Park Pamięci Narodowej w Toruniu: Ojciec Dyrektor Tadeusz Rydzyk daje przykład, jak prowadzić politykę historyczną

To, czego potrzebuje każdy naród do normalnego życia i rozwoju, to wartości wysokie. O tych wartościach pielgrzymom odwiedzającym Toruń przypomina Kaplica Pamięci, usytuowana w obrębie świątyni,

Henryk Krzyżanowski

Ład, schludność i harmonia są wartościami cywilizacyjnymi o znacznej mocy duchowej. Do dziś zaświadczają o tym klasztorne ogrody oraz te nieliczne pałacowe parki, których nie zdewastowała reforma rolna. I odwrotnie, nieporządek, niechlujność i chaos są antywartościami ściągającymi nas w dół cywilizacyjnie i psującymi nam duchowość.

Można więc powiedzieć, że sanktuarium w Licheniu oraz rozbudowywane ciągle przez o. Tadeusza Rydzyka sanktuarium toruńskie swym wyglądem cywilizują zarówno pielgrzymów, jak i zwykłych turystów.

Jako miłośnik turystyki samochodowej dodam, że w warstwie czysto materialnej to samo czynią stacje benzynowe dużych sieci, które w ostatniej dekadzie pojawiły się licznie w naszym kraju. Ktoś, kto podróżował samochodem po Polsce krótko po roku 1989, z pewnością zgodzi się, że w ciągu ostatnich trzech dekad uczyniliśmy na tym polu ogromny skok cywilizacyjny.

Wracając jednak do o. Rydzyka – nie trzeba przypominać, że porządek i schludność same w sobie nie wystarczają; w więzieniu czy obozie pracy też panuje Ordnung, czyli porządek, przynajmniej w teorii. To, czego potrzebuje każdy naród do normalnego życia i rozwoju, to wartości stojące wyżej w duchowej hierarchii. O tych wartościach pielgrzymom odwiedzającym Toruń przypomina Kaplica Pamięci, usytuowana w obrębie samej świątyni. Koniecznie powinni ją zobaczyć zwłaszcza ci wszyscy, którzy toruńskie dzieło i jego głównego twórcę traktują z nieufnością, niechęcią czy wręcz wrogością.

Zasadniczym elementem Kaplicy są wyryte na umieszczonych w niej tablicach nazwiska osób, które poniosły śmierć, pomagając Żydom. Ich nagromadzenie w jednym miejscu robi przejmujące wrażenie, a o ich losie można przeczytać na stronie internetowej kaplica-pamieci.pl.

Zbieranie relacji ludzi, których krewni bądź znajomi pomagali Żydom w czasie niemieckiej okupacji, rozpoczęło się w 1998 roku, po ogłoszeniu tej akcji w Radiu Maryja. Liczba relacji, sprawdzanych potem przez historyków, okazała się tak duża, że przekroczyła pojemność Kaplicy. Następnym zatem krokiem, realizowanym obecnie, jest Park Pamięci Narodowej, powstający po drugiej stronie drogi prowadzącej do kampusu. Składają się nań rzędy białych kamiennych kolumn, na których wyryte są nazwiska tych, którzy nieśli pomoc swoim żydowskim braciom. Tych kolumn przybywa, bo dzieło nie jest jeszcze zakończone. Czyż to nie przykład, jak należy prowadzić politykę historyczną?

Nazwiska, nazwiska, nazwiska… I znów ich nagromadzenie robi niezwykłe wrażenie. Za każdym jest przecież żywy kiedyś człowiek, który mówi przechodniowi – „Wiesz, bałem się śmierci jak każdy, ale są mocniejsze uczucia niż strach…”.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Ojciec Dyrektor i pamięć zbiorowa” znajduje się na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Ojciec Dyrektor i pamięć zbiorowa”” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Hajdasz: Sądy coraz częściej zamykają usta dziennikarzom. Wyroki są kuriozalne i wzajemnie sprzeczne

 Redaktor naczelna „Wielkopolskiego Kuriera WNET” mówi o zakazie pisania na temat prezesa PZPN, pozwach przeciwko Witoldowi Gadowskiemu i Samuelowi Pereirze i o potrzebie likwidacji artykułu 212 k.k.

 

Dr Jolanta Hajdasz mówi o stanie wolności słowa w Polsce, w związku z  sądowym zakazem pisania na temat Zbigniewa Bońka. Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej oskarżył dziennikarza piotra Nisztora o naruszenie dóbr osobistych:

Wygląda na to, że sądy w Polsce nie muszą przestrzegać konstytucji.

Rozmówczyni Adriana Kowarzyka zwraca uwagę, że w tej sprawie wydano trzy sprzeczne orzeczenia:

Redaktor Sakiewicz nie umiał stwierdzić, do którego postanowienia ma się zastosować. Zakaz pisania o Zbigniewie Bońku był przeciwskuteczny, ponieważ o wyroku szeroko pisały prawie wszystkie media.

Dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy odnosi się do pozwu koncernu Axel Ringier Springer przeciwko Witoldowi Gadowskiemu w związku z jednym z krytycznych wobec spółki felietonów.

Witold Gadowski zwrócił uwagę na to, że Polska nie otrzymała reparacji, a za zbrodnie II wojny światowej odpowiadają Niemcy, a nie naziści. To kolejna kuriozalna rozprawa przeciwko polskiemu dziennikarzowi. Będziemy wspierać redaktora Gadowskiego w tym procesie. Wydawnictwa muszą mieć grubszą skórę niż przeciętni obywatele, powinny polemizować z krytyką w sposób publicystyczny.

Jak mówi dr Hajdasz, pozew od niemieckiego koncernu medialnego otrzymał także dziennikarz TVP Info Samuel Pereira, domagając się od niego 100 tys. zł.

W ten sposób można łatwo zamykać usta dziennikarzom; wystarczy jeden taki wyrok by poszli z torbami.

Redaktor naczelna „Wielkopolskiego Kuriera WNET” odnotowuje coraz większą ilość spraw wytaczanych dziennikarzom o zniesławienie, na podstawie słynnego artykułu 212 kodeksu karnego:

Sądowe roztrząsanie spraw, które każdy może publicystycznie ocenić, nie ma najmniejszego sensu i budzi ogromne zdumienie.

Poruszony zostaje również temat innych artykułów najnowszego numeru „Wielkopolskiego Kuriera WNET”. Jan Martini napisał tekst poświęcony postaci zmarłego niedawno Jana Grabusa, ostatniego uczestnika walk zbrojnych podczas Poznańskiego Czerwca. Zamieszczono również artykuł na temat prób wyjaśnienia przyczyn śmierci dziennikarza Jarosława Ziętary. Z kolei Jolanta Sowińska-Gogacz przybliżyła czytelnikom sprawę niemieckiego obozu koncentracyjnego dla dzieci, który funkcjonował w Łodzi:

Do lat 70. nie powstawały naukowe opracowania na temat obozu. Do dzisiaj wiadomo o nim stosunkowo niewiele.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Dziecięce piekło w Łodzi. Torański: Gdyby w tym obozie cierpiały żydowskie, a nie polskie dzieci, świat krzyczałby o tym

Błażej Torański mówi o napisanej wraz z Jolantą Sowińską-Gogacz książce „Mały Oświęcim. Dziecięcy obóz w Łodzi”.

Błażej Torański mówi o niemieckim dziecięcym obozie koncentracyjnym ukrytym za murami łódzkiego getta:

Po 45 lat milczenia wydaliśmy książkę. Gdyby tam cierpiały dzieci żydowskie, a nie polskie, świat krzyczałby o tym od 75 lat.

Gość „Poranka WNET” mówi o trudnościach, jakie napotkał wraz z Jolantą Sowińską-Gogacz przy pisaniu książki:

Wiele czasu musiało minąć, zanim świadkowie zaczęli mówić o swoich wspomnieniach.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk wskazuje, że zbrodniarze z łódzkiego obozu nie ponieśli prawie żadnej odpowiedzialności za swoje czyny.

W obozie przebywało jednocześnie około tysiąca więźniów, chłopców i dziewczynek, z czego większość stanowili chłopcy. Po wyzwoleniu Łodzi znaleziono tam jeszcze ponad osiemset maluchów – wszyscy byli ciężko chorzy, a duża część niezdolna do samodzielnego opuszczenia baraku, w którym uciekający przed Sowietami Niemcy dzieci zamknęli. Dziś możemy jeszcze spotkać około trzydzieściorga Ocalałych – pisała w „Kurierze WNET” Jolanta Sowińska-Gogacz.

Relacjonuje, że jedna z oprawczyń, Eugenia Pohl dopiero w 1974 r. została skazana na 25 lat pozbawienia wolności, a i tak bardzo szybko została zwolniona z więzienia.

Gdy spotykała ofiary na ulicy Łodzi, miały do powiedzenia tylko jedno: ty świnio.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.W.K.

Prezydent Duda: Stalin chciał dokonać zemsty na polskiej inteligencji za porażkę i wstyd, której doświadczył w 1920 roku

W dniu 81. rocznicy sowieckiej napaści na Polskę, prezydent Duda przypomniał o bitwie pod Wytycznem i podkreślił, że dopóki żyje w nas etos walki o niepodległość, dopóty będziemy trwali wiecznie.

Prezydent Andrzej Duda wygłosił dziś przemówienie przed pomnikiem ku chwale żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza w Wytycznie w 81. rocznicę sowieckiej napaści na Polskę. W swoim wystąpieniu wspomniał o historycznej bitwie pod Wytycznem, gdzie żołnierze KOP starli się z wojskami sowieckimi. Grupa KOP przez dwa tygodnia przemaszerowała 300 km nieustannie zmagając się w walce z okupantem, czym udowodnili swoją siłę i elitarny charakter tej jednostki. Prezydent podziękował również za pamięć o swoich poprzednich, dzisiejszym funkcjonariuszom Służby Granicznej.

„Dzisiaj rosyjska, a wcześniej sowiecka propaganda, próbuje nazywać tamten brutalny atak sowieckiej agresji ochroną dla mieszkańców Białorusi, Ukrainy. Wszyscy doskonale wiemy, że to nieprawda, a to miejsce jest najlepszym tego dowodem” – podkreślał prezydent Andrzej Duda.

Dodał, że Stalin nigdy nie zapomniał „wstydu” i tego, jak Polacy „pędzili jego i jego żołnierzy” po Bitwie Warszawskiej w 1920 roku, dlatego też chciał dokonać zemsty mordując polską inteligencję w Katyniu.

„To wszystko się nie udało dlatego, że w polskim narodzie głęboko tkwił etos walki o niepodległą Polskę. Głęboko tkwił etos oparty na wartościach, w których jako naród wzrastamy od ponad 1050 lat. To są wartości, które z pokolenia na pokolenie są przekazywane, a naszym obowiązkiem zawsze jest ich bronić i trwać przy nich […] Wierzę w to, że dzięki ich męstwu i krwi, tutaj i w innych miejscach przelanej, będziemy trwali wiecznie” – powiedział Prezydent.

W Bitwie pod Wytycznem zginęło prawdopodobnie 93 polskich żołnierzy, a po bitwie sowieckie grupy pościgowe wyłapali ok. trzystu żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, którzy zaginęli bez wieści. Polskimi wojskowymi pogranicznikami z KOP dowodził wówczas gen. Wilhelm Orlika-Rückemann.

Źródło: IPN/Wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy/prezydent.pl

M.K.

Stopniowo narzucono nam, nie bez zamysłu politycznego, ograniczenia coraz poważniejsze i coraz mniej usprawiedliwione

Zanurzcie żabę we wrzątku, a natychmiast z niego wyskoczy. Umieśćcie ją w wodzie zimnej i podgrzewajcie powoli: żaba przyzwyczai się do zmiany i pozostanie spokojna, dopóki się nie ugotuje.

Piotr Witt

Hollywoodzka wizja dziejów ogranicza się do scen spektakularnych: strzelają, rzucają granaty, umierają, giną. Mniej widowiskowe, ale bardziej istotne są motywacje. Archiwa odtajniane po latach informują coraz pełniej o motywacjach, o cynizmie, chciwości i tchórzostwie jednych, za które inni płacili życiem. Nauki płyną z nich zawsze aktualne, zwłaszcza dzisiaj, w obecnej dziwnej wojnie (trudno powiedzieć z czym: z wirusem czy z chlorochiną), która także pochłania ofiary.

Dawna Europa jest słusznie krytykowana przez historyków za uległość wobec Hitlera. Na jej usprawiedliwienie należy przypomnieć, że Führer prowadził swoją politykę zaborczą w sposób naukowy, opierając się na prawach przyrody odkrytych przez wielkich uczonych i trudnych do ominięcia.

Tym, co widzą w nim tylko nieudanego malarza i niedouczonego kaprala, niełatwo jest wytłumaczyć sukcesy, jakie odnosił wobec doskonale udyplomowanych oksfordczyków i absolwentów słynnej École Militaire. Hitler był samoukiem, ale jego nienasycony głód wiedzy popychał go do sumiennego zgłębiania problemów, którymi się zajął. „Czytanie – pisał w Mein Kampf (s. 32) – nie jest celem, lecz środkiem dla każdego do wypełnienia ram, które wyznaczyły jego talenty i uzdolnienia. (…) Czytałem bardzo wiele w tym okresie (w Linzu, w Wiedniu i w Monachium, P.W. ) i w sposób pogłębiony. Wykułem sobie w ciągu kilku lat zespół wiadomości, które stały się granitowym cokołem mojej przyszłej działalności. Pewne rzeczy dorzuciłem później. Niczego nie muszę zmieniać”. Erudycja, którą chętnie się popisywał, dzięki wyjątkowej pamięci zdumiewała wszystkich, którzy się z nim zetknęli.

Namiętny czytelnik literatury popularnonaukowej poznał także dzieła profesora Friedricha Goltza, który odkrył i opisał m.in. niektóre funkcje systemu nerwowego żab (1869).

Doświadczenie z wrażliwością żaby, przeprowadzone przez wybitnego neurofizjologa, zainspirowało Führera do jego działalności politycznej. „Zanurzcie żabę – pisał Goltz – w garnku z gotującą wodą, a natychmiast z niego wyskoczy. Umieśćcie ją w wodzie zimnej i podgrzewajcie powoli: żaba przyzwyczai się do zmiany i pozostanie spokojna, dopóki się nie ugotuje”.

Prawo rządzące fizjologią żab Hitler zastosował do dyplomacji międzynarodowej z doskonałym rezultatem. „Jeżeli postawi się ich [rządzących] brutalnie wobec radykalnego problemu, obudzi się ich wrogość i chęć odwetu, ale postępując łagodnie, krok po kroku, można zrobić z nimi wszystko” – tłumaczył swoim generałom. Stosując tę metodę, zajął kolejno Austrię i Sudety, i wypowiedział pakt o nieagresji z Polską za milczącym przyzwoleniem mocarstw europejskich, zadowolonych, że ustępując nieco „panu Hitlerowi”, ratują pokój. A przecież mocarstwa były związane z Czechosłowacją i Polską sojuszami wojskowymi i gwarantowały nietykalność ich granic.

W obecnej wojnie sanitarnej chodzi o znacznie mniej, ale spektrum zagadnienia jest szersze. Stopniowo narzucono nam, nie bez zamysłu politycznego, ograniczenia coraz poważniejsze i coraz mniej usprawiedliwione. Profesor Raoult potwierdza użyteczność żelu hydroalkoholowego, ale go nie przecenia. Z równym skutkiem wystarczy dobrze myć ręce wodą i mydłem. Wczoraj pasażer autokaru w Perpignan wyraził optymistyczną nadzieję, że doświadczenia obecnej zarazy nauczą wreszcie Francuzów mycia rąk. Byłaby to w istocie prawdziwa rewolucja obyczajowa. Pisałem już kiedyś, że przez lata życia we Francji tylko jeden na pięciu wezwanych przez nas do domu lekarzy umył ręce, zanim zabrał się do badania. A co mówić o pacjentach?

We Francji znikły ze sklepów żółte kamizelki, zastąpione innymi kolorami, za to maski każą nam nosić prawdopodobnie do końca roku. Czy wystarczy to do uniknięcia jesieni socjalnej, gorącej każdego roku? Z pewnością złagodzi wybuch. Jedni nie pójdą manifestować z obawy zarażenia, inni z obawy przed grzywną.

Powoli przyzwyczajamy się do masek. Kaganiec na razie jest miękki.

Hitler nie powiedział swoim generałom, że profesor Goltz przed ugotowaniem odciął żabie głowę. Pozostał jej refleks, ale świadomy wybór, dusza – zniknęły bezpowrotnie. Führer uznał w danym przypadku głowy swoich rozmówców za szczegół nieistotny.

Profesor Raoult nie przecenia także znaczenia masek, gdyż w ciągu kilkudziesięciu lat praktyki epidemiologicznej stwierdził, że zakażenia dokonują się głównie przez ręce.

Śniło mi się, że jestem psem. Stałem obok torów kolejowych i próbowałem zatrzymać jadący pociąg towarowy. Szczekałem, ile sił, ale pociąg gwizdnął i przejechał. Mój przyjaciel, obeznany z dziełami Karla Gustawa Junga, wytłumaczył, że tak, w formie syntetycznej i alegorycznej, objawił się sens mojej działalności publicystycznej. Słowem, jak mówił niezastąpiony Władysław Gomułka: „Psy szczekają, a karawan jedzie dalej”. Pociąg się nie zatrzymał – dodał znawca psychologii głębi – ale szczekanie zwróciło uwagę innych. Szczekajcie więc, ile wlezie!

Cały artykuł „Śniło mi się, że jestem psem” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w wrześniowym „Kurierze WNET” nr 75/2020, s. 1 i 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Witta pt. „Śniło mi się, że jestem psem” na s. 1 „Wolna Europa” wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ślązak, który był lwowiakiem i „mazurem”. Wspomnienie o ojcu / Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” 75/2020

Niemiec chciał ściągnąć ojca z obozu do Lwowa, gdzie znalazłby mu dobrą pracę, ale pod warunkiem, że podpisze volkslistę. Odpowiedź mamy była jednoznaczna: to jest „mazur” (patriota) i tego nie zrobi.

Tadeusz Loster

„Mazur” znaczy patriota

Erwin H. był wiecznym studentem politechniki lwowskiej. Często przed wojną odwiedzał restaurację mojego ojca Rudolfa, mieszczącą się w Pałacu Sztuki na Placu Powystawowym we Lwowie. Do restauracji przychodził nie sam, towarzyszyła mu grupka młodych ludzi niekiedy mocno rozbawionych, a niekiedy dostojnie poważnych. Zasobność kieszeni Erwina przysparzała mu przyjaciół. W oczach mojego ojca był pożądanym, dobrym klientem. Po niewielkim upływie czasu student Erwin stał się dobrym kolegą ojca, wizytując nie tylko rewiry jego restauracji ale i rodzinny dom przy ul. Kordeckiego we Lwowie.

Co roku we wrześniu na Placu Powystawowym rozpoczynały się Międzynarodowe Targi Wschodnie. W tym czasie była to największa impreza handlowa II RP. Lwów, przygotowujący się już w sierpniu 1939 roku do imprez towarzyszących otwarciu Targów Wschodnich, został zaskoczony wybuchem wojny.

W pamiętnym 1939 roku Targi miały trwać od 2 do 12 września. 3 września miały im towarzyszyć zawody balonowe o puchar Gordona Bennetta, będące mistrzostwami świata w tej dyscyplinie. Już pod koniec sierpnia pawilony Targów Wschodnich zaczęły wypełniać się towarem przywożonym przez krajowych i zagranicznych handlowców. Lwów żył zbliżającymi się imprezami.

Dnia 1 września po godzinie 11 matka moja, Helena, wyszła z domu na codzienne zakupy. Nie zatrzymały jej i nie przeraziły wyjące syreny, do których była przyzwyczajona podczas ostatnich częstych ćwiczeń obrony przeciwlotniczej. Zaniepokoił ją huk strzelającego karabinu maszynowego na dachu Fabryki Kontaktów mieszczącej się naprzeciwko naszego domu. Na niebie zauważyła sylwetki samolotów. Kilka donośnych wybuchów bomb przekonało ją, że wybuchła wojna.

W tym czasie ojciec mój przebywał w swojej restauracji na Placu Powystawowym. Mimo niepewnej sytuacji z pobliskich pawilonów zaczęli schodzić się goście.

Zjawił się również Erwin H.; był podekscytowany. Wyciągnął 100 zł i podał kelnerowi, zamawiając dla wszystkich gości wódkę. Podszedł do podium, gdzie siedziała milcząca orkiestra, i krzyknął do zaskoczonych gości: „Proszę państwa, niech żyje Polska, za tydzień będziemy w Berlinie!”. Zwracając się do orkiestry poprosił, aby zagrała hymn polski. Po odśpiewaniu hymnu owacjom i okrzykom nie było końca.

3 września ojciec mój, zmobilizowany do wojska, wyjeżdżał na front z dworca kolejowego we Lwowie. 12 września 1939 roku w pobliżu Warszawy dostał się do niewoli niemieckiej, a 19 września tegoż roku został osadzony w Stalagu nr XXB w Malborku. 22 września 1939 roku wojska sowieckie zajęły Lwów. Student Erwin H. zniknął z miasta bez śladu.

Fot. z archiwum Autora

Przez kilka miesięcy matka moja bezskutecznie poszukiwała męża. W marcu 1940 roku jeniec Rudolf Loster, a faktycznie nr 11366, został przeniesiony do Stalagu VI J w Krefeld Fichtenhain koło Bonn, gdzie przebywał do września 1944 roku, pracując ciężko w tzw. jenieckich obozach pracy.

Dobre stosunki sojusznicze między Niemcami a Sowietami spowodowały, że korespondencja z obozu jenieckiego do Lwowa zaczęła dochodzić już w kwietniu 1940 roku. Dostarczane listownie skąpe, ocenzurowane wiadomości upewniały w tym czasie piszących, „że żyjemy” i budziły nadzieję rychłego zakończenia wojny, która niestety trwała.

22 czerwca 1941 roku wybuchła wojna między Sowietami a Niemcami. W nocy z 28 na 29 czerwca wojska sowieckie opuściły Lwów. 30 czerwca miasto zostało zajęte przez Niemców. Kilka dni wcześniej Sowieci po kilku miesiącach przesłuchań wywieźli na Sybir drugiego męża mojej babki Zofii. Rozpoczęła się okupacja niemiecka, obfitująca w represje nie mniejsze jak za Sowietów. Na początku października matka moja otrzymała wezwanie na gestapo. Znając postępowanie Niemców, mogła spodziewać się najgorszego. Blisko trzyletnią moją siostrę Basię zostawiła pod opieką babci Zosi. Żegnając się z rodziną przypuszczała, że może nie wrócić do domu.

Ku jej olbrzymiemu zaskoczeniu, przesłuchującym ją był Erwin H. ubrany w mundur NSDAP. Zapomniał, że był z mamą na ty. Zwracał się do niej po niemiecku, a słowa jego tłumaczyła sekretarka.

Pytał, z czego żyje i jak daje sobie radę bez męża. Po kilku minutach wyprosił z pokoju sekretarkę i zaczął z mamą rozmawiać po polsku. Powiedział, że wezwał ją w sprawie Rudolfa i wie, że przebywa on w „naszym” obozie jenieckim, gdzie jest mu ciężko. Wyjawił, że chce mu pomóc i ściągnąć go z obozu z Niemiec do Lwowa, gdzie znalazłby mu dobrą pracę, ale pod jednym warunkiem – że podpisze volkslistę. Odpowiedź mamy była jednoznaczna – że na ile go zna, to jest to „mazur” (patriota) i tego nie zrobi. Erwin poinformował ją, że już rozmawiali z ojcem, proponując mu tylko zrzeczenie się wojskowości polskiej, ale i na to ustępstwo nie chciał się zgodzić. Zaproponował mamie, aby listem poinformowała męża o ich spotkaniu i jego propozycji. Odpowiedź ojca była krótka: „Helu, jest mi tu bardzo dobrze”.

W ostatnich dniach lipca 1944 roku armia sowiecka zajęła Lwów. Jeszcze przed oblężeniem Lwowa rodzina moja szczęśliwie opuściła miasto, udając się do rodziny babki Zofii do Żabna koło Tarnowa.

Z uwagi na zbliżający się front zachodni, w październiku 1944 roku jeńców polskich z obozu VI J przeniesiono do Stalagu VI K w Senne (Paderborn), gdzie ojciec mój przebywał do kwietnia 1945 roku. W pierwszych dniach kwietnia 1945 roku pod Belsen jeniec nr 11366 został wyzwolony z niewoli przez wojska angielskie, a po uwolnieniu wcielono go do Wojska Polskiego. W ostatnich miesiącach wojny korespondencja między moimi rodzicami urwała się. Matka moja po przetoczeniu się frontu zatrzymała się w Zawierciu u swoich rodziców. Do Gliwic przyjechała na tzw. handel. Tam spotkała znajomych i sąsiadów, którzy po wypędzeniu ze Lwowa znaleźli schronienie w Gliwicach. To zdecydowało, że w sierpniu 1945 roku przyjechała z córką i teściową do Gliwic, aby tu zamieszkać.

We wrześniu siostra moja Basia poszła do szkoły. W tym czasie ojciec mój przebywał w 111 Polskim Ośrodku Wojskowym koło Hamburga. Dopiero w pierwszych miesiącach 1946 roku udało się mojej matce za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża zdobyć adres Polskiego Ośrodka Wojskowego koło Hamburga. Niestety listy pisane do ojca już nie dotarły. 22 kwietnia 1946 roku wyjechał do Polski. Rodzice moi spotkali się w Zawierciu kilka dni przed Świętami Wielkanocnymi, w domu rodziców matki. Ojciec mój po blisko siedmiu latach zobaczył swoją córkę Basię. Z powodu „zbyt późnego” przyjazdu do kraju, po zamieszkaniu w Gliwicach musiał przez dłuższy czas meldować się na UB. W pobliżu kościoła pw. Piotra i Pawła otworzył małą restauracyjkę, którą nazwał „Wschodnia”. Po niespełna roku od przyjazdu ojca do Polski, jako już powojenne pokolenie, przyszedłem na świat, otrzymując imię Tadeusz Marcin.

Gliwice wypełnione były uchodźcami ze wschodu, przeważnie lwowiakami. Tutaj odwiedzało się dawnych znajomych i sąsiadów ze Lwowa, ale do rodziny jechało się do Bytomia lub Wrocławia.

Na początku 1950 roku zlikwidowano ojcu restauracyjkę, i to w bardzo sprytny sposób. Co roku trzeba było odnawiać koncesję na działalność gastronomiczną oraz przydział na lokal. Podczas załatwiania tych formalności „władza” zażądała od niego przydziału na lokal, aby mógł otrzymał koncesję, a starając się o przydział na lokal, nie otrzymał go, ponieważ nie miał koncesji. Nie było innego wyjścia tylko praca w państwowym przedsiębiorstwie.

Ojciec poszedł pracować jako kelner do gliwickiej restauracji „Bagatela”. Już po paru miesiącach, nie spodziewając się tego, został „przodownikiem pracy”. Przypuszczalnie tytuł ten socjalistyczna władza rozdawała kelnerom za ilość sprzedanej „gorzały”. Otrzymał w nagrodę talon na rower i zaszczytny wyjazd do Warszawy na Światowy Kongres Pokoju, który trwał od 16 do 22 listopada 1950 roku. Oczywiście nie jechał tam jako gość, tylko w nagrodę – jako kelner do obsługi gości. Na kongresie nie miał szczęścia. Kiedy zwrócili się do niego per „towarzyszu”, odpowiedział, że nie jest członkiem partii.

Po powrocie do Gliwic zaproponowano mu wstąpienie do PZPR-u, które kategorycznie odrzucił. Mama moja wspominała, jak mówił, że załatwi sobie żółte papiery, a do partii nie wstąpi. Ojca wywalili z pracy.

Mimo że w tym czasie miałem zaledwie kilka lat, pamiętam bardzo ciężką sytuację materialną w domu przez trzy miesiące, kiedy ojciec szukał pracy. Sprzedawaliśmy „po ludziach” wszystko, co było możliwe. Pracę w restauracji „Myśliwskiej” załatwił ojcu jego przedwojenny kelner ze Lwowa, Tońcio. Tońcio mieszkał niedaleko nas i był brzuchomówcą, co bardzo mnie jako małego chłopca intrygowało. Potrafił mówić, miauczeć i gdakać, nie otwierając ust. Kiedy nas odwiedzał, zawsze mnie tymi swoimi umiejętnościami zabawiał, nazywając mnie „następcą tronu”.

Fot. z archiwum Autora

Po 1956 roku rozpakowaliśmy się. Przechowywane u rodziny pod Tarnowem resztki mebli oraz „drogocenne” rzeczy uległy częściowemu zniszczeniu. Ja otrzymałem gramofon z kolekcją przedwojennych przebojów na szelakowych płytach. Patefon był zepsuty, miał zerwaną sprężynę, jednak nie przeszkodziło mi to w odtwarzaniu płyt, które kręciłem palcem. W taki sposób opanowałem teksty i melodie nagranych na nich przebojów. Mimo urządzenia się w Gliwicach, ojciec mój zawsze marzył o powrocie do Lwowa. Niektórzy znajomi za tzw. mienie zaburzańskie, czyli domy pozostawione na wschodzie, zajmowali domy poniemieckie. Ojciec mój, mając możliwość pozyskania domu w Gliwicach, usilnie jednak składał „papiery” w Krakowie, ale otrzymać tam dom było niemożliwością.

Odwiedzała nas często sąsiadka ze Lwowa, Lusia B., która wyszła za mąż za inżyniera krakusa. Podczas jednej z wizyt mąż Lusi oświadczył, że jest skłonny sprzedać pół domu w Krakowie na Krowodrzy. Od tego momentu ojciec mój nosił się z chęcią kupna domu i przeprowadzenia się do Krakowa. Jednak z powodu zasobów finansowych rodziców chęci pozostały tylko marzeniami. Mimo smutnej rzeczywistości, nie obyło się bez wyjazdów do Krakowa, oglądania domu i snucia marzeń.

W 1959 roku przed samym Bożym Narodzeniem rodzice wybrali się do Krakowa, aby po raz kolejny obejrzeć dom oraz kupić coś ciekawego na święta. W czasach PRL-u komuna w okresie przedświątecznym rzucała na rynek produkty niedostępne w innym okresie. I tak można było na przykład kupić takie luksusowe towary, jak szynkę czy cytryny, których przybycie statkiem do portu w Gdańsku zapowiadano w radiu już miesiąc wcześniej.

Po oględzinach domu rodzice moi udali się na rynek starego miasta, podziwiając wystrojone przedświątecznie witryny sklepowe. Jedna z nich była dopiero ubierana. Dekorację przypinał mężczyzna, który na chwilę obrócił się w stronę wystawowej szyby. Był to Erwin H.

Rodzice od razu rozpoznali swojego znajomego ze Lwowa, a ojciec zapukał w szybę. Pan Erwin odwrócił się, było widać, że się zmieszał i szybko opuścił wystawę sklepową. Ojciec mój wszedł do sklepu, ale nie zastał w nim Erwina. W sklepie na wieszaku pozostał jego płaszcz i buty. Erwin H. tylnym wyjściem uciekł ze sklepu w skarpetkach. W czasie rozmowy z ekspedientką rodzice moi dowiedzieli się, że dekorator ma inne imię i nazwisko niż wymieniane przez rodziców. Nie chcieli pamiętać nowego nazwiska Erwina H. starali się zapomnieć o sprawie, która przez dłuższy czas bardzo ich poruszała.

Wiosną 1968 roku ojciec mój zachorował i znalazł się w szpitalu. Okazało się, że ma marskość wątroby, choć nigdy nie nadużywał alkoholu. Chorobę przypuszczalnie zafundowali mu Niemcy blisko sześcioletnią dietą obozową . We wrześniu tegoż roku Rudolf Loster – „mazur” – zmarł.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „»Mazur« znaczy patriota” znajduje się na s. 1 i 2 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „»Mazur« znaczy patriota” na s. 1 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dmitrowicz: Niemcy w latach 1939-1945 uzyskali dochód rzędu 2 bln euro. Niemcom żyło się znakomicie w trakcie wojny

Piotr Dmitrowicz opowiada o wystawie zdjęć Pawła Bielca, przedstawiających miasto Kraków w okresie II wojny światowej i wskazuje na ogromne zyski Niemców, które czerpali z okupacji Polski i Europy.

Dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie, Piotr Dmitrowicz opowiada o najnowszej wystawie zdjęć Pawła Bielca, krakowskiego fotografa, który uwiecznił klimat przedwojennego Krakowa, następnie dramatyczny moment wkroczenia niemieckiej armii do dawnej stolicy Polski, a później zastąpienia jej okupacją sowiecką.

Chcieliśmy pokazać ten Kraków, w którym kształtował się charakter Karola Wojtyły, przyszłego papieża […] To są te lata, które w moim przekonaniu bardzo mocno ukształtowały późniejsze życie, ale też pontyfikat Jana Pawła II.

Historyk zwraca uwagę, że data zakończenia II wojny światowej w dniu 8 maja 1945 roku jest równie nieszczęśliwym momentem, co 1 i 17 września 1939 roku, ze względu na ogromny bilans strat i zniszczeń, jaki poniósł polski naród. Dodaje, że jeden z niemieckich historyków oszacował, iż Niemcy w całej okupowanej Europie w latach 1939-1945 uzyskali dochód odpowiadający dzisiejszej wartości dwóch bilionów euro: „Ten strumień pieniędzy i dzieł sztuki płynął z Polski do Niemiec, a czego nie mogli Niemcy czy sowieci wywieść i zrabować, to po prostu niszczyli”.

Trzecią datą symboliczną, dla nas bardzo czarny dzień i o tym powinniśmy pamiętać, to 8 maja 1945 roku-zakończenie wojny, świętowane jako wielkie zwycięstwo. Dla nas ta wojna była ogromną tragedią w każdym wymiarze. Straciliśmy połowę terytorium polskiego państwa przedwojennego. Niemcy i Sowieci wymordowali 6 mln Polaków. Blisko 3 mln Polaków pracowało przymusowo na terenie III Rzeszy […] Niemcom żyło się znakomicie w trakcie II wojny światowej, aż do czasów alianckich nalotów.

Dyrektor Piotr Dmitrowicz podkreśla, że nie powinniśmy przedstawiać filmów historycznych na temat II wojny światowej w sposób „radosny, gdzie wszyscy są świetnie ubrani, dożywieni i zadowoleni, a nawet jak jest strasznie, to z drugiej strony jest sympatycznie. Mnie to osobiście razi […] Powinniśmy pamiętać, że wojna to nie tylko bitwy i żołnierze, ale zwykli ludzie, cywile, którzy tracili życie w łapankach, masowych rozstrzeliwaniach czy wywózkach do niemieckich obozów koncentracyjnych”.

Nie przypominam sobie z ostatnich lat filmów pokazujących tę historię z lat 30 i 40 w sposób, który by poruszał […] O ile o części wydarzeń historycznych można opowiadać w sposób humorystyczny i mocno popkulturowy, to w przypadku tego, co działo się II wojny światowej, my nie możemy pozwolić sobie na pudrowanie i pokazywanie wojny w sposób radosny – dodaje historyk.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Raport niemieckiego historyka: Firma Continental była filarem narodowego socjalizmu i niemieckiej gospodarki wojennej

Niemiecka firma Continental zleciła przeprowadzenie badań na temat swoich powiązań z nazistowskim reżimem. Na 870 stronach raportu wykazano liczne praktyki testowania produktów i mordowania więźniów.

Producent części samochodowych Continental opublikował w czwartek wyniki raportu „Supplier for Hitler’s War: Continental During the Nazi Era„, który dotyczył historii funkcjonowania firmy w czasach nazistowskiego reżimu. Na 870 stronach dokumentów przedstawione zostały relacje firmy Continental z nazistami, zysków ze współpracy i zachowań jej menedżerów. Za przeprowadzenie badań odpowiadał historyk Paul Erker z Uniwersytetu Ludwiga Maksymiliana w Monachium.

Jedną z konkluzji było stwierdzenie historyka, że firma Continental była „filarem narodowego socjalizmu i gospodarki wojennej”.

W latach 30. Continental był największym na świecie producentem materiałów gumowych produkujących np. opony, części samochodowe, gumowe podeszwy do butów żołnierskich, nakładki na czołgi, węże, hamulce hydrauliczne i precyzyjne przyrządy do pocisków manewrujących V-1

Firma czerpała zyski z wyposażania niemieckiej armii w swoje produkty, a także wykorzystując tanią siłę roboczą z okupowanych terenów Belgii oraz jeńców francuskich i rosyjskich. W fabrykach Continental podczas II wojny światowej zatrudnionych było 10 tys. przymusowych robotników.

W czasie wojny niemiecka firma korzystała także z pracy więźniów obozów koncentracyjnych, którzy byli „wykorzystywani i maltretowani, aż do wycieńczenia lub śmierci”.

W jaki sposób niemiecki potentat produktów z gumy testował swoje produkty? Jednym z przykładów było zmuszenie więźniów do 30-40 km marszu wokół dziedzińca obozu koncentracyjnej Sachsenhausen pod Berlinem. Każdy, kto nie wytrzymywał marszu zwalniając lub upadając był rozstrzeliwany przez strażników SS. Continental zamawiał również „specjalne testy”, na które składał się marsz więźniów po lodzie i śniegu bez skarpet. Niektórzy więźniowie zdołali przejść łącznie nawet do 2200 kilometrów. Więźniowie obozów byli także wykorzystywani do produkcji masek przeciwgazowych.

Na czwartkowej konferencji, władze Continental oświadczyły, że starali się znaleźć osoby przymusowo pracujące w tamtym okresie na rzecz ich firmy, ale wszyscy już zmarli. Niemiecka firma pochwaliła się, że dołączyła do fundacji EVZ, która wypłaca odszkodowania pracownikom przymusowym i wpłaciła na jej konto dwucyfrową kwotę.

W raporcie udowodniono, że menedżerowie firmy Continental byli „aktywnie zaangażowani” w niemieckie starania wojenne, czerpiąc zyski z polityki zbrojeniowej Hitlera. Zarząd firmy „powitał przejęcie władzy przez nazistów z euforią” i usunął wszystkich żydowskich członków rady nadzorczej w procesie „aryzacji”.

Niemiecka firma planuje wykorzystanie wyników z przeprowadzonych badań i wdrożenie ich w programy szkoleń dla swoich pracowników, aby poinformować ich o przeszłości firmy. Wprowadzi też system stypendiów naukowych na badania historii niemieckich korporacji w czasach hitleryzmu. W przeszłości kilka niemieckich koncernów podjęło podobne działania, w tym na przykład Volkswagen, Daimler, Deutsche Bank, Audi czy Dr. Oetker. Z Hitlerem współpracowały także IG Farben (późniejszy Bayer) czy Siemens.

Firma Continental została założona w Hanowerze w 1871 roku i jest dziś warta 44 miliardy euro. Obecnie zajmuje się produkcją opon samochodowych i rowerowych, a także układów hamulcowe i elektroniki samochodowej.

Źródło: DW/FT/Forbes

M.K.

Dr Jabłonka: We wrześniu 1939 roku, wszystko co ludzkie było Niemcom obce. To była wojna światów

Dr Jabłonka opowiada o totalitarnych planach nazistowskich Niemiec, teoriach sterowania Hitlerem przez sowieckiego agenta Bormanna, oporze i sile narodu polskiego oraz duchowej wojnie światów.

Historyk dr Krzysztof Jabłonka wskazuje, że pojawiają się informacje z rosyjskiego Stowarzyszenia Memoriał, które nie wykluczają, iż Hitler mógł dojść do władzy w Niemczech, dzięki poparciu (m.in. finansowemu) ze strony Stalina w celu rozsadzenia systemu wersalskiego.

Dodaje, że data 1 września 1939 jako moment wybuchu II wojny światowej jest uczciwa historycznie. Natomiast chwila, w której doszło do pierwszych działań zbrojnych na terytorium Polski, powinny być jednak kojarzone z walką na Westerplatte.

Choć pierwsze bomby spadły na Wieluń, to pierwsze strzały padły na Westerplatte. To jest sprawiedliwe rozsądzenie.

Gość Kuriera w samo południe wracając do rosyjskich wpływów w hitlerowskich Niemczech, przypomina postać Martina Bormanna, którego podejrzewano o szpiegowanie na rzecz sowieckiego GRU.

Związek Sowiecki przygotowywał wojnę rękami Niemców. To jest koncepcja Wiktora Suworowa z książki „Lodołamacz”. Hitler był łatwo sterowalny, tylko że potrzebował kogoś kto nim posteruje, a był nim Martin Bormann.

Rozmówca Adriana Kowarzyka wskazuje, że niemiecka taktyka była niebywale barbarzyńska.

Ludność cywilna i wszystko, co ludzkie było Niemcom obce […] To jest coś, z czego do końca nie zdajemy sobie sprawy. Grupa uderzeniowa została przygotowana do totalnego zmiażdżenia przeciwnika […] W wojnie totalnej chodzi o dobra duchowe. Pozbawić Polaków sensu istnienia. To im się udało w Rosji, gdzie witano ich chlebem i solą. W Polsce było to nie do pomyślenia.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Jarosław Sellin: Samorządowców nie wybieramy po to, aby konfrontowali się z rządem

Wiceminister kultury o alternatywnych, samorządowych obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej, pracach archeologicznych na Westerplatte i rekonstrukcji rządu.

Solidarność była najbardziej fenomenalnym ruchem społecznym w historii ludzkości. Po 10-letniej walce doprowadził do odzyskania wolności przez narody Europy Środkowo-Wschodniej.

Jarosław Sellin mówi o obchodach 40. rocznicy porozumień sierpniowych i 81. rocznicy wybuchu II wojny światowej w Gdańsku. Zapowiada, że prezydent Andrzej Duda wyjawi na Westerplatte ważne informacje nt. badań archeologicznych tam prowadzonych.

Wiceminister kultury komentuje postawę prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz wobec nadchodzących rocznic. Ubolewa nad tym, że część samorządowców zbyt mocno angażuje się w politykę krajową. Gość „Popołudnia WNET” negatywnie ocenia organizowanie alternatywnych obchodów przez polityków opozycji.

Nie jest właściwe, że senacka komisja kultury planuje swoje wydarzenie w Europejskim Centrum Solidarności, akurat w trakcie obecności władz państwowych w Gdańsku.

Jarosław Sellin wskazuje, że obchody na Westerplatte powinno organizować Wojsko Polskie, dlatego rząd przekazał mu takie kompetencje.

Wojsko Polskie jesst spadkobiercą tamtych dzielnych żołnierzy.

Poruszony zostaje również temat rekonstrukcji rządu.

Dążymy do skrócenia ścieżek decyzyjnych. Rekonstrukcja ma też na celu znalezienie oszczędności budżetowych.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.