Ambasador Armenii: Nasi przeciwnicy robią jedno, a potem przerzucają winę na Ormian

Armenia, zamach stanu?

Ambasador Armenii o walkach o Archach (Górski Karabach), ostrzelaniu azerbejdżańskiej Gandży, porozumieniu w Moskwie oraz postawie Rosji oraz państw UE wobec konfliktu.

Kiedyś tylko nasi sąsiedzi, teraz nasi przeciwnicy robią jedno, a potem przerzucają winę na Ormian.

Samvel Mkrtchian odnosi się do rozmowy z mieszkanką azerbejdżańskiej Gandży w Radiu Wnet. Krytykuje twierdzenie jakoby Ormianie ostrzeliwali terytorium właściwego Azerbejdżanu. Dodaje, że nawet gdyby Armenia ostrzeliwała Gandżę, to ostrzał dotyczyłby celów wojskowych- jak lotnisko w mieście, gdzie stacjonują tureckie myśliwce. Wskazuje, że Armenia nie miała powodu, by łamać porozumienie zawarte w Moskwie. Przypomina, że główny dokument został podpisany w 1994 r.

Na terenie Armenii znajduje się baza Rosji. […] Rosja stara się utrzymać neutralność.

Kreml podkreśla, że ma dobre relacje zarówno z Armenią, jak i z Azerbejdżanem. Podobną postawę zajmuje Polska, jak i cała Unia Europejska.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Chorzy na rdzeniowy zanik mięśni otrzymali oczekiwany i refundowany lek, który napisał dla nich nowy scenariusz na życie

Teraz, kiedy wiem, że moje życie nie ma tak krótkiego okresu ważności, planuję rozwój zawodowy. Chcę też wrócić do skoków spadochronowych, z których zrezygnowałem ze względu na słabnące mięśnie.

Agata Misiurewicz-Gabi

To mały fragment historii walki o życie chorego na rdzeniowy zanik mięśni Łukasza Kufty z Mysłowic. Dziś to dorosły mężczyzna po trzydziestce. Od dziecka wzruszał i budził szacunek swoją godnością w cierpieniu i uporem, z jakim o tę godność walczył. Szczęśliwie został zauważony. Wywalczył szansę na życie nie sam i nie tylko dla siebie. (SM)

W grudniu 2016 r. w USA, a w czerwcu 2017 r. w Unii Europejskiej zarejestrowano nusinersen – pierwszy lek na SMA. W Polsce lek objęty jest refundacją od ponad roku. (…) Chorzy już po kilku dawkach nusinersenu czują się zdecydowanie lepiej.

Na spotkaniu u Pierwszej Damy, Agaty Kornhauser-Dudy | Fot. z archiwum prywatnego Łukasza Kufty

33-letni Łukasz Kufta był jedną z osób, które mocno zabiegały o dostępność leku w Polsce. Gotów poruszyć niebo i ziemię, żeby się udało. Był u Agaty Kornhauser-Dudy. Obiecała pomóc. Był u ministra Szumowskiego i u wielu innych polityków. Pisał listy do ówczesnej premier Beaty Szydło, aby opowiedzieć o losie chorych na SMA. Organizował zbiórki pieniędzy na badania leków w początkowej fazie. Walka o leczenie zajęła w sumie 7 lat. Zorganizował „Podniebną drużynę SMA”, aby dotrzeć z kampanią informacyjną dotyczącą nowych możliwości terapeutycznych do jak największej liczby osób. Była to grupa skoczków spadochronowych chorych na rdzeniowy zanik mięśni, którzy starali się udowodnić opinii publicznej, że mimo przeciwności losu są zdolni do wielkich wyczynów. Piękna akcja i zauważona przez media. Dzięki niemu i innym, którzy się nie poddawali, dostęp do leczenia w Polsce stał się faktem. Dziesiątki, a może setki dzieci zostały uratowane, wiele osób dorosłych częściowo odzyskało sprawność. (…)

Lekarze rozpoznali u niego SMA – typ 1. Diagnozę postawiono, kiedy miał 2 lata. Przedtem nikt w jego rodzinie nie chorował. Zawsze poruszał się wyłącznie na wózku. Ponieważ chorował od dziecka, zdawał sobie sprawę, że z czasem będzie coraz trudniej. Mówi, że uchroniło go to przed szokiem albo stanem, w którym nie miałby ochoty dalej żyć. (…)

Kochał rysować, startował na ASP, chciał być artystą, jednak jego ręce coraz bardziej odmawiały posłuszeństwa. Stanął przed decyzją: ASP i niepewna przyszłość czy informatyka i pewność pracy, zwłaszcza że z powodu choroby posługiwanie się kredkami czy farbami stawało się coraz trudniejsze. Dziś jest inżynierem informatykiem ze specjalizacją sieci komputerowych i baz danych.

Zajmuje się projektowaniem stron internetowych i grafik. Od lat jest na swoim. Prowadzi własną działalność gospodarczą i ceni sobie niezależność – zawodową i finansową. Przedtem różnie bywało z jego zatrudnieniem. Wielokrotnie napotykał bariery.

– Kiedyś szukałem pracy jak każdy normalny człowiek, ale kiedy przyznawałem się, że jestem osobą z niepełnosprawnością, słyszałem odpowiedź odmowną. Kiedy ukrywałem mój stan, otwierało się przede mną dużo więcej drzwi. Udało mi się zatrudnić w software house, gdzie przepracowałem 4 lata i zdobyłem dużą wiedzę zawodową i biznesową. To pozwoliło mi założyć własną firmę. (…)

O postępach w terapii mówi z zaangażowaniem: – Z początku byłbym szczęśliwy, gdyby lek chociaż zahamował chorobę. Moje życie już by się zmieniło, nie myślałbym, że będzie ze mną coraz gorzej i że czeka mnie tylko śmierć. Tymczasem nusinersen bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Potrafię już samodzielnie siedzieć, a umiejętność tę utraciłem ok. 12 lat temu. Dostrzegam bardzo widoczny postęp. Podczas badań funkcjonalnych w szpitalu, przeprowadzanych przez rehabilitantów, wyskoczyłem z wyniku 20 punktów na 36, przy czym każdy punkt przyznawany jest za jedną sprawność. Dla przykładu – podniesienie ręki to jeden punkt, przełożenie jej z boku na bok drugi.

Potrafię wykonać dużo więcej ćwiczeń, z którymi wcześniej miałem trudności. Wzmocniły mi się plecy, lepiej mówię. Nawet praca przy komputerze mniej mnie męczy. Przed leczeniem podniesienie szklanki z herbatą nie było dla mnie możliwe. Musiałem kogoś prosić, żeby mi tę szklankę podniósł, przytrzymał, żebym mógł się napić. Teraz radzę sobie sam. To jest cud. Przyznam się, że nie spodziewałem się aż takiego sukcesu.

Jest pierwszą osobą w Polsce, której podano lek podpotylicznie. Zwykle wykonuje się to w odcinku lędźwiowym, ale u niego po trzeciej dawce pojawiły się w tym miejscu zrosty i opuchlizna. Gdyby wówczas nie udało się znaleźć miejsca w potylicy, przez które można przeprowadzić punkcję, mógłby zostać wykluczony z programu lekowego. Na szczęście nie było takiej konieczności.

– Teraz, kiedy wiem, że moje życie nie ma tak krótkiego okresu ważności, planuję rozwój zawodowy. Chcę także powrócić do skoków spadochronowych, z których musiałem zrezygnować ze względu na słabnące mięśnie szyi i tułowia. Dzięki terapii nusinersenem moje mięśnie powoli odzyskują utraconą sprawność, a plany i marzenia nabrały nowego wymiaru. Dlatego głęboko wierzę, że będzie jeszcze lepiej i że mi się uda – mówi.

Tekst został pierwotnie opublikowany w „Kurierze Medycznym” nr 4/2020. Skróty pochodzą od redakcji KW.

Pełna wersja artykułu Agaty Misiurewicz-Gabi pt. „W pogoni za życiem” znajduje się na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Agaty Misiurewicz-Gabi pt. „W pogoni za życiem”, z wprowadzeniem Stefanii Mąsiorskiej, której bohater artykułu był uczniem, na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja w myśl polityki George’a Sorosa?/ Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” nr 76/2020

Nie wiem, czy Soros finansuje mutanta RWE na Węgrzech, ale dziwiłbym się, gdyby sponsorzy tej inicjatywy, wiedząc o tym, że miał na pieńku z Viktorem Orbanem, nie zwrócili się do niego.

Andrzej Świdlicki

Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?

8 września na Węgrzech rozpoczął działalność finansowany przez Amerykanów nowy nadawca – Szabad Európa Rádió. Nazwa kojarzyły się z Radiem Wolna Europa, nadającym z Monachium w latach 1950–1995 w pięciu językach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym po węgiersku do 1993 r. W odróżnieniu od pierwowzoru, mutant Szabad Európa nie korzysta z częstotliwości radiowej, lecz platformy cyfrowej, a jego publiką są użytkownicy Facebooka i Instagramu.

W programie ma m.in. codzienny, trzyminutowy newsletter, cotygodniowa audycja o Unii Europejskiej, podcasty, materiały z archiwum dźwiękowego węgierskiej rozgłośni RWE. Szabad Európa ma działać w publicznym interesie, być obiektywne, faktograficzne.

Dlaczego Amerykanie tak troszczą się o publiczny interes na Węgrzech (także w Bułgarii i w Rumunii, gdzie mutacje Radia Wolna Europa działają od 2019 r.) i jak go pojmują?

Komunikat prasowy obwieszczający uruchomienie nowej internetowej platformy ubolewa nad upadkiem „pluralizmu węgierskich mediów i degradacji informacyjnego krajobrazu”. Powołuje się przy tym na rankingi pozarządowych organizacji Reporterzy bez Granic i Freedom House. Żadna z tych organizacji nie dała się poznać z odważnych wystąpień w obronie Juliana Assange’a, krytyki cenzury online ani z napiętnowania medialnego mainstreamu za szerzenie propagandy covidowego strachu.

Reporterzy bez Granic i Freedom House nie widzą lub nie chcą widzieć, że „upadek pluralizmu” i „degradacja informacyjnego krajobrazu” bierze się z centralizacji mediów i że to zjawisko globalne. Jak wytłumaczyć, że różne publikatory myślą tak samo, niezależnie od szerokości geograficznej? Co spowodowało, że nawiedzona, pozbawiona odrobiny uroku Greta Thunberg objawiła się jako sumienie świata, choć nie miała niczego do powiedzenia poza banałami? Amerykański bloger Paul Craig Roberts, urawniłowkę medialnego przekazu tłumaczy „kazirodczymi stosunkami między dziennikarzami, agencjami wywiadu, biznesem, politykami i celami amerykańskiej polityki zagranicznej”. Według niego ten gatunek kazirodztwa jest tak rozgałęziony, że przestał kogokolwiek poruszać i tylko nieliczni dziennikarze mają trudności z podporządkowaniem się mu (Paul Craig Roberts, 13 XI 2019).

Redaktorka „New York Timesa” Barri Weiss w liście do wydawcy gazety, w którym wymówiła pracę, napisała: „W prasie wyłonił się nowy konsensus, szczególnie widoczny w tej gazecie [NYT]: prawda przestała być procesem zbiorowego odkrywania, ale [stała się] ortodoksją z góry znaną nielicznym oświeconym, których zadaniem jest informowanie ogółu”.

W świetle tego stwierdzenia może wydać się dziwne, że Radio Wolna Europa w 1950 r. powołane do walki z cenzurą, nie zajmuje się przeciwdziałaniem „degradacji informacyjnego krajobrazu” na własnym, amerykańskim podwórku. Oczywiście dziwne to nie jest, bo na promowanie pluralizmu mediów na Węgrzech są pieniądze, a na realizowanie pokrewnego celu w USA nikt by ich nie wyłożył, a jeśli nawet, to nie Radiu Wolna Europa.

A zatem jest zupełnie bez znaczenia, że mediów opozycyjnych jest na Węgrzech więcej niż rządowych i mają się dobrze, a każdy Węgier może powiedzieć, co chce, bez żadnych konsekwencji. Rzeczywistym powodem zainstalowania Węgrom mutanta Radia Wolna Europa jest to, że lewicowi liberałowie o orientacji globalistycznej są w wojnie z tradycyjnie pojmowanym konserwatyzmem osadzonym na idei suwerennego, narodowego państwa, wyznającego wartości chrześcijańskie.

W przemówieniu na spotkaniu z młodzieżą w Baile Tusnad (Tusnádfürdő) w lipcu 2014 r. premier Viktor Orbán uznał, że kryzys finansowy z 2008 r. był punktem zwrotnym, który dowiódł, że „era liberalnej demokracji dobiegła końca”. Według niego zachodni model państwa z rozbudowanym systemem świadczeń socjalnych wyczerpał się, jest niewypłacalny i nie do utrzymania. Jego dalsze naśladownictwo nie przyniesie Węgrom niczego dobrego. „Będziemy dążyć do organizacji społeczeństwa nieosadzonej w dogmatycznych ideologiach przyjętych w świecie zachodnim” – zapowiedział.

Spór Orbana z lewicowymi liberałami nie ogranicza się do ideologii. Premier Węgier skrytykował organizacje pozarządowe, których pracownicy to opłacani przez zagranicę polityczni aktywiści, promujący obce interesy. Organizacje te (NGOs) często działają pod szyldem filantropii, oferują granty i stypendia, programy edukacyjne itp., ale potrafią też zmontować polityczną opozycję i przygotować jej program.

Rząd Orbana jest solą w oku nie tylko międzynarodówki liberałów, ale także eurokratów: chce handlować z Rosją, by zmniejszyć zależność od europejskiego rynku, powierzył Rosji zmodernizowanie elektrowni atomowej w Pacs, sprzeciwił się nałożeniu na Rosję sankcji po zajęciu Krymu, zamknął granice dla imigrantów z Bliskiego Wschodu, usunął z Węgier „Uniwersytet Sorosa”, wstrzymał finansowanie studiów nad gender, rozumie, że za finansowym kredytem idzie polityczna zależność.

Europejscy postępowcy nie pozostali mu dłużni. Węgry Orbana są rekordzistą w liczbie potępieńczych rezolucji Parlamentu Europejskiego. Oksfordzki profesor Timothy Garton Ash oskarżył premiera Węgier o „rozmontowywanie demokracji” i oburzał się na to, że otrzymuje unijne pieniądze. To ostatnie oburzać go nie powinno, bo po brexicie nie są to już pieniądze brytyjskie. Ale jak widać, trudno mu oprzeć się pokusie rozdysponowywania pieniędzy cudzych: „Na europejskim kontynencie jest miejsce dla różnych reżimów, ale Unia Europejska musi być społecznością demokracji” – napisał, sugerując, że w UE dla Węgier miejsca być nie powinno („The Guardian”, 20 VI 2019). Tak jak Edek w Tangu Mrożka, Ash poucza, że każdy może mieć zdanie, jakie chce, byle zgodne z jego.

Jeszcze dalej posunął się publicysta centrolewicowego, progresywnego „The Atlantic”, Franklin Foer, porównując Victora Orbana do Pol Pota i Stalina, „marzących o zlikwidowaniu inteligencji [jako klasy społecznej, ograniczeniu publicznej oświaty i urobieniu posłusznych ludzi”. „To autokrata, który nie musi polegać na pałce ani na pukaniu do drzwi w środku nocy, bo jego atak na społeczeństwo obywatelskie dokonuje się pod szyldem legalizmu podkopującego instytucje zdolne rzucić wyzwanie jego władzy” (czerwiec 2019).

Foer trafił w sedno: mutant Szabad Európa powstał dlatego, że wpisuje się w cel wygenerowania na Węgrzech tzw. społeczeństwa obywatelskiego, mającego podkopać nielubiane przez lewicowych liberałów konserwatywne rządy, by utorować drogę do wprowadzenia kulturowych i obyczajowych wzorów zachodnich.

Idea społeczeństwa obywatelskiego, cokolwiek ma znaczyć, aprobowana jest przez duże korporacje i finansjerę, bo też wyznają różnorodność.

Lewica od dawna niedowidzi na jedno oko. Ash i Foer, ochoczo piętnujący domniemany autorytaryzm Victora Orbana, nie sprzeciwili się autorytaryzmowi rządu Borysa Johnsona czy gubernatorów stanowych USA, wprowadzających antywirusowe obostrzenia łamiące prawo do prywatności i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Nie dali się poznać jako obrońcy pluralizmu opinii w środowisku lekarskim, gdzie głosy pandemicznych sceptyków, krytyczne wobec przyjętych przez rządy rozporządzeń rujnujących dla gospodarki, szkodliwych społecznie i nieskutecznych w zwalczaniu wirusa, są filtrowane przez prorządowe media, jak BBC.

Szabad Európa wpisuje się w myślenie i polityczne oczekiwania multimilionera George’a Sorosa, sprowadzające się do kulturowego, obyczajowego, faktycznie cywilizacyjnego unicestwienia tego, co przywykliśmy uważać za europejskie dziedzictwo.

Dokonuje się to pod szyldem obywatelskiego społeczeństwa, pluralizmu, otwartych granic, upodmiotowienia obyczajowego marginesu, różnorodności, a faktycznie – odrzucenia norm i nietolerancji dla tego, co jest uznane za politycznie niepoprawne.

Czy Soros – finansujący Fundację Otwartego Społeczeństwa, anty-brexitowe inicjatywy w Wlk. Brytanii, Helsińską Fundację Praw Człowieka, organizacje społecznego nacisku na rządy, jak np. Human Rights Watch, przybudówki partii demokratów w USA i rozmaitych progresistów w Europejskim Parlamencie, by nie wspomnieć o wkładzie w tzw. plan Balcerowicza – nie mógłby dorzucić się do finansowania mutanta Wolnej Europy na Węgrzech? Mógłby. I to nie tylko dlatego, że odpowiada mu ideowo, ale dlatego, że dokładał się wcześniej.

W końcówce działalności Radia Wolna Europa w Monachium, będący jego wyodrębnioną częścią dział badań i analiz (od 1990 r. jako Research Institute) porozumiał się z Sorosową Fundacją Open Society w sprawie przenosin do Pragi pod nową nazwą Open Media Research Institute. Do końca 1996 r. OMRI miał finansować Kongres USA, a przez następne cztery – fundacja Sorosa.

Wraz ze zmianą chlebodawcy poszła zmiana profilu Instytutu. Miał się zajmować szkoleniem dziennikarzy, analityków i młodych naukowców w idei „open society”, czyli przygotowaniem kadr pod przyszłe kolorowe rewolucje,

a więc takie, w których uzasadnione poczucie krzywdy części społeczeństwa lub inna ważna kwestia polityczna lub społeczna przechwytywana jest w aranżowanej przez Stany Zjednoczone bądź ich konfratrów operacji wymiany ekipy rządzącej, zwykle z nacjonalistycznej na proamerykańską i proglobalistyczną. Okazją ku temu są wybory przegrane przez opozycję, która nie akceptuje przegranej, mobilizuje młodzież w mediach społecznościowych pod hasłami walki z korupcją, upodmiotowienia itp.

Nie wiem, czy Soros finansuje mutanta RWE na Węgrzech, ale dziwiłbym się, gdyby sponsorzy tej inicjatywy, wiedząc o tym, że miał na pieńku z Viktorem Orbanem, nie zwrócili się do niego.

W przeszłości Węgrzy byli w awangardzie rozmaitych zmian politycznych i społecznych, nieraz płacąc za to – jak np. w 1956 r. – wysoką cenę. Z początkiem lat 60., za rządów Jánosa Kádára, eksperymentowali z tzw. mechanizmem rynkowym, osiągając wyższy poziom życia niż inne ludowe demokracje. W latach 80. uchodziły za prymusa pierestrojki, a w 90. pierwsze spośród państw dawnego obozu moskiewskiego sprywatyzowały majątek państwowy. Ostatnio jako pierwsze publicznie dały wyraz rozczarowaniu zachodnioeuropejskim modelem liberalnej demokracji i zatrąbiły do odwrotu. Pokarano ich zainstalowaniem Szabad Európy na Facebooku i Instagramie. Czy to forpoczta kolorowej rewolucji?

Cały Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?” znajduje się na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?” na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Debata prezydencka. Energizer Bunny v. Deadhead

Na Uniwersytecie Belmont w Nashville w Tennessee, który był według słów jego rektora, najbezpieczniejszym miejscem w Ameryce, odbyła się druga i ostatnia debata prezydencka.

 

Debatę prowadziła Kristen Welker z NBC i zrobiła to, mimo moich wcześniejszych obaw o stronniczość, w sposób prawie wzorowy, przynajmniej w porównaniu do prowadzącego pierwszą debatę Chrisa Wallece’a z rzekomo protrumpowskiego Fox. Postaram się w miarę wiernie przedstawić przebieg debaty, a swoje bieżące komentarze umieszczę w nawiasach kwadratowych].

Pierwszym tematem debaty był COVID, jego druga fala i podejście obu polityków do rozwiązania tego problemu.

Trump powiedział, że symulacje wskazywały możliwość śmierci nawet 2,2 mln amerykanów, ale dzięki jego szybkiej decyzji zamknięcia granic przed obcokrajowcami, zwłaszcza z Chin udało się tego uniknąć. Kilka stanów już ma szczyt epidemii za sobą i wszystko idzie w dobrym kierunku. Wkrótce będzie szczepionka, a wojsko jest przygotowane do jej szybkiej dystrybucji wszędzie tam, gdzie będzie potrzebna. Działa, czego on jest najlepszym przykładem. Zastosowano wobec niego wzmocnienie immunologiczne, które sprawia, że czuje się świetnie.
Trump wygląda naprawdę świetnie.

Opalony, tryskający energią, wydaje się o 20-25 lat młodszy od Bidena, od którego jest tylko o 4 lata młodszy, choć może bardziej właściwe byłoby stwierdzenie, że to Biden wydaje się o 25 lat starszy. Pandemia jest problemem ogólnoświatowym, nie tylko amerykańskim.

Biden odpowiedział, że ponad 220 tysięcy osób umarło, przed USA jest druga fala choroby i zwiększona śmiertelność, wszystko przez jedną osobę, prezydenta, który mówi, że nie trzeba nosić maseczek, organizuje koronawiece [to moje, nie Bidena] i nazywa lekarzy idiotami.

Welker zapytała Trumpa, czy szczepionka będzie w ciągu dwóch tygodni (w intencji zapewne, czy będzie przed wyborami).

Trump odpowiedział, że raczej do końca roku.
Przypomniał, że Biden, który teraz chce wszystko zamykać, nazwał go ksenofobem, kiedy zamknął USA przed Chińczykami na początku pandemii, a Nancy Pelosi z Demokratami tańczyła w chińskiej dzielnicy San Francisco solidaryzując się z „prześladowanymi” jakoby przez niego Chińczykami.

Biden stwierdził, że Chiny bardzo aktywnie włączyły się w proces walki z epidemią, podziękował im za to i po raz kolejny oskarżył Trumpa o brak rozwagi oraz nieprzestrzeganie zasad obowiązujących w czasie epidemii, na co ten odparł, że nie każdy może schować się w piwnicy jak zazwyczaj robi to Biden, a ludzie zwłaszcza młodzi chcą żyć, pracować, bawić się. Nawet jeżeli zachorują to szybko zdrowieją – „uczymy się z tym żyć!”. Biden powiedział, że ludzie umierają. Stwierdził, że chce zamknąć  wirusa a nie kraj, ale trzeba przestrzegać standardów, a szkoły powinny być zamknięte.

Trump odpowiedział mu, że to bzdura. Demokraci w swoich stanach i miastach wprowadzili prawie całkowity shutdown a mają rekordowe wskaźniki bezrobocia i śmiertelności. Ludzie tracą pracę, wpadają w narkomanię, alkoholizm, popełniają samobójstwa. Trzeba otworzyć szkoły i cały kraj!

Biden powiedział, że należy stosować dystans społeczny, przegrody z plexi w sklepach i restauracjach, na co Trump odparł, że to zabije biznes, ponieważ wiąże się z kosztami a przestraszeni ludzie nie będą przychodzili do restauracji.

Biden zapytał, dlaczego Trump i jego zwolennicy nie noszą maseczek, wyciągając swoją z kieszeni.

Trump znów dał przykład rządzonego przez demokratów stanu i miasta Nowy Jork. Lockdown sprawił, że jest to praktycznie wymarłe, puste miasto a mimo to zmarło tam ok. 42 tysiące  ludzi, w tym 11 tysięcy w domach opieki społecznej!

To prawda, miasto, które jeszcze niedawno było „stolicą świata”, mówiło się, że jest to miasto, które nigdy nie śpi, teraz jest wymarłe. Piąta Aleja, najdroższa ulica świata, ze sklepami wszystkich najlepszych znanych i nieznanych marek, po zamieszkach straszyła zabitymi deskami powybijanymi oknami obrabowanych sklepów. Po ulicach przewalają się śmieci i handlarze narkotyków. Ilość zabójstw i napadów wzrosła niebotycznie, policji praktycznie nie ma.

Zrobiłem na szybko „porównanie” statystyki śmiertelności – w mieście, w którym mieszka ok. 3% populacji USA, zmarło ok. 20% wszystkich zmarłych w trakcie epidemii.
Przypomniał też, że słynny dr Fauci, na którego wszyscy się teraz powołują, nawołujący do zachowywania dystansu społecznego i noszenia maseczek, w początkowej fazie epidemii był przeciwnikiem ograniczania wjazdu Chińczyków do USA i noszenia masek, o których mówił, że nic nie dają, co przypomina stanowisko ministra  Szumowskiego z początku epidemii, z którym zresztą zgadzam się, ponieważ 95%-98% używanych masek nie spełnia wymogów ochrony przed wirusami.
[Pierwszy punkt debaty ewidentnie dla Trumpa]

Kolejnym tematem było narodowe bezpieczeństwo i próby wpływania takich państw jak Chiny, Rosja czy Iran na wynik wyborów w US. Prowadząca zapytała, czy to w ogóle jest dopuszczalne, że obce państwa chcą mieć wpływ na politykę amerykańską i czy można temu zapobiec?

I się zaczęło!
Trump odpowiedział, że żaden prezydent nie był twardszy wobec Rosji niż on.

[Prawda, ale poza RR].

Kiedy Obama/Biden wysyłał na Ukrainę „pigułki i prześcieradła” on wysyła czołgi. To Joe Biden, który będąc wiceprezydentem brał pieniądze z Rosji i podejrzanej ukraińskiej firmy powiązanej z Rosją! To Biden pozwalał na wpływ Rosji i Chin na politykę amerykańską!

Biden nerwowo odpowiedział, że to nieprawda, że nigdy nie wziął nawet pensa zagranicznych pieniędzy. Za to, w przeciwieństwie do Trumpa, który przez cały czas prezydentury nie płaci podatków (750$ w pierwszym roku), płaci podatki. Wezwał Trumpa do wykazania ile zapłacił podatku za ostatnie 4 lata. Powiedział, że to Trump prowadzi interesy z Chinami, buduje tam pola golfowe itp.

Tutaj trafił jak kulą w płot. Trump po raz kolejny stwierdził, że nadpłacił miliony dolarów podatku. [Wyjaśniał to wcześniej, tłumacząc, że kiedy został wybrany prezydentem, zapłacił do przodu miliony $ podatku jako prepaid. Nie wiem, dlaczego nie wspomniał w tym momencie, że jest jedynym prezydentem, który nie pobiera wynagrodzenia i pracuje ZA DARMO, ponieważ w całości przekazuje je na cele charytatywne. Oczywiście Amerykanie to wiedzą i za to też go szanują!].
Powiedział, że jest całkowicie transparentny. Prowadził interesy na całym świecie, ale w momencie, kiedy zdecydował się ubiegać o prezydenturę, czyli w 2015, wycofał się z nich. Jeżeli trzeba pokaże wszystkie swoje rachunki bankowe, wtedy dopiero okaże się jak potężna jest jego firma, którą teraz prowadzą jego dzieci. Natomiast: „Ty Joe, robiłeś z nimi (w domyśle: naszymi wrogami) deale, kiedy byłeś URZĘDUJĄCYM WICEPREZYDENTEM! TWÓJ SYN ROBIŁ U CIEBIE ZA ODKURZACZ WCIĄGAJĄCY KASĘ ZEWSZĄD! JJA NIE BRAŁEM PIENIĘDZY Z CHIN – TY TAK! JA NIE BRAŁEM PIENIĘDZY Z ROSJI – TY TAK! JA NIE BRAŁEM PIENIĘDZY Z UKRAINY – TY TAK! Szpiegujecie mnie, od kiedy zdecydowałem się kandydować, FBI, wszyscy, wydaliście 48 mln dolarów na komisję, która miała mnie pogrążyć – kompletnie nic. Gwarantuję ci Joe, gdybym wydał milion, żeby cię pogrążyć, wystarczyłoby. Twój brat, który zarobił miliony w Iraku, drugi brat, sporo tego…

Welker zapytała Bidena, czy w pracy jego syna Huntera dla Chin i ukraińskiej firmy było coś niewłaściwego, niestosownego czy nieetycznego?

Ten odparł, że nie, że to była normalna praca, o której on nawet nie wiedział. Że ewentualnie jedynym odpowiedzialnym za to i tym, który oskarża ich o to jest partner finansowy syna, który dostawał pieniądze.
[Wczoraj ukazały się przecieki wspólnika Huntera Bidena, który twierdzi, że Joe Biden o wszystkim wiedział i od wszystkiego pobierał procent jak szef mafii].

Trump wtrącił się podając fakty: Hunter, facet bez pracy, bez żadnego doświadczenia w energetyce, nagle dostaje pracę z pensją ponoć 183k$/m-c i 3,5 mln$ zaliczki?

Welker przypomniała, że Trump twierdzi, że Chiny powinny ponieść konsekwencje finansowe ukrywania prawdy o wirusie i zapłacić gigantyczne odszkodowania i zapytała Bidena, czy on też tak uważa?

Odparł, że skłoniłby Chiny do gry fair, wszystko to, co robi Trump zwiększa tylko deficyt w handlu. Powinno robić się interesy w Chinach, dawać im know-how w zamian za 51% udziałów.

[Kompletne szaleństwo, jeżeli zna się stosunek Chin do obcej własności intelektualnej].
Powinno się razem z sojusznikami, których Trump traci, bo obściskuje się z Putinem, przywódcami Chin i Korei Płn. a ich lekceważy, usiąść do stołu i ustalić reguły.

Trump odpowiedział, że co to za reguły, kiedy syn Bidena za to, że chiński miliarder za spędzenie w jego biurze 10 minut i wizytę na pokładzie Air Force One dostaje 10 mln$? On natomiast dał amerykańskim farmerom 28 mld$, które zabrał chińczykom podpisując nowe korzystne dla US taryfy celne. Wymusił 25% podatek od stali, ponieważ chcieli zabić amerykański przemysł stalowy. On sprawił, że się odrodził.

Biden zripostował, że Trump sprowadza tę debatę do dyskusji o jego rodzinie, podczas gdy powinno się mówić o niekorzystnym wpływie prezydenta na losy innych rodzin, na ich ubożenie, na co Trump zareagował: „Patrzcie, typowy polityk, ja mówię o korupcji jego rodziny a on o biednych ludziach przy stole…. Dobrze, że nie jestem politykiem! Dlatego mnie wybrano!”
[Miażdżąca wygrana Trumpa]

Welker zapytała o Koreę Płn. stwierdzając, że Trump spotkał się już trzykrotnie z Kim Dzong Unem, wymieniają listy, a Korea niedawno wypuściła największą jak dotąd międzykontynentalną rakietę balistyczną i wydaje się, że te relacje są niewłaściwe.

Trump odparł, że kiedy obejmował prezydenturę, Korea Płn., zgodnie z opinią Obamy, wydawała się największym zagrożeniem dla pokoju, a jednak wojny nie ma.

Biden odparł, że w trakcie rządów Obama/Biden zwiększyli obecność militarną w Korei Płd., umieścili broń nuklearną bliżej granicy z Koreą Płn. i naciskali na Chiny w sprawie rozbrojenia nuklearnego Korei Płn. Niestety Trump swoją polityką legitymizował rząd reżim Kima i daje się oszukiwać. Mają teraz większe głowice i łatwiej im dosięgnąć granic USA. Powiedział, że zgodziłby się na spotkanie z Kimem tylko po ustaleniu wstępnych warunków rozbrojenia, a Półwysep Koreański powinien być wolny od broni nuklearnej.
[Po przeanalizowaniu tego wątku dochodzę do wniosku, że tutaj jednak Trump wypadł gorzej, wygrana Bidena].

Kolejnym, bardzo istotnym dla większości amerykanów problemem, był wątek ubezpieczeń społecznych i opieki medycznej. Wiadomo było, że tutaj Trump nie będzie miał łatwo, ponieważ za kilka dni Sąd Najwyższy ma rozpatrywać wniosek administracji Trumpa o odrzucenie tzw. Obamacare i, jeżeli przychyli się do tego, to 20 mln amerykanów zostanie bez ubezpieczenia praktycznie z dnia na dzień.

Trump odparł, że w rzeczywistości mocno poprawili Obamacare, który w swej istocie jest fatalnym i niezwykle kosztownym dla wszystkich płacących ubezpieczenie projektem. Trzeba go całkowicie zmienić, ponieważ doprowadza do tego, że 180 mln ludzi płacących składki praktycznie straciłoby swoje ubezpieczenie i płaciliby na tych, którzy nie pracują i nie płacą składek.

Interes 180 mln jest ważniejszy niż 20 mln niepracujących. Ponieważ zdobędą przewagę w Kongresie, przeprowadzą zmiany, które są niezbędne, żeby naprawić fatalny system Obamy/Bidena.

Biden powiedział, że wprowadzi zmodyfikowany plan jako Bidencare, który zachowa elementy Obamacare, ale będzie lepszy. Nikt nie straci swojego ubezpieczenia, chyba że będzie chciał je zlikwidować. Trump chce doprowadzić do tego, że kilkadziesiąt milionów osób zostanie bez ubezpieczenia.

Welker powiedziała, że Trump oskarża Bidena o próbę zsocjalizowania rynku medycznego i zapytała co ten mógłby powiedzieć właścicielom ubezpieczeń obawiającym się, że jego plan przybliża amerykanów do chwili kiedy zostanie całkowicie upaństwowiony?

Biden odparł, że ten zarzut jest śmieszny a on sam uważa, że każdy powinien mieć prawo wyboru. Ubezpieczenie powinno być prawem, a nie przywilejem. Ludzie nie powinni się bać, że je utracą, bo np. stracili pracę. Wymusi też na firmach obniżki cen lekarstw, usług i ubezpieczeń.

Trump odparł, że Biden miał na to 47 lat jako polityk, w tym 8 jako wiceprezydent i nie zrobił nic! On zmieni to i wprowadzi dobry system już bardzo szybko. Gdyby nie przewaga Demokratów w Kongresie, już by to zrobił. Natomiast Biden chce stworzyć socjalistyczny rynek medyczny, a właściwie nawet nie on tylko jego wiceprezydent, która jest nawet bardziej liberalna niż Bernie Sanders.

Tak samo chcą stworzyć socjalistyczny rynek medyczny jak chcą zlikwidować szczelinowanie. Chcą wprowadzić socjalizm w wielu dziedzinach. Chcą zrujnować zarówno Medicare jak Social Security. Nancy Pelosi i Demokraci blokują w Kongresie zmiany, które są ważne dla ludzi, tylko dlatego, ze Pelosi chce mu utrudnić życie. Ta dyskusja była niezwykle długa, ponieważ jest to problem b. ważny dla Amerykanów i skomplikowany.

[Tutaj chyba remis ze wskazaniem na Bidena. Tzn. ja jako wolnorynkowiec całkowicie zgadzam się z Trumpem, ale w odbiorze widzów mógł wygrać Biden].

Welker poruszyła też obietnicę Bidena podniesienia najniższego wynagrodzenia do 15 dolarów/h. Biden stwierdził, że jest to potrzebne, zwłaszcza z uwagi na zubożenie ludzi przez lockdown.

Trump był zdecydowanym przeciwnikiem takiego rozwiązania uznając go za wątpliwy choćby z uwagi na zróżnicowanie USA Różnice między np. Alabamą a Nowym Jorkiem są ogromne i wprowadzenie takiej zasady zniszczy małe biznesy, zamiast im pomóc. Wprowadzenie takiej zasady doprowadzi do zwolnienia wielu pracowników w małych firmach. Powinna być opcja płacy minimalnej, ale zróżnicowana w zależności od stanu.

Biden odparł, że zarobki poniżej 158 dolarów spychają ludzi poniżej granicy ubóstwa.
[Według mnie wygrał Trump, ponieważ podchodzi do tego realistycznie, a amerykanie (oprócz ludzi na zasiłkach) naprawdę doceniają rozsądek].

 

Następnie Welker zapytała Trumpa jak zamierza rozwiązać problem dzieci nielegalnych emigrantów rozdzielonych z rodzicami podczas prób przekraczania granicy, w wyniku polityki ”zero tolerancji”, ponieważ tych dzieci jest co najmniej 4 tysiące, ale tylko w przypadku 500 udało się zlokalizować ich rodziców? Jak połączyć te rodziny?

Trump odparł, że dzieci te są przywożone przez przemytników, żeby pomóc w nielegalnym dostaniu się do USA. Granica USA jest zabezpieczona jak nigdy, powstało już 400 mil muru i nigdy nie było tak bezpiecznie. USA są otwarte dla imigrantów, ale wyłącznie legalnych.

Wspomniał także, że przypisuje mu się zbudowanie klatek, w których te dzieci są przetrzymywane, nawet w prasie pojawiły się z oskarżeniem jak okropny jest dla dzieci. Problem w tym, że powstały w 2014 i to Biden/Obama je zbudowali!

Biden odparł, że Trump winien jest rozłąki dzieci z rodzicami, na co ten: „Kto zbudował klatki! Powiedz kto zbudował klatki!”.

Welker zarzuciła Bidenowi, że administracja Obamy nie poradziła sobie przez 8 lat z problemem imigracji i uregulowania go, chociaż była to kluczowa obietnica. Miała miejsce rekordowa ilość deportacji, aresztowań i przetrzymywania ludzi na granicy. Dlaczego więc wyborcy mieliby teraz zaufać jego obietnicom składanym ponownie?

Biden odpowiedział, że popełniono błędy, ale nie był prezydentem, tylko wiceprezydentem. Teraz w ciągu 100 dni po wyborach przedstawi projekt nadania obywatelstwa 11 mln ludzi przebywających w USA nielegalnie. Ci tzw. Marzyciele (American Dream) powinni otrzymać tymczasowe dokumenty i ubiegać się obywatelstwo, podczas gdy ten straszny facet Trump chce ich odesłać do domu.

Trump odpowiedział krótko, że Biden miał 8 lat na rozwiązanie problemu i nie zrobił nic oprócz budowy klatek. Granice muszą być szczelne, żeby do USA nie napływali przestępcy, a Biden kompletnie tego nie rozumie.
[Ewidentnie punkt dla Trumpa]

 

Kolejnym tematem poruszonym przez Welker było to jak czarni i brązowi Amerykanie odczuwają swoją obcość w kraju, a rodzice muszą przygotować swoje dzieci na to, że będą traktowane inaczej, gorzej niż białe dzieci.

Biden stwierdził, że istnieje w USA systemowy rasizm i nierówność społeczna. Trzeba z tym walczyć, ponieważ wszyscy ludzie są równi. Obama był pierwszym, który zaczął te nierówności likwidować. Programy socjalne, pożyczki na naukę, na rozwój biznesu, lepsza edukacja, opieka zdrowotna.

Welker zapytała Trumpa, czy rozumie, dlaczego rodzice tak wychowują dzieci, ucząc je, że nie są pełnoprawnymi obywatelami?

Odparł, że tak, ale przecież Biden rządził 47 lat, nie zrobił w tej sprawie nic. W 1994 wprowadził ustawę tak naprawdę stygmatyzująca i penalizującą przedstawicieli kolorowych społeczności, określając ich jako drapieżników. Podkreślił też, że nikt nie zrobił tyle dla czarnej społeczności oprócz Abrahama Lincolna co on. Obama i Biden nie zrobili nic.

Biden oczywiście odpowiedział, że jest niesłusznie oskarżany i to Trump nalega na zaostrzenie kar i zamykanie w więzieniach nawet za błahe przestępstwa.

Odpowiedź Trumpa znów krótka: „Gdzie byłeś przez te wszystkie lata, czemu nie zrobiłeś tego, co mówisz, że zrobisz teraz. Mówisz, że zrobisz to, że zrobisz tamto. Czemu tego nie zrobiłeś dotąd? Nie zrobiliście z Obamą NIC! Ubiegam się o prezydenturę właśnie z waszego powodu, bo nic nie zrobiliście. Gdybyście zrobili, nie startowałbym w wyborach!”

Biden stwierdził, że wszyscy go znają, znają jego charakter, jego reputację, uczciwość i prawdomówność.

Tu popełnił błąd, ponieważ riposta Trumpa była błyskawiczna i bezlitosna: „Tak, jak twoja prawdomówność na temat Rosji, Ukrainy i Chin, i Iraku. Jesteś skorumpowanym politykiem Joe. Nie wciskaj kitu, jaki to jesteś święty, jesteś skorumpowany”
[100% wygrana Trumpa]

 

Welker pociągnęła temat różnic rasowych i zapytała Trumpa, dlaczego nazwał ruch BLM symbolem nienawiści, przesyłał wideo z członkiem ruchu White Power i twierdził, że powinno się zwolnić czarnych sportowców klęczących w trakcie hymnu? Co może powiedzieć tym, którzy uważają, że taki język zawierający akcenty nienawiści nie przystoi prezydentowi?

Trump odpowiedział, że pierwszy raz zetknął się z BLM, kiedy maszerowali ulicą i krzyczeli, że trzeba spalić/usmażyć policjantów jak bekon i dla niego to było straszne. Zaczął się usprawiedliwiać, że nie jest rasistą w najmniejszym stopniu, jest mu przykro, że mógł zostać źle odebrany.

Biden podkreślił, że Trump jest największym rasistą, jakiego zna. Nazywa Meksykanów gwałcicielami, muzułmanów nie wpuszcza dlatego, że są muzułmanami. Wywołał zamieszki i eskaluje je.

Tutaj pomieszała mu szyki Welker, która zapytała go o ustawę, o której wcześniej wspominał Trump, z której obligatoryjnie skazywano na więzienie czarnych za posiadanie nawet niewielkiej ilości narkotyków.

Odparł, że to był błąd i dlatego teraz chce wprowadzić ustawę, która posiadających narkotyki wysyła na odwyk, a nie do więzienia.

Trump nie byłby sobą, gdyby nie spytał czemu nie zrobił tego prze 8 lat. Dlatego, że tylko gada, zamiast zrobić cokolwiek.
[kolejna runda dla Trumpa według mnie].

 

Kolejnym tematem była kwestia zmian klimatycznych i różnego podejścia do tego obu kandydatów. Trumpa, który widzi zagrożenie dla gospodarki amerykańskiej i Bidena twierdzącego, że da to szansę na stworzenie nowych miejsc pracy. Welker zapytała jak każdy z nich będzie walczył ze zmianami klimatycznymi jednocześnie wspierając rozwój rynku pracy.

Trump stwierdził, że wprowadzili różne programy ochrony środowiska, m.in. sadzenie drzew, zależy im na czystym powietrzu i wodzie i uzyskali najlepsze wyniki w tej dziedzinie. Obniżyli emisję dwutlenku węgla do najniższego od 35 lat poziomu, co było też celem Obamy, podczas gdy Biden nigdy nawet o tym nie wspominał jako wiceprezydent. Nie można jednak z tego powodu zwijać gospodarki jak chcą Demokraci. Rosja, Chiny i Indie bedą truć dalej.

Dlatego wypowiedział porozumienia paryskie, ponieważ USA musiałyby wydać w związku z jego realizacją biliony dolarów co zniszczyłyby gospodarkę.

Biden uskutecznił typową lewicową gadkę „proekologiczną”. O moralnych zobowiązaniach do walki ze zmianami klimatu, który stanowi zagrożenie dla ludzkości, że nie mamy już dużo czasu, ponieważ punkt krytyczny, kiedy nie będzie można odwrócić tych zmian to 8 – 10 lat, a 4 kolejne lata rządów Trumpa to zmarnowanie tego czasu.
[Nie mogę tutaj nie przypomnieć, że kiedy przeszło 50 lat temu uczyłem się w szkole podstawowej w komunistycznej Polsce, już czytałem takie „ekspertyzy” i, jako nastolatek, żałowałem, że prawdopodobnie nie zobaczę nigdy Wenecji, która razem ze znaczną częścią świata miała zniknąć do bodaj 1990. Szczęśliwie byłem w Wenecji wielokrotnie i mam zamiar być jeszcze].
Zamierza pogodzić ochronę środowiska z tworzeniem nowych, dobrze płatnych miejsc pracy, przez budowę np. 0,5 mln stacji ładowania elektrycznych samochodów. Tworzą plan jak zmodyfikować 4 mln budynków i 2 mln domów już istniejących, żeby zużywały mniej energii, co pozwoli zaoszczędzić miliony baryłek ropy i stworzyć znaczącą lość miejsc pracy. Ten plan, według fachowców z Wall Street stworzy 18,6 mln nowych miejsc pracy, czyli 7 mln więcej niż stworzyła administracja Trumpa. Do budżetu wpłynie 1 bilion więcej niż proponuje Trump. [???!!!]

Trump odpowiedział, że nie ulega wątpliwości, iż te plany zubożą każdą amerykańską rodzinę o 6,5 tysięcy dolarów, że nie mają wpływu na klimat a ich autorem jest AOC (Alexandria Ocasio-Cortez), i jej grupa radykalnych lewicowych działaczy Demokratów, ludzie niemający pojęcia ani o klimacie, ani o ekonomii. Realny koszt projektu ocenił na 100 bilionów dolarów, czyli zdecydowanie więcej niż budżet USA w czasach największej prosperity. Ten ich plan modernizacji budynków to tak naprawdę wyburzenie ich, ponieważ chcą zrobić małe okna zamiast dużych! Najlepiej, żeby w ogóle nie było okien. To szaleństwo. Biden mówi, że to będzie kosztowało 6 bilionów dolaro, ale to będzie 100 bilionów!

Biden odparł, że nie ma pojęcia skąd Trump wziął te liczby, że w projekt zaangażowane są największe amerykańskie organizacje ekologiczne [moim zdaniem to oznacza, że koszt będzie większy niż podane przez Trumpa 100 bilionów], że przemysł solarów i wiatraków to najszybciej rozwijający się przemysł w USA, dający świetne zarobki (40-50 dolarów/h).

Trump w odpowiedzi przypomniał, że po raz pierwszy USA są niezależne energetycznie i nie muszą już toczyć wojen za kraje, które dostarczały im ropę. Energia wiatrowa jest niezwykle kosztowna, zabija ptaki, jest niestabilna i produkuje zwiększenie zanieczyszczeń w powietrzu, co widać wyraźnie w Chinach i Niemczech. W porównaniu do energetyki wiatrowej energetyka oparta na gazie jest bardzo czysta. Solary są w porządku, ale nie są wystarczająco wydajne, żeby napędzać amerykańskie fabryki, które muszą pracować, żeby mogli wygrywać rywalizacją gospodarczą.

Więc to wszystko jest ściemą. Jeżeli ktoś chciałby zniszczyć gospodarkę amerykańską, największą gospodarkę świata, wystarczy, że zniszczy przemysł wydobywczy.

Wrzucił od razu niewygodny dla Bidena temat szczelinowania.

Biden odpowiedział, że nigdy nie mówił jakoby był przeciwnikiem szczelinowania, na co Trump odpowiedział, że są na to nagrania. Biden zażądał przedstawienia ich, co jest o tyle nierozsądne, że już chyba wszyscy w USA je znają, ponieważ na wiecach Trumpa w stanach takich jak Pensylwania, gdzie szczelinowanie jest istotną częścią gospodarki, nagrania z wystąpień Bidena, w których mówił, że należy go zabronić były wyświetlane na olbrzymich telebimach.

Welker zapytała Trumpa, dlaczego niby biedne kolorowe rodziny mieszkające w pobliżu rafinerii/ zakładów chemicznych i narażone na ich niekorzystne działanie, miałyby zagłosowac na niego skoro cofnął regulacje, które wcześniej wprowadzono, żeby ich chronić?

Trump odpowiedział, że pracownicy tam zatrudnieni (Latynosi/czarni/Azjaci) po 3 latach jego kadencji zarobili w tych przedsiębiorstwach procentowo dziewięciokrotnie [900%!] więcej niż przez 8 lat rządów Obama/Biden (w domyśle: którzy wprowadzali regulacje, ale nie dawali ludziom zarobić na godziwe utrzymanie rodzin). Kiedy ceny ropy spadły drastycznie z powodu pandemii, ograniczono dostawy z Arabii Saudyjskiej, Meksyku i Rosji, dzięki czemu amerykański przemysł naftowy został ocalony, a Amerykanie mają tanie paliwo.

Odpowiedzią Bidena było znów ględzenie o złych warunkach, w jakich żyją ci ludzie i o tym, że dorastał niedaleko takich zakładów w Delaware, wśród ludzi narażonych na zachorowanie na raka, czyli gra na emocjach. Powiedział też, że będzie chciał zlikwidować subsydiowanie przemysłu naftowego. Stwierdził, że zamierza ponownie przyjąć agendę Szczytu Paryskiego. [Czym pewnie zapewnił sobie przegraną w kilku stanach!]
Trump zarzucił mu, że działa na korzyść Chin.
[Totalna porażka Bidena]

Ostatnim pytaniem, a właściwie zadaniem, które prowadząca zadała kandydatom było zwrócenie się do tych obywateli, którzy ich nie popierają. Co mogliby powiedzieć, żeby przekonać do siebie zwolenników kontrkandydata?

Trump powiedział, że należy doprowadzić do tego, żeby USA wróciły do swej pozycji sprzed chińskiej pandemii, do bezdyskusyjnej pozycji nr 1 w gospodarce światowej. Odbudowują ją teraz i stworzyli 11,4 miliona miejsc pracy w krótkim czasie. Jeszcze przed kryzysem miał sygnały z obozu przeciwnego, że należy współpracować. Przez 3 lata osiągnął ze swoją administracją najniższe wskaźniki bezrobocia w historii. We wszystkich grupach etnicznych, społecznych i zawodowych.

Sukces jest tym co ludzi jednoczy! Kraj znów zaczyna dążyć do jego osiągnięcia, a on obniża podatki, podczas gdy Biden chce je wszystkim podnieść i wprowadzić nowe regulacje w każdej praktycznie dziedzinie, a to uniemożliwi rozwój. Biden doprowadzi do niespotykanej depresji gospodarczej, ludzie będą musieli zapomnieć o 401k nieopodatkowanego przychodu, które wprowadził Trump i nastaną dla kraju ciężkie czasy.

Biden powiedział, że jako amerykański prezydent będzie prezydentem wszystkich amerykanów, niezależnie od tego, czy na niego głosują, czy nie.
[Być może nawet ma takie intencje, ale to nie on byłby prezydentem, tylko Kamala Harris, która już wcześniej zapowiedziała, że w przypadku przegranej Trumpa „naród” zemści się na KAŻDYM go popierającym i jego zwolennicy nie zdołają się przed tą zemstą nigdzie ukryć].
Powiedział, że daje nadzieję. [według mnie raczej „beznadzieję”]Chce iść naprzód wybierając naukę ponad fikcję [cokolwiek by to miało znaczyć)] nadzieję ponad strach [według mnie dokładnie odwrotnie biorąc pod uwagę stosunek Demokratów do pandemii]. Pójdzie do przodu, ponieważ jest olbrzymia okazja do naprawy wszystkiego. Poprawi sytuację ekonomiczną zwalczając jednocześnie systemowy rasizm. Doprowadzi do tego, że gospodarka będzie się rozwijała dzięki czystej energii tworząc miliony miejsc pracy. Powtórzył to co mówił wcześniej, że na szali wyborów jest charakter kraju, jego rzetelność, honor, szacunek wobec każdego, czyli to, czego brakowało przez ostatnie cztery lata.
[Czysta retoryka, wygrana Trumpa]

Nie jestem bezstronnym obserwatorem, ponieważ całym sercem i umysłem wspieram Trumpa, ale chyba dla każdego, kto przyglądał się debacie, poza CNN i innymi mediami głównego ścieku, jest oczywiste, że Trump wygrał zdecydowanie.
Z jednej strony pewność siebie, zdecydowanie, konkret/operowanie liczbami i faktami, rzeczywiste osiągnięcia i realizacje obietnic przez Trumpa jako urzędującego Prezydenta, z drugiej nerwowość, pewna niezborność, brak konkretów, ewidentna fikcyjność projektów kandydata, który jako czynny polityk [kariera polityczna trwająca 47 lat, w tym 30 jako senator i 8 jako urzędujący wiceprezydent] nie może wykazać się żadnymi osiągnięciami.

Zobaczymy co pokaże przyszłość, ale Trump praktycznie od razu po debacie ruszył w trasę. W piątek dwa wiece wyborcze na Florydzie, w sobotę Karolina Płn., Wisconsin i Ohio.
Biden w piątek w Delaware, w sobotę w Pennsylwanii a Obama na Florydzie.
Robi się gorąco.

Adam Becker

Wszystkie korespondencje Adama Beckera znajdują się tutaj

W ciągu kilku dni chińscy lekarze uzyskali cztery serca dla 24-letniej Sun Lingling, która oczekiwała na przeszczep

Podczas śledztwa pod przykrywką lekarz wojskowy przyznał, że pozyskiwał wysokiej jakości narządy od młodych żyjących osób i nawet zaoferował śledczym obejrzenie źródła organów, jeśli tylko by chcieli.

Eva Fu

24-latka zachorowała w Japonii na rzadką chorobę autoimmunologiczną, która doprowadziła do nieodwracalnego uszkodzenia serca. W połowie czerwca opiekujący się nią zespół medyczny przewiózł ją lotem czarterowym do chińskiego szpitala Wuhan Union. W ciągu 10 dni znaleziono dla niej cztery pasujące serca. Po wyczerpującej siedmiogodzinnej operacji jej stan poprawił się do tego stopnia, że mogła samodzielnie jeść. (…)

Pierwsze pasujące serce dla Sun przybyło 16 czerwca z Wuhan, ale lekarze, oceniając tętnicę wieńcową, stwierdzili, że stan tego serca nie jest odpowiedni i zrezygnowali z niego. Trzy dni później, gdy znaleziono drugie serce w pobliskiej prowincji Hunan, Sun dostała wysokiej gorączki, która ponownie opóźniła operację. 25 czerwca otrzymała kolejne dwie oferty: jedną od kobiety z Wuhan, a drugą od mężczyzny z południa, z miasta Guangzhou (Kantonu – przyp. redakcji). Wybrano to drugie, ponieważ miało „lepsze funkcje” – podały chińskie media.

„Pytanie brzmi: jakie jest źródło tych czterech serc?” – powiedział dr Torsten Trey, dyrektor wykonawczy grupy Lekarze przeciwko Grabieży Organów, zajmującej się etyką medyczną. W Stanach Zjednoczonych pacjenci na ogół czekają ok. 6,9 miesiąca na otrzymanie serca, zgodnie z najnowszymi danymi rządowymi z 2018 roku. Trey zauważył, że przy tym tempie znalezienie czterech pasujących serc dla tej samej osoby – czyli że cztery osoby miałyby oddać swoje organy po śmierci na OIOM-ie lub na skutek śmiertelnego wypadku – mogłoby zająć około dwóch lat.

W 2020 roku ponad 156 mln dorosłych Amerykanów – czyli mniej więcej połowa populacji Stanów Zjednoczonych – wyraziło zgodę na dawstwo organów. Chiny, choć są najbardziej ludnym krajem na świecie, mają tylko ułamek populacji, która to zrobiła, ponieważ panują tam głęboko zakorzenione przekonania kulturowe o zachowaniu ciała po śmierci w stanie nienaruszonym. (…)

Gdy wirus pustoszył Chiny w pierwszej połowie tego roku, chiński przemysł przeszczepiania narządów działał normalnie, bez „wyraźnych opóźnień w oczekiwaniu na narządy”, jak wynika ze śledztwa przeprowadzonego przez amerykańską organizację non profit WOIPFG – Światową Organizację ds. Badania Prześladowań Falun Gong. Jedna z pielęgniarek w regionie Guangxi powiedziała śledczym, że pomimo obaw przed infekcją „wykonają operację, gdy tylko nadarzy się okazja”, tylko tyle, że „nie będą szaleć, jak w czasach przedpandemicznych”. Od końca lutego Chiny wykonały co najmniej sześć przeszczepów obu płuc u pacjentów z COVID-19, z których co najmniej dwa miały miejsce w Wuhan, gdzie po raz pierwszy pojawiła się trwająca pandemia wirusa i które jest istotnym miejscem dla chińskiego przemysłu transplantacyjnego. (…)

Podczas śledztwa niedawno przeprowadzonego pod przykrywką przez WOIPFG, lekarz wojskowy przyznał, że pozyskiwał „wysokiej jakości” narządy od młodych żyjących osób i nawet zaoferował śledczym możliwość obejrzenia źródła organów, jeśli tylko by chcieli. „O ile tylko masz odwagę” – powiedział Li Guowei, chirurg transplantacyjny z IV Wojskowego Uniwersytetu Medycznego w prowincji Shaanxi, podczas rozmowy telefonicznej prowadzonej [przez śledczych] pod przykrywką w styczniu.

„Mogę cię tam zaprowadzić, abyś mógł rzucić okiem […] zobaczysz, że ta osoba ma dwadzieścia kilka lat”. Następnie śledczy z WOIPFG zapytał w oddzielnym wywiadzie: „Wykorzystujesz organy od [praktykujących] Falun Gong, ale nie możesz tego otwarcie powiedzieć, a czy możesz tylko powiedzieć, czy są one dobrej jakości i wolne od chorób?”. „Tak, tak należy to ująć” – odpowiedział Li.

Oryginalna, angielska wersja tekstu została opublikowana w „The Epoch Times” 11.08 br. Tłum.: polska redakcja „The Epoch Times”.

Cały artykuł Evy Fu pt. „4 serca w 10 dni” znajduje się na s. 4 i 5 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Evy Fu pt. „4 serca w 10 dni” na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Hitler i Stalin zrobili swoje. Przyczyny zbrodni katyńskiej – cz. 7, ostatnia/ Wojciech Pokora, „Kurier WNET” nr 76/2020

Podczas formowania armii brakowało jeńców z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska. Tajemnica po części się wyjaśniła, gdy 13 kwietnia 1934 r. Niemcy ogłosili odkrycie masowych grobów polskich oficerów.

Przyczyny zbrodni katyńskiej (VII – ostatni)

Hitler i Stalin zrobili swoje

Wojciech Pokora

„Niepodobna przypuścić, by państwo tej potęgi i o takich tradycjach jak Rosja zniosło w łonie własnego imperium uprzywilejowaną grupę narodową, niejednorodną z Rosją. Historia wykazuje, że tego rodzaju kombinacje, choćby chronione najbardziej uroczystymi umowami i oświadczeniami, nie mogą być trwałe. W tym szczególnym wypadku koniec musiałby być tragiczny. O wchłonięciu polskości przez Rosję niepodobna myśleć. Ostatnich sto lat historii europejskiej dowiodło tego niezbicie. Pozostaje wytracenie do szczętu, drogą krwi i żelaza; i oto ostatni akt polskiego dramatu rozegrałby się wówczas przed oczyma Europy, zbyt zmęczonej aby mu zapobiec – przy poklasku Niemiec.

Niesłusznym byłoby również twierdzenie, że zniknięcie Polski przyda sił słowiańskiej ekspansji. Sił by to nie przydało, natomiast zniknęłaby w ten sposób skuteczna zapora przeciw niespodziankom, jakie przyszłość może nieść w swym zanadrzu dla mocarstw Zachodu”.

Słowa te, niestety niezwykle prorocze, napisał w 1916 r. Józef Conrad Korzeniowski w Uwagach o sprawie polskiej. Korzeniowski naturalnie pisał je w zupełnie innych warunkach, Rosja nie była jeszcze sowiecka, Niemcy były cesarstwem, a Polska dopiero miała się odrodzić. W poprzednich artykułach cyklu starałem się szczegółowo opisać wydarzenia i koncepcje polityczne, które wdrażane były przez II Rzeczpospolitą w polityce wschodniej od momentu, gdy wywalczyła swoją niepodległość, do dnia jej ponownego upadku, czyli tytułowego Katynia, będącego symbolem końca pewnej epoki. To właśnie w cieniu Katynia snułem rozważania, mające pomóc zrozumieć, dlaczego po 20 latach wolności Polska znów znalazła się pod rozbiorami sąsiadujących z nią krajów.

Kulisy zbrodni

Polska odrodziła się w nowym ładzie europejskim. Po zakończeniu I wojny światowej mapa polityczna Europy nie wyglądała tak samo, jak przed jej rozpoczęciem. Rozpadły się wielkie mocarstwa, kierujące dotychczas światową polityką, w ich miejsce pojawiły się nowe, z których część od początku aspirowała do roli nowych hegemonów, a inne próbowały znaleźć swoje miejsce w odrodzonym świecie. Były także narody, które liczyły na swoją państwowość w wyniku tych zawirowań, a które się jej nie doczekały. Polska, ze względu na swoje położenie, od początku swojej niepodległości musiała mierzyć się z konsekwencjami tych wszystkich wydarzeń.

Od chwili odzyskania państwowości towarzyszył jej na wschodzie rak, który wyrósł na chorym już ciele carskiej Rosji, a który, jak się szybko okazało, był nowotworem złośliwym, chcącym atakować wszystkie przylegające do zakażenia tkanki. Dlatego w 1920 r. należało przeprowadzić operację, która by rozwój tej choroby powstrzymała. Każdy chirurg wie, że takie chore tkanki wycina się z marginesem. My ten margines zostawiliśmy i przez kolejne lata zmagaliśmy się z odradzającą się chorobą. Tą chorobą jest komunizm.

Równocześnie przyszło nam zmierzyć się z jeszcze innym wyzwaniem. W okresie budzenia się nowych narodów nie każdy miał to szczęście, żeby wywalczyć swoją niezależną państwowość. Jednym z nich, wspieranym przez Józefa Piłsudskiego, był naród ukraiński. W poprzednich artykułach dosyć szeroko opisane były kulisy wspólnej walki o zachowanie dopiero co narodzonej państwowości polskiej i o powołanie do życia Ukraińskiej Republiki Ludowej. Niestety zadanie wykonane zostało połowicznie. Polska zwyciężyła prących na zachód bolszewików, jednak nie było międzynarodowej woli do tego, by wygospodarować dla Ukrainy przestrzeń na własne, niepodległe państwo. Zadowolono się powołaniem parapaństwa w postaci Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, która także odegrała pewną rolę w krótkim okresie międzywojennej niezależności Polski.

Rozważania zakończyliśmy w przededniu wybuchu II wojny światowej. Za naszą wschodnią granicą trwała kolektywizacja rolnictwa, Wielki Głód i Wielki Terror zdążyły już pochłonąć miliony ofiar, także narodowości polskiej. Tymczasem w Polsce zdaje się, że sytuacja ta była niezauważona. Są tego różne przyczyny. Jedną z nich był sparaliżowany polski wywiad, który na kierunku wschodnim całkowicie nie spełniał już swojej roli. Drugą była agresywna sowiecka propaganda. Komunizujący chłopi na zachodzie Ukrainy i Białorusi nie wiedzieli w większości, co działo się tuż za granicą. Żyli mitami, które przyniosły plon obfity w pierwszych godzinach wojny. Dla nich komunizm miał obliczę anarchii lat 1917–1921, co wyrażały hasła, by przeganiać polskich panów i przejmować ich ziemię na własność. Komunizm wyobrażano sobie jako wyzwolenie. W takim przekonaniu utwierdzała ich wszechobecna bolszewicka propaganda.

W chwili, gdy na sowieckiej Ukrainie trwała kolektywizacja i odbierano chłopom ziemię, wprowadzając „nowoczesną” pańszczyznę, w Polsce komuniści agitowali za tym, by rozdawać chłopom ziemię bez odszkodowania dla właścicieli. Gdy mordowano komunistów za tzw. odchylenie nacjonalistyczne, na terenach II RP wmawiano członkom partii, że projekt zwany ZSRR jest projektem federacyjnym, w którym każdy zrzeszony naród ma równe prawa.

Ocieplenie na linii Moskwa – Warszawa

Do elementów wpływających na bagatelizowanie sytuacji międzynarodowej należały zawierane przez Polskę sojusze i umowy międzynarodowe. Jednym z nich był pakt o nieagresji, podpisany w 1932 r. między Polską a ZSRR, potwierdzany następnie w roku 1938 i w czerwcu 1939 r. (przez nowo mianowanego ambasadora ZSRR w Polsce Nikołaja Szaronowa). Ten pakt dawał Polsce pozory bezpieczeństwa, a o podtrzymywanie tych pozorów dbał doskonale Józef Stalin. Dochodziło do okresowych ociepleń wzajemnych relacji, które przekładały się na konkretne działania, takie jak np. poparcie polskiego stanowiska w sprawie „Korytarza Pomorskiego” czy wystąpienie Polski i Związku Sowieckiego przeciwko tzw. paktowi czterech, który został potępiony jako próba powrotu do XIX-wiecznej koncepcji koncertu mocarstw. Dochodziło także do ochładzania relacji, szczególnie w okresie, gdy Stalin miał pewność, że ze strony Polski nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Dlatego dało się ten chłód odczuć w latach 1936–38, m.in. przy kryzysie polsko-litewskimi czy podczas zajęcia przez Polskę Zaolzia.

Polityka Związku Sowieckiego była w latach 30. polityką aktywnego wyczekiwania. Stalin do końca ważył, który sojusz i kierunek działań będzie dla niego politycznie najwłaściwszy. Gdy dzisiaj rozważane są, szczególnie w publicystyce, przyczyny upadku II RP, niektórzy wskazują na niewywiązanie się naszych sojuszników ze zobowiązań. Zazwyczaj przy tej okazji wskazuje się na Francję i Wielką Brytanię, które miały zareagować w chwili napaści na Polskę.

Bardzo rzadko wspomina się, że ZSRR też był naszym sojusznikiem, który nie tylko nie wywiązał się ze zobowiązań, ale z premedytacją je złamał. A zrobił to w chwili, gdy podpisano tajny protokół do paktu Ribbentrop-Mołotow, podpisanego 23 sierpnia 1939 r. w Moskwie. W tym protokole zawarty został zapis o czwartym rozbiorze Polski. I podpisał go nasz formalny sojusznik.

Zanim jednak do tego doszło, Stalin obserwował dokładnie sytuację w Europie i to działania krajów Zachodu pchnęły go w objęcia Hitlera. Paradoksalnie obaj byli sobie potrzebni do realizacji swoich zbrodniczych koncepcji i nie można dziś oddzielać jednego od drugiego, szukając powodów wybuchu II wojny światowej. Naturalnie takie stawianie sprawy nie podoba się współczesnym władzom Rosji, które starają się bagatelizować odpowiedzialność Stalina za II wojnę, eksponując w swojej polityce historycznej jedynie moment tzw. wyzwolenia narodów z faszyzmu. Jednak przyglądając się wydarzeniom z miesięcy poprzedzających agresję Niemiec i ZSRR na Polskę, łatwo zauważyć, że w pojedynkę żaden z tych krajów nie odważyłby się rozpętać światowego konfliktu. Jaka była sekwencja zdarzeń?

Stalin zdecydował o wojnie

Zanim doszło do podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, który przypieczętował los Polski, w marcu 1936 r. Niemcy zajęły Nadrenię. Był to moment, gdy Stalin zdecydował o kierunku swojej polityki, dążąc do zacieśnienia współpracy z Hitlerem. Jednak nic nie było jeszcze przesądzone. Stalin wyraźnie potępiał przecież politykę appeasementu wobec Hitlera, nie godząc się na ustępstwa wobec niego. Szybko jednak wyczuł słabość zachodnich mocarstw, w czym utwierdził go układ w Monachium, który naturalnie potępił. Jednak widział, że kraje Zachodu nigdy nie wystąpią w obronie interesów innych państw, a już na pewno w takim układzie sił w Europie nie będą się liczyć z opinią Związku Sowieckiego. A Stalin jednak przywykł, że z jego opinią liczyć się raczej należy. Wiedział też, co należy zrobić, by liczono się z nim w świecie, tak jak liczono się w ZSRR. Mechanizm terroru znał doskonale. I wdrożył go w plan w wymiarze międzynarodowym. Na początek zaczął sondować, na ile politykę appeasementu da się rozciągnąć z Hitlera także na niego. W październiku 1938 r. zastępca I Komisarza ZSRR Wiaczesława Mołotowa, Władimir Potiomkin, w rozmowie z ambasadorem Francji, Robertem Coulondre’em stwierdził, że nie widzi dla ZSRR innego wyjścia, aniżeli czwarty rozbiór Polski. Bez reakcji. Równocześnie potwierdzono pakt o nieagresji z Polską (listopad 1938 r.) i zaczęto rozszerzać kontakty gospodarcze. Jednak los Polski był przypieczętowany

Zachód nie kwapił się, by wystąpić z inicjatywą zagospodarowania Stalina i odciągnięcia go od zbliżenia z Hitlerem. Stalin to widział i zadecydował: idziemy z Niemcami.

W sierpniu 1939 r., podczas posiedzenia Politbiura KC WKP(b), wygłosił przemówienie, w którym przesądził o dalszym losie Europy. Mówił o wojnie, której wybuch zależał już tylko od niego:

Sprawa wojny czy pokoju weszła w stadium krytyczne. Jej rozwiązanie zależy wyłącznie od nas. Jeśli zawrzemy traktat z Anglią i Francją, Niemcy będą zmuszone odstąpić od planów agresji i ustąpić wobec stanowiska Polski. Będą też szukać ułożenia stosunków z mocarstwami zachodnimi. W ten sposób będziemy mogli uniknąć wybuchu wojny, lecz dalszy rozwój wydarzeń poszedłby wówczas w niewygodnym dla nas kierunku. Natomiast jeśli przyjmiemy niemiecką propozycję zawarcia z nimi paktu o nieagresji, to umożliwi Niemcom atak na Polskę i tym samym interwencja Anglii i Francji stanie się faktem dokonanym. Gdy to nastąpi, będziemy mieli szansę pozostania na uboczu wojny. Będziemy mogli z pożytkiem dla nas czekać na odpowiedni dla nas moment dołączenia do konfliktu lub osiągnięcia celu w inny sposób. Wybór jest więc dla nas jasny: powinniśmy przyjąć propozycję niemiecką, a misję wojskową francuską i angielską odesłać grzecznie do domu.

Czy w obliczu tej wypowiedzi można uznać, że Związek Sowiecki 17 września 1939 r. przekroczył granice II Rzeczypospolitej w celu ochrony ludności narodowości ukraińskiej i białoruskiej? Czy można wierzyć współczesnej propagandzie Putina, że Związek Radziecki nigdy nie był w sojuszu z Hitlerem, a naród radziecki zawsze walczył z faszyzmem? Można, ale jest się wówczas takim samym kłamcą, jak Władimir Putin.

W nocy z 16 na 17 września plan Józefa Stalina wszedł w życie. Wspominany już Władimir Potiomkin o godz. 3.00 przekazał ambasadorowi Polski w Moskwie, Wacławowi Grzybowskiemu, notę dyplomatyczną o treści:

Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni operacji wojennych Polska utraciła wszystkie swoje regiony przemysłowe i ośrodki kulturalne. Warszawa przestała istnieć jako stolica Polski. Rząd polski rozpadł się i nie przejawia żadnych oznak życia. Oznacza to, iż państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Wskutek tego traktaty zawarte między ZSRR a Polską utraciły swą moc. Pozostawiona sobie samej i pozbawiona kierownictwa, Polska stała się wygodnym polem działania dla wszelkich poczynań i prób zaskoczenia, mogących zagrozić ZSRR. Dlatego też rząd sowiecki, który zachowywał dotąd neutralność, nie może pozostać dłużej neutralnym w obliczu tych faktów.

Rząd sowiecki nie może również pozostać obojętnym w chwili, gdy bracia tej samej krwi, Ukraińcy i Białorusini, zamieszkujący na terytorium Polski i pozostawieni swemu losowi, znajdują się bez żadnej obrony.

Biorąc pod uwagę tę sytuację, rząd sowiecki wydał rozkazy naczelnemu dowództwu Armii Czerwonej, aby jej oddziały przekroczyły granicę i wzięły pod obronę życie i mienie ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi.

Rząd sowiecki zamierza jednocześnie podjąć wszelkie wysiłki, aby uwolnić lud polski od nieszczęsnej wojny, w którą wpędzili go nierozsądni przywódcy, i dać mu możliwość egzystencji w warunkach pokojowych.

Podpisano: komisarz ludowy spraw zagranicznych WIACZESŁAW MOŁOTOW.

Ambasador Grzybowski odpowiedział, że żaden z argumentów użytych dla usprawiedliwienia uczynienia z układów polsko-sowieckich świstków papieru nie wytrzymuje krytyki:

„Według moich wiadomości głowa państwa i rząd przebywają na terytorium polskim (…). Suwerenność państwa istnieje, dopóki żołnierze armii regularnej biją się (…). To, co nota mówi o sytuacji mniejszości, jest nonsensem. Wszystkie mniejszości (…) dowodzą czynami swej całkowitej solidarności z Polską w walce z germanizmem. W czasie pierwszej wojny światowej terytoria Serbii i Belgii były okupowane, ale nikomu nie przyszło na myśl uważać z tego powodu zobowiązań wobec nich za nieważne. Napoleon wszedł do Moskwy, ale dopóki istniały armie Kutuzowa, uważano, że Rosja również istnieje (…)”.

Potiomkin szybko odegrał się na Grzybowskim. Rankiem 17 września oświadczył mu, że w związku z tym, że nie istnieje już rząd polski, nie istnieją także polscy dyplomaci. I okradł go, i majątek skarbu państwa, uzasadniając to tym, że nie przysługuje mu już tytuł dyplomaty, a co za tym idzie, majątek ambasad i konsulatów staje się własnością ZSRR. Cudem udało się przy tym ocalić życie dyplomatów. Pomógł w tym, paradoksalnie, ambasador III Rzeszy– hrabia von der Schulenburg, który był dziekanem korpusu dyplomatycznego i wystarał się o zgodę na wyjazd do Finlandii polskich dyplomatów. Udało się uciec wszystkim, poza polskim konsulem w Kijowie, Jerzym Matusińskim, którego tuż przed planowanym wyjazdem do Moskwy wezwano do placówki sowieckiego MSZ, skąd nigdy nie wrócił.

Nóż w plecy

W związku z agresją Związku Sowieckiego na Polskę, rząd podjął decyzję o opuszczeniu kraju. Dopiero wówczas. Do 17 września wojna z Niemcami nie była jeszcze przegrana, stała się taka, gdy Polska otrzymała cios w plecy. Obrazem podniesionym już do rangi symbolu jest wspólne odebranie defilady oddziałów niemieckich i sowieckich w Brześciu nad Bugiem przez generała Heinza Guderiana i generała Siemiona Kriwoszeina. Sojusznicy spotkali się i podali sobie dłonie, po czym podzielili się łupem. A dla Sowietów łupem stało się nie tylko mienie, ale i ludzie. 28 września w Moskwie podpisano II pakt Ribbentrop-Mołotow, który uregulował strefy podziału Polski. W wyniku podpisania traktatu część województwa warszawskiego i województwo lubelskie przechodziły w ręce niemieckie, za co Związek Radziecki miał otrzymać Litwę, znajdującą się w strefie wpływów Niemiec.

Stwierdzono także, że: „Obie strony nie będą tolerować na swych terytoriach jakiejkolwiek polskiej propagandy, która dotyczy terytoriów drugiej strony. Będą one tłumić na swych terytoriach wszelkie zaczątki takiej propagandy i informować się wzajemnie w odniesieniu do odpowiednich środków w tym celu”.

Sporna jest do dzisiaj liczba jeńców, którzy dostali się do sowieckiej niewoli. Przyjmuje się, że mogło to być ok 250 tys. żołnierzy, z czego dużą część zwolniono. Jednak do obozów kierowanych przez NKWD trafiło ponad 100 tys. Jeńców podzielono na równe kategorie, w zależności od pochodzenia i miejsca zamieszkania. Oddzielono od nich także oficerów. Część żołnierzy skierowano do budowy dróg, np. drogi Nowogród Wołyński-Lwów, czy umocnień Linii Mołotowa. Dużą część skierowano do prac przymusowych we wschodnich obwodach, np. w kopalniach żelaza i wapienia. Byłych mieszkańców Kresów Wschodnich zwolniono (jeśli nie byli oficerami), uznając, że jako ludność miejscowa należą do mniejszości narodowych, które szybko zagospodaruje system sowiecki. Jeńców pochodzących z terenów zajętych przez III Rzeszę przekazano Niemcom.

Oficerów rozmieszczono w obozach: w Kozielsku – 4594 osoby, w tym czterej generałowie: Bronisław Bohatyrewicz, Henryk Minkiewicz, Mieczysław Smorawiński oraz Jerzy Wołkowicki; w Starobielsku – 3894 osoby, w tym ośmiu generałów: Leon Billewicz, Stanisław Haller, Czesław Jarnuszkiewicz, Aleksander Kowalewski, Kazimierz Orlik-Łukoski, Konstanty Plisowski, Leonard Skierski i Franciszek Sikorski; w Ostaszkowie – 6364 osoby. Jeńców traktowano poprawnie, zgodnie z konwencją genewską. Nie musieli przymusowo pracować, mogli korespondować z rodzinami, posiadali przedmioty osobiste, karmiono ich. Prowadzono przy tym działalność propagandowo-werbunkową, starając się oszacować ich przydatność do ewentualnej walki z Niemcami lub do pracy wywiadowczej. Przesłuchania odbywały się przy herbacie, w przyjaznej atmosferze.

Enkawudziści każdemu zakładali osobne teczki osobowe i szczegółowo określali ich profile. Po czym w marcu 1940 r. przedstawiono listy tych, których nie należy likwidować. W sumie ocalono w ten sposób 395 osób, z czego 47 ze wskazania NKWD, 47 ze wskazania ambasady niemieckiej, 19 ze wskazania ambasady litewskiej, 24 jako Niemców, 91 ze wskazania przez Mierkułowa oraz 167 pozostałych, w tym obozowych współpracowników. Reszta jeńców określona została jako element niebezpieczny i nakazano ich zlikwidować.

5 marca 1940 r. Stalin podpisał dekret zlecający NKWD rozstrzelanie 26 tys. polskich obywateli zgromadzonych w trzech obozach. Egzekucje ruszyły na przełomie marca i kwietnia. Wyroki wykonywano dwojako. W Katyniu odbywało się to po wywiezieniu więźniów z obozów pociągami, następnie ciężarówkami do lasu. Więźniom krępowano ręce za plecami, zmuszano do klęknięcia i każdemu strzelono w potylicę z niemieckich waltherów PP kal. 7,65 mm. Rozstrzelanych zrzucano do dołów, twarzą do ziemi, układając ich warstwami. Tych, którzy dawali oznaki życia, przebijano bagnetami. W Kalininie i Charkowie mordowano w pomieszczeniach zamkniętych, także strzałem w potylicę. Następnie wywożono zwłoki w inne miejsca i chowano w masowych grobach.

Nie wszyscy oficerowie, którzy przeżyli obozy, byli zdrajcami, jak ppłk Berling. Jednak większość typowanych do współpracy opuściła Sowiety z generałem Andersem, na mocy układu Sikorski-Majski i ogłoszonej w sierpniu 1941 r. amnestii. Podczas formowania armii zwrócono natychmiast uwagę na jeden fakt. Wśród grupujących się żołnierzy brakowało jeńców z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska. Tajemnica po części się wyjaśniła, gdy 13 kwietnia 1934 r. Niemcy ogłosili odkrycie masowych grobów polskich oficerów. Na pełną prawdę o Katyniu trzeba było jednak poczekać kilkadziesiąt lat.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Hitler i Stalin zrobili swoje. Przyczyny zbrodni katyńskiej” cz. VII znajduje się na s. 4 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Hitler i Stalin zrobili swoje. Przyczyny zbrodni katyńskiej” cz. VII na s. 4 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Wróblewski: Orzeczenie TK ws. aborcji eugenicznej to ważny sygnał dla obrońców życia w Polsce i na całym świecie

Poseł PiS dr Bartłomiej Wróblewski o wczorajszym wyroku Trybunału Konstytucyjnego, konieczności wspierania rodzin z chorymi dziećmi i próbach wywołania przez lewicę wojny kobiet z mężczyznami.

Dr Bartłomiej Wróblewski komentuje wczorajszy wyrok Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którym przepis dopuszczający tzw. aborcję eugeniczną jest niezgodny z konstytucją.

W momencie ogłoszenia wyroku zapis ten zostaje wykreślony z systemu prawnego. Ustawodawca nie musi podejmować żadnych działań.

Parlamentarzysta mówi o potrzebie wdrożenia „działań pozytywnych”, poprawiających sytuację rodzin.

Potrzeba dodatkowych programów dla kobiet w najtrudniejszych ciążach  oraz lepszej pomocy dla osób niepełnosprawnych, tak jak wczoraj zasugerował Trybunał.

Jak wskazuje gość „Popołudnia WNET”, ponad 90% tzw. legalnych aborcji w Polsce w roku wykonano właśnie na podstawie przesłanki eugenicznej, występowało podejrzenie że te dzieci mogą urodzić się chore:

Nie można różnicować życia w zależności od jego jakości i długości. […] Im większa niepełnosprawność, tym bardziej państwo powinno pomagać.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego podkreśla, że przerwanie ciąży nie może być karane w przypadku zagrożenia życia kobiety:

Nie możemy od nikogo żądać heroizmu.

Dr Wróblewski nie wierzy, by wczorajszy wyrok Trybunału Konstytucyjnego spowodował w najbliższych latach spadek liczby rodzących się dzieci. Polityk oskarża lewicę o próbę wywołania wojny między kobietami a mężczyznami.

Konflikt damsko-męski to konstrukt lewicy, dający jej poczucie bycia potrzebną. My chcemy budować współpracę, szukać tego co łączy.

Poseł PiS uwypukla konieczność traktowania osób niepełnosprawnych jako równorzędnych członków społeczeństwa.

Zwłaszcza media powinny pokazywać, jak świat wygląda; pokazywać, że osoby niepełnosprawne w większości oczekują od nas normalnego traktowania.

Jak podsumowuje dr Wróblewski:

Orzeczenie TK jest ważnym sygnałem dla wielu zwolenników ochrony życia na całym świecie; pokazało, że nie należy tracić nadzieję i prowadzić aktywne działania na rzecz tej idei.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Od kiedy pamiętam, chciałam być piosenkarką. Moje zainteresowania nie zmieniały się tak jak innym dzieciom

Piszę swoje piosenki sama, bo nikt tak jak ja nie odda tego, co w danym momencie czuję, a chciałabym być jak najbardziej szczera wobec moich słuchaczy. Jednak nie jestem samowystarczalna.

Sławek Orwat, Kasia Marona

Piszesz w swojej biografii, że muzyka i śpiew towarzyszą Ci od najmłodszych lat i są Twoją największą pasją. Kto zaraził Cię muzyką i od kiedy wiedziałaś, że scena jest Twoim przeznaczeniem?

Fot. B. Czerniakowska

Odkąd pamiętam, chciałam śpiewać. Nie było ze mną tak jak z innymi dziećmi, że zmieniały mi się zainteresowania i raz chciałam być piosenkarką, a za chwilę marzyłam o tym, by zostać stewardesą, kucharką czy pielęgniarką. W moim rodzinnym domu od zawsze było dużo dobrej muzyki, bo mój tata jest jej wielkim pasjonatem. Słuchało się Franka Sinatry, Czesława Niemena, The Rolling Stones, The Beatles czy Queen. To były moje pierwsze muzyczne inspiracje. Pamiętam, że próbowałam śpiewać razem z tymi zespołami i wokalistami jako mała dziewczynka do dezodorantu, a później otrzymałam w prezencie mój wymarzony mikrofon. (…)

Do znakomitego pianisty i basisty Henryka Pelli trafiłaś w wieku 13 lat. Czy był to ten przełomowy etap, który dał Ci poczucie pełnej gotowości, aby zawalczyć o swoje miejsce w wyścigu do sławy i spełnić swoje dziewczęce marzenia?

Kiedy rozpoczynałam pracę nad głosem, nie zdawałam sobie sprawy, ile pracy, serca i czasu trzeba włożyć w piosenkę, aby zabrzmiała naprawdę dobrze. Z Heniem trenowałam głos w lokalnym Centrum Kultury przez wiele godzin, kilka razy w tygodniu. Praca z tym człowiekiem była niezwykle inspirująca, ponieważ rady, które mi dawał, i ćwiczenia, które mi aplikował, okazywały się niezwykle skuteczne. Z niecierpliwością czekałam na każde zajęcia z nim i byłam zawiedziona, jeśli zajęcia z jakichś powodów się nie odbyły. Ten etap, kiedy ćwiczyliśmy i jeździliśmy na różne festiwale piosenki, był pewnym przełomem w moim życiu, ponieważ jako osoba z małej miejscowości miałam możliwość stanąć na wielkich scenach, często przed kilkutysięczną publicznością, poznać wielu wspaniałych muzyków i wokalistów. Moje występy podobały się ludziom, dostawałam wiele pochlebnych opinii na ich temat i to dodawało mi skrzydeł i było spełnieniem moich marzeń. (…)

Twój charakterystyczny, mocny głos został zauważony i zapamiętany także przez widzów popularnego programu „Mam talent”, gdzie szturmem zdobyłaś ćwierćfinał brawurową interpretacją piosenki Chain of fools z repertuaru Arethy Franklin, oczarowując zarówno jurorów, jak i publiczność. Wzięłaś także udział w programie „Śpiewajmy razem”. Czy pokazanie się w przeróżnych TV-talent shows to dziś faktycznie jedynie słuszna droga do zdobycia popularności, a właściwie rozpoznawalności na ogromną skalę?

Nie uważam, żeby start w programach typu talent show był jedyną słuszną drogą. Jest przecież wielu wokalistów, którzy nie uczestniczyli w takich programach, a są znani i odnoszą sukcesy. Jest to więc tylko jedna z opcji. Po wielu świetnych wokalistach nagle słuch ginie po zakończeniu programu, więc sam udział w tego typu formatach nie jest gwarantem sukcesu. Historia pokazuje jednak, że można zostać zauważonym, zaprezentować swoje umiejętności i dotrzeć do szerszego grona odbiorców.

Sama komponujesz i piszesz teksty swoich piosenek, co w muzyce pop, którą reprezentujesz, nie jest częstym zjawiskiem. Jaka jest u Ciebie kolejność zdarzeń w powstawaniu piosenki i czy zawsze już będziesz artystką samowystarczalną?

Nie mam jednego wzorca, na którym się opieram przy pisaniu piosenek. Czasem pierwsza jest melodia, czasem tekst. Melodie często nagrywam na telefon, bo przychodzą mi do głowy zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie, natomiast fragmenty tekstów zapisuję na biletach, kartkach, w kalendarzu, w telefonie – gdzie popadnie – byleby nie uciekły. Piszę swoje piosenki sama, bo nikt tak jak ja nie odda tego, co w danym momencie czuję, jakie emocje mi towarzyszą, a chciałabym być jak najbardziej szczera wobec moich słuchaczy. Nie mogę jednak powiedzieć o sobie, że jestem samowystarczalna, bo wraz ze mną nad piosenkami pracują producenci, którzy są dla mnie dużym wsparciem – oni zajmują się aranżowaniem moich utworów. Chętnie słucham ich porad i uwag, ale jestem też dość bezpośrednią osobą i jeśli jakieś pomysły nie podobają mi się, otwarcie to mówię. (…)

Jaka będzie Twoja pierwsza płyta długogrająca, kiedy się ukaże i jakie są Twoje marzenia i oczekiwania związane z tym wydawnictwem?

Moja płyta będzie utrzymana w popowych klimatach. Oprócz Kasi znanej z romantycznych ballad, w kolejnych piosenkach będzie można posłuchać mojej bardziej zadziornej wersji. Na płycie znajdą się też kawałki elektroniczne i nowocześniej brzmiące. Bardzo chciałabym, aby ta płyta trafiła do jak najszerszego grona odbiorców, żeby zapadła ludziom w pamięć i w serca. Mam nadzieję, że ukaże się jak najszybciej, bo jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…

Cały wywiad Sławka Orwata z Kasią Maroną pt. „Jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…” znajduje się na s. 19 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Sławka Orwata z Kasią Maroną pt. „Jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…” na s. 15 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Gadowski o izolacji społecznej: Nadchodzi epidemia samobójstw. Ludziom brak wiary, nadziei i miłości

Witold Gadowski o negatywnych konsekwencjach społecznej kwarantanny, końcu epoki demokracji i sprawie sądowej z koncernem Axel Springer.

Witold Gadowski przypomniał, że wielu dziennikarzy kwestionowało jego opinię na temat pandemii koronawirusa, a obecnie głoszą takie same poglądy:

Tak to jest, że są dziennikarze i podróbki dziennikarzy.

Publicysta  opowiedział 0 różnych aspektach trwającej zarazy. Ocenia, że teza o ingerencji ludzkiej w koronwirusa jest naukowo potwierdzona:

Ci, którzy mówili o targu w Wuhan i nietoperzu na pewno nie byli blisko prawdy.

Witold Gadowski ocenił, że ludzie zamiast wiary, nadziei i miłości, obecnie wypełnieni są niewiarą, beznadzieją i egozimem

Coraz więcej ludzi ma depresję, nadejdzie epidemia samobójstw.

Redaktor  Gadowski obwieścił koniec „epoki demokracji” i początek epoki reglamentacji. Poruszony został również temat szczepionek. Gość „Studia Dublin” opowiedział o sprawie tajemniczej choroby wśród osób testujących szczepionkę przygotowywaną przez firmę Johnson & Johnson. Zamówienie szczepionki przez całą UE zapowiedziała Ursula von der Leyen. Akcję masowych szczepień poparł szef polskiego rządu Mateusz Morawiecki:

Panie premierze – proszę dać przykład i zaszczepić się na początku – wezwał Witold Gadowski. Szkoda, że dziennikarze mainstreamowi są tchórzami i nie powiedzą premierowi, że przygotowanie dobrej szczepionki trwa 7 lat.

Witold Gadowski odniósł się również do kwestii noszenia maseczek. Stwierdził, że mają one niewielki wpływ na ograniczenie transmisji wirusa.

Jeżeli mamy nosić te maseczki, to tylko żeby nie robić przykrości innym ludziom i zachować ład społeczny

Trwa proces Witolda Gadowskiego, wytoczony przez koncern Axel Springer, Ogłoszenie wyroku zostało opóźnione przez chorobę sędziego.

Jestem wdzięczny za wsparcie czytelników i fanów. Niestety w środowisku dziennikarskim pomogło mi jedynie Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Sam nigdy nie występowałem w tej sprawie na forum SDP.

Na przełomie lutego i marca w Irlandii odbędą się projekcje filmu Witolda Gadowskiego „Święci z doliny Niniwy”. Publicysta wytyka organizatorom festiwalu „Niepokorni Wyklęci Niezłomni” i telewizji publicznej brak wsparcia w promocji produkcji.

Reakcja publiczności pokazała, że ten film broni się sam. Wiele osób mówi, że był dużym wydarzeniem w ich życiu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Tutaj wersja dźwiękowa:

A.W.K.

Adam Becker: Ilość ludzi z czarnej społeczności, którzy deklarują głosowanie na Donalda Trumpa jest naprawdę imponująca

Adam Becker o debacie prezydenckiej w USA, o tym, czemu Donald Trump jest przeciwny zamykaniu kraju z powodu Covid-19 i dlaczego nawet część zwolenników Demokratów nie chce głosować na Joe Bidena.

Trump jest przeciwnikiem restrykcji, ograniczeń, shut-downów. On ewidentnie pokazuje, że zamykanie nie jest rozwiązaniem problemu, wręcz przeciwnie.

Adam Becker powraca do tematu debaty prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych, wskazując, że prezydent Stanów Zjednoczonych jest przeciwko zamykaniu kraju. Donald Trump sądzi, iż koszty społeczne lockdownu są większe niż jego ewentualne zalety. Komentator życia politycznego w USA wskazuje, że prezydent przeszedł terapię na wzmocnienie odporności.

Badania pokazały, że praktycznie wszystkie osoby, które zmarły z powodu Covid, miały w organizmie niedobór witaminy D-3.

Wskazuje, że część elektoratu Demokratów będzie się bać głosowania na Bidena z obawy, by nie zastąpiła go w czasie kadencji Kemala Harris, którą kandydat Demokratów wskazał na swoją zastępczynię. Podkreśla, że

Jest to jedna z najbardziej radykalnych, lewicowych polityków. Nie ma szans, by Biden był na urzędzie dłużej niż rok w przypadku wygranej.

Trump zarzucił kandydatowi Demokratów korupcję w związku z pracą jego syna, Huntera Bidena. W odpowiedzi na uwagę, że sam ma rachunek bankowy w Chinach, odpowiedział, że zamknął go w 2015 r., kiedy postanowił kandydować na prezydenta, dodając, że nadpłacił przy tym podatku. Becker odnosi się także do kwestii rasowych, wskazując, że

Ilość ludzi z czarnej społeczności, którzy deklarują głosowanie na Donalda Trumpa jest naprawdę imponująca.

Tłumaczy, że problemem tego środowiska jest jego uzależnienie od pomocy socjalnej, która w praktyce zniechęca jego przedstawicieli do pracy. Sytuacja ta nie podoba się części samych Afroamerykanów.

Oni jakoś tam na zasiłku przeżyją. Świadomi Afroamerykanie mówią- tak dalej być nie może.

Czarni pastorzy modlą się za zwycięstwo Donalda Trumpa- wskazuje gość Kuriera w samo południe. Tymczasem Bidenowi odmówiono ostatnio komunii świętej ze względu na jego postawę wobec aborcji.

Donald Trump to człowiek, w którym Amerykanie pokładają nadzieję na zmianę.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.