Porozumienie z Unią Europejską brytyjska Izba Gmin będzie głosować za tydzień – na 2,5 miesiąca przed brexitem

Rząd brytyjski – jeszcze nieoficjalnie – informuje o dacie głosowania w sprawie Brexitu. To 15 stycznia. Premier Theresa May liczy na wygraną. Grudniowy termin głosowania mógł przewrócić rząd

Są dwa scenariusze wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, którego termin przypada na 29 marca. Jeden to porozumienie, które przez ostatni rok negocjowali przedstawiciele brytyjskiego rządu z negocjatorami z UE. Drugi to opuszczenie Unii bez porozumienia – bezspornie dużo gorsze dla brytyjskiej (ale również unijnej) gospodarki, do którego przygotowuje się powoli nie tylko brytyjska administracja, ale także policja i wojsko skoszarowane w największych miastach Zjednoczonego Królestwa na wypadek rozruchów społecznych. Produkowane w Europie leki zalegają wynajęte przez rząd z Londynu magazyny w całym kraju, podobnie jak żywność, o której wiadomo, że może jej zabraknąć po rozwodzie z Brukselą.

Głosowanie nad porozumieniem miało się w grudniu ub. roku, jednak po deklaracjach polityków, również z własnego obozu, brytyjska premier Theresa May w ostatnim momencie głosowanie odwołała i przełożyła je nie podając nowego terminu. Na włosku wisiała m. in. kariera samej premier.

Wczoraj May ponownie ostrzegała publicznie, że odrzucenie porozumienia może doprowadzić do kryzysu w Zjednoczonym Królestwie. Mimo to członkowie parlamentu niemal jednogłośnie mówią, że porozumienie w obecnym kształcie jest dla Wysp Brytyjskich zdecydowanie mniej korzystne, niż wyjście z Unii bez umowy.

Przeciwnicy obecnego projektu umowy w sprawie Brexitu domagają się m.in. usunięcia lub ograniczenia czasowego tzw. mechanizmu awaryjnego dla Irlandii Północnej (backstop), który w razie braku wynegocjowania innego rozwiązania zmusiłby cały kraj do pozostania w unii celnej i części wspólnego rynku UE, a także mógłby doprowadzić do powstania różnic regulacyjnych między Wielką Brytanią a Irlandią Północną.

Byłoby to – jak uprzedzają unioniści – naruszeniem integralności Zjednoczonego Królestwa.

Trzecie polsko-brytyjskie konsultacje międzyrządowe w cieniu groźby odrzucenia umowy ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z UE

Widmo nie przyjęcia umowy ws. Brexitu krąży nad Europą. Wprawdzie premier Morawiecki zapewnia o istnieniu planu B na taką okoliczność, ale tzw. Twardy Brexit nie leży w interesie żadnej ze stron.

Polska od samego początku zabiegała o pozostanie Wielkiej Brytanii w strukturach Unii Europejskiej. To nasz ważny sojusznik nie tylko dla kluczowej dla naszego kraju kwestii bezpieczeństwa i obronności, w której Anglia jako znacząca siła militarna odgrywa istotną rolę. Jej zaangażowanie w zabezpieczenie wschodniej flanki NATO jest dla naszego kraju sprawą najwyższego priorytetu.

Z Wielką Brytanią podzielamy także wizję kształtu i funkcjonowania Unii Europejskiej odrzucając jednoznacznie koncepcje federalistyczne na rzecz idei silnych, współpracujących ściśle ze sobą na wielu płaszczyznach, państw narodowych. Przegrane referendum z 23 czerwca 2016 r. w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w strukturach UE, które było także plebiscytem braku poparcia dla polityki premiera Camerona, oznaczało dla Polski utratę ważnego sojusznika na brukselskich salonach i w unijnych kuluarach, gdy w grę wchodziło ścieranie się różnych koncepcji w sprawie przyszłego kształtu UE.

Nie bez znaczenia pozostają także kwestie gospodarcze i współpraca Polski na tej płaszczyźnie z drugą potęgą gospodarczą na Kontynencie Europejskim. Dotychczasowy bilans tej współpracy jest korzystny dla Polski i przedstawiciele władz naszego państwa usilnie zabiegają o zachowanie otwartości handlowej, która jest szczególnie istotna dla polskich firm działających na rynkach brytyjskich.

Na czoło kwestii negocjacyjnych polsko-brytyjskich wysuwa się palące zagadnienie utrzymania praw pracowniczych,  socjalnych i bytowych uzyskanych przez milionową rzeszę polskich obywateli żyjących na Wyspach Brytyjskich. We wczorajszych rozmowach z premierem Morawieckim, Theresa May po raz kolejny potwierdziła gwarancje polityczne dla utrzymania status quo ante w tej kwestii, wyrażając jednocześnie w naszym ojczystym języku słowa zachęty, iż jesteśmy mile widziani na Wyspach Brytyjskich.

Umowa ws. Brexitu czyli kontrolowanego i usystematyzowanego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej jest tylko próbą minimalizowania strat, jaką Britain Exit oznacza dla każdej ze stron. Szczególnie Polska jest zainteresowana stworzeniem warunków do przeprowadzenia możliwie łagodnie tego procesu, stąd też optuje za akceptacją umowy ws. Brexitu regulującej szereg kwestii tego spektakularnego „rozwodu europejskiego”.

Brytyjski parlament nosi się jednak z zamiarem odrzucenia umowy wypracowanej i podpisanej na szczeblu Rady Europejskiej, na której zgodę wyraziła także premier May, a tym samym zablokowania procesu ratyfikacji dokumentu. Szefowa brytyjskiego rządu próbuje gorączkowo znaleźć wyjście z tej sytuacji. Na razie odłożyła i przesunęła na czas nieokreślony głosowanie w brytyjskim parlamencie spodziewając się negatywnego rezultatu. Próbuje jednocześnie podjąć się renegocjacji umowy na szczeblu unijnym, ale z drugiej strony napotyka na mur. Brukselscy dygnitarze na czele z szefem Komisji Europejskiej Junckerem nie widzą pola manewru do ponownego otwarcia przyjętej już umowy.

Szczególnie kwestie finansowe tego rozbratu Anglii z UE są nieakceptowalne dla brytyjskiego parlamentu i tym samym nad całą Unią Europejską zawisła realna groźba opuszczenia UE przez Wielką Brytanię 29 marca 2019 r. bez wynegocjowanej umowy, za to z ogromnym balastem szeregu nieuregulowanych kwestii tak istotnych dla obywateli naszego kontynentu.

W tle przebijają się także głosy w Wielkiej Brytanii o możliwości ponownego referendum, ale taki manewr polityczny wydaje się mało prawdopodobny ze względu na powagę brytyjskiego państwa.

Anna Tokarska

Theresa May już nie musi bać się wotum nieufności. Wygrała głosowanie i pozostaje szefową Partii Konserwatywnej

Głosowanie brytyjskich konserwatystów było trudne nie tylko dla Theresy May, brytyjskiej premier, ale także dla europejskich giełd. Nieudana kwestia Brexitu to nie jedyny problem rządu w Londynie

Macierzysta partia Theresy May głosowała wczoraj nad być albo nie być obecnej brytyjskiej premier. 317 posłów decydowało, czy chce dalej widzieć ją na fotelu przewodniczącej Partii Konserwatywnej. Choć przez ostatnie tygodnie z partii dobiegały głosy o utracie zaufaniu do lidera, za odwołaniem May zagłosowało tylko 117 posłów – członków eurosceptycznego skrzydła konserwatystów. 200 poparło ją bezkrytycznie.

Teresa May, premier rządu Wielkiej Brytanii. Fotografia z oficjalnego serwisu brytyjskiego rządu.

Zdaniem przeciwników May porozumienie ws. Brexitu, które wynegocjowała z Unią Europejską jest złe, zaś sama premier nie realizuje zobowiązań wobec wyborców. Co więcej, jej działania mogą zagrażać integralności Królestwa.

– Po tym głosowaniu musimy wziąć się za realizowanie brexitu w interesie Brytyjczyków i budowanie lepszej przyszłości dla naszego kraju – mówiła przed gabinetem przy Downing Street. I zapowiedziała podjęcie kolejnej próby renegocjacji z UE w sprawie tzw. backstop-u dla Irlandii Północnej.

Zapisane w projekcie umowy wyjścia z UE rozwiązanie zakłada, że w razie braku innego rozwiązania Zjednoczone Królestwo pozostanie pozostania w unii celnej i elementach rynku wspólnego UE, zaś między Wielką Brytanią a Irlandią Północną będą musiały powstać granice regulacyjne. Tylko takie zmiany pozwolą na uniknięcie powrotu twardej granicy między Irlandią Północną a Irlandią i kontynuację trwającego od 1998 roku procesu pokojowego.

Choć May wygrała wotum zaufania we własnej partii, jej rząd nie jest w stanie uzyskać większości głosów w Izbie Gmin dla proponowanej treści umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unią Europejską.

Głosowanie w tej sprawie ma odbyć się w styczniu.

Pojutrze unijno-brytyjski szczyt w sprawie Brexitu. Wygląda na to, że Londyn opuści Unię bez umowy

Rząd Theresy May i Rada Europy przygotowują się w sprawie Brexitu do scenariusza rozstania bez umowy. Projekt umowy jest gotowy i nie będzie renegocjowany. Parlament w Londynie raczej go nie poprze

Decyzja brytyjskiej premier Theresy May z 10 grudnia o odwołaniu i bezterminowym przełożeniu zaplanowanego na dzisiaj głosowania nad umową pomiędzy Unią Europejską a Wielką Brytanią w sprawie opuszczenia przez Zjednoczone Królestwo UE praktycznie zamyka sprawę Brexitu, a otwiera puszkę z brytyjskimi demonami. Po wielu miesiącach niełatwych – co przyznawały obie strony – negocjacji powstał dokument, o którym nad Tamizą mówi się, że jest nieakceptowalny. Większość brytyjskich partii reprezentowanych w parlamencie deklaruje odrzucenie umowy. May nie może liczyć również na pełne poparcie ze strony swojej partii.

W politycznej dyskusji znów pojawiają się głosy separatystów. Szkoci deklarują wprost: „Wolimy niezależność od Wielkiej Brytanii, niż rzeczywistość po Brexicie bez porozumienia”.

Zgodnie z badaniem przeprowadzonym wśród Szkotów, niezależność nad Brexit przedkłada prawie 60 proc. mieszkańców tego kraju. Na ulicach szkockich miast i w gabinecie szkockiego rządu w rozmowach wraca temat ponownego referendum ws. pełnej niepodległości. W końcu sami Szkoci głosując w sprawie Brexitu wypowiedzieli się precyzyjnie: „chcemy pozostać w Unii Europejskiej” (62 proc. głosujących).

Unia Europejska próbowała jeszcze kusić Wielką Brytanię możliwością jednostronnego wycofania się z Brexitu – wyrok w tej sprawie ogłaszał wczoraj Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. – Po 19 marca przyszłego roku takiej możliwości już nie będzie – wyjaśnił TSUE.

Tym razem głos UE jest stanowczy i ultymatywny. Szczyt w sprawie podpisania umowy odbędzie się w czwartek 13 grudnia. Jeżeli strony nie podpiszą umowy, to Londyn odchodzi z Unii bez uzgodnień co do polityki gospodarczej, celnej, granicznej, finansowej oraz dotyczącej praw obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii – i brytyjskich w UE.

– Również bierzemy to pod uwagę i przygotowujemy się do takiego scenariusza – zapowiada Theresa May.

Tomasz Machura: 51-54 proc. Brytyjczyków jest za pozostaniem w Unii Europejskiej [VIDEO]

Zapowiedziane na jutro – 11 grudnia – głosowanie w angielskiej Izbie Gmin dotyczące warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE nie odbędzie się. O nastrojach Brytyjczyków opowiada nam Tomasz Machura.

 

„Na razie sytuacja wygląda nieciekawie dla samej premier Teresy May. Wydaje się, że jeżeli to głosowanie zostanie odwołane, to poniesie ona srogą porażkę. Mówi się, że może być 50 – 200 głosów przewagi parlamentarzystów będących przeciwko jej porozumieniu.”

Największy sprzeciw wiąże się z „Irish backstop” , czyli siatką ochronną, którą Unia Europejska zapisała w porozumieniu o wyjściu – komentuje gość Poranka Wnet. Jest to prawne zabezpieczenie, że jeżeli Wielkiej Brytanii nie uda się wypracować porozumienia po 29 marca 2019 r. z UE, Zielona Wyspa pozostanie w unijnej unii celnej. Dzięki temu, handel pomiędzy Irlandią a Irlandią Północną odbywałby się bez żadnych problemów.

Opcja „backstop” zatrzymałaby Wielką Brytanię w granicach unijnej unii celnej, a zatem musiałaby ona przyjmować prawa UE, ale nie miałaby wpływu na ich stanowienie.

– Bez łamania prawa międzynarodowego, Wielka Brytania nie będzie w stanie jednostronnie tego porozumienia dotyczącego siatki ochronnej Irlandii Północnej opuścić – dodaje Tomasz Machura. 

W opinii naszego gościa, ponowne referendum w Wielkiej Brytanii jest coraz bardziej możliwe. Władze państwa mają czas na zawieszenie procesu wychodzenia z Unii do 29 marca 2019 r., jeżeli tak by się stało, byłby czas na ponowne dopuszczenie Brytyjczyków do głosu.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

AK

Podpisane w niedzielę, 25 listopada porozumienie ws. Brexitu idzie pod głosowanie w parlamentach UE i w Londynie

Głosowanie podpisanej i uzgodnionej umowy między Unią Europejską a Wielką Brytanią może oznaczać kryzys rządowy w Londynie. Theresa May – po ustępstwach – będzie miała kłopoty z poparciem umowy.

Po nadzwyczajnym szczycie w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej europejscy przywódcy triumfalnie ogłosili koniec negocjacji i zawarcie porozumienia, które ma satysfakcjonować wszystkie kraje negocjacji, czyli 28 państw Unii Europejskiej i Wielką Brytanię. I choć zapisano w nim dużo, wciąż brakuje rozwiązań fundamentalnych dla bezpieczeństwa w samym Zjednoczonym Królestwie oraz w Europie.

Jednak najważniejszy egzamin umowa UE – Wielka Brytania zda podczas głosowań, które muszą się odbyć we wszystkich zainteresowanych krajach. Jedno weto spowoduje, że nie zostanie przyjęta i rozwód Londynu z Unią Europejską odbędzie się bez jakiegokolwiek porozumienia. Co negatywnie odbije się również na Polakach mieszkających na Wyspach. Przede wszystkim jednak będzie oznaczało chaos w Zjednoczonym Królestwie.

Zadowoleni

W niedzielę odbył się w Brukseli szczyt UE-Wielka Brytania, podczas którego uzgodniono i podpisano ostateczny kształt porozumienia w sprawie opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię. Wszyscy premierzy unijnych państw deklarowali, że porozumienie jest sukcesem – całej Unii oraz jej poszczególnych członków.

Polska – jak zapewnia premier Mateusz Morawiecki – zapewniła swoim obywatelom oraz przedsiębiorstwom pozostanie w Wielkiej Brytanii na dotychczasowych zasadach, zachowanie pełni praw w tym również dodatków i zasiłków.

Hiszpania, po brawurowej deklaracji premiera Pedro Sancheza o tym, że jego kraj nie zgadza się, aby Gibraltar, część Hiszpanii będąca zamorskim terytorium brytyjskim, nie wrócił pod zarząd Madrytu, również jest zadowolona. W sobotę rząd w Londynie zapewnił ustami brytyjskiego ambasadora przy UE, że Wielka Brytania nie zakłada, że jakiekolwiek przyszłe porozumienia handlowe z Unią będą automatycznie dotyczyć także Gibraltaru, co oznacza że Skała będzie się cieszyła autonomią i będzie w jakiś sposób nadzorowana przez Hiszpanię. To duże ustępstwo, przeciwko któremu już protestują niektórzy brytyjscy politycy.

Obie strony mają się również pochylić nad granicą lądową w Irlandii – jedyna lądowa granica pomiędzy Unią a Zjednoczonym Królestwem ma być w części otwarta dla mieszkańców wyspy. Uniemożliwienie kontaktów pomiędzy Irlandczykami z Północy i Południa może doprowadzić do powrotu nastrojów separatystycznych w Belfaście i nowej wojny między Londynem a Dublinem.

Bedą problemy?

Ustępstwa, na jakie zgodził się rząd w Londynie już wieczorem w niedzielę były ostro krytykowane przez opozycyjnych wobec gabinetu Theresy May polityków brytyjskich. Przeciwko będą na pewn politycy z Irlandzkiej Partii Unionistów oraz Partii Pracy Zjednoczonego Królestwa. Zresztą nie do końca pewne jest, czy również wszyscy konserwatyści poprą ostateczny dokument dotyczący Brexitu. Część z nich zapowiedziała, że na takie warunki absolutnie nie może się zgodzić.

Jeżeli się tak nie stanie, porozumienie z niedzieli nie wejdzie w życie (aby weszło musi być przegłosowane do 20 marca przyszłego roku). Jeżeli się tak nie stanie, rozstanie Londynu i Brukseli odbędzie się bez porozumienia a to doprowadzi do kryzysu politycznego na Wyspach Brytyjskich.

Już teraz na wypadek braku porozumienia skoszarowani w jednostkach w wielkich miastach Królestwa żołnierze ćwiczą scenariusze na wypadek wprowadzenia stanu wyjątkowego i konieczności wspierania policji w patrolowaniu ulic i utrzymywaniu porządku.

Rząd wypełnił również magazyny brytyjskie żywnością i lekami – to na wypadek zbyt wysokich ceł i wstrzymania handlu z Unią.

Wielka Brytania opuści Unię Europejską 29 marca 2019 roku.

Madryt zawetuje umowę między UE i Wielką Brytanią – zapowiada premier Hiszpanii Pedro Sanchez

Rząd w Hiszpanii nie zgodzi się na porozumienie między Unią Europejską a Wielką Brytanią dotyczącą Brexitu. To oznacza kryzys i rozstanie bez porozumienia.

Bez względu na to, ile pracy włożyli europejscy i brytyjscy negocjatorzy w gotową propozycję dokumentu regulującego warunki wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej (portal WNET jako pierwszy w Polsce udostępnił ostateczny projekt porozumienia) nie zostanie on jednomyślnie przyjęty, a więc nie będzie obowiązywał. Nie uregulowano w nim przyszłości Gibraltaru, terytorium spornego między Hiszpanią a Wielka Brytanią.

Premier Hiszpanii Pedro Sanchez przed głosowaniem ostatecznej treści porozumienia domaga się bilateralnego porozumienia z Londynem dotyczącego przyszłości prowincji. W poniedziałek rozmowy w tej sprawie prowadził z Theresą May, premier Wielkiej Brytanii. Nie porozumieli się.

Zdaniem Hiszpanów, Gibraltar, na którym Anglicy są od 1713 roku nie należy do Zjednoczonego Królestwa, zaś Madryt „nie godził się i nie pogodzi z brytyjską kontrolą swojego terytorium”.

Czyja Skała?

Obecni Gibraltarczycy są mieszanką rasową i kulturową. W 1704 roku po zajęciu Gibraltaru przez Brytyjczyków, prawie cała hiszpańska ludność opuściła terytorium i założyła miasto San Roquel. Przez ponad 300 lat na Skałę przybywali migranci zarobkowi. Większość nazwisk noszonych przez obecnych jego mieszkańców ma typowo śródziemnomorskie pochodzenie.

Spis powszechny z 2001 roku odnotował następujący podział narodowości na Gibraltarze: 83,22 proc. gibraltarska, 9,56 proc. „inna brytyjska”, 3,50 proc. marokańska, 1,19 proc. hiszpańska i 1,00 proc. „inna UE”.

Językiem urzędowym na półwyspie jest angielski, który używany jest m.in. przez władze, administrację i sądownictwo. Większość mieszkańców jest wielojęzyczna i biegle posługuje się też hiszpańskim. Społeczność marokańska posługuje się językami berberyjskimi i arabskim, podobnie jak hinduska – hindi i sindhi. W użyciu są też maltański i hebrajski.

Na półwyspie spotyka się również ludzi posługujących się llanito, rodzimym językiem Gibraltaru, będącym mieszanką dialektu andaluzyjskiego języka hiszpańskiego i brytyjskiego angielskiego z naleciałościami maltańskimi, portugalskimi, genueńskimi i haketia. Gibraltarczycy nazywają siebie Llanitos.

Kryzys bez porozumienia

Formalne wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nastąpi w marcu przyszłego roku. Jeżeli do tego czasu nie zostanie podpisane porozumienie – wcześniej zatwierdzone przez brytyjski parlament i wszystkie państwa członkowskie UE – stracą moc wszystkie porozumienia łączące Zjednoczone Królestwo i Unię Europejską. Oznacza to wstrzymanie handlu, kryzys migracyjny (obywatele Unii Europejskiej mieszkający na Wyspach będą musieli wracać do domów, zaś brytyjscy stracą swoje prawa w krajach unijnych). Wstrzymany zostanie również handel między kontynentem a Londynem. Do kryzysu może dojść również na granicy Irlandii i Irlandii Północnej – jedynej lądowej granicy UE i Zjednoczonego Królestwa.

Unijny szczyt w sprawie porozumienia ws. Brexitu odbędzie się pojutrze, 25 listopada.

Brexit. WNET ma projekt umowy między UE a Londynem

Porozumienie w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, które wynegocjowali brytyjscy i unijni dyplomaci i ekonomiści czeka na zgodę brytyjskiego parlamentu.

Jeżeli do niej nie dojdzie Albion czeka znacznie więcej, niż kryzys rządowy. W takim wypadku Wielka Brytania mogłaby opuścić Unię Europejską bez żadnego porozumienia oraz dalszych relacji handlowych. Eksperci ostrzegali od miesięcy, że taki scenariusz miałby bardzo poważne negatywne konsekwencje dla gospodarki nie tylko brytyjskiej, ale całej Europy.

– Porozumienie z Wielką Brytanią ws. Brexitu sprawiedliwe i wyważone – uważa unijny negocjator Michel Barnier. Dodaje, że być może przedłużony zostanie okres przejściowy.

Po zgodzie przedstawicieli brytyjskiego rządu na wstępną treść umowy, do dymisji podał się Dominic Raab, brytyjski minister do spraw wyjścia z UE i główny negocjator Londynu.

Raab jest drugim ministrem do spraw wyjścia z EU, który rezygnuje z teki na Downing Street. W lipcu z kierowania ministerstwem zrezygnował David Davies.

W przypadku braku porozumienia z Unią Europejską Wielka Brytania liczy się z poważnymi kłopotami gospodarczymi, w tym z brakami leków i żywności. Brytyjska policja spodziewa się również protestów społecznych – dlatego skoszarowane przy największych miastach Wielkiej Brytanii oddziały wojskowe przygotowują się do wariantu, w którym to żołnierze będą pilnować porządku na szkockich, angielskich i walijskich ulicach.

Formalny rozwód Londynu i Brukseli nastąpi w marcu przyszłego roku. Okres przejściowy ma trwać od dnia Brexitu do końca 2020 r.

Publikujemy pełną treść projektu porozumienia między Wielką Brytanią a Unią Europejską jest dostępna w portalu Wnet.fm.

CAŁY DOKUMENT

 

Wielka Brytania: Sprawca ataku na muzułmanów z zarzutami związanego z terroryzmem zabójstwa i usiłowania zabójstwa

Sprawcę ujęli świadkowie zdarzenia, a następnie zatrzymała go policja. Jeszcze w piątek 47-letni Osborne, pochodzący z Cardiff w Walii, ma po raz pierwszy stanąć przed sądem w Londynie.

Sprawca zamachu w Londynie na muzułmanów obok meczetu w Finsbury Park, Darren Osborne, usłyszał zarzuty – podała w piątek brytyjska prokuratura. W ataku zginęła jedna osoba, a 11 zostało rannych.

Do ataku wymierzonego w muzułmanów doszło tuż po północy czasu lokalnego z niedzieli na poniedziałek w północnej dzielnicy Londynu. Jadący wynajętym samochodem dostawczym sprawca wjechał w grupę muzułmanów wracających z wieczornej modlitwy w meczecie podczas trwającego świętego miesiąca postu, ramadanu. Ofiara i wszyscy poszkodowani w ataku to muzułmanie.

Według dziennika „The Times” Osborne był tzw. samotnym wilkiem. Jest bezrobotny; ostatnio rozstał się z żoną, ma czworo dzieci. Według gazety dzień przed atakiem został wyrzucony z pubu w swojej okolicy z powodu agresywnego zachowania. W sobotę miał też atakować rasistowskimi obelgami syna swego sąsiada.

Według świadków po wjechaniu w grupę ludzi obok meczetu mężczyzna krzyczał: „Zabiję wszystkich muzułmanów” i mówił do ofiar, że „należało wam się to”.

Zdarzenie było czwartym od marca atakiem w Wielkiej Brytanii określanym przez policję jako terrorystyczny oraz trzecim, podczas którego wjechano pojazdem w przechodniów. Poprzednich ataków dokonywali islamiści, zginęło w nich w sumie 35 osób.

Jak zauważa AFP, w wyniku zamachów dokonywanych lub inspirowanych przez IS w Wielkiej Brytanii wzrosła liczba incydentów i przypadków agresji wymierzonych w muzułmanów. W samej stolicy od zamachu z 22 marca na Moście Westminsterskim liczba antymuzułmańskich incydentów wzrosła pięciokrotnie; jak informował burmistrz brytyjskiej stolicy Sadiq Khan, dziennie dochodzi średnio do 20 takich zajść.

PAP/LK

Projekt euroislamu poniósł spektakularne fiasko, a władze krajów Europy Zachodniej są zdolne jedynie do pustych gestów

Prof. Bassam Tibi, twórca koncepcji integracji wyznawców islamu w Europie, po 25 latach sam się wycofał ze swych dawnych postulatów – w Poranku Wnet mówił Jan Wójcik, red. nacz. portalu euroislam.pl.

Jan Wójcik opowiedział w Poranku Wnet o koncepcji niemieckiego politologa syryjskiego pochodzenia, której celem miało być wtopienie ludności muzułmańskiej w społeczeństwa Zachodu. – Zgodność chciano osiągnąć przez odejście od dżihadu i szariatu oraz zasady wzywania do islamu. [related id=”25486″]

Później sam Bassam Tibi zobaczył wzmaganie się islamu „chuścianego”, radykalnego i fundamentalistycznego. Zwracał też uwagę na winę urzędników europejskich, którzy źle prowadzili dialog, zapraszając do dyskusji islamistów, zamiast przedstawicieli umiarkowanych muzułmanów – kontynuował gość Poranka Wnet.

W rozmowie brał udział także przedstawiciel Polonii brytyjskiej, Sławomir Wróbel, który na co dzień obserwuje skutki napływu muzułmanów do Europy. – Muzułmanów modlących się publiczne widać na ulicach Londynu i większości pozostałych dużych miast Wielkiej Brytanii. Zwłaszcza w ramadanie jest to codzienność – mówił.

– Polacy mieszkający na Wyspach, niezależnie od preferencji politycznych, w jednej sprawie są zgodni: nie można przyjmować imigrantów do Polski. Mogli się już bowiem przekonać na własnej skórze, do czego prowadzi multikulturalizm – stwierdził rozmówca Witolda Gadowskiego.

Zapraszamy do wysłuchania audycji.

aa