Rzeczniczka Konfederacji o Wagnerowcach: Białoruś i Rosja wypowiedziały nam wojnę hybrydową

Anna Bryłka / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Anna Bryłka podkreśliła, że Polskę z Ukrainą dzielą różne interesy gospodarcze, mamy rozbieżne interesy. Uchodźcy z Ukrainy otrzymują zbyt duże wsparcie, powinno im się odebrać świadczenie 500 plus.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Gościem Poranka Wnet była Anna Bryłka rzecznik Konfederacji oraz wiceprezes Ruchu Narodowego, która na początku odniosła się do słów Jarosława Kaczyńskiego w kontekście potrzeby wzmocnienia ochrony granicy wschodniej:

Oczywiście, że dla Konfederacji jest to bardzo ważny temat. Dwa lata temu, kiedy zaczął się kryzys na polsko-białoruskiej granicy, byliśmy jedną z pierwszych reprezentacji politycznych, która się pojawiła tam na granicy” – powiedziała Anna Bryłka, rzeczniczka Konfederacji, podczas swojego wystąpienia w Radiu Wnet.

Bryłka podkreśliła, że presja migracyjna ze strony Białorusi, która jest współorganizowana przez reżim Łukaszenki, stanowi element wojny hybrydowej. Według niej, imigranci są wykorzystywani jako narzędzia w tej wojnie. „To jest wojna hybrydowa, wojna informacyjna, na którą składa się wiele czynników” – dodała.

W trakcie wywiadu, Bryłka odniosła się również do relacji handlowych i politycznych między Polską a Ukrainą. Zauważyła pewne rozbieżności w tych obszarach, szczególnie w kontekście importu ziarna. Zdaniem Bryłki, niekontrolowany import z Ukrainy jest szkodliwy dla polskiego rolnictwa i rolników, którzy od kilku miesięcy protestują przeciwko temu zjawisku.

Anna Bryłka wspomniała również o kwestii uchodźców i zobowiązaniach Polski wynikających z umów międzynarodowych.

„Dopóki trwa wojna, Polska jest zobowiązana do pomocy uchodźcom” – wyjaśniła.

Zaznaczyła, że polski rząd nie zgadza się na mechanizm przymusowej relokacji, który został ogłoszony przez szefową Komisji Europejskiej. Bryłka zwróciła uwagę na konieczność zmiany zapisów rozporządzeń i dyrektyw wchodzących w skład paktu imigracyjnego.

Pan poseł Braun użył tego sformułowania o ukrainizacji Polski, podkreślając że uchodźcy z Ukrainy korzystają z większych przywilejów, niż wynikałoby z normalnej współpracy międzynarodowej – podkreśliła Anna Bryłka, zaznaczając, że Konfederacja będzie chciała odebrać uchodźcom z Ukrainy dostęp do świadczenia rodzinnego 500 plus – Warto również zastanowić się nad odebraniem uchodźcom dostępu do programu 500 plus. Ukraińcy, którzy tutaj uciekają przed wojną, korzystają z dużo większych przywilejów, niż to wynikałoby z umów międzynarodowych w ramach normalnej współpracy międzynarodowej

W kontekście polityki migracyjnej Unii Europejskiej, rzeczniczka Konfederacji podkreśliła różnice między antyimigracyjną polityką rządu Prawa i Sprawiedliwości a szeroko otwartymi drzwiami dla imigrantów z odległych kulturowo obszarów, w tym z państw muzułmańskich. Bryłka zauważyła również pojawienie się projektu rozporządzenia upraszczającego wydawanie pozwoleń w Rządowym Centrum Legislacji.

W odniesieniu do referendum dotyczącego polityki migracyjnej, Bryłka stwierdziła:

„Chcemy rozszerzyć pytania referendalne o między innymi politykę klimatyczną, o zakaz aut spalinowych, o to czy Polacy zgadzają się na wprowadzenie systemu ETS 2, który rozszerza system ETS na transport drogowy i budownictwo. To są pytania, które konkretnie wpływają na budżety polskich gospodarstw domowych.” Rzeczniczka zauważyła, że jest warto pytać o stanowisko Polski wobec Unii Europejskiej, ale należy skupić się na konkretach dotyczących polityk Unii, takich jak strefa euro i decyzja o wejściu do niej.

W zakończeniu, Anna Bryłka wyraziła swoje poparcie dla stanowiska byłej premier Szydło w sprawie przymusowej relokacji, podkreślając, że polityka rządu, zarówno PiS-u, jak i Platformy, nie różni się od władz UE. Wskazała na potrzebę zrealizowania postulatów Konfederacji w celu dbania o dobro portfeli Polaków, przewidywalności prawnej oraz spokojnej pracy, a nie ciągłe walki między dwoma obozami politycznymi.

Zobacz także:

Marcin Horała: PiS powinno przedstawić propozycję programową dla wyborców aspiracyjnych, ideę budowy „Wielkiej Polski”

Marcin Horała: PiS powinno przedstawić propozycję programową dla wyborców aspiracyjnych, ideę budowy „Wielkiej Polski”

Programy wyższych transferów społecznych, chociaż istotne i skuteczne ekonomicznie, nie mogą być rozciągane bez końca, a rząd powinien też mieć program dla wyborców aspirujących – mówił poseł PiS.

Gościem Poranka Wnet był Marcin Horała wiceminister Funduszy i Polityki Regionalnej oraz pełnomocnik rządu ds. budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, z którym rozmawialiśmy o zmianach w działaniu Rady Ministrów po nominacji na wicepremiera dla Jarosława Kaczyńskiego: Rząd przyjął ustawę 800 plus, jeszcze kilka tego rodzaju spraw trzeba będzie zakończyć.

Wiceminister funduszy podkreślił, że po rekonstrukcji rządu usprawni się łańcuch podejmowania decyzji: Natomiast w systemie parlamentarno-gabinetowym ważnym politycznym ośrodkiem decyzyjnym jest również kierownictwo koalicji rządzącej, która kreuje rząd. Teraz połączenie powoduje, że będzie dyskusja w jednym miejscu, a nie w dwóch miejscach. I w sferze rządowej rzecz przedyskutować i wypracować decyzje i w sferze koalicji i formacji politycznej również. A potem jeszcze gdyby się zdarzyło, że te decyzje są różne, to je jakoś uwolnić, ujednolicić. Pójść na jakiś kompromis, konsensus.

Marcin Horała odpowiadał na pytanie o siłę premiera czy bardziej przypomina Leszka Millera czy Jerzego Buzka: premier Mateusz Morawiecki nie jest żadnym z tych. Natomiast jeżeli już do kogoś bliżej, to oczywiście do Leszka Millera w tym sensie, że jest premierem niezwykle sprawnym, który zarządza rządem i ministrowie jak najbardziej nie tylko odbierają telefony, ale też realizują decyzje. Kierunki główne działań politycznych wyznacza lider obozu.

W nawiązaniu do przyjętej przez rząd ustawy o podniesieniu świadczenia rodzinnego do 800 złotych, minister Horała wskazał, że programów społecznych nie można zwiększać w nieskończoność, ponieważ: Efekt programu 500+ został osiągnięty i cały czas będziemy o nim pamiętać. Natomiast jest też coś takiego jak prawo malejącej krańcowej korzyści. I oczywiście to nie jest tak, że jak damy dwa tysiące, to będzie jeszcze lepiej, więc w ogóle dajmy wszystkim po 10 tysięcy i wtedy nikt nie będzie musiał pracować i w ogóle będzie kraj mlekiem i miodem płynący. To tak nie działa – podkreślił gość Poranka Wnet.

Poseł PiS wskazał, że nie do końca rozumie znaczących wzrostów poparcia dla Konfederacji: Jestem przekonany, że jakby te osoby tak przetestować z tych poglądów prezentowanych przez Konfederację, tego co proponuje ta partia, to by się z tym nie zgodzili. Więc raczej wydaje mi się, że jest to jakiś taki głos sprzeciwu przeciw wszystkim, przeciw klasie politycznej.
Marcin Horała podkreślił, że partia rządząca potrzebuje programu który będzie się nie tylko zwracał do elektoratu czysto socjalnym: To zawsze było siłą Prawa i Sprawiedliwości, że było partią pragmatyczną, nie ideologiczną. Program powinien uwzględniać skuteczne rozwiązania bez względu na to, z jakiej ideologii pochodzą. Może to nie najlepszy wzorzec, ale pewien znany polityk powiedział, że nieważne jakiego koloru jest kot, ważne, żeby dobrze łapał myszy. I teraz niewątpliwie potrzebujemy też pewnej oferty programu dla ludzi, którzy mają pewne aspiracje. Dla takiego elektoratu, który między innymi, a nawet głównie dzięki polityce rządów Prawa i Sprawiedliwości przez ostatnie 8 lat już przestał być takim elektoratem czysto socjalnym.

Gość Poranka Wnet wskazał, że potrzebna jest nowa wizja rozwojowa dla Polski, która powinna uwzględniać możliwości rozwojowe Polski: uważam, że powinniśmy Polakom przedstawić coś, co hasłowo nazywa. Propozycją budowania Wielkiej Polski, tego, że mamy już 80% średniej unijnej, a chcemy aspirować do 100% i więcej, czyli odwrócić coś, co było naszym przekleństwem już nawet nie od komuny, ale można być od kilku wieków, że gdzieś tam na Odrze na Łabie zaczynała się Europa, że te ośrodki decyzyjne, centrala były w Europie Zachodniej. Stoimy naprawdę przed szansą, żeby one za jakiś czas to centrum było w Polsce, żeby to u nas była ta bogatsza, lepiej rozwinięta, bardziej zaawansowana część Europy. I myślę, że powinniśmy to również elektoratowi pokazać. (…) Oczywiście nie jestem w stanie się oderwać od tematu Centralnego Portu Komunikacyjnego, który w wymiarze transportu, logistyki jest właśnie taką propozycją. Jestem takim krokiem do roli państwa naprawdę wysoce rozwiniętego.

Marcin Horała odnosił się do propozycji programowej Konfederacji wprowadzeniem bonu zdrowotnego: To, co właśnie pokazuje, jak trudne byłyby rozmowy i że do wyborów trzeba się koncentrować na tym, żeby zdobyć samodzielną większość. Będzie cały szereg chorób i schorzeń w Polsce, które spowodują, że jak człowiek na nie zapadnie, to albo umrze, albo zbankrutuje, albo wyda cały swój majątek.

Jacek Kozłowski: Polska 2050 będzie prezentować w kampanii wyłącznie program pozytywny

Jacek Kozłowski / Fot. Mikołaj Murkociński, Radio Wnet

Niestety w Polsce jest tak, że dwie główne siły polityczne stosują język głębokich podziałów – mówi polityk Polski 2050.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Michał Karnowski: Wejście do rządu Jarosława Kaczyńskiego należy odczytywać jako pełną mobilizację PiS-u

Prof. Jabłoński: PiS nie musi ścigać się z opozycją na liczebność marszy

Fot. CC A-S 3.0, Wikipedia

O sukcesie w kampanii nie zdecydują emocje, ale pomysły na bezpieczeństwo i gospodarkę – mówi socjolog.

Poruszenie kwestii paktu migracyjnego przez Komisję Europejską było prezentem dla Prawa i Sprawiedliwości. To temat, w którym PiS jest wiarygodny od wielu lat.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Jarosław Kaczyński wchodzi do rządu. Będzie jedynym wicepremierem

Płażyński: wejście Jarosława Kaczyńskiego do rządu to dobry krok. To nie jest odpowiedni czas na rozproszenie władzy

Kacper Płażyński / Fot. Luiza Komorowska, Radio WNET

Każdy w rządzie musi skupić się na swojej pracy. Do tego konieczny jest jednoznaczny podział zadań – mówi poseł PiS.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Prezydent Andrzej Duda: przed nami wiele wyzwań związanych z bezpieczeństwem, również w kontekście wyborów

Prezydent Andrzej Duda: przed nami wiele wyzwań związanych z bezpieczeństwem, również w kontekście wyborów

Prezydent Andrzej Duda / Fot. Kancelaria Sejmu

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że mocarstwo leżące na wschód od Polski chce ingerować w nasz proces wyborczy – mówi głowa państwa podczas uroczystości powołania J. Kaczyńskiego na urząd wicepremiera.

Wysłuchaj całego przemówienia już teraz!

Jarosław Kaczyński wchodzi do rządu. Będzie jedynym wicepremierem

Michał Wypij: polityka nie może być grabieżą, tak jak ma to miejsce podczas obecnych rządów

Michał Wypij / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Nie stać nas, byśmy traktowali się w Polsce jako wrogowie – mówi poseł niezrzeszony.

„Lex Tusk” to projekt bolszewicki. Nikt przyzwoity nie może poprzeć czegoś takiego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Władysław Bartoszewski o planach UE: Nie musimy przymusowo przyjmować ludzi, którzy szukają lepszego życia

Poseł PSLu wskazał, że jeżeli chcemy wdrażać propozycję programowe na wiele kadencji to trzeba także rozmawiać z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Tusk zrobił z tego sprawę polityczną.

Gościem Poranka Wnet był Władysław Teofil Bartoszewski, poseł PSL-Koalicji Polskiej, który mówił o zapowiadanych przez jego ugrupowanie konsultacjach na temat edukacji: Proponujemy ponadpartyjne i ponad kadencyjne porozumienie. To nie jest tylko na jeden Sejm, żeby zrobić z naszych szkół coś na modłę szkół np. fińskich, które są jednymi z najlepszych systemów edukacyjnych na świecie. Żeby dzieci, które kończą szkołę podstawową, mówiły płynnie po angielsku, żeby rodzice nie musieli płacić za korepetycje z angielskiego czy innych języków i matematyki. Żeby szkoła dawała lepsze pensje przynajmniej tym najlepszym nauczycielom.

Na spotkanie zaproponowane przez “Trzecią Drogę” nie zamierzają się pojawić politycy Platformy Obywatelskiej, co zapowiedział jej przewodniczący. Zdaniem posła Bartoszewskiego przedstawiciele największej partii opozycyjnej: Początkowo się zgodzili [przyjść na spotkanie], potem dopiero zmienili zdanie, a przypominam, że były w ostatniej kadencji Sejmu sytuacje, kiedy Platforma Obywatelska głosowała na razem z Prawem i Sprawiedliwością, nawet jak my byliśmy przeciw. Więc wyraźnie w tej chwili zrobiono z tego spotkania kwestię przedwyborczą, a nie kwestie merytoryczną – podkreślił Władysława Bartoszewski.

Poseł PSLu odnosił się również do słów szefa klubu PO Borysa Budki, który powiedział, że „nie da się rozmawiać o przyszłości Polski z ludźmi, którzy od 8 lat niszczą Polskę”. Gość Poranka Wnet wskazał, że PSL  krytykowało Prawo i Sprawiedliwość konsekwentnie od wielu lat. Natomiast widzimy konieczność rozmowy z politykami, którzy zdobywają ponad 30% głosów w wyborach i popierają ich miliony ludzi. Jeżeli mamy wprowadzić zmiany, które przetrwają jedną kadencję Sejmu, to musimy pewne rzeczy ustalać wspólnie.

Donald Tusk zapowiedział kolejny marsz opozycji, który ma odbyć się w Poznaniu. O szansach na realizację strategii politycznej PO mówił w Poranku Wnet poseł PSL: Pan Tusk zrobił doskonałą robotę w ciągu paru lat, kiedy podniósł notowania swojej partii politycznej z około 12% do około 30%. No więc to ewidentnie zrobił dobrze. Natomiast pozostaje pytanie, czy jest w stanie sam ten magiczny próg 30 proc. przekroczyć, żeby władzę zdobyć. Tutaj pojawiają się wątpliwości nie tylko w naszej formacji.

W odniesieniu do wyników sondaży, Władysław Bartoszewski przyznał, że ostatnio koalicja “Trzeciej Drogi” straciła część poparcia, ale to nie wpływa na polityczne działania PSLu: Nerwowo to było zawsze, ale wśród mediów. Pamiętam w 2019 roku, dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, media pokazywały, że Polskie Stronnictwo Ludowe w sondażu było ocenienie 2 do 3 procent, a skończyliśmy na 8,66% w wyborach. W związku z tym u nas nikt się specjalnie tym nie przejmuje. […] do wyborów jeszcze są cztery miesiące i tym się specjalnie nie przejmujemy dlatego, że jest bardzo dużo czasu.

Zdaniem posła PSLu namowy polityków PO, aby namówił Szymona Hołownię do startu z jednej listy z PO są nierealne: Nie pójdzie na taki układ, z prostego powodu, że pan Szymon Hołownia ma swój pomysł na robienie polityki w Polsce i jak na razie robi to samo spoza parlamentu. Jeżeli pójdzie na taki układ, to jego partia skończy tak jak niektóre inne partie, które zostały wchłonięte przez Koalicję Obywatelską i które de facto nie funkcjonują.

Suwerenna Polska zapowiedziała złożenie specjalnej uchwały, która sprzeciwia się planom brukselskich urzędników ws. przymusowej relokacji imigrantów między wszystkie kraje członkowskie. Gość Poranka Wnet nie wykluczył poparcia uchwały partii Zbigniewa Ziobry, ale jednoznacznie krytycznie odniósł się do propozycji Komisji Europejskiej: Uważam, że przymusowa relokacja migrantów w sytuacji, kiedyśmy przyjęli parę milionów uchodźców uciekających przed wojną na Ukrainie. I oni zostali bardzo dobrze zaabsorbowani, włączeni w naszą społeczność. Dostali prawo do pracy, dostali prawo pobytu, dostali możliwość darmowego leczenia itd. pokazuje, że jesteśmy w stanie mieć empatię dla ludzi, którzy uciekają przed przemocą i muszą zmienić miejsce zamieszkania ale to nie znaczy, że mamy przymusowo przyjmować ludzi, którzy szukają lepszego życia.

ŁAJ

Czy Kaczyński zmusił Tuska do obalenia rządu w 1992 roku? / Zbigniew Kopczyński, „Kurier WNET” nr 108/2023

Wkrótce dowiemy się pewnie, że to Kaczyński zmusił Tuska do obalenia rządu. A krótko przed wyborami okaże się, że na filmie „Nocna zmiana” wcale nie widzimy Donalda Tuska. To Kaczyński się przebrał.

Zbigniew Kopczyński

Pamiętny 4 czerwca

Na 4 czerwca Donald Tusk zapowiedział wielki marsz. Pisząc te słowa nie wiem, czy będzie on wielki, czy niewielki. To się dopiero okaże. Jednego możemy być pewni. Bez względu na rzeczywistą frekwencję na marszu, organizatorzy ogłoszą go wielkim sukcesem, a ich przeciwnicy niekoniecznie. Ten sam marsz może dla jednych być wielkim, a dla drugich małym. Przerabialiśmy to przy okazji marszów „w obronie konstytucji i wolnych sądów”. Podawana przez organizatorów liczba stu czy nawet dwustu tysięcy uczestników, po dokładnym przeliczeniu okazała się kilkakrotnie mniejsza. Przy dobrym skadrowaniu relacji grupkę można zrobić tłumem.

Wybrana data wielkiego marszu ma nawiązywać do wydarzeń z naszej najnowszej historii, ważnych dla polskiej demokracji. Przyjrzyjmy się zatem, co takiego wydarzyło się wtedy, by mogło stać się odniesieniem dla naszych hiperdemokratów.

Nie będzie to obiektywny opis historyczny, a raczej przedstawienie moich ówczesnych odczuć. Byłem wtedy stosunkowo młody, acz już po doświadczeniu działalności w karnawale Solidarności i konspirze, zaangażowany w działalność polityczną, lecz na szczeblu lokalnym, daleko od wielkiej polityki.

W miarę zbliżania się 4 czerwca 1989 roku rosło napięcie i mobilizacja, ale też granicząca z pewnością nadzieja na zmiany. Zanim jednak ruszyliśmy do urn, media podały mrożące wieści z Pekinu. Przez ostatnie miesiące prawie codziennie informowano o chińskiej odwilży, o coraz odważniejszych wystąpieniach i żądaniach zmian. Wyglądało na to, że w Chinach również może dojść do przemian, a później – myśleliśmy – zawali się w końcu komunistyczne imperium zła. Tak to wyglądało. Tłumy ludzi okupujące Plac Niebiańskiego Spokoju robiły wrażenie.

I właśnie nad ranem 4 czerwca na zgromadzonych na placu ludzi ruszyły czołgi i transportery wojskowe, otworzono ogień maszynowy. Masakra. Według chińskich władz zginęło wtedy niecałe trzy setki ludzi. Chiński Czerwony Krzyż mówił o liczbie ponad dziesięć razy większej, a według niektórych, później ujawnionych źródeł, ofiar mogło być nawet dziesięć tysięcy.

Ich ciała potraktowano mniej więcej tak, jak w Auschwitz robili to Niemcy. Pamięć o tej masakrze bardzo skutecznie – przynajmniej w Chinach – wrzucono do komunistycznego grobu pamięci.

Po raz kolejny okazało się, że komuniści potraktowali liberalizację reżimu jako czas do przygotowania rozprawy z oponentami. Tak jak było to w Polsce w latach 1980–81. 4 czerwca 1989 roku w Pekinie był pogrzebem ledwo widocznych zalążków demokracji. Wiadomości z Chin nie osłabiły naszego zaangażowania w polskie wybory, choć przypomniały nam, do czego zdolni są komuniści.

Dziś krytykujemy tamte wybory, bo wolne były tylko w 35 procentach, więc nazywanie ich demokratycznymi jest nieporozumieniem. To prawda, demokratyczne nie były. Ale w wtedy te 35% oznaczało dla nas naprawdę dużo.

Przecież od upadku II Rzeczypospolitej nie mieliśmy tyle wolności. Mogliśmy iść, skreślić kogo chcemy (w tych 35% procentach) i nasz głos został policzony. Dla mnie, moich rówieśników, a i naszych rodziców nastąpiło to pierwszy raz w życiu. Naprawdę zachłysnęliśmy się tym skrawkiem wolności.

Prawdziwe i demokratyczne wybory były do Senatu. Tu poszliśmy jak burza. W Senacie nie znalazł się żaden komunista. Solidarnościowi kandydaci zdobyli 99 mandatów. Jeden przypadł niezależnemu kandydatowi – Henrykowi Stokłosie z okręgu pilskiego. Był on jednym z największych pracodawców w okręgu i, prawdopodobnie, jego przypadek jest dla liderów Prawa i Sprawiedliwości jednym z powodów niechęci do jednomandatowych okręgów wyborczych. Paradoksalnie te stuprocentowo wolne wybory pozostają w cieniu sejmowych, jedynie częściowo wolnych, i raczej nie do wyborów senackich nawiązuje Donald Tusk.

Te 35% wygraliśmy w stu procentach. Dodatkowo przepadła lista krajowa, a to znaczyło, że wielu zasłużonych towarzyszy zabrakło w Sejmie. Nokaut czerwonych, a u nas prawie euforia. Prawie, bo z pewną niepewnością czekaliśmy na reakcję komunistów, wiedząc, co wydarzyło się w Pekinie. Z wielkim napięciem słuchaliśmy oświadczenia rzecznika Komitetu Centralnego PZPR wygłoszonego w Dzienniku Telewizyjnym. Zapewnił, że partia przyjmuje wynik wyborów. Naprawdę duża ulga.

A po tym bolesny policzek. Dowiedzieliśmy się, że nasi liderzy: Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki ustalili z czerwonymi, że oddają komunistom mandaty z listy krajowej. Zmienili zasady w trakcie gry! Naprawdę trudno było mi to zrozumieć. Demokracja to przecież rządy ludu, a gdy lud wypowiedział się wyraźnie i jednoznacznie, postanowiono tę wypowiedź mocno stonować.

Pacta sunt servanda – stwierdzili nasi liderzy. Umów należy dotrzymywać – to podstawowa rzymska zasada praworządności. Jak najbardziej słuszna. Pytanie tylko, których umów? Tych z komunistyczną władzą, czy z polskim społeczeństwem? Geremek i Mazowiecki powiedzieli Polakom: „Możecie głosować, jak chcecie, ale wynik ma być taki, jak ustaliliśmy z czerwonymi”. Trudno o większe podeptanie demokracji. Rozumiem argumenty o sytuacji geopolitycznej, potrzebie rozsądku i niestawianiu przeciwnika pod ścianą, ale mówmy o kompromisie, dogadaniu się elit, a nie o demokracji. Czy tę rocznicę chce obchodzić Donald Tusk?

Efektem „dotrzymania umowy” było powierzenie Czesławowi Kiszczakowi misji stworzenia nowego, „demokratycznego” rządu, a później wybór Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta. I tylko zakulisowym zabiegom braci Kaczyńskich zawdzięczamy niepowodzenie misji Kiszczaka, powstanie rządu Mazowieckiego, a później przyspieszone wybory prezydenckie. Notabene, w tym niby pierwszym niekomunistycznym rządzie siłowymi resortami kierowali zasłużeni komunistyczni generałowie. Taka to była demokracja.

Na w pełni demokratyczne wybory parlamentarne musieliśmy czekać do 27 października 1991 roku. W ich wyniku powstał rząd Jana Olszewskiego, pierwszy rząd bez komunistów. Nie był on hołubiony, delikatnie mówiąc, przez tych, którzy czuli się uprawnieni do sprawowania rządu dusz Polaków.

Nieakceptowalne dla ówczesnych elit było usiłowanie powstrzymania nazywanego prywatyzacją przejmowania majątku narodowego przez ludzi związanych z dawną władzą, co traktowano jako złamanie ustaleń okołookrągłostołowych. Znów „Pacta sunt servanda”.

Nie podobało się też wyraźne artykułowanie dążeń do włączenia Polski do struktur zachodnich NATO i Unii Europejskiej – w tej właśnie kolejności. Okrągłostołowe elity zachowywały się wtedy tak, jak gdyby dalej istniał Układ Warszawski, a Związek Sowiecki nie rozpadał się na naszych oczach. Prezydent Wałęsa wygłaszał, w opozycji do rządu, projekty powołania jakiegoś NATO-bis i EU-bis, by uniemożliwić integrację z Zachodem i pozostawić dawne demoludy w szarej strefie z przewagą wpływów rosyjskich.

Kolejną kością niezgody był projekt umowy z Rosją, przewidujący stworzenie na terenie wojskowych baz rosyjskich faktycznie eksterytorialnych baz formalnie gospodarczych, nazywanych ładnie joint-venture, a będących faktycznie centrami wywierania wpływu i ośrodkami wywiadowczymi. Istnienie czegoś takiego uniemożliwiłoby zupełnie wejście Polski do NATO. Lech Wałęsa poleciał z tym projektem do Moskwy i tylko wysłany tam ostry sprzeciw rządu zablokował jego podpisanie.

Po powrocie z Moskwy, już 28 maja, Lech Wałęsa podjął pierwszą próbę odwołania rządu Jana Olszewskiego. Swego dopiął kilka dni później, dokładnie 4 czerwca 1992 roku. Powodem było upublicznienie przez ministra spraw wewnętrznych, Antoniego Macierewicza – w wyniku uchwały Sejmu – listy 64 członków rządu, posłów i senatorów, mających kartotekę współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi.

Szokiem było zobaczyć, jak gęsto wśród rządzących było od donosicieli, w tym bohaterów walki o wolną Polskę, z Lechem Wałęsą na czele.

Tego płazem puścić nie było można i po nocnej naradzie kolaborantów i ich wspólników odwołano rząd, a kapusiom zapewniono spokój, ciepłe posady i wpływ na politykę państwa na długie lata. Wiele dziwnych posunięć późniejszych rządów mogło mieć źródło w aktach przechowywanych na Łubiance.

Z trzech opisanych tu czwartoczerwcowych wydarzeń, właśnie to ostatnie ma najwięcej wspólnego z demokracją. Nie użyto przemocy, nie wypaczono wyników wyborów, a zmiana koalicji rządzącej to zwykła praktyka w demokracjach. W ten sposób kanclerzem został Helmut Kohl i nikt mu tego nie wypominał.

Być może właśnie to wydarzenie chce przypomnieć Polakom Donald Tusk? W końcu odegrał w nim jedną z głównych ról. Choć w swej skromności umniejsza ostatnio swoje zasługi.

Opowiadał niedawno, ile złego o Janie Olszewskim słyszał z ust Jarosława Kaczyńskiego. Wkrótce dowiemy się pewnie, że to Kaczyński zmusił go do obalenia rządu. A krótko przed wyborami okaże się, że na filmie Nocna zmiana wcale nie widzimy Donalda Tuska. To Kaczyński się przebrał.

Wielki marsz ma bronić zagrożonej demokracji, wolności itd. oraz doprowadzić do przejęcia władzy przez opozycję. Już sam fakt legalnego, bez przeszkód jego zorganizowania podaje to zagrożenie w dużą wątpliwość. W krajach wolnych i demokratycznych – a takim jest Polska – każdy może sobie demonstrować i maszerować z dowolnej okazji. Jednak w demokracji władzy nie zdobywa się marszami, a poprzez wyborcze decyzje obywateli.

Jeśli zestawimy zapowiedzi marszu z wcześniejszymi zapowiedziami liderów opozycji „silnych ludzi” usuwających rządzących z urzędów czy błyskawicznego posprzątania sądów, wielki marsz Donalda Tuska kojarzy się raczej z faszystowskim marszem na Rzym.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Pamiętny 4 czerwca” znajduje się na s. 6 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 108/2023.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Pamiętny 4 czerwca” na s. 6 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 108/2023

Janusz Kowalski: nie będziemy się godzić na rasistowską politykę UE wobec imigrantów

Janusz Kowalski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Póki rządzi prawica, Polska nie pozwoli na żadne relokacje – mówi wiceminister rolnictwa.

Jan Bogatko: Czy skrajna lewica jest wyzwaniem dla społeczeństwa niemieckiego, czy też może raczej skrajna prawica?