Japonia: kobieta nową szefową komitetu organizacyjnego Igrzysk Olimpijskich w Tokio

Poprzedni na tym stanowisku – Yoshiro Mori zrezygnował ze sprawowania funkcji w ubiegłym tygodniu po aferze, którą wywołał obrażając kobiety na spotkaniu online Japońskiego Komitetu Olimpijskiego.

Seiko Hashimoto (56), brązowa medalistka olimpijska, trzykrotna medalistka mistrzostw świata oraz była Minister d.s. Igrzysk Olimpijskich w rządzie Yoshihide Sugi została dziś nową szefową komitetu organizacyjnego Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Przełomowa nominacja japońskiej polityk i byłej sportsmenki na nową szefową komitetu organizacyjnego Igrzysk Olimpijskich miała miejsce w tym tygodniu, a 18 lutego oficjalnie przyjęła propozycję objęcia stanowiska.

[related id=122996 side=right]Nagłą zmianę na wspomnianym stanowisku spowodowało odejście sprawującego tę funkcje uprzednio byłego premiera Japonii – Yoshiro Mori’ego. Mori zrezygnował ze stanowiska 12 lutego, z powodu fali krytyki jaką wywołał obraźliwymi słowami pod adresem kobiet. Podczas zebrania online Japońskiego Komitetu Organizacyjnego Igrzysk Olimpijskich, Mori zanegował prośbę japońskiego Ministerstwa Edukacji, które nalegało na wybór kobiet do ról kierowniczych przedsięwzięcia. Swoją decyzję uzasadnił w następujący sposób:

Ministerstwo edukacji bardzo nalegało na wybór kobiet w roli dyrektorów. Ale spotkanie zarządu z wieloma kobietami oznacza, że będzie się przedłużać (…).

Mori skomentował swoje stanowisko, wskazując na potrzebę rywalizacji u kobiet i wg jego opinii, jeśli:

jedna podniesie rękę, by mówić, wszystkie inne też czują taką potrzebę.

Yoshiro Mori, po kilku dniach zdecydował się przeprosić za swoją seksistowską wypowiedź, stwierdzając jednocześnie, że mimo tego nie zamierza on poddać się do dymisji. Pod wpływem ogromnej presji społecznej z udziałem mediów, polityków, sponsorów, a także liczącej ponad 150,000 podpisów petycji online – 12 lutego ogłosił swoją oficjalną rezygnację ze stanowiska.

NN

Źródło: AP News

Jakie są skutki pandemii paryskim społeczeństwie? Witt: coraz więcej przypadków depresji, samobójstw, agresji

Piotr Witt o kiepskiej kondycji psychicznej Francuzów w czasie pandemii koronawirusa. Liczba samobójstw, gwałtów i bójek się zwiększa. Pandemia powiększyła też problem bezdomności.


Piotr Witt w najnowszej korespondencji z Paryża zwrócił uwagę na pogłębiające się problemy społeczne, które zaostrzyły się przez pandemię.

Pandemia zaostrzyła zjawiska typowe dla Paryża, które nigdy wcześniej nie występowały w tak jaskrawej formie. Psychiatrzy nie notowali tak wielu przypadków depresji a w paryskiej kostnicy nie spoczywało więcej samobójców – zaznaczył Witt.

Paryski korespondent Radia WNET wskazywał, że jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy jest życie w odosobnieniu.

Paryski psychiatra Philippe uważa samotność za jeden z głównych czynników  rodzących depresję.

Policyjne statystyki wskazują także na wzrost poziomu agresji, zwłaszcza w najbiedniejszych dzielnicach Paryża.

Po wybuchu pandemii i nakazaniu aresztu domowego wiele małżeństw rozdzieliło się pięściami. Liczba gwałtów domowych i pobitych kobiet wzrosła wielokrotnie.

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.N.

Białoruś: Wyrok dwóch lat kolonii karnej dla dziennikarek Biełsatu

Po trzech dniach procesu ogłoszony został wyrok w sprawie dziennikarek: Kaciaryny Andrejewnej i Darii Czulcowej. Sąd w Mińsku uznał je winne organizacji zamieszek i skazał na dwa lata kolonii karnej.

Na sali sądowej w Mińsku, na której przed chwilą odbywał się proces dziennikarek jest obecnych 40 osób publiczności, w tym rodzice oskarżonych i przedstawiciele misji dyplomatycznych na Białorusi. Pod gmachem sądu dyżuruje zaś bus z funkcjonariuszami OMON.

Gdy prowadząca sprawę sędzia zapytała oskarżonych, czy rozumieją one wyrok padły słowa:

Nie, co to jest? – odpowiedziała Andrejewa.

Dlaczego nie 25 lat? – zapytała Czulcowa.

Białoruskie dziennikarki telewizji Biełsat – Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa zostały zatrzymane 15 listopada, podczas prowadzenia przez nich relacji online z mitingu upamiętniającego śmiertelnie pobitego Ramana Bandarenkę. Kobiety zostały oskarżone o „Organizację i przygotowywanie działań rażąco naruszających porządek publiczny” i skazane dziś na karę dwóch lat kolonii karnej. Wyrok zapadł na podstawie Art. 342 pkt 1. białoruskiego Kodeksu Karnego, który za podobne działania przewiduje karę z górnym zagrożeniem ustawowym pozbawienia wolności do lat 3. Miński sąd w pełni dostosował się do wniosku prokuratora, sugerującego wysokość kary. Czas, który dziennikarki spędziły w areszcie ma zostać zaliczony do wyroku.

Sędzia zezwoliła skazanym na zachowanie należących do nich przedmiotów, które zostały skonfiskowane w trakcie przesłuchania: laptopy, pendrive’y,  telefony komórkowe. Dziennikarki zachowają również znalezione na ich kontach środki: 0,72 rubla na koncie Andrejewnej i 0,05 rubla na koncie Czulcowej.

Podczas zatrzymania oskarżonym odebrane zostały przedmioty służące do wykonywania pracy: kamera i statyw. Skonfiskowano również znalezione przy kobietach rzeczy – notatki, zeszyty, wlepki i tkaniny; wszystko to ma zostać zniszczone. Jest to pierwszy tego typu proces na Białorusi, w którym skazuje się dziennikarzy na podstawie przepisów prawa karnego, w związku z protestami przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim.

NN

Źródło: Biełsat

Jan Bogatko: wypowiedź prezydenta Niemiec pokazuje, że kwestia reparacji wojennych nie została jeszcze zamknięta

Jan Bogatko w korespondencji z Niemiec mówi o obchodach karnawału w Niemczech oraz o wypowiedzi prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera,


Jan Bogatko opowiada o karnawale w Düsseldorfie w Niemczech, gdzie przedstawiono karykatury znanych polityków np. prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Miało to być protestem wobec, jak to się mówi w Niemczech, zakazu aborcji w Polsce.

W jego ocenie reakcja polskiej dyplomacji w tej sprawie była zbędna.

Zupełnie nie rozumiem dlaczego reagował na to polski konsul. Wiadomo, że to skrajne lewactwo zajmuje się organizacją tego karnawału i nie jest to sprawa dla polityki. Konsul jest zbyt poważnym urzędnikiem, by zabierać głos w tak mało poważnej sprawie.

Nasz korespondent mówi także o dalszych losach budowy rurociągu Nord Stream 2 w kontekście wypowiedzi prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera, który stwierdził, że NS 2 jest formą odszkodowania Rosji za drugą wojnę światową.

Z tej wypowiedzi wynika jedna ciekawa rzecz, niezauważona przez media polskie – że kwestia odszkodowań nie jest zamknięta (…) tylko jest inaczej argumentowana.

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.N./K.T.

Handel ludźmi. Monika Grzelak: Nawet 40 mln osób rocznie zostaje współczesnymi niewolnikami

Kim są współcześni niewolnicy? Monika Grzelak o tym, jak wygląda handel ludźmi i o pomocy jego ofiarom.

Jesteśmy jedyną organizacją w Kenii, która prowadzi schronisko dla ofiar handlu ludźmi.

[related id=136132 side=right] Monika Grzelak wyjaśnia czym się zajmuje fundacja HAART Poland. Jest ona powstałą w 2018 r. filią organizacji HAART Kenia (założonej w 2010). Wyjaśnia, że w Polsce działają na rzecz nagłośnienia problemu współczesnego niewolnictwa. Nie zniknęło ono, ale ewoluowało. Nie jest to problem na małą skalę.

Takie szacunkowe dane [pokazują], że to jest nawet 40 milionów osób w skali całego świata rocznie, które są współczesnymi niewolnikami

Ofiarami handlu ludzi często padają osoby biedne, szukającego lepszego życia. Ludzie ze slumsów szukają pracy za granicą, gdzie zostają zmuszeni, w przypadku kobiet do prostytucji, a przypadku mężczyzn innej przymusowej pracy. Najczęściej ofiarami handlu ludźmi padają kobiety i dzieci.

Rozmówczyni Jaśminy Nowak informuje, że w handel ludźmi zamieszane są mafie. W związku z tym część schronisk musiała zostać przeniesiona, aby zapewnić bezpieczeństwo ofiarom. O tym, jak wesprzeć działalność fundacji dowiedzieć się można na jej stronie haartpoland.org.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Zmarł Zdzisław Najder. Miał 90 lat

Zmarł Zdzisław Najder – historyk literatury, były dyrektor Radia Wolna Europa, znawca twórczości Josepha Conrada. Informację o jego śmierci przekazała rodzina.

W wieku 90 lat zmarł Zdzisław Najder, historyk literatury, znawca twórczości Conrada, były opozycjonista i dyrektor polskiej sekcji rozgłośni Radia Wolna Europa. Informację o jego śmierci przekazał syn Krzysztof.

Zdzisław Najder urodził się w 1930 roku w Warszawie. Ukończył studia z zakresu filozofii oraz historii literatury na Uniwersytecie Warszawskim. Był wykładowcą mi.n. w Instytucie badań Literackich PAN, wykładał na Columbia University i Yale.

Po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego przebywał w Oksfordzie i nie zdecydował się na powrót do kraju. Został dyrektorem polskiej sekcji Radia Wolna Europa.

W 1983 nieprawomocnym wyrokiem sądu wojskowego skazany na karę śmierci za rzekome szpiegostwo na rzecz USA. Pozbawiono go również  praw publicznych i orzeczono konfiskatę mienia. Wyrok został uchylony w 1989 roku. Wtedy też powrócił do kraju i zaangażował się w życie polityczne. Doradzał m.in. Lechowi Wałęsie i Janowi Olszewskiemu.

W 1992 przyznał się do współpracy z SB, z która współpracował w latach 1958-1963.

 

Stefanik: Francuskie miasta po godzinie policyjnej opanowują gangsterzy. Walkę z nimi utrudniają braki kadrowe służb

Korespondent polskich mediów mówi o fali przemocy przetaczającej się przez Francję, walce z nielegalną imigracją oraz działaniach antyepidemicznych państwa.

 

Zbigniew Stefanik mówi o eskalacji przemocy w Marsylii. W mieście trwają gangsterskie porachunki.

W całym kraju bezpieczeństwo maleje po godzinie policyjnej. Opustoszałe ulice wykorzystywane są przez bandy kryminalne.

Służby skupiają się na egzekwowaniu antyepidemicznych obostrzeń, stąd przestępczość wymyka się im spod kontroli. Warto zauważyć, że zwykli obywatele raczej przestrzegają restrykcji.

Niestety, policja nie jest w stanie pokonać swoich braków kadrowych. Jednocześnie, jest coraz więcej spraw, którymi musi się zajmować.

Wyraźny wzrost przestępczości notuje się od 5 lat, mponieważ od tego czasu państwo przerzuciło większość sił do walki z terroryzmem. Korespondent ocenia, że policja nad Sekwaną powinna w walce z ulicznym bandytyzmem zastosować wzorce amerykańskie.

Omówiony zostaje ponadto problem nielegalnej imigracji. Zbigniew Stefanik stwierdza, że walka z ty,m zjawiskiem wymaga skoordynowanych działań wszystkich państw UE.

Zbigniew Stefanik relacjonuje również francuską debatę nt. zakresu działań policji. Liczni obywatele uważają, że państwo zbyt mocno ingeruje w ich prywatność. Mówi ponadto o coraz bardziej dynamicznej akcji szczepień nad Sekwaną. Ma ona zapobiec trzeciemu lockdownowi w kraju.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Dawni opozycjoniści, których emerytury są zwykle śmiesznie niskie, nigdy nie występowali z żądaniem podwyżek

Postawione przez jednego z komunistycznych generałów pytanie, jak żyć za dwa tysiące złotych, było obraźliwe dla całej rzeszy emerytów i rencistów, którym musi wystarczyć zdecydowanie mniejsza kwota.

Maria Czarnecka

Obowiązująca od października 2017 roku tzw. ustawa dezubekizacyjna, zrównująca emerytury, renty i renty rodzinne ze średnią krajową odpowiednio do kategorii świadczenia, była przyczynkiem do dyskusji, jaka przetoczyła się szeroką falą w mediach, wśród polityków i społeczeństwa. W pamięci pozostają obrazy manifestacji, w których oprócz zainteresowanych zmianą uczestniczyli również przedstawiciele totalnej opozycji, wyrażając troskę i zaniepokojenie o przyszłość funkcjonariuszy utrwalających przez kilka dekad władzę totalitarnego państwa.

Protestującym oprócz członków PO wsparcia udzielili towarzysze i towarzyszki z formacji, którą można obecnie określić jako PZPR po liftingu. Obrońców starego systemu emerytalnego zjednoczyło oburzenie na haniebny w ich mniemaniu czyn, jakiego rządzący dopuścili się w stosunku do ludzi, którzy przez lata strzegli prawa ustanowionego w PRL. (…)

Funkcjonariusze służb mundurowych, i nie tylko, stali na straży owego prawa podczas kolejnych zrywów niepodległościowych: w czerwcu 1956 r., w marcu 1968 r., w grudniu 1970 r., w czerwcu 1976 r., w grudniu 1981 r. Lata 80. również były czasem wytężonej pracy stróżów socjalistycznego porządku. „Wywrotowcy”, „warchoły”, „wichrzyciele” byli wciąż aktywni, więc „obowiązków” nie ubywało. (…)

Przewodnia siła narodu była dalekowzroczna. Wyższy poziom życia, nieograniczony dostęp do tak zwanych dóbr luksusowych pozwalały na pozyskanie i utrzymanie lojalności. Jednak konieczność zapewnienia ciągłości kadr wymagała ich odpowiedniego kształcenia. Epoka Gierka uchyliła drzwi na świat, dzięki czemu część dygnitarzy miała okazję poznać, jak wygląda życie z drugiej strony żelaznej kurtyny.

Nawiązanie relacji gospodarczych z państwami spoza RWPG stworzyło możliwości udziału w szkoleniach i naukowych stypendiach. Taka szansa rozwoju zawodowego była zarezerwowana dla dygnitarskiej progenitury oraz chętnych do wzmacniania i rozwoju socjalistycznego państwa. Reszcie, o ile mieli szczęście otrzymać paszport, pozostały wyjazdy na zaproszenie do rodziny lub znajomych.

Jedni poszerzali wiedzę, horyzonty i szlifowali znajomość obcych języków na stypendiach i stażach, inni byli szczęśliwi, że mogą pracować na budowie, przy winobraniu lub opiekując się dzieckiem. Przywileje zapewniały też łatwiejszy dostęp do opieki lekarskiej, miejsca w sanatoriach, talony na samochód lub inne reglamentowane dobra.

Wspomniani już „wywrotowcy”, „wichrzyciele”, „warchoły”, przy wsparciu „wrogich sił Zachodu”, usilnie dążyli do obalenia ustroju, co wśród aparatu partyjnego oraz służb mundurowych budziło obawy utraty dobrostanu. Oprócz pracy opozycyjnej część z nich zajmowała się pracą zawodową, bo z czegoś trzeba było opłacać rachunki i utrzymać rodzinę, a część uczyła się lub studiowała. Zatrzymania, aresztowania, procesy, więzienie skutkowały zwolnieniem z pracy, relegowaniem ze szkoły, uczelni. Liczni opozycjoniści, którzy po wprowadzeniu stanu wojennego ukrywali się przez wiele miesięcy, a nawet lat (na przykład Kornel Morawiecki, Jadwiga Chmielowska), było pozbawionych pracy.

Brak etatu był równoznaczny z brakiem ubezpieczenia oraz z składek na poczet przyszłej emerytury. Władza ludowa dbała o to, by jej przeciwnicy byli pozbawienia możliwości pracy. W najlepszym przypadku wykonywali zajęcia poniżej ich kwalifikacji. W najgorszym szukali dorywczego zatrudnienia na czarno. Wielu działaczy opozycyjnych straciło bezpowrotnie szansę na rozwój zawodowy.

Lata po tzw. upadku komunizmu w Polsce dla licznego grona opozycjonistów nie przyniosły pozytywnych zmian w życiu zawodowym. Już na starcie przegrywali z młodymi, żądnymi sukcesu yuppies, którzy pojawili się na rynku pracy wraz z pierwszymi zagranicznymi korporacjami. Złote dzieci przemian gospodarczych w Polsce – znające angielski, po kierunkach ekonomicznych, nierzadko po zagranicznych stypendiach – nie musiały obawiać się konkurencji tych, dzięki którym mogły cieszyć się nową społeczno-gospodarczą rzeczywistością. A ta nie była łatwa.

Mówi się, że rewolucja pożera własne dzieci. Tak było też w polskich realiach. Przerwy w zatrudnieniu, kwalifikacje nieadekwatne do oczekiwań rynku pracy, redukcje zatrudnienia, prywatyzacja lub likwidacja zakładów pracy. Trudno było w takich warunkach z bagażem opozycyjnej przeszłości znaleźć pracę. A jeśli już się miało etat, to wskutek przeprowadzanych w okresie raczkującego w Polsce kapitalizmu i w realiach reform Balcerowicza łatwo było go stracić. Paradoksem był fakt, że niejeden towarzysz z dużą łatwością z orędownika władzy ludowej stawał się twarzą przemian gospodarczych w Polsce. No cóż, zachodni kapitał nie kierował się ideami, lecz pragmatyzmem, a ten nakazywał szukać osób, które poprzez sieć towarzysko-służbową oraz znajomość zasad działania poprzedniego systemu, co do którego Polakom wydawało się, że przeminął, ułatwiały robienie interesów.

Znaczna część dawnych opozycjonistów usunęła się w cień, skupiając swoje wysiłki na pokonywaniu przeszkód codziennego dnia. Niskie emerytury, będące pochodną przepracowanych lat i odłożonego kapitału emerytalnego, nie pozwalały na spokojną egzystencję. Odważni ludzie, którzy walczyli o niepodległe państwo polskie i podejmowali ryzyko świadomi konsekwencji swoich działań, z czasem w nowych realiach stali się bezimiennymi, zapomnianymi bohaterami.

Pomimo że ostatnie 5 lat przyniosło pozytywne zmiany dotyczące dawnych działaczy, to nadal wydaje się, że standard ich życia odbiega od poziomu życia emerytowanych milicjantów, funkcjonariuszy służb, partyjnych dygnitarzy.

Gdy w 2017 r. podjęto decyzję o zmianie wysokości emerytalnych uposażeń funkcjonariuszy dawnych służb, ci, wbrew przyzwoitości, rozpoczęli manifestacje protestacyjne, wspierani przez opozycyjnych polityków. Paradoksalnie dawni opozycjoniści, których emerytury były kilkakrotnie niższe od emerytur milicjantów czy esbeków, nigdy nie występowali z żądaniem podwyżek.

Medialne wypowiedzi „poszkodowanych” ustawą dezubekizacyjną były potwierdzeniem ogromnej roszczeniowości tej grupy. Znamienne jest przekonanie, że wszystkie przywileje, z których korzystali przed 1989 rokiem, powinny być dla nich nadal dostępne, a nawet dziedziczone. Minęło kilka lat od wspomnianych manifestacji, a w szczepionkowym zamieszaniu przewinęła się postać byłego funkcjonariusz SB, który skorzystał z antycovidowego szczepienia poza ustaloną kolejnością. Czyżby znów górę wzięło przekonanie o prawie do przywilejów? A może był to wyraz pogardy wobec szarej masy maluczkich? Przyzwyczajenie jest drugą naturą.

Żądania byłych funkcjonariuszy ukazały nową tendencję w interpretacji faktów. W wywodach oburzonych demonstrantów zaczęła pojawiać się narracja o poświęceniu dla kraju, obronie obowiązującego wówczas prawa. Rodzi się pytanie, przed kim broniono socjalistycznego ładu? Przed obywatelami, dla dobra których ten porządek zaimportowano z Moskwy? Kim w kontekście tej narracji byli walczący o niepodległą Polskę?

Pomimo kilku dekad, jakie upłynęły od 4 czerwca 1989 r., można odnieść wrażenie, że najnowsza historia Polski jest nadal niczym tabula rasa w świadomości znacznej części Polaków. Zapominamy, że historia magistra vitae est. Pamięć zbiorowa zatraca ostrość postrzegania faktów, zdarzeń, a co najważniejsze – usuwa w niebyt szeroki kontekst słusznie minionych czasów. Taka sytuacja sprzyja wypaczaniu historii, tworzeniu nowej narracji, podsuwaniu nowych kandydatów na bohaterów.

Realni bohaterowie, wciąż żyjący wśród nas, skromni i nie szukają rozgłosu, nie dopominają się szczególnych względów za swoje zasługi. Nie epatują swoim losem. W takich warunkach, przy wykorzystaniu socjotechniki, łatwo dokonać zamiany ról. Ofiary znikają lub przeobrażają się w czarne charaktery, a ich oprawcy stają się ofiarami.

(…) Wśród nas wciąż żyje wielu świadków historii, osób boleśnie doświadczonych przez komunistyczny system. To daje wspaniałą okazję, by dzieci i młodzież usłyszały o odległych dla nich czasach od ludzi, którzy ryzykując swoje zdrowie, a nawet życie, tworzyli historię. Wielu młodych odkryje, że wśród ich bliskich są prawdziwi bohaterowie. (…)

Może warto skierować działania edukacyjne do starszych grup? 20-, 30-, a nawet 40-latków? Na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej książek z zakresu historii najnowszej. Najczęściej są to opracowania naukowe skierowane do odbiorcy zainteresowanego tą tematyką. Jednak wciąż brakuje beletrystyki opowiadającej o prawdziwym życiu w PRL-u, o działalności opozycyjnej, o szarych, trudnych czasach pozbawionych nadziei, w których ludzie mimo wszystko nie poddawali się.

Cały artykuł Marii Czarneckiej pt. „Beneficjenci, spadkobiercy, uzurpatorzy” znajduje się na s. 8 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 80/2021.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Marii Czarneckiej pt. „Beneficjenci, spadkobiercy, uzurpatorzy” na s. 8 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jakby takie tango tańczą, krok w przód, dwa w tył albo odwrotnie/ Adam Gniewecki, „Kurier WNET” 80/2021

Władzę mają, a jakby jej nie mieli. Takie to dziwne, że podstępu albo tajnego planu się dopatrujemy. 5 lat to nie 5 minut i można było po swojemu wszystko ustawić i co się chce i jak się chce tańczyć.

Adam Gniewecki

Szanowny Panie Ministrze!

W pierwszych słowach mego listu za zaufanie dziękuję i radość wyrażam, że Pan Minister w zdrowiu dobrym pozostaje. Nasi, chociaż czasem w rozumie nie najmocniejsi, w sobie zawsze tędzy byli. Przyznaję, że adres mnie trochę zasmucił, bo nie na rezydencję, ale na domek-bliźniak rzędowy wskazuje, a do pospolitowania się z sąsiadami Pan Minister ani stworzony, ani przyzwyczajony. Kraj też daleki, ale jak bez ekstra-dykcji, to może i Pana Ministra po wymowie nie poznają.

Wymuszone upadkiem demokracji uchodźstwo Pana Ministra, jak też przerwa w kontaktach ze światem i macierzą, niepotrzebne były. Obawy przed listami pogończymi oraz kilkuletnia konspiracja incognito, w zagranicznej piwnicy, tak samo zbyteczne.

Że strach ma wielkie oczy i nie taki diabeł straszny, jak go malują, potwierdziło się aż miło. Nawet chodzą takie plotki, że karane będą płotki.

Dla ludzi z pozycją komisje ds. powołali. Poważne i wieloletnie. Rządy komisaryczne wprowadzili czy co? Swoją drogą, jak był kiedyś dyrektoriat, to teraz może być komisariat. Ale faktycznie nikt z poważnych komisariatu ani firanki w kratki nie zobaczył. Jak się nasi w tym połapali, to na te komisje jak na śpiewanie chodzili, a jak się któryś komisariusz w pytaniach zagalopował, amnezji nagminnej dostawali. Tylko komisja takiego jakiegoś Jakiego, chyba niedoszkolona, się uwzięła świętą własność prywatną odbierać, słusznie i prawomocnie załatwioną. Godność osobista i kompetencja naszej pani Hani i innych działaczy reprywatyzacji oraz nieugięta postawa sądów sprawiły, że prawdziwi warszawiacy takiego Jakiego ze stolicy aż do Brukseli pogonili.

Na Pana Ministra życzenie postaram się krótko, po Naszemu, zreferować, co po opuszczeniu przez Pana sfer panujących i kraju się wydarzyło. Kultury wyjścia w stylu angielskim nikt nie docenił. Tamci wrzeszczeli o „ucieczce przed odpowiedzialnością polityczną”, a swoi własne grzeszki na, za przeproszeniem, karb Pana Ministra przerzucać próbowali, ale nikogo to nie obchodziło.

Jeszcze przed Pana Ministra dyskretnym usunięciem się, szefa wszystkich Panów Ministrów w Brukseli na króla Europy koronowali. A potem jeszcze raz. Drugim razem nowi jakiegoś chyba kosmitę Syriusza, czy jakoś tak, wystawili, a i tak nasz 27 do 1 wygrał. Teraz szefem takiej dużej partii na całą Europę jest. Wszystko podobno dzięki cioci Anieli. Co się dziwić, że ostatnio piękny hołd jej złożył.

Jak na byłego podwójnego premiera Polski przystało, po niemiecku pięknie czytał i wstydu krajowi nie przyniósł. Mówią, że w pokorze samego pana Radka prześcignął. I miał za co dziękować, bo w przewidywaniu zwycięstwa sił antydemokratycznego zacofania, zamiast wymierzania niesprawiedliwości i szarpania za niewinność, immunitet, a przy okazji tytuł i pensję dewizową dostał.

Niepotrzebnie, tak samo jak Pan Minister i reszta naszych, na serio groźby wziął. W obliczu zapowiedzianego „audytu państwa”, czyli oberkonroli razem z remanentem, paniczne zwieranie szeregów i rozpaczliwe przejście na pozycje totalnie zaparte się zaczęło. Też niepotrzebnie, bo z tego audytu wyszła jakby audycja pedagogiczna, a karanie, jeżeliby kto chciał, a nie chce, i tak nie wyjdzie. Bo karać nie ma kim. Cała sądowość, po najwyższy trybunał, razem ze ściganiem i ze sprawiedliwością, na kastowej wysokości stanęła i ani samooczyszczenia, ani zaprzaństwa wobec samej siebie i swoich się nie dopuściła. Wierności tradycji wolnego rynku sprawiedliwości dochowała. Sędziowie sami się wzajemnie sądzą i jak któremuś w markecie ręka z towarem do kieszeni się omsknie albo inny z powodu zawodowej zadumy i przez pomyłkę cudzy banknocik na stacji benzynowej weźmie, zrozumienie i słuszną łagodność okazują.

Inna sprawa z babcią, co batonika w sklepie ugryzła, albo z uczniakiem, co bez legitymacji na ulgowy jechał. Ci kary sprawiedliwe i odpowiednio surowe ponoszą. Doświadczone sądy wiedzą, że co wolno wojewodzie…

Przyznać trzeba, że demokracja i sprawiedliwość trzyma się mocno i populistycznej korupcji politycznej nie ustępuje. Jeden kolega Pana Ministra doktrynę o „niekaralności tych, co z nami” w sekrecie ogłosił, ale się na taśmach rozeszło i wszyscy podziwiają, bo tak się to sprawdza, że może i Nobla dostanie.

Obawa tylko jest, czy za słownictwo kolokwialne komitet go nie utrąci. Mogą nie rozumieć, że jak prostym ludziom wykładał, to przystępnie mówić musiał. Tylko na pana Sławka, tego od zegarków, się jakby uwzięli, ale musieli, bo z zagranicy oskarżenia przyszły. Autostrady tam budował i niby na trzy cysterny asfaltu jedną na swoje konto przelewał. Na mój nos, sprawa przycichnie, trochę się przedawni i pan Sławek albo bocznymi drzwiami wyjdzie, albo nasi wrócą i frontową bramą, jako ofiarę prześladowań politycznych, na rękach go wyniosą.

Następny główny szef naszych wprowadził hasło walki politycznej „ulica i zagranica”. Tej „zagranicy” tamci to się boją, jak, tfu i za przeproszeniem, diabeł święconej wody. I mają czego, bo naszej demokracji przed rozwojem na skalę niedopuszczalną, rozpasaną suwerennością i przed niepraworządnym przestrzeganiem prawa, cała Unia broni. Nasi tamtejszym europosłom takie rzeczy opowiadają, że i mnie samego czasem ciarki przejdą, a tamci białej gorączki i piany z oburzenia dostają. Sankcje i cięcia uchwalają. Bez sprawdzania, czy na konferencję o Marsjanach przypadkiem nie trafili. Ciekawe, kto naszym takie kawałki komponuje. Tęga głowa! Od razu widać, że nasza. Za to brukselskie gadanie włos im z głowy w kraju nie spada, chociaż podobno nawet niejednego z obcych zdziwienie nieraz poniesie. Mówią, że im się w głowie nie mieści, żeby tak na własny kraj można było. Głowy za małe mają, czy jak?

W zakresie ulicy też chyba to hasło działa, bo LGBT-ów, aktywistów postępu i świadomą młodzież łagodność i wyrozumienie spotyka. Wszystko mogą. Świętokradztwo, profanacja, napady na kościoły i bicie moherów bez problemu przechodzą. Ostatnio moda na lampartowanie panuje. Nowe znaki, chociaż z aluzją do już wypróbowanych, królują, a hasło WYPIER… wrogom liberalnej wolności, tolerancji i demokracji wyraźnie kierunek wskazuje. Niechętnych postępowi pismaków szarpią i poniewierają, ile dusza zapragnie.

Działacze, w imię postępu i dobra narodu, koronawirusa roznoszą, ile chcą, policję wyzywają i mundurowym w oczy covidem plują do woli. Policja łagodnie napomina i cierpliwie poucza. Aż dziw, że pałek ani konsekwencji nie wyciąga. Bromem ich karmią? Nasi by nie przepuścili.

Za to niech paru chłopaczków z patriotycznym transparentem albo orłem na patyku się pokaże, to taką lekcję im dają, że mamuśki przez tydzień im guzy lodem okładają, a niejeden jeszcze na dołek i przed sąd trafia.

Coś w tym musi być, chociaż na mój rozum nie chwytam, co. Niektórzy mówią, że tamci kartę praw człowieka z kartą wędkarską pomylili i zasady się trzymają: „taka miara, że od grubej ryby wara”. Bo na przykład, tak między nami, ci co powinni siedzieć albo na symbolicznym śmietniku politycznym guzy liczyć, owszem, siedzą, ale na Wiejskiej i w Brukseli albo pod śmietnikiem tajne programy polityczne układają.

LGBT-y chcą w szkołach dla ledwo od piersi odstawionych dzieci lekcje seksu wprowadzać, a teraźniejsza władza do rodziców o niedopuszczenie apeluje. To po co ci rodzice sobie taką władzę wybrali? Żeby teraz za nią jej robotę robić? Sami sobie winni.

Celebryci, ci świadomi, spod znaku „żeby było tak jak było”, mogą śmiało rozpasane, hasające z nieograniczoną prędkością po pasach staruszki przejeżdżać i włos z głowy im nie spada, bo sądy wiedzą, komu wolno, a komu nie. Tak samo, prawem dobra narodowego, słusznie i w prawidłowym rozumieniu demokracji bez kolejki na szczepienie wchodzą, z poparciem rektorów i profesorów, co prawdziwą równość dobrze pojmują. Dyktatura narzekaniem pośmiewisko z siebie robi, bo ducha zasad list kolejkowych nie rozumie.

Sprawa Sowy i Przyjaciół swojego sprawiedliwego końca się doczekała. Tego, co nagrywał, za granicą capnęli i teraz odsiaduje, chociaż się wypłakiwał, że w interesie chwilowo trzymających władzę działał. Ten dziennikarz, który naszym funkcjonariuszom przejęcie niepraworządnego laptopa „Wprost” utrudniał, też wyrok dostał.

W naszym resorcie, jak wszędzie, prawie jak za dobrych czasów zostało. Górę odnowili, ale niższe piętra, parter i piwnice dalej po staremu.

Jak kto na emeryturę odchodzi, to go dziecko albo wychowanek zastępuje i tradycję godnie kontynuuje. Nie dajemy się. Jak twardy odpór dajemy, odstępują.

Oni jakby takie tango tańczą, krok w przód, dwa w tył albo odwrotnie. W rezultacie niby się posuwają, a w miejscu stoją. Jak jeden kłopot mają, to sobie od razu drugi dokładają. To zwierzątka futerkowe z kapelusza wyciągną, to przymus przyjmowania mandatów wykombinują. Jakby aborcji i covida im mało było. Władzę mają, a jakby jej nie mieli. Takie to dziwne, że podstępu albo tajnego planu już się dopatrujemy. 5 lat to nie 5 minut i można było po swojemu wszystko ustawić i co się chce i jak się chce tańczyć.

Aż przykro myśleć, że talent i osoba Pana Ministra na tym wygnaniu się marnują i to niepotrzebnie, bo żadnej szkody prawdziwej nikt by się wyrządzić Panu nie ośmielił. Kto to mógł z góry wiedzieć? Jak to mówią, „mądry Polak po szkodzie”.

Jak tak dalej pójdzie, to ani się obejrzeć, jak oni na własną prośbę do pozycji opozycji wrócą.

Pan Minister przybędzie i wszystko tak jak było będzie, a nawet lepiej, bo tamci i majątek, i kasę większą zostawią. Będzie na czym pohulać i co w hołdzie złożyć.

Wyrazy wiernego szacunku łączę,

U. Becki

PS Dodaję, że te teczki, co u tej pani w tapczanie Pan Minister zostawił, regularnie sprawdzam i wszystkie na miejscu są. Aż dziwne, że takie cienkie, a haki na takie grube ryby się w nich mieszczą.

Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Szanowny Panie Ministrze!” znajduje się na s. 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Szanowny Panie Ministrze!” na s. 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego