Czy Pirbright Institute, Wuhan Institute of Virology albo Boehringer Ingelheim mogły być źródłem koronawirusa covid-19?

Walki konkurencyjne między ponadnarodowymi i narodowymi korporacjami farmaceutycznymi doprowadziły do pandemii, która może pochłonąć wielokrotność 85 milionów ofiar śmiertelnych.

Stanisław Florian

W związku z pandemią koronawirusa covid-19 pojawia się wiele teorii spiskowych i fake newsów. M.in. Jordan Sather upowszechnia informację, że wirus został zaplanowany i wyprodukowany. Firma Pirbright miała badać koronawirusa. Jednostka ta wydała oświadczenie, w którym koryguje podane przez Sathera informacje, podkreślając, że bada koronawirusa zakaźnego zapalenia oskrzeli, który infekuje drób i świnie.

Wiązanie badań koronawirusa z fundacją Gatesów lub Jacobem Rothschildem w następujący sposób dementuje niezależna brytyjska organizacja charytatywna „Full Fact”, sprawdzająca fakty: koronawirus nie jest pojedynczym wirusem, ale rodziną wirusów, która obejmuje przeziębienie, SARS (zespół ostrego zapalenia układu oddechowego, którego wybuchy miały miejsce w 2002 i 2004 r.) oraz obecny, nowy koronawirus, zidentyfikowany u ludzi w Wuhan.

Zgłoszenie patentowe brytyjskiego Pirbright Institute z 2015 r. istnieje dla innego rodzaju koronawirusa. Patent ten dotyczy wersji ptasiego zakaźnego wirusa zapalenia oskrzeli (IBV) „żywej atenuowanej” – czyli o znacznie obniżonej zdolności wniknięcia, namnożenia się oraz uszkodzenia tkanek zainfekowanego organizmu przy równoczesnym zachowaniu oddziaływania immunologicznego na organizm. Jest to zasadniczo osłabiona wersja wirusa, opatentowana w celu ostatecznego opracowania szczepionki przeciwko chorobie ptaków i innych zwierząt. Pirbright Institute oświadcza, że wersja ta „obecnie nie działa na ludzkie koronawirusy”. Brytyjski Pirbright Institute badający choroby wirusowe u zwierząt gospodarskich nie jest własnością Jacoba Rothschilda. „Full Fact” nie znalazł dowodów na jakiekolwiek powiązanie między Rothschildem a Instytutem. (…)

W 2015 r. podczas uroczystości w Binzhou w Chinach oficjalnie otwarto nowe, wspólne chińsko-brytyjskie międzynarodowe centrum badań nad chorobami ptaków: Centre of Excellence for Research on Avian Diseases (CERAD) (…) Zanim doszło do jego uruchomienia, w poprzednich latach biolog molekularny z USA Richard H. Ebright oraz inni naukowcy wyrażali zaniepokojenie wcześniejszymi ucieczkami wirusa SARS z chińskich laboratoriów w Pekinie, a także tempem i skalą chińskich planów ekspansji w laboratoriach BSL-4. Po wybuchu epidemii covid-19 „Washington Times”, cytując byłego izraelskiego oficera wywiadu wojskowego podał, że koronawirusa można powiązać właśnie z Wuhan Institute of Virology.

Już w 2005 r. grupa badaczy z Wuhan Institute of Virology opublikowała badania dotyczące pochodzenia koronawirusa SARS, stwierdzając, że chińskie nietoperze podkowiaste są naturalnymi rezerwuarami koronawirusów podobnych do SARS.

Kontynuując tę pracę przez lata, naukowcy z Instytutu pobrali próbki z tysięcy nietoperzy podkowiastych w Chinach, izolując ponad 300 sekwencji koronawirusów nietoperzy.

Kluczowy dla uchwycenia zarodków wybuchu epidemii covid-19 wydaje się rok 2015, gdy w Pirbright Institute złożono wniosek o patent na kontrolowaną wersję koronawirusa, w Wuhan Institute of Virology ukończono owo krajowe laboratorium ds. bezpieczeństwa biologicznego, a wspólnie utworzono brytyjsko-chiński CERAD. (…) W 2015 r. Wuhan Institute of Virology opublikował udane badania na temat tego, czy koronawirusa nietoperzy można zainfekować HeLe, czyli tzw. nieśmiertelną linią komórkową. Jest to stosowana w badaniach naukowych, najstarsza i najczęściej wykorzystywana linia komórek ludzkich, która pochodzi od komórek raka szyjki macicy, pobranych 8 lutego 1951 r. od Henrietty Lacks, pacjentki, która zmarła na raka 4 października 1951 r.

Linia ta jest wyjątkowo trwała i płodna, co powoduje jej szerokie zastosowanie w badaniach naukowych… W 1991 pojawiła się nawet koncepcja uznania tej „nieśmiertelnej linii komórek” za odrębny gatunek, ze względu na ich zdolność do replikacji w nieskończoność oraz liczbę chromosomów innych niż ludzkie.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Koronawirus – ukoronowanie globalizacji korporacji ponadnarodowych” znajduje się na s. 13 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Koronawirus – ukoronowanie globalizacji korporacji ponadnarodowych” na s. 13 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak dawniej próbowano radzić sobie z morowym powietrzem?/ Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” nr 70/2020

Modlimy się: „Od powietrza… wybaw nas, Panie!”. Nie chodzi tu o „normalne” powietrze, tylko o morowe, czyli historyczne określenie wyjaśniające zarazem metodę rozprzestrzeniania się epidemii.

Tadeusz Loster

Morowe powietrze

Święty Boże, Święty Mocny, Święty a Nieśmiertelny – zmiłuj się nad nami!
Od powietrza, głodu, ognia i wojny – wybaw nas, Panie!
Od nagłej i niespodziewanej śmierci – zachowaj nas, Panie!
My, grzeszni Ciebie, Boga, prosimy – wysłuchaj nas, Panie!

15 marca 2020 roku we wszystkich kościołach katolickich w Polsce, choć przy ograniczonej ilości wiernych, śpiewana była Suplikacja – pieśń mająca charakter błagalny, śpiewana w okresie klęsk żywiołowych oraz nieszczęść. Czas powstania tego typu pieśni datowany jest na XV wiek, a może nawet na XIV, kiedy to „morowe powietrze” – dżuma – zabrała prawie czwartą część ludności w Europie. Przytoczona powyżej Suplikacja jest najstarszą pieśnią błagalną śpiewaną w języku polskim.

Od powietrza… wybaw nas, Panie! Nie chodzi tu o „normalne” powietrze, tylko o morowe, czyli historyczne określenie wyjaśniające zarazem metodę rozprzestrzeniania się epidemii: dżumy, czarnej ospy, cholery, tyfusu i innych groźnych zakaźnych chorób wywołujących falę masowych zakażeń.

W czasach przed odkryciem drobnoustrojów, czyli organizmów widzianych tylko przez mikroskop (takich jak bakterie i wirusy), przypuszczano, że przyczyną pomoru jest „złe” powietrze. Pogląd ten nie odbiegał od rzeczywistości, gdyż choroba szerzyła się przez zakażenie kropelkowe, czyli spowodowane roznoszeniem się w powietrzu rozpryskiwanej przez chorego śliny.

Morowe powietrze – zaraza dżumy od XV wieku została w Europie odnotowana i opisana ilością zgonów. W 1450 roku w samym Paryżu w ciągu trzech miesięcy zmarło 40 tys. osób. W czasie morowego powietrza szalejącego w 1665 roku w Londynie zmarło 68 tys. mieszkańców, a w 1720 roku w Marsylii – 86 tys. na 250 tys. mieszkańców.

Fot. ze zbiorów Tadeusza Lostera

Jak w tym czasie wyglądało miasto dotknięte zarazą, opisał Leon Goslan: „Od trzech miesięcy Marsylia była kupą trupów: domy opuszczone przez mieszkańców nie miały drzwi i okien, jakby tamtędy przeszła stopa pożaru. W porcie, wśród ciepłej wody, drzemały okręty bez obsady; ich maszty bez żagli, bandery zwinięte i pianą pokryte pokłady, rzucały jednostajne cienie na brzegi i tamy, bezludne jak pustynia. Wsie były puste, drogi zasiane kośćmi pokrytemi splugawionym ubiorem i gnijącymi zwłokami. Zostać w mieście, znaczyło umrzeć; wyjść z niego znaczyło to samo, bo kule żołnierzy rozstawionych o kilka staj dookoła miasta, bez litości dosięgały każdego, kto chciał wyjść z tego okręgu śmierci i zatraty…”.

Oglądając w telewizji służby sanitarne oraz lekarzy, którzy przebywają przy chorych dotkniętych najnowszą zarazą „koronawirusa”, zauważamy, że są w kombinezonach szczelnie zakrywających całe ciało, na twarzach mają maseczki, a oczy zakrywają specjalne „gogle”.

Jak ubrani byli dawniej lekarze, którzy zbliżali się do zarażonego dżumą? Według rysunku Melchiora Fueslina z 1720 roku, było to ubranie ze skóry; głowę lekarza okrywał kaptur również ze skóry, z otworami na oczy zasłoniętymi szybkami. Ogromny nos upodabniający lekarza do ptaka wypełniony był wonnościami, które miały zapobiegać przedostaniu się zarazy do organizmu medyka.

Morowe powietrze – zaraza cholery przywędrowała na Śląsk w 1831 roku podczas wojny polsko-rosyjskiej. Pierwsze zachorowania na cholerę ujawniono 27 maja 1831 r. w Gdańsku. Ofiarami zarazy byli robotnicy portowi Nowego Portu, a epidemia została przywleczona przez załogę rosyjskiego statku, który zawinął do Gdańska. W pierwszym miesiącu zachorowało ponad czterysta osób, z czego prawie trzysta zmarło. Pod koniec maja powstała w mieście Komisja Sanitarna, która wydała rozporządzenia poparte zarządzeniami policyjnymi, mającymi na celu ograniczenie rozpowszechniania się epidemii w mieście i regionie. Aglomeracja miejska Gdańska została otoczona kordonem sanitarnym strzeżonym przez wojsko. Osoby zamierzające opuścić Gdańsk musiały poddać się kwarantannie trwającej 20 dni. Odkażano odzież i bagaże podróżnych, ale mimo tak ostrych środków zaradczych, epidemia cholery zaczęła ogarniać nowe tereny Prus. Już 4 marca 1831 roku władze pruskie utworzyły kordon sanitarny wzdłuż granicy Górnego Śląska i zamknęły granice z Królestwem Polskim, Rzeczpospolitą Krakowską i Galicją. Mimo tych zaostrzeń 20 lipca 1831 roku odnotowano na Śląsku pierwsze zachorowania na cholerę. Zaraza przyszła od morza poprzez Pomorze, Poznańskie do Śląska. Choroba nie wybierała, umierali na nią biedni i bogaci, dorośli, starcy i dzieci. Pochówki tysięcy zmarłych odbywały się w pośpiechu, bez religijnych obrządków. Ciała zmarłych wywożono wozami kilka kilometrów poza miasto, gdzie grzebano je w zbiorowych mogiłach – dołach wysypanych niegaszonym wapnem. Miejsce pochówku zaznaczano niekiedy niewysokim kurhanem, krzyżem lub pomnikiem upamiętniającym cmentarze zmarłych na cholerę. Po latach większość tych miejsc została zapomniana i zatarła się w pamięci ludzkiej.

Największe nasilenie epidemii cholery na Śląsku nastąpiło w 1831 roku. Zaatakowała ponownie w latach 1847–1848, a ostatnie zachorowanie na tę chorobę odnotowano w grudniu 1894 roku. Jest dość ciekawą sprawą, że obecnie po byłej stronie pruskiej zachowało się więcej znanych miejsc pochówku zmarłych na cholerę w 1831 r. niż po stronie polskiej. Mogło to być spowodowane działaniami wojennymi na terenie byłego Królestwa Polskiego.

Pod koniec Wielkiej Wojny, zwanej obecnie I światową, amerykańscy żołnierze, których transporty docierały do Francji, przynieśli zarazę grypy nazwanej później „hiszpanką”. Pierwsze zachorowania odnotowano w stanie Kansas w USA w styczniu 1918 roku. W ciągu dwóch dni od tego momentu zachorowało ponad 500 osób. W marcu i kwietniu zaraza pojawiła się w całej Europie, a następnie z wędrującym wojskiem przedostała się do Azji i Ameryki Północnej, by w lipcu pamiętnego 1918 roku dotrzeć do Australii.

Ta bardzo niebezpieczna grypa zyskała miano „hiszpanki” z uwagi na duży stopień zachorowań w Hiszpanii, spowodowany zaniechaniem przez tamto społeczeństwo jakichkolwiek sposobów uchronienia się przed epidemią.

Wówczas już zdawano sobie sprawę, że zarazki przenoszą się metodą kropelkową. W wielu miejscach zamknięto szkoły, teatry oraz miejsca publiczne. Przestrzegano przed publicznym kaszlem, kichaniem i pluciem. Ostrzegano ludzi, by nie uczestniczyli w żadnych zgromadzeniach, a poza domem nosili na twarzy maski. Mimo to w niektórych miejscach te rygorystyczne wymogi nie zapobiegły katastrofie. Objawami choroby były silne bóle głowy i ciała, chorzy mieli wysoką gorączkę, twarze ich siniały, kaszleli krwią i krwawili z nosa. Śmierć następowała zwykle z powodu wirusowego odoskrzelowego zapalenia płuc, które zamieniały się w worek cieczy „topiący pacjenta”. Atak choroby trwał 2–4 dni, a grypa była przerażająco zaraźliwa. Stosowanie wszelkich dostępnych w tym czasie lekarstw i metod leczenia nie dawało żadnego skutku, a ówcześni naukowcy twierdzili, że „nic nie da się zrobić”.

Po pięciu lub sześciu tygodniach epidemia grypy wygasła – równie zagadkowo, jak się pojawiła. Nagłe zniknięcie zarazy spowodowało, że zaczęto ją bagatelizować. Jednak najgorsze miało jeszcze nadejść. Jesienią „hiszpanka” powróciła i zebrała żniwo „apokaliptyczne”. Trzecia fala zachorowań miała miejsce na wiosnę 1919 roku, ale była znacznie słabsza.

W wyniku zarazy najbardziej ucierpiały Indie, gdzie na „hiszpankę” zmarło około 20 milionów osób. Dla porównania: w USA odnotowano 675 tysięcy zakażonych. W ciągu sześciu najgorszych miesięcy od jesieni 1918 roku do wiosny 1919 roku zmarło 30 milionów osób. W czasie całej epidemii – około 40 do 50 milionów. Niektóre źródła podają, że ofiar zarazy mogło być od 50 do nawet 100 milionów. Warto zaznaczyć, że nawet najmniejsza z tych liczb była większa od liczby poległych ofiar w trwającej około 5 lat wojnie.

Jak twierdzi dwóch amerykańskich wirusologów – David Morens i Jeffery Taubenberger – taka epidemia na ogólnoświatową skalę, jak w 1918 roku, może wydarzyć się ponownie w każdej chwili. Wirus mutuje w taki sposób że co 100–150 lat pojawia się szczep pandemiczny, czyli taki, który atakuje ludzi.

Święty Roch | Fot. ze zbiorów Barbary Czerneckiej

Powróćmy do średniowiecza, kiedy to we Włoszech szalała zaraza dżumy. Patronem chroniącym przed morowym powietrzem jest tercjarz franciszkański, święty Kościoła katolickiego, Roch. Urodził się on około 1350 roku w Montpellier we Francji. W wieku 19 lat stracił oboje rodziców. Odziedziczony majątek sprzedał, a pieniądze rozdał ubogim i wyruszył do Rzymu. We Włoszech zastała go epidemia dżumy. W miejskim szpitalu w Acquapendente zaczął opiekować się zarażonymi. Powracając do Francji, zaraził się dżumą w Piacenzy. Ukrył się w lesie, aby umrzeć z dala od ludzi. Bardziej miłosierny niż ludzie okazał się pies, który przynosił mu chleb ściągnięty ze stołu swego pana. Cudownie uzdrowiony Roch zaczął leczyć zadżumionych. „Wiara w jego pomoc była tak wielka, że na sam jego widok chory wracał do zdrowia”. Przez trzy lata przebywał we Włoszech, gdzie dokonał wielu cudownych uzdrowień. Zmarł przed 1420 rokiem. Ogłoszony świętym, jest patronem Montpellier, Parmy, Wenecji oraz takich zawodów jak aptekarzy, lekarzy, ogrodników, rolników i szpitali oraz brukarzy i więźniów. W ikonografii przedstawiany jest jako ubogi pielgrzym w łachmanach, odsłaniający nogę, na której widoczne są rany spowodowane dżumą. Niekiedy towarzyszy mu pies liżący jego rany lub trzymający w pysku kromkę chleba.

Czy Włosi, ostatnio tak dotknięci zarazą koronawirusa, pamiętają o św. Rochu, którego grób znajduje się w Wenecji?

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Morowe powietrze” znajduje się na s. 8 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Morowe powietrze” na s. 8 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zacząłem szyć maseczki, chociaż uważam, że ich noszenie jest absurdalne / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Nasze władze zafundowały nam maseczkową tresurę społeczną. Za chwilę zaczną naszą kompleksową inwigilację poprzez specjalną aplikację. Co im pozostaje? Tylko chiński system punktacji obywatelskiej.

Miałem zająć się dziś geopolityką i jej (nie)zrozumieniem przez Jacka Bartosiaka, ale dopadł mnie w czwartek temat maseczek. Aż jęknąłem, gdy prezydent Duda i premier Morawiecki ogłosili Polskę hegemonem w ich produkcji, prawdziwym światowym mocarstwem maseczkowym. A potem zadzwonili do mnie przyjaciele z Radia Wnet z pytaniem, czy już szyję maseczki. Dlatego o prawdziwej hegemonii, strategicznych sojuszach, łańcuchach dostaw, wojnie narracyjnej i Jacku Bartosiaku napiszę innym razem. Dziś będzie o maseczkach.

Widziałem ich w pierwszym dniu obowiązywania mnóstwo, jak na Beskid Niski 🙂. To znaczy osób w maseczkach lub różnego rodzaju owijkach. Jakieś 90% nosiło je w sposób nieprawidłowy, z odsłoniętym nosem lub pod brodą, w oczekiwaniu na pojawienie się policji. Widziałem też parę osób samotnie jadących samochodem w maseczkach prawidłowo założonych. Ciemnota, pomyślałem, ciemnota i zabobon w tym naszym Beskidzie Niskim. A potem zobaczyłem to zdjęcie na portalu wpolityce.pl. Zdjęcie marszałek Sejmu Elżbiety Witek i posła Budki – oboje mają odsłonięte nosy (wpolityce.pl/polityka/496154-budka-chcial-przerwy-pan-pierwszy-deklarowal-ciezka-prace).

Oczywiście też mam maseczkę, nawet kilka. Szwaczki uszyły je dla mnie i dla siebie w naszej szwalni. Nie po to, żeby je nosić dla swojego i cudzego bezpieczeństwa, ale żeby spełnić administracyjny wymóg. Na przykład zrobić zakupy. Sam też na chwilę założyłem maseczkę. Najpierw jednorazową chińską – nie dało się w niej normalnie oddychać. Potem przymierzyłem już naszą polską z dwóch warstw surówki bawełnianej – też nie dało się w niej normalnie oddychać.

Konkluzja z powyższego jest oczywista: nosząc maseczkę w sposób prawidłowy, wykończymy swoje drogi oddechowe i mózg, poprzez chroniczne niedotlenienie.

Żeby spełnić obowiązek policyjny i zachować zdrowie, powinniśmy je nosić w sposób nieprawidłowy, jak marszałek Witek lub Borys Budka. Lub uszyć je z jednej warstwy cienkiego batystu, co pozwoli zachować wymagany przez policję wygląd, a nam zdrowotnie nie pomoże, ale też i nie zaszkodzi. I to zamierzam zrobić, bo też czasem muszę zrobić zakupy.

Nie wykluczam, że istnieją prawidłowe, specjalistyczne maseczki chroniące przed covid-19 i każdym wirusem. Uważam nawet, że powinien ich używać cały personel medyczny mający kontakt z osobami zarażonymi. Łącznie z używaniem specjalistycznych kombinezonów i systemem śluz odkażających. Natomiast te maseczki po 5 zł za sztukę pomogą tyle, co umarłemu kadzidło. Po co zatem ten odgórny, masowy nakaz?

Pewną podpowiedź możemy znaleźć w czwartkowej wypowiedzi ministra Szumowskiego. O tym, że maseczki będziemy nosić do czasu wynalezienia szczepionki na covid-19, a zatem jakieś dwa lata. Ale nie bójmy się tych dwóch lat.

Bójmy się tego, czego Minister nie dopowiedział. Pozwolą nam zdjąć maseczkę dopiero po zaszczepieniu się!

Gdy dodamy do tego zapowiedź ministra cyfryzacji Marka Zagórskiego (Radio Wnet, 15.04) o aplikacji na smartfony do śledzenia naszych kontaktów fizycznych z innymi osobami, dobrowolnych (na razie, choć dyskusje trwają [!]) ale powszechnych, to wyjaśni nam się przynajmniej jedna rzecz.

Tu muszę na chwilę powrócić do naszego mistrza geopolityki, Jacka Bartosiaka. I do jego tezy, że Polska w nowej rywalizacji USA – Chiny będzie musiała opowiedzieć się po którejś stronie. I że czas już zacząć dyskusję o tym, który model, amerykański czy chiński, jest dla nas bardziej atrakcyjny. Do niedawna jeszcze myślałem, że do takiej dyskusji nie dojdzie. Bo w Polsce, po doświadczeniu komunizmu, po niedawnym odzyskaniu wolności osobistej, nikt takiej dyskusji nie wywoła.

Sam pomysł, żeby wybierać pomiędzy modelem amerykańskiej wolności a jarzmem komunistycznej chińskiej niewoli, przy której ta rosyjska była niewinną igraszką, wydawał się niedorzeczny.

Tymczasem nasze władze już zafundowały nam maseczkową tresurę społeczną. Za chwilę zaczną naszą kompleksową inwigilację poprzez specjalną aplikację. Co im pozostaje? Już chyba tylko chiński system punktacji obywatelskiej. W końcu bardzo dobrze się sprawdza w Chinach – Państwie Powszechnej Skuteczności.

Jacek Bartosiak zaproponował jedynie dyskusję. Szaloną, ale jednak dyskusję. Postawa polskiego rządu nie dość, że ją otwiera, to zarazem zamyka. Bo to dyskusja z pozycji siły. Jak knuta z pewną częścią ciała poniżej pleców. (Za radą estety z fb postanowiłem być mniej wulgarny, tydzień temu użyłem słowa syf na opisanie syfu, aż się wstydzę 😞).

Jan A. Kowalski

P.S. Bycie singlem w czasach covid-19 lekkie nie jest. Gdyby jakaś fajna singielka zdecydowała się na „kontakt fizyczny” ze mną, zapraszam na priv. Wymagane zdjęcie bez maski i pamięć o Ministerstwie Cyfryzacji 😍

Waldemar Kraska: Za 2-3 tygodnie polska służba zdrowia uniezależni się od dostaw sprzętu z Chin

Szczepionka rozwiąże problem koronawirusa. Nawet, jeżeli wirus zmutuje, to zaszczepienie się na jego poprzednią wersję znacząco złagodzi przebieg ewentualnej choroby – mówi wiceszef resortu zdrowia.

Waldemar Kraska  mówi o epidemicznych perspektywach na najbliższe miesiące. Zapowiada, że koronawirus prawdopodobnie nie zniknie ze środowiska, a nawet może zmutować. Twierdzi, że wynalezienie szczepionki zmniejszy jego destrukcyjny wpływ na życie ludzi. Zdaniem wiceministra zdrowia próba przewidzenia końca epidemii jest „wróżeniem z fusów”.  Gość „Popołudnia WNET” zwraca uwagę, że w szpitalach jednoimiennych jest bardzo dużo wolnych miejsc, a niedobory sprzętu mają charakter przejściowy i są na bieżąco usuwane.

Od poniedziałku będziemy mogli troszeczkę bardziej aktywnie także zachowywać się więc myślę że trzeba patrzeć optymistycznie w przyszłość. Ponieważ kiedyś epidemia koronawirusa się na pewno  skończy.  […] Nawet, jeżeli wirus zmutuje, to zaszczepienie się na jego poprzednią wersję znacząco złagodzi przebieg choroby.

Wiceminister Kraska tłumaczy zbyt wolny, zdaniem wielu komentatorów, wzrost liczby wykonywanych testów na obecność koronawirusa. Mówi, że funkcjonujące laboratoria są bardzo zróżnicowane pod względem  mocy przerobowych. Rozmówca Łukasza Jankowskiego relacjonuje również sytuację w szpitalach jednoimiennych:

 Mamy w tej chwili szpitalach zakaźnych prawie 10 tysięcy miejsc z tego dwa i pół tysiąca jest w tej chwili zajętych. Około 13o osób jest pod respiratorami.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego komentuje krytyczne wypowiedzi polityka Porozumienia Andrzeja Sośnierza nt. działań rządu w związku z pandemią. Wyraża pogląd, że liczba wykonywanych testów powinna rosnąć, ale w granicach rozsądku.

Ośrodek poznański i lubelski są w stanie wyprodukować 150 tysięcy testów tygodniowo.

Wiceminister zdrowia ocenia, że podawanie chorym osocza „ozdrowieńców” jest w tej chwili najlepszą metodą leczenia choroby COVID-19. Przypuszcza, że w lecie możliwy będzie powrót do „namiastki normalności”. Jak przewiduje Waldemar Kraska:

Za 2-3 tygodnie będziemy w stanie uniezależnić się od dostaw sprzętu z Chin.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Do jakich ludzi będzie należał świat po zarazie? Komu najłatwiej będzie tworzyć od nowa podwaliny nowej rzeczywistości?

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał świat po epidemii. Dotychczasowe priorytety w naszym Oranie stały się bezwartościowe i nie mogą już kształtować systemu wartości człowieka.

Olga Żuromska

„[B]akcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, (…) może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i w bieliźnie, (…) czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i (…) nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście” – pisał w 1947 roku Camus i pewnie miał rację, choć to nie ta niepokojąca wizja ani nawet analogie do tego, co dotyka dzisiaj świat, ma być przedmiotem tego tekstu.

Zresztą stoimy dopiero u progu tego, co spotkało mieszkańców Oranu. Nikt z nas jeszcze nie wie, czy okaże się doktorem Rieux, staruszkiem obserwowanym przez Tarrou, Rambertem, czy może Cottardem.

Jedno jest pewne: tak jak Oran przestał być tym samym miastem, którym był, zanim zaczęły się w nim pojawiać martwe szczury, tak świat, w którym żyliśmy, należy już do przeszłości. Kończy się właśnie cywilizacja nieopanowanej konsumpcji, zabawy, przygodności, tymczasowości, relatywizmu etycznego. Ci, którzy jeszcze tego nie zrozumieli, nie przetrwają. Nawet jeśli ominie ich ciężka choroba, nie stracą nikogo, nie obniży się standard ich życia, wyjdą z dzisiejszego Oranu pokiereszowani świadomością, że wszystko, czym żyli, nie ma żadnej wartości.

Zamknięci w czterech ścianach, jeśli nawet nie przerażeni, to gnębieni niepokojem, zaczniemy szukać tych wartości, które porządkują rzeczywistość w sposób długoterminowy, rozwiązań ogólnych, a nie cząstkowych, zasad, niepodważalnych racji, uniwersalnych prawd. W nowym Oranie nie będzie już miejsca na globalną wioskę, a niosące coraz to bardziej przygnębiające wieści media przestaną kształtować życie zbiorowe.

Może wraz z odrodzeniem państw narodowych odrodzi się więź z tradycją, z wartościami poprzednich pokoleń, zakorzenienie w konkretnym środowisku czy stosunkach międzyludzkich. Zamiast podporządkowywać się istniejącemu stanowi rzeczy, zaczniemy dokonywać wyborów. Dążyć do tego, co pewne i stabilne.

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał świat po epidemii. Nikt też nie wie, kiedy zakończy się czas zarazy, a świat zacznie tworzyć podwaliny swojego istnienia od nowa. Wiadomo jedynie, że dotychczasowe priorytety, które w naszym Oranie stały się śmieszne i bezwartościowe, nie mogą już kształtować systemu wartości człowieka – jeśli chce on przetrwać.

O ile czas „dżumy” nie jest czasem humanistów, o tyle będzie nim czas po zarazie. Jeszcze nie wszyscy o tym wiemy, ale wkrótce wszyscy się przekonamy. I ci, którzy dotąd w hedonistycznym pędzie za złudzeniami statusu materialno-społecznego trwonili życie w konsumpcyjnym amoku. I ci, niedzisiejsi, dla których czas epidemii to czas dla rodziny, dzieci, czas miłości, bliskości, czas na refleksje. Tym drugim będzie dużo łatwiej.

Tymczasem „trzeba tylko iść naprzód, w ciemnościach, trochę na oślep i próbować czynić dobrze. Jeśli zaś chodzi o resztę, trwać i zdać się na Boga”.

Artykuł Olgi Żuromskiej pt. „Bakcyl dżumy” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Olgi Żuromskiej pt. „Bakcyl dżumy” na s. 9 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Lenart: W Las Vegas 10 tys. ludzi na dzień składało aplikację o zasiłek dla bezrobotnych

Andrzej Lenart o tym, jak radzi sobie Las Vegas w dobie koronawirusa, zamknięciu kasyn i wzroście bezrobocia, pieniądzach z helikoptera Donalda Trumpa oraz o wywiadzie z prof. Wacławem Szybalskim.

Las Vegas zareagowało bardzo szybko. […] Jest bardzo specyficznym miastem, opartym na turystyce.

Andrzej Lenart przedstawia obraz Las Vegas w czasie epidemii koronawirusa.  Zamknięte są kasyna i hotele, a przepływ turystów ustał. Lekcje w szkołach prowadzone są on-line. Poza tym większość sklepów jest otwartych, a większych restrykcji nie ma. Niemniej jednak ludzie zachowują społeczny dystans.

Sytuacja ekonomiczna w Stanach Zjednoczonych, w tym w Las Vegas, jest coraz gorsza. 10 tys. osób dziennie zgłasza się o zasiłek dla bezrobotnych. Wszyscy pracujący Amerykanie dostają ekstra dodatek pieniężny. Jest to 1200 dolarów więcej, na każdą osobę, która jest lub była zatrudniona.

Udało mi się porozmawiać z ostatnią żyjącą osobą, która znała Stefana Banacha.

Polak mieszkający w Las Vegas mówi także o wywiadzie, jaki udało mu się przeprowadzić z prof.  Wacławem Szybalskim. 98-letni profesor onkologii w University of Wisconsin–Madison jest ostatnim żyjącym człowiekiem pamiętającym tego przedstawiciela lwowskiej szkoły matematycznej. Nasz gość dowiedział się nowych rzeczy o tym wybitnym polskim matematyku.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Studio Dublin – 17 kwietnia 2020 – Agnieszka Białek, Bogdan Feręc – Polska-IE.com, Jakub Grabiasz i Alex Sławiński

W piątkowe przedpołudnie w Radiu WNET, jak zwykle informacje z Republiki Irlandii. Nie zabraknie rozmów, analiz, przeglądów prasy i korespondencji. Dublin i Irlandia w czasach zarazy – tydzień piąty.

W gronie gości:

  • Agnieszka Białek – pedagog, trener, przedsiębiorca z Belfastu
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com
  • Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin
  • Alex Sławiński – dziennikarz, poeta i literat – Studio Londyn Radia WNET

Prowadzący: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

Tutaj wysłuchasz Wyspiarskiego Serwisu Radia WNET:

Bogdan Feręc, szef portalu Polska – IE. Fot.: arch. Bogdana Feręca.

W piątkowym Studiu Dublin tuż po serwisie Studia 37 „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat” połączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem portalu Polska-IE.com.  Największe wyspiarskie dzienniki donoszą o tym, że rośnie presja na irlandzki rząd. Leo Varadkar i jego ministrowie spotkali się na forach internetowych i kanałach społecznościowych z falą żądań, aby wzorem polityków z Nowej Zelandii obniżyli sobie uposażenia.
Obniżki pensji miałyby stać się na Zielonej Wyspie w opinii osób komentujących tę decyzję, o której poinformowała nowozelandzka premier Jacinda Ardern, wyrazem solidarności z mieszkańcami Irlandii, którzy w wyniku pandemii koronawirusa, stracili pracę i część dochodów.

Główne wezwania skierowane zostały do premiera Leo Varadkara, ministra zdrowia Simona Harrisa i wicepremiera Simona Coveneya, ale w internetowych wpisach, mówi się o całej irlandzkiej klasie politycznej.

Tymczasem Republika Irlandii szykuje się na wzrost zachorowań. W programie także słów kilka o pewnej informacji. Mianowicie wedle naszych ustaleń Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Dublinie, kontaktowała się z polskimi szkołami w Irlandii. Polskie szkoły zostały poinformowane o zawieszeniu (ergo:odebraniu) części funduszy.

W tej sprawie zastanawiająca jest też zmowa milczenia dyrektorów polskich szkół w Irlandii, ale jak do tej pory udało się ustalić, nakaz przyszedł z góry, co jest wysoce niepokojące. – mówi Bogdan Feręc.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z szefem Polska-IE.com Bogdanem Feręcem:

 

 

 

Agnieszka Białek/ Foto. Agnieszka Białek Zbiory własne

W Studiu Dublin połączymy się z naszą korespondentką Agnieszką Białek, która mieszka i pracuje w Belfaście. Wielka Brytania i Irlandia Północna w obliczu koronawirusa są nieco zagubione i czują się osierocone przez Londyn. Duch jednak nie gaśnie i zdecydowanie radzą sobie z wirusem tak politycy jak i mieszkańcy Ulsteru.

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, który był zarażony koronawirusem i przebywał w londyńskim szpitalu św. Tomasza. Po opuszczeniu lecznicy  przechodzi teraz rekonwalescencję w Chequers, wiejskiej rezydencji szefa rządu w Ellesborough w hrabstwie Buckinghamshire, około 60 km od Londynu. Wciąż nie wiadomo, kiedy wróci do pracy.

Tymczasem brytyjski rząd przedłużył wczoraj późnym popołudniem (czwartek, 16 kwietnia 2020 roku) o co najmniej trzy tygodnie ograniczenia wprowadzone, aby powstrzymać epidemię koronawirusa. Poinformował o tym minister spraw zagranicznych Dominic Raab, który zastępuje premiera Johnsona.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Białek:

 

W Studiu Dublin nie może zabraknąć Jakuba Grabiasza. Czas zarazy koronowirusa unieważnił wydarzenia sportowe. Przed tygodniem informowaliśmy o kolejnych odwołanych, bądź przełożonych rozgrywkach sportowych, które zamarły totalnie.

Smutne jest to, że czas wiosny zawsze kojarzy się z tenisem i turniejami Rolanda Garrosa i Wimbledonem. Wiemy już, że Tour de France także odbędzie się w innym niż planowano terminie. Co z rozgrywkami golfa? Są plany, by je wznowić. Jakub Grabiasz opowie także o rocznicy zatonięcia Titanica, która w obliczu pandemii umknęła naszej uwadze w ubiegłym tygodniu.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jakubem Grabiaszem:

 

Aleksander Sławiński. Fot. arch. prywatne.

Alex Sławiński, serce Studia Londyn opowiedział o życiu codziennym podczas epidemii koronawirusa w Londynie i na jego przedmieściach. Zwrócił uwagę na skutki uboczne powszechnej izolacji.

Długa izolacja na pewno nie będzie dobrze wpływać na nasze zdrowie zarówno fizyczne jak i psychiczne. W wielu krajach już mamy potwierdzone informacje o tym, że chociażby ilość przemocy domowej wzrosła o jedną trzecią czy nawet o połowę. Ludzie zaczynają popełniać samobójstwa po prostu mówiąc bardzo kolokwialnie zaczynają świrować.

 

 

„Studio Dublin” zawsze w piątki na antenie Radia WNET, tuż po Poranku WNET Krzysztofa Skowrońskiego. 

 

Partner Radia WNET i Studia Dublin

 

                                     Produkcja Studio 37 – Radio WNET Dublin © kwiecień 2020

 

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET w piątki od 9:15. W czasach zarazy „Muzyczne Nocne Studio 37” od poniedziałku do piątku od 19:00 do 22:00.

Otwarcie na nowo lasów i parków. Nowa normalność i etapy łagodzenia obostrzeń zostały przedstawione przez rząd

Rząd zapowiada stopniowe łagodzenie obostrzeń wprowadzonych na czas pandemii. 20 kwietnia na nowo zostaną otwarte lasy i parki. Ilość ludzi w sklepach i kościołach zależna od powierzchni.

 

Rząd planuje łagodzenie obostrzeń na cztery etapy. Data żadnego z nich nie jest znana, a znoszenie obostrzeń lub ich łagodzenie zależeć będzie od stanu polskiej służby zdrowia.

Nowy cel: Zasada trzech “i”.

Reguły nowej rzeczywistości będą opierać się na zasadzie trzech “i”. Celem rządu jest izolacja, identyfikacja, informatyzacja. Premier Mateusz Morawiecki poinformował że w dalszym ciągu obowiązują zasady izolacji, ludzie mają ograniczyć wyjścia do minimum, utrzymywać dystans społeczny i korzystać z maseczek (izolacja). Zapowiedział też, że wprowadzona zostanie w życie aplikacja, która pozwoli “coraz lepiej opanowywać sztukę badania kto z kim miał kontakt” i pomoże w stwierdzeniu kto potencjalnie mógł się zarazić wirusem (identyfikacja). Dodatkowo rząd chce wprowadzić jak najwięcej cyfrowych procesów, by ograniczyć kontakty między ludźmi (informatyzacja).

Otwarcie lasów i parków i łagodniejsze zasady handlu.

20 kwietnia rozpocznie się łagodzenie obostrzeń. Pierwszy etap to otwarcie parków i lasów.

Otwarcie lasów i parków nie jest to zaproszeniem do niekontrolowanej rekreacji, tylko do utrzymania zdrowia psychicznego.

zaznaczył premier.

Pewne poluzowania o których mówił premier będą obowiązywać od poniedziałku. To nie jest zachęta do nieograniczonego przebywania w lesie czy parku. Mamy się izolować jak najbardziej. Używajcie wyjścia do poprawy samopoczucia i zdrowia psychicznego.

dodał minister zdrowia Łukasz Szumowski.

Dodatkowo, nastąpi liberalizacja zasad handlu. W sklepach o powierzchni mniejszej niż 100 m2 będą mogły przebywać jednocześnie 4 osoby na jedną kasę. W sklepach o większej powierzchni, będzie to jedna osoba na 15 metrów kwadratowych. Morawiecki zaznaczył, że pracownicy sklepów będą poddawani kontroli. Dodał również że w kościołach także będzie obowiązywała zasada 1 osoby na 15 m2.

Walka się nie kończy ale przechodzimy do kontrofensywy.

Zakładając bardziej optymistyczny scenariusz, rząd chce przedstawiać raz na tydzień lub dwa tygodnie kolejne etapy łagodzenia obostrzeń. W kolejnych etapach otworzone ma być rzemiosło, potem handel,  na końcu usługi,  które opierają się na bliskim kontakcie, na przykład salony tatuażu i piercingu.

Jeżeli szybciej zacznie się spłaszczać krzywa zakażeń to przyspieszymy wprowadzenie etapów łagodzenia. Musimy odzyskiwać teren w walce z koronawirusem. “Na ten moment mamy lepszą sytuację niż Europa Zachodnia. Nadal musimy utrzymywać dyscyplinę społeczną, mając nadzieję powrotu do stabilności gospodarczej.

mówił premier na dzisiejszej konferencji. Jak stwierdził pod koniec oświadczenia:

Znajdujemy się w nowej rzeczywistości. Musimy nauczyć się w niej żyć. Polskie społeczeństwo bardzo dobrze reaguje na obostrzenia. Jesteśmy przekonani że możemy część z nich poluzować. Walka się nie kończy ale przechodzimy do kontrofensywy”.

Minister zdrowia zapowiedział, że zaostrzony reżim sanitarny będzie obowiązywał do momentu wprowadzenia do użytku szczepionki na koronawirusa SARS-Cov-2:

Czekamy na szczepionkę. Etapy nie oznaczają że epidemia się kończy. Nie ma danych które mówią że epidemia wygaśnie. Jedyne co jest pewne, to pojawienie się szczepionki i leków. Kiedy? Niewiadomo.

Szef resortu zdrowia przekazał,  że trzeba nauczyć się żyć w nowych czasach i nie oczekiwać powrotu do czasów sprzed pandemii. Według ministra, “nowa normalność” może potrwać “nawet do dwóch lat”.

Plan nie ma konkretnych dat. Od warunków służby zdrowia zależy czy będziemy mogli przejść do kolejnego etapu.”

Szumowski powiedział także, że “medycyna jest związana z finansami”.

Żeby móc leczyć innych pacjentów, takich z innymi chorobami, państwo musi funkcjonować.

Jak dodał minister zdrowia:

W perspektywie roku, półtora, nie możemy się całkowicie odizolować.

J.S. /A.W.K.

Jastrzębski: Turecki rząd AK Parti wypuści 100,000 więźniów, ale za kratkami pozostawi prokurdyjskich opozycjonistów

Państwa OPEC, Rosja, Brazylia i Kanada podpisały bezprecedensowe porozumienie o obniżeniu produkcji ropy naftowej celem zatrzymania spadku ceny tegoż surowca.

Al-Arabiya

  1. Turecki parlament przegłosowuje ustawę o wypuszczeniu ponad 100,000 więźniów

Powodem podjęcia niniejszej decyzji jest przepełnienie tureckich więzień, a także wynikająca z tegoż przepełnienia obawa o zwiększenie ryzyka proliferacji koronawirusa.

Ustawę przegłosowano we wtorek po uprzednim wprowadzeniu zmian do kodeksu karnego zaproponowanych przez rządzącą Partię Prawa i Rozwoju (AK Parti) i jej koalicjanta Akcję Partii Nacjonalistycznej (MHP).

W tym czasie opozycja podkreśla, że Prezydent Recep Tayyip Erdogan i jego partia (AK Parti) nie pozwolili posłom opozycji na wzięcie udziału w dyskusji nad ustawą. Wynikało to z faktu, iż zostali umieszczeni w kwarantannie. W głosowaniu wzięło udział tylko 27 posłów Ludowej Partii Demokratycznej (HDP) i 51 posłów Republikańskiej Partii Ludowej (CHP). Wszyscy oni głosowali przeciwko ustawie, natomiast za było 279 posłów.


Komentarz: Wyłączeni spod ustawy będą dysydenci, pośród których znajdują się aktywiści i członkowie opozycji, zwłaszcza HDP, to jest partii mocno zaangażowanej w sprawy kurdyjskie. Powstała w 2012 roku, HDP w warstwie ideologicznej jest socjalistyczna, a poprzez realizację paradygmatów kurdyjskiego feminizmu stworzonego przez Abdullaha Ocalana, oskarżana o związki z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Zaznaczam tutaj, że rząd AK Parti uważa PKK za organizację terrorystyczną, a więc łatwo jest zaszufladkować działaczy opozycji jako terrorystycznych kolaborantów.

Zwróćmy przeto uwagę na fakt, że turecka opozycja nie oponuje wobec idei wypuszczania więźniów, a sprzeciwia się raczej temu, że decyzja ta nie uwzględnia ich ludzi.


– Będziemy kontynuować nasz sprzeciw wobec tej ustawy i będziemy bronić naszych towarzyszy… gdyż są zakładnikami bezprawnie trzymanymi w więzieniach – mówi członkini HDP Miral Danish Peshtash. – Erdogan oskarża każdego, kto się mu przeciwstawia, o terroryzm, a jeśli spojrzymy na liczby więzionych pod tym pretekstem w Turcji, to znalazłaby się ona na czele państw używających terroryzmu w celu zdyskredytowania krytyków – dodała.

Al-Jazeera

  1. Podpisanie umowy ,,OPEC Plus” o zmniejszeniu produkcji doprowadza do skoku cen ropy naftowej

O 05:19 w poniedziałek notowania ropy brent dla transakcji terminowych, tzw. futures, wyniosły 32,77 dolara za baryłkę.


Komentarz: Brent to denominator klasyfikacyjny tzw. słodkiej ropy naftowej będący zarazem odnośnikiem dla światowych cen nabywczych ropy naftowej. Używa się go do wyceny ⅔ światowych zasobów handlowej ropy naftowej. Ropę tę cechuje względnie niska gęstość. Mówi się o niej, że jest słodka, ponieważ zawiera niewiele siarki. Brent wydobywany jest na Morzu Północnym.

Nazwę temu gatunkowi ropy nadał operatora północnomorskich pól naftowych Shell UK Exploration and Production działający w imieniu Royal Dutch Shell. Polityka nazewnicza Shell narzucała obowiązek nadawania polom naftowym imion ptasich, Brent przeto pochodzi od brent goose, czyli bernikli obrożnej. Brent to także akronim pochodzący od nazw warstw formacyjnych tegoż pola naftowego, a konkretnie: Broom, Rannoch, Etive, Ness i Tarbert.


Notowania ropy US West Texas Intermediate wzrosły o 4.4% do 23,77 dolara za baryłkę. Tymczasem na rynkach azjatyckich notowania tej ropy wyniosły w poniedziałkowe popołudnie 23,94 dolara za baryłkę, notowania Brentu zaś 32,83.


Komentarz: US West Texas Intermediate, obok Brent, stosowany jest do wycen ropy naftowej.


To w niedzielę państwa OPEC, Rosja, Brazylia i Kanada podpisały bezprecedensowe porozumienie o obniżeniu produkcji ropy naftowej celem zatrzymania spadku ceny tegoż surowca. Po czterodniowych negocjacjach i pod wpływem nacisków prezydenta USA Donalda Trumpa, OPEC zdecydowało o zmniejszeniu produkcji w maju i czerwcu o 9,7 milionów baryłek ropy dziennie czyli o 10% światowych zasobów.

W rozmowie telefonicznej prezydencie Władimir Putin i Donald Trump zgodzili się co do wielkiej wagi i znaczenia tego porozumienia. W następstwie podpisania porozumienia, Trump zatweetował, że pozwoli ono na uratowanie tysięcy miejsc pracy w amerykańskim sektorze energetyki.”

Prezydent USA wyraził zadowolenie z podpisania umowy również w rozmowie z Księciem Koronnym Arabii Saudyjskiej Muhammadem bin Salmanem. Książe zapewnił ponadto Trumpa, że cięcia na rynku ropy naftowej są równowarte skali konsekwencji gospodarczych jakie pociąga za sobą kryzys związany z rozprzestrzenieniem koronawirusa.

Ze swej strony przewodniczący Japanese Petroleum Association Takashi Tsukioka powiedział, że porozumienie OPEC i jego sojuszników co do obniżenia produkcji nie przyniosło oczekiwanych skutków, a przejawia się to w inercji cen ropy.

Stephen Ennis reprezentujący firmę AxiCorp wskazał na wątpliwości co do podpisanego porozumienia, zwłaszcza w obliczu spadku popytu związanego z pandemią COVID-19. Wyraził on swoje obawy, że do podpisania porozumienia doszło zbyt późno, aby powstrzymać spadek cen. Złą sytuację pogłębia fakt, że braknie już miejsca na składowanie wydobytej ropy, powiedział ekspert.

 

Reuters

  1. Sektor turystyki Tunezji może stracić nawet 1,4 miliarda dolarów i 400 000 miejsc pracy

Do siedziby Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF) wpłynął list od Centralnego Banku Tunezji i tunezyjskiego Ministra Finansów Mohameda Ridhy Chalghouma, w którym poinformowano, że gospodarka kraju skurczy się o nawet 4,3%.

Będzie to największy spadek od 1956 roku.


Komentarz: To jest od czasu zakończenia procesu uzyskiwania niepodległości zapoczątkowanego w 1952 roku, kiedy to Lamine Bey Muhammad VIII został zmuszony do rozpisania wyborów, których domagali się separatyści pod wodzą Habiba Burgiby. Innymi słowy będzie to największy upadek tunezyjskiej gospodarki od czasu uzyskania niepodległości przez Tunezję.


Już w zeszły piątek IMF przychylił się do pożyczki dla Tunezji wynoszącej 745 milionów dolarów. Pieniądze mają być przeznaczone na walkę z koronawirusem. Jednak to nie koniec pompowania pieniędzy, albowiem w środę IMF oznajmiło, że nowy program dofinansowania Tunezji może zacząć się w drugiej połowie 2020 roku. Wymiary tejże pomocy pozostają nieznane.

Do środy rano Tunezja potwierdziła 747 zachorowań i 34 zgony wywołane przez chorobę COVID-19. Granice kraju pozostają zamknięte do 19 kwietnia.

Pandemia najmocniej uderza w tunezyjski sektor turystyki stanowiący nie tylko blisko 10% produktu krajowego brutto Tunezji, ale i główne źródło zagranicznej waluty.

– Pracujemy obecnie z partnerskimi rządami nad potencjalną gwarancją dla suwerenności przyszłych emisji obligacji w kontekście trudnej sytuacji międzynarodowej – napisał tunezyjski minister finansów.

W ramach budżetu na 2020, Tunezja planuje emisję obligacji wartych do 877 milionów dolarów. Data emisji pozostaje nieznana. IMF dodał, że Tunezja ubiega się o pożyczkę od państw G7. Jeżeli pożyczka nie zostanie udzielona, Tunezja będzie zmuszona szukać innego źródła finansowania, które może obejmować pożyczkę konsorcjalną od banków międzynarodowych.

W liście od ministerstwa, Tunezja zobligowała się ograniczyć pensje dla sektora publicznego, zreformować firmy państwowe i zredukować subsydia na elektryczność i gaz.


Komentarz: Tunezja była szczerze znienawidzona przez IMF za swoją uległość wobec nacisków pracowników sektora publicznego, w wyniku których w lutym 2019 podniosła wynagrodzenie ponad 700,000 osób. IMF preferował w tym czasie utrzymanie dochodów z podatków i powstrzymanie się od rewolucyjnych kroków.

Premier Tunezji Elyes Fakhfakh powiedział w kwietniu, że rząd przeznaczył miliard dolarów na walkę z gospodarczymi i społecznymi rezultatami kryzysu koronawirusa.


2. Liczba zmarłych na chorobę COVID-19 w Iranie wynosi 4,777 osób

Takie dane podał w środę rzecznik irańskiego ministerstwa zdrowia Kianush Jahanpur.

Iran pozostaje najciężej dotkniętym przez koronawirus krajem Bliskiego Wschodu. Liczba zarażonych COVID-19 w tym kraju wynosi 76,389 osób.

 

Autor: Maciej Maria Jastrzębski

Epidemia sparaliżowała Niemcy, a według tamtejszych mediów, wszystkiemu winni są polscy lekarze i polski rząd

Media – wszystkie lewackie – oburzają się: Polska przywróciła granicę, a szpitale w Brandenburgii opierają się na Polakach! Polski rząd ośmielił się bez konsultacji z Berlinem zamknąć granice!

Jan Bogatko

Trochę dziwnie na ulicach niemieckiego Zgorzelca. Nie, żeby wcześniej, zanim pojawiła się tu chinka, ulicami tego miasta przewalały się tłumy; nie, tego nie chciałem powiedzieć. Ale na Berliner Strasse, równoległej do mojej ulicy (dawniej Adolf Hitler Strasse), na promenadzie tego miasta, ba, jego wizytówce, przynajmniej przez kilka godzin, od dworca kolejowego po plac Pocztowy, przechadzała się publiczność z pobliskiej zagranicy i okolicznych miejscowości, o egzotycznych przybyszach nie wspominając. Teraz od czasu do czasu przebiegnie jakiś zabłąkany kot. Na przystankach tramwajowych pusto, kawiarnie zamknięte, restauracje i bistra też, o sklepach modowych nie wspominając. Wiatr wieje z kierunku Gór Żytawskich, owiewając nielicznych przechodniów lodowatym powiewem.

Wczoraj poszedłem na most miejski, którym przechodzi się zazwyczaj na polską stronę. Czasami zdarzały się na nim korki, dzisiaj rzadko nim ktoś przejeżdża. Połowa drogi zamknięta, za płotkiem namiot wspólnych służb granicznych. Przed nim ufoludek w białym, kosmicznym kombinezonie z kapturem w miejsce hełmu, za to w masce, z termometrem w dłoni. W życiu codziennym jest strażakiem. – Z Polski może wjechać każdy – mówi – do Polski nikt w zasadzie nie może wjechać.

Jacyś starsi państwo z Niemiec pytają, czy mogą wjechać na stację benzynową tuż przy moście, może dwa metry, ale już za granicą. – Niestety nie, odpowiada. – A kiedy będziemy mogli? – Tego nie wiem. Zawracają. Nikt też nie wie, kiedy do Szpitala Miejskiego w niemieckim Zgorzelcu wrócą polscy lekarze czy pielęgniarki. A stanowią oni ważną część personelu.

Oczywiście niemieckie media, które, co zachowałem w pamięci, zaraz po otwarciu granic przestrzegały swych czytelników przed Polakami, jakoby zabierającymi im pracę i wykupującymi wszystko z ich sklepów, teraz oskarżają z kolei „prawicowo-populistyczny” rząd polski o celowe działania na szkodę Niemiec w związku z zamknięciem granic z powodu wirusa korona.

Lewacka gazeta „Berliner Zeitung” (raz jeszcze: wszystkie, ale to wszystkie niemieckie gazety z nielicznymi wyjątkami są na poziomie prasy enerdowskiej sprzed zjednoczenia) obwinia wręcz Polskę za rozwój epidemii wywołanej wirusem korona w Brandenburgii. Oburza się: Polska po prostu przywróciła granicę, a tymczasem szpitale w Brandenburgii opierają się na Polakach. Szkoda, że autor informacji nie postawił pytania, dokąd i dlaczego wyjechali lekarze z Brandenburgii, pozostawiając lukę w opiece medycznej.

Również politycy opozycji w Polsce (pewien mój rozmówca, Polak mieszkający w Niemczech, powiedział mi: szkoda, że w Polsce brakuje opozycji, a są tylko bojówkarze) zabierają głos w niemieckich mediach, wprowadzając świadomie konsumentów informacji w błąd. MDR Sachsen, wschodnioniemiecka stacja radiowo-telewizyjna, oczywiście lewicowa i nieobiektywna, zamieszcza wypowiedzi burmistrza polskiego Zgorzelca, Rafała Gronicza, polityka Platformy Obywatelskiej. Jego zdaniem od lat praktykowana idea euromiasta po obu brzegach Nysy po zamknięciu granicy staje pod znakiem zapytania. Pan Gronicz zdaje się nie dostrzegać związku między zarazą a zamknięciem granic. Otwarcie granic z państwem, które sobie z pandemią nie radzi (aktualnie jest w Niemczech ponad 67 tysięcy zarażonych) byłoby ciosem w Polaków, dotkliwszym nawet od utraty pracy (powiedzmy uczciwie, w końcu na jakiś czas).

Cały artykuł Jana Bogatki pt. „Stan epidemii po niemiecku” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Kuriera WNET” numer 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana Bogatki pt. „Stan epidemii po niemiecku” na s. 3 „Wolna Europa” kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego