Morelos: mały, lecz piękny stan Meksyku / Morelos: el estado chico, pero muy bonito

Zapraszamy w podróż do niewielkiego środkowomeksykańskiego stanu Morelos, który choć mikrych wymiarów, może zaoferowac wiele atrakcji każdemu turyście: historycznych, przyrodniczych i kulturowych.

Turyści przybywający do stolicy Meksyku – Miasta Meksyk zazwyczaj trafiają na utarte szlaki turystyczne. Tymczasem w niedużej (jak na meksykańskie warunki) odległości od stolicy znajduje się wiele ciekawych turystycznie miejsc. Jednym z nich jest środkowomeksykański stan Morelos.

Nazwany ku czci jednego z meksykańskich Ojców Wyzwolicieli – José Maríi Morelosa y Pavón, stan Morelos jest zarazem jednym z najmniejszych stanów w całym kraju. Zarazem jest to stan leżący na drodze z Miasta Meksyk w stronę meksykańskiego kurortu na wybrzeżu Pacyfiku – miasta Acapulco.

I choć wielu turystów przejeżdża przez ten stan, nie zatrzymując się w nim, nie oznacza to jednak, że nie ma on nic do zaoferowania. Wręcz przeciwnie: pomimo swoich niewielkich rozmiarów stan Morelos może zaoferować coś pod niemalże każde gusta. Miłośnicy zabytków prekolumbijskich znajdą wiele ciekawych stref archeologicznych z Xochicalco na czele. Środkowomeksykański stan to również architektura kolonialna. Słynie z niej nie tylko stolica stanu – miasto Cuernavaca ze wspaniałą katedrą i pałacem Hernána Cortéza na czele. To również liczne „Pueblos Mágicos”: urocze miasteczka kolonialne np. Tepoztlán, czy Tlayacapán. Wreszcie na terenie stanu znaleźć można znaleźć zabytki poprzemysłowe: przez wiele setek lat stan ten słynął z plantacji trzciny cukrowej.

Stan Morelos ma wiele do zaoferowania również miłośnikom przyrody i ciekawych krajobrazów. Liczne parki przyrody, wzgórza, rzeki, czy jeziora zachęcają do aktywnego wypoczynku. Jezioro Tequesquitengo jest wręcz centrum meksykańskich sportów wodnych.

Wreszcie trzeba dodać, że Stan Morelos to również liczne zwyczaje i obyczaje ludowe. To również ciekawe stroje regionalne i muzyka. Wspomnieć należy również o miejscowej kuchni oferującej wiele regionalnych przysmaków.

O tym, jakie atrakcje mogą czekać w „Stanie Wiecznej Wiosny” na chętnych turystów opowie jego mieszkaniec: pochodzący ze Stanu Morelos Marco Rojas. W rozmowie ze Zbyszkiem Dąbrowskim nasz gość zachęci naszych słuchaczy nie tylko do wizyty w swojej „małej ojczyźnie”, ale również zachęci do tego, by ta wizyta była jak najbardziej aktywna.

Na rozmowę o Stanie Morelos i jego atrakcjach zapraszamy w najbliższy poniedziałek, 29 lipca, jak zwykle o 20H00! Będziemy rozmawiać po polsku i hiszpańsku!

¡República Latina – w nowe miejsca na mapie!

Resumen en castellano:

El estado de Morelos, aunque bien chico, tiene muchas cosas para ofrecer a los turistas. El “estado de la eterna primavera” está sólo unas 1-2 horas de la capital de México. Mucha gente está pasando por este estado en su camino a la costa del Pacífico, pero pocas personas se quedan allá para más tiempo. Sin embargo en Morelos uno puede encontrar muchos monumentos históricos: precolombinos, coloniales e industriales. El estado ofrece ta,bién muchas alternativas para la gente a que le gustan vacaciones “activas”. Hay que decir que el mismo estado está rico con sus costumbres, música y gastronomía. De todo esto vamos a hablar con un morelense: Marco Rojas.

Les invitamos para escucharnos el lunes, 29 de julio, como siempre a las 20H00! Vamos a hablar polaco y castellano!

Katolicy doświadczają w Gruzji ucisku / Jolanta Hajdasz, ks. Zurab Kakachishvili, „Wielkopolski Kurier WNET” 61/2019

Gruzini prawosławni zabrali nam kościoły, które budowali katolicy, nasi przodkowie. Dlaczego akurat nas, katolików, tak prześladują? Na to nie ma odpowiedzi. Takich problemów nie mają np. muzułmanie.

Jolanta Hajdasz, Zurab Kakachishvili

Między Gruzją i Polską

Gruzini są tacy jak Polacy. Kochają wolność – mówi ks. dr Zurab Kakachishvili w rozmowie z Jolantą Hajdasz. Ks. Zurab to pierwszy katolicki kapłan-Gruzin wyświęcony po rewolucji październikowej. W tym roku obchodzi 20-lecie swojego kapłaństwa. Był wyświęcony w Polsce, od 16 lat z powrotem mieszka i pracuje w Gruzji.

Księże Zurabie, jak Ksiądz ocenia ostatnie wydarzenia polityczne w Gruzji?

Prawdę mówiąc, nie mieszam się do polityki, ale myślę, że ostatnie wydarzenia polityczne w Tbilisi chyba dla każdego Gruzina były wstrząsające. To było 20 czerwca 2019 roku, kiedy w fotelu przewodniczącego parlamentu Gruzji nieoczekiwane zasiadł poseł rosyjskiej Dumy, komunista Sergiej Gawriłow. Gwałtowny protest naszego, gruzińskiego społeczeństwa, manifestacje przeciwko temu były całkowicie zrozumiałe, co potwierdziła nawet obecna władza w Gruzji i czym uzasadniono dymisję przewodniczącego parlamentu gruzińskiego. Ale naszego społeczeństwa to nie uspokoiło i ludzie nadal domagają się kolejnych dymisji, np. ministra spraw wewnętrznych, tego, który brutalnie próbował rozpędzić protestujących.

Te sceny przypomniały pewnie niektórym w Gruzji dramatyczne wydarzenia z 1989 r., prawda?

Dokładnie tak. Gdy obserwowałem to, co działo się w nocy 20 czerwca, miałem te przykre wspomnienia w głowie. Pamiętam dobrze, co wydarzyło się w Tbilisi wtedy, praktycznie w tym samym miejscu, przed

Ks. dr. Zurab Kakachishvili | Fot. J. Hajdasz

gmachem budynku naszego parlamentu, w nocy 9 kwietnia 1989 roku. Wtedy Gruzini, wykorzystując ówczesną konstytucję ZSSR, zaczęli domagać się wystąpienia ze Związku Radzieckiego. W konstytucji ZSRR było przecież napisane, że te 14 krajów tworzących ZSRR dołączyło dobrowolnie do starszego brata – Rosji i że każdy z nich może dobrowolnie wystąpić z Związku Radzieckiego, kiedy będzie chciał, w pokojowy sposób. Kilka osób zaczęło w tej sprawie głodówkę. Ja wtedy byłem studentem i bardzo starałem się angażować w przywracanie niepodległości naszej ojczyzny. Cała stolica była wówczas wręcz sparaliżowana, przestały funkcjonować szkoły, uczelnie, różne urzędy. Protest trwał tylko kilka dni, ale 9 kwietnia nad ranem, około godziny 4.00, radziecka jednostka antyterrorystyczna rozpoczęła „oczyszczanie” placu przed parlamentem. Zabito wówczas 21 osób, przeważnie kobiet i dziewcząt, a ponad 1500 osób zatruło się z powodu użycia przez Rosjan nieznanego gazu.

Ja cudem tego uniknąłem. Kilka godzin przed pacyfikacją ludzi na placu poszedłem do domu, bo byłem już bardzo zmęczony. Dopiero rano dowiedziałem się, jak straszna rzecz się wtedy wydarzyła.

Dziś myślę, że Pan Bóg mnie oszczędził, by potem powołać mnie do kapłaństwa. Nie wiem, co może się teraz wydarzyć. W naszym kraju jest jeszcze bardzo niespokojnie, ale ufam, że Gruzinom wystarczy mądrości i rozwagi, by się porozumieć ze sobą bez przemocy. Jak wielu, mam nadzieję, że nastąpią w Gruzji pozytywne zmiany. Wszyscy na to czekamy.

Jaka jest Gruzja dzisiaj?

Jednym słowem trudno to określić, ale… życie u nas jest trudne. Po prostu jest wielka bieda, duże bezrobocie. Dwa lata temu Gruzja dostała pozwolenie na bezwizowe wyjazdy do krajów Unii Europejskiej i dużo ludzi z tego korzysta. Uciekają, szczególnie młodzież, uciekają, szukając pracy w Polsce i innych krajach Europy. Obecna władza niestety nie daje szans, by ludzie mogli godnie żyć. Widać na każdym kroku, że ciągle jeszcze jesteśmy krajem postkomunistycznym. Nie ma pracy w kraju. Ludzie szukają pracy za granicą, to naprawdę stała tendencja. W Gruzji zostaje coraz mniej Gruzinów, bo wyjeżdżają, szukając pracy. Jest poczucie ogromnej beznadziejności i rozczarowania wobec obecnej władzy, bo jeszcze pięć, sześć lat temu, wtedy, gdy na czele państwa stał Saakaszwili, jeszcze była w ludziach nadzieja, że coś się odbudowuje, było widać, że kraj się rozwija. I ludzie, może nie na stałe, ale choć dorywczo znajdowali jakąś pracę. Obecnie, niestety, nawet tego nie ma, bo jest zastój, kraj się nie rozwija. To rodzi frustrację.

A co na to Kościół? Czy Gruzini są religijni?

Jeśli chodzi o religijność w Gruzji, co czytelnicy „Kuriera WNET” pewnie wiedzą, to oczywiście dominuje prawosławie. Gruzja jest prawosławna, chyba ponad 90 procent mieszkańców Gruzji to wyznawcy Gruzińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, taka jest jego oficjalna nazwa. On ma swojego patriarchę, swoją hierarchię i surowe zasady, jeśli chodzi o kontakty z innymi wyznaniami. I ten Kościół rozpowszechnia pogląd, że Gruzin powinien być tylko prawosławny. I często Gruzin innej wiary jest traktowany jako człowiek drugiej kategorii.

Co Ksiądz przez to rozumie?

5. Katedra Sweti Cchoweli w Mcchecie, centrum życia religijnego współczesnej Gruzji. Fot. J. Hajdasz

Są to takie specyficzne formy prześladowania nas, katolików, bardzo poniżające. Trwają jeszcze od lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku… Wtedy, gdy upadł komunizm, mieliśmy jeszcze nadzieję, że wszystkie kościoły będą otwarte, że będzie można praktykować wiarę bez problemów. Ale tak nie jest. Podam przykład. Wtedy, gdy odzyskiwaliśmy niepodległość, gdy upadał komunizm, w tym czasie prawosławny Kościół gruziński zajął – i można powiedzieć, że nam zabrał – sześć kościołów katolickich, sześć budynków. Katolikom najpierw zabrało je państwo komunistyczne, a potem Kościół prawosławny… Dla nas to bardzo dużo, bo w całej Gruzji dzisiaj są tylko trzydzieści cztery parafie katolickie.

I nie można tego odzyskać?

Z Kościołem prawosławnym nie udaje się nawet o tym rozmawiać. Dla nas jest to tragedią, że nasi rodacy, Gruzini prawosławni, zabrali nam kościoły, które budowali katolicy, nasi przodkowie. A teraz twierdzą, że to jest własność Kościoła prawosławnego.

To jest problem zasadniczy. Problemów jest zresztą jeszcze więcej. Na przykład prawosławny Kościół gruziński nie uznaje naszego chrztu – ani naszego, ani ormiańskiego, nic. Oni twierdzą, że tylko ich chrzest jest prawdziwy

Ja w ogóle dostrzegam traktowanie katolików jako „gorszych” obywateli w różnych miejscach – w szkołach, na uczelniach, w miejscach pracy, w mediach.

Na przykład na uczelniach, jeśli student odważy się przyznać, że jest katolikiem, to wiadomo, że wykładowcy będą mu stawiali niższe oceny. Tak samo w szkołach. Taka prawidłowość. W pracy mówią im, że powinni się przechrzcić. Przejść na prawosławie. Po to, żeby mieć święty spokój, by móc pracować. Jak ktoś tego nie zrobi, to tak będą kombinować, że go w końcu wyrzucą z pracy. To jest bardzo bolesne. Ogromnym problemem jest też zawieranie małżeństwa, gdy jedno z narzeczonych jest katolikiem. Ta osoba musi się przechrzcić, przejść na prawosławie.

Sweti Cchoweli, „Życiodajna Kolumna” – jeden z najważniejszych i najstarszych zabytków chrześcijańskich w Gruzji. Znajduje się w katedrze w dawnej stolicy Gruzji, Mcchecie. Katedra pochodzi z XI w., ale została wybudowana w miejscu świątyni z V w.. Gruzja przyjęła chrzest już w IV w. Katedra stanowiła w ciągu wielu stuleci miejsce koronacji i pochówków władców Gruzji. Obecnie jest siedzibą prawosławnego arcybiskupa Mcchety i Tbilisi, sprawującego urząd Katolikosa Gruzji. Według legendy Elizeusz, Żyd z Mcchety, wyruszył do Jerozolimy, by bronić Chrystusa przed sądem Piłata, lecz zdążył dopiero w chwili Ukrzyżowania. Od rzymskiego żołnierza odkupił szatę Chrystusa, o którą żołnierze rzymscy rzucali losy, i zabrał ją ze sobą do Gruzji. W Mcchecie oddał szatę swojej siostrze Sydonii, która otuliwszy się nią, zmarła i została w niej pochowana. Na jej grobie wyrósł wielki cedr. Z jego pnia powstała kolumna, dająca życiodajny sok. Fot. J. Hajdasz

Czyli musi się wyrzec swojej wiary? Dlaczego?

U nas, w Gruzji, w rodzinach jest patriarchat, czyli mężczyzna jest głową rodziny. To jest bardzo mocno zakorzenione i jeśli chłopak jest prawosławny, a dziewczyna katoliczka i chcą się pobrać, to automatycznie idą do kościoła prawosławnego, żeby zawrzeć ślub. Jeśli pop się dowie, że ona jest katoliczką, to im nie udzieli ślubu, dopóki jej nie przechrzci, nie udzieli jej chrztu w obrządku prawosławnym. To jest bardzo przykre, bo co ma ta dziewczyna robić? Zostawić przyszłego męża, uciekać? Trudność z prawosławnymi polega na tym, że nie da się z nimi nawet usiąść i porozmawiać, mam na myśli rozmowy formalne, na oficjalnym poziomie. Nie jest praktycznie możliwe, żeby przedstawiciele Kościoła katolickiego i prawosławnego spotkali się i porozmawiali o tych problemach. O przechrzczeniach, o odzyskaniu kościołów. Kilka lat temu udało się nawet stworzyć taką specjalną wspólną komisję, po cztery osoby z obu stron. Ja też należałem do tej komisji. Ale po trzecim spotkaniu wszystko się przerwało.

Dlaczego?

Nie wiem. Na drugim spotkaniu zadaliśmy konkretne pytania. Postawiliśmy jasno problemy do dyskusji – chcemy odzyskać nasze kościoły. I chcemy porozmawiać o przechrzczeniach. Oni poprosili, by to dać im na piśmie. Na następne spotkanie przynieśliśmy to pismo i po nim wszystko się skończyło. Kolejnego spotkania nie było. Potem przez długi czas próbowaliśmy wrócić do tych rozmów, starał się nasz nuncjusz i nasz biskup, ale oni po prostu nam powiedzieli, że nie mają o czym z nami rozmawiać. Pytanie, dlaczego akurat nas, katolików, tak prześladują? Na to nie ma odpowiedzi. Takich problemów nie mają np. muzułmanie, którzy też przecież są w Gruzji, ale ich zostawiają w spokoju.

To bardzo smutne, co Ksiądz mówi.

Widzę to na co dzień, na przykład w mojej wiosce, gdzie pracuję jako proboszcz. To jest na południu Gruzji, region Meschedi, wioska Arali. To jest wioska, w której kiedyś wszyscy mieszkańcy byli katolikami. I całe regiony wiedziały, że to jest wioska, której nie można złamać, że tu ludzie nie zmienią wiary. Ale powoli odchodzą od katolicyzmu, bo w wiosce pojawili się prawosławni. I oni np. zaczęli buntować katolickie dziewczyny, które chcą wychodzić za mąż za chłopaków prawosławnych. Wmawiają im, że ślub katolicki nie jest ważny, że musi być prawosławny i że muszą przyjąć chrzest prawosławny, jeśli chcą ślubu kościelnego…

A co na to przedstawiciele Kościoła katolickiego?

W pojedynczych, konkretnych sprawach niewiele możemy zrobić. Jest oczywiście w Gruzji przedstawiciel papieża, jest nuncjatura i nuncjusz apostolski, który jest nuncjuszem dwóch krajów, Gruzji i Armenii, a jego siedzibą jest Tbilisi, czyli stolica Gruzji. Mamy biskupa, który jest narodowości włoskiej, ale w całej Gruzji jest nas tylko 20 kapłanów katolickich. Połowa z nich to Polacy, jest pięciu Gruzinów i pięciu Włochów. My po prostu próbujemy głosić dobrą nowinę. Wszędzie, w naszych parafiach, na różnych spotkaniach, katechezach, w homiliach. Ale sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana przez media, do których praktycznie nie mamy dostępu.

Dlaczego Ksiądz uważa, że katolicy nie mają dostępu do mediów, a np. wyznawcy prawosławia mają?

Prawosławni w mojej ocenie często przez media i prasę prowadzą antykatolicką agitację. Często słyszy się o tym, że katolik się nie zbawi, pójdzie do piekła, że katolicy służą szatanowi itd. A my nie mamy gdzie mówić i pokazywać, czym naprawdę jest katolicyzm, czy chociaż przypomnieć gruzińskiemu społeczeństwu jak wiele dobrego zrobili gruzińscy katolicy w historii Gruzji.

Podam jeszcze inny przykład. Gdy są jakieś wielkie uroczystości, np. Boże Narodzenie czy Pascha, czy muzułmańskie święta, prezydent czy premier chętnie idą składać tym grupom wyznaniowym życzenia, składają też innym, na przykład Żydom – ale nam, katolikom, nie, nie składają życzeń. Dla nas jest to bardzo upokarzające.

Dwa lata temu dwie dziennikarki z telewizji państwowej, jej pierwszego kanału, przyjechały do mojej wioski zrobić film o nas, bo my mieszkamy tuż przy granicy z Turcją. Mamy do niej tylko siedem kilometrów. Dwa dni u nas były, kręciły co chciały, wszystko im pokazaliśmy, nasi parafianie też się wypowiadali. Umówiliśmy się, że one przed emisją pokażą nam ten materiał, ale wykręciły się od tego potem, mówiąc, że nie mają na to czasu. Po czym puścili w telewizji ten film pod tytułem „Francuzi‟. Dla nas, katolików, było to bardzo obraźliwe, że o nas mówią, że jesteśmy Francuzami.

Dlaczego Was to oburzyło?

Im chodziło o to, by pokazać, że katolicy w Gruzji to są obcy. Jest to związane z tym, że od trzynastego wieku, jak zaczęli przyjeżdżać do nas misjonarze, międzynarodowym językiem dla nich był francuski. Tak się na naszych terenach porozumiewali, podobnie jak dziś, powiedzmy, po angielsku. I wtedy u nas ludzie wiarę katolicką identyfikowali z językiem francuskim, ale dziś mówienie, że jesteśmy Francuzami, ma na celu obrażanie nas. Dla mnie jako dla katolickiego księdza jest to szczególnie przykre.

Podam inny przykład. W mojej parafii żyła jedna babcia, katoliczka, która przetrwała komunizm. Komuniści namawiali ją wiele razy, by się tej wiary wyrzekła, ale ona nie zgadzała się na to i do tej pory zachowała swoją wiarę. Ale poprzez agitację prawosławnych jej dzieci przechrzciły się, a swoje dzieci ochrzciły w kościele prawosławnym i w tej rodzinie praktycznie tylko ona została katoliczką. Gdy była już umierająca, jej dzieci przyszły do niej i prosiły: „Mamo, przechrzcij się, bo jak umrzesz jako katoliczka, my jako prawosławni nie będziemy mogli się modlić za ciebie. Nasza modlitwa do ciebie nie dojdzie”. Ale ona się nie zgadzała. Tuż przed jej śmiercią, gdy już praktycznie nie mogła nawet mówić, jedna z jej córek pobiegła po księdza prawosławnego, by przechrzcił matkę: „Szybko, szybko, ojcze, bo umiera, mama umiera, a dopóki żyje, trzeba przechrzcić!”. No to ten prawosławny ksiądz przyszedł i zaczął obrzęd przechrzczenia. Ta babcia już nie mogła mówić, ale zrozumiała, co on robi i łzy jej pociekły po twarzy, zaczęła płakać. Ten ksiądz prawosławny skomentował, że ona tak się cieszy, bo prawdziwą wiarę przyjmuje. I ta kobieta zmarła.

Dowiedziałem się o tym, bo miesiąc później przyszła do mnie ta córka z pytaniem, co ma zrobić, bo śni jej się mama, która we śnie jej wyrzuca: „Córko, co mi zrobiłaś? Teraz nigdzie nie mam miejsca, nigdzie mnie nie przyjmują, ani tam, ani tam”. Ma teraz wyrzuty sumienia, ale co się stało, to się nie odstanie.

Dwadzieścia lat temu, w 1999 roku, był w Gruzji Jan Paweł II, trzy lata temu, w 2016 roku był w Gruzji Papież Franciszek. Czy te wizyty zmieniały coś w waszym położeniu?

4. Panorama Tbilisi, stolicy Gruzji, z widokiem na Most Pokoju na rzece Mkwari. Fot. J. Hajdasz
Popiersie Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi. Zostało odsłonięte w drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Skwer, na którym stanął pomnik, został nazwany jego imieniem. Imię Lecha i Marii Kaczyńskich nosi także ulica przylegająca do skweru, którą jedzie się z lotniska do centrum miasta. Ówczesna prezydentowa Gruzji Sandra Saakaszwili tak wspominała Lecha Kaczyńskiego: „Ryzykował życiem, żeby przylecieć do Gruzji i wesprzeć nas w czasie wojny. On zawsze bronił gruzińskich spraw”. Fot. J. Hajdasz

Uczestniczyłem już jako ksiądz w obu. Zacznę więc od tej pierwszej. Punktem centralnym wizyty w Gruzji była Msza św. „Pro Ecclesia” odprawiona przez Jana Pawła II. Do Pałacu Sportu, gdzie sprawowano Eucharystię, przybył prezydent Eduard Szewardnadze, przedstawiciele rządu i korpusu dyplomatycznego oraz wierni z całego niemal Kaukazu z Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu. Papież wygłosił po włosku homilię, która była tłumaczona na gruziński, a wcześniej spotkał się z Katolikosem – Patriarchą, zwierzchnikiem Kościoła prawosławnego i udał się nawet do prawosławnej katedry patriarchalnej w Mcchecie, zbudowanej w XI w., gdzie według naszej tradycji przechowywana jest szata Chrystusa. Na zakończenie spotkania Ojciec Święty i Katolikos-Patriarcha podpisali wspólną deklarację w sprawie pokoju na świecie i na Kaukazie. Ta wizyta to było wielkie wyróżnienie dla nas, katolików, ale zauważyłem, że po pierwszej wizycie papieża Jana Pawła II prawosławni jakby bardziej zacięcie zaczęli walczyć przeciwko nam. Oni stali się bardziej aktywni. Wtedy katolików w Gruzji było około 2 procent, teraz jest nas niecały 1 procent.

A wizyta Ojca św. Franciszka? Jak Ksiądz ją wspomina?

Wizyta Franciszka była nam bardzo potrzebna. Papież nas bardzo wyróżnił, postąpił tak ewangelicznie, bo Ewangelia mówi, że pasterz zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i idzie szukać tej jednej. Przecież są kraje na świecie, gdzie są miliony katolików, a on przyjechał do nas, do Gruzji, gdzie nas, katolików, jest tylko jeden procent, nawet niecały jeden procent mieszkańców. Pamiętam, jaka była medialna nagonka trzy lata temu, jak miał przyjechać papież Franciszek. Media mówiły, że przyjeżdża jeszcze jeden najeźdźca. Kontekst był taki: nie chcemy tej wizyty, po co on przyjeżdża? A on przyjechał dla nas; to było bardzo budujące. Pokazał wobec świata, wobec wszystkich, że dla niego jesteśmy ważni, choć jest nas tu tak mało. Myślałem, że dużo ludzi przyjdzie na to spotkanie z Papieżem, ale przyszło według mnie bardzo mało. Może maksimum dziesięć tysięcy; ale co się dziwić, ciągle nas ubywa.

Ale to w czasie tej wizyty Papież Franciszek przestrzegł przed nawracaniem na siłę, określając prozelityzm jako wielki grzech przeciw ekumenizmowi.

Pamiętam te słowa Papieża „Nigdy nie wolno uprawiać wobec prawosławnych prozelityzmu!”. Według mnie papież to powiedział do prawosławnych, żeby oni uświadomili sobie to, co robią przeciwko nam.

Jest też taki problem w Gruzji, że tylko z katolikami rząd w Gruzji nie podpisał do tej pory konkordatu, choć był nawet moment w 2003 roku, że wszystko było już przygotowane i przybył do nas nawet kardynał z Watykanu. Jednak w ostatniej chwili, na skutek protestu Kościoła prawosławnego, rząd się wycofał i dokument nie został podpisany. Oburzony kardynał pojechał od nas do Azerbejdżanu i tam wszystko przebiegło bez problemów, tak jak było przygotowane. Okazało się, że w kraju chrześcijańskim nie można podpisać konkordatu z Watykanem, a w muzułmańskim jest to możliwe.

Jak wobec tego sobie radzicie, co robią katolicy w Gruzji?

Mamy jeszcze uniwersytet katolicki w Gruzji, który jest fundowany przez Kościół katolicki, ale w nazwie nie ma określenia „katolicki”, jak na przykład KUL. To jest prywatna uczelnia, jest malutkim uniwersytetem, mamy około ośmiuset studentów. Rektorem jest katolik, niektórzy profesorowie są katolikami, a dziewięćdziesiąt pięć procent studentów to prawosławni.

Działa u nas w Gruzji Caritas, który w tym roku obchodzi dwadzieścia pięć lat swojego istnienia, jest bardzo aktywny, realizuje różne projekty. Katolicy prowadzą w Gruzji różne charytatywne organizacje, centrum rehabilitacyjne dla niepełnosprawnych, a w Armenii szpital, bardzo dobry, miejscowi lekarze tam pracują. Szpital ten został zbudowany po tym strasznym trzęsieniu ziemi, które było w Armenii w 1988 roku, a w którym zginęło kilka tysięcy ludzi. Wtedy papież ufundował ten szpital, przyszła pomoc z Watykanu i on do dziś służy Armenii i Gruzji.

Jakiego rodzaju pomocy oczekuje ksiądz z Polski?

Będzie Pani o tym pisała? Naprawdę?

Tak.

Przede wszystkim proszę Polaków o modlitwę za Gruzję i za nas, gruzińskich katolików, żebyśmy nie tracili wiary, żeby Bóg dał nam cierpliwość i rozwijał się Kościół katolicki w Gruzji. Mówię to dlatego, że Polska inaczej przeszła przez komunizm niż kraje takie jak nasz. W Polsce komunizm przyszedł późno, dopiero po II wojnie światowej. A u nas już w 1921 roku. Armia Czerwona przyjechała do Gruzji i od tego czasu, można powiedzieć, wierzący mają ciężko. To trwa już co najmniej dwa, trzy pokolenia. I ci, którzy wtedy mieli wiarę, już nie żyją, choć kto jak umiał, starał się ją przekazywać. Ale moje pokolenie, w średnim wieku, czy młode pokolenie, które teraz dojrzewa, nie mają fundamentu wiary.

A jak nie masz fundamentu wiary, jak nie ma wychowania religijnego w domach, w rodzinie, to jest bardzo trudno to zmienić. Ewangelia mówi, że ziarno rzucone do ziemi żyznej da dobry owoc, a jeśli jest rzucone na drogę lub na skałę, to byle wiatr może to ziarenko wywiać i nic z niego nie wyrośnie. Nie jest łatwo tu ewangelizować i dlatego proszę o modlitwę.

Jest Ksiądz pierwszym gruzińskim kapłanem wyświęconym po rewolucji październikowej. Stało się to w 1999 roku, w Warszawie, czyli w tym roku mija 20 lat od tych święceń. Jak ksiądz ocenia te swoje dwadzieścia lat kapłaństwa?

Po święceniach dwa lata pracowałem w Warszawie, w parafii świętej Anny w Wilanowie. Potem następne dwa lata byłem w seminarium bo pisałem doktorat i pomagałem trochę jako prefekt, a teraz jestem z powrotem w Gruzji; już szesnasty rok, jak w Gruzji pracuję. Po przyjeździe potrzebowałem czasu, by na nowo jakby oswoić swój kraj, bo wcześniej przez dwanaście lat byłem w Polsce. Przyznam, że nie było łatwo wrócić do siebie i zacząć pracę kapłana. Dziwnie się poczułem, gdy po studiach i zrobieniu doktoratu biskup przydzielił mi pracę wikariusza w mojej rodzinnej wiosce… Myślałem, że należy mi się jakieś lepsze miejsce, może w Tbilisi, bo doktorat – a tu wioska i mieszkanie dwieście metrów od rodziców na plebanii z proboszczem. Ale po dwóch latach zostałem proboszczem, a potem przez siedem lat byłem praktycznie sam, miałem cztery parafie do obsłużenia. Bardzo trudno było i doświadczyłem tego, co mówi Ewangelia, że trudno być prorokiem w swoim kraju.

W czym to się przejawiało?

Mówiłem do ludzi, a to do nich nie docierało. Wiele razy płakałem z bezsilności. To było takie dziwne, że na przykład odprawiam mszę i mam głosić homilię, a w kościele patrzę i widzę przed sobą swoich rodziców, moje rodzeństwo, rówieśników, moich nauczycieli…

Dziś się nawet z tego śmieję, ale np. jedna nauczycielka, która uczyła mnie od pierwszej do czwartej klasy, bała się przyjść do mnie do spowiedzi (śmiech). Moi rówieśnicy, z którymi razem byłem w klasie, też się wstydzili. Jak to, mam się u niego spowiadać, przecież byliśmy kolegami, razem rozrabialiśmy w szkole. A zakrystianem w mojej wiosce był mój ojciec. Do tej pory jest.

A tu ja zostaję proboszczem i jestem szefem swojego ojca. No, ale doktorat pisałem o prześladowaniach chrześcijan w Gruzji, to wiedziałem, czego mogę się spodziewać (śmiech).

3. Plakat z Gruzińskiego Muzeum Narodowego w Tbilisi, w którym jest obszerna i ciekawa ekspozycja o Polsce i naszej walce o niepodległość. Jedyny w muzeum film pochodzi z 2008 r. i pokazuje wyjazd rosyjskich czołgów z Gori w kierunku stolicy oraz akcję prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który razem z prezydentami Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy w geście solidarności z Gruzją przemówił na wiecu w Tbilisi. Rosjanie zajęli wówczas 1/5 terytorium Gruzji, ale Gruzini bardzo często wspominają z wdzięcznością tamto wydarzenie i mówią „Lech Kaczyński, nasz bohater”. Fot. J. Hajdasz

Czy kiedyś Ksiądz żałował, że wybrał taką drogę?

Nie, kapłaństwa nigdy nie żałowałem. Tylko czasem zastanawiałem się, dlaczego muszę pracować w Gruzji, dlaczego akurat w swojej wiosce. Ale u nas się mówi, że jak człowiek chce zerwać różę, to musi się pokłuć, bo są kolce. I tego doświadczam.

Jestem w Gruzji pierwszy raz i uderza mnie niezwykła serdeczność, z jaką Gruzini odnoszą się do Polaków, praktycznie na każdym kroku można tego doświadczyć: w hotelu, w restauracji, w taksówce, w sklepie, na przystanku autobusowym i w metrze… Wszędzie ogromna życzliwość.

Gruzini są bardzo przyjaznym dla wszystkich narodem, ale do Polaków mają wręcz ogromną miłość od 2008 roku. Wtedy, kiedy praktycznie wybuchła wojna, bo Rosja najechała Gruzję, wtedy wasz ówczesny prezydent, świętej pamięci Lech Kaczyński, wykazał się bohaterstwem. Zrobił wielką rzecz. Jego przyjazd z prezydentami z Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy był dla nas zbawienny. Przecież on ryzykował swoim życiem, bo mogli wysadzić w powietrzu ten samolot z pięcioma prezydentami, a wystąpienie na wiecu w Tbilisi, pokrzyżowało, czy wręcz zablokowało plany Putina.

Wtedy z Gori, miasta, gdzie urodził się Stalin, już jechały na naszą stolicę rosyjskie czołgi, a to jest przecież tylko osiemdziesiąt kilometrów od Tbilisi. Lech Kaczyński powiedział wtedy na wiecu przed parlamentem w centrum Tbilisi te piękne i mocne słowa, że teraz jesteśmy tu dlatego, że nasi bracia Gruzini potrzebują pomocy. Jesteśmy tu, bo jeśli byśmy nie przyjechali tutaj, może jutro będzie Ukraina przeżywać to samo, potem może Estonia, a potem może przyjdzie czas na moją ojczyznę, Polskę.

I wtedy Kaczyński dostał ogromne oklaski, bo nikt nie oczekiwał, że w takiej sytuacji, kiedy byliśmy już prawie bezbronni, ktoś przyjdzie i wystąpi w naszej obronie. Naprawdę to dla nas było zbawienie.

W Tbilisi jest ulica Lecha Kaczyńskiego i jest skwer jego imienia, gdzie jest też popiersie, pomnik Lecha Kaczyńskiego. Kiedy z lotniska w Tbilisi wjeżdżasz do centrum, to musisz jechać najpierw ulicą prezydenta Busha, a potem prezydenta Lecha Kaczyńskiego; to jest bardzo symboliczne.

W mieście Batumi z kolei nowy bulwar nazwano imieniem Marii i Lecha Kaczyńskich. Jest dość długi, liczy kilka kilometrów. A wcześniej, gdy tylko po I wojnie światowej Gruzja odzyskała niepodległość, jednym z pierwszych krajów, który ją uznał, była Polska. I bardzo szybko powstało Towarzystwo Gruzińsko-Polskie. I jak w 1921 r. Czerwona Armia zajęła Gruzję, to dzięki temu Towarzystwu wielu Gruzinów mogło uciec do Warszawy przed bolszewikami. My to pamiętamy.

Charakter też chyba mamy podobny.

Też tak myślę. I Gruzini, i Polacy to takie walczące narody. I lubimy, jak to się mówi, biesiady z przyjaciółmi. Lubimy być samodzielni. Mamy wspólnego wroga. A jeszcze dodam, że w carskim wojsku bardzo wielu Polaków służyło i oni potem zostawali w Gruzji. Główny kościół katolicki w Tbilisi, pw. świętego Piotra i Pawła, zbudowali właśnie Polacy. Był on zresztą jedynym kościołem katolickim, jaki pozostał otwarty przez cały okres komunizmu. Uczęszczali do niego w przeważającej części Polacy mieszkający w Tbilisi, stąd jest on powszechnie znany jako „kościół polski”.

Czego Księdzu życzyć na nadchodzące lata, na nadchodzący czas? Czego sobie Ksiądz życzy?

Cierpliwości, cierpliwości i jeszcze raz cierpliwości. I mocnej wiary.

Ks. dr Zurab Kakachishvili Pierwszy katolicki kapłan Gruzin wyświęcony po rewolucji październikowej, autor książki pt. Świadkowie Chrystusa w Gruzji od IV do X wieku, wydanej przez Editions Spotkania pod patronatem Radia WNET i Kuriera WNET. Urodził się w czasach ZSRR, jego ojczyzna – Gruzja była jedną z radzieckich republik. W wieku 3 lat został potajemnie ochrzczony, ale jego rodzice nie mogli wyznawać swojej wiary, byli nauczycielami, więc gdyby się przyznali do swojego katolicyzmu, straciliby pracę. Ks. Zurab jako 25-latek nawrócił się i wziął udział w Światowych Dniach Młodzieży w Częstochowie. Jak mówił w wywiadzie udzielonym Magdalenie i Andrzejowi Słoniowskim z „Kuriera WNET”, wówczas, w 1991 roku, prosił na Jasnej Górze Matkę Bożą, by dała Gruzji choć jednego gruzińskiego księdza katolickiego. Przez myśl mu nie przeszło, że tym kapłanem będzie on sam. Jeszcze w tym samym roku (1991) wstąpił do Archidiecezjalnego Seminarium Misyjnego „Redemptoris Mater” w Warszawie. W 1999 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk kard. Józefa Glempa. Dziś nadal jest kapłanem Archidiecezji Warszawskiej i pracuje jako misjonarz w swojej ojczyźnie, Gruzji. Jest proboszczem 5 parafii i duszpasterzem akademickim na Uniwersytecie Pedagogicznym Sulkhan-Saba Orbeliani w Tbilisi.

Wywiad Jolanty Hajdasz z ks. dr. Zurabem Kakachishvilim, pt. „Między Gruzją i Polską”, znajduje się na s. 4-5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Jolanty Hajdasz z ks. dr. Zurabem Kakachishvilim, pt. „Między Gruzją i Polską” na s. 4-5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Na motocyklach po Gruzji. Relacje Gruzinów z Polakami są bardzo dobre i jest to także zasługa śp. Lecha Kaczyńskiego

Gruzja była naszym marzeniem od kilku lat. Chcieliśmy tu przyjechać na motocyklach, by pojeździć po pięknych górach nad morzem, ale także spotkać ludzi, którzy są serdeczni i bardzo szanują Polaków.

Jolanta Hajdasz

Rafał Lusina, założyciel i prezes Motocyklowego Stowarzyszenie Pomocy Polakom za granicą Wschód-Zachód z Grodziska Wielkopolskiego, już od 10 lat organizuje rajdy motocyklowe śladami wielkich i ważnych dla Polski wydarzeń historycznych oraz poszukując współcześnie żyjących tam naszych rodaków, by im choć trochę pomóc. Właśnie z grupą kilkunastu wspaniałych i oddanych przyjaciół wraca z Rajdu im. Lecha Kaczyńskiego Kaukaz 2019.

Na motocyklach byli już w Katyniu, na Białorusi, w Turcji, Mołdawii, Rumunii, Fatimie i w Smoleńsku. Z okazji 150 rocznicy powstania styczniowego dojechali nawet nad Bajkał szlakiem polskich zesłańców.

Uczestnicy rajdu z przedstawicielami Polonii gruzińskiej. Fot. R. Lusina

– W tym roku w czasie naszej trzytygodniowej wyprawy motocyklowej do Gruzji wszystkie nasze plany udało się zrealizować i wszystko się potwierdziło – opowiada Rafał Lusina – i to, że relacje Gruzinów z Polakami są bardzo dobre, i że to ogromna zasługa śp. Lecha Kaczyńskiego i jego politycznego wsparcia dla Gruzji w wojnie z Rosją w 2008 r.

Uczestnicy rajdu przejechali blisko 5 tysięcy kilometrów, odwiedzili wiele niesamowitych miejsc nie tylko w Gruzji, ale także w Armenii i Azerbejdżanie.

– Wszędzie szukamy nowych kontaktów z Polakami, którzy tam mieszkają, bo zawsze staramy się fundować stypendia dla młodzieży, która potem przyjeżdża do Polski, by się uczyć – mówi Rafał Lusina. – Wszędzie, gdzie jesteśmy, nawiązujemy kontakty, które do tej pory trwają, bo wraca się w te same miejsca, np. jak my na Białoruś i wiemy, że teraz jedziemy do przyjaciół, do ludzi nam znanych i bliskich. To jest duża wartość.

Każdy nasz rajd ma jakieś przesłanie, odkrywa ten element historii naszego kraju, który łączy się z danym miejscem. To daje satysfakcję, jest dla nas czymś więcej niż zwykłym wakacyjnym wypoczynkiem.

(…) Uczestnicy rajdu mają różne zawody, ale łączy ich pasja – historia naszego kraju, poznawana nie tylko z książek, ale na miejscu, wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego, niepowtarzalnego, wielkiego. Jedną z niewielu kobiet uczestniczącą w rajdach od początku ich istnienia jest Iwona Michałek, nauczycielka, a teraz także poseł Zjednoczonej Prawicy (klub PiS) z Torunia, prywatnie – wielka fanka motocykla.

– Na motocyklu jeżdżę od ponad 10 lat, uczestniczyłam już w wielu rajdach i nadal chciałabym to robić. Piękno świata, piękno przyrody motocyklista ma dosłownie na wyciągnięcie ręki. Gruzińskie krajobrazy, wodospady i… zwierzęta swobodnie chodzące po drogach zapamiętam na pewno na zawsze; te pojawiające się znienacka obok pojazdów konie, krowy, a nawet świnie! – śmieje się Iwona, gdy rozmawiamy w Tbilisi, tuż przed powrotem rajdowców do Polski. Dla niej wszystko na tym rajdzie jest niesamowite, ale najważniejsi są przede wszystkim ludzie.

– Wszędzie, gdzie jesteśmy, szukamy Polaków. Mamy na naszych kurtkach i koszulkach polskie flagi i polskie napisy. Wszędzie budzimy pozytywne zainteresowanie Polską, ludzie chętnie z nami rozmawiają i są dla nas bardzo serdeczni – podkreśla. Wtórują jej Iza i Piotr Sokołowscy, motocykliści z blisko 10-letnim stażem uczestnictwa w rajdach, prywatnie lekarze z Grodziska Wielkopolskiego.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Na motocyklach po Gruzji” znajduje się na s. 8 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Na motocyklach po Gruzji” na s. 8 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Paweł Bobołowicz: Gdyby nie rodzina pani Lucyny Kawałko, Kościół Świętego Michała Archanioła przestałby istnieć

Po 1944 r. Kościół w Kamieńcu Koszyrskim został rozgrabiony i przekształcony w całkowicie inny obiekt. Wtedy na tych terenach przestało bić polskie serce.

Paweł Bobołowicz w ramach Ukraińskiego Zwiadu WNET wizytuje dziś w Kamieniu Koszyrskim, w którym znajduje się wybudowany w XVII wieku przez Adama Aleksandra Sanguszkę kościół i klasztor dominikanów:

Co ciekawe ojciec Adama – Grzegorz Sanguszko, był wielkim orędownikiem prawosławia i na tym terenie fundował cerkwie prawosławne

Historia budynków była mocno zawiła, najpierw Moskalski zaborca zlikwidował klasztor, a później kościół jeszcze długo służył długo wiernym. W 1944 roku przez wydarzenia, które na tych terenach spowodowały, że przestało bić polskie serce, kościół w Kamieniu Koszyrskim przestał pełnić swoją funkcję. Kościół Świętego Michała Archanioła został zmieniony na całkowicie inny obiekt:

Dzisiaj dobrym aniołem tej świątyni jest pani  Lucyna Kawałko

Pani Lucyna wspomina czasy, kiedy Kościół został rozgrabiony, a następie przerobiony na cukiernię i piekarnię:

Pieczono tam chleb, a później go sprzedawano.

Przez około 2,5 roku Msze Święte odbywały się w domu pani Lucyny. Później, po 1993 r. zdecydowano, że obok starej świątyni zostanie wybudowany nowy Kościół. Odbudowano również dawną kaplicę:

To zasługa pani Lucyny i jej męża.

Niestety, jak dodaje Paweł Bobołowicz, dziś nowy kościół wciąż pozostaje pusty. Na Mszy Świętej nigdy nie ma zbyt wielu wiernych. Jeżeli chodzi o stary kościół, został on oddany w ręce regionalnego muzeum:

Dziś jest szansa, że będzie to obiekt muzealny, do którego powróci wiele przedmiotów. Dziś jest szansa,że ten piękny obiekt przetrwa, ale w postaci zmienionej. Miejmy nadzieje, że uda cię przywrócić choć część jego dawnego blasku.

Paweł Bobołowicz przyznaje, że te tereny są dla niego bardzo ważne, gdyż stąd pochodzi jego rodzina. W tym kościele chrzczony był jego ojciec:

Gdy patrze na te miejsca, myślę też o historii rodzinnej.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K./M.K.

Przyjazd dzieci z programu Brave Kids niesie ze sobą wiele ciekawych sytuacji i niezapomnianych wspomnień

Są takie miejsca w Polsce, gdzie ponad podziałami spotykają się w polskich rodzinach dzieci z całego świata – mówi Michalina Jarmuż, z zarządu Fundacji Ŝwiat na Wyciągnięcie Ręki.


O jednym z najpiękniejszych i najbardziej emocjonujących programów dziecięcych opowiada w dzisiejszej audycji Radia Solidarność prowadzonej przez red. Barbarę Karczewską jej gość Michalina Jarmuż, organizator polskiej edycji programu.
Brave Kids jest projektem edukacyjno-artystycznym, podczas którego spotykają się dziecięce grupy artystyczne z całego świata. Różnią się doświadczeniami życiowymi, talentami artystycznymi, religiami i tradycjami. Łączą je za to chęć wspólnego tworzenia, otwartość na drugiego człowieka i niebywała umiejętność przełamywania barier i ograniczeń świata dorosłych.
– Znaczącym aspektem Brave Kids jest zaangażowanie lokalnej społeczności – dzieci uczestniczace w projekcie mieszkają w domach lokalnych rodzin – opowiada Michalina Jarmuż. – Dla rodzin goszczących Brave Kids to wyjątkowa bliskość często zupełnie odmiennego świata, a także lekcja szczodrości, cierpliwości i niejednokrotnie przyjaźń na całe życie.

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

Perú – najlepszy cel turystyki kulinarnej świata? / Perú – el mejor destino culinario del mundo?

Perú to z pewnością jeden z tych krajów świata, których kuchnia narodowa jest najbogatsza. Dzisiaj opowiemy sobie o kuchni peruwiańskiej, jej promocji w świecie oraz zachęcimy by wybrać się do Perú.

Perú jest jednym z tych krajów Ameryki Łacińskiej, które po prostu należy odwiedzić. I to nie tylko w celu poznania jego bogatej historii oraz kultury. Perú to z pewnością jedno z tych miejsc na świecie, które z pewnością warto odwiedzić również z powodów kulinarnych. Czy jednak możemy powiedzieć, że Perú to najlepszy cel turystyki kulinarnej świata?

O kuchni peruwiańskiej z pewnością można mówić godzinami. Perú to kolebka wielu warzyw i owoców, które nawet obecnie spożywane są między winnymi w Polsce. Perú to zarazem bogate tradycje kulinarne, sięgające swą historią w głąb dziejów Ameryki Prekolumbijskiej. Ale kuchnia peruwiańska, to także bogata mieszanka wielu kultur i wpływów. Wpływów pochodzących niemalże z całego świata: Europy, Afryki, ale i Dalekiego Wschodu. Bogactwo regionalne to kolejny argument potwierdzający siłę peruwiańskiej kuchni. Czy jednak to wszystko sprawia, że możemy uznać Perú za najlepszy cel turystyki kulinarnej świata?

Bogactwo peruwiańskiej kuchni: tej tradycyjnej i tej nowoczesnej od lat promują sami jej twórcy. Wielu peruwiańskich szefów kuchni stało się kulinarnymi autorytetami nie tylko w swojej ojczyźnie. Połączenie nowych trendów z tradycjami kulinarnymi sprawiło, że kuchnia peruwiańska zyskała nowe oblicze. Zaś samo Perú zyskało kolejny argument za tym, by uważać je za najlepszy cel turystyki kulinarnej świata.

Znajdzie się wiele osób, które stwierdzą, że kuchnia peruwiańska wcale nie jest najlepsza na świecie. W końcu kuchni znanych i lubianych w świecie jest mnóstwo: meksykańska, brazylijska, kuchnie dalekowschodnie, kuchnie bliskowschodnie, kuchnia śródziemnomorska, czy nawet kuchnia polska. Ile głów, tyle opinii. My jednak spróbujemy przekonać naszych słuchaczy do kuchni peruwiańskiej. O tym, że Perú może być uznany za najlepszy cel turystyki kulinarnej świata opowie nasz gość, pochodzący z tego kraju Aldo Herrera Cuba, który od swoich najmłodszych lat zafascynowany był przygotowywaniem rozmaitych przysmaków. W rozmowie ze Zbyszkiem Dąbrowskim nasz gość przedstawi nie tylko kulinarną wizytówkę kuchni peruwiańskiej, lecz opowie również o działalności promocji kulinarno – turystycznej Perú.

Nie wiemy, czy z pewnością uda się przekonać naszych słuchaczy do tego, by przekonali się, że Perú to najlepszy cel turystyki kulinarnej świata. Spróbujemy jednak przekonać naszych słuchaczy do tego, by odwiedzili ten niezwykle interesujący zakątek świata. Na naszą audycję zapraszamy w poniedziałek, 22 lipca, jak zwykle o 20H00! Będziemy rozmawiać po polsku i hiszpańsku!

¡República Latina – smakosze świata!

Resumen en castellano:

Perú es uno de los países latinoamericanos que hay que hacer. No sólo por su historia y cultura, sino también por su cocina. Seguramente una de las mejores del mundo, pero si la mejor?

Perú y su cocina tienen su historia larga: de unos miles de años. Sin embargo los raíces de la cocina contemporánea peruana no sólo vienen de América Precolombina. Las influencias de Europa, África y Asia también marcan su presencia en la cocina de Perú. Sin embargo podemos hablar de Perú como el mejor destino culinario del mundo?

La riqueza de la cocina peruana está promovida también por sus autores: los mejores chefs de los restaurantes peruanos. Hablamos de la gente que está juntando las tradiciones peruanas con unas chispas de la cocina moderna mundial. Por supuesto habría la gente que puede decir que varios países del mundo tienen su cocina más rica que la peruana.

Entre esta gente no habría nuestro invitado. Aldo Herrera Cuba desde niño ha estado fascinado por las preparaciones de los platos de la cocina peruana. Esta fascinación se quedó en su mente hasta ahora mismo. Por eso junto con él vamos a tocar el tema de la promoción culinario – turística de Perú.

Les invitamos para escucharnos el lunes 22 de julio, como siempre a las 20H00! Vamos a hablar polaco y castellano!

Jaka jest Australia – różnorodna, czy przede wszystkim lewicowa? – audycja „Jesteśmy razem” [VIDEO]

Marek Kalbarczyk, Joanna Moraczewska Gwiazdowska i Jan Pokulski w studio radia WNET

Gościliśmy Panią Joannę Moraczewską-Gwiazdowską i Pana Jana Pakulskiego, przedstawicieli fundacji POLCUL, która jest australijską organizacją stworzoną przez polskiego emigranta. Posłuchaj nagrania!

Fundacja została założona w 1980 roku z inicjatywy Jerzego Bonieckiego, przemysłowca i społecznika wielkiego formatu. postawiła sobie za cel popieranie niezależnych i pro-demokratycznych, społecznych inicjatyw w Polsce. Co roku nagradza osoby, które mogą się pochwalić wybitną działalnością w tej dziedzinie. Posłuchaj!

Tomasz Hamerski: Sezonowość to nasz największy problem [WIDEO]

„My jesteśmy góralami, dla nas tożsamość regionalna jest rzeczą bardzo ważną”. Lokalna grupa działania „Gorce-Pieniny” stawia na rozwój partnerstwa terytorialnego.

Tomasz Hamerski mówi o partnerstwie terytorialnym, jakie rozwija Lokalna grupa działania „Gorce-Pieniny”. Jest ona stowarzyszeniem, które korzysta ze środków Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Jak mówi, „skupiamy przedstawicieli samorządu terytorialnego, przedsiębiorców, biznesmenów, organizacje pozarządowe oraz zwykłych mieszkańców, którzy starają się dbać o rozwój lokalny”. Organy te otrzymują środki finansowe na jak najlepszy rozwój regionu.

Grupa funkcjonuje na terenie 4 gmin: na terenie miasta i gminy Szczawnica, Krościenko nad Dunajcem, Ochotnica Dolna i gminy Czorsztyn.  Hamerski podkreśla, że na tych terenach żyje się głównie z turystyki, a największym problemem jest sezonowość.

Sezonowość turystów pociąga za sobą sezonowość dochodów.

Jak mówi, „staramy się zrobić wszystko, by ta sezonowość była jak najkrótsza. Najwięcej turystów przybywa do okolicy latem. Pojawiają się oni również zimą, kiedy jest śnieg, ale w mniejszej ilości. Właśnie w tych okresach, brakuje „rąk do pracy”, co jest kolejnym poważnym problemem tego regionu.

Podczas rozmowy, poruszony został również temat dotyczący upaństwowienia kolei linowych. Nasz gość podkreśla, że istotne jest, aby wróciły one w polskie „ręce”.

My jesteśmy góralami, dla nas tożsamość jest bardzo ważna.

Tomasz Hamerski przyznaje, że miały miejsce próby budowy wyciągu narciarskiego na terenie gminy Szczawnica, jednak „barierą nie do przeskoczenia”okazała się bliskość programu Natura 2000 i Pienińskiego Parku Narodowego.

Na koniec Hamerski ocenia rządowy program 500+. Jak sam przyznaje na podstawie własnych obserwacji, inicjatywa ta w zauważalny sposób, poprawiła standard życia Polskich rodzin.

Coraz więcej rodzin z dziećmi jeździ na wakacje.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P/M.K.

Na wakacje? Do Ameryki Łacińskiej! Z Puente!

Ameryka Łacińska jest niezwykłą częścią świata. Opowiedzą o niej ci, którzy poznali ją na studiach i w życiu, podróżując tam, czyli członkowie Stowarzyszenia Puente, a zarazem twórcy República Latina!

Na wakacje wybrać się można o każdej porze roku. Nie tylko latem.

Można wybrać się samemu. Albo z rodziną. Lub też z przyjaciółmi. Ewentualnie ze zorganizowaną grupą. Można samemu zaplanować wyjazd. Lub skorzystać z oferty biura podróży. Najłatwiej jest wykupić wycieczkę katalogową. A jeśli jesteśmy bardziej ambitni, możemy zlecić przygotowanie nam „uszytego na miarę” wyjazdu na wakacje.

Można wybrać się w różne części świata. Co więcej, w zasadzie tylko fantazja i zasobność portfela są jedynymi ograniczeniami. Jednak my, członkowie Stowarzyszenia „Puente” najbardziej polecamy oczywiście nasz drugi dom, czyli Amerykę Łacińską. Dlaczego akurat tam? Po pierwsze ze względu na nasze wykształcenie: wszyscy ukończyliśmy (świętej pamięci) Centrum Studiów Latynoamerykańskich UW, a co poniektórzy z nas nawet zdążyli się obronić. Po drugie dlatego, że Ameryka Łacińska jest naszą pasją. Każde z nas odwiedziło ten cudowny zakątek świata. I to w dodatku nie jeden raz. A niektórzy z nas wybrali tę część świata jako nowe miejsce do życia. Argentyna, Brazylia, Chile, Meksyk, Wenezuela, Kolumbia, Perú, Ameryka Środkowa, Kuba… i wiele innych miejsc. A każde z nich kryje w sobie coś unikalnego, czego każde z nas miało okazję doświadczyć. Po trzecie wreszcie dlatego, że naszą pasją uwielbiamy się dzielić z innymi i uwielbiamy zachęcać do niej.

Tak właśnie będzie w najbliższym wydaniu República Latina, w której wystąpią „starzy wyjadacze” tejże audycji, czyli Anna Stąpór, Paweł Hammer oraz Łukasz Firs, znani z pierwszych wydań audycji kilka lat temu. W rozmowie ze Zbyszkiem Dąbrowskim nasi goście podzielą się swoją latynoską pasją podróżowania. Wskażą swoje ulubione miejsca. I zachęcą do tego, by w podróż wybrać się właśnie z nimi. A może uda się przygotować jakiś wyjazd „szyty na miarę”?

¡República Latina – ku Ameryce Łacińskiej!

Bilkiewicz: Z najgorszej ruiny można rozbudować pałac. Pasja i determinacja w działaniu Gabrieli Bilkiewicz

To jest nasza mała ojczyzna – o krainie rumianku opowiada Gabriela Bilkiewicz – twórczyni miejsca.

 

 

Jesteśmy dowodem na to, że chcieć to móc i nawet przy niewielkich środkach, jeśli jest pasja to można osiągnąć sukces.

Gabriela Bilkiewicz oprowadziła słuchaczy Radia WNET po Krainie Rumianku, będącej wioską tematyczną, gdzie dzieci i młodzież i dorośli mogą doświadczyć jak żyli, pracowali i odpoczywali nasi przodkowie. Wszystko to dzieje się w scenerii polskiej wsi, gdzie dawne obyczaje są wciąż żywe i praktykowane. Kraina rumianku słynie ze starych domów, pięknych pokoi i  świeżego powietrza. Jak podkreśla rozmówca:

Z najgorszej ruiny można rozbudować pałac. Z niczego, jeśli się ma pasję, konsekwencje w działaniu, można coś zbudować, a Kraina Rumianku jest tego przykładem.

W upływie 6-ciu lat, Kraina rumianku przeszła wiele remontów na powieszchni 36 arów, a także wszystkich budynków stojących na tym terenie. Z pobliskiej miejscowości udało się przenieść 100-letnią chatą, która została wyremontowana i odświeżona. Dodatkowo zostały zaaranżowane ogrody. Wszystkie prace idą naprzód, a kraina rozrasta się w błyskawicznym tempie. Jak mówi Gabriela Bilkiewicz –

Polityką wspólną Krainy Rumianku jest troska o dobra wspólne. Działania na rzecz tego, aby mieszkało się w coraz lepiej. Obszar ten rozwija się i można tam rzeczywiści odpocząć.

Na koniec rozmowy gość „Poranka WNET” z pozytywnym nastawieniem na najbliższy czas mówi:

Życie jest piękne, życie jest śliczne, życie nastraja optymistycznie.

M.N.