Fic-Lazor o pałacu w Kozłówce: Turysta wchodząc tu poczuje się zawsze jakby był gościem Zamoyskich

W „Poranku Wnet” dyrektorka Muzeum Zamoyskich w Kozłówce przybliża słuchaczom historię niezwykłego, pochodzącego z XVIII w. przybytku.

W rozmowie z Łukaszem Jankowskiem dyrektorka Muzeum Zamoyskich w Kozłówce, Anna Fic-Lazor, opowiada o historii Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Jak się okazuje budynek muzeum był związany z wieloma wielkimi Polakami. Gość porannej audycji mówi o początkach historii pałacu:

Kozłówka to połowa XVIII wieku, bo przecież pałac w swoim pierwotnym wyglądzie to własność możnej rodziny Bielińskich. (…) Pałac sprzedali rodzinie Zamoyskich. I od 1799 r. aż do 1944 r. – opowiada dyrektorka przybytku.

Szefowa placówki przybliża również jak wyglądają i skąd pochodzą muzealne zbiory. Jak wskazuje Anna Fic-Lazor duża ich część to oryginalne przedmioty należące niegdyś do rodu Zamoyskich:

Co prawda, Jadwiga Zamoyska – ostatnia właścicielka – zabrała dużo cennych rzeczy do Warszawy. Te niestety w Powstaniu Warszawskim zaginęły. Natomiast nie mogła wziąć wszystkiego i to wszystko tutaj zostało – przytacza nasz gość.

Dyrektorka muzeum przekonuje, że obiekt jest warty zwiedzenia i zapewni każdemu wiele pozytywnych doznań:

Myślę, że turysta wchodząc tu poczuje się zawsze jakby był gościem Zamoyskich. Zapach cygara, muzyka – komentuje Anna Fic-Lazor.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Do czego prowadzi rozpasanie, pokazał Vega w filmie „Oczy diabła” / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 85/2021

Zły szaleje – tylko w Bogu zbawienie ludzkości. Stwórca zadbał o swoje stworzenie, nawet o akacje, którym dał narzędzie samoobrony. Człowiekowi dał wolną wolę, ale – jak widać – niestety.

Jadwiga Chmielowska

Lipiec. Jak co roku rozkwitły lipy, a przekwitają akacje. Powietrze pachnie też białymi kwiatami jaśminu. Lato w pełni, temperatura zachęca do kąpieli. Wirus w defensywie; promienie słoneczne go zabijają. Nadszedł czas na uzupełnienie w organizmach witaminy D3 wspierającej odporność.

Ostrożność nakazuje spędzić wakacje w kraju, nie narażając się na kolejne mutacje niebezpiecznego, wyprodukowanego w laboratorium wirusa. Na ile szczepienia są skuteczne, przekonamy się w końcu października i w listopadzie. Za dwa lata koncerny farmaceutyczne zakończą badania nad swoimi produktami i wtedy dowiemy się, czy testowane obecnie preparaty medyczne zasłużą na miano szczepionek.

Warto wiedzieć, że WHO w komunikacie na dzień 3 czerwca 2021 r., na swoim portalu podała zalecenia: „W tej chwili dzieci nie powinny być szczepione. Nie ma jeszcze wystarczających dowodów na skuteczność szczepionek przeciwko COVID-19 u dzieci (poniżej 18 roku życia), aby wydać zalecenia dotyczące szczepienia dzieci. U dzieci i młodzieży choroba zwykle przebiega łagodniej niż u dorosłych”.

Człowiek zadufany w sobie, tworząc cywilizację, nie uczy się od przyrody. Nie korzysta z doświadczeń innych. Akacje, zaatakowane przez żyrafy, bronią się. Już 20 minut po pierwszym zranieniu ich liście stają się gorzkie. Informacja zostaje przekazana sąsiednim drzewom przez substancje lotne. Ich liście również gorzknieją, zniechęcając zwierzęta do konsumpcji.

Wojna tyranii z wolnym światem trwa już kilkanaście lat. Zmieniły się metody współczesnych wojen. Teraz są hybrydowe. Toczy się je na płaszczyźnie ekonomicznej, propagandy i informatyki. W połowie maja br. irlandzka publiczna służba zdrowia HSE została zaatakowania przez hakerów. Po ataku typu ransomware wyłączony został system informatyczny. W wielu szpitalach odwołano umówione wizyty. Atak rosyjskich hakerów na system sterowania rurociągiem w Teksasie zakłócił dostawy paliwa w kilku stanach. Teraz łupem wyspecjalizowanej grupy hakerskiej padła korespondencja internetowa polskiego rządu. Uderzono w kolejny kraj NATO – i nic. Przykład napaści na Estonię w 2007 roku nie spowodował radykalnych kroków – co rozzuchwaliło wrogów demokracji.

Jak na każdej wojnie, podstawą jest morale nie tylko wojska, ale i zaatakowanego społeczeństwa. Główne uderzenie idzie w warstwę przywódczą. Dlatego Sowieci i Niemcy mordowali polskich profesorów.

Współcześni profesorzy uprawiają najobrzydliwszą formę prostytucji: sprzedają nie ciała, lecz dusze. Prof. Andrzej Romanowski z UJ w „Gazecie Wyborczej” postanowił historię Polski napisać na nowo: „Polska, ojczyzna Niemców. Nauczyli nas pisać i czytać. Ofiarowali łacinę i chrześcijaństwo”.

Senator Tom Cotton (R-Ark.) ujawnił, że setki żołnierzy zostały zmuszone do odbycia szkolenia „antyamerykańskiej indoktrynacji”, w tym krytycznej teorii rasowej (CRT). Podczas przesłuchania w Senacie Cotton stwierdził, że w wojsku „spada morale, rośnie nieufność między rasami i płciami, z których żadna nie istniała jeszcze sześć miesięcy temu. Część wojskowych po tych szkoleniach odchodzi na nieplanowane emerytury bądź rezygnuje z pracy w armii USA”. Musimy przeczekać rządy lewaków w Stanach Zjednoczonych.

Umiłowanie wolności Polaków sprawia, że Niemcy rządzący Europą, aby nas złamać, uderzyli w naszą samowystarczalność energetyczną. To nie przypadek, że Czesi walczą z elektrownią Turów, a Duńczycy znaleźli na drodze naszego gazociągu myszki i nietoperze.

Ideologia genderyzmu odwraca uwagę młodzieży od spraw istotnych, ma demoralizować. Do czego prowadzi rozpasanie seksualne, pokazał Vega w swoim filmie Oczy diabła.

Zły szaleje – tylko w Bogu zbawienie ludzkości. Stwórca zadbał o swoje stworzenie, nawet o akacje, którym dał narzędzie samoobrony. Człowiekowi dał wolną wolę, ale – jak widać – niestety.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Jabłonka: 30 czerwca 1940 r. Stefan Rowecki ps. „Grot” został mianowany komendantem głównym Związku Walki Zbrojnej

Jak zaznacza ekspert: „Grot sławił się scentralizowaniem wszystkich rozdrobnionych grup bojowych w jeden Związek Walki Zbrojnej, który 14 lutego 1942 r. przemianowali na Armię Krajową.”

Drugim gościem środowego „Poranka WNET” jest historyk, dr Krzysztof Jabłonka. W rozmowie z redaktorem Krzysztofem Skowrońskim dotyka wątku historii Stefana Pawła Roweckiego, ps. „Grot” – generała dywizji Wojska Polskiego, Komendanta Głównego Związku Walki Zbrojnej i dowódcy Armii Krajowej. Ekspert przybliża m.in. związaną z nim rocznicę:

Przede wszystkim, 30 czerwca 1940 r. został mianowany przez Kazimierza Sosnkowskiego komendantem głównym Związku Walki Zbrojnej – zaznacza dr Krzysztof Jabłonka.

Historyk porusza temat zasług Stefana Pawła Roweckiego, ps. „Grot”. Wśród nich, jako najistotniejszą wymienia scentralizowanie polskich grup bojowych:

Grot sławił się scentralizowaniem wszystkich rozdrobnionych grup bojowych w jeden Związek Walki Zbrojnej, który 14 lutego 1942 r. przemianowali na Armię Krajową. Armia Krajowa zapisała się w historii złotymi zgłoskami – najwspanialszy ruch oporu w Europie.

Ekspert przypomina również o drugiej wypadającej dziś rocznicy związanej ze Stefanem Roweckim ps. „Grot”. Jak komentuje dr Krzysztof Jabłonka 30 czerwca 1943 r. przy ulicy Spiskiej 14 dowódca AK został wydany w ręce Gestapo:

Była trójka zdrajców. (…) Jeden z nich, Ludwik Kalkstein, rozpoznał „Grota” na ulicy (…) i natychmiast zadzwonił po Gestapo – mówi dr Krzysztof Jabłonka.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego opowiada także co działo się ze Stefanem Roweckim po jego aresztowaniu i przewiezieniu samolotem do Berlina. Jak przytacza dr Krzysztof Jabłonka, w stolicy III Rzeszy miał podobno rozmawiać z Himmlerem:

Tam podobno sam Himmler usiłował z nim pertraktować – że jak Armia Krajowa stanie po stronie hitlerowskiej, to będą się wspólnie bronić przed Sowietami. On się na to nie dał nabrać i odmówił – komentuje ekspert.

Ponadto, dr Krzysztof Jabłonka opisuje pobyt „Grota” Roweckiego w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Jak ocenia rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego, w trakcie jego uwięzienia władze obozu nagle zmieniły stosowaną wobec niego strategię:

Z szacunkiem go potraktowano. Zawieziono go do Sachsenhausen. W pewnym momencie dowódca tego obozu zaczął mu zaostrzać warunki. (…) Chciano wymusić coś na nim, co się akurat okazało największym ich błędem. W tym momencie „Grot” Rowecki nie miał już wątpliwości, że wybrał dobrą drogę. Tyle tylko, że musiał za nią przypłacić życiem. (…) 2 sierpnia miał być zastrzelony w pobliżu krematorium w Sachsenhausen – mówi dr Krzysztof Jabłonka.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Irena Sendler uhonorowana pomnikiem w Wielkiej Brytanii

Ambasador Arkady Rzegocki przed pomnikiem Ireny Sendler

Park miejski w Fountain Gardens przy London Road w angielskim Newark jest miejscem, w którym w sobotę 26.czerwca 2021 odsłonięto pomnik Ireny Sendlerowej.   Irena Sendlerowa pracowała w Wydziale Opieki Społecznej i Zdrowia Publicznego Warszawy w czasie drugiej wojny światowej. Była częścią sieci pracowników i wolontariuszy, którzy ratowali żydowskie dzieci, uwięzione w warszawskim getcie. Przekazywała im fałszywe dokumenty i organizowała schronienie wśród polskich rodzin lub w placówkach opiekuńczych, w tym […]

Park miejski w Fountain Gardens przy London Road w angielskim Newark jest miejscem, w którym w sobotę 26.czerwca 2021 odsłonięto pomnik Ireny Sendlerowej.

 

Ambasador Arkady Rzegocki odsłanie pomnik Ireny Sendler
Ambasador Arkady Rzegocki odsłania pomnik Ireny Sendler.
Żródło: Ambasada RP w Londynie

Irena Sendlerowa pracowała w Wydziale Opieki Społecznej i Zdrowia Publicznego Warszawy w czasie drugiej wojny światowej. Była częścią sieci pracowników i wolontariuszy, którzy ratowali żydowskie dzieci, uwięzione w warszawskim getcie. Przekazywała im fałszywe dokumenty i organizowała schronienie wśród polskich rodzin lub w placówkach opiekuńczych, w tym katolickich klasztorach, ratując je przed zagładą. Niemcy, podejrzewający Irenę o jej działalność w podziemiu, aresztowali ją w październiku 1944 roku. Udało się jej jednak ukryć listę nazwisk i miejsc pobytu dzieci, dzięki czemu informacja nie dostała się w ręce Gestapo. Mimo tortur i więzienia, Irena Sendler nie wyjawiła szczegółów swoich działań. Została skazana na śmierć, ale w dniu zaplanowanej egzekucji udało się jej uciec, ponieważ eskortujący ją strażnicy zostali przekupieni przez Żegotę. Aż do końca wojny, zarówno Irena Sendler, jak też uratowane przez nią dzieci, żyły w ukryciu. Szacuje się, że Sendlerowa uratowała kilkaset żydowskich dzieci. Po wojnie została odznaczona m.in. złotym krzyżem zasługi oraz Orderem Orła Białego. Jako jedna z pierwszych Polek została uhonorowana tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, przyznawanym przez Yad Vashem. Irena Sendler zmarła w 2008 r.

 

Ambasador Arkady Rzegocki przed pomnikiem Ireny Sendler
Ambasador Arkady Rzegocki przed pomnikiem Ireny Sendler
Żródło: Ambasada RP w Londynie

Lilly Pohlmann, która ocalała z zagłady, jedna z ostatnich żyjących przyjaciółek Ireny Sendler, mieszka obecnie w Londynie. Tak ją wspomina po latach:

Irena była świadkiem dantejskich scen, kiedy dzieci były odbierane zrozpaczonym matkom, ojcom i dziadkom. Ciągle pytano ją: Czy możesz zagwarantować, że przeżyją? Ale ona mogła jedynie zagwarantować, że zginą, jeśli zostaną.

Pomnik został ufundowany m.in. przez Instytut Pamięci Narodowej i został ofiarowany Newark and Sherwood District Council. Niedaleko miejsca, w którym stanął pomnik Ireny Sendlerowej, znajduje się również fontanna poświęcona siostrze Ethel Harrison, która w pierwszych latach XX. wieku straciła życie, próbując uratować tonące dziecko. Autorem rzeźby jest Andrew Lilley, który tworzył ją przez 6 miesięcy.

Projekt zacząłem, gdy moja synowa opublikowała krótki film, w którym Irena Sendler wspomina czasy II wojny światowej. Byłem pod takim wrażeniem, że od razu wiedziałem, że to jest coś, czego szukałem, aby nadać mojej sztuce sens – powiedział Andrew Lilley. – Irena uosabia poświęcenie, nie rozróżniała nikogo ze względu na pochodzenie etniczne, ani religię, tylko to, co łączy nas, ludzi – i z tym się identyfikowała.

Z kolei radny David Lloyd, przewodniczący Newark and Sherwood District Council powiedział:

Istnieje głęboko zakorzeniony związek między Newark a polską społecznością. Podczas II wojny światowej polski personel wojskowy dokonał wielu poświęceń, aby powstrzymać nazistów i dalszy rozlew krwi.

Irena Sendler powiedziała kiedyś Lilly Pohlmann:

Dopóki będę żyła i miała w ciele odrobinę energii, zawsze będę głosić, że tylko dobro jest nadrzędne. Trzeba tylko zabiegać o nie za wszelką cenę i w końcu ono musi zwyciężyć.

 

Odsłonięcia pomnika dokonał ambasador RP w Londynie dr. Arkady Rzegocki.

Iza Smolarek

Alex Sławiński

W Londynie odsłonięto pomnik generała Andersa

25 czerwca 2021 w Londynie odsłonięto popiersie gen. Władysława Andersa oraz tablicę poświęconą jego pamięci.

Wydarzenie uświetnili – inicjatorka powstania memoriału Władysława Andersa, córka generała, Anna Maria Anders (obecna ambasador RP we Włoszech), a także dr hab. Arkady  Rzegocki, ambasador RP w Wielkiej Brytanii, jak również konsul generalny Mateusz Stąsiek. Oprócz nich wśród gości honorowych był dyrektor National Army Muzeum, Justin Maciejewski, brytyjski minister do spraw polityki handlowej i poseł dzielnic Chelsea i Fulham Greg Hands, znani historycy Roger Moorhouse i Andrew Roberts oraz weterani wojenni.

Ceremonia odsłonięcia popiersia odbyła się w National Army Museum. Muzeum znajduje się niedaleko Royal Army Hospital, znanego domu opieki nad weteranami wojennymi.
Ceremonii towarzyszył panel dyskusyjny, poświęcony postaci gen.Andersa, historii II Korpusu Polskiego i ich spuściźnie.

 Jestem naprawdę szczęśliwa i wzruszona. Wczoraj tabliczka w Ognisku Polskim, dzisiaj popiersie Ojca w muzeum, zaś po południu jeszcze tablica na domu, w którym mieszkałam. Moje marzenia się spełniają – powiedziała ambasador Anders.

Jest to pierwszy w Wielkiej Brytanii pomnik, upamiętniający Władysława Andersa. Generał po wojnie postanowił pozostać w Wielkiej Brytanii do końca swoich dni, nie zgadzając się na sowietyzację Polski.

Anna Maria Anders w rozmowie z Radiem WNET kilkukrotnie podkreślała, że smuciło ją, iż osoba tak zasłużona dla brytyjskiej Polonii oraz stosunków polsko-brytyjskich, dopiero teraz doczekała się upamiętnienia. We Włoszech, gdzie córka generała pełni funkcję ambasadora, taki pomnik stoi już od dawna. Zaledwie kilkanaście dni  temu uczestniczyła zarówno w obchodach rocznicy śmierci generała, jak i bitwy pod Monte Cassino.

Jako dyrektor National Army Museum w Londynie mam zaszczyt móc przyjąć do narodowej kolekcji Zjednoczonego Królestwa to wspaniałe popiersie generała Władysława Andersa autorstwa Andrzeja Pityńskiego. Fakt, że to popiersie zostało ufundowane i podarowane przez Polonię i przyjaciół Polski, czyni go szczególnie silnym gestem. Jest to żywy symbol głębokiej przyjaźni między naszymi dwoma krajami i naszej wspólnej historii walki o wolność. Jako syn polskiego żołnierza, który służył we Włoszech pod dowództwem gen. Andersa, ten przedmiot dotyka mnie głębiej, niż mogę wyrazić – powiedział Justin Maciejewski.

Tego samego dnia odsłonięto tablicę poświęconą generałowi. Znajduje się ona na froncie budynku przy 78 Brondesbury Park w północno-zachodniej dzielnicy Londynu. Dom ten gen. Anders kupił niedługo po zakończeniu wojny i mieszkał w nim aż do śmierci w 1970 r. Tablica powstała z inicjatywy Polish Heritage Society i Ambasady RP w Londynie. W tym domu wychowywała się Anna Maria Anders. Budynek ma już nowego właściciela, który jednak zaprosił zgromadzonych do zwiedzania domu. Anna Maria Anders nie kryła wzruszenia.

Tablica poświęcona generałowi w Brondesbury Park w piękny sposób przypomina miejsce, gdzie przez wiele lat mieszkał generał. Jestem niezwykle wdzięczny Polish Heritage Society za kolejną owocną inicjatywę upamiętnienia na Wyspach Brytyjskich wielkiej polskiej postaci i mam nadzieję, że w przyszłości powstanie takich tablic jeszcze więcej, tak aby polskie miejsca pamięci znajdowały się w każdym zakątku Wielkiej Brytanii – powiedział ambasador Rzegocki.

Popiersie generała Andersa jest dostępne do obejrzenia za darmo w National Army Museum.

Iza Smolarek

Alex Sławiński

Polska działaczka na Śląsku Opolskim, Franciszka Koraszewska / Fundacja „Dla Dziedzictwa”, „Śląski Kurier WNET” 84/2021

Zasługuje na pomnik w Opolu. Prowadziła walkę o „duszę ludu polskiego” na historycznym Górnym Śląsku i w niemieckim Opolu. Urzędnicy pruscy mówili o niej: „Podobno jeszcze gorsza niż jej mąż”.

Wulkan energii, tytan pracy, filar „Gazety Opolskiej”. Franciszka Koraszewska z Czoków (1868–1947)

Franciszka Koraszewska jest jedną z tych kobiet, które zasługują na pomnik w Opolu. Była odważna, pomysłowa i piekielnie pracowita, obdarzona niezwykłą energią, silnym charakterem i odpornością na niedogodności materialne. Prowadziła walkę o „duszę ludu polskiego” na historycznym Górnym Śląsku i w niemieckim Opolu. Urzędnicy pruscy mówili o niej: „Die soll ja noch schlimmer als ihr Man sein” (Podobno jest jeszcze gorsza niż jej mąż).

Franciszka urodziła się 25 marca 1868 r. w Katowicach w rodzinie górniczej. Była jedną z trzech córek Józefa Czoka i Emilii z Bugdałów. W domu rodzinnym mówiła po polsku, a niemieckiego nauczyła się w szkole. Po ukończeniu szkoły ludowej i kursów robót ręcznych pracowała w Katowicach, Ząbkowicach, Lipsku i w okolicach Hamburga. Mimo chęci do nauki i szczególnego zamiłowania do nauk przyrodniczych, ze względów materialnych nie mogła dalej się kształcić.

Miłość do Polski i Bronisława

Miała talent do robótek ręcznych. Wyszywała, haftowała, pięknie dziergała na drutach i szydełkiem. Zebrane oszczędności i zaciągnięte pożyczki umożliwiły jej przejęcie ok. 1897 r. pracowni robótek ręcznych w Opolu. Nabyła sklep w Opolu i z tym miastem związała swój los. Z czasem sprowadziła tam swoich rodziców i młodszą siostrę. Klienci cenili ją za rzetelność i uprzejmość, a kobiety wprost przepadały za haftowanymi przez nią „zapaskami”.

Na szyldzie jej sklepu widniało zniekształcone w pisowni nazwisko „Czock”. Uwagę na błąd zwrócił jej Bronisław Koraszewski (1864–1924), wydawca „Gazety Opolskiej”. Zawzięta i pracowita Franciszka odszukała metrykę urodzenia jej ojca, przekonała się, że widnieje na niej nazwisko „Czok” i… szybko zmieniła szyld sklepu, wracając do polskiej pisowni swojego nazwiska.

Zaczęła odkrywać na nowo swoje korzenie, a pierwszą polską książką, którą nabyła, była Botanika na przechadzce autorstwa Mari Arct-Golczewskiej (1872–1913), znanej podróżniczki i tłumaczki, córki wydawcy Michała Arcta.

Franciszka powoli wsiąkła w polskie środowisko w Opolu. W 1901 r. wyszła za mąż za Bronisława Koraszewskiego, wybitnego działacza polskiego, którego śmiało można uznać za jedną z najciekawszych postaci Śląska – dumnego wydawcę „Gazety Opolskiej” i założyciela (1891) Towarzystwa Polsko-Katolickiego w Opolu i Banku Ludowego w Opolu (1897). Ślub odbył się we wtorek 23 kwietnia 1901 r. w Opolu. Był ważnym wydarzeniem kulturalnym i intelektualnym w mieście. Ceremonię zaślubin odprawiono w opolskiej katedrze. Odbyła się według staropolskiego zwyczaju. Na weselu – ze względu na zły stan zdrowia ojca panny młodej uczta weselna odbyła się w wąskim gronie 80 osób – zbierano datki na pomoc naukową dla Polaków. Panna młoda otrzymała też gromkie brawa za wykonanie pieśni, której refren brzmiał „Więc nad brzegiem sinej Odry fal witaj, witaj śląska niwo, ukróć smutek i tęsknoty żal”. Na weselu obecni byli m.in. Aleksander Lewandowski, Adam Napieralski, Jakub Kania, Wojciech Liguda, Karol Maćkowski, a telegramy z życzeniami wysłało ok. 300 osób. Relację ze ślubu Koraszewskich, na specjalne życzenie czytelników, zamieszczono w 34 numerze „Gazety Opolskiej”, która ukazała się drukiem w piątek 26 kwietnia 1901 r.

Małżonkowie zamieszkali najpierw na Ostrówku, a potem przy ul. Odrzańskiej 6, gdzie nabyli kamienicę, w której również mieściła się drukarnia i redakcja legendarnej „Gazety Opolskiej”.

Filar „Gazety Opolskiej”

Franciszka Koraszewska wspólnie z mężem wydawała „Gazetę Opolską”, prowadząc m.in. administrację redakcji. Założyła też księgarnię polską. Sprowadzała do Opola polskie książki, co nie było wcale proste. W 1908 r. zamówiła do księgarni „Gazety Opolskiej” w Opolu książki polskie z księgarni lwowskiej Altenberga.

Urzędnicy celni zatrzymali je w Mysłowicach. Komisarz graniczny Mädler wskazał na mnóstwo książek tzw. niebezpiecznych i kazał je odesłać prokuratorowi do Opola, aby ten przykładnie i surowo ukarał księgarza za zdradę stanu. Prokuratura wynajęła kilkunastu tłumaczy do przekładu „zaaresztowanych” książek na język niemiecki.

Z olbrzymiego materiału dowodowego okazało się, że „zbrodniczą” treść mają dwie książki, w których prokuratura dopatrzyła się przekroczenia § 230 ustawy karnej. Były to: Dla drogich dzieci autorstwa Stanisława Bełzy, a także Wesele Stanisława Wyspiańskiego. Obie publikacje skonfiskowano, a pozostałe oddano Koraszewskim. Od razu też wszczęto postępowanie sądowe przeciwko Bronisławowi Koraszewskiemu. Wydawca wygrał w sądzie, twierdząc, że zamówił od wydawcy wszystkie nowe publikacje i nie mógł wiedzieć, jakie tytuły ten mu wyśle. Wyrok nr 154/0812 zapadł 21 maja 1909 r. i na jego mocy „zbrodnicze” książki polskie przeznaczono do zniszczenia. Tak oto dramat Wyspiańskiego, uważany za jedno z najważniejszych dzieł epoki Młodej Polski, został uznany za „zagrażający bezpieczeństwu państwa pruskiego”.

Redaktorka „Der Weisse Adler”

Koraszewska budziła zaufanie. Miała wyjątkową cechę zjednywania sobie ludzi. W grudniu 1918 r. była delegatką powiatu opolskiego do Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu. W wyborach komunalnych 1919 r. startowała do Rady Miasta Opola z listy polskiej. Wybory okazały się wielką manifestacją polskości. Około 75 proc. wszystkich wybranych radnych na Górnym Śląsku było Polakami. W powiecie opolskim na 130 gmin w 80 większość zdobyli polscy kandydaci, a w znacznej części miały one wyłącznie polskie listy. Inaczej było w niemieckim Opolu, gdzie większość głosów przypadła Niemcom. Franciszka Koraszewska mandatu radnej nie zdobyła, bo z listy polskiej do Rady Miasta Opola dostali się jedynie dr prawa Franciszek Lerch, Michał Duda i Fryderyk Lipiński. 13 marca 1922 r. zajęła jednak miejsce Michała Dudy.

W 1919 r. zainicjowała wydawanie przez „Gazetę Opolską” czasopisma „Der Weisse Adler” w języku niemieckim, skierowanego do Górnoślązaków, którzy ulegli częściowej germanizacji. 5 czerwca 1920 r. objęła oficjalnie redakcję tego tygodnika. W założonej przez siebie gazecie prostowała fałszywe informacje z gazet niemieckich.

W 1921 r. bardzo aktywnie włączyła się w propolską agitację w okresie plebiscytu górnośląskiego. Była członkiem Polskiej Organizacji Woskowej i Komisji Mieszanej przy Komisji Międzysojuszniczej, która swoją siedzibę miała w Opolu. W 1920 i 1921 r. przeżyła napaść bojówek niemieckich na redakcję „Gazety Opolskiej”.

Działaczka społeczna

Franciszka Koraszewska aktywnie działała w towarzystwach kobiecych, kółkach śpiewaczych i teatrze amatorskim. Miała zmysł społeczny. Nie stroniła od aktywności politycznej i m.in. w 1904 r. na pierwszym wiecu kobiet w Bytomiu wygłosiła referat o niemczeniu polskich dzieci.

W styczniu 1920 r. została przewodniczącą Towarzystwa Polek w Opolu i wiceprzewodniczącą tej organizacji na powiat opolski. W gronie działaczek były m.in.: M. Krausowa, K. Kuleszowa, W. Spychalska, S. Michałowska, S. Kurpierzowa, M. Banasiowa, Z. Buhlowa i córka Koraszewskich – Aniela, która prowadziła sekretariat Towarzystwa.

Przeprowadzka do Katowic

W 1923 r. rodzina Koraszewskich przeniosła się do Katowic, które po podziale historycznego Górnego Śląska znalazły się w państwie polskim. Po śmierci męża w 1924 r. pracowała jako nauczycielka w Chorzowie i Łagiewnikach. Utrzymywała kontakty z polskimi organizacjami na Śląsku Opolskim. II wojnę światową spędziła w Warszawie, a po jej zakończeniu wróciła do Katowic. Była członkiem Związku Weteranów Powstań Śląskich i Komisji Opiniodawczej przy Polskim Związku Zachodnim. Odznaczono ją: Krzyżem Niepodległości, Medalem Niepodległości, Gwiazdą Górnośląską i Srebrnym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. Ta wybitna Polka zmarła 8 grudnia 1947 r. Pochowana jest na cmentarzu w Katowicach. Niestety jej grobu nie udało się zlokalizować…

Fundacja Dla Dziedzictwa

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Wulkan energii, tytan pracy, filar »Gazety Opolskiej«” znajduje się na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Wulkan energii, tytan pracy, filar »Gazety Opolskiej«” na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zwycięska walka Pawła Zastrzeżyńskiego o Pałacyk pod Pszczółką i naszą pamięć / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Walka o prawdę ma sens. Codzienna, żmudna walka bez wydawałoby cienia szansy na sukces. Ale żeby taka walka mogła zaistnieć, potrzebni są jej wojownicy. Bezkompromisowi, nieprzekupni, odważni.

Pawła poznałem w marcu 2020 roku. To dzięki niemu powstał mój felieton o limanowskim kłamstwie (7 dni później…). O uwłaczających pamięci Żołnierzy Wyklętych oficjalnych uroczystościach. O hołdach oddawanych przez poczty sztandarowe nie Wyklętym, ale ich oprawcom z UB. Wtedy też poznałem historię jego walki o prawdę. O historyczną prawdę. I uznałem, że bez pieniędzy, sam przeciwko całemu miejskiemu układowi i bez większego wsparcia społecznego, nie ma najmniejszych szans na zwycięstwo. Na ochronę limanowskiej cząstki naszej pamięci narodowej. Stało się inaczej.

Nieszczęśliwie położony, bo w miejscu pod przyszłą galerię handlową, Pałacyk pod Pszczółką został wreszcie wpisany do Rejestru Zabytków. Nie może zostać zburzony. I zalany betonem podłości przez wielki szmal.

Pałacyk pod Pszczółką to nie tylko jeden z najstarszych budynków Limanowej. To także była siedziba komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa, w której mordowano przeciwników bolszewickiej władzy. Także tych, którzy walczyli z bronią w ręku, których teraz tak pięknie nazywamy.

Wygraną walkę o pamięć, również walkę w sądzie, Paweł Zastrzeżyński przedstawi Państwu osobiście w lipcowym numerze „Kuriera WNET”. Nie będę się zatem o niej rozpisywał. Nie mam też zamiaru, chociaż sukces ma wielu ojców, a tylko porażka jest sierotą, pić szampana jako co najmniej współautor. Nawet nasze Media Wnet, chociaż przez chwilę zainteresowały się tematem, nie sprostały wyzwaniu. Z prozaicznej przyczyny braku pieniędzy na prawników i odległości małej górskiej mieścinki od Warszawy. Ale też z powodu szybkiej akcji dezinformacyjnej wykonanej przez ludzi limanowskiego układu władzy.

Chcę napisać o czymś innym. O tym, że walka o prawdę ma sens. Codzienna, żmudna walka bez wydawałoby cienia szansy na sukces. Ale żeby taka walka mogła zaistnieć, potrzebni są jej wojownicy. Bezkompromisowi, nieprzekupni, odważni. Narażający na szwank własny wizerunek w oczach lokalnej społeczności. Przekonani, że i tak kiedyś umrą. Tacy jak Paweł Zastrzeżyński.

Nie walczył z planami budowy najładniejszej galerii handlowej w mieście po to, żeby uratować swój warsztat szewski. Nie walczył po to, żeby dać się przekupić za okrągłą sumkę przez wielki kapitał. Nie miało nawet znaczenia pochodzenie tego kapitału.

Każdy kapitał ma jakieś pochodzenie. Jednak największe nawet i „prawe” pieniądze nie mogą zabetonować na wieki historycznej prawdy. I z pełną świadomością bezcześcić zwłoki antykomunistycznych partyzantów zamordowanych w ubeckiej katowni. W dalszym ciągu czekające na odgrzebanie i chrześcijański pochówek.

Walka o prawdę ma sens tylko wtedy, gdy jest prawa. Gdy pod jej płaszczykiem nie są ukryte prywatne korzyści i wymierne interesiki. Gdy jest walką bożą. Nie walką ze złem o inne zło, lepsze, bo nasze, ale dobrą walką o prawdę i sprawiedliwość. I do takiej walki Was zachęcam. Mnie samego zaprosił mój tegoroczny patron, błogosławiony Jerzy Popiełuszko. Robię, co mogę 😊

Jan Azja Kowalski

PS Każdego, kto chciałby tak powalczyć, zapraszam do kontaktu z Redakcją. Nie mamy pieniędzy, prawników, czasu i nie gwarantujemy niczego. Poza tym… możecie na nas polegać 😊

Zbigniew Siemaszko został na politycznej emigracji, gdy emigracji już nie było/ Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” 84/2021

W myśleniu o polityce nie kierował się emocjonalnym chciejstwem. Nie miał złudzeń nie tylko wobec nowej władzy, ale także wobec polskiego społeczeństwa, które uważał za zsowietyzowane.

Andrzej Świdlicki

Zbigniew „Nie przyjmuję” Siemaszko

Zbigniewa Siemaszkę (28 X 1923 – 2 II 2021) – emigracyjnego historyka, pisarza i publicystę znałem wiele lat, chodziłem na spotkania z nim i bywałem u niego w domu, ale najbardziej utkwił mi w pamięci jego gest w ambasadzie RP w Londynie podczas imprezy upamiętniającej Polskie Siły Zbrojne.

Sala, z powodu znaków na suficie zwana chińską, była pełna. Jak było w zwyczaju na takich uroczystościach, nie mogło obyć się bez odznaczeń. Listę odznaczonych odczytywano w porządku alfabetycznym; wywołani podchodzili do podium, gdzie mistrz ceremonii w randze wysoko postawionego dyplomaty recytował wyćwiczoną formułkę, odbierali odznaczenie i wracali na miejsce. W miarę upływu czasu oklaski stawały się coraz bardziej zmęczone, ale na sali utrzymywał się radosny gwarek, któremu sprzyjała konieczność przeciskania się między krzesłami, zwłaszcza tymi specjalnie na tę okazję dostawionymi.

Utapirowane damy na tę okoliczność nie pożałowały sobie perfum, co powodowało, że oko rozglądające się za źródłem dopływu świeżego powietrza dostrzegało, że wywietrzniki umieszczone nad drzwiami psuły harmonię chińskiego sufitu. Łysiny ich mężów jaśniały dostojeństwem, więc na sali, mimo dnia chylącego się ku zmierzchowi, panowała jasność. Goście zasiadający w pierwszych rzędach niezbyt umiejętnie skrywali poczucie wyższości nad nieszczęśnikami, którzy z braku miejsca podpierali ściany, choć zazdrościli im pierwszeństwa w drodze do baru, gdzie tradycyjnie takie imprezy miały swój finał.

Gdy wywołano Zbigniewa Siemaszkę wstał z ostatniego rzędu, poszedł do podium, odwrócił się twarzą do widowni i powiedział „Nie przyjmuję”.

Sala zamarła, ale nie na długo, bo mistrz ceremonii, obeznany z niedyplomatycznymi nietaktami, nie dał po sobie niczego poznać i tym samym monotonnym tonem wznowił wyczytywanie nazwisk na popularną w języku polskim literę „s”. Siemaszko, wówczas w zaawansowanym wieku osiemdziesięciu kilku lat, wrócił na miejsce wyniesionym z wojska sprężystym krokiem, odprowadzany zdziwionym wzrokiem pań w wieku balzakowskim.

Siemaszko pozostał na politycznej emigracji, gdy emigracji już nie było. Uważał, że po 1989 roku w Polsce nie było politycznego przełomu, narodowego ani kulturalnego odrodzenia, ponieważ Polacy uznali PRL za państwo polskie. Nie było to dla niego zaskoczeniem, bo w myśleniu o polityce nie kierował się emocjonalnym chciejstwem. Nie miał złudzeń nie tylko wobec nowej władzy, ale także wobec polskiego społeczeństwa, które uważał za zsowietyzowane.

Długo przed okrągłostołowym rokiem 1989 krytykował nostalgiczny ogląd polskiej rzeczywistości przez emigrację. W Londynie zakładano, że system komunistyczny upadnie, ponieważ naród chce niepodległości i odzyska ją dzięki współdziałaniu Zachodu, emigracji i opozycji politycznej w kraju. Życie polityczne w Polsce po wyzwoleniu od komunizmu uformuje się wokół przedwojennych stronnictw: ludowców, narodowców, socjalistów i chadeków, Zachód Polsce pomoże, by wynagrodzić nierówny rachunek za Jałtę, doceniając jej wkład w demontaż systemu; itd.

Siemaszko, podobnie jak Juliusz Mieroszewski z „Kultury”, sądził, że nowa Polska będzie wynikiem ewolucji PRL-u, a nie powrotem do państwowej tradycji II RP, choćby z tego powodu, że Polacy urodzeni w PRL byli zupełnie inni niż ich ojcowie i dziadowie.

Wskazywał, że system komunistyczny przeobraził samo pojęcie polskości, które w czasach jego młodości na Wileńszczyźnie było pojęciem chłonnym i otwartym, alternatywnym wobec rosyjsko-bizantyjskiego pojmowania człowieka jako bytu podporządkowanego państwu, a przez to ciekawym dla innych wyznań i narodowości. Po wojnie Polacy zostali zsowietyzowani w myśl stalinowskiej formuły Polski „narodowej w formie, socjalistycznej w treści”, zamknęli się w sobie i nabrali kompleksów; nie wytworzyli nowej państwotwórczej i kulturalnej elity, zdolnej zająć miejsce tej, którą stracili wskutek wojny, represji i emigracji:

„Przez dziesięciolecia komunizmu Polacy utracili szacunek dla samych siebie i dla własnej historii, i wcale go nie odzyskali. Utracili poczucie własnej wartości, dumę narodową, popadli w kompleksy niższości i dlatego tak naśladują, żeby nie powiedzieć »małpują« wszystko, co napływa z tak zwanego Zachodu. Szczególną rolę w kształtowaniu tego stanu rzeczy nadal odgrywają zmarksizowane wydziały humanistyczne uniwersytetów, które kształcą ludzi ograniczonych, pozbawionych zdolności myślenia przyczynowo-skutkowego, pozbawionych logiki” („Nowy Czas”, XI/XII 2018).

W życiu społecznym w Polsce widział fatalne skutki „połączenia galicyjskiej tytułomanii z sowieckimi zwyczajami”. Wyrazem błędnej hierarchii wartości było to, że tytuły naukowe ceniono tam wyżej niż wiedzę wynikającą z doświadczenia, zaś wiedzę, nawet jeśli tylko teoretyczną, ceniono wyżej niż charakter.

Porównywał to z praktyką brytyjską, gdzie na czele hierarchii wartości był charakter, nieco niżej umiejętność i wiedza, a dopiero na końcu naukowy tytuł. Możliwego wyjścia upatrywał we wprowadzeniu brytyjskiego systemu głosowania imiennego na poszczególnych kandydatów w wyborach, z których każdy musiał wygrać w swoim okręgu wyborczym, co eliminowało małe partie. Wątpił zarazem, by było to możliwe, gdyż „zbyt wielu czynnikom zależy na tym, żeby był bałagan, co ułatwia traktowanie państwa jako drogi dla własnej kariery i zysków” („Tydzień Polski”, 5 III 2005).

Pod pojęciem elity Siemaszko rozumiał ludzi z charakterem, zdolnych zmotywować innych, aby korzystać z ich wiedzy i umiejętności dla pożytku ogółu.

Zastanawiał się, czy trudowi przygotowania elity podoła Episkopat, ale nie widział w nim takiej skłonności. Jakością polskich elit w III RP był rozczarowany podobnie jak Giedroyć, który pod koniec życia, mimo ciągłych zapewnień, że cała nowa władza łącznie z postkomunistami wychowała się na „Kulturze”, mówił, że przeżył własny pogrzeb. Z Giedroyciem łączy Siemaszkę wieloletnia współpraca, pokrewieństwo myślenia, a także niechęć do orderów i odznaczeń licznie przyznawanych emigrantom politycznym przez nową władzę.

Ani jeden, ani drugi nie chciał stwarzać wrażenia, że pozwalając się uhonorować, dawał się nowej władzy „dokooptować”, afirmując kulawą rzeczywistość nieprzystającą do wyobrażeń.

Do przyszłości Siemaszko nastawiony był pesymistycznie: „Można przypuszczać, że z powodu braku koncepcji innej niż kontynuacja PRL i z powodu braku ludzi, którzy mogliby ją stworzyć i wprowadzić w życie, w najbliższym czasie będzie, niestety, jedynie kontynuacja obecnego stanu” (jw.).

Gdy ostatnio odwiedziłem go w zachodnim Londynie, mówił mi:

„Wydziały humanistyczne polskich uniwersytetów uczą i każą myśleć o czymś w określony sposób i żaden inny. Ich absolwenci mają ułożone sposoby tłumaczenia zjawisk, nie zastanawiają się nad nimi głębiej, poprzestając na powtarzaniu tego, co ich nauczono. Na to nakładają się różne intelektualne mody: marksizm, liberalizm, feminizm, postmodernizm i inne. Do tego dochodzą względy karierowiczowskie. Młody naukowiec myślący o karierze musi orientować się na establishment, który kształtuje opinię środowiska. Myśleć nie musi”.

Potem nieco się skorygował: „To, że nie musi myśleć, nie oznacza, że nie próbuje, ale czy myśli po polsku, jeśli uważa się za Europejczyka, a poglądy ma takie jak zagraniczna fundacja, która ufundowała mu stypendium lub przyznała grant?”.

Na wydarzenia historyczne Siemaszko patrzył z daleka i z góry, starając się, by jego ogląd był obiektywny, wolny od emigracyjnego sentymentu.

W liście do Aleksandry Rymaszewskiej pisał, że politycy II RP: Mościcki, Rydz-Śmigły i Beck nie mieli zdolności przewidywania i przyjęli błędne założenia. Uważali, że Francja, jak obiecała, ruszy do wojny z Niemcami na wszystkich frontach najpóźniej po upływie 2 tygodni od ich ataku na Polskę. Po drugie nie spodziewali się, że ZSRS wystąpi zbrojnie, mając z Polską pakt o nieagresji. Piłsudski, jego zdaniem, gdyby żył, nie popełniłby takiego samobójstwa; niewykluczone, że poszedłby na ugodę z Niemcami i dążył do zminimalizowania strat. Nie zmieniłoby to wyniku wojny, o którym przesądził potencjał gospodarczy, finansowy i militarny USA, Polska nie uniknęłaby losu PRL, ale wyszłaby z wojny z mniejszymi stratami.

Powstanie warszawskie było dla niego „samobójczym obłędem”, a uroczyste obchody jego 70. rocznicy w 2014 r. nazwał „gloryfikacją samobójstwa”. W innym miejscu stwierdził, że „powstanie złamało psychikę Polaków”.

Mówił, że przesuwając powojenne polskie granice na Odrę i Nysę, Stalin niemal dokładnie zrealizował plan rosyjskiego, carskiego Sztabu Generalnego w przededniu I wojny światowej.

Jakim człowiekiem był Zbigniew Sebastian Siemaszko?

Wiele wyniósł z gimnazjum Ojców Jezuitów w Wilnie, gdzie nauczył się publicznego wypowiadania i wpojono mu poczucie obowiązku. Zdolności nieszablonowego myślenia nabył z wileńskiego „Słowa” Cata-Mackiewicza. Potem ukształtowała go zsyłka do Kazachstanu, armia gen. Andersa, wojenna praca radiotelegrafisty w Batalionie Łączności Sztabu Naczelnego Wodza, emigracja i konieczność urządzenia się w nowym otoczeniu. Będąc z zainteresowań humanistą (mówił o sobie „historyk-amator”), skończył studia inżynierskie, bo z matematyką nie miał trudności. Słusznie sądził, że wykształcenie techniczne daje większe możliwości na rynku pracy. Długie lata pracował jako testator w firmie realizującej zamówienia dla ministerstwa obrony. Raz, gdy zwątpił w parametry, które miał testować, powiedziano mu, że nie jest od ich ustalania i o mało nie zwolniono.

Potrafił wiele godzin barwnie opowiadać o Andersie, którego biografię doprowadził do 1943 r., przeprowadził z nim jedyny wywiad, jakiego generał komukolwiek udzielił, i do końca życia był pod jego wrażeniem, przez co nie należy rozumieć, że napisał jego hagiografię.

Miał wielką wiedzę o zsyłkach Polaków do ZSRS, a jego dorobek liczy kilkanaście tytułów. Pisał niemal do samego końca długiego, spełnionego życia. Większość książek napisał na emeryturze, a w niektórych tematach jego prace były pionierskie.

„I co dalej?” pytał w tytule jednej z książek.

Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Zbigniew »nie przyjmuję« Siemaszko” znajduje się na s. 16 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Zbigniew »nie przyjmuję« Siemaszko” na s. 16 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zmarł prof. Witold Kieżun. Miał 99 lat

Informację o śmierci kombatanta i wybitnego ekonomisty przekazało Muzeum Powstania Warszawskiego.

Profesor Witold Kieżun urodził się 6 lutego 1922 r. w Wilnie. W trakcie II wojny światowej wstąpił do Armii Krajowej. W 1942 r. ukończył studia w Szkole Budowy Maszyn i Elektrotechniki. Brał udział w Powstaniu Warszawskim, między innymi w słynnej akcji zdobycia Poczty Głównej na dzisiejszym placu Powstańców Warszawy ( przedwojennym placu Napoleona).[related id=50461 side=right]

Po Powstaniu uciekł z transportu do niemieckiego obozu dla jeńców, jednak w marcu 1945 został zesłany do sowieckiego łagru na obszarze dzisiejszego Turkemnistanu. Do kraju wrócił po rocznej tułaczce na mocy amnestii.

[related id=43188 side=right]Podczas Powstania Warszawskiego odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy. Po wojnie ukończył studia prawnicze, a na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci stał się uznanym specjalistą w dziedzinie zarządzania i teorii organizacji. W 1975 uzyskał tytuł naukowy profesora. Był kierownikiem Zakładu Prakseologii Polskiej Akademii Nauk.  Wykładał na Akademii Leona Koźmińskiego, Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku, a także  na uczelniach zagranicznych,  m.in. w Montrealu i Filadelfii.

Rusza Kongres Polska Wielki Projekt. Prof. Łuczewski: Zderzamy ze sobą dwa pojęcia – bezpieczeństwa i kultury

W najnowszym „Poranku WNET” gości socjolog, prof. Michał Łuczewski, który mówi m.in. o Kongresie Polska Wielki Projekt, który odbywa się w piątek i sobotę.

W porannej rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim prof. Michał Łuczewski porusza temat odbywającego się w najbliższy piątek i sobotę na Zamku Królewskim w Warszawie Kongresu Polska Wielki Projekt. Nasz gość tłumaczy, jak przebiegnie wydarzenie:

Pierwszy dzień jest poświęcony bezpieczeństwu zdrowotnemu Polaków, co jest kluczowym zagadnieniem w trakcie pandemii, później bezpieczeństwo energetyczne, później bezpieczeństwo logistyczne i finansowe. Tutaj mamy panel wraz z Giełdą Papierów Wartościowych.

Gość porannej audycji przybliża również specyfikę Kongresu Polska Wielki Projekt. Jak wskazuje prof. Michał Łuczewski o jego wyjątkowości stanowi połączenie tematu kultury z kwestiami bezpieczeństwa:

Na Zamku Królewskim w Warszawie zderzamy ze sobą dwa pojęcia, które rzadko bywają koło siebie. Z jednej strony jest to bezpieczeństwo, a z drugiej kultura – podkreśla prof. Michał Łuczewski.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego opisuje również panel, który poprowadzi osobiście. Będzie on dotyczył właśnie tematu pogranicza kultury i bezpieczeństwa, czyli tzw. bezpieczeństwa kulturowego:

Te dwa dni są spięte panelem, który ja będę prowadził. Jest to panel dotyczący bezpieczeństwa kulturowego – zaznacza prof. Michał Łuczewski.

Prof. Michał Łuczewski szczegółowo objaśnia co kryje się za tym terminem, a także wspomina historię odbudowy obiektu gdzie odbywać się będzie kongres – czyli Zamku Królewskiego:

Ten panel przechodzi od bezpieczeństwa do kultury. Będziemy mieli m.in. dwa panele dot. Zamku Królewskiego. (…) Przypomnimy też to, że 50 lat temu zapadła decyzja żeby Zamek odbudować.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w formie podcastu!

N.N.