Eryk Łon: Co powoduje inflację w Polsce? Przyczyn należy szukać na zewnątrz

Źródło fotografii: Pixabay

Były członek Rady Polityki Pieniężnej, wykładowca akademicki, omawia smutną prognozę inflacyjną: inflacja ma z nami zostać nawet do 2025 r. Jak można temu zaradzić? O tym usłyszycie w audycji.

Eryk Łon – profesor ekonomii, wykładowca na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu – jest zwolennikiem „gołębiego” podejścia w kwestii inflacji. Jego zdaniem tylko łagodne powstrzymywanie inflacji może być korzystne dla obywateli.

Gdybyśmy wybrali ścieżkę „jastrzębią” (a więc gwałtowne podnoszenie stóp procentowych) to z pewnością będziemy mieli wielki wzrost bezrobocia w najbliższych latach.

Profesor omawia również problem wzrostu cen energii. Nasz gość wskazuje, że problem ten ma przede wszystkim źródło z zewnątrz:

Warto między innymi podkreślić, że „Fed” [ang. Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych – czyli bank centralny] prowadzi bardzo ostrą politykę monetarną. Ich działania mogą ochłodzić nie tylko gospodarkę amerykańską, ale i światową!

– ostrzega ekspert.

Zgadzacie się z profesorem? Dajcie nam znać w komentarzach.

[ARP]

Posłuchaj:

Czytaj także:

Sebastian Stodolak: Inflacja nie wynika z inwazji Rosji na Ukrainę, ale z polityki Narodowego Banku Polskiego

Wojna walutowa w dobie pandemii / Wywiad Łukasza Jankowskiego z prezesem GPW Markiem Dietlem, „Kurier WNET” nr 77/2020

Następuje olbrzymie rozwarstwienie między państwami i wewnątrz nich, według podziału na tych, którzy mogą prowadzić niezależną politykę monetarną, i tych, którzy na to sobie nie mogą pozwolić.

Łukasz Jankowski, Marek Dietl

Wojna walutowa w dobie pandemii

Od ponad dwóch kwartałów światowa gospodarka jest w kryzysie. Jednak, sądząc po notowaniach, na warszawskiej giełdzie kryzysu nie ma. Czy rzeczywiście?

Ten kryzys jest inny od poprzednich, bo teraz niesłychanie się rozwarstwiły wyceny spółek giełdowych: mamy branże mocno dotknięte kryzysem covidowym i beneficjentów tego kryzysu – spółki technologiczne, informatyczne, gaming czy biotechnologie. Jest to kryzys bardzo różnicujący spółki.

Czyli ten kryzys jest jak pożar w lesie – trawi stare drzewa, ale tworzy miejsce dla nowych organizmów.

To może za daleko idące porównanie, bo na przykład sekwoje zawsze przetrwają pożar i pozbywają się różnych drobnych szkodników dzięki pożarom. Właściwie w każdej branży są solidne firmy, które sobie poradzą w najtrudniejszej nawet sytuacji. Jednak rzeczywiście inwestorzy widzą spore wyzwania, przynajmniej patrząc na kursy giełdowe, przed np. sektorem finansowym, natomiast spodziewają się zysków w branżach technologicznych. Ale inwestorzy nie są nieomylni.

Giełda warszawska jest w tej szczęśliwej sytuacji, że dwie największe pod względem kapitalizacji spółki notowane na tej giełdzie to właśnie spółki nowych technologii. Dlatego jesteśmy pod względem wzrostu obrotów trzecią najszybciej rosnącą giełdą w Unii Europejskiej.

Możemy zaliczać siebie w tym całym krajobrazie giełd raczej do zwycięzców kryzysu covidowego, ale zawdzięczamy to właśnie strukturze polskiej gospodarki, strukturze firm notowanych na giełdzie.

Mówi się jednak, że rynek kapitałowy oderwał się od realnej gospodarki i że giełdy to świat sam w sobie.

To oderwanie nastąpiło w krajach, w których stosuje się luzowanie ilościowe, czyli po prostu druk pieniądza, a zarazem nastąpił znaczny spadek aktywności gospodarczej. Szczególnie w strefie euro spada aktywność gospodarcza, Europejski Bank Centralny drukuje bardzo dużo pieniądza, który nie jest kierowany do konsumpcji ani inwestycji w realnej gospodarce i nie ma innego ujścia, jak tylko rynki kapitałowe. Natomiast w Polsce mamy bardzo dobre wyniki produkcji przemysłowej – straty covidowe już zostały odrobione przez polski przemysł – poziom produkcji przemysłowej jest mniej więcej taki, jak na początku tego roku.

Konsumpcja też jest mocna, silny sektor budowlany, więc zastosowane przez NBP luzowanie ilościowe, którego skala jest zresztą mała w porównaniu do UE, USA, czy nawet do Chin, nie spowodowało przesadnej inflacji aktywów. Relatywnie dobre zachowanie wycen na warszawskiej giełdzie i bardzo duży wzrost obrotów ma raczej podłoże fundamentalne, a nie drukowania złotówek.

Są firmy, które w czasie pandemii zyskują, i takie, które tracą. Czy podobnie jest z państwami?

Akurat wczoraj uczestniczyłem w dyskusji zorganizowanej przez „Financial Times” w ramach szczytu ekonomicznego państw grupy G20 i mogłem usłyszeć, jak postrzegają sytuację ludzie z różnych regionów świata. Optymizm panuje w Azji. Tamte gospodarki szybko się otrząsnęły z kryzysu covidowego. Gospodarka chińska notuje nawet wzrost w tym trudnym, pandemicznym roku. Z kolei ze strefy euro czy Wielkiej Brytanii płynie pesymizm ekonomiczny. Mieszane nastroje panują w USA, gdzie są spore trudności gospodarcze, ale relatywnie duża część branż gospodarki kwitnie.

Natomiast wszyscy są zgodni, że następuje olbrzymie rozwarstwienie między państwami i wewnątrz nich, a przebiega ono według podziału na tych, którzy mogą prowadzić niezależną politykę monetarną, i tych, którzy na to sobie nie mogą pozwolić.

Te kraje, które mogą emitować własną walutę, dodrukowywać pieniądz, generalnie radzą sobie lepiej, a te, które są w dużych blokach, jak strefa euro, radzą sobie gorzej, bo nie mogą dostosować skali ekspansji monetarnej do potrzeb własnej gospodarki.

W najtrudniejszej sytuacji są państwa, które – np. ze względu na duże zadłużenie w walutach obcych – nie mogą wprowadzić żadnej ekspansji monetarnej, bo załamanie się kursu ich lokalnych walut spowodowałoby kryzys zadłużenia. Tak więc kryzys rozwarstwił spółki i wyceny na giełdzie, ale też niezwykle się rozwarstwiły gospodarki. Państwa afrykańskie czy Ameryki Południowej, szczególnie te zadłużone, znalazły się w covidowej pułapce i zamiast doganiać bogate kraje, oddalają się od nich, bo spadki aktywności gospodarczej są tam jeszcze większe niż w krajach najbardziej rozwiniętych.

Zatrzymajmy się chwilę przy Chinach. Chiny miały być krajem, który na tej pandemii przegra, bo za dużo produkują, a produkcja będzie wracać do miejsca, gdzie jest konsumowana, czyli do Europy, do Stanów. Wydaje się, że te przewidywania z wiosny się nie sprawdzają.

Z Chinami jest ciekawa sytuacja w tym sensie, że tam dobrze wypada konsumpcja wewnętrzna i wbrew obawom świata, Chińczycy dalej chcą konsumować. Natomiast co do inwestycji, sprawa jest trochę gorsza. Inwestycje napędza tam głównie sektor publiczny i pytanie, jak długo to może trwać. Jeśli chodzi o eksport Chin, jest on wciąż wysoki, bo Chiny głównie eksportują produkty codziennego użytku. Ta dynamika jest całkiem przyzwoita w porównaniu np. z Niemcami, które głównie eksportują maszyny i tzw. dobra pośrednie, czyli to, co jest wykorzystywane w procesie produkcji, a inwestycje na całym świecie mocno przyhamowały. Chiny prowadzą politykę gospodarczą w bardzo ostrym, konfucjańskim stylu rozwiniętej biurokracji, gdzie decyzje z góry są natychmiast implementowane na dole, a w sytuacjach kryzysowych ten model zarządzania gospodarką się sprawdza.

A co do przyciągania produkcji bliżej konsumentów, to ta tendencja się nie zatrzymała. Jest takie badanie ekonometryczne, pokazujące, że kursy biznesów, które są nadmiernie złożone, rozproszone po całym świecie, zachowały się dużo słabiej w czasie tego kryzysu.

Nastąpi upraszczanie biznesu, przybliżanie się do klienta, nawet za cenę tego, że koszty wzrosną. Chiny, które były taką fabryką świata, rzeczywiście mogą średnioterminowo to odczuć.

Profesor Eryk Łon, ekonomista, członek Rady Polityki Pieniężnej, powiedział: jesteśmy na wojnie, ta wojna walutowa w czasach pandemii się zaostrzyła i państwa potrzebują ekonomicznych pancerników, instytucji rządowych czy okołorządowych, które będą na rynkach finansowych, a także w realnej gospodarce, prowadzić ich interesy. Czy trzeba gospodarkę europejską i światową opisywać w kategoriach wojny?

Kwestia patriotyzmu gospodarczego i rywalizacji między krajami zawsze istniała. Tyle, że w wyniku pandemii państwa przestały ukrywać fakt prowadzenia egoistycznej polityki gospodarczej.

Faktycznie sektor prywatny bardzo mocno oczekuje wsparcia państwa, tego, że instytucje publiczne będą brały na siebie ryzyko. Nawiązując jeszcze do wczorajszej konferencji – wielu mówców, którzy jeszcze niedawno głosili dość liberalne tezy w zakresie polityki gospodarczej, wycofywania się państwa z gospodarki, zgłaszało duże oczekiwania w stosunku do państwa i instytucji międzynarodowych. Co ciekawe, Międzynarodowy Fundusz Walutowy z jednej strony mówi: odchodźcie od polityki oszczędności, wydawajcie, stymulujcie gospodarkę, natomiast jego pomoc w 76 z 91 przypadków była warunkowana krokami oszczędnościowymi. Tak więc kraje bogate mówią o kreowaniu popytu, pobudzaniu gospodarki, a jednocześnie niewiele robią, żeby wspierać gospodarkę w krajach rozwijających się.

Nie wiem, czy jesteśmy na wojnie, ale wiele krajów stało się dużo bardziej egoistyczne i w faktycznych działaniach, i w retoryce. To dla światowego systemu gospodarczego nie jest zbyt optymistyczne.

Może Międzynarodowy Fundusz Walutowy chce nam zamydlić oczy, zachęcając nas do zadłużania się i wydawania, skoro, jak Pan powiedział, na razie najgorzej na kryzysie wychodzą te kraje, które są poważnie zadłużone?

Nie wiem, czy to jest celowe działanie, ale stało się niezwykle ważne w tym kryzysie, na ile potrafimy wyeksportować naszą walutę, na ile inne kraje chcą trzymać swoje rezerwy walutowe w naszej lokalnej walucie. USA mają możliwość „eksportowania” swojej inflacji poprzez oferowanie na rynkach międzynarodowych dolara, który jest chętnie przyjmowany jako waluta rezerwowa. A co do tych pancerników, tych ciężkich dział w rywalizacji gospodarczej, to powinniśmy bardzo mocno popularyzować złotego jako walutę rezerwową. W tej chwili w relacji do PKB mamy bardzo nikły udział naszych rezerw walutowych, trzymanych przez inne banki centralne w złotym. Nasza gospodarka, nasz udział w handlu, w świecie inwestycyjnym skłania do tego, żeby złotówkę popularyzować. Ten kryzys bardzo dobrze pokazał, że w najlepszej sytuacji są ci, którzy mają możliwość eksportowania swojej waluty, w niezłej są ci, którzy mają małe zadłużenie w walutach obcych, a w najtrudniejszej ci, którzy się zadłużyli w obcych walutach i nie mogą podjąć wielu działań zalecanych przez Bank Światowy czy MFW.

Stąd widać, że finansyzacja gospodarki jest niezwykle ważna dla gospodarki opartej na produkcji, bo nawet, jeśli ma się bardzo dobrych szewców, którzy produkują bardzo dobre buty, ale popełni się błędy w polityce makroekonomicznej, to ci szewcy mogą mieć ograniczone szanse rozwoju przez to, że powstrzymamy dynamiczny rozwój gospodarczy.

Mówi się wśród ekonomistów, że ten kryzys może pogrzebać Króla Dolara, że system petrodolara może nie przetrwać.

Przy każdym kryzysie wieszczono zmierzch dolara, np. w 2008 r. – że Amerykanie „nasadzili cały świat na toksyczne aktywa” i to musi się skończyć. Nie skończyło się w 2008 ani teraz na to nie wygląda. Olbrzymi rynek kapitałowy, bardzo duża płynność, dostępność dolara, łatwa wymienialność, dolaryzacja wielu gospodarek rozwijających się sprawiają, że dolar trzyma się mocno. Słabiej wygląda sytuacja strefy euro i popularyzacji euro. Zadyszka strefy euro może się odbić na atrakcyjności euro jako waluty rezerwowej, a z kolei uczynienie z juana, z renminbi waluty rezerwowej jest obciążone ryzykiem politycznych decyzji chińskich. Nie lubimy dolara, chcielibyśmy utrzeć nosa Wujowi Samowi i trochę tych dolarów się pozbyć, natomiast, jak przychodzi co do czego, to jednak zielony ma swoje zalety.

Wywiad Łukasza Jankowskiego z Markiem Dietlem, prezesem Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, pt. „Wojna walutowa w dobie pandemii”, znajduje się na s. 6 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Wywiad Łukasza Jankowskiego z Markiem Dietlem, prezesem Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, pt. „Wojna walutowa w dobie pandemii”, na s. 6 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W okresach kryzysowych rośnie potrzeba kupowania głównie towarów krajowych. Jest to jedna z dróg wychodzenia z kryzysu

Ponad 60% Polaków deklaruje chęć pomocy polskim firmom, a 90% – poprzez zakup polskich produktów i usług. Ponad połowa Polaków w codziennych zakupach zwraca uwagę na kraj pochodzenia produktów.

Eryk Łon

Z badań wynika, iż w Polsce bardzo silna postawa patriotyczna (etnocentryczna) dotyczy produktów żywnościowych. Podejmowane są też badania na temat etnocentryzmu konsumenckiego w przypadku pozostałych produktów i usług. Wynika z nich, iż dosyć silne postawy etnocentryczne obserwuje się również na rynku usług bankowych. W odniesieniu do tych usług warto zauważyć, że szereg banków znajdujących się pod kontrolą kapitału polskiego podkreśla w reklamach swoją polskość, czyli na przykład to, że centrum decyzyjne banku znajduje się w naszym kraju.

Warto zauważyć, że potrzeba kupowania głównie towarów krajowych rośnie w okresach kryzysowych. Jedną z dróg wychodzenia z kryzysu jest zwiększenie krajowego popytu na rodzime produkty. 21 kwietnia opublikowano wyniki badań Instytutu Badawczego „ARC Rynek i Opinia”, z których wynika, że ponad 60% Polaków deklaruje chęć pomocy polskim firmom, a 90% ankietowanych deklaruje, że tego wsparcia chce udzielać poprzez częstszy zakup polskich produktów i usług. Ponad połowa populacji Polski w codziennych zakupach zwraca uwagę na kraj pochodzenia produktów. W tej grupie konsumentów najwięcej jest osób po 45. roku życia: 60%. Takie zachowanie częściej deklarują kobiety: 57% – niż mężczyźni: 45%.

Fakt, iż należymy do narodu, powoduje, że odczuwamy obowiązki wobec niego. Obowiązki te mogą także się także odnosić do sfery gospodarczej. Jeżeli przyjmiemy, że patriotyzm to miłość do ojczyzny, można w takim razie założyć, że patriotyzm gospodarczy to miłość do ojczyzny realizowana w sferze działalności gospodarczej.

Patriotyzm gospodarczy można podzielić na odgórny i oddolny. Odgórny to ten, który jest realizowany przez władzę publiczną, a oddolny – przez konsumentów.

Można wspomnieć o tym, że zdaniem prof. Stanisława Głąbińskiego politykę gospodarczą prowadzi nie tylko rząd i samorząd, lecz także naród. Aby polski naród mógł sprawnie i odpowiedzialnie prowadzić politykę gospodarczą nakierowaną na dobro polskich producentów i usługodawców, powinien mieć wiedzę o tym, które podmioty gospodarcze są polskie, a które zagraniczne.

Warto zauważyć, że od pewnego czasu Komisja Nadzoru Finansowego na swojej stronie internetowej znów zaczęła dokładnie określać, które banki działające w Polsce można nazwać polskimi, a które zagranicznymi. (…)

Kryzys ekonomiczny z lat 2008–2009, a także epidemia koronawirusa pokazują, że w sytuacjach trudnych obywatele liczą głównie na państwo narodowe, a nie na instytucje ponadnarodowe. (…)

Niegdyś postawa patriotyczna w sferze gospodarczej skłaniała Władysława Grabskiego do utworzenia złotego – jednej waluty dla całej Polski po okresie zaborów. Dziś postawa patriotyczna oznacza np. w tym kontekście obronę prawa Polski do prowadzenia własnej polityki pieniężnej.

Wieloletni redaktor naczelny pisma „Nasz Rynek Kapitałowy” Paweł Orkisz na swoim blogu wyraził przekonanie, iż obecnie na świecie toczy się III wojna światowa. Jego zdaniem jest to wojna ekonomiczna. Poszczególne państwa wykorzystują w owej wojnie różne narzędzia. Realizując własny interes narodowy, wykorzystują różne instrumenty polityki gospodarczej. W tej swoistej rywalizacji międzynarodowej ważną rolę odgrywają tzw. państwowe fundusze majątkowe. Każdy z nich można przypisać do konkretnego kraju, co pokazuje, że „kapitał ma narodowość”.

We Francji istnieje nawet specjalna szkoła wojny ekonomicznej. Zaproponowałem utworzenie podobnej szkoły w moim mieście rodzinnym, w Łowiczu.

W sytuacji, gdy poszczególne rządy bronią interesów swoich gospodarek, my nie możemy postępować inaczej. Jeśli zrezygnujemy z obrony polskiej własności, polskich produktów, przegramy tę wojnę ekonomiczną i zostaniemy przejęci przez kapitał zagraniczny.

Dr hab. Eryk Łon jest profesorem nadzwyczajnym katedry Finansów Publicznych UEP i członkiem Rady Polityki Pieniężnej.

Cały artykuł Eryka Łona pt. „Rośnie polski patriotyzm gospodarczy” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Eryka Łona pt. „Rośnie polski patriotyzm gospodarczy” na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Utwórzmy na GPW indeks polskich spółek rodzinnych. Kursy akcji takich firm zwykle są bardzo korzystne dla inwestorów

Indeks polskich spółek rodzinnych na giełdzie warszawskiej może się nazywać „Polska Rodzina” lub „Biało-Czerwoni”. Zwiększy to szanse tych spółek, będzie promować rodzinę i wspierać polską gospodarkę.

Eryk Łon

Po ostatnim kryzysie lat 2008–2009 nastąpił wzrost udziału przedsiębiorstw państwowych w grupie największych przedsiębiorstw. Coraz większą rolę odgrywają także fundusze majątkowe. Jesteśmy świadkami walki o własność. W Niemczech, a więc w jednej z najbardziej potężnych gospodarek świata, podejmowane są działania mające na celu obronę rodzimej własności. Niemiecki rząd przeznacza miliardy na ratowanie prywatnych firm, zmieniając prawo i zakazując przejmowania firm przez obcy kapitał. Niemcy obawiają się, że mocno przecenione akcje spółek lotniczych i samochodowych są łakomym kąskiem dla chińskich państwowych funduszy majątkowych, które będą chciały je kupić. Parę dni temu premier Bawarii Markus Söder stanowczo domagał się zakazania przejęć niemieckich firm przez inwestorów zagranicznych.

Niemcy chcą zaostrzyć przepisy dotyczące kontroli inwestycji zagranicznych w kraju. Chodzi o to, aby chronić niemieckie firmy przed „wrogim przejęciem” przez inwestorów spoza Unii Europejskiej.

Projekt nowelizacji ustawy o stosunkach gospodarczych z zagranicą ma być omawiany na posiedzeniu niemieckiego rządu w najbliższych dniach. Proponowane zmiany przewidują m.in., że wymagające zgłoszenia transakcje przejęcia w obszarze krytycznej infrastruktury oraz cywilnych sektorów bezpieczeństwa w Niemczech będą mogły być uznawane za nieważne tak długo, aż cała transakcja zostanie sprawdzona i zakwalifikowana jako dopuszczalna. (…)

Z wielkim zadowoleniem przyjąłem wiadomość, iż polski rząd zamierza bronić polskich spółek przed wrogimi przejęciami w dobie koronawirusa. Minister Marlena Maląg i wicepremier Jadwiga Emilewicz na konferencji polskiego rządu zapowiedziały program, który ma utrudnić wykup polskich spółek przez podmioty zagraniczne. Wicepremier Jadwiga Emilewicz powiedziała, iż należy zadbać o to, „by polskie firmy, które były z mozołem budowane przez 30 lat, nie stały się tanim łupem w tej trudnej sytuacji. Nie chcemy, by firmy z polskim kapitałem były dziś przejmowane w łatwy sposób, ponieważ ich giełdowa wycena jest bardzo niska”.

Polski rząd ma plan obrony polskich spółek przed „wrogimi przejęciami”. Zamierza skorzystać z rozwiązań przyjętych w Niemczech.

Zgodnie z rozwiązaniami niemieckimi, przejęcie przedsiębiorstwa objętego ochroną będzie mogło zostać zablokowane przez rząd. W naszym przypadku można wykorzystać ustawę o spółkach o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa polskiego państwa. Na podstawie tej ustawy polski rząd chce zwiększyć zakres spółek, których nie będzie można przejąć w sposób prosty i łatwy. (…)

Wielokrotnie w swych wypowiedziach zwracałem uwagę na potrzebę likwidacji tzw. podatku Belki. Likwidacja tego podatku zwiększyłaby zainteresowanie naszych rodaków inwestowaniem na polskim rynku kapitałowym. Niskie stopy procentowe będą się prawdopodobnie utrzymywać w Polsce jeszcze przez dłuższy czas. Likwidacja podatku Belki byłaby korzystna dla inwestorów i dla spółek. Jak pokazuje doświadczenie, stopy zwrotu z inwestycji na rynku akcji są w dłuższym okresie wyższe niż stopy zwrotu z obligacji skarbowych, obligacji korporacyjnych czy lokat terminowych. Ponadto nasze polskie spółki miałyby większe szanse finansować swoje przyszłe przedsięwzięcia inwestycyjne, co byłoby kołem zamachowym wzrostu gospodarczego w polskiej gospodarce.

Uważam, że warto utworzyć na giełdzie warszawskiej indeks polskich spółek rodzinnych. Jak zauważa Rafał Konieczny, kursy akcji firm rodzinnych w innych krajach zachowują się na giełdzie bardzo korzystnie dla inwestorów. Często nawet lepiej od głównych indeksów giełdowych.

Z jego badań prowadzonych w latach 2005–2015 wynikało, iż spółki rodzinne dały inwestorom wyższe o 4,5% stopy zwrotu aniżeli indeks grupujący wszystkie spółki. Agencja Grant Thornton prowadziła dwa lata temu badania obejmujące lata 2012–2016 na naszym rodzimym rynku. Okazało się, że stopa zwrotu z 10 największych polskich spółek rodzinnych była bardzo korzystna i wyniosła w tym okresie 31,7%. W tym samym czasie WIG20 spadł o 16,5%. Badania dowodzą więc, że występuje potencjał do tworzenia indeksów spółek rodzinnych. Trzeba zatem jak najszybciej naprawić to zaniedbanie w naszym kraju. Na Zachodzie są tworzone tego typu indeksy. Te działania promują rodzinę i dlatego u nas także warto to zrobić. Szczególnie może to być korzystne dla naszej gospodarki w obecnej sytuacji – w dobie epidemii koronawirusa, kiedy polskie spółki rodzinne przechodzą trudne chwile.

Taki indeks polskich spółek rodzinnych na giełdzie warszawskiej może się nazywać np. „Polska Rodzina” lub „Biało-Czerwoni”. Zwiększy to szansę na zainteresowanie inwestowaniem na polskiej giełdzie w indeksy tych spółek.

Dr hab. Eryk Łon jest profesorem nadzwyczajnym UEP i członkiem Rady Polityki Pieniężnej.

Cały artykuł Eryka Łona pt. „Warto bronić polskiej własności w dobie koronawirusa” znajduje się na s. 1 i 5 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Eryka Łona pt. „Warto bronić polskiej własności w dobie koronawirusa” na s. 1 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego