Był Schulz i nie ma Schulza – powiedział Piotr Cywiński komentując proces powstawania rządu w Niemczech

Zdaniem dziennikarza tygodnika wSieci pozycja kanclerz Merkel po wynegocjowaniu koalicji z SPD jest znacznie osłabiona, a jej partia CDU musiała oddać koalicjantom z SPD ministerstwo finansów.

Piotr Cywiński zaznaczył, że po fiasku rozmów koalicyjnych z liberałami i zielonymi dla Angeli Merkel: Ostatnią deską ratunku dla sformowania rządu, było ponowne utworzenie wielkiej koalicji z socjalistami. Martin Schulz początkowo obłudnie zadeklarował przejście do opozycji, ale od zawsze był zwolennikiem wielkiej koalicji, która pozwoliłaby mu utrzymać się na świeczniku polityki, mimo porażki w wyborach, a Martin Schulz miał nadaję, że dostanie stanowisko szefa dyplomacji.

Martin Schultz doprowadził do porozumienia z chadekami, ale nacisk dołów partyjnych zmusił go do zrzeczenia się funkcji przewodniczącego SPD i zadeklarował, że będzie tylko szefem dyplomacji, ale wtedy do ataku ruszyła wewnętrzna opozycja. W efekcie zdruzgotany i obrażony Schultz podkreśli, że nie będzie brał udział w nowym rządzie – podkreślił gość Poranka Wnet.

Jak podkreślił Piotr Cywiński, los nowej koalicji ciągle nie jest przesądzony: Nie jest pewne, że członkowie SDP zatwierdzą umową koalicją. Jeśli jej nie poprą, to czekają nas przedterminowe wybory, bo chadecy nie godzą się na rządy mniejszościowe. Angela Merkel podkreśliła, że chce rządzić do roku 2021 roku, co byłoby rekordem w powojennej historii Niemiec.

W Poranku Wnet Piotr Cywiński, dziennikarz przez wiele lat pracujący jako korespondent akredytowany w Bundestagu, relacjonował trwająca w środowisku socjalistów walkę o stanowisko szefa ministerstwa spraw zagranicznych. Wśród kandydatów jest obecny szef dyplomacji Sigmar Gabriel, oraz minister sprawiedliwości Heiko Maas i wiceszef Bundestagu Thomas Oppermann

Kanclerz wychodzi z całej tej sytuacji mocno osłabiona. Sami socjaldemokracji żartowali, że jeszcze pól dnia negocjacji a oddałaby stanowisko kanclerza. W ramach umowy koalicyjnej socjaliści obejmą ważne stanowisko ministra finansów – podkreślił w Poranku Wnet Piotr Cywiński.

 

ŁAJ

Ryszard Czarnecki: Skończyły się czasy, kiedy Berlin i Paryż mogły rozgrywać państwa Europy środkowej

Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego podkreślił, że sprawa procedury z art. 7 traktatu o UE nie ma dla Polski większego znaczenia, bo nie przyniesie ze sobą żadnych konsekwencji ekonomicznych.

Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego na antenie Radia Wnet komentował pierwszą wizytę zagraniczną premiera Morawieckiego na Węgrzech – To jest sygnał, że inwestujemy nie w sojusze egzotycznie, ale w silne relacje w regionie. Sytuacja dzisiaj jest nie porównywalna z sytuacją, która miała miejsce wczoraj i dzisiaj. Dzisiaj stawiamy na współpracę, a nie na zdradzanie sojuszników co miało miejsce za przednich rządu w ramach negocjanci nad polityką imigracyjną. W polityce zdrady zawsze wychodzą „bokiem”. To nie znaczy, że nie różnimy się z Czechami, Słowakami czy Węgrami, bo są takie różnice, ale jak powiedział jeden z były premierów Czech „im bardziej nasi zachodni sąsiedzi pytają dlaczego tak silnie współpracujemy w ramach Europy środkowej, to tym bardziej powinniśmy zacieśniać współpracę”. Skończyły się czasy kiedy Bruksela, Berlin, Paryż mógł rozgrywać kraje naszego regionu, rozmawiając z każdą stolicą osobno. To się skończyło, teraz rozmawiamy blokiem.

Gość Poranka Wnet odniósł się również do wczoraj spotkania kierownictwa PiS – Rozmawiamy, o tym co było wcześniej planowane przez prezesa PiS i premiera Mateusza Morawieckiego, czyli o zmianach w rządzie. Nie chcę mówić o tych zmianach, bo umówiliśmy że o tych zmianach poinformują prezes i premier, ale te zmiany zajdą „wnet”.

Ryszard Czarnecki podkreślił, że działania rządu niemieckiego mogą wynikać z poważnego kryzysu politycznego – Dzisiaj Niemcy mają najpoważniejszy kryzys rządowy w swojej powojennej historii. Kanclerz dostała żółtą kartkę od wyborców. Kanclerz nie jest w stanie sklecić rządu od czterech miesięcy i Berlin trochę jak Moskwa, kiedy ma problemy wewnętrzne to staje się coraz mocniej aktywna na zewnątrz, atakując Polskę.

Zadaniem gościa Poranka Wnet, zmiana na stanowisku kanclerza w Niemczech może przynieść tylko zmiany na gorsze dla Polski – Bardzo krytycznie oceniam politykę Angeli Merkel, jej błędy w polityce imigracyjnej, bo zaproszenie miliona migrantów do Niemiec, to była jakaś pomroczność jasna, ale obawiam się, że następca obecnej kanclerz, będzie bardziej sceptyczny i mniej rozumiejący specyfikę Polski. Ale należy obserwować w Niemczech te środowiska polityczne, które mówią, że trzeba zastanowić się nad integracją w ramach Unii Europejskiej.

Osłabienie pozycji Merkel i brak rząd to wzmocnienie roli Francji i Macrona, który mimo problemów wewnętrznych, zyskuje znacznie na arenie Europejskiej – podkreślił gość Poranka Wnet.

Tematem rozmowy była również polityka Kremla w roku wyborów prezydenckich w tym kraju – Rosja jest w tej chwili w najgorszej sytuacji od upadku ZSRR, i dlatego ucieka w kierunek ekspansywnej polityki zagranicznej. Rosja im słabsza wewnątrz tym bardziej aktywna na zewnątrz. Rosjanie grają znacznie powyżej tego co mają w kartach, a zachód często się na to nabiera.

Ryszard Czarnecki mówił również o polskich propozycjach rozwoju Unii Europejskiej – Chcemy Europy zjednoczonych narodów, a nie jednego super państwa, nie chcemy wzrostu kompetencji Brukseli, bo na tym zyskują największe dwa państwa, to jest Niemcy i Francja, a taką także te duże jak Polska.

Nie uważam, żeby debata nad art. 7 była ważna, nie ma żadnych szans na sankcje wobec Polski nie ma konsekwencji ekonomicznych więc sprawa nie ma większego znaczenia – powiedział na koniec wywiadu Ryszard Czarnecki.

 

ŁAJ

Wizyta premier Beaty Szydło w Paryżu. Aspekty relacji polsko-francuskich / Zbigniew Stefanik z Francji w Poranku WNET

Ponownie został nawiązany dialog między Polska a Francją. Media francuskie tego nie zauważyły, ale wizyta odbyła się w dobrej atmosferze. Zasadnicza jest różnica co do wizji Unii Europejskiej.

Trudno powiedzieć, czy doszło do jakichś ustaleń i czy mamy postępy w jakichś kwestiach spornych. Trudno jednak o płaszczyznę porozumienia, gdyż różnic nadal pozostaje bardzo wiele.

Emmanuel Macron próbuje tylnymi drzwiami wprowadzić do Unii Europejskiej protekcjonizm gospodarczy i myśli o Unii Europejskiej kilku prędkości. Wydaje się koncentrować na integracji państw Europy Zachodniej czy też tych państw, które należą do strefy euro. Jest to niezgodne z polskim interesem politycznym i gospodarczym.

Warto zauważyć, że stosunki polsko-francuskie mogłyby być budowane na kilku płaszczyznach. Zdaje się, iż Francja i Polska podzielają to samo stanowisko, jeśli chodzi o Rosję Władimira Putina. Stosunki francusko-rosyjskie pogarszają się z tygodnia na tydzień, jeśli nie z dnia na dzień. Emmanuel Macron w sposób nieprzychylny patrzy na projekt Nord Stream 2 i na kapitał rosyjski w Europie. Wokół stanowiska na ten temat można znaleźć jakieś porozumienie.

[related id=45516]Emmanuel Macron przyjął wobec Donalda Trumpa strategię, że ważne jest to, co nas łączy, a to co dzieli, odkładamy na dalszy plan. Tak się właśnie stało, jeśli chodzi o wojnę z Państwem Islamskim, w której USA i Francja współpracują i ponoszą jej największe koszty. W kwestiach klimatycznych natomiast oba państwa zachowują odrębne stanowiska. Na takiej zasadzie można by budować stosunki polsko-francuskie.

Emmanuel Macron został zaproszony do Polski. Właściwie relacje polsko-francuskie cierpią przez falę nieporozumień i niepotrzebnych wypowiedzi. Tym, co może pomóc, jest wzajemne poznanie się. Polacy mało wiedzą o Francji, o jej obyczajach, kulturze politycznej – i vice versa. Warto to zmienić, bo mamy wiele wspólnych interesów.

Inny aspekt to kryzys polityczny w Niemczech. Prezydent Emmanuel Macron próbuje go wykorzystać, aby przejąć polityczne przywództwo w Europie, ponieważ nawet jeśli Angela Merkel utrzyma stanowisko kanclerza, jej pozycja będzie dużo słabsza.

Kolejną kwestią jest to, że Francja, być może, będzie dążyć do reaktywacji Trójkąta Weimarskiego. Polska może być wtedy zauważona jako istotny gracz w Europie Środkowej i Wschodniej.

Nie wiadomo, które z tych scenariuszy się sprawdzą, ale dialog między Polską a Francją został nawiązany i warto go rozwijać.

Zbigniew Stefanik

Rozmowa miała miejsce w części czwartej Poranka WNET 24 listopada 2017 r.

Skrzydło konserwatywne CDU chce, by Angela Merkel ustąpiła z szefostwa partii

Jan Bogato | fot. z archiwum autora

Dzisiaj CDU i CSU to nie chadecja, ale partie lewicowe z pewnym historycznym bagażem. Równie dobrze można tych „chadeków” nazwać monarchistami. Przecież Angelę Merkel czasem tytułuje się cesarzową.

Do tej pory kanclerzem Niemiec jest Angela Merkel. Prawdopodobnie będzie nim dalej. Poprzednio rozmowy w sprawie zawarcia koalicji trwały trzy miesiące. Tym razem może to być dłużej ze względu „na te różne kolory – Jamajkę, która ma powstać między Odrą a Renem”.

Angela Merkel ma problem jako szefowa partii CDU. Jej skrzydło konserwatywne – Przełom Wolnościowo-Konserwatywny” – twierdzi, że Angela Merkel nie sprawdziła się jako szefowa partii i powinna ustąpić. Szef tej frakcji, głosząc potrzebę rozdzielenia funkcji szefa partii i szefa rządu, chce więc przyjęcia modelu polskiego. Byłaby to w Niemczech mała rewolucja. [related id=42561]

O CDU i CSU potocznie mówi się, że to chadecja. Dzisiaj jednak jest to partia lewicowa z pewnym historycznym bagażem. Równie dobrze można tych „chadeków” nazwać monarchistami, zwłaszcza że Angelę Merkel tytułuje się czasem cesarzową.

Najpierw musi dogadać się CDU z CSU, a potem z FDP i Zielonymi. Między CDU i CSU są dość duże tarcia. Są też konkretni kandydaci na szefów partii CDU. A szef CSU oczekuje, że CDU oczyści atmosferę zanim zostaną rozpoczęte rozmowy sondażowe. Znaczy to, że jeszcze nie zostały one rozpoczęte.

Jak twierdzi szef CSU stosunki z CDU są jednak dobre. Co zatem musi być wyjaśnione? Imigracja… długo długo nic i – bezpieczeństwo… długo, długo nic, i – Europa…, a dalej kwestie socjalne.

Model polski może więc być dla Niemiec bardzo dobrym rozwiązaniem.

Jan Bogatko

Felietonu można posłuchać w części trzeciej Poranka WNET.

Krajobraz powyborczy. Niemcy znowu są podzielone niewidocznym, ale wyczuwalnym murem na wschód i na zachód

Trzęsienia ziemi w Niemczech nie było, ale ono nastąpi, zwłaszcza jeśli koalicja CDU-SPD przetrwa – mówi Jan Bogatko, który często w Niemczech słyszy, że to jest najlepsza alternatywa dla Niemiec.

[related id=39396]- Kilka miesięcy temu zadzwoniono do mnie i z drżeniem w głosie pytano, co to będzie, jak Martin Schulz z SPD wygra wybory w Niemczech i zostanie kanclerzem. Potraktowałem to jako dowcip tygodnia i jak okazuje się, słusznie – powiedział Jan Bogatko. Korespondent Radia Wnet z Niemiec nazwał wywody Schulza sprzed kilku miesięcy o tym, co zrobi, gdy obejmie urząd kanclerski, metodą „z imaginacji na koronację”, co, jak sądzi, było wynikiem braków w wykształceniu. Dodał przy tym, że Schulz i jego SPD to jeden z największych przegranych tych wyborów.

– CDU/CSU poniosła większą porażkę, bo aż minus 8,6 procent, co jest wielką stratą i to musi bardzo boleć – ocenił Jan Bogatko. Jego zdaniem obydwie partie tworzące tak zwaną wielką koalicję „dostały w tych wyborach lanie”.

Mimo to partie te nadal mają parlamentarną większość i mogą kontynuować swoje rządy w Niemczech. Korespondent zaznaczył przy tym, że pojawiają się głosy mówiące o tym, iż kontynuacja rządów przez te dwa ugrupowania nie wchodzi w grę, bowiem na horyzoncie kształtuje się nowy alians zwany potocznie w Niemczech jamajkańskim, czyli koalicja CDU/CSU z liberałami z FDP i Zielonymi.

– Oczywiście jest to arytmetycznie możliwe, ale nie wiem, czy panie i panowie, pardon, towarzysze i towarzyszki z SPD tak szybko chcieliby zrezygnować z rządowych synekur w fotelach i wygodnych biurach w dzielnicy rządowej w Berlinie. To jest bardzo mało prawdopodobne – ocenił Bogatko.

– Czy wielki sukces wyborczy sprawi, że AfD rozwinie skrzydła? Chyba tak. W tej chwili Niemcy znowu są podzielone niewidocznym, ale wyczuwalnym murem na wschód i na zachód – powiedział korespondent, wyjaśniając, że we wschodnich landach Niemiec króluje AfD – „jutrzenka”, jak się określa w Niemczech to ugrupowanie.

Przyznał, że pewien wzrost odnotowała również FDP, „która kiedyś była świetną partią”, ale przestała być partią liberalną i skręciła na lewo, stając się „lewicowo-liberalną” tak jak wszystkie partie wcześniej rządzące w RFN.

W niemieckim Zgorzelcu głosowano podobnie jak we wschodnich landach, gdzie: CDU/CSU uzyskała 26,7 procent; SPD 9,3 procent; Linke, czyli „komuniści, którzy unikają tej nazwy jak diabeł święconej wody”, 14 procent; Zieloni 2,9 procent,;FDP – 7 procent, co „jest pewnym zaskoczeniem jak na partię, która kiedyś była ugrupowaniem kapitalistów i obszarników”; AfD – 32,9 procent, „a więc absolutny lider, i to samo znajdujemy w wielu powiatach nie tylko na terenie Saksonii, ale całych wschodnich Niemiec, co jest wynikiem zaskakującym dla wielu”.

Jan Bogatko zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiadomo, kto będzie rządził poza CDU/CSU.

– Bundestag ma 111 miejsc więcej niż to było przed wyborami – powiedział, dodając, że jest to możliwe ze względu na specyfikę ordynacji wyborczej, która zakłada, że każdy wyborca ma dwa głosy – jeden oddaje na konkretną osobę, drugi na ugrupowanie. To powoduje, że liczba miejsc w Bundestagu jest ruchoma i są tak zwane nadwyżkowe mandaty. – Tu jest szalone pole do popisu i można korygować w stronę właściwą tak, żeby wszystko się zgadzało, i jak to mówią Niemcy – „die Rechnung muss stimmen” (rachunek zgadzać  się musi) – powiedział Bogatko. Jego zdaniem sukces wyborczy AfD to wynik szalonego niezadowolenia z dotychczas rządzących.

– Przede wszystkim z polityki odnoszącej się do osadników, po prostu wschodnim Niemcom się to bardzo nie podoba. Inaczej jest w zachodnich Niemczech, gdzie się już przyzwyczaili do burek na ulicach i wydaje im się, że jest to nowoczesny strój ludowy podobny do zielonych fraczków, które nosi niemiecka arystokracja czy plutokracja na przyjęciach ogrodowych latem – zażartował korespondent.

Przypomniał, że sukces wyborczy AfD jest, przede wszystkim, sukcesem mimo szalonego ataku, jaki przypuszczono na to ugrupowanie w trakcie kampanii wyborczej, oskarżając je o ksenofobię, homofobię i skrajny populizm.

– Tego rodzaju inwektywy przyniosły tej partii popularność – ocenia Jan Bogatko, przypomninając, że do najbardziej kontrowersyjnych wypowiedzi polityków AfD należała ta dotycząca dumy z Wermachtu. – Powiedzmy sobie szczerze, to są Niemcy, no w końcu z czego oni mają być dumni? No może mogliby powiedzieć, że są dumni z Volkswagena, ale to może przyniosłoby wzrost notowań o jakieś … 0,2 procent.

– Trzęsienia ziemi w Niemczech nie było, ale ono nastąpi, zwłaszcza jeśli koalicja CDU-SPD przetrwa i znowu będzie rządzić – powiedział Bogatko, który często w Niemczech słyszy, że to jest najlepsza alternatywa, aby ugrupowania będące u steru władzy się nie zmieniały. Jego zdaniem AfD nie jest ugrupowaniem „bardzo dla Polski nieprzychylnym” i postrzeganie tej formacji w ten sposób jest popadaniem w stereotypy.

– AfD nigdy nie była antypolska, nigdy nie było żadnych działań przeciwko Polsce ze strony tej partii, żadnych wypowiedzi, które by obrażały Polskę czy Polaków, czego nie można powiedzieć o koalicji rządzącej w Niemczech, która miała duży wpływ na to, co się działo zarówno w Brukseli, jak i Strasburgu w odniesieniu do Polski, jak i też jej łajania na forum Parlamentu Europejskiego – zauważył Bogatko. – Należy zatem zastanowić się nad tym, co będzie w przyszłości, a także jak dobierać sojuszników za zachodnią granicą.

[related id=39481]Jego zdaniem stanowisko kanclerz Niemiec Angeli Merkel jest niezmienne od lat, bowiem liczą się przede wszystkim interesy państw członkowskich UE, a Niemcy mają swoje interesy i będą je forsować. Ze względu na przewagę nasz zachodni sąsiad może wiele za pośrednictwem UE zdziałać na swoją korzyść. Polska przede wszystkim musi zachować spokój, rozmawiać z każdym i przekonywać do swoich racji.

Wielu byłych kolegów partyjnych kanclerz Merkel zmieniło ostatnio barwy i aktualnie reprezentują oni swoich wyborców z ramienia AfD. Ugrupowanie to w ciągu ostatnich czterech lat zmieniło się z partii intelektualistów w partię ludową. Jan Bogatko uważa, że głosy przychylne Polsce o wiele częściej słyszy się z AfD niż pozostałych ugrupowań ze sceny politycznej Niemiec.

MoRo

Rozmowa z Janem Bogatką w części szóstej Poranka WNET

Cały Poranek WNET

 

Po wyborach w Niemczech: Przegrane partie przyznają się do winy, ale nie podają prawdziwych powodów złych wyników

W Poranku WNET w rozmowie ze Sławomirem Ozdykiem o wynikach wyborów do Bundestagu – czy mogą one zmienić nastawienie Niemiec do Polski, a także o tym, jaka koalicja może powstać po wyborach.

Sławomir Ozdyk, doktorant z Uniwersytetu Szczecińskiego na co dzień pracujący w Berlinie, w dzisiejszym Poranku WNET skomentował wyniki niedzielnych wyborów do Bundestagu.

AfD, która zajęła trzecie miejsce w wyborach z wynikiem 12,5 procent, przy prezentacji powyborczych wyników pokazywana była na miejscu piątym. Sławomir Ozdyk wyjaśnił to tym, że obecnie, tak jak po wyborach regionalnych, w których AfD osiągnęła podobny wynik, po ogłoszeniu wstępnych rezultatów wyborów nastąpiła akcja propagandowa. Do niej zaliczyć można takie manipulacje socjotechniczne.

SPD zaliczyło najgorszą „wpadkę” od zakończenia drugiej wojny światowej, CDU/CSU drugą, a CSU w Bawarii najgorszy w historii wynik. Sławomir Ozdyk stwierdził, że w tej chwili nie jest ważne, ile głosów zdobyła AfD, gdyż nie wejdzie do koalicji rządowej i nie będzie miała wpływu na podejmowane decyzje. Ważne jest, ile procent głosów ubyło partiom do tej pory rządzącym. Ciekawe , że dobry wynik osiągnęła FDP, która przez ostatnie cztery lata nie była w parlamencie. Świadczy to o tym, że wielu wyborców, niezadowolonych z dotychczasowych rządów, nie zagłosowało na AfD (określaną we wszystkich mediach jako skrajnie prawicowa, neonazistowska, populistyczna, antyislamska itd.), ale właśnie na FDP. Teraz wszystko będzie się robić, żeby umniejszyć znaczenie AfD.

W pierwszych wypowiedziach partii przegranych dominuje przyznanie się do winy, ale bez ujawnienia właściwych powodów złych wyników. Bardzo mało mówi się bowiem o kryzysie migracyjnym.

Gość Poranka uważa, że bardzo trudne będzie teraz stworzenie koalicji. SPD, która osiągnęła wynik 20,5 procent, ustami jej przewodniczącego Martina Schulza już ogłosiła, że przechodzi do opozycji. Utrudni to działanie AfD, gdyż wtedy to SPD będzie główną partią opozycyjną, co da jej pewne przywileje w Bundestagu.

W nowej konfiguracji w parlamencie na pewno próby naprawiania polskiej rzeczywistości nie będą teraz tak intensywne, jak dotychczas. Wczoraj jednak jedna z głównych przedstawicielek Zielonych powiedziała, że Europę trzeba wzmacniać, w szczególności wzmacniać opozycję w Polsce i na Węgrzech. Prawdopodobne jest, że powstanie teraz koalicja tzw. Jamajka – CDU/CSU, FDP i Zielonych. Zieloni na pewno nie są przyjaciółmi Polski. Stosunkowo dobrze, że kanclerzem będzie Angela Merkel, gdyż jest ona bardzo pragmatycznym politykiem. Jednak – jak powiedział Sławomir Ozdyk – nie możemy być pewni, że o nas w Niemczech zapomną.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy w drugiej części Poranka WNET z Gdańska.

JS

Agaton Koziński o dzisiejszych wyborach w Niemczech: Angela Merkel pozostaje bezalternatywna 

Coś, co mocno przetasuje niemiecką scenę polityczną, to wynik AfD – powiedział publicysta nt. rosnącej w siłę partii, która może zająć trzecie miejsce w Bundestagu i startować w kolejnych wyborach.

[related id=39374]”Scenariusze wydają się bardzo proste, Angela Merkel zwycięży” – powiedział PAP publicysta „Polska The Times” Agaton Koziński, przewidując wyniki wyborów w Niemczech. I dodał: „Pytanie, z jak dużą przewagą, ile będzie jej brakowało do samodzielnej większości i w zależności od tego będzie szukała koalicjanta”.

Jak stwierdził Koziński, naturalnym koalicjantem, z którym blok CDU/CSU współpracuje od zawsze, jest liberalna partia FDP. „Ona w poprzednich wyborach do Bundestagu nie weszła, nie przekroczyła progu 5 proc.” – mówił. W ocenie publicysty teraz wszystko wskazuje na to, że ten próg FDP przekroczy, bo – jak powiedział – „sondaże pokazują, że podchodzi niemal pod 10 proc., tak że wynik bardzo dobry i być może ten wynik wystarczy, żeby była samodzielnym koalicjantem współpracującym z partią Angeli Merkel”.

„Jeżeli nie, to naturalnym krokiem będzie również zaproszenie Zielonych, którzy też mają szansę na przyzwoity, kilkuprocentowy wynik” – przewidywał Koziński. Jak tłumaczył: „Angela Merkel po wprowadzeniu swojej polityki 'Energiewende’, tj. zamknięciu elektrowni atomowych w kraju i otwarciu się na odnawialne źródła energii, zyskała dużo w oczach Zielonych, stała się ich naturalnym koalicjantem”.

To, zdaniem publicysty, powoduje pewne odwrócenie sojuszy. „Zieloni do tej pory byli naturalnym sojusznikiem SPD, teraz mogą być sojusznikiem CDU/CSU”- zaznaczył.

Według opinii Kozińskiego trzeci możliwy po wyborach scenariusz, a jednocześnie najmniej prawdopodobny, to wielka koalicja, czyli współpraca dwóch największych graczy – CDU/CSU z SPD.

„Wprawdzie Martin Schulz, który przejął przewodnictwo w SPD na początku tego roku, dał jej na początku nowy impuls, ale widać, że ten impuls był bardzo krótkotrwały” – podkreślił publicysta. I dodał: „SPD stopniowo spada w sondażach, szans na zwycięstwo nie ma praktycznie żadnych, kto wie nawet, czy – obserwując trendy – nie będzie musiała martwić się o to, czy uda jej się utrzymać wynik na poziomie 20 procent. Wszystko wskazuje na to, że będzie musiała zadowolić się „tylko kilkunastoprocentowym poparciem”.

„Coś, co mocno przetasuje niemiecką scenę polityczną, to będzie wynik Alternative für Deutschland, nowej partii populistycznej, niektórzy twierdzą, że wręcz ksenofobicznej, usytuowanej na prawo od CDU” – przewidywał Koziński.

Publicysta podkreślił, że „AfD jest partią antysystemową, która miała świetne sondaże w 2015 r., 2016 r., w apogeum kryzysu migracyjnego, potem one się załamały, w pewnym momencie się wydawało, że partia będzie walczyć o to, żeby przekroczyć 5-procentowy próg wyborczy, ale ostatnie sondaże pokazują, że jest całkowicie inaczej”. Jak zaznaczył, partia „odzyskała wigor, w ostatnich tygodniach wyraźnie idzie w górę i można przypuszczać, że nawet będzie się ocierała o wynik rzędu 15 procent”.

To zdaniem Kozińskiego bardzo wysoki wynik i jak mówił: „wydaje się, że 10 proc. przekroczy prawie na pewno i będzie trzecią siłą w niemieckim Bundestagu”.

Publicysta podkreślił, że wtedy AfD dostanie stanowisko wiceprzewodniczącego oraz ekspozycję w mediach przynależną partiom, które mają swoje miejsca w Bundestagu.

„Układanka zacznie się od początku, bo jest to partia całkowicie antysystemowa, niemająca zdolności koalicyjnych, ale z drugiej strony pokazująca, że w Niemczech narasta niezadowolenie z obecnych elit rządzących” – powiedział Koziński.

W jego ocenie obecnie nikt nie jest konkurencją dla Angeli Merkel. „Wydawało się przez moment, że nią będzie Martin Schulz, przewodniczący SPD, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, który był bardzo ostry, bardzo wyrazisty, bardzo radykalny, między innymi bardzo mocno atakował Polskę” – mówił.

Jednak, jak zaznaczył publicysta: „W pewnym momencie zniknął, spadł w sondażach, Angela Merkel pozostaje bezalternatywna”. I kontynuował: „Ona, jako ta bezalternatywna, w tym głównym nurcie zostanie, aczkolwiek widać, że coraz więcej Niemców jest z tego niezadowolonych, szukają innych rozwiązań, które ten polityczny główny nurt rozbiją”.

Koziński przewidywał, że partia AfD może rosnąć w siłę i będzie się przygotowywać do wyborów za cztery lata. „Jeżeli Angela Merkel popełni takie błędy jak w przypadku polityki migracyjnej w 2015 r., jeżeli okaże się, że strefa euro nie jest tak stabilna, jak Niemcy by tego oczekiwali, AfD będzie na tym zyskiwać” – ocenił.

PAP/MoRo

Merkel ostro krytykuje przemówienie Trumpa w ONZ. Odrzuca interwencję militarną na Półwyspie Koreańskim

Kanclerz Niemiec ostro skrytykowała wystąpienie prezydenta USA  na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Zaznaczyła, że Niemcy odrzucają militarne rozwiązanie konfliktu z Koreą Północną.

W wywiadzie dla telewizji Deutsche Welle Merkel odnosząc się do groźby wypowiedzianej przez Trumpa, że w przypadku ataku ze strony KRLD Stany Zjednoczone będą zmuszone „całkowicie zniszczyć” ten kraj, Merkel powiedziała: „Jestem przeciwna takiej groźbie. Muszę powiedzieć w imieniu swoim i rządu: uważamy każde militarne rozwiązanie za absolutnie niewłaściwe, stawiamy natomiast na zabiegi dyplomatyczne”.

Jak podkreśliła, właściwą odpowiedzią na politykę władz w Pjongjangu są sankcje. „Wszystkie inne (działania) z związku z Koreą Północną uważam za błędne” – zaznaczyła szefowa niemieckiego rządu. „W tej kwestii (między mną) a amerykańskim prezydentem istnieje wyraźna różnica zdań” – powiedziała Merkel.

Merkel potwierdziła gotowość niemieckiego rządu do włączenia się w zabiegi mające na celu rozwiązanie konfliktu dotyczącego programów zbrojeniowych reżimu w Pjongjangu. „Chociaż (Korea Płn.) jest od nas daleko, to konflikt ten dotyczy nas. Jestem gotowa, podobnie jak minister spraw zagranicznych, do wzięcia na siebie odpowiedzialności” – zadeklarowała.

Jej zdaniem należy, podobnie jak w negocjacjach z Iranem, prowadzić rozmowy z Koreą Płn., w których powinny uczestniczyć Rosja, Chiny i USA. Merkel zaznaczyła, że Niemcy od czasów NRD posiadają przedstawicielstwo dyplomatyczne w Pjongjangu, a Korea Północna ma swoją ambasadę w Berlinie. Niemcy mają też bliskie kontakty z Chinami, Japonią, Koreą Południową, a także z USA.

Przypomniała, że we wrześniu 2013 roku w jednym z berlińskich hoteli prowadzone były tajne negocjacje przedstawicieli USA i Korei Płn.

Na pytanie, czy skontaktuje się osobiście z północnokoreańskim dyktatorem Kim Dzong Unem, Merkel odpowiedziała: „To temat nie na dzisiaj. Nie będę podejmować żadnych nieuzgodnionych kroków”.

Odnosząc się do niedzielnych wyborów do Bundestagu, Merkel zapewniła, że „nigdy nie będzie współpracowała” z Alternatywą dla Niemiec (AfD). Eurosceptyczna i antyislamska partia wejdzie prawdopodobnie po raz pierwszy do niemieckiego parlamentu.

PAP/MoRo

Profesor Piotr Wawrzyk: Komisji Europejskiej nie chodzi o obłożenie nas sankcjami, ale o zmianę władzy

Rząd polski realizuje cele, które realizują wszystkie inne kraje UE. Ten rząd jako pierwszy stara się to robić, ale dla instytucji unijnych jest to nie do zaakceptowania – powiedział prof. Wawrzyk.

Te słowa Piotra Wawrzyka, politologa, profesora nadzwyczajnego w Instytucie Europeistyki na Wydziale Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowyc UW, to komentarz do zapowiadanego na środę spotkania Angeli Merkel z Jean-Claude Junckerem. Według zapowiedzi szefowej niemieckiego rządu podczas jej środowego spotkania z Junckerem w Berlinie omawiana miała być m.in. kwestia praworządności w Polsce. Merkel mówiła we wtorek dziennikarzom, że zależy jej na bardzo dobrych relacjach z Warszawą, lecz w tej sprawie „nie może trzymać języka za zębami”.

„W Niemczech trwa kampania wyborcza, wchodzi ona w ostatnią fazę. Rywalizują między sobą kandydat socjaldemokratów Martin Schultz i kandydatka chadeków, czyli Angela Merkel. Kandydat socjaldemokratów jest zdecydowanym zwolennikiem nałożenia sankcji na Polskę. Mimo że Merkel w sondażach ma nad nim przewagę, to jednak walczy o każdy głos. Stąd swego rodzaju zmiana retoryki ze strony kanclerz. Wcześniej nie wypowiadała się na ten temat. Zresztą Angela Merkel słynie z ostrożności w doborze słów i w krytykowaniu innych i nie chce zaszkodzić wzajemnym relacjom, ale w tym przypadku bieżąca sytuacja wewnętrzna zmusiła ją do takich, a nie innych działań” – wskazał politolog.

Rozmówca PAP zaznaczył, że działania Komisji Europejskiej wobec Polski nie są bez przyczyny. „Zmieniło się podejście polskiego rządu do UE. Poprzednie rządy raczej stawiały na to, żeby akceptować to, co się w UE pojawiało na zasadzie +jakoś to będzie w kraju+. A teraz mamy rząd, który stara się bronić polskich interesów, niezależnie od tego, czego sprawa dotyczy. W związku z tym naraziliśmy na wstrząs UE, KE, bo nie są do tego przyzwyczajone. Dlatego starają się zmusić nas do powrotu do tego, co było” – podkreślił prof. Wawrzyk.

Dodał, że „gdybyśmy zgodzili się na przyjęcie imigrantów, to w innych kwestiach też okazałoby się, że nie mamy problemów w relacji z UE”.

„Jest jeszcze inny aspekt – polityka gospodarcza, którą prowadzi rząd. Przede wszystkim udało się obłożyć w połowie zagraniczne, a działające w Polsce banki takim podatkiem, jaki jest w innych krajach. Jednak to nie wszystkim się podoba – przede wszystkim tym bankom, które starają się wpływać na swoje rządy, aby doprowadziły do powstania takiego rządu w Polsce, który mógłby wycofać się z tego podatku” – powiedział prof. Piotr Wawrzyk.

Politolog uważa, że „nie tyle chodzi o chęć obłożenia nas sankcjami, ale o doprowadzenie do tego, żeby Polacy odsunęli się od PiS, dzięki czemu doszłoby do zmiany władzy”.

Profesor Wawrzyk wypowiedział się także nt. negatywnych wypowiedzi prezydenta Francji Emmanuela Macrona wobec Polski.

„Zwróćmy uwagę, że to, co mówił w kampanii negatywnego o Polsce, w jakimś stopniu dało mu zwycięstwo. On nie ma żadnych sukcesów w polityce krajowej. Jest fatalnie oceniany przez Francuzów. To nie jest polityk z krwi i kości. To jest produkt marketingu politycznego w czystej postaci. Zwykle jest tak, że jeżeli produkt jest reklamowany, a nie ma własnych walorów, to stara się podnieść swoje znaczenie przez dyskredytowanie innych, w tym przypadku Polski. O tyle jest to łatwe, że zaczął to robić w kampanii. Może być postrzegany jako konsekwentny w tym zakresie – mówił ekspert.

I kontynuował: „Druga rzecz jest taka, że działa w pewnym sensie na rzecz swoich obywateli. Gdyby udało mu się przeforsować dyrektywę o pracownikach delegowanych, to wtedy automatycznie wyeliminuje polskich pracowników i polskie firmy z rynku francuskiego, a w to miejsce wejdą firmy i pracownicy francuscy. Jestem pewny, że gdy zaczną mu się poprawiać wyniki notowań we Francji, to zmieni retorykę wobec Polski”.

„Rząd polski realizuje cele, które realizują wszystkie inne kraje UE. Przecież każdy kraj broni swoich interesów. Ten rząd jako pierwszy stara się to robić, ale dla instytucji unijnych i innych państw jest to nie do zaakceptowania” – zaznaczył prof. Wawrzyk.

PAP/MoRo

Kampania wyborcza w Niemczech.Przeciwnicy Merkel z Alternative für Deutschland zakłócili jej wiec przedwyborczy

Kilkudziesięciu zwolenników antyimigranckiej partii AfD zakłóciło w sobotę gwizdami i okrzykami przedwyborczy wiec kanclerz Niemiec  i przewodniczącej CDU Angeli Merkel w Quedlinburgu.

Odbywająca się na rynku położonego na przedpolu gór Harz miasta  impreza zainaugurowała kampanię krajowej organizacji CDU w Saksonii-Anhalcie przed wyznaczonymi na 24 września wyborami do Bundestagu. Według CDU w wiecu wzięło udział około 3 tys. ludzi, natomiast według policji o połowę mniej.

Widoczni na obrzeżu zgromadzenia zwolennicy AfD dmuchali w gwizdki i wznosili okrzyki – „Zdrajcy narodu”. Na ich plakatach widać było między innymi napisy: „Idź do swoich muzułmanów”, „Merkel musi odejść” i „Dziękujemy, Merkel” – ten ostatni na białym tle z domalowanymi plamami krwi.

„Paru ludzi nie potrafi tutaj nic więcej niż wrzeszczeć, ale nie damy się temu zwieść” – powiedziała o protestujących Merkel. „Niektórzy uważają, że problemy ludzi w Niemczech można przezwyciężyć i rozwiązać wrzaskami. Ja w to nie wierzę i zakładam, że większość zgromadzonych dzisiaj w tym miejscu także nie wierzy” – zaznaczyła niemiecka kanclerz.

W swym przemówieniu poruszyła także kwestię skandalu spowodowanego nielegalnymi praktykami niemieckich producentów samochodów z silnikami Diesla. Jak wskazała, trzeba naprawić popełnione błędy, utrzymując jednocześnie miejsca pracy w przemyśle motoryzacyjnym. Ludzie, którzy w dobrej wierze kupowali pojazdy z silnikami wysokoprężnymi, nie powinni ponosić kosztów skandalu i „uczynimy wszystko, by zapobiec zakazom jazdy (takich samochodów)” – podkreśliła Merkel.

PAP/MoRo