Sprawa Zbigniewa S. Zatrzymano jego żonę i syna. Chodzi o milion złotych i pranie brudnych pieniędzy

Iwona S. i Przemysław S., żona i syn właściciela Fundacji im. Zbigniewa S., zostali zatrzymani w związku ze śledztwem w sprawie przywłaszczenia prawie miliona złotych na szkodę fundacji.

Usłyszeli zarzuty prania brudnych pieniędzy wspólnie i w porozumieniu ze Zbigniewem S. i uczynienia z tego procederu stałego źródła dochodów.

Zbigniew S. posługując się mediami społecznościowymi opisywał prawdziwe historie osób, które znalazły się w dramatycznych sytuacjach życiowych i potrzebowały wsparcia z uwagi na skrajnie zły stan zdrowia lub ciężkie warunki bytowe. Deklarując chęć pomocy potrzebującym, organizował na ich rzecz zbiórki pieniędzy. W odpowiedzi na apele Zbigniewa S. wielu darczyńców przekazywało pieniądze na konto fundacji stworzonej przez Zbigniewa S. w przekonaniu, że środki te zostaną wykorzystane zgodnie z zapowiedziami podejrzanego. W rzeczywistości do potrzebujących trafiała  tylko znikoma cześć  zebranych kwot.

Z ustaleń śledztwa wynika, że kwoty przekazywane przez darczyńców na rzecz Fundacji przelewano na konto spółki Iwony S., do którego miał dostęp jej mąż Zbigniew S. Stamtąd transferował pieniądze na bankowe rachunki kontrolowanych przez siebie podmiotów gospodarczych, a także na prywatne konto syna, Przemysława S.

Działania miały na celu ukrycie przestępczego pochodzenia pieniędzy, z których Zbigniew S.  jego rodzina uczynili źródło swojego utrzymania. Jak ustalono w śledztwie, bezrobotna Iwona S., z zawodu kaletnik, która w przeszłości nigdy na stałe nie pracowała, jest właścicielką dwóch samochodów osobowych, w tym mercedesa o wartości prawie 100 tysięcy złotych, a także nieruchomości o wartości blisko ćwierć miliona złotych.

Przemysław S., także bezrobotny, z zawodu technik pojazdów mechanicznych, jest właścicielem auta marki BMW.

Mienie Iwony S. zostało objęte postanowieniami o zabezpieczeniu majątkowym – na poczet grzywny i przepadku korzyści uzyskanych z przestępstwa. Prokuratura ustala jednocześnie okoliczności, w jakich Zbigniew S. i Iwona S. wyzbyli się nieruchomości o wartości około 3 mln zł, których jeszcze w ostatnim okresie byli właścicielami.

Czyny, o które są podejrzani Iwona S. i Przemysław S., są zagrożone karą do 15 lat pozbawienia wolności. Śledztwo w sprawie przywłaszczenia wysokich kwot na szkodę Fundacji im. Zbigniewa S. ma charakter rozwojowy i jest kontynuowane.

Zbigniew S. jest znany organom ścigania od ponad 20 lat. Przeciwko niemu toczyły się postępowania dotyczące m.in. przestępstw gospodarczych, uczestnictwa w grupie przestępczej, fałszowania dokumentów, rozboju, oszustwa, kradzieży z włamaniem, posługiwania się cudzym dokumentem, składania fałszywych zeznań, utrudniania zaspokojenia wierzyciela i znieważania (w tym Prezydenta RP). Orzekające w sprawach Zbigniewa S. sądy skazały go na kary w sumie kilkuletniego pozbawienia wolności.

Gangster Broda, który niedawno opowiadał takie rewelacje nt. Ministerstwa Sprawiedliwości jest nędzarzem

To wszystko, co opowiada było tylko po to, żeby dostać pieniądze za rzekome „rewelacje”, których nigdy nikt nie zobaczy – mówi red. Janusz Szostak, dziennikarz i autor książek o tematyce kryminalnej. 

Jest pan autorem książek-reportaży o tematyce kryminalnej. Wielokrotnie opisywał Pan polskie mafie. Czy zetknał się pan wcześniej z Piotrem Kapuścińskim „Brodą”, który ostatnio znów próbował wypłynąć – tym razem medialnie?

Red. Janusz Szostak: Tak, spotkałem się z nim wcześniej. Opisałem go nie raz. W Polsce działał jako oszust, genralnie budował swoją pozycję na czymś, co w gwarze mafijnej nazywane jest „farmazon”, był właścicielem  zakładu fryzjerskiego. Szukał powiązań w świecie polityki. Mówił o tym, że zna się z Grzegorzem Schetyną, jednym z liderów PO i Mirosławem Drzewieckim, byłym ministrem w rządzie PO. Do dziś twierdzi, że kochankiem jego żony, tymczasem prawda jest taka, że ukradł jej 1000 dolarów. Żona Drzewieckiego rzeczywiście przyznawała się do tej znajomości – choć mówiła, że bywał wyłącznie gościem jej lokalu i podawał się wówczas za policjanta, czy agenta służb specjalnych. Z czasem zaczał się ze mną kontaktować i opowiadać o tym, jak wyglądała kryminalna Polska. Przysyłał mi dużo różnych materiałów, niektóre wydawały się wiarygodne. Spotkaliśmy się również tuż przed ostatnim Sylwestrem.

Spotkaliście się w Medyce, bo przecież „Broda” wyjechał z Polski – jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym i musi się ukrywać. Teraz mieszka na Ukrainie…

Tak, rzeczywiście chciałem się z nim spotkać. Również po to, żeby pokazać, jak łatwo jest znaleźć osobę, która się ukrywa, bo przecież list gończy jest faktem. Przyjechał po mnie na przejście graniczne w Medyce, ale jestem przekonany, że wcześniej spotkał się z kiś innym, komu próbował sprzedać swoje materiały. Jestem przekonany, że to właśnie tego dnia dogadał się ze Zbigniewem Stonogą, który później wyemitował w internecie nagranie z nim.

I tak wybierałem się z żoną do Lwowa, więc spotkanie na przejściu granicznym wydawało mi się jak najbardziej uzasadnione. „Broda” czekał w samochodzie – to był jakiś stary grat z lat 80., choć przez całą niemal drogę opowiadał o tym, że jego mercedes jest u wulkanizatora, bo właśnie spadł śnieg a on nie zdążył wymienić opon. Brzmiało to wiarygodnie, choć dzisiaj mam wątpliwości. Na miejscu zawiózł nas do hotelu – nawet pomógł wnieść walizki. Niestety również okradł nas. Wychodził z pokoju załatwiać nam żelazko, wracał, znów wychodził, ostrzegał, że musimy uważać, zamykać pokój na klucz, bo tu rzekomo kradną. I rzeczywiście, kiedy wyszedł okazało się, że z portfela zniknęły rówież nasze pieniądze. Mieliśmy się spotkać tego samego dnia wieczorem, ale już straciłem z nim kontakt. Nie pojawił się na kolacji, nie udało się go odnaleźć. Mówił, że jedzie jeszcze raz na przejście graniczne, spotkać się z kimś. Jeste przekonany, że spotykał się z kimś od Stonogi, od którego udało mu się wyciągnąć pieniądze za rzekome rewelacje.

Pan mu nie chciał zapłacić, to szukał dalej, a pana okradł…

Ja z zasady nie płacę swoim informatorom. „Broda” opowiadał, że załatwił Patrycji Koteckiej pracę w TVP, to brzmiało zupełnie niewiarygodnie, łącznie z tym, że twierdził że ma jej kompromitujące zdjęcia, które były zdjęciami ściągniętymi gdzieś z intrnetu. Po kilku dniach okazało się, że kupił to od niego Stonoga.

To zachowanie pokazuje, że „Broda” jest nędzarzem, cokolwiek by o sobie opowiadał. A mówi dużo – a to, że mieszka w Kijowie, a to że mieszka w Ałma-Acie, gdzie jest właścicielem jakiegoś dobrze proseprującego klubu. Zupełne bajki, bo tak naprawdę zaszył się w mieścinie pod Lwowem. Na domiar złego dał się Stonodze nagrać i ujawnił swój wizerunek, który starał się dotychczas chronić.

Za co „Broda” z taką pasją rzuca się na obecne Ministerstwo Sprawiedliwości i rodzinę szefa resortu?

Twierdzi, że chodzi o to, że obecna władza chciała go postawić przed sejmową komisją nadzwyczajną mającą zajmować się finansowaniem Platformy Obywatelskiej przez mafię pruszkowską. Nie chciał brać – jak mówił – udziału w takim cyrku. A miał do już ścigać za to minister Mariusz Kamiński. Wyjechał i twierdzi, że wywiózł z Polski całą masę dokumentów. Że jest lepszy od Kiszczaka i ma materiały na wszystkich. Że zdeponował je wszystkie w Kalinigradzie.

Myśli pan, że istnieją te materiały?

Myślę, że nie istnieją. To bardzo przebiegły oszust. Oni się kierują zupełnie innymi zasadami, niż my. Zapowiadał w nagraniach Stonogi, że ujawni kolejne rewelacyjne materiały, dokumenty. Nic z tego się nie wydarzyło, bo – jak sądzę – nie ma żadnych materiałów i dokumentów. Po prostu chciał od Stonogi pieniądze. No i chciał jakiejś tam zemsty na Ziobrze, na wymiarze sprawiedliwości.

 

pp