Zespół pałacowy w Pławniowicach – miejsce narodzin ks. Caspara von Ballestrema, twórcy pieśni adwentowej „Marana tha”

W kronikach z czasów Jagiełły i królowej Jadwigi jest wzmianka, że gród, broniony przez polską załogę pod komendą krakowskiego dworzanina Piotra Szafrańca, wspierany był posiłkami z samego Wawelu.

Barbara Maria Czernecka

Wspomniana pieśń niestety rzadko bywa śpiewana w Polsce. Tym mniej znany jest jej twórca – rozśpiewany mnich, ojciec Caspar z zakonu kapucynów. Urodził się on na Górnym Śląsku w Pławniowicach 6 stycznia 1930 roku jako Ludwik Karol Wolfgang Caspar Melchior Baltazar von Ballestrem. Był drugim synem hrabiego Mikołaja, ostatniego właściciela majoratu rudzko-biskupicko-pławniowickiego, oraz hrabianki Anny von Walderdorff. Oboje jego rodzice byli honorowymi członkami Zakonu Rycerzy Maltańskich.

Fotokopia średniowiecznej karty z pławniowickich zbiorów rodziny Ballestremów | Fot. archiwum B. Czerneckiej

W latach przedwojennych twórca rzeczonej pieśni uczęszczał do gimnazjum w Gliwicach. Gdy do Śląska zbliżała się Armia Czerwona, wraz z całą rodziną musiał uciekać do Niemiec. Tam po ukończeniu liceum wstąpił do zakonu kapucynów i otrzymał święcenia kapłańskie. Był kapelanem wojskowym, stróżował sanktuarium maryjnemu w Altötting i nagrywał pieśni religijne, ale przede wszystkim był duszpasterzem. Odwiedzając rodzinne strony, często podkreślał nabytą w dzieciństwie znajomość języka polskiego. Przez ostatnie piętnaście lat życia zmagał się z paraliżem ciała. Zmarł 9 czerwca 2008 roku w Ruhpolding.

Rodzinna miejscowość autora adwentowej pieśni „Marana tha” jest typowo śląską wioską, położoną malowniczo nad rzeką Kłodnicą w zachodniej części województwa śląskiego, na terenie Gminy Rudziniec. Ta niewielka miejscowość przebogata jest w atrakcje, zwłaszcza turystyczne. Tamtejszy zespół pałacowo-parkowy uznawany jest za architektoniczny klejnot Śląska, a w 2007 roku zdobył laur Generalnego Konserwatora Zabytków, jako „Zabytek Zadbany”. Zespół pałacowo-parkowy w Pławniowicach jest Ośrodkiem Edukacyjno-Formacyjnym Diecezji Gliwickiej, którego dyrektorem i zarazem znakomitym gospodarzem jest miejscowy ksiądz proboszcz. (…)

W XVIII wieku hrabia Zygmunt Mikołaj von Görtz wybudował tutaj barokowy pałac. Majoratem rudzko-biskupiecko-pławniowickim zarządzał następnie baron von Stechow. Kolejną dziedziczką stała się wywodząca się z tej rodziny baronówna Maria Elżbieta Augusta, zamężna z Karolem Franciszkiem von Ballestrem, rotmistrzem regimentu huzarów. Ród ten, pochodzący z Piemontu, do tej części Europy przybył około roku 1745. Protoplastą był Giovanni Angelus Ballestrem, którego pomnik ze śnieżnobiałego marmuru jest eksponowany w przypałacowym parku na Dziedzińcu Maryjnym. (…)

Pomimo przynależności rodziny Ballestremów do protestanckiego państwa pruskiego, pozostali oni gorliwymi katolikami. Prowadzili szeroką działalność charytatywną. Godnym pochwały przykładem jest zajęcie się przez nich jezuitami po kasacji tego zakonu. W 1945 roku, w wyniku przesuwającego się ku zachodowi frontu wojennego, rodzina ta jednak ostatecznie musiała opuścić swoje dobra, uchodząc do Bawarii.

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Marana tha” znajduje się na s. 10 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Marana tha” na s. 10 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kościół wydawał mu się ostatnim miejscem, w którym mógłby czegokolwiek szukać w swoim życiu / Bliżej Nieba

Nie wiedział czego chce i dokąd zmierza. Zaczął zastanawiać się, czy nie powinien pójść na jakąś terapię. Trafił na nią, ale nic mu nie dała. 

 

Szukał szczęścia w new age, lecz zdał sobie sprawę, że pustka, którą ma w sobie pogłębia się. Z czasem poszedł na terapię, która mu pomogła. Poznał dziewczynę. Po jednej z kłótni z nim powiedziała mu, że ma przekonanie, że powinni razem pójść do kościoła. Trafili na mszę odprawianą przez ks. Pawlukiewicza. Był pod wrażeniem jego kazań, jednak nie było to jeszcze nawrócenie. Przyjechał do Częstochowy, gdzie poczuł pragnienie, żeby pójść  na Jasną Górę. Tam Bóg przyszedł do niego w ogromnym pokoju. ,,Zdałem sobie sprawę, że jeżeli to czego tam doświadczyłem to jest żywy Bóg, to znaczy, że jest to ktoś wszechmocny, komu mogę zaufać i jest jakaś szansa, że odnajdę się. Wyspowiadałem się u dominikanów w Warszawie. Przepłakałem całą tą spowiedź. Jak kapłan odpuszczał mi grzechy, to miałem poczucie jakby się niebo nade mną rozstępowało. Wtedy się utwierdziłem, że idę tą drogą.”

 

 

Abp Jędraszewski w rocznicę Stanu Wojennego: Musimy upominać się o prawa człowieka, w tym prawo do życia od poczęcia

– Bóg jest Panem dziejów. Bóg zwycięża. Bóg nas do zwycięstwa powołuje niezależnie od klęsk i porażek – mówił abp Marek Jędraszewski z okazji 37. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego.

Celebrując mszę sprawowaną w katedrze na Wawelu, metropolita krakowski odniósł się do pamiętnego i tragicznego 13 grudnia 1981 roku. W homilii podkreślił, że tylko gwałtownicy – prawdziwie wierzący w Jezusa, mogą wejść do Królestwa Bożego. Przypomniał rolę św. Jana Pawła II w powstaniu Solidarności i wsparciu dla Polaków:

– 13 grudnia 1981 roku doszło do owej tragicznej nocy, ale też niemal od razu pokazał się strażnik naszych zmagań o wolność – w sposób symboliczny na oknie apartamentów papieskich rozbłysło światełko szczególnej pamięci, które stało się wzorem dla innych nie tylko w Polsce. W imię solidarności z „Solidarnością” w Polsce. Tyle ludzi, także wielkich tego świata, idąc za Janem Pawłem II, chciało pamiętać.

 

Arcybiskup Marek Jędraszewski odniósł się także do pielgrzymki papieża w 1983 roku. Wówczas papież przypomniał odsiecz Wiedeńską, jako zwycięstwo Chrystusa, a także mówił o więzionych i internowanych, wspominając liczne listy, które od nich otrzymywał. Jan Paweł II podkreślił, że te listy były dla niego świadectwem zwycięstwa Chrystusa w tych ludziach. A raczej ich zwycięstwa dzięki Chrystusowi.

Arcybiskup krakowski podkreślił, że ówczesne wezwanie papieża jest nadal aktualne: – Polska to przede wszystkim nasza sprawa. Sami musimy wykuwać swój los i swoją przyszłość. „Jednakże naród nade wszystko musi żyć o własnych siłach i rozwijać się o własnych siłach. Sam musi odnosić to zwycięstwo, które Opatrzność Boża zadaje mu na tym etapie dziejów. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że nie chodzi o zwycięstwo militarne – jak przed trzystu laty – ale o zwycięstwo natury moralnej. To ono właśnie stanowi istotę wielokrotnie proklamowanej odnowy. Chodzi tu o dojrzały ład życia narodowego i państwowego, w którym będą respektowane podstawowe prawa człowieka. Tylko zwycięstwo moralne może wyprowadzić społeczeństwo z rozbicia i przywrócić mu jedność. Taki ład może być zarazem zwycięstwem rządzonych i rządzących. Trzeba do niego dochodzić drogą wzajemnego dialogu i porozumienia, jedyną drogą, która pozwala narodowi żyć pełnią praw obywatelskich i posiadać struktury społeczne odpowiadające jego słusznym wymogom; wyzwoli to poparcie, którego państwo potrzebuje, aby mogło spełnić swoje zadania, i przez które naród rzeczywiście wyrazi swoją suwerenność.” Bóg jest panem dziejów. Bóg zwycięża. Bóg powołuje nas do zwycięstwa niezależnie od klęsk i porażek.

[related id=66199]Arcybiskup przypomniał również historię poznańskich trzech krzyży, na których są wyryte symboliczne daty walki o godność człowieka: – Na orle, który stoi jakby na straży tych krzyży wyryto napis: „za wolność, prawo i chleb”. (…) Ale trzeba było czekać jeszcze wiele lat – do 2006 roku, by napis na orle uzupełniono o Pana Boga. (…) Jak patrzymy na te kolejne daty zmagań o wolność, zawsze w tych kolejnych etapach była obecność kościoła i świadków prawdy, którzy stanowili kolejną historię owych gwałtowników, którzy zdobywają królestwo boże. Ksiądz Kotlarz, a potem ksiądz Jerzy Popiełuszko jako symbole oddania życia własnego dla prawdy, dla sprawiedliwości, dla wolności. Trzeba było czekać jeszcze tyle lat, żeby w 2006 roku można było wyrazić pełną prawdę historyczną o naszych polskich dziejach nierozłącznie związanych z Bogiem i Kościołem. To upomnienie się o Boga jest problemem prawdy historycznej, ale to jest także problem naszej wiary dzisiaj, byśmy umieli upominać się w imię Boga o najbardziej podstawowe prawa. W tym prawo do życia dla każdego, od chwili poczęcia do momentu naturalnej śmierci. To w końcu chodzi o to, żebyśmy uświadomili sobie to, o czym mówił prorok Izajasz, że Bóg nasz jest Bogiem Emmanuelem – Bogiem z nami. Chodzi także o to, żeby poprzez nasze osobiste świadectwo dzisiaj, w świecie, który chce żyć tak, jakby Boga nie było wszyscy widzieli i poznali, rozważyli i pojęli, że ręka Pańska to wszystko co dobre w naszym narodzie i w naszej osobistej historii uczyniła, że Święty Izraela tego dokonał.

 

 

WJB/Archidiecezja Krakowska.

Kraków: Biskup nominat podał się do dymisji. Papież Franciszek przychylił się do wniosku

Ojciec Święty Franciszek mianował dwóch biskupów pomocniczych Archidiecezji Krakowskiej. Abp Marek Jędrzejewski poinformował, że biskup nominat Franciszek Ślusarczyk podał się do dymisji.

KOMUNIKAT METROPOLITY KRAKOWSKIEGO ARCYBISKUPA MARKA JĘDRASZEWSKIEGO

Jak powszechnie wiadomo, Ojciec Święty Franciszek mianował dwóch Biskupów pomocniczych naszej Archidiecezji: Ks. Biskupa nominata Franciszka Ślusarczyka i Ks. Biskupa nominata Janusza Mastalskiego. Ta decyzja została opublikowana 3 grudnia br., a data święceń została wyznaczona na 5 stycznia 2019 r.

Jeden z Biskupów nominatów, Franciszek Ślusarczyk, po refleksji i modlitwie zdecydował o nieprzyjmowaniu święceń biskupich i złożył na ręce Ojca Świętego dymisję z tego urzędu. W dniu dzisiejszym JE Ks. Arcybiskup Salvatore Pennacchio, Nuncjusz Apostolski w Polsce, zakomunikował mi ustnie, iż dymisja Ks. prałata Franciszka Ślusarczyka z urzędu Biskupa pomocniczego Archidiecezji Krakowskiej została przyjęta przez Papieża Franciszka.

Dlatego też w dniu 5 stycznia 2019 r. święcenia biskupie przyjmie tylko Ks. Biskup nominat Janusz Mastalski.

 

+ Marek Jędraszewski

Arcybiskup Metropolita Krakowski

Kraków, 12 grudnia 2018 r.

 

 

JN/WJB

Bobołowicz: W najbliższą sobotę 15 grudnia rozpocznie się sobór zjednoczeniowy ukraińskiej cerkwi

Nowa cerkiew powstanie na bazie Ukraińskiej Cerkwi Patriarchatu Kijowskiego i Ukraińskiej Cerkwi Autokefalicznej.

 

W soborze spodziewany jest również udział niektórych hierarchów podległych patriarchat

Chociaż szczegóły dotyczące statutu nowej cerkwi nie są znane, to ukraińscy komentatorzy zwracają uwagę, że nowa cerkiew może być silnie podporządkowana Konstantynopolowi. Jej zwierzchnik będzie używał tytułu metropolity, a nie patriarchy.

Coraz częściej mówi się też o tym, że jej zwierzchnikiem nie zostanie patriarcha Filaret (Mychajło Denysenko ). Chociaż to niewątpliwie on jest kreatorem zjednoczenia cerkwi, ale jednocześnie jego kandydatura nie jest uznawana za kompromisową i może nie być do zaakceptowania dla hierarchów spoza Patriarchatu Kijowskiego. Zresztą nawet w tym środowisku też pojawiają się konkurenci Filareta, a wśród nich najsilniejszym jest metropolita łucki i wołyński 52 letni Michał (Tymofij Zinkewycz)

Być może jednak i sam Filaret zdecyduje się na niekandydowanie na zwierzchnika nowej cerkwi. Może wtedy stać się tytularnie jedynie jej honorowym patriarchą, ale jednocześnie zachować realny wpływ na wybór następcy i działania cerkwi. W takim przypadku zwierzchnikiem nowej cerkwi może zostać 40 letni Epifani (Sergij Dumenko) – metropolita perejasławski i Białej Cerkwi , który już w 2013 roku został wyznaczony na tymczasowego następcę w przypadku śmierci Filareta.

Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii opublikował nowy sondaż dotyczący wyborów prezydenckich na Ukrainie.

W rankingu nadal prowadzi Julia Tymoszenko, na którą głosowanie deklaruje 11,9 % respondentów. Na drugim miejscu jest aktor Wołodymyr Zieliński – z poparciem 8,2 respondentów i wyprzedza obecnego prezydenta Petra Poroszenkę, na którego oddanie głosu deklaruje 6,5% ankietowanych. Za obecnym prezydentem w sondażu uplasował się lider Opozycyjnego Bloku Jurij Bojko (6,2%) wywodzący się ze środowisk tzw. „prezydenta – uciekiniera” Wiktora Janukowycza. Pierwszą piątkę kandydatów zamyka Oleh Liaszko – lider Partii Radykalnej, na którego chce głosować 4,9 % badanych. Ponad 27% respondentów jeszcze nie wie na kogo odda swój głos. Wybory prezydenckie na Ukrainie odbędą się 31 marca 2018 roku.

Izba Reprezentantów Kongresu USA przyjęła trzy przełomowe decyzje dotyczące relacji z Rosją i spraw ukraińskich.

Amerykańscy parlamentarzyści potepili rosyjską wojskową agresję przeciwko Ukrainie. Za taką uznali rosyjski atak na ukraińskie okręty w Cieśninie Kerczeńskiej. Jednocześnie Izba Reprezentantów wezwała Europę do przerwania budowy Nord Stream 2.

Deputowani uznali również Wielki Głód z lat 1932-33 za zbrodnię ludobójstwa dokonaną na narodzie ukraińskim.

Wszystkie te decyzje amerykańscy deputowani przyjęli jednogłośnie. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko decyzje Izby Reprezentantów nazwał „uderzeniowym dniem wsparcia dla Ukrainy w USA”

JN

Gadowski: Wraz z Amerykanami nie odegraliśmy chwalebnej roli w Iraku. Lepiej nie przyznawać się tam do bycia Polakiem

– Mówię to szczerze, wiem, że to w Polsce jest niepopularne, ale nie odegraliśmy w Iraku chwalebnej roli. Razem z Amerykanami masakrowaliśmy mieszkańców Karbali, także cywili – mówi Witold Gadowski.


Znajdujący się obecnie w Iraku dziennikarz Witold Gadowski komentuje w Poranku bieżącą sytuację polityczną tego państwa. Przyczyną jego obecności w tym kraju jest nagrywanie od dwóch tygodni kolejnych ujęć do filmu „Święci z Doliny Niniwy”. W zamierzeniu apolityczna produkcja ma opowiadać o najstarszych chrześcijanach świata i jazydach cierpiących z powodu inwazji Państwa Islamskiego.

Dziennikarz podróżował głównie po południu kraju, odwiedzając m.in. Ganke, gdzie znajduje się duże, nieformalne obozowisko uchodźców. Panujące tam warunki określa on jako fatalne.

„Odbyliśmy podróż na południe, do Karbali, do Nadżafu. Szczególnie Karbala jest interesująca, a dla Polaków dosyć pouczająca. Można nawet powiedzieć – niebezpieczna, dlatego że to właśnie w Karbali polscy żołnierze zabili ponad stu ludzi z armii, ale także cywilów, o czym się w Polsce nie mówi. Wspomnienia tzw. bitwy w Karbali są dosyć drastyczne; w tej chwili lepiej nie przyznawać się, że jest się Polakiem”.

Gadowski uważa, że negatywne postrzeganie Polaków w Iraku nie znajduje swojego usprawiedliwienia, gdyż polscy żołnierze nie zabijali tam w imię własnych interesów.

Sytuacja na południu kraju jest bardzo napięta, znajduje się tam dużo punktów kontrolnych zarówno milicji szyickich, jak i armii irackiej. Obok antypolskich nastrojów równie silny jest brak sympatii wobec Amerykanów. Dziennikarz krytycznie odnosi się do zachodniej interwencji zbrojnej w Iraku.

„Nam w Europie przedstawia się to jako wojnę o wolność Iraku. Ta wolność to dziś jest kompletny chaos, to jest kłopot z utrzymaniem administracji z Bagdadu na terenie Iraku”.

Gość Poranka wskazuje na podzielenie państwa na bezpieczną północ, gdzie znajduje się autonomiczny Region Kurdystanu, oraz na niebezpieczne południe, częściowo kontrolowane przez Państwo Islamskie. Za miejsce będące siedliskiem największych zagrożeń redaktor uznaje stolicę kraju – Bagdad.

Gadowski odnosi się również do sytuacji chrześcijan w Iraku. Według oficjalnych szacunków ich liczba zmniejszyła się z dwóch milionów do około ośmiuset tysięcy. Trzysta tysięcy znajduje się na terenie Kurdystanu i obszarów przyległych. Są to jedyni chrześcijanie w kraju żyjący w swoich skupiskach. Dziennikarz opowiada również o drugiej grupie będącej bohaterem jego filmu – jazydach.

„Jazydom przydarzyło się największe nieszczęście. Zostali uznani przez Państwo Islamskie za wyznawców szatana, kobiety były masowo sprzedawane do niewoli seksualnej, mężczyźni byli mordowani, a z dzieci robiono wojowników Proroka. Poddawano je przymusowej indoktrynacji i niestety, efekty tego są bardzo złe”.

Autor filmu ma nadzieję, że pojawi się on w kinach w marcu 2019 r.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Papież mianował nowych biskupów pomocniczych archidiecezji krakowskiej

Nowymi biskupami zostali ks. prałat Franciszek Ślusarczyk i ks. prof. Janusz Mastalski. Nominację ogłosił dziś w południe w krakowskiej kurii metropolita krakowski Arcybiskup Marek Jędraszewski

Jak informuje biuro prasowe archidiecezji krakowskiej, po zakończeniu posługi w Seminarium Duchownym od 2002 r. jest związany z Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach, którego jest kustoszem od 2014 r. Był członkiem Rady Kapłańskiej przez dwie kadencje w latach 2006 – 2016 oraz członkiem Rady Duszpasterskiej Archidiecezji Krakowskiej.

W 2005 r. Papież Benedykt XVI mianował go Kapelanem Ojca Świętego. Decyzją Papieża Franciszka od 2016 r. jest Misjonarzem Miłosierdzia.

Urodził się 26 lipca 1958 r. w Dobczycach i tam spędził dzieciństwo oraz młodość. W czasie formacji seminaryjnej został powołany do wojska i przez dwa lata służył w jednostce wojskowej w Brzegu k. Wrocławia. Święcenia kapłańskie przyjął 20 maja 1984 r. z rąk ks. kard. Franciszka Macharskiego. Od 1990 r. pełnił funkcję prefekta w krakowskim Seminarium Duchownym, a od 1997 r. do 2002 r. był wicerektorem tegoż Seminarium. W 1997 r. uzyskał doktorat po obronie pracy „Ideał chrześcijanina i sposób jego realizacji w kaznodziejskim przekazie arcybiskupa Józefa Bilczewskiego” napisanej pod kierunkiem ks. prof. dr hab. Edwarda Stańka. Następnie pracował na Wydziale Teologicznym PAT najpierw jako asystent a później jako adiunkt w Katedrze Homiletyki.

 

Ks. Janusz Mastalski urodził się 4 maja 1964 r. w Krakowie. Po maturze wstąpił do Archidiecezjalnego Seminarium Duchownego w Krakowie, rozpoczynając studia na Papieskiej Akademii Teologicznej. Pracę magisterską pt. Międzynarodowe Kongresy Eucharystyczne w latach 1881-1914 i udział w nich Polaków w świetle polskiej prasy katolickiej, napisaną pod kierunkiem ks. dr hab. Stefana Koperka obronił w 1989 r.

W 1994 został skierowany przez ks. kardynała Franciszka Macharskiego na studia z zakresu pedagogiki oraz studia licencjackie. Na Wydziale Teologicznym Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie wykłada pedagogikę ogólną, dydaktykę ogólną, teorię wychowania, pedeutologię, współczesne kierunki pedagogiczne. Prowadzi także ćwiczenia z teorii wychowania.

W 1998 r. obronił doktorat, a pięć lat później pracę habilitacyjną. W latach 2006 – 2009 był delegatem Papieskiej Akademii Teologicznej w Uniwersyteckiej Komisji Programów Międzynarodowych działającej przy Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich.

Od 2006 roku pracuje na stanowisku profesora PAT na Wydziale Teologicznym Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.  W 2008 r. został powołany przez Senat PAT na stanowisko koordynatora  ds. organizacji nowego Wydziału Nauk Społecznych PAT z równoczesnym mianowaniem pierwszym dziekanem tej jednostki organizacyjnej. Od września 2009 r. był wybranym przez Radę Wydziału dziekanem Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

W styczniu 2009 r. otrzymał tytuł profesora, a w 2012 r. – stanowisko profesora zwyczajnego UPJPII. We wrześniu 2012 r. został wybrany przez Radę Wydziału na drugą kadencję dziekanem Wydziału Nauk Społecznych UPJPII a od 2014 r. pełnił funkcję prorektora UPJPII ds. studenckich i dydaktyki. Od lipca 2017 pełni funkcję rektora Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej.

 

źródło: BP Archidiecezji Krakowskiej

Feliks Koneczny: „Nigdy źli nie utworzą niczego bez pomocy dobrych” / Tomasz Szczerbina, „Śląski Kurier WNET” 53/2018

„Ze złem należy walczyć. To nie zawsze jest możliwe bezpośrednio – ale zawsze można od zła odgraniczać się, nigdy w niczem mu nie dopomagać. Niech źli będą sami z sobą – a zajdą niedaleko!’

Tomasz Szczerbina

„Nigdy źli nie utworzą niczego bez pomocy dobrych”

Co może nam powiedzieć Feliks Koneczny w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości?

Feliks Koneczny urodził się 1 listopada 1862 roku w Krakowie; tu ukończył gimnazjum św. Jacka. W 1883 r. rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego: historię pod kierunkiem Stanisława Smolki i Michała Bobrzyńskiego, filozofię – Maurycego Straszewskiego. Jako pracownik Polskiej Akademii Umiejętności prowadził badania w archiwach watykańskich (1889–1890). W latach 1897–1919, pracując w Bibliotece Jagiellońskiej, jednocześnie prowadził działalność oświatową na Śląsku i w Galicji. Od 1919 roku pracował na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, w 1929 roku został pozbawiony katedry na tym uniwersytecie i przeniesiony na emeryturę. Przyczyną przeniesienia była krytyczna postawa Konecznego wobec metod sprawowania władzy przez ekipę sanacji rządzącą Polską po zamachu majowym. Od lat 30. mieszkał w Krakowie, gdzie zmarł 10 lutego 1949 roku. Został pochowany na krakowskim Cmentarzu Salwatorskim (kwatera SC7, rząd 10, grób 1).

Jego działalność naukowa koncentrowała się wokół historii średniowiecza Polski i Europy, a jak pisze Paweł Skrzydlewski, „historię jako naukę Koneczny pojmował jako typ poznania naukowego, którego naczelnym celem jest prawda; tak pojęta nauka historii jest rodzajem poznania nieodzownym dla właściwego rozwoju kultury. Historia to nauka o przeszłości człowieka, nauka, którą należy uprawiać obiektywnie i integralnie”. Feliks Koneczny był pionierem w polskiej historiografii w systematycznym opracowaniu dziejów Rosji oraz historii Śląska, w przypadku którego bezsprzecznie dowiódł polskości jego ziem.

Nauka o cywilizacji

Jednak najbardziej znany jest Koneczny ze stworzonej przez siebie nauki o cywilizacji (m. in. O wielości cywilizacyj, O ład w historii). Jest ona ukoronowaniem i syntezą jego badań nad ludzkimi dziejami.

Przez cywilizację (łac. civis – obywatel) rozumiał „metodę ustroju życia zbiorowego”, czyli metodę, według której żyje dana społeczność.

Zgodnie z tą definicją każda społeczność ludzka tworzy jakąś cywilizację. Obejmuje ona zarówno dorobek materialny, jak i duchowy. Potocznie jako cywilizację rozumie się tylko kulturę materialną, przez co „cywilizacją wyższą” będzie ta, która produkuje lepsze samochody, a „cywilizacją niższą” – produkująca samochody gorsze.

Według Feliksa Konecznego w historii ludzkości istniało dwadzieścia cywilizacji. Do dziś przetrwało ich siedem: łacińska, bizantyńska, turańska, żydowska, arabska, bramińska i chińska. Jeszcze za życia Konecznego zamierała cywilizacja tybetańska wypierana przez chińską. Każda z cywilizacji daje inną odpowiedź na pytanie: kim jest człowiek i jakie jest rozumienie spraw ludzkich, które są odbite w poglądach na moralność, wiedzę, zdrowie, majątek oraz harmonię tych czterech. Jest to tak zwany quincunx (pięciomian) cywilizacyjny. Gdy Koneczny pisał swoje prace, zauważył, że w Polsce i Europie są cztery cywilizacje: łacińska, bizantyńska, turańska i żydowska.

Europę zbudowała cywilizacja łacińska. Cywilizację tę stworzył Kościół katolicki, ale on sam nie wchodzi w jej strukturę. Gdyby Kościół wchodził w skład tej cywilizacji, byłaby ona cywilizacją sakralną, a taką jest cywilizacja bramińska i żydowska.

Cywilizację łacińską tworzą trzy formacje: filozofia realistyczna (Arystoteles, św. Tomasz z Akwinu), rzymskie prawo oraz kultura chrześcijańska. W cywilizacji łacińskiej – jak wyjaśnia Henryk Kiereś – miarą wszelkich działań społecznych jest dobro każdego konkretnego człowieka. Wyrasta ona z ludzkiego doświadczenia; jest otwarta na wszelką prawdę, życie społeczne w niej przypomina żywy organizm z jego samokontrolą i samonaprawą. Cywilizacja ta pracuje nad postępem w sferze urządzeń społecznych ułatwiających życie materialne. Ponadto cywilizacja łacińska jest etyczna, dobro w niej jest miarą samooceny moralnej i prawnej, a podmiotem życia społecznego są stany społeczne powiązane wspólnotą pracy. Uwzględnia ona naturalną religijność człowieka; jest społeczna, czyli celem – dobrem państwa – są urządzenia społeczne zabezpieczające edukację, pracę, opiekę socjalną itd.

Polityka, czyli roztropne realizowanie wspólnego dobra

Zgodnie z tradycją klasyczną ludzkie racjonalne działanie (kulturę) można podzielić na trzy części: 1) działalność poznawczą (gr. theoria), którego celem jest poznanie dla samego poznania, jest to cel klasycznie rozumianej nauki; 2) działalność moralną, praktyczną (gr. praxis), w której z kolei znajdują się sfery moralności osobistej (etyka), rodzinnej (ekonomika) i społecznej (polityka); 3) działalność wytwórczą (gr. poiesis), do której zalicza się rzemiosło, technikę, wszelkie sztuki.

Klasycznie rozumiana polityka jest w praxis, części moralno-praktycznej, i dlatego Mieczysław A. Krąpiec OP zdefiniował ją jako „roztropne realizowanie wspólnego dobra”. Słowo polityka pochodzi od greckiego polidzein oznaczającego ‘budowanie murów miasta’, w obrębie których rozwija się polis, czyli miejska społeczność. Roztropność to „należyta umiejętność postępowania” (św. Tomasz z Akwinu), przezorny wybór. Natomiast dobro to motyw działania, „cel wszelkiego dążenia” (Arystoteles). Dobrem wspólnym w społeczności ludzkiej jest życie każdego konkretnego człowieka, które każdy żyjący człowiek posiada i o które się troszczy. Dlatego dobro wspólne nie jest ideą czy abstrakcyjnym pojęciem. W państwie cywilizacji łacińskiej polityka jest przyporządkowana dobru każdego człowieka: Anny, Jana itd. Paweł Skrzydlewski dodaje, że w cywilizacji łacińskiej to „człowiek jest suwerenem, podmiotem działań politycznych, które kierowane są dobrem moralnym obywateli. Państwo występuje jako narzędzie i środek do rozwoju człowieka”.

Nowożytne zamieszanie

Żyjący w czasach renesansu Niccolo Machiavelli (1469–1527), sekretarz drugiej kancelarii Republiki Florenckiej, przeniósł politykę ze sfery praxis do poiesis, czyli ze sfery moralności do sztuki. Uczynił ją „sztuką zdobycia i utrzymania władzy” (Henryk Kiereś). Polityk musi władzę zdobyć i za wszelką cenę utrzymać, a najlepiej, żeby ją jeszcze poszerzył. Rządzeni ludzie, jak pisał w Księciu Machiavelli, są „niewdzięczni, zmienni, kłamliwi”, są dla niego – mówiąc językiem XX wieku – „nawozem historii”. Dlatego władca nie powinien oglądać się na nich ani na moralność, tylko realizować jemu znane cele państwa. Machiavelli dodaje, że „książę powinien budzić strach w taki sposób, by jeżeli nie może pozyskać miłości, uniknął przynajmniej nienawiści”, a kiedy władca „ma pod swą władzą mnóstwo żołnierzy, wtedy w ogóle jest konieczną rzeczą, by nic nie robił sobie z opinii okrutnego”.

Czy jesteśmy skazani na polityków kierujących się w polityce makiaweliczną zasadą „cel uświęca środki”? W opublikowanym w maju 1931 roku na łamach „Myśli Narodowej” artykule Tło polityczne renesansu włoskiego Feliks Koneczny zauważył, że „ludzie złej woli nie wytworzą nigdy niczego na dłuższą notę, jeżeli nie uzyskają poparcia od osób dobrej woli, zbałamuconych, uwiedzionych w służbę zła.

Bezsilne jest zło w życiu zbiorowem, dopóki nie urządzi z siebie imitacji dobra, ażeby móc wyłudzić współpracę obywateli pragnących dobra. Dlatego to w życiu zbiorowem głupota (a choćby tylko naiwność) jest gorsza od samego zła, nie byłoby bowiem zła w życiu publicznem, gdyby nie znajdowało oparcia pomiędzy dobrymi, gdyby nie było przejmowane w najlepszej myśli.

Fakt ten uzupełnia się logicznie innym: Zło urządza zawsze imitację dobra. Niema takiego sobka w życiu publicznem, któryby nie udawał ofiarnika; niema takiego gwałtownika, któryby nie chciał uchodzić za szafarza wyższej sprawiedliwości. Zdzierstwo, bezprawie, terror, każą się uważać za opatrznościowe zarządzenia, a powodzenie ich zależy od tego, czy imitacja się uda. Jest w człowieku jakiś „mus”, zniewalający nadawać złu pozory dobra, stanowi to zagadkowy zaiste hołd, składany dobru przez złych. Gdyby np. opanowali jakieś społeczeństwo truciciele i zbóje…”

Społeczeństwem opanowanym przez „trucicieli i zbójów” były Włochy w okresie renesansu (XIV–XVI wiek). Były to czasy kondotierów, czyli dowódców prywatnych wojsk, którzy pozostawali w służbie książąt. Jak zauważa Koneczny – pomimo rozwoju malarstwa (Tycjan), literatury (Petrarka), czy architektury (Michał Anioł) – „co za nędza polityczna!” i dodaje, że „polityka we Włoszech była wykolejona – i wykoleiła naród włoski pomimo tylu i tak wielkich artystów!” Jak już powiedziano powyżej, polityka powinna być częścią moralności i dlatego Koneczny dodaje, że „polityka należy do pełni rozwoju moralnego narodu, wcale nie mniej od literatury i sztuki! Zwycięstwo polityki kondotjersko książęcej przyprawiło Włochy o utratę niepodległości, o najazdy »barbarzyńców«, o ciągłe rozbiory Włoch między książąt, uważających Włochy jedynie za pojęcie geograficzne”. Czy dzisiejsza Polska nie jest politycznie rozdarta pomiędzy walczących „książąt” i czy ta walka nie doprowadzi do utraty suwerenności i niepodległości?

Źli potrzebują dobrych

Feliks Koneczny posługuje się klasyczną definicją zła jako braku doskonałości i dobra w bycie. Człowiek zły to ten, któremu brak elementów doskonałościowych. Dlatego „nigdy źli niczego nie utworzą bez pomocy dobrych, więc odkąd dobrzy wycofują się z przedsionków zła, zło musi upaść. Nie da się też z dziejów renesansu włoskiego wysnuwać wniosku, że jakakolwiek siła, skoro tylko istnieje, musi stać się przedmiotem zabiegów politycznych dla dobra kraju. Historja Włoch świadczy przeciwko temu zabobonowi politycznemu. Popierając zbrodniarzy kondotjerskich, wpędzono Włochy w bagno. Od wszystkich tych książąt nie wyszła nigdy, ani razu, żadna a żadna myśl polityczna, związana z dobrem Włoch!”.

W setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości można zapytać: czy walczący po 1989 roku „książęta” myślą o polityce jako roztropnej trosce o dobro wspólne, czy tylko jako o sztuce zdobycia władzy – dodajmy – w najbliższych wyborach?

Podsumowując: Koneczny pisze, że Włochy „odrodziły się społecznie i państwowo dopiero wtedy, gdy zło przestało doznawać pomocy od mężów cnotliwych i rozumnych, gdy ci wyleczyli się ze straszliwego złudzenia, jakoby każda siła dała się użyć do dobra za pomocą odpowiednich zabiegów. Okazało się to… głupotą”. Zgodnie z ewangelicznym „zło dobrem zwyciężaj”, Koneczny dodaje, że „należy się w życiu publicznem ograniczać do współdziałania tylko z ludźmi dobrej woli. Ze złem należy walczyć. To nie zawsze jest możliwe bezpośrednio – ale zawsze można od zła odgraniczać się, nigdy w niczem mu nie dopomagać. Niech źli będą sami z sobą – a zajdą niedaleko!”

Artykuł Tomasza Szczerbiny pt. „Nigdy źli nie utworzą niczego bez pomocy dobrych” znajduje się na s. 9 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Tomasza Szczerbiny pt. „Nigdy źli nie utworzą niczego bez pomocy dobrych” na s. 9 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rozbudzona żądza nowości. Encyklika „Rerum novarum” z perspektywy XXI wieku/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 53/2018

Żądza nowości i zazdrość przetrwały totalitaryzmy, z nich kolejne systemy zaczerpnęły pożywienie, ubrały się w jeszcze bardziej postępowe stroje i zebrały się do ataku na społeczeństwa z innej strony.

Piotr Sutowicz

Rozbudzona żądza nowości

Encyklika Rerum novarum z perspektywy czytelnika XXI wieku

Generalnie człowiek jest istotą „nieusiedzianą”. Cokolwiek uzyska, chce więcej, a jak zepsuje, to zabiera się do naprawiania, często z różnym skutkiem. Materia społeczna jest tym obszarem przebywania ludzi, gdzie, po pierwsze, mamy do czynienia z różnorodnością możliwości zarówno rozwoju, jak i regresu, jak też różnych rozwiązań służących do złego, jak i dobrego. Od dawna przedmiotem wielkich debat było to, jak dostosować kwestie dobra jednostki do życia społecznego i co właściwie owym najwyższym dobrem być powinno. W tym względzie żadne czasy nie są jakoś szczególnie wyjątkowe, choć ludziom w nich żyjącym często tak właśnie się wydaje.

„Rerum novarum”

Encyklika Leona XIII, opublikowana w roku 1891, jest doskonałym przykładem tego, jak Kościół katolicki w osobie papieża widział problemy społeczne tamtego czasu, ale wbrew pozorom ten dokument, który był przełomem w myśleniu dla ludzi Kościoła i inspiracją dla wielu pokoleń katolickich działaczy społecznych oraz polityków, może być ciekawy w niektórych obszarach dla analizy dzisiejszej rzeczywistości.

Dokument dotyczył przede wszystkim kwestii robotniczej, niemniej jego rozmach i spostrzeżenia zawarte na kolejnych kartach każą widzieć tu diagnozę znacznie przekraczającą pierwotne zamierzenia papieża. Z drugiej strony, rozwiązanie nabrzmiewającego problemu świata pracy w tamtych czasach zdawało się być początkiem ułożenia kwestii społecznej jako takiej w uprzemysławiającym się i globalizującym świecie końca wieku XIX, w którym narastały wszystkie problemy o fundamentalnym znaczeniu dla funkcjonowania cywilizacji człowieka Zachodu.

Po pierwsze, postępowała konsolidacja kapitału połączona z powstawaniem globalnych imperiów bądź też państw, które takowymi chciałyby być, a nie mogły. Po drugie, społeczeństwa zderzyły się z tworzeniem się ideologii państwowych, w których ramach mieli być umieszczeni obywatele. Na własnej skórze doświadczyli tego np. Polacy i inne narody, które, by zachować własną tożsamość, musiały stanąć do walki z państwami próbującymi stworzyć z nich kogoś innego niż w rzeczywistości byli.

Masowe doktryny tworzyły masowego człowieka. Skończyło się to wszystko różnie. W ramach tego procesu należy wymienić wytworzenie się wielkich totalitaryzmów wieku XX. Warto więc wiedzieć, że Stolica Apostolska miała w tej kwestii swój pogląd oraz swoiste koncepcje przeciwdziałania. Tu lokujemy nasz tytułowy dokument.

Nieunikniony postęp czy jeszcze coś?

Owa wymieniona w tytule „żądza nowości”, to wstępna konstatacja encykliki, niejako wprowadzająca czytelnika do diagnozy wskazującej na przyczyny kryzysu kwestii robotniczej. Trzeba powiedzieć, że papież widzi złożoność problemu, którym jest przede wszystkim rozdźwięk między kapitałem a pracą, z czego wyłania się wizja buntu wytwórców przeciwko dysponentom środków produkcji. Oczywiście, niesprawiedliwość w podziale dóbr jest jedną z kluczowych przyczyn konkretnych nastrojów mas, z drugiej jednak strony pojawia się owa kwestia „nowości”, czyli pomysłów mających stanowić remedium na zwarcie symbolicznych nożyc pomiędzy kluczowymi konfliktogennymi czynnikami rzeczywistości, które polegać by miały na likwidacji własności prywatnej. Ta miałaby nastąpić w wyniku rozbudzenia „zazdrości” między klasami. Leon XIII nie pisze, bo też pewnie trudno mu to sobie było wyobrazić, jakimi sposobami nastąpiłoby owo wyrównanie światów. Czytelnik XXI-wieczny zna te sposoby z historii, i tu już można odnotować pierwszą jego wyższość nad piszącym diagnozę autorem z końca wieku XIX.

Papież zdawał sobie doskonale sprawę ze skutków, jakie to, a nie inne podejście do kwestii stosunków własnościowych wywrze na życie społeczne. Odnotowuje on kryzys życia rodzinnego tudzież swoisty pesymizm społeczny, który powstanie w wyniku niemożności budowania własnego, choćby skromnego bogactwa przez ludzi, którzy w wyniku własnej pracy doszliby do jakichś nadwyżek finansowych. Skoro bowiem własność indywidualna zniknie i to zjawisko dotknie wszystkich w sposób nieodwracalny, to cały szereg dążeń ludzkich straci sens. Pewnie dla czytelnika współczesnego papieżowi diagnoza taka wydawała się absurdalna, czasy późniejsze pokazały jednak, że w wielu wypadkach znajdowali się chętni do realizacji tych koncepcji, za każdym razem prowadząc społeczność, którą rządzili, ku katastrofie.

Dziedzictwo pewnego myślenia

Czy tego rodzaju groźby ewidentnie stały się jedynie retrospektywą historyczną, a koncepcje polityczne wynikające z owej „żądzy nowości” są tylko smutnym wspomnieniem? Oczywiście niekoniecznie.

Leon XIII pisał o zazdrości między grupami społecznymi. Wiemy, że teoretycy marksizmu-leninizmu i tym podobnych doktryn na owym uczuciu, czasami wyrastającym ze słusznego poczucia krzywdy, budowali swą rozbudowaną teorię walki klas, która leżała u źródła wielkich ludobójstw.

W niektórych swych odłamach doktryny te przybierały cechy walki ras czy też narodów sprowadzonych do gatunków zwierząt. Człowiek zawsze był częścią przyrody i jakoś tam nie powinien o tym zapominać, niemniej przeniesienie relacji społecznych do tego typu przejawów zezwierzęcenia cofało człowieka w rozwoju o kilka tysięcy lat. System okazał się całkowicie niewydolny, a jego antyludzkie oblicze stopniowo odstraszało od niego coraz większe rzesze. Kościół, który już w XIX wieku stanął przeciwko niemu w imię obrony godności człowieka, okazał się być bardziej postępowy od tych, którzy chcieli zakończyć historię człowieka.

Jak pokazało pokręcone stulecie XX, dwie matki owych niepokojów Leona XIII – „żądza nowości” i „zazdrość” – przetrwały totalitaryzmy, z nich kolejne systemy zaczerpnęły pożywienie, ubrały się w nowe, jeszcze bardziej postępowe stroje i zebrały się do ataku na społeczeństwa z innej strony, czego być może autor „Rerum novarum” nie spodziewał się. Czas pokazał, że kwestia robotnicza jest tylko wytrychem służącym do zniszczenia naturalnych zasad rządzących cywilizacją. Robotnicy mieli system rozwalić, ale nie dla siebie, a dla bardziej wysublimowanych celów.

Trochę skomplikowana wydaje się tu dogłębna myśl mająca przywieść nas do jasnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego twórcy owych koncepcji wprowadzenia „zazdrości” i „żądzy” do panteonu pierwotnych pojęć społecznych nienawidzili gatunku ludzkiego, bo o to tu chodzi. To nie troska o człowieka stała u korzeni owego lekarstwa na choroby kapitalizmu. O ile ten ostatni w swym wydaniu XIX-wiecznym również nie był zbyt humanitarny, to leczenie go socjalizmem stało się zwyczajnym wprowadzaniem ludzi w błąd. Toteż bardzo szybko okazało się, że to nie „szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony”, lecz mamy do czynienia z dwiema twarzami tego samego zła, działającego na różne sposoby. Z czasem oba zrosły się w jedno i zrezygnowały nawet z zewnętrznego pozoru walki.

Zazdrość społeczna rozbudzona raz i wprowadzona do obiegu skutecznie niszczyła społeczeństwo. Może mieć ona różne formy: starzy przeciw młodym, kobiety przeciwko mężczyznom, LGBT jako forpoczta klasy robotniczej, fundamentalizmy obrócone przeciwko sobie – ważne jest, by walka trwała aż do zamierzonego końca.

Zapotrzebowanie na nowości tym bardziej nie spadło. Intelektualiści, kształceni na nowoczesnych uniwersytetach, poświęcają życie, generując nowe ideologie, które za pomocą nowych, a jakże, środków przekazywania przedstawia się masom. To nie człowiek ma sobie wybierać, co jest mu potrzebne – on ma konsumować doktryny i poglądy wraz z wyrobami elektronicznymi i spożywczymi. Cała sfera społeczna ma być w nieustannym ruchu, a poszczególne składowe mają się ze sobą bez przerwy zderzać, generując konflikty. Oprócz rozpadu dawnych struktur, tego typu nadzorowany „bez-wład” służy ewidentnie za narzędzie kontroli społeczeństw, udaremniając rzeczywistą pracę nad rozwiązaniem kwestii społecznej, która w sposób oczywisty narasta.

Czasy jeszcze nowsze

Kwestia pracy oraz kapitału w dzisiejszych czasach uległa dalszemu skomplikowaniu. Można oczywiście szukać winy u ludzi, ale bardziej chodzi o to, by oni sami znaleźli jakieś rozwiązania, które odpowiadałyby nowej rzeczywistości. W czasach Leona XIII największym problemem było przemęczanie pracowników, zatrudnianie nieletnich, odbieranie godności człowiekowi pracy. Dziś patrzymy na problemy pracownicze inaczej, chociaż w wielu wypadkach zmieniło się tylko opakowanie – oczywiście na takie, które zdaje się ładniejsze. Zamarkowane w encyklice migracje społeczne pozostały, inaczej tylko wyglądają na mapie. Coraz bardziej palący staje się współcześnie problem prekariatu, który z jednej strony wydaje się bardzo nowym wyzwaniem. Z drugiej jednak strony wiek XIX również nie był od niego wolny, chociaż na pewno inaczej tę kwestię opisywano. Patrząc na to wszystko, można po prostu dojść do wniosku, że czas na nowy dokument w tej kwestii.

Papież, pisząc swą encyklikę, nie wszystko przewidział. Natomiast – co ciekawe – jeśli chodzi o rozwiązanie kryzysu, jego postulaty wydają się być w swej najszerszej warstwie nad wyraz aktualne.

Można je ująć w zasadniczy korpus działań społecznych, których celem ma być, po pierwsze, zmniejszenie dystansu pomiędzy klasami społecznymi, po drugie – stworzenie prospołecznego państwa wspartego całym szeregiem instytucji powoływanych oddolnie, które by wznoszenie społeczeństwa w ramach organizmu państwowego mocno wspomagały.

Oczywiście nad całością góruje wizja zasadnicza: wszystkie one muszą mieć za cel ostateczny – zbawienie, chociaż można sobie wyobrazić sytuacje, w których także niewierzący włączają się w budowanie dobra wspólnego na tych właśnie zasadach. Tego na pewno papież nie chciałby zabronić.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rozbudzona żądza nowości. Encyklika Rerum novarum z perspektywy czytelnika XXI wieku” znajduje się na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rozbudzona żądza nowości. Encyklika Rerum novarum z perspektywy czytelnika XXI wieku” na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czas aby legendarny duszpasterz Wielkopolski został wyniesiony na ołtarze. Radiowa opowieść o Abp. Antonim Baraniaku

Jolanta Hajdasz, autorka tryptyku filmowego o postaci metropolity poznańskiego Antoniego Baraniaka podkreśla, że obecnie nie spodziewa się, aby była szansa na skazanie oprawców arcybiskupa.

 

Moimi filmami chciałam przekonać wszystkich, że arcybiskup Antoni Baraniak zasługuje na proces beatyfikacyjny – mówi a w rozmowie z Antonim Opalińskim dziennikarka i reżyserka Jolanta Hajdasz. Autorka przypominała na antenie Radia Wnet, życiorys arcybiskupa, zwracając szczególną uwagę na czasy stalinizmu, kiedy służba bezpieczeństwa torturami starała się zmusić abpa Baraniaka, żeby zeznawał przeciwko prymasowi Wyszyńskiemu w procesie pokazowym. Niezłomna postawa metropolity w czasie śledztwa nie pozwoliła na realizację planu komunistów.

Abp. Baraniak zawsze był bohaterem drugiego planu, nawet nie zostawił po sobie wspomnień, a to był jednej z trzech najważniejszych biskupów w episkopacie polski oczywiście jeszcze przed wyborem Karola Wojtyły na tron papieski – przekonuje Jolanta Hajdasz.

Redaktor naczelna Wielkopolskiego Kuriera Wnet przypomina także międzynarodowy wymiar posługi poznańskiego metropolity i wkład w rozwój wiary w innych krajach będących wówczas pod władzą Związku Sowieckiego: Wielkim bohaterstwem abp. Antoniego Baraniaka była jego współpraca z kościołem w Czechach, gdzie wierzący i księża byli niesłuchanie prześladowani, a święcenia kapłańskie były zakazane. Abp. Baraniak udzielał święceń kapłańskich klerykom z Czech, w czasach kiedy nawet kardynał Wyszyński podkreślał, że nie może ich wyświecić, ponieważ służby aresztowi by wszystkich jeszcze w czasie samej uroczystości. W poznaniu abp. Antoniemu Baraniakowi udało się przeprowadzić ceremonie święceń dla kleryków z Czech.

Jolanta Hajdasz podkreśla w Poranku Wnet, że nie spodziewa się, aby była szansa na skazanie oprawców abp. Baraniaka.

ŁAJ