W szeregach Ukraińców szerzy się zdrada. Z tego powodu zwolniono szefa Służb Bezpieczeństwa – mówi Dmytro Antoniuk

Featured Video Play Icon

Flagi Ukrainy i Rosji/Fot. CC0, Public Domain Pictures

Korespondent Radia Wnet wyjaśnia powody zwolnienia szefa Służb Bezpieczeństwa Ukrainy Iwana Bakanowa. Komentuje też sytuację na frontach trwającej wojny.

Wołodymyr Zełenski zdymisjonował szefa Służby Bezpieczeństwa Iwana Bakanowa i prokurator generalną Irynę Wenediktową. Powodem zwolnienia tego pierwszego były szerzące się wśród Ukraińców zdrady.

Oskarżony o działanie na rzecz Rosji jest między innymi szef biura politycznego Zełenskiego Andrij Jermak. Co zaś tyczy się Bakanowa, to media donoszą, że przez pierwszy tydzień rosyjskiej inwazji nie było go nawet w Kijowie. Już wtedy powinien zostać zwolniony.

Mówi korespondent Radia Wnet Dmytro Antoniuk. Ukraińskie władze nie mogą jednak skupiać się wyłącznie na sprawach wewnętrznych, ale muszą myśleć też o trwającej wojnie. Media donoszą, ze zniszczona została pierwsza armatohaubica KRAB. Nikt nie potwierdza jednak doniesień, jakoby Rosjanom udało się zniszczyć jednego z HIMARS’ów. Mimo strat ukraińska artyleria radzi sobie bardzo dobrze.

Rosjanie mają teraz poważne problemy logistyczne. Do przewozu swojego ciężkiego sprzętu używają ciężarówek, które są skutecznie niszczone przez stronę ukraińską. Z tego powodu siła rosyjskiego ognia artyleryjskiego spadła.

Czytaj także:

Borys Tynka: mówi się o odblokowaniu portu odeskiego

Trudności logistyczne są utrapieniem dla Rosjan, którzy próbują przeorganizować swoje siły na wschodzie. Pomimo swoich problemów, nie zaprzestają oni ataków na niektórych odcinkach frontu. Najbardziej zaciekłe walki toczą się pod Siewierskiem i Bachmutem. O sytuacji na reszcie odcinków frontu dowiedzą Państwo słuchając całej rozmowy z naszym korespondentem!

K.B.

Tomasz Sakiewicz: Jedyną oficjalną wersją w sprawie Smoleńska jest zamach. Wszystkie inne zostały już wykluczone

Tomasz Sakiewicz o tym, że w Smoleńsku miał miejsce zamach, fałszowaniu śledztwa przez rząd Donalda Tuska i postawieniu byłego premiera przed sądem oraz o konflikcie w Zjednoczonej Prawicy.

 Tomasz Sakiewicz komentuje wyniki pracy podkomisji ds. badań przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r., którego przewodniczącym jest Antoni Macierewicz.

Stwierdza, że jedyną logiczną możliwością jest to, że w Smoleńsku miał miejsce zamach na polską delegację. Podkreśla, iż w świetle badań

Nikt, kto skończył szkołę podstawową, umie czytać i pisać, nie może mieć wątpliwości, że prezydenta Polski zabito.

Redaktor podkreśla, że na tę tezę są niezbite dowody. Wśród nich są ślady materiałów wybuchowych. Zauważa, że także prokuratura za Donalda Tuska wskazała na ślady trotylu na wraku tupolewa.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego zauważa, że ślady wskazują na to, iż nie mieliśmy do czynienia ze zderzeniem, lecz z rozerwaniem samolotu od środka.

Dziennikarz odnosi się do odpowiedzialności ówczesnych polskich władz. Zaznacza, że Donald Tusk powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności tak przed Trybunałem Stanu, jak i przed zwykłym sądem.

[related id= 141978 side=right] Gość Poranka Wnet odnosi się do przekładania emisji dokumentu Ewy Stankiewicz, który miała pokazać telewizja publiczna. Z wyświetlenia materiału jednak zrezygnowano. Stwierdza, że chciałby wiedzieć, kto o tym zadecydował. Odnosi się także do konfliktów w koalicji rządowej. Sądzi, że sytuacja Solidarna Polska nie pójdzie w kierunku Konfederacji, bo od tej ostatniej odwraca się jej własny elektorat, bowiem

Wypowiedzi Brauna są dla rozumnego człowieka nie do przyjęcia.

Stwierdza, że najbliższy rok będzie krytyczny. Jeśli Zjednoczona Prawica go przetrwa, to zacznie się cementować. Przybliży się sezon wyborczy.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

„Nic się nie stało” Sylwestra Latkowskiego. Reżyser: Ci, których to dotyczy, nigdy nie ponoszą odpowiedzialności

Wczoraj wieczorem w TVP odbyła się emisja filmu „Nic się nie stało” Sylwestra Latkowskiego. Film mówi o praktykach pedofilskich w polskim show-biznesie i o zamieszanych w to celebrytach.

Dokument skupia się na historii zgwałconej 14-latki z Gdańska, która przed pięciu laty popełniła samobójstwo. Porusza też wątek sopockiego klubu „Zatoka Sztuki”, w którym wielokrotnie miało dochodzić do molestowania nieletnich. Latowski podkreślił, że Krystiana W., ps. Krystek nie powinien być „kozłem ofiarny”, podczaspodczas gdy ważniejsi od niego pozostają bezkarni:

Ci, których to dotyczy, nigdy nie ponoszą odpowiedzialności.

W debacie po filmie reżyser  przypomniał jak Krzysztof Zanussi „wyszedł z afery Dworca Centralnego”, nawiązując do swojego dokumentu z 2005 r. poświęconego prostytucji małoletnich. Latowski w kontekście obecnej afery pedofilskiej wymienił nazwiska Borysa Szyca, Radosław Majdan i Kuby Wojewódzkiego, którzy mieliby być świadkami tamtych wydarzeń. Zaapelował do pierwszego z nich o uczciwe opowiedzenie wszystkim co robił i czego był świadkiem. Sami zainteresowani zapowiedzieli skierowanie sprawy do sądu.  Autor filmu zaznaczył, że celem, w jakim nakręcił obraz było „zmuszanie Prokuratury Generalnej, by w końcu zajęła się sprawą.  W Prokuraturze Krajowej powstanie specjalny zespół śledczych do wyjaśnienia wątpliwości pokazanych w dokumencie.

A.P.

Gangster Broda, który niedawno opowiadał takie rewelacje nt. Ministerstwa Sprawiedliwości jest nędzarzem

To wszystko, co opowiada było tylko po to, żeby dostać pieniądze za rzekome „rewelacje”, których nigdy nikt nie zobaczy – mówi red. Janusz Szostak, dziennikarz i autor książek o tematyce kryminalnej. 

Jest pan autorem książek-reportaży o tematyce kryminalnej. Wielokrotnie opisywał Pan polskie mafie. Czy zetknał się pan wcześniej z Piotrem Kapuścińskim „Brodą”, który ostatnio znów próbował wypłynąć – tym razem medialnie?

Red. Janusz Szostak: Tak, spotkałem się z nim wcześniej. Opisałem go nie raz. W Polsce działał jako oszust, genralnie budował swoją pozycję na czymś, co w gwarze mafijnej nazywane jest „farmazon”, był właścicielem  zakładu fryzjerskiego. Szukał powiązań w świecie polityki. Mówił o tym, że zna się z Grzegorzem Schetyną, jednym z liderów PO i Mirosławem Drzewieckim, byłym ministrem w rządzie PO. Do dziś twierdzi, że kochankiem jego żony, tymczasem prawda jest taka, że ukradł jej 1000 dolarów. Żona Drzewieckiego rzeczywiście przyznawała się do tej znajomości – choć mówiła, że bywał wyłącznie gościem jej lokalu i podawał się wówczas za policjanta, czy agenta służb specjalnych. Z czasem zaczał się ze mną kontaktować i opowiadać o tym, jak wyglądała kryminalna Polska. Przysyłał mi dużo różnych materiałów, niektóre wydawały się wiarygodne. Spotkaliśmy się również tuż przed ostatnim Sylwestrem.

Spotkaliście się w Medyce, bo przecież „Broda” wyjechał z Polski – jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym i musi się ukrywać. Teraz mieszka na Ukrainie…

Tak, rzeczywiście chciałem się z nim spotkać. Również po to, żeby pokazać, jak łatwo jest znaleźć osobę, która się ukrywa, bo przecież list gończy jest faktem. Przyjechał po mnie na przejście graniczne w Medyce, ale jestem przekonany, że wcześniej spotkał się z kiś innym, komu próbował sprzedać swoje materiały. Jestem przekonany, że to właśnie tego dnia dogadał się ze Zbigniewem Stonogą, który później wyemitował w internecie nagranie z nim.

I tak wybierałem się z żoną do Lwowa, więc spotkanie na przejściu granicznym wydawało mi się jak najbardziej uzasadnione. „Broda” czekał w samochodzie – to był jakiś stary grat z lat 80., choć przez całą niemal drogę opowiadał o tym, że jego mercedes jest u wulkanizatora, bo właśnie spadł śnieg a on nie zdążył wymienić opon. Brzmiało to wiarygodnie, choć dzisiaj mam wątpliwości. Na miejscu zawiózł nas do hotelu – nawet pomógł wnieść walizki. Niestety również okradł nas. Wychodził z pokoju załatwiać nam żelazko, wracał, znów wychodził, ostrzegał, że musimy uważać, zamykać pokój na klucz, bo tu rzekomo kradną. I rzeczywiście, kiedy wyszedł okazało się, że z portfela zniknęły rówież nasze pieniądze. Mieliśmy się spotkać tego samego dnia wieczorem, ale już straciłem z nim kontakt. Nie pojawił się na kolacji, nie udało się go odnaleźć. Mówił, że jedzie jeszcze raz na przejście graniczne, spotkać się z kimś. Jeste przekonany, że spotykał się z kimś od Stonogi, od którego udało mu się wyciągnąć pieniądze za rzekome rewelacje.

Pan mu nie chciał zapłacić, to szukał dalej, a pana okradł…

Ja z zasady nie płacę swoim informatorom. „Broda” opowiadał, że załatwił Patrycji Koteckiej pracę w TVP, to brzmiało zupełnie niewiarygodnie, łącznie z tym, że twierdził że ma jej kompromitujące zdjęcia, które były zdjęciami ściągniętymi gdzieś z intrnetu. Po kilku dniach okazało się, że kupił to od niego Stonoga.

To zachowanie pokazuje, że „Broda” jest nędzarzem, cokolwiek by o sobie opowiadał. A mówi dużo – a to, że mieszka w Kijowie, a to że mieszka w Ałma-Acie, gdzie jest właścicielem jakiegoś dobrze proseprującego klubu. Zupełne bajki, bo tak naprawdę zaszył się w mieścinie pod Lwowem. Na domiar złego dał się Stonodze nagrać i ujawnił swój wizerunek, który starał się dotychczas chronić.

Za co „Broda” z taką pasją rzuca się na obecne Ministerstwo Sprawiedliwości i rodzinę szefa resortu?

Twierdzi, że chodzi o to, że obecna władza chciała go postawić przed sejmową komisją nadzwyczajną mającą zajmować się finansowaniem Platformy Obywatelskiej przez mafię pruszkowską. Nie chciał brać – jak mówił – udziału w takim cyrku. A miał do już ścigać za to minister Mariusz Kamiński. Wyjechał i twierdzi, że wywiózł z Polski całą masę dokumentów. Że jest lepszy od Kiszczaka i ma materiały na wszystkich. Że zdeponował je wszystkie w Kalinigradzie.

Myśli pan, że istnieją te materiały?

Myślę, że nie istnieją. To bardzo przebiegły oszust. Oni się kierują zupełnie innymi zasadami, niż my. Zapowiadał w nagraniach Stonogi, że ujawni kolejne rewelacyjne materiały, dokumenty. Nic z tego się nie wydarzyło, bo – jak sądzę – nie ma żadnych materiałów i dokumentów. Po prostu chciał od Stonogi pieniądze. No i chciał jakiejś tam zemsty na Ziobrze, na wymiarze sprawiedliwości.

 

pp