Kapitał zagraniczny nie zawsze zły? / Wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński w Radiu WNET [VIDEO]

Gość Poranka mówił o związkach gospodarki z obronnością, o roli kapitału zagranicznego oraz o tym, czy w przyjmowanych przez nas rozwiązaniach gospodarczych powinniśmy naśladować Koreę Południową.

Polska krajem rozwiniętym (rynkiem kapitałowym) – cieszy się Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie i maklerzy

FTSE Russell ogłosiła, że Polska dołączy do ekskluzywnego grona państw rozwiniętych. Czy jest się z czego cieszyć? Tak, ale wiedzieć trzeba, że wskaźnik określa rynek finansowy, a nie całą gospodarkę.

Achy i ochy, szach-mat itd. to komentarze odnoszące się do informacji, że za rok Polska trafi na listę FTSE Russell jako 25. kraj wśród państw rozwiniętych. Tylko że to wszystko nie wygląda tak różowo, jak byśmy tego chcieli i – na co mało kto zwraca uwagę – dotyczy tylko jednego, bardzo ważnego sektora gospodarki w Polsce, a nie „cudu”, jakobyśmy w jedną noc stali się gospodarką rozwiniętą z rozwijającej się. Co więcej sceptyczna strona polskiej opinii publicznej, ewentualnie trolle na usługach, już rozpisują się w sieci no tym, jakoby minister Morawiecki „kupił” owe przekwalifikowanie Polski z kraju rozwijającego się na rozwinięty. A prawda po prostu- jak rzadko kiedy ostatnimi czasy – leży po środku.

Hub JP Morgan w Polsce 

Podniesienie kwalifikacji polskiego rynku kapitałowego już wcześniej wiele zapowiadało.  Zapewne na podstawie tych samych przesłanek zapadła między innymi decyzja JP Morgan, amerykańskiego banku, że właśnie nad Wisłą zbuduje swoje centrum, w którym zatrudni trzy tysiące polskich absolwentów.

Poza oczywistymi korzyściami dla JP Morgan jest i ta, że dostał on pokaźny grant od polskiego rządu w postaci zwolnień podatkowych. A przecież wiadomo było, że po opuszczeniu UE przez Wielką Brytanię JP Morgan będzie musiał zastąpić czymś lokalizację swojego hubu w Londynie, bo inaczej pozostałby bez tego typu narzędzi w UE (drugi hub finansowy w Europie mieści się w Genewie, a to Szwajcaria, która również nie jest w UE). Co prawda mógłby się pokusić o przekształcenie któregoś ze swoich biur w głównych centrach finansowych: Frankfurcie, Mediolanie, Zurychu, Paryżu i Madrycie, ale tam nie tylko nie dostałby zwolnień podatkowych, a jeszcze musiałby mocno konkurować o fachowców, których uposażenie byłoby kilkakrotnie wyższe niż w Polsce.

Warto przy tym odnotować, że hub finansowy JP Morgan w Warszawie to kolejna już firma, która postawiła na naszą stolicę, po firmie badawczej Nielsen, kancelarii Dentons, Credit Suisse, dostawcy usług IT Luxoft czy Goldman Sachsie, który uruchomił centrum technologii i operacji.

Kwalifikacja FTSE Russell to nie awans do G20 + 5

Dlatego to, co jest „zadziwiające” dla wielu, czyli przekwalifikowanie Polski z rynku rozwijającego się na rozwinięty nie jest w żaden sposób zaskakujące, jeśli wie się, co to faktycznie oznacza. A oznacza to jedynie, że w Polsce są instrumenty, aby na naszym rynku finansowym inwestować bezpiecznie. Dlatego znajdziemy się w gronie państw, w których co prawda jest Wielka Brytania, USA, czy Niemcy, ale również Izrael, Hong Kong czy Singapur.

Nie można też tej kwalifikacji w żaden sposób łączyć z grupą państw potocznie zwanych G-20, bo tam są również Indie czy Chiny, które aktualnie są sklasyfikowane przez FTSE Russell o klasę niżej niż Polska – rynek rozwijający się, a dwie klasy niżej niż USA czy Wielka Brytania. Poza klasyfikacją (a więc inwestycje w tym kraju są poniżej granicy ryzyka finansowego) jest również Arabia Saudyjska (obowiązuje tam prawo szariatu, dotyczy to także rynku finansowego), która bez wątpienia członkiem G-20 jest.

Dlatego kwalifikacja do grupy najbezpieczniejszych rynków finansowych na świecie gwarantuje wzrost inwestycji zagranicznych, ale nie bezpośrednich inwestycji zagranicznych, bo to kolosalna różnica. Bezpośrednie inwestycje to konkretne fabryki, ośrodki badawcze itd. Pośrednie to właśnie rynek finansowy.

Wzrost bezpieczeństwa i obrotów na GPW

Lokowanie olbrzymich sum na naszej giełdzie przez fundusze różnego typu przełoży się bez wątpienia na jeszcze wyższy poziom bezpieczeństwa na parkiecie i miejmy nadzieję, że uchroni to inwestorów od tak przykrych niespodzianek, jak, wśród wielu innych, sprawa Kerdosu, którego upadłość 4.09.2017 ogłosił Sąd Rejonowy w Warszawie. Przypomnijmy – dawna Hygienika, producent materiałów opatrunkowych, po sprzedaniu fabryk została  Kerdosem spółką, która posiadała sieć sklepów branży kosmetycznej Dayli, a jej szef Kamil Kliniewski ogłosił się swego czasu polskim „Rossmannem”, po czym „kupił” – czytaj: wyprowadził pieniądze – sieć drogerii w Luksemburgu – raj podatkowy w ramach UE (SIC!) i ojczyzna miłościwie nam panującego Jeana Jean’a Claud’a Juncker’a – i, jak to było do przewidzenia, splajtował. Komisja Nadzoru Finansowego potrzebowała aż trzech miesięcy od sprzedaży pakietu kontrolnego przez Kiniewskiego, aby zauważyć, że coś ze spółką notowaną na WIG-80 (co wskazuje na bezpieczeństwo lokowanych pieniędzy w odróżnieniu od rynku New Connect, gdzie jest dużo start-upów, które mogą splajtować) jest nie tak.

Dlatego KNF zapewne będzie miała ręce pełne roboty, żeby przygotować się do zmian, jakie nastąpią, bo na nasz rynek wejdą fundusze i holdingi z budżetami większymi niż Polski.

[related id=5913]Wracając do rewizji klasyfikacji FTSE Russell, warto zwrócić uwagę, że bierze on pod uwagę m.in. otoczenie regulacyjne, infrastrukturę i jakość rynku kapitałowego, kształt systemu depozytowo-rozliczeniowego czy rozwój rynku instrumentów pochodnych. A więc wskaźniki ważne dla rynku finansowego i dlatego też media cytują przede wszystkim wypowiedzi nowo wybranego prezesa GPW Marka Dietla, dla którego to więcej zapewne niż gwiazdka z nieba.

„To pierwszy przypadek zakwalifikowania do tego grona kraju z Europy Środkowo-Wschodniej” – czytamy w komunikacie GPW, której łączna wartość obrotu akcjami na rynku głównym w sierpniu br. wyniosła 18,5 mld zł, czyli wzrosła o 18,3 proc. w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku, a po komunikacie FTSE Russel powinna jeszcze bardziej wzrosnąć.

 Dlatego kwalifikacji FTSE Russel nie przeceniałabym, bo nie będzie miała ona wpływu na życie przeciętnego Kowalskiego, chociaż wizerunkowo błyszczy niczym brylant na tablicy polskich osiągnięć gospodarczych, tak jak stały wzrost PKB, wskaźnik niskiego bezrobocia, nadwyżka budżetowa, koniunktura gospodarcza czy optymizm konsumentów.

Monika Rotulska

Klasyfikacja FTSE Russell wrzesień 2017

Zalety długoterminowego oszczędzania, czyli potęga procentu składanego / trzynasta audycja „Czy fortuna kołem się toczy”

Procent składany jest ósmym cudem świata. Ci, którzy go rozumieją, zarabiają na nim. Ci, którzy nie rozumieją, muszą go zapłacić – powiedział kiedyś Albert Einstein.

Gdy mówimy o oprocentowaniu, często mamy na myśli odsetki od kredytu, które stanowią dla nas koszt. Jednak w tej audycji interesuje nas sytuacja, w której procent składany pracuje na naszą korzyść. Taka sytuacja może mieć miejsce, gdy dotyczy pieniędzy, które zaoszczędziliśmy i zainwestowaliśmy. Procent składany pojawia się wtedy, gdy nie wypłacamy zysku, który zarobiliśmy na ulokowanych środkach, ale doliczamy go do kapitału i inwestujemy dalej.

Potęgę procentu składanego widać szczególnie wyraźnie, gdy przyjrzymy się jego efektom w dłuższym okresie. Wyobraźmy sobie, że 35-letni Jan Kowalski postanawia zainwestować zaoszczędzone pieniądze. Przyjmijmy, że każdego roku pieniądze dadzą mu zysk w wysokości 6 procent od zainwestowanego kapitału, a inwestycja zakończy się po 30 latach.

Jeżeli Kowalski zainwestuje 10.000 zł i corocznie będzie wypłacał zarobione odsetki w wysokości 600 zł, po 30 latach zarobi łącznie 18.000 zł. Jeżeli nie będzie wypłacał odsetek, ale zamiast tego doliczy je do kapitału, w tym samym czasie zarobi 47.435 zł odsetek, czyli blisko 30.000 zł więcej. Tak właśnie wygląda praktyczny wymiar zastosowania procentu składanego w inwestowaniu.

Sytuacja zrobi się szczególnie interesująca, gdy Jan Kowalski postanowi odkładać pieniądze na przyszłą emeryturę i każdego roku będzie inwestował kolejne 10.000 zł. Gdy zdecyduje się na kapitalizację odsetek – tak banki i fundusze inwestycyjne nazywają procent składany, przez 30 lat zarobi 538.017 zł. Jeżeli jednak każdego roku zyski będzie wypłacał, w tym samym okresie zarobi jedynie 279.000 zł, czyli blisko 260.000 zł mniej.

Warto podkreślić, że w obu przypadkach Kowalski zainwestował 300.000 zł (10.000 zł rocznie przez 30 lat). Natomiast w pierwszym przypadku na jego koncie inwestycyjnym znajdzie się 838.017 zł, a w drugim przypadku już tylko 318.000 zł. W drugim przypadku nie zadziałała moc procentu składanego, a coroczne odsetki były wypłacane.

Wiedza o procencie składanym jest szczególnie ważna dla młodych osób. Czym wcześniej zacznie się inwestować, tym bardziej można skorzystać z efektu kapitalizacji odsetek. Osiągniecie podobnych wyników w ciągu 20 lat wymagałoby corocznej inwestycji w wysokości 21.500 zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w przedstawionym przykładzie.

Żeby maksymalnie wykorzystać dobrodziejstwa procentu składanego, trzeba inwestowanie rozpocząć wcześnie, a najlepiej zacząć od razu. Po drugie, należy inwestować regularnie. Oszczędzanie pieniędzy, żeby móc je następnie zainwestować, powinno stać się priorytetem. Po trzecie, ważna jest cierpliwość i nieuleganie pokusie, żeby pieniądze wypłacić. Na początku zyski mogą wydawać się niewielkie, ale należy pamiętać, że potęga procentu składanego pojawia się z czasem, a pod koniec cierpliwość się opłaci, bo wtedy zyski są największe.


Projekt „Pieniądz – historia i teraźniejszość. Zarządzanie finansami – zagrożenia i szanse” – realizowany z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej.

Waluta, podatki i bankowość w zaborze pruskim / dwunasta audycja z cyklu „Czy fortuna kołem się toczy”

Polityka fiskalna i bankowa na ziemiach polskich zaboru pruskiego.Opresyjny w stosunku do Polaków system wymógł rozwój polskiej spółdzielczości kredytowej dzięki, której powstały m.in. Kasy Stefczyka.

Waluta

W rozdrobnionych politycznie Niemczech korzystano z wielu różnych walut. Gdy w 1619 roku powstał pierwszy w Rzeszy bank publiczny, podjęto próbę skutecznego zapanowania nad ówczesnym chaosem monetarnym, a w niemieckim systemie pieniężnym pojawiła się „marka”. Rachunki prowadzone w markach miały uchronić  klientów przed skutkami „psucia” pieniądza, którym ulegały pozostałe waluty.

W tym czasie w Prusach obowiązywał system monetarny oparty na talarze. Podczas wojen w drugiej połowie XVIII i na początku XIX wieku waluta pruska ulegała deprecjacji, a Prusy eksperymentowały z pieniądzem papierowym. Pierwsza próba stabilizacji waluty miała miejsce w 1811 roku. Jednak stabilizację udało się przeprowadzić dopiero w 1826, bo wcześniejsza próba została zniweczona przez wojnę w 1812 roku.

W ten sposób powstał system bimetalistyczny oparty na „złotym fryderyku” i srebrnym talarze. „Złoty fryderyk” był odpowiednikiem 5 talarów. W obiegu były również banknoty, bez ograniczeń wymienialne na kruszec. Natomiast w 1871 roku to marka stała się podstawową jednostką monetarną Rzeszy. W 1873 roku ostatecznie oparto markę na standardzie złota. Kurs marki ustalono na 1/3 talara pruskiego.

W 1875 roku powstał bank centralny Rzeszy skupiając większość banków emisyjnych jednoczących się Niemiec. W banku centralnym Rzeszy nie pracowali Polacy, co uniemożliwiło Polakom mieszkającym w zaborze pruskim zdobywanie doświadczeń i wiedzy w dziedzinie bankowości i polityki walutowej. Podobna sytuacja miała miejsce w zaborze rosyjskim.

Podatki

W 1810 roku, tuż po rozpoczęciu procesu uwłaszczenia chłopów, Prusy wydały dekret o finansach, wprowadzający jednolity, niedzielący już ludzi według stanów, system podatkowy. Pruski system został oparty na podatku gruntowym, przemysłowym, konsumpcyjnym oraz podatku od zbytku i stemplowym. Później dodano osobisty podatek klasowy. Podatek przemysłowy został zmodyfikowany i przekształcony w podatek dochodowy. Wprowadzono jeszcze progresywny podatek majątkowy oraz podatek płacony przez sprzedających nieruchomości. Podatki bezpośrednie dostarczały wyraźnie ponad połowę dochodów i były relatywnie większym obciążeniem dla bogatszych obywateli. Znaczną część wpływów stanowiły dochody z lasów i majątków państwowych.

Samorząd dysponował ok. 30% dochodów podatkowych państwa. Gminy miały prawo wprowadzania dodatków do podatków państwowych, ale tylko do bezpośrednich. W 1893 roku powiększono dochody gmin o wpływy z podatków: gruntowego, domowego i przemysłowego. Ustawa objęła także gminy wiejskie. Sejmiki powiatowe i prowincjonalne również miały prawo uchwalania podatków.

Bankowość

Niemieckie prawo bankowe oparte było na systemie rejestracji, a nie koncesji. Było zatem najbardziej liberalne, a w efekcie polska bankowość zaboru pruskiego była zdecydowania najsłabsza. Po kryzysie 1873 roku, kiedy upadł polski bank, wokół bankowości polskiej powstała stymulowana przez władze atmosfera nieufności. Ratunkiem okazał się  rozwój polskiej spółdzielczości kredytowej. W poznaniu powstała centrala finansowa pod nazwą  Bank Związku Spółek Zarobkowych SA, a kredyt hipoteczny obsługiwało istniejące od 1821 roku Towarzystwo Kredytowe Wielkiego Księstwa Poznańskiego, zastąpione w 1857 roku przez (zdominowane przez Niemców i niechętne polskim interesom) Nowe Towarzystwo Kredytowe dla Prowincji Poznańskiej W zaborze pruskim działały też komunalne kasy oszczędności.

W połowie XIX wieku powstały dwa główne systemy spółdzielczości kredytowe. Pierwszy przeznaczony był raczej dla zamożniejszych: wymagał wysokich wkładów członkowskich, ale ograniczał odpowiedzialność do ich wysokości. W Polsce reprezentowany przez wielkopolskie spółki zarobkowe. Drugi, znany jako system Raiffeisena, przeznaczony był dla biedniejszych, ponieważ zakładał niskie wkłady, ale za to nieograniczoną odpowiedzialność. W Polsce reprezentowany przez małopolskie kasy Stefczyka.


Projekt „Pieniądz – historia i teraźniejszość. Zarządzanie finansami – zagrożenia i szanse” – realizowany z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej.

Ludwig von Mises / czwarta audycja z cyklu pt. „Czy fortuna kołem się toczy?”

Ludwig von Mises, ojciec teorii popytu pieniądza i cykli koniunkturalnych spowodowanych ekspansją kredytów bankowych w ekonomii, już w 1920 r. twierdził, że socjalizm poniesie ekonomiczną porażkę.

Ludwig von Mises urodził się 29 września 1881 roku we Lwowie. Był jednym z ostatnich członków szkoły austriackiej w ekonomii. Obronił doktorat z prawa i ekonomii na Uniwersytecie Wiedeńskim w 1906 roku. Jedna z jego najlepszych prac, „Teoria pieniądza i kredytu”, została opublikowana w 1912 roku i stała się popularnym podręcznikiem dla studiujących bankowość przez kolejne dwie dekady. W swojej pracy Mises rozszerzył teorię użyteczności krańcowej na pieniądz, który – według autora – cieszy się popytem ze względu na swoją użyteczność w nabywaniu innych dóbr, czyli popyt na pieniądz wynika z zamiaru użycia pieniądza do wymiany.

W tej samej książce Mises twierdzi, że powodem cykli koniunkturalnych jest niekontrolowana ekspansja kredytów bankowych. W 1926 Mises założył Austriacki Instytut Badania Koniunktury, a jego najbardziej wpływowy student, Friedrich Hayek, rozwinął później teorię cykli koniunkturalnych Misesa.

Kolejną godną uwagi zasługą Misesa jest stwierdzenie, że socjalizm musi ponieść ekonomiczną porażkę. Badacz twierdził w artykule z 1920 roku, że socjalistyczny rząd nie jest w stanie prowadzić obliczeń ekonomicznych wymaganych do organizowania kompleksowej gospodarki w wydajny sposób. Wprawdzie ekonomiści socjalistyczni Oskar Lange i Abba Lerner nie zgadzali się z Misesem, jednak współcześni ekonomiści zgadzają się, że argumentacja Misesa, udoskonalona przez Hayek’a, jest trafna. Ludwig von Mises był przekonanym, że prawdy ekonomiczne wywodzą się z oczywistych aksjomatów i nie mogą być zbadane doświadczalnie. Swój pogląd przedstawił w wielkim dziele pt. „Ludzkie działanie: Traktat o ekonomii” oraz w innych publikacjach, ale nie udało mu się przekonać wielu ekonomistów poza szkoła austriacką. Mises był również przekonującym orędownikiem leseferyzmu – był przeciwnikiem interwencji rządu w gospodarkę, ale dopuszczał pewne wyjątki, np. usprawiedliwiał pobór do wojska w czasie wojny.
Od 1913 do 1934 Mises był profesorem Uniwersytetu Wiedeńskiego, ale nie pobierał z tego tytułu wynagrodzenia, a zarabiał jako ekonomista w Wiedeńskiej Izbie Handlowej, w której pełnił rolę głównego doradcy ekonomicznego dla austriackiego rządu. Chcąc trzymać się z dala od nazistowskich wpływów w jego rodzinnej Austrii, wyjechał do Genewy w roku 1934, gdzie pracował jako profesor Szkoły Wyższej Studiów Międzynarodowych do czasu, gdy wyemigrował do Nowego Jorku w roku 1940. Mises pracował w Nowym Jorku jako profesor wizytujący na Uniwersytecie Nowojorskim od 1945 do 1969 roku.

Poglądy Misesa – dotyczące rozumowania ekonomicznego i polityki gospodarczej – wyszły z mody podczas Keynesowskiej rewolucji, która zdominowała amerykańską myśl ekonomiczną od połowy lat 30. do lat 60. XX wieku. Przemiana Misesa dokonała się w późnych latach 40. pod wpływem Keynesowskiej rewolucji i wcześniejszych zniszczeń dokonanych przez Hitlera w Austrii. Mises przestał postrzegać się jako ekonomistę głównego nurtu, a zaczął się widzieć jako wyrzutka, co wyraźnie widać w książce „Ludzkie działanie: Traktat o ekonomii”, której pierwsza część, napisana w 1912 roku, charakteryzuje się spokojną argumentacją, a część ostatnia, dodana w latach 40., jest ostra i natarczywa.
Miał duży wpływ na młodych ludzi. Odradzająca się szkoła austriacka w Stanach Zjednoczonych wiele zawdzięcza wytrwałości Misesa. Ludwig von Mises zmarł 10 października 1973 roku w Szpitalu Świętego Wincentego w Nowym Jorku.

 


Projekt „Pieniądz – historia i teraźniejszość. Zarządzanie finansami – zagrożenia i szanse” – realizowany z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej.

Ponad dwa miliony Polaków nie spłaca długów w terminie / trzecia audycja z cyklu pt. „Czy fortuna kołem się toczy?”

Ponad 14% wszystkich klientów banków, SKOK-ów i firm pożyczkowych współpracujących z BIK nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Średnia kwota zaległego zobowiązania na osobę wynosi 20 790 zł.

Zgodnie z badaniami Biura Informacji Kredytowej w Polsce z września 2016 r. ze spłatą swoich długów w terminie nie radzi sobie już ponad dwa miliony osób. Średnia wartość ich zaległego zobowiązania wynosi ponad 20 tys. złotych. Prawie połowa ma zaległości przekraczające 5 tys. złotych. Rekordziści są zadłużeni na nawet ponad 100 mln złotych!

Choć zadłużenie prywatne w Polsce jest znacznie niższe niż w krajach rozwiniętych, to udział kredytów zagrożonych jest względnie wysoki. Po części wynika to z bardziej restrykcyjnych regulacji, a po części jednak z naszej własnej niefrasobliwości.

Łączna kwota zaległych płatności klientów czasowo niewywiązujących się ze zobowiązań wynosiła w czerwcu 2016 r. 44,6 mld zł i od 2008 r. wzrosła prawie 5,5-krotnie. W czerwcu 2016 r. problem dotyczył ok. 2,15 mln osób, czyli nieco ponad 14% wszystkich klientów banków, SKOK-ów i firm pożyczkowych współpracujących z BIK.

Raport InfoDług definiuje również profil osoby, która przestała spłacać długi w terminie. Aktualnie jest to mężczyzna w wieku od 35 do 44 lat, mieszkaniec Śląska. Właśnie z tego regionu Polski pochodzi najwięcej, bo ponad 14%, osób nieterminowo regulujących zobowiązania. Średnie zaległe zobowiązanie statystycznego Polaka wynosi 26 367 złotych. Osoba ta częściej ma problem ze spłatą rachunków i alimentów niż kredytów. Kredyty znajdują się na dalszym planie. W zaległościach kredytowych osobom w wieku 35-44 lat dorównują Polacy, którzy ukończyli 65. rok życia.

Średnia kwota zaległego zobowiązania przypadająca na osobę nieregulującą terminowo zobowiązań wyniosła 20 790 złotych. 51,1% z tych osób miało zaległości nieprzekraczające 5 tys. złotych. W przypadku 34,7% zaległości przekraczają 10 tys. złotych.

Prawie 215 tys. zł to średnia wartość zaległego kredytu mieszkaniowego. Właśnie te zobowiązania wraz z zaległymi alimentami są odpowiedzialne za wysokie zaległe płatności Polaków.

Powyższe dane uzupełnia raport nt. finansów gospodarstw domowych publikowany cyklicznie przez Instytut Ekonomiczny Narodowego Banku Polskiego. Raport potwierdza, że zobowiązania Polaków ciągle rosną. Natomiast dane od 2010 r. pokazują stabilizację transakcji w formie kredytów mieszkaniowych i wskazują na trend wzrostowy transakcji w formie kredytów konsumpcyjnych.

Większość ekspertów doradzających w zakresie finansów osobistych i rodzinnych zgadza się, że zadłużenie budżetu domowego nie jest dobrą sytuacją. Marcin Iwuć, który po 11 latach w branży finansowej zostawił korporację, aby zająć się popularyzowaniem wiedzy o zarządzaniu finansami, w swojej książce określa dług jako ryzyko i przeciwieństwo oszczędności. Uważa, że ci, którzy chcą być zamożni, powinni uwolnić się od wszelkich długów.

Ekspert w kroku czwartym proponowanego programu zarządzania finansami zachęca do uregulowania zobowiązań, których możemy się pozbyć w planowy sposób. Ważna jest kolejność. Po pierwsze, zaległe opłaty związane z mieszkaniem. Potem „chwilówki” i pożyczki z różnego rodzaju parabanków, bo tutaj odsetki rosną w zastraszającym tempie. W następnej kolejności kredyty konsumpcyjne. Rozważając zmniejszenie obciążeń wynikających z kredytu hipotecznego, trzeba jednak wziąć pod uwagę, że – w przeciwieństwie do powyższych rodzajów kredytów – ma on zabezpieczenie i jest względnie nisko oprocentowany. Ponadto wcześniejsza spłata kredytu hipotecznego nierzadko wiąże się z dodatkowymi opłatami.

Długi wpisujemy na listę w kolejności od najniższej do najwyższej kwoty pozostałej do zapłaty. Jest to kolejność, w jakiej powinniśmy rozprawiać się z tymi długami. Na liście zamieszczamy informacje o wysokości raty lub miesięcznej kwoty spłaty, oprocentowaniu i kwocie pozostałej do spłaty. Gdy spłacimy najniższe zadłużenie, nasza lista stanie się krótsza, a my zyskamy dodatkową motywację do dalszej walki z długami, a właśnie stopniowy spadek motywacji oraz zniechęcenie, które dopada nas, gdy nie widzimy rezultatów, jest główną przyczyną niepowodzenia w procesie oddłużania.


Projekt „Pieniądz – historia i teraźniejszość. Zarządzanie finansami – zagrożenia i szanse” – realizowany jest z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej.

 

 

Rada nadzorcza Pekao odwołała z dniem 14.06 prezesa banku Luigi Lovaglio, jednak nie podała, co było powodem tej decyzji

Michał Krupiński został powołany na stanowisko wiceprezesa Pekao SA. Jednocześnie Rada Nadzorcza Pekao odwołała Luigi Lovaglio z funkcji prezesa zarządu – poinformował w środę zarząd banku.

 

„Zarząd Banku Polska Kasa Opieki Spółka Akcyjna („Bank”) informuje, iż w dniu dzisiejszym Rada Nadzorcza Banku odwołała Pana Luigi Lovaglio z funkcji Prezesa Zarządu Banku oraz ze składu Zarządu Banku z dniem 14 czerwca 2017 r.” – czytamy w komunikacie.

Uchwała nie zawiera informacji o przyczynach odwołania.

Rada Nadzorcza podziękowała Luigi Lovaglio „za wkład wniesiony w rozwój Banku Pekao SA”.

Jednocześnie zarząd banku poinformował, że 14 czerwca 2017 r. Rada Nadzorcza Banku powołała z dniem 15 czerwca 2017 r. Michała Krupińskiego w skład Zarządu Banku i powierzyła pełnienie funkcji wiceprezesa Zarządu Banku.

PAP/MoRo

Rząd nie chce gotówki w obrocie gospodarczym. Resort Morawieckiego oraz banki będą wspierał pieniądz elektroniczny

Uniemożliwienie płacenia gotówką uderzy w zwykłych uczestników rynku. Społeczeństwo stanie się zakładnikiem karteli bankowych – ostrzegał w rozmowie z Radiem Wnet autor bloga Independent Trader.

Rząd wykonuje kolejny krok w kierunku ograniczenia obrotu gotówkowego. W poniedziałek 12 czerwca Ministerstwo Rozwoju podpisało porozumienie ze Związkiem Banków Polskich i przedstawicielami Visa i Mastercard w sprawie współpracy i uruchomienia Programu Wsparcia Obrotu Bezgotówkowego oraz powołania fundacji Polska Bezgotówkowa.

W Polsce nie będzie konkurencyjnej gospodarki opartej na innowacjach bez szybkiego i wygodnego dostępu do cyfrowych płatności. Każdy z nas ma prawo do tego, żeby w sklepie czy urzędzie zapłacić kartą lub telefonem. Chcemy w Polsce znacząco zwiększyć obrót bezgotówkowy, a do tego niezbędne jest rozszerzenie systemu akceptacji kart płatniczych i innych instrumentów płatniczych – powiedział na uroczystości podpisania porozumienia wiceminister rozwoju Tadeusz Kościński.

Jeżeli wyeliminujemy gotówkę i wszystkie transakcje będą musiały odbywać się za pomocą serwera bankowego, nic nie będzie stać na przeszkodzie, aby banki w ramach kartelu poniosły koszty za przeprowadzenie transakcji czy przechowywanie pieniędzy– podkreślił Trader21, autor bloga ekonomicznego Independent Trader.

Trend, by zwiększyć liczbę operacji bezgotówkowych kosztem operacji gotówkowych, występuje w Europie już od jakiegoś czasu. Jednak z punktu widzenia praw obywatelskich i praw jednostki jest to niebezpieczne zjawisko, ponieważ banknot daje nam poczucie anonimowości i uniemożliwia śledzenie – powiedział w Poranku Wnet Piotr Woyciechowski, prezes Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.

Projekt ograniczania obrotu gotówkowego znalazł się już w Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju oraz w innych programach rządowych. 18 marca wicepremier Mateusz Morawiecki przekazał dziennikarzom najważniejsze dla polskiej strony ustalenia szczytu G-20 w Baden-Baden, m.in. na temat walki z praktykami uciekania z podatkami do „rajów podatkowych” czy uszczelniania podatkowego, a także wprowadzenie nad Wisłą programów „paperless” oraz „cashless”, które zakładają nie tylko cyfryzację administracji publicznej, ale również odchodzenie do pieniądza papierowego w gospodarce.

W Polsce obrót bezgotówkowy pojawił się na szerszą skalę dopiero pod koniec lat 80. XX wieku, kiedy zaczynała się budowa komercyjnego systemu bankowego. Pieniądz bezgotówkowy to środki na indywidualnych rachunkach bankowych i na kontach własnych banków. Rozwój obrotu bezgotówkowego od lat pilotuje i wspiera Narodowy Bank Polski, chociaż – jak podkreślają eksperci – w łonie samego banku istnieje konflikt między departamentami odpowiedzialnymi za wprowadzenie gotówki do obiegu a działającymi na rzecz rozwoju pieniądza drukowanego.

Chociaż pierwsze rządowe programy wspierania obrotu bezgotówkowego opracowywały jeszcze rządy koalicji PO-PSL, to program powolnego wypierania gotówki realnie zaczął wprowadzać rząd Prawa i Sprawiedliwości. W myśl założeń programu „Od papierowej do cyfrowej Polski”, rząd stawia sobie za cel ograniczenie udziału gotówki w gospodarce z 21,5 do 15 procent, a koszty utrzymywania gotówki z tego powodu mają spaść do 0,5 procent polskiego PKB.

Założony cel rząd zamierza osiągnąć w pierwszej kolejności przez wprowadzenie zmian w administracji publicznej. Obecnie tylko około 10 procent urzędów dopuszczało płatności bezgotówkowe. Mimo burzliwego rozwoju możliwości płatności kartą w przestrzeni komercyjnej, administracja państwowa nadal pozostaje w sferze pieniądza papierowego. Teraz to ma się zmienić.

Od 1 kwietnia rząd wprowadził pilotażowy program umożliwiający płatności kartą w urzędach, instytucjach państwowych i samorządowych oraz na policji. Ministerstwo Rozwoju i Krajowa Izba Rozliczeniowa pilotują ten program, który docelowo ma objąć całą administrację, i wspierają obrót bezgotówkowy w urzędach. Urzędy, które zgłoszą się do programu, nie poniosą kosztów wynikających z instalacji terminali typu POS i uruchomiena platformy WebPOS Paybynet.

To jest dopiero początek działań na rzecz rozwoju pieniądza bezgotówkowego –  podkreśla Tadeusz Kościński, wiceminister rozwoju odpowiedzialny za prowadzenie programu „cashless”. Chcemy, żeby obywatel do końca 2017 roku mógł płacić kartą w urzędach – mówił minister Kościński.

Zdaniem byłego wiceministra finansów Cezarego Mecha obecnie rozwój obrotu bezgotówkowego jest wskazany także ze względu na jego bezpieczeństwo. Dodatkowo „jednym z niewielkich pozytywów wejścia do UE było zmniejszenie opłat za korzystanie z kart płatniczych” – uważa.

„Dlatego obrót bezgotówkowy staje się coraz bardziej opłacalny, bo o ile jeszcze parę lat temu […] mógły przełożyć się na znaczne zwiększenie dochodu banków komercyjnych”, to „przy obecnej skali opłat za korzystanie z usług bankowych (np. kart płatniczych czy kredytowych) nie ma niebezpieczeństwa wystąpienia takiego zjawiska” – podkreślił dr Cezary Mech.

Jednak część ekspertów i znawców rynku w pomyśle wprowadzenie do gospodarki obrotu bezgotówkowego widzi zagrożenie dla wolności gospodarczej jednostki. – Jeżeli nie mamy gotówki, to bank centralny może wprowadzić ujemne stopy procentowe. Wtedy trzymanie pieniędzy na koncie będzie nas kosztowało nawet do 5 procent. Bank nie będzie nam płacić odsetek za to, że trzyma nasze pieniądze na koncie. W tej sytuacji banki będą miały jeszcze większy wpływ na kształtowanie cyklu gospodarczego – podkreślił Trader21.

 

Do wprowadzenia terminali płatniczych wurzędach rząd planuje również dodać wprowadzenie zachęt w postaci ulg w podatku VAT dla klientów płacących kartą lub przelewem. Jednak oprócz przysłowiowej marchewki rząd szykuje również legislacyjny kij na tych, którzy będą chcieli dalej używać bez ograniczeń gotówki.

Rząd planuje wprowadzenie obowiązku posiadania urządzenia umożliwiającego przyjmowanie płatności bezgotówkowych początkowo w wybranych sektorach gospodarki, z jednoczesnym wymogiem zapewnienia możliwości zapłaty w formie bezgotówkowej oraz wprowadzeniem sankcji za nieprzestrzeganie przepisów.

Niesamowicie wzrośnie kontrola nad jednostką. Dzisiaj możemy iść i zrobić zakupy, nikt nie będzie widział, na co wydaliśmy nasze pieniądze. Nie możemy dopuścić do sytuacji, kiedy ktoś, mając informacje o naszych wydatkach, będzie miał niesamowitą przewagę – podkreślił Trader21.

Szef PWPW zwrócił uwagę, że operacje bezgotówkowe, wymuszone przepisami prawa na obywatelach, powodują jedynie powiększanie się „oka wielkiego brata”.

Dochodzi wówczas do profilowania marketingowego klienta, a wszystkie te informacje zbierają banki ponadnarodowe, co znaczy, że bazy danych wędrują za ocean bądź do ośrodków zapasowych, o których klient nie ma pojęcia – powiedział na antenie Radia Wnet Woyciechowski. Jego zdaniem argument, że to ma służyć bezpieczeństwu obywateli, jest złudny, gdyż największe afery ostatnich 25 lat związane z bankowością, począwszy od afery Amber Gold, a skończywszy na „matce matek afer w Polsce, to jest na aferze FOZZ”, były związane z wyprowadzaniem funduszy za granicę, co „rozwiązywane było obrotem bezgotówkowym”. Następnym krokiem będzie limitowanie płatności gotówkowych w obiegu gospodarczym w transakcjach pomiędzy przedsiębiorcami, a w dalszej przyszłości – również w obrocie pomiędzy konsumentem a przedsiębiorcą.

Równocześnie z działaniami rządu na rzecz obrotu bezgotówkowego Narodowy Bank Polski podjął decyzję o wypuszczeniu nowego nominału w postaci banknotu 500 złotych. Ponieważ większość przestępczej działalności opiera się na transakcjach gotówkowych, to wypuszczenie tego nominału może być wręcz zachętą dla działań przestępczych – zwraca uwagę ekonomista Cezary Mech.

Pierwsza ustawa ograniczająca obrót bezgotówkowy w Polsce została wprowadzona już w 2016 roku. Ministerstwo Finansów, jeszcze pod kierownictwem Pawła Szałamachy, przeprowadziło ustawę ograniczającą górny limit obrotu gotówkowego między przedsiębiorcami z 15 tysięcy euro do 15 tysięcy, ale złotych polskich.

Zdaniem autora bloga Independent Trader pomysły wicepremiera Morawieckiego wzmocnią tylko pozycję instytucji finansowych – Banki komercyjne poczują się jeszcze bardziej pewne, bo nie będzie możliwości przeprowadzenia runu na banki, czyli wypłaty zgromadzonych środków z kont bankowych. Nic nie będzie ograniczało banków przed jeszcze większym lewarowaniem swoich aktywów.

 

ŁAJ

Proces twórczy, klasyczna grafika i najnowsze technologie – projektanci PWPW mówią, jak powstają banknoty

Projektowanie banknotów to normalny proces twórczy – tylko trzeba uwzględniać specyfikę zabezpieczeń. Grafik musi brać pod uwagę technologię, poligrafię i – oczywiście – estetykę.

 

O tym, jak się projektuje banknoty, o wpływających na ich powstawanie czynnikach artystycznych i technicznych mówili w „Poranku WNET” graficy-projektanci pracujący dla Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych – Justyna Kopecka  i Krystian Michalczuk.

Proces projektowania zaczynamy od zbierania materiałów. Zawsze dużo  czytamy. Musimy się jak najwięcej dowiedzieć o tematyce banknotu,  zbieramy fotografie, szukamy w internecie, chodzimy po bibliotekach, szukamy inspiracji z otoczenia. To jest taki sam proces twórczy, jak każde inne projektowanie. Projektowanie banknotów jest jednak specyficzne, ponieważ uwzględnia skomplikowaną technologię powstawania banknotu – mówiła Justyna Kopecka.

 

Praca grafika jest walką z ograniczeniami wynikającymi ze specyfiki zabezpieczeń. W każdym banknocie mamy kilkanaście, czasem kilkadziesiąt zabezpieczeń, nie o wszystkich oczywiście można mówić. Każde z nich wpływa na pozostałe, czyli nie ma zupełnej dowolności. Grafik musi mieć dość dużą wiedzę technologiczną i poligraficzną, żeby wszystko współgrało. Dodatkowo pojawia się czynnik estetyczny – banknot oprócz tego, że ma być doskonale zabezpieczony i funkcjonalny, musi być estetyczny i przyjemny dla użytkownika – dodał Krystian Michalczuk.

Goście „Poranka” przedstawili swoje autorskie projekty. Krystian Kopecki mówił o kolekcjonerskim banknocie wyemitowanym z okazji 1050 rocznicy Chrztu Polski. Banknot ten został nagrodzony podczas międzynarodowej konferencji w Kuala Lumpur jako „najlepszy banknot kolekcjonerski” .

 

foto: Rafał Jaworski

Justyna Kopecka pokazała projekt tzw.  banknotu promocyjnego „Szachy” – jest to banknot zachowujący  wszelkie standardy zabezpieczeń, a równocześnie ciekawa kompozycja artystyczna. Tego typu banknoty powstają także po to, aby pokazywać na międzynarodowym rynku możliwości PWPW.

ax

 

 

Frankowicze idą za radą Jarosława Kaczyńskiego i składają pozew zbiorowy przeciwko BZ WBK na kwotę ponad 30 mln złotych

Zdaniem Arkadiusza Szcześniaka, obecnie nie ma innej możliwości walki z bankami niż składanie pozwów do sądów, ponieważ rządzący nie wywiązali się z obietnic o przyjęciu ustawy o kredytach frankowych.

Do sądu trafił pozew zbiorowy, złożony przez grupę frankowiczów przeciwko bankowi BZ WBK, który przejął aktywa byłego Kredyt Banku. Pod pozwem podpisało się 598 klientów.

Prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu podkreślił, że frankowicze nie mają innego wyjścia niż składanie pozwu – Niestety w tej chwili tylko droga sądowa jest skuteczna. Żałujemy, że tylko tak można wywalczyć swojej prawa. Liczyliśmy na jakieś rozwiązanie ustawowe, czy poza ustawowe, ale jak widzimy żadna instytut nie podołała temu zadaniu.

Gość Popołudnia Wnet wskazał, że nie ma żadnego dialogu między sektorem bankowym, a frankowiczami w kwestii rozwiązania nieprawnych umów. Na apel prezydenta Andrzeja Dudy, o polubowne rozwiązanie kwestii kredytów frankowych, pozytywnie odpowiedziały tylko dwa banki, które zaproponowały możliwość zmian w umowach kredytowych lub przewalutowanie. Jak relacjonował Arkadiusz Szcześniak mBank zaproponował aby dokonać przewalutowania po dzisiejszym kursie, co spowodowałoby zdecydowany wzrost rat kredytów, a część kredytobiorców stałoby się od razu niewypłacalnymi.

Prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu podkreślał, że prezydentowi kończy się czas na wywiązanie się ze swoich zobowiązań – Prezydent obiecał prawie rok temu, że jeżeli nic się nie zmieni to złożony zostanie projekt pełne przewalutowanie tych kredytów, po kursie zaciągnięcia. 2 sierpnia mija rok, od kiedy prezydent zaprezentował obecny projekt ustawy frankowej.

To są tylko propozycje medialne, które mają pokazać, że banki chcą wyciągnąć rękę do klienta, ale wiemy że te propozycje są tak skrojone aby żadnej z klientów banku z niej nie skorzystał. Dwa banki udają, że prowadzą dialog, a pozostałe czekają – podkreślił Arkadiusz Szcześniak prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu.

 

ŁAJ