Norwegia likwiduje aplikację monitorującą jej użytkowników w związku z Covid-19. Powodem kwestia ochrony prywatności

Zgodnie z oceną wydaną przez norweską agencję rządową, aplikacja do monitorowaniu ruchu ludzi pod kątem ich stykania się z SARS-CoV-2 zostaje zawieszona, a dane przez nią zebrane będą skasowane.

16 kwietnia ruszyła norweska aplikacja mobilna do śledzenia rozprzestrzeniania się koronawirusa. Aplikacja Smittestopp została zaprojektowana by  gromadzić danych i rejestrować trasy użytkowników za pomocą geolokalizacji, aby można było jak najszybciej poinformować ich o kontakcie z osobą ze zdiagnozowanym COVID-19. Obecnie, jak informuje Reuters, norweski Instytutu Zdrowia Publicznego (Folkehelseinstituttet) ogłosił wycofanie aplikacji z działania. Przyczyną jest krytyka ze strony Datatilsynet – agencji rządowej odpowiedzialnej za kwestie związane z prywatnością obywateli. W ocenie agencji naruszenie prywatności obywateli jest nieproporcjonalne do efektywności aplikacji (gdyż mało osób zdecydowało się ją zainstalować)  i do istniejącego obecnie zagrożenia (wobec spadku liczby zachorowań w kraju).  Jak ogłosił w cytowanym przez Reuters oświadczeniu Folkehelseinstituttet:

Nie zgadzamy się z ewaluacją DPA [Data Protection Authority, czyli Datatilsynet- przyp. red.], ale uznajemy za konieczne skasowanie wszystkich danych i wstrzymanie pracy w wyniku tego.

[related id=115669 side=right] Tymczasem w Polsce od 9 czerwca można korzystać z aplikacji rządowej ProteGO Safe. Na temat tego, w jaki sposób zabezpieczona jest w ramach niej prywatność jej użytkowników, tłumaczył na antenie Radia WNET Marcin Maj z portalu Niebezpiecznik. pl.

Materiał promujący norweską aplikację możesz obejrzeć poniżej.

A.P.

Stefanik: Francja powraca do normalności. Poprawa gospodarcza nastąpi nie wcześniej niż za 18 miesięcy

Czy szykuje się kolejna reforma kodeksu pracy? Co z pomnikami? Zbigniew Stefanik o wychodzeniu Francji z koronawirusa, transformacji gospodarczej i protestach spod znaku Black Lives Matter.

 

Zbigniew Stefanik informuje, że obecnie europejska część Republiki Francuskiej jest już w całości w „zielonej strefie”, czyli na najniższym poziomie ograniczeń w związku z koronawirusem. W pomarańczowej i czerwonej strefie są jeszcze departamenty zamorskie, takie jak Gujana Francuska. Nad Sekwaną otwarte ją już restauracje, kina, sale gimnastyczne i bary. Także region paryski może już otworzyć lokale również wewnątrz, nie ograniczając się do ogródków. Licea pozostaną zamknięte do 22 czerwca. Studenci wykłady będą mieli od początku przyszłego roku akademickiego. Wizyty w domach starców są dopuszczane przy zachowaniu środków bezpieczeństwa. Korespondent mówi o planie ratunkowym dla francuskiej gospodarki opiewającym na przeszło 5 mld euro:

Branże które mają być wspierane w pierwszej kolejności to motoryzacja, jak i również przemysł lotniczy, gastronomia, kultura, turystyka, hotelarstwo.

Na dalszym etapie planu Emmanuel Macron chce zrealizować transformacje gospodarczą, której celem jest „solidarna gospodarka ekologiczna XXI w.”. Państwo francuskie będzie popierać produkcję bardziej ekologicznych samochodów i samolotów.

We Francji trwają protesty pod hasłem Black Lives Matter. Protestujący wzorem tych z Ameryki żądają usunięcia niektórych pomników. Prezydent Macron stwierdził, że”nie będzie takiego momentu, gdzie Francja będzie pisać swoją historię na nowo”. Rzeczniczka rządu potwierdziła, że nie będzie likwidacji pomników, dodając jednak, że mogą być wyjątki od tego.

Poprawa gospodarcza nastąpi nie wcześniej niż za 18 miesięcy.

Tymczasem Bank Francji prognozuje, że bezrobocie nad Sekwaną sięgnie 10 proc., czyli tyle samo, co przewidywany tegoroczny deficyt. Recesja ma sięgnąć 12% PKB. Prezydent Macron zapowiedział, że wychodzenie z kryzysu nie będzie się odbywać kosztem podnoszenia podatków, ale „być może Francuzi będą musieli pracować więcej”. Nie wiadomo jednak co to dokładnie oznacza. Stefanik przypuszcza, iż może być to zapowiedź kolejnej reformy francuskiego kodeksu pracy.

A.P.

Marlena Maląg: Wsparcie jest uzależnione od utrzymania miejsc pracy. To nasz najważniejszy cel

Gościem Poranka WNET jest minister pracy i polityki społecznej Marlena Maląg. Twierdzi, że Rafał Trzaskowski nie mówi prawdy kiedy sugeruje, że w wyniku kryzysu pracę straciło milion Polaków.

Marlena Maląg mówi, że według szacunków Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej  po maju stopa bezrobocia w Polscde wynosi 6%. Patrząc na te liczby można śmiało powiedzieć, że nie jest prawdą to co mówił Rafał Trzaskowski. Nie ma podstaw, żeby twierdzić, że pracę z powodu kryzysu straciło milion osób.

Chciałabym żeby kandydaci na prezydenta spierali się na argumenty i pokazywali rzeczywistość.

Jak dodaje szefowa resortu rodziny:

W Polsce jest milion jedenaście tysięcy  bezrobotnych, […] Ale nie tych które którzy stracili pracę po 15 marca tylko wszystkich osób bezrobotnych.

Marlena Maląg mówi o „umiarkowanym optymizmie”. Z danych ministerstwa wynika, że ofert pracy w ostatnim czasie przybyło. Powodu tego sukcesu minister upatruje w tarczach antykryzysowych.

Wsparcie jest uzależnione od utrzymania miejsc pracy. Zarówno tarcza finansowa, ale także mechanizmy tarczy antykryzysowej, te związane z dofinansowaniem do wynagrodzeń, łączą to wsparcie z utrzymaniem zatrudnienia. To jest ten cel dla nas najważniejszy.

Minister porównała wielkość pomocy finansowej do pieniędzy jakimi normalnie dysponuje Polska.

81 mld złotych jest przekazane ze wszystkich funkcjonujących tarcz. W porównaniu do budżetu  państwa, wynoszącego ponad 450 mld zł, to są potężne pieniądze.

Wiele osób wskazuje, że pomoc nie jest jednak rozdysponowywana wystarczająco szybko. Marlena Maląg zwraca uwagę, że samo rozpatrywanie wniosków stoi w gestii samorządów które nie zostały pozostawione same sobie. Zdaniem rozmówczyni Łukasza Jankowskiego, samorządy skarżące się na  rzekomą opieszałość rządu wpisują się w trwającą kampanię wyborczą i chcą po prostu zaszkodzić urzędującemu prezydentowi.

Rząd nie tylko dał zadanie i środki na realizację zadania, ale także przekazał środki na obsługę tego procesu. Na obsługę przekazujemy pół procent wypłaconych pieniędzy. Obsługa jednego wniosku to 25 złotych. (…). Obserwowaliśmy co się dzieje w Warszawie, ale i powiecie poznańskim. Tam, gdzie rządzi Koalicja Obywatelska wnioski po prostu nie były realizowane. W Warszawie około trzy tygodnie temu było 5 procent wykonania zadania. Średnia w kraju była 65 procent.

Minister nie pomija też tematu wyborów. Według niej nadchodząca elekcja jest wyjątkowo istotna.

To są bardzo ważne wybory. W 2015 roku kiedy prezydent Andrzej Duda po raz pierwszy wygrał, rozpoczął budowanie dobrego czasu dla Polski, dla polskich rodzin, dla polskiej gospodarki. My to pokazaliśmy. Dlatego ta współpraca między rządem a prezydentem jest konieczna.

Według Marleny Maląg tylko prezydent Andrzej Duda jest gwarantem utrzymania programów rządu.

Wyśłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / F.G. / A.W.K./

Lasota: Ludzie zachowują się tak, jakby pandemii już nie było. W Seattle jest coś w rodzaju happeningowej republiki rad

Irena Lasota o pandemii w Stanach Zjednoczonych, postawach ludzi oraz o kolejnej fali protestów ruchu Black Lives Matter, komunie w Seattle i dobrej decyzji prezydenta Trumpa.


Irena Lasota nie zna żadnego z członków służby medycznej, który by twierdził, że pandemia już się skończyła. Stwierdza, iż politycy odpuszczają z przepisami antyepidemicznymi ze względu na ludzi. Ci ostatni już się tak nie boją. Tam, gdzie mieszka korespondentka maseczki noszą głównie ludzie starsi i niektórzy młodzi.

Większość ludzi zachowuje się tak, jakby pandemii już nie było.

Sytuacja w tym kraju nie polepsza się. Ostatnio można odnotować wzrost zachorowań w stanach, które wycofano obostrzenia.

Tymczasem lewica w USA się radykalizuje. Hasło Black Lives Matter niektórzy traktują jak polisę ubezpieczeniową. Dziennikarka zauważa, że w Los Angeles wielu właścicieli sklepów wiesza na nich napisy „sklep należący do czarnych”, choć wcale nie są oni Afroamerykanami.

W Paryżu z tłumów wydobywały się hasła „śmierć białym! śmierć Żydom!”.

Korespondentka stwierdza, że akcje te mają charakter poniekąd „happeningowy”. Sądzi, że hasła by zlikwidować policję mają na celu wywołać chaos. Zwraca uwagę na komunę anarchistyczną powstałą w największym mieście stanu Waszyngton:

W Seattle jest coś w rodzaju happeningowej, ale republiki rad.

Z okazji urodzin prezydenta Trumpa, które miały miejsce wczoraj, dziennikarka mówi coś dobrego o prezydencie USA. Zauważa, że przesunął  on swój wiec w Oklahomie z 19 na 20 czerwca, kiedy dowiedział się, że ta pierwsza data jest 99. rocznicą najgorszego pogromu Murzynów w tym stanie.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Czy chcemy przejść do historii jako naród, który się sprzedał?/ Maria Salzman, „Śląski Kurier WNET” nr 72/2020

Dlaczego ani razu publicznie polski rząd nie zaapelował o zaprzestanie chociaż prześladowań katolików, chrześcijan, jeśli już nie chce się wypowiadać o prześladowaniach kultur tradycyjnych dla Chin?

Maria Salzman

Rachunek sumienia narodu

Czas przypomnieć – ewaluować – nasze wartości jako narodu, jako Polaków.

Jesteśmy u progu epoki nowej technologii, a niektórzy twierdzą, że nastała epoka orwellowska.

W ciągu ostatnich 100 lat w trzech wojnach i w czasach PRL Polacy oddawali życie, broniąc wartości, wiary, honoru, tracili dorobek całych pokoleń, nie podpisując list, by nie stać się rękoma reżimu, rękoma zła. Dziedzictwo, które przekazali, to honor, prawość, lojalność, niezłomność w swojej wierze.

W tym roku mija setna rocznica Cudu nad Wisłą, bitwy, w której – by bronić własnych wartości, wiary, Polaków i całej Europy przed bolszewikami, przed czerwoną zarazą – Polacy gotowi byli oddać swoje życie na froncie. Towarzyszyła temu głęboka wiara i modlitwa. Jak pisze biuro prasowe Jasnej Góry: „W sercu Kościoła i Narodu, na Jasnej Górze, modlitewne napięcie osiąga swoje szczytowe natężenia w nowennie błagalno-pokutnej rozpoczętej 7 sierpnia 1920 r. Liczba wiernych była tak wielka, że nabożeństwo przeniesiono z bazyliki pod Szczyt. Tysiące ludzi leżało krzyżem na wielkim placu przed Jasną Górą, błagając Matkę Bożą Królową Polski o wstawiennictwo i ratunek dla Ojczyzny”. Stwórca daje mądrość i jasność umysłu.

Co się teraz stało z moją ukochaną Polską, że mamy zwrot o 180 stopni? Jeszcze w tym roku dumnie głosi się, że jesteśmy liderami 16+1 (obecnie 17+1) projektu komunistycznego reżimu Chin, polegającego na ekspansji militarnej, złapaniu państw w pułapkę długu i zwiększaniu wpływów, własności, strategicznych portów, dróg i transportu na świecie.

Rozumiem, że wiele krajów mogło się nabrać na piękne słowa i olbrzymie sumy obiecywanych pieniędzy na nieznanych warunkach umowy. Ale przecież Polacy pamiętają but reżimów. Pamiętają fantastyczne drogi i koleje budowane przez Hitlera, po których później jechał sprzęt wojskowy, by zniwelować Polskę i wyeliminować Polaków. Przecież pamiętamy, że komuniści nigdy nie napadali, lecz zawsze „wyzwalali” od agresorów, od niewoli, od ciemiężycieli… Tak dobrze im to uwalnianie szło, że dziesiątki milionów wyzwolili z ciał ludzkich i posłali do Nieba. Obecnie, zamiast bronić ignoranckiego Zachodu, polski rząd, zaślepiony pieniędzmi, którymi sypią Chiny, elektronicznymi gadżetami, pięknymi słowami chwalącymi i obiecującymi, że bez wysiłku Polska stanie się supermocarstwem, z dumą głosi, że jesteśmy bramą do Europy dla komunistycznego reżimu Chin. Polski rząd podpisuje, ale nie wiem o żadnej partii w Polsce, która by się sprzeciwiała i nawoływała do potępienia Komunistycznej Partii Chin i jej wpływów w Polsce.

Jak to się stało, że cały świat budował gospodarkę reżimu Chin? Jak to się stało, że właśnie Polacy nie ostrzegali Zachodu, że teoria ekonomiczna mówiąca, że bogactwo ekonomiczne doprowadzi do demokracji Chińską Republikę Ludową, to bzdura, bo jak demokracja może istnieć bez wartości?

Reżim Chin, zdjąwszy mundurki Mao i ubierając się u Armaniego, nie zmienił swojej natury. Przeciwnie, zastrzyk zachodniego kapitału umożliwił mu stworzenie wyrafinowanej masowej technologii inwigilacji, ciemiężenia i zabijania swoich obywateli. Liczne organizacje rządowe i pozarządowe na świecie, takie jak Amnesty International i Human Rights Watch oraz coroczny raport Departamentu Stanu USA o przestrzeganiu praw człowieka ogłaszały, że Chiny są państwem, gdzie popełniane jest najwięcej zbrodni – od prześladowania osób zabiegających o demokrację do prześladowania ludzi wiary. W 1999 r. Jiang Zemin – ówczesny pierwszy sekretarz KPCh – (bo w Chinach nadal tylko ona ma władzę) na walnym zgromadzeniu, takim, jakie Polacy znają z czasów Związku Sowieckiego, oświadczył, że „prawda, życzliwość i cierpliwość nie są zgodne z zasadami partii komunistycznej, w związku z czym są nielegalne, a ludzi, którzy je kultywują, należy wyeliminować fizycznie, finansowo i zrujnować ich reputację”. To akurat odnosiło się głównie do bardzo ówcześnie popularnej i promowanej nawet przez ministerstwo zdrowia, starożytnej chińskiej praktyki samodoskonalenia – Falun Gong (Falun Dafa), podobnej do Taj Chi. Nastąpiło to, co sami Chińczycy określali jako kampania rangi rewolucji kulturalnej, w której przed laty, jak w szaleńczym transie, mordowano ludzi kultury i niszczono wszystkich i wszystko, zgodnie z głoszonym sloganem „4 starych”: stare idee, starą kulturę, stare zwyczaje i stare nawyki.

Zastanawiałam się wtedy, jak można zdelegalizować zasady moralne? Na jakiej podstawie można współpracować ekonomicznie z kimś, kto nie ma zasad, tradycji?

Przecież świat stanie się okropny. Teraz zbieramy tego żniwo. Temat zbrodni KPCh został już szeroko opisany i szacuje się, że w czasie rewolucji kulturalnej i w innych kampaniach politycznych reżimu zginęło od 60 do 100 milionów ludzi. A tu jeszcze na progu nowego tysiąclecia 24 h na dobę, dzień w dzień, we wszystkich mediach prowadzona była kampania oczerniania, szykanowania zasad i osób praktykujących Falun Gong (proszę cierpliwie czekać dalej, aż to dotknie nas wszystkich!). Około 100 milionów ludzi (tak mówiły statystyki podane przez reżim chiński) wówczas praktykowało Falun Gong w samych Chinach. Każdy miał rodzinę, był pracodawcą lub miał pracodawców. Nocami ludzi aresztowano, na pokazowych przesłuchaniach skazywano na 16 lat więzienia, bez wyroków zsyłano do obozów pracy (z których ludzie nie wychodzą żywi, jak np. z obozu Masanija), na resocjalizację – czyli pranie mózgu. Majątki konfiskowano, dzieci nie mogły chodzić do szkoły.

Tak do tego czasu również prześladowano osoby, które chciały wierzyć w Boga: chrześcijan z tzw. kościołów domowych, buddystów, Tybetańczyków, muzułmanów i zwłaszcza chrześcijan – ludzi, którzy nie chcieli przynależeć do Ludowego Kościoła Katolickiego, w którym można czcić Boga, ale pierwszy sekretarz – jest nad Boga, a na ołtarzu zamiast świętych widnieje duży wizerunek Pierwszego Sekretarza. Ale dopiero stopień brutalności specjalnego biura 610, stworzonego do prześladowania praktykujących Falun Gong, zszokował świat, bo kampania szykanowania i oczerniania ich była niespotykana nie tylko w Chinach, ale i na świecie. Przedstawiciele KPCh rozdawali materiały i książki pełne sfabrykowanych informacji na spotkaniach ONZ i w swoich ambasadach we wszystkich krajach. Instytucje Kościoła katolickiego, międzynarodowe, pozarządowe i rządowe krajów demokratycznych, zaalarmowane sytuacją praktykujących Falun Gong na całym świecie, podjęły dochodzenia. Wszystkie jednoznacznie wykazały, że jest to bezpodstawna propaganda nienawiści i oczerniania, a praktyka jest prawa i szlachetna. W maju 2002 r. Święty Jan Paweł II błogosławił Falun Dafa na całym świecie. W krajach Zachodu jednogłośnie przyjęto wiele rezolucji potępiających reżim chiński za prześladowania Falun Gong i wszystkich innych więźniów sumienia. W tym roku podniesiono flagi na Kapitolu Stanów Zjednoczonych na cześć pana Li, twórcy tej praktyki, a pochwałę ujęto w słowach: „Dziedzictwo, które Pan przekazuje, będzie wzruszać i napawać odwagą kolejne pokolenia przywódców na całym świecie”.

W 2006 r. opublikowano raport „Krwawe żniwo” o grabieży za pieniądze i na zamówienie organów od żywych ludzi – sankcjonowaną przez władze. Chińczycy od tysiącleci wiedzieli, że medytacja poprawia stan zdrowia, a nowoczesna medycyna dopiero w ostatnich dekadach to potwierdziła. Tu chciałam zwrócić uwagę, że wielu biznesom lub rządom nie przeszkadzała wiedza o zbrodniach na ludziach, których sposób medytacji był nieznany, więc reżim szlifował swoje praktyki, szkolił swoich lekarzy transplantologii na uniwersytetach medycznych świata (również w Polsce).

Ze wzrostem technologii grabież organów w Chinach stała się branżą wartą 9 miliardów USD rocznie (wyrok niezależnego trybunału można przeczytać tutaj https://chinatribunal.com/).

Dlaczego Polacy nie byli pierwsi, domagając się zaprzestania tych praktyk? Zostało to przyjęte przez reżim jednoznacznie: „jeśli nie opowiadacie się za wartościami uniwersalnymi, to i nie będziecie się opowiadać za swoją wiarą ani wartościami wolnościowymi”.

Teraz jest to systemowo nakazana procedura eliminowania nie tylko praktykujących Falun Gong, ale i chrześcijan, buddystów, Ujgurów-muzułmanów.

Wraz z piorunującym rozwojem technologii w ostatnich 5 latach KPCh używa technologii sztucznej inteligencji do rozpoznawania twarzy, mikroemocji; zbiera wszystkie dane przepływające przez intranet – internet wewnętrzny Chin, a od 2017 r., zgodnie z ustawą, wszystkie informacje znajdujące się na urządzeniach firm chińskich lub przepływające przez nie (styki, routery, telefony, komputery, anteny 5G…), jak i urządzeniach firm zagranicznych znajdujących się na terenie Chin (serwery chmury), mają być dostępne dla reżimu chińskiego. System oceni obywateli za wszystko, co robią lub czego nie robią (nie piją – źle, bo mogą być wierzący; piją za dużo – też źle, bo są nieproduktywni), z kim się spotykają, a wszystko jest nagrywane milionem urządzeń znajdujących na 984 m2, czyli na niecałej 1/10 ha, który obsługuje jedna antena chińskiego 5G. Jak ta najnowsza technologia jest używana do gnębienia demokracji, można zobaczyć w ostatnich miesiącach w Hongkongu, gdzie nawet maski noszone przez studentów nie wystarczyły, by ich chronić przed zidentyfikowaniem i wyeliminowaniem w klasyczny dla reżimu, brutalny sposób.

Mogę zrozumieć naiwność czy głupotę ludzi w krajach, które nie doznały reżimu komunistycznego, które nie znają siły propagandy i niszczenia „wrogów narodu”. Ale my, Polacy?

Pamiętamy pokazowy proces sądowy ks. Popiełuszki. Pamiętamy, że III Rzesza była potęgą ekonomiczną swoich czasów. Pamiętamy, że wielkie firmy światowe dopracowywały efektywność zabijania w niemieckich obozach hitlerowskich, że wbrew ostrzeżeniom i informacjom, co naprawdę się tam dzieje, inwestowały i zarabiały. Pamiętamy, jak pięknie się nabrał Czerwony Krzyż, wizytując pokazowy niemiecki obóz hitlerowski. Pamiętamy, że za dostarczanie informacji lub współpracę z reżimami były większe lub mniejsze, ale korzyści. Pamiętamy, że elity komunistyczne żyły w luksusie w porównaniu z resztą społeczeństwa, a to, że luksus kiedyś wyglądał zupełnie inaczej niż teraz, nie znaczy, że system się zmienił.

Teraz na topie jest temat 5G. Warto pamiętać, że 70% patentów i standardów komercyjnie dostępnego 5G jest chińskich. Gdy zachodni świat rozwijał technologie 3G i 4G, Chiny postanowiły zdominować 5G. Ale to nie jest kolejny krok technologii komórkowej: antena 4G obsługuje około 2000 urządzeń na 984 m2, a antena 5G – 1 milion! Tak, to usprawni przepływ danych do użytku prywatnego, ale nie po to jest. Jest po to, aby urządzenia się ze sobą komunikowały – samoprowadzące się samochody, wszystkie kamery, mikrofony – te z naszych telewizorów i telefonów również – aby ich dane były analizowane przez sztuczną inteligencję. Taki otwarty system, gdzie operator i firmy, z których korzystamy, miały prawo do naszych danych, funkcjonuje w krajach demokratycznych. Facebook, Amazon, a obecnie większość firm istniejących w sieci, włącznie z medialnymi, używają sztucznej inteligencji do zbierania i analizowania wszystkich danych – tych z naszego ekranu, jak i tych nagranych przez mikrofony, kamery czy różne aplikacje. Te dane są sprzedawane do analizy, bo firmy mają lepsze wyniki sprzedaży, precyzyjnie określając klienta. A ten otwarty, zbierający wszystko o wszystkich system, jest używany w jedynym słusznym celu przez władze ChRL.

Znane jest, że Chiny mają 100-letni plan przejęcia świata do roku 2049 i że do tej pory wykorzystywały i wykorzystują każdą okazję w tym kierunku.

Została opublikowana na ten temat książka Unrestricted Warfare (tłum. wykorzystujące wszystko działania wojenne). Biorąc to wszystko pod uwagę, używanie urządzeń firm chińskich – Huawei, ZTE, Xiaomi – powinno być co najmniej podejrzane. Pytam, dlaczego to Stany Zjednoczone obudziły się pierwsze, choć co prawda z ręką w nocniku? Dlaczego to nie Polska trąbiła o niebezpieczeństwie, że zbieranie informacji i chińska współpraca w ich wymianie z Rosją stanowi śmiertelne zagrożenie dla Polski? Dlaczego to konserwatywny prezydent Stanów Zjednoczonych (warto pamiętać, że i Obama, i Hillary Clinton byli uczniami i wyznawcami Saula Alinsky’ego, znanego amerykańskiego komunisty żydowskiego pochodzenia) zwraca uwagę Polakom na zagrożenie z Chin i chce wzmocnić sojusz, uniezależnić Polskę od wpływów reżimu?

Dlaczego polski rząd podpisał umowę o współpracy szkoły Policji w Szczytnie ze słynnymi ze swojej „prawości i humanitaryzmu” służbami ChRL, których ostatnie akcje mogliśmy oglądać na prodemokratycznych studentach w Hongkongu? Dlaczego nie mówi się, że Chiny to reżim? Dlaczego ani razu publicznie polski rząd nie zaapelował o zaprzestanie chociaż prześladowań katolików, chrześcijan, jeśli już nie chce się wypowiadać o prześladowaniach kultur tradycyjnych dla Chin? Dlaczego wyrocznią stały się źródła chińskie? Co znaczy wielowektorowość – to, że raz się ma wartości, a raz nie, że raz jesteśmy ramieniem reżimu, a innym razem – państwem demokratycznym? Dlaczego nadal ludzie wierzą bardziej chińskiej propagandzie, że Falun Gong to coś podejrzanego, a nie używają rozumu, uwzględniając fakt, że praktykujący Falun Gong na świecie to przekrój całego społeczeństwa, że Jan Paweł II nawoływał do zaprzestania prześladowań Falun Gong? Jak można zdelegalizować zasady moralne: prawdy, miłosierdzia i cierpliwości, jak również te „4 stare”, niszczone za czasów Mao? Czego można oczekiwać od reżimu, który zdelegalizował i usunął takie wartości?

Faustowskie umowy, dające chwilowe zyski, nie są dobrem dla Polski. Eliminując wartości z polityki, umów, ekonomii, stajemy się gorsi niż ci inwestujący w Hitlera, bo my doznaliśmy tej krzywdy, znamy tę historię i mamy wiedzę.

Jak można kontynuować współpracę z reżimem, gdy demokratyczni sojusznicy oferują nam swoją technologię wojskową, zapisaną na 19. stronie Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych, technologię 5G, która całkowicie zapewnia prywatność danych użytkownika w stopniu wręcz dla nas niepojętym? Dlaczego wprowadzony przez Plus system 5G jest kompatybilny tylko z urządzeniami producentów chińskich, którzy są wykluczeni lub uznani za instytucje służb nieprzyjaznego kraju? Firma oferująca te urządzenia raczej nie dba o bezpieczeństwo danych swoich klientów. Dlaczego Chiny są uważane za sojusznika Polski, pomimo że sojusznikami ChRL są Rosja, Korea Północna i Iran? Dlaczego, wbrew powszechnie publikowanym na Zachodzie powyższym informacjom, w Polsce ufa się bardziej propagandzie chińskiej? Dlaczego, wbrew temu, że koronawirus pochodzi z ChRL i już ponad 100 krajów domaga się pociągnięcia KPCh do odpowiedzialności za szkody śmiertelne i ekonomiczne, Polska się do nich nie przyłącza? Dlaczego, wbrew znanym danym, że wirus ten utrzymuje się na powierzchniach, zwłaszcza plastikowych, nawet powyżej 3 dni, zamawiamy dostarczany samolotem sprzęt ochronny z Chin, i to z Wuhan? Dlaczego, wbrew informacjom z innych krajów o felerności chińskich produktów ochronnych i testów, nadal zamawiamy je z Chin? Czy to nie jest marnowanie polskich funduszy i narażanie naszego personelu medycznego?

Dlaczego nie wzmacnia się czynem hasła „Kupuję u polskich producentów”? Cały amerykański łańcuch dostaw bezpieczeństwa narodowego i, jak się okazało, medyczny też, zależy od Chin… Polski również.

Dlaczego obecny prezydent USA nakazał przeprowadzenie fabryk z powrotem do Stanów i kupuje rodzime towary? Polska też nie jest w stanie produkować sama leków, bo większość składników pochodzi z Chin, nie mówiąc już o tych szkodliwych. Który przemysł w Polsce lub w krajach demokratycznych jest w pełni zdolny do niezależnego funkcjonowania?

Jakie wartości przyświecają decydentom? Czy one naprawdę służą interesom Polaków? Czy naprawdę chcemy przejść do historii jako naród, który nie poddał się najeżdżającym nas reżimom, natomiast się im sprzedał? Może w tej tragicznej chwili pandemii powinniśmy znaleźć czas na szczerą modlitwę, pokutę, wyznanie win i wyrzeczenie się żądz pychy i władzy, natychmiastowego zbicia majątku. Czas modlić się o to, by Bóg dał nam szansę pójść prawą drogą, dał mądrość rozróżniania dobra od zła, odwagę, by potępić zło i wspierać dobro, by zaprzestać siać waśnie. Bóg jest miłosierny. Zostaniemy osądzeni przez historię za to, po której stronie stanęliśmy. Słuchajmy naszych sumień i zbierajmy informacje z różnych źródeł. Wiele instytucji medialnych i naukowych zostało zinfiltrowanych, przekupionych, ale niezależne informacje jeszcze są dostępne w internecie.

Uważam, że stosowne jest w 100 rocznicę urodzin Świętego Jana Pawła II przytoczyć znane na całym świecie słowa, wypowiedziane za czasów PRL:

„Nie lękajcie się. Miejcie odwagę, odwagę wiary!”.

Artykuł Marii Salzman pt. „Rachunek sumienia narodu” znajduje się na s. 8 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Marii Salzman pt. „Rachunek sumienia narodu” na s. 8 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Sojusz Piłsudski – Petlura przetrwał dzięki dobrym relacjom obu przywódców – Program Wschodni z 13 czerwca 2020 r.

W Programie Wschodnim: O polskiej pomocy dla Ukrainy w dobie koronawirusa i o akcji „1920 – Pamięć w czasach zarazy”: Żytomierz, Zadwórze, Lwów.

Goście Programu Wschodniego:

Eliza Dzwonkiewicz – konsul generalny RP we Lwowie;

Prof. Bohdan Hud – historyk, profesor katedry stosunków międzynarodowych i służby dyplomatycznej, Dyrektor Instytutu Integracji Europejskiej Uniwersytetu im. I. Franka we Lwowie, współtwórca filmu '”Trudne braterstwo”;

Rafał Dzięciołowski – prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej;

Włodzimierz Iszczuk – redaktor naczelny Portalu Jagiellonia.org, działacz polskich środowisk na Ukrainie;

Katarzyna Łoza – Blogerka ze Lwowa (Lwow.info)

Dmytro Antoniuk – dziennikarz, krajoznawca, współinicjator akcji „1920- Pamięć w czasach zarazy”;

Wojciech Jankowski – dziennikarz Radia WNET.


Prowadzący: Paweł Bobołowicz

Realizator: Franciszek Żyła


Wojciech Jankowski mówi o działalności Fundacji Solidarności Międzynarodowej.

Fundacja Solidarności Międzynarodowej przekazała głównemu szpitalowi klinicznemu na Ukrainie 5 tys. maseczek, 5000 kombinezonów i 100 pulsoksymetrów – informuje.

Jest to akt solidarności w walce z koronawriusem, ale nade wszystko przejaw solidarności z walczącą Ukrainą – mówi Rafał Dzięciołowski – prezes Fundacji.

Po wybuchu pandemii koronawirusa fundacja zdecydowała, że część kosztów przekaże szpitalom na Ukrainie. Fundacja nie rezygnuje jednak ze swoich pierwotnych zadań i planuje kontynuować swoje projekty.

Liczba zakażonych na Ukrainie przekroczyła 30 tys., zmarło 890 osób. Wyzdrowiało prawie 14 tys. osób. 

Włodzimierz Iszczuk opowiada o wydarzeniach z 1920 roku.

Dokładnie tutaj 100 lat temu zebrali się żołnierze I Brygady Wojska Polskiego oraz liczne tłumy społeczności Żytomierza. Wówczas odbywała się tu defilada. Dużo się w tym miejscu pozmieniało, również nazwy ulic – mówi gość „Programu Wschodniego”.

Jak dodaje: Żytomierz był centrum, w którym podejmowano wszystkie decyzje. 12 czerwca Żytomierz został okupowany przez bolszewików. Przed I wojną światową 88 tys. ludzi mieszkało w Żytomierzu, natomiast już w czasie okupacji ok. 40 tys. ludzi się przemieściło.

Eliza Dzwonkiewicz mówi o solidarności polsko-ukraińskiej.

Konsulat RP we Lwowie z dużym zadowoleniem obserwuje akcję dziennikarzy Radia Wnet, którzy podjęli piękną inicjatywę odwiedzenia grobów osób poległych w 1920 roku.

Jest to wspólna historia, której nie doceniamy. Jesteśmy przekonani, że jest to kontynuacja wszystkich wydarzeń, które miały miejsce 100 lat temu. Chcemy pokazywać, że Polaków i Ukraińców łączy wspólna walka o wolność i solidarność – mówi Eliza Dzwonkiewicz.

Prof. Bohdan Hud o sojuszu Piłsudski – Petlura

Przywódca Ukraińskiej Republiki Ludowej Główny Ataman Symon Petlura dążył do porozumienia z Polską jako potencjalnym sprzymierzeńcem w wojnie z bolszewikami. Z polskiej strony Naczelnik Józef Piłsudski wyraźnie dostrzegał kluczowe znaczenie Ukrainy dla przyszłego układu sił w tej części Europy. Walka Polski i Ukrainy to wspólne zwycięstwo.

Ich pierwsze spotkanie w 1919 trwało całą noc. Sojusz przetrwał za sprawą ich dobrych, wzajemnych relacji. Byli bowiem ze sobą szczerzy. Było to małżeństwo z rozsądku, mimo że każdy miał swoje cele. Dla Petlury najważniejsza była niepodległość Ukrainy, ale losy zależały od dwóch przywódców.

Ci, którzy walczyli bohatersko znaleźli się w obozach dla internowanych, których panowały okropne warunki. „Musimy pamiętać, że z tych obozów ludzie wychodzili na wolność i mogli przemieszczać się w obrębie Europy” – mówi prof. Bohdan Hud

O sojuszu mało się mówi. Kiedy mówiło się o Ukraińcach walczących wraz z Polakami, mówiono, że walczą oni przeciwko polityce ludu. Skutki agitacji odczuwamy do dziś. Profesor opowiada, że kiedy kręcony był film, zauważono konsekwencje wcześniejszych działań. Kiedy ludność widziała, że przyjeżdżają Polacy zaczęli wspominać. Pamięć i walka nie umrze i będzie żyć w świadomości każdego Polaka i Ukraińca – mówi gość „Programu Wschodniego’.

Katarzyna Łoza jest autorką portalu Lwów. info. W czasie pobytu naszych reporterów Lwów nawiedziła potężna burza, która przyczyniła się do śmierci jednej ofiary, a wiatr zniszczył kilka cennych zabytków. Mimo, że autorka bloga mieszka na Ukrainie kilkanaście lat, nadal pokazuje Lwów „od środka” opisując i piękno, i problemy miasta.

Przeczytaj bloga Katarzyny Łozy już dziś. 

Strona internetowa: https://lwow.info


Posłuchaj całego „Programu Wschodniego” już teraz!


 

Polska firma traci szansę na stworzenie leku na koronwirusa? Problemem jest procedura dostaw osocza

Jak podaje „Rzeczpospolita” firma Biomed Lublin miała opracowywać lek na SARS-CoV2 na bazie osocza ozdrowieńców. Tego ostatniego, choć ozdrowiałych przybywa, nie może firma uzyskać.

„Rzeczpospolita” przypomina, że trzy tygodnie temu ogłoszono, że rusza projekt, który ma na celu opracowanie leku na koronawirusa przy wykorzystaniu technologii izolowania przeciwciał z osocza ludzkiego. Utknął jednak nie z własnej winy w miejscu. Choć bowiem jest coraz więcej ozdrowiałych, którzy oddają swoje osocze, to firma nie może go uzyskać. Jak wyjaśniał gazecie Piotr Fic, członek zarządu biotechnologicznej spółki:

Badania kliniczne nie mogą ruszyć, gdyż regionalne centra krwiodawstwa i krwiolecznictwa nie zebrały odpowiedniej ilości osocza ozdrowieńców i nie przekazały go Biomedowi Lublin.

Problem leży nie tylko w braku osocza w ogóle, co w procedurze jego poboru. Większość pobieranego w centrach krwiodawstwa osocza poddawanego jest tzw. inaktywacji. Jak tłumaczy Piotr Fic:

To powoduje, że nie nadaje się ono do produkcji w Biomedzie leku zawierającego skoncentrowaną dawkę immunoglobulin.

Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny numer 1 w Lublinie oraz Instytut Hematologii i Transfuzjologii, biorące udział w projekcie, zwracają uwagę poprzez swych przedstawicieli, że to do ministra zdrowia należy takie określenie procedury poboru osocza, by większa jego część niż ta obecnie nadawało się do użycia przy opracowywaniu leku.

A.P.

Musiałek: BGK i PFR zadłużają się, co nie jest wliczane do długu krajowego. Jest to działanie omijające prawo

Paweł Musiałek o bardziej optymistycznych prognozach kondycji światowej gospodarki w związku z kryzysem, pomocy rządu dla przedsiębiorców, zadłużaniu się i tym, czy będą pieniądze na programy socjalne


Paweł Musiałek  zauważa, że w Polsce ostatnia recesja miała miejsce w 1991 r.  Od tego czasu PKB cały czas rośnie, choć jak przyznaje, nie jest to idealny wskaźnik.

Polska była  zieloną wyspą.

Naszego kraju nie ominął jednak koronawirus. Nawet zaś gdyby ominął, to nasza gospodarka by ucierpiała ze względu na swe powiązania globalne. Odbudowa tej sytuacji sprzed kryzysu nie nastąpi w bliskiej przyszłości.  Dyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego stwierdza, że wparcie polskiego rządu dla przedsiębiorców było dość duże. Mogliśmy sobie na nie pozwolić dzięki względnie dobremu stosunkowi zadłużenia publicznego do PKB. Jak zauważa:

Dzisiaj przedsiębiorców finansuje Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju. Te dwie instytucje zadłużają się, a ich dług nie jest wliczany do długu krajowego.

Zgodnie z normami unijnymi pieniądze pożyczane przez BGK i  PFR wliczają się do zadłużenia publicznego, ale według polskich przepisów już nie. W ten sposób polski rząd może się dalej zadłużać bez naruszenia konstytucyjnego progu ostrożnościowego 60%:

Jest to działanie omijające prawo, ale zrozumiałe w tej sytuacji. […] Nie powinniśmy tego taktować jak mechanizm, który powinniśmy wykorzystywać w normalnych czasach.

Musiałek komentuje także zmianę retoryki Platformy Obywatelskiej dotyczącej polityki gospodarczej. Sądzi, iż zmiana nastrojów w PO z liberalnych na socjalne są spowodowane podejściem Polaków do transferów socjalnych w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Nasz gość twierdzi, że w najbliższych latach nie będziemy mieć pieniędzy na nowe transfery socjalne.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Cejrowski: Trump próbuje zwrócić ludziom wolność, dlatego różne siły próbują go zmieść z powierzchni Ziemi

Wojciech Cejrowski i Krzysztof Skowroński rozmawiają o egzaminach maturalnych, roli USA w ratowaniu świata, znaczeniu zaufania do policji oraz o danych dotyczących śmiertelności choroby COVID-19.

Wojciech Cejrowski mówi, ze jeżdżąc po Polsce nie dostrzega śladów suszy. Z okazji rozpoczęcia tegorocznych matur wspomina swoje egzaminy. Jak mówi, przypadły one po za zamordowaniu Grzegorza Przemyka, który również miał w tamtym roku ukończyć szkołę średnią.

Gospodarz „Studia Dziki Zachód” mówi o prezydencie USA Donalda Trumpa. Ocenia, że amerykański przywódca „ratuje Europę i świat”. Chwali Trumpa za decyzję o dobrowolności szczepień na koronawirusa i objęcie tego procesu kontrolą wojska.

Trump próbuje zwrócić ludziom wolność, dlatego różne siły  próbują go zmieść z powierzchni Ziemi.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego komentuje wypowiedź Rafała Trzaskowskiego o „wypalaniu żelazem wszystkiego, co zrobił PiS”.  Ocenia, że kandydat KO, mówiąc takie słowa „gra na przegraną. Z kolei prezydent Andrzej Duda, w opinii Wojciecha Cejrowskiego, zdaje się nie znać swoich kompetencji.

Wojciech Cejrowski ze zdziwieniem przyjmuje fakt, że Polska szuka na świecie leku na koronawirusa, zamiast rozpocząć jego produkcję.  Krytykuje również informację o przejęciu przez państwo zobowiązań kredytowych.

Gospodarz „Studia Dziki Zachód” stwierdza, że dane o śmiertelności na COVID-19 są manipulowane, a np. w Hiszpanii w rzeczywistości wynosi ona 0,9 osoby na 1000 mieszkańców.

Poruszony zostaje również temat aktywności militarnej USA. Wojciech Cejrowski zwraca uwagę, że obecność wojsk amerykańskich jest dla państwa przyjmującego „złotym interesem”:

Partnerem dla armii amerykańskiej może stać się nawet  lokalny dostawca marchewek.

Wojciech Cejrowski mówi o spadku zaufania do polskiej policji po okresie najbardziej radykalnych obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa. Zwraca uwagę, że do skutecznego funkcjonowania policji zaufanie obywateli jest niezbędne.

 

Co robią sójki, zanim zaczną się wybierać za morze? Fotoreportaż, który powstał jako efekt uboczny kwarantanny

Para sójek upodobała sobie kapliczkę na skraju lasu, postawioną parę lat temu przez ojca bywającej tam rodziny. U stóp św. Józefa pewnego dnia pojawiło się gniazdo… Oto historia sójek aż do dziś.

Zdjęcia i film Joanna Pulcyn

Kapliczka, do której wprowadziły się sójki
Ktoś nakładł gałęzi obok Świętego Józefa… Może dzieci?

 

Ptaki, przyzwyczajone do tego, że ludzie o tej porze roku nie przyjeżdżają na dłużej, uznały, że miejsce jest świetne na założenie domu. Gniazdo zaczyna nabierać kształtów.
Lokatorzy odlecieli na posiłek. Stworzyli mieszczuchom okazję do przeglądania książek i internetu, by stwierdzić, kto zamieszkał w kapliczce. Podejrzanym był m.in. dudek. Kilka dni później pojawiło się trzecie jajko.
Świeżo wyklute pisklęta. Tutaj śpią, ale niżej widać, że nie tylko.
Rodziców nie udało się uwiecznić, ale już nie ma wątpliwości, że to sójki.
Kapliczka w Boże Ciało 2020
Pisklęta mają się dobrze i obiektyw wcale ich nie peszy.