Wszystko, co trzeba wiedzieć o Bojkach – opowiada Stanisław Drozd

Bojkowie z powiatu kałuskiego, rok 1910 [źródło fotografii: Wikimedia Commons]

Bojkowie z powiatu kałuskiego, rok 1910 [źródło fotografii: Wikimedia Commons]

Bojkowie – ta nazwa wielu Polakom może wydać się bardzo obca. A przecież Bojkowie to jedna z grup górali zamieszkująca Bieszczady! O historii i kulturze tego ludu opowiadał w studiu Stanisław Drozd.

Stanisław Drozd jest z pochodzenia Bojkiem, a z zawodu kierownikiem Gminnego Centrum Kultury Bojków w Myczkowie. W rozmowie z Magdaleną Uchaniuk opowiada fascynującą historię swojego regionu. Była to historia nieraz tragiczna – po II wojnie Bojkowie zostali uznani za Ukraińców i z tego powodu wysiedleni przez komunistów w Akcji „Wisła”. Jak mówi Stanisław Drozd:

„Ukrainiec” u nas [Bojków] oznaczał działacza politycznego. Dopiero w czasach II Wojny Światowej weszli Niemcy i kazali nam się zadeklarować. W tamtym czasie mieliśmy kennkarty z literą „U”, jak Ukrainiec.

Dawne dzieje Bojków są równie skomplikowane – jedna z hipotez głosi, że wywodzą się oni z… Wołoszczyzny, a więc dzisiejszej Rumunii.

Wołosi przybyli tutaj około XV wieku. Wzięli swoje stada, rodziny i poszli w Karpaty. Od dwóch możnych rodów węgierskich dostali te ziemie i żyli tak aż do XX-wiecznych wywózek.

– mówi historyk.

Czym jest „wiek rębny” u Bojków? Jak ten lud przetrwał II Wojnę Światową? Tego wszystkiego i jeszcze więcej dowiecie się w audycji Radia Wnet!

ARP

Radio Wnet obchodzi 2. rocznicę „białoruskiej wiosny”.

Od "rewolucji godności" upłynęły dwa lata
Od "rewolucji godności" upłynęły dwa lata

Minęły dwa lata od buntu białoruskiego społeczeństwa przeciw władzy Aleksandra Łukaszenki. O tamtych wydarzeniach i o perspektywie na przyszłość rozmawiali goście Radia Wnet.

Przypomnijmy – do protestów doszło po wyborach prezydenckich na Białorusi w 2020 r. O reelekcję ubiegał się rządzący od lat 90. Aleksander Łukaszenka oraz kandydaci opozycji, których kampania wyborcza była jednak utrudniana przez rząd. Gdy publicysta i kandydat na prezydenta Siergiej Cichanouski został aresztowany, jego żona postanowiła kandydować za niego. Swietłanę Cichanouską poparli inny opozycjoniści, tworząc wspólny front demokratyczny. Ostatecznie Centralna Komisja Wyborcza podała, że wybory wygrał Łukaszenka. Według niezależnych obserwatorów prawdziwe poparcie dla niego liczyło ok. 3%, a wybory powinna wygrać kandydatka opozycji. Wówczas rozpoczęły się protesty, które zostały jednak brutalnie stłumione. Wydarzenia te doprowadziły do kolejnej fali emigracji opozycji demokratycznej.

Rusłan Szoszyn to białoruski dziennikarz od wielu lat mieszkający w Polsce. Współpracuje między innymi z „Rzeczpospolitą”. W naszym plenerowym studiu we wsi Solina nad Jeziorem Myczkowskim omawia sytuację na Białorusi po „wygaszonej” rewolucji.

Dziennikarz wskazuje, że właśnie w 2020 r. była szansa na obalenie Łukaszenki przez siły prozachodnie.

To było wcześniej bardzo bierne społeczeństwo. Ale wtedy to [protesty – przyp. red.] się udało. Dzięki nowym twarzom, dzięki temu, że na czele tego ruchu pojawiła się kobieta.

Szoszyn dodaje, że reżim znajdujący się wówczas na krawędzi upadku stłumił jednak nie tylko opozycję na ulicach, ale również w kręgach władzy.

Przez te dwa lata, gdy skazywano ludzi na łagry, nie zbuntował się żaden sędzia, […] żaden minister. […] A rząd białoruski to nie tylko Łukaszenka. To też około 30 ministerstw. I nikt w tym potężnym aparacie władzy się nie zbuntował. Nikt!

Najświeższych informacji z Białorusi od Rusłana Szoszyna możecie wysłuchać w Radiu Wnet.

ARP

 

Czytaj także:

Czy Białoruś weźmie udział w wojnie? Aleksy Dzikawicki: Łukaszenka tylko udaje podwyższoną aktywność

Agnieszka Cubała zaprasza na spotkanie w Muzeum Powstania Warszawskiego – prezentacja książki „Artyści ’44”

Agnieszka Cubała / fot.: Kamil Kowalik, Radio Wnet

Autorka książki „Artyści ’44” zaprasza na spotkanie w Muzeum Powstania Warszawskiego. Jutro o godzinie 18 pisarka opowie o życiu artystów w trakcie Powstania, koncertach i wystawianych spektaklach.

Agnieszka Cubała jest autorką książek historycznych dotyczących Powstania Warszawskiego.

W środę 10 sierpnia o godzinie 18 w Muzeum Powstania Warszawskiego odbędzie się spotkanie z pisarką. Głównym tematem wydarzenia będzie jej ostatnia książka – „Artyści ’44”. Opisuje artystów, którzy występowali na estradzie, śpiewali i tworzyli sztukę w czasie Powstania.

Historie są bardzo różnorodne. Książka jest opowieścią o wielu aspektach życia ludności cywilnej i żołnierzy w Powstaniu. Mimo nalotów i ostrzeliwań warszawiacy chodzili na wernisaże, występy i koncerty. Według wielu z nich muzyka okazała się podstawową potrzebą człowieka. Kontakt ze sztuką był dla powstańców wyjątkowo ważny. Podtrzymywała ich ona na duchu i zagrzewała do walki.

Niezapomniane historie, dramatyzm i wzruszające momenty. O tym wszystkim usłyszą Państwo na spotkaniu z historyk Agnieszką Cubałą.

Godzina 18.00 Muzeum Powstania Warszawskiego.

We wschodniej Polsce, Łotwie, Litwie, Estonii, Białorusi i Ukrainie Einsatzgruppen rozstrzelały od 1,5 do 2 mln osób

Niemiecki szwadron śmierci w akcji | Fotografia archiwalna

Obawiano się, że po wojnie niemieckie społeczeństwo zasilą zdegenerowani bandyci niebezpieczni dla otoczenia. Jednocześnie wpajano żołnierzom, że wykonywanie rozkazów jest rzeczą nadrzędną.

Jacek Wanzek

Bestialscy i patologiczni, czerpiący przyjemność z panowania nad życiem ofiar – tak o członkach Einsatzgruppen wypowiadał się Johannes von Blaskowitz, generał 8 armii niemieckiej. Nie bez powodu. Szacuje się, że oddziały Einsatzgruppen były odpowiedzialne za śmierć co najmniej 1,5 miliona europejskich Żydów. (…)

Einsatzgruppen. Zbrodnicza działalność w Polsce

Grupy Operacyjne (Einzatzgruppen) były specjalnymi jednostkami policji bezpieczeństwa (SIPO) i służby bezpieczeństwa (SD), które podążały za regularną armią niemiecką w czasie inwazji na europejskie kraje. Głównym zadaniem tych jednostek było zabezpieczenie tyłów niemieckiej armii oraz umocnienie okupacyjnej władzy na podbitym terenie. Einsatzgruppen zajmowały się identyfikowaniem i unicestwianiem elementu antyniemieckiego, a także pozyskiwaniem kolaborantów. 1 września 1939 roku za Wehrmachtem ruszyło pięć grup Einsatzgruppen. Każda z nich liczyła cztery Einsatzkommanda po 100 do 150 żołnierzy. Oddziały wspomagane były przez bataliony policji porządkowej, żołnierzy dywizji pancernej Totenkopf oraz Waffen SS. W sumie około 22 tysięcy ludzi.

Po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku, Einsatzgruppen rozpoczęły fizyczną eliminację polskich elit i wszystkich tych, których najeźdźca uznał za ideologicznych przeciwników. Przy pomocy wymienionych wyżej oddziałów i miejscowych kolaborantów grupy operacyjne zamordowały w krótkim czasie kilka tysięcy Żydów oraz kilkadziesiąt tysięcy przedstawicieli polskiej inteligencji. Likwidowano także powstańców wielkopolskich i śląskich, ziemian oraz komunistów.

Operacja Tannenberg miała za zadanie pozbawić Polaków warstwy przywódczej, gdyż – jak twierdził Hitler, „tylko naród, którego wyższe warstwy zniszczono, można zepchnąć w szeregi niewolników”. Jednak ofiarami Einsatzgruppen padali także zwykli cywile.

Szacuje się, że we wrześniu 1939 roku Grupy Operacyjne dokonały spalenia blisko 531 polskich miejscowości, w których dopuściły się 741 egzekucji, mordując co najmniej 16 tysięcy polskich obywateli. Do największych zbrodni doszło m.in. w Bydgoszczy i w Katowicach. W późniejszym niekontrolowanym szale zabijania, podczas Intelligenzakztion (Akcji Inteligencja) uśmiercono blisko pięćdziesiąt tysięcy ludzi, głównie przedstawicieli polskich elit. Jak się miało wkrótce okazać – działania Einsatzgruppen w Polsce były jedynie rozgrzewką przed tym, czego miały one dokonać na okupowanych terenach Związku Radzieckiego.

Einsatzgruppen na Wschodzie

Zanim rozpoczęła się niemiecka inwazja na ZSRR, poczyniono wszelkie kroki, aby jak najlepiej przygotować dowódców grup operacyjnych do nowej wojny. Pod koniec maja 1941 roku 120 oficerów spotkało się na szkoleniu w Pretsch nad Łabą, gdzie przygotowywano ich do „akcji unicestwienia wroga klasowego”. Podczas szkolenia uczestnicy byli poddawani politycznej indoktrynacji, która jak mantrę powtarzała, że „Żydzi ze wschodu są rezerwuarem bolszewizmu” i należy ich zlikwidować.

Po rozpoczęciu planu Barbarossa w ślad za regularną armią niemiecką wyruszyły oddziały Einsatzgruppen A,B,C oraz D w sile około 3 tysięcy osób. Ich zadaniem było odnajdywanie i likwidowanie członków partii komunistycznej, Romów oraz Żydów. Często przy współpracy lokalnych kolaborantów. To miała być wojna na wyniszczenie. A to oznaczało, że od żołnierzy oczekiwano bezwzględnej subordynacji i stosowania brutalnych metod. Potwierdza to tajny rozkaz pułkownika Maxa Mountuy: „Zgodnie z rozkazem Wysokiego Dowódcy SS i Policji […] wszyscy Żydzi płci męskiej w wieku od siedemnastu do czterdziestu pięciu lat, uznani za winnych szabrowania, mają zostać rozstrzelani zgodnie z prawem stanu wojennego.

Egzekucje mają odbyć się poza miastami, wioskami i głównymi drogami. Groby zostaną zamaskowane w taki sposób, aby nie powstał w ich rejonie punkt docelowy pielgrzymek. Zakazuję fotografowania egzekucji i udzielania zgody na obecność widzów. Zarówno informacje o egzekucjach, jak i o miejscach pochówku mają zostać utrzymane w tajemnicy”.

Początkowo likwidowano głównie mężczyzn: działaczy komunistycznych i sympatyków bolszewizmu. Bardzo szybko jednak niemiecka machina śmierci zaczęła wciągać w swe tryby również kobiety i dzieci – nie czyniąc przy tym rozróżnienia na bolszewików i innych. Schemat działania Einsatzgruppen był właściwie zawsze taki sam. Masakra rozpoczynała się od wyłapania miejscowych Żydów i zagnania ich do miejsca kaźni.

Były to zazwyczaj doły, kamieniołomy, lasy lub rowy. Często ofiary były zmuszane do samodzielnego wykopania dołów, po czym kazano im się rozebrać i oddać kosztowności. Następnie prowadzono ich na krawędź dołu, gdzie byli rozstrzeliwani. Wielokrotnie byli zmuszeni położyć się na ciałach zabitych chwilę wcześniej ludzi, nierzadko członków ich rodzin. Była to tak zwana metoda „Sardinen Packung” (Paczka sardynek), opracowana przez arcyzbrodniarza Friedricha Jeckelna, który był dowódcą jednej z grup operacyjnych.

Jeckeln uważał, że mordowanie przebiega zbyt wolno, dlatego ofiary same powinny położyć się w dołach śmierci, oszczędzając czas swoich oprawców oraz miejsce w grobach. Zabitych przysypywano cienką warstwą ziemi, po czym kazano na nich położyć się kolejnej grupie osób. Każdy taki dół miał trzy lub cztery warstwy zwłok.

W trosce o… sprawców

Zabijanie bronią palną było skuteczną metodą uśmiercania ofiar, jednak bardzo obciążającą psychicznie dla sprawców. To budziło niepokój niemieckich dowódców. Świadkiem jednej z takich egzekucji był sam Heinrich Himmler. Towarzyszący mu generał SS, Bach-Zelewski, stwierdził później w swoich wspomnieniach, że Himmler był wstrząśnięty zbrodnią. Pomimo tego, Reichsführer SS był przekonany o słuszności mordów. Obawiał się jednak demoralizacji żołnierzy.

Bach-Zelewski wspominał: „Himmler na wstępie dał do zrozumienia, że wymaga od żołnierzy wykonywania takich obowiązków »z odrazą«. Byłby bardzo niezadowolony, gdyby niemieccy żołnierze czerpali z tego przyjemność. Nie powinno to jednocześnie powodować u nich wyrzutów sumienia, ponieważ są żołnierzami i rozkazy muszą wykonywać bez wahania. […] Za wszystko, co należało zrobić, odpowiadał osobiście przed Bogiem i führerem”.

Dalej dodaje: „Żołnierze z pewnością dostrzegli, że nawet on (Himmler) był głęboko wstrząśnięty tą krwawą jatką. Wierzył jednak głęboko, że wykonuje swój obowiązek, działa w zgodzie z najwyższym prawem i że to, co robi, jest konieczne. Powinniśmy obserwować naturę: wszędzie trwa wojna, nie tylko między ludźmi, ale również w świecie zwierząt i roślin. Ten, który nie chce walczyć, zostaje zniszczony”.

Takie tyrady nie były nowością. Dowódcy bardzo często musieli sięgać po tego typu argumenty i różne techniki indoktrynacji, gdyż za wszelką cenę chcieli zdjąć z egzekutorów poczucie winy oraz zracjonalizować zbrodnie. Wmawiano oprawcom, że odpowiedzialność nie spoczywa na nich i że to normalne, że czują odrazę do tego, co robią, lecz tego wymaga od nich dowództwo. Tłumaczono, że wszak ofiary chciały żyć, ale nie były niczym innym niż szkodliwe robactwo, które należało unicestwić.

Z obserwacji Himmlera wynikało, że zabijanie kobiet i dzieci nie jest obojętne dla żołnierzy. Kierownictwo SS zmagało się zatem z nie lada problemem, albowiem obawiano się, że po wojnie niemieckie społeczeństwo zasilą zdegenerowani bandyci niebezpieczni dla otoczenia. Jednocześnie wpajano żołnierzom, że wykonywanie rozkazów jest rzeczą nadrzędną i od tego uzależnione jest przetrwanie III Rzeszy.

O skuteczności niemieckiej propagandy możemy przekonać się, czytając wspomnienia Rudolfa Hessa, komendanta obozu w Auschwitz, który po wojnie wspominał: „Mieliśmy tak głęboko zakodowane wykonywanie rozkazów bez zastanowienia, że nikomu nawet nie przyszłoby do głowy się im sprzeciwiać. Gdybym nie zrobił tego ja, zrobiłby to ktoś inny. […]

Himmler czepiał się najmniejszych drobiazgów i karał esesmanów za najdrobniejsze przewinienia, przyjęliśmy więc za pewnik, że działa ściśle według kodeksu honorowego. […] Zapewniam, że oglądanie stosów zwłok i wdychanie dymu z płonących ciał nie było przyjemnością. Ale tak rozkazał Himmler, tłumaczył nawet, że tak trzeba; nigdy nie zastanawiałem się, czy to było złe, po prostu musiałem to robić”.

W podobnym tonie wypowiadał się Kurt Möbius, członek batalionu policyjnego: „Chciałbym również powiedzieć, że nigdy nie przychodziło mi do głowy, że rozkazy mogą być niesprawiedliwe. To prawda, że obowiązkiem policjanta jest ochrona ludzi bezbronnych, ale wtedy nie uważałem Żydów za bezbronnych, ale za winnych. Uwierzyłem propagandzie mówiącej, że Żydzi są kryminalistami i podludźmi, że to oni spowodowali kryzys Niemiec po pierwszej wojnie światowej. Nawet przez moment nie pomyślałem, że mógłbym sprzeciwić się rozkazowi prowadzenia eksterminacji Żydów albo unikać jego wykonania”.

„Tak jak w niemieckim domu”

Działanie z dala od domu oraz świadomość, że ich czyny nie podlegały ocenie moralnej rodaków sprawiały, że mordowanie Żydów przychodziło oprawcom nieco łatwiej. Tysiące kilometrów od Niemiec, na okupowanych terenach to oni byli panami życia. Nie sposób jednak określić jednego właściwego portretu psychologicznego sprawców.

Zdarzali się psychopatyczni oprawcy, którzy dawali się ponieść swoim żądzom, pastwiąc się nad ofiarami i czerpiąc z tego przyjemność. Jednak bardzo często żołnierze biorący udział w kaźni ulegali załamaniu nerwowemu. Bywały również przypadki samobójstw.

Tych skrajnych postaw dowodzi relacja niemieckiego korespondenta wojennego na Łotwie, który pisał: „Widziałem, jak żołnierze SD płakali, nie mogąc poradzić sobie psychicznie z tym, co się działo. Jednocześnie widziałem, jak inni zapisywali sobie, ile osób udało się im uśmiercić”. Liczba problemów natury psychicznej wśród sprawców znacznie wzrosła po rozkazie zabijania także kobiet i dzieci, który wydano w lipcu 1941 roku. Niemiecka propaganda musiała się mocno natrudzić, by usprawiedliwić tego typu działania.

Podczas zagłady chersońskich Żydów wielu członków Einsatzkommanda 10b zwolniono z obowiązków z uwagi na silne załamanie nerwowe. Aby zniwelować skutki traumatyzacji żołnierzy, wszystkim oprawcom wydawano przed zabijaniem papierosy i alkohol. Paradoksalnie kierownictwo SS wolało, żeby żołnierze odreagowywali w ten sposób, niż żeby czerpali z mordowania przyjemność.

Himmler w trosce o katów z Einsatsgruppen zalecił: „Jest świętym obowiązkiem dowódców, żeby osobiście dopilnowali, aby żaden z naszych ludzi wykonujących swoje trudne zadanie nie uległ brutalizacji ani nie ucierpiał psychicznie. Można to osiągnąć poprzez stosowanie ścisłej dyscypliny w wykonywaniu oficjalnych poleceń oraz organizowanie spotkań towarzyskich pod koniec każdego dnia, w którym przeprowadzano akcję.

Spotkania te nie mogą w żadnym wypadku kończyć się nadużywaniem alkoholu. Powinny to być wieczory, podczas których nasi ludzie siadają do stołów i spożywają posiłek, tak jak w niemieckim domu, a następnie oddają się muzyce, literaturze i poznają piękno niemieckiego życia intelektualnego i emocjonalnego”.

Cały artykuł Jacka Wanzeka pt. „Einsatzgruppen. Niemieckie szwadrony śmierci” znajduje się na s. 1 i 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 98/2022.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jacka Wanzeka pt. „Einsatzgruppen. Niemieckie szwadrony śmierci” na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 98/2022

Od 40 do 60 tysięcy ofiar w trakcie dwóch dni. 78 rocznica Rzezi Woli dokonanej przez wojska niemieckie

Ludzie zgromadzenia w miejscu jednej ze zbrodni Rzezi Woli, 1945 rok. Autor nieznany. Źródło: Wikimedia Commons

Nazwa „Rzeź Woli” może sugerować, że była to przemoc spontaniczna, bez żadnej kontroli. Jednak makabryczne przedsięwzięcie zostało szczegółowo zaplanowane. Celem była eksterminacja ludności.

Sierpień to czas, kiedy w wyjątkowy sposób Polacy pamiętają o Powstaniu Warszawskim i jego bohaterach. U boku walczących warszawiaków stała często ludność cywilna. Mieszkańcy Warszawy zapewniali żołnierzom żywność, wodę, leki. Budowali barykady, pomagali w przekazywaniu rozkazów. Wielu z nich poniosło śmierć na skutek działań zbrojnych – bombardowań, nalotów, ostrzału artyleryjskiego oraz walk ulicznych.

Jednakże byli też ludzie, którzy zginęli na skutek masowych akcji eksterminacyjnych dokonywanych przez Niemców. Do największej z nich doszło 5 sierpnia. Wojska niemieckie zamordowały wtedy 45 tysięcy obywateli polskiej stolicy. To wydarzenie określa się mianem Rzezi Woli. Była to zemsta Niemców za wywołanie Powstania. Głęboko wpisywała się ona w nazistowską ideologię.

Inicjatorem masowego mordowania cywili był Heinrich Himmler, prawa ręka Hitlera. Zdecydował on o utworzeniu specjalnej grupy bojowej, której celem była walka z powstańcami i pacyfikacja miasta. Dowództwo powierzono Heinzowi Reinefarthowi.

Wojskom powstańczym, wbrew pierwotnym założeniom, nie udało się zdobyć Woli. Przewaga wroga w tej dzielnicy była zbyt przytłaczająca. Niemcy mieli więc, już na początku zrywu zbrojnego, właściwie wolną rękę w kwestii traktowania mieszkających tam osób. Wykorzystali to w sposób absolutnie bezwzględny.

Początek sierpnia 1944 roku był dla mieszkańców Woli prawdziwym horrorem. Sytuację próbowano ratować zrzutami od Anglików, które częściowo dotarły tam 3 i 4 dnia miesiąca. Poprawa była jednak tylko chwilowa. Apogeum prześladowań przypadło na 5 sierpnia. Atak poprzedziły naloty Luftwaffe.

Bezbronnych Polaków zabijano z broni maszynowej. Wrzucano też granaty do zamieszkałych budynków. Następnie je podpalano. Najwięcej egzekucji odbywało się w kamienicach lub na podwórkach przed nimi. Ludzi ustawiano w dużych grupach i rozstrzeliwano. W rozmowie z Piotrem Dmitrowiczem ks. Stanisław Kicman opowiada o swoich wstrząsających przeżyciach związanych z taką egzekucją.

Ks. Stanisław Kicman: Rzeź woli trwała. Spalili nasz dom. W kościele leżała sterta ciał. Oby to się nigdy nie powtórzyło

Niewielka część, z osób ustawionych do rozstrzelania, przeżyła. Po wojnie pozwoliło to na dokładne odtworzenie tych makabrycznych wydarzeń. Historie przekazane w ten sposób są naprawdę wstrząsające.

Rzeź Woli to dokonane na chłodno ludobójstwo. Z ogromu zbrodni niemieckich, ta wyróżnia się wyjątkowym okrucieństwem.

Historyk Piotr Gursztyn mówi o tym, że był to największy jednorazowy mord na Polakach w naszych dziejach. Sprawcy nigdy nie zostali osądzeni. Więcej mogą Państwo przeczytać w poniższym artykule.

S.O.

Gursztyn: Rzeź Woli to największy jednorazowy mord na Polakach w dziejach Polski. Do dzisiaj pozostał on nieosądzony

 

Jakub Małek, historyk sztuki: Jasnogórska Madonna wskazuje na Chrystusa

Fot. Przykuta (domena publiczna, Wikipedia)

Gościem Radia Wnet na szlaku pielgrzymki na Jasną Górę był tym razem mediewista z Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, Jakub Małek. Przed naszymi słuchaczami odkrył sekrety „Czarnej Madonny”.

We wsi Imielno, na szlaku dwóch pielgrzymek pieszych: warszawskiej i elbląskiej, Liliana Wiadrowska i Konrad Mędrzecki przeprowadzili ciekawą rozmowę na temat cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Obrazu znanego każdemu Polakowi, którego historia narosła jednak wieloma mitami i legendami… Dla przykładu, nazwa miasta Częstochowa ma pochodzić od rzeczonego obrazu, który miał być chowany często w ziemi w czasie wojen, żeby nikt go nie zniszczył. Ciemna twarz Madonny ma być rezultatem zakopywania obrazu w ziemi. Co na to historyk?

Na pewno tak cenny obraz nie byłby chowany bezpośrednio w ziemi. […] Tak ważny obraz nie mógłby zostać skażony poprzez kontakt z ziemią – mówi Jakub Małek

Dalsza część audycji poświęcona jest między innymi legendom z pierwszych wieków chrześcijaństwa.

Świętemu Łukaszowi przypisuje się autorstwo 200 obrazów. Najwięcej obrazów ponoć przez niego namalowanych znajduje się w Rosji – mówi historyk

O tych i o innych zagadkach w „biografii” Jasnogórskiej Madonny można posłuchać w naszej audycji. Zapraszamy do odsłuchania!

[ARP]

Warszawa upamiętnia ofiary rzezi Woli. 78. rocznica nieukaranej zbrodni niemieckiej

Pomnik Ofiar Rzezi Woli w Warszawie/ Fot. Adrian Grycuk/CC BY-SA 3.0 PL

W piątek o 18 rozpoczną się uroczystości pod pomnikiem Ofiar Rzezi Woli. Po nich nastąpi Marsz Pamięci do parku Powstańców Warszawy.

„Miejsce uświęcone krwią Polaków poległych za wolność Ojczyzny” – tablice tej treści znane są mieszkańcom Warszawy. Stworzone na podstawie projektu Karola Tchorka z 1949 roku upamiętniają one 200 miejsc w których Niemcy i podległe im oddziały dokonywały zbrodni na ludności cywilnej stolicy. Niejedna z nich znajduje się na Woli, gdzie w sierpniu 1944 r. (głównie od 5 do 7) hitlerowcy wymordowali, według różnych szacunków, od 15 do 65 tys. osób.

Czytaj także:

Gursztyn: Rzeź Woli to największy jednorazowy mord na Polakach w dziejach Polski. Do dzisiaj pozostał on nieosądzony

Upamiętnieniu tej zbrodni poświęcone będą uroczystości pod pomnikiem Ofiar Rzezi Woli, które rozpoczną się o godz. 18. Spod pomnika o godz. 19 ruszy w kierunku w parku Powstańców Warszawy. Tam zapalone zostaną znicze na kurhanie przy pomniku Polegli Niepokonani oraz na ekspozycji „Zachowajmy ich w pamięci”.

Organizatorem wydarzenia jest Muzeum Powstania Warszawskiego, które wspólnie z Instytutem Pileckiego przygotowało otwartą w czwartek wystawę „Wola 1944: Wymazywanie. Ludobójstwo i sprawa Reinefartha”. Poświęcona jest ona śledztwu toczonemu w latach 1961-1967 RFN przeciwko Heinzowi Reinefarthowi, który dowodził siłami niemieckimi na Woli. Składały się na nie grupa policyjna z Kraju Warty, złożony z kryminalistów Pułk Specjalny SS „Dirlewanger”, składająca się głównie z Rosjan Brygada Szturmowa SS RONA (Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa) oraz dwa bataliony azerskie.  SS-Gruppenführer Reinefarth nie został skazany przez zachodnioniemiecki sąd za ludobójstwo mieszkańców warszawskiej Woli. Postępowanie skończyło się umorzeniem.

Do bezkarności niemieckiego zbrodniarza, który po wojnie został burmistrzem miasta Westerland odniósł się na wernisażu wicepremier Piotr Gliński. Minister kultury podkreślił, że

Nieukarana zbrodnia powoduje kolejne zbrodnie, kolejne niesprawiedliwości.

A.P.

„Sztandary Niepodległości”. Nie wolno przegapić poetyckiego koncertu patriotycznego Artura Gotza. Poleca Radio Wnet

Artur Gotz stworzył na potrzeby spektaklu muzykę do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego o tytule „Wiatr”.

Przed rokiem Radio Wnet było patronem medialnym koncertu „Wola 44”, poświęconego ofiarom warszawskiej Woli, zamordowanym w Powstaniu Warszawskim 1944 roku przez Niemców.

Jak mówił wówczas na antenie „Muzycznej Polskiej Tygodniówki” Artur Gotz projekt rodził się przez wiele lat.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Arturem Gotzem:

 

W 2008 roku przeprowadziłem się do Warszawy. Rok później zagrałem w spektaklu „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” według Mirona Białoszewskiego, w warszawskim Teatrze Kamienica. Wtedy zacząłem przemierzać miasto i zatrzymywać się w wielu punktach, czytać pamiątkowe tablice, spotykać się z Powstańcami, ludźmi, którzy przeżyli wojnę. – wspomina Artur Gotz.

 

Ofiary Rzezi Woli 1944 roku. fot. Archiwum

Mój gość Artur Gotz, aktor, piosenkarz, reżyser i producent od siedmiu lat mieszka na warszawskiej Woli, w kamienicy z 1937 roku, która przetrwała wojnę. Jak twierdzi, to miejsce wyjątkowe, bo naznaczone krwią bestialsko pomordowanych cywilów o których Europa i świat nigdy nie usłyszeli:

Dosłownie kilometr ode mnie obok stacji metra Młynów jest miejsce masakry podczas „Rzezi Woli”. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że w ciągu kilku dni zginęło na Woli ponad 50.000 ludzi. Niektóre źródła podają nawet 65.000 ofiar. Ten fakt jest marginalizowany podczas wspomnień o Powstaniu Warszawskim. Dlatego moim celem jest opowiadanie historii poprzez teksty poetyckie i świadectwa osób, które przeżyły tę tragedię – mówi Artur Gotz.

Artur Gotz stworzył na potrzeby spektaklu muzykę do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego o tytule „Wiatr”. Kulisy powstania bajkowe, trochę mesjanistyczno – romantyczne, były takie:

Wziąłem tomik poety, który mam od szkoły podstawowej. Pod koniec lat 90. XX wieku zakreśliłem kilka wierszy, które zrobiły na mnie wrażenie m.in. „Wiatr”. Zacząłem kilka razy czytać ten tekst, szukać w nim sensów i przyszła mi do głowy wokaliza, która rozpoczyna i kończy utwór, a następnie siadłem do instrumentu i wymyśliłem całą piosenkę. Myślę, że to jakiś znak od Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, bo rok temu kilka dni przed rocznicą jego śmierci zapalałem znicz na jego grobie i nuciłem fragmenty piosenki „Ty żyjący”, którą wtedy nagrałem.

 

 

Zapraszamy serdecznie na koncert Artura Gotza opatrzony tytułem „Sztandary Niepodległości”. Spektakl obejrzeć będzie można w Klubie DGW – Dowództwa Garnizonu Warszawa, przy Alei Niepodległości 141 a w Warszawie.  Czas: najbliższa sobota, 6 sierpnia, godzina 17:00.

To wyjątkowa okazja do usłyszenia piosenek, które gram niezwykle rzadko. – powiedział Radiu Wnet Artur Gotz.

Wstęp za okazaniem bezpłatnej wejściówki, które można zarezerwować w Klubie DGW tel. 261 871 072, 261 871 073, 261 842 335

„Sztandary Niepodległości”  to poetycki koncert patriotyczny, który łączy nostalgię i zadumę nad otaczającą nas rzeczywistością. Tytuł programu to piosenka Romana Kołakowskiego z koncertu telewizyjnego, który został zrealizowany w 2018 roku.

W trakcie wydarzenia zaprezentowane zostaną także kompozycje Mateusza Pospieszalskiego do fragmentów „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. oraz Zygmunta Koniecznego do wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Czesława Miłosza.

Usłyszeć będzie można teksty Agnieszki Osieckiej i Tadeusza Różewicza oraz znane piosenki patriotyczne („Pałacyk Michla”, „Sanitariuszka Małgorzatka”, czy „Tango na głos”).

Artur Gotz. Fot. Wojciech Jachyra

 

Artur Gotz jest aktorem, piosenkarzem, producentem, reżyserem i wykonawcą wielu projektów muzyczno-teatralnych, m.in.  „Wola’44” czy „Białoszewski 100”.

Artur Gotz jest także dumnym mieszkańcem warszawskiej Woli, aktorem scen Warszawy i Łodzi.

Jako wokalista nagrał 4 płyty długogrających, w tym „Kabaret Starszych Panów. Przeboje wszech czasów spiewa Artur Gotz”„Miłość z Facebooka”.

Na całym świecie dał prawie 600 koncertów nie tylko w Polsce i Europie, ale także Stanach Zjednoczonych Ameryki, Australii, Nowej Zelandii. oraz Kubie.

Stał się także tytułowym bohater powieści „Idol” Marty Fox. W roku 2016 został laureatem nagrody „Wokalista Roku 2016”. Oficjalna strona: www.arturgotz.pl

Tomasz Wybranowski

Poeci pamiętają o Powstaniu Warszawskim. Premiera najnowszego wiersza Juliusza Erazma Bolka. Zaprasza Tomasz Wybranowski

Patrząc przez soczewki czasu na powstanie warszawskie, którego 78. rocznica przypadła 3 dni temu, krajobrazy możemy dostrzec niezmiennie dwa. Z jednej strony sierpniowy zryw był  przepiękną, choć straceńcza insurekcją – epopeją chęci bycia wpnym głównie młodych ludzi, którzy podjęli rozpaczliwą walką nie tylko o wolną Polskę, ale i o własną godność.   Tutaj do wysłuchania rozmowa z Juliuszem Erazmem Bolkiem:   Patrząc z przeciwnej strony, widzimy tragiczny bilans powstania, […]

Patrząc przez soczewki czasu na powstanie warszawskie, którego 78. rocznica przypadła 3 dni temu, krajobrazy możemy dostrzec niezmiennie dwa. Z jednej strony sierpniowy zryw był  przepiękną, choć straceńcza insurekcją – epopeją chęci bycia wpnym głównie młodych ludzi, którzy podjęli rozpaczliwą walką nie tylko o wolną Polskę, ale i o własną godność.

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Juliuszem Erazmem Bolkiem:

 

Powstaniec warszawski wyciągnięty przez niemieckich żołnierzy ze stołecznych kanałów / Bundesarchiv, Bild 146-1994-054-30, August Ahrens (CC-BY-SA 3.0)

Patrząc z przeciwnej strony, widzimy tragiczny bilans powstania, który wielu historykom dyktuje niełatwe i kłopotliwe pytania o jego logikę i sens.

Ale niezależnie od ocen celowości wybuchu powstania, nie ma – i o tym jestem przekonany – nikogo, kto nie doceniałby zastępów młodych Polaków walczących z Niemcami tak długo, w tak trudnych do wyobrażenia warunkach.

Wypada popaść w zadumę, pomilczeć i oddać hołd bohaterom. Tak jak poeta Juliusz Erazm Bolek, który w 78. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego napisał wiersz, który ukazuje bestialstwo okupantów, relatywzim zdarzeń w zależności czy czas tak zwanego pokoju, czy wojny (cokolwiek ona nie znaczy).

Czytając ten wiersz po raz pierwszy miałem przed oczami nie barykady i walki, ale postaci mordowanych betialsko mieszkańców Warszawy.

Dziś w dobie poprawności i relatywizowania absolutnie wszystkiego, to bardzo ważny głos, głos autorytetu. W XXI wieku ludzie niestety niechętnie chcą go rozpoznać, a co dopiero zrozumieć! Autorytet przegrywa z użyciem, historia i pamięć o przodkach wypierana jest przez rojenia polityków i nowe paktowania.

Wobec tego poeta piszący o historii musi zachować krytyczną wręcz zimną świadomość tego, że przeszłość i przyszłość ludzkości to horyzont, który otacza każdy nasz krok. Zaś „dike”„ananke” to pojęcia, które nie odeszły do lamusa, szczególnie „konieczność”
„Ananke” w tradycji antycznej była personifikacją siły zniewalającej do bezwzględnego podporządkowania się wyrokom przeznaczenia. Tutaj zastanowić się na chwilę co jet naszym przeznaczeniem, potomków bohaterów Powstania Warszawskiego. I na to pytanie w tropach metafor odpowiada Juliusz Erazm Bolek.
Tomasz Wybranowski

Juliusz Erazm Bolek: POWSTANIE

 

krwawe walki wybuchły

bo byli tacy co nienawidzili

i tacy co pragnęli wolności

 

miasto

zalało się krwią i ogniem

masowo dochodziło do

rabunków

gwałtów

i mordów

na żołnierzach

i cywilach

ofiarami

były nawet

dzieci

masowe egzekucje

były na porządku dziennym

mordowany był każdy

kogo można było zabić

 

powstanie wolności

to były urwane kończyny

rozlane jelita

zwęglone ciała poległych

zmiażdżone zwłoki

zasypanych

w zbombardowanych domach

stosy pomordowanych ciał

których nie miał kto grzebać

strach

cierpienie

śmierć

 

ginęli

synowie

matki

ojcowie

siostry

bracia

dzieci

wszyscy

 

ci co żyli mieli

otwarte

ropiejące rany

byli głodni

przerażeni

i spragnieni

końca koszmaru

 

to było piekło

stworzone przez

kulturalnych

i cywilizowanych

okupantów

których szczytowym

intelektualnym osiągnięciem

było wymyślenie

obozów zagłady

 

z nienawiści do ludzi

pragnących wolności

doprowadzili do zagłady

miasto

które stało się

cmentarzem

 

dramatu

nie da się opisać

cyframi

rachunkami strat

i krzywd

ani żadnym

straconym życiem

jednego człowieka

który miał marzenia

marzenia

 

mijają lata

trwa spór

o sens

o cenę wolności

którą były

setki tysięcy ofiar

spór bez sensu

bo przecież

nikt nie miał

szklanej kuli

w której można by

zobaczyć przyszłość

 

przyszłość

jest jedna

to opowieść

o narodzie

który zawsze

walczy

 

Ryszard Czarnecki napisał list do szwedzkiego MSZ: Polska czeka na oddanie swoich dóbr kultury już 3,5 wieku

Czas powiedzieć „dość”! Szwecja lubi nas pouczać w sprawie praworządności, więc tym bardziej powinna przekazać nam zrabowany wcześniej dobytek. Ryszard Czarnecki apeluje do Szwedów o wypełnienie umów.

Europoseł PiS Ryszard Czarnecki napisał list otwarty do Minister Spraw Zagranicznych Szwecji.

Pani kraj królestwo Szwecji dokonało rabunku kilkudziesięciu zamków i miast na terenie Rzeczypospolitej. Szwecja jest państwem bardzo zamożnym, ale część z jego bogactw zostało wywiezionych z Polski – pisze Czarnecki

Inspiracją do napisania listu był apel jednego ze szwedzkich polityków, by rząd Szwecji oddał Polsce Statut Łaskiego – najstarsze istniejące dzieło w języku polskim. Powstało 10 egzemplarzy tego dokumentu, teraz są dwa: jeden legalnie w Polsce i jeden nielegalnie w Szwecji.

Odpowiedź szwedzkiego rządu była negatywna, dlatego postanowiłem jasno przedstawić sytuację. Nawet Rosja Sowiecka w Traktacie ryskim zobowiązała się do oddania około 50% dobytku zrabowanego przez Rosję. Szwecja oddała zaledwie kilkanaście skrzyń w XVII wieku, a w XIX wieku trochę książek – tłumaczy nasz rozmówca.

Amerykańskie służby zabiły prawą rękę bin Ladena

Sam Zamek Królewski był rabowany przez Szwedów 8 razy. Nawet oryginał pracy Kopernika „O obrotach ciał niebieskich”  został zagrabiony i jest przechowywane na uniwersytecie w Uppsali. W Sztokholmie przed Pałacem Królewskim stoją dwa lwy, które Szwedzi zrabowali. Polityk PiS mówi, że przykłady można by mnożyć. Szwecja podpisała z nami pokój oliwski, zobowiązała się oddać wszystkie łupy, a zrobiła to w bardzo niewielkim stopniu. Traktaty międzynarodowe od ponad 100 lat regulują te kwestie.

To jest rzecz absolutnie niebywała, że Szwecja nic sobie z tego nie robi. Szwecja powinna oddać nasze dobra kultury, tak jak Niemcy po ponad 100 latach wypłaciły reparacje Namibii. Polska czeka na oddanie tych dóbr ponad 3,5 wieku, czas powiedzieć „dość”. Szwecja lubi nas pouczać w sprawie praworządności, więc tym bardziej powinna przekazać nam zrabowany wcześniej dobytek.

Polecamy przesłuchanie całego wywiadu z europosłem Czarneckim.