Ks. prof. Mirosław Sitarz: promocja spuścizny prymasa Wyszyńskiego jest naszym obowiązkiem

Gośćmi ,,Poranka WNET” byli ks. prof. Mirosław Sitarz, prorektor KUL oraz prof. Jarosław Rabiński i Dr Dawid Kostecki, historycy; opowiadali o przygotowaniach do beatyfikacji kard. Wyszyńskiego.

Ks. prof. Mirosław Sitarz wspomniał o niezwykle silnym przywiązaniu beatyfikowanego wkrótce kardynała do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego:

Ksiądz kard. Wyszyński był naszym studentem, doktorantem, absolwentem, wykładowcą, wielkim kanclerzem oraz wielkim orędownikiem za życia; mamy nadzieję, że i z tamtej strony będzie nas wspomagał.

Opowiedział również o swoich przygotowaniach do procesu beatyfikacyjnego. Zaznaczył, iż posiada niezwykle silny, osobisty kult do Prymasa Tysiąclecia, któremu poświęcił swoją pracę magisterską traktującą o posłannictwie Kościoła względem narodu:

Przygotowując się do pracy magisterskiej, pokochałem treści, które prymas Wyszyński pozostawił nam jako przesłanie dla całego narodu; dawał wskazówki jak prowadzić skromne, przyzwoite życie.

Ks. prof. ocenił także duchowe przygotowanie Polaków do procesu beatyfikacyjnego:

To przygotowanie oceniam pozytywnie, choć ciągle potrzebujemy analizy programu społecznego, który pozostawił po swoim pontyfikacie. Pamiętajmy o tym, że niektóre elementy tego programu nie zostały jeszcze zrealizowane; chociażby Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego.

Prorektor KUL opowiedział także o relacji pomiędzy kard. Stefanem Wyszyńskim a Janem Pawłem II; zaznaczył, że papież miał ogromny szacunek do prymasa, cenił przede wszystkim jego bezkompromisowość:

Papież już w dniu pontyfikatu powiedział, że bez wiary, wielkości i odwagi Prymasa Tysiąclecia nie byłoby w Watykanie papieża Polaka.

Prof. Jarosław Rabiński wspomniał że okres, w którym ks. Wyszyński pisał na KULu doktorat, pozostawił w jego umyśle niezatarte piętno; później, będąc kardynałem, wyróżnił trzy podstawowe aspekty, które w jego mniemaniu świadczyły o wielkości tej uczelni wyższej:

Pierwszy aspekt to młoda uczelnia, w której powstaje tzw. ,,Lubelska Szkoła Katolickiej Nauki Społecznej”. Druga kwestia to osobisty kontakt z ks. Władysławem Korniłowiczem. Po trzecie: działalność stowarzyszenia ,,Odrodzenie”.

Dr Dawid Kostecki ze stowarzyszenia Civitas Christiana podzielił się doświadczeniami, które skłoniły go do sięgnięcia po dziedzictwo kard. Stefana Wyszyńskiego:

Kiedy byłem w szpitalu, czytałem jego zapiski więzienne. To były prawdziwe duchowe rekolekcje; chciałbym, aby ta beatifikacja była ich kontynuacją.

 

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

S.S.

Grzegorz Polak: W powstaniu brakowało środków na uśmierzenie bólu i czasami jedynym środkiem była ręka kapelana

Przeczytaj inspirującą powstańczą historię Kapelana Stefana Wyszyńskiego, którego postępowanie świadczyło w pełni o oddaniu posłudze duszpasterskiej. Pomagał on każdemu, w nikim nie widział wroga.

Grzegorz Polak opowiada powstańczą historię księdza kapelana z podwarszawskich lasek — Stefana Wyszyńskiego. Wprawdzie nie brał on bezpośredniego udziału w walkach, jednak zaangażowany był w powstanie, pełniąc posługę kapelana AK okręgu Żoliborz-Kampinos. Nosił pseudonim Radwan III i jednocześnie był kapelanem szpitala powstańczego w Laskach:

Tutaj zapisał piękną kartę, jako ktoś, kto nie tylko przygotowywał ciężko rannych żołnierzy na śmierć, ale był obecny przy operacjach, które przeprowadzane były w warunkach bardzo prymitywnych. Brakowało środków na uśmierzenie bólu i czasami jedynym środkiem była ręka kapelana, który trzymał żołnierza poddawanego amputacji.

Wracając do swoich wspomnień z okresu działań szpitala powstańczego w Laskach, Kardynał Stefan Wyszyński mówił o przygotowywaniu młodych, czasem 16-letnich żołnierzy na śmierć:

Mimo ogromnych chęci nie był w stanie on pogrzebać wszystkich zmarłych, gdyż nikt inny w tym czasie nie zawracał sobie głowy, gdyż ciągle dochodzili kolejni ranni i zabici.

Jak dodaje gość „Poranka WNET”, ksiądz Stefan Wyszyński był w pełni oddany swojej posłudze duszpasterskiej, nie odmawiając pomocy nawet Niemcom, Ukraińcom czy Węgrom:

Tutaj dla niego jedynym kryterium była potrzeba duchowa człowieka, a nie patrzenie czy to, że to jest wróg. On zresztą w nikim nie widział wroga.

O. Leon Knabit: Dziękuję Panu Bogu bez zadzierania nosa, że mogę jeszcze komuś trochę radości przynieść

Dzień 71. z 80/ Tyniec/ 63. kilometr Wisły – O. Leon Kanbit o młodzieży, nauce i wierze, a także swoich spotkaniach z księdzem, który „przypadkiem został papieżem”, i o dowcipach prymasa Wyszyńskiego.

Antoni Opaliński: Znaczna część audytorium słuchaczy ojca to są młodzi ludzie. W jaki sposób dociera się do młodych ludzi z przekazem benedyktyńskim?

Ojciec Leon Knabit: Sam się dziwię temu, dlatego że od początku mojej pracy w kapłaństwie i gdy wstąpiłem po pięciu latach do benedyktynów, miałem wiecznie do czynienia z młodzieżą. Lękam się do dzisiaj, bowiem to wielka odpowiedzialność przekazywać tak ważne treści młodym ludziom, a zwłaszcza dzieciom. Jestem w Tyńcu patronem przedszkola samorządowego. Trzeba by zapytać mych słuchaczy, dlaczego na Leona się idzie i Leona się słucha. Sam sobą nie jestem zachwycony, chociaż uważam, że nie jest tak źle. Innym się podobam, a sobie nie muszę. Gorzej z ludźmi, którzy sobie się podobają, a innym się nie podobają.

Po mojej mamusi, która była bardzo otwartym człowiekiem, mam to, że nie boję się ludzi. Kiedyś pytano się mnie o hobby. Moje hobby to człowiek. Każdy człowiek warty jest zainteresowania. Każdy człowiek jest umiłowanym dzieckiem bożym, w każdym widzę Jezusa czy to będzie małe dziecko, czy stara babcia. Do każdego mogę podejść, tylko muszę uważać, żeby kogoś nie uszczęśliwiać na siłę swoją obecnością.

Przed wejściem na antenę rozmawialiśmy. Ojciec opowiadał o tym, jak musiał jednego dnia podpisać trzysta książek.

Przez trzy dni targów podpisałem 800 książek i wcale nie czułem się zmęczony, ale wewnętrznie rozradowany, że miałem z tymi ludźmi kontakt, mogłem uśmiechnąć się, kogoś tam pogłaskać, przytulić. „Proszę ojca, nie mam żadnej książki, niech mnie choć ojciec przytuli”, prosili mnie. No to, dawaj! Cieszyło mnie, że jeszcze stary człowiek się przyda, aby komuś trochę radości przynieść. Dlatego dziękuję Panu Bogu za to bez zadzierania nosa.

Ojciec zajmuje się pracą z młodzieżą, z dziećmi od samego początku posługi kapłańskiej. Czy ta młodzież jest dzisiaj inna niż była kilkadziesiąt lat temu, czy teraz trzeba inaczej do niej przemawiać?

Powiedziałbym, że na dnie duszy jest wciąż taka sama, tylko że oprawa czy ramka zmieniła się całkowicie. Gdy zaczynałem, w biurach i urzędach były liczydła, i to jest symboliczne. Dzisiaj w przedszkolach dzieci mają komórki, a u urzędnika stoi komputer i obok leży komórka. A kiedyś był jeden jedyny telefon na korbkę i to na cały Tyniec. Świat idzie bardzo do przodu, ale benedyktyni – tak jak się zna historię – zawsze szli z postępem.

Jeden z mnichów, opisując opactwo benedyktynów w Cluny w XI wieku, zachwycał się pięknem budynków i wspaniałością biblioteki, kościoła, refektarza, ale to, co przykuło jego uwagę, to była „dziwnym sposobem doprowadzona bieżąca woda w ścianie”. W XI wieku wodociąg! Jak to zrobili, nie mam pojęcia. U nas w Tyńcu dopiero w latach 60. doprowadzili do cel bieżącą wodę. Była jedna wanna na dole, jeden kran i koniec.

Benedyktyni, jako współbudujący Europę, potem z cystersami, wprowadzili kulturę rolną, szkolnictwo – nie było kiedyś szkolnictwa świeckiego. Benedyktyni dziś starają się nie zwalniać tempa i współtowarzyszyć rozwojowi techniki, a nawet go czasami wyprzedzać.

Jan Paweł II i wielu innych zwracali uwagę na to, że konflikt między wiedzą a wiarą jest często konfliktem pozornym. To są dwie rzeczywistości, które się uzupełniają. Jeżeli jest dobra wola z jednej i drugiej strony, znajdują one wspólna płaszczyznę. Czego objawienie nie wie, to sięga do nauki, zwłaszcza w zakresie stworzenia, a czego nauka nie wie… no chociażby to, że był wielki wybuch. A skąd się wziął? Co było przed nim jeszcze nie wiemy, a wiara mówi, że jest sobie taki Pan Bóg, który to wykombinował i rządzi wszystkim dla dobra ludzi. W każdym bądź razie to taka doskonała symbioza.

Czyli nauka nie jest zagrożeniem dla wiary.

A co dla niej dzisiaj jest zagrożeniem?

Pycha człowieka. Powiedzenie – ja jestem ważniejszy, dla mnie Pan Bóg niepotrzebny, bo sobie sam daję radę. A to jest strasznie krótkowzroczne, nawet jeśli będę żył 110 lat. A potem co? Garstka prochu.

Jeśli ten człowiek będzie buddystą, to się rozpłynie w energii wszechświata albo będzie reinkarnacją innego człowieka, albo zamieni się w zwierzątko. Jedna buddystka, miła dziewczynka, mówiła koleżance, że „może będę chomikiem, to bardzo miłe stworzonko”, i mówiła to na serio. A katoliczka na to, bo się przyjaźniły,” to ja wolę siedzieć z Jezusem po prawicy Ojca jego, niż być chomikiem”. Ty wierzysz w to, a ja wierzę w to.

Często Pascal mówił – „trochę wiedzy oddala od Pana Boga, a więcej wiedzy przybliża go na nowo”. Proszę, człowiek wydawałoby się wszystkie rozumy zjadł i twierdzi, nie ma Boga, „w swej pysze imię Boga przez małe 'b’ pisze, wielkiego Boga”, jak to poeta powiedział. Potem widzi, że to nie bardzo ma sens, i powoli w późniejszym wieku – może z lęku, może na skutek przemyśleń – wraca.

Ojciec spotkał na swej drodze wielu ludzi, także ludzi świętych, m.in. św. Jana Pawła II. Kiedy po raz pierwszy?

W 1957 roku. Dlatego że byłem wciąż słaby i chorowity musiano mnie wyświęcić. Biskup zamiast wyrzucić zdechlaka z seminarium, to wyświęcił go wcześniej o pół roku, w 1953 roku, a moich seminaryjnych kolegów w 1954 roku. Wtedy też trzeba było trochę odpocząć od pełnej pracy duszpasterskiej, dlatego byłem przez jakiś czas w Gronkowie na Podhalu.

Wiadomo, że słabe płuca i trzeba pooddychać górskim powietrzem. A potem w Pewli Małej koło Żywca, gdzie był punkt rekolekcyjny. Byłem tam kapelanem. Mili ludzie wciąż przyjeżdżali tam na jakieś warsztaty, spotkania, wypoczynek. Tam też między innymi przyjechał Karol Wojtyła. Taki „wujek Karol”, ze swymi studentami. W zimie zjeżdżał na nartach, a w lecie robił te słynne chodzone rekolekcje. Wędrowali sobie po okolicznych górkach, mieli konferencje, chwile milczenia, trochę humoru, pogody wieczorem. Ja byłem kapelanem i pełniłem rolę gospodarza.

Wszyscy bardzo cenili księdza Wojtyłę i kiedy on został profesorem, to nie „sprofesorzał” – bo wielu po pewnym czasie nosa zadziera – ale pozostał normalnym dobrym człowiekiem, dobrym księdzem, jakim był przedtem, i był bardzo lubiany. Gdy zebrali się ludzie w kuchni, która była w jakimś baraku, bo wtedy nie było jadalni, to zawsze mówił o czymś bardzo mądrze. Nigdy nie opowiadał kawałów (prymas Wyszyński lubował się w opowiadaniu kawałów), tylko czasem wtrącał jakieś sensowne słówko z odrobiną ironii. Już wówczas wyczuwałem, że to nieprzeciętny człowiek. A potem ja wstąpiłem do Tyńca, a on został biskupem. No i masz! Ja zostałem proboszczem i wtedy relacje stały się bardziej żywe.

On lubił korespondencję, odpisywał na każdy list, pisał na imieniny itd. Nie miałem kontaktu z papieżem, bo to jest za wysoko dla mnie, ale miałem kontakt z księdzem Karolem Wojtyłą, który przypadkiem został papieżem. Cenię to sobie bardzo i pamiętam. Kontakt z nim wywarł na mnie wielki wpływ.

Ojciec powiedział, że Karol Wojtyła nie opowiadał dowcipów w przeciwieństwie do prymasa Wyszyńskiego. To jest chyba nieznane szerzej oblicze prymasa Wyszyńskiego, bo raczej w odbiorze publicznym uchodził za osobę posągową, bardzo poważną. Proszę powiedzieć nam jakiś dowcip opowiadany przez prymasa Wyszyńskiego.

Ci, którzy go znali, pamiętają jeszcze, że zgrywę taką robił. Miał kartkę przed sobą i niby czytał jakieś opowiadanie z kartki przez 20 minut. Zerknąłem mu przez ramię i widzę, że miał na niej trzy zdania napisane. Po prostu miał zdolność opowiadania, opowiadał m.in. o góralu, który miał śmierć kliniczną.

W Tyńcu, gdy Wyszyński przyszedł do celi opata, powiedział: „Ojciec ma piękny widok, żaden biskup nie ma tak pięknego widoku. Wisła, ta rzeka, jest niczym aktyw partyjny”. A ojciec przeor pyta się: „Jak to?”. Na to Wyszyński odpowiada: „Bo płytkie nurty i trzyma się koryta”. Albo jeszcze inny dowcip. Wyszyński: „Czy wiecie, że ze Związku Radzieckiego otrzymaliśmy cały wagon butów?”. Słuchacze: „To niemożliwe, to jest coś niebywałego”. Wyszyński: „No tak, do podzelowania”.

Gdy ojciec przeor przedstawiał mnie prymasowi Wyszyńskiemu, to powiedział: „Ojciec Leon, najbardziej złośliwy mnich w naszym klasztorze”. Prymas się uśmiechnął i odpowiedział: „Ja też jestem złośliwy, ale się hamuję”

Oficjalnie był bardzo majestatyczny i poważny, nie rzucał słów na wiatr, nie mówił wyuczonych formułek, ale patrzył i widział, co się dzieje, i zazwyczaj reagował. Kiedyś wygłaszał kazanie i dziecko płakało o misia, który mu spadł. Ksiądz prymas w pewnym momencie przerwał i powiedział: „No dajcie temu dziecku tego misia, nie słyszycie, jak płacze!” i kontynuował kazanie.

Czego ksiądz życzyłby naszym słuchaczom, słuchaczom Radia WNET?

[related id=37045]Życzę wszystkim słuchaczom, aby mieli radość słuchania dobrych rzeczy, rozum i umieli odróżniać rzeczy dobre od mniej dobrych, a zwłaszcza złych, i żeby słuchali tego, co naprawdę warto słuchać. Jeśli się słucha tak jak leci, byle czego, to często sam człowiek nie wie, kiedy nasiąka treściami, które właściwie nie są jego treściami. Był u nas taki ojciec Michał, który mawiał: „Drogie dzieci, nie czytajcie dobrych książek, czytajcie tylko bardzo dobre, bo na dobre szkoda czasu”. Na złe słuchanie szkoda czasu. Miejmy nadzieję, że to słuchanie jest i będzie dobrym. Szczęść Boże wszystkim. Dziękuję.

Dziękujemy za rozmowę. Szczęść Boże.

MoRo

 

 O. Leon Knabit znany i lubiany, młody duchem benedyktyn, publicysta, którego poczucie humoru i kpiarstwo nie ma sobie równych.

Ojciec Leon Knabit, jako gość honorowy, oraz – jak piszą sami organizatorzy – jako ceniony duszpasterz, rekolekcjonista i spowiednik, autor wielu książek, artykułów i felietonów, weźmie udział w pierwszej edycji Targów Seniora w Krakowie. Dzisiaj na specjalnym stoisku Wydawnictwa Benedyktynów TYNIEC o. Leon będzie podpisywał książki i czekał na chętnych do rozmowy.

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj.

Ksiądz na trudne czasy. Działalność Sługi Bożego ks. prof. Stefana Wyszyńskiego w latach niemieckiej okupacji

Kardynał Stefan Wyszyński – Prymas Tysiąclecia, mąż stanu i polski bohater narodowy – pełnił posługę duszpasterską w powstaniu warszawskim jako kapelan rejonowy Armii Krajowej ps. Radwan III.

Piotr Edward Gołębski

Z polecenia ks. bpa Michała Kozala, ordynariusza włocławskiego, ks. Stefan Wyszyński opuścił Włocławek we wrześniu 1939 r. Pozostawił profesurę w Wyższym Seminarium Duchownym, diecezjalny dyrektoriat Dzieł Misyjnych, Sąd Biskupi, Akcję Katolicką, Solidację Mariańską oraz redakcję dziennika „Słowo Kujawskie” i miesięcznik „Ateneum Kapłańskie”. Zaprzestał konferencji z katolickiej etyki i nauki społecznej w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży i Tygodniach Społecznych „Odrodzenie”. Nie mógł wykładać dla licznej rzeszy członków Chrześcijańskich Związków Zawodowych i Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego skupiających pracowników z miejscowych i okolicznych zakładów pracy – m.in. z dużej fabryki papieru „Celuloza” oraz z miejsc pracy rzemieślniczej.

Uchodząc przed Niemcami, udał się do rodzinnego Wrociszewa, skąd na prośbę ks. Władysława Korniłowicza oraz ordynata Aleksandra Zamoyskiego i jego żony Jadwigi schronił się w ordynacji kozłowieckiej. Posługiwał się dokumentem na nazwisko „Okoński”. (…) Po prawie dwuletnim pobycie w Kozłówce, jesienią 1942 r. ks. Wyszyński został zaproszony do Lasek przez Matkę Elżbietę Czacką i ks. Korniłowicza – swego ojca duchownego – do pomocy w bardzo licznych duszpasterskich obowiązkach, także w Warszawie. (…)

Powadził konspiracyjną pracę oświatową. Na nauki ulubionego ks. prof. Stefana Wyszyńskiego przyjeżdżali studenci z Warszawy. Słuchali wykładów z katolickiej etyki społecznej, katechetyki oraz pedagogiki katolickiej. Wykłady rozpoczynała Msza św. w laskowskiej kaplicy, którą odprawiał ks. Wyszyński – nazywany konspiracyjnie „siostrą Cecylią”.

Cały artykuł Edwarda Piotra Gołębskiego pt. „Ksiądz na trudne czasy” znajduje się na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Edwarda Piotra Gołębskiego pt. „Ksiądz na trudne czasy” na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl