Śpiewak: Mój wyrok jest jak splunięcie w twarz poszkodowanym w aferze reprywatyzacyjnej

Jan Śpiewak o swoim skazaniu za zniesławienie, tym co zamierz zrobić w tej sprawie, o tym jak Polacy nie uczą się na błędach i przed kim odpowiedzialne powinny być sądy.

Jan Śpiewak o wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, wedle którego jest winny zniesławienia Bogumiły Górnikowskiej-Ćwiąkalskiej (córka byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ćwiąkalskiego). Według wyroku zobowiązany jest do zapłacenia grzywny w wysokości 5 tysięcy złotych i nawiązki w wysokości 10 tysięcy. Jan Śpiewak mówił, że Górniowska-Ćwiąkalska będąc kuratorem 118-latka w procesie reprywatyzacji kamienicy przy ulicy Joteyki 13 (warszawska Ochota), brała udział w aferze reprywatyzacyjnej. Podczas tego procesu przejęła we władanie pół wspomnianej kamienicy. Sąd uznał to za zniesławienie. Nasz gość mówi, że:

Wyrok jest jak splunięcie w twarz poszkodowanym w aferze reprywatyzacyjnej.

Stwierdza, że stawia go on „na równi z Markiem M., który jest znanym kryminalistą”, jednym z nielicznych skazanych w związku z aferą reprywatyzacyjną. Podkreśla, że zapadły wyrok, którego uzasadnienie zostało utajnione, jakieś elementarne poczucie sprawiedliwości”. Zaznacza, iż odebraniu mu przez sąd prawa do krytyki jest czymś bardzo niebezpiecznym.

Zamierzam wykorzystać każdą legalną drogę jaka mi przysługuje.

Nasz gość nie zamierza wykonywać wyroku. Podkreśla, że będzie prosił Prezydenta RP o ułaskawienie, pisał do RPO, a w razie potrzeby odwoła się do TSUE. Zauważa, że jego wyrok zapadł w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego i w środku sporu o sądy. Stwierdza, że choć kiedyś protestował w obronie sądów, teraz by już tego nie zrobił. Wie już bowiem, jak mówi, że nie ma powrotu do status quo. Jednocześnie  zmiany, które wprowadza PiS w obrębie wymiaru sprawiedliwości uważa za niedobre. Albowiem reforma nie jest zmianą systemową:

Nie sądzę, że poprawią sytuację zwykłego Polaka w sądach. Trzeba sprawić, aby sędziowie czuli odpowiedzialność i widzieli szerszy kontekst społeczny danej sprawy […] Głównym problemem jest stan feudalny tej grupy społecznej.

Zdaniem Śpiewaka, reforma PiS-u skupia się na wymianie personalnej, nie zmianie systemowej. Podkreśla, że sędziowie powinni być odpowiedzialni przez obywatelami, nie przed politykami. Komentuje także artykuł Wojciecha Czuchnowskiego, jaki ukazał się w „Gazecie Wyborczej”. Stwierdza, że to „pierwszy tak widowiskowy paszkwil” na jego temat. Opiera się on na trzech ujawnionych stronach wielostronicowego, utajnionego przez sąd materiału procesowego. Działacz społeczny podkreśla, że ujawnienie takich materiałów to przestępstwo i dodaje, że cały wielki tekst w „GW” powstał bez nawet jednego spytania się go o zdanie.

Jest potężne lobby arystokratyczno-prawnicze. […] Polska na żadnym błędzie się nie uczy.

Choć na reprywatyzacji pobudowały się ogromne fortuny, a do nadużyć dochodziło także w Komisji majątkowej dla Kościoła katolickiego, to wciąż nie doczekaliśmy się ustawy reprywatyzacyjnej. Rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej nawiązuje do fraszki Kochanowskiego, który pisał, że „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Najpierw słoń leśny, teraz tur. Kolejne znalezisko przy pracach nad drugą linią metra

Jak poinformował w czwartek stołeczny ratusz, na budowie II linii metra znaleziono szczątki wielkiego zwierzęcia na głębokości ok. 8 m pod ziemią na stacji C21 „Bródno”. Jest to prawdopodobnie tur.

Pracujący na budowie znaleźli dwa fragmenty czaszki, z czego jeden z oczodołem i częścią górnej szczęki z dwoma zębami oraz dwa rogi. Jak informował Ratusz,  archeolodzy z Państwowego Muzeum Archeologicznego zostali powiadomieni o znalezisku. Jako kości przedstawiciela gatunku Bos primigenius, czyli tura znalezisko zakwalifikował dr Wojciech Borkowski:

Po wstępnym przebadaniu kości wnioskujemy, że szczątki zostały przeniesione w to miejsce przez rzekę dużo starszą niż Wisła, która płynęła Pradoliną Warszawsko-Berlińską. W związku z tym możemy powiedzieć, że zwierzę – bądź zwierzęta, gdyż istnieje możliwość, że były to dwa osobniki – żyły prawdopodobnie co najmniej, 6 tys. lat p.n.e. Określenie dokładnej daty będzie możliwe po weryfikacji odwiertów geologicznych i analizie próbek pobranych z miejsca znalezienia.

W XIV w. Mazowsze stanowiło jedną z ostatnich ostoi tura w Europie. Monopol na polowanie na to zwierze mieli książęta.   Chroniona przez książęce prawo Puszcza Jaktorowska była od początku  XV w. główną ostoją turów. Ostatni mazowiecki tur padł w 1627 r.

W grudniu 2018 r. także przy budowie II linii metra znaleziono szczątki pierwotnie zakwalifikowane jako mamut, a ostatecznie jako samica słonia leśnego.

A.P.

 

Nieświadomość, niedbalstwo? Najdłuższy most Europy i inne zabytki niszczeją bądź są niszczone w różnych miejscach Polski

Most powoli znika za zgodą Starostwa Powiatowego w Tczewie, które rozstrzygnęło przetarg i na rozbiórkę przęseł, i na sprzedaż złomu. Za każdy kilogram zezłomowanego zabytku powiat uzyska 81 gr.

Tekst i zdjęcia Maria Giedz

Pomimo wojen i najróżniejszych niesprzyjających warunków, również tych z czasów PRL-u, tysiące obiektów zabytkowych, zarówno wzniesionych kilkaset lat temu, jak i w XIX w. czy na początku XX w., udało się ochronić przed zniszczeniami i zachować dla potomnych. Wydarzenia przełomu lat 80./90. ubiegłego stulecia i ich pochodne doprowadziły do sytuacji, której nikt by się nie spodziewał. Wiele obiektów zabytkowych, świadczących o bogactwie kultury polskiej ziemi, na której je rozlokowano, zaczęło znikać. Nie tylko przestano o nie dbać, ale ich miejsce zaczęły zajmować byle jakie, bez charakteru bloki mieszkalne, apartamentowce, wielkopowierzchniowe sklepy, boiska…

Okoliczni mieszkańcy czasem próbowali protestować przeciw takiej degradacji dóbr kultury. Tłumaczono im wówczas, że utrzymanie zabytków kosztuje.

Poza tym są niepraktyczne, nienowoczesne, o ile nie należą do grupy obiektów uznanych za wyjątkowe. Wpisanie ich do rejestru zabytków często tylko pogarszało sytuację, bo nie można ich rozebrać, przebudować albo remontować według prywatnych wizji właścicieli. Wszystko musi dziać się pod okiem konserwatora, więc lepiej je z tego rejestru wypisać, poczekać, aż się rozpadną, a potem teren wykorzystać pod nową zabudowę.

Kiedy zamieszkałam na gdańskiej Morenie, czyli pod koniec 1988 r., z mojego oka widać było piękny, XVIII-wieczny, czyli późnobarokowy park, dość zaniedbany. (…) Rok później, już po rozmowach przy Okrągłym Stole, ale i czerwcowych wyborach, ten zespół dworsko parkowy kupił za symboliczną złotówkę biznesmen produkujący części samochodowe pod Warszawą. Zamierzał przeprowadzić się nad morze i urządzić sobie rezydencję. (…)

Mijały lata, a zabytek się rozpadał i to zarówno dwór, jak i park. Kiedy dwór przestał istnieć, skreślono go z rejestru zabytków, a karta ewidencyjna (informacja o jego istnieniu) gdzieś zaginęła.

Do rejestru wpisany jest jeszcze park, ale pewnie też zostanie skreślony, gdyż staw dawno został zasypany, warzywnika czy sadu już nikt nie pamięta, a większość drzew, nawet o 200-letnim rodowodzie, zwłaszcza tych pięknych, rozłożystych, rosnących w środku parku – nagle, w tajemniczy sposób zaczęło usychać. Wówczas postanowiono je ściąć. W ten sposób powstał spory, wolny plac, na którym właściciel, jak się okazało deweloper – ponoć kupił dwór i park o powierzchni 2,2 ha za ok. pół mln zł – chce wybudować sześć bloków mieszkalnych dla kilkuset rodzin.

Po co nam konserwator

Żeliwna kratownica tczewskiego mostu

Jednym z niezwykłych obiektów, zaliczanych do najciekawszych zabytków techniki w Europie, jest, a raczej są (chociaż powinno się już mówić w czasie przeszłym, czyli były) mosty w Tczewie. Wznoszono je w latach 1851–1857 oraz 1888–1891. Po czym w latach 1910–1912 przedłużono, tak że most ten był długi na 1052 metry. Kiedy zbudowano tę sześcioprzęsłową budowlę posadowioną na siedmiu filarach zwieńczonych neoromańskimi basztami z żółtej cegły, była najdłuższym mostem w Europie i jednym z największych na świecie, a także pierwszym żelaznym mostem na Wiśle.

Najbardziej interesujące w niej są kratowane ściany, tworzące długi tunel. To one fascynują, przyciągają uwagę.

Warto też dodać, ważną dla polskiej historii informację, że II wojna światowa wcale nie zaczęła się na Westerplatte, tylko w Tczewie, a raczej przy tczewskich mostach, które były własnością Polski, chociaż granica między Polską a Wolnym Miastem Gdańskiem znajdowała się na rzece. Niemcy próbowali zdobyć mosty 11 minut wcześniej, przed godziną 4.45, kiedy to niemiecki pancernik Schleswig-Holstein otworzył ogień na polską placówkę wojskową na Westerplatte, a więc o 4.34. Dla Niemców ważne było ich przejęcie. Polacy do tego nie dopuścili. Najpierw sami wysadzili most, który Niemcy w czasie wojny odbudowali. Potem to Niemcy wysadzili tczewskie mosty, a Polacy je odbudowali, wykorzystując do tego dwa przęsła ESTB, czyli przęsła angielskiego mostu wojennego wykonane w 1945 r. Przęsła te stanowią unikatowe i prawdopodobnie jedyne zachowane w Europie przęsła mostowe typu ESTB.

Tczewskie mosty

Po prawie 70 latach od odbudowy mostów przystąpiono do ich renowacji. Jesienią 2016 r. zakończył się pierwszy etap remontu, podczas którego odrestaurowano zabytkowe, dziewiętnastowieczne przęsła. W 2018 r. rozpoczął się drugi etap remontu, polegający na demontażu powojennych stalowych konstrukcji – przęseł ESTB. Są rozbierane kawałek po kawałku. Wycina się te żelazne przęsła i wywozi na złom. Ponadto w trakcie rozbiórki odkryto stary, o ceglanej konstrukcji przyczółek z 1857 r. Został już rozbity i wykopany. Most powoli znika. A to wszystko za zgodą Starostwa Powiatowego w Tczewie, które rozstrzygnęło przetarg zarówno na rozbiórkę przęseł, jak i na sprzedaż złomu. Za każdy kilogram zezłomowanego zabytku powiat uzyska 81 gr, czyli razem około 1 milion 700 tysięcy złotych.

Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków wstrzymał prace nad odbudową zabytkowego mostu w Tczewie, ale starosta tczewski wie lepiej, co jest zabytkiem, a co nie i nie godzi się na wstrzymanie prac, argumentując dodatkowymi kosztami.

Dla starosty wygodniej jest wybudować nowy most. Rekonstrukcja zabytku, np. Zamku Królewskiego, w Warszawie miała uzasadnienie, ale w Tczewie? Turyści i tak nie poznają, że to nie oryginał.

Cały artykuł Marii Giedz pt. „Zabytki umierają po cichu” można przeczytać na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Marii Giedz pt. „Zabytki umierają po cichu” na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nielegalna symulacja zamachu terrorystycznego w szkole pod Olsztynem

O sprawie niekonsultowanych z nikim ćwiczeń poinformowała olsztyńska „Gazeta Wyborcza”. Dyrektor szkoły została odwołana ze stanowiska.

W środę niektóre portale internetowe poinformowały o symulacji ataku terrorystycznego, jaka została przeprowadzona 14 listopada w szkole podstawowej nr 3 w Barczewie pod Olsztynem . Wiadomość przedostała się do szerszej publiczności dzięki artykułowi Tomasza Kursa z olsztyńskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Jeszcze przed jego powstaniem dyrektor szkoły, Alicja Hanna Sawicka, została odwołana ze stanowiska przez burmistrza Barczewa. Co ciekawe, odwołana dyrektor została niedawno laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Super Dyrektor 2019.  Sprawę skomentował Zbigniew Podlaski, który zajął miejsce Alicji Hanny Sawickiej:

Administrator szkoły o tej akcji informował nauczycieli klas 1-3 oraz oddział przedszkolny. Większość kadry szkolnej nic o niej nie wiedziała. Ja też nie.

Jak dodaje nowy dyrektor szkoły podstawowej nr 3:

Staramy się zapewnić pomoc psychologiczną tym dzieciom. Nie mamy swojego psychologa, ale mamy kontakt z poradnią, która nam w tym pomaga.

W czwartek 14 listopada 2019 r. uczniowie barczewskiej „trójki” siedzieli w ławkach, gdy zaczęły do nich dobiegać huki z korytarza. Po nich przyszły męskie krzyki, odgłosy biegania i dźwięki, które dzieci znały dotąd tylko z filmów: strzelających pistoletów oraz karabinów. Niepoinformowani o planowanych ćwiczeniach nauczyciele starali się uspokoić uczniów. Niestety, jeden z nich dostał ataku paniki. Inny z kolei wyskoczył ze strachu przez okno.

Przedstawiciele Urzędu Miasta i Gminy w Barczewie mówią, że o planach przeprowadzenia symulacji należało poinformować nauczycieli i uczniów, a tych ostatnich wprowadzić w zagadnienie terroryzmu.

Cała sprawa trafiła pod obrady miejskiej komisji oświaty. Przed radnymi i rodzicami tłumaczyła się dyrektor Sawicka. – Pani dyrektor mówiła, że dzieci płakały, ale dodała, że one zawsze płaczą, przy alarmie przeciwpożarowym też – relacjonuje przebieg dyskusji Barbara Szałaj-Borowiec. – Tu jednak nie było żadnej rozmowy z tymi dziećmi, dlatego prosiliśmy, by udzielono im pomocy.

Policja nie prowadzi postępowania w tej sprawie. Zresztą dowiedziała się o niej dopiero  z mediów. Ustala jeszcze szczegóły, jednak obecnie nic nie wskazuje na to, by w barczewskiej „trójce” mogło dojść do przestępstwa narażenia życia lub zdrowia dzieci. Nikt z nauczycieli, urzędników ani rodziców nie składał w tej sprawie zawiadomienia.  Jak mówi oficer prasowy komendy Miejskiej Policji w Olsztynie:

Tego typu ćwiczenia powinny być konsultowane z organami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo. Gdyby wiedziała o tym lokalna policja, wszystkiemu mogłyby się przypatrywać służby; nie tylko policja, ale też straż pożarna i załoga karetki pogotowia.

*imiona chłopców zostały zmienione

A.W.K

Las Turczyński. Trwają protesty przeciwko wycince. Społecznicy proszą o pomoc premiera Mateusza Morawieckiego

Ponad 11 tysięcy podpisów jest już pod petycją dotyczącą ochrony Lasu Turczyńskiego przed wycinką. Prawie 30 ha jego obszaru ma być przeznaczonych pod budowę kompleksu cmentarnego .

Marszałek województwa wydał pozytywną opinię o budowie cmentarza na granicy trzech gmin: Choroszcz, Białystok i Juchnowiec Kościelny. Ostateczna decyzja należy do ministra środowiska. Mieszkańcy i społecznicy od dawna protestują przeciwko w obronie lasu. Prawie 30 ha jego obszaru ma być przeznaczonych pod budowę kompleksu cmentarnego. Takie plany ma Kuria Białostocka. Jak mówi Marek Borowski, radny gminy Juchnowiec Kościelny a jednocześnie mieszkaniec Kleosina.

Największym nieszczęściem tej części Lasu Turczyńskiego jest jego położenie na ogromnej działce, która jest w stu procentach własnością Skarbu Państwa. Kuria będzie mogła zgodnie z przepisami nabyć ten ogromny teren za przysłowiowe grosze.

W czwartek społecznicy zorganizowali protest przed siedzibą Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku. Mieli ze sobą transparenty z napisami ” Ratuj Las Turczyński”, „Stop wycince…”. Jak powiedziała cytowana przez Gazetę Poranną Agnieszka Maszkowska ze Stowarzyszenie Okolica:

 Jesteśmy tutaj razem, ponieważ jest to nasza wspólna sprawa. Lokalizowanie celu publicznego a przy okazji usług komercyjnych w lesie ochronnym może być niebezpiecznym precedensem, który zagrozi także lasom w całej Polsce.

A.P.

Kolejne zatrzymania CBA w związku z podejrzeniem korupcji w stołecznych wodociągach

Dwóch z trzech zatrzymanych już wcześniej przebywało w areszcie. Czynności śledcze prowadzone są w różnych częściach kraju.

Agenci stołecznej delegatury CBA nadal prowadzą śledztwo w sprawie korupcji w Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie. Tym razem zatrzymali trzy osoby. Są to: Wiesław M., były dyrektor Pionu Wsparcia w MPWiK, Jacek M. były kierownik w tym pionie oraz Rafał T., były wspólnik śląskiej firmy. Wiesław M. i Rafał T. już wcześniej byli zatrzymani w tej samej sprawie, jednak sąd uchylił ich tymczasowe aresztowanie.  W ramach działań śledczych prowadzone są przeszukania w mieszkaniach zatrzymanych oraz osób biorących udział w przetargach, realizowanych przez MPWiK (Katowice, Wrocław, Białystok, Płock i  okolice Warszawy). Nadzór nad postępowaniem Biura sprawuje Prokuratura Okręgowa w Warszawie. W komunikacie CBA czytamy:

Realizowane dzisiaj czynności związane są z podejrzeniem działania na szkodę MPWiK w Warszawie oraz innych oferentów, podczas realizowania zamówień publicznych
Rafał T.  miał wręczyć Wiesławowi M. 130 tys. złotych łapówki w zamian za korzystne dla jego firmy rozstrzygnięcie jednego z przetargów.

Oprócz ówczesnego dyrektora pionu wsparcia w Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie i dwóch przedsiębiorców-wspólników spółki ze Śląska na początku lipca CBA zatrzymało w tej sprawie zastępcę kierownika ds. sieci kanalizacji sosnowieckich wodociągów oraz byłego kierownika działu sieci kanalizacyjnej gliwickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. Do kolejnego zatrzymania doszło pod koniec sierpnia; był to współwłaściciel warszawskiego przedsiębiorstwa z branży usług komunalnych.

A.W.K

Koniec warszawskiego „Czarnego Kota”. Budowlańcy weszli do budynku

Po dekadzie starań największa samowola budowlana w Warszawie idzie do rozbiórki. Podpisano odpowiednią umowę, a firma rozbiórkowa weszła już na posesję. Informację przekazał wiceprezydent Warszawy.

Dzisiaj rano została zawarta umowa na rozbiórkę Czarnego Kota.

Tak napisał w poniedziałek po godz. 9 wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski, we wpisie na portalu Facebook. Dodawał, że „służby z wykonawca właśnie weszły na teren, gdzie przeprowadzona będzie likwidacja najsłynniejszej samowoli budowlanej w Polsce”. Informacje te potwierdził, cytowany przez „Gazetę Wyborczą” Andrzej Kłosowski, dyrektor powiatowego nadzoru budowlanego, który stwierdził, że:

Nie było prób oporu ze strony właściciela hotelu.

„Czarny Kot” to hotel przy zbiegu ul. Powązkowskiej i Okopowej, który powstał na początku lat 80. Początkowo był jednopiętrowym pawilonem, z czasem dobudowywano kolejne kondygnacje. W rezultacie budynek w opinii wielu warszawiaków, w przeciwieństwie do zwierzęcia od którego wziął nazwę, trudno nazwać pięknym. Ich zdaniem hotel bardziej zasłużył na miano „Gargamela”. Poza walorami estetycznymi budynek naruszył również prawo budowlane. Wszystko powyżej pierwszego piętra powstało bez pozwoleń na budowę. Z tego powodu w 2009 r. miasto wypowiedziało umowę najmu właścicielkom hotelu. Od tego czasu toczyła się batalia sądowa o rozbiórkę samowolki budowlanej. W międzyczasie budynek dalej się rozrastał.

Otwarta pozostaje kwestia zwrotu nielegalnie zajmowanej działki. W sierpniu 2018 roku sąd wydał wyrok, na mocy którego działka przy Okopowej 65 ma wrócić w ręce władz dzielnicy Wola. Wciąż trwają jednak formalności związane z przekazaniem.

A.P.

 

Zabłocki: Orzeczenia i zachowanie stołecznych sędziów ws. reprywatyzacji to dowód, że potrzebna jest reforma sądownictwa

Wojciech Zabłocki o skandalicznych orzeczeniach ws. zwrotów warszawskich kamienic, sprawie oczyszczalni Czajka i tym, jak PO rządzi w Warszawie i na Mazowszu.

Wojciech Zabłocki komentuje zaskakujący wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego ws. Nabielaka 9. Warszawski sąd uchylił decyzję komisji weryfikacyjnej ws. nieruchomości położonych przy ulicach Mokotowskiej, Skaryszewskiej i Nabielaka.

Jest to oczywiście sprawa skandaliczna i kolejny dowód jak potrzebna jest zmiana w wymiarze sprawiedliwości. To, co wyczyniają sędziowie, to są sprawy skandaliczne.

Zabłocki podkreśla, że wyrok sądu jest niesprawiedliwy. Dodaje, że poza treścią wyroków niedopuszczalne jest zachowanie sędziów. Przykładem jest sędzia, który na wspomnianej rozprawie mówił w obecności córki zamordowanej Jolanty Brzeskiej „o lekkich niedogodnościach lokatorów”.

Radny sejmiku woj. mazowieckiego mówi, że w Warszawie należałoby budować parkingi podziemne, które Rafał Trzaskowski nie zamierza realizować. Chodzi o 17 placów wytypowanych jeszcze za Hanny Gronkiewicz-Waltz. Następnie odnosi się do sprawy awarii oczyszczalni ścieków Czajka:

Kiedy mamy inwestycje za 4 mld złotych, gdzie nie działa spalarnia i dowiadujemy się o tym jako opinia publiczna kilka miesięcy potem, to sprawa absolutnie skandaliczna.

Zauważa, że z jego rozmów z pracownikami oczyszczalni wynika, że etaty szeregowych pracowników były redukowane na rzecz zwiększenia stanowisk kierowniczych. Z sześciu ludzi na zmianie został jeden. Zabłocki mówi, że radni mazowieccy „porozmawiać na sejmiku o skutkach awarii” w oczyszczalni „Czajka” i niedziałającej od grudnia spalarni, ale nie było wtedy woli”, gdyż „marszałek Struzik uznał, że to nie problem Mazowsza”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

CBA weszło do stołecznego ratusza. Chodzi o awarię „Czajki”

Funkcjonariusze CBA weszli do wydziału zarządzania kryzysowego warszawskiego ratusza i Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji.

Rzecznik CBA Temistokles Brodowski, cytowany przez TVP.info, poinformował, że Biuro wypełnia postanowienie wydane przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie:

Czynności mają na celu zabezpieczanie dokumentacji (w tym zapisów elektronicznych) dotyczącej inwestycji budowy i eksploatacji tzw. spalarni, a także związanej z wystąpieniem awarii w oczyszczalni „Czajka”.

Jak przypomniał rzecznik Biura, prowadzone przez CBA śledztwo dotyczy między innymi niegospodarności przy zajmowaniu się sprawami majątkowymi Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji polegającej na niewłaściwym nadzorze podczas przeprowadzania inwestycji w zakresie modernizacji i rozbudowy Oczyszczalni Ścieków „Czajka”. Na brak właściwego nadzoru nad oczyszczalnią wskazywał w rozmowie z Radiem WNET radny mazowiecki PiS Wojciech Zabłocki.

awarii oczyszczalni „Czajka”, ocenach ekspertów na temat jej przyczyn i efektów oraz innych powiązanych z nią kwestiach informowaliśmy wielokrotnie na antenie Radia WNET.

A.P.

Śpiewak: W Warszawie sądy administracyjne stały się maszynką do uwalania decyzji komisji reprywatyzacyjnej [VIDEO]

Jan Śpiewak o dzikiej reprywatyzacji w Warszawie, tym jak sądy jej bronią i jak skazują ludzi za nazywanie jej po imieniu oraz roli warszawskiego ratusza w obalaniu decyzji komisji reprywatyzacyjnej.

Jan Śpiewak opowiada o skazaniu go przez sąd za słowa o „dzikiej reprywatyzacji”. Wyrokiem sądu  musi zapłacić grzywnę w wysokości 5 tys. złotych i opublikować przeprosiny za użycie wspomnianego sformułowania, kiedy opisywał działania mecenasa Jerzego Szaniawskiego. Przeproszenie mają znajdować się przez dwa tygodnie na jednym z portali internetowych. Po rabacie wyceniono umieszczenie takiej informacji na 221 tys. złotych.

To sformułowanie było w powszechnie używane przez media […] To są po prostu wyroki, które można uznać za przemoc sądową w stronę obywateli.

Według sądu słowa Śpiewaka mogły poniżyć Szaniawskiego w oczach opinii publicznej. Skazany nie uważa, żeby kogoś zniesławił. Nasz gość opowiada w „Poranku WNET” o działalności Szaniawskiego w obrębie „dzikiej reprywatyzacji”:

Kupuje roszczenia od swoich klientów […] Kupił za bardzo niewielką sumę.

Śpiewak zauważa, że obecnie mamy do czynienia już nie z rządami prawa, ale z „rządami przez prawo”, tzn. „prawo stało się narzędziem w rękach sądów”, które uzurpują sobie kompetencje innych władz. W taki właśnie sposób przy braku ustawy reprywatyzacyjnej „sądy administracyjne wymyśliły sobie sposób oddawania”. Obecnie sądy rozstrzygają na korzyść tych, których majątek komisja reprywatyzacyjna uznała za nielegalnie przejęty. Robią tak wbrew precedensom sądowym i orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego. Działacz społeczny zwraca uwagę, że decyzji komisji zaskarżają nie tylko sami zainteresowani, co byłoby zrozumiałe, ale również warszawski Ratusz.

Ci ludzie [sędziowie – przyp. red.] kryją potężny układ biznesowy, który w Warszawie dorobił się miliardów. Gdyby decyzje komisji utrzymały się w mocy, to, by oznaczało, że bardzo wiele majątków z przeszłości byłoby zagrożonych, ale też majątki przyszłe.

Nasz gość mówi o rozprawie dotyczącej kamienicy na Nabielaka 9, gdzie mieszkała Jolanta Brzeska. Zwraca uwagę na zaangażowanie kancelarii Dubois, związanej z Ratuszem, w obronę przestępców takich jak Marek M., który kupił prawa do nieruchomości wartej miliony za 1,5 tys. zł.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.