Od św. Józefa Jezus jako człowiek uczył się pełnienia woli Bożej / Sławomir Zatwardnicki, „Kurier WNET” nr 82/2021

Przemyślenie tego bezprecedensowego wydarzenia – Wcielenia – każe przyjąć, że ludzki rozwój Jeszuy domagał się naśladowania cnót podpatrzonych u ziemskiego, jeśli tak można rzec – adoptowanego ojca.

Sławomir Zatwardnicki

Jeszua uczy się zbawiać

Jeśli któryś z Czytelników potraktował tytuł mojego tekstu jako typowy przykład dzisiejszych nadużyć popełnianych w nagłówkach – w zasadzie miał rację. Naturalnie, że zbawiania nie można się nauczyć. A jednak nie byłoby zbawienia, gdyby nie pewne lekcje, które młody Jezus musiał pobrać od rodziców, którym, jak zanotował ewangelista, do pewnego czasu był poddany. W tym sensie tytuł daje się obronić.

Takie są prawidła Wcielenia potraktowanego poważnie. Mówimy nieco bezrefleksyjnie, że Słowo stało się człowiekiem. Przemyślenie tego bezprecedensowego wydarzenia każe przyjąć, że ludzki rozwój Jeszuy domagał się naśladowania pewnych cnót podpatrzonych u ziemskiego, jeśli tak można rzec – adoptowanego ojca. Ale chodzi przede wszystkim o coś znacznie większego.

Święty Józef reprezentował Boga Ojca w ludzkim życiu Wcielonego. Od stosunku opiekuna do podopiecznego zależał w jakiejś mierze stosunek Jezusa do Ojca niebieskiego.

Gdyby coś nie zagrało, gdyby pojawiła się jakaś dysfunkcja w Świętej Rodzinie, młody Jeszua wyszedłby ze wszystkimi typowymi dla takich sytuacji syndromami. To zaś oznaczałoby ni mniej, ni więcej, że Boży zamiar zbawienia nie mógłby się powieść.

Pięknie pisał o Józefie – cieniu Ojca w Patris corde papież Franciszek. Od świętego ojca uczył się Jezus „doświadczalnie”, jaki jest stosunek Jahwe do wybranego przez siebie ludu. Antropomorfizacji Boga, jakiej dopuścili się autorzy natchnieni, odpowiada zatem doświadczeniu miłości, jakie stało się udziałem młodego Jezusa branego na ramiona i przytulanego do brodatego policzka cieśli:

„A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima,
na swe ramiona ich brałem;
oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich.
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami,
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę –
schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11,3-4).

Zresztą nabożny stosunek do Pisma nabył młody Jezus – znów – od św. Józefa.

Świętość ziemskiego ojca, ale nie niepokalaność (ta tylko w przypadku Maryi), stanowiła być może również naukę dla Jezusa.

Można sobie wyobrazić, jak obserwował słabości Józefa, Jemu samemu obce, a przede wszystkim – jak ten mężczyzna sobie z nimi radził. Aprobował i nie aprobował zarazem. Józef nie akceptował swoich ułomności, ale z drugiej strony, gdy się pojawiły, nie tracił ufności w Boże miłosierdzie. Na zasadzie echa idącego z przyszłości, można by w tym dosłyszeć późniejszy stosunek Jezusa do grzeszników.

A może właśnie z postawy Józefa zapamiętał na całe życie, że Bóg realizuje swój plan nawet nie tyle pomimo, co wręcz w ludzkiej słabości. I Jezusowi przyjdzie przecież w końcu zakończyć karierę cudotwórcy i kaznodziei, by zbawić nas przez Krzyżową bezsilność. Z kolei całe wcześniejsze lata to harówka, bez weekendów i urlopów, a często dokonująca się również nocami, dla naszego zbawienia. Od kogo nauczył się tyrać od świtu do zmierzchu, jak nie od świętego cieśli? Przy czym nigdy nie była to „praca dla pracy”, lecz praca dla służby. Współczesny psycholog zapewne pomyliłby to totalne zaangażowanie Jezusa i dołączył do grona krytycznie nastawionej rodziny: „Potem przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: »Odszedł od zmysłów«” (Mk 3,20-21).

Bodaj najprościej dostrzec lekcję pt. „posłuszeństwo”.

Wzywany w litanii mianem „światło Patriarchów”, jest św. Józef rzeczywiście miarą posłusznego pełnienia woli Bożej. Jak Abraham stawiał się na wezwanie Boga („Oto jestem”), tak opiekun Jezusa bez wahania i pod prąd samego siebie i wszystkiego wokół – szedł za głosem Boga, ilekroć ten dawał mu się słyszeć.

Często zresztą we śnie – czy będzie nadużyciem wyobrażenie sobie Józefa tak spracowanego, że zasypiał na modlitwie? „Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański” (Mt 1,24). Potrafił też długo oczekiwać na Boże prowadzenie – jak to się stało np. w Egipcie, gdzie Józef wyczekiwał obiecanej nowiny o tym, że może już powrócić do ojczystego kraju.

Nie pocił się, co prawda, krwawym potem – przynajmniej ewangeliści o tym milczą – jednak nie kto inny jak Józef nauczył Jeszuę, że pełnienie Bożej woli kosztuje. Gdy będziemy towarzyszyli Jezusowi i – jak Józef oraz uczniowie Pańscy w Ogrójcu – zasypiali w czasie modlitwy, niech nam przyświeca ta myśl: nie byłoby tego decydującego momentu w dziejach ludzkości, kiedy Jezus decyduje się wypić kielich do dna, gdyby nie Józef. To od niego uczył się Jeszua dawać posłuch woli Bożej. Nie tylko Najświętsza Maryja Panna, ale wszyscy członkowie Świętej Rodziny wypowiedzieli swoje „fiat” dla naszego zbawienia.

Ojciec Święty zwrócił uwagę w swoim liście apostolskim na inne jeszcze – pozornie wykluczające się, a w rzeczywistości dopełniające – przymioty Oblubieńca Maryi. Józef potrafił z jednej strony przyjmować rzeczywistość taką, jaka ona była, ale z drugiej strony twórczo ją przemieniać.

Akceptacja tajemniczej i zwykle wrogiej, a zawsze niezrozumiałej rzeczywistości nie oznaczała w jego przypadku bierności czy rezygnacji. Nie ulegał typowej dla mężczyzn pokusie wycofania się w alkohol czy inne uśmierzacze bólu egzystencjalnego.

Nie dezerterował z pola walki, owszem, z darem męstwa w duszy walczył na pierwszej linii frontu dziejów zbawienia. Trochę w duchu „z różami na czołgi”, ale broniąc się skutecznie, a ostatecznie zwyciężając. Gdy Małżonce przyszło rodzić nie w szpitalu ginekologicznym, lecz w stajni – przystosował ją do tego celu; gdy Herod dyszał żądzą zabicia Dziecka, zorganizował bynajmniej nie turystyczną wycieczkę do Egiptu. Całkiem dosłownie trzeba by powiedzieć, że nie byłoby naszego zbawienia, gdyby Józef poddał się okolicznościom i wywiesił białą flagę.

Papież pisze, że „wiara, której nauczył nas Chrystus, jest raczej tą wiarą, którą widzimy u św. Józefa, nie szukającego dróg na skróty, ale stawiającego czoła »z otwartymi oczyma« temu, co się mu przytrafia, biorąc za to osobiście odpowiedzialność”. Czytelnika chciałbym zostawić z zadaniem domowym. Polegałoby ono na przeszukaniu Ewangelii w celu wydobycia tej twórczej odwagi również w życiu Jezusa w czasie Jego publicznej służby. Znamienne, że Ukrzyżowany rezygnuje nawet z tego drobnego znieczulacza mogącego uśmierzyć ból: „dali Mu pić wino zaprawione goryczą. Skosztował, ale nie chciał pić” (Mt 27,34). Może nie z otwartymi oczami, ale na trzeźwo dopełnił dzieła zbawienia.

Czy to Bóg Ojciec odsunął ziemskiego ojca Jezusa z Jego życia, czy to sam Józef usunął się w cień w którymś momencie? Znając posłuszeństwo opiekuna Jezusa – można założyć, że działali w porozumieniu.

W każdym razie w życiu Jezusa daje o sobie znać i to znamię świętego Józefa: wolność dawana innym osobom. Chodzi o taki rodzaj sprawowania ojcowskiego autorytetu, który szanuje tajemnicę wychowanka i służy jej, wyrzekłszy się roszczenia do „posiadania” dziecka. Do tego stopnia, że w którymś momencie uznaje się za bezużytecznego.

W życiu Jezusa zaprocentowało to z pewnością na sto procent. Nie znać w Jego zachowaniu ani cienia toksycznego przywiązywania innych do siebie, a wolność dana nam, ludziom, przez Syna Bożego, jest tak absolutna, że możemy wzgardzić nawet zbawieniem.

Artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Jeszua uczy się zbawiać” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Jeszua uczy się zbawiać” na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Święta są dla nas, a nie my dla świąt

„Ludzie tracą radość z przeżywania Bożego Narodzenia, choć utożsamiają się z radością, którą przenosi” – Gilbert Keith Chesterton.

Trzeba uwierzyć, że święta są dla nas, a nie my dla świąt. Dziecięce przemożne pragnienie otrzymania jak największej ilości prezentów, powinno ustąpić miejscu miłości do tradycji rodzinnej, jaką są święta Bożego Narodzenia. Cel przyjścia Jezusa na świat wzbudza wiele niewiadomych. Jezus w postaci miłości zstąpił na ziemię, wierząc, że oczaruje nas swoją maleńkością. Prawda wezwania do świętowania ludzi małych, samotnych, chorych objawia się wyjątkowo w noc Bożego Narodzenia.

Święta Bożego Narodzenia mówią nam o naszej wartości, są po to, aby każdy mógł przeżyć swoje własne narodzenie. Czas świąt jest przemyślany. Jezus przychodzi na świat przez zwiastowanie, które zmienia całkowicie ludzkie plany. Ważne jest to, aby świętować swoje narodziny z motylami w brzuchu, szczęściem, a jednocześnie powagą – wszystkim, czego mogło zabraknąć Twojej mamie. Boże Narodzenie to dobry moment, by zobaczyć siebie w centrum wydarzeń, mających miejsce w życiu Świętej Rodziny. Bez względu na nasz ulubiony sposób świętowania, tradycje bożonarodzeniowe przesycone są naszymi wspomnieniami z dzieciństwa i miłością. Co roku jednak musimy wchodzić w nie niejako jednakowo z nową dawką zapału, co może spowodować spowszechnienie tego wyczekiwanego okresu. Jak powiedział Chesterton: Ludzie tracą radość z przeżywania Bożego Narodzenia, choć utożsamiają się z radością, którą przenosi. Kiedy jednak raz straci się z pola widzenia istotę świąt, trudno jest na powrót uświadomić sobie, że nie jest to zwykły czas wolny.

 

Różnica w tradycjach

Dla wielu Polaków, którzy wyemigrowali, wierzących, jak i tych, którzy z wiarą mają na bakier, święta Bożego Narodzenia to wydarzenie jedyne w roku. W innym kraju wszystko zdaje się dziać na opak. Istnieje przepaść między polskimi tradycjami a tradycjami w innych krajach.
Tak więc pojawia się pytanie: Czy święta na emigracji da się przeżyć równie dobrze jak w swoim ojczystym kraju? Wszystko zależy od tego, jak się na nich skupiamy, gdzie są nasze myśli, a przede wszystkim serca. Dorośli przejmują na siebie wszystkie obowiązki. Nie znaczy to jednak, że w tym czasie magia świąt znika. Przyjmuje ona zdecydowanie inny wymiar, bo to my sami jesteśmy twórcami czarującego świata pełnego rodzinnego ciepła. Chodzi o to, aby szukać sposobu, w jaki można by naprawdę okazać miłość i wejść w świat jej przeżyć.

Niech słowa, które wypowiadamy przy łamaniu się wigilijnym opłatkiem, dadzą nam siłę w przezwyciężaniu codziennych trudów. W te święta Bożego Narodzenia życzymy sobie tego z całego serca, by przez kolejny rok to samo działo się w naszym codziennym życiu.

M.N.

Polacy mają wiele unikatowych świątecznych tradycji, takich jak łamanie się opłatkiem czy wolne miejsce przy stole

Skąd choinka przywędrowała do Polski? Kiedy śpiewano pierwsze kolędy? Dlaczego wieszamy jemiołę i umieszczamy sianko pod obrusem oraz dzielimy się opłatkiem?

 

Dr Krzysztof Jabłonka mówi o historycznym tle polskich tradycji bożonarodzeniowych. Okazuje się, iż pomimo wielu różnic, na przestrzeni wieków zachowały się elementy stałe:

Opłatek jest w zasadzie prawie wyłącznie nas. On się pojawia poza polską, ale zazwyczaj tam, gdzie mieszkają Polacy. Wielkie zdumienie wywoływało wśród środowiska niepolskiego, kiedy szliśmy z opłatkiem, chociażby na spotkaniu europejskim, kiedy tysiące europejczyków uczyło się czym on jest.

Choinka jako symbol świąt przywędrował do nas wraz z Sasami. Wcześniej wnosiło się do chaty snop żyta:

Stawiało się go w kącie, a najlepiej w czterech kątach, cztery rodzaje zboża. Miało to służyć lepszym plonom. Ozdabiano te kłosy kolorowymi papierkami. W pewnym momencie, najpierw w dworach to się pojawiło w XVIII wieku, później w XIX wieku w kościołach i domach, pojawiły się choinki.

Kolejną świąteczną tradycją jest śpiewanie kolęd. Najstarsza polska kolęda sięga XV w., lecz jak podejrzewa Krzysztof Jabłonka, śpiewano je od zawsze, natomiast w XV wieku pojawił się pierwszy zapis na ten temat:

Musiały być śpiewane już za Kazimierza Wielkiego. Przypuszczam, że przybyły one wraz z krucjatami […] Kiedy nasi pierwsi rodacy dotarli do ziemi świętej, gdzie śpiewało się pieśni ku powitaniu Chrystusa, to zwyczaj ten razem z nimi przywędrował do nas, a ponieważ pamięć ludzka jest ułomna, zaczęto wymyślać własne kolędy.

Kolędowanie jest najważniejszą rzeczą w domowej liturgii wigilijnej, drugą tradycją wymienianą przez gościa „Poranka WNET” jest pozostawianie wolnego miejsca przy stole:

To było oczekiwanie na tych, którzy albo byli emigrantami, albo zesłańcami. […] Pamiętano o tych, którzy z jakiegoś powodu, powstańczego,  syberyjskiego, czy emigracji zachodniej – nie ma.

Jemioła czy sianko pod obrusem wigilijnym zaś zostały przejęte z tradycji ludowych. Ponadto dr Jabłonka opowiada, skąd się wzięło przeświadczenie, że zwierzęta w wigilię mówią ludzkim głosem:

To pochodzi chyba z Grecji, zresztą ze zwierzętami dzielono się także opłatkiem. W rodzinach chłopskich był zwyczaj, że po kolędzie jeździł proboszcz wraz z organistą. Ten organista miał zawsze dla każdej chaty 3 opłatki, z czego trzeci był w buraczanym soku i z nim szło się do zwierząt. […] Uważano, że w tym momencie dostępują oni łaski bycia zwierzętami Bożymi.

Gość Poranka WNET tłumaczy także, dlaczego w Polsce wigilia jest dniem postnym, pomimo ogłoszenia przez kościół, że nie ma powodu do postu w wigilię.

Przypuszczam, że chodziło o bardzo prostą rzecz. Adwent jest czasem oczekiwania i wprowadzano w nim pewne zasady postne […] w związku z tym przyjęto, że ten, kto nie pościł cały adwent, to przynajmniej ten ostatni dzień powinno się pościć. […] Post jest zawsze wewnętrzną dyscypliną, on się powinien zaczynać i kończyć na wewnętrznym odrzuceniu, czego zewnętrznym wyrazem są właśnie pewne potrawy.

A.M.K.

Jezusa można w Mozambiku spotkaĉ wszędzie. Również na wysypisku ŝmieci, między dzieĉmi i bezdomnymi

Minionego lata większość ludzi odpoczywała. Nie odpoczywały Asia i Ola ze wspólnoty Przymierze Miłosierdzia, które pojechały na misję do Mozambiku. Co robiły?

Ola i Asia spotkały Jezusa w ubogich. Kiedy pojechały do Mozambiku zajęły się tym, od czego zwykle uciekają przyjzdni w tym afrykańskim kraju. Bawiły się z dziećmi, rozmawiały z ubogimi.  Rozmawiały z nimi również na wielkim wysypisku śmieci w stolicy kraju.

– Pamiętam moment, kiedy poszłyśmy na to wysypisko ŝmieci i bawiłyśmy się z dziećmi – wspominają. – To była właśnie ta okrutna, wymykająca się opisowi bieda. Ci ludzie naprawdę nie mieli nic. Oni tak żyli na co dzień, a mimo wszystko mieli w sobie tyle wolności i tyle w sobie takiej niesamowitej prawdy. Zobaczyłyŝmy, że można nie posiadać nic, a być naprawdę szczęśliwym. Szczęŝliwym na ile tylko może byĉ człowiek. Ci ludzie są bardzo relacyjni, są otwarci na drugą osobę. I to nas też tego nauczyło, że to nie jest tak, że musimy zrobić dużo rzeczy, bo ważniejsi są ludzie. Ci, których masz przed sobą tu i teraz.

Po powrocie ich patrzenie na życie się przewartościowało, patrzą na nie z innej perspektywy. Mówią, że lepiej jest dawać niż brać.

Ocalony przez Boga… Panie Jezu, jeżeli naprawdę istniejesz i jesteś Bogiem, to oddam Ci swoje życie

Piotr próbując się dowartościować chodził na bójki, brał amfetaminę, handlował sterydami, upijał się, palił marihuanę. Zadawał się ze skinami, znęcał się nad ludźmi w szkole, interesował się rapem.

 

Chodziły za nim słowa, że jego życie nie ma sensu. Coraz bardziej się uzależniał. Pewnej nocy spojrzał w lustro i zobaczył siebie. ,,Spuściłem wzrok, bo nie mogłem na siebie patrzeć. Przypomniałem sobie rzeczy, które zrobiłem w swoim życiu. Położyłem się na łóżku, myślałem o tym, żeby zabić się. I wtedy jeszcze jedna myśl mi przyszła, że może Bóg mi pomoże. Powiedziałem Panie Jezu, jeżeli naprawdę istniejesz i jesteś Bogiem, to oddam Ci swoje życie. Wszystko, co jest we mnie oddaję Tobie, bo nie wiem, co mam zrobić. I tej nocy poczułem, jak ciepło wpłynęło przez moje nogi. Byłem wypełniony tym ciepłem. W moim sercu pojawiła się nadzieja. Wewnętrznie usłyszałem, że wszystko będzie dobrze.”

Prowadzi w szkołach projekt profilaktyki uzależnień i przeciwdziałania agresji ,,Jedno życie”.

Brał narkotyki, pił alkohol, był w więzieniu

Szymon jest przykładem na to, że jeśli ktoś zawoła do Boga, to On go poprowadzi. ,,Uważam, że Miłosierdzie Boże jest tak fantastyczne, że ono nas samo sięga i wyciąga.Trzeba mieć tą krztę otwartości.”

,,Bardzo jestem wdzięczny, że w Kościele rzymskokatolickim się odnalazłem. Dlatego, że daje mi dużą wrażliwość na drugą osobę. Budzę się rano i nie myślę o sobie, o swoich nieszczęściach, tylko  o tym, że mogę komuś pomóc. To mnie ładuje i daje mi przestrzeń do tego, żeby przez to życie iść.”

Porzucił teatr, tworzy chrześcijańską poezję śpiewaną nie zapominając przy tym o kulturze osobistej

Kuba Kornacki właśnie wydał nową płytę ,,Trzy sny”. Jest to coś nowego w przestrzeni muzyki dotykającej tematów religijnych. Artysta pisze teksty metaforyczne, liryczne i subtelne.

Ale rozmowa w audycji Bliżej nieba dotyczyła nie tylko muzyki, ale też tego jak pan Kuba spotkał Jezusa. ,,Po kilku minutach na kolanach zobaczyłem coś, co paręnaście lat później nakręcił Mel Gibson w ,,Pasji”. To nie przypominało obrazów, które zwykłem widzieć w ikonografii. Zobaczyłem człowieka tak zbitego, że nie przypominał ludzi. A potem usłyszałem jedno zdanie, które mi wywaliło życie do góry nogami. To zdanie brzmiało: Poszedłem na to z miłości do ciebie. Wtedy zrozumiałem różnicę pomiędzy religijnością a relacją. Zrozumiałem, że mogę przez wiele lat odbębniać ryty, ale nigdy Go nie spotkać. Zacząłem na nowo czytać Biblię. Zacząłem na nowo odkrywać, że On jest prawdą, a Jego miłość jest konkretem.”

Na początku jego małżeństwu było po drodze z Bogiem, potem z czasem coraz mniej. Doszło do rozwodu / Bliżej Nieba

Póżniej w życiu Czarka pojawiła się kolejna kobieta. Miał pracę, w której bardzo dobrze zarabiał. Jego relacja zaczęła się rozpadać. Próba poradzenia sobie z problemem samemu niewiele pomogła.

Chodził w niedzielę do kościoła, ale nie towarzyszyła temu pogłębiona refleksja. Nastąpiło kolejne rozstanie. Czarek stracił też pracę. Odsunęli się od niego koledzy. W nowej pracy spotkał kolegę, który okazał się świadkiem Jezusa i przyczynił się do jego nawrócenia. Zaczął się modlić, poszedł do spowiedzi. ,,To było niesamowite wzruszenie. Łzy mi do oczu się cisnęły. Doznałem czegoś olśniewającego.”

 

Pierwszy raz spotkała się z żywym Kościołem kiedy miała 15 lat. Było to w Łodzi na mszy z modlitwą o uzdrowienie

,,To było jak jakieś rozpoczęcie wyścigu. To było niesamowite dla mnie.” Zobaczyła radosnych ludzi z podniesionymi rękami. Pomyślała, że jest w niebie, poczuła po raz pierwszy ciepło w sercu i spokój.

Jej przybliżanie się do Boga trwało jeszcze kilka lat. Po drodze była Szkoła Kontaktu z Bogiem, Seminarium Odnowy w Duchu Świętym, Światowe Dni Młodzieży. Zaczęła coraz więcej się modlić, czytać Pismo Święte. Modliła się też swoimi słowami, wylewała swoje serce przed Bogiem. Powiedziała Mu: ,,Tak otwieram swoje serce na Ciebie, zabierz wszystko to, co do mnie należeć nie powinno. Zabierz pracę i relacje, których nie powinnam mieć, które mnie oddalają od Ciebie.” Poprzez tę modlitwę uwolniła się od obowiązku, że jest za wszystko odpowiedzialna w swoim życiu. Powiedziała Bogu, żeby posługiwał się nią do czynienia dobra na świecie.

 

Audycji „Bliżej Nieba” można słuchać na żywo w każdy piątek o godzinie 17.

Porzuciła go dziewczyna, a on uzależnił się od alkoholu. Potem stracił pracę. Ale w końcu powstał i żyje.

Kiedy Michał był noworodkiem, lekarze dawali mu pięć procent szans na przeżycie. Jego mama modliła się do Maryi o wstawiennictwo. Później, w dorosłym życiu zagubił się. Dziś świadczy o miłości Boga.

Przeżył, potem w latach młodzieńczych oddalił się od Boga. Wszedł w świat kibicowski, interesowała go rywalizacja. Miał 33 lata, kiedy rzuciła go narzeczona. Zaczął pić, stracił pracę. Ale Bóg go nie opuścił. Jak przyprowadził go do siebie – o tym w audycji.