Žáček dla Radia Wnet: czeski parlament na pewno poprze akcesję Szwecji i Finlandii do NATO

Pavel Žáček / Fot. Piotr Bobołowicz, Radiio Wnet

Przewodniczący komisji obrony w Izbie Poselskiej Czech wypowiedział się w wywiadzie dla Radia Wnet na temat wojny na Ukrainie, jej konsekwencji dla Europy i sojuszu północnoatlantyckiego.

Wejście w struktury NATO nowych państw, Szwecji i Finlandii jest dla nas oczywiste. Czeski parlament na pewno poprze akcesję Szwecji i Finlandii do NATO.

– powiedział przewodniczący komisji obrony i deputowany do Izby Poselskiej Republiki Czeskiej Pavel Žáček. Nasz rozmówca mówił również o ukraińskiej drodze do Unii Europejskiej. Jego zdaniem Ukraina do wspólnoty powinna wejść jak najszybciej.

Wojna

Czeski parlamentarzysta zauważył, że „straszliwa wojna, którą rozpętał Władimir Putin” służy mu do rozwiązywania swoich wewnętrznych problemów, między innymi ekonomicznych. „Rozwiązuje je poprzez eksport swoich problemów na zewnątrz.” – mówi Žáček. Jego zdaniem, jedynym rozwiązaniem wojny jest całkowite opuszczenie terytorium Ukrainy przez wojska rosyjskie.

Zapytany o to czy wojna może się skończyć tylko upadkiem Vladimira Putina powiedział, że „Nawet służby specjalne tego nie wiedzą, czy Putin upadnie przed zakończeniem wojny czy już po jej zakończeniu. To zależy od sytuacji wewnętrznej w Rosji”. Žáček mówi, że „zawieszenie broni bez warunków wstępnych i rozmowy jest nie do przyjęcia”. Przekazuje, że

Pavel Žáček odniósł się także do Forum Wolnych Narodów Rosji, konferencji, która 8 maja odbyła się w Warszawie. Na tej konferencji padły słowa o deimperializacji Rosji. Zdaniem czeskiego deputowanego deimperializacja w kontekście Rosji może być nazywana denazyfikacją.

Zdaniem czeskiego polityka trzeba dzisiejszą sytuację traktować też w pewnym szerszym kontekście. „Trzeba podchodzić ostrożnie i obserwować co robią na przykład Chiny” – wskazał Žáček.

W tym momencie chodzi o budowanie nowego ładu na całym świecie. Wszystko się zmienia – polityka europejska, globalna, energetyczna. Trzeba o tym rozmawiać nie tylko bilateralnie, ale także z partnerami europejskimi, z partnerami poza Europą i współpracować, żeby jak najlepiej przygotować się na rzeczy, których teraz może nawet nie potrafimy sobie wyobrazić.

Przewodniczący czeskiej komisji obrony uważa, że ujęcie wojny w szerszym kontekście jest skomplikowane. W Rosji na ten moment rządzi propaganda.

Na razie rządzi tam imperialna propaganda, ale moim zdaniem zmiany, kruszenie się siły Rosji pod wpływem sankcji, pod wpływem sukcesów armii ukraińskiej, są pewne, niezależnie od tego czy Putin tego chce czy nie. Tym bardziej musimy o tych sprawach rozmawiać ze wszystkimi partnerami. Bo ten kryzys rzutuje na cały świat. Pamiętajmy, chociażby o tym, że USA które teraz tak mocno wspierają nas i Ukrainę, muszą zarazem uważać na sytuację w Azji Południowo-Wschodniej. Wszystko to musimy brać pod uwagę.

Odbiór wojny w Czechach

Przewodniczący czeskiej sejmowej komisji obrony mówił także o Republice Czeskiej, a także czeskim społeczeństwie w kontekście reakcji na wojnę na Ukrainie. Mówił między innymi o pomocy Czechów Ukraińcom. „Trzeba zaznaczyć, że udzielaliśmy Ukrainie pomocy jeszcze przed wojną” – mówił Žáček.

I tuż przed rozpoczęciem tego konfliktu zostały podpisane umowy zbrojeniowe. Nasz nowy rząd, który jest od jesieni, kontynuował te działania. Od początku tego konfliktu dołączyło do tego całe spektrum polityczne, opozycja. Wszyscy głosowali za udzieleniem Ukrainie wsparcia. I w tej początkowej fazie dołączyło do tego całe czeskie społeczeństwo.

Poseł zapewnił o stałym wsparciu Ukrainy, nie tylko ze strony państwa, ale też społeczeństwa.

To wsparcie społeczeństwa czeskiego jest ciągle bardzo silne. Społeczeństwu udało się zebrać wielkie środki. Jeszcze nigdy nie udało się zebrać tak olbrzymich środków na wsparcie konkretnego państwa, tym bardziej na broń. Był to bardzo ważny moment, ta mobilizacja całego społeczeństwa.

Pomoc kierowana jest w dużej mierze do uchodźców.

Jeśli chodzi o uchodźców, to społeczeństwo też bardzo pomaga. Obecnie mamy tu w Czechach około 350 tysięcy. Staramy się zapewnić im jak najwyższy standard. Oczywiście pojawiają się pojedyncze problemy, ale staramy się je rozwiązać. Trzeba podkreślić, że mimo że ten konflikt się przeciąga, to wsparcie społeczeństwa jest nadal bardzo silne. Naszym zadaniem jako polityków jest zapewnić, żeby pozycja Czech i czeskiego społeczeństwa pozostała silna.

 

NATO

Przewodniczący komisji obrony Pavel Žáček mówił także o kwestiach związanych z sojuszem północnoatlantyckim, między innymi o blokowaniu przez Turcję akcesji do NATO Szwecji i Finlandii. Zapytany, czy turecka blokada się uda, odpowiedział:

Nasz rząd rozmawiał i negocjował na ten temat w zeszłym tygodniu. W naszym parlamencie na pewno przejdzie poparcie dla akcesji Szwecji i Finlandii do NATO. Z Turcją trzeba rozmawiać.

– mówił Žáček, twierdząc, że jest absolutnie przekonany, że uda się przekonać Turcję do akcesji Finlandii i Szwecji do NATO.

Jestem przekonany, że się to uda. Jestem również członkiem delegacji czeskiego parlamentu do NATO, gdzie tureccy koledzy często zwracają uwagę na ogromne problemy, które oni musza rozwiązywać w związku z Syrią. Musimy im pokazać, że mogą liczyć na nasza pomoc i ogólnie podchodzić do tego z wyczuciem.

Odniósł się także do zbliżających się szczytów NATO.

Spotykamy się już w tym tygodniu, w ten weekend w Wilnie. Trzeba powiedzieć, że atak na Ukrainę był przełomowy. Zmieniła się polityka globalna, zmieniło się zupełnie spojrzenie państw europejskich na Rosję. Oczywiście widzimy, że we Francji i Niemczech ta zmiana dopiero następuje, ale jednak jestem pewien, że NATO jako całość zajmie zdecydowane stanowisko w kwestii wzmocnienia wschodniego skrzydła sojuszu.

– mówił przewodniczący sejmowej komisji obrony. Przekazał też, że podczas spotkań przed szczytem NATO „zajmiemy się też kwestią pomocy Ukrainie”.

Pavel Žáček podkreślił również znaczenie wzmacniania wschodniej flanki NATO. „Wzmacnianie wschodniej flanki NATO jest dla nas sprawą jednoznaczną. Chodzi oczywiście o wzmocnienia na Słowacji czy w państwach bałtyckich.” – przekazał poseł, podkreślając jednak, że równie ważna jest akcesja do NATO nowych państw.

Wejście nowych państw, Szwecji i Finlandii jest również dla nas oczywiste. […] Wszyscy musimy zadawać sobie pytanie i poszukiwać odpowiedzi na to, jak stworzyć nową architekturę bezpieczeństwa nie tylko w Europie, ale też na całym świecie.

 

Ukraina w UE

Przewodniczący komisji obrony i deputowany do Izby Poselskiej Republiki Czeskiej Pavel Žáček mówił w Radiu Wnet także o różnicy w podejściu do wojny poszczególnych krajów europejskich.

Bardzo mocno odczuwamy te różnice, praktycznie przy każdych negocjacjach w sprawie sankcji. A my, Czechy, Polska, państwa bałtyckie czujemy, że jesteśmy na pierwszej linii, że mamy doświadczenie i jakąś siłę, żeby przekazywać i wyjaśniać państwom zachodnim jak te sankcje są ważne. A teraz czujemy też bardzo mocne wsparcie w NATO, które uświadamia sobie, jakie to jest ważne. Instytucje Unii Europejskiej, też mają podobne zdanie, że nie możemy pozwolić, aby Ukraina przegrała.

Žáček zapytany został także o politykę Niemiec. „My oczywiście do tego podchodzimy realistycznie i postrzegamy to realistycznie” – odpowiadał.

Wynik tej tak zwanej Ostpolitik, która spowodowała duże przywiązanie do rurociągów, do surowców energetycznych z Rosji, które powodują nie tylko tę zależność, ale wręcz dają Rosji możliwość szantażu.

przekazał Pavel Žáček. Jak dodał, „trzeba powiedzieć, że na przykład w tej chwili minister obrony Czech Jana Černochová wynegocjowała z Niemcami, że teraz, gdy czeski rząd wysyła na Ukrainę technikę wojskową, czołgi i tak dalej, udało nam się wynegocjować przekazanie z Niemiec czołgów Leopard 2.

Teraz też czeski rząd będzie kupować technikę z Niemiec, co umożliwi nam zastąpić to, co przekazaliśmy w darze Ukrainie. W ten sposób Niemcy również za naszym pośrednictwem pomagają Ukrainie.

Gość Radia Wnet mówił także o Ukraińskiej drodze do wspólnoty europejskiej. Jego zdaniem trudno oszacować kiedy Ukraina mogłaby dołączyć do UE.

Czeski Poseł komentował słowa francuskiego ministra ds. europejskich, który twierdzi, że przyjęcie Ukrainy do UE potrwa 15-20 lat. „Postrzegam te wypowiedzi, jako pewne rezyduum starej polityki wobec Moskwy, którą w UE reprezentowały przede wszystkim Francja i Niemcy. Ale uważam, że nasza wspólnota europejska musi wysłać silny sygnał, że musi to być szybciej niż te 15-20 lat. Ale zależy też, jak szybko zaczniemy odbudowę Ukrainy po wojnie. Ale na pewno musi to stać się szybciej, niż zostało to zapowiedziane. Warto zauważyć, że taka decyzja może też mieć wpływ na wewnętrzną politykę w Federacji Rosyjskiej.” – powiedział.

Žáček mówił też o stosunkach polsko-czeskich:

Chciałbym skomentować aktualnie doskonałe związki polsko-czeskie. Jesteśmy razem na pierwszej linii. W wielu sprawach całkowicie się zgadzamy. Zmiana na lepsze zaczęła się jesienią, kiedy w Czechach powstał nowy rząd, ale w związku z wojną nabrała niezwykłego przyspieszenia. Chcę też zwrócić uwagę na pierwszą podróż światowych polityków, premierów Polski, Czech i Słowenii do Kijowa, kiedy zwróciliśmy uwagę całego świata, że można wrócić politycznie do Kijowa, mimo że na północy były jeszcze wtedy wojska rosyjskie.

–mówił poseł, który nawiązał też do ostatniego przemówienie prezydenta Polski Andrzeja Dudy przed Radą Najwyższą Ukrainy:

Bardzo wsłuchujemy się w wystąpienia Andrzeja Dudy i innych polskich polityków i wspieramy polskiej inicjatywy. To wszystko świadczy o bardzo mocnych związkach Polski i Czech. Trzeba nadal współpracować i pomagać Ukrainie – nie tylko w wymiarze humanitarnym i wojskowym, ale także w odbudowie państwa. Nie możemy pozwolić na zwycięstwo Rosji również w tym sensie, że pozostawi Ukrainę w ruinie. To będzie nasze wspólne zadanie.

– powiedział przewodniczący komisji obrony i deputowany do Izby Poselskiej Republiki Czeskiej Pavel Žáček. Na koniec rozmowy pozdrowił „przyjaciół w Polsce”.

J.K./A.P.

Czytaj też:

Maciej Ruczaj: Dotąd brakowało polsko-czeskiej współpracy treści. Okazuje się, że jesteśmy dla siebie niezbędni

Dominika Ćosić: nowy pakiet sankcji nie będzie uderzeniem atomowym w Rosję

Korespondenta TVP w Brukseli mówi o nowym pakiecie unijnych sankcji wobec Rosji oraz o wsparciu finansowym ze strony UE na rzecz pomocy uchodźcom.

Dominika Ćosić mówi o nowym pakiecie sankcji uderzających w Rosję, które ma niedługo przedstawić Komisja Europejska. Według nieoficjalnych informacji mają one objąć produkty pochodzące z ropy naftowej.

Iwona Wiśniewska: Sankcje nie są w stanie zatrzymać wojny na Ukrainie. Mają zwiększyć jej koszta

Nie będą one jednak dotyczyły samej ropy. Same sankcje miałyby wejść w życie po kilku, kilkunastu miesiącach. Jak będą one dokładnie wyglądały dowiemy się dopiero po ich publikacji przez Komisję Europejską.

Gość Radia Wnet porusza też temat wsparcia finansowego ze strony Unii Europejskiej dla krajów członkowskich przyjmujących uchodźców. Dziwi się, że KE nie zdecydowała się jeszcze na przyznanie tych środków m.in. Polsce.

K.B.

Niemieccy Rosjanie naprawdę wierzą, że prezydent Ukrainy jest nazistą, a Putin o kilka godzin wyprzedził atak Ukraińców

Nikt z rosyjskojęzycznej grupy nie chciał mówić w ojczystym języku. Obowiązywał wyłącznie ukraiński. To pewny dowód, że Putin w ciągu zaledwie kilku dni dokonał skutecznej derusyfikacji Ukrainy.

Zbigniew Kopczyński

Niemieckie miasto Münster postanowiło pomóc ofiarom rosyjskiej agresji na Ukrainę. Zarząd Miasta powołał specjalny sztab kryzysowy. Sztab obradował długo, poważnie i dokładnie omawiając wszelkie możliwości niesienia pomocy. Efektem były hojnie załadowane ciężarówki z bardzo potrzebnymi na Ukrainie towarami. Bez zbędnej zwłoki konwój ruszył prosto do… Lublina. Jako że Lublin jest miastem partnerskim Münster, sztab uznał, że najlepiej pomogą Ukrainie w Lublinie. Czy wiedzieli, gdzie leży Lublin, nie mam pojęcia.

Chyba jednak wiedzieli, bo burmistrz wyjaśnił, że wysłanie pomocy bezpośrednio na Ukrainę jest niemożliwe, jako że Münster jest miastem pokoju. To w tym mieście podpisano Pokój Westfalski, kończący wojnę trzydziestoletnią. Dlatego, zdaniem burmistrza, nie można z Münster wysyłać czegokolwiek w rejon wojenny. Słowem: Münster pomaga ofiarom wojny wszędzie, tylko nie tam, gdzie wojna rzeczywiście się toczy.

Siostry Natasza i Alona mieszkały w podkijowskiej miejscowości, prawie przy samym lotnisku. Bomby spadły tam już pierwszego dnia. Natychmiast zabrały do samochodów trójkę dzieci i matkę. Mężowie oczywiście zostali. Droga zapchana, 120 kilometrów do Żytomierza jechały siedem godzin. Potem do Mołdawii. Tam postój spowodowany chorobą synka. Później do Bukaresztu, gdzie miały mieć schronienie u znajomych. Za późno, miejsca zajęte. Dzwonią na Ukrainę, co robić. Ojciec radzi im, by pojechały do Polski, będzie im łatwiej. Dojechały przez Węgry i Słowację, a przez łańcuch znajomych znalazły się u mnie. Gdy podjechały, nie potrafiły zaparkować. Pomógł mój syn.

Natasza tłumaczy, że nie potrafi prowadzić. Autem jeździ jej mąż, a nie ona. I bez tego doświadczenia przejechała 1300 kilometrów. Słaba kobieta.

Gdy chcemy pomóc wnieść bagaże, słyszymy: „nie trzeba”. Wyjmują dwie małe torby. Tylko tyle zdążyły zapakować. Gdy weszły do mieszkania, pierwsze słowa to „tu jest ciepło”. Pytają, ile to będzie kosztować i czy mogą mieszkać tu tydzień lub dwa? Zdziwiły się, że nie muszą płacić, a mieszkać mogą tak długo, jak będzie to potrzebne. One niczego się nie spodziewały i za wszystko dziękują. Tak często, że staje się to krępujące. Żegnam się, zabieram walizkę i przenoszę się do synostwa. Mają duże mieszkanie, więc damy radę. Po kilku dniach synowa przyprowadza matkę z dwójką dzieci. Robi się ciaśniej, ale weselej.

Przynoszę „moim” Ukrainkom broszury z informacjami, co im w Polsce przysługuje. To nie dla nas – odpowiadają – my tu tylko na chwilę i wracamy na Ukrainę, jak tylko się da.

Natasza pokazuje zdjęcie samochodu po uderzeniu rakiety. Wygląda jak po pożarze: rozbite szyby, spalone siedzenia, przebite opony. Po ataku rakietowym ich znajome zapakowały dzieci i pojechały tym samochodem siedemdziesiąt kilometrów w warunkach ukraińskiej zimy. To zrobić mogły tylko kobiety. Żaden mężczyzna nie wsiadłby do takiego samochodu, bo wie, że nie da się nim jechać. Kobiety nie wiedziały i pojechały.

Do Düsseldorfu dotarła grupa uchodźców z Charkowa. Charków jest miastem rosyjskojęzycznym, o jednym z największym na Ukrainie odsetku ludności mówiącej tym językiem. Niemieckim urzędnikom w załatwianiu formalności pomaga wolontaryjnie Irina – Rosjanka znająca również ukraiński. Ta druga okoliczność okazała się szczęśliwa dla wszystkich zainteresowanych. Nikt z tej rosyjskojęzycznej grupy nie chciał mówić w swym ojczystym języku. Obowiązywał wyłącznie ukraiński. To pewny i namacalny dowód wygłaszanych wcześniej opinii, że Putin w ciągu zaledwie kilku dni dokonał skutecznej derusyfikacji Ukrainy. Skuteczniej niż cała armia ukraińskich działaczy narodowych. Prawdziwy kulturowy Blitzkrieg.

W punkcie recepcyjnym w Katowicach pomaga wolontariuszka Katrina. Mówi po rosyjsku, więc jest to pomoc bardzo cenna. A jej polski taki ze wschodnim akcentem. Pani jest Ukrainką? – pytam. Nie – odpowiada i trochę nieśmiało przyznaje, że Rosjanką. Szybko też dodaje, że w jej żyłach płynie dużo ormiańskiej krwi.

Valentin pochodzi z Kijowa, mieszka w Niemczech. Prowadzi transport z Münster do granicy w Korczowej. Trzy autobusy wypełnione najbardziej potrzebnymi rzeczami dla uchodźców. Z powrotem zamierzają zabrać Ukrainki z dziećmi. Z całej ekipy tylko on mówi po rosyjsku i ukraińsku, a jedyny ich kontakt w Polsce to ja. Dowiaduję się od Straży Granicznej, że na granicę nie ma co jechać. Uchodźcy znajdują się w punkcie recepcyjnym w Młynach. Nie mogę znaleźć informacji, gdzie przekazać przywiezione dary. W końcu dzwonię do Adama, który współpracuje z Ukraińcami na Śląsku. W Katowicach do autobusów wsiadają wolontariusze i dzięki ich pomocy szybko i sprawnie autobusy zostają rozładowane. W drugą stronę jest gorzej. Autobusy stoją dwa dni i odjeżdżają w połowie puste. Trudno o chętne. Ukrainki w większości chcą zostać w Polsce, możliwie blisko granicy, by móc jak najszybciej wrócić do tego, co zostało z ich domów, do swoich mężczyzn lub ich grobów.

Wiktor to Rosjanin z Moskwy. Od kilku miesięcy mieszka w Düsseldorfie. Jest wysokim menedżerem dużego koncernu. Żona z dziećmi jeszcze w Moskwie, trochę ociąga się z przyjazdem. Gdy w czwartek wybucha wojna, kupuje im bilety na niedzielę.

Samolot ma lądować w Düsseldorfie o 15:20, a o 15:00 Europa zamyka połączenia lotnicze z Rosją. Wiktor dowiaduje się, że musi odebrać rodzinę z Amsterdamu, bo Niemcy nie zezwalają na lądowanie. Następnego dnia przynosi Irinie 900 euro na pomoc dla Ukrainy. Prosi tylko, by nie poszły na broń. Jest wstrząśnięty postawą żyjących w Niemczech Rosjan. Nie rozumie, jak można tak ślepo wierzyć w putinowską propagandę.

Niemieccy Rosjanie, czy może rosyjscy Niemcy, to temat na poważne opracowanie socjologiczne. Można zrozumieć ludzi z rosyjskiej głubinki, gdzie docierają tylko media rządowe. Ale ci, którzy od lat, a często od początku swego życia żyją w wolnym świecie, mogą czytać różne gazety, oglądać przeróżne telewizje, mają nieograniczony dostęp do Internetu? A oni naprawdę wierzą, że prezydent Ukrainy – rosyjskojęzyczny Żyd – jest prawdziwym nazistą, którego cel to zniszczenie Rosji. Wierzą, że Putin jedynie o kilka godzin wyprzedził atak Ukraińców. I że mordując cywilną ludność ukraińskich miast, równając te miasta z ziemią jak Niemcy Warszawę, Rosjanie jedynie się bronią.

Rosyjska Cerkiew Prawosławna za Granicą wydała oświadczenie brzmiące tak, jakby napisał je sam pułkownik Putin. Ani słowa o wojnie. Są jedynie „wydarzenia na Ukrainie”. A gros tekstu to pseudohistoryczny wywód uzasadniający prawo Rosji do całości Ukrainy.

I pomyśleć, że jest to Cerkiew powstała w opozycji do Cerkwi w Rosji, podporządkowanej, jak wiemy, państwu, a ściślej KGB.

Kilka lat temu rozmawiałem z pracującym w Niemczech rosyjskim lekarzem z Połtawy. Jak mówił, ma w żyłach również krew polską i żydowską. Rozmawialiśmy o naszych narodach, o historii. W sumie było miło. Do czasu, aż zaczął mnie przekonywać, że Rosjanie to taki pokojowy naród, wręcz naród pacyfistów. I nigdy na nikogo nie napadli, zawsze tylko się bronili. I mówił takie rzeczy Polakowi!

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Obrazki okołowojenne” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Obrazki okołowojenne” na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Mam czas, samochód i tabliczkę z napisem: BIEZKOSZTOWNO. Wożę biżeńców / Wojciech Hrebenny, „Kurier WNET” nr 94/2022

Rozdaję moim pasażerkom obrazki z Jezusem miłosiernym, niech pamiętają, że – mimo wszystko – to On je Hospodom Istorii. Na odwrocie adresy greckokatolickich parafii; może im się przydadzą.

Wojciech Hrebenny

Wożąc biżeńców

No, co ja mogę? Mam czas, samochód i niebiesko-żółtą tabliczkę z napisem: BIEZKOSZTOWNO. To pierwsze ukraińskie słowo, jakie poznałem. Jeżdżę, wożę, rozmawiamy.

Jeden z najdowcipniejszych memów tej wojny: rosyjski tank leży gąsienicami do góry. Podpis wyjaśnia, że czołg wyposażony w najnowszą technologię AI (sztuczna inteligencja) udaje martwego po wykryciu zbliżającego się traktora. Żarcik dostałem akurat, gdy do auta na dworcu pakowała się ukraińska rodzina. Jedziemy do centrum dla uchodźców pod Warszawą. Pokazuję „martwy” czołg pasażerom z Kijowa – tak na dzień dobry, dla ocieplenia atmosfery – ale zamiast spodziewanej salwy śmiechu w aucie – cisza…

Salwa już była, kiedy w ich wieżowiec uderzyła ruska rakieta. W mieszkaniu przebywał akurat czteroletni syn pod opieką babci. Została po nich tylko wypalona czarna dziura. Na pożegnanie rozdaję moim pasażerkom obrazki z Jezusem miłosiernym, niech pamiętają, że – mimo wszystko – to On je Hospodom Istorii. Na odwrocie adresy greckokatolic­kich parafii; jeśli zostaną w okolicy, może im się przyda.

Юлія i Матвій

Pierwszy kurs był tylko do Lublina, po Julię. Trochę się zagapiłem, dziewczyna z 1,5 rocznym synkiem wysiadła już z autobusu i cierpliwie czeka. – Łaskawo prosimo do waszoho pols’koho domu! – recytuję za googlem. – A teraz idziemy po bagaże. – Ja tut mam wszystko – Julia pokazuje niewielką reklamówkę.

Ліда

Do wybuchu wojny Lida mieszkała w Mariupolu. O swoich przeżyciach opowiada bez oporu, nawet pozwala się nagrać komórką. A nagrać trzeba, bo – jak mówi Dzidek w Człowieku z żelaza – to się powinno puszczać w kółko i w kółko wszystkim, żeby już nie mieli złudzeń.

– Bombardowali nas ze wszystkich stron, byliśmy bez wody, gazu, biegaliśmy między pociskami jak zwierzęta. Mój dom w nocy trafili pociskiem, nie było jak ugasić pożaru, zjawił się policjant i powiedział, że wody nie ma w całym mieście, a wozy strażackie przejęło wojsko. – Lida pokazuje nagrany komórką film z ukochanego Mariupola: bloki całkiem jak na warszawskim Ursynowie. Czarne oczodoły wczorajszych okien, wszędzie gęsty dym, samochody podziurawione jak sito. Ruska apokalipsa. Lida filmowała w słoneczny dzień, ale i tak obraz poraża. – O, tu mieszkałam, na pierwszym piętrze…

Tamtej nocy znalazłam schronienie u przyjaciół w salonie piękności, leżałam tam po prostu na podłodze, kiedy nagle w budynek trafiły dwa pociski. Wyleciały drzwi i szyby w oknach, szybko wybiegłam na ulicę. Ludzie, którzy jeszcze przed chwilą palili tam ognisko, gotowali coś do jedzenia, teraz leżeli martwi.

Najgorsze jest to, że kiedy pociski padają gdzieś dalej, słyszysz ich szum, ale kiedy lecą ci na głowę, jest kompletna cisza… I nagle ten straszny huk!

W połowie marca uciekaliśmy z miasta. Ci, którzy mieli jeszcze samochody, ruszyli mimo ostrzału. Jechałam z czterema psami, na kolanach trzymałam ikonę mojej babci i modliłam się… Dzięki Bogu nam się udało, ale ci, co jechali za nami…

W Warszawie Lida zatrzymuje się tylko na jedną noc, potem leci do brata, do Sztokholmu.

Наталя i Галина

Młoda pani fotograf obsługuje biżeńców biezkosztowno, więc Halina z 15-letnią Natalią jadą robić zdjęcia potrzebne do peselu. Pierwsze jedenaście dni wojny spędziły w pohribie, czyli w piwnicy. Potem rodzina wypakowała cały bagażnik auta kanistrami benzyny i ruszyły z Charkowa do dalekiej Polski. Chociaż znalazły bezpieczną przystań w Warszawie, przez pierwsze dwa dni Natalia nie odzywała się i nie odrywała wzroku od komórki. Może to pourazowa trauma, a może po prostu ekran smartfona to jedyny ocalały kawałek jej starego świata.

Paweł

Jako dziesięciolatek wyjechał z rodziną do USA, teraz jest oficerem policji stanowej w Teksasie. Jeszcze niedawno planował wiosenny wypad do Europy, ale zobaczył, co robią Rosjanie, i w jednej chwili odwołał wakacje. Zamiast w Barcelonie, wylądował na warszawskim Okęciu.

Zamiast kremu do opalania przywiózł noże, latarki, apteczki taktyczne i to, co najcenniejsze: Outdoor First Aid Kit Rescue Combat Tourniquet – opaski do ratowania ludzi, którym pocisk urwał kończynę.

Jeszcze tylko zakupy życia w hurtowni – zgrzewki, paczki, worki i puszki zapełnią cały samochód – i na granicę!

Wydawało się, że na przejściu przyjmą dziwnego przybysza z nieufnością, ale szybko stał się ulubieńcem leżącego przy granicy Ośrodka Sportu i Rekreacji(!):

– Tu som polskie policyjanty takje jak ja, fajne chopy, to my som już szibko przyjaciele, a ten główny chief dał mi swój dom do spanja. Na granjicy robiem za taki Uber, tylko Uber zarabja pienjondze, a ja wydajem – śmieje się teksański policjant, który jako wolontariusz wynajętym autem rozwozi po Polsce biżeńców, oczywiście: biezkosztowno. Próbowałem się z nim skontaktować, ale nie odbierał telefonu. Za to przysłał SMS-a: Za dużo pracy.

Марія

W parafialnym punkcie po polskiej stronie granicy wolontariuszki gromadzą ubrania i środki medyczne. Atmosfera jak na strajku: trochę żartujemy, trochę pracujemy. Koza przyjemnie grzeje, z laptopa leci w kółko Czerwona Kałyna, pieśń Ukraińskich Strzelców Siczowych, takich ukraińskich Legionów Piłsudskiego, prawdziwy hit tej wojny. W przerwach wszyscy siedzą w telefonach, przeglądają wiadomości z frontu: – Ponoć Duch Kijowa nie wrócił dzisiaj do bazy…

Większość wolontariuszek to miejscowe Ukrainki, greckokatolickie parafianki. Paczkami zarządza pani Maria w moherowym sweterku i czarnych tipsach: – Kartony z lekarstwami – na front, z ubraniami – dla rodzin. Akurat jest okazja, więc pakujemy te „na front”.

Paczki z lekarstwami pochodzą od prywatnych osób, wiele kartonów opisano po niemiecku – ci bezimienni darczyńcy ratują honor swojego kraju.

Żeby samochód nie woził na front powietrza, dopychamy pakę do pełna kołdrami, w końcu żołnierze też muszą się porządnie wyspać. Gospodarz miejsca, o. Krzysztof, mówi płynnie po ukraińsku, ale pani Maria ucho ma wyczulone: gdy zamiast głębokiego „h” słyszy rosyjskie „g”, skarci duchownego bez pardonu: – Szu, szu, szu, Moskal!

Уляна

Julia z dzieckiem siada z tyłu, więc mamy jedno wolne miejsce. – Może ktoś jeszcze chce do Warszawy? – Zgłasza się Uljana, szczęśliwa, bo myślała, że tę noc spędzi na dworcu. W Warszawie czeka na nią koleżanka, dalej, do Poznania pojedzie już pociągiem, oczywiście na paszport, bo teraz trwa w Polsce szaleństwo dobroci, drugi karnawał solidarności i nasi ukraińscy sąsiedzi jeżdżą po kraju biez­kosztowno.

Uliana na co dzień uczyła plastyki, ale to „na co dzień” skończyło się pierwszego dnia wojny. Teraz ma czas, żeby odwiedzić siostrę w Polsce. A potem wraca do swoich, do Rawy Ruskiej. Żartuję, że powinni zmienić nazwę, ale „Rus’ka” jest od Rusi, a nie od Rosji.

Wymieniamy kontakty i za tydzień przyjeżdżam na granicę samochodem wypakowanym pomocą. Sponsorem jest policjant Paweł i jego przyjaciele z dalekiego Teksasu. Droga z przejścia w Hrebennem do Rawy to tylko cztery kilometry, ale to prawdziwa podróż w czasie: szosa jest tak dziurawa, że nie trzeba ustawiać ograniczeń prędkości, wszystkie cztery przydrożne stacje benzynowe zamknięte na głucho, przy wjeździe do miasta zrujnowany barokowy kościół z klasztorem, teraz chyba służy za magazyn.

Ruch na szosie niewielki, jedynie w stronę granicy autokary dowożą biżeńców, którzy ostatnie pół kilometra muszą pokonać pieszo. Dla wielu starszych jest to zapewne czas na ostatnie pożegnanie z Ukrainą. Mijam zardzewiałego, co najmniej 40-letniego moskwicza i zatrzymuję auto na głównym placu miasteczka, Uljana i jej przyjaciele gdzieś tu pewnie czekają, na obiad ma być barszcz ukraiński. Sięgam po telefon, a tu katastrofa: roaming, który świetnie działał po naszej stronie granicy, na Ukrainie – znikł! Telefon głuchy i bezużyteczny, jak tu odnaleźć Uljanę w liczącej dziewięć tysięcy mieszkańców Rawie? Nie mam adresu ani nazwiska… niczego!

Zaraz, zaraz… Mam w telefonie zdjęcie zboru, który zielonoświątkowa wspólnota Uljany buduje gdzieś na obrzeżach mias­teczka. Pokazuję kościółek oczekującym na autobus, ale nikt nic nie wie. Jakiś przyjezdny radzi pojechać za róg, bo „tam na pewno znajdę jakiś kościół”. Za rogiem kościoła nie ma, za to rzuca się w oczy jaskrawożółta fikuśna fontanna, drugiej takiej zapewne nie ma nigdzie na świecie. Może zaparkuję, zrobię zdjęcie, a jak łączność wróci – wyślę z podpisem: Ja tut! Zjeżdżam na pobocze. Obok auta stoi sobie, jak gdyby nigdy nic, jedyna znana mi w całej Ukrainie osoba, nauczycielka plastyki Uljana.

Ірина

Irinę z mamą i dziećmi biorę z ośrodka w Lubyczy Królewskiej, jakieś 10 minut jazdy od granicy w Hrebennem. Nocna podróż do Warszawy potrwa ze cztery godziny, strasznie chce mi się spać, energetyki nie pomagają, więc Irina proponuje długą rozmowę.

– Ale ja nie znam ukraińskiego, tylko trochę rosyjski, w szkole uczyli nas osiem lat. Nie przeszkadza ci? – Nic a nic, jedna moja córka po ukraińsku mówi, druga po rosyjsku. I komu to przeszkadzało? – dziwi się Irina. Rozmawiamy aż do Warszawy, a ja pierwszy raz cieszę się, że nas tego „ruskiego” uczyli.

Przed wojną Irina mieszkała z mężem i dziećmi w mieście Sum, czterdzieści kilometrów od ruskiej granicy. Pierwszego dnia wojny zadzwoniła do nich mieszkająca na stałe w Rosji siostra męża: – Ta operacja to dla was wielkie błogosławieństwo, wyzwolimy was od faszyzmu. Nawet nie wiecie, jak jesteście okłamywani! – przekonywała Irinę i swojego brata. Teraz on został, żeby bronić domu, Irina z rodziną uciekła przed wyzwolicielami aż do dalekiego Stuttgartu.

Марина, Катя

Marina jest w Polsce już od tygodnia, więc trochę wypoczęła, uspokoiła się. Na Warszawie Wschodniej odbieramy jej przyjaciółkę z trojgiem dzieci. Z pociągu wysiada drobna dziewczyna, na rękach dźwiga bezwładnego siedmiolatka. Niepełnosprawny Jegor spędził na rękach mamy trzy doby, bo tyle zajęła im podróż z Mikołajewa do Warszawy – przez Mołdawię, Rumunię, Węgry i Słowację.

Wychodzimy przed dworzec, gdzieś daleko słychać samochód na sygnale. Marina uspokaja: – Katia, to nic groźnego, kiedy usłyszysz, nie uciekaj, nie chowaj się, to pogotowie albo policja. I samolotów też się nie bój, dużo ich tutaj, ale to cywilne, pasażerskie.

Світлана, Анна, Лена i Маша…

…czyli mama i córka z przyjaciółkami, wszystkie z Kijowa. Eleganckie walizki i najnowsze iPhony, ale jakie to ma teraz znaczenie.

Switłana, psychoterapeutka, całe życie mówiła po rosyjsku, ale 24 lutego przeszła na ukraiński, nie ukrywa, że z wielkimi trudnościami. Przyjechały pociągiem do Przemyśla, ale muszą dostać się do Hrebennego, bo stamtąd mają obiecany transport do Diżona, czyli Dijon. No, tam was nie podwiozę.

Po drodze stajemy gdzieś w polu, milknie silnik i gasną światła w samochodzie. Podziwiamy pełne gwiazd polsko-ukraińskie niebo.

Artykuł Wojciecha Hrebennego pt. „Wożąć biżeńców” jest zamieszczony na s. 1 i 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Wojciecha Hrebennego pt. „Wożąć biżeńców” na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Czarnek: nie ma problemu, aby od 1 września ukraińskie dzieci wchodziły na stałe do polskiego systemu oświaty

Nauka zdalna w ukraińskiej szkole, klasy mieszane i ukraińskie oraz kursy języka polskiego. Minister edukacji i nauki o edukacji ukraińskich dzieci w Polsce.

Prof. Przemysław Czarnek informuje, że według szacunków blisko połowa uchodźców to dzieci, z czego większość w wieku szkolnym. Jest to wielkie wyzwanie dla polskiego systemu oświaty. Nie wszystkie uciekające do Polski dzieci będą się uczyć w polskim szkołach. Część może dalej uczyć się, zdalnie, w szkołach ukraińskich.

Każdy cudzoziemiec wchodzący do polskiego systemu oświaty to dodatkowe środki finansowe w subwencji które przekazywana jest organom prowadzącym w szczególności samorządom.

Subwencja jest taka jak na polskiego ucznia, a w przypadku oddziałów przygotowawczych uczących języka polskiego jest zwiększona o 40 proc. Jak zaznacza gość Poranka Wnet,

To są wagi i przepisy które obowiązywały od dawna w polskim systemie, a nie na okoliczność wojny.

Wyjaśnia, że mają dokładną wiedzę na temat tego, ile jest dzieci w poszczególnych szkołach. Przyznaje, że koszty wejścia tylu dzieci do polskiego systemu stanowi ogromny koszt.

Prof. Czarnek stwierdza, że nie są nastawieni na integrowanie ukraińskich dzieci. Są elastyczni w przyjmowanych rozwiązaniach.

Dodaje, że klasy przygotowawcze umożliwią ukraińskim dzieciom zostanie w polskim systemie oświaty na dłużej, jeśli taka będzie wola ich rodziców.

@CzarnekP w #PoranekWnet : przy woli ukraińskich rodziców nie ma problemu, aby od 1 września ukraińskie dzieci wchodziły na stałe do polskiego systemu oświaty #RadioWnet

— RadioWnet (@RadioWNET) April 1, 2022

 Minister Edukacji i Nauki stwierdza, że ukraińskie dzieci spotykają się dobrym przyjęciem przez swych polskich rówieśników. 100 tys. zł przeznaczanych jest na dodatkowe zajęcia psychologiczne dla dotkniętych traumą dzieci.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.P.

Stanisław Szwed: Obywatele Ukrainy chcą pracować. Umożliwienie tego to jest najlepsza pomoc jaką możemy zaoferować

Przyjmowanie Ukraińców przez Europę Zach., nadawanie obywatelom Ukrainy numerów PESEL i umożliwianie im zatrudnienia. Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej o pomocy uchodźcom.

Stanisław Szwed stwierdza, że zdajemy egzamin z człowieczeństwa. Pierwszy etap pomocy uchodźcom przebiega dobrze. Zdecydowana większość Ukraińców woli zostać w Polsce, zamiast wyjeżdżać dalej.

Nasz gość przyznaje, że istnieje problem z zaangażowaniem naszych zachodnich partnerów do przyjmowania uchodźców.

Decyzja o dalszej emigracji należy jednak do samych Ukraińców. Wielu nie che dalej wyjeżdżać wierząc, że wojna niedługa się skończy.

Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej mówi o przyznawaniu obywatelom Ukrainy numerów PESEL.

Dzięki numerom PESEL obywatele ukraińscy mają mieć takie same uprawnienia w zakresie świadczeń społecznych i pracy, jak polscy.

Sądzi, że czas pokaże, iż jest duże zainteresowanie zatrudnianiem uchodźców z Ukrainy. Wiceminister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej sądzi, iż nie trzeba się obawiać, że uchodźcy zdestabilizują rynek pracy.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.P.

Dr Tomasz Rzymkowski: polska szkoła jest przygotowana na przyjmowanie dzieci ukraińskich

Wiceminister Edukacji i Nauki o ukraińskich dzieciach w polskich szkołach, możliwości tworzenia osobnych klas i szkół dla Ukraińców oraz o pracy i zamieszkaniu uchodźców.

Dr Tomasz Rzymkowski mówi o ukraińskich dzieciach w polskich szkołach. Stwierdza, że analizy pod względem przygotowania polskich szkół na dzieci z Ukrainy były prowadzone jeszcze przed rosyjską agresją. Jak wskazuje, polskie szkoły mają doświadczenie z dziećmi z Ukrainy.

Polska szkoła jest przygotowana na przyjmowanie dzieci ukraińskich, bo te dzieci już były w polskim systemie i to w dużych miastach takich jak Warszawa, Łódź, Gdańsk, Kraków, ale też prowincjonalnych.

Część z nich zna komunikatywnie język polski. Te które nie potrafią się porozumieć w naszym języku będą miały kursy przygotowawcze. Aktualnie nie jest planowane tworzenie osobnych szkół dla dzieci z Ukrainy. W tej sprawie będą prowadzone rozmowy ze stroną ukraińską.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego odnosi się do podejmowania pracy przez uchodźców. Zauważa, że uchodźcy z Ukrainy to głównie dzieci w wieku szkolnym i kobiety, które się nimi opiekują.

To dzieci do 15 roku życia z matkami.

Wiceminister Edukacji i Nauki mówi na temat zamieszkania uchodźców. Nie wie, czemu Ukraińcy wybierają głównie Warszawę, zamiast skorzystać z wolnych miejsc, które są w mniejszych ośrodkach. Sądzi, że obecne stłoczenie uchodźców w stolicy się rozładuje.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.P.

Por. Anna Michalska: w ciągu kilku dni Polska przyjęła 315 tysięcy osób z Ukrainy

Putin zaatakował Ukrainę | Fot. UNIAN

Porucznik Anna Michalska, rzeczniczka Straży Granicznej poinformowała, że w ciągu kilku dni Polska przyjęła 315 tysięcy osób z Ukrainy. Ponad 100 tysięcy tylko w ostatniej dobie.

#SupportUKraine https://t.co/SUvRlYWHnx

— RadioWnet (@RadioWNET) February 28, 2022

Czytaj także:

Dr Wojciech Szewko: są dowody na to, że Rosjanie użyli na Ukrainie broni kasetowej. To zbrodnia wojenna

 

Chcesz wiedzieć więcej? Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!