Dr Łysakowski: Jeśli nie AK, to powstanie warszawskie zrobiliby komuniści

Dr Piotr Łysakowski o powstaniu warszawskim, jego dziedzictwie i o rewizjonizmie historycznym.

Dr Piotr Łysakowski mówi o tym, co dla niego jako warszawiaka od 6. pokoleń oznacza powstanie warszawskie. Na 1 sierpnia czeka on cały rok. Jak mówi, jest to data, którą obchodzimy, ale nie świętujemy, gdyż pamiętamy, jak wielką hekatombą powstanie było. Historyk odnosi się do sceptycznej narracji wielu współczesnych historyków wobec wybuchu powstania warszawskiego.

Uważam, że jeśli coś się w historii zdarzyło, to musiało się zdarzyć.

Zdaniem gościa „Poranka WNET” toczona dyskusja przez owych badaczy, z której snuje się alternatywne scenariusze wydarzeń sprzed 75 lat, zdąża do ślepej uliczki. Jak mówi, nie wiadomo czy jeśli AK nie przeprowadziłaby powstania, to czy nie zrobiliby tego komuniści. Na dodatek Warszawa zgodnie z planem Pabsta miała stać się 40-tys. miastem niemieckim.

Ponadto krytykuje postępowych „demokratów”, według których słowo „patriotyzm” w obecnych czasach oznacza „sprzątanie kupy po psie”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!


K.T./A.P.

Krzysztof Kamil Baczyński, biorąc ślub podczas wojny, powiedział matce, że musi bardzo szybko przeżyć swoje życie

Autorka książki o miłości w czasie Powstania Warszawskiego przybliża czytelnikom historie miłosne bohaterów, z których niektóre były szczęśliwe, inne zaś zakończyły się w sposób tragiczny.

Okładka Książki „Miłość ’44”

Agnieszka Cubała, autorka Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości, mówi na temat swojej niedawno wydanej książki. Porusza w niej tematykę Powstania Warszawskiego nie tylko z perspektywy polityki, walki, dramatu i cierpienia, ale także:

„Z perspektywy zwykłego człowieka, który ma również uczucia i takim najpiękniejszym uczuciem, którym możemy się dzielić z innymi, jest właśnie miłość. Powiem szczerze, że ta miłość w Powstaniu Warszawskim była niesamowicie ważna.”

Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości, autorka porusza temat silnych uczuć i miłości, która rodziła się w ciężkich warunkach, przepełnionych walką i troską o swoje życie. Skupia się na decyzjach bohaterów, którzy wiedzieli, że każdy dzień może być ich ostatnim, przez co żyli szybko i intensywnie. Agnieszka Cubała przybliża historie konkretnych osób, takich jak, chociażby Kamil Baczyński:

Jeden z bohaterów mojej książki Krzysztof Kamil Baczyński, tłumacząc swojej mamie motywy szybkiego ślubu, który wziął, powiedział, że on musi bardzo szybko przeżyć swoje życie. Rzeczywiście widzimy taką sytuację u bardzo wielu bohaterów. Na przykład drugi poeta, Tadeusz Gajcy, również w związku z tym, że nosił w sobie takie poczucie śmierci, uważał, że musi żyć bardzo szybko i bardzo intensywnie. Podobnie było generalnie z miłością.

Jak dodaje, szczególnie spodobały jej się słowa jednej z bohaterek książki, która powiedziała, że „w powstaniu trzeba było kochać bardzo szybko, nie tracąc pięknych chwil”.  Ta historia skończyła się akurat szczęśliwie, jednak nie każdy mógł liczyć na takie zakończenie. Autorka opisała w swojej książce również historie, które kończyły się tragicznie, kiedy jeden, bądź oboje z kochanków tracą życie:

Każda z tych historii jest oparta na faktach i pokazuje prawdziwą historię ludzką. Czasami mamy happy end, a czasami, niestety, tego happy endu nie ma.

Kpt. Kulesza: Powstanie Warszawskie wyzwoliło w ludziach najlepsze cechy. Niektórym zależy na deprecjonowaniu AK

Kpt. Juliusz Kulesza, pseud. „Julek”, powstaniec warszawski o zdobyciu PWPW, ucieczce z Dulagu w Pruszkowie, reakcji na upadek powstania oraz o swoich książkach.

Pomocy poszukiwaliśmy zewsząd. Garłuch miał opanować lotnisko, żeby przygotować miejsce dla brygady spadochronowej. Zdawaliśmy sobie sprawę, kim Sowieci są i czego można od nich oczekiwać.

Kapitan Kulesza opowiada o beznadziejności oczekiwania powstańców na pomoc z zewnątrz. Pogarszająca się sytuacja militarna wywoływała odruch „niech nam ktoś pomoże”.

Istnieje cała grupka historyków, ja się z pewnymi autorami zetknąłem, odnoszę wrażenie, że są ludzie, którym zależy by to powstanie i Armię Krajową deprecjonować. Nie jestem od tego, by wyrokować, komu na tym zależy i kto za to płaci.

W opozycji do tych historyków, którzy w jego opinii deprecjonują powstanie, kpt. Kulesza podkreśla powszechny entuzjazm  i ofiarność społeczeństwa wobec powstania. Wspomina historię jednego z żołnierzy powstania, noszącego pseudonim „Dentysta”. Jak się okazało, został on mężczyźnie nadany, gdyż ten przed wojną rabował groby, wyrywając zmarłym złote zęby. Nawet margines społeczny, od którego można by oczekiwać troski jedynie o własne życie, był więc gotów do najwyższych poświęceń.

Niemcy przez długi czas skutecznie stawiali opór powstańcom, którzy próbowali zdobyć budynek od zewnątrz.

Weteran zgrupowania „Róg” wspomina zdobycie kompleksu Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, który później wraz z innymi powstańcami bronił do 28 sierpnia. Jak mówi, Niemcy 1 sierpnia, jeszcze przed wybuchem powstania zwiększyli załogę Schutzpolizei pilnującą budynku — przybyło kilkudziesięciu nowych wartowników, w tym niektórzy  z bronią maszynową. Wskazuje to na to, że spodziewali się oni powstania, choć, jak mówi, nie docenili jego skali. Powstańcy próbowali zdobyć budynek już pierwszego dnia powstania, z zewnątrz, ale nie mogli przełamać niemieckiego oporu. Dopiero następnego dnia, kiedy Niemcy zostali zaskoczeni atakiem od wewnątrz- ze strony polskich pracowników kompleksu, udało się sforsować bramę i zdobyć gmach.  W roli konia trojańskiego wywołującego popłoch wśród niemieckich obrońców wystąpił oddział PWB/17/S. „Podziemna Wytwórnia Banknotów” zajmowała się wcześniej drukiem banknotów na lewo i fałszowaniem dokumentów niemieckich na rzecz Polskiego Państwa Podziemnego. Przed powstaniem grupa została zmilitaryzowana.

Niemcy mieli lukę w regulaminie, odnotowywali liczbę osób wyjeżdżających dorożkami.

Kapitan Kulesza opisuje swoje losy po powstaniu. Dzięki pomocy wujka, który pracował w stajni w obozie w Pruszkowie, udało mu się uciec z Dulagu 121. Z obozu powstańcy uciekali przez izby chorych, dzięki pomocy polskiego personelu medycznego lub właśnie poprzez stajnie. Opuszczali oni obóz udając członków  Rady Głównej Opiekuńczej, działającej w obozie z ramienia MCK.

Sport podziemny był kolejnym przykładem prężnego działania Polskiego Państwa Podziemnego.

Zorganizowane uprawianie sportu było w czasie okupacji niemieckiej zakazane. Stadion Polonii został przejęty przez SS, a Wojska Polskiego (ob. Legii) przez Wehrmacht. Mimo to udawało się zorganizować nie tylko rozgrywki takie jak ping-pong czy boks, które można rozegrać w czterech ścianach, ale również mecze piłkarskie, potrzebujące otwartej przestrzeni. Pokazuje to zdaniem kombatanta, siłę polskiej konspiracji.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Gronostaj: W Jeleniej Górze codziennie odkrywam coś nowego

O dziejach Jeleniej Góry i jej atrakcjach mówi Eugeniusz Gronostaj, historyk i regionalista.

Eugeniusz Gronostaj mówi o metodach, jakie stosuje przy rekonstrukcji dziejów miasta. Opierając się na takich źródłach jak z jednej strony akty prawne, a z drugiej mapy kartograficzne czy ikonografia, tworzy on trójwymiarowy model przestrzenny miasta. Dzięki niemu może lepiej zrozumieć życie dawnych mieszkańców miasta.

Żyje się bardzo dobrze, ja nie muszę gdzieś tak wyjeżdżać, żeby się zrelaksować. Wakacje są cały rok.

Gość „Poranka WNET” podkreśla, że codziennie może bywać w ciekawych miejscach, w których często nigdy wcześniej nie był.

W roku 1288 po raz pierwszy w dokumencie pojawiła się grupa mieszkańców nazwana mieszczanami, co oznacza, że Jelenia Góra była już w tym czasie miastem.

Jak mówi historyk, niedawno obchodzona 900. rocznica założenia Jeleniej Góry nie ma potwierdzenia w znaleziskach archeologicznych, ani źródłach pisanych. Znamy natomiast datę, po której Jelenia Góra jest już pełnoprawnym ośrodkiem miejskim. Gronostaj mówi także o rodzie Schaffgotschów, z którymi związana jest istotna część dziejów miasta. Ten śląski ród arystokratyczny dzięki swej obrotności dorobił się wielkiego majątku, dzięki któremu mógł sobie pozwolić pałaców i innych budowli w swej siedzibie rodowej, którą była Jelenia Góra. Do dzisiaj miejscowość może pochwalić się nadzwyczajną ilością pałaców, a także starymi kopalniami srebra i złota.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Żabska, Mykytyszyn: Zamek Książ to wizytówka i brama do Polski. To od Dolnego Śląska zależy, jak będzie ona postrzegana

– Przez granicę czeską czy niemiecką do Zamku Książ docierają turyści z całego świata. To od Dolnego Śląska zależy, jak będą oni postrzegać Polskę – mówią Anna Żabska i Mateusz Mykytyszyn.

 

 

Anna Żabska, prezes Zamku Książ w Wałbrzychu i Mateusz Mykytyszyn, rzecznik prasowy obiektu, opowiadają o reprezentowanym przez siebie zabytku. Drugi z gości Poranka stwierdza, że obiekt ma ogromny wymiar kulturowy i duchowy nie tylko dla Dolnego Śląska, ale i dla całej południowej Polski. Zamek nazywa wprost „wizytówką i bramą do Polski”. To przez Wałbrzych bowiem, przekraczając granicę czeską i niemiecką, do chluby Wałbrzycha przybywają ludzie z całego świata. W związku z tym to właśnie w pierwszej kolejności od Zamku Książ, następnie od Wałbrzycha, a w końcu od Dolnego Śląska zależy, jak będą postrzegać oni Polskę. Jest to szczególnie ważne w obliczu faktu, że jeśli prognozy się potwierdzą, zabytek odwiedzi w tym roku rekordowe 0,5 miliona osób.

Coraz większa popularność obiektu prócz radości jest również źródłem wyzwań. Rosnąca liczba zwiedzających doprowadziła do przeprowadzenia w tym roku naboru na dodatkowych przewodników. Obecnie na terenie zamku pracuje około 200 osób. Jak podkreśla Anna Żabska, wykonywaniu obowiązku towarzyszy wszystkim miłość do miejsca pracy.

Prezes zabytku opowiada również o współpracy Zamku Książ z wałbrzyskimi teatrami – Teatrem Dramatycznym oraz Teatrem Lalki i Aktora. Z tym drugim dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury przedstawił on spektakl opowiadający o historii obiektu. W zakrysie przybliżył ją Mateusz Mykytyszyn:

„Historia tego miejsca sięga już ponad 700 lat, ponieważ pierwsze wzmianki o Zamku Książ pochodzą z 1288 r., kiedy książę Bolko I Surowy z dynastii Piastów, z jej odnogi świdnicko-jaworskiej, przeniósł swoją stolicę ze Lwówka Śląskiego do Świdnicy i właśnie wybudował zamek Fürstenberg – bo taka była jego historyczna nazwa – jako swoją twierdzę”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Machlowski: W „Czterech pancernych i psie” Twierdzę Kłodzko wyzwala się od Niemców. Jednak minęła ją II wojna światowa

– W 21. odcinku „Czterech pancernych i psa” Twierdza Kłodzko była częścią wyzwalanego od Niemców miasta. Jednak historia twierdzy nie jest powiązana z II wojną światową – mówi Sławomir Machlowski.

 

 

Sławomir Machlowski, kierownik Twierdzy Kłodzko, opowiada o udziale nadzorowanego przez siebie obiektu w serialu pt. „Czterej pancerni i pies”. Forteca obronna pojawiła się w 21. odcinku pt. „Dom”, w którym grała część wyzwalanego i zaminowanego przez Niemców miasta. Na pamiątkę gościnnego występu schody w zamku noszą nazwę Czterech Pancernych, a przy twierdzy stoi wypożyczony z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie czołg T-34 – serialowy Rudy. Gość Poranka zwraca w tym miejscu uwagę na fakt, że w rzeczywistości historia obiektu nie ma żadnych powiązań z II wojną światową.

Twierdza Kłodzko stała się natomiast areną innych działań zbrojnych – przypadających na drugą połowę XVIII w. wojen śląskich. W 1742 r. w wyniku pierwszej wojny śląskiej forteca oddana została w ręce Prusaków, którzy umocnili ją i rozbudowali. W czasie potyczek powstał też pomocniczy fort na Owczej Górze. Z tych powodów Machlowski zaznacza, że zabytek mówi także o chwale państwa pruskiego i obiekt powinien pokazywać związane z nim wartości wielokulturowe.

Kierownik Twierdzy Kłodzko zaprasza również na XIV Dni Twierdzy Kłodzko, które odbędą się w dniach 9-11 sierpnia. Cały program imprezy dostępny jest na stronie Twierdzy Kłodzko.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

W różnych państwach – także w Polsce – coraz częściej ma miejsce urąganie bezprecedensowej II-wojennej tragedii Polaków

Pracownikom dyplomatycznym towarzyszy często, prócz wyłącznie „grzesiukowej” wiedzy, także poczucie tymczasowości i pokusa obrony „dobrych relacji”, często wręcz kosztem polskiego narodowego interesu.

Dariusz Brożyniak

„Tu, w Gusen, mamy do czynienia z niemieckim Katyniem… Pragnę wyrazić nadzieję, że władze Republiki Austrii i austriackie instytucje odpowiedzialne za kwestie miejsc pamięci właściwie zagospodarują tereny i budynki stanowiące w przeszłości integralną część obozu koncentracyjnego Gusen.

Będziemy wymagać zapewnienia międzynarodowych standardów, jakim podlegają obozy w Auschwitz czy Sobibór… Oczekujemy tego także w imieniu 44 600 zamordowanych w tym obozie, niewinnych ludzi. Oni zdecydowanie zbyt długo czekają na ten ostatni akt łaski i akt pamięci, jaki winny jest im rząd Republiki Austrii…” – to słowa wicepremiera rządu RP i ministra kultury i dziedzictwa narodowego prof. Glińskiego.

Bardzo znamienne, odważne i dobitne słowa, wypowiedziane po raz pierwszy od dekad w Austrii, definiujące pewien stan rzeczy jednoznacznie. Słowa także uniwersalne, prawdziwe wszędzie tam, gdzie próbuje się urągać II-wojennej bezprecedensowej tragedii Polaków. Urąga się jednak uparcie i coraz częściej. Urąga się najchętniej w Niemczech, Austrii, na Łotwie, na Ukrainie, w Izraelu, ale i w Polsce. Wybrani przez naród politycy z wyjątkową niechęcią konfrontują się z tą rzeczywistością. Oni chcą wygodnie przejść przez swą kadencję, łakomi na każdy łatwy sukces. Nie cierpią tych, którzy wskazują sprawy zamiecione pod dywan lub wymagające wysiłku i mądrej walki o pozytywny rezultat. (…)

Tak się nieoczekiwanie politycznie złożyło, że prawica narodowa, ta dociekliwa i zadająca konkretne, twarde i trudne pytania, coraz bardziej staje się cichym wrogiem tej niosącej tak wiele nadziei „dobrej zmiany”. Do zwalczania tejże patriotycznej prawicy wykorzystywane są nawet „ciemne siły” poprzedniego systemu, nie mówiąc już o całej rzeszy „zrehabilitowanych przekrzt” III RP. Przypominać to zaczyna coraz bardziej okrzyknięcie Solidarności Walczącej organizacją terrorystyczną i wydanie nawet przez rząd Mazowieckiego listów gończych za jej prominentnymi działaczami, aż do 1992 roku (sic!). Zjawiska te – nieco usprawiedliwione nie mającą precedensu w Europie Zachodniej i nawet Środkowej brutalizacją życia politycznego, a szczególnie kampanii wyborczej – nie mogą i nie powinny znajdować żadnej akceptacji wobec kwestii naszej polskiej, narodowej pamięci.

Tymczasem przykład ruchów kibicowskich, które pierwsze upomniały się, bez względu na konsekwencje stadionowych regulaminów, o żołnierzy wyklętych, jest jednoznacznym dowodem na zaniechania władzy. Robią to zresztą nadal, broniąc dobrego imienia Polski przed agresywnie antynarodową narracją Niemiec.

Orlęta Lwowskie to byli także batiarzy z określonych lwowskich dzielnic, jednak poczucie honoru, patriotyzmu i obowiązek wobec ojczyzny stawiały wtedy także polityków i dyplomatów w jeden szereg towarzyszy broni.

W dzisiejszej Polsce młyny dyplomacji mielą nadal niezwykle powoli, ale można odnieść wrażenie, że także nieskutecznie. Tylko bowiem z poczuciem wstydu można wysłuchiwać relacji o niemożliwym latami do przełamania status quo pomnika z orłem bez korony, braku upamiętnień w ogóle, celowych zaniechaniach czy pogardliwym stosunku wielu ustanowionych z urzędu „zarządców” nawet do ofiar i ich bliskich. Pracownikom dyplomatycznym towarzyszy często, prócz wyłącznie „grzesiukowej” wiedzy, także poczucie tymczasowości i pokusa obrony „dobrych relacji”, często wręcz kosztem polskiego narodowego interesu. Usłużne „szare eminencje”, najczęściej rodacy uwikłani od lat w lokalne interesy, podpowiadają priorytety i rozwiązania bezkonfliktowe, bo wygodne wyłącznie dla drugiej strony. „Handlowanie” polską racją stanu z obcymi dla własnych, najczęściej „małych” karier jest jedną z najpaskudniejszych naszych narodowych wad, spatologizowanych dodatkowo zaborami. Niechlubnym przykładem jest tutaj właśnie Austria.

Cały artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Po czynach ich poznacie” znajduje się na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Po czynach ich poznacie” na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Marcin Nowak: Od 1290 r. Nysa stała się stolicą jednego z najbogatszych księstw, dlatego nazywana była Śląskim Rzymem

Wyjątkowość Nysy polega na tym, iż to właśnie ona, stała się ostoją katolicyzmu w czasach reformacji, a także siedzibą dla biskupa Wrocławskiego, który sprawował władzę na tym terenie.

Marcin Nowak historyk, przewodnik turystyczny, podkreśla, że z turystyką związał swoje życie już wiele lat temu:

To jest taka pasja, która staram się realizować na co dzień.

Gość Poranka wyjaśnia również, dlaczego Nysa nazywana jest Śląskim Rzymem. Okazuje się, iż przydomek ten przylgnął do miasta bardzo dawno temu:

W dawnych czasach panowała moda na porównania.

Na Śląsku bywało, że Ślązacy bardzo często porównywali np. Śląska Jerozolima to Góra Świętej Anny, Śląskie Carcassonne to Paczków, a nazwa Śląski Rzym powstała ze względu na to, że już od roku 1290 Nysa stała się stolicą samodzielnego, potężnego, jednego z najbogatszych księstw na Śląsku:

W okresie rozbicia dzielnicowego powstało kilkanaście potężnych samodzielnych księstw, między innymi Nysa.

Była ona o tyle wyjątkowa, iż na jej „tronie” zasiadał biskup Wrocławski, który de facto rządził tymi terenami. Biskupi z Wrocławia sprowadzili się na te tereny w XIII wieku. Te obszary stały się dla nich miejscem do polowania i odpoczynku. Z czasem zaczęły przebiegać tutaj szlaki handlowe, a także odkryto w tej okolicy złoto. To spowodowało, że biskupi z Wrocławia właśnie w tym miejscu postanowili utworzyć swoje księstwo, swoje miasto.

W późniejszych czasach Śląsk został przejęty przez protestantów. Był to reformacji. Wtedy to właśnie Nysa stała się miejscem, gdzie biskupi rezydowali, podejmowali decyzje o losach diecezji i prowadzili akcję kontrreformacji:

Nysa stała się ostatnia ostoja katolicyzmu

Jak zaznacza gość Poranka, w samej Nysie znajduje się również wiele obiektów, które nawiązują do tych, które możemy zobaczyć w samym Rzymie i we Włoszech:

Takich porównań jest bardzo dużo.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K./M.K.

 

Paweł Bobołowicz: Gdyby nie rodzina pani Lucyny Kawałko, Kościół Świętego Michała Archanioła przestałby istnieć

Po 1944 r. Kościół w Kamieńcu Koszyrskim został rozgrabiony i przekształcony w całkowicie inny obiekt. Wtedy na tych terenach przestało bić polskie serce.

Paweł Bobołowicz w ramach Ukraińskiego Zwiadu WNET wizytuje dziś w Kamieniu Koszyrskim, w którym znajduje się wybudowany w XVII wieku przez Adama Aleksandra Sanguszkę kościół i klasztor dominikanów:

Co ciekawe ojciec Adama – Grzegorz Sanguszko, był wielkim orędownikiem prawosławia i na tym terenie fundował cerkwie prawosławne

Historia budynków była mocno zawiła, najpierw Moskalski zaborca zlikwidował klasztor, a później kościół jeszcze długo służył długo wiernym. W 1944 roku przez wydarzenia, które na tych terenach spowodowały, że przestało bić polskie serce, kościół w Kamieniu Koszyrskim przestał pełnić swoją funkcję. Kościół Świętego Michała Archanioła został zmieniony na całkowicie inny obiekt:

Dzisiaj dobrym aniołem tej świątyni jest pani  Lucyna Kawałko

Pani Lucyna wspomina czasy, kiedy Kościół został rozgrabiony, a następie przerobiony na cukiernię i piekarnię:

Pieczono tam chleb, a później go sprzedawano.

Przez około 2,5 roku Msze Święte odbywały się w domu pani Lucyny. Później, po 1993 r. zdecydowano, że obok starej świątyni zostanie wybudowany nowy Kościół. Odbudowano również dawną kaplicę:

To zasługa pani Lucyny i jej męża.

Niestety, jak dodaje Paweł Bobołowicz, dziś nowy kościół wciąż pozostaje pusty. Na Mszy Świętej nigdy nie ma zbyt wielu wiernych. Jeżeli chodzi o stary kościół, został on oddany w ręce regionalnego muzeum:

Dziś jest szansa, że będzie to obiekt muzealny, do którego powróci wiele przedmiotów. Dziś jest szansa,że ten piękny obiekt przetrwa, ale w postaci zmienionej. Miejmy nadzieje, że uda cię przywrócić choć część jego dawnego blasku.

Paweł Bobołowicz przyznaje, że te tereny są dla niego bardzo ważne, gdyż stąd pochodzi jego rodzina. W tym kościele chrzczony był jego ojciec:

Gdy patrze na te miejsca, myślę też o historii rodzinnej.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K./M.K.

Bobołowicz: Moja rodzina w ciągu jednej nocy musiała uciekać z Kamienia Koszyrskiego. Po Niemcach mogła im zagrozić UPA

– Moja rodzina musiała uciekać z Kamienia Koszyrskiego w 1944 r., kiedy to wieś opuścili Niemcy, a nie wkroczyli jeszcze Sowieci. Wtedy mogła zagrozić im zagrozić rzeź UPA – mówi Paweł Bobołowicz.

 

 

Paweł Bobołowicz, korespondent Radia WNET na Ukrainie, kontynuuje swoją letnią trasę Ukraiński Zwiad WNET. Tym razem na redakcyjnym motorze wybrał się on do Kamienia Koszyrskiego. W latach międzywojennych miasto przechodziło z województwa wołyńskiego do poleskiego, by po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę w 1991 r. znaleźć się w województwie wołyńskim w granicach tego państwa. Kamień Koszyrski położony jest 30 kilometrów od granicy z Białorusią i przepływa przez niego rzeczka Cyr.

Z miastem tym nasz korespondent związany jest osobiście – to tutaj bowiem w 1935 r. urodził się jego ojciec. Do dziś stoi tam dom rodzinny zbudowany w 1939 r., a swego czasu w samym centrum znajdował się duży hotel i restauracja Bobołowiczów. Los nie okazał się jednak dla rodziny korespondenta łaskawy – w 1944 r. musiała ona opuścić Kamień Koszyrski. Wtedy bowiem wyszli z niego Niemcy i istniało duże zagrożenie wkroczenia Ukraińskiej Powstańczej Armii, które mogło skończyć się rzezią. W związku z tym Polacy w ciągu jednej nocy opuścili miasto.

W drugiej części rozmowy Paweł Bobołowicz przeprowadził wywiad z Natalią Pas, dyrektorką Muzeum Krajoznawczego w Kamieniu Koszyrskim. Opowiada ona o średniowiecznej historii tego miasta.

#ukraińskizwiadWnet

A.K.