekają bardzo poważne wyzwania.

Źródło obrazka: Wikimedia Commons

Bogdan Góralczyk, profesor UW, znawca tematyki chińskiej relacjonuje, jak Daleki Wschód zareagował na incydent w Przechodowie. Pada także kilka ciekawych informacji o pandemii w Chinach.

Bogdan Góralczyk – profesor UW, były ambasador w kilku azjatyckich krajach, znawca tematyki Dalekiego Wschodu – opowiada słuchaczom, jak Chińska Republika Ludowa zareagowała na incydent w Przewodowie. Jak mówi nasz gość, sprawa ta jest śledzona z najwyższym zainteresowaniem tysiące kilometrów od naszej granicy. Bogdan Góralczyk stwierdza, że Chińczycy zmieniają swoje nastawienie względem Rosjan na bardziej negatywne:

Chiński rząd myślał, że Rosja dysponuje znakomitymi siłami zbrojnymi. Po 24 lutego 2022 to nastawienie się zmieniło. Chińczycy potrzebują jednak Rosji jako przeciwwagi dla USA i Unii Europejskiej.

Nasz gość dodaje, że „Państwo Środka” nadal mierzy się ze skutkami pandemii:

Chińskie szczepionki okazały się nieskuteczne. W chwili, gdy rozmawiamy, nadal trwają lockdowny w Chinach. To poważny cios dla tamtejszej gospodarki.

[ARP]

Posłuchaj:

Eryk Łon: Co powoduje inflację w Polsce? Przyczyn należy szukać na zewnątrz

Źródło fotografii: Pixabay

Były członek Rady Polityki Pieniężnej, wykładowca akademicki, omawia smutną prognozę inflacyjną: inflacja ma z nami zostać nawet do 2025 r. Jak można temu zaradzić? O tym usłyszycie w audycji.

Eryk Łon – profesor ekonomii, wykładowca na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu – jest zwolennikiem „gołębiego” podejścia w kwestii inflacji. Jego zdaniem tylko łagodne powstrzymywanie inflacji może być korzystne dla obywateli.

Gdybyśmy wybrali ścieżkę „jastrzębią” (a więc gwałtowne podnoszenie stóp procentowych) to z pewnością będziemy mieli wielki wzrost bezrobocia w najbliższych latach.

Profesor omawia również problem wzrostu cen energii. Nasz gość wskazuje, że problem ten ma przede wszystkim źródło z zewnątrz:

Warto między innymi podkreślić, że „Fed” [ang. Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych – czyli bank centralny] prowadzi bardzo ostrą politykę monetarną. Ich działania mogą ochłodzić nie tylko gospodarkę amerykańską, ale i światową!

– ostrzega ekspert.

Zgadzacie się z profesorem? Dajcie nam znać w komentarzach.

[ARP]

Posłuchaj:

Czytaj także:

Sebastian Stodolak: Inflacja nie wynika z inwazji Rosji na Ukrainę, ale z polityki Narodowego Banku Polskiego

Czy można zapytać sztuczną inteligencję, kto wygra wojnę: Rosja czy Ukraina? / Lech Rustecki, „Kurier WNET” nr 101/2022

Ptak buduje swoje gniazdo | Lech Rustecki & AI

Można. W końcu przeczytała pewnie wszystkie publikacje, które się ukazały, i uzupełnia na bieżąco wszystko inne. A Wikipedie we wszystkich językach i ich odnośniki czy linki ma w małym palcu.

Lech Rustecki

Czy można zapytać sztuczną inteligencję, kto wygra wojnę: Rosja czy Ukraina?

Odpowiadając krótko: można. Warto o tym porozmawiać z GPT-3, autoregresyjnym modelem języka, który wykorzystuje głębokie uczenie do tworzenia tekstu podobnego do ludzkiego.

Można znaleźć w internecie zredagowany zapis kilku rozmów etyka z Google’a z rozwijanym przez firmę modelem językowym. Celem jego badania było określenie, czy sztuczna inteligencja jest uprzedzona, czy można jej np. zarzucić rasizm, który mógłby się samoczynnie narodzić w samopiszących się algorytmach danej aplikacji, np. ze względu na ponadprzeciętną obecność treści rasistowskich i ksenofobicznych w sieci.

I tutaj należałoby podkreślić, że sztuczna inteligencja jest inteligentna, ponieważ bardzo szybko uczy się z wykorzystaniem ogromnych ilości informacji, danych i metadanych, a do tego proces przetwarzania informacji i uczenia się na błędach (zwany maszynowym uczeniem się) rozwinęła do poziomu nieosiągalnego przez najwybitniejsze umysły ludzkie, szczególnie ze względu na coraz szybsze procesory, które potrzebują coraz mniej energii.

Ten sam etyk z Google’a stwierdził niedawno, że został zwolniony z pracy, ponieważ próbował zbadać, czy rozwijany model językowy, oparty na sztucznej inteligencji, jest świadomy, co było niezgodne z polityką firmy, która według niego stwierdza w wewnętrznych dokumentach, że tego typu oprogramowanie świadomości posiadać nie może.

GPT-3 został stworzony w tej samej organizacji, w której powstało DALL-E, oprogramowanie oparte na sztucznej inteligencji, która generuje obrazy na podstawie podanego opisu tekstowego. Bezpłatny dostęp do niego ma teraz każdy.

Otwierającą artykuł grafikę stworzyłem z iteracji modelu po wprowadzeniu angielskich słów na „Ptak buduje swoje gniazdo, sztuka cyfrowa, fotorealistyczna”. Poniższe dzieło powstało po wpisaniu i wyborze z kolejnych wariacji wokół tytułu: „Psyche nowo narodzonego dziecka, sztuka cyfrowa, fotorealistyczna”.

Oba obrazy są podpisane Lech x DALL–E, Human & AI, czyli ja i DALL–E, Człowiek i Sztuczna Inteligencja. Razem możemy więcej? Pierwszy artysta zdobył już nagrodę na prestiżowym międzynarodowym konkursie, podpisując w podobny sposób swoją pracę. Stał się mistrzem obrazu, będąc mistrzem języka.

Można więc zapytać sztuczną inteligencję, kto wygra wojnę. W końcu przeczytała pewnie wszystkie publikacje, które się ukazały, i uzupełnia na bieżąco wszystko inne. A Wikipedie we wszystkich językach i ich odnośniki czy linki ma w małym palcu.

Rozmowy tekstem można prowadzić z GPT-3. To model organizacji konkurencyjnej do brytyjskiej spółki DeepMind Technologies Limited, przejętej przez Google w 2014 roku, która stworzyła sieć neuronową uczącą się grać w gry komputerowe w sposób, w jaki czynią to ludzie, jak również Neural Turing Machine – sieć neuronową, która może mieć dostęp do pamięci zewnętrznej jak konwencjonalna maszyna Turinga, czego rezultatem jest komputer naśladujący krótkotrwałą pamięć ludzkiego mózgu.

Przedsiębiorstwo ogłosiło w 2016 roku, że jego program AlphaGo po raz pierwszy pokonał zawodowego gracza go. A to wielokroć trudniejsze od szachów. I było to wieki temu w czasie, w którym liczy się rozwój sztucznej inteligencji, a żyjemy jeszcze w czasach przed upowszechnieniem się komputerów kwantowych.

Wracając do GPT-3: jest to model przewidywania języka trzeciej generacji z serii GPT-n (i następca GPT-2), stworzony przez OpenAI, laboratorium badawcze sztucznej inteligencji z siedzibą w San Francisco. Pełna wersja GPT-3 ma pojemność 175 miliardów parametrów uczenia maszynowego. GPT-3, który został wprowadzony w maju 2020 r. i był w fazie testów beta w lipcu 2020 r., jest częścią trendu w systemach przetwarzania języka naturalnego (NLP).

Model języka to rozkład prawdopodobieństwa na sekwencje słów. Biorąc pod uwagę taki ciąg długości m, model języka przypisuje prawdopodobieństwo do całej sekwencji. Modele językowe generują prawdopodobieństwa poprzez uczenie się na korpusach tekstowych w jednym lub wielu językach.

Biorąc pod uwagę, że języki mogą być używane do wyrażania nieskończonej różnorodności prawidłowych zdań (własność cyfrowej nieskończoności), modelowanie języka napotyka problem przypisywania niezerowych prawdopodobieństw do poprawnych językowo sekwencji, których nigdy nie można napotkać w danych szkoleniowych. Aby przezwyciężyć ten problem, zaprojektowano kilka podejść do modelowania, takich jak zastosowanie założenia Markowa lub wykorzystanie architektur neuronowych, w rodzaju rekurencyjnych sieci neuronowych lub transformatorów.

Modele językowe są przydatne w przypadku różnych problemów językoznawstwa komputerowego, od początkowych zastosowań w rozpoznawaniu mowy w celu zapewnienia nieprzewidywania bezsensownych (tj. mało prawdopodobnych) sekwencji słów, po szersze zastosowanie w tłumaczeniu maszynowym (np. ocenianie tłumaczeń kandydatów), generowanie języka naturalnego (generowanie tekstu bardziej ludzkiego), znakowanie części mowy, parsowanie, optyczne rozpoznawanie znaków, rozpoznawanie pisma ręcznego, indukcja gramatyczna, wyszukiwanie informacji i inne zastosowania.

Model autoregresyjny (ang. autoregressive model, AR model) to parametryczny model szeregu czasowego (pewna realizacja procesu losowego), który często używany jest do modelowania i predykcji zjawisk naturalnych różnego typu. Model autoregresyjny to jedna z formuł predykcji liniowej – formuły takie dokonują predykcji wyjścia układu w oparciu o wartości wejść z przeszłości.

Korzystałem ostatnio z aplikacji, która jest podłączona do podobnego modelu, ale zaadaptowana do automatycznego pisania krótkich tekstów do mediów społecznościowych, sloganów i haseł reklamowych, generowania misji firmy, a nawet pisania krótkich artykułów. Abonament miesięczny jest w bardzo przystępnej cenie.

Tekstem wejściowym było 1000 znaków o tym, że „pracując dla Radia Wnet, tworzymy i wspieramy niezależne media w oparciu o idee wolności i odpowiedzialności, zakorzenione w republikańskich i chrześcijańskich tradycjach Rzeczypospolitej oraz ruchu społecznego skupionego w latach osiemdziesiątych XX wieku wokół Solidarności.

Dla słuchaczy w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Białymstoku, Szczecinie, Bydgoszczy, Łodzi i Lublinie nadajemy w sieci Radia Wnet z Polski i studiów zagranicznych w Dublinie, Kijowie, Lwowie, Wilnie, Bejrucie, Londynie, Taipei, Medellin oraz w Stanach Zjednoczonych i na Bałkanach.

Mamy korespondencje z kilkunastu zagranicznych studiów Radia Wnet. Jesteśmy wszędzie tam, gdzie dzieją się rzeczy ważne, a wypróbowane przez nasz zespół możliwości technologiczne pozwalają na tworzenie małych, mobilnych studiów, które mogą emitować program z dowolnego miejsca.

Globalna sieć to wynik nieustającej ciekawości otaczającego świata. Wychodzimy ze studia, by dotykać lokalnego kolorytu i lepiej rozumieć świat”.

Zdaniem sztucznej inteligencji:

Chcemy rozmawiać z ludźmi zainteresowanymi mediami i wolnością, którzy są w Polsce i za granicami; osobami, które interesują się Polską i chcą dowiedzieć się więcej o naszej kulturze. Po drodze nam z każdym, kto interesuje się wolnością, aktualnymi wydarzeniami i otaczającym nas światem. Nasi słuchacze interesują się międzynarodową perspektywą wiadomości i zawsze szukają globalnego rozwiązania lokalnych problemów. To często ludzie u progu pierwszego doświadczenia podróżniczego.

Jesteśmy dla słuchaczy oknem na świat. Nie jesteśmy radiem komercyjnym, jesteśmy niezależnym medium. Nie chodzimy na kompromisy. Zadajemy trudne pytania i podążamy za odpowiedziami, dokądkolwiek one prowadzą.

Dzięki rozbudowanej sieci nadawczej i różnorodnym inicjatywom medialnym chcemy być pomostem dialogu i współpracy między państwami, narodami i kulturami. Radio Wnet jest dla wszystkich zainteresowanych wolnością. Zapraszamy do przyłączenia się do nas!

Tworzymy przestrzeń, w której nowe pomysły mogą się ujawnić i konkurować. Wszystkie nasze programy są wyjątkowe i indywidualne, tak jak ludzie, którzy nad nimi pracują. I zawsze jesteśmy gotowi dodać do tej palety nowe kolory.

Otwieramy świat. Nie da się tego wyjaśnić słowami, posłuchajcie sami.

Wierzymy w różnorodność. Radio Wnet jest pomostem między kulturami, językami i tradycjami. Jesteśmy pluralistami i w pełni szanujemy inne punkty widzenia. Kierujemy się zasadą, że dziennikarstwo powinno być prawdziwe i bezstronne. Bez Twojego wsparcia, Wnet…

Tekst wyróżniony kursywą napisała sztuczna inteligencja, a inna sztuczna inteligencja doskonale wypowiada zapisane słowa i naśladuje różne głosy, coraz mniej rozróżnialnie dla naszych uszu. I one już ze sobą współpracują, a wcześniej było o tej trzeciej, która ze słów tworzy obrazy, bo się nauczyła rozpoznawać, co na obrazach się znajduje. Jednym z najpopularniejszych obiektów był kot, bo jest ich w internecie bez liku.

Parę słów komentarza do powyższej grafiki. Chciałem, żeby żółty okręt przybijał do portu w Odessie, ale z wstępnie niezrozumiałych powodów DALL-E nie pozwolił wygenerować takiego obrazu ze względu na niezgodność z polityką treści, którą należy stosować, pracując z nim. Nie należy próbować tworzyć, przesyłać ani udostępniać dzieł, które nie są odpowiednie dla dzieci lub mogą wyrządzić szkodę.

Oprócz oczywistych dla cywilizowanych społeczeństw zakazów dołączono również zakaz tworzenia treści, które porównują pewne grupy osób do zwierząt lub prezentują negatywne stereotypy. To może być nienawiść. Nie można wyśmiewać osób, bo to może być nękanie. Nie pokazujemy cierpienia, bo może to przemoc. Nie szokujemy. Nie przedstawiamy działalności niezgodnej z prawem. Nie można też wykorzystywać algorytmów do wpływania na proces polityczny lub do prowadzenia kampanii.

W moim przypadku chodziło pewnie o to, żeby nie tworzyć obrazów związanych z ważnymi, trwającymi wydarzeniami geopolitycznymi, bo może to być próba oszustwa. Lepiej nie próbować dokonywać naruszeń, bo inni użytkownicy z całego świata są proszeni o ich zgłaszanie, a odpowiednie ciało może wszcząć śledztwo pod groźbą zawieszenia lub zamknięcia konta.

Ten tekst jest nieudolną próbą odpowiedzi na tytułowe pytanie: Czy można zapytać sztuczną inteligencję, kto wygra wojnę, Rosja czy Ukraina?. Nieudolną, bo to raczej pytanie do praktyków filozofii. A oni w swoich rozważaniach powinni uwzględnić nie tylko pytanie o to, czy można, czy algorytm potrafi inteligentnie i trafnie odpowiedzieć – bo może; i owszem, można pytać, i zna dobrą odpowiedź – ale i mieć świadomość, że nie zawsze tę odpowiedź poznamy, bo zależy to od tego, kim jesteśmy albo czy będzie nas stać…

Artykuł Lecha Rusteckiego pt. „Czy można zapytać sztuczną inteligencję, kto wygra wojnę: Rosja czy Ukraina?” znajduje się na s. 8 listopadowego „Kuriera WNET” nr 101/2022.

 


  • Listopadowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Lecha Rusteckiego pt. „Czy można zapytać sztuczną inteligencję, kto wygra wojnę: Rosja czy Ukraina?” na s. 8 listopadowego „Kuriera WNET” nr 101/2022

Prof. Bohdana Honczarenko: Okupacja jest bardzo trudna, ale wierzymy w swoje zwycięstwo

Sobór św. Michała Archanioła w Kijowie

Jak uczyć, gdy spadają rakiety? Jak ułożyć życie, gdy coraz częściej brakuje prądu, wody, żywności, internetu? O tym z ukraińską naukowiec rozmawia Jaśmina Nowak.

Bohdana Honczarenko – profesor Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki  – opowiada życiu codziennym i naukowym w kraju ogarniętym wojną.

Okupacja jest bardzo trudna, ale wierzymy w swoje zwycięstwo. Wyłączane są domy i dzielnice według odgórnego harmonogramu. Właściwie cała edukacja jest teraz prowadzona drogą zdalną. Z powodu takiego trybu pracy najbardziej mi przeszkadza nie zaciemnienie, ale wyłączanie wi-fi!

– śmieje się gorzko pani profesor.

Odsłuchaj audycji:

Czytaj także:

Ukraina zawiesiła eksport energii elektrycznej. Na cały kraj spadły rakiety. Zniszczone zostało około 117 obiektów