Powstanie warszawskie. Co oznaczało w praktyce być towarzyszem tow. Stalina?/ Swietłana Fiłonowa, „Kurier WNET” 86/2021

Przed Powstaniem w Polsce istniały dwa rządy. Każdy miał własne siły zbrojne, własną wizję przyszłości Polski, ale tylko jedna z nich mogła zaistnieć. Która? 77 lat temu nie wydawało się to oczywiste.

Swietłana Fiłonowa

Widmo współpracy sojuszniczej

Życie ludzkie w ZSRR nigdy nie było cenione wysoko. Znaczenie wyczynu wojskowego sowieccy ideolodzy zazwyczaj mierzyli wielkością własnych strat i ofiar – im więcej krwi, tym większa chwała. I tylko w stosunku do powstania warszawskiego od początku stosowano inną, wprost przeciwną zasadę.

„Prędzej czy później prawda o garstce przestępców, którzy podjęli awanturę warszawską w celu zdobycia władzy, stanie się znana wszystkim. Ci ludzie wykorzystywali łatwowierność mieszkańców Warszawy, rzucając wielu prawie nieuzbrojonych ludzi na niemieckie działa, czołgi i samoloty” – napisał Stalin do brytyjskiego premiera Winstona Churchilla i prezydenta USA F. Roosevelta 22 sierpnia 1944 r.

Prawdy o „garstce przestępców” od dawna już nikt nie ukrywa. Jednak zrozumienie tej prawdy, podobnie jak wielu innych prawd, jest nadal utrudnione brakiem jasnego, jednoznacznego stosunku do komunizmu.

W Rosji do dziś dnia nie odczuwać entuzjazmu wobec powojennego systemu politycznego oznacza narażać się na oskarżenie o „upokorzenie nieśmiertelnego wyczynu żołnierzy-wyzwolicieli” i „ukrytą rehabilitację faszyzmu”.

Dekomunizacja nie zmieniła gruntownie stalinowskiej oceny powstania warszawskiego, jedynie dodała do niej lekką irytację: Dlaczego Stalin nie pozwolił Armii Czerwonej pomóc ludności Warszawy? Było to jakoś nie po koleżeńsku, towarzysze tak nie postępują. A może po prostu nie mógł?

To żyje nie tylko w masowej świadomości, stało się również tematem konferencji naukowych, niestety prowadzonych także w języku polskim. Jest to dobry sposób na pozostawienie w cieniu pytania, od którego powinno się zaczynać każde rozważanie tego rodzaju: co oznaczało w praktyce – być towarzyszem towarzysza Stalina?

Pewne problemy z tym mieli już przedstawiciele brytyjskiej misji wojskowej. Proponuję uważnie przeczytać fragmenty ich rozmowy z zastępcą szefa Sztabu Generalnego Armii Czerwonej, generałem dywizji Nikołajem Sławinem, która miała miejsce 21 listopada 1944 r.

„Sławin: Mówiłem już, że broń i amunicja zrzucana przez brytyjskie samoloty w Warszawie i innych miejscach w dużej mierze wpadła w ręce Niemców, uzupełniając ich rezerwy, lub w ręce tzw. partyzantów, którzy otrzymaną broń użyli do stawienia oporu Armii Czerwonej…

Hughes: To bardzo ważne pytanie. Czy na podstawie Pana odpowiedzi powinniśmy sądzić, że grupy partyzanckie, którym chcieliśmy zrzucić broń i amunicję, będą przez Pana postrzegane jako wrogie?

Sławin: Nie sądzimy, że Brytyjskie Siły Powietrzne celowo zrzucają zaopatrzenie grupom, które nam nie pomagają, jednak zrzucona broń spada głównie do tych ugrupowań, które walczą z Armią Czerwoną.

Hughes: Chciałbym wyjaśnić, czy Pana zdaniem są w Polsce ugrupowania, które walczą z Niemcami i potrzebują pomocy z naszej i Waszej strony?

Sławin: Dowództwo Armii Czerwonej pomaga tym grupom, które walczą z Niemcami i pomagają Armii Czerwonej…

Archer: Czy powinniśmy tak interpretować oświadczenie Pana, że Polacy, którym zrzucamy ładunki, są uważani za wrogów waszego kraju i walczą z Armią Czerwoną? (…) Czy uważa Pan, że wszystkie polskie grupy partyzanckie walczące z Niemcami są dobrze zabezpieczone i nie potrzebują pomocy RAF?

Sławin: Powtarzam, że wszystkie grupy partyzantów, które aktywnie walczą i mają kontakt z dowództwem Armii Czerwonej, są przez nas zaopatrywane”.

W 1941 roku, po niemieckim ataku na Związek Radziecki, Polska i ZSRR ponownie stały się sojusznikami. Już 30 lipca w Londynie przedstawiciele rządów obu krajów podpisali porozumienie zobowiązujące do wzajemnej pomocy w wojnie z Niemcami. („Art. 3: Oba rządy zobowiązują się wzajemnie do udzielenia sobie wszelkiego rodzaju pomocy i poparcia w obecnej wojnie przeciwko hitlerowskim Niemcom”).

4 grudnia w Moskwie Sikorski i Stalin podpisali deklarację, w której zobowiązali się do prowadzenia wojny z Niemcami wraz z zachodnimi sojusznikami do zwycięskiego końca. Polska mogła liczyć na wsparcie ZSRR podczas ustalenia po wojnie nowego, sprawiedliwego porządku w Europie. Lecz jak okazało się wkrótce, Sikorski i Stalin mieli różne wizje sprawiedliwej przyszłości.

Zaledwie po kilku dniach do Polski powróciła zakazana tam od 1938 roku partia komunistyczna. 28 grudnia 1941 r. dosłownie spadła ona z nieba jako noworoczny prezent od nowych przyjaciół.

Członkowie grupy inicjatywnej: Paweł Finder, Bolesław Mołojec, Marceli Nowotko nie wyglądali na bożenarodzeniowych aniołów, nie mieli na plecach skrzydeł, tylko spadochrony, przylecieli ze strony bezbożnej Moskwy, a jednak potrafili dokonywać cudów. Już 5 stycznia 1942 r. ogłoszono powstanie Polskiej Partii Robotniczej.

Nieco ponad rok później, w lutym 1943 roku, Komitet Centralny PPR zażądał oficjalnego uznania, a przede wszystkim prawa do wprowadzenia swoich przedstawicieli do kierownictwa AK.

Rząd londyński zgodził się. Lecz pod warunkiem, że PPR ogłosi deklarację niepodległości od ośrodków zagranicznych i gotowości do walki z każdym najeźdźcą. Jasne, że warunek ten był a priori nie do wykonania. Ale PPR nie upadła na duchu i wiosną utworzyła organizację wojskową – Gwardię Ludową, a w noc sylwestrową (31 grudnia 1943 – 1 stycznia 1944) porodziła swoje najważniejsze dziecko – Krajową Radę Narodową.

KRN sama określała się jako „faktyczna reprezentacja polityczna narodu polskiego, upoważniona do występowania w imieniu narodu i kierowania jego losami do czasu wyzwolenia Polski spod okupacji” i nie uznawała prawa rządu londyńskiego do wypowiadania się w imieniu Polaków, deklarując, że jego polityka jest sprzeczna z interesami narodowymi Polski. Planowano, że KRN będzie miała własne siły zbrojne – Armię Ludową pod dowództwem generała Roli-Żymierskiego. I Dywizja Piechoty im. T. Kościuszki pod dowództwem Zygmunta Berlinga, której formowanie rozpoczęło się w maju 1943 roku, miała stać jego częścią. Gdy Armia Czerwona zbliżyła się do zachodnich granic ZSRR, Rada powitała ją z entuzjazmem, jakiego Stalin oczekiwał od swoich prawdziwych towarzyszy. W apelu do Polaków z całych sił piętnowała rząd emigracyjny, wzywała do utworzenia podległych jej władz lokalnych i wstąpienia w szeregi Armii Ludowej.

Stalin docenił zapał Rady. Dwukrotnie przyjmował jej przedstawicieli na Kremlu (w maju i lipcu 1944 r.), uznał prawo KRN do reprezentowania Polaków i wyraził gotowość nawiązania oficjalnych stosunków z jej organem wykonawczym. A jednak…

Krajowa Rada Narodowa miała jedną wrodzoną wadę – względną niezależność urodzenia. Oczywiście tylko względną – wszystko odbywało się po konsultacjach z Kremlem i pod jego troskliwą opieką. Ale rząd tymczasowy przyjaznej Polski powinien był być, jak żona Cezara, poza wszelkimi podejrzeniami. Dlatego 17 lipca z Moskwy do „Wiesława”, tj. Gomułki, został wysłany następujący radiogram:

„Kwestia utworzenia rządu tymczasowego w formie komitetu narodowego jest niezwłocznie aktualna. W związku z tym i w celu utrzymania personelu tutaj, postanowiono natychmiast zorganizować wizytę na terytorium ZSRR, po pierwsze, wszystkich członków plenum KRN, po drugie, wszystkie wybitne postacie nadających się na stanowiska ministrów lub wiceministrów, po trzecie, Pana osobiście i tych pracowników wszystkich partii, których uważa Pan za odpowiednich. Łączna liczba nie powinna być mniejsza niż 60 osób”.

21 lipca 1944 roku powołano Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Stalin nadał noworodkowi tak poetyckie imię, zdając sobie sprawę, że reakcja Anglii i Stanów Zjednoczonych na utworzenie tymczasowego rządu polskiego na Kremlu mogła być aż zanadto bolesna.

W liście do Churchilla zapewniał, że nie uważa Komitetu za rząd tymczasowy. Ale to właśnie ten „nie-rząd” został upoważniony do tworzenia organów samorządów lokalnych w Polsce; to z nim podpisano 26 lipca 1944 r. porozumienie, zgodnie z którym kontrolę nad bezpieczeństwem ludności cywilnej na zapleczu Armii Czerwonej sprawowały władze sowieckie. Więc przed wybuchem powstania w Polsce istniały dwa rządy: jeden konstytucyjny, uznany na arenie międzynarodowej, drugi – wspierany przez potęgę militarną ZSRR i osobiście przez towarzysza Stalina. Każdy miał własne siły zbrojne, każdy miał własną wizję przyszłości Polski, ale tylko jedna z nich mogła zaistnieć. Która? 77 lat temu nie wydawało się to oczywiste. Nawet gdy do Londynu zaczęły napływać meldunki podobne do tych, które przesyłał płk AK Janczar:

„Wszystkie okręgi informują o aresztowaniach oficerów, podoficerów i szeregowców A (armii) K (rajowej), którzy pełnili funkcje kierownicze lub brali udział w operacji „Burza”. NKWD domaga się wydania dowódców. Po przesłuchaniu trafiają do obozów”. Nie ulega wątpliwości, że nawet gdyby Armia Czerwona przyszła „z pomocą” powstańcom, pomoc ta skończyłaby się na aresztowaniu towarzyszy broni. Podobnie jak w Wilnie, gdzie po wyzwoleniu miasta aresztowano ponad 6000 żołnierzy AK.

Na co można było liczyć? Na zachodnich sojuszników? Niestety siły anglo-amerykańskie posuwały się wolniej niż oczekiwano, a to zmniejszyło możliwość nacisku na Kreml. I co było już zupełnie fatalne, amerykańskie samoloty zaczęły zrzucać żywność i broń dopiero w połowie września, i to w niewielkich ilościach, ponieważ powinny były mieć na pokładzie zapasy paliwa na drogę powrotną, bo dowództwo sowieckie odmówiło przyjęcia na swoje lotniska amerykańskich samolotów.

5 września rząd brytyjski wysłał następującą wiadomość do Komisarza Ludowego Spraw Zagranicznych Mołotowa:

„Polacy walczący z Niemcami znajdują się w rozpaczliwej, przygnębiającej sytuacji… Niezależnie od przekonania o słuszności wybuchu powstania, ludność Warszawy nie może być pociągnięta do odpowiedzialności za podjęte decyzje. Nasi ludzie nie mogą zrozumieć, dlaczego Polakom w Warszawie nie wysłano żadnej pomocy materialnej z zewnątrz. Powszechnie wiadomo, że taka pomoc nie mogła zostać wysłana z powodu odmowy przez wasz rząd zezwolenia na lądowanie samolotów amerykańskich na rosyjskich lotniskach. Jeśli Polacy w Warszawie zostaną wybici przez Niemców, to zada opinii publicznej taki cios, skutków którego nie da się przewidzieć.

Gabinetowi Wojskowemu trudno też zrozumieć, dlaczego wasz rząd nie bierze pod uwagę zobowiązań rządów brytyjskiego i amerykańskiego do udzielenia pomocy Polakom w Warszawie. Działanie waszego rządu w celu uniemożliwienia wysłania tej pomocy wydaje się nam sprzeczne z duchem współpracy sojuszniczej, do którego Państwo i my przywiązujemy tak wielką wagę teraz i w przyszłości”.

Na odpowiedź rządu sowieckiego nie trzeba było długo czekać:

„Rząd sowiecki poinformował już rząd brytyjski o swojej opinii, według której za awanturę warszawską podjętą bez wiedzy sowieckiego dowództwa wojskowego i z naruszeniem planów operacyjnych tego ostatniego odpowiedzialni są przywódcy polskiego rządu emigracyjnego w Londynie. Nikt nie może zarzucać rządowi sowieckiemu, że rzekomo nie udzielał wystarczającej pomocy narodowi polskiemu, w tym także Warszawie. Najskuteczniejszą formą pomocy są aktywne działania wojsk sowieckich przeciwko niemieckim okupantom w Polsce…

Co do Pańskiej próby uczynienia rządu sowieckiego w pewnym stopniu odpowiedzialnym za awanturę warszawską i za ofiary ludu warszawskiego, rząd sowiecki nie widzi tego inaczej niż jako pragnienie obarczenia nas cudzym grzechem. Tak samo należy traktować sugestię, że stanowisko rządu sowieckiego w sprawie Warszawy jest rzekomo sprzeczne z duchem sojuszniczej współpracy.

Nie ulega wątpliwości, że gdyby rząd brytyjski podjął kroki, aby dowództwo sowieckie zostało na czas ostrzeżone o planowanym powstaniu w Warszawie, to sprawy Warszawy przybrałyby zupełnie inny obrót. Dlaczego rząd brytyjski nie uznał za konieczne ostrzec o tym rządu sowieckiego?

Czy tutaj zdarzyło się to samo, co w kwietniu 1943 r., kiedy polski rząd emigracyjny, przy braku sprzeciwu rządu brytyjskiego, wydał wrogie Związkowi Sowieckiemu oszczercze oświadczenie o Katyniu? Wydaje nam się, że duch sojuszniczej współpracy sugerowałby inny kierunek działania rządu brytyjskiego”.

Przesłanie Mołotowa do brytyjskiego ambasadora w ZSRR było po wojskowemu jednoznaczne: „Skoro mówimy o rejonie Warszawy, to toczą się tu ciągłe walki z Niemcami na ziemi i w powietrzu, a niezamierzone pojawienie się na tym froncie samolotów nienależących do sowieckiego lotnictwa może wywołać przykre nieporozumienie, na co zwracam uwagę”.

Czy Polska, której żołnierze walczyli na wszystkich frontach, nie nabyła swoją krwią prawa do większej aktywności aliantów? Czy właśnie tak miało być? Czy naprawdę nie tylko krew wylana do 1945 roku, ale wszystko, co wydarzyło się później w Europie Wschodniej, całe nasze dziwne, nienaturalne życie i nasza dzisiejsza bezradność, wynikająca z braku przyzwyczajenia do wolności – to wszystko także odroczona zapłata za zwycięstwo w tej wojnie?

2 października 1944 r., po 63 dniach zaciekłych walk, podpisano akt kapitulacji powstańców. Do Londynu dotarł jeden z ostatnich komunikatów radiowych z Warszawy:

„Oto naga prawda. Potraktowano nas gorzej niż satelitów Hitlera, gorzej niż Włochy, Rumunię, Finlandię. Niechaj sprawiedliwy Bóg osądzi straszliwą krzywdę, jaką cierpi naród polski, i niechaj ześle zasłużoną karę na wszystkich, którzy ponoszą winę. Twoi bohaterowie to żołnierze, których jedyną bronią przeciwko czołgom, samolotom i działom są pistolety i butelki z benzyną. Twoi bohaterowie to kobiety, które opatrywały rannych i przenosiły meldunki pod gradem kul, które przygotowywały w zbombardowanych piwnicach zrujnowanych domów jedzenie dla dorosłych i dzieci, i które niosły pociechę umierającym. Twoi bohaterowie to dzieci, które bawiły się spokojnie wśród dymiących ruin. To lud Warszawy.

Naród, który potrafił wykrzesać z siebie tak powszechne bohaterstwo, jest narodem nieśmiertelnym. Bo ci, którzy zginęli, już zwyciężyli, a ci, którzy żyją, będą walczyć i zwyciężać, i znów dawać świadectwo, że Polska żyje, póki żyją Polacy”.

Nieskłonny do sentymentalizmu Churchill powiedział, że tych słów nie da się wymazać z pamięci.

Artykuł Swietłany Fiłonowej pt. „Widmo współpracy sojuszniczej” znajduje się na s. 1 i 4 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Swietłany Fiłonowej pt. „Widmo współpracy sojuszniczej” na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Francja: Trybunał Konstytucyjny akceptuje rozszerzony paszport covidowy. Stefanik: to zawieszenie państwa prawa

Korespondent polskich mediów w kolejnym liście otwartym. wyraża obawę, że nowe regulacje wejdą na stałe do francuskiego porządku prawnego, pomimo zapewnień o ich tymczasowości.

W czwartek francuski Trybunał Konstytucyjny wydał opinie dotycząca wprowadzenia tzw. rozszerzonego paszportu sanitarnego we Francji. Ustawa rządowa przyjęta przez francuski parlament przy obecności nieco ponad jednej trzeciej parlamentarzystów została de facto (z kilkoma wyjątkami) zatwierdzona przez ów trybunał.
Wczorajsza decyzja francuskiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie tzw. paszportu sanitarnego nie jest dla mnie zaskoczeniem, ponieważ można się było spodziewać decyzji wydanej w tym kształcie przez rzeczony trybunał po tym, kiedy rzeczona ustawa została zaakceptowana przez francuska Radę Państwa i przyjęta przez francuski parlament. Jednak to, co budzi moje największe zdziwienie, to uzasadnienie, które zostało przedstawione przez francuski Trybunał Konstytucyjny w sprawie wydanej opinii nt. rozszerzenia paszportu sanitarnego. W rzeczonym uzasadnieniu Trybunał Konstytucyjny jednoznacznie przyznaje, że wprowadzenie paszportu sanitarnego dla klientów branży gastronomicznej, czy centrów handlowych, jak również dla użytkowników transportu publicznego nie jest zgodne z konstytucją, gdyż ogranicza podstawowe swobody obywatelskie. Jednak ponieważ rozszerzenie paszportu sanitarnego ma na celu ochronę zdrowia, które jest wartością najwyższą, to może zostać wprowadzone w życie, choć jednoznacznie wpłynie na poziom podstawowych praw obywatelskich.

Wczoraj więc narodziła się w Europie nowa wykładnia prawa konstytucyjnego: konstytucja obowiązuje, dopóki jakiś cel wyższy nie sprawi, że przestaje ona obowiązywać. A więc prawa obywatelskie są zagwarantowane konstytucyjnie, ale tylko do momentu, gdy nie okaże się, ze jakiś inny, ważniejszy cel nie spowoduje, że prawa obywatelskie przestają obowiązywać częściowo, lub całkowicie i jest to absolutnie zgodne z konstytucją, choć nie jest.

We Francji mamy wiec całkowicie nową sytuację prawną: okazuje się, ze prawo funkcjonuje, ale tylko w momentach, gdy może funkcjonować, a kiedy pojawiają się jakieś okoliczności, które można uznać za wyjątkowe, to wówczas prawo przestaje funkcjonować, ponieważ w państwie prawa, tzw. państwo prawa dąży do realizacji jakiegoś bardziej szczytnego i bardziej istotnego celu i to uzasadnia, czy de facto uprawnia działania państwa i jego instytucji działalność poza podstawami prawnymi, oraz poza ramami prawnymi i pomimo że nie jest to zgodne z konstytucją, to jest to ok i tak być powinno.

Wyżej opisane uzasadnienie francuskiego Trybunału Konstytucyjnego każe postawić pytanie dotyczące aktualnego stanu francuskiego państwa prawa: czy to uzasadnienie jest tak naprawdę początkiem końca jednego z głównych filarów zachodniego świata, czyli definicji państw zachodnich, jako demokratyczne państwa prawa?

Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, ze próbując wyprzedzić oskarżenia o brak praworządności francuski rząd i instytucje państwowe postanowiły ogłosić światu, że we Francji praworządność obowiązuje, dopóki państwo nie musi zrealizować jakiegoś innego szczytnego celu, który samemu sobie wyznacza. A więc praworządność jest wtedy, kiedy nam pasuje, a kiedy przestaje pasować, to jej nie ma dla dobra obywateli.
W odniesieniu do wszystkich tych, którzy krytykują rozszerzenie paszportu sanitarnego we Francji, francuskie władze oficjalnie deklarują, ze przeciwnicy tych regulacji: to antyszczepionkowcy, egoiści, osoby o postawie aspołecznej i antyobywatelskiej: ekstremiści i ciemniacy, którzy nie rozumieją postępu i nie szanują demokracji.

Informuję Państwa, ze nie jestem antyszczepionkowcem, ani proszczepionkowcem. Pragnę również poinformować, że zostałem zaszczepiony pierwszą dawką szczepionki na Covid i oczekuje na zaszczepienie druga dawka.
A więc nie piszę tego listu, ponieważ występuje przeciwko szczepionkom na Covid, czy przeciwko szczepieniom jako takim.

Pisze ten list, ponieważ jako dziennikarz, jako korespondent prasowy, ale również jako obywatel francuski i obywatel Unii Europejskiej mam poważne obawy co do tego, jak będzie wyglądał obywatelski status po pandemii i co z niego zostanie. Pisze ten list, bo mam coraz większe obawy co do tego, co zostanie z państwa prawa po pandemii.

Francuski Trybunał Konstytucyjny, który powinien oceniać przyjmowane ustawy pod kątem ich zgodności z konstytucją, twierdzi, że zgodność z konstytucją przyjmowanych regulacji jest drugorzędną, ponieważ mogą wystąpić ważniejsze okoliczności, w których nie ma potrzeby przestrzegania ram określonych przez konstytucje, czyli de facto można nie przestrzegać konstytucyjnego porządku. W tej sytuacji, jakie jest miejsce w porządku prawnym nad Sekwaną ustawy zasadniczej i jaka jest pozycja porządku prawnego nad Sekwaną w relacji rządzący-obywatele, czy w relacji państwo-obywatele? Skoro Trybunał Konstytucyjny twierdzi, że są takie chwile i takie wydarzenia, że są rzeczy ważniejsze od konstytucji i jej przestrzegania, to kto o tym decyduje i kto będzie decydował o tym, kiedy konstytucja obowiązuje, a kiedy nie? Skoro instytucje, które mają stać na straży przestrzegania przez podmioty państwowe i publiczne reguł i ram państwa prawa, twierdzą, że są momenty, kiedy to państwo prawa i jego reguły z ustawą zasadniczą włącznie są drugorzędne, to kto będzie w przyszłości decydował o losie tzw. statusu obywatela?

Mówiąc wprost: kim będę ja, kim będą mieszkańcy kraju nad Sekwaną w przyszłości: obywatelami, poddanymi, czy być może własnością właściciela przestrzeni geograficznej pomiędzy Renem i Morzem Śródziemnym i jego mieszkańców?

Francuskie władze twierdzą, że stan wyjątkowy z powodów sanitarnych jest nad Sekwaną stanem tymczasowym, jak również paszport sanitarny, który ma przestać obowiązywać w momencie zniesienia sanitarnego stanu wyjątkowego. Jednak skąd wiedzieć, ile ten stan wyjątkowy może potrwać? Pisząc ten list mam w pamięci wprowadzanie we Francji stanu wyjątkowego ze względu na zagrożenie terrorystyczne (listopad 2015 r). Ówczesny stan wyjątkowy trwał wówczas dwa lata, póki nie stał się de facto permanentnym stanem wyjątkowym, ponieważ większość  podjętych wówczas nadzwyczajnych decyzji i regulacji zostało przeniesionych do francuskiego porządku prawnego, co doprowadziło i nadal doprowadza do wielu nadużyć, których dopuszczają się państwowe instytucje wobec obywateli wziętych przez nich na celownik. We Francji od momentu wprowadzenia stanu wyjątkowego ze względu na zagrożenie terrorystyczne można de facto na podstawie decyzji zwyczajnego urzędnika, czy niskiego rangą stróża porządku wpisać każdego obywatela do tzw. kartoteki fichier S, czy fichier SPRT, co powoduje, że taki obywatel bezwiednie, nie otrzymując o tym stanie rzeczy żadnej informacji, staje się raptem osoba non grata, którą można pozbawić pracy, jak również poddać bezterminowej i bezgranicznej inwigilacji. Na podstawie regulacji antyterrorystycznych każdy obywatel może więc zostać wciągnięty na listę osób podejrzewanych o działalność radykalna. Nie tylko nie ma on o tym wiedzy, ale zarówno on, jak i jego rodzina ponoszą takiej decyzji administracyjnej potężne konsekwencje czyniąc z niego i jego rodziny de facto pariasów. Nikt na ten moment nie poniósł nad Sekwaną żadnych konsekwencji w związku z niesłusznymi wpisami osób niewinnych do kartoteki fichier S, czy SPRT, co tak naprawdę doprowadzało do całkowitego zniszczenia życia osoby niesłusznie wpisanej do tej ewidencji, jak również jego bliskich. Kto poniesie konsekwencje decyzji podejmowanych w związku z rozszerzeniem paszportu sanitarnego, skoro okazuje się, ze ustawa zasadnicza stała się we Francji drugorzędna?

Śledząc bieg wydarzeń nad Sekwaną w ostatnich tygodniach nie sposób nie zapytać: i co dalej?

Bardzo proszę wszystkich o przesłanie dalej mojego listu, oraz o publikacje tego listu tam, gdzie będzie to możliwe. Informuje, ze nie pisze tego listu pod pseudonimem, ale podpisuję się pod nim swoim imieniem i nazwiskiem.

Łączę wyrazy szacunku:
Zbigniew Stefanik
korespondent polskich mediów we Francji.

Zbigniew Stefanik skomentował sytuację we Francji na antenie Radia WNET w „Kurierze w samo południe”. Rozmowa do wysłuchania poniżej.

Prof. Zofia Wysokińska: Unia zawraca z inwestycjami lokowanymi w Azji do Europy. Polska ma szanse je przyciągnąć

Segregacja odpadów i inwestycje w informatykę. Prof. Zofia Wysokińska o unijnym Zielonym Ładzie i tym, jak Polska może na nim skorzystać.


Prof. Zofia Wysokińska zauważa, że Unia Europejska ma plany na dekady. Stwierdza, że plany UE

Możemy to nazwać dążeniem do europejskiej cyrkularnej gospodarki cyfrowej.

Jest to część unijnego Zielonego Ładu. Zaznacza, że także Polska ma problem z odpadami i musimy w tym kierunku inwestować. Ekonomistka zachęca młodych ludzi do studiowania informatyki.

Unia Europejska, żeby utrzymać konkurencyjność, musi działać w tych dziedzinach, w których może być konkurencyjna.

Rozmówczyni Krzysztofa Skowrońskiego wskazuje, że Unia zawraca z inwestycjami lokowanymi w Azji do Europy. Pojawia się pytanie, gdzie ulokują się inwestycje wycofywane z Chin. Stwierdza, że Polska ma szanse je przyciągnąć.

Niemcy chronią torfowiska jako miejsca, gdzie może będą kopalnie.

Zakładamy w Nowym Zielonym Ładzie, że do 2050 r. nie będzie węgla w gospodarce.

Cała Unia Europejska to jedynie 11 proc. w skali świata.

Wyszło tylko to, że 30 proc. udziału w handlu światowym ma Unia Europejska.

Zauważa, że UE ma także udział w usługach finansowych. Według ekonomistki Polska powinna założyć własnego Amazona czy Facebooka, ponieważ ma dobrych informatyków.

Mam nadzieję, że rozwój będzie w Polsce postępował.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Ks. Janusz Machota SMA: Albinosi żyli w ciągłym niebezpieczeństwie utraty zdrowia i życia

O działalności Kościoła w Tanzanii, domu dla dzieci i problemach osób z albinizmem.

Gościem Popołudnia WNET był ks. Janusz Machota SMA, misjonarz Stowarzyszenia Misji Afrykańskich, który opowiadał o misji w Tanzanii w której mieszka od 16 lat. Obecnie, wraz z siostrami Loretankami mieszka w domu dla dzieci albinosów, nad Jeziorem Wiktorii.

Poczucie bycia na odpowiednim miejscu i robienie czegoś co naprawdę ma sens, co zmienia ten świat na lepsze (…) my próbujemy tę cegiełkę dodać do tego co się nazywa Królestwem Bożym i stad płynie ta radość – powiedział ks. Janusz.

Swoje pierwsze dni w Tanzanii wspomina bardzo dobrze. Tanzania jest krajem bardzo biednym. Jest też podzielony na bardzo bogatych, którzy stanowią niewielki procent i bardzo biednych. Większość ludzi żyje bardzo podobnie.

Jest grupka bardzo bogatych (…) ale po prostu nie ma tej klasy średniej albo jest bardzo mała. Większość żyje bardzo ubogo albo ubogo albo mniej ubogo – poinformował ks. Janusz.

Mieszkańcy Tanzanii są bardzo pozytywnie nastawieni do życia. Zawsze są zadowoleni. Pod względem religii jest tam bardzo duża różnorodność ale nie ma wrogości między wyznawcami.

Chrześcijan mniej więcej jest pół na pół z muzułmanami. Jest trochę sekt i ciągle pewien procent wyznawców religii tradycyjnych (…) natomiast też jest rozrzucona np. muzułmanów dużo jest na wybrzeżu i w dużych miastach (…) katolicy są rozsiani po całej Tanzanii – powiedział ks. Janusz.

Ks. Machota zaznaczył, że w Tanzanii około 120 grup etnicznych, połączonych językiem suahili, czuje się jednością i możliwa jest współpraca między wyznawcami różnych religii. W Jeziorze Wiktorii można się kąpać ale są szkodliwe drobnoustroje. Dostarczana z jeziora woda musi być filtrowana. Na co dzień ks.Janusz zajmuje się koordynacją pracy misjonarzy między wioskami i od roku koncentruje się na pomocy osobom z albinizmem. Osoby z albinizmem są prześladowani i często padają ofiarą wyznawców przesądów.

Ciągle byli prześladowani. Żyli w ciągłym niebezpieczeństwie utraty zdrowia i życia ponieważ ciągle w swojej ideologii tutaj gdzieś zakorzenionej, część albinosa użyta do jakiś rytuałów szamańskich, może przynieść komuś jakąś korzyść. Fortunę czy ktoś zostaje wybrany do parlamentu i byli zagrożeni – powiedział ks. Janusz.

Problemem jest również zapewnienie bezpieczeństwa osobom dorosłym. W Tanzanii jest bardzo duży procent osób z albinizmem. Na świecie jest to 1 na 20 tys osób, w Tanzanii statystyki pokazują, że jest to 1 na 1,5 tys osób.

J.L.[related id=117398 side=right]

Brat Bernard: ludzie robią wielkie oczy, kiedy im mówię, że na Ukrainie ludzie żyją za 200 zł

Albertyn z Przytuliska dla ubogich we Lwowie o biedzie na Ukrainie i pomocy potrzebującym.


Brat Bernard wyjaśnia jak bracia albertyni trafili na Ukrainę. Jeden z braci pochodził z tego kraju.

Nie udało się na początku we Lwowie założyć placówki dla potrzebujących i trafiliśmy do Zaporoża.

Albertyn stwierdza, że dobrze się stało, gdyż wschodnia część kraju jest bardziej dotknięta postsowieckimi problemami. W 2002 r. założyli tam pierwszą kuchnię dla biednych.

We Lwowie pojawiliśmy się na zaproszenie arcybiskupa Mokrzyckiego w 2017.

Gość Poranka Wnet wskazuje, że poziom życia jest wyższy niż kiedyś. Jednocześnie jednak zwiększyło się rozwarstwienie społeczne. Wiele osób musi żyć za 200 zł miesięcznie.

Są duże rozwarstwienia. Są ludzie bardzo bogaci, a klasa biedna jest naprawdę bardzo biedna.

Nasz gość opowiada również o biednych i bezdomnych, którzy zmieniają swoje życie w Przytulisku dla ubogich w lwowskiej dzielnicy Zboiska, które prowadzą bracia albertyni.

Oni pokazują swoje talenty kulinarne, rzeźbiarskie, malarskie, elektroniczne, budowlane.

Wskazuje, że ważne jest postawienie zasad. Ludzie nietrzeźwi lub po narkotykach nie znajdą schronienia w ośrodku.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Oprócz epidemii paskudnego wirusa świat ogarnęła pandemia strachu / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” nr 86/2021

Zdziwienie budzi fakt, że mimo istnienia co najmniej 4 leków na covid- 19, przymusza się ludzi do przyjmowania preparatu medycznego, wciąż będącego w fazie testowania, dopuszczonego jedynie warunkowo.

Jadwiga Chmielowska

Sierpień, kończą się wakacje. Trzeba wykorzystać urlop, kiedy jesteśmy wolni od trosk zawodowych, na myślenie. Uwolnieni od maseczek, oddychamy pełną piersią i nasz dotleniony mózg jest w stanie analizować fakty i informacje. Nabieramy też sił, by walczyć z chorobami. Starajmy się jeść zdrową żywność, dużo warzyw i owoców. Spacery po lasach wentylują płuca po miesiącach spędzonych w domach. Jest czas na odnowienie więzi towarzyskich i przełamanie epidemii strachu, bo ta najbardziej nas niszczy.

O tym, że mamy wojnę, piszę od kilku lat. Coraz więcej osób ją zauważa. Jest więc szansa na skuteczną obronę. Nareszcie docierają informacje z wielu krajów. Potwierdziło się, że koronawirus został zmodyfikowany przez człowieka w chińskim laboratorium.

Dr Anthony Fauci, dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych USA, był przesłuchiwany w Senacie po tym, jak ujawniono jego korespondencję na podstawie Ustawy o wolności informacji (FOIA). Okazało się, że wiedział, że wirus mógł pochodzić z tajnego Instytutu Wirusologii Wuhan w Chinach.

Media w USA rozpisywały się o finansowaniu chińskich laboratoriów przez amerykańskie pazerne fundacje po tym, jak badania nad koronawirusami zostały zakazane w USA. Nie mam wątpliwości, że Chińczycy przeprowadzili biologiczną wojnę psychologiczną. Oprócz epidemii paskudnego wirusa świat ogarnęła pandemia strachu. Nie wiadomo, co gorsze.

Na fali lęku próbuje się wprowadzić podziały w społeczeństwach na zaszczepionych i niezaszczepionych. W Stanach rządzonych przez republikanów reżim covidowy był słabszy, a śmiertelność i poziom zachorowań nie większe niż tam, gdzie restrykcje były surowe. Wiele stanów odmówiło wprowadzania paszportów covidowych. Gubernator Florydy Ron DeSantis, republikanin, podpisał prawo, które zabrania wszystkim firmom używania paszportów szczepionkowych w jego stanie.

Zdziwienie na całym świecie budzi fakt, że pomimo istnienia co najmniej 4 leków na covid- 19, przymusza się ludzi do przyjmowania preparatu medycznego, wciąż będącego w fazie testowania, dopuszczonego jedynie warunkowo.

Profesor Didier Raoult z Marsylii stosuje hydroksychlorochinę z azytromycyną. W USA i Meksyku część lekarzy leczy z powodzeniem iwermektyną. W Polsce, dzięki dr. Bodnarowi, znana jest amantadyna połączona z antybiotykiem i preparatami heparynowymi, w zależności od stanu pacjenta. Amantadyna to stary lek antywirusowy, stosowany od dziesięcioleci. Portal Fronda przytacza opinię australijskiego profesora Thomasa Borody’ego, że covid-19 można z łatwością leczyć iwermektyną. „Wiemy, że jest wyleczalny, to łatwiejsze niż leczenie grypy” – twierdzi profesor.

Sam McIntyre twierdzi, że lek jest tani i w związku z tym jego upowszechnianie nie jest w interesie wielkich firm farmaceutycznych. Wszystkie te leki są bojkotowane nie przez lekarzy, a przez decydentów w poszczególnych państwach.

Na stronie Uniwersytetu Medycznego Johnsa Hopkinsa prof. Larry Corey pisze o dziwnych powikłaniach poszczepiennych u niewielkiej liczby biorców szczepionki AstraZeneca, zwłaszcza u młodych kobiet. Powikłania przejawiają się w postaci jednoczesnego krzepnięcia krwi i krwawienia. Wielu lekarzy ostrzega przed szczepieniem testowanymi preparatami genetycznymi. Brak jest w świecie otwartej, szczerej, naukowej debaty. Każdy, kto zgłasza wątpliwości, jest cenzurowany – nieważne, czy ma tytuł profesora medycyny, czy jest dziennikarzem, który uważa tylko, że „warto rozmawiać” o ważnych problemach – jak Pospieszalski.

Jeśli teraz grozi nam delta, to za chwilę będzie gamma, potem kappa i lambda; do omegi jeszcze daleko…

Sierpień to miesiąc Maryi i pokonania sto lat temu Rosji bolszewickiej. Zawierzmy Bogu, bo jedynie On może natchnąć serca i umysły rządzących na świecie, zanim doprowadzą do zagłady ludzkości.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kiedyś nie było Komisji Europejskiej, która dyrektywą powstrzymałaby Słońce/ Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 86/2021

Dziś większość Europejczyków zdaje się wierzyć, że w zderzeniu Franka Timmermansa ze Słońcem to Franek byłby wygranym. Ale to nie promienie słoneczne powodują najwięcej ludzkich nieszczęść.

 Krzysztof Skowroński

Spędziłem wakacje na jednej z malowniczych greckich wysp, tak jak sobie wymarzyłem. Upał, morze, żadnych informacji ze świata. Czytałem Homera, unosiłem się na fali i powoli zapominałem.

Odys wracał do domu, jaskółka przeleciała nad głową; mrówkom i osom nie przeszkadzał upał, ciągle czegoś chciały. Grecy uciekali do morza, by tam, zanurzeni po szyje, prowadzić wielogodzinne rozmowy. W tawernach podawano pyszne jedzenie, a wszyscy napotkani mieszkańcy wyspy na dźwięk polskiej mowy uśmiechali się, od czasu do czasu przyznając się do znajomości jakiegoś polskiego słowa. Sielanki nie zaburzyły ani morskie fale, które wyrzuciły na kamienisty brzeg dużego morskiego żółwia, ani porażki polskich sportowców na igrzyskach olimpijskich (z wyjątkiem porażki Idy Świątek i polskich siatkarzy).

Ale gdy się spędza w Grecji wakacje, trzeba któregoś dnia zejść z plaży i zobaczyć ruiny dawnych cywilizacji. I trudno uwierzyć, że piękne, olbrzymie świątynie, które, wydawało się, przetrwają wszystko, rozpadły się i ciągłość kwitnących cywilizacji została przerwana. Umiera ostatni, który pamięta, niknie język i wierzenia.

Tajemnicę rozwiała informacja o wielkim trzęsieniu ziemi. Ale też – co nie powinno mnie dziwić, ale zdziwiło – dowiedziałem się, że wyspa kiedyś nie istniała. Otóż dawno, dawno temu, gdy na świecie nie było nie tylko Franka Timmermansa, jego rodziców ani nawet żadnego Holendra, zdarzyła się wielka katastrofa klimatyczna. Słońce z nieznanych powodów zaczęło mocniej grzać, w sposób bezwzględny atakując pokrywę lodową. Topniejące lody na tyle podniosły poziom mórz, że w niektórych miejscach części lądu stawały się wyspami. I tak było w przypadku tej wyspy.

Pomyślałem sobie, że gdyby Frank Timmermans urodził się 11, a może 20 tysięcy lat temu, na pewno by do tego nie doszło. Własną piersią zdusiłby wszystkie przydomowe ogniska, eliminując nadmierną emisję CO2. Na szczęście to się nie zdarzyło. Lody stopniały, powstały wyspy i jeziora, człowiek mógł zająć nowe przestrzenie. Nie było wtedy Komisji Europejskiej, która za pomocą dyrektyw i rozporządzeń powstrzymałaby promienie Słońca. Teraz jest, i większość Europejczyków zdaje się wierzyć, że w zderzeniu Franka ze Słońcem to Franek będzie wygranym. A ja w to nie wierzę. Wątpliwości te mają też inni autorzy „Kuriera WNET”.

W tym numerze „Kuriera” szczególnie polecam Państwu tekst, który nie ma nic wspólnego z wakacjami – artykuł Swietłany Fiłonowej, przypominający o tym, że najczęstszą przyczyną ludzkich nieszczęść jest pazerność wsparta pychą, a nie promienie słoneczne.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Marek Jakubiak: Rafał Trzaskowski wymaga od warszawskich przedsiębiorców deklaracji lojalności wobec LGBT

Prezes Federacji dla Rzeczpospolitej mówi o powiązaniach między biznesem a ideologią i o podwyżkach dla polityków, które jego zdaniem zostały wprowadzone zbyt siermiężnie.


Marek Jakubiak komentuje uchwalenie podwyżek dla posłów i członków rządu. Jak mówi:

Brakuje mi w tym wszystkim białych rękawiczek. Podwyżki są uzasadnione, ale należy je lepiej wytłumaczyć. Urzędników powinno być jak najmniej, lecz ci co pozostaną, niech zarabiają dobrze.

W opinii gościa „Kuriera w samo południe” płace polityków powinny być zwiększane proporcjonalnie do wzrostu płacy minimalnej, podczas gdy wedle nowych regulacji odniesieniem jest średnia z 4 gałęzi przedsiębiorczości. Ponadto, należałoby wzrost pensji wprowadzić dopiero od przyszłej kadencji.

Startując w wyborach, politycy przyjęli pewne warunki. Skoro nie pracują więcej, dlaczego mieliby więcej zarabiać. […] Do polityki w ogóle nie powinno się iść po to, by się dorobić.

Poruszony zostaje również temat kampanii reklamowej jednego z browarów z wykorzystaniem wątku homoseksualnego. Marek Jakubiak wskazuje, że właściciele tego przedsiębiorstwa są mu winni 1,5 mln zł. Jak dodaje:

Wtrącanie ideologii LGBT do produkcji piwa nie ma sensu.

Rozmówca Adriana Kowarzyka ubolewa nad coraz większymi naciskami światopoglądowymi, m.in. ze strony władz stolicy. Zapewnia, że.

Rafał Trzaskowski wymaga podpisania deklaracji lojalności LGBT od ludzi, którzy w Warszawie chcą prowadzić biznes.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

120 rocznica urodzin kardynała Wyszyńskiego. Piotr Dmitrowicz: przejdziemy przez miejsca ważne w życiu prymasa i Polski

Rok 2021 rokiem Prymasa Tysiąclecia.Piotr Dmitrowicz, dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie o wydarzeniach organizowanych z tej okazji.

Uchwałą Sejmu i Senatu RP prymas Stefan Wyszyński został patronem 2021 roku.  Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie zorganizowało wiele wydarzeń popularyzujących wiedzę o tej niezwykłej postaci. Piotr Dmitrowicz mówił m.in. o wystawie plenerowej „Czas to miłość” upamiętniającej prymasa Stefana Wyszyńskiego. Do połowy sierpnia na skwerze ks. Jana Twardowskiego w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu można ją oglądać.

Szczególnie zależy nam na docieraniu do tych najmłodszych – podkreślił Dmitrowicz

We wrześniu odbędzie się przełożona z uwagi na pandemię beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia. Rok 2021 to także czas, w którym przypada 40 rocznica śmierci kardynała Wyszyńskiego, a także, dokładnie 3 sierpnia,  dwudziesta rocznica jego urodzin. Z tej okazji dziś o godzinie osiemnastej wolontariusze  Muzeum przygotowali  dwugodzinny spacer po Warszawie śladami prymasa Wyszyńskiego.

Przejdziemy przez te wszystkie miejsca, które były niezwykle ważne w życiu prymasa i w życiu Polski – powiedział Dmitrowicz.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.N.

Tadeusz Grabowski: zarówno latem, jak i zimą można odkrywać tajemnice Roztocza

Zastępca dyrektora Roztoczańskiego Parku Narodowego o tym, co można zobaczyć w Roztoczu i czemu region ten jest wart zainteresowania.


Tadeusz Grabowski wyjaśnia, że

Roztocze to region ciągnący się od Kraśnika do Lwowa.

Podkreśla, że Roztocze jest wpisane na listę ważnych kulturowo regionów UNESCO.

Ważniejsze jest to czego o Roztoczu jeszcze nie wiemy.

Zastępca dyrektora Roztoczańskiego Parku Narodowego wskazuje, że cechą Roztocza jest zmienność krajobrazu. Zachód regionu cechuje się wąwozami, środek ma charakter wapienny.

Jest to region o jednej z największej ilości dni słonecznych.

Stwierdza, że nie potrzeba wiele, aby poznać położoną po ukraińskiej części granicy część Roztocza.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.