Osoba, która podpisuje Deklarację LGBT+ pełną wiedzą i świadomością, jest dywersantem wobec społeczeństwa i Ojczyzny

Od ponad 30 lat w związku z pracą misyjną w Afryce mam możność obserwowania, jakie spustoszenie duchowe czyni ideologia gender, niszcząc godność i tożsamość człowieka już od wieku przedszkolnego.

o. Jerzy Garda

Szanowny Panie Prezydencie!

18 lutego 2019 r. podpisał Pan Deklarację LGBT+, dokument od A do Z przygotowany przez lobby mniejszości seksualnych i realizujący postulaty tej grupy. Konsekwencją zrealizowania tych postulatów jest w pierwszym rzędzie wprowadzenie we wszystkich warszawskich szkołach agresywnej edukacji seksualnej typu C, opartej na standardach WHO, które po raz pierwszy były oficjalnie w Polsce prezentowane 22.04.2013 roku na konferencji z udziałem ministra edukacji i ministra zdrowia.

Wiek 0–4 lat: Radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja. Świadomość, że związki są różnorodne; różne koncepcje rodziny.
Wiek 4–6 lat: Związki osób tej samej płci. Szacunek dla różnych norm związanych z seksualnością. Zadowolenie i przyjemność z dotykania własnego ciała (masturbacja/autostymulacja).
Wiek 6–9 lat: Zmiany dotyczące ciała, miesiączkowanie, ejakulacja. Wybory dotyczące rodzicielstwa i ciąży. Mity dotyczące prokreacji. Rożne metody antykoncepcji. Akceptacja różnorodności.
Wiek 9–12 lat: Skuteczne stosowanie prezerwatyw i środków antykoncepcyjnych. Przyjemność, masturbacja, orgazm. Różnice między tożsamością płciową i płcią biologiczną; miłość wobec osób tej samej płci. Akceptacja różnych opinii, poglądów i zachowań w odniesieniu do seksualności.
Wiek 12–15 lat: Podejmowanie świadomego wyboru co do metody antykoncepcji i jej skuteczne stosowanie. Tożsamość płciowa i orientacja seksualna, w tym „coming out”/homoseksualizm. Ciąża (także w związku między osobami tej samej płci). Umiejętność negocjowania i komunikowania się w celu uprawiania bezpiecznego seksu.
Wiek 15 lat: Krytyczne podejście do norm kulturowych/religijnych w odniesieniu do ciąży, rodzicielstwa itp.. Akceptacja różnych orientacji seksualnych i tożsamości. Zmiana możliwych negatywnych odczuć, odrazy i nienawiści wobec homoseksualizmu na akceptację różnic seksualnych. Dokonanie „coming outu” (czyli ujawniania wobec innych uczuć homoseksualnych lub biseksualnych). Struktura rodziny i zmiany, małżeństwa z przymusu, homoseksualizm/biseksualizm/aseksualność, samotne rodzicielstwo. (…)

8.06.2019 roku, na ulice stolicy wyszedł tzw. marsz równości, czyli „ohyda spustoszenia”, w czasie którego doszło do znieważania naszego Boga i Matki Najświętszej. Miały tam miejsce liczne bluźnierstwa, świętokradztwa, profanacje, wyszydzanie wiary, parodiowanie i kpiny z naszych najświętszych świętości z Eucharystią włącznie, przez uczestników tego marszu.

Słowa oceniające to wydarzenie, które padły z Pańskich ust, były nie mniej bulwersujące niż same wydarzenia w czasie marszu! Powiedział Pan: „Było radośnie i kolorowo, dziękuję za mnóstwo pozytywnej energii”.

Te dwa wydarzenia – podpisanie Deklaracji LGBT+ i ocena tzw. marszu równości sugerują następujące wnioski:

1. Osoba, która podpisuje Deklarację LGBT+ i wyraża opinię o „marszu” nie przeczytała, co podpisuje, i nie widziała wydarzenia, które ocenia. W przypadku Prezydenta Stolicy, z którym to urzędem wiąże się autorytet i zaufanie społeczne, jeżeli podpisuje i ocenia bez rozeznania, czyni to nieodpowiedzialnie.

2. Jeżeli czyni to – podpisuje Deklarację LGBT+ i wyraża opinię – z pełną wiedzą i świadomością, jest dywersantem wobec społeczeństwa i Ojczyzny.

Prokuraturze i innym prawnikom pozostawiam ocenę i ściganie przestępstw zgodnie z obowiązującym prawem w tej materii w naszej Ojczyźnie.

Ponieważ deklaruje się Pan, Panie Prezydencie, jako osoba wierząca w Pana Boga w Kościele rzymskokatolickim, a działania Pana są przeciwne Dekalogowi i nauce Kościoła, prowadzi to do zamieszania w umysłach nie tylko u katolików. (…)

Od ponad 30 lat w związku z pracą misyjną w Afryce mam możność obserwowania, jakie spustoszenie duchowe wśród dzieci i młodzieży czyni ideologia gender szerzona przez lobby LGBT, niszcząc godność i tożsamość człowieka już od wieku przedszkolnego.

(…) Na koniec chcę zadać Panu następujące pytanie: Czy Pan chce, aby Polska, zaczynając od Warszawy, była obozem koncentracyjnym dla seksualnych – cielesnych, duchowych, moralnych i psychicznych – zbrodniczych eksperymentów na polskich dzieciach, młodzieży i rodzinach, dokonywanych przez ideologów gender i agresorów LGBT+, tak jak Auschwitz był miejscem zbrodniczych, pseudomedycznych eksperymentów dokonywanych przez niemieckich oprawców na osobach więźniów?

Muszę jeszcze napisać, co w powyższej sprawie ma do powiedzenia nasz Zbawiciel Jezus Chrystus: „Kto by zaś zgorszył jedno z tych maleńkich, które we Mnie wierzą, lepiej by mu było, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i pogrążono w głębinie morskiej. Biada światu za zgorszenia. Muszą bowiem przyjść zgorszenia, wszelako biada temu człowiekowi, przez którego przychodzi zgorszenie” (Mt 18,6–7). (…)

List otwarty o. Jerzego Gardy do Prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego znajduje się na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty o. Jerzego Gardy do Prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Konstytucja dla nauki wprowadza obywateli w błąd, bo to ani konstytucja, ani nie obejmuje w pełni nauki w Polsce

Środki z budżetu przeznaczone na naukę służą tak naprawdę do celów z nauką nie mających nic wspólnego, m.in. do wspierania swoistych agencji nieruchomości o wprowadzających w błąd nazwach naukowych.

Józef Wieczorek

Najwyższa Izba Kontroli co jakiś czas kontroluje instytuty badawcze, publikując swoje raporty. Ostatnio opublikowała raport o kontroli Instytutu Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur, którego „podstawą gospodarki finansowej był najem powierzchni biurowej, a nie działalność merytoryczna, badawczo-naukowa, na którą otrzymywał dotacje”. Mimo złej sytuacji finansowej w instytucie zatrudniano kolejnych pracowników i podwyższano płace. (…)

Raport NIK informuje: „Zgodnie ze Statutem IBRKiK z kwietnia 2017 r. przedmiotem podstawowej działalności Instytutu były badania naukowe i prace rozwojowe w dziedzinie nauk społecznych i humanistycznych. (…) W 2017 r. i 2018 r. Instytut otrzymał także dwie dotacje celowe o łącznej wysokości ponad 11 mln zł (…). Po kompleksowej ocenie jednostek naukowo-badawczych, przeprowadzonej w 2017 r. przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Instytut otrzymał kategorię B, co oznacza poziom akceptowalny z rekomendacją wzmocnienia działalności naukowo-badawczej. Taką samą kategorię miał w latach poprzednich”.

Po kontroli instytutu NIK zwrócił uwagę, że „podstawą gospodarki finansowej Instytutu, od początku 2017 r. do połowy 2018 r., był właśnie wynajem powierzchni biurowych oraz dotacje budżetowe.

W 2016 r. wpływy z wynajmu stanowiły 62 proc. łącznych przychodów, a w 2017 r. blisko 54 proc. Dla porównania przychody z działalności merytorycznej (własnych prac naukowo-badawczych) w 2016 r. stanowiły nieznacznie ponad 3 proc. łącznych przychodów, a w 2017 r. niecałe 9 proc.”.

Zasadne jest zatem pytanie – dlaczego przez lata taki instytut był traktowany jako instytut naukowy, otrzymywał na prowadzenie badań naukowych dotacje z budżetu, oceniany był nie najgorzej! (kategoria B)? Czy nie byłoby zasadne, aby funkcjonował zatem nie jako instytut badawczy, tylko jako agencja nieruchomości, rzecz jasna bez dotacji z kieszeni podatnika, których przecież – jak ciągle słyszymy – nie ma na naukę? Skoro pieniądze z budżetu przeznaczone na naukę służą tak naprawdę do celów z nauką nie mających nic wspólnego, m.in. do wspierania swoistych agencji nieruchomości o wprowadzających w błąd nazwach naukowych, to trudno się dziwić, że na naukę pieniędzy nie starcza.

Taki stan rzeczy to nie jest wyjątek. Osiem lat temu NIK skontrolował 32 instytuty badawcze, informując: „Instytuty badawcze zarabiają na działalności gospodarczej, między innymi wynajmując lokale. Tylko połowa z nich osiąga jakiekolwiek zyski z gospodarowania własnością intelektualną. Choć w przypadku żadnego instytutu nie przekroczyły one 4 proc. ogółu przychodów, to instytucje te nie płaciły podatku dochodowego, zwykle wykorzystując zapisy o zwolnieniu z tytułu prowadzenia działalności badawczej”. (…)

Pozostaje do wykonania jeszcze jeden krok – autonomiczne przekształcenie się organów zarządzających uczelniami w agencje nieruchomości. Jak pokazują przykłady instytutów badawczych, z wynajmu nieruchomości da się utrzymać, a z produkcji wyrobów intelektualnych i tak utrzymać się nie są w stanie.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Instytuty badawcze czy agencje nieruchomości?” znajduje się na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Instytuty badawcze czy agencje nieruchomości?” na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Człowiek oddala myśl o własnej śmierci. Inni umierają, bo taka jest kolej rzeczy, ale mnie to może nie będzie dotyczyć

Z punktu widzenia etyki nie można zabierać życia nienarodzonego tylko dlatego, że taka w tej chwili panuje ideologia. Życie można poświęcić dla sprawy czy za kogoś, ale o tym decyduje jego posiadacz.

Marian Smoczkiewicz

Medycyna wobec życia i śmierci

Obowiązkiem i powołaniem lekarza jest walka z chorobą, cierpieniem, niepełnosprawnością. W momencie śmierci kończy się jego zadanie. Wspomagając w jakikolwiek sposób śmierć, zaprzecza swojemu powołaniu.

Życie i śmierć to dwie wielkie tajemnice ściśle ze sobą powiązane i nierozłączne. Na temat życia mamy już sporą wiedzę, natomiast sprawy związane ze śmiercią są okryte tajemnicą. Większość religii i wierzeń przyjmuje, że życie nie kończy się tu na ziemi wraz ze śmiercią, ale trwa nadal, tylko w innej formie. Filozofowie greccy w starożytności uważali, że umieramy, ponieważ żyjemy, a nie dlatego, że chorujemy. Śmierć zawsze była przedmiotem badań i rozważań filozofów, przyrodników i naukowców różnych specjalności, jak również inspirowała artystów, malarzy, rzeźbiarzy, poetów, pisarzy.

Sama świadomość, że kiedyś odejdziemy, budzi strach. Poczucie sprawiedliwości, przyzwoitości, uczciwości jest głęboko wpisane w nasze sumienie, bez względu na to, czy w Boga wierzymy, czy nie. Mamy poczucie, prawie pewność, że sprawy niezałatwione kiedyś zostaną rozliczone i wygładzone, czyli sprawiedliwości stanie się zadość, a my o tym się dowiemy. To znaczy, że jakieś życie pozagrobowe nas czeka. To jest w nas zapisane.

Człowiek oddala myśl o własnej śmierci. Inni umierają, bo taka jest kolej rzeczy, ale mnie to może nie będzie dotyczyć. Obecna cywilizacja sprzyja takiej postawie i niewygodne problemy, jak śmierć, próbuje usunąć na dalszy plan. Życie jest jedno – głosi – wykorzystaj je maksymalnie dla przyjemności, a problem śmierci rozwiążemy dla ciebie komfortowo. Jak będziesz stary, schorowany, niepełnosprawny i do niczego nie będziesz się nadawał, to zaproponujemy zastrzyk, który rozwiąże twoje i nasze problemy. Proponowane rozwiązania dotyczą jednak tylko wąskiej grupy ludzi żyjących w ustabilizowanych warunkach i na odpowiednim poziomie materialnym (dotyczy to naszej cywilizacji), a nie milionów na świecie, walczących codziennie o przeżycie. Taka filozofia życia i śmierci ma charakter elitarny, jest wygodnicka i destrukcyjna. Prędzej czy później, wśród innych współczesnych dziwactw, doprowadzi do upadku naszej kultury i cywilizacji.

W ubiegłym stuleciu znakomity uczony Hans Hugon Selye, biolog i filozof, wprowadził do nauki pojęcie stresu. Stres jako czynnik zewnętrzny lub wewnętrzny działający na nasz organizm jest powszechnie uważany za coś szkodliwego; tymczasem, w rzeczywistości, jest zjawiskiem koniecznym dla prawidłowego funkcjonowania organizmu. Bez bodźców pozytywnych lub negatywnych (oba są czynnikami stresującymi) życie zanika. W związku z tym życie bezstresowe (taka modna teraz ideologia) musi prowadzić do samozagłady. Jednym z dobrych przykładów jest wychowywanie bezstresowe dzieci, co z czasem już u dorosłych osobników prowadzi do depresji i innych tragicznych w skutkach zdarzeń przy jakimkolwiek niepowodzeniu. Śmierć jest bardzo ważnym etapem naszego życia, może najważniejszym, a dla ludzi wierzących – przejściem na drugą stronę i szansą na odebranie nagrody.

Kardynał J. Ratzinger – Papież Senior Benedykt XVI na pytanie dziennikarza, czy boi się śmierci, odpowiada: „W pewnej mierze tak. Z drugiej strony, przy całej ufności, jaką żywię, że dobry Bóg mnie nie odrzuci, im bliżej jestem Jego oblicza, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak wiele popełniłem błędów. Tym samym przygniata mnie ciężar winy, chociaż nie tracę fundamentalnej nadziei”. To jest wskazówka dla nas wszystkich wierzących.

W połowie ub. wieku w Polsce (PRL) wprowadzono ustawę dopuszczającą przerywanie ciąży ze względów społecznych. Wywołało to liczne reakcje zarówno popierające tę ideologię, jak również ostro krytykujące. Kościół w Polsce, jak i środowiska katolickie określiły tą procedurę jako zabijanie dzieci nienarodzonych.

Jako młody lekarz brałem wtedy udział w wykładach prowadzonych przez śp. Ojca Karola Meissnera, benedyktyna etyka, teologa oraz lekarza. Ten znakomity duchowny, z czasem mój przyjaciel, mówił o etyce naturalnej i etyce katolickiej, które nie są ze sobą w sprzeczności. Etyka katolicka tylko pogłębia etykę naturalną przez odniesienie się do Boga. Krótko mówiąc, życie jest wartością najwyższą, niewymierną i dlatego nie może być oceniane jako ważne czy mniej ważne, wartościowe czy bezwartościowe. Z punktu widzenia etyki jako takiej nie można zabierać życia nienarodzonego tylko dlatego, że taka w tej chwili panuje ideologia. Również rodzice są zobowiązani do uszanowania i ochrony życia, które poczęli, bez względu na warunki, jakie mają, poglądy i plany zawodowe czy życiowe. Życie można poświęcić dla sprawy czy za kogoś, ale o tym decyduje posiadacz tego życia, a nie osoby postronne, owładnięte jakimiś teoriami o wyższej cywilizacji. Aborcja etycznie wydaje się jasno zdefiniowana i nie budzi większych wątpliwości.

Drugim ważnym problemem nurtującym współczesne bogate społeczeństwa jest eutanazja, czyli odejście z tego świata w sposób maksymalnie komfortowy (tak nam się wydaje), przy użyciu najnowszych technik usypiania. Wykonują te zabiegi specjalnie przeszkoleni lekarze.

Procedura eutanazji jest obwarowana licznymi przepisami prawnymi, co ma zapobiec nadużyciom. Przepisy stale są uzupełniane, a im ich więcej, tym łatwiej o manipulacje i naginanie do życzeń firm, rodziny itp. Zresztą o jakich nadużyciach tu mówić, jeśli samo założenie jest antyludzkie.

W gruncie rzeczy służy pozbyciu się uciążliwych chorych, którzy zbyt dużo kosztują państwo czy rodzinę. Mówienie, że robi się to dla dobra chorego, jest mało przekonujące. Ideolodzy eutanazji próbują rozszerzyć to pojęcie na inne sytuacje, które powstają w trakcie leczenia. W ten sposób powstało określenie ‘eutanazja bierna’, odnoszące się do sytuacji, w której zaprzestajemy leczenia ze względu na wyczerpanie możliwości leczniczych w stosunku do nieuleczalnie chorych będących w okresie agonalnym. To nie ma jednak nic wspólnego z eutanazją, w której aktywnie doprowadza się do śmierci.

Dwa poruszone tematy – aborcji i eutanazji – są wyraźnie zdefiniowane jako nieetyczne i niehumanistyczne. Można się z tym stanowiskiem zgadzać lub mieć zastrzeżenia.

Ogromny postęp w ostatnich dziesięcioleciach w naukach przyrodniczych, a tym samym w medycynie, otworzył nowe regiony problemów, które nadal oczekują na jednoznaczne lub wyraźne interpretacje ze strony filozofów, etyków, teologów. Sprawa dotyczy pobierania narządów do przeszczepów od osób zmarłych oraz uporczywego leczenia, tzn. podtrzymywania przy pomocy aparatury podstawowych funkcji życiowych organizmu (krążenie, oddychanie) przez długi czas (miesiące, lata).

W latach 60. ub. stulecia tzw. Komisja Harwardzka ustaliła kryteria śmierci mózgowej, którą uznano jako śmierć człowieka. Dawniej uważano za śmierć moment zatrzymania krążenia i oddychania, co generalnie nadal obowiązuje. Jak wiadomo, różne tkanki obumierają w różnym czasie. Przyjęcie terminu śmierci mózgowej pozwoliło na pobieranie w krótkim czasie nadających się do przeszczepu narządów. Zastrzeżenia zgłaszane przez niektórych naukowców co do definicji śmierci nie zmieniają przyjętych zasad. Papież św. Jan Paweł II wspierał dawstwo narządów po śmierci jako dar serca. Z transplantologią łączy się w pewnym sensie problem uporczywego leczenia, czyli podtrzymywania życia przez miesiące, a nawet lata, wykorzystując aparaturę. Ta wspólność oparta jest na pytaniu, kiedy możemy powiedzieć, że chory już zmarł.

Obecnie znany z doniesień medialnych przypadek Vincenta Lamberta z Francji budzi w całym świecie skrajne opinie, szczególnie po decyzji Trybunału Europejskiego o zatrzymaniu permanentnego leczenia. Według doniesień prasowych od ponad roku u tego chorego nie występują żadne oznaki aktywności mózgowej. Czy można tu przyjąć kryteria harwardzkie? Ten pacjent nie jest jedynym takim przypadkiem na świecie. Takie problemy pojawiają się w wielu szpitalach, gdzie trzeba się na coś decydować, najczęściej we współpracy z rodziną. Przy tak zaawansowanej medycynie, nowoczesnej anestezjologii rodzą się stale liczne wątpliwości, np. czy operować schorowanego starca, który po tej operacji już się nie obudzi?

Czy czasem nie oczekujemy od medycyny zbyt wiele? Zmieniły się czasy, zmieniło się społeczeństwo. Teraz dziadków czy babcie, którzy dożyli swoich lat, w ostatniej chwili życia zawozi się do szpitala, w którym często umierają w ciągu jednego dnia, w samotności.

Niestety rodziny wielopokoleniowe w większości przeszły do historii. W takich rodzinach rodziły się dzieci, a starzy odchodzili w otoczeniu bliskich. Warunki się zmieniły i ten typ rodziny już pewnie nie wróci. Niemniej powinniśmy być bardziej świadomi, czego możemy oczekiwać i jak możemy pomóc ludziom będącym u kresu swojej ziemskiej drogi, aby nie musieli się obawiać, że skrócimy im życie w imię wydumanej ideologii, która w zakłamany sposób twierdzi, że to dla dobra zainteresowanego.

Na wiele pytań natury etycznej brak jednoznacznych odpowiedzi. Może postęp w naukach przyrodniczych poszedł zbyt daleko, a nauki humanistyczne pozostały nieco w tyle.

Myślę, że są tacy wspaniali etycy, którzy przebiją się z swoją narracją i wprowadzą do świadomości społecznej reguły i kryteria etyczne, że życie trzeba szanować, a zabijanie innych dla poprawienia swojego komfortu jest drogą prowadzącą do upadku cywilizacji.

Artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Medycyna wobec życia i śmierci” znajduje się na s. 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Medycyna wobec życia i śmierci” na s. 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Skoro Polska tak pięknie się rozwija, to dlaczego przedsiębiorcy płaczą? (2) / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

500-. Oddajcie nasze pieniądze! to piękny program dla prawicowej i patriotycznej opozycji w stosunku do Prawa i Sprawiedliwości, na które zagłosuję na jesieni, bo nie mam na razie alternatywy.

Poprzednim razem podałem trochę danych i obliczeń jednoznacznie dowodzących, że to polscy przedsiębiorcy utrzymują państwo polskie. I to właśnie oni ponoszą koszt ambitnych programów socjalnych obozu Dobrej Zmiany. Utrzymują w sposób bezpośredni i pośredni, poprzez swoich pracowników. Jednak ich punktu widzenia i interesów nie reprezentuje dziś nie tylko socjalistyczny obóz Dobrej Zmiany, ale też żaden z odłamów totalnej opozycji. Bo totalna opozycja chce tylko i wyłącznie odzyskać utracone żerowisko, nawet za cenę utraty państwa. I nie przedstawia żadnego sensownego programu, a tylko licytuje się z Prawem i Sprawiedliwością na jeszcze większe rozdawnictwo. Z kieszeni nieswoich, rzecz jasna.

Dlatego dziś, trochę zazdroszcząc Klaudii Jachirze, przedstawię swój program dla opozycji wobec obozu Dobrej Zmiany. Zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego odcinka, nazwijmy go: 500-. Oddajcie nasze pieniądze!

Taki program jest bardzo potrzebny, bo jak prorokuję od co najmniej dwóch lat, w połowie przyszłej kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości zabraknie w kasie państwa pieniędzy. Zabraknie naprawdę i nie pomoże ich dodrukowywanie (za ostatni rok podaż pieniądza w Polsce wzrosła o 10%). Bo rozhuśta to tylko inflację lub padną prywatne firmy, a tym samym padnie najlepszy polski rząd po roku 1939, nie licząc tego na emigracji. Nie chcąc zatem powrotu totalnej opozycji i totalnej patologii zarazem, zawczasu musimy stworzyć odpowiedzialną opozycję. Odpowiedzialną i patriotyczną. Zatem, jako Wasz odpowiedzialny i patriotyczny główny ideolog, zamysł cały poniżej przedstawię.

500-. Oddajcie nasze pieniądze! to program dla wszystkich Polaków, którzy odrzucają 500+. Bo 500+ to bardzo kosztowna redystrybucja, powodująca jedynie rozrost biurokracji. I kosztująca każdego pracującego Polaka, przedsiębiorcę i pracownika co najmniej 1000 zł miesięcznie – na utrzymanie biurokratycznego półtoramilionowego molocha, który próbuje nam wmówić, że to on jest państwem. Państwem patriotycznym, sprawiedliwym i łaskawym, bo rozdaje lekką ręką.

Polityka jest głupia, nudna i wzbudza u większości normalnych ludzi jedynie obrzydzenie. I tylko z tego powodu politycy mogą nam wszystkim wmówić tak niesłychane dyrdymały, jak te o rozdawaniu przez nich pieniędzy. Gdy tymczasem są to nasze pieniądze, odebrane nam wcześniej i rzeczywiście później rozdawane, po potrąceniu pięćdziesięcioprocentowej prowizji dla zbierających.

Program 500-. Oddajcie nasze pieniądze!, przyniesie co najmniej kilka korzyści wprost. Wymieńmy je:

1.      15 milionów ludzi (= pracowników) w dniu wypłaty dostanie na rękę lub na konto dodatkowe 500 zł lub więcej.

2.      1,6 miliona przedsiębiorców zaoszczędzi na każdym zatrudnionym pracowniku co najmniej 500 złotych.

3.      1,5 miliona osób niepotrzebnie zasilających państwowego molocha biurokracji trafi na rynek pracy, tak spragniony pracownika, że aż wymuszający na władzach państwowych nielimitowany import pracowników z Azji. (Dostałem na mejla taki elaborat z BCC [Bussines Centre Club, czyli Klubu Czerwonych Biznesmenów, w tłumaczeniu na polski] i powiem tak: aż strach się bać).

Program 500-. Oddajcie nasze pieniądze!, przyniesie też kilka korzyści nie wprost:

1.      Wróci do Polski 2,5 miliony naszych rodaków, wypchniętych wcześniej przez nienasycony apetyt państwowego molocha.

2.      Wróci na rynek pracy 2 miliony ludzi szarej strefy, pracujących dorywczo w Polsce i za granicą.

3.      Rząd zajmie się rządzeniem, czyli sprawnym zarządzaniem państwem, a nie odbieraniem nam pieniędzy i fałszywą filantropią. Co za sztuka odebrać wszystkim po 1000 złotych, żeby potem rozdać nielicznym po 500?

4.      Odzyskamy konkurencyjność na globalnym rynku, obniżając drastycznie koszty pracy dla naszych firm.

5.      To w Polsce, dzięki naszej pracowitości i naszym polskim pieniądzom, będziemy wytwarzać narodowy dobrobyt, mając gdzieś unijne i każde inne zagraniczne fundusze, które nas uzależniają i demoralizują. Żeby w końcu doprowadzić nas do ruiny.

Prawda, że piękny program dla polskiej, prawicowej i patriotycznej opozycji w stosunku do Prawa i Sprawiedliwości, na które zagłosuję na jesieni, bo nie mam na razie alternatywy?

Aha, nie liczcie na mnie. Ideolog nie jest od tego, żeby poza światłą ideą cokolwiek tworzyć, wdrażać lub uczestniczyć 🙂

Jan A. Kowalski

Oficerowie i żołnierze Freikorpsu powstania śląskie zaliczyli do plag dręczących Niemcy. Toteż tępili ją bezlitośnie

Działalność rodzimej kadry dowódczej powstań śląskich była wykładnikiem z jednej strony umiejętności wojskowych, z drugiej zaś poglądów politycznych oraz pochodzenia społecznego i narodowego.

Zdzisław Janeczek

W działaniach powstańczych ogółem, według Tomasza Falęckiego, poległo w boju ponad 4000 insurgentów, nie licząc bestialsko pomordowanych przez Grenzschutz, Freikorps Oberland, Organizację Eschericha (Orgesch), Schwarze Reichswehr i „mord kommanda” – sprawców zabójstw zwanych Fememmorde. W toku „wojny toczonej po ciemku” zabijali oni śląskich księży, nauczycieli i działaczy plebiscytowych, jak Piotr Niedurny czy Franciszek Deja.[related id=79207]

O stosowanym w latach 1919–1921 terrorze świadczą szczegóły dotyczące zabójstwa ks. Wincentego Rudy, proboszcza w Makoszycach. Na plebanii przeprowadzono rewizję w poszukiwaniu broni i dokonano rabunku. Ofiarę wyprowadzono z fary do pobliskiego lasu, bijąc kolbami karabinów. W czasie obdukcji zwłok ks. Rudy stwierdzono cztery rany postrzałowe z przodu i jedną w plecach. Według relacji naocznego świadka, kościelnego Antoniego Karwackiego, „dowód ten był straszny z bliska. Prócz tego miał 3 dziury w prawym boku od sztyletu oraz potłuczenia liczne kolbami”. Również ks. Franciszek Marks (Marx) został zamordowany przez Niemców, a ciało jego spalone w gazowni w Kluczborku. Z kolei w Modzurowie członkowie „Ortswehry” zastrzelili ks. Augustyna Strzybnego. M. Piela wspomina także listę nazwisk 94 księży Górnoślązaków, którzy po podziale Śląska w 1922 r. musieli szukać schronienia w polskiej części tej prowincji. Znanego z patriotyzmu ks. Teofila Bromboszcza, biskupa sufragana katowickiego, nękano nawet w okresie II Rzeczypospolitej; 15 II 1923 r. „uzyskał on od starosty pszczyńskiego zezwolenie na noszenie broni” ze względu na zagrożenie życia ze strony Niemców.

Trafnie freikorzystów zobrazował Ernst von Salomon (1902–1972), w tłumaczonej na angielski autobiograficznej powieści Die Geächteten, jako uśmiechniętych młodzieńców w bawarskich kapeluszach z piórkiem, uzbrojonych „w żelazo”, podróżujących koleją na Górny Śląsk, gdzie, jak Josef „Beppo” Römer, zamieniali się w okrutników i morderców.

„Gdzieś z głębi Niemiec ściągali awanturnicy marzący tylko o tym, by bić, bić pałką, kolbą, bagnetem – czym się da. Dudniły buciory kondotierskich jednostek Orgeschu, Oberlandu, von Loewenfelda, von Aulocka, Heinza, Heydebrecka, Paulssena, Kühmego, Rossbacha, Ehrhardta. Gdzie przeszli, tam długo lamentowały śląskie kobiety i dymiły zgliszcza domów”. „Gnębienie ras” (Słowian i Żydów) oraz burzenie nowych porządków nazywali „dobrowolną służbą dla ojczyzny”. Traktowali ją jako akt wywyższenia, który dawał im poczucie siły. Moc czerpali także z poczucia swojej wartości bojowej, bo jak pisał jeden z nich, czuli się zwycięzcami „stu bitew”. Dlatego odmówili ustąpienia ze sceny dziejów. Freikorps, liczący ponad 200 formacji zrzeszających około 400 tys. uzbrojonych mężczyzn, miał stać się decydującym czynnikiem politycznym. Jego oficerowie i żołnierze powstania śląskie zaliczyli do jednej z plag dręczących Niemcy. Toteż tępili ją bezlitośnie. Ich przemarsze znaczyła śmierć i wojenna pożoga. (…)

Powstańcy śląscy oczekują na katowickim Rynku na przybycie marszałka Józefa Piłsudskiego. Fot. ze zbiorów autora

Henryk Kalemba i inni dowódcy zaczęli stawiać pierwsze pomniki ofiarom represji i poległym towarzyszom broni. Świadectwem ich czynu były nie tylko przyznane odznaczenia, lecz także proste brzozowe krzyże pośród żołnierskich kwater. Zapłonęły na pomnikach znicze – symbole życia, a na straży postawiono kamienne orły. Wielu spoczęło we wspólnej mogile. W Katowicach takim symbolem przetrwania w ludzkiej pamięci m.in. stał się Grób Nieznanego Powstańca na placu Wolności (zniszczony przez Niemców podczas II wojny światowej). (…)

H. Kalemba we wszystkich powstaniach potrafił zdobyć uznanie wśród podwładnych. Był trzykrotnie ranny, m.in. w 1919 r. pod Chyrowem i w 1920 r. pod Czeladzią. Jego historia frontowa była bogata i obfitująca w dramatyczne epizody. Niestety brak dokumentów opisujących szczegółowo jego dokonania wojenne. Został odznaczony Orderem Virtuti Militari 5 kl. nr 7847. Dowódca 3 Pułku Powstańczego im. gen. Jana Henryka Dąbrowskiego Rudolf Niemczyk wymienił go pośród najbardziej cenionych organizatorów POW G.Śl. i oficerów (…)

Ślązacy byli na ogół dobrze przygotowani na szczeblu podoficerskim. Nad Niemcami górowali zaangażowaniem i ideowością. Istniał wśród nich duży pęd do pogłębienia wiedzy. Wielu z nich dokształcało się już w czasie pełnienia służby lub działalności publicznej, jak Adam Kocur, który uzyskał nawet tytuł doktora praw, lub Roman Jan Koźlik, prawnik i bankowiec.

Podobnie budował swój awans Henryk Kalemba. Z kolei były dowódca 7. Pułku Piechoty im. Stefana Batorego, Stanisław Mastalerz, uzupełniał własną edukację nawet w okresie emigracyjnym, kończąc w Manchesterze dwuletni kurs ekonomiczny dla spółdzielców-oficerów wojsk sprzymierzonych. Zarówno on, jak i jego koledzy cieszyli się autorytetem u podkomendnych, a także uznaniem i dużą popularnością nie tylko wśród lokalnych społeczności. Ich kariery przypominały awanse w szeregach rewolucyjnej armii francuskiej końca XVIII wieku, której żołnierze, wiernie służąc „małemu kapralowi”, jako synowie karczmarzy i bednarzy zdobywali (średnia ich wieku wynosiła zaledwie 44 lata) stopnie generalskie i buławy marszałkowskie.

Powstania śląskie, w których istotną rolę oprócz ucisku narodowościowego odgrywało poczucie krzywdy społecznej, nosiły znamiona rewolucji i miały charakter plebejski, a więc wykreowały także swoich ludowych bohaterów. Ich zbiorowy wizerunek w krzywym zwierciadle kreśliła współczesna pruska propaganda. Akcentowała ona brak przygotowania zawodowego, pragnienie kariery i chęć przygody jako główny motyw ich działania. Zdaniem sympatyków strony niemieckiej, mianowani oficerowie z POW G.Śl., wywodzący się ze środowisk biedoty miejskiej lub robotników rolnych, byli to „ludzie bez pojęcia o tej służbie”, dla większości których wstąpienie do armii, mimo trudów i ryzyka, było źródłem wyżywienia, schronienia i ubioru. Tacy, którym znudziła się ciężka praca i chcieli posmakować innego, bardziej barwnego życia lub pragnęli uciec przed odpowiedzialnością za młodzieńcze przygody. Według niemieckich publicystów byli pogardzaną, bezkształtną szarą masą, „dziką powodzią”, która zalała na Górnym Śląsku świat wielosetletniej germańskiej kultury. W tym miejscu warto przytoczyć słowa polskiego generała Ignacego Kruszewskiego, że „nie wiek, nie postawa, lecz serce robi żołnierza, a po części i generała”.

Działalność rodzimej kadry dowódczej powstań śląskich była wykładnikiem z jednej strony umiejętności wojskowych, z drugiej zaś poglądów politycznych oraz pochodzenia społecznego i narodowego. Główne jej obowiązki polegały najpierw na działaniu w konspiracji, a później na organizacji walki i dowodzeniu jednostkami frontowymi.

W przypadku działań POW G.Śl., rozległość kompetencji, duża niezależność i swoboda w podejmowaniu decyzji wymagały od dowódców powstańczych baonów i pułków dużych umiejętności i uzdolnień organizacyjnych, operacyjnych, a także walorów osobistych wyższych od

tych, którymi odznaczali się oficerowie niemieccy.

Musieli oni wyróżniać się silnym charakterem, odwagą w podejmowaniu decyzji, uporem i konsekwencją w działaniu, odwagą osobistą, wiedzą teoretyczną i doświadczeniem wojskowym. „Moc woli” i „siła ducha” oraz zapał, poświęcenie, determinacja, oddanie i wrodzone wyczucie terenu to poważne atuty śląskiego oficera. Do tego należało dodać silne poczucie przynależności narodowej i umiejętność kierowania polską pracą propagandową przydatną w walce plebiscytowej.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba – ofiara bezprawia i niechciany bohater” znajduje się na s. 8 i 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba – ofiara bezprawia i niechciany bohater” na s. 8 i 9 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jeśman: Stany Zjednoczone odchodzą od zasad własnej konstytucji. Być może bojkot Izraela będzie niedługo penalizowany

O tym jak postrzega wizytę Trumpa w Polsce i tym jak Ameryka odchodzi od własnych konstytucyjnych wartości mówi Wojciech Jeśman, prezes południowokalifornijskiego Kongresu Polonii Amerykańskiej.

Wojciech Jeśman komentuje zbliżające się spotkanie prezydenta Donalda Trumpa z  prezydentem Andrzejem Dudą. Mówiąc o nastrojach Polaków w Stanach, stwierdza, że „większość Polonii jeszcze nie rejestruje tego faktu”.

Należę do tej raczej sceptycznej grupy, która patrzy na działania amerykańskie jako po pierwsze próbę rozgrywania Polski w kontekście rosyjskim, realizacji aspiracji żydowskich w Polsce, zabezpieczenia ekonomicznych interesów Stanów Zjednoczonych w Europie, jak również być może dostępu do bardzo bogatych polskich zasobów naturalnych.

Członek Kongresu Polonii Amerykańskiej stwierdza, że „Polska jest dla Stanów krajem marginalnym”. Wizyta będzie miała znaczenie propagandowe, jako wsparcie dla PiS-u, „realizującego interesy amerykańskie”. Odnosząc się do sprawy ustawy 447, stwierdza, że trudno oczekiwać, żeby Polonia sama mogła sobie poradzić z tymi roszczeniami. Raport Kongresu w tej sprawie ma zostać upubliczniony w listopadzie.

Takim głównym wątkiem w ostatnim tygodniu było głosowanie anti-BDS Act, to jest akt związany z bojkotem, dezinwestycjami, sankcjami, które są postulowane wobec Izraela za różne ludobójcze działania, jakich się dopuszcza na ludności palestyńskiej.

Głosami 398 za, 17 przeciw i 5 wstrzymujących się przegłosowano uchwałę potępiającą globalny propalestyński ruch wzywający do bojkotu izraelskich produktów i sankcji wobec Państwa Izrael. Jak komentuje Jeśman, tylko 17 kongresmanów opowiedziało się za pierwszą poprawką, gwarantującą każdemu obywatelowi USA wolność słowa. [Rezolucje przeciwko temu ruchowi podejmowano wcześniej we Francji, Niemczech i Kanadzie i 27. różnych stanach amerykańskich. Ruch został z kolei oficjalnie poparty przez RPA, hiszpańską Nawarrę i stolicę Irlandii. – przyp. red.]

Odpowiadając na pytanie o obchody rocznicy powstania warszawskiego, stwierdza, że „nie zamierzam celebrować niczego”, tylko skupić się na aktualnych problemach Polski i Polaków.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!


A.P.

Śląskie gody w gminie Gierałtowice. Wspaniała zabawa i wiele atrakcji dla wszystkich w przedziale wiekowym od zera wzwyż

Na scenie nowatorskie rozwiązania zostały trafnie połączone z bogactwem naszego śląskiego folkloru, z ciętym śląskim humorem i satyrą. Były kulinarne przysmaki śląskiej kuchni, graczki i maszkety.

Tadeusz Puchałka

Nowatorskie pomysły łączyć z tradycją, oto sztuka, której sprostali organizatorzy wspomnianej imprezy. Na scenie tego dnia wystąpiło wiele dziecięcych i młodzieżowych zespołów wokalno-tanecznych. Nie mogło zabraknąć przy tym i historycznych akcentów w postaci koncertów chórów Gminy Gierałtowice oraz solistów tychże zespołów. Były kulinarne przysmaki śląskiej kuchni, graczki i maszkety, a więc nowatorskie rozwiązania połączone zostały trafnie z bogactwem naszego śląskiego folkloru i ciętym śląskim humorem i satyrą. Temperaturę podniósł na początku zespół taneczny Omega, działający przy GOK Gierałtowice.

Super fajer ze szpasym i naszą rodzimą muzyką zaprezentował zespół Kamraty. Przypomnijmy, że kapela tworzy od 1999 roku. Założycielem tej śląskiej gromadki muzyków jest Ryszard Piszczelok, który przewodził na początku zespołowi BAR. Nasz Richat, spominajom członkowie zespołu, gro na gitarze, śpiywo i kludzi tako konferansjerka ze ślonskimi ausdrukami, że tylko podziwiać i zrywać boki. Kapela śląska bez piyknych frelkow istnieć niy może, takoż ze szwarnymi karlusami śpiywajom: Agnieszka Jabłonka i Agnieszka Sus, kero krom tego piyknie gro na klarnecie i organach. O prezencji nie wspominamy; dodam tylko, że ten, kto nie widział, niech żałuje. Dali na gitarze gro wspomniany wcześni Ryszard Piszczelok, a Marek Pieczka to je majster od trąbki i saksofonu, no i momy ślonsko ferajna w komplecie. (…)

Czasu na oddech było niewiele, bo tuż po wspomnianym koncercie na scenie pojawił się nie kto inny jak Grzegorz Poloczek, i już wiadomo, że publika trzymała się za boki od początku do końca występu tejże uwielbianej nie tylko na Śląsku gwiazdy estrady. Na koniec należy wspomnieć o włodarzach gminy i samorządowcach, którzy, podobnie jak publiczność, bawili się wspaniale od początku do końca imprezy. Brawo Gminny Ośrodek Kultury, brawo Gmina Gierałtowice!

Cały artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Śląskie Gody w Gminie Gierałtowice” znajduje się na s. 11 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Śląskie Gody w Gminie Gierałtowice” na s. 11 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rola: Marzy mi się polski YouTube

O cenzurze prewencyjnej w mediach społecznościowych, hipokryzji lewicy i potrzebie budowania polskich mediów mówi Marcin Rola.

Jest to cenzura prewencyjna, jest to zakazane w polskim prawie. […] Nie ma zgody na to, by globalne koncerny łamały polskie prawo.

Marcin Rola komentuje kolejne zablokowanie kanału telewizji wRealu24 przez YouTube. Jak mówi, „jesteśmy czwarty czy piąty raz banowani”. Serwis nie podał powodu swojej decyzji, co uniemożliwia dziennikarzowi naprawienie błędu, jeśli jakiegoś się dopuścił. Telewizja została zablokowana również na Facebooku, za wywiad z Magdaleną Korzekwą-Kaliszuk, w którym padł cytat z Clinta Eastwooda, który miał powiedzieć, że „żyjemy w pokoleniu ciot”.

Nie ma w polskim prawie czegoś takiego jak mowa nienawiści.

Dziennikarz stwierdza, że od decydowania czy ktoś został zniesławiony lub w inny sposób pokrzywdzony są sądy, a nie serwisy międzynarodowe korporacje. Krytykuje hipokryzję środowiska LGBT, które mówiąc o tolerancji „profanuje świętości katolickie”. Dodaje, że w Polsce potrzebna jest specustawa, która wprowadzi „całkowity zakaz cenzury prewencyjnej”. Serwisy społecznościowe, które by ten zakaz łamały, zostałyby obłożone gigantycznymi karami finansowymi.

Im samym powinno zależeć, żeby współpracować z szeroko pojętymi konserwatystami, którzy generują olbrzymie pieniądze, zamiast opowiadać się po jednej, lewicowej stronie.

Rola zauważa, że powstrzymanie cenzury prewencyjnej leży w najlepszym interesie samych mediów społecznościowych, których właściciele, jako biznesmeni nie powinni występować przeciwko znacznej części własnych klientów. Poza tym istotne jest budowanie własnych, polskich mediów na globalną skalę. W tej chwili, jak przyznaje dziennikarz, jest to jeszcze odległa perspektywa, ale jak mówi, „możemy zrobić coś takiego”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Dr Bąkowska-Morawska: Nie dziwi mnie, że Polska nie ma kadry zarządzającej w średnim wieku. Woli zakładać własne firmy

– Osoby najbardziej przedsiębiorcze, które wyjechały z Polski w 2000 r., teraz do niej wracają. Jednak nie chcą zarządzać firmami, a zakładać własne – mówi dr Urszula Bąkowska-Morawska.

 

 

Dr Urszula Bąkowska-Morawska, wiceprezes Zarządu Uzdrowiska Cieplice Sp. z. o.o. Polska Grupa Uzdrowisk, dzieli się swoimi przemyśleniami na temat braku w Polsce kadry zarządzającej w średnim wieku. Uważa ona, że źródła tego problemu należy upatrywać w latach 2000-2001, kiedy to w kraju panowało wysokie bezrobocie.

„Myślę, że ci najbardziej przedsiębiorczy, dynamiczni wyjechali wtedy z Polski. Oni teraz wracają, natomiast też Polska się zmieniła. Nawet jeżeli mają tę wiedzę i wiedzą jak robić pewne rzeczy (…), to nie do końca chcą przejść do firm i zarządzać firmami, tylko chcą tworzyć swoje firmy”.

Gośc Poranka uważa jednak, że kadra zarządzająca w tym wieku może pojawić się w Polsce już niedługo. Powodem tego stanu rzeczy jest fakt, że rozwarstwienie pomiędzy najbiedniejszymi a najbogatszymi obywatelami zmniejsza się. W efekcie chęć pozyskania nowej wiedzy i umiejętności rośnie, ponieważ podstawowe potrzeby są zaspokojone. Wzrasta również chęć dzielenia się swoimi doświadczeniami.

Dr Bąkowska-Morawska opowiada także o tym, jak zaczęła się jej przygoda z Uzdrowiskiem Cieplice oraz o swoim zainteresowaniu ekonomią i przedsiębiorczością.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Gronostaj: W Jeleniej Górze codziennie odkrywam coś nowego

O dziejach Jeleniej Góry i jej atrakcjach mówi Eugeniusz Gronostaj, historyk i regionalista.

Eugeniusz Gronostaj mówi o metodach, jakie stosuje przy rekonstrukcji dziejów miasta. Opierając się na takich źródłach jak z jednej strony akty prawne, a z drugiej mapy kartograficzne czy ikonografia, tworzy on trójwymiarowy model przestrzenny miasta. Dzięki niemu może lepiej zrozumieć życie dawnych mieszkańców miasta.

Żyje się bardzo dobrze, ja nie muszę gdzieś tak wyjeżdżać, żeby się zrelaksować. Wakacje są cały rok.

Gość „Poranka WNET” podkreśla, że codziennie może bywać w ciekawych miejscach, w których często nigdy wcześniej nie był.

W roku 1288 po raz pierwszy w dokumencie pojawiła się grupa mieszkańców nazwana mieszczanami, co oznacza, że Jelenia Góra była już w tym czasie miastem.

Jak mówi historyk, niedawno obchodzona 900. rocznica założenia Jeleniej Góry nie ma potwierdzenia w znaleziskach archeologicznych, ani źródłach pisanych. Znamy natomiast datę, po której Jelenia Góra jest już pełnoprawnym ośrodkiem miejskim. Gronostaj mówi także o rodzie Schaffgotschów, z którymi związana jest istotna część dziejów miasta. Ten śląski ród arystokratyczny dzięki swej obrotności dorobił się wielkiego majątku, dzięki któremu mógł sobie pozwolić pałaców i innych budowli w swej siedzibie rodowej, którą była Jelenia Góra. Do dzisiaj miejscowość może pochwalić się nadzwyczajną ilością pałaców, a także starymi kopalniami srebra i złota.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.