Krzyszczuk: Sieć kanalizacyjna w Warszawie nie jest powszechnie dostępna. Jednak można ją zobaczyć dzięki grze Kanały’44

– Od 130 lat sieć kanalizacyjna stolicy nie zmieniła się co do struktury. Dzięki grze Kanały’44 będzie można ją zobaczyć wraz z kurierem powstania warszawskiego – mówi Krystian Krzyszczuk.

 

 

Krystian Krzyszczuk opowiada o nadzorowanym przez siebie projekcie Kanały’44. Jego celem, niemal w całości już zrealizowanym, jest wydanie gry w systemie wirtualnej rzeczywistości pod tym samym tytułem. Głównym bohaterem rozgrywki stała się sieć kanalizacyjna Warszawy. Gość Poranka zaznacza, że jest to niepowtarzalna okazja zobaczenia przez graczy niedostępnych na co dzień kanałów stolicy, tym bardziej że ich struktura nie zmieniła się od 130 lat. Uczestnikom projektu zależało na odwzorowaniu sieci kanalizacyjnej z jak największą pieczołowitością, w czym pomogło im Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji.

Gra opisana jest na stronie inicjatywy w następujący sposób: „Kanały ’44 to projekt, który ma na celu przeniesienie w wirtualną, interaktywną rzeczywistość kanałów wykorzystywanych w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku. Wychodzimy daleko poza prosty model ‚wirtualnej makiety’. W założeniach chcemy pozwolić dowolnej osobie wcielić się w podziemnego kuriera, tak by z biernego widza mogła stać się aktywnym uczestnikiem historii swobodnie poruszającym się po kanałach. Projekt posiada wiele cech wspólnych z grą komputerową, takich jak interaktywność, dostosowaną do podejmowanych akcji narrację i odczuwane konsekwencje. W przeciwieństwie jednak do typowej gry obchodzi się bez elementów pośredniczących między użytkownikiem a środowiskiem wirtualnym oraz elementów nie należących do świata przedstawionego. Członkowie Zespołu poświęcili łącznie kilkaset godzin na zebranie materiałów i stworzenie scenariusza, który poprowadzi uczestnika niesamowitym szlakiem podziemnych korytarzy. Poza zebranymi materiałami, stworzyliśmy wiele rysunków, które najlepiej oddawały nasz zamysł i atmosferę historii. Chcieliśmy zrobić wszystko aby było zupełnie tak, jak gdyby uczestnik znalazł się w sercu powstańczych wydarzeń. Kanały ’44 mają nie tylko pokazać ówczesne realia, ale też dać jak najpełniej poczuć atmosferę wydarzeń, a tym samym w atrakcyjny i zapadający w pamięć umożliwić poznanie tego jakże ciekawego rozdziału historii Warszawy i jej sieci kanalizacyjnej”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Grzegorz Polak: W powstaniu brakowało środków na uśmierzenie bólu i czasami jedynym środkiem była ręka kapelana

Przeczytaj inspirującą powstańczą historię Kapelana Stefana Wyszyńskiego, którego postępowanie świadczyło w pełni o oddaniu posłudze duszpasterskiej. Pomagał on każdemu, w nikim nie widział wroga.

Grzegorz Polak opowiada powstańczą historię księdza kapelana z podwarszawskich lasek — Stefana Wyszyńskiego. Wprawdzie nie brał on bezpośredniego udziału w walkach, jednak zaangażowany był w powstanie, pełniąc posługę kapelana AK okręgu Żoliborz-Kampinos. Nosił pseudonim Radwan III i jednocześnie był kapelanem szpitala powstańczego w Laskach:

Tutaj zapisał piękną kartę, jako ktoś, kto nie tylko przygotowywał ciężko rannych żołnierzy na śmierć, ale był obecny przy operacjach, które przeprowadzane były w warunkach bardzo prymitywnych. Brakowało środków na uśmierzenie bólu i czasami jedynym środkiem była ręka kapelana, który trzymał żołnierza poddawanego amputacji.

Wracając do swoich wspomnień z okresu działań szpitala powstańczego w Laskach, Kardynał Stefan Wyszyński mówił o przygotowywaniu młodych, czasem 16-letnich żołnierzy na śmierć:

Mimo ogromnych chęci nie był w stanie on pogrzebać wszystkich zmarłych, gdyż nikt inny w tym czasie nie zawracał sobie głowy, gdyż ciągle dochodzili kolejni ranni i zabici.

Jak dodaje gość „Poranka WNET”, ksiądz Stefan Wyszyński był w pełni oddany swojej posłudze duszpasterskiej, nie odmawiając pomocy nawet Niemcom, Ukraińcom czy Węgrom:

Tutaj dla niego jedynym kryterium była potrzeba duchowa człowieka, a nie patrzenie czy to, że to jest wróg. On zresztą w nikim nie widział wroga.

Dr Łysakowski: Jeśli nie AK, to powstanie warszawskie zrobiliby komuniści

Dr Piotr Łysakowski o powstaniu warszawskim, jego dziedzictwie i o rewizjonizmie historycznym.

Dr Piotr Łysakowski mówi o tym, co dla niego jako warszawiaka od 6. pokoleń oznacza powstanie warszawskie. Na 1 sierpnia czeka on cały rok. Jak mówi, jest to data, którą obchodzimy, ale nie świętujemy, gdyż pamiętamy, jak wielką hekatombą powstanie było. Historyk odnosi się do sceptycznej narracji wielu współczesnych historyków wobec wybuchu powstania warszawskiego.

Uważam, że jeśli coś się w historii zdarzyło, to musiało się zdarzyć.

Zdaniem gościa „Poranka WNET” toczona dyskusja przez owych badaczy, z której snuje się alternatywne scenariusze wydarzeń sprzed 75 lat, zdąża do ślepej uliczki. Jak mówi, nie wiadomo czy jeśli AK nie przeprowadziłaby powstania, to czy nie zrobiliby tego komuniści. Na dodatek Warszawa zgodnie z planem Pabsta miała stać się 40-tys. miastem niemieckim.

Ponadto krytykuje postępowych „demokratów”, według których słowo „patriotyzm” w obecnych czasach oznacza „sprzątanie kupy po psie”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!


K.T./A.P.

Krzysztof Kamil Baczyński, biorąc ślub podczas wojny, powiedział matce, że musi bardzo szybko przeżyć swoje życie

Autorka książki o miłości w czasie Powstania Warszawskiego przybliża czytelnikom historie miłosne bohaterów, z których niektóre były szczęśliwe, inne zaś zakończyły się w sposób tragiczny.

Okładka Książki „Miłość ’44”

Agnieszka Cubała, autorka Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości, mówi na temat swojej niedawno wydanej książki. Porusza w niej tematykę Powstania Warszawskiego nie tylko z perspektywy polityki, walki, dramatu i cierpienia, ale także:

„Z perspektywy zwykłego człowieka, który ma również uczucia i takim najpiękniejszym uczuciem, którym możemy się dzielić z innymi, jest właśnie miłość. Powiem szczerze, że ta miłość w Powstaniu Warszawskim była niesamowicie ważna.”

Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości, autorka porusza temat silnych uczuć i miłości, która rodziła się w ciężkich warunkach, przepełnionych walką i troską o swoje życie. Skupia się na decyzjach bohaterów, którzy wiedzieli, że każdy dzień może być ich ostatnim, przez co żyli szybko i intensywnie. Agnieszka Cubała przybliża historie konkretnych osób, takich jak, chociażby Kamil Baczyński:

Jeden z bohaterów mojej książki Krzysztof Kamil Baczyński, tłumacząc swojej mamie motywy szybkiego ślubu, który wziął, powiedział, że on musi bardzo szybko przeżyć swoje życie. Rzeczywiście widzimy taką sytuację u bardzo wielu bohaterów. Na przykład drugi poeta, Tadeusz Gajcy, również w związku z tym, że nosił w sobie takie poczucie śmierci, uważał, że musi żyć bardzo szybko i bardzo intensywnie. Podobnie było generalnie z miłością.

Jak dodaje, szczególnie spodobały jej się słowa jednej z bohaterek książki, która powiedziała, że „w powstaniu trzeba było kochać bardzo szybko, nie tracąc pięknych chwil”.  Ta historia skończyła się akurat szczęśliwie, jednak nie każdy mógł liczyć na takie zakończenie. Autorka opisała w swojej książce również historie, które kończyły się tragicznie, kiedy jeden, bądź oboje z kochanków tracą życie:

Każda z tych historii jest oparta na faktach i pokazuje prawdziwą historię ludzką. Czasami mamy happy end, a czasami, niestety, tego happy endu nie ma.

Kpt. Kulesza: Powstanie Warszawskie wyzwoliło w ludziach najlepsze cechy. Niektórym zależy na deprecjonowaniu AK

Kpt. Juliusz Kulesza, pseud. „Julek”, powstaniec warszawski o zdobyciu PWPW, ucieczce z Dulagu w Pruszkowie, reakcji na upadek powstania oraz o swoich książkach.

Pomocy poszukiwaliśmy zewsząd. Garłuch miał opanować lotnisko, żeby przygotować miejsce dla brygady spadochronowej. Zdawaliśmy sobie sprawę, kim Sowieci są i czego można od nich oczekiwać.

Kapitan Kulesza opowiada o beznadziejności oczekiwania powstańców na pomoc z zewnątrz. Pogarszająca się sytuacja militarna wywoływała odruch „niech nam ktoś pomoże”.

Istnieje cała grupka historyków, ja się z pewnymi autorami zetknąłem, odnoszę wrażenie, że są ludzie, którym zależy by to powstanie i Armię Krajową deprecjonować. Nie jestem od tego, by wyrokować, komu na tym zależy i kto za to płaci.

W opozycji do tych historyków, którzy w jego opinii deprecjonują powstanie, kpt. Kulesza podkreśla powszechny entuzjazm  i ofiarność społeczeństwa wobec powstania. Wspomina historię jednego z żołnierzy powstania, noszącego pseudonim „Dentysta”. Jak się okazało, został on mężczyźnie nadany, gdyż ten przed wojną rabował groby, wyrywając zmarłym złote zęby. Nawet margines społeczny, od którego można by oczekiwać troski jedynie o własne życie, był więc gotów do najwyższych poświęceń.

Niemcy przez długi czas skutecznie stawiali opór powstańcom, którzy próbowali zdobyć budynek od zewnątrz.

Weteran zgrupowania „Róg” wspomina zdobycie kompleksu Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, który później wraz z innymi powstańcami bronił do 28 sierpnia. Jak mówi, Niemcy 1 sierpnia, jeszcze przed wybuchem powstania zwiększyli załogę Schutzpolizei pilnującą budynku — przybyło kilkudziesięciu nowych wartowników, w tym niektórzy  z bronią maszynową. Wskazuje to na to, że spodziewali się oni powstania, choć, jak mówi, nie docenili jego skali. Powstańcy próbowali zdobyć budynek już pierwszego dnia powstania, z zewnątrz, ale nie mogli przełamać niemieckiego oporu. Dopiero następnego dnia, kiedy Niemcy zostali zaskoczeni atakiem od wewnątrz- ze strony polskich pracowników kompleksu, udało się sforsować bramę i zdobyć gmach.  W roli konia trojańskiego wywołującego popłoch wśród niemieckich obrońców wystąpił oddział PWB/17/S. „Podziemna Wytwórnia Banknotów” zajmowała się wcześniej drukiem banknotów na lewo i fałszowaniem dokumentów niemieckich na rzecz Polskiego Państwa Podziemnego. Przed powstaniem grupa została zmilitaryzowana.

Niemcy mieli lukę w regulaminie, odnotowywali liczbę osób wyjeżdżających dorożkami.

Kapitan Kulesza opisuje swoje losy po powstaniu. Dzięki pomocy wujka, który pracował w stajni w obozie w Pruszkowie, udało mu się uciec z Dulagu 121. Z obozu powstańcy uciekali przez izby chorych, dzięki pomocy polskiego personelu medycznego lub właśnie poprzez stajnie. Opuszczali oni obóz udając członków  Rady Głównej Opiekuńczej, działającej w obozie z ramienia MCK.

Sport podziemny był kolejnym przykładem prężnego działania Polskiego Państwa Podziemnego.

Zorganizowane uprawianie sportu było w czasie okupacji niemieckiej zakazane. Stadion Polonii został przejęty przez SS, a Wojska Polskiego (ob. Legii) przez Wehrmacht. Mimo to udawało się zorganizować nie tylko rozgrywki takie jak ping-pong czy boks, które można rozegrać w czterech ścianach, ale również mecze piłkarskie, potrzebujące otwartej przestrzeni. Pokazuje to zdaniem kombatanta, siłę polskiej konspiracji.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Augustyn Pytloch – powstaniec śląski, żołnierz-ochotnik 1. Pułku Strzelców Bytomskich i wieloletni kustosz jego pamięci

Historia tej formacji wojskowej to piękny i nieco zapomniany przykład udziału Ślązaków w tworzeniu niepodległego państwa polskiego. Przez Pułk Bytomski przewinęło się ponad dwa tysiące Górnoślązaków.

Renata Skoczek

Augustyn Pytloch jako żołnierz 1. Pułku Strzelców Bytomskich, 1919. Fot. ze zbiorów Muzeum w Chorzowie

W lutym 1919 roku rozpoczęło się formowanie 1. Pułku Strzelców Bytomskich – pierwszej górnośląskiej jednostki Wojska Polskiego, o której milczano przez ponad pół wieku w czasach PRL, bo wsławiła się w bojach w wojnie polsko-bolszewickiej. Historia tej formacji wojskowej to piękny i nieco zapomniany przykład udziału Ślązaków w tworzeniu niepodległego państwa polskiego. Przez Pułk Bytomski przewinęło się ponad dwa tysiące Górnoślązaków, z czego najwięcej, bo ponad jedną czwartą, stanowili żołnierze pochodzący z Bytomia. (…)

Augustyn Pytloch miał zaledwie 23 lata, kiedy wybuchło I powstanie śląskie. Wychowany w polskiej i patriotycznej rodzinie górnika z Miejskiej Dąbrowy (obecnie dzielnica Bytomia), jak na owe czasy i robotnicze pochodzenie był wykształcony, bo nie poprzestał na edukacji podstawowej, ale ukończył 3-letnią szkołę kupiecką. Ponadto posiadał umiejętność maszynopisania i stenografii. Od 1912 roku pracował w redakcji bytomskiej gazety „Katolik”, gdzie opanował biegle język polski w mowie i piśmie. Na wieść o wybuchu powstania w sierpniu 1919 roku bez wahania zaciągnął się do wojska, podobnie jak jego starszy brat Paweł, a po zakończeniu walk, jak większość powstańców, musiał uchodzić ze Śląska i znalazł się w obozie powstańczym w Grodźcu koło Będzina. Stamtąd we wrześniu 1919 roku ochotniczo trafił do 1 Pułku Strzelców Bytomskich, który stacjonował w Olkuszu. (…)

Po zakończeniu II wojny światowej, którą przeżył na robotach przymusowych w Rzeszy, powrócił do Chorzowa, gdzie znalazł zatrudnienie w Chorzowskim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego z siedzibą w tym samym budynku co przedwojenny „Skarboferm”. W księdze pamiątkowej 1. Pułku Strzelców Bytomskich pisał: „75 Pułk Strzelców Bytomskich przeciwstawiał się w ramach Armii Polskiej dzielnie najazdowi olbrzymiej przewadze hitlerowskiej, okupując swój opór krwią »Bytomiaków«. Obozy jeńców – oflagi i stalagi – obozy koncentracyjne, obozy robocze, więzienia zapełniły się naszymi druhami. Trudno ustalić nazwiska wszystkich ofiar. Nadeszła jednak ostateczna chwila zwycięstwa. Staropolskie miasto Bytom, o które walczyli Bytomiacy, wróciło do Polski, a nadto cały Śląsk do Odry i Nysy. Sprawiedliwości dziejowej stało się zadość. Ofiara 75. Pułku Strzelców Bytomskich nie poszła na marne. Ci zaś, którzy przeżyli te straszne czasy, ślubują, że kontynuować będą szlachetne tradycje Bytomiaków”.

Dla Pytlocha oznaczało to gromadzenie informacji o wojennych losach Bytomiaków, zbieranie różnego rodzaju pamiątek związanych z pułkiem oraz organizowanie spotkań byłych żołnierzy, którzy przeżyli wojnę. Prowadził regularną korespondencję z Bytomiakami zamieszkałymi w różnych częściach świata i zbierał ich adresy, dzięki czemu udało mu się sporządzić wykaz poległych żołnierzy. Spisał dzieje archiwum chorzowskiego Koła byłych żołnierzy 1. Pułku Strzelców Bytomskich, które znajdowało się w siedzibie sekretariatu przy ul. Konopnickiej 22a, bo dotarł do żyjących świadków tragicznych wojennych wydarzeń i zebrał pisemne relacje od tych osób. (…)

Spotykał się z żyjącymi Bytomiakami i nakłaniał ich do przekazywania fotografii i dokumentów osobistych, spisywał ich wspomnienia. Efektem tej pracy i wielu kwerend było przygotowanie w 1958 roku opracowania pt. 1. Pułk Strzelców Bytomskich. Jako autor widnieje ostatni prezes Koła byłych żołnierzy 1 Pułku Strzelców Bytomskich, dr Edwarda Hanke, lekarz III Batalionu w stopniu podporucznika, ale bez żmudnej, mrówczej pracy sekretarza Pytlocha to dzieło nie mogłoby powstać. Rękopis nie został wówczas opublikowany i dopiero po śmierci Pytlocha w 1968 roku ukazał się drukiem w wersji ocenzurowanej.

Cały artykuł Renaty Skoczek pt. „Augustyn Pytloch – kustosz pamięci 1. Pułku Strzelców Bytomskich” znajduje się na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Renaty Skoczek pt. „Augustyn Pytloch – kustosz pamięci 1. Pułku Strzelców Bytomskich” na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Grzebielec: Śląsk jest krajem nieznanym. O wojnie o Cieszyn nie pisze się nawet w podręczniku na stulecie niepodległości

– Śląsk jest w Polsce krajem nieznanym. Myślę, że marzenie Morcinka i Kossak sprzed stu lat o przybliżeniu tego miejsca jeszcze się nie spełniło – mówi Wojciech Grzebielec.

 

Wojciech Grzebielec, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 im. Gustawa Morcinka, przybliża historię wojny polsko-czechosłowackiej o teren Śląska Cieszyńskiego. Największe starcie tego konfliktu zbrojnego miało miejsce w dniach 28-30 stycznia właśnie pod Skoczowem. Historyk posuwa się wręcz do stwierdzenia, że gdyby nie zasługi tej miejscowości, Cieszyn nie zostałby przyłączony do II Rzeczypospolitej.

„U nas to było tak troszeczkę inaczej, bo podkreślaliśmy to, że my nie po stu latach wracaliśmy do Polski, a po prawie sześciuset latach (…) [chodzi tu o wojnę polsko-czeską z lat 1345-1348 r. toczoną o Śląsk – przyp.red.], i ten rok 1918, no, był dla nas takim wstępem. Tak, tak, o tę ziemię, bardzo cenną ziemię – bo to jest ziemia cenna i pod względem strategicznym, i pod względem ekonomicznym, bo przecież i węgiel i huty”.

Gość Poranka opowiada także o promocji w Skoczowie spuścizny pisarza Gustawa Morcinka. Popularyzacją jego twórczości zajmują się miejscowe szkoły i centrum kultury, a wspiera je w tym urząd miasta. Obecnie Skoczów przygotowuje się do obchodów stulecia wpisania we wrześniu Morcinka na listę miejskich nauczycieli.

„Myślę, że uczniowie w Skoczowie coś by Panu na ten temat powiedzieli, natomiast spoza byłby już problem. Zresztą ogólnie byłby problem z historią Śląska. Śląsk jest dalej krajem nieznanym i to, co zaczął Gustaw Morcinek, a więc jakoś pokazywać ten Śląsk Polsce, czy to, co robiła Zofia Kossak (…). No, w dalszym ciągu myślę, że ich marzenie się jeszcze nie spełniło. Śląsk dalej jest miejscem nieznanym na mapie Polski, a zwłaszcza nasz ukochany Śląsk Cieszyński. Nawet patrząc po podręcznikach, tak ostatnio przeglądając jeden z nich, podręcznik dla dzieci napisany na sto lat niepodległości Polski, są powstania śląskie, jest powstanie wielkopolskie, natomiast wojny polsko-czeskiej nie ma”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Węglasz: Szczawniccy górale potrafią wyprowadzić swoje rodowody nawet do średniowiecza

Barbara Węglasz, Kustosz Muzeum Pienińskiego o góralskich haftach, góralskim poczuciu wolności i o tym, kto udzielał w Szczawnicy schronienia powstańcom styczniowym.

Barbara Węglasz mówi różnicach między góralami szczawnickimi i pienińskimi. Nie jest łatwo rozróżnić różne grupy górali na pierwszy rzut oka. Jednak różnią się oni strojem: spodniami, suknią, gorsetem, czy haftami.

Tutejsi hafciarze prześcigali się w przepięknych haftach.

W tej okolicy mieszkało wielu utalentowanych szwaczy, do których przyjeżdżali ludzie z okolicznych wsi.

Niektóre rody szczawnickie mogą wyciągnąć swoje rodowody z czasów nawet średniowiecznych.

Jak mówi Kustosz Muzeum Pienińskiego, miejscowi kultywują pamięć o przodkach, posiadając często bardzo rozbudowane drzewa genealogiczne. Choć żyją oni w okolicy od wielu pokoleń, to przybyli tutaj z różnych stron. Obecne tu pustkowia zasiedlane były za panowania Bolesława V Wstydliwego i św. Kingi. Później przyszła fala przybyszy z Wołoszczyzny i Rusi. Z tego powodu na tych terytoriach poza góralami mieszkali także Rusini Szlachtowscy, podgrupa Łemków. Zostały po nich budynki cerkwi grekokatolickich.

To są tereny, które zawsze należały do królewszczyzn. […] Górale podlegali pod starostę czorsztyńskiego, […] i zawsze uważali się za tych wolnych chłopów.

Kontynuując opowieść o dziejach tych ziem, Węglasz mówi o sytuacji ludności w czasach RON. Jako podlegający po władzę urzędnika królewskiego, a nie pod poddaństwo prywatne, mieli prawo odwoływać się do króla i z niego korzystali.

W XIX w. w Szczawnicy rodzi się wyjątkowa sytuacja.

Rozmówczyni Łukasza Jankowskiego powraca do dziejów uzdrowiska. Jego właściciel, Węgier Józef Szalej przyjmował weteranów powstania styczniowego, którym pozwalał mieszkać w swoim ośrodku. Pod koniec życia zapisał on uzdrowisko Polskiej Akademii Umiejętności.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

 

Ewa Herman, Anatoliusz Bukowski, Urszula Malkiewicz, Beata Błaszczyk — Popołudnie WNET – 16.07.2019 r.

Popołudnia WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 16:00 – 18:00 na: www.wnet.fm, 87.8 FM w Warszawie i 95.2 FM w Krakowie. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Goście Popołudnia WNET:

 Ewa Herman — lekarz, przychodnia dla kombatantów

Anatoliusz Bukowski, pseud. „Bocian”  — strzelec w  7. pułk piechoty AK „Garłuch”

Urszula Malkiewicz — sekretarz Środowiska Żołnierzy 7 p.p. AK „Garłuch”

 Beata Błaszczyk — polonistka i anglistka, wolontariuszka Szkół dla Pokoju


Prowadzący: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Aleksander Popielarz

Realizator: Piotr Szydłowski

 


 Część pierwsza: 

dr Ewa Herman/ Foto. Centrum Medyczne CortenMedic

Ewa Herman mówi o przychodni dla kombatantów. W 2005 r. prezydent Warszawy Lech Kaczyński założył przychodnię, która miała służyć kombatantom, sybirakom i prześladowanym przez UB. W 2009 r. dowiedzieliśmy się, że były zakusy, żeby przychodnię zamknąć. Prezydent Gronkiewicz-Waltz musiała ustąpić wobec protestu. Podpisano umowę, która gwarantowała funkcjonowanie placówki do 2019 r. Obecnie jak mówi lekarka, „doszły do nas słuchy, że przychodnia ma być sprywatyzowana”. Kombatanci piszą listy do prezydenta Trzaskowskiego z prośbami o określenie statusu przychodni. Na razie brak jednak decyzji. Weterani otrzymują wymijające odpowiedzi, że obecnie mogą bez kolejki leczyć się w każdej placówce. Jak jednak podkreśla Herman, w przychodni dla kombatantów pracują specjaliści jak diabetolog, reumatolog, urolog itd., których specjalności są bardzo potrzebne kombatantom.

 

Fot. Konrad Tomaszewski / Radio Wnet

Anatoliusz „Bocian” Bukowski stawia mocne pytania: „chcą nam zabrać tę przychodnię, a co w  zamian, bo my jeszcze istniejemy”. Podkreśla, że kombatanci żyją niepewnością. Jak stwierdza, „chyba należy nam się od państwa, jakieś względy z tytułu naszych poświęceń, żebyśmy mieli w starczym wieku dobrą opiekę lekarską”. Dodaje, że „Mamy ustawę, która pozwala nam w aptece załatwiać sprawę bez kolejki. Dano nam ustawę, ale jest to dalekie od realizacji. […] My mamy dalej walczyć o swoje prawa? My się do tego już nie nadajemy”. Dodaje, że potrzeba zdecydowanych działań w tej sprawie.

Kamień upamiętniający poległych żołnierzy 7. Pułku Piechoty Legionów AK „Garłuch”, Cmentarz Wojskowy na Powązkach w Warszawie/ Foto. Monikoska/ Creative Commons

Urszula Malkiewicz mówi o listach pisanych do prezydenta Trzaskowskiego przez kombatantów, w tym „wspaniały list prof. Jerzego Majkowskiego”. Listy pisano od kwietnia, prosząc o przedłużenie działalności przychodni. 6 maja pisało zgrupowanie „Róg” z prośbą o przedłużenie przychodni na rok 2020. Pisali również członkowie Zw. Sybiraków Koła Żoliborz Bielany. Sekretarz Środowiska Żołnierzy 7 p.p. AK „Garłuch” czyta oficjalny list wystosowany w sprawie remontu przychodni, który informuje, że odbędzie się on w dwóch etapach i wskazuje inne placówki, które na ten czas mają częściowo wyręczyć placówkę.  Jednak nie wszystkie placówki, tak dobrze traktują kombatantów. Malkiewicz wspomina jaki problem miała, żeby zostawić swoją 93- letnią matkę na SOR-ze, kiedy ta miała obrzęk mózgu. Stwierdza, że niektórzy lekarze prezentują myślenie: „Starsza pani, 93 lata, po co się pochylać”.  Jak mówi, „dobrze by było, by władze Warszawy nie strzelały sobie w kolano i biodro jednocześnie”. Podkreśla, że ludzie kochają powstańców. Sama uważa się za pośredniczkę dziedzictwa powstańczego, o które chce przekazać dalej swoim wnukom. „Ja uważam osobiście, że jeśli moich czternaścioro wnuków nie będzie znało historii swoich dziadków, to będzie pokoleniem bez przyszłości” – dodaje.

 

 Część druga: 

W części drugiej Tomasz Wybranowski dokonuje przeglądu informacji z Polski i ze świata. M.in. o problemach irlandzkich obywateli Wielkiej Brytanii związanej z wyjściem ich kraju z Unii Europejskiej.

 Część trzecia:

Zawalony dom w Jemenie / Fot. Mr. Ibrahem / Creative Commons 4.0

Beata Błaszczyk mówi o swoim tekście, który znalazł się w najnowszym, 61. numerze „Kuriera WNET”. Odpowiada na pytanie, czy bała się w czasie swojego pobytu w Jemenie. Stwierdza, że „nie ma miejsc absolutnie bezpiecznych”. Jak mówi, w Jemenie „trzeba było dostać zezwolenie od policji i respektować pewne zalecenia”. Stwierdza, że codziennie w tym kraju ginie średnio 75 ludzi. O Jemeńczykach mówi, że to „ludzie otwarci i jednocześnie ogromnie świadomi swojej historii”. Wspomina mieszkańców Sany, którzy są dumni, że mieszkają w mieście najdłużej zamieszkanym przez człowieka. Co prawda ludzie z Damaszku mogliby się z tym nie zgodzić, ale „w Sanie wiedzieli lepiej, że to synowie Noego stawiali własnymi rękami te wieże”. „Szkoły dla pokoju”, których wolontariuszką jest rozmówczyni Tomasza Wybranowskiego, zaczynały swą działalność w Afganistanie. Zainteresowali się Jemenem, gdyż jak mówi Błaszczyk, „czuć było, że za chwilę coś wybuchnie”. Wolontariuszka zachęca do wsparcia fundacji, czego można dokonać na stronie szkolydlapokoju.pl.

 

 

I powstanie śląskie rozpoczęło się wbrew Korfantemu i po dwukrotnym odwołaniu przez niego terminu jego wybuchu

Śląsk oczekiwał rozwoju wypadków. Tymczasem Niemcy byli w posiadaniu największych tajemnic organizacyjnych, wskutek czego mogli wydać rozkazy, na podstawie których powstanie było skazane na zagładę.

Jadwiga Chmielowska

Nadeszło lato 1919 roku. Wojciechowi Korfantemu udało się odwołać dwa terminy wybuchu powstania. Zrobił to w ostatniej chwili, to znaczy już po wydaniu rozkazów oddziałom powstańczym we wszystkich powiatach. Z punktu widzenia militarnego największe szanse miało powstanie w kwietniu 1919 r. Znacznie gorszy był stosunek sił w czerwcu, kiedy to Korfanty przyleciał samolotem do Sosnowca wstrzymywać walki. Cofnięcie rozkazu nie dotarło do komendantów powiatowych w Koźlu, Kluczborku i Oleśnie. Tam wybuchły walki i osamotnieni powstańcy, bez wsparcia z innych powiatów, musieli się rozpierzchnąć. Część z nich osiadła w obozach uchodźców na terytorium Polski, tuż przy granicy ze Śląskiem – w Sosnowcu i Piotrowicach.

Niemcy dostali dowód, że pomimo surowych przepisów stanu oblężenia – stanu wojennego, aresztowań – Ślązacy są gotowi i są w stanie wywołać powstanie.

W Bytomiu Główny Komitet Wykonawczy z Józefem Grzegorzkiem na czele podjął uchwałę wzywającą Dowództwo Główne POW G.Śl. do wydania rozkazu powstania: „Obecni na zebraniu w dniu 11 sierpnia 1919 r. w Bytomiu komendanci powiatowi i grono wybitniejszych funkcjonariuszy POW G.Śl., ze względu na straszny terror ze strony niemieckiej żądają od Gł. Komendy POW w Strumieniu, ażeby wydała rozkaz rozpoczęcia powstania. W razie niepodzielenia tego zdania przez Główną Komendę POW G.Śl., zebranie uchwala, ażeby rozwiązać organizację”.

W związku z tym, że należało tę uchwałę dostarczyć natychmiast do Strumienia, dwaj kurierzy – Stanisław Mastalerz i Szczepan Lortz – jeszcze tego samego dnia udali się do Strumienia. Alfonsa Zgrzebnioka tam nie było, ale w jego zastępstwie Jan Wyglenda zorganizował odprawę sztabu. Przyjęto do wiadomości tekst uchwały, ale nie chciano nawet słyszeć o jej wykonaniu. Zwołano odprawę wszystkich komendantów powiatowych na 15 VIII 1919 r. Wtedy nastąpiła zdrada. Niemcy wysłali na granicę swoich agentów.

„Dnia 15 sierpnia 1919 r., a więc w momencie najkrytyczniejszym, Niemcy zaaresztowali na granicy polsko-śląskiej, na szosie z Pawłowic do Strumienia, Jana Januszczyka z Szopienic, Wilhelma Fojcika i Fryderyka Reischa z Katowic oraz Karola Góreckiego z Markowic. Byli oni w drodze do Strumienia, dokąd ich zawezwano na posiedzenie” – napisał Jan Ludyga-Laskowski w swojej książce Zarys historii trzech Powstań Śląskich 1919, 1920, 1921. Następnego dnia Niemcy przechwycili kurierów z meldunkami. Franciszek Gajdzik wiózł rozkazy dla powiatów rybnickiego, zabrskiego i gliwickiego, Ludwik Mikołajec dla pszczyńskiego, a Szczepanik dla kluczborskiego, oleskiego, lublinieckiego i tarnogórskiego. Rozkaz brzmiał: „Do komendanta powiatu… Dla wyświetlenia sytuacji, jaka powstała w Bytomiu, zwołujemy we wtorek dnia 18 sierpnia 1919 r. o godz. 2.00 po południu wszystkich komendantów i podkomendnych na zebranie do Strumienia. Podpisano: Gł. Dowódca POW G.Śl. w.z. (-) Wyglenda”. Dowódca Alfons Zgrzebniok był wtedy nadal w podróży służbowej.

Po aresztowaniu kurierów do więzienia trafili też Janusz Hager i Jan Pyka, komendanci powiatów zabrskiego i gliwickiego.

Po zatrzymaniu przez Niemców szefa sztabu Józefa Buły oraz szefa całej organizacji śląskiej POW Józefa Grzegorzka, kurierów i kilku komendantów powiatowych, zarówno wśród pozostających na wolności członków sztabu w Strumieniu, jak i Komitetu Wykonawczego zapanował chaos.

„W ręce Niemców dostały się materiały dotyczące POW Górnego Śląska, m.in. stany liczebne. Aresztowanie to było najprawdopodobniej wynikiem zdrady” – na podstawie materiałów Wyglendy („Traugutta”) i archiwów stwierdziła w swej książce Zyta Zarzycka. Szef sztabu J. Buła miał przy sobie rozkazy zakazujące rozpoczynania jakichkolwiek walk. Niemcy się nimi posłużyli podczas powstania, wysyłając podstawionych kurierów.

Komendant posterunku policji w Katowicach Horing tak napisał w swoim raporcie: „Z powodu ujęcia jednej części podkomendnych i rzeczoznawców z Górnego Śląska, zaproszonych na posiedzenie POW do Strumienia – i przez to, że jedna część zaproszeń została przez nas przejęta – zebranie w dniu 15 VIII 1919 r. w Strumieniu nie doszło do skutku i dlatego porozsyłano naprędce, jeszcze w dniu 15 bm., zaproszenia na drugie zebranie, wyznaczone na dzień 18 bm. Jak wynika z treści nowych zaproszeń i z zeznań oskarżonych, na zebraniu tym szef sztabu Buła – który dnia 10 bm. wyjechał do Warszawy, skąd wrócił 15 bm. – zakomunikować miał ważne wiadomości. (…) Oczekiwane są dalsze aresztowania powiatowych komendantów POW przez wojskowe posterunki policyjne. Donoszą, iż 18 bm. ogłoszony będzie na Górnym Śląsku »stan doraźny« z zarządzeniem, że każdy spotkany z bronią w ręku zostanie rozstrzelany”. (…)

Oddział zbrojny 40 powstańców z Maksymilianem Iksalem na czele po przekroczeniu granicy miał nie tylko unieszkodliwić Grenzschutz, ale i na polach pomiędzy Skrbeńskiem a Gołkowicami zdetonować minę, aby dać sygnał do wybuchu powstania dla dwu powiatów – rybnickiego i pszczyńskiego.

Pod budynkiem dworskim w Gołkowicach powstańcy pod dowództwem Jana Salamona stoczyli bój. Niemcy się poddali. Zginęło 2 powstańców: Fr. Panus i Fr. Sernik oraz 6 Niemców. Jeńców odstawiono do Cieszyna. Pomimo, że wg pierwotnych planów oddział Iksala miał wziąć udział w zdobywaniu Wodzisławia, wycofał się do Piotrowic – na terytorium Polski. Iksal zniknął; po kilku dniach w Warszawie prosił o pomoc dla powstania. (…)

Niestety wysiłki ludu górnośląskiego nie były skoordynowane. Wieść o wybuchu powstania w powiecie pszczyńskim rozeszła się lotem błyskawicy i 17 sierpnia 1919 r. cały Śląsk oczekiwał rozwoju dalszych wypadków. Tymczasem Niemcy byli w posiadaniu największych tajemnic organizacyjnych, wskutek czego mogli wydać rozkazy, na podstawie których powstanie było skazane na zagładę” – tak relacjonuje cytowany już Jan Ludyga-Laskowski. (…)

W Lipinach dzięki dopływowi oddziałów powstańczych z okolicznych miejscowości toczono też walki z 150-osobowym oddziałem Grenzschutzu, który stacjonował we dworze w Piaśnikach. Zgrupowaniem powstańczym w Lipinach dowodził Antoni Czajor.

W Szopienicach doszło do ostrych walk, ale powstańcy wykazali się też przebiegłością. Dowódca kompanii szopienickiej Piotr Łyszczak poszedł do komendy Grenzschutzu i kazał zameldować kapitanowi, że delegacja kopalni „Giesche” chce z nim porozmawiać w ważnej sprawie. W rozmowie powstańcy zażądali poddania się żołnierzy i opuszczenia Szopienic. Dowódca Grenzschutzu odesłał ich do majora w Mysłowicach, gdyż tylko on mógł podjąć decyzję. Delegacja udała się więc pod eskortą żołnierzy do komendanta w Mysłowicach. Ten odmówił poddania się. Fortel się nie udał, ale delegacja spokojnie wróciła do oddziału.

Doszło do walk. Niemcy poddali się dopiero, gdy powstańcy zagrozili wysadzeniem „domu sypialnego” Grenzschutzu. Zdobyto 100 karabinów, 7 kulomiotów i olbrzymi zapas amunicji. Jeńców odstawiono do obozu. „Szopieniccy ludzie złożyli dowody wielkiego męstwa, wytrzymałości i karności żołnierskiej – i stali się bohaterami” – tak zanotował w swojej książce Józef Grzegorzek.

Henryk Miękina zjednoczył pod swoim dowództwem kompanię z Bogucic i z Dąbrówki Małej. Jego podkomendni strącili niemiecki samolot zwiadowczy. Wzięli załogę do niewoli, a maszynę obrzucili granatami.

W Nikiszowcu komendantem oddziału POW był Feliks Marszalski, a jego zastępcą – Teodor Chrószcz. Marszalski znikł z Nikiszowca już 12 godzin przed wybuchem powstania, więc dowództwo objął Chrószcz. Strzały w pobliskim Janowie były sygnałem do rozpoczęcia walk. Niestety w składnicy broni była tylko jedna fuzja myśliwska, jeden rewolwer i jeden teszyng (strzela ślepakami). Teodor Chrószcz, mimo że zaszokowany pustym składem, jednak postanowił walczyć. Około godziny 3 nad ranem przybył z Janowa uzbrojony patrol powstańczy. Chrószcz poprosił o oddanie salw z karabinów. Grenzschutz natychmiast uciekł z domu sypialnego na plac drzewny, zajmując pozycje pomiędzy szybem kopalni a strażą pożarną. Mieszkańcy Nikiszowca zaczęli się gromadzić przed familokami. Niemcy wysłali patrole wojskowe, które wzywały gapiów okrzykami „Ferster zu, Strasse frei!” (okna zamknąć, ulice opuścić). Kula dosięgła podoficera Grenzschutzu i patrole niemieckie natychmiast się wycofały. O 6 rano rada zakładowa kopalni „Giesche”, sygnałami alarmowymi zwołała wiec przed strażą pożarną. Na czele tej rady stali komuniści – dwaj bracia Szwedowie. Dowódca kompanii Grenzschutzu w stopniu porucznika oświadczył, że chce przemówić. Obiecał, że jeśli ludzie wrócą do domów, on wycofa się z Nikiszowca. Chrószcz wyraził zgodę pod warunkiem oddania broni. Powstańcy zdobyli w ten sposób 100 karabinów, dwa lekkie i dwa ciężkie karabiny maszynowe, 200 granatów ręcznych i olbrzymi zapas amunicji.

Pierwotna wersja tekstu została opublikowana w niewychodzącej już „Gazecie Śląskiej”.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Wybuch I powstania śląskiego” znajduje się na s. 15 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Wybuch I powstania śląskiego” na s. 3 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego