Od kiedy pamiętam, chciałam być piosenkarką. Moje zainteresowania nie zmieniały się tak jak innym dzieciom

Piszę swoje piosenki sama, bo nikt tak jak ja nie odda tego, co w danym momencie czuję, a chciałabym być jak najbardziej szczera wobec moich słuchaczy. Jednak nie jestem samowystarczalna.

Sławek Orwat, Kasia Marona

Piszesz w swojej biografii, że muzyka i śpiew towarzyszą Ci od najmłodszych lat i są Twoją największą pasją. Kto zaraził Cię muzyką i od kiedy wiedziałaś, że scena jest Twoim przeznaczeniem?

Fot. B. Czerniakowska

Odkąd pamiętam, chciałam śpiewać. Nie było ze mną tak jak z innymi dziećmi, że zmieniały mi się zainteresowania i raz chciałam być piosenkarką, a za chwilę marzyłam o tym, by zostać stewardesą, kucharką czy pielęgniarką. W moim rodzinnym domu od zawsze było dużo dobrej muzyki, bo mój tata jest jej wielkim pasjonatem. Słuchało się Franka Sinatry, Czesława Niemena, The Rolling Stones, The Beatles czy Queen. To były moje pierwsze muzyczne inspiracje. Pamiętam, że próbowałam śpiewać razem z tymi zespołami i wokalistami jako mała dziewczynka do dezodorantu, a później otrzymałam w prezencie mój wymarzony mikrofon. (…)

Do znakomitego pianisty i basisty Henryka Pelli trafiłaś w wieku 13 lat. Czy był to ten przełomowy etap, który dał Ci poczucie pełnej gotowości, aby zawalczyć o swoje miejsce w wyścigu do sławy i spełnić swoje dziewczęce marzenia?

Kiedy rozpoczynałam pracę nad głosem, nie zdawałam sobie sprawy, ile pracy, serca i czasu trzeba włożyć w piosenkę, aby zabrzmiała naprawdę dobrze. Z Heniem trenowałam głos w lokalnym Centrum Kultury przez wiele godzin, kilka razy w tygodniu. Praca z tym człowiekiem była niezwykle inspirująca, ponieważ rady, które mi dawał, i ćwiczenia, które mi aplikował, okazywały się niezwykle skuteczne. Z niecierpliwością czekałam na każde zajęcia z nim i byłam zawiedziona, jeśli zajęcia z jakichś powodów się nie odbyły. Ten etap, kiedy ćwiczyliśmy i jeździliśmy na różne festiwale piosenki, był pewnym przełomem w moim życiu, ponieważ jako osoba z małej miejscowości miałam możliwość stanąć na wielkich scenach, często przed kilkutysięczną publicznością, poznać wielu wspaniałych muzyków i wokalistów. Moje występy podobały się ludziom, dostawałam wiele pochlebnych opinii na ich temat i to dodawało mi skrzydeł i było spełnieniem moich marzeń. (…)

Twój charakterystyczny, mocny głos został zauważony i zapamiętany także przez widzów popularnego programu „Mam talent”, gdzie szturmem zdobyłaś ćwierćfinał brawurową interpretacją piosenki Chain of fools z repertuaru Arethy Franklin, oczarowując zarówno jurorów, jak i publiczność. Wzięłaś także udział w programie „Śpiewajmy razem”. Czy pokazanie się w przeróżnych TV-talent shows to dziś faktycznie jedynie słuszna droga do zdobycia popularności, a właściwie rozpoznawalności na ogromną skalę?

Nie uważam, żeby start w programach typu talent show był jedyną słuszną drogą. Jest przecież wielu wokalistów, którzy nie uczestniczyli w takich programach, a są znani i odnoszą sukcesy. Jest to więc tylko jedna z opcji. Po wielu świetnych wokalistach nagle słuch ginie po zakończeniu programu, więc sam udział w tego typu formatach nie jest gwarantem sukcesu. Historia pokazuje jednak, że można zostać zauważonym, zaprezentować swoje umiejętności i dotrzeć do szerszego grona odbiorców.

Sama komponujesz i piszesz teksty swoich piosenek, co w muzyce pop, którą reprezentujesz, nie jest częstym zjawiskiem. Jaka jest u Ciebie kolejność zdarzeń w powstawaniu piosenki i czy zawsze już będziesz artystką samowystarczalną?

Nie mam jednego wzorca, na którym się opieram przy pisaniu piosenek. Czasem pierwsza jest melodia, czasem tekst. Melodie często nagrywam na telefon, bo przychodzą mi do głowy zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie, natomiast fragmenty tekstów zapisuję na biletach, kartkach, w kalendarzu, w telefonie – gdzie popadnie – byleby nie uciekły. Piszę swoje piosenki sama, bo nikt tak jak ja nie odda tego, co w danym momencie czuję, jakie emocje mi towarzyszą, a chciałabym być jak najbardziej szczera wobec moich słuchaczy. Nie mogę jednak powiedzieć o sobie, że jestem samowystarczalna, bo wraz ze mną nad piosenkami pracują producenci, którzy są dla mnie dużym wsparciem – oni zajmują się aranżowaniem moich utworów. Chętnie słucham ich porad i uwag, ale jestem też dość bezpośrednią osobą i jeśli jakieś pomysły nie podobają mi się, otwarcie to mówię. (…)

Jaka będzie Twoja pierwsza płyta długogrająca, kiedy się ukaże i jakie są Twoje marzenia i oczekiwania związane z tym wydawnictwem?

Moja płyta będzie utrzymana w popowych klimatach. Oprócz Kasi znanej z romantycznych ballad, w kolejnych piosenkach będzie można posłuchać mojej bardziej zadziornej wersji. Na płycie znajdą się też kawałki elektroniczne i nowocześniej brzmiące. Bardzo chciałabym, aby ta płyta trafiła do jak najszerszego grona odbiorców, żeby zapadła ludziom w pamięć i w serca. Mam nadzieję, że ukaże się jak najszybciej, bo jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…

Cały wywiad Sławka Orwata z Kasią Maroną pt. „Jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…” znajduje się na s. 19 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Sławka Orwata z Kasią Maroną pt. „Jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…” na s. 15 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze