Świdziński: Chiny są w trakcie największej rozbudowy militarnej. Mike Pompeo wezwał do stworzenia azjatyckiego NATO

Ekspert „Strategy and Future” mówi o próbach zmontowania przez USA antychińskiego sojuszu, wpływach chińskich komunistów na Huawei i epidemii koronawirusa w USA.


Albert Świdziński komentuje apel doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta USA Donalda Trumpa Roberta O’Briena, który wezwał Tajwan do zwiększenia wydatków na obronność:

O’Brien stwierdził, że 1,2% PKB Tajwanu to zbyt mało, by skutecznie odstraszyć Chiny.

Doradca wskazał, że Niemcy przed wybuchem I wojny światowej rozbudowywały marynarkę wojenną, a Państwo Środka robi dziś to samo.

Chiny są w trakcie największej rozbudowy militarnej od 1945 r.

Gość „Kuriera w samo południe” relacjonuje, że 7 z 8  członków Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA znalazło się na kwarantannie po wykryciu u jednego z nich zakażenia koronawirusem. Albert Świdziński omawia również spotkanie przedstawicieli USA, Japonii, Indii i Australii. Mike Pompeo zasygnalizował. że Stany Zjednoczone będą dążyć do sformalizowania tego sojuszu:

Komentatorzy nazywają to próbą stworzenia azjatyckiego NATO.

Jak mówi Albert Świdziński, przywódcy Japonii, Indii i Australii próbują nie okazywać, że w nowym formacie chodzi o zwalczanie Chin. Na co innego wskazywało zachowanie Mike’a Pompeo:

Retoryka antychińska USA się nie zmienia, a nawet się zaostrza.

Nie słabnie zainteresowanie mediów technologią 5G. W zeszłym tygodniu komisja obrony brytyjskiego parlamentu opublikowała raport o związkach firmy Huawei i Komunistycznej Partii Chin:

Ujawniono, że do zerwania współpracy z Chińczykami doszło pod wpływem silnych nacisków amerykańskich.

Albert Świdziński ocenia, że polskie władze już zdecydowały, że wdrażając 5G w naszym kraju pójdą za zaleceniami USA. Ekspert pozytywnie ocenia reakcję Donalda Trumpa na zakażenie koronawirusem:

Podjął ryzyko, i zdawał sobie z tego sprawę. Być może pewne ryzyka trzeba po prostu podejmować.

Rozmówca Jaśminy Nowak wyraża przypuszczenie, że Chiny manipulują danymi na temat epidemii w kraju, a rzeczywista liczba zachorowań jest dwa większa od oficjalnej. Wskazywałoby to na i tak mniejszą skalę epidemii niż np. w USA.  Zdaniem Alberta Świdzińskiego wynika to z faktu, że Azja jest generalnie lepiej przygotowana na epidemię, a społeczeństwa szybko podporządkowują się wszystkim decyzjom władz.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Powody, dla których Imperium Wolności może upaść. Chciwość (5)/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Świata wolnych ludzi, którego symbolem i gwarantem są USA, na które psioczymy, nic już nie uratuje. Zapanują Chiny i ich system kontroli społecznej, w którym doskonale się odnajdą światowe korporacje.

Specjaliści szacują, że mamy już pięć razy więcej pieniędzy niż wart jest nasz ziemski świat. Czy jednak oznacza to, że nikomu pieniędzy nie brakuje? Wręcz przeciwnie.

Podczas gdy miliard ludzi głoduje, a miliony umierają z niedożywienia i chorób towarzyszących, setka najbogatszych ludzi świata nie wie co, z pieniędzmi robić. Kto zatem ma pieniądze?

Przytoczmy trochę danych światowych. 8 najbogatszych ludzi na świecie posiada majątek taki sam jak połowa ludzkości – 3,6 miliarda ludzi. Co gorsza, nierówności rosną w zastraszającym tempie. Według organizacji Oxfam (darujmy sobie ich seksualne perwersje) w roku 2018 majątek 2200 miliarderów wzrósł o 900 miliardów dolarów, co stanowi 12-procentowy wzrost bogactwa. Biedniejsza połowa ludzkości zbiedniała w tym samym roku prawie o tyle samo – o 11%.

W mediach pięknie się pokazują najbogatsi ludzie świata. Współczują, tworzą fundacje i organizują charytatywne bale, gdzie aż kapie od złota. W rzeczywistości pieniądze, które nie są im potrzebne ani do życia, ani do rozwijania swoich firm, używane są codziennie jedynie do pomnażania ich bogactwa. Ale to wcale nie podnosi ogólnego poziomu zamożności, wręcz przeciwnie.

Nasi przodkowie polityczni, amerykańscy ojcowie i synowie demokracji i wolności, przewidzieli to: zbytnia koncentracja bogactwa w jednych rękach i opanowanie jakiejś dziedziny życia gospodarczego przez jedną firmę lub grupę firm niszczy wolny rynek.

Zagraża demokracji i wolności wszystkich obywateli. Dlatego pod koniec XIX wieku wprowadzili prawo antymonopolowe – każda firma, która opanowała zbyt duży segment rynku, musiała być podzielona.

Sto lat później, zwłaszcza za ulubionego przez nas prezydenta Reagana, prawo to stało się pustą formułą. Za kolejne dwadzieścia lat, w roku 2000, gdy pieniądze wielkich korporacji przekonały polityków całego świata do idei globalizacji – rzekomo wolnego rynku światowego bez granic – my, obywatele, zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Prawne granice chciwości przestały obowiązywać. Wielkie korporacje mogą z nami robić, co chcą. Nakładać kagańce, zamykać w domach, szczepić, za niedługo czipować. Dla naszego dobra, z wykorzystaniem prawa i policji.

Globalizacja nie upowszechniła bogactwa. Jej efektem jest wzrost nierówności, bogacenie się najbogatszych i ześlizgiwanie się w przepaść nędzy najuboższych.

Żadna lokalna gospodarka, lokalny rynek w słabiej rozwiniętej gospodarce nie oprze się wielkim pieniądzom, które niszczą lokalnych producentów, niszczą lokalne struktury wymiany gospodarczej i społecznej.

Zamiast rozwijać, odbierają wolność decydowania o swoim życiu. Powoduje to powszechną frustrację wśród zwykłych zjadaczy chleba. A jedynymi wygranymi – zamożnymi niewolnikami – stają się menedżerowie im służący.

40% światowych korporacji ma amerykańskie korzenie. Ich bogactwo od kilkudziesięciu już lat nie jest zależne od 330 milionów mieszkańców USA, ale od 7,5 miliarda ludności świata. Nic zatem dziwnego, że ich właściciele i menedżerowie nie identyfikują się z amerykańskim państwem. Jak podaje Samuel Huntington, którego książkę „Kim jesteśmy” skończyłem czytać na wrześniowej nadbałtyckiej plaży, zdecydowana większość członków zarządów amerykańskich światowych firm nie poczuwa się już do solidarności z amerykańskim państwem. Nie chce z nim współpracować, na przykład z CIA, co jeszcze 40 lat temu było normą.

Ich ojczyzną nie są już Stany Zjednoczone, ale Świat, a dla niektórych Kosmos. Nie ma dla nich znaczenia los zwykłych obywateli USA, bo to już nie są ich współobywatele, skoro sami są obywatelami świata. Dlatego też ich interes nie jest już tożsamy z interesem państwa amerykańskiego.

Teoretycznie, szukając niższych kosztów prowadzenia biznesu, amerykańskie korporacje działają w interesie swoich udziałowców, zwykłych amerykańskich obywateli. Milionów akcjonariuszy, którzy zawierzyli im swoje pieniądze i nadzieję na godziwą emeryturę. I statystyka te starania korporacji potwierdza. Statystyki wykazujące wzrost kursów akcji działają idealnie.

Wszystkie firmy, które przeniosły swoją działalność poza granice USA, najczęściej do Chin, odnotowują wzrosty notowań giełdowych. Portfele inwestycyjne zwykłych akcjonariuszy wydają się bezpieczne do końca świata.

Jak jest w rzeczywistości, przeczytałem w innej książce, w książce generała Roberta Spaldinga pt. „Niewidzialna wojna”.

Otóż firmy amerykańskie, które zainwestowały w Chinach pieniądze swoje i swoich akcjonariuszy, nie mogą tych pieniędzy przetransferować z powrotem. Prawie wszystkie zyski, osiągane dzięki taniej chińskiej produkcji, muszą reinwestować w Chinach.

W statystyce, na wykresach giełdowych wszystko się zgadza. I tak będzie do momentu, gdy ktoś powie „sprawdzam”.

W każdej grze spekulacyjnej, jak poker lub obecna światowa gospodarka, należy się spodziewać tego słowa. Wystarczy banalna wojna. I co się okaże? Daleko mi do proroka, zwłaszcza we własnym kraju, ale mówimy przecież o USA 😊

Otóż – w nawiązaniu do pierwszego zdania – dojdzie do 5-krotnej przeceny aktywów drobnych ciułaczy. Najbogatsi, którzy swoje pieniądze zarabiane w świecie wirtualnym inwestują w dobra materialne, zwłaszcza w ziemię, umocnią swoją pozycję.

Amerykańskie Imperium Wolności załamie się wewnętrznie pod wpływem gwałtownych buntów społecznych podsycanych przez chińskich komunistów. W czym pomogą im amerykańskie dolary zainwestowane kiedyś w Chinach.

Świata wolnych ludzi, którego symbolem i gwarantem są Stany Zjednoczone, na które tyle psioczymy, nic już nie uratuje. Zapanują Chiny i chiński system kontroli społecznej, w którym doskonale się odnajdą światowe korporacje. Służyć im będą najzdolniejsze jednostki. Niewolnikami stanie się 99% populacji świata. A 1% nieprzystosowanych zamieszka wydzielone terytoria zwane rezerwatami. Nastanie Nowy Wspaniały Świat. Ktoś to już kiedyś opisał?

Jan Azja Kowalski

 

KPCh rozszerzyła grono osób branych na zakładników o chińskich dysydentów z zagranicy oraz nie-Chińczyków z Zachodu

Niektórzy obserwatorzy Chin utrzymują, że gdyby Moskwa bezzasadnie wzięła tak wielu zachodnich zakładników, media głównego nurtu i politycy dostaliby szału. Co sprawia, że Pekin jest tak wyjątkowy?

Peter Zhang

Dyplomacja brania zakładników nie jest nową sztuczką Komunistycznej Partii Chin. W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci była ona kartą przetargową Pekinu w poszukiwaniu politycznych i ekonomicznych korzyści w krajach zachodnich.

KPCh wypuściła ważnych dysydentów: Wang Dana w 1997 roku i Wei Jingshenga w 1998 roku, rzekomo z powodów medycznych, podczas gdy w rzeczywistości te ruchy były negocjowane za zamkniętymi drzwiami, aby Ameryka wycofała swoje poparcie w Komisji Praw Człowieka ONZ dla rezolucji potępiającej Chiny. Zarówno Wang, jak i Wei byli obywatelami Chin odsiadującymi długie kary więzienia za działania prodemokratyczne. Było to w czasie, gdy zachodni przywódcy aktywnie realizowali tzw. politykę konstruktywnego zaangażowania z Pekinem, mając nadzieję na stopniowe przekształcenie państwa komunistycznego w społeczeństwo obywatelskie podlegające rządom prawa.

W miarę jak gospodarka i wojsko Pekinu rosły w siłę, Chiny zaczęły więzić naturalizowanych obywateli USA urodzonych w Chinach.

W 2003 roku w artykule Walka żony o męża uwięzionego w Chinach, opublikowanym w „The New York Times”, opisano przypadek dra Charlesa Lee, naturalizowanego obywatela USA, który został uwięziony za próbę podnoszenia świadomości społecznej na temat prześladowań przez KPCh duchowego ruchu Falun Gong. Lee dorastał w Chinach, gdzie zdobył wykształcenie medyczne. W 1994 r. uzyskał tytuł magistra neurologii na Uniwersytecie Illinois-Urbana-Champaign. W 1995 r. prowadził badania w Harvard Medical School i zdał egzaminy amerykańskiej komisji lekarskiej. (…)

25 listopada 2018 roku na łamach „The New York Times” doniesiono, że aby zatrzymać Liu Changminga, zbiegłego urzędnika bankowego, Pekin uniemożliwiał dwójce jego dzieci – Victorowi i Cynthii Liu, którzy są obywatelami USA – opuszczenie Chin. (…)

Pomimo poważnych obaw i protestów ze strony Kanady, Stanów Zjednoczonych i społeczności międzynarodowej, Pekin nie ustępuje. Podobno zarówno Stany Zjednoczone, jak i Kanada rozważają możliwość wydania ostrzeżenia o podróży dla osób rozważających wizytę w Chinach. Niektórzy wieloletni obserwatorzy Chin utrzymują, że gdyby Moskwa bezzasadnie wzięła tak wielu zachodnich zakładników, media głównego nurtu i politycy dostaliby szału. Można się zastanawiać, co sprawia, że Pekin jest tak wyjątkowy?

Jeśli kraje zachodnie po cichu dogadują się z Pekinem, aby uwolnić swoich obywateli –w tym przypadku zakładników – to czy negocjują, z prawnego punktu widzenia, z organizacją terrorystyczną?

Wydaje się, że takie wysiłki niewiele różnią się od negocjacji z terrorystami w sprawie porwań na Bliskim Wschodzie. W końcu świat zachodni słynie z wieloletniej strategii nienegocjowania z terrorystami w sprawie zakładników. (…)

Pozostaje decydujące pytanie: Czy społeczności międzynarodowe powinny postrzegać wzięcie zakładników przez Pekin jako akt państwa terrorystycznego? Przez ostatnie lata ogólnoświatowe zaniepokojenie złym traktowaniem przez komunistyczne Chiny ich własnych obywateli może wynikać z jurysdykcji uniwersalnej dotyczącej praw człowieka, a także z międzynarodowych traktatów, których Chiny są stroną. Pekin nie zadowala się już wykorzystywaniem swoich własnych dysydentów do dyplomacji brania zakładników, dlatego zachodnie demokracje zaczynają się martwić, że ich obywatele zostaną wzięci jako zakładnicy przez to partyjne państwo. Inne narody powinny nazywać dyplomację brania zakładników tym, czym ona jest, i należy poważnie podchodzić do aktów państwowego terroryzmu Pekinu. Społeczność międzynarodowa powinna w sposób jednoznaczny wspólnie potępić takie bezprawne zachowanie i nie pozwolić, aby finansowany przez państwo terroryzm stał się czymś normalnym i rządził naszym życiem.

Peter Zhang zajmuje się ekonomią polityczną Chin i Azji Wschodniej. Ukończył Pekiński Uniwersytet Studiów Międzynarodowych, Fletcher School of Law and Diplomacy i Harvard Kennedy School. Oryginalna, angielska wersja tekstu została opublikowana w „The Epoch Times” 28.12.2018 r. Tłum.: polska redakcja „The Epoch Times”.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „Nowy rodzaj pekińskiej »dyplomacji« brania zakładników” znajduje się na s. 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Petera Zhanga pt. „Nowy rodzaj pekińskiej »dyplomacji« brania zakładników” na s. 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pyffel: Chiny w swojej doktrynie niespecjalnie chcą wchodzić na Bliski Wschód. Uważają go za niestabilny

Radosław Pyffel mówi o sukcesie polskiego komisarza Wojciechowskiego na szczycie UE-Chiny, wzajemnej rejestracji unijnych i chińskich znaków towarowych oraz polityce Chin wobec Bliskiego Wschodu.


Wykładowca oraz kierownik studiów „Biznes chiński” w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, Radosław Pyffel uważa, że szczyt UE-Chiny, który odbył się w formie video konferencji przebiegł w dobrej atmosferze. W agencie spotkania pojawiła się kwestia dostępu do chińskiego rynku, która jest rzeczą pożądaną dla wielkich firm zachodnich, a także kwestie polityki klimatycznej i multilateralizmu. Zaakcentowano również sprawy związane z mniejszością ujgurską i Hong Kongiem.

Wszystko odbywa się wedle formuły, że tam gdzie możemy współpracujemy, tam gdzie możemy to konkurujemy, a tam gdzie musimy to krytykujemy.

Dodaje, że był też akcent polski, jakim był „sukces” polskiego komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego w sprawie rejestracji znaków towarowych.

Uzyskano rejestracje stu znaków towarowych. To są znaki pochodzenia produktu. Chińczycy cenią bardzo produkty europejskie, zwłaszcza są tutaj produkty spożywcze […] Te znaki towarowe zostały zarejestrowane. Z resztą chińskie w Europie także. Minister ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski cieszył się z tego i poczytywał to jaki duży sukces Europy. Mogę to zakończyć anegdotką, że znak polskiej wódki też będzie zarejestrowany w Chinach, jako produkt europejski.

Odnosząc się do kwestii normalizacji stosunków pomiędzy Izraelem a Bahrajnem i ZEA „pod patronatem USA”, Radosław Pyffel podkreśla, że Chiny są początkującym aktorem na Bliskim Wschodzie i nie zamierzają trwale angażować się w tym zdestabilizowanym regionie.

Chiny są początkującym aktorem na Bliskim Wschodzie i są tam dopiero od 10 lat. Dało się to zauważyć w 2011 roku, gdy ewakuowali 40 tys. swoich ludzi z Libii. Powstał potem taki film o wilczych wojownikach, czyli chińskich siłach specjalnych, a inspiracją było właśnie ich działanie, kiedy wydobywali i ratowali chińskich obywateli z różnych części świata […] Rozmawiając z przedstawicielami chińskiego świata finansów to jest duży sceptycyzm, co do Bliskiego Wschodu, także w kontekście projektu Nowego Jedwabnego Szlaku  […] Raczej tego regionu nie bierze się pod uwagę uważając, że jest to region zdestabilizowany, który przez kilkadziesiąt lat będzie jeszcze walczył.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Odkąd USA znormalizowały stosunki z KPCh, Chiny nie doszły do takiego poziomu wolności, na jaki wielu miało nadzieję

Sekretarz Stanu USA Mike Pompeo wezwał demokratyczne kraje do wspólnej obrony przed ekspansywnymi zagrożeniami ze strony Komunistycznej Partii Chin, nazywając to wyborem pomiędzy wolnością a tyranią.

Cathy He

„My, wolne narody świata, musimy wywołać zmianę w zachowaniu KPCh w bardziej kreatywny i asertywny sposób, ponieważ działania Pekinu zagrażają naszym obywatelom i naszemu dobrobytowi” – powiedział Pompeo podczas przemówienia w Bibliotece Prezydenckiej i Muzeum Richarda Nixona w Kalifornii 23 lipca. Wezwał Amerykanów i kraje partnerskie do uznania, że KPCh jest fundamentalnie reżimem marksistowsko-leninowskim, mówiąc, że „ideologia kształtuje to trwające od dziesięcioleci pragnienie globalnej hegemonii chińskiego komunizmu”. Na tej podstawie Stany Zjednoczone powinny podchodzić do reżimu z pozycji „nie ufaj i sprawdzaj” – powiedział, parafrazując słynne powiedzenie Ronalda Reagana dotyczące negocjacji ze Związkiem Radzieckim: „ufaj, ale sprawdzaj”.

„Jedynym sposobem, aby naprawdę zmienić komunistyczne Chiny, jest działanie nie na podstawie tego, co mówią chińscy przywódcy, ale na podstawie tego, jak się zachowują”.

W ten sposób wystąpienie Pompeo zakończyło serię przemówień wygłoszonych w ostatnich tygodniach przez najwyższych urzędników administracji, próbujących zwrócić uwagę na wrogie działania KPCh w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. Nastąpiło to, gdy Waszyngton sprzeciwił się kradzieży technologii, łamaniu praw człowieka i agresji militarnej prowadzonej przez chiński reżim. (…)

Pompeo powiedział, że przez ponad cztery dekady, odkąd Stany Zjednoczone znormalizowały stosunki z KPCh, Chiny nie doszły do takiego poziomu wolności, na jaki wielu miało nadzieję. „Prawda jest taka, że nasza polityka i polityka innych wolnych narodów wskrzesiły upadającą gospodarkę Chin tylko po to, by zobaczyć, jak Pekin kąsa międzynarodowe dłonie, które go karmiły” – oświadczył.

„Prezydent Nixon powiedział kiedyś, że obawia się, iż stworzył Frankensteina, otwierając świat dla KPCh. I oto jesteśmy w takim momencie”.

(…) W tym samym duchu Pompeo stwierdził, że wielu chińskich studentów i pracowników „przybywa tutaj, aby wykraść naszą własność intelektualną i zabrać do swojego kraju”. W maju Trump zabronił wjazdu chińskim absolwentom i studentom powiązanym z chińskimi instytucjami wojskowymi. Zakaz ma na celu przeciwdziałanie kradzieży amerykańskiej własności intelektualnej. (…)

Oryginalna, angielska wersja tekstu została opublikowana w „The Epoch Times” 23.07 br. Tłum.: polska redakcja „The Epoch Times”.

Cały artykuł Cathy He pt. „Stany Zjednoczone przeciw tyranii KPCh” znajduje się na s. 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Cathy He pt. „Stany Zjednoczone przeciw tyranii KPCh” na s. 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

100 miliardów złotych deficytu budżetowego – dawno się tak nie pomyliłem/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Inwestujcie własne pieniądze we własne rodziny na wsi. Ja już to zrobiłem, zamawiając zapas ogórków kiszonych, kiszonej kapusty, marchwi i cebuli na okres całej zimy – za pół sklepowej ceny.

Minister Marlena Maląg, poinformowana o tym fakcie przez Krzysztofa Skowrońskiego w czwartkowym Poranku WNET, zapewniła, że to dzięki doskonałej kondycji finansów państwa. I oznajmiła, że w ministerstwie zawsze świeci słońce 😂 Pani Minister, gratuluję świetnego samopoczucia.

Dawno się tak nie pomyliłem. Pod koniec marca, gdy Covid-19 dopiero się rozkręcał, wyszło mi na kalkulatorze, że pierwszy bez deficytu budżet zakończy się 50-miliardowym niedoborem. Jednak rozdmuchana fikcja pandemii, w wyniku której zmarło w Polsce o kilka tysięcy mniej ludzi niż przed rokiem, zwiększyła deficyt w dwójnasób.

Ani myślę znęcać się nad wyraźnie zadowoloną ze swojej pracy Marleną Maląg.

Nie zapytam nawet o sens 13., a może nawet 14. emerytury w sytuacji, gdy każda comiesięczna emerytura jest obciążona podatkiem. Wiem. Dzięki temu więcej Polaków ma pracę… w biurokracji. A każdy obywatel-emeryt jest coraz bardziej świadomy własnej zależności od gestu Władzy.

Nie mogę się znęcać nad zapracowaną urzędniczką w czasie, gdy cały scovidiociały świat zasypuje nas pieniędzmi. Pustymi pieniędzmi. A rządy wszystkich naszych scovidiociałych państw przekonują, że nie ma innego sposobu. Co to oznacza dla obywateli świata i Polski?

Po pierwsze, ma to przekonać zwykłych ludzi, że pieniądz jest jedynie sposobem na zarządzanie społeczeństwem, który jest w dyspozycji władzy politycznej.

Po drugie, pieniądz jest mało bezpiecznym środkiem oszczędzania i dorabiania się. I zwykłemu Janowi Kowalskiemu niczego nie gwarantuje.

Po trzecie (jak zawsze), niezwykły nacisk położony na bezpieczne korzystanie z plastikowych kart w opozycji do monet i papierków – siedlisk wirusa – ma nam uświadomić rzekomo wyższą konieczność rezygnacji z pieniądza.

To celowe niszczenie pieniądza, jakie się dokonuje za dymną zasłoną pandemii, ma jeden główny cel – obalenie obecnego systemu finansowego świata. (O innych celach rzekomych i spiskowych nie będę się wypowiadał; twórcy fantastyki już wszystko opowiedzieli). Zgoda, obecny system finansowy jest chory. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. A poszczególne państwa od 40 lat toczą nieustanną wojnę o podporządkowanie go swoim interesom.

Ten obecny system podyktowały całemu światu Stany Zjednoczone – jedyne zwycięskie mocarstwo II wojny światowej. I to Stany Zjednoczone niszczą go na niespotykaną skalę. Szalonym dodrukiem pieniądza finansując swoją wadliwą strukturę gospodarczą, społeczną i militarne panowanie. Militarne panowanie nad światem, tak potrzebne również Polsce.

System z Bretton Woods, o którym mowa, a który dogorywa na naszych oczach, przerósł możliwości Stanów Zjednoczonych. I chyba nie mogło być inaczej.

Straszne jest to, że Stany Zjednoczone przeżywają ogromne problemy wewnętrzne. Mają nieidentyfikujące się z państwem ogromne rzesze marginesu społecznego, finansowane z zewnątrz grupy terrorystów i warstwę magnaterii (korporacje) również nieidentyfikującą się z interesem własnego państwa.

I już nie mają takiej pozycji, żeby nowy ład finansowy światu bezdyskusyjnie zaproponować.

Martwienie się o rzeczy, na które nie mamy wpływu, jest absurdalne. Stany Zjednoczone czy Chiny? Nie martwmy się o to. W wyniku wojny zimnej lub gorącej ten konflikt zostanie rozstrzygnięty. Dla nas, zwykłych ludzi, może to oznaczać cierpienia i biedę na miarę poprzednich wielkich wojen. Zadaniem polskich władz, włączając w to ministerstwo, nad którym zawsze świeci słońce, jest stworzenie nam takich warunków, żebyśmy nadchodzące zmiany przeszli przy minimalnych stratach własnych.

Czego potrzebujemy?

  1. Drastycznego obniżenia kosztów zatrudnienia pracownika i przedsiębiorcy z 48 do najwyżej 12%.
  2. Zmiany, dzięki temu, fatalnej struktury zatrudnienia, bo efektywnie pracuje 15 mln Polaków, a powinno – 21.
  3. Likwidacji ZUS na rzecz nowego systemu powiązania oszczędności obywateli z gospodarką narodową obsługującą potrzeby każdego Polaka.
  4. Zmiany sposobu zarządzania państwem z centralnego, biurokratyczno-kolesiowskiego, na wolnościowe i oddolne.

Dopiero dzięki tym zmianom odzyskamy, jako państwo i naród, wystarczający potencjał. Jego składowe to pracowitość poparta dobrym wynagrodzeniem, oszczędność indywidualna, zaradność, odbudowa tkanki społecznej poprzez zagęszczenie wymiany towar-usługa w najbliższym otoczeniu. Jeżeli uda nam się to odbudować, to przeżyjemy w dobrej formie nadchodzące światowe zmiany. Przeżyjemy jako ludzie wolni, a nie niewolnicy kolejnego światowego systemu. Nawet tego bez pieniądza.

Jan A. Kowalski

PS. A najbardziej po pierwsze, Moi Drodzy Prepersi, inwestujcie własne pieniądze we własne rodziny na wsi. Ja już to zrobiłem, zamawiając zapas ogórków kiszonych, kiszonej kapusty, marchwi i cebuli na okres całej zimy – za pół sklepowej ceny 😊

Pyffel: Chiny chcą utrzymania statusu quo na Białorusi. Nie jest im na rękę jej integracja z Rosją lub Unią Europejską

Radosław Pyffel kreśli optymalne dla Chin scenariusze wydarzeń na Białorusi, komentuje wybory w USA i wzajemne testowanie swoich sił przez Chiny i Amerykę na Morzu Południowochińskim oraz Tajwanie.

Ekspert ds. Chin i wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, Radosław Pyffel wskazuje, że chiński plan połączenia bogatej Europy z rozwijającą się Azja Wschodnią, wymaga stabilnej Białorusi, przez którą ma przebiegać międzynarodowa infrastruktura. Dodaje, że dla Chin ważne jest utrzymanie niepodległej Białorusi, niezintegrowanej z Rosją, stąd też pożyczki i kredyty, które udzieliły prezydentowi Łukaszence.

Chinom jest na rękę utrzymanie statusu quo na Białorusi. Na pewno nie są im na rękę skrajne scenariusze, takie jak całkowita integracja z Rosją […] I nie są też za tym, aby całkowicie Białoruś weszła w strefę wpływów Unii Europejskiej czy Stanów Zjednoczonych […] Wszystko co będzie pomiędzy tymi dwoma wariantami włącznie z utrzymaniem lub zastąpieniem Łukaszenki […] to jest to (na czym zależy Chinom-przyp. red.)

Gość Popołudnia Wnet uważa, że w relacjach na linii Waszyngton-Pekin nie dojdzie do przełomowych wydarzeń, aż do rozstrzygnięcia listopadowych wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Obecnie trwa wzajemne testowanie sił na Morzu Południowochińskim oraz w obszarze Tajwanu i zapewnienia o konstruktywnym dialogu. Poważniejsze zmiany techniczne w amerykańskiej polityce mogą nastać po wyborze na prezydenta kandydata Demokratów – Joe Bidena.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Tajwan zaniepokojony ruchami chińskich wojsk. Prezydent Tsai Ing-wen deklaruje gotowość do obrony wyspy

Cieśnina Tajwańska stała się w ciągu ostatnich świadkiem chińskiej i amerykańskiej aktywności militarnej, a rząd w Tajpej ostrzega, że nie cofnie się od aktywniejszej odpowiedzi.

W ciągu ostatnich trzech tygodni Chińska Republika Ludowa przeprowadziła cztery oddzielne ćwiczenia wojskowe wzdłuż swych wybrzeży, których zamysłem jest “obecny stan bezpieczeństwa w Cieśninie Tajwańskiej”. W reakcji na działania Pekinu szef tajwańskiego MON ogłosił we wtorek, że im bliżej chińskie odrzutowce zbliżą się do wyspy, tym aktywniej odpowie na to Tajpej. Zastrzegł przy tym, że nie będą eskalować konfliktu, ani wywoływać incydentu. Zgodnie z przekazanymi przez władze danymi tajwańskie pociski ziemia-powietrze wykryły nadlatujące chińskie myśliwce.

Tymczasem Stany Zjednoczone wysłały w tym miesiącu kolejny okręt wojenny do Cieśniny Tajwańskiej, kilka dni po ćwiczeniach wojskowych na spornym Morzu Południowo-Chińskim. Cytowany przez Reuters, chiński ekspert ds. wojskowości skomentował prowadzone przez Chiny w Zatoce Pohaj na północy oraz na Morzach Wchodnio- i Południowochińskim i Morzu Żółtym. Emerytowany profesor z Uniwersytetu Szanghajskiego stwierdził, że

Prowadząc ćwiczenia na trzech morzach Chiny testują swoją zdolność do walki z wrogami nadchodzącymi z trzech kierunków w tym samym czasie.

W odpowiedzi na napięcia prezydent Republiki Chińskiej Tsai Ing-wen zapowiedziała gotowość do obrony wyspy. Skrytykowała przy tym kampanię swojego poprzednika Ma Ying-jeou, który ostrzega Tajwan przed zaczepianiem Chin, gdyż sprowadziłoby to katastrofę na wyspę, która nie wytrzymałaby długo w przypadku wojny.

A.P.

Trump: Nie musimy robić interesów z Chinami, możemy się całkowicie oddzielić. Moja kampania będzie pozytywna

W wywiadzie dla Fox News, Donald Trump wskazuje, że w odróżnieniu od „mrocznej” kampanii Demokratów, jego przekaz będzie pozytywny. Prezydent USA planuje także oddzielenie gospodarki USA od Chin.

Trump przyznał w wywiadzie dla Fox News, że miniona konwencja Demokratów była „mroczna” i przepełniona negatywnymi emocjami. Zapowiedział, że jego kampania będzie niosła pozytywne przesłanie i skoncentruje się na kwestiach rozwoju gospodarczego oraz silnej armii.

W kwestii stosunków z Chinami, prezydent Donald Trump podkreślił, że jeśli jego konkurent Joe Biden wygra wybory, „Chiny będą właścicielami naszego kraju”. Obecny prezydent USA zapowiedział, że nie jest zwolennikiem „podpalenia świata w tej chwili”, ale umowa gospodarcza podpisana z Chinami „nie jest dłużej dla mnie tym samym”.

Trump powiedział, że nie ma drugiego takiego kraju, który okrada Amerykanów na tak wielkie sumy. Wspomniał, że Unia Europejska również źle traktuje USA, ale to Chiny są największym beneficjentem, który zarabia na Ameryce.

„Zadajesz znacznie bardziej interesujące pytanie. Czy powinniśmy oddzielić się od Chin? Nie dostajemy nic, tylko tracimy pieniądze […] Gdy nałożyłem 25% cła, wiele firm powróciło do USA […] Pytanie, czy powinniśmy oddzielić się (decoupling) od Chin i nie robić z nimi interesów. Bo nie musimy. Z pewnością bym tak zrobił (oddzielił się-przyp. red.)”. – powiedział Donald Trump.

Zapytany o sprawę Tajwanu, który jest światowym liderem technologicznym w produkcji półprzewodników i czipów, Trump powiedział, że nie zdradzi co planuje, ale Chiny z pewnością wiedzą, jakie decyzje podejmie.

W maju tego roku USA zablokowały globalne dostawy chipów i wpisały na czarną listę chińską firmę Huawei, a największa tajwańska firma TSMC ogłosiła, że zainwestuje w budowę fabryki produkującej chipy w USA. Niedawno odbyło się także pierwsze od 1979 roku spotkanie na najwyższym szczeblu amerykańskiego ministra zdrowia z prezydentem Tajwanu.

W pierwszej połowie sierpnia, dyrektor Krajowego Centrum Kontrwywiadu i Bezpieczeństwa USA William R. Evanina oświadczył, że Chiny i Iran preferują, aby Donald Trump nie został ponownie wybrany na prezydenta USA, z kolei Rosja podejmuje starania by „oczernić” kandydata Demokratów.

Źródło: Fox News/CNN

Autor: M.K.

Właściciel TikToka pozwie Stany Zjednoczone, a wietnamska firma pozwie TikToka

Chiński start-up ByteDance zapowiada pozwanie amerykańskiej administracji, która chce go zmusić do sprzedaży TikToka. Tymczasem wietnamska firma VNG zarzuca aplikacji naruszenie praw autorskich.

Zgodnie z wydanym przez prezydenta Donalda Trumpa rozporządzeniem ByteDance ma sprzedać TikTok amerykańskiej firmie do 12 listopada (po wydłużeniu terminu z 15 września), albo aplikacja zostanie zakazana na terytorium USA. Od decyzji amerykańskiej głowy państwa chiński start-up zamierza odwołać się do sądu. Jak firma stwierdziła w cytowanym przez Reuters oświadczeniu:

Aby upewnić się, że rządy prawa nie są odrzucone i że nasza firma oraz użytkownicy są traktowani sprawiedliwe, nie mamy wyjścia tylko zakwestionować zarządzenie władz na drodze sądowej.

Przejęciem TikToka zainteresowane są Microsoft i Oracle. O aplikację rywalizować mogą także amerykańscy inwestorzy w firmę ByteDance.

Tymczasem w Wietnamie firma VNG pozywa TikTok w związku z wykorzystaniem przez aplikację fragmentów piosenek. Zgodnie z przytoczonym przez Reuters dokumentem sądowym:

VNG żąda, by TikTok usunął wszystkie fragmenty muzyczne wziętych z Zing records zarówno z aplikacji, jak I ze strony oraz wynagrodzenia za szkody w wysokości ponad 221 miliardów dongów [ponad 35 mln zł- przyp. red.].

A.P.