Polskie macki chińskiej triady. Przez polskę biegł szlak narkotykowy z Europy Zach. do Australii

Jak podaje RFM.FM Polska była jednym z przystanków w sieci przerzuty nielegalnych środków odurzających dla chińskiej triady Sun Yee On. W sprawę zamieszany jest Tse Chi-Lop, zwany „El Chapo Azji”.

150 kg kokainy miał odebrać z płynącego do Gdańska statku człowiek z którym w sierpniu 2018 r. miał spotkać  Igor D. Okazało się, że kontenera z towarem nie było – został wyładowany w niemieckim Bremerhaven. W celu wyjaśnienia tego, co się stało Igor D.  30 sierpnia spotyka się w restauracji z tym, który miał odebrać ze statku kontrabandę. Wtedy zostaje zatrzymany przez policję.

Historia polskiej części szlaku narkotykowego sięga października 2014 r., kiedy 23-letni Igor D. i 29-letni Tomasz N. podejmują podczas wakacji na Filipinach decyzję o handlu narkotykami. W kontakcie z rezydującym w Hongkongu mężczyzną o pseudonimie Old Guy Polacy przetransportowali ponad tysiąc litrów służącego do produkcji ekstazy Safrolu z Laosu przez Wietnam, statkiem do Włoch i  do Czech. Stamtąd substancja przerzucona miała być do Niderlandów. Wcześniej jednak policja znalazła ją w garażach na Śląsku. Po tym jak przemyt do kraju tulipanów się nie powiódł Chińczycy zaproponowali mężczyznom udział w przerzucie MDMA z Europy do Australii. Jak pisze RFM.FM:

Towar został ukryty w aluminiowych rurkach. Wykorzystany ołów miał uniemożliwić prześwietlenie kontrabandy przez celników. Rurki zrobione w Tychach i napełnione MDMA w transporcie legalnego aluminium z Włoch popłynęły do Australii. Narkotyki odebrali ludzie związani z Chińczykami o pseudonimach Old Guy, Old Belgium Guy i Jack Sparrow. To był pierwszy poważny zarobek Igora D. i Tomasza N. Za udany przemyt dostali ćwierć miliona euro.

Na trop polskiego udziału w przerzucie substancji psychotropowych z Europy natrafili australijscy funkcjonariusze, którzy poinformowali o tym swych polskich odpowiedników. Śląski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej wszczął śledztwo, w czasie, którego ustalono, że w zorganizowanej grupie na terenie Śląska działali Igor D., Tomasz N. (będący łącznikiem między Polakami a Chińczykami), oraz Czesław M. Udział brali w tym także obywatel Czech Zbigniew M.  Ten ostatni wpadł w Polsce, a australijska policja w zatrzymała dwóch Chińczyków i przejęła kontrabandę.

Pół tony kokainy z Ameryki Południowej mieli polscy współpracownicy przewieść na polecenie „Jacka Sparrowa”, przedstawiciela triady. Narkotyków szukał Igor D.- najpierw w Kolumbii: w Medellin i w Cartagenie. Ostatecznie znalazł je w Ekwadorze, skąd wyruszyły do Gdańska drogą morską. Jak informuje RFM.FM.:

Śląski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej zakończył śledztwo w tej sprawie. Akt oskarżenia trafił już do sądu. Prokuratorzy chcą, by Igor D. odpowiedział za dwanaście  zarzutów, Tomasz N. – za sześć. Czesław M. usłyszał trzy zarzuty.

W śledztwie  mówi się o rzekomym szefie syndykatu Sam Gor, Tse Chi-Lopie. Ten urodzony w Kanadzie Chińczyk jest najbardziej poszukiwanym człowiekiem w Azji. Tylko w ciągu roku odpowiada on za przemyt narkotyków wartości kilkudziesięciu miliardów dolarów. Sytuuje go to zdaniem śledczych na tej samej półce co, El Chapo czy Pablo Escobar.

A.P.

Amerykańscy naukowcy: Dom 300 mln ludzi zagrożony przez wzrost poziomu mórz. To trzy razy więcej niż myśleliśmy

Według najnowszych ustaleń badaczy terenom, na których mieszka dzisiaj ponad 300 mln ludzi, do 2050 r. będą grozić regularne powodzie. To trzy razy więcej niż pokazywały dotychczasowe wyliczenia.

We wtorek zostało opublikowane na Nature Communications badanie autorstwa Scotta Kulpa i Benjamina Straussa, którzy ostrzegają, że:

Według naszych ustaleń trwałe, społeczności przybrzeżne na całym świecie muszą się przygotować na o wiele gorszą przyszłość, niż to przewidywaliśmy.

Praca amerykańskich naukowców pokazuje, że poziom wód na świecie może się podnieść do 2 m, podczas gdy wcześniej zakładano, że będzie to 0,9 m. Według badań, w których wykorzystano sztuczną inteligencję, do 2050 r. tereny, na których mieszka dzisiaj 300 mln ludzi będzie narażonych na ciężkie powodzie przynajmniej raz w roku, a do końca XXI w. dom 200 mln osób stanie się niezdatny do zamieszkania. Jak powiedział Benjamin Strauss, jeden ze współautorów raportu i CEO organizacji charytatywnej Climate Central:

Wyniki oznaczają, że owszem, o wiele więcej ludzi jest na terenach zagrożonych, niż myśleliśmy.

Dodał, że potrzeba natychmiastowych działań, żeby zapobiec nachodzącej „ekonomicznej i humanitarnej katastrofie”. Oznacza to rozbudowę instalacji chroniących wybrzeża. Największa różnica dotyczy Azji Płd-Wsch. Liczba osób zagrożonych powodzią jest dla Bangladeszu osiem, dla Indii siedem, dla Tajlandii dwanaście, a  dla Chin trzy razy większa niż to wcześniej przewidywano. Zagrożony powodziami może być cały koniuszek południowego Wietnamu. Indonezja już teraz odczuwa skutki podniesienia poziomu wód. W związku z zagrożeniem powodziami przenosi ona swą stolicę z Dżakarty na Borneo. W tych krajach, a także na Filipinach i w Japonii łącznie ok. 70% ludzi jest zagrożonych corocznymi powodziami i pernamentnymi zalewami. Problem dotyczy jednak także innych regionów, będąc poza kwestią humanitarną problemem społecznym i politycznym. Jak informuje praca:

Ostatnie prace sugerują, że nawet w USA, wzrost poziomu morza w tym stuleciu wywoła migrację na wielką skalę z niechronionych wybrzeży, […] wywierając wielki nacisk na interior.

Do 2100 r. części wybrzeża 19 krajów, w tym Brazylii i Wielkiej Brytanii znajdą się poniżej linii przypływu. Badacze przypuszczają, że ich wyliczenia mogą być zaniżone, gdyż są oparte na projekcjach poziomu mórz wg scenariusza RCP 2.6, który zakłada redukcję emisji dwutlenku węgla przez sygnatariuszy paktu paryskiego. Nie wiadomo jednak czy ci dotrzymają swoich zobowiązań. W najgorszym przypadku, aż 640 mln osób może być zagrożonych.

A.P.

Wrocławskie zoo jako jedyne na świecie rozmnożyło dzioborożca palawańskiego

We wrocławskim zoo przyszło na świat kolejne, czwarte już pisklę dzioborożca palawańskiego. W żadnym innym ogrodzie zoologicznym na świecie nie udało się do tej pory rozmnożyć tego gatunku.

Joanna Kij, rzeczniczka wrocławskiego zoo podkreśliła, że dzioborożce palawańskie to jedne z najmniej poznanych gatunków ptaków i jedne z najbardziej zagrożonych.

Sądzi się, że nie mają szans na przetrwanie najbliższych 10 lat w środowisku naturalnym. Dlatego też siedem lat temu rozpoczęto program hodowli zachowawczej w ogrodach zoologicznych – tłumaczyła.

Para hodowlana dzioborożców palawańskich przyjechała do wrocławskiego zoo w 2012 r. jako młode dwuletnie ptaki.

Przełom w ich hodowli zachowawczej dokonał się trzy lata temu. Udało się wówczas doprowadzić do wyklucia pierwszego na świecie pisklęcia w ogrodzie zoologicznym – mówiła rzecznik.

Dzioborożec palawański to ptak leśny. Dorasta do ok. 70 cm i osiąga masę ciała 700 g. Ubarwienie piór ma czarne z wyjątkiem ogona, który jest biały. Wyróżnia go jasnożółty dziób i „kask”.

Przez pierwsze lata obserwowaliśmy ptaki i weryfikowaliśmy to, co już wiedzieliśmy. Udało nam się m.in. opracować dietę, która im odpowiada.

Tłumaczył, cytowany przez  portal Nauka w Polsce, Krzysztof Kałużny, opiekun ptaków z wrocławskiego zoo. Dodał, że gatunek ten wyróżnia nietypowy sposób rozmnażania się. Samiec zamurowuje samicę w dziupli na okres lęgu, pozostawiając jedynie niewielki otwór, przez który ją karmi. Samica opuszcza dziuplę dopiero z odchowanym młodym, który wielkością dorównuje już rodzicom.

Wysondowaliśmy też, jakiej zaprawy używa samiec do zamurowania dziupli, co jest niezmiernie ważne przy rozmnażaniu. Tajemnicą okazała się mieszanka odchodów i nadtrawionych owoców – wyjaśnił opiekun.

Pracownicy wrocławskiego zoo zwracają uwagę, że jeżeli sukces ten uda się powtórzyć w innych ogrodach, to gatunek ma większe szanse na przetrwanie.

W naturalnym środowisku gatunek ten występuje tylko na filipińskiej wyspie Palawan i na pięciu okolicznych wyspach satelitarnych. Naukowcy wskazują, że jego populacja z roku na rok gwałtownie spada, a głównym powodem jest niszczenie siedlisk przez wycinkę lasów i ich defragmentację, a także kłusownictwo i nielegalny handel.

A.P.

Shen: Soros gra o zmianę władzy w Chinach. Jednak nie chodzi mu o sprawy ideologiczne a wyłącznie o ochronę interesów

W cieśninie tajwańskiej znalazły się dwa amerykańskie okręty wojenne, co oburzyło chińskie MSZ. Wcześniej chińskie samoloty wojskowe przeleciały nad Cieśniną Bashi oddzielającej Tajwan od Filipin.


Nasza dalekowschodnia korespondentka Hanna Shen opowiada w Poranku WNET o napiętej sytuacji na Tajwanie. W cieśninie tajwańskiej znalazły się dwa amerykańskie okręty wojenne. Chińskie MSZ wyraziło zaniepokojenie tą sprawą. Przed przypłynięciem okrętów USA zaś kilka chińskich samolotów wojskowych przeleciało nad Cieśniną Bashi, która oddziela Tajwan od Filipin.

Shen komentuje również wystąpienie George’a Sorosa w Davos, gdzie nazwał przywódcę Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jingpinga największym wrogiem demokracji. Korespondentka WNET nie wierzy w szczere intencje węgierskiego miliardera. – Nie chodzi mu o ideały, a o ochronę swoich interesów na azjatyckich rynkach. Sorosowi prawdopodobnie zależy na zmianie władzy w Chinach na bardziej liberalno-lewicową – mówi.

Wysłuchaj naszej audycji już teraz!

„Było nas trzech, w każdym z nas inna krew”, czyli piąty przegląd prasy z Dalekiego Wschodu

Ale jeden przyświeca im cel, a jest nim zażegnanie kryzysu koreańskiego. Co do metod jego osiągnięcia Chiny, Japonia i Stany Zjednoczone pozostają wyjątkowo zgodne.

O japońskich zabiegach w tym kierunku pisze japońskie The Asahi Shimbun opisując spotkanie premiera Japonii Shinzo Abe z prezydentem Korei Południowej Moon Jae-inem mającym miejsce w piątek chwilę przed ceremonią otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. Szef rządu Kraju Wschodzącego Słońca przestrzegł go, by ten nie dał się nabrać na przyjacielskie gesty
północnego sąsiada i by wspierał Japonię i Stany Zjednoczone w utrzymywaniu na niego presji. Państwa te wyrażają zaniepokojenie rosnącą tolerancją Korei Południowej dla programu nuklearnego Pjongjangu związaną z rozpoczętym przez obydwa państwa koreańskie dialogiem, który doprowadził do uczestnictwa Korei Północnej w Igrzyskach w Pjongczangu.

O chińskich staraniach informuje z kolei indonezyjskie Jakarta Globe. W swoim artykule przytacza słowa chińskiego ministra spraw zagranicznych, który powiedział w sobotę, że jego kraj ma nadzieję na zwiększoną koordynację działań ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie Korei Północnej. Pekin stwierdził, że w pełni popiera wprowadzanie sankcji przez ONZ wobec Pjongjangu, lecz zaznaczył, że wszystkie strony muszą poczynić wysiłki by zredukować napięcia i rozpocząć na nowo negocjacje. Wyraził również nadzieję, że odwilż w relacjach pomiędzy obydwoma państwami koreańskimi związana z Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi w Pjongczangu może przełożyć się na późniejsze regularne rozmowy pomiędzy nimi, a nawet pozytywnie wpłynąć na stosunki amerykańsko-północnokoreańskie.

Przy sprawach zjednoczeniowych pozostaje również filipińskie Manila Bulletin pisząc o przekazanej przez południowokoreańskich urzędników w sobotę wiadomości o zaproszeniu przez Kim Dzong Una prezydenta Korei Południowej Moon Jae-ina na negocjacje w Pjongjangu, będące pierwszym od ponad 10 lat spotkaniem liderów obydwu państw półwyspu. Każde spotkanie tego rodzaju stanowić będzie dyplomatyczny sukces Moona, który doszedł do władzy poprzez swoje obietnice większego zaangażowania w rozwiązanie kryzysu koreańskiego. Osobiste zaproszenie od Kima zostało przekazane słownie przez jego młodszą siostrę Kim Yo Jong podczas rozmów i posiłku, które miały miejsce w prezydenckim Błękitnym Domu w Seulu.

Mniej optymistyczny temat porusza nepalskie The Himalayan Times. W piątek prezydent Filipin Rodrigo Duterte stwierdził, że Międzynarodowy Trybunał Karny może przeprowadzić dochodzenie w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości i że wolałby stanąć przed plutonem egzekucyjnym niż być uwięzionym. Zaprzeczył jednak, by kiedykolwiek wydał policji rozkaz zabijania podejrzanych o handel narkotykami. Prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego Fatou Bensouda poinformowała, że w czwartek rozpoczęto wstępne badanie mające na celu ustalenie, czy Trybunał posiada jurysdykcję do zbadania tej sprawy i czy zarzucane prezydentowi zbrodnie rzeczywiście zostały popełnione.

Do spraw Państwa Środka powraca chińskie China Daily informując o słowach chińskiego ambasadora w Syrii Qi Qianjina. W niedzielę powiedział on, że Chiny będą
odgrywać większą rolę w procesie rekonstrukcji i rozwoju w wyniszczonej wojną Syrii zwiększając
swoją pomoc. Chiny udzieliły już kilkakrotnie dotacji na rzecz wsparcia sektora zdrowotnego, a w
styczniu zeszłego roku rząd Państwa Środka przekazał milion dolarów amerykańskich na rzecz
programu Światowej Organizacji Zdrowia dotyczącego problemów zdrowotnych Syryjczyków.

USA stawiają na program współpracy gospodarczej i politycznej w regionie Indo-Pacyfiku / Hanna Shen z Tajwanu

Najważniejszym momentem podróży Donalda Trumpa po Azji była wizyta na szczycie APEC i przemówienie, które tam wygłosił. Skrytykował w nim Chiny i promowaną przez nie wersję globalizmu.

Szczyt APEC (Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku) się zakończył. Obecnie Donald Trump przebywa na Filipinach, gdzie odbywa się spotkanie państw ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej). Podróż prezydenta USA została przedłużona o jeden dzień, między innymi po to, by mógł spotkać się z prezydentem Filipin Rodrigo Duterte.

Stosunku USA z Filipinami nieco się popsuły w ostatnich latach. Celem rozmów Donalda Trumpa z Rodrigo Duterte jest ich poprawienie. Prezydent Filipin na briefingu prasowym powiedział: „Jesteśmy waszym sojusznikiem, jesteśmy waszym ważnym sojusznikiem”. To jest oświadczenie, na które Trump czekał po dość oziębłych relacjach w czasach Obamy, kiedy Filipiny położyły większy nacisk na stosunki z Chinami i z Rosją. Za taki stan rzeczy odpowiadał zarówno Barack Obama, jak i Rodrigo Duterte. Poprzedni prezydent USA skrytykował walkę, którą prezydent Filipin prowadzi z handlem narkotykami, która to walka jest bardzo brutalna (zginęło od 3 do 9 tysięcy osób). Rodrigo Duterte jest bardzo emocjonalny i w reakcji na to zaczął rozmawiać z Chinami, z którymi Filipiny nie miały wcześniej dobrych relacji, są bowiem z nimi w sporze o terytoria na Morzu Południowochińskim.[related id=44407]

Wcześniej, już w Wietnamie, Trump zasygnalizował, że może być mediatorem w tym sporze między Filipinami a Chinami. Jego uczestnikiem jest także Wietnam. Dzisiaj Filipiny odpowiedziały, że to jest dobra oferta. Są więc oznaki, że relacje filipińsko-amerykańskie mogą wrócić do normy.

Najważniejszym momentem była wizyta Donalda Trumpa na szczycie APEC i przemowa, którą tam wygłosił. Przedstawił w niej program współpracy gospodarczej i politycznej, jaki USA oferują regionowi Indo-Pacyfiku. Określenie, które często padało, to właśnie współpraca w ramach Indo-Pacyfiku, a nie – jak mówiła poprzednia administracja prezydencka – Azji i Pacyfiku. Centrum współpracy w tym regionie stają się więc Indie.

Jak ta współpraca miałaby wyglądać, Donald Trump powiedział właśnie we wspomnianym przemówieniu. Koniec ma być z takimi praktykami, jak niesprawiedliwy handel, kradzież własności prywatnej, zmuszanie zagranicznych firm do oddawania technologii państwu, jak przymus tworzenia joint-ventures w zamian za dostęp do rynku. To było skierowane do Chińczyków, chociaż nie zostało to wprost powiedziane.

Antychińskich elementów przemówienie prezydenta USA miało jeszcze kilka. Donald Trump powiedział, że do współpracy zaprasza każdy kraj, który przestrzega trzech zasad: rządów prawa, praw jednostki oraz wolności przelotów i żeglugi. Są to elementy dość obce polityce Pekinu.[related id=44771 side = left]

Donald Trump stawia przy tym na umowy dwustronne, a nie na wielostronne pakty. Przeciwstawić temu można to, co na szczycie APEC powiedział prezydent chiński Xi Jingping. Jego przemówienie to była pochwała globalizmu, który nazwał nieodwracalnym trendem historycznym. Bronił wielostronnych stosunków handlowych i nowych sił napędowych, w postaci np. Nowego Jedwabnego Szlaku, dla wspólnego rozwoju.

Chinom naprzeciw wyszedł Władimir Putin, który poparł zgłoszony przez nie postulat utworzenia strefy wolnego handlu w regionie Azji-Pacyfiku. Rosyjski prezydent powiedział, że jest za powiązaniem jego kraju z tym regionem za pomocą Nowego Jedwabnego Szlaku, wraz rosyjską inicjatywą – Euroazjatycką Unią Gospodarczą. Mają one stworzyć wielkie euroazjatyckie partnerstwo.

Tajwan stawia na współpracę w rejonie Indii i Pacyfiku, a nie na Jedwabny Szlak. Wielu tajwańskich biznesmenów poniosło straty na tzw. wymuszonych joint-ventures, a nawet wylądowało w więzieniu w ramach kampanii walki z korupcją. Ci, którzy prowadzą realne interesy z Chińczykami, wiedzą, że Nowy Jedwabny Szlak nie jest oparty na polityce, której przyświecają takiej zasady jak wolność czy otwartość. Tajwańczycy mają więc do tego zupełnie inne podejście niż elity polskie.

Hanna Shen z Tajwanu

 

Filipiny/Siły USA włączają się do walk z brutalnymi dżihadystami w Marawi, m.in. traktującymi cywilów jak żywe tarcze

Amerykańskie siły specjalne włączyły się poprzez techniczne wsparcie do walk na południu Filipin z dżihadystamii z ugrupowania Maute, powiązanego z islamistyczną organizacją zbrojną Abu Sajaf.

„Amerykanie nie walczą, a dostarczają techniczne wsparcie” – powiedział rzecznik filipińskiej armii płk Jo-Ar Herrera na konferencji prasowej w Marawi. Ambasada USA potwierdziła wsparcie dla oddziałów filipińskich, lecz nie podała szczegółów.

Media podały w piątek, że samolot rozpoznawczy P3 Orion krążył nad miastem Marawi.

[related id=”16961″]

Płk Herrera poinformował również, że w walkach z islamistami, którzy częściowo kontrolują miasto, zginęło w piątek 13 filipińskich żołnierzy. Od rozpoczęcia 23 maja walk o Marawi zginęło łącznie 58 żołnierzy, 138 dżihadystów i 20 cywilów.

Dodał, że w zajętej przez dżihadystów części miasta przebywa 500-1000 cywilów. Część z nich jest traktowana jak „żywe tarcze”. Inni, ukryci w domach, pozbawieni są bieżącej wody, prądu i jedzenia.

Rebelianci z Marawi należą do grupy Maute, która zdaniem rządu jest powiązana z islamistami z ugrupowania Abu Sajaf. Złożyło ono przysięgę wierności Państwu Islamskiemu, znane jest z brutalnych działań, szczególnie wobec cudzoziemców, m.in. z zamachów bombowych, wymuszeń i porwań dla okupu. Od lat 70. XX wieku chce przekształcić południe Filipin w kalifat.

PAP/JN

Co najmniej 36 zabitych w ataku na kompleks rozrywkowy w Manili na Filipinach. Władze wykluczyły zamach terrorystyczny

Uzbrojony mężczyzna zaczął strzelać, a następnie wywołał pożar w popularnym wśród turystów kompleksie rozrywkowym. Prawie wszystkie ofiary zajścia udusiły się dymem – poinformowała w piątek policja.

Popularny wśród zagranicznych turystów kompleks Resorts World, w skład którego wchodzą m.in. cztery hotele i kasyno, położony jest w odległości 1,5 km od międzynarodowego lotniska w Manili.

Zwłoki ofiar znaleziono dopiero kilka godzin po ataku, do którego doszło w piątek rano czasu lokalnego (czwartek wieczorem w Polsce). – W naszej ocenie wszystkie ofiary udusiły się dymem z wywołanego przez sprawcę pożaru – powiedział szef manilskiej policji Oscar Albayalde.

MSZ Korei Południowej poinformowało, że w ataku zginął jeden obywatel tego kraju, który doznał ataku serca już po ewakuacji z zaatakowanego kompleksu, a trzej inni odnieśli lekkie obrażenia podczas panicznej ucieczki i po nawdychaniu się dymu z pożaru.

[related id=”22203″]

Około północy z czwartku na piątek czasu lokalnego uzbrojony w broń szybkostrzelną mężczyzna, według władz najpewniej działający w pojedynkę, zaczął strzelać wokół siebie, trafiając w ekrany i telewizory oraz nie celując do ludzi, a po czym podpalił kilka stołów do gry. Następnie uciekł do swojego pokoju, gdzie według policji odebrał sobie życie.

Władze wykluczyły możliwość, by piątkowy atak był zamachem terrorystycznym; zaprzeczono tym samym wcześniejszemu oświadczeniu wydanemu przez dżihadystyczną organizację Państwo Islamskie. „To nie był akt terroru” – podkreślił szef filipińskiej policji Ronald dela Rosa.

– Wszystko wskazuje na zwykłe przestępstwo popełnione przez niezrównoważoną psychicznie osobę. (…) Nie stwierdzono przesłanek pozwalających sądzić, że sprawca chciał skrzywdzić czy postrzelić kogokolwiek. (…) Wszystkie ofiary zmarły na skutek uduszenia się dymem – powiedział z kolei rzecznik prezydenta Rodriga Duterte, Ernesto Abella.

Zdaniem policji napastnik mógł być uzależniony od hazardu i napadając na kasyno, chciał się na nim zemścić; inna rozważana wersja wydarzeń zakłada, że doszło do nieudanej próby rabunku. Jak podała policja, w plecaku sprawcy znaleziono skradzione żetony o łącznej wartości ok. 2 mln euro.

Władze nie poinformowały o tożsamości sprawcy, policja przypuszcza jednak, że mógł to być obcokrajowiec. – (…) Mówił po angielsku, był wysoki i miał jasną skórę, więc jest prawdopodobnie pochodził z innego kraju – przekazał szef policji w Manili, Albayalde.

Do ataku doszło w czasie trwających od ponad tygodnia walk o miasto Marawi na południu Filipin, które toczą się między filipińską armią a rebeliantami z grupy Maute, powiązanej, zdaniem rządu, z islamistami z ugrupowania Abu Sajaf. Złożyło ono przysięgę wierności Państwu Islamskiemu.

PAP/JN

Filipiny: W rejonie hotelu Resorts World w Manili słyszano strzały oraz eksplozje. Trwa ewakuacja z zagrożonych budynków

Odgłosy dochodziły z hotelu położonego w południowej części miasta. Na miejscu są policyjne jednostki szybkiego reagowania i wozy strażackie – podała CNN Philippines. Świadkowie mówią o wielu rannych.

Po doniesieniach o strzałach w mieszczącym cztery hotele kompleksie rozrywkowym Resorts World w stolicy Filipin Manili trwa ewakuacja pracowników – podał Reuters. Jeden ze świadków mówił o „sporej” liczbie rannych, inny – że policja kontroluje sytuację.

Jak poinformowano na Twitterze Resorts World, centrum jest obecnie zamknięte. Napisano, że właściciel kompleksu blisko współpracuje z filipińską policją w celu zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim gościom i pracownikom.

CNN Philippines, powołując się na świadków, podała w piątek nad ranem czasu lokalnego, że zamaskowany napastnik otworzył ogień w kierunku ludzi. Poinformowano również, że z jednego z budynków wydobywa się dym.

Kompleks Resorts World znajduje się w południowej części Manili, w pobliżu tamtejszego lotniska. Na miejscu sytuację kontroluje policja, są też wozy strażackie. (PAP)

PAP/LK

Filipiny/ W walkach o Marawi armia filipińska w akcji przeciw dżihadystom zabiła 10 własnych żołnierzy, a ośmiu raniła

W trwających od 9 dni walkach z rebeliantami o miasto Marawi na Filipinach doszło do omyłkowego ostrzelania z powietrza własnych oddziałów. Armia chce w czwartek przejąć kontrolę nad całym miastem.

Informacja o incydencie została przekazana dziennikarzom w czwartek rano przez ministra obrony Delfina Lorenzano. Wysłał on wiadomość tekstową następującej treści: „Grupa naszych ludzi ucierpiała z powodu uderzenia z powietrza. Zginęło dziesięciu. Ośmiu jest rannych. Czasami na wojnie wszystko spowija mgła”.

Minister dodał też, że bezpośrednią przyczyną uderzenia we własne jednostki „była niewłaściwie prowadzona koordynacja”.

Do tragicznego incydentu doszło przy okazji operacji wymierzonej w islamskich ekstremistów. Wykorzystywane są w niej siły lądowe, a także helikoptery bojowe.

[related id=”15871″]

W środę filipińskie czynniki wojskowe podały, że armia odbiła już 90 proc. terytorium kontrolowanego przez dżihadystów w Marawi. Informację przekazał rzecznik filipińskich sił zbrojnych Restituto Padilla, cytowany przez telewizję ABS-CBN.

Rebelianci z ugrupowania Maute wciąż kontrolują najważniejsze mosty w mieście Marawi. Według rzecznika armii ekstremiści na zajmowanych przez siebie terenach mogą ukrywać przywódcę Isnilona Hapilona oraz zapasy broni.

Armia chce w czwartek przejąć kontrolę nad całym miastem. Padilla poinformował, że wojsko kontroluje już wszystkie wjazdy do Marawi, a tym samym czuwa, by rebelianci nie dostali żadnego wsparcia.

Do wtorkowego wieczora armia i rzecznik prezydenta potwierdzili zabicie 89 bojowników. Ośmiu terrorystów poddało się siłom rządowym. Na podstawie dokumentów znajdowanych przy bojownikach armia twierdzi, że ugrupowanie Maute planowało oblężenie Marawi, zanim wojsko rozpoczęło akcję mającą na celu pojmanie Hapilona.

W rękach bojowników znajdują się zakładnicy, w tym przeor katedry św. Marii ojciec Chito Suganob.

Rebelianci z Marawi należą do grupy Maute, która zdaniem rządu jest powiązana z islamistami z ugrupowania Abu Sajaf. Złożyło ono przysięgę wierności Państwu Islamskiemu, znane jest z brutalnych działań, szczególnie wobec cudzoziemców, m.in. z zamachów bombowych, wymuszeń i porwań dla okupu. Od lat 70. XX wieku chce przekształcić południe Filipin, gdzie zamieszkują muzułmanie, w kalifat.

PAP/JN